Ta sala jest idealna dla tych, którzy lubią oglądać siebie ze wszystkich stron. Jest to dosyć duże pomieszczenie, na którego trzech ścianach zawieszone są przeróżne lustra – niektóre działają jak zwykłe lustra, inne zniekształcają sylwetkę. Pod ścianą niepokrytą lustrami, tą samą, w której znajdują się drzwi wejściowe, stoją kanapy i fotele, które można łatwo przemieścić i ustawić w dowolnym miejscu. A oświetlenie? Nie wiadomo skąd pochodzi. Gdy ktoś wchodzi do środka, pomieszczenie staje się jasne, jakby cały czas panował dzień. Idealne miejsce do ćwiczenia swoich tanecznych umiejętności.
***
Gabrielle, podekscytowana spotkaniem z przyjacielem z dzieciństwa, którego nie widziała przecież od tylu lat, szybko napisała notkę, która miała poinformować Pierre'a o tym, że czekała na niego. Najpierw pobiegła do sowiarni i wysłała ją, w niej zmieniając miejsce spotkania (w Salonie Wspólnym już ktoś był). Później szybko udała się do Sali, mając nadzieję, że nie spóźni się i że to ona nadejdzie tam pierwsza, tak, jak obiecała, a nie on. Na szczęście, gdy tylko weszła do pomieszczenia, okazało się, że nie było w nim nikogo oprócz niej. Także usiadła na jednym z foteli i czekała, przy okazji obserwując swe oblicza odbijające się w lustrach. A niektóre wyglądały prześmiesznie.
Czarno to widziała. Nie wyobrażała sobie, żeby ktokolwiek miał ją nauczyć tańczyć, śpiewać, w zasadzie jakkolwiek radzić sobie na scenie. Mogła tam co najwyżej stać i modlić się o cud. Mimo wszystko, musieli dać temu szansę, a skoro Ezra chciał pomóc, szkoda było z tego nie skorzystać. Jakby nie patrzeć, był jedyną nadzieją, mógł ich uchronić przed całkowitym upokorzeniem. Tak by się przynajmniej mogło zdawać. Zresztą (a może przede wszystkim?) odkąd dowiedziała się, że między Mefem a Skylerem może się coś dziać, musiała to zobaczyć na własne oczy, żeby trochę dokładniej wybadać sytuację. Puchon wydawał się miły i chociaż póki co ich relacja była jaka była, to Emily miała nadzieje na poprawę. A teraz to wręcz wiedziała, że musi spróbować to naprawić, wystarczyło już, że Nox miał nieciekawą relację z Nathanielem, ona musiała polubić się z jego... trudno właściwie było to nazwać. Odłożyła torbę w rogu sali lustrzanej i czekała, aż zejdzie się reszta. W końcu do środka wszedł jej partner w niedoli, do którego uśmiechnęła się na przywitanie. Tak naprawdę nie miała pojęcia, na ile jeszcze chłopak trzyma dystans, Jerry teoretycznie jej wybaczył, ale wiadomo, że w tej kwestii to przyjaciele potrafią być bardziej konsekwentni od samego głównego zainteresowanego. - Hejka. W końcu zapomniałam ci napisać, ale zaraz przyjdzie jeszcze Mef i Ezra. Podobno Ezra ma nam pomóc jakoś to ogarnąć... nie wiem czy to w ogóle możliwe, ale jak z kimś mamy szansę, to tylko z nim. Mam nadzieje, że masz chociaż trochę więcej umiejętności niż ja - pokręciła glową, bo dalej perspektywa nie napawała jej optymizmem. - Bez obaw. Poprzeczka nie jest wysoko - dodała. Ubrała się dość wygodnie, skoro mieli coś tańczyć i ćwiczyć, miała na sobie grube leginsy, luźną koszulkę i sportowe buty. Emily w takim stroju to był absolutnie nietypowy widok, ledwo wyszukała te rzeczy na dnie swojej szafy. Na ogół nie potrzebowała niczego "sportowego" bo od samego sportu trzymała się na bezpieczne kilka kilometrów.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
"Co ja sobie myślałem?" To jedno pytanie wciąż krążyło mu w głowie, choć powody jego wywołania były różne i prawdopodobnie pojawią się następne, gdy chociażby odkryje, że jego zadanie będzie wymagało od niego ruchu, więc dość sztywna koszula mundurka nie była wcale najlepszym wyborem nawet jak na pierwsze próby wystąpienia. Aktualnie pytanie kręciło się chaotycznie po jego głowie, gdy tylko przypominał sobie, że po zajęciach faktycznie czeka go spotkanie z Emily i nabierał wątpliwości czy uda mu się być dla niej uprzejmym, jakoś nie do końca kodując w głowie, że z Jerrym już wszystko sobie wyjaśnili. Zdrada to zdrada. Niesmak pozostał. A mimo to spakował rano do torby waniliową muffinkę i uparcie kitrał ją tam przez cały dzień, podświadomie chcąc ją jej podsunąć jako symbol zgody. Pytanie tylko czy powinien? Zwłaszcza, że ledwo zdążył wejść do sali, a zanim odpowiednio nakreślił przywitanie, to już jego brwi zbiegły się ku sobie, a dłoń powędrowała w niedowierzaniu do loków na czole. Zdusił w sobie przekleństwo, nie chcąc nim rzucać przy dziewczynie, a co z pewnością nieco by złagodziło napięcie, które wywołała ta informacja i obdarzył Ślizgonkę jednym z wyuczonych uśmiechów. Może los okaże się dziś dla nich łaskawy i uraczy Ezrę przyjazną taktownością, dzięki której on sam nie spali się zupełnie w oczach Mefisto. - To by bardzo źle o Tobie świadczyło - rzucił, mając na myśli jej umiejętności, jednocześnie kładąc torbę na ziemi, tuż obok rzeczy Emily i zaraz wyprostował się nieco, zdając sobie sprawę jak to mogło zabrzmieć. Zerknął na nią by wybadać czy wzięła to za aluzję, do tego co tak niewypowiedzianie ich od siebie odgradzało, a co przecież aluzją miało nie być, choć Freud miałby o tym inne zdanie. - Nie śpiewam i nie tańczę, więc nie wiem jak my to zrobimy - dodał szybko, by nakreślić co miał wcześniej na myśli i westchnął, przenosząc wzrok na własne odbicie w lustrze, by krytycznie przesunąć po sobie spojrzeniem i odruchowo poprawić włosy - Co najwyżej zamacham bioderkami - mruknął nisko, uśmiechając się nieco szczerzej na myśl, że w każdej chwili mogą tu wparować dwie osoby, które miały okazje poznać, że akurat nad biodrami potrafi zapanować.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Im bliżej próby, tym więcej wątpliwości. Mefisto w pierwszej chwili niezwykle ucieszył się z zadania profesora Forestera, uznając je za zwyczajnie ciekawe. Oryginalne, kreatywne, wymagające i w dużym skrócie robiące dokładnie to, o czym Ślizgon wspominał w pracy domowej. Podobał mu się nawet dobór partnera, z zadowoleniem stwierdzając, że akurat przy Ezrze nie będzie musiał się aktorsko wysilać, by pożerać go wzrokiem tak jak Danny robił to z Sandy. Dopiero później zaczął się wahać, jak gdyby rozumiejąc subtelną powagę sytuacji i fakt, że mimo wszystko pisał się na "zabawę" z profesjonalistą, który i poza swoim obszarem zainteresowań potrafił być trudny i wymagający. Pocieszał się zatem uparcie myślą o towarzystwie Emily, która z łatwością potrafiła złagodzić nie tylko Noxa, ale również Clarke'a. Inna sprawa, że kiedy otwierał drzwi od sali lustrzanej, nie spodziewał się w niej zobaczyć również Skylera. Zapomniał o swojej sugestii, albo uznał ją za wystarczająco żartobliwą; tak czy tak, przez ułamek sekundy miał ochotę szybko się wycofać i zamknąć drzwi z powrotem. Nie dał tego po sobie zobaczyć, dochodząc do wniosku, że prędzej czy później i tak by się musiał przed nim ośmieszyć. - No jedno wygląda na bardziej podekscytowane od drugiego - rzucił ironicznie na powitanie, podchodząc i porzucając swoją torbę gdzieś tam obok nich. Prawdę mówiąc, zdecydowanie mniej koncentrował się na samym zostawieniu rzeczy, a dużo bardziej na jakimś sensownym zachowaniu... I przywitaniu. Zerknął na swoje odbicie ponad ramieniem Sky'a, nachylając się aby delikatnie musnąć wargami jego policzek. Kącik ust ledwie drgnął mu ku górze, a Mefisto już odwracał się do Emily, by ją z kolei objąć w talii z cichym gwizdnięciem. Jeśli nie uciekła, to też mogła liczyć na buziaka w policzek, może nawet nieco mniej niezręcznego. To do niej też trafiło lekko zmieszane spojrzenie zielonych tęczówek, które tak uparcie chciał ukryć przed Skylerem. - Sportowy stróóój... wiesz co lubię, mm? - Zaśmiał się, doskonale wiedząc, że nie jest to typowy outfit Ślizgonki. On sam nie miał problemu z dobraniem ubrań - czarne dresy ze ściągaczami na kostkach nie były dla niego niczym nienaturalnym, podobnie jak mocno dopasowana szara koszulka sportowa. - Czyli wszyscy pokładamy nadzieję w Clarke'u? Tragicznie mu ego skoczy przez to wszystko, mówię wam...
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie wymieniłby tego na nic - ani na cały wór kociołkowych piegusek, ani na żaden wytworny kapelusz, pasujący mu do ekscentrycznej kolekcji, którą powoli sobie tworzył, ani nawet na prawdziwą rolę w prawdziwym musicalu. Żal mu ściskał serce, kiedy myślał, że ten rok był równoznaczny z końcem sztucznego przedłużenia sobie wieku młodzieńczego; w końcu musiał opuścić Hogwart i przyjazną wieżę Ravenclaw. Jeszcze nie wiedział, co chciał z tym faktem począć - podbijać serca ludzi na prestiżowych scenach, rzucić sławę dla bardziej przyziemnych zajęć i wyciszenia w Dolinie Godryka wśród wymarzonego prywatnego zoo czy też... Jednak zostać w Hogwarcie tylko na nieco innej pozycji. I choć były to rozważania wciąż odległe Ezrze - w końcu jakiekolwiek decyzje znajdowały się jeszcze poza zasięgiem jego wzroku - tak podświadomie nawet to spotkanie rozważał w kontekście przyszłości. Prawdopodobnie dlatego zgodził się na prośbę Mefistofelesa - duża sympatia do drobnej Ślizgoneczki mogłaby nie wystarczyć, gdy Clarke nastawiony był nie tylko na zabawę, ale i wygraną. A teraz traktował to jak nieinwazyjny sprawdzian tego, czy w ogóle spełniałby się w roli nauczyciela działalności artystycznej... Lub inwazyjny, ale straty ponosiła tylko Emily, a nie cały rocznik, toteż było to ryzyko warte podjęcia. Na ostatnich zajęciach trudno było mu wysiedzieć - w głowie już miał przynajmniej trzy pomysły aranżacji własnej scenki, które planował wdrożyć i na których temat potrzebował opinii Noxa. Rozpaczliwie też potrzebował zgrabnych obcasików, coby i Emily mogła spełnić część swojej umowy; na całe szczęście szerokie grono koleżanek, które przez te wiele lat Clarke zdążył oczarować okazało się na tym polu pomocne. Ostatecznie cały w skowronkach, z dużą butelką wody, z czerwonymi butami w dłoni - budzącymi w nim jeszcze odrobinę przerażenia - i szerokim, entuzjastycznym uśmiechem wparował do sali lustrzanej, by wyłapać ostatnie zdanie Noxa. - Nie może skoczyć coś, co osiągnęło już próg maksymalny, skarbie - odparł, wzrokiem przemykając po całej trójce i każdemu posyłając uśmiech. Kwaśne miny perfekcyjnie ignorował. - Skyler! Ciebie się tu nie spodziewałem, ale to zawsze wielka przyjemność cię widzieć. Świetnie! Odłożył swoje rzeczy na bok i spójrzał na nich oceniająco, podpierając ręce powyżej bioder. Przynajmniej w kwestii ubrań wygladali na gotowych na wycisk. Cóż. Prawie wszyscy. Sam Ezra na sobie miał czarne bawełniane spodnie - wygodnie przylegające, choć nie obcisłe - i bluzkę na krótki rękaw w tym samym kolorze. Pamiętając, by przesadnie nie obnażać ramion w obecności Noxa, narzucił też na siebie granatową bluzę. - Zanim przebierzemy Pana Sztywnego, proponuję, żebyśmy na chwilę usiedli i porozmawiali, co w zasadzie każdy z nas chce osiągnąć. - Opadł do siadu skrzyżnego; nie było po co zaczynać praktyki, skoro nie mieli żadnego pojęcia o teorii. - Emily, Skyler. Nie macie dużo skomplikowanych ruchów, co jest dla was zaletą, jak i wadą. W dużej ilości chaotycznych ruchów łatwiej ukryć błąd, jak u mnie i Noxa. Mamy większą swobodę. U was będę oczekiwał celowości. Dużej pewności siebie w całej sylwetce. Odtąd. - Wychylił się, by palcem wskazującym stuknąć w czubek głowy Emily. - Po najmniejszy palec u stopy. I to w was w pierwszej kolejności myślę, że trzeba wytrenować. Ale może wy macie inne odczucia więc... Z czym czujecie się najmniej pewnie? Ja przyznam, że jestem całkiem przerażony tak żywym tańcem na obcasach. I lateksem - bo tak, Nox, chcę lateks i mnie nie powstrzymasz - starał się obrócić wszystko w żartobliwą formę, samemu jednak czując się trochę niezręcznie. Przyznawanie się do słabej strony było praktycznie równoznaczne z wystawieniem jej pod ocenę trzech osób, co z kolei rodziło potężny konflikt interesów...
Nie dziwiła się, że nie bije od niego entuzjazmem na jej widok, ale miała nadzieje, że mimo wszystko nie będzie tak źle. Pewnie gdyby ktoś potraktował Mefisto tak jak ona Jerry'ego, byłaby znacznie, znacznie gorsza. Lepiej więc, żeby Skyler nigdy na to nie wpadł, skoro już dostał cenne zainteresowanie jej przyjaciela. Mimo wszystko starała się podtrzymywać uśmiech, nawet jeśli okoliczności ku temu nie sprzyjały. - Ja też nie. Chyba musimy zacząć - pokręciła głową, dziwiąc się samej sobie, że jeszcze nie wycofała się z tego rakiem. Normalnie siłą by jej nikt nie wcisnął na scenę, nawet jakby zależała od tego jej ocena z artystycznych. Ale teraz? Dalej próbowała nowych rzeczy i dalej zdeterminowana starała się odnaleźć w rzeczywistości, z którą sobie nie radziła, więc zmiana podejścia, chociaż częściowa, mogło pomóc. - Słuchaj, wiem, że nie jesteś moim największym fanem, ale ta cała sytuacja... ja naprawdę nie chciałam... - zaczęła się tłumaczyć, licząc, że może oczywiści atmosferę przed pojawieniem się reszty, ale zaraz do środka wszedł Mef z daleko idącą opinią, bo nie powiedziałaby, żeby ona była entuzjastyczna. Uśmiechnęła się, widząc urocze przywitanie ze Skylerem i przytuliła go, kiedy do niej podszedł. Przewróciła oczami, kręcąc głową - nic nie mów. Wyglądam strasznie głupio - stwierdziła, bo nie czuła się w takim stroju ani trochę komfortowo. Uśmiechnęła się pod nosem po kolejnym stwierdzeniu i już pożałowała tego spotkania, kiedy zobaczyła entuzjazm Ezry. - Mierzmy siły na zamiary... - mruknęła w odpowiedzi na wykład Ezry, marszcząc nos, kiedy stuknął w niego palcem. - Nie wiem jak Sky, ja czuje się niepewnie we wszystkim. Ale chyba taniec jest gorszy, bo mam dwie lewe nogi. Z obcasami pomogę - dodała rozbawiona, bo chociaż wyobrażała sobie, że w każdej innej rzeczywistości, chodziłaby tylko na płaskich butach, a na obcasach pokazowo by się zabijała, to okoliczności zmuszały ją tak często do ubierania eleganckich strojów, że z czasem było to już dla niej całkowicie naturalne.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Oderwał wzrok od własnego odbicia w lustrze, przenosząc je na odbity wcale nie tak dalej profil dziewczyny i skrzywił się lekko słysząc pierwsze słowa, wiedząc już jakie mogą paść następne. "Nie chciałam"; "To skomplikowane"; "Mogę to wyjaśnić". Nic czego w życiu już by nie słyszał, więc wykręcił w jej stronę głowę, a gdy wzrok padł na niebieskie oczy, twarz mimowolnie nabrała mu łagodniejszego wyrazu. Łatwo było jej nie lubić, gdy była tylko sylwetką w oddali, gdy nie słyszał jej głosu, ani nie widział żywotnego błysku skruchy w jej oczach, ale teraz, stojąc tuż przed nią, łatwiej było mu zaakceptować, że i ona w tym wszystkim jest ofiarą. Wyciągał już nawet dłoń w jej stronę, gdy wraz z niedokończonym zdaniem Ślizgonki jego uwaga przeniosła się w stronę wejścia, gdzie przeciągłym spojrzeniem przywitał Mefisto, nie oszczędzając mu też widoku nieco tylko hamowanego uśmiechu. - No moja ekscytacja właśnie nieco wzrosła - odpowiedział bez namysłu, gubiąc spojrzenie gdzieś na wysokości mostka Ślizgona i zaraz drgnął lekko, orientując się, że to też można było odebrać jako niemiły komentarz do dziewczyny, więc zerknął na nią przelotnie, chcąc sprawdzić jak ona sama zinterpretowała jego słowa. Zdążył ledwie rozchylić wargi w odruchu tłumaczenia się, chcąc jakoś z tego wybrnąć (prawdopodobnie tylko wszystko pogarszając), ale uwaga zdążyła już uciec do zbliżającego się Mefisto. W naiwnym instynkcie zapomniał o tym gdzie i przy kim są, więc ustami już odszukiwał jego ust, z pewnością zmniejszając ich planowaną przez Ślizgona odległość, a mimo to, ten i tak trafił nimi jedynie na skórę policzka, dając Skylerowi jasno do zrozumienia, że chyba nieco się rozpędził. Spiął się nieco, czując niezręczność ze swojej pomyłki i zamilkł zupełnie, uciekając od nich wzrokiem, gdy zbyt jasno dali mu do zrozumienia, że się dobrze znają, teraz już błagając o nagłe pojawienie się ich divy, która z pewnością odwróci wszelką uwagę od niego samego. A przy okazji może pomoże poczuć mu się mniej obco? Zdecydowanie z takim uczuciem przyjął widok Ezry i z ulgą zauważył, że ten jest w na tyle dobrym humorze, że nie pozostawi za wiele pustego miejsca na komentarze innych, a więc sam Sky będzie mógł sobie pomilczeć w spokoju i wycofać się nieco z odpowiedzialności. - Straciłeś przywilej przebierania Pana Sztywnego, Ezra - mruknął tylko, czując, że od razu musi zaznaczyć, że nie życzy sobie żadnej zmiany ubioru. Może i mundurek nie był najwygodniejszy, ale z pewnością komfortowy psychicznie w tak niepewnej dla niego sytuacji. Jeśli nie da rady zrobić czegoś w białej koszuli, to i nie da rady tego zrobić później na scenie w kostiumie. Zwłaszcza słysząc komentarz o pewności siebie, odruchowo przesunął dłonią po materiale na brzuchu, jakby w tym geście wygładzenia bieli miał upewnić się, że to jedyna słuszna decyzja. Przesunął zdezorientowanym wzrokiem po obecnych, próbując nie myśleć o lateksie, ani nie odszukiwać spojrzeniem dla uspokojenia znajomych już tatuaży i wstrzymał się z deklaracją, że jest beznadziejny ze wszystkim, co w ogóle można połączyć z musicalem. - Tak szczerze, to ja nawet nie wiedziałem, że się na to zapisałem - powiedział w końcu, chyba zdradzając tym wystarczająco dosadnie, że ani śpiewa, ani taniec, ani nawet gra aktorska nie wpisują się w listę jego umiejętności, co właściwie Clarke powienien już wiedzieć. Możliwe, że Jerry albo Flora zapisali go na te tortury? A może to on podczas największych smętów poferyjnego tygodnia dodał swoje nazwisko do listy idąc za radą, że musi czymś zająć myśli?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Warto było sobie zapamiętać na przyszłość, że dobrze jest słuchać swojego instynktu i podążać za tymi pierwszymi myślami, które znikąd pojawiają się w głowie i - choćby na ułamek sekundy - paraliżują całą postawę. Mefisto zignorował swoją dziką chęć ucieczki z sali lustrzanej i wszedł do środka, tym samym zmuszając się do brania udziału w szalenie niezręcznym spotkaniu. Pierwszym sygnałem, że podjął niesłuszną decyzję, było powitanie ze Skylerem; Nox zauważył tę niepewną reakcję i Merlinie, jak znienawidził swoje ciało za to, że nie zdołało zmienić swojej trajektorii. Uciekł do Emily ze stanowczo zbyt rozszalałym w klatce piersiowej sercem, które błyskawicznie przepełniło się wątpliwościami odnośnie tego co zrobił, co powinien, a co chciał. - Mówię, wyglądasz fenomenalnie. - Zapewnił ją, sam zaskoczony tym jak szczerze to rozbrzmiało. Z nadmiaru emocji zapomniał o przymilnym, przyjacielskim tonie, zatem jego słowa nabrały pewnej ostrości i przez to wyszły jeszcze bardziej prawdziwie. Myślał sobie już, że będzie tylko lepiej, bo dawał radę łapać się żartów i... To zawsze wielka przyjemność go widzieć? Stracił szansę na dalsze nabijanie się z ego Ezry, przemykając spojrzeniem od nowoprzybyłego i Schuestera. Nie wiedział czy to panika, przeczucie czy jakiś znak od siły wyższej, ale już miał stuprocentową pewność, że nie będzie się czuł dobrze w towarzystwie tej dwójki. Nie mając pojęcia o ich przeszłości i tak zdołał ulec zazdrości, samemu nawet nie rozumiejąc o kogo i o co mu chodzi. Jednego dopiero poznawał, drugiego swego czasu znał aż za dobrze. - O, czyli wszyscy się znają - wymamrotał wyjątkowo radośnie, nie mogąc się powstrzymać od tego drobnego komentarza. Potem grzecznie usiadł na podłodze, lądując oczywiście między Emily i Skylerem; odsunął się już trochę od przyjaciółki, natychmiast odczuwając na sobie niezręczność samotności. Stracił przywilej? MIAŁ przywilej? Gdyby sytuację miał opisać ktoś inny, siedzący nie w głowie Mefisto, a sercu, zapewne nakazałby mu poddanie się bardziej żywotnej reakcji. Nox przesunąłby pożądliwym wzrokiem po Puchonie, po czym spojrzałby poważnie na resztę krzycząc "MÓJ CI ON". - Nawet gdybyś nie chciał, to bym cię w niego wcisnął - zapewnił Ezrę, zdobywając się na uśmiech i zaczesując palcami włosy do tyłu, w usilnej próbie zebrania się w sobie. Żenujące, jak szybko wybił go z rytmu przebieg tego spotkania. - Najmniej pewnie czuję się z... - Zawiesił się na dłużej niż planował, w końcu rozbawionym westchnięciem podejmując decyzję o szczerości. Niech będzie, trudno. Podniósł wzrok na Krukona. - Z tobą. Z relacją, którą mamy odegrać. - Nie powinno to szczególnie chłopaka zaskoczyć, bo przecież wiernie sobie wszystko komplikowali i ciężko byłoby uznać ich za szczególnie zgranych. - Wytrzymasz w ogóle ze mną, tak blisko?
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Już po pierwszych dwóch minutach Ezra lepiej rozumiał uczucia towarzyszące wypalonym nauczycielom - spotykanie się z tak olbrzymią dawką pesymizmu na pewno nie działało motywująco na samego Clarke'a. Daleko mu było do zniechęcania się, ale poczuł ten pierwszy przebłysk natrętnej myśli, że jednak coś było nie tak. Przecież... nie musieli brać w tym udziału, jeśli nie chcieli. Jeżeli Ezra miałby wytypować najbardziej ugodowego z profesorów, wybrałby właśnie Forestera. - Myślałem, że tylko rozbierania, reszta musiała być małym druczkiem - odparował, przechylając lekko głowę i poświęcając Skylerowi więcej uwagi, przez co umknął mu cień na twarzy Mefistofelesa. Nie rozumiał upierania się przy sztywnych materiałach, kiedy mogło to prowadzić do jeszcze szybszego spadku chęci i motywacji u takiego laika, jak Skyler; bo z pewnością chciał wyciągnąć z nich więcej potu niż nędzne pięć minut chwały na scenie. - Ale daj znać, jeśli w międzyczasie zmienisz zdanie - dodał tylko, kręcąc głową głową i nie zamierzając z Puchonem walczyć o taką drobnostkę, wszak dorośli ludzie sami wiedzieli, co było dla nich najlepsze. Wysłuchał ich głosów, nawet nie orientując się, że po wypowiedzi Skylera mimowolnie potarł czubek nosa, przymykając powieki i dostrzegając więcej wad całej tej sytuacji. Nie mieli po prostu tyle czasu, by zajmować się każdym z nich osobno, jednocześnie przy traktowaniu ich jako grupa mogąc przeoczyć jakieś indywidualne problemy. - To... niezwykle optymistyczne prognozy, okej. - Skinął głową, przenosząc wzrok na Mefistofelesa i łagodnym uniesieniem brwi zachęcając go do szczerości, gdy ten na moment zawiesił głos. I może faktycznie Clarke nie mógł powiedzieć, że czuł się zaskoczony, nie powstrzymało go to jednak za wiernym zawtórowaniem Noxowi pytaniem "ze mną?" ozdobionym w stającą w gardle jak ość urazą. Nie była zabójcza, a jednak jakaś niewygodna. - Cóż, skoro całowałem Vivien Dear, to z każdym wytrzymam tak blisko. I nie jesteś na końcu listy - przypomniał mu ostatni szkolny spektakl. I choć od tego czasu jego relacje z Dearówną z oślizgłej niechęci przekształciły się w neutralny rozejm, dalej nie wspominał najlepiej wspólnej pracy. Chyba nie lubił osób tak mocno skoncentrowanych na sobie. Chyba nie lubił osób o podobnych do siebie wibracjach. - To nie będzie dziwne, jeśli nie zaczniesz tak o tym myśleć, oddychaj. - Ezra zastukał w podłogę palcami, przez chwilę zbierając myśli i chaotyczny plan działania, który tworzył się w jego głowie. - Dobra. Okej. Jedna zasada najpierw. Nie obchodzi mnie ile umiecie, ile jeszcze nie. Ale obchodzi mnie, czy wam się chce. Angażujecie się i staracie albo... tam są drzwi. - Wzruszył ramionami, podnosząc się z ziemi i otrzepując ręce z niewidzialnych pyłków. Ściągnął też wreszcie bluzę, rzucając ją w kąt. - Emily, Sky, jak już powiedziałem, wasza scena nie ma zbyt wiele wspólnego z tańcem, jest bardziej przechodzona, więc na razie nie będziemy nic dodawać i spróbujemy się zająć lewymi nogami Ems. Musisz mi więc zaufać, w porządku? Zerknął na Ślizgonkę, sygnalizując jej, że to z nim będzie w tym momencie ćwiczyć. Nikt jednak nie miał być bezrobotny. Wbił intensywny wzrok w Skylera i niespiesznymi ale świadomymi krokami pokonał odległość między nimi, przy ostatnim miękko uginając kolana i prawą ręką chwytając go w talii, lewą zaś łapiąc jego dłoń. Dwa dodatkowe kroki i Sky zmuszony był do podążenia w połowie obrotu wokół własnej osi. - Celowość. Wiesz po co idziesz i to bierzesz. - Puścił Skylera i skinął do Mefisto, by zbliżył się do Puchona. - Sky, powtórz to na Noxie. On musi poćwiczyć poddawanie się, ty kontrolę sytuacji. Zrozumiałe? Odwrócił się do Rowle, posyłając jej uspokajający uśmiech; ją zamierzał potraktować trochę delikatniej. Zresztą, Ezra miał już okazję kiedyś tańczyć z Emily - pomijał zupełnie to, że zupełnie im to nie wyszło. Clarke rozproszony Heaven, Emily Nathanielem, a w dodatku gęsty tłum. Tu warunki były lepsze. Skłonił się wdzięcznie dziewczynie, ujmując jej dłoń i układając ramiona w odpowiednią ramę. - Przyjrzyj się temu, jak stoimy. Będziesz to potem kontrolować u Skylera. A jeśli chodzi o sam taniec, to bardzo proste ruchy, wbrew pozorom. Będziemy robić dwa obroty. Jesteś wciągnięta do tańca, twoje kroki są drobne, mniej taneczne. Na to będzie czas potem. Jak Sky opanuje podejście, będziecie ćwiczyć razem. Ty musisz podążać tylko za nim, tak jak teraz za mną. Gotowa? - Posłał jej jeszcze jeden uśmiech i odliczając takty, pociągnął ją za sobą.
Trudno było powiedzieć, jak zareagował na jej słowa, bo Mefisto przerwał im w nieodpowiednim momencie, a z samej twarzy Skylera nie potrafiła zbyt wiele odczytać. Nie wiedziała, czy to dlatego, że jest taki nieprzenikniony, czy po prostu przez to, że go nie znała, nie była w stanie zinterpretować prostych sygnałów. Słów skierowanych do Noxa nie wzięła do siebie, pewnie dlatego, że doskonale już wiedziała, że coś między nimi się dzieje i zdecydowanie podobało jej się, że puchon cieszy się na jego widok. Wiadomo, że w tej perspektywie sama jej obecność nie była już aż taka porywająca. Pozerkiwałą na nich z zainteresowaniem nawet wtedy, kiedy do sali wszedł Ezra i ściągnął na i siebie sporo uwagi. Była przekonana, że będą tego żałować, ale nigdzie się nie wybierała. Skoro już podjęli się próby, a krukon miał na nich jakiś plan, pozostało im dać z siebie wszystko. Obiecała sobie więc, że będzie grzecznie i bez marudzenia słuchać poleceń. Chociaż raz w życiu. - Dam radę - odparła w odpowiedzi na prośbę o zaufanie, nie była tylko pewna, czy ufa samej sobie, ale to był osobny wątek nad którym lepiej było się nie zastanawiać. Kiedy chłopak do niej podszedł, jej uwaga jeszcze chwilę skupiała się na ślizgońsko-puchońskiej parce, ciekawa, jak jej przyjaciel będzie zachowywał się w obecności zadania i jak poradzą sobie w obliczu tego zadania. Oczywiście nie zdradził jej żadnych szczegółów, więc tylko czujnym spojrzeniem mogła wychwytywać informacje o konkretach. Spotykali się, to było coś poważnego, czy Sky traktował go poważnie, na jakim etapie w ogóle byli? W końcu z zamyślenia wyrwał ją głos Ezry, więc pokiwała głową na jego słowa, zaraz jednak uśmiechając się i kręcąc głową. - To w sumie może być przydatna umiejętność, raz mogę spróbować - nie za bardzo radziła sobie będąc prowadzoną, a jak pokazywało jej rodzinno-narzeczeńskie doświadczenia, w ogóle średnio jej szło podążanie za kimkolwiek. Może trening miał się okazać bardziej przydatny, niż jej się wydawało. Starała się podążać za chłopakiem i nie gubić po drodze nóg, ale nie było to takie proste, a podreptywania Emily z całą pewnością były pozbawione wszelkiej gracji. Mimo wszystko, nie zachwiała się i nie była bliska upadku, więc uznała to za swojego rodzaju sukces. - Może nie będzie tak znowu najgorzej... - zaczęła, ale oczywiście zaraz po tym nadepnęła krukonowi boleśnie na stopę i spojrzała na niego ze skruchą. - A może jednak. Przepraszam - dodała, natychmiast zwalniając i stawiając tylko małe kroczki.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Odruchowo przesunął dłonią po udzie, chcąc samym dotykiem wybrzuszenia paczki papierosów, nieco dodać sobie pewności siebie, ale zmarszczył tylko lekko brwi, przypominając sobie, że wcale nie ma ich w kieszeni. Przebiegł więc spojrzeniem po obecnych, zatrzymując się przy Emily na jedną krótką myśl, że nie wygląda na kogoś, kto mógłby bronić czarnoksiężnika. Ha, jak pozory mogą mylić. I może zabrnąłby dalej, ale rozproszył się zupełnie, przenosząc zdziwiony wzrok to na Mefisto, to na Ezrę, jakby sposobem w jaki na siebie patrzą, mieli zdradzić co dokładnie między nimi było. I jaką, do cholery, mieli do odegrania relację, jeśli Krukon ma wskoczyć w lateks? Słowa “To nie będzie dziwne, jeśli nie zaczniesz tak o tym myśleć, oddychaj” potraktował zupełnie w taki sposób, jakby były skierowane do niego. Co biorąc pod uwagę, ile razy Ezra faktycznie przypominał mu o oddechu, nawet nie było takie bezpodstawne. Widząc zresztą jego irytację naturalnie oddech mu się spłycał ze świadomości, że nieważne co teraz powie, zostanie to wykorzystane przeciwko niemu. Więc skrzyżował tylko ręce na ramionach i milczał, uznając, że siedzenie na tyłku jest odpowiednią odpowiedzią co do tego, że nie ma zamiaru się poddać i wyjść. Faktycznie po części dlatego, że głupio byłoby mu napisać do Forestera o wykreślenie z listy, po części dlatego, że poczuł się już odpowiedzialny za swoją partnerkę, a po części dlatego, że… cóż, nie bał się porażki, a ucieczki. Z tą pierwszą już się przecież całkiem dobrze znał. I symbol jednej z większych jego porażek właśnie pewnie kroczył w jego stronę. W pierwszej chwili spojrzał na Ezrę nieco spanikowany, zdradzając chęć ucieczki lekkim odchyleniem w tył, ale nie oderwał stóp z miejsca, póki nie został do tego pokierowany. Zabawne, że nawet teraz, zdążył skupić się na lekkim zapachu mięty i zanim się zorientował padło już pytanie, na które oczywiście odpowiedział automatycznie kłamliwe ”tak”, po którym od razu spojrzał na Noxa, gotów dodać bezgłośne, naprostowujące wszystko: “nie”, a jednak rozchylił tylko lekko usta, niemal natychmiast zamykając je w uśmiechu. O ile Ezra zabierał całą jego pewność siebie, tak Mefisto działał całkowicie odwrotnie, momentami wyrzucając licznik na samą górę, więc zrobił krok w jego stronę, kładąc mu dłonie na biodrach i spojrzał w zieleń jego oczu, jakby samym wzrokiem chciał zmusić go do “poddawania się”. - Nie musi wiedzieć… - zaczął cicho, przesuwając jedną dłonią w górę, aż nie poprowadził jej na bark Ślizgona, a później po wytatuowanym ramieniu, aż nie zamknął jej na jego dłoni - ...że już to ćwiczyliśmy - dodał, pozwalając kącikom ust wymknąć się spod kontroli do uśmiechu i, może nie z taką gracją jak Ezra, ale naparł na niego krokiem w przód, chcąc powtórzyć pokazane przez Krukona ruchy.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Zadanie Forestera okazało się cholernym rollercoasterem emocji, na który Mefisto chyba jednak nie był przygotowany. Żałośnie przeskakiwał z ekscytacji w przerażenie, okazjonalnie włączał solidną obojętność i raptem parę słów dzieliło go od zyskania nieprzyzwoitej wręcz niepewności. Jeden plus tego wszystkiego był taki, że Nox kiedy chciał, to potrafił całkiem nieźle ukryć dręczące go odczucia; siedział grzecznie, z półuśmiechem nienachalnie zastygniętym na ustach i nieprzeniknionym spojrzeniem powolnie skaczącym po ludziach zebranych w tym pomieszczeniu. - Ej, bo się wzruszę - mruknął tylko z rozbawieniem, kiedy został postawiony ponad Vivien Dear. W tej chwili wolał nie zastanawiać się na tym, że i on miał okazję całować Ślizgonkę (albo raczej był całowanym przez nią)... ani tym, że Clarke mógł mówić z doświadczenia, mając też na koncie pocałunek z wilkołakiem. Ostatecznie skinął głową w niemym potaknięciu, nie widząc problemu w tym "oddychaniu", a całą resztę ewentualnych wątpliwości postanawiając po prostu jakoś zdusić w sobie. Niespiesznie podciągnął się do pozycji stojącej, obserwując jak Ezra brnie dalej z tą próbą - jak zagarnia do siebie Skylera i trzyma go z pewnością, której Nox wcale nie chciał widzieć. Pomknął w tym czasie spojrzeniem do Emily, starając się wymusić jakiś pokrzepiający uśmiech. Prawdę mówiąc, dalej miał nadzieję, że to wyjdzie zajebiście, jak jej obiecywał na wizzengerze. - Poddawanie się? - Powtórzył cicho, nie zajmując Krukona, ale dając upust swojemu zaskoczeniu. W zielone spojrzenie wkradło mu się trochę przerażenia, kiedy Skyler zbliżył się do niego zgodnie z poleceniem Ezry, ale wtedy też wcześniejsza rada nagle nabrała sensy. Mefisto odetchnął z ulgą, bezwiednie dając się prowadzić i przylegając do ciała Puchona jeszcze bardziej, jak gdyby inicjowana przez niego bliskość nie była wystarczająca. - Fuck - wyrzucił z siebie tylko, tym jednym słowem próbując zebrać wystarczająco dużo siły, by odwrócić wzrok od znanych mu już warg Schuestera i pomknąć nim gdzieś na bok. Nie było to zresztą szczególnie pomocne, skoro ponad ramieniem chłopaka jedynym widokiem było albo ich odbicie, albo poczynania dwóch niewiele mniej rozpraszających postaci. - Nie no, pewnie. Wrodzony talent - dodał cicho na uwagę swojego partnera, szarpiąc lekko zębami za kolczyk w swojej wardze.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie był zirytowany, a zdeterminowany. Ezra wstępował w tryb pracy, którego nauczyli go w teatrze - był czas na wygłupy i czas na skupienie się, by w jak najkrótszym czasie zrobić jak najwięcej. Tym bardziej, że czuł na sobie jakąś dziwną odpowiedzialność związaną z nową rolą; jakby cala trójka liczyła, że Clarke zrobi wszystko za nich. Początkowo nie miał nic przeciwko, by przejmować inicjatywę, nie chciał jednak robić tego przez cały czas. Dlatego zostawił Sky'a w rękach Noxa - pracując z Mefisto podczas ostatniego przedstawienia, dostrzegał w nim jakiś potencjał, na pewno wystarczający, by ze zbyt niewinnej Sky'owej mimiki powyciągać Sweeney Todda. Lekki grymas przeciął jego twarz, gdy Emily nastąpiła na jego stopę - na szczęście obuwie jakoś to amortyzowało, zresztą dziewczyna nie była pierwszą osobą, z którą miał takie zderzenie. Skinął więc tylko głową automatycznie, jakby chciał jej przekazać, że w porządku, ale Rowle już zdążyła zwolnić. - Jeżeli podczas tańca nadeptujesz partnerowi na stopę, to znaczy, że partner nie zabrał jej dostatecznie szybko. Jeszcze raz - rzucił z pokrzepiającym uśmiechem, odliczając dla niej od nowa. - Pamiętaj, żeby nie patrzeć na stopy, bo później się tego nawyku nie pozbędziesz łatwo. Taniec ma być w twoich nogach, nie w głowie. W głowie będą piosenki. - Sądził, że to będzie zresztą największa trudność. Sam śpiew, sam taniec, jako oddzielne składowe, nie były takie trudne do pojęcia, lecz ich połączenie oznaczało wiele pracy... Słowa "jeszcze raz" padły z jego ust jeszcze wiele razy z dodatkiem mniejszych lub większych uwag, także później, kiedy wymagał od niej trochę dłuższych i śmielszych kroków. - Podbródek wysoko... Dobrze, że wzrost przynajmniej ci pomaga - zażartował jeszcze, zanim puścił wreszcie Ślizgonkę. Wcześniej nie zwracał uwagi na Noxa i Skylera, uznając, że jednak na tyle wiedzieli, co tu robili, że nie musiał ich pilnować. - Sky, Emi, możecie chwilę odpocząć, potem ćwiczcie to razem. Będę też chciał później usłyszeć, jak śpiewacie, więc możecie porozgrzewać głosy, rozluźnić twarze. Napijcie się wody. Ale na razie... Nox. - Pstryknął pretensjonalnie, w ten prawie charakterystyczny już dla siebie sposób przywołując do siebie partnera. Jasne, Clarke nie miał nic do pomocy znajomym, ale przede wszystkim był tu, by pracować nad własnymi pomysłami. - Jak dobrze znasz scenę? - W czystokrwistych nie wierzył i życzył im powodzenia w dobraniu się do nagrań, w Noxie pokładał jednak jakieś resztki nadziei. Skoro wcale nie tak dawno spotkali się na maratonie bajek i większość z nich nie była dla Mefisto nowością, to i tak kultowy musical powinien był się znaleźć w repertuarze. - Kilka słów, jak ja to widzę. Zaczyna się muzyka, zaczynasz śpiewać. Zdejmujesz bluzę, rzucasz w publikę i bam! - Klasnął energicznie w dłonie. - Transmutujemy ją w ptaszki albo kwiatki, albo coś innego. Ja rzucam kurtkę za plecy. Albo na odwrót, zobaczymy co będzie lepiej wyglądać. Wywijasz biodrami i drugie bam. Padasz na kolana. To jedna rzeczy, którą chcę dziś przećwiczyć. Ruch sobie darujemy, bo musimy to jeszcze przemyśleć, ale chciałbym pokombinować z używaniem zaklęć na scenie, żeby ci trochę utrudniać... Druga rzecz? Skok. Nie, żebym ci nie ufał, że mnie złapiesz, ale nie ufam ci, że mnie złapiesz i będzie wyglądać to z gracją, więc chcę zobaczyć już dziś, czy trzeba będzie coś tu wymyślać. Więc... pokaż mi jak padasz na kolana albo będziemy cię uczyć przez doświadczenie. - Posłał mu zaczepny uśmiech, wyciągając różdżkę, której koniec skierował na podłogę sali lustrzanej. Ciche Tonitrus esnaro rozbrzmiało w pomieszczeniu, nanosząc wyraźny glif w kształcie błyskawicy na powierzchnię parkietu. Ezra zaplótł ręce na klatce piersiowej, z wyczekiwaniem wpatrując się w Noxa i czekając.
Uśmiechnęła się do niego z mieszanką rozbawienia i wdzięczności, kiedy odbarczył ją z winy i przy kolejnej próbie starała się nie trafiać w jego palce, co oczywiście kończyło się pozerkiwaniem na stopy, które po chwili też okazało się zakazane. Nie miała pojęcia, jak ludzie ogarniają te wszystkie czynności naraz, ale ona już teraz wiedziała, że nigdy nie będzie jednym z nich i jeśli nauczą się jak przetrwać na parkiecie to już będzie bardzo, bardzo dobrze. - Optymista - zaśmiała się, bo miała wrażenie, że jak wyjdzie na scenę to w jej głowie nie będzie zupełnie nic, trema wyssie z niej wszystko i zostanie tylko kompletna pustka. Miała pamiętać o krokach, słowach piosenki, jeszcze może jakichś zagraniach aktorskich i zaklęciach, bo przecież mieli dodać do tego trochę magii. - Ej! - rzuciła z udawanym obruszeniem i zgodnie z jego poleceniem zadarła głowę w górę, chociaż to wszystko było dla niej nadal strasznie dziwne i nienaturalne. W końcu chłopak pozwolił jej na chwilę przerwy, więc oparła się o ścianę i zerknęła też na Sky'a, kiedy skończył. Wyjęła ze swojej torebki butelkę z wodą i upiła łyka. - To co, próbujemy? Masz w ogóle jakiś pomysł jak to umagicznić, czy nad tym pomyślimy później? - zapytała i poszła razem z nim na parkiet, starając powtarzać się to, co pokracznie robiła z Ezrą. Złapała niezręcznie jego dłoń, drugą układając na jego ramieniu i robiąc niepewnie pierwsze kroki. Zerknęła na niego w górę. - Przyjaźnisz się z Mefem? - zapytała, bo tamta dwójka była akurat bardzo skoncentrowana na własnym układzie, a ona miała szansę zrobić chociaż delikatny zwiad. - Krótka sieć połączeń w Hogwarcie mnie trochę przeraża. Naprawdę chciałabym, żeby między nami było okej - pokręciła głową, bo aż nie wierzyła w tę ironię, że uprzedzony do niej współlokator Jerry'ego nagle miał być przyszłym chłopakiem jej przyjaciela. Była to sytuacja, z którą w jakiś sposób z pewnością trzeba było sobie poradzić.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Mówi się, że pewność siebie to połowa sukcesu, więc przy pierwszych krokach miał połowę szans, że to faktycznie się uda. Z każdą kolejną sekundą szło mu coraz gorzej, tak naprawdę nie pilnując już swoich ruchów, a gubiąc gdzieś koncentracje na twarzy Wilkołaka, przez ciepło wywołane widokiem zaczepianego kolczyka z opóźnieniem orientując się w bliskości, w której się znaleźli. Przełknął ślinę, nie potrafiąc powstrzymać myśli, które ciągnęły go w stronę dużo śmielszych zachowań od tych, które tutaj sobą reprezentował i za chwilę, próbując wciąż go prowadzić, wymusił między nimi większą przerwę, by ich biodra się ze sobą nie stykały. Uśmiechnął się przepraszająco do Mefisto, zaraz uciekając wzrokiem gdzieś w bok, nie będąc pewnym czy lepiej, by Ślizgon zrozumiał powód tego dystansu i domyślił się dyskomfortu, jaki by to wywołało po zamianie Noxa na Emily; czy lepiej było nie zdradzać się w żałosnych słabościach własnego organizmu. Nie dał rady, a chyba nawet nie próbował ukryć ulgi, która rozluźniła jego ramiona, gdy tylko skończyli ćwiczenie i od razu oparł dłoń o bark Mefisto, rozmasowując go powolnym ruchem przy słowach "Poprawię się", zaraz uśmiechając się lekko i odsuwając na bok, by przepuścić Ślizgona w drodze do Ezry. Sam przesunął dłonią po twarzy, aż nie schował palców we włosach, układając je odruchowo, gdzieś po drodze próbując zetrzeć ciepło ze skóry, robiąc kilka kroków w stronę Panny Rowle. Zawahał się na moment, ale poprosił dziewczynę o kilka łyków wody, by przegonić suchość w ustach, spowodowaną drażniąco niewystarczającą bliskością Wilkołaka, uznając, że nie zarazi się od niej niewiernością drogą kropelkową. - Błagam, jedna katastrofa jednocześnie - prychnął rozbawiony, pozwalając sobie na rozluźnienie i wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny na znak, że jest gotowy. - Mogę przygotować jakiś bardziej widowiskowy, a prosty przepis, by go zrobić na sce... - zaczął jednak po namyśle, ale musiał urwać, by cofnąć gwałtownie nogę, by uratować się przed stopą dziewczyny. Skrzywił się nieco w próbie uśmiechu, myśląc o tym, że jednak można radzić sobie gorzej od niego, choć był świadom, że i on nie dawał z siebie teraz stu procent, dając co chwila rozkojarzać się pozerkiwaniem w stronę drugiej pary. - Hm? - mruknął zdezorientowany, powracając spojrzeniem do swojej partnerki, zwabiony tonem sugerującym pytanie, ale z opóźnieniem przywołując do siebie jego treść, której błądzącym wzrokiem poszukiwał w niebieskich oczach. - W pewnym sensie chyba można to tak nazwać - odpowiedział w końcu, wyginając kąciki ust ku dołowi w hamowanym uśmiechu, próbując brzmieć przy tym najprzyzwoiciej jak potrafił. W końcu nawet jeśli dwulicową, to Emily wciąż była kobietą i zasługiwała na chociaż minimum jego szacunku, a w to zaliczał ograniczanie pewnego charakteru swoich komentarzy. Potknął się, dziwnie zirytowany jej kolejnymi słowami, w efekcie nieco zbyt mocno napierając na trzymane w dłoni biodro, za co przeprosił automatycznie, choć brwi ściągnęły się ku sobie od razu, gdy spojrzał w oczy dziewczyny, zapominając o ćwiczonym układzie i po prostu przystanął, nachylając się do niej bliżej. - Tylko o to Ci chodzi? O znajomości? - wyrzucił z siebie cicho i nie czekając na odpowiedź naparł na nią, powracając do trenowanego układu, w irytacji narzucając nieco szybsze tempo - Nic mu nie powiem, nie musisz się o to martwić - mruknął, próbując tłumaczyć sobie to, w co jeszcze idąc tutaj wierzył, ale teraz zaczynał mieć wrażenie, że dziewczyna może pogrywać także Mefisto, wykorzystując jego uprzejmy charakter. -Z nim narzeczony pozwala Ci się spotykać?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nawet jeśli nie mieli szans w walce o tytuł mistrzów wdzięku i gracji, to przynajmniej było im raczej przyjemnie. Mefisto chętnie czepiał się każdej sekundy bliskości ze Skylerem, zadowolony z ich cichego porozumienia, dzięki któremu łatwiej było mu zapomnieć o niepokoju związanym z niepewnym powitaniem. Mógł nie czuć się zbyt pewnie, ale Puchon zdawał się z łatwością zapewniać go, że z fizycznością nie ma problemu; Nox uśmiechnął się szerzej, czując na barku miły ucisk krótkiego masażu. To też tym uśmiechem pożegnał chłopaka i tym samym przywitał ponownie Ezrę, może odrobinę tylko unosząc brew w dodatkowym rozbawieniu na to gwiazdorskie pstryknięcie palcami. - Gwizdnij może? - Zasugerował, znajdując jeszcze chwilę na wesołe mrugnięcie do Emki. A jeśli wzrok subtelnie uciekł mu za nią, przy tej wymianie panujących w sali ról, to tylko z troski o pozostawiony na jej ciele tatuaż... Ściśle trzymany opiętym materiałem sportowych ubrań, tak. - Dobrze - odparł, już bardziej rzeczowo, bo przecież nie chciał tracić ich czasu i jednak nie był tutaj po to, żeby Ezrze robotę utrudniać. Może nie przyznawał tego głośno, ale przy Emily otwarcie traktował Krukona jako profesjonalistę, od którego mają okazję się czegoś nauczyć. - Myślę, że akurat skok może być najmniejszym problemem z tego wszystkiego... Ale zdecydowanie spróbujmy - potaknął, po wysłuchaniu pomysłu swojego partnera. Miał nawet pociągnąć myśl o padaniu na kolana, ale najwyraźniej wpadli na to samo - parsknął na widok wyczarowanego glifu. - Miałem proponować... żeby spróbować ci go wkomponować jakoś w ubranie. Wtedy padnę od dotyku, a i będzie magicznie. - Samodzielne padanie na kolana może nie było jakieś wyjątkowo nudne, ale skoro obaj myśleli o dodaniu subtelnej nutki tortur... Mefisto zawahał się jeszcze na chwilę, kątem oka zerkając na ćwiczącą po drugiej sali parę, a potem tylko odciągając nieuniknione dłuższym nabraniem powietrza w płuca. Nie bał się dyskomfortu wywołanego zaklęciem, a prędzej swojej ewentualnej porażki przy przyjęciu tego specyficznego efektu. Bądź co bądź, urok tego fragmentu opierałby się na kontynuacji śpiewu w mało wygodnych warunkach... Zdobył się zatem na nieszczególnie głośne zanucenie siedzącego mu w głowie wersu, by sprawdzić jak głos zachowa się w obliczu Tonitrus. - ...it's electrif-uuck - wyrzucił z siebie w zaskoczeniu, grzecznie padając zaraz po nastąpieniu na symbol, ale przy okazji gubiąc potrzebny mu w tej chwili oddech. Prąd przemknął mu po ciele, zatrzymując je w drżącym opadzie na kolanach, zatem przynajmniej ruch wyglądał dobrze. Odchrząknął. - Czekaj, czekaj, jeszcze raz. Zdecydowanie idziemy w stronę Tonitrus, tylko muszę to inaczej zgrać czasowo. - I gotów był próbować jeszcze tysiąc razy (unikając wzroku Clarke'a jak ognia), niezależnie od tego jak bardzo miało mrowić go przy tym ciało, ani jak mdły posmak pojawił mu się w ustach. Jeśli za drugim razem się nie udało (czy to zdaniem Ezry, czy głównego winowajcy), to Mefisto nie dał żadnej szansy na wtrącenie uwagi, po prostu próbując ponownie. Tym razem uderzył ręką bardziej desperacko o podłogę, wyrabiając się idealnie - z "electrifying" tuż przed nastąpieniem na glif. - I gdzie tu sprawiedliwość... ja się poobijam, a ty? Ty będziesz ładnie wyglądać...
Prawdę mówiąc, Emily nigdy dobrze nie szło bycie pokorną. Nawet jak wiedziała, że namieszała, z dużym trudem przychodziły jej przeprosiny, łatwo unosiła się dumą, trudno jej było pokazać prawdziwą skruchę. Jej przewinienie wobec Jerry'ego było jednak tak oczywiste, że faktycznie przepraszała szczerze i do skutku. Zresztą, ostatnio zdarzało jej się częściej niż kiedykolwiek wcześniej - jak nie Jerry'ego, to Elaine, albo braci. Zastanawiała się, czy w końcu nie wyczerpie jej się bateria. Póki co jednak musiała spróbować wykrzesać coś z siebie na oparach, skoro chłopak był ważny dla Mefisto, na pewno było warto. - Teoretycznie to w sumie ja powinnam piec, ale co tam. Odwróci się trochę rolę - stwierdziła i uśmiechnęła się na "można tak to nazwać", bo brzmiało to bardzo obiecująco. Zaraz jednak uśmiech zszedł jej z twarzy, bo widocznie jej słowa nie zostały odpowiednio zinterpretowane i tylko rozdrażniła chłopaka, który do tej pory widocznie powstrzymywał się przed dosadniejszymi komentarzami. Zaskoczona przyspieszyła tempo razem z nim i najpierw spojrzała na niego z niezrozumieniem, a potem pokręciła szybko głową. - Nie, nie chodzi mi o znajomości. Możesz mówić Mefowi co chcesz, niczego przed nim nie ukrywam. Po prostu łatwiej kiedy byłeś jakimś tam współlokatorem Jerry'ego, jego przeprosiłam, nie sądziłam, że muszę to tłumaczyć jeszcze komuś, ale skoro jesteś tak blisko, to chciałabym, żebyś nie myślał tak o mnie... - zaczęła, ale kolejne słowa uderzyły ją dopiero po chwili i cała spięła się oburzona. Zadarła dumnie, Emkowo, podbrudek w górę i spojrzała na niego zirytowana. - Łatwo się kpi z takich rzeczy, jak samemu możesz robić to, na co masz ochotę, nie? Chcesz przez chwile ponosić pierścionek trzymający cię w ryzach? Jak chcesz wiedzieć to tak, na pewno nie podoba mu się przyjaźń z Mefem. Myślisz, że komu jest z tym najgorzej? - mówiła cicho, a dodatkowo zagłuszała ją muzyka. Pilnowała się, mimo, że normalnie łatwo traciła panowanie nad głośnością swojego głosu. Nie chciała, żeby Mefisto cokolwiek zauważył, a już na pewno, żeby usłyszał zbyt wiele.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
- Tak blisko? - wypalił zdezorientowany, choć stopniowo zaczynał rozkładać cały ciąg wypowiedzi w głowie, próbując połapać się jakie dokładnie stosunki Mefisto miał z Emily i gdzie w tym wszystkim stał on. - Blisko Ciebie? - spytał tępo, marszcząc przy tym brwi, tuż po tym łapiąc gwałtowniej powietrze w nagłym zrozumieniu. Blisko Mefa i przez to blisko niej... Mimochodem zerknął na Ślizgona, jakby samym spojrzeniem miał mu wysłać telepatyczną myśl "What the fuck?", całkiem gubiąc się w tym co on właściwie myśli o ich relacji, skoro najwidoczniej zdążył coś wspomnieć Emily, a ta nagle się zainteresowała. Nie rozmawiali o tym, niczego nie ustalali, więc co on właściwie jej powiedział? Że po prostu ze sobą sypiają? Cóż, coś takiego wydawało się niezwykle płytkim określeniem, jak na to, co miało miejsce w jego mieszkaniu. Nie żeby potrafił znaleźć trafniejsze. On, w przeciwieństwie do dziewczyny, nie potrafił nad sobą panować. Nie umiał ukrywać emocji, gdy te już wygrywały w nim melodię, dając dosłyszeć je wyraźnie w głosie, a tym widoczniej pokazywał je w mimice twarzy czy każdym wyrwanym geście. - Nie to miałem... - urwał, ni to wściekły, ni to zbity z tropu nagłym policzkiem w twarz wymierzonym poczuciem winy i zatrzymał się gwałtownie, puszczając dziewczynę, definitywnie kończąc ich wspólne ćwiczenie. Wstrzymał oddech i utkwił spojrzenie w niebieskich oczach, próbując jakoś ubrać w słowa to, że on po prostu tego nie rozumie i zrozumieć nie potrafi, bo całe to zamieszanie z aranżowanymi małżeństwami wydawało mu się zwyczajnym idiotyzmem. - Jeżeli tak Ci on przeszkadza, to czemu go bronisz? - wypalił w końcu, może nieco zbyt głośno jak na wcześniejsze standardy ich rozmowy. Tak naprawdę to nie z nią miał problem i na jej krzywdę dawno machnął ręką, gdy tylko dowiedział się, że przepraszała Jerego. To z Bloodworthem miał problem, a skoro ona stoi po jego stro... - Co do kurwy? - wzdrygnął się, wykręcając gwałtownie głowę, by spojrzeć na padającego na ziemię Mefisto, od razu robiąc krok w jego stronę i znów się zatrzymał, zdezorientowany tym, co się w tej sali odpierdala, gdy zdał sobie sprawę, że Nox chce jeszcze raz. Zdecydowanie to było jak dla niego zbyt wiele wrażeń, bodźców i emocji jak na jedno pomieszczenie. A nawet nie kazali mu jeszcze śpiewać. - Przepraszam - rzucił słabo w stronę Ślizgonki, po części próbując wycofać się z ich starcia, nie chcąc żałować, że odreagowuje na niej stres związany z próbą, ale jednak przede wszystkim mając na myśli przekleństwo, które wyrwało mu się z ust.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Był przekonany, że Emily była w stanie sobie poradzić ze wszystkimi tymi zadaniami, nawet jeśli na razie zupełnie tego nie widziała. Jego optymizm nie był zatem jakąkolwiek grzecznością, choć obdarowywał ją nim na wyrost. Tak jak i Noxa obdarowywał większą niż zazwyczaj życzliwością. - Jeszcze weźmiesz to za komplement - odparł, uśmiechając się na tyle szeroko, by szczerego rozbawienia i - cóż, nie bał się tego powiedzieć - zadowolenia z całego przebiegu próby nie dało się pomylić z prześmiewczością. Podobała mu się ta nowa rola i był całkiem zachwycony, że dogadywanie się przychodziło im tak lekko. Najwyraźniej nawet na pomysły wpadali takie same. (I tu właśnie był pies pogrzebany.) - Cóż, dobra myśl, tylko nie jestem przekonany, czy to do końca... bezpieczne. - Zmarszczył brwi i na chwilę zamilkł, nie wiedząc w jaki sposób podejść do argumentacji. Nie chciał, nawet nie zamierzał być tym, który się martwi i przejmuje. Ale czym innym było jednorazowe porażenie Noxa na próbie, kiedy tak naprawdę wszystko mieli pod kontrolą, czym innym na scenie teatralnej, gdy jego serce i tak miało bić znacznie szybciej od stresu. - Nie poradzisz sobie z tym - zawyrokował więc, odsuwając od siebie jakiekolwiek podejrzenia o trosce i to Mefistofelesowi zarzucając brak dostatecznych umiejętności. - Wystarczy, że złapiesz chwilę za wcześnie i zepsujesz całość. Ma być magicznie, ale scena nie jest miejscem na takie spontaniczne zagrania. Nie jesteś aktorem, nie wrócisz do postaci, jak spieprzysz. - I wydawało się, że to jego ostateczne zdanie. Być może nawet wycofałby się z użycia ofensywnego czaru na próbie; bo gdy przychodziło do konkretnych zadań, Clarke nie zawsze zachowywał tyle pewności siebie, ile prezentował, ile chciał, by inni wierzyli, że miał. Zaklęcie Tonitrus miało być raczej zaczepną groźbą niż centrum całego ćwiczenia. Ugryzł się jednak w język, pozwalając Noxowi udowodnić, że Ezra się mylił. Ręce zaplótł ściśle na klatce piersiowej, dbając o to, by nawet nie drgnąć, gdy elektryczny bodziec przeszedł przez ciało Mefistofelesa. Rzucił tylko krótkie spojrzenie na Skylera, który najwyraźniej się przejął... Ezra powstrzymał się od ingerencji także przy drugiej próbie, dochodząc do wniosku, że Ślizgon dostrzeże jak bezsensowne, a przede wszystkim nierozsądne, było jego działanie. Ale pokładał w nim zbyt wiele wiary. - Nox, kurwa, wystarczy - wtrącił sucho, robiąc dwa kroki w jego stronę, by złapać go za ramię i powstrzymać od kolejnej maniakalnej próby, za którą krył się masochizm. Zbyt wolno. Pięść uderzyła prosto w glif, a Ezra prawie poczuł na własnej skórze gwałtowne kopnięcie prądu, od samej niewielkiej odległości. Nawet jeśli chłopakowi się udało, Ezra nie czuł się usatysfakcjonowany. Na kierował różdżkę na glif i go usunął, coby Noxa za bardzo już nie kusilo... I nawet ten komplement Ezry nie obłaskawił! - Obijaj się tak, żeby być sprawnym, cholerny gumochłonie - prychnął, wyciągając rękę do Noxa, by pomóc mu wstać. - Spróbuję z obcasami, a ty spróbuj bez magii, bo się na nią nie zgadzam. Zerknął na Emily, by zorientować się, czy była zajęta; jeśli tak to nawet nie brał pod uwagę odciagąnia jej do siebie. Włożył czerwone obcasy, czując się wyjątkowo chwiejnie i niezdarnie. Ledwie zrobił dwa kroki, a już poczuł drżenie w okolicy kostek. Do kobiecej gracji na pewno było temu daleko - jeszcze. Jeśli ktoś znał Ezrę Clarke'a, to wiedział na pewno, że na scenie prezentował upór do osiągania tego, co wydawało się niemożliwe. I tę wiarę zamierzał zaszczepić w całej trójce znajomych, choćby mieli nie wychodzić z lustrzanej sali przez następne kilka godzin...
ztx3
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Runy! Runy!!! RUNY!!! Runy i Historia Magii stanowiły parę jej ulubionych przedmiotów. Tak, ja też nie rozumiem dlaczego ktoś tak nadpobudliwy lubi dwa spokojne przedmioty, gdzie ani nie ma zbytniego ruchu, ani niebezpiecznych zwierząt, ani latających obok głowy zaklęć. To jest jednak Vittoria - tego się nie da ogarnąć. Gdy tylko weszła do sali (dziś w koszulce z napisem "Nie jestem leniwa, jestem energooszczędna") od razu jej uwagę zwróciły zakryte przedmioty. Zerknęła na nie zastanawiając się, co też może się tam kryć. I choć ciekawość ją zżerała, to odpuściła sobie próbę podglądania. A może... NIE! Odpuściła sobie. Grzecznie stanęła na boku czekając na innych uczniów, a ostatecznie na rozpoczęcie jej ukochanej lekcji. Zamierzała być dzisiaj bardzo aktywna i zaangażowana. Może też nawet skupiona? Co nie zmienia faktu, że jak zwykle nie pogardzi miłym towarzystwem.
//Zapraszam //
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Starożytne Runy. Przedmiot historii, który sięga czasów odległych. Przedmiot, który poniekąd dotyczy języka, rozumianego w dość szerokim znaczeniu. Przedmiot, który w jakiś nieokreślony sposób, tudzież niekontrolowany, zdawał się podobać w bardzo skromnym tego słowa znaczeniu studentowi. Spokojne kroki, spokojnie stawiane, odbijały się delikatnym, możliwym do usłyszenia echem. Na ciele, zamiast szat czarodziejskich, miał standardowo czarną bluzę i spodnie - czarne buty, ciemne włosy. Stanowił coś, co mogłoby się zjednoczyć z ciemnością, która panuje w nocy na korytarzach, niemniej jednak bladość skóry zdawała się odbierać mu tę szczególnie ciekawą rolę. I nie tylko bladość, należałoby wspomnieć, dodać, wypomnieć, wytknąć, a nawet wyśmiać. Westchnął w ciszy, wchodząc do sali, w której była @Vittoria Sorrento. W sali natomiast, z każdych stron znajdowało się jego odbicie. W mgnieniu oka światło rozświetliło sylwetkę, pokazując w swojej okazałości dodatkowe, nieokreślone obiekty. Cztery - wszak tyle ich było - zdawały się pobudzić ciekawość puchońskiego studenta. Zbliżył się do nich, jakoby próbując odgadnąć, co tak naprawdę w sobie kryją - co nie zmienia faktu, iż nie wysuwał do nich ręki i nie próbował w żaden szczególny sposób wejść z nimi w interakcję. — Jak myślisz... co przygotował dla nas profesor? — rzucił zapytaniem, poniekąd nawet stanowiącym powitanie dla Gryfonki. Obserwowane przez Felinusa. Patrzył, doglądał, starał się odgadnąć, o co może chodzić.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Długo czekała na pełnoprawną lekcję starożytnych run. Jasne, były po drodze zajęcia z Howardem, ale traktowała je raczej jako jakąś zabawę, a nie prawdziwą lekcję. Tym bardziej, że rozwiązywali jedynie krzyżówki metodą transliteracji. Ona chciała czegoś więcej. Głównie dlatego, że wiedza ta mogła się okazać przydatna jej przy nauce lub zrozumieniu starszych i bardziej skomplikowanych zaklęć. Bądź rytuałów. Zjawiła się w sali na pewno sporo przed czasem i skinęła obecnym głową w ramach przywitania. Nie wiedziała czemu, ale nieco niepokoił ją fakt, że wokół znajdowało się tyle luster. Nie lubiła ich. Owszem czasami bywały przydatne, ale ogólnie rzecz biorąc nie lubiła się w nich oglądać. No, ale skoro to było miejsce, które upatrzył sobie profesor to jakoś musiała się z tym pogodzić.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Wciąż nie bardzo rozumiała te wszystkie starożytne runy, które były wykładane w Hogwarcie. Zdawało jej się, że poznała je tylko z wierzchu i była gotowa do tego, by posiąść jeszcze większą wiedzę. Może i było o wiele prostsze oraz surowsze niż tworzone poprzez wykaligrafowanie odpowiednich symboli amulety, które przygotowywano w Mahoukotoro, ale mimo wszystko tkwił w nich jakiś urok, którego nie potrafiła określić. Nawet jeśli sprawiały czasami wrażenie nieprzyjemnych. Do sali przyszła naturalnie przed czasem, a na nienagannie wyprasowanej i świeżo wypranej szacie, do której przypięta była plakietka prefekta Hufflepuffu znajdował się także pasek torby, w której znajdował się podręcznik do starożytnych run oraz przybory do pisania wraz z notatnikiem. Choć chwilowo nie zarejestrowała żadnego miejsca, w którym mogłaby spokojnie usiąść i coś napisać. Może to będzie bardziej lekcja praktyczna? Coraz więcej pytań pojawiało się w jej głowie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Runy nie szły mu ostatnio najgorzej to też z chęcią udał się na następną lekcję. Sala lustrzana, gdzie miały się odbyć zajęcia, była dość interesującym wyborem i Max nie ukrywał, że ciekawiło go dlaczego akurat taka miejscówka. Przyszedł chwilę przed czasem i ze zdziwieniem zauważył, że Tori rozmawia z Felkiem. Czyżby oni też się znali? Miał nadzieję, że jeśli tak, to nie było między nimi żadnej dramy bo miał już powoli tego dosyć. Zajął miejsca pod jednym z luster i wyprostował wciąż obolałą nogę. Miał nadzieję, że już niedługo pozbędzie się problemu i rana przestanie go irytować.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Starożytne Runy? Co za głupota, po co mam się uczyć tego przedmiotu. Nienawidzę tych bazgrołów, z których nigdy nie mogę nic wyczytać albo które wiecznie przekręcam. Mogę się założyć, że nigdy w życiu do niczego mi się one nie przydadzą. Właśnie taki stosunek do tego przedmiotu miał Leonardo Taylor Björkson. Tak sobie złorzecząc pod nosem i marudząc, że musi tracić czas na coś tak błahego, jak kolejna lekcja, wszedł do Sali Luster. Rozejrzał się po niej z nieukrywanym niezadowoleniem, szukając jakiegoś wygodnego miejsca, które mógłby zająć. Bardzo dawno nie był w tym pomieszczeniu, więc uśmiechnął się szeroko na widok swojego odbicia, które widział z każdej strony. Pomachał do siebie, patrząc, jak miliony Leosiów również do niego machają. Przez moment zastanawiał się czy nie podejść do @Vittoria Sorrento. Pomachał jej nawet, jednak dostrzegł, że uprzedził go jakiś chłopak, więc grzecznie odwrócił się w stronę jednego z rogów sali, żeby klapnąć sobie na ziemi, opierając się o jedno z luster. Dopiero teraz zorientował się, że na środku sali stoją cztery zakryte obiekty. Ciekawe, co też zostało przygotowane na dzisiejszą lekcją. Zdaniem Leo, nieważne co to będzie, lekcja i tak będzie przeraźliwie nudna. Wiedział, że wyjdzie z niej zmęczony i zrezygnowany. Pogrążył się więc w rozmyślaniach o tym, jak wynagrodzi sobie zmarnowany czas tutaj.