Tutaj docierają jedynie odważni pływacy, którzy nie tylko nie boją się złamać szkolnego regulaminu ale też w nosie mają plotki o zamieszkiwanej tutaj kałamarnicy.
W tym miejscu obowiązuje rzut kostką za każdym razem bez względu na ilość przeprowadzonych tu przez postać wątków. Miejsce to jest niebezpieczne.
Spoiler:
1, 2 - nawet pomimo zdolności pływackich (które prawdopodobnie Cię tu przywiodły?) nie zawsze da się ochronić przed niespodziewanymi atakami… spod wody. Podczas pływania nagle coś oplata się wokół Twojej kostki i ciągnie Cię mocno pod taflę. To bardzo uparty glon i o ile dajesz sobie radę z utrzymaniem głowy nad wodą, tak zostałeś tu unieruchomiony na dwa posty i po upływie czasu Twoje zabiegi uwolnienia się przynoszą oczekiwany efekt. Do końca tego wątku bardzo dokucza Ci ból nogi - na skórze masz czerwone pręgi po glonie i najlepiej jest użyć na Twojej kończynie wywaru ze szczuroszczeta bądź innych zabiegów rozgrzewających.
3, 4 - tafla wody jest spokojna, ptaszki ćwierkają, nic Ci nie przeszkadza ani nie wadzi. Masz szczęście! Możesz pływać tutaj bez obaw, że coś zechce się Tobą poczęstować.
5, 6 - świadomie bądź nie mijasz wysypisko przepięknych lilii wodnych. Sęk w tym, że połowa z nich jest czymś… zarażona o czym poświadczają dziwne kropki na płatkach. Dorzuć kostką, by sprawdzić czy efekt zarażenia nie przejdzie na Twój organizm: Parzysta - niestety niechcący (a może z ciekawości celowo?) musnąłeś jeden z dziwnych lilii. To wystarczyło, aby kielich kwiatu otwarł się i splunął na Ciebie zgniłozielonym pyłem - do końca tego wątku i przez Twój następny szczypią Cię mocno oczy, a gałki zmieniają kolor na żółty. Jeśli nie użyjesz na powiekach eliksiru oczyszczającego ran oraz wiggenowego (bądź za pomocą zaklęć/posta w SS na minimum 2000 znaków) to istnieje ryzyko, że na pewien okres czasu utracisz wzrok. Nieparzysta - wyminąłeś wszystkie zarażone lilie. Niechcący musnąłeś rozłożysty liść jednej z nich i poza chwilowym odrętwieniem kończyny nic Ci nie będzie.
Amelia była niezadowolona z faktu, że musi dzisiaj udać się właśnie na lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami. Jasne, lubiła je, były całkiem w porządku i fajnie czasami było się nimi zainteresować. Jednak dzisiejszy dzień kompletnie nie należał do niej. Nie chciała być na lekcji, chciała uciec, jak najdalej od tego zamku, którego mury znała już na pamięć. Do tego masa nowych przyjezdnych, którzy cały czas pytali się jej o drogę. Koszmar, można tak powiedzieć. Po co w ogóle robią ten łupi projekt? Mogłaby w nim wziąć udział, z eliksirów, jednak nie odczuwała takiej potrzeby. Komu chcą coś tym udowodnić? Bo na pewno nie jej. Lekcja zapowiadała się, mimo wszystko, ciekawie. Na początku, gdy Amelia założyła kostium, nie czuła się w nim dobrze, jednak zaraz potem przyzwyczaiła się do swojej nowej skóry. Gdy tylko weszła do wody, wiedziała, że myliła się, oceniając te zajęcia bez pojawienia się na nich. Zaczynało jej się podobać. Co prawda, zaklęcia nie dała rady rzucić, toteż poprosiła świecącymi literami na wodzie: pomóżcie mi. Oczywiście, zainteresowało ją też jakieś zwierzątko, za którym poszła, odłączając się od grupy. Halo? Gdzie ja jestem? Niech ktoś mi pomoże?
Astrid stąpała sobie, przyzwyczajając się powoli do podwodnego świata, piasku pod stopami, który przez kombinezon był odczuwalny w zabawny sposób. Łaskotał lekko w stopy, sprawiając, że uśmiech uparcie trzymał się na jej twarzy. Bawiła się chwilę włosami, wyglądającymi przezabawnie w tej wodzie, ale zrezygnowała z tego, gdy usłyszała coś niewyraźnego z oddali. Zatrzymała się, nie zważając na to, że może odłączyć się od reszty grupy i uznała, że podąży za dźwiękiem. Była ciekawa! Szybko okazało się, że źródłem dźwięku był Jesper, którego imię świeciło z ciemnych odmętów jeziora. Astrid sprawnie rzuciła Lumos, spojrzała jeszcze za siebie, żeby mniej więcej się orientować i skierowała się w stronę chłopaka, który najwyraźniej potrzebował pomocy. Podskakiwała sobie lekko, odrywając się od dna na kilka centymetrów, ale kombinezon magicznie ściągał ją w dół, co było tym lepsze, że mogła przewidzieć, jak zachowa się jej ciało. Okręciła się powoli i chwyciła Jespera znienacka za rękę, ciągnąc lekko do siebie. Cóż, mógłby się wystraszyć, ale miała nadzieję, że tak się nie stało. Przybliżyła się, stykając śmieszne hełmy, żeby móc dojrzeć, czy żyje i czy wszystko w porządku. Ostatecznie nie wiedziała, czemu odłączył się od reszty. Uśmiechnęła się lekko i pokazała mu, że grupa jest TAM i że teraz muszą iść TAM, a jezioro pozwiedzać mogą kiedy indziej. Swoją drogą, Westerberg zastanawiała się, czy będą mogli zatrzymać kostiumy, bo wyglądało na to, że trytonów dziś nie znajdzie, jako że szybko wrócili do grupy, a nie zapowiadało się żeby grupa miała zamiar rozmawiać dziś z tymi stworzeniami.
Dusił się w tym skafandrze jeszcze zanim go na siebie narzucił. Dużą rolę odgrywała chyba jego niechęć do schodzenia pod wodę. Jasne. Miało to swoje plusy. Nigdy wcześniej nie widział dna jeziora, ale… może dlatego, że nie chciał? Poprawił hełm, mrużąc z niezadowoleniem oczy na samą myśl o tym, ze spędzi w tym kombinezonie całe zajęcia, ale cóż poradzić? Nie narzekał, bo i nie odzywał się do nikogo. Zastosował tylko odpowiednie zaklęcie, upewniając się, że będzie mógł się odzywać pod wodą. Z politowaniem obserwował jedną z czysto krwistych czarownic, mającą problem z tak prostym zaklęciem. W zażenowaniu rzucił w nią zaklęciem, nie pamiętając nawet jak się nazywa. Amelia, nie Amelia. Sam określi ją adekwatnym słowem: — Sierota — a skoro już tak ją wyzwał, musiał mieć pewność, że będzie miała możliwość obrony. Szydzenie z uczniów nie miało sensu, jeśli człowiek nie miał jak odeprzeć ataku. Wicie się ofiary było małą rozrywką, ale bezsilne wicie, mimo odpowiednich predyspozycji do reakcji… to dopiero przynosiło zadowalający efekt, prawdziwego, skutecznego pastwienia się nad ofiarą. Jako, ze jednak pozbawiona była refleksu, wyminął ją, jak i całą grupę, kierując się w swoją stronę, tam, gdzie jak mu się wydawało przyuważył jakieś ciekawe stworzenie. Szedł leniwym krokiem, coraz bardziej oddalając się od pozostałych uczniów. Dzięki Bogu. Oglądanie tych wszystkich mord było naprawdę upierdliwe. Przystając w miejscu, rozglądał się za spostrzeżonym cieniem, który zniknął mu gdzieś z zasiegu wzroku. Schowałby ręce do kieszeni spodni, pokazując swoją lekceważącą postawę, gdyby nie jeden problem. Walnięty strój, jaki przyszło im przywdziać na te zajęcia. Stał więc prosto, jeszcze chwilę wpatrując się w głębiny. Zaraz potem, grupa całkowicie gdzieś się odłączyła. Został sam, skazany na swoją własną orientację w terenie… w wodzie? Jeden byk. — Lumos — zapalił różdżkę, rozglądając się leniwie wokół.
1 - dyskomfort stroju 4 – odchodzi od grupy Pomógł Amelii Wotery (?)
Zostać czy iść? Iść czy zostać? Zaczął rozważać wszystkie za i przeciw, bo naprawdę nie wiedział w którą stronę się teraz udać. A już po tym jak zakręcił się kilka razy wokół własnej osi w ogóle stracił wszelkie rozeznanie. Sytuacja w jakiej się znalazł wcale nie była beznadziejna, w końcu przecież taki nauczyciel powinien się zorientować, że kogoś brakuje. Ucznia jednego na przykład. A może i nawet kilku, bo chyba nie sam się odłączył. Może reszta również teraz gdzieś sobie podziwiała roślinki nieświadoma może nawet tego, że są gdzieś z tyłu daleko. Wszystko tutaj wydawało mu się takie wow! Rozłożył szeroko ręce chcąc i zamknął oczy. Nie wiedział jak czują się ludzie w kosmosie, ale chyba było im podobnie. Tak się zaczął zastanawiać. Kiedyś ojciec kupił mu komiks i astronautach i Jesper później przez kilka miesięcy marzył tylko o tym, aby stanąć na księżycu. Podskoczył, ale zaraz opadł. Stopami ponownie dotykając ziemi. Wątpił, aby tak stało się w kosmosie, więc przypomniało mu to gdzie jest. Otworzył oczy licząc na to, że może gdzieś w oddali zobaczy kogoś. Kogokolwiek. Na szczęście już przyzwyczaił się do kombinezonu i poruszanie się w nim szło mu o wiele łatwiej niż na początku. Nawet mógł zaryzykować stwierdzenie, że czuje się w nim doskonale. Podskoczył… przestraszył się, ale tylko dlatego, że nie spodziewał się teraz tutaj nikogo. Ponownie chciał krzyknąć jej imię, ale znów tylko bezgłośnie poruszał ustami. Cieszył się z jednej strony, że to właśnie Astrid go tutaj znalazła i pomogła wrócić do grupy. Ale… zawsze jest jakieś. W tej chwili przestał żałować, że zaklęcie mu nie wyszło i nie mówił. Bo jeszcze wyrwałoby mu się coś za dużo, a tak nie można. Nie tutaj. Nie na zajęciach. Nie na dnie jeziora. Nawet nie wiedział jak to miałby zrobić. Tak, o. Normalnie podejść i powiedzieć, że… Jakby stwierdzał fakt? Powinien wziąć się w garść. Podziękował Astrid najładniej jak umiał bez słów. A później skierował się razem z nią w stronę grupy. Był jej wdzięczny i sobie również za spieprzenie zaklęcia. Podwodny świat był mroczny, ale jednocześnie coś w nim sprawiało, że czuł się tutaj dobrze. A kiedy już znalazł się przy grupie przestał nawet nerwowo rozglądać na boki jak robił to wcześniej. W końcu przyjdzie mu się cieszyć lekcją, której początek może nie był dla Jespera najbardziej udanym. Ale czy w ciągu jednych zajęć można się zgubić więcej niż raz?
<3
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine pojawiła się nad jeziorem by po prostu wziąć udział w kolejnej lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Zapowiadało się, że będzie ciekawie. Na początek dostali jakieś kombinezony. Na początku nie była zbytnio przekonana co do tego, że ma to ubrać. Mimo wszystko okazało się jednak że kombinezon leżał u niej jak ulał, a nawet czuła się tak jakby miała na sobie po prostu drugą skórę. Zaśmiała się nerwowo gdy profesor coś wspomniał na temat zagrożenia jakie może wystąpić na tej lekcji. Rzuciła na swoje gardło zaklęcie Sonorus , nie musiała kombinować, udało się bowiem za pierwszym razem. Taka zdolna z niej była bestia. Z założonym już na głowę kaskiem ruszyła więc prosto do wody, przed siebie. Minęła po drodze jakiegoś przyjezdnego, Benjamina, nie znała chłopaka, ale dostrzegła, że ma problem z zaklęciem Sonorus więc rzuciła je na niego, by mógł swobodnie mówić. O! Taka była dobroduszna. Ciekawa była jednak co ją tam spotka w odmętach na dnie wraku statku więc ruszyła dalej do przodu. Zbytnio skupiona na tym co dzieje się wokół niej i całej tej florze i faunie wokół zupełnie nie zauważyła, że oddaliła się od grupy. Dodatkowo dostrzegła w oddali szczuroszczeta. Tak, to na pewno był szczuroszczet, tyle że zniknął równie szybko jak się pojawił. Wtedy dostrzegła, że jest sama. -Haloo! Jest tu może ktoś w pobliżu?- zawołala, mając nadzieję, że ktoś jej pomoże. Dotarła akurat do Amelii, a więc znowu się spotykały, a ta znowu coś nawaliła. Nie mogła mówić więc wyciągnęła różdżkę w jej kierunku i rzuciła na nią Sonorus. -Ty też się zgubiłaś? /chodź nie śpij, bo zostaniemy tu na zawsze- powiedziała pewnym siebie tonem. 4- strój leży idealnie 2 kostka- nie rzucałam, udane zaklęcie za pkt 4- spotkałąm szczuroszczeta
pomogłam Beniowi !
Ostatnio zmieniony przez Katherine Russeau dnia Czw 1 Maj 2014 - 14:20, w całości zmieniany 1 raz
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Derpał sobie po ziemi, rozglądając się zawzięcie wokół i starając się przyzwyczaić do tego, że jakby nie patrzeć, ale był pod wodą. Ba, pod wodą sobie oddychał i chodził, wciąż irytując się na denerwująco niewygodny strój, który uciskał nie to co powinien, a hełm sprawiał, że było w nim koszmarnie gorąco. Mimo wszystko poza tymi drobnymi niedogodnościami, to czuł się bardzo dobrze w przyszkolnym jeziorze. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie miał okazję przeżyć coś takiego, więc tym bardziej był pocieszony, że jednak miał okazję. Kto by się przejmował połamanymi czy oderwanymi rękoma, skoro można było spotkać nowe, tajemnicze stworzenia. Plumpka wciąż skubała jego kostium, ale Rasheed się tym nie przejmował, wszak gdzieś po drodze mignął mu świetlisty napis „Katherine Russeau”, a on za nią poszedł, zabawnie odbijając się od ziemi, zwłaszcza, że dziewczyna zniknęła gdzieś w ciemnościach. Rzucił Lumos, oświetlając sobie trochę drogę i kierując się w stronę zniekształconych przez wodę i magicznie zwielokrotnionych krzyków. - Zgubiłaś się księżniczko? - zapytał ironicznie, żałując w głębi ducha, że nie może zobaczyć jak niefajnie się do niej uśmiecha! Ot, przyszła i na nią kolej, żeby coś odwalić, a że ostatnio wyciągnęła go z szafy, to nie mógł jej od tak tam zostawić. - Chodź, bo sobie zrobisz krzywdę - mruknął jeszcze i pociągnął ją za rękę, aby mogli wrócić do grupy zbliżającej się do wraku. -Co Ci do głowy w ogóle przyszło? Nawet nie wiemy co tu pływa…
Wypatrywał kolejnego Plumpka co by potraktować go tak jak pierwszego. Spodobało mu się to i widać chciał więcej. Jednak chyba wodne stworzenia porozumiewały się między sobą, bo jak na razie wszystko co żywe trzymało się z dala od niego. Nawet uczniowie, ale chyba z innych względów. Wszyscy czegoś wypatrywali, rozglądając się mniej lub bardziej uważnie na bok. Madness chciał znaleźć skarb. Wiecie taką skrzynkę ze złotem. Dlatego uważnie się rozglądał po dnie, aby przypadkiem jej nie przeoczyć. Przez lata uczniowie na pewno wrzucili do jeziora wiele cennych rzeczy, które tylko czekały na to, aby je znaleźć. O ile wcześniej tego nie zrobił to teraz wyciągnął różdżkę przed siebie. - Lumos - powiedział, nie przerywając nawet wpatrywania się w roślinki, które swobodnie falowały w wodzie. Schylił się, aby zajrzeć pod jakiś większy kamień, ale kątem oka dostrzegł, że ktoś się oddalał od grupy. Naprawdę wolałby tego nie widzieć. Dlatego udał, że nic się nie stało, ale po chwili już nie mógł dłużej tego robić. Z jednej strony kazał się sobie uspokoić i olać wszystko, ale z drugiej… a jak on zniknie gdzieś? I nikt mu nie pomoże? A później będzie błądził po dnie jeziora do czasu aż zdechnie z głodu? Co pewnie nastąpiłoby szybko. Bo znów zapomniał zjeść śniadania, tak samo jak wczoraj obiadu i kolacji. Kombinezon wcale nie ułatwiał mu tego dobrego uczynku na jaki się zdobył. Dlatego zanim złapał… jak się okazało po chwili jakąś Amelię za rękę nieźle się zmachał, a później dyszał ciężko. - Kurwa mać. W drugą stronę - powiedział, próbując złapać oddech. Nie, nie chodziło o to, że biegł, ale czuł się w tym stroju jak w jakiejś niewygodnej zbroi. Okropność. Być może kojarzył dziewczynę z wyglądu, bo samo imię i nazwisko niewiele mu mówiło. A szkoda, zawsze mógł pomóc komuś u kogo ma jakiś dług, zawsze mógłby wtedy uznać, że są kwita. Pociągnął ją trochę brutalnie w odpowiednim kierunku, ale to tylko dla jej dobra. Takie Madness ma wielkie serduszko, a co. - I gadać pewnie nie możesz? Sonorus - jak już działać to po całości. Tyle dobrych uczynków Madness dawno nie zrobił. Ale spokojnie, jeszcze o sobie kiedyś dziewczynie przypomni. Pewnie w najmniej odpowiednim momencie, ale nie mógł tak o robić wszystkiego w dobrej wierze tylko. To do niego tak bardzo niepodobne, że na pewno musiał w tym znaleźć jakiś głębszy sens. Nawet jeżeli dla innych nie był on widoczny na pierwszy rzut oka. Próbował iść miękko i energicznie, ale nic mu się nie udawało. Więc teraz szedł spokojnie za dziewczyną, tak jakby co to sprawdzał czy znów gdzieś nie zabłądzi.
Przybiegła nieco spóźniona, ale załapała, że mają przebrać się w śmieszne stroje, które opinały się zjawiskowo i choć nie pokazywały ani skrawka ciała, i tak można było je zobaczyć. Podśmiewała się trochę pod nosem, ale wbiła się w swój kostium i chwyciła hełm, oglądając go uważnie ze wszystkich stron. Strój nie był zbyt wygodny, ale do tego akurat zdążyła przywyknąć - w garderobie teatralnej zakładała co popadło i nie wszystko leżało idealnie, a większość cudacznych przebrań znacznie ograniczała ruchy, dlatego rekinia skórka nie sprawiła, że czuła się bardzo źle. Niewygodnie, ale nie tragicznie. Podreptała trochę w tę i z powrotem żeby się przyzwyczaić, rzuciła pięknie Sonorus, żeby dało się ją usłyszeć, założyła hełm i wlazła do wody razem z resztą uczniów i z profesorami. Jezioro było cudowne, choć dosyć ciemne, a to, że kombinezony utrzymywały ich przy dnie było jeszcze lepsze. Co więcej, po wejściu do jeziora kostium postanowił stać się bardziej wygodny, co też odpowiadało Lyons. Nawet przywabiła do siebie plumpkę, która skubała kostium. Chciała związać jej te odnóża i puścić w siną dal, ale stwierdziła, że trochę szkoda biednej rybki, więc zostawiła ją w spokoju i ruszyła dalej z resztą grupy, podziwiając stworzonka i roślinki, które ich otaczały. Gdzieś jednak zaświeciły jej litery, których nie mogła rozczytać i stwierdziła, że ktoś odłączył się od grupy. Bez zastanowienia ruszyła w tamtą stronę, ostatecznie docierając do Ślizgona, który stał sobie w toni jak gdyby nigdy nic. Warto wspomnieć, że zanim doszła do Greengrassa, rzuciła Lumos. - Pozdro, trochę nie tutaj - rzuciła do chłopaka, nie spodziewając się od niego zbyt wielkiej dawki uprzejmości. Był Ślizgonem, a ona była niska, więc kalkulacja była prosta. - Chodź, bo plumpki oskubią cię do kości - powiedziała, zawracając w stronę grupy i licząc na to, że pójdzie za nią, bo inaczej zmarnowałaby trochę swojego czasu na pomaganie komuś, kto nawet nie miał zamiaru z tego skorzystać. Wrócili do grupy, w każdym razie!
kostki chyba 2 i 5, drugiej nie musiałam, jeśli ktoś potrzebuje Sonorusa to krzyczeć!
Scarlett nie miała pojęcia, co ją podkusiło do wzięcia udziału w tej lekcji, nie mniej jednak zebrała się ze swojego dormitorium do łazienki prefektów, by wyglądać nienagannie (nie pytajcie, po co, skoro będą w kombinezonach i hełmach pod wodą, za nią nikt nie trafi!), a potem dopiero ruszyła w stronę błoni. Dobrze, że tym razem chociaż nie ubrała szpilek, nauczona, że na ONMS dzieją się różne, dziwne rzeczy! Aczkolwiek kiedy dotarła nad jezioro i widząc tych wszystkich ludzi, którzy tak ochoczo przymierzali się do zakładania jakichś kombinezonów z rekina i olbrzymich hełmów, które absolutnie nie pozwalały na rozpoznanie kogokolwiek, to aż zamarła. Serio? Ma sobie zepsuć fryzurę i ubrać się w coś tak niegustownego? Nic dziwnego, że stała dłużej na brzegu niż reszta, zastanawiając się, czy jednak nie zawrócić do komnaty ślizgonów. Na szczęście rozsądek jej wrócił (na moment), dlatego zebrała się w sobie i dziarsko stanęła przed nauczycielem Phersu, który był już przebrany. Obrzuciła go uważnym spojrzeniem, po czym uśmiechnęła się lekko. - Zmieniam zdanie, te kombinezony to jednak nie są takie złe - stwierdziła, jakże zalotnie, po czym sama udała się przebrać w to cudo. Kiedy się z tym uporała, z niezadowoleniem stwierdziła, że wygląda kretyńsko. Wszystko ją cisnęło, wnętrze tego baniaka na głowie zaczęło parować, a w dodatku jej misternie wystylizowane włosy były już przeszłością. Zaklęła parę razy, na szczęście nie było jej jednak słychać, a potem powoli zanurzała się w wodzie, udając, że to wszystko wcale nie robi na niej wrażenia, choć robiło. I nawet zapomniała o stroju, który de facto już jej nie przeszkadzał. Im głębiej była, tym mocniej trzymała różdżkę, mając wrażenie, że machanie nią w takich warunkach to jakiś podły żart. Nie mniej spostrzegłszy się, iż gada do innych, a ci jej nie odpowiadają, rzuciła na siebie zaklęcie sonorusa, zadowolona z siebie, że teraz wszyscy będą musieli ją znosić. FENOMENALNIE, Saunders była mistrzynią intrygi. Próbowała więc dogonić oddalających się uczniów, lecz w tym środowisku było to utrudnione. W końcu dała sobie na wstrzymanie, widząc idącą tuż za nią Elsę, na którą poczekała, och, jak miło! To znaczy wyczytała z tych śmiesznych literek, że to ona, bo im bardziej mrużyła oczy, by coś dostrzec, tym było tylko gorzej. - Patrz, szczuroszczet - powiedziała do de Rousvelt, by zaraz pociągnąć ją za rękę (jak wszyscy, to wszyscy!) w kierunku idącego stworzenia. - Weźmiemy sobie jego narośl do eliksirów - wyjaśniła jej, lecz gdy uszły kawałek, zwierzęcia nie było, tak samo jak... wszystkich innych. SMS zaczęła energicznie kręcić głową w poszukiwaniu profesora, bądź też innych osób, lecz nic nie widziała. - I co teraz? - spytała więc wili, mając nadzieję, iż ta wymyśli coś szalenie błyskotliwego. Ona wymyśliła tylko race z różdżki, ale wcale nie była przekonana, iż te będą działać pod wodą. Ostatecznie więc rzuciła tylko lumos maxima, aby coś widzieć, lecz to także nie pomogło. Fatalnie!
Katniss w grupce uczniów zauważyła jej towarzysza z uczty, Benjamina. Szybko przemieściła się w jego kierunku, śmiesznie odbijając się od dna, na zmianę z ruchami do żabki. -Cześć Beniu! Co za niespotykane okoliczności na spotkanie, co nie?! Widziałeś te syreny? Świetna lekcja, prawda? Aż mi się zebrało na pływanie. Pościgamy się? -Dziewczyna uśmiechała się od ucha do ucha, bo przecież tutaj było tak super! Mówiła do niego jeszcze przez chwilę, a kiedy zrozumiała, że nie odpowiada dlatego, że nie może, puknęła się ręką w czoło. No tak, on nie był niegrzeczny, po prostu nie rzucił na siebie zaklęcia albo zrobił to z marnym skutkiem. Wyjęła różdżkę i rzuciła na niego zaklęcie Sonorus. No, teraz powinno być lepiej i wreszcie mogli zacząć prowadzić dialog w tym wspaniałym otoczeniu.
Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie był dniem Tanner'a Chapman'a. Nie dość, że spóźnił się na zajęcia, ponieważ zaspał, to jeszcze nie wiedział za bardzo, co ma robić. Obserwując innych, doszedł do wniosku, że należałoby założyć kombinezon. Na jego szczęście, był on idealnie dopasowany do jego postury, czuł się w nim świetnie, nie musiał niczego zmieniać. Wchodząc do wody rzucił na siebie zaklęcie, które jakimś cudem nie zadziałało. - Halo, czy ktoś może sprawić, że będę mówił pod wodą? - zdążył jeszcze krzyknąć, zanim całkowicie zanurzył się wodzie. Tutaj pozostało mu już tylko pisanie święcącymi literkami lub dogadywanie się z kimś na migi. Miał nadzieję, że ktoś usłyszał jego błagalny krzyk i zlituje się nad biednym Ślizgonem. Swoją drogą, ciekawe, dlaczego zaklęcie mu nie wyszło? Przecież rzucał je już tyle razy.. przynajmniej czuł, że tak lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami będzie niezapomniana. Miał nadzieję, że uda mu się wyjść z niej cało. Rozmyślając tak, Tanner zobaczył w oddali szczuroszczeta. Przynajmniej tak mu się wydawało. Oczywiście musiał udać się w jego poszukiwaniu, ponieważ chciał zobaczyć go z bliska, na żywo. No i pięknie, zgubił się w ciemnym, głębokim jeziorze. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić, więc kręcił się wkoło, szukając w sumie nie wiadomo czego.
no proszę i mamy naszego Aniołka na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami. Zachęcił go do przyjścia fakt, że będą wędrować pod nie szkolnego jeziora by znaleźć coś nieoczekiwanego i wyjątkowego. Szybko dotarł na miejsce. Tutaj dostał kombinezon i hełm, który o dziwo leżał na nim jak ulał. Skóra idealnie się wpasowała a on czuł się w niej swobodnie. -Dobra robota profesorku- powiedział do nauczyciela po czym uśmiechnął się przy tym niczym prawdziwy mistrz ciętej riposty, ouu yeeeah. Potem pozostało tylko poprawne rzucenie zaklęcia Sonorus na swoje gardło, to oczywiście też mu się udało. Przecież nie był matołek prawda? Więc niby czemu miałoby się mu nie udać. Później ruszyli wolno do wody, nie czuł praktycznie że w niej jest, ale tak jakby był na lądzie. Dostrzegł, że ludzie mają wypisane świecącymi literkami imiona i nazwiska na tyłach kombinezonów. Uśmiechnął się lekko na tę myśl, będzie wiedział kto jak się nazywa i nie będize musiał się pytać o imię. Nagle jakaś plumpka zaczęła podgryzać jego kombinezon jednakże go nie uszkodziła. Chłopak był na tyle złośliwy, że związał jej nóżki i wypuścił prosto przed siebie, co sprawiło że plumpka pognała niczym torpeda na przód i zniknęła mu z punktu widzenia. -Aidos, słodka- powiedział do plumki i ruszył dalej przed siebie . Dostrzegł nagle jakiegoś chłopaka w ciemnościach. Tylko jego imię i nazwisko świeciło się niczym jasny neon. Ruszył kawałek w jego kierunku. Rzucił też na niego Sonorus by mógł się chociaż biedak do niego odezwać. -Rozum ci odjęło, że odłączasz się od grupy? Chodź Chapman- powiedział po czym razem ruszyli z powrotem do reszty grupy.
Jezioro, czemu nie? Wszystkie plany padły, więc Elsa zdecydowała się zaszczycić resztę swoim towarzystwem. Liczyła na to, że przebranie się w dziwaczny kostium i założenie idiotycznego hełmu zdoła trochę odciągnąć jej myśli, a pod wodą będzie na tyle ciekawie, że rzeczywiście zainteresuje się czymkolwiek. Potwornie jej się nudziło, w ostatnich dniach nie działo się nic ciekawego. To znaczy owszem, działo się, o ile ktoś próbował nawiązać kontakt z osobami z projektu albo sam w nim uczestniczył. Rousvelt średnio interesowało to zamieszanie, więc odłączyła się od ogólnego entuzjazmu i próbowała znaleźć chwilę na szperanie w miejscach, które pomogłyby znaleźć bardziej przydatne rzeczy, zaklęcia, klątwy. Uznała, że to dobry czas, skoro uwaga wszelkich istot w Hogwarcie była przyciągnięta przez przyjezdnych i ich zmagania. Skóra z rekina okazała się wygodniejsza niż mogła przypuszczać, jeszcze zanim weszła do wody. Gorzej było z hełmem, wolałaby chyba bąblogłowę, ale nie narzekała, bo od tego miała przecież Scarlett, którą goniła bardzo powoli, rozglądając się z niemałym zaciekawieniem. Nie spieszyło jej się zbytnio do grupy, jezioro było fascynujące, a nigdy nie miała okazji zanurzyć się w nim w ten sposób. Rzuciła Sonorus już w wodzie, ale zaklęcie i tak zadziałało, dzięki czemu przyjaciółka mogła ją usłyszeć. - Wow, wow, jaki entuzjazm - skomentowała, ale pomysł z zabraniem składników do eliksirów bardzo przypadł jej do gustu, więc nie protestowała zbytnio. A mogła, bo wszyscy gdzieś zniknęli, pozostawiając dwie damy na pastwę losu. - Ymmh - mruknęła niezadowolona, rozglądając się. Użyła szybkiego lumos, ale nie pomogło im to w niczym. - Chodź gdziekolwiek, najwyżej uwiodę jakiegoś trytona - powiedziała, kierując tam, gdzie, jak sądziła, ostatnio widziała grupę.
daję trochę wcześniej, bo nie wiem, czy będę o 20, więc ci co chcą jeszcze dojść, niech rzuca kostkami z poprzedniego posta i jak się zgubią, to któryś z nauczycieli przyprowadził ich z powrotem do grupy.
Droga była długa i Morpheus odwracał się raz na jakiś czas, by policzyć ilość uczniów. Kiedy dotarli już pod sam wrak, coś się nie zgadzało, dlatego wraz z Archibaldem i Clementem kazali wszystkim poczekać i szybko sprowadzili wszystkich tych, którzy oddalili się od grupy, a nikt jakoś tego nie zauważył. - Jesteśmy na miejscu. Wraz z profesorem Blythe i Withmanem transmutowaliśmy wodę wewnątrz statku na słoną, dlatego możecie zauważyć lekką zmianę – będziecie poruszać się odrobinę wolniej i opadać na ziemię jakieś pół sekundy później niż teraz. Właściwie to mogli zauważyć zmianę już teraz – zaklęcia były tak efektywne, że wychodziły swoją siłą trochę poza obręb wraku. Odpieczętowali śluzę uszczelniającą. Coś jednak musiało pójść nie do końca po ich myśli, bo zamiast wejść do przedsionka, poczekać chwilę i otworzyć drugie przejście, zassało ich mocno do środka.
pierwsza kostka: 1, 3 – stałeś z tyłu grupy, więc na szczęście wpadasz do środka z pewną gracją, a gdy śluza się zamyka, od razu stajesz pewnie na nogach. 2, 5 – stałeś gdzieś na początku, zatem z potężną siłą wciąga cię do środka i boleśnie obijasz się o przedmioty w środku wraku – zniszczone stoły i krzesła, wpadasz na ścianę lub coś podobnego. 4, 6 – byłeś mniej więcej w środku szeregu, dlatego prąd porywa cię z pewną siłą, ale amortyzujesz swój upadek na wybranej osobie, która wylosowała 2 lub 5.
dodatkowo: każdy, kto wcześniej związał odnóża Plumpka, teraz obrywa stworzonkiem – chłopcy w krocze, dziewczynki w brzuch - bo najwyraźniej dryfowało sobie bezradnie w pobliżu, póki i jego nie zassało do środka. Słone środowisko zabija go jednak na miejscu :c
- Cóż, nie tak to miało wyglądać – skomentował Morpheus, rozcierając ramię, wszak stał na samym początku i przypieprzył boleśnie barkiem o ścianę. Wszyscy jednak, jęcząc mniej lub bardziej, stanęli z powrotem na nogi i byli gotowi na dalsze porażki. Przygody, znaczy się. - Stworzenia, które chcę wam dzisiaj przedstawić to Veranderingi. Ktoś ma pomysł, co może oznaczać ich nazwa?
pierwsza osoba, która udzieli odpowiedzi otrzyma +1 pkt do Historii Magii edit: już, inga i astrid odpowiedzialy w tej samej minucie!
- Veranderigi bardzo upodobały sobie życie we wrakach statków. Właściwie nie jest wiadome, czy nie jest to ich „naturalne” środowisko, co rzecz jasna jest nieco ironiczne, jako że jest syntetyczne i zbudowane przez człowieka. Mają niezwykłą zdolność transmutowania się w dowolny przedmiot, jeśli tylko widziały go ze wszystkich stron. Zdarza się, że próbują odtworzyć to, co widziały tylko z przodu lub z boku, co owocuje komicznymi, płaskimi wcieleniami nie mającymi trzeciego wymiaru. Odwrócił się do uczniów plecami, wskazując dłonią na wnętrze wraku. Znajdowała się tu masa przedmiotów. Luźno pływające deski, spróchniałe deski i stoły leżące na podłodze i zarastające jakimiś roślinami, kartki z dzienników z rozmazanymi słowami i rozpadające się pod wpływem najlżejszego dotyku. - Zazwyczaj nie lubią kontaktu z ludźmi, ukrywają się wówczas albo w swojej pierwotnej, niemal niedostrzegalnej dla ludzkiego oka formie, bądź przybierają kształt wybranego przedmiotu i wtapiają się w ten sposób w otoczenie. Niemal w tym samym momencie, kiedy skończył mówić, dwie deski dryfujące sobie swobodnie w wodzie okazały się... identycznymi kopiami. Dwa Veranderingi natychmiastowo stały się dwiema perfekcyjnymi kopiami przedmiotu, nieświadome obrania tej samej strategii. Deski stuknęły lekko o siebie i wówczas najwyraźniej zdały już sobie sprawę z popełnionego błędu. Nagle drewno zniknęło. Nie można było dostrzec niemalże nic, poza nagłym ożywieniem się wody w tym rejonie. W górę wzniosła się masa bąbelków, woda co i rusz zmącała się w bardzo gwałtowny sposób. Istoty zaczęły walczyć ze sobą wściekle. Po chwili musiały jednak przenieść się do dalszej części statku, ciągnąc za sobą ścieżkę bąbelków.
GRUPA TRANSMUTACJI 1. Angelus Scorpion 2. Bell Rodwick 3. Cayenne Neveu 4. Ingrid Westerberg 5. Jeanette Villeneuve 6. Levee Delinger 7. Benjamin Soons 8. Shenae D’Angelo 9. Leonardo Björkson 10. Nuka Egede 11. Phoenix Farãas 12. Erin Johnson 13. Scarlett Saunders
Zostajecie z Morpheusem w pierwszym pomieszczeniu. Próbujecie odnaleźć trzeciego Veranderinga, transmutując różne przedmioty – pod wpływem zaklęcia istota nie zamieni się w oczekiwaną rzecz, a przybierze swoją pierwotną formę.
Rzucacie jedną kostką.
Do transmutacji możecie wybrać sobie kubek, krzesło, obrazek na ścianie, kartkę papieru, cokolwiek co pasuje wam do istnienia we wraku statku. Wybieracie sobie też dowolne zaklęcie transmutacyjne ze spisu, lub – jeśli posiadacie wystarczającą ilość punktów (info w kuferkach) – wymyślacie własne.
Rzucacie kostką: 1 – sukces, przedmiot transmutuje się w Veranderinga! 2, 3, 4, 5 – zaklęcie udaje się, transmutujesz wybraną rzecz w inną, ale nie jest to Verandering. UWAGA: po trzech postach innych osób z twojej grupy możesz napisać kolejnego i znów rzucić kostką. UWAGA: po postach czterech innych osób z twojej grupy możesz napisać kolejnego i znów rzucić kostką. 6 – zaklęcie nie udaje się, może to przez ograniczone ruchy różdżki pod wodą albo źle wymówioną formułę? Za każde 5 punktów umiejętności z grupy przysługuje ci natychmiastowy rzut na poprawkę
Notka: tak, każda osoba, której się uda, znajduje jednego Veranderinga na osobę!
GRUPA UZDRAWIANIA 1. Laura Blaise 2. Beauregard Bertran 3. Lunarie Deceiver 4. Faye Grey 5. Echo Lyons 6. Farai Osei 7. Deven Qualye 8. Amelia Wotery 9. Odetta de Cardonnel 10. Daenerys Anderson 11. Lena Vaught 12. Jesper Tähti 13. Elsa de Rousvelt
Razem z Clementem idziecie za ścieżką z bąbelków, zatrzymujecie się jednak w korytarzu prowadzącym do ładowni, bo każdy nadziewa się na strzęp dziwnej, półprzezroczystej mazi. Clement tłumaczy wam, że to pierwotna postać Veranderinga, który najwyraźniej został rozerwany na dziesiątki strzępów przez drugiego. Musicie koniecznie mu pomóc.
Wybieracie sobie dowolne zaklęcie uzdrawiające ze spisu, lub – jeśli posiadacie wystarczającą ilość punktów (info w kuferkach) – wymyślacie własne. Pamiętajcie, że Veranderingi to nie ludzie, nie wiecie nawet z czego są dokładnie złożeni, dlatego mogą inaczej reagować na zaklęcia.
Rzucacie kostką: 1 – najwyraźniej dobrze wybrałeś zaklęcie i zastosowałeś je w odpowiedni sposób, bo tkanka zaczyna rozrastać się i odbudowywać! UWAGA: ostatnia (lub jedyna) osoba, która wyrzuci te kostki, może wspomnieć, że Verandering łączy się zresztą odbudowanych części i ukazuje się wam w ledwo dostrzegalnej, półprzezroczystej, trochę humanoidalnej w kształcie formie. 2, 3, 4, 5 – Verandering reaguje na zaklęcie zupełnie inaczej, niż się spodziewałeś. Maź zaczyna być parząca, zmienia się w zielony sok i rozpływa w wodzie, dzieje się z nią dowolna, dziwna rzecz, którą sam możesz wymyślić. UWAGA: po postach czterech innych osób z twojej grupy możesz napisać kolejnego i znów rzucić kostką. 6 – zaklęcie nie udaje się, może to przez ograniczone ruchy różdżki pod wodą albo źle wymówioną formułę? Za każde 5 punktów umiejętności z grupy przysługuje ci natychmiastowy rzut na poprawkę
GRUPA ZAKLĘĆ 1. Boyd McKincaid 2. Zilya Fyodorova 3. Katherine Russeau 4. Katniss Johnson 5. Rasheed Sharker 6. Astrid Westerberg 7. Malakias Egede 8. Jim Liddle 9. Isolde Bloodworth 10. Antoine Bonnet 11. Arcellus Greengrass 12. Tanner Chapman 13. Naya Valley 14. Madness Toinen
Biegniecie razem z Archem dalej. Trafiacie do ładowni, gdzie Verandering transmutował się w wielką skrzynię i z całej siły rzucił się na Archibalda, zwalając go z nóg, a nauczyciel stracił przytomność. Co więcej, droga za wami zostaje odcięta czymś, co pojawiło się nagle za wami i wygląda jak duża, metalowa płyta. To chyba kolejny Verandering odgradza wam drogę, a pierwszy zabiera się do ataku.
Wybieracie sobie zaklęcie ze spisu lub – jeśli posiadacie wystarczającą ilość punktów (info w kuferkach) – wymyślacie własne.
Rzucacie kostką: 1 - stworzenie naciera na was, a tobie udaje się rzucić zaklęcie. Nie eliminuje Veranderinga, lecz spowalnia go i uszkadza. UWAGA: ostatnia (lub jedyna) osoba, która wylosuje te kostki może wspomnieć, że istota pada pod wpływem wszystkich tych zaklęć i jest już unieszkodliwiona. 2, 3, 4, 5 – Verandering zręcznie unika zaklęcia, transmutuje się w coś małego, robi w środku siebie dziurę, albo nawet nie wiesz, gdzie dokładnie się znajduje, wszak jest prawie przezroczysty i nie trafiasz. UWAGA: po postach czterech innych osób z twojej grupy możesz napisać kolejnego i znów rzucić kostką. 6 – zaklęcie nie udaje się, może to przez ograniczone ruchy różdżki pod wodą albo źle wymówioną formułę? Za każde 5 punktów umiejętności z grupy przysługuje ci natychmiastowy rzut na poprawkę.
Ostatnio zmieniony przez kapitan Morpheus Phersu dnia Czw 1 Maj 2014 - 16:34, w całości zmieniany 2 razy
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
Ingrid cierpliwie czekała, aż profesorowie powrócą z poszukiwań zagubionych osób, ale była też lekko niezadowolona z faktu, że po nią nikt nie raczył pójść. Może to i lepiej, bo była w stanie znaleźć Izoldę, a także wykazać się przykładową samodzielnością, ale nieważne. To pewnie dzięki temu, kiedy Ruda stała sobie z tyłu grupy, to nie została jakoś specjalnie mocno zassana, a zamiast tego leciutko wleciała do środka, stając jak gdyby nigdy nic chwilę po zamknięciu śluzy. Zaśmiała się cicho, słysząc jak Phersu stwierdza, że jego plan był chyba trochę lepszy wtedy, kiedy jeszcze tylko siedział mu w głowie. Niemniej jednak, wyrwała się od razu do odpowiedzi, kiedy zostało zadane pytanie. - Zmiana, tak? To chyba po holendersku znaczy zmiana! - zawołała, wychylając się z ręką uniesioną ku górze, bo przecież stała z tyłu i pewnie ledwo było ją widać. Potem zaś, kiedy została przydzielona do grupy transmutacji, zabrała się za jakiś pierwszy lepszy obraz, który już dawno stracił swój pierwotny kształt i próbowała go przerobić na kawałek płótna - ku swojemu zasmuceniu, udało się. Czyli jednak nie znalazła tego świetnego, acz tchórzliwego stworka. Morpheus przedstawił je, RZECZ JASNA, W BARDZO INTERESUJĄCY SPOSÓB, więc bardzo chciała wykazać się spostrzegawczością i tak dalej i tak dalej. Wyszło jak wyszło - może kiedyś będzie lepiej.
/3 i 4 ZRESZTĄ WIDAĆ/
Ostatnio zmieniony przez Ingrid Westerberg dnia Czw 1 Maj 2014 - 16:32, w całości zmieniany 2 razy
Echo dopadła gdzieś po drodze Farai i rzuciła na nią jeszcze Sonorus, szybko orientując się, że nie może usłyszeć dziewczyny. Chciała wymienić z nią kilka słów, ale zaraz po udanym zaklęciu dotarli na miejsce, do wraku. Lyons, niestety, znajdowała się gdzieś z przodu grupy i razem z nauczycielami została wessana do środka. Było to śmieszne uczucie, przynajmniej na początku, bo nie podobało jej się kiedy z impetem przywaliła w jedną ze ścian wraku, przy okazji trafiając kostką w rozlatujący się stół, który przez siłę uderzenia rozpadł się na mniejsze części. Blondynka zrobiła niezadowoloną minę i odeszła od ściany, nie chcąc mieć z nią nic wspólnego. Słuchała grzecznie kapitana Phersu, myśląc sobie, że może niedługo powinna wybrać się do niego na jakąś herbatkę. - Zmiana! - odpowiedziała szybko, masując sobie kostkę. Grr. Potem szanowny pan Kapitan opowiadał bardzo interesująco o zwierzątkach, a Echo jak zwykle była zafascynowana. Mogłaby być fajerwerkiem, prawda, ale tym bardziej mogłaby być Veranderingiem! To chyba wystarczająco przekonywujące porównanie fascynacji Lyons. Ruszyła za gajowym, razem z grupą uzdrawiania. Echo wybrała zaklęcie Vulnus Alere, licząc na to, że strzęp, który dostrzegła, jest stworzeniem całym, ale zranionym. Rzuciła je, a to coś rozlazło się przezabawnie, tworząc w wodzie dziwne, kolorowe wzorki. - Faza! - mruknęła pod nosem, szukając kolejnego strzępu, bo jednak chciała uzdrowić te biedne Veranderingi!
5 i 2
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Zbliżyli się do wraku na tyle blisko, aby mogli już do niego wejść. Rasheed słuchał tego, co mówił kapitan, zastanawiając się nad tym, czy jego przypuszczenia okażą się trafne i zaraz coś ich zaatakuje. Kurde, po ostatniej lekcji z Mallory, naprawdę nie miał zaufania do ludzi, którzy uczyli onms. W każdym razie stanął gdzieś w środku szeregu, ludzi tłoczących się do wejścia, więc, gdy tylko profesor Phersu otworzył przejście, zassało ich mocno do środka, ale mimo wszystko nic mu się nie stało. Prąd mocno go porwał, ale upadek amortyzował mu jakiś człowieczek, którego nie rozpoznał przez ten koszmarnie niewygodny kombinezon, a nie zwrócił uwagi na to, jakie personalia na nim widnieją, ale bardzo możliwe, że była to Echo Lyons. Ojej peszek! Jak to dobrze, że szlama zostaje chodniczkiem dla czystokrwistego, pomyślałby sobie, gdyby nie fakt, że zaraz był zafascynowany tym, co działo się ze zwierzątkami przed nimi. To był… ciekawy widok, nie będzie zaprzeczał, także obserwował, tym razem nie głowiąc się już nad odpowiedzią na pytanie, zwłaszcza, że zaraz jakieś dwie dziewczynki rzuciły się do tego, jakby rozdawali za to cukierki. Zresztą i tak nie znał holenderskiego, skąd mógłby to wiedzieć? Ruszył za swoją grupą, z profesorem Archibaldem, a to co rozegrało się później nieco go zaskoczyło. Blythe zemdlał, po ataku wściekłego Veranderinga, a im przyszło bronić go i siebie przed atakiem dzikich stworzeń. Niezbyt mu odpowiadała opcja bycia zjedzonym pod wodą, dlatego od razu podjął próby odpędzenia stworzenia. Oczywiście, że mu nie wyszło, bo kostki ssą, więc gdzieś go zgubił, tak bardzo przeźroczysty był. Niemniej jednak nie trafił, co skwitował soczystym przekleństwem i po prostu przykucnął przy nauczycielu, próbując otrzeźwić go zaklęciem. - Rennervate - mruknął, celując w niego różdżką i mają nadzieję, że chociaż tym razem mu wyjdzie. To co Arch? Pobudka?
Mimo tego, że Leonardo wcześniej się zgubił, to jakaś dobra duszyczka, której imienia nie znał, przyprowadziła go do grupy i dała mu możliwość rozmawiania pod wodą. Idealnie! Szkoda tylko, że zaciągnęła go tak blisko profesora, ponieważ został on wciągnięty do wraku statku z taką siłą, że wpadł na ścianę, raniąc sobie przy tym boleśnie dłonie. Jego twarz też bolała. - Kurwa mać.. - zaklął cicho pod nosem, krzywiąc się z bólu. Po wysłuchaniu wszystkiego, co profesor miał im do powiedzenia, wziął się za transmutowanie przedmiotów. Zaczął od starego obrazu, na który dosłownie wpadł. Zaklęcie było udane, jednak nie udało mu się zamienić go w Verandering'a, czymkolwiek to było. Tak więc, obraz zmienił się w jakiś owoc, Chapman stawiał, że jest to kiwi. Zaśmiał się do siebie pod nosem, rozglądając się dookoła czy wszystkim idzie tak samo kiepsko jak jemu. Masakra, jednym słowem.
Mimo tego, że Amelii nie poszła najlepiej pierwsza część zadania, to teraz było już całkiem w porządku. Znajdowała się w środku grupy, toteż nie wpadł na ścianę, stolik czy inną rzecz znajdującą się we wraku statku, a zatrzymał się na jakiejś dziewczynie, też Gryfonce, z tego co kojarzyła. - Przepraszam - uśmiechnęła się do niej przepraszająco i już wzięła się za coś innego, za swoje zadanie, które miała do wykonania. Profesor Clemens okazał się na tyle rozsądny, że zabrał ich w jeden z korytarzy, gdzie mieli uleczyć to biedne, chore stworzonko. Panna Wotery skrzywiła się, wiedząc do ma do zrobienia, jednak nie zwlekała, podniosła różdżkę i mruknęła cicho: Anapneo. Miało to uzdrowić drogi oddechowe biednego stworzenia, jednak sprawiło tylko, że śluz zaczął wypływać z niego hektolitrami. I co teraz? Amelia rozejrzała się po statku, zastanawiając się, co ma zrobić z tym biednym stworzeniem.
Teraz trzymał się już bardziej na początku grupy. Tak trochę przezornie, żeby przypadkiem znów gdzieś nie zboczyć z trasy. Oczywiście fajnie było do momentu kiedy nauczyciel nie zaczął otwierać śluzy, a on został wessany do środka jako jeden z pierwszych. Potłukł się i to mocno. Dobrze, że miał ten dziwny hełm na głowie, bo inaczej skończyłby marnie. Zazwyczaj tak się kończyło w jego wykonaniu próbowanie nowych rzeczy, ale tym razem chociaż oszczędzono mu głowę. Bo siniaków na pewno sobie kilka nabił. W końcu jak miało się to skończyć inaczej skoro zaliczył niemal wszystko co znajdowało się we wraku. Jakby tego było mało jeszcze ktoś na niego brutalnie wpadł. Bosko, no. Obolały dźwignął się na nogi, trzymając się za żebra. Nic poważniejszego mu się nie stało, ale w tej chwili czuł dokładnie gdzie one są. Westchnął ciężko, a następnie ruszył ze swoją grupą. Starał sobie przypomnieć co wie o tych stworzeniach, o których była mowa. Ale raczej niewiele, skoro nie pamiętał już teraz jak się ona nazywały. Peszek, no. Słuchał tego co Morpheus miał do powiedzenia, ale zastanawiał się czy może gdzieś kiedyś o tych stworzeniach nie słyszał. Widocznie nie. Ale co się dziwić skoro Jesper pochłaniał księgi o innej tematyce. Dopiero teraz mógł sobie spokojnie spojrzeć na wrak. Co prawda tylko od środka, ale przecież zdąży rzucić na niego okiem na zewnątrz kiedy będą stąd wychodzić. Pomachał jeszcze Astrid, która oddalała się z inną grupą i ruszył za innymi. Tym razem trzymał się gdzieś w środku. Uznał, że tak będzie najbezpieczniej. Oby się nie pomylił, bo nie chciał znów robić za szmacianą lalkę, bo tak się poczuł, kiedy został wciągnięty w śluzę. Odczuwał, że szło mu się inaczej niż wcześniej, ale szybko się przyzwyczaił do nowego otoczenia w jakim przyszło mu się znaleźć. Wyciągnął różdżkę co prawda, ale bez przekonania. Nigdy nie był jakiś wybitny z zaklęć. No dobra, był beznadziejny, a teraz jeszcze dodatkowo pozbawiony głosu. Więc jak sobie miał poradzić? Niemniej coś tak próbował zdziałać, ale z marnym efektem.
Tanner należał do tych szczęściarzy, stojących na tyłach grupy. Do wraku dostał się więc z gracją i po zamknięciu śluzy od razu stanął na nogach. Po wysłuchaniu instrukcji profesora, udał się wraz ze swoją grupą i profesorem Archibaldem w bliżej nieokreślonym kierunku. Co się stało? Profesor stracił przytomność, ponieważ stworzenie, z którym mieli się dzisiaj zapoznać chyba odrobinę ześwirowało, transmutowało się w skrzynię i uderzyło w profesora z całym impetem. Wszystko należało teraz do nich. Tanner wypowiedział jedno zaklęcie, które kompletnie mu nie wyszło. Dlaczego? Może to wina tego, że znajdowali się pod wodom i ruchy różdżki były zbyt.. cóż.. powolne? Drugie zaklęcie wyszło mu o niebo lepiej, jednak nie wiedział właściwie, gdzie znajduje się stworzenie, w które celował. Zniknął, rozpłynął się, amba fatima, wcięło i ni ma. Tanner rozejrzał się z rezygnacją po całym pomieszczeniu, w którym znajdował się ze swoją grupą, także zdenerwowaną i próbującą pomóc jakoś profesorowi. Jak widać, nie byli do tego ani odrobinę stworzeni.
Pomijając fakt, ze Leo nie podziękował jej za pomoc, była na niego wkurzona i ze złości odstawiła go pod sam nos profesora, to w zasadzie wycieczka w głąb jeziora zaczęła jej się nawet podobać. Trzymała w dłoniach jeszcze jakiegoś biednego, uratowanego od plumpki ślimaka, wypuszczając go na wolność, trochę na uboczu grupy, kiedy właz uruchomił się. Wszyscy powpadali do śluzy z mniejszą czy większą siłą, jej udało się zorientować względnie szybko o czyhającym na nich zagrożeniu. W ten sposób względnie zgrabnie uderzyła o podłoże, ze zręcznością godną gracza Quidditcha. Rozejrzała się po otoczeniu, obserwując wrak z wewnątrz. Mówcie co chcecie, ale o ile wcześniej łażenie po dnie zaśmieconego jeziorka wydawało jej się mordęgą, o tyle teraz, z zainteresowaniem i czymś nawet na kształt relaksu oglądała otoczenie. W końcu ile miało się w życiu okazji obejrzeć coś takiego? W międzyczasie wsłuchiwała się w stoicki ton profesora. Kapitan… thiaaa. Dobre sobie. Teraz nabrało to pełnego wydźwięku. Pewnie ten widok w ogóle go nie zaskakiwał, nie? Słysząc coś o stworzeniach, o jakich jakimś cudem nie czytała w podręczniku, rozejrzała się w otoczeniu, akurat na moment jak coś zabulgotało gdzieś niedaleko, obróciła się w tamtym kierunku, obserwując pierwotną formę domniemanego stworzonka. Nie było tego widać przez skafander, ale uśmiechnęła się lekko pod nosem. Jeszcze Cię dopadnę. Jak tylko wszyscy przystapili do działania, wyciągnęła różdżkę przed siebie, wypowiadając samodzielnie skonstruowane zaklęcie: — Enuntiatum — mające na celu ujawnić przetransmutowanego stworka w promieniu kilku metrów od niej. Powinno zadziałać, ale nic się nie działo. Wolała wierzyć, ze to wina braku Veranderigów w obrębie zasięgu czaru, niż problem samej istoty zaklęcia. No nic. Przeszła się kawałek dalej, znajdując teren, który być może bardziej będzie jej sprzyjał.
1 – ładnie staje na nogach 5 – zaklęcie nie działa, czekam na aktywność grupy, żeby je ponowić
Oczywiście robiło się coraz ciekawiej. Pęd powietrza pchnął go na tyle silnie do środka, że walnął o coś tym samym solidnie się obijając, tak że bolały go teraz żebra. Wierzył jednak, że to chwilowe i tak naprawdę niczego sobie nie uszkodził. Bolało go też trochę kroczę bowiem plumpek któremu związał nóżki w końcu się na nim zemścił. no pięknie no. Gdy Morpheus powiedział, że mają rzucić zaklęcie transmutujące na dowolny przedmiot we wraku to od razu wybrał dziwny obraz wiszący na ścianie. Obraz tym razem z kwadratowego zmienił się na jakieś kwadratowe okno. Dziwne zjawisko. Podrapał się po kasku z przejęcia i zdziwienia.
Mimo tego, że Leonardo był całkiem dobry z transmutacji, dzisiejsze zajęcia były dla niego jedną wielką porażką. Nie wiedział jak wykonać najprostsze zaklęcie, nie wiedział jak zamienić jakiś przedmiot w to dziwne stworzenie, którego nazwy nie potrafił nawet do końca poprawnie wymówić. Śmiał się sam z siebie, szukając jakiegokolwiek pocieszenia w tym, że innym osobom także szło dość kiepsko. Zaśmiał się cicho, gdy jego kubek, stojący na jednej z półek starego, zatopionego wraku, transmutował się w nos klauna. Świetnie. - Jak Ci idzie Ingrid? - spytał, zerkając na dziewczynę, której najwidoczniej nie wychodziło tak samo jak jemu. Prościej byłoby wyjść z tego śmiesznego wraku, wrócić do zamku i położyć się spać. Zrobić cokolwiek innego, niż siedzenie tutaj i transmutowanie każdej rzeczy po kolei. Ciekawe, czy kiedykolwiek uda mu się odnaleźć to śmieszne stworzenie? Pewnie nie. Zdecydowanie nie dziś. Może gdyby ta lekcja odbyła się w inny dzień. Leonardo, chociaż zawsze był pełen optymizmu i w jego sercu gościła radość, dziś wydawał się nieco przybity. Nie wiedział za bardzo dlaczego. Może przez tego Złotego Sfinksa? Bardzo zależało mu na udziale w tym projekcie, przyjechał tu właśnie po to, a nie tak jak inni, by poznać nowych ludzi i zwiedzić odrobinę świata. Jednak szło mu fatalnie. Nie wiedział czemu w jego życiu ostatnimi czasy znajduje się tak wielki pech. - Bo ja chyba nie dam rady znaleźć tego stworzenia. Myślisz, że coś się stanie? - wiedział, że dziewczyna za nim nie przepada. On także nie darzył jej zbyt wielką sympatią, jednak stwierdził, że dobrze by było na czas lekcji zawiesić broń, jak to już kiedyś zrobili.
- Spoko, spoko! Nie ma za co! - krzyknął za Amelią pozostając w tyle za innymi. A wszystko przez jebany kombinezon, który po prostu źle uszyty i tyle. Albo Madness był jakiś mało wymiarowy. Wciąż próbował go poprawiać, przez co niestety zaprzestał poszukiwania skarbu, a później znalazł się na początku grupy. Podejrzliwie patrzył jak Phersu zaczyna otwierać śluzę i zaczynał się nawet przezornie cofać, ale za późno bo zaraz został z impetem wciągnięty do środka. - Zajebiście! - wyraził swoje zadowolenie kiedy odbił się od ściany, a później walnął głowę o podłogę. Miał jeszcze coś dodać, ale na to wszystko pojawiła się znikąd Plumpka. Bo przecież powinna już dawno być na drugim krańcu jeziora, co nie? To na pewno nie była ta sama co wcześniej, a może i była. Taka zemsta. Dlatego z uśmiechem przyjął później, że słone środowisko nie działało zbytnio dobrze na to potworne stworzonko, które dodatkowo go uszkodziło. Jakby tego było mało, ktoś kopnął go w klatę piersiową na tyle mocno, że nie mógł przez chwilę złapać oddechu. Na podparł się na rękach i próbował wstać, ale ból skutecznie mu to uniemożliwiał. Widać, powinien zjeść śniadanie. Może wtedy wszystko od samego początku poszłoby mu lepiej. - Dobre uczynki, sratatata. - powiedział jeszcze zanim doszedł do swojej grupy. Zapamiętał boleśnie, aby nigdy nikomu więcej nie pomagać, bo później tak to się kończyło. Ruszył za Archibaldem i resztą uczniów. Na końcu! Bo przecież nie umiał się w tym kombinezonie poruszać, a nawet jeżeli pod koniec wędrówki do wraku mu się to udawało to teraz znów musiał się uczyć wszystkiego on nowa. Pięknie Mads, tak trzymać. - Zgaduje, że tego w planach nie było - popatrzył na nauczyciela, który stracił przytomność. Różdżkę cały czas trzymał w pogotowiu, gotowy aby zaatakować. W sumie i tak najbardziej chciałby się w tej chwili odegrać na wszystkich Plumpkach za to, że ich kolega boleśnie go uszkodził, ale to może później? Na razie musiał się bronić, bo nie chciał skończyć tych zajęć w Skrzydle Szpitalnym! Zresztą nawet jakby był umierający i słaniający się na nogach nie poszedłby tam. Za nic, by go siłą nie zaciągnęli. Okej, zaciągnęliby, bo nie miałby siły się bronić, ale gdyby tylko choć trochę miał… Ale teraz skupił się za zaklęciu. Pewnie jakimś taki, które w normalnych warunkach zrobiłoby wielkie bum i w ogóle. Ale nie pod wodą, gdzie głupi strój tylko spowalniał jego i tak już wolniejsze od normalnych ruchy. Nie udało mu się. Co prawd zaklęcie wyszło mu bez zarzutu, ale głupi stwór gdzieś zniknął! Następnym razem na pewno mu się uda!
5, jak ktoś ma ochotę to niech kopnie Madnessa w klatę piersiową przy ‘wejściu’ do wraku 3
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Dostali się już praktycznie do wraku. Po drodze udało jej się uśmiechnąć do Rekina i odgryźć za tą całą księżniczkę. -Ty za to rekin, czujesz się tu chyba niczym ryba w wodzie- odpowiedziała serdecznym tonem. Potem tak wyszło, że akurat była w pierwszej grupie osób która stała na początku, zatem z potężną siłą wciągnęło ją do środka a ona boleśnie obiła się o parę krzeseł i jeden stół, ostatecznie zatrzymując się na ścianie rozpłaszczona niczym ten naleśnik. Przeklęła coś cicho pod nosem, ponieważ trochę ją to zabolało, potem jednak ruszyła wolnym krokiem za profesorem Archibaldem. Nagle znaleźli się w ładowni, przynajmniej wyglądało jej to na ładownię. Nigdy nie znała się zbyt dobrze na statkach a tym bardziej na wrakach statków. Wielka skrzynia przygniotła profesora i sprawiła, że stracił przytomność. Boże, Boże wszystko działo się tak szybko a tutaj trzeba było działać nie współczuć profesorowi. Dostrzegła też że jakaś metalowa ryba zagrodziła im drogę powrotną. -Sacermo!- rzuciła praktycznie kierując różdżkę tak by magia pocięła ją na drobne kawałeczki. Zaklęcie spowolniło potworka i trochę go uszkodziło.