Tutaj docierają jedynie odważni pływacy, którzy nie tylko nie boją się złamać szkolnego regulaminu ale też w nosie mają plotki o zamieszkiwanej tutaj kałamarnicy.
W tym miejscu obowiązuje rzut kostką za każdym razem bez względu na ilość przeprowadzonych tu przez postać wątków. Miejsce to jest niebezpieczne.
Spoiler:
1, 2 - nawet pomimo zdolności pływackich (które prawdopodobnie Cię tu przywiodły?) nie zawsze da się ochronić przed niespodziewanymi atakami… spod wody. Podczas pływania nagle coś oplata się wokół Twojej kostki i ciągnie Cię mocno pod taflę. To bardzo uparty glon i o ile dajesz sobie radę z utrzymaniem głowy nad wodą, tak zostałeś tu unieruchomiony na dwa posty i po upływie czasu Twoje zabiegi uwolnienia się przynoszą oczekiwany efekt. Do końca tego wątku bardzo dokucza Ci ból nogi - na skórze masz czerwone pręgi po glonie i najlepiej jest użyć na Twojej kończynie wywaru ze szczuroszczeta bądź innych zabiegów rozgrzewających.
3, 4 - tafla wody jest spokojna, ptaszki ćwierkają, nic Ci nie przeszkadza ani nie wadzi. Masz szczęście! Możesz pływać tutaj bez obaw, że coś zechce się Tobą poczęstować.
5, 6 - świadomie bądź nie mijasz wysypisko przepięknych lilii wodnych. Sęk w tym, że połowa z nich jest czymś… zarażona o czym poświadczają dziwne kropki na płatkach. Dorzuć kostką, by sprawdzić czy efekt zarażenia nie przejdzie na Twój organizm: Parzysta - niestety niechcący (a może z ciekawości celowo?) musnąłeś jeden z dziwnych lilii. To wystarczyło, aby kielich kwiatu otwarł się i splunął na Ciebie zgniłozielonym pyłem - do końca tego wątku i przez Twój następny szczypią Cię mocno oczy, a gałki zmieniają kolor na żółty. Jeśli nie użyjesz na powiekach eliksiru oczyszczającego ran oraz wiggenowego (bądź za pomocą zaklęć/posta w SS na minimum 2000 znaków) to istnieje ryzyko, że na pewien okres czasu utracisz wzrok. Nieparzysta - wyminąłeś wszystkie zarażone lilie. Niechcący musnąłeś rozłożysty liść jednej z nich i poza chwilowym odrętwieniem kończyny nic Ci nie będzie.
Przykro? Całe szczęście, może i Vivi jest tolerancyjna, ale sama by nie zniosła faktu, że mogłaby być z dziewczyną. Po prostu nie potrafi sobie nawet tego wyobrazić! Nie nic do par Homoseksulanych, no ale wiadomo, sama nie chciałaby być na ich miejscu. Przeciwieństwa się przyciągają. Ciekawe czy Victorique znajdzie kogoś takiego, kogo będzie przyciągać jej charakter, bardzo by tego chciała. No właśnie! Bo kto jak nie Elishia będzie pilnował bezpieczeństwa Gryffonki? Ona może się nawet zabić chodząc po prostej powierzchni – tylko ona tak potrafi. Dlatego jako nadopiekuńcza autorka poszukuje dla niej nowego właściciela, który zaopiekuje się nią jak jakimś biednym małym kotkiem, żeby sobie krzywdy zbyt dużej nie zrobiła. Eli zbyt bardzo lubi łamać zasady, znając życie wkopie ją w jeszcze większe bagno… ale takie osoby też trzeba mieć przy sobie, nieprawdaż? Kiedy dziewczyna opowiedziała jej historię z życia spojrzała na nią zszokowana. Nie musiała jej nic udowadniać, dziewczyna wierzyła jej na słowo. - Wow… niesamowite! – dziewczyna była dobrze rozciągnięta i może dałaby radę nauczyć się czegoś podobnego, no bo cóż… gimnastyka artystyczna jest podobna trochę do łyżwiarstwa, ne? A w dzieciństwie trochę się w tym bawiła. - To nie jest takie proste, na początku musisz wymedytować swoje drugie ja, które pozbędzie się tej okropnej formy jeżdżenia perfekcyjnie i nauczy się potykać o swoje własne kończyny pozorując przewrócenie się… to nie jest takie proste młoda damo!
Eli miała swoją falę nietolerancji do wszystkiego, co inne. Było to jeszcze rok temu tak naprawdę. Próbowała się przypodobać wszystkim na około gnębiąc ludzi, do których nic nie miała. Na ten moment nie była w Hogwarcie zbyt lubiana i walczyła o to, żeby jednak uzyskać kogoś sympatię. A z wszystkich osób, którym kiedyś dokuczała jako takie stosunki miała z Thomasem... Na widok tego puchona od razu na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Czasem miękły kolana... Nie rozumiała, dlaczego. Podejrzewam, że jednak Vivi jest bardziej zdolna. Elishia stawiała na to, że gryfonka potrafiłaby się pośliznąć i zabić... Stojąc w miejscu! Dlatego objeżdżała ją z każdej strony chcąc ją dopilnować, ale jednocześnie nie rezygnując z ruchu, za którym tak bardzo tęskniła. Szkoda, że nie ma w okolicy więcej takich miejsc, w których mogłaby no nie wiem... Pielęgnować stare umiejętności? - A ty? Masz coś takiego... Wow? - Podebrała jej stwierdzenie w ten oryginalny sposób podpytując o hobby. Tak właściwie, to jeszcze o tym nie rozmawiały z tego, co pamiętam. A nawet jeśli, to zawsze mogła Vi coś nowego od siebie dodać. Miło się słuchało, kiedy się rozgadywała. Zupełnie tak, jakby było to coś wyjątkowego hm... - Mamy problem. Ja ledwo z moim jednym "ja" wytrzymuje! - Tu już nie udało jej się pohamować szczególnie słysząc od jej kurdupelka „młoda damo”. No tak wybuchła śmiechem, że zapomniała się obejrzeć i pierdzieliła na lód prosto na tyłek przez potknięcie się o jedną z wystających gałęzi. Obiła sobie kość ogonową, ale nadal nie mogła przestać się śmiać. Boże, udusi się!
No cóż jej zdolności zaczynały się i kończyły na tym, że potrafi bez problemu zrobić sobie krzywdę. Nie dostrzegała innych zalet, nie wiadomo dlaczego. Życie wykształtowało ją w taki sposób, że nie dostrzegała swoich zalet mimo iż miała ich wiele. Widziała tylko wady, które tak bardzo chciała zmienić. Chciała być idealna, wyjątkowa… ale równocześnie chciała być zwyczajna. - Jeżeli takie wow, można powiedzieć na zabijanie się stojąc w miejscu to tak, mam takie wow. Zaśmiała się po tym zdaniu. Ale również zaczęła rozmyślać czy jest coś w czym jest super dobra? Chyba nie. A nawet jeżeli to i tak tego nie zauważy. - Mimo iż nie mam takiego wow, to lubię robić bardzo dużo rzeczy, śpiewać, tańczyć, grać… – kiedy zaczęła wymieniać nie mogła skończyć, brakowało już palców u rąk , nóg obu dziewczyn – No cóż… trochę tego jest – wydukała zakłopotana i ruszyła przed siebie. Zrobiło się już jej chłodno, dlatego powinna się poruszać trochę. - No to nie nauczysz się tego cudownego i niepowtarzalnego sty… – potknęła się zrobiła kilka kroków do przodu i wyłożyła się na lodzie, jeszcze przejechała na klatce piersiowej trochę do przodu. No cóż jak na desce do snowboardu… - …lu upadania z taką cudowną gracją! – dodała ze łzami w oczach. Mimo iż upadła w dosyć niefortunny sposób to można było wyczuć nutkę gracji… Już się nauczyła upadać z taktem!
Eli za to dostrzegała w sobie ogromną ilość zalet. I dobrze. Po takiej ilości czasu kiedy to posiadała kompleksy mniej więcej na temat każdej części swojego życia wypracowała mechanizm obronny – przesadną pewność siebie. Z czasem udawania, że nigdy nie widzi problemów w sobie sama zaczęła w to wierzyć. I na ten moment trudno było ją zinterpretować. Sama kiepsko rozumiała siebie. A mimo to potrafiła doskonale się opisać i określić. Czy to nie jest totalna sprzeczność w tym wszystkim? Komedia... - Czyli jesteś bardzo wszechstronna. Zazdroszczę – Puściła jej oczko obserwując cały czas coś, co chyba powinno się nazywać „jazdą na lodzie”, ale zdecydowanie tak nie wyglądało – Ja próbowałam ogromnej ilości rzeczy, ale mało która mi wychodziła na tyle żebym mogła ją kultywować – Przyznała się otwarcie. Na prawdę jej zazdrościła. Ale tak po przyjacielsku, nie miała złych intencji. Upsik, troszkę nie ślizgońsko, ale Cii... To tylko jej myśli. Ma do nich pełne prawo. I proszę. Oto obie leżały śmiejąc się do rozpuchu. Jakby teraz wyłoniła się spod lodu Wielka Kałamarnica, to nie miałyby najmniejszych szans na ucieczkę. No, może Eli. Dlaczego? Bo gryfonka już miała łzy w oczach, a Elishia... Nie w sumie też prawie płakała. Ale ze śmiechu!
Dokładnie tak powinna wyglądać u człowieka samoocena. Lepiej dostrzegać swoje zalety i ignorować wady, wtedy życie jest łatwiejsze, jest się bardziej pewnym siebie i człowiek jest bardziej zadowolony z życia. Jednak kiedy widzisz tylko wady i nie dostrzegasz zalet masz trudne życie i niekoniecznie dobrze sobie z nim radzisz. - Wszechstronna? – spojrzała na nią z prawdziwym zdumieniem – Możliwe… – wraz z tym słowem pojawił się niepewny uśmiech, którego nie potrafiła wytłumaczyć, w ogóle nie wiedziała dlaczego pojawił się na jej twarzy. Kiedy wypowiedziała to zdanie wlepiła w nią swoje zirytowane spojrzenie. - No tak bo to ja robię piruety na lodzie! – pokazała jej język i pokręciła głową. No cóż… może nie koniecznie była z tego zadowolona, ale jakoś zachowywała się w ten dziwny sposób. Widząc roześmianą ślizgonkę uśmiechnęła się szeroko i wstała z trudem również się śmiejąc. - Wybacz mi Eli… ale musze się zbierać… jutro wigilia, a ja muszę się spakować… będę jechała do matki bez względu na wszystko. Powiedziała jej to ze szczerością, chciała, żeby wiedziała jaką decyzję podjęła. Zjechała z lodowiska i przebrała buty. - Zobaczymy się później? – spojrzała na nią niepewnie i czekała na odpowiedź. Dopiero po tym zaczęła się oddalać. W połowie drogi odwróciła się i wykrzyczała w jej stronę. - Wesołych Świat! I zniknęła za horyzontem.
Pozbierały się z ziemi i cóż – Elishi było przykro, że dziewczyna tak szybko się musi zebrać. Ale miała rację no, w którymś momencie sama zdała sobie sprawę z tego, że nie spakowała się jeszcze. Rodzice na pewno z niecierpliwością czekali, a ona? Z jednej strony chciała uciec z Hogwartu, a z drugiej tu zostać. Wszystko zależało od konkretnego dnia, konkretnego samopoczucia. Obecnie w stosunku do świąt była zbyt apatyczna, żeby się nimi przejmować. To też niechętnie pomachała dziewczynie jednocześnie życząc jej szczęścia i trzymając za nią kciuki. Miała nadzieję, że wszystko się ułoży. - Pewnie – Uśmiechnęła się do niej na jej pytanie schodząc z lodu. Pomachała jej na pożegnanie. Do zobaczenia Vivi. Potem sama zebrała się do zamku nie oglądając się za taflą jeziora. Będzie tęsknić.
Chłopak kombinował przez dłuższy czas jak się spotkać ze ślizgonką, jak ją porwać, żeby się nie zorientowała. Chciał to zrobić w jakiś specjalny sposób, ale to nie było takie proste. Rzucił dwie luźne propozycje i na tym właśnie poległ. Wesołe miasteczko zimą nie było dobrym pomysłem był o tym przekonany, a lodowisko? Nie licząc tego, że jeździł jak kaleka mogłoby się udać… no ale właśnie jeździ jak kaleka! Ech… Czasami mi szkoda tego faceta. Chłopak zrobił rekonesans i popytał kilka osób o Eli, to co usłyszał zdziwiło go niesamowicie, nie myślał, że taka opinia może krążyć o tej dziewczynie… ciekawe, bardzo ciekawe. Wykombinował nawet sposób jak ją ‘porwać’. Wysłać list w imieniu jej przyjaciółki, która co nieco wypaplała. Dobrze, że ją też zapytał… W takim razie wyruszył nad Hogwardzkie jezioro i westchnął. Zimą to wydawał się najlepszy pomysł. Nie chciał tego robić i nawet zastanawiał się czy nie poczekać do wiosny, ale tak będzie zabawniej… chyba. Położył na śniegu, przy brzegu dwie pary łyżew. Miał jedynie nadzieję, że trafił z rozmiarem i ulotnił się.
Więc jednak słynny Nicholas de Gold z czymś sobie nie radził? A to ci dopiero zagwozdka! I jeszcze planował okryć karty przed obcą sobie dziewczyną, która mogła go pogrążyć? Nie, właściwie co ja gadam. Przecież i tak odwróciłby to na swoją korzyść pokazując jaki to jest uroczy. Nie tędy droga jeśli miała mu ochotę w jakiś sposób dopiec – to było za proste. W danym momencie to jednak nieważne, bo przecież ona idzie na spotkanie z Vivi. Wielokrotnie ostatnio dostawała od niej listy. Niektóre były bardzo podobne do jej pisma, dlatego na wszystkie spotkania tego typu się wybierała. Ostatnio przykładowo stała godzinę na ruchomych schodach, po czym okazało się, że wcale się nie umawiały. Ktoś znalazł sobie nowy sposób na dręczenie jej, czy jak? Jakby nie wystarczało, że ktoś ksywą „Rudy” szantażuje ją dniami i nocami. W przypływie tych wypadków na jezioro przeszłą co najmniej wku*wiona. Jeśli to i tym razem nie będzie gryffonka, to chyba nigdy więcej nie odbierze już żadnego listu. Debile wykorzystują to, że martwiła się o najlepszą przyjaciółkę. Jeszcze brakuje, żeby zaraz zaczęła dostawać listy od Aleks i … Uh, wdech wydech Elishia. Zawsze możesz zmienić się w Lullaby i iść się upić. Jej to przystoi. Przybyła. Stoi w otulając się ciepłym płaszczykiem i przytrzymując czapkę. No jest... A Vivi nie ma. - No żesz jasna pierd... - I tu poleciała pod nosem bardzo ambitna i rozwinięta wiązanka. Tak bardzo, że niektórych słów nawet autorka nie zna.
W końcu przyszła, wypuścił powietrze z ust stwarzając obłoczek. Prawdę mówiąc czuł się jak jakiś prawdziwy porywacz. Ukrywał się i polował na swoją ofiarę czekając na odpowiedni moment. Zaśmiał się pod nosem słysząc wiązankę godną pochlebstwa i postanowił się do niej zakraść. Nie chciał jej łapać, bo wiedział, że dziewczyna może się przerazić, albo odwinąć, a to nie byłoby zbyt dobrym rozpoczęciem tego… porwania? - Nie spodziewałem się tak niewyparzonej buźki u ciebie – wydukał stojąc za nią i chuchając jej w kark. Nie czekał, aż dziewczyna się odwróci, czy zamachnie, zrobił kilka kroków bezpieczeństwa w tył i posłał jej ten zabójczy uśmiech. - Oświadczam Ci, że zostałaś porwana.
Elishia porównałaby go raczej do tygrysa. Przyczajony w krzakach czekał aż bezbronna antylopka przybiegnie do swojego wodopoju. Ledwo zamoczy pyszczek w jeziorze by posmakować wody życiu, a tu CAP! Nic po niej nie zostanie. Jednak moment, przecież ona nie była bezbronną łanią, choć miała nadzieję, że jest równie ładna, ale kto to tam wie – każdy lubi inny typ. O kutfa! Nicholas! I on to wszystko słyszał. Cholera. Dobrze jednak, że on. Przy nim ostatnio zdążyła już pokazać pazurki, to też nie musiała udawać słodziaka. Jemu ta naturalna poza najwyraźniej pasowała. W każdym razie wystraszyła się niemiłosiernie słysząc go, więc oczywiste jest, że mu się odwinęła (i oczywiście spudłowała zgodnie z przewidywaniami chłopaka), a potem złapała się za kark, jakby ją tam uderzył czy coś. Ciepłe powietrze wywołało wcześniej silny dreszcz, a to już sporo. - Nick... Czy ciebie już do końca posrało? Coś ty wykombino... Czy to są łyżwy? - Dwa buciki z ostrzami pozwoliły, by zapomniała o całej złości jaka w niej próbowała się urodzić. Planował z nią pojeździć nielegalnie po jeziorze? No proszę, kto by się spodziewał, że faktycznie wykorzysta jedną z dwóch opcji, które ostatnio wypowiedział na głos. Współczuje Nick, jesteście na jej terenie.
Dokładnie tygrys zapolował na swoją piękną łanie i czy mu się udało? W pierwszym momencie ktoś mógłby uznać, że nie, że dziewczyna w ogóle nie wpadła w pułapkę, dopóki nie dostrzegła łyżew. Wraz z nimi opadła cała złość i polowanie zakończyło się sukcesem. Jeszcze nie wiedział jak to źle się skończy dla niego, ale czas pokaże. - Jak mówiłem, porwę Cię w najbardziej niespodziewanym momencie, albo do wesołego miasteczka, albo na łyżwy… na wesołe miasteczko trochę za zimno, a to… – zamilkł. Spojrzał niepewnie na drugą parę łyżew. Czy na pewno chciał to robić? Wiedział, że jest duże prawdopodobieństwo, że się zabije, albo połamie, a co najgorsze wygłupi. No ale nie wpadł na nic innego. Stanie z boku odpadało, a na lodzie będzie jeszcze gorzej… raz kozie śmierć – wydało mi się najlepszym rozwiązaniem – w jego głosie można było wyczuć nutkę niezadowolenia, ale starał się tego nie pokazać.
Więc to właśnie łyżwy były całą pułapką? Jak już mówiłam to trochę ryzykowne w jej przypadku – to naprawdę jest jej teren i ciężko będzie jakkolwiek ją „upolować” właśnie tutaj. Jednak skoro jest taki sprytny, to na pewno będzie miał jakiś cwany plan. Powodzenia! - To chodź! Ja kompletnie nie umiem jeździć! Będzie zabawnie – Zaśmiała się i wzięła jedną parę po czym zaczęła ubierać na nogi. Ubrała jedną łyżwę i drugą, po czym zaczęła męczyć się ze sznurówkami. Na prawdę wyglądało tak, jakby pierwszy raz miała styczność z takim czymś. Nawet nie umiała ich złapać na zaczepy. Zmarnowana położyła się na swoich kolanach, a potem spojrzała na niego błagalnie.
Gdyby chłopak był świadomy tego w co się wpakował to może i by się bał. Ale nie wiedział, że to jej terytorium. Dostrzegł, że może jej się to spodobać, ale nie wiedział, że dziewczyna ma wielkie pole do popisu. No cóż, nie wiem czy spryt ma coś z tym wspólnego, bo postanowił improwizować. Nie można zaplanować całej randki. Można zaplanować jej początek i ewentualnie kilka scenariuszy na koniec, jednak nie można zaplanować środka, to już zależy od ich dwóch no i otoczenia. Słysząc jej słowa poczuł się trochę pewniej, a kiedy zaczęła się męczyć z zapięciem zdziwił się. Albo się ze mnie nabija, albo nigdy nie jeździła… Mimo wszystko usiadł obok niej i zawiązał jej te sznurówki, po czym spojrzał na nią spod byka. - Czuję się przez ciebie jak ojciec… – wydukał niezadowolony, po czym ubrał swoje łyżwy (Oczywiście, to nie były figurówki! BROŃ BOŻE). On… był tylko raz na lodowisku, ale jako czysto krwisty czarodziej nie powinien zajmować się takimi mugolskimi rzeczami! A prawdę mówiąc był świadomy, że się nie nauczy. Spojrzał niepewnie na lodowisko pomagając jej wstać i nie puszczając jej dłoni wjechał na lód. Boże uchroń go…
Scenariuszy na koniec? Czyżby planował, że jednak dzisiaj uda mu się ją wciągnąć do łóżka? A może skończy się na czymś bardziej skomplikowanym? W sumie sama była ciekawa jaką relacją zakończy się dzisiejsze spotkanie. Pozytywną, czy wręcz przeciwnie. I kto tu kogo będzie lubił bądź nie lubił? - Coś w tym jest, bo wybrałeś dobry rozmiar – Wystawiła w jego stronę język po czym ponownie pstryknęła go w czoło. Spodobał jej się ten gest szczególnie, gdy wykonywała go na jego właścicielu. Zapewne drażniło go to, a im bardziej on był naburmuszony tym słodszy. Kurcze, nawet fajny z niego facet. Szkoda, że dupek. Weszła razem z nim na lodowisko. Oczywiste było to, że jeszcze trochę się pobawi nim. Dlatego też niebezpiecznie się zachwiała zastanawiając się czy a) on ją złapie b) puści żeby się wywaliła c) oboje wyrżną.
Spodziewał się wielu rzeczy, ale wiedział, że tak szybko ją do łóżka nie zaciągnie, to był projekt na dłuższy okres czasu. Nie wolno się śpieszyć, bo ją spławi, nieprawdaż? Zresztą on nikogo nigdy do tego nie zmuszał, to kobiety pchały mu się do wyrka. On nie musiał za wiele robić by do tego doprowadzić, po prostu czarował swoją osobą i tyle. Pstryknięcie sprawiło to czego tak bardzo oczekiwała. To niezadowolenie na jego twarzy było bardzo wymowne i mówiło wiele na temat tego jak się czuł. CO TA DZIEWCZYNA Z NIM ROBI! Dobra spokojnie, weź głęboki oddech jak ją przelecisz będziesz miał spokój, jak się teraz poddasz będziesz żałować. Raz, dwa… ech. No i zaczął się koszmar. A mógł wybrać dwie opcje? Na pewno chciał ją złapać, ale on sam na lodzie nie umie stać, to logiczne, że oboje się wyrżnęli. ALE SIĘ STARAŁ! Nie powie że nie! Chłopak spojrzał na dziewczynę trochę… zmieszany? Możliwe, trudno było określić jego spojrzenie. - W porządku? – zapytał po czym próbował wstać, żeby i jej pomóc, ale skończyło się tym, że wyrżnął się znowu tym razem sam. - Szlag… – burknął pod nosem. A jednak jego zdolności pozostały na tym samym poziomie, czyli minus dwieście.
Spodziewała się raczej, że faktycznie ją złapie, a potem pośmieją się, że jest z niej niezła kaleka. Zdecydowanie nie myślała, że skończy się tym, że oboje będą leżeć. Nie upadła zbyt boleśnie i miała nadzieję, że przez swój mały wygłup i jemu nie zrobiła krzywdy. Choć właściwie to twardy facet, więc kogo to obchodzi. Choćby złamał nogę, to pewnie by jej tego nie pokazał. - Jest dobrze – Odpowiedziała zerkając na niego. O, jak on się słodko stara. Już prawie wstał i... Wybuchnęła śmiechem, gdy znów wylądował na lodzie. No nie mogła po prostu. Boże utoną! Jak jego wielkie cielsko 192 cm jeszcze raz pierdzielnie o lód, to przecież się załamie i utoną! Nie mogła na to pozwolić. Nadal nie mogąc przestać się śmiać oparła się rękami o lód i wstała. Wystawiła rękę w jego kierunku i postarała się tego wieloryba podnieść. - Mysia ty to jednak jesteś rozkoszny! - Wydukała między kolejnymi salwami rozbawienia.
Znając życie to tak by się skończyło. Złamał by rękę, nogę, połamałby żebra, ale udawałby, że jest w porządku i nic go nie boli. Taka mała ryska, ledwo zadrapanie. No ale miało to wiele wad, zawsze robił sobie większą krzywdę niż przedtem. No cóż spadli razem nic się nie stało. Chciał wstać padł znowu i usłyszał śmiech. Skąd ja to wiedziałem… Najgorsza decyzja EVER. Usiadł i spojrzał na nią niezadowolony. Wieloryb czy nie, wstał! To jest chyba najważniejsze ne?! I SIĘ NIE PRZEWRÓCIŁ! Nie wiem czy tutaj samozaparcie dużo da z jego równowagą na lodzie. To było straszne. Dopiero teraz do niego doszło jakiego idiotę może z siebie zrobić. Kurwa… - Znowu? Czemu tym razem – irytowało go to jak diabli, nie podobało mu się to i nie mógł z tym nic zrobić. CZEMU NA NIĄ TRAFIŁ?! Chyba Bóg go przeklął, za jego dotychczasowe życie.
Widok takiego rozkapryszonego chłopaka nie mógł wzbudzić innych uczuć niż rozczulenie. Wyglądał jak dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki. Zaskakujące, bo zdążyła poznać trochę jego brata i wiedziała, że Jake się tak nie zachowywał, to też nie podejrzewała, że mogliby bogato żyć. Ale skoro ma tak wypracowaną tą minę, to chyba jednak się pomyliła. Cóż, nie można oceniać ludzi. Wiedziała to sama po sobie. - Bez przyczyny – Skoro już oboje stali, to postanowiła w końcu przestać się nad nim pastwić. I cóż, odjechała kawałek od niego i wykonała jeden ze swoich starych trików, których się nauczyła za dziecka. Oczywiście nie był perfekcyjny, ale dopiero teraz blondyn mógł pomyśleć, ze się biedny wpakował w gówno. Po skończeniu stanęła w jego stronę unosząc ręce do góry i mówiąc głośne „Tadam!”. - Te popatrz, dobry z ciebie nauczyciel – Wyszczerzyła do niego białe ząbki, które kontrastowały z lekko różowymi od mrozu policzkami. Była ciekawa jak zareaguje. Podejrzewam, że wkurzy się jeszcze bardziej niż wcześniej, bo zrobił z siebie idiotę.
Był rozpieszczony i rozkapryszony, ale nie uważał to za coś złego, udało mu się to w sobie utemperować podczas swojej podróży. No cóż niektóre wypadki zmieniają człowieka, jego też zmieniło do pewnego stopnia. To, że jego brat był bez uczuć i postanowił się zachowywać odpowiednio nie oznacza, że on też musi. Miał swój własny charakter i to tylko dlatego, że miał odwagę sprzeciwić się ojcu, nie jak Jake… Kiedy dziewczyna wykonała jeden ze swoich starych trików skomentował to jednym słowem. - Zajebiście – pastwiła się nad nim i on nic nie mógł z tym zrobić. Wybrał chyba najgorzej jak mógł. Nie mógł się nawet popisywać, chyba że w częstotliwości potykania się na lodzie. W tym był chyba najlepszy. W gówno? To jest łagodnie powiedziane. - Widzisz, wiele się ode mnie nauczysz w trakcie tego dnia – powiedział ruszając do przodu i znowu zaliczając glebę. JAK ON NIENAWIDZIŁ LODOWISKA. Oby dziewczyna dostrzegła jego wielkie poświęcenie. - To było specjalnie… – jeszcze bardziej się zaczął pogrążać, ale już nie wiedział co mówić.
Zakryła usta dłonią. No po prostu nie mogła się z niego nie śmiać. Po co on się tak poświęcał? Jeszcze nie zauważył, że się z nią nie prześpi? Że wszystko, co ona robi jest tylko po to, żeby go zbłaźnić? Spodziewała się, że chłopak w którymś momencie się po prostu obrazi i sobie pójdzie. Tymczasem on trzymał klasę. Cóż, akurat to muszą mieć najwyraźniej rodzinne, ale nie ma co się nad tym zastanawiać. Nie znał ani Jake ani Nicholasa zbyt dobrze. Choć muszę szczerze powiedzieć, że pana nr 2 chciałaby bardziej ogarniać. Tak po prostu, dla jakiejś swojej satysfakcji. No i znowu leżał. Zrobiło jej się go szczerze mówiąc żal. Dlatego podjechała do chłopaka i nim ten zdążył wstać najzwyczajniej w świecie usiadła obok niego, a potem się położyła. Dzieliło ich może z 30 centymetrów. Spoglądała na niego leżąc na pleckach. Przez chwilkę milczała. Nie potrzebowała jednak wiele czasu, by coś przemyśleć. - Wiesz co Nick, lubię Cię. Jesteś spoko – Cóż za romantycznie wyznanie, prawda? No nie bardzo. Ale muszę powiedzieć, że było prawdziwe. Po prostu czuła się przy nim no nie wiem. Sobą? Trochę tak, jak przy Vivi. Przy niej też się z niczym nie kryła. Kto wie, może się z nim nawet zaprzyjaźni? Tylko czy można kumplować się z kimś, kto chce Ci się dobrać do majtek?
Kiedy mężczyzna coś postanowi nie złamie danego słowa. Uparł się, powiedział, że ją zarwie, a chociaż spróbuje i to właśnie robi. A zresztą jakby wyglądał jak by teraz zrezygnował? Wielki Nicholas podrywacz kobiet uciekł przed małą ślizgonką z podkulonym ogonem. O nie, nie ma szans. Woli się zbłaźnić niż stchórzyć. No cóż w końcu się zbłaźnił całkowicie. Dziewczyna położyła się obok niego, a on leżał. Przynajmniej już się nie może bardziej wywrócić, ne? Gdy Wypowiedziała te słowa nie drgnął nawet. Po prostu wpatrywał się w niebo w ciszy. O co jej chodzi z tym wyznaniem… co ja mam na to odpowiedzieć? Może najlepiej będzie jeżeli będę siedzieć cicho… Jak pomyślał tak zrobił. Leżał z nią na tym lodzie w ciszy. Może nie chciał tego przyznać, ale czuł się przy niej trochę inaczej. Nie jak przy laskach, które po prostu chciał przelecieć, tak… inaczej? Nie… odrzućmy tą myśl. On chciał się jej dobrać tylko do majtek nic więcej. - Dzięki? – a jednak coś powiedział dureń i nie miał zamiaru na tym skończyć – A czemu?
O proszę, zainteresował się tym, co powiedziała. I była ciekawa jak na to zareaguje. Dopytał, nic dziwnego. Pewnie nie co dzień słyszy to od kobiety, która w stosunku do niego zachowuje się w taki sposób. Podejrzewam, że już nie raz któraś próbowała go zwodzić, by potem i tak dać mu w pysk, albo skończyć z nim w sypialni. - Cóż... - Podniosła się i oparła łokciem o lód jednocześnie głowę kładąc na swojej luźno zaciśniętej dłoni. Jej ręka wylądował od wewnętrznej strony zgięcia jego łokcia (myślę, że wiesz jak :D). W tak oto sposób leżała na boku wpatrując się w niego od góry. To była zdecydowanie wygodna pozycja. I taka, że gdyby ktoś ich teraz zobaczył stwierdziłby, że są parą. Ale na pewno nie będą, tego można być pewnym. - Nikogo nie udajesz – Wyszeptała bardzo cicho – A jeśli już to robisz, to tak dobrze, że tego nie widzę...
To była dziwna sytuacja. Chyba pierwszy raz w życiu nie bardzo wiedział co zrobić. Miał ochotę poleniuchować i leżeć w takiej pozycji, zwłaszcza, że dziewczyna lgnęła do niego. Ale tylko i wyłącznie dlatego, że było jej wygodnie. No cóż, lepsze to niż nic. - I dlatego mnie lubisz? – odwrócił głowę w jej kierunku i spojrzał jej głęboko w oczy – Bo jestem sobą? – zapytał zdziwiony. No cóż zawsze jak zarywał do jakiejś laski grał kogoś, żeby się do niej zbliżyć, żeby ją zdobyć, a ta dziewczyna… jej wystarczył po prostu on. Może dlatego myślał, że to będzie takie łatwe? Ale stało się trudniejsze. - Dziwna jesteś, wiesz?
Wygodnie. I przede wszystkim cieplej! Przecież oni leżeli jedna nomen omen na lodzie prawda? Jest bardzo duża szansa, że po tym wszystkim odmarzną im tyłki, ale co to za problem? Było zabawnie. I było ciekawie. Zdecydowanie nie mogła z nim narzekać na nudę. Ogólnie nie mogła. Westchnęła cicho. Przypomniało jej się, że niestety jej życie przesiąknięte jest teraz problemami. Nicholas stanowił pewnego rodzaju odskocznię od nich. Tak, jak Tony. Tylko, że jeden z nich był relacją właściwą, drugi wręcz przeciwnie. - Tak – Odpowiedziała mu na pytanie, które miało mu tylko potwierdzić, że dobrze ją zrozumiał – I wiem, ale właśnie dlatego mnie lubisz Mysia – Wytknęła w jego kierunku język, a potem zaśmiała się cicho. Jednak na tym się nie skończyło. Zniżyła się troszkę w stronę ust chłopaka pozwalając, by jej ciepłe powietrze muskało jego wargi. - Masz sine usta. Jak będziesz chory, to będzie twoja wina – Wyszeptała cicho, po czym znowu się odsunęła. To ona go miała w garści, ale nie zamierzała z tego korzystać. Bo mógłby z niego być naprawdę świetny kumpel, a to, że się z nim trochę podroczy? Urok tej relacji.
O wiele cieplej. On znosił zimno w miarę dobrze, ale dodatkowego ciepełka nigdy za wiele, zwłaszcza w postaci dziewczyny, ślicznej dziewczyny. On po prostu był gościem, który się jej narzucał i robił co mu się żywnie podoba. - Lubię cię? – nie potwierdził, ale też nie zaprzeczył Po prostu zapytał. Był ciekawy dlaczego dziewczyna tak uważa. Musiała mieć jakieś potwierdzenie. To, że z nią spędzał czas, nic nie oznaczało, mógł to robić po to, by ją przelecieć tylko i wyłącznie… Wróć! Zignorował Mysię! Chyba się już totalnie przyzwyczaił. Podejrzewam, że będzie ją karcił dopiero przy innych ludziach, jak na razie… mu to nie przeszkadzało, nie aż tak bardzo Nie wykonał żadnego ruchu, chociaż jak cholera chciał się do niej zbliżyć. Jednak… wyszeptała tylko coś, co nawet nie do końca do niego dotarło. - To będzie moja wina… A tobie nie jest zimno? – zapytał nie odrywając od niej wzroku. Czy on się martwił? Nieee to było… eee takie teoretyczne pytanie?
I tak oto został Mysią. TAK! Ksywka przyjęta, można ją rozgłaszać po ludziach. A fakt, że nie zareagował na to był odpowiedzią samą w sobie, co ukazała mu jej mina, a konkretnie lekko uniesione brwi i wzrok typu „Poważnie, ty się jeszcze pytasz Mysiu?”. Podejrzewała, że nie musi już nic więcej mówić, ale tak czy siak się odezwała. Nie jest dobra w taktownym podchodzeniu do spraw i przyglądaniu języka. - Tak. Bo jestem zajebista - … i skromna prawda Eli? Nadal była blisko. Jakieś 10 cm, ale to i tak daleko w porównaniu do tego, co było chwilę temu. Choć nadal wystarczyło, żeby po prostu maksymalnie podniósł głowę, to jednak tego nie robił. Dlaczego? Czy nie właśnie tego chciał? Już kolejny raz daje mu okazję do dobrania się do siebie (choć i tak by pewnie dostał w pysk), a on nie korzysta. Nick co się z tobą dzieje człowieczku? - Szczerze? Jak cholera. Hm – I tak oto wpadła na kolejny genialny pomysł. Mianowicie przesunęła się jeszcze bardziej i położyła się na nim korzystając z tego, że jest wysoki i obszerny. Jednocześnie nogi uniosła lekko do góry, żeby mu nie zrobić krzywdy łyżwą. Patrząc na efekt swoich poczynań głośno je podsumowała – Jestem genialna! Ale jak Ci stanie, to ja schodzę słyszysz?