Wstęp kosztuje 15 galeonów (wyposażenie + instruktor). Istnieje możliwość grupowej zniżki od trzech osób w górę (wówczas każdy płaci po 10 galeonów). Odnotuj zapłatę w odpowiednim temacie.
Uwaga! Lokacja jest mugolska. Nie zaleca się używania magii w tym miejscu.
Jedna z popularnych stadnin umiejscowionych za Londynem, niedaleko prowincji. Zajmowana przez hodowlę powierzchnia to nie tylko sam obiekt miejsca przechowywania koni, lecz także pobliski las wraz z długą ścieżką prowadzącą do pobliskiego jeziora. Pozwala to na przyjemne spacery oraz podróże po okolicy bez żadnych konsekwencji oraz ograniczeń dla bardziej doświadczonych jeźdźców. Właściciel słynie przede wszystkim z obszernej znajomości języka ciała tychże zwierząt oraz dbałości o ich miejsca wypoczynku. Kopytne najczęściej wykorzystywane są w celach rekreacyjnych, zapoznania się z nimi oraz spędzenia czasu w celu likwidowania nadmiernego stresu. W budynku panuje przede wszystkim porządek; bardzo często zdarza się pomoc wolontariuszy w utrzymaniu całokształtu interesu w postaci szczotkowania oraz karmienia zwierząt. Konie utrzymywane są w przyzwoitym stanie, każdy z osobników cechuje się dobrym zdrowiem; przebadane, posiadające przede wszystkim ważne badania zdrowotne. W przypadku niskiej wiedzy dotyczącej jazdy konno można skorzystać z pomocy instruktora, który udzieli ważnych wskazówek oraz pomoże zapanować nad wierzchowcem.
Dostępne wierzchowce:
Akwarelka
Spoiler:
Stopień trudności: ★☆☆ Wiek: 8 lat (2010-05-28) Rasa: Koń huculski Umaszczenie: Myszate Krótki opis: Należy do koni o bardzo łagodnym temperamencie oraz usposobieniu, w związku z czym idealnie nadaje się dla początkujących jeźdźców, mimo swojego wyjątkowo młodego wieku. Z łatwością przystosowuje się do poleceń i nie ma problemów z kondycją, w związku z czym nadaje się na dłuższe dystanse. Najczęściej wybierana przez laików; bardzo często również pomaga, w pewnym stopniu zaczepiając osobę ją ujeżdżającą, dając odpowiednie sygnały. Jednocześnie przywiązuje się do jeźdźca, natomiast kolejne interakcje z nim stają się o wiele łatwiejsze.
Glace
Spoiler:
Stopień trudności: ★☆☆ Wiek: 12 lat (2006-06-01) Rasa: Koń fryzyjski Umaszczenie: Kare Krótki opis: Jako koń fryzyjski, zmaga się przede wszystkim z długą, ciemną sierścią oraz dość sporymi rozmiarami ze względu na zimnokrwistość. Jest niezwykle wytrzymałym wierzchowcem o anielskiej cierpliwości, idealnym do eleganckich przechadzek ze względu na charakterystyczny dla tejże rasy chód. Posiada przyjazne usposobienie oraz naturalną chęć współpracy z drugim człowiekiem, z łatwością znosi chłodne zimy, choć nie należy go pod tym względem przemęczać. Przepada za prostymi smakołykami oraz kostkami cukru, dzięki którym można do przekupić; również lubi dotyk dłoni na grzbiecie oraz typowe głaskanie.
Lumi
Spoiler:
Stopień trudności: ★★☆ Wiek: 15 lat (2003-03-09) Rasa: Shire Umaszczenie: Skarogniade Krótki opis: Największy hodowlany koń znalazł miejsce również w tejże stadninie. Polecany dla bardziej wprawionych z tymi stworzeniami, jest niezwykle wysoki oraz przede wszystkim wytrzymały. Jego osobowość należy jednocześnie do przyjaznych oraz cierpliwych, aczkolwiek poprzez spore wymiary może sprawiać kłopoty podczas dosiadania zwierzęcia oraz schodzenia z niego. Uległy, o łagodnym usposobieniu, choć będzie trącił delikatnie swoim sporym łbem w poszukiwaniu drobnych przekąsek.
Loczek
Spoiler:
Stopień trudności: ★★☆ Wiek: 9 lat (2009-05-20) Rasa: Amerykański baszkirski kędzierzawy koń Umaszczenie: Cremello Krótki opis: Jedną z najbardziej charakterystycznych cech tego konia jest jego wyjątkowa, kędzierzawa sierść, dzięki której wyróżnia się na tle spośród pozostałych stworzeń znajdujących się w stadninie. Jednocześnie jest zwierzęciem o spokojnej, aczkolwiek upartej naturze, jeżeli dosiada go niezbyt pewny siebie jeździec. Poza tym nie sprawia większych problemów, choć należy przyznać, że jest niezwykle inteligentny oraz lgnie do ludzi, szukając w nich towarzystwa. Uwielbia komplementy oraz przepada za drobnymi smakołykami.
Piorun
Spoiler:
Stopień trudności: ★★★ Wiek: 11 lat (2007-03-09) Rasa: Koń czystej krwi arabskiej Umaszczenie: Kasztanowe Krótki opis: Nie bez powodu został nazwany wyładowaniem atmosferycznym, gdyż ten przedstawiciel typowego wzorca rasowego naprawdę potrafi galopować z największą prędkością na tle pobratymców. O ile nie ma zbyt sporych wymagań w hodowli i jest życzliwy wobec pozostałych, na szacunek należy u niego zapracować przede wszystkim współpracą oraz spokojnym głosem. Wykonywać polecenia będzie, aczkolwiek niezrównoważony jeździec może prędzej czy później otrzymać swoją niezbyt przyjemną zapłatę. Wymaga znacznie większego doświadczenia.
Sepia
Spoiler:
Stopień trudności: ★★★ Wiek: 13 lat (2005-02-11) Rasa: Koń pełnej krwi angielskiej Umaszczenie: Gniade Krótki opis: Jeden z najtrudniejszych do ujarzmienia koni, który charakteryzuje się niebywałym temperamentem do gonitw; a ten objawia się szczególnie podczas swobodnych schadzek na otwartych terenach. Sepia reaguje na polecenia, aczkolwiek wymaga stanowczości ze strony jeźdźca, a ten zazwyczaj bardzo często jest poniżej wymaganego stanu. Poświęcając jej jednak znacznie większą ilość czasu, nie można liczyć potem na nudę - tym bardziej że potrafi bardzo szybko cwałować i galopować, pozostawiając resztę gromady zwyczajnie w tyle. Uwielbia pieszczoty, choć nie należy z nimi przesadzać.
Autor
Wiadomość
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gdy się roześmiał popatrzyła na niego wymownie z pozbawionym zrozumienia spojrzeniem w zielonych tęczówkach. - To na czym - Twoim zdaniem oczywiście - polega zakochanie? - zapytała, powstrzymując się przed komentarzem, że jeśli nie właśnie na tym o czym mówią? Zrozumiała już dawno, że Nath w zupełnie inny sposób podchodzi do wielu rzeczy, w tym również miłości. Tą, często okazywał w sposób mało zrozumiały dla większości ludzi, bo ci którzy go nie znali mogli jego zaangażowanie odbierać jako przejaw gruboskórności. Swego czasu nawet jej zdarzyło się podobnie o nim myśleć, choć teraz wiedziała, że wiele decyzji podjął chcąc dla nich, jak najlepiej. W tym momencie była mu za to wdzięczna, ominęła moment jego upadku, do którego nie chciała by nigdy doszło. Być może poniekąd była za to odpowiedzialna, może gdyby była przy nim pewne rzeczy wydarzyłyby się inaczej, jednak na pytanie "co by było gdyby…" nie uzyskają już odpowiedzi. Dlatego łatwiej, a przede wszystkim lepiej było skupiać się na chwili obecnej. Na komentarz opuszczający usta Bloodworth'a wywróciła teatralnie oczami. Nie można było mu odmówić urody, podobnie jak tej aury, która z jakiegoś powodu ją przyciągała - podobną emanował Charlie - w dodatku tak naprawdę nie łączyły ich więzy krwi, a jednak Gabrielle nie potrafiła spojrzeć na niego jak na mężczyznę, bo w jej oczach wciąż był dla niej kuzynem. - Co masz na myśli mówiąc, że nie powinnam mu wierzyć? - zapytała, marszcząc przy tym brwi. Rowle zawsze był z nią szczery, nawet jeśli mógł ją tym zranić, ufała mu, a swoimi słowami Nathaniel podkopywał to zaufanie. Wiedziała, że ci dwaj się znają, że łączy ich jakaś relacja, w związku z tym szatyn mógł wiedzieć więcej, ale czy Charlie by ją okłamał? Zignorowała komentarz dotyczący Francji, bo według niej inny scenariusz był równie prawdopodobny, jeśli nie bardziej. Gdy emocje opadły zastanawiała się, dlaczego Ślizgon uległ jej prośbie, choć nie miała odwagi zapytać go wprost. Zaśmiała się słysząc "dobrą radę" - I kto to mówi? - spytała, uderzając delikatnie konia noga, by ten odrobinę przyspieszył. - Mały wyścig? - zaproponowała i nim kuzyn zareagował wymusiła na zwierzęciu większy pęd, wiedząc, że ten ruszy za nią - rywalizację mieli we krwi. W dodatku dość miała smętnych rozmów o uczuciach, bo te były nazbyt skomponowane, poza tym wychodziła z założenia, iż należy się im poddać, zamiast analizować.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— Na głupocie, oczywiście. Bezbrzeżnej głupocie. Dodał do tych słów delikatne wzruszenie ramion, sugerując, że nie wyobraża sobie innej odpowiedzi. Nie okłamywał jej, naprawdę tak uważał. Miłość mąciła w głowie, odbierała rozsądek, skłaniała do rzeczy, których normalnie w życiu by się nie zrobiło. Nawet najbardziej egoistyczna persona, jaką był on sam, potrafiła zdobyć się na poświęcenie w imię miłości, choćby nie miała na to najmniejszej ochoty. Czy nie właśnie tym było zakochanie? Gromem z jasnego nieba? Niekontrolowanym wybuchem namiętności? Gęsią skórką i występującym na skórę potem? Szaleństwem. Zgubą. Sepia się niecierpliwiła, nie podobała jej się ta spokojna wędrówka. On też zaczynał czuć w sobie potrzebę pędu, uczucie wiatru tańczącego pomiędzy kosmykami włosów, jego chłód chłoszczący policzki. Niecierpliwie poruszył się w siodle. — Gab... — przewrócił oczyma, niezadowolony z jej naiwności. — Mam na myśli to, że jeśli mówi Ci, że nie jest zdolny do tego, żeby kochać, to kłamie. Może po prostu mydli Ci oczy, bo nie jesteś dla niego tą osobą, w której mógłby się zabujać. Tak czy inaczej – zachowuje się jak skończony kutas. Powinnaś potraktować go veritaserum albo tym swoim czary mary. — Jego sposoby nie musiały być właściwe pod względem moralnym, ale z całą pewnością były skuteczne. Dla niego liczył się tylko efekt, cel. Jeśli dla dobra Gabrielle miałby zmusić Rowle'a do powiedzenia prawdy, zrobiłby to bez wahania. Uśmiechnął się, kiedy przyspieszyła. — Nie masz żadnych szans. — Powiedział i nachyliwszy się do przodu, popędził konia do kłusu.
| z/t
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Zaśmiała się, chociaż w tym co mówił było trochę prawdy. Może przez jakiś czas myliła głupotę z naiwnością, a może przez długi czas temu co przeżywała towarzyszyło jedno i drugie. Obecnie ciężko było jej to stwierdzić, niemniej nie miała też zbyt dużo czasu, by się nad tym zastanawiać. Mimowolnie przygasła słysząc wyjaśnienie Nathaniela, choć niewątpliwie nie mogła się z nim nie zgodzić. To sprawiało, że poczuła narastającą obawę, która mimochodem sprawiała, iż chciała uciec. Nic więc dziwnego, że wpadła na pomysł wyścigu, który pozwoliłby na chwilę zapomnieć o wszystkim, skupić myśli na przyjemności płynącej z jazdy. Dodatkowo nie skomentowała słów wypowiedzianych przez kuzyna, bojąc się, jakie słowa mogą opuścić jej usta. Nie chciała też w jakikolwiek sposób sprawdzać Charliego, czy to poprzez użycie swojego daru czy eliksiru, była nieco bardziej moralna niż Bloodworth. - Raczej ty - rzuciła, jeszcze przyspieszając.
[z tematu]
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Gotowy na podróż w nieznane? – Zagadnął z tajemniczym uśmiechem przyklejonym do ust, kiedy tylko ujrzał przed oczami znajomą sylwetkę byłego kochanka. Zaciągnął się ostatni raz odpaloną w oczekiwaniu merlinową strzałą, wyciągając różdżkę by zamienić niedopałek w guzik, który schował do kieszeni spodni, a wreszcie chwycił chłopaka pod ramię, żeby teleportować ich obu do stadniny położonej na obrzeżach angielskiej stolicy. Parę minut później obaj wylądowali już miękko na żwirowej ścieżce w malowniczej, prowincjonalnej okolicy, pośród gęstych, liściastych lasów. Paco zapraszającym gestem dłoni poprowadził Maximiliana do drewnianego boksu, gdzie od wejścia powitało ich głośne rżenie zwierząt i stukot ich kopyt. - Do wyboru do koloru. – Zachęcił Felixa do swoistego castingu, samemu bez zastanowienia podchodząc do konia czystej krwi arabskiej o przepięknym, kasztanowym umaszczeniu. – Poznaj Pioruna. Mojego konia. – Poklepał delikatnie swego grzywiastego kamrata po grzbiecie, nie wyjaśniając dokładnie Solbergowi czy zaprzyjaźnił się z nim na tyle, aby stale korzystać z jego usług podczas odwiedzin w stadninie, czy może rzeczywiście wykupił go na własność, co w przypadku Moralesa zapewne nie byłoby wcale tak zaskakującym rozwiązaniem. – Gdybyś chciał go później dosiąść, wystarczy że mi o tym powiesz. – Dopiero kiedy wypowiedział te słowa na głos, uzmysłowił sobie jak dwuznacznie one wybrzmiały, ale nie zatracił z tego powodu choćby odrobiny pewności siebie. Przeciwnie, przywdział na twarz zawadiacki uśmieszek, wymownie unosząc jedną brew. – Przy czym uczciwie uprzedzam… bywa agresywny i narowisty. – Nadal wypowiadał się o Piorunie, chociaż jego mimika twarzy i puszczone mimochodem oczko mogły sugerować coś zgoła innego.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czy czekał na ten czwartek z niecierpliwością i ogromnym zaciekawieniem? Skłamałby mówiąc, że nie, ale nie przyznały w życiu, że tak. Spotkanie w Camelocie dało mu wiele do myślenia i choć faktycznie byli w stanie zachować w miarę normalną relację, tak jednak pod powierzchnią wciąż się coś tliło i to na tyle mocno, że Max nie potrafił tego zignorować. Działał więc w najlepszy znany sobie sposób - zatracając się w pracy. W końcu jednak wybiła godzina i musiał uszykować się na spotkanie z Paco, by następnie móc przenieść się w umówione miejsce. -Z Tobą? Nigdy.- Zaśmiał się, po czym pozwolił, by Morales przy pomocy teleportacji łącznej zabrał ich do stadniny, którą wynajął na ten dzień. Gdy tylko znaleźli się na miejscu, nastolatek rozejrzał się wokół, szukając wszystkich tych malowniczych rzeczy, o których Salazar mu opowiadał i musiał przyznać, że były kochanek go nie okłamał. Okolica naprawdę była przyjazna, a sama stajnia wyglądała na miejsce profesjonalnie prowadzone, co chociażby widać było po naprawdę zadbanych wierzchowcach. -Piorun? - Podszedł zaciekawiony do konia, który padł wyborem Paco. Jakby miał stawiać na to, który rumak jest ulubieńcem Meksykańskiego dilera nie postawiłby na żadnego innego. Ten okaz miał wszystko to, co Morales cenił najbardziej. -Jest przecudny. - Powiedział, ostrożnie wyciągając dłoń w kierunku wierzchowca, by sprawdzić, czy ten da się dotknąć nieznajomemu. -Chyba podziękuję. Na pewno nie poradzę sobie z nim tak dobrze, jak Ty. - Wyszczerzył się, również widząc w tym tekście coś więcej, choć oczywiście odnosił się do stojącego przed nimi czworonoga. -Widzę masz swój typ, co? - Puścił mu oczko, bo naprawdę ciężko było nie skojarzyć charakteru z innymi rzeczami. Zresztą ten opis doskonale pasował także do młodzieńca, który ruszył wzdłuż innych boksów w poszukiwaniu swojego wybranka. -Sepia... - Przeczytał tabliczkę obok pięknego gniadego konia czystej krwi angielskiej. Co prawda rzadko jeździł na szlachetnych rasach, ale ten osobnik wydawał się dla niego idealny. -Tak, zdecydowanie biorę tego. - Wyszczerzył się mocniej, gdy zwierzę pozwoliło mu pogłaskać się po szyi i trąciło lekko głową jego tors. Widać od razu, że załapali jakieś porozumienie. -Gdzie trzymają sprzęt? - Zapytał gotów do wyczyszczenia i osiodłania Sepii. Może i jazda sprawiała mu przyjemność, ale nie mniejszą radość dawały mu przygotowania, którymi uwielbiał zajmować się sam.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Przypadkowe spotkanie w muzeum, podsycone niewinnym flirtem, utwierdziło go jedynie w przekonaniu, że utrzymanie relacji z Maximilianem na neutralnej stopie stanowić będzie nie lada wyzwanie. Pocieszała go jednak myśl, że nie tylko on nie potrafi zareagować obojętnie na płomień tlący się w oczach byłego kochanka, prowokujące do grzechu uśmiechy albo uwodzicielski ton głosu, tak nęcący, przypominający zarazem o wspólnych wieczorach spędzonych na Kubie albo w progach hotelu El Paraiso. Paco nazbyt często łapał się na tym, że oczami wyobraźni powraca do tych nieuchwytnych chwil, a kiedy tylko myśli odpłynęły w ich kierunku, samego siebie przywoływał do porządku, przekonując że najlepiej będzie skupić się na tym, co rozgrywa się tu i teraz, a teraz oznaczało, że wreszcie może poświęcić się w pełni pięknym, relaksującym widokom i doborowemu towarzystwu, jakie przybrał sobie na tę popołudniową, konną przejażdżkę. - Piorun. – Potwierdził, skinieniem głowy prezentując narowistego rumaka, który łbem trącił właśnie jego ramię, wdzięcznie spoglądając przy tym na komplementującego go młodzieńca, jak gdyby rzeczywiście zrozumiał uwalniające się z jego ust słowa. – Chyba zapałał do ciebie sympatią. – Mruknął do Solberga, widząc że pomimo zachowawczego zachowania, jego czterokopytny przyjaciel nie prychnął nerwowo, ani nie uchylił się przez zmierzającą powoli w jego kierunku dłonią. – Potulny dzisiaj jesteś. Nie za dobrze się wyspałeś? – Pozwolił sobie zażartować, żywo zaintrygowany pochlebstwem, jakie wybrzmiało w jego uszach. Przez moment gotów był pomyśleć, że ktoś mu Felixa podmienił, ale już kolejny komentarz wraz z puszczonym oczkiem zwiastował powrót do normalności. – Lubię wyzwania. – Odpowiedział mu rozbawiony, uśmiechając się jeszcze szerzej, kiedy rzeczywiście udało mu się znaleźć pomiędzy swoim wierzchowcem a byłym kochankiem przynajmniej kilka rażących wręcz podobieństw. Nie to żeby próbował go z nim porównywać, ale siłą rzeczy przeszło mu przez myśl, że i Maximilian atrakcyjnie prezentowałby się w uprzęży. - Temperamentny… ale wierzę, że przypadniecie sobie do gustu. – Docenił wybór chłopaka, zastanawiając się jednak czy na pewno zdoła on ujarzmić gniadą, rasową bestię. Nie miał okazji poznać jego jeździeckich umiejętności, a doskonale wiedział, że we współpracy z Sepią potrzeba było zdecydowanie wiele stanowczości. Na razie jednak wydawało się, że zdążyli złapać nić porozumienia. – Chodź. – Przestąpił kilka kroków, żeby zaprowadzić Solberga do niewielkiego pomieszczenia nieopodal wypełnionego sprzętem jeździeckim, a w końcu obaj zajęli się osiodłaniem swych dzisiejszych kamratów. – Najpierw krótka przejażdżka wzdłuż lasu na przetarcie szlaku? – Zaproponował, chcąc dać Felixowi czas na oswojenie się z charakterem i predyspozycjami Sepii. – Potem możemy się zmierzyć na torze przeszkód. – Lubił mieć wszystko zaplanowane, a chociaż na razie nie zdradzał tego na głos, jako ostatni punkt wycieczki postanowił wyznaczyć jezioro. – Dla urozmaicenia rywalizacji… przegrany musi odpowiedzieć szczerze na jedno pytanie przeciwnika? – Zasugerował nagrodę, jaka miała przypaść zręczniejszemu dżokejowi, a że w ich relacji prawda zdawała się wyjątkowo wartościową walutą… Pozostawał jednak otwarty na kontrpropozycje rywala, wszak przyjechali tutaj, żeby dobrze się bawić i odpocząć trochę od zgiełku wielkiego miasta.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skupienie się na chwili obecnej zdawało się być najrozsądniejszym wyborem, choć nie najłatwiejszym. Max miał w głowie ogromny mętlik spowodowany brakiem zrozumienia własnych reakcji na obecność Moralesa, a im głębiej próbował wejść we własne uczucia i rozszyfrować tę zagadkę, tym mniej z tego wszystkiego rozumiał. Całe szczęście podczas jazdy konnej trzeba było skupić się na relacji ze zwierzęciem i próbie wytworzenia więzi, żeby przypadkiem nie wylądować w szpitalu ze złamanym kręgosłupem. -Zupełnie jak moja miotła. - Zaśmiał się, nie mogąc nie wytworzyć tego skojarzenia w swojej głowie. Imię jednak naprawdę mu się podobało dla wierzchowca i był ciekaw, czy ma odniesienie co do jego zdolności. -Nie wie jeszcze z kim ma do czynienia. - Zażartował, delikatnie kładąc rękę na policzku konia i głaszcząc go kilka razy po pysku. Kiedy to ostatnio miał możliwość obcowania z tymi zwierzętami? Chyba gdy zabrał Olivię nad Loch Ness... -Mówisz do mnie, czy do Pioruna? - Prychnął, choć chyba dobrze wiedział, do kogo skierowane jest to zdanie. -Powiedzmy, że trafiłeś na jeden z lepszych dni. Ale jeżeli Ci to przeszkadza, już zmieniam nastawienie. - Zaproponował, bo przecież swoim dobrym humorem nie mógł psuć ich spotkania. Wiedział jednak, że Paco mówił to w żartach a podobny nastrój był miłą odmianą od wiecznych bluzgów, krzyków czy też łez, które ostatnio nastolatek zbyt często przelewał. Na tekst o wyzwaniach tylko pokręcił głową, a następnie postanowił wybrać własnego wierzchowca na ten słoneczny dzień. -Widzisz, już mamy ze sobą coś wspólnego. - Skomentował temperament Sepii, którą delikatnie ucałował w pysk, gdy widocznie spodobały jej się pieszczoty ze strony chłopaka. Nie byli tu jednak po to, by cały dzień głaskać koniki. Trzeba było je przyszykować, a jeśli chcieli jeszcze dziś wyruszyć w teren, trzeba było zabrać się do roboty. Poszedł więc za Paco i zabrał wszystko, co było im potrzebne, by móc osiodłać rumaki. -Jak sobie życzysz. - Zgodził się na ten plan, bo choć on wolał spontaniczność, to jednak był tu na zaproszenie Moralesa, a wiedział jak bardzo ten musi mieć wszystko poukładane. -Widzę mamy nową walutę? Ja tam w to wchodzę. - Zgodził się, zaciskając mocniej popręg i upewniając się, że siodło dobrze leży, po czym włożył lewą stopę w strzemię i wskoczył na grzbiet Sepii, pewnie chwytając lejce i wykorzystując jeszcze kilka sekund na pogładzenie konia po szyi. W końcu dobre relacje to podstawa dobrej współpracy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
W przeciwieństwie do Maximiliana Paco nie miał żadnego problemu ze zrozumieniem swojego nastawienia czy zachowania w towarzystwie byłego kochanka, chociaż musiał przyznać, że chłopak i tak wywracał do góry nogami jego podejście do dotychczas przygodnich raczej relacji. Nie pamiętał, by kiedykolwiek poznał kogoś o tak intrygującej osobowości, która przyciągała go niczym magnes. Nie potrafił patrzeć na Felixa wyłącznie przez pryzmat atrakcyjnej aparycji, nawet jeżeli to na nią jako pierwszą zwrócił uwagę, kiedy ujrzał go w cienistym zaułku w pobliżu Śmiertelnego Nokturnu. Chciał poznawać tego chłopaka, wiedząc jak wiele jeszcze kart pozostało mu do odkrycia, a także nawiązać z nim silniejszą więź, której podstawy sięgałyby dalej niżeli progi sypialni…chociaż skłamałby mówiąc, że nie pragnąłby go do niej na nowo zaprosić. - Nadałeś jej imię? – Zapytał zaciekawiony, nie zdając sobie sprawy z tego, że jeden ze sportowych modeli mioteł nosi takowe miano. Nie potrafił za dobrze latać na tak zaczarowanym sprzęcie, a z tego względu nie orientował się w quidditchowych nowinkach. – Konie wyczuwają intencje sprawniej od ludzi. – Podzielił się z nim również swoją mądrością, przypuszczając jednak że Solberg w duecie z Piorunem poradziłby sobie znacznie lepiej niż większość odwiedzających tutejszą stadninę. Mało komu ten rumak pozwalał na podobną swobodę już na samym początku znajomości. Nie odpowiedział na jego pytanie, ale ciche parsknięcie pod nosem jednoznacznie wskazywało adresata wcześniejszego przytyku. – Nie, nie, nie. Niczego nie zmieniaj, tak jest dobrze. Zawsze to miła odmiana… – od wysłuchiwała miliona inwektyw. Rzucił do niego wesołym tonem, niechętnie przypominając sobie jednak jak ostatnio w hotelowym pokoju Felix nazwał go pierdolonym skurwysynem i kutasem. Po części miał pewnie rację, nawet jeżeli nie był wtedy sobą, a jego agresję wywoływały płynące w żyłach środki odurzające, zmieszane do tego ze sporą ilością alkoholu. Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej, kiedy Maximilian ucałował swojego partnera w pysk, a ten zarżał rozradowany darowaną mu pieszczotą. – Niezwykle szybko potrafisz do siebie przekonać. – Nie próbował mu się wcale przymilać, mówił zupełnie szczerze, wszak on sam potrzebował znacznie więcej czasu, żeby zyskać zaufanie zarówno Pioruna, jak i Sepii, podczas gdy temu młodzieńcowi wystarczyło kilka sekund. Co prawda nie mieli żadnej gwarancji czy czasem gniady wierzchowiec nie wyrazi swojego buntu już w trakcie jazdy, ale póki co nie wyglądało na takiego, który planowałby zrzucić nowo poznanego jeźdźca ze swojego grzbietu. Zajęli się zatem przygotowaniem koni, a w końcu obaj wskoczyli w siodła gotowi do podróży wzdłuż lasu. Morales skinął do Felixa głową, wskazując zaplanowany – jakżeby inaczej – kierunek jazdy. Czasami może brakowało mu spontaniczności, ale pozostał przy tym elastyczny, a z tego powodu potrzeba mu było w życiu szalonych pomysłów Maximiliana. – Wartościowszą niż stos galeonów. – Przyznał, zaciskając mocniej palce na swoich lejcach, żeby nakłonić Pioruna do naturalnego kłusu. Na razie nie podkręcał przesadnie tempa, żeby umożliwić Solbergowi i Sepii odnalezienie wspólnego języka. – Kiedy zacząłeś przygodę z jazdą konną? Skąd w ogóle taki pomysł? – Zagadnął, gdy znaleźli się już dobry kawałek drogi od drewnianego budynku stajni. Czarodzieje zwykle obierali za cel nie konie, a pegazy, chociaż gdyby miał zgadywać, prawdopodobnie strzeliłby, że do stadniny po raz pierwszy zabrali Solberga jego rodzice.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, przynajmniej jedno z nich wiedziało, czego pragnie. Nastolatek wciąż był poniekąd w rozsypce po rozstaniu z Felkiem i choć najgorszy etap miał już za sobą, tak jednak w sercu wciąż tkwiła ta drzazga, której nie dało się tak po prostu wyciągnąć. -Nie no, co Ty. Nie jestem z tych pojebanych miotlar. - Wyjaśnił od razu, choć przypomniał sobie, że jego przyjaciółka dosiada sprzęt nazwany po jego arcywrogu. -Piorun siedem to jeden z modeli. Bardzo dobry zresztą, choć nie zawsze chce ze mną współpracować. - Przyznał szczerze, przypominając sobie swoje ostatnie chwile na szkolnym boisku z pewną nostalgią. Chętnie by wrócił do tej meczowej atmosfery i gry w zielonych szatach. -Z ludźmi ogólnie jest ciężko w tym temacie. - Zaśmiał się, patrząc Piorunowi w ślepia i pozwalając sobie na ostatnią czułość w jego stronę. Prychnięcie Paco wystarczyło, by Max zrozumiał jego odpowiedź. Może nie znali się na poziomie głębokiej przyjaźni, ale spędzili ze sobą wystarczająco wiele czasu, by co nieco o sobie się nauczyć. -W takim razie mnie nie wkurwiaj. - Prychnął, bo tak naprawdę tylko od Moralesa zależało teraz, czy humor Maxa zostanie taki sam, czy jednak ulegnie znacznemu pogorszeniu. Więź z Sepią była w tej chwili ważna dla nastolatka, skoro już za chwilę mieli zostać partnerami. Pozwolił więc sobie na więcej czułości względem klaczy, która widocznie była uradowana takim obrotem spraw. -Już to kiedyś słyszałem. Moja największa wada i zaleta w jednym. - Przyznał z uśmiechem, przykładając czoło do tego należącego do wierzchowca i przymykając na chwilę oczy. Jak ogromnie brakowało mu tej więzi ze zwierzakami... Nie przejmował się teraz tym, co może stać się w czasie jazdy. W końcu upadki były wliczone w ryzyko tego sportu, a Max dzięki quidditchowi był przygotowany na wszelkie urazy. Problem polegał tylko na tym, że znów nie miał przy sobie różdżki, ale nawet nie przeszło mu przez myśl przejmowanie się takim drobiazgiem. Obydwoje dosiedli w końcu swoich koni i powoli wyruszyli ze stajni. Max początkowo planował chwilę stępu, by wyczuć nieco Sepię, ale Paco już pogonił Pioruna do kłusu, a widocznie wierzchowiec nastolatka nie potrafił pozostać na to obojętny, bo sam przyspieszył kroku wymuszając na Solbergu popis anglezowania. -Och, a bo ja wiem... Niedługo przed przyjęciem do Hoga. Mogłem mieć już te jedenaście lat. Stacey i Nick chcieli oddać mi nieco dzieciństwa i angażowali mnie w różne dodatkowe zajęcia. W stadninie bywaliśmy nadzwyczaj często. - Próbował przypomnieć sobie dokładną datę pierwszej jazdy, ale pamiętał tylko to niezwykłe uczucie i obolałe po wszystkim lędźwie, które były największym minusem jazdy konnej dla każdego faceta na ziemi. -A Ty? Jeździłeś jeszcze w Meksyku? - Zapytał ciekaw, skąd u Paco akurat takie a nie inne zainteresowanie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie wiedział tak naprawdę zupełnie nic o byłym partnerze Maximiliana, poza tym że chłopak albo mężczyzna – trudno powiedzieć - był przy nim przez cały ten czas, podczas którego on sam zniknął z jego życia. Nie wypytywał o niego, ale nie dlatego że nie chciał o nim słyszeć. Po prostu domyślał się, że zerwanie związku pozostawiło zadrę we wbrew pozorom całkiem wrażliwym serduszku Felixa, a z tego względu wolał nie inicjować tematu, który mógłby jedynie boleśnie rozdrapać tę ranę. Nie teraz. Parsknął śmiechem na określenie pojebanych miotlar, które od razu przywołało w jego wyobraźni wizję piszczących z entuzjazmem nastolatek, podziwiających wystawę nowego, sportowego modelu miotły w sklepie ze sprzętem do quidditcha. Nie był obeznany z tym sportem, ale kiedyś miał okazję widzieć podobną sytuację, przechadzając się ulicą Pokątną. – Kiedyś nadałem imię jednemu ze swoich samochodów. Podobno wtedy lepiej się je prowadzi… Polemizowałbym, za to czułem się właśnie jak ta pojebana blachara. – Pozwolił sobie przywołać dość zawstydzający fakt z własnego życiorysu, który rzeczywiście miał miejsce w dalekiej już przeszłości, a nawet zdecydował się użyć młodzieżowego określenia, które musiało dziwnie wybrzmieć z jego ust. – Pewnie osiąga zawrotne prędkości. – Skomentował również niejakiego miotlarskiego pioruna, a chociaż sam nie pałał może sympatią do lotów, tak chętnie zobaczyłby jak Solberg prezentuje się na nim w przestworzach. - Pijesz do mnie? – Zapytał rozbawiony, wszak wiele by dał za tę zwierzęcą intuicję, która z trymiga pozwalała rozczytać przyświecające ludziom zamiary. Co prawda nie mógł narzekać na własną spostrzegawczość. Potrafił wiele wyczytać z drobnych zmian w mimice twarzy, mimowolnych gestów, ale jednocześnie w kwestii prawdziwych uczuć i emocji nie był zbyt domyślny, a niekiedy brakowało mu również empatii. – Spokojnie, cariño. Nie mam takiego zamiaru. Nie możemy przecież wiecznie drzeć kotów, czyż nie? – Zareagował śmiechem na jego uwagę, ale prawda była taka, że ostatnio z ich ust uwolniło się zbyt wiele nie tylko obraźliwych, ale przede wszystkich bolesnych, ostrych niczym brzytwa słów. Nie zamierzał po raz kolejny zapraszać go do bitki, nawet jeżeli istniał cień szansy, że przerodzi się ona w ogniste tango. Pogłaskał swojego rumaka po równiutko przyciętej sierści, kiedy ten posłusznie wykonał jego polecenie, chociaż zaraz obejrzał się w tył, nie będąc pewnym czy dosiadana przez Felixa klacz dotrzyma im kroku. Prawdopodobnie powinien ograniczyć się na razie do powolnego stępu, ale dawno nie odwiedzał stadniny i zatęsknił już za tym przyjemnym uczuciem wiatru we włosach. – Rwie się do walki. Rywalizacja na torze będzie chyba bardziej zażarta niż się spodziewałem. – Zwrócił się do byłego kochanka, wzrokiem omiatając Sepię, która jakby chciała pokazać wszystkim, że Piorun nie będzie jej dmuchał w grzywę… a że wybrali dwa najszybsze i najbardziej skoczne konie z boksu… Nie mógł się doczekać, kiedy naprawdę staną ze sobą w szranki. – Jak to kiedyś mówiłeś… człowiek o wielu talentach? – Odpowiedział mu z uśmiechem, zastanawiając się kiedy on po raz pierwszy dosiadł konia. Na pewno jeszcze w Meksyku, ale dopiero na obrzeżach Londynu zyskał pewności siebie i niezbędnych umiejętności. – Jedynie krótkie spacery w siodle, naukę kontynuowałem już tutaj. – Zamilknął na chwilę, tuż przed ostrym zakrętem piaszczystej ścieżki, by pociągnąć mocniej za lejce i skierować Pioruna na właściwe tory. – Potem musiałem przerwać na jakiś czas, ale wróciłem po kilku latach, bo konie zawsze kojarzyły mi się z moją młodszą siostrą… – która mimo fascynacji kopytnymi zwierzętami, nie miała niestety okazji, aby swoją pasję rozwinąć. Nie mówił zbyt często o rodzinie, a już tym bardziej o Valerii, ale teraz z jakiegoś powodu czuł, że powinien. Mieli się poznać, a nie mógł przecież zadręczać jedynie Maximiliana swoimi pytaniami. Sam również musiał się przed nim odsłonić.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max tak naprawdę chętnie by o Felku porozmawiał, ale wiedział, że podobna konwersacja nie doprowadzi do niczego dobrego, a potrzebował trochę normalności w swoim życiu, która tak rzadko w nim gościła. -Naprawdę? Jak go ochrzciłeś? - Zapytał rozbawiony, choć z drugiej strony nawet takie zachowanie mu do Paco pasowało. Spodziewał się chyba jakiegoś pieszczotliwego miana, ale nie chciał wyjeżdżać ze swoimi podejrzeniami dopóki nie usłyszy wersji Moralesa. -Oj tak, jeśli o to chodzi jest niezawodna. - Przyznał, bo prędkości to Piorun osiągał naprawdę niezłe. Gorzej było ze skrętami, czemu nie pomagały też nieprzepisowe wymiary samego Felixa. Gdy Morales zadał to pytanie, Max dopiero zorientował się, że faktycznie tak to mogło zabrzmieć. Nie miał zamiaru jednak wychodzić obronną ręką z tematu i postawił na szczerość. Z uśmiechem na ustach, ale jednak szczerość. -Między innymi. - Nie było żadną tajemnicą, że ciężko było im się dogadać jeżeli chodziło o intencje i uczucia. Nastolatek cieszył się jednak, że od jakiegoś czasu szło im w tym temacie nieco lepiej, a on nie musiał się co chwilę martwić o to, że sytuacja z pomostu na Malediwach się powtórzy. -Moglibyśmy. - Wyjebał bez zastanowienia, bo po pierwsze ich charaktery temu sprzyjały, a po drugie Max miał kilku wrogów, których uwielbiał wkurwiać i w życiu by nie zamienił tego nawet na jedną przyjacielską herbatkę. -Ale szczerze wolę nie. - Dodał już nieco bardziej optymistycznie, bo akurat Paco do wyżej wymienionej kategorii nie należał, co zresztą było chyba dość jasno widoczne. Morales za daleko nie musiał się oglądać, bo Sepia widocznie była w swoim żywiole i Max musiał ją nieźle temperować, żeby nie poniosła go chuj wie gdzie. -Proszę, powiedz, że zaczynałeś na tych zmutowanych kucykach! - Wyobraził sobie tę uroczą scenkę gdzie malusieńki Salazar oprowadzany jest na grzbiecie kuca nie większego niż dobrej wielkości pies. Tak, zdecydowanie dużo by dał, by zobaczyć podobną rzecz na żywo, choć obecnie raczej byłoby z tym kilka problemów. -Młodszą siostrą? - Zapytał, bo jakoś nigdy wcześniej nie myślał, że Paco może mieć rodzeństwo. Głównie dlatego, że nigdy o nim nie wspominał, ale też trochę zachowywał się jak jedyny samiec w stadzie. W końcu zauważył, że dłużej może nie utrzymać Sepii w ryzach. -Narwana jak cholera. Wybacz, pozwolę jej rozprostować kopyta. Spróbuj nadążyć! - Ostatnie zdanie już krzyknął, luzując nieco wodze i wbijając lekko pięty w bok wierzchowca, by dać mu znak do przyspieszenia kroku. Klacz bez chwili zawahania przeszła w galop i gdy tylko Max poczuł się wystarczająco pewnie pozwolił jej nawet na chwilę cwału. Widocznie nadawali z Sepią na tych samych falach. Prędkość, którą osiągnęli zapierdalając brzegiem lasu dawała poczucie wolności, której chyba obydwoje potrzebowali. Przez chwilę jeszcze nastolatek rozkoszował się tym zrywem, pochylając się nisko nad szyją Sepii, by w końcu ponownie ściągnąć wodze i zmusić ją do zwolnienie tempa.
Paco:
Rzuć sobie K100 żeby zobaczyć, jak idzie Ci gonienie Maxa. Im bliżej 100 tym bliżej się trzymacie ofc!
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- El Tigre. – Przyznał uczciwie, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta prychnięcia. Nigdy później nie ochrzcił już żadnego pojazdu, mimo że traktował je z niebywałą dbałością i troską. – Nie śmiej się. Miał soczyście pomarańczową karoserię i czarne wyposażenie. – Postanowił rozwinąć myśl, wyjaśniając również chłopakowi skąd wziął się ten zwierzęcy przydomek. Nie chodziło wyłącznie o wydawany przez silnik ryk, chociaż jego pierwsze sportowe auto mogło poszczycić się całkiem niezłymi osiągami. Niestety było również wiekowe, a mimo że wiele razy je naprawiał i wymieniał nienadające się do użytku części, tak kiedyś trzeba było tygrysa pochować. Pozostały mu po nim jedynie wspomnienia. Miłe, co zresztą dało się wyczuć po nucie nostalgii wyraźnie słyszalnej w głosie Moralesa. – Prędkości jakiego rzędu? – Zapytał również o sportową miotłę Maximiliana, bo chociaż nie był obeznany z quidditchowym sprzętem, tak wiedział jedno: niektóre modele dotrzymywały kroku nawet wyścigowym brykom. Zdecydowanie tak to właśnie zabrzmiało, jednak Paco nie dał zbić się z pantałyku. Wzruszył jedynie delikatnie ramionami, teatralnie przewracając przy tym oczami, bo przecież nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz usłyszał podobne słowa, a to że akurat tym razem wcale nie był ich adresatem nie miało większego znaczenia. – Doceniam szczerość. – Rzucił rozbawiony, nie mając tak naprawdę prawa do narzekań, wszak czy to nie o nią tak usilnie walczył? Prawda jednak bywała niekiedy bolesna, a po tym jak kolejne słowo wybrzmiało w uszach Salazara, ten przekręcił głowę z zaciekawieniem, zastanawiając się czy powinien upatrywać się w nim zaproszenia do kłótni. – No quiero ser tu enemigo. – Kiedyś uraczył go podobnym komentarzem, acz w zupełnie innych okolicznościach, nie tylko otaczającej ich wokoło przyrody. Teraz wybrzmiały one z pewnością bardziej wiarygodnie, niekoniecznie jako wyraz pragnienia utrzymania nad chłopakiem kontroli. Westchnął głośno, początkowo spoglądając jedynie ukradkiem na swojego towarzysza podróży. – A kto na nich nie zaczynał… – Wolał nie mówić tego wprost, a i chyba nie chciał nawet wiedzieć, jaki obraz podpowiadała obecnie wyobraźnia Maximiliana. Zresztą naprędce zmienił temat, i to pomimo tego że rozmowa o młodszej siostrze również nie należała do najbardziej komfortowych. Nie to żeby rodzinne więzi utrzymywał w sekrecie. Po prostu nie mówił o Valerii zbyt często, dlatego że jej imię przywołało na myśl także i bolesne wspomnienia. – Valeria. Miała na imię Valeria. – Dodał gwoli ścisłości, nie wypowiadając już jednak ani słowa więcej. Nie mógł wykluczyć, że kiedyś powrócą do tej opowieści, ale konna przejażdżka zdawała się marnym tłem dla tak dramatycznych wydarzeń, a poza tym nie chciał niweczyć relaksującej atmosfery, której sprzyjały urokliwe, prowincjonalne krajobrazy i wiatr subtelnie mierzwiący fryzury. - Zupełnie jak… – …ty. Nie zdążył nawet dokończyć, kiedy Felix popędził swoją gniadą klacz, która wypruła do przodu niczym pershing. Paco cmoknął, kiwając z uznaniem głową, a zaraz sam przycisnął buty do boku Pioruna, który z niewyjaśnionego powodu przespał początek wyścigu ze swą nieco starszą, ale za to bardziej wyrywną koleżanką. Pociągnął stanowczo wodze, a potem poluzował je i pochylił się niżej, zmuszając wreszcie swego wierzchowca do szybszego galopu. Niełatwo było jednak nadrobić zaległości i ukrócić dzielący go od Solberga dystans. – Chyba ktoś tu poczuł się zbyt pewnie! – Wykrzyknął do chłopaka, kiedy kasztanowy ogier wreszcie się rozpędził, przystępując do efektywnego cwału, który przybliżył go do prychającej kpiąco Sepii. Paco z kolei mógł oglądać wreszcie usatysfakcjonowany uśmiech byłego kochanka. – Właśnie tego mi było trzeba… – Mruknął, poprawiając zmierzwione w trakcie nieplanowanej gonitwy włosy. – Widzę, że załapałeś z nią dobry kontakt. Ciekawe czy nadal będziesz taki hardy, kiedy przyjdzie do walki na torze. Wracamy? – Zaproponował zwrot w kierunku stajni i rozstawionych niedaleko za drewnianym płotem przeszkód. Miał nadzieję, że za jego granicami Piorun poczuje nutę rywalizacji i udowodni Sepii, kto jest samcem alfa w stadzie.
Każdy z nas rzuca jedną kością k100, która określa bazową prędkość osiągniętą na torze oraz czterema kośćmi k6 opisującymi jak radzimy sobie z rozstawionymi na drodze przeszkodami: 1 – Niestety koń wyskoczył zbyt nisko, trącając stacjonatę bądź kopertę swym kopytem. W konsekwencji musimy odjąć -10 punktów od wyniku oznaczającego naszą prędkość w wyścigu. 2 – 5 – Przeszkoda pokonana bez żadnych komplikacji. 6 – Sukces to mało powiedziane. Spektakularny skok jakby dodał rumakowi skrzydeł, sprawiając że ten jeszcze szybciej pocwałował dalej. Dodajemy +10 punktów do wyniku oznaczającego naszą prędkość w wyścigu. Każdemu z nas przysługuje jeden przerzut kości k100 na prędkość i jeden przerzut kości k6 na dowolnie wybranej przeszkodzie. Nadto na sam koniec sumujemy wyniki kości rzucanych na przeszkody. Jeżeli osiągniemy sumę niższą niż 12 oczek, na pożegnanie koń zrzuca nas ze swojego grzbietu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Drapieżnie. - Skomentował wyobrażając sobie, jak to auto musiało pięknie ryczeć skoro dostało właśnie takie miano a nie inne. -Jaki model? - Nie był wielkim znawcą motoryzacji, ale co nieco kumał tak samo, jak wiedział trochę o tym, co działo się pod maską dzięki Nickowi. Wciąż jednak nie miał prawa jazdy, ale miał plany żeby to zmienić! -Piorun? Nieco lepszy niż Błyskawice. Do stu osiemdziesięciu mil w dziesięć sekund. - Jeśli chodziło o prędkości to akurat ten model naprawdę miał kopa. Każdy miotlarz wiedział jednak, że przyspieszenie to nie wszystko szczególnie na boisku. Całe szczęście Pałkarze nie musieli być aż tak zwrotni jak przykładowo szukający, czego Max miał malutki przedsmak, gdy podczas jednego meczu musiał zastępować Filina w tej niewdzięcznej roli. No tak szczerości to nie zawsze można było u nich szukać, ale nastolatek naprawdę się starał. Nie był już tym samym człowiekiem co dwa lata temu i było to dość mocno widać. Dojrzał nie tylko fizycznie ale i psychicznie i choć wciąż miał wiele nienaprawionych spraw, to jednak podchodził nieco bardziej dojrzale do życia. -Entonces, que quieres? - Zapytał nim zdążył się powstrzymać. W końcu doskonale wiedział, jak może brzmieć odpowiedź na to pytanie. -Wybacz, nie musisz odpowiadać. - Poprawił się od razu, bo nie był pewien, czy jest to miejsce i czas na kolejną rozmowę tego typu. Zresztą spotkanie w Camelocie chyba jasno im pokazało, czego obydwoje tak naprawdę pragną w duszy, choć nie przyznawali tego bezpośrednio. -No w sumie to ja. Byłem już za duży na te kuce. - Prychnął, bo wyobrażenie, jakie podsuwała mu głowa stało się zdecydowanie bardziej realne teraz, gdy Paco potwierdził te przypuszczenia. -Powiedz, że masz jakieś zdjęcia z tego okresu. - Dorzucił jeszcze, bo naprawdę chciał to zobaczyć na własne oczy. Sam do ósmego roku życia nie miał praktycznie żadnej pamiątki, jakby nie istniał, ale ani trochę tego nie żałował. -Va.... - Urwał jednak, gdy doszedł do niego czas przeszły, jaki Morales wystosował. Nie miał pojęcia, co takiego się stało, ale ewidentnie nic dobrego. -Strasznie mi przykro. - Powiedział, zbliżając się do niego i delikatnie kładąc mu jedną dłoń na ramieniu. Całe szczęście kończyny miał dość długie. Sam choć miał raczej burzliwą relację z Hugo, nie wyobrażał sobie, żeby nagle miało go zabraknąć w jego życiu. Za chwilę jednak ciężkie rozmowy zeszły na dalszy plan, gdy Sepia zerwała się do galopu, Max zapomniał o bożym świecie gnając razem z nią i mocno trzymając się w siodle, by przypadkiem nie wyjść stąd ze wstrząśnieniem mózgu i złamanym kręgosłupem. -Pewność siebie to klucz do sukcesu! - Odkrzyknął widząc, jak Morales zostaje w tyle, ale nie patrzył na niego zbyt długo. Naprawdę poczuł jedność ze swoją klaczą, a to, że nie odczuwał strachu i niepewności tylko sprawiało, że koń czuł się bardziej pewnie sam i nie obawiał się współpracy z jeźdźcem. -Jestem pewien, że Sepia da wam popalić, prawda mała? - Zdyszany cwałem pochylił się jeszcze raz, by poklepać ją po szyi w geście pochwały za dobrą robotę, po czym wyprostował się ze naprawdę szczerym i błogim uśmiechem na twarzy, jakiego Paco nie miał czasu zbyt często u niego oglądać. Sam również przeczesał palcami zmierzwione od wiatru i pędu włosy. -Grunt to mocne łydki. - Poruszył sugestywnie brwiami, ale akurat nogi to miał wyćwiczone nie tylko przez bogate życie łóżkowe, ale i przez lata treningów na miotle i choć obecnie mięśnie nie były już tak dobre jak kiedyś, to jednak wciąż były nieco lepiej wyrobione niż u przeciętnego nastolatka. -Pozostaje nam więc to po prostu sprawdzić. Mam nadzieję, że umiesz w magię leczniczą. - Prychnął, bo sam przecież nie miał różdżki, a jak zresztą wspominał, nie był konnym sportowcem. Skakał może z trzy razy w życiu i nigdy nie były to mistrzowskie popisy, więc nie spodziewał się po sobie fajerwerków. Nie znaczyło to jednak, że nie miał zamiaru podjąć wyzwania.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Takie właśnie było, mimo że to dosyć stary model. – Mruknął z tęsknotą, zastanawiając się czy jednak nadane tej piękności imię nie sprawiało, że przywiązał się do niej bardziej niżeli powinien. - Plymouth Hebi ‘Cuda z 1971. – Odrestaurowany, gratka dla kolekcjonerów, czego już nie raczył dodać, powstrzymując się od motoryzacyjnych przechwałek. Zdawał sobie zresztą sprawę z tego, że nawet tak rozchwytywany oldtimer nie mógł równać się osiągami z technologicznymi nowościami z najsłynniejszych stajni, ale cóż rzec… Miał na ich punkcie bzika, a akurat El Tigre mimo wszystko dawał sobie radę, a i ryk jego silnika działał niczym miód na uszy. – Nieźle. – Zagwizdał z zachwytem, prawdę mówiąc nie spodziewając się aż tak takich prędkości. Nie miał pojęcia, kiedy miotła weszła do użytku, ale sprzęt quidditchowy rozwijał się w zastraszającym tempie, a że ze swoją znajomością tematu zatrzymał się gdzieś w latach dziewięćdziesiątych, kiedy jeszcze okoliczności zmuszały go do uczestnictwa w lekcjach latania i kibicowaniu szkolnej drużynie, trudno było mu nawet wyobrazić sobie takie liczby. – Udało ci się kiedyś wycisnąć z niej maksimum możliwości? Pewnie przeciążenia są już mocno odczuwalne. – Popatrzył na twarz Felixa żywo zaintrygowany, chociaż już kolejne pytanie chłopaka kompletnie zbiło go z tropu. Nie dlatego, że nie wiedział czego by od niego chciał, a dlatego że nie uważał, by był to dobry moment na kolejne szczere i emocjonalne rozmowy. Mruknął więc tylko przeciągle, poszukując w głowie jakiejkolwiek sensownej, acz wymijającej odpowiedzi, dopiero po chwili mogąc odetchnąć z ulgą. – Skorzystam z dyspensy. – Darował mu jedynie subtelny, tajemniczy uśmiech, woląc nie odsłaniać wszystkich swoich kart. Bezpośredniość lepiej było pozostawić sobie na inną okazję. No tak… Maximilian zaczął swoją przygodę z jazdą konną znacznie później od niego. Nie pomyślał zatem, że mogła go ominąć przyjemność dosiadania uroczego, niewinnego kucyka. Co gorsza jego prychnięcie jednoznacznie wskazywało na to, że wyobraźnia zaczęła już pracować na pełnych obrotach. – Mam nadzieję, że nie. Oby nie. – Zaśmiał się pod nosem, chociaż… co mu tak naprawdę szkodziło? Nie był pewien czy jakiekolwiek fotografie z tego okresu się zachowały, ale stwierdził że przeszuka rodzinne pamiątki i albumy po powrocie do hotelu, a czy pokaże swoje znaleziska Solbergowi… co do tego jeszcze nie podjął decyzji. Kto wie, może jeśli sobie chłopak zasłuży… Zrozumiał co się święci, kiedy Felix urwał imię jego siostry wpół, ale nawet jeżeli nie oczekiwał pocieszenia z jego strony, tak musiał docenić ten miły gest. – W porządku. Nie można wiecznie żyć przeszłością. – Wzruszył delikatnie ramionami, pokazując że pogodził się z jej stratą; w pewnym sensie tak zresztą było, mimo że za śmiercią Valerii kryło się jeszcze wiele innych mrocznych historii, które ciągnęły się za nim całymi latami. Nie zamierzał jednak do nich myślami wracać. Nie teraz, kiedy wokoło roztaczała się przyjazna, relaksująca wręcz atmosfera, a jeszcze czekało na nich wiele atrakcji, w tym nieoczekiwana pogoń za Maximilianem i jego gniadą klaczą, na którą ani on ani Piorun nie byli zupełnie przygotowani. Pewności siebie zdecydowanie nie można było Solbergowi odmówić, za to blask w ślepiach kasztanowego wierzchowca Paco jakby przygasł, kiedy tylko rumak uzmysłowił sobie że przespał początek wyścigu. Morales poklepał go lekko po grzbiecie, trochę dla otarcia łez, ale trochę też dla otuchy przed kolejną walką, wszak mimo tej porażki ani myślał dawać swym przeciwnikom forów w starciu z torem przeszkód. – My z Piorunem też mamy jeszcze wiele do udowodnienia. – Zareagował z opóźnieniem na gwiazdorstwo Felixa, pociągając wodze, aby zawrócić swojego zwierzęcego przyjaciela w kierunku stadniny. Wcześniej jednak utkwił wzrok na dłużej w szerokim, rozanielonym uśmiechu, jaki przyozdabiał twarz jego byłego kochanka, myśląc o tym że powinien częściej zabierać go na takie przejażdżki. Zwłaszcza kiedy widział jak dobry kontakt chłopak załapał z poczciwą Sepią. Parsknął śmiechem w odpowiedzi nie tylko na komentarz, jaki uwolnił się z ust Maximiliana, ale również niezwykle wymowny ruch brwi, jakim go uraczył. – Oho, może powiesz mi jak najlepiej je wyćwiczyć? – Podłapał jego zaczepny ton, gotów nawet pociągnąć dalej tę dyskusję, ale w tym samym momencie Piorun mimo braku polecenia wyrwał do przodu, toteż Paco zmuszony był skupić się na przywołaniu go do porządku mocniejszym pociągnięciem lejców. – Spokojnie, zaraz dostaniesz swoją szansę. – Przesunął dłonią po szyi narowistego druha, łagodząc jego zapędy, chociaż w duchu liczył na to, że podobnym uporem popisze się już po przekroczeniu drewnianego płotu. Wreszcie dotarli na miejsce, a Salazar rzucił swemu kompanowi srebrzysty stoper, żeby ten mógł odmierzyć jego czas. – Szczerze? Uzdrowiciel ze mnie żaden, nawet moja różdżka się buntuje kiedy tylko przychodzi do zaklęć leczniczych. – Przyznał szczerze, z ogromnym bólem serca, wszak akurat takie zdolności w jego fachu przydałyby się aż nadto. – Nie po to czarodzieje wymyślili teleportację, w razie jakichkolwiek komplikacji wlecimy wprost do recepcji św. Munga. – Zaproponował więc alternatywne rozwiązanie, jednak miał nadzieję, że pomoc medyczna nie będzie żadnemu z nich potrzebna. No dobra, nabrał wątpliwości, widząc jak Piorun i Sepia łypią na siebie złowrogo, ale nawet to nie zniechęciło go do odwrotu. Wręcz przeciwnie, poprowadził swego wierzchowca tuż przed linię startu w oczekiwaniu na sygnał ze strony Felixa, a potem… pochylił się niżej, nakłaniając konia do cwału. Na dobry początek wyścigu przeskoczył wraz z Piorunem drewnianą stacjonatę, po której to ogier nabrał chyba jeszcze większego apetytu. Po chwili efektywnie pokonał bowiem również okser, podkręcając i tak zadowalające tempo. Dwie kolejne przeszkody w postaci koperty i muru także nie stanowiły dla mieszkańca stadniny żadnych problemów, choć do ostatniej to Paco podszedł dosyć zachowawczo, jakby nie mając pewności czy zdoła ustabilizować lot Pioruna przed metą. Dawno nie miał okazji sprawdzić swoich umiejętności na torze, a mimo wszystko stawiał bezpieczeństwo ponad wygraną. Na szczęście ten moment zawahania nie kosztował go tak wiele. Czas wydawał się przyzwoity, ale Salazar czuł już obolałe mięśnie ud, więc zeskoczył z końskiego grzbietu, odbierając jednocześnie stoper z rąk Solberga. – N to powodzenia, cariño – Rzucił mu z uśmiechem na odchodne albo raczej odkopytne, układając palec na przycisku. Poczekał aż chłopak będzie gotowy, a wreszcie dał mu sygnał do startu, ciekaw czy chłopak zdoła przebić osiągnięty przez niego rezultat.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nawet rozczulała go ta mina, jaką Paco robił wspominając o swoim byłym aucie. Sam zresztą często przyjmował podobną, gdy opowiadał o rzeczach dla siebie wartościowych. -Uuuu, klasyczek. Szanuję bardzo. - Powiedział, bo akurat ten model kojarzył jako że był dość charakterystyczny. -Dużo palił? - Zapytał jeszcze, bo w tych czasach to nie łatwo było taką brykę utrzymać. Niestety na wodę to one nie jeździły. -Próbowałem, ale potrzeba kogoś lżejszego do takich prędkości. - Przyznał, bo choć faktycznie przeciążenia czuł, to jednak pełnych możliwości nie miał okazji sprawdzić. Co prawda teraz ważył zdecydowanie mniej niż ostatnim razem, gdy dosiadał Pioruna, ale nadal nie sądził, by udało mu się w pełni rozwinąć prędkość, jaką chwalił się producent. W wieku jedenastu lat to Maxio był już większy niż większość chłopaczków w jego wieku i kucyk by się chyba pod nim załamał. Dość szybko nadrobił wagę i wzrost, jakie mu uciekły podczas dzieciństwa z matką i stał się chodzącą tyczką. Skinął głową na znak zrozumienia. Sam przecież nie chciał tego z siebie wywalić, a że miał niewyparzoną gębę, to często takie rzeczy same z niego wylatywały. Zdecydowanie potrzebowali teraz przerwy od podobnych dyskusji, a Max wolał skupić się na poczuciu wolności, gdy cwałował ze swoją Sepią wzdłuż leśnej linii. -Ja mam nadzieję, że tak i to dużo. - Wyszczerzył się bardziej do niego. Może nie było tego po nim widać, ale akurat sentymentalny co nieco był po tych amnezjach i uwielbiał przeglądać miłe wspomnienia nie koniecznie ze swojego życia. Ten czuły gest wyszedł z niego naturalnie. Wiedział, jak to jest tracić bliskich nawet, jeżeli nie do końca za nimi przepadał. Zresztą jego bogin mówił sam za siebie, choć tego szczegółu Paco akurat nie wiedział jeszcze. I całe szczęście, bo Max nienawidził tego tematu z całych sił. Miał dosyć patrzenia na martwe ciała swoich bliskich i słuchania, że to wszystko jest jego jebaną winą. -Masz rację nie można. Ale jestem tu gdybyś mnie potrzebował. - Zakomunikował ponownie przejawiając hipokryzję, bo przecież sam wciąż nie potrafił uporać się z własną przeszłością, która nawiedzała go jak demony i nie pozwalała zaznać odpoczynku, jeżeli nad łóżkiem nie wisiał łapacz snów. Sepia widać była zdecydowanie szczęśliwsza, gdy mogła pognać przed siebie, choć zwolnienie tempa już trochę jej przeszkadzało. Widocznie jednak również podobała jej się współpraca z Maxem, co widać było po położeniu jej uszu, które były zwierciadłem emocji tych zwierząt. 0W to nie wątpię i czekam z niecierpliwością na to show. - Przyznał, bo akurat spodziewał się, że Paco co nieco ma mu jeszcze do pokazania i skoro nie w terenie, to pewnie odkryje swoje karty na torze. Widział, że Paco podłapał klimat i znów zjebał się w myślach za podobne słowa. Wiedział, że nie powinien był, ale jednak nie potrafił być przy nim całkowicie obojętny i neutralny skoro ich relacja przez długi czas opierała się głównie na fizyczności. -Od razu zdradzać Ci wszystkie moje sekrety? Zastanowię się, czy zasłużysz. - Zażartował, pokazując mu język, choć bardzo chętnie znów oplótłby swoje nogi wokół jego nagich bioder, przyciskając mężczyznę jeszcze bliżej siebie. Przez moment widocznie odleciał w te wspomnienia i dopiero głos Moralesa przywołał go znów na ziemię. -Błagam tylko nie Mung. Lepiej zabierz mnie na chatę jakby coś się stało. - Poprosił, bo naprawdę miał dosyć szpitalnej bieli i sterylności. Jeżeli mógł, wolał radzić sobie sam, a jakby nie było przy Felku naprawdę stał się samowystarczalny w kwestii uzdrawiania siebie i innych. Patrzył jak Paco radził sobie na torze i musiał przyznać, że był pełen podziwu. Nie byłby sobą, gdyby nie zwrócił też uwagi na to, jak ciało byłego kochanka wygina się podczas skoku, a jego twarz w skupieniu wpatruje się w kolejne przeszkody, jakie mieli do pokonania. -No, no, nieźle wam poszło. Wysoka poprzeczka. - Powiedział, gdy Morales zakończył swój popis, a on sam przygotował się z Sepią do wyzwania. -Wierzę w Ciebie piękna. -Wyszeptał do klaczy nim ruszyli na ustalony sygnał. Zaczęli wolno, bo Max nie był pewien, jak poradzi sobie ze skokami. Okazało się jednak, że dość pewnie trzymał się w siodle na wysokości, a Sepia reagowała na jasne sygnały. Nie potknęła się o żadną belkę, ale niestety, nie był to pełen cwał, jaki pokazała wcześniej. Stylem może i byli nieźli, ale prędkością tracili wiele. W końcu jednak znaleźli się na mecie, a Max jak zawsze zaczął od pochwalenia swojej partnerki. -Przyznaję, pokonaliście nas w pięknym stylu. Widać nie kłamałeś i mieliście wiele do pokazania. - Te słowa skierował już do Moralesa, gdy znaleźli się obok siebie. -W takim razie, co chcesz wiedzieć, panie zwycięzco? - Zapytał od razu, bo po pierwsze szanował porażkę, a po drugie chciał mieć już ten moment daleko za sobą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Czasami mógł sprawiać wrażenie kogoś, kto nie przywiązuje się do nikogo i do niczego, przede wszystkim przez wzgląd na licznych, młodych kochanków, z którymi to można było go spotkać. Wbrew pozorom był jednak człowiekiem sentymentalnym, do tego podchodzącym z szacunkiem nawet do swych przygodnych partnerów, a i wartościowe dla niego przedmioty traktował z należytą im dbałością. El Tigre po którejś z kolei stłuczce musiał odejść w niepamięć, owszem, ale tylko Paco i jego najbliższe otoczenie wiedziało jak wiele serca i wysiłku wkładał wcześniej w jego czyszczenie, tuningowanie i naprawy. – Sporo, ale wart był każdego litra. – Nie udzielił mu precyzyjnej odpowiedzi, wszak wiele zależało od warunków, między innymi tego czy wyprowadzał tygrysa jedynie na spacer po mieście czy agresywnie dociskał pedał gazu, testując jego możliwości. Czego by jednak nie powiedzieć, tani w utrzymaniu nie był. Kolejna cecha wpisująca się w moralesowy typ, jeżeli chciałby porównywać Felixa nie tylko do konia, ale i do sportowej bryki, którą jeszcze nieraz by się przejechał. - Jeszcze lżejszego? Mierda… mówią, że sport to zdrowie, a jednak taki wyniszczający… – Mruknął refleksyjnym tonem, mimowolnie omiatając wzrokiem sylwetkę byłego kochanka, którego przecież nieraz unosił na drodze do łóżka… albo po prostu najbliższej ściany. Nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby narzekać na jego wagę. Chłopak był szczupły i wyjątkowo poręczny, jakkolwiek źle by to nie wybrzmiało. No, może teraz trochę mniej, zważywszy na fakt że nabrał nieco wzrostu, chociaż niestety Paco nie miał jeszcze okazji sprawdzić czy te kilka centymetrów czyni ogromną różnicę. – Dobra… widzę ten twój uśmiech... – Westchnął, wywieszając tym samym białą flagę. – Poszukam, ale w takim razie będziesz musiał odwiedzić mnie w El Paraiso. – Postanowił chociaż obrócić wspólne oglądanie wstydliwych zdjęć z dzieciństwa na własną korzyść, zapraszając chłopaka w progi hotelu z nadzieją, że może uda im się połączyć podziwianie albumów z leniwym wylegiwaniem się na plaży, tuż obok basenu. Nie wiedział czy Maximilian stracił kogoś bliskiego, ale wyczuwał szczerość i zrozumienie bijące z jego drobnego, acz wiele znaczącego dla niego gestu. Nawet uniósł wyżej kącik ust w subtelnym półuśmiechu, kiedy chłopak obiecał mu swoją pomoc. Zazwyczaj to Paco oferował mu objęcie bezpiecznych ramion i konieczne odtruwanie organizmu. Nie lubił zresztą prosić kogokolwiek o wsparcie, ale akurat w tym przypadku jakby poczuł że lżej mu na sercu. – Wiem, Felix i nawet… – nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo mnie to cieszy. Nie dokończył, przerywając w dość niekomfortowym momencie, ale nie sądził by w takich okolicznościach Solberg zdecydował się ciągnąć go za język. Niby mieli unikać niedopowiedzeń, ale czasami niektóre kwestie lepiej było pozostawić domysłom. Niepewność zresztą zdawała się niezwykle skuteczna, jeśli mowa o budowaniu napięcia. Nie tylko Sepia zarażała swoim szczęściem i entuzjazmem, ale i Piorun z czasem zapomniał o przegranej, śmielej i żwawiej przestępując kopytami. Przyjemnie było patrzeć na gnających pośród traw towarzyszy podróży, ale jeszcze milej było widzieć szeroki, rozpromieniający chłopięcą twarz uśmiech, za którym zdążył zatęsknić. Nagle przypomniał sobie o wspólnych wieczorach spędzonych na Kubie i szczenięcych ślepiach wpatrzonych w aptekarskie półki. Chciał powrócić do tych momentów, a teraz naprawdę uwierzył, że nie wszystko jeszcze stracone, a wzajemne żale i poranione serca wcale nie musiały poprowadzić ich ku zgubie. Przeciwnie, możliwe że z bagażem doświadczeń, nie tylko tych przyjaznych, ale i bolesnych, mieli szanse podejść dojrzalej do łączącej ich więzi, zasklepić wszystkie luki i naprawić poczynione w przeszłości błędy. - Nie zawiedziemy. – Rzucił pewnie, nawet odrobinę arogancko, z dumą wypinając do przodu pierś. Prawdopodobnie winien się wstrzymać, zwłaszcza kiedy wiedział, że w towarzystwie Felixa nazbyt łatwo i nazbyt często zatraca czujność i koncentrację. Tym razem jednak mógł liczyć nie tylko na siebie, ale i na Pioruna, który podobnie do niego, zapragnął zamazać wstyd i pokazać, że gonitwa za Sepią i siedzącym na niej okrakiem jeźdźcem była niczym innym jak tylko niefortunnym wypadkiem przy pracy. Musieli jako duet zrewanżować się za ten moment nieuwagi, a właściwie jego rumak próbował uczynić to już teraz, pechowo przerywając jego podsyconą podtekstami pogawędkę z byłym kochankiem. Piorun stanął nie tyle na wysokości zadania, co na straży moralności, a mimo że Paco naprawdę go sobie cenił, tak w tej chwili przeklinał go w duchu, pociągając ciaśniej za lejce. – Zgoda. Żadnych szpitali. – Zareagował przez to z opóźnieniem, odnosząc się już jedynie do tej bardziej przyziemnej, ale i istotniejszej części wypowiedzi Solberga, a chwilę później dawał już pokaz umiejętności i idealnego zgrania ze swoim ogierem. W końcu stanął na mecie. Pożyczył powodzenia Maximilianowi, całkiem szczerze, bo chociaż nigdy nie odpuszczał swoim przeciwnikom, tak jednak przedkładał zdrowie i bezpieczeństwo chłopaka ponad wygraną zakładu. Poza tym trzymał za niego kciuki również z innego, bardziej trywialnego powodu, wszak nie tylko Felix raczył oczy wspaniałymi widokami. Paco ledwie odpalił stoper, a już wodził wzrokiem za prężącą się na grzbiecie Sepii sylwetką i za mięśniami chłopaka uwydatnionymi z każdym kolejnym skokiem przez przeszkodę. Gniada klacz wygrała niejedną wystawę, ale nie mydlmy sobie oczu, Salazar nie był nawet w stanie poświęcić jej należnej uwagi, myśląc jedynie o tym jak przepięknie jego były kochanek prezentuje się w siodle, przede wszystkim podczas stylowego cwału. Kiedy tylko Solberg i Sepia zakończyli wyścig, zatrzymał czas, darując chłopakowi przepełniony satysfakcją uśmiech. Przygarnął również do siebie ramieniem Pioruna, żeby pochwalić jego trudy. Koń prychnął jednak nerwowo, nieprzygotowany akurat na taki rodzaj pieszczoty. – No już, już, spokojnie… – Mruknął do niego łagodnym tonem, poklepując go w okolicach szyi, a dopiero po tym powrócił do rozmowy z Felixem. – Lata współpracy. – Odpowiedział mu z udawaną skromnością; tembrowi głosu przeczyło jednak ogniste spojrzenie, tak chełpiące się spektakularnym zwycięstwem. – Jak zawsze w gorącej wodzie kąpany… – Pokręcił ze zrezygnowaniem głową, nachylając się bliżej niego. – Wykorzystam swoją nagrodę, cariño… ale jeszcze nie teraz. – Dodał ściszonym, tajemniczym tonem, wymownie poruszając brwią.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Początkowo sam miał Paco za egoistycznego dupka i narcyza, który tylko wykorzystywał innych na swoją modłę nie dbając o to, kim są i co czują. Przekonał się jednak, że tak jak on skrywa wiele sekretów, tak i jego były kochanek ma w sobie coś więcej i choć usłyszał kilka gorzkich słów, tak wiedział, że opieka jaką Morales nad nim roztaczał nie była zawsze czysto egoistyczna. Gdyby tak było, to już dawno wyjebałby niewdzięcznego gówniarza na zbyty pysk. -Powtórzę, masz swój typ. - Zaśmiał się słysząc, jak wypowiada się o samochodzie i nie mógł nie przytoczyć własnych słów. Miał wrażenie, że Pioruna traktował podobnie, o samym nastolatku już nawet nie wspominając. -Jeszcze? Okej może i nie wyglądam jak okaz zdrowia, choć rok temu było mnie jeszcze mniej, ale średnie dziewięćdziesiąt kilo to na miotłę nie jest mało. Szukający na przykład powinni być o wiele lżejsi i zdecydowanie niżsi. - Rozwinął nieco, lustrując samego siebie wzorkiem. Pamiętał, jak po amnezji walczył z niedowagą, która pojawiła się już w lekkim stopniu po wypadku Boyda. Miał wtedy zalążki bulimii i zszedł do siedemdziesięciu kilogramów, co było naprawdę już przejawem problemu. -Uśmiech? Coś Ci się przewidziało. - Prychnął, choć banan na ryju jeszcze mu się powiększył. Nie dawał tak łatwo za wygraną, co to to nie. -Odwiedzę i tak miałem przecież wpaść na trening, prawda? - Zapewnił, choć miał nadzieję, że nie będzie żałował tej decyzji skoro i tak już teraz ciężko mu było momentami utrzymać swoje zapędy. Chciał jednak najpierw poukładać sobie w głowie nim znów zrobi coś, czego później będzie srogo żałował. Niczym narwanemu ogierowi, próbował sam sobie ściągać lejce, by zwolnić nieco z tego szalonego cwału, jakim było jego życie. Oczywiście, że nie znał jego przeszłości, ale teraz nie miało to znaczenia. Dla nastolatka ważne było wsparcie Moralesa i szczerze wystosował do niego te kilka prostych słów. Znaczyły one jednak wiele, bo jeśli Max mówił, że przy kimś będzie, to nigdy nie rzucał słów na wiatr i obietnicy dotrzymywał. Nierzadko niestety własnym kosztem. -Wiem... - Zapewnił go jeszcze. Nie potrzebował żadnych więcej słów. Niektóre tematy naprawdę były ciężkie i gdyby nie to, że siedzieli obecnie w siodłach, zapewne porwałby go w objęcia, by dać mu nieco bliskości, którą przejawiał teraz w swoich słowach. Był pewien, że Paco da z siebie wszystko i tak właśnie było. Max nie miał zamiaru jednak pozostać dłużny choć zdecydowanie nie miał tak rozwiniętej więzi ze swoją klaczą, co Morales z Piorunem. Najważniejsze jednak było to, że doszli do szpitalnego konsensusu i nie musiał się już obawiać, że w Mungu przywitają go słowami "kurwa, znowu Ty?". -Widać, że owocnej. - Nie szczędził komplementów, bo naprawdę wykonanie tego duetu było zapierające dech w piersiach choć Solberg raczej nigdy nie jarał się aż tak przeszkodami. Wolał tę bardziej relaksującą część końskiego sportu, na co wchodziły wycieczki w siodle i wyścigi. Widać ile osób, tyle preferencji, ale wyzwanie zawsze mógł podjąć, tak tylko żeby się sprawdzić. -Nie...Teraz? - Zapytał, a Sepia jakby wyczuwając jego reakcję stanęła dęba i zamiast na odpowiedzi Salazarowi, musiał skupić się na ujarzmieniu gniadej klaczy. -No już, prrrr, spokojnie piękna. - Próbował ją uspokoić i dopiero, gdy stanęli bezpiecznie na czterech kopytach, okrążył Paco na Piorunie i się odezwał. -Masz miesiąc. Potem zakład przepada. I jasno musisz określić, kiedy korzystasz z nagrody, nie będę się co pytanie zastanawiał. - Powiedział jasno i konkretnie. Co prawda niecierpliwość już go zabijała, ale nie chciał się na tym skupiać. -Wspominałeś coś o jeziorze. - Wyszczerzył się, ponownie chwytając pewnie lejce i ustawiając się przodem do wyjścia z toru, jasno dając znak, że jest gotów na kolejny punkt programu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Najwyraźniej obaj skrywali za maskami swoje prawdziwe oblicza, broniąc tym samym dostępu do własnych emocji i uczuć. Nie było to zresztą pierwsze podobieństwo, jakie można było pomiędzy nimi odnaleźć, wszak zdawało się, że ich myśli aż nazbyt często pozostają ze sobą zbieżne. Choćby tak jak i teraz, kiedy przyszło do obrazowych porównań. – Chciałeś powiedzieć, że jestem rozrzutny? – Zasugerował z jeszcze szerszym, zadziornym uśmiechem. – Owszem. Jestem, bo mogę sobie na to pozwolić… ale wierz mi, mam wysokie wymagania. – Wymownie uniósł brwi, zastanawiając się czy Felix odczyta jego słowa jako pochlebstwo. W pewnym sensie właśnie obdarował go komplementem, nawet jeśli w dosyć zawoalowanej formie. Tak, Maximilian zdecydowanie spełniał wszelkie kryteria i wart był nie tylko każdego galeona, ale każdej poświęconej mu minuty. - Poważnie tyle ważysz? – Spojrzał wyraźnie zaskoczony, chociaż uzmysłowił sobie, że te dwa lata temu mógł nieść na rękach kilka kilogramów mniej. Nadal jednak chłopak wydawał mu się znacznie lżejszy, niewykluczone że po prostu jego waga nigdy nie ciążyła mu z zupełnie innych pobudek. Nie trzeba chyba mówić jakich. – No tak, wzrost… – Nie wyczekał nawet wyjaśnień, niekiedy zapominając że Solberg jest od niego wyższy, więc nawet przy swym tyczkowatym wyglądzie jednak może poszczycić się sensowną masą. – Właściwie nigdy nie mówiłeś na jakiej pozycji grałeś. Niech zgadnę… pałkarz? – Pewności żadnej nie miał, ale ta rola pasowała mu do wojowniczego charakteru byłego kochanka. Nie zdziwiłby się, gdyby lubił komuś przypieprzyć tłuczkiem w pysk. - Powinienem teraz udawać, że nie widzę jak się szczerzysz? – Zażartował, już teraz czując, że chłopak mu nie odpuści, a przy okazji kolejnego spotkania zacznie wypytywać o zdjęcia kilkuletniego Salazara na kucyku. Na samą tę myśl westchnął w duchu, mając nadzieję że na fotografiach które się uchowały nie był już taką straszną kluchą. Nie był to najlepszy okres dla jego aparycji, nawet jeśli później, w murach Hogwartu mógł się poszczycić szczupłą, zgrabną sylwetką. – Miałeś. Zapraszam… basen stoi dla ciebie otworem. Zresztą nie tylko basen. – Nie miał niczego złego ani zbereźnego na myśli, a dopiero kiedy wypowiedział te słowa na głos, zdał sobie sprawę z tego, że mogły wybrzmieć one dwuznacznie, przez co odruchowo prychnął pod nosem. – Obiad w restauracji brzmi równie kusząco. – Niepotrzebnie w ogóle próbował naprawić swój błąd, w końcu Maximilian nie był głupi, a niefortunnie złożone zdanie zapewne nie umknęło jego uwadze… a nawet jeśli by umknęło, tak Paco tylko je uwydatnił zamiast zamieść pod dywan. Przez chwilą jakby czuł jeszcze chłopięcą dłoń ułożoną na swoim ramieniu, mimo że Solberg dawno ją stamtąd zabrał. Nie odpowiedział mu już, skinął tylko głową ze zrozumieniem, nie chcąc koncentrować się na tak trudnych dla nich obu tematach, zwłaszcza kiedy tym razem wyjątkowo udało im się odnaleźć wspólny język bez konieczności jego używania. Musiał jednak przyznać, że gdyby nie to że poruszali się na konnych grzbietach, sam chwyciłby go w swoje ramiona, przez dłuższą chwilę ciesząc się jego bliskością, której teraz tak bardzo zapragnął, a której przedsmak miał okazję poznać chociażby podczas pożegnania w pizzerii. Wiele razy widział jego nagie ciało, ale akurat ta bliskość niosła za sobą inny rodzaj energii, może nie namiętnej, ale tej ciepłej i łagodnej, która kojarzyła mu się przede wszystkimi z dobrymi przyjaciółmi i licznymi członkami meksykańskiej rodziny. Nie trudno było dostrzec w jego czekoladowych źrenicach ten charakterystyczny, przepełniony dumą i satysfakcją błysk, kiedy Felix pochwalił jego współpracę z Piorunem. Podziękował mu, kłaniając głowę, chwilę później zaskakując go odłożeniem odbioru nagrody w czasie. – Ni… – Miał mu już odpowiedzieć, ale wyrywna reakcja Sepii skutecznie przerwała ich rozmowę. Instynktownie przestąpił o krok, gotów uspokoić podenerwowane zwierzę, ale Maximilian go uprzedził, radząc sobie zresztą doskonale z ujarzmieniem chyba już zaprzyjaźnionej klaczy. – Miesiąc nie będzie mi potrzebny. – Rozmyślnie go sprowokował, działając jednocześnie na jego wyobraźnię, bo tak naprawdę chciał, żeby Solberg zastanawiał się nad mającym paść pytaniem. Pragnął zagościć w jego głowie jak najdłużej, ale na razie potulnie pokiwał głową na znak zgody, rozluźniając zastane kończyny i ponownie wsiadając na grzbiet swojego ogiera. - Nie wspominałem. – Mruknął zdezorientowany, bo nie po raz pierwszy w obecności byłego kochanka nie był wcale taki przekonany czy ma rację czy pamięć go zawodzi. – Przynajmniej nie dzisiaj, ale chyba i tak nauczyłeś się czytać w moich myślach… Tak, jedziemy nad jezioro. – Dodał już z większą śmiałością, występując przed szereg, żeby poprowadzić Maximiliana nad brzeg przepięknego, otoczonego roślinnością zbiornika wodnego. Lubił wyzwania, dlatego upodobał sobie tor z przeszkodami, ale sam także był entuzjastą spokojnych, relaksujących wycieczek. Czasami stęp wydawał się atrakcyjniejszą opcją niż szalony cwał. – Nie żartowałeś z tą kąpielą, co? – Zaśmiał się, kiedy wreszcie dojrzeli na horyzoncie gęsto rozsiany tatarak i wychylającą się spośród niego taflę wody.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tak, w momencie, w którym zaczęli rozmawiać okazywało się, że byli bardziej podobni niż mogli przypuszczać. Pytanie pozostawało jedno, czy była to ich droga do sukcesu, czy raczej jedna wielka zguba. -Nie do końca to miałem na myśli, ale nie będę się tutaj kłócił. - Przyznał, bo akurat tego nie mógł Paco odmówić, gdy tyle razy widział, jak lekką ręką wydaje wielkie sumy galeonów, na przyziemne przyjemności. -To też zdążyłem zauważyć. - Prychnął, zastanawiając się w takim razie co on tutaj robi, skoro Morales jest taki wymagający. Oczywiście, że nie zauważył tego komplementu bo był zbyt dobrze ukryty jak na to, jak bardzo upadło przez te dwa lata poczucie własnej wartości nastolatka. -Teraz dobijam do osiemdziesięciu siedmiu, więc jest coraz lepiej, ale jak trenowałem spokojnie ważyłem dychę więcej. - Przyznał, nie do końca czując się komfortowo w tym temacie. Nigdy nie mówił o swoim fizycznym spadku formy, a już na pewno nie o tym, jakie miał problemy z posiłkami i utrzymaniem ich w żołądku. Łatwiej było ignorować temat i udawać, że wcale go nie ma, wmawiając sobie, że to tylko przejściowy kryzys. -Bingo! Jak się napierdalać to zawsze będę w pierwszym rzędzie. - Zaśmiał się, bo tak, ta pozycja idealnie do niego pasowała i nawet nie dziwił się, że Morales zgadł za pierwszym podejściem. Czasem jeszcze zrozumiałby obrońcę, ale zdecydowanie nie nadawał się na żadną inną pozycję w drużynie. -Każdy widzi to, co chce. - Odpowiedział, wzruszając ramionami, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy szczególnie, gdy usłyszał odpowiedź na swój planowany trening w murach należącego do Paco basenu. -Obiad powiadasz? A co takiego szef kuchni poleca? - Nieco drwiąco zapytał, bo naprawdę ciężko było mu nie wyłapać tego, jak poprzednie zdanie zabrzmiało i chyba tylko cudem nie zakrztusił się własną śliną, gdy to usłyszał. Zdecydowanie posiłki były chyba tym, co w El Paraiso interesowało go najmniej. Tak, nagość i seks były zupełnie innym rodzajem bliskości niż ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Solberg stosunkowo niedawno nauczył się to rozróżniać, ale zawsze był gotów oddać innym zarówno jedno jak i drugie, z czym do tych bardziej osobistych tematów podchodził z dużo większym zaangażowaniem wiedząc, że swoje ciało może oddać każdemu, ale już zaufaniem nie obdarzy pierwszej lepszej osoby, a tym bardziej opieką. Reakcja Sepii zaskoczyła i Maxa, ale zareagował szybko i instynktownie, skupiając całą swoją uwagę na niej i samemu uspokajając własne emocje, by klacz mogła poczuć się pewnie i bezpiecznie. Nie zauważył nawet, jak Paco się do nich zbliżył, bo teraz jego obecność nie miała znaczenia, gdy nastolatek zaciskał swoje uda wokół boków Sepii i ściągał lejce, próbując sprowadzić ich bezpiecznie na ziemię. Był to zdecydowanie niemały wysiłek, na który chłopak nie do końca był gotów. -Miejmy nadzieję. - Odpowiedział niby obojętnie i choć poniekąd Morales osiągnął swój cel siejąc w Solbergu niepewność, to chyba jednak nie doceniał jego możliwości skupiania się na innych rzeczach szczególnie teraz, gdy każdą wolną chwilę wypełniał sobie tylko po to, by nie skupiać się na wspomnieniach związanych z Felkiem. -Widzę skleroza na starość Cię łapie. - Prychnął rozbawiony, bo przecież sobie tego jeziora nie wymyślił. Paco jednak szybko się zreflektował i wyprowadził ich znów w teren ku jezioru, które sprawiło, że szmaragdowe tęczówki Maxa zaświeciły się znajomymi ognikami. -Czy ja kiedykolwiek przy Tobie żartowałem? - Zapytał z poważną miną, po czym zgrabnie zeskoczył z grzbietu Sepii, przywiązał ją za wodze do najbliższego drzewa, zdjął szybko koszulkę i spodnie i bez zbędnego pierdolenia zanurkował do jeziora, pozwalając, by chłodna woda zmyła z niego pot i wysiłek dzisiejszych wydarzeń.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- To dobrze. Piorun strasznie nie lubi kłótni. – Zażartował, postanawiając sprytnie wytrzeć sobie gębę nastawieniem dosiadanego rumaka, mimo że tak naprawdę był to zwyczajny blef. Koń o kasztanowym umaszczeniu reagował na nerwową atmosferę dokładnie tak jak każdy inny jego pobratymiec, więc czysto teoretycznie mogliby dyskutować dalej, jeżeli tylko nie przekroczyliby rozsądnych graic, zamieniając słownik na argument siły. – Nie wątpię. – Gdyby tylko wiedział, że Maximilian nie spostrzegł zamaskowanego zręcznie komplementu, pewnie gotów byłby go powtórzyć, ale może i nie było trzeba, skoro kąciki jego ust same unosiły się ku górze, a cała twarz promieniała szczęściem od kiedy tylko przekroczyli progi stadniny. Naprawdę trudno byłoby mu nie zaliczyć tego popołudnia do udanych. - Nie pomyślałbym, zawsze wydawałeś mi się wiele lżejszy. – Wyraził wreszcie swoje myśli wprost, jednocześnie ucinając polemikę nonszalanckim wzruszeniem ramion. Nie wyczytał w mimice twarzy chłopaka poczucia dyskomfortu, ale nawet i bez tego był w stanie zrozumieć, że to nie do końca wygodny temat do rozmowy. Nie musieli przyznawać się do tego otwarcie, ale każdy z nich na własny sposób dbał o nienaganną formę i szczupłą acz wystarczająco umięśnioną posturę, a wszelkie niedoskonałości lepiej było zbyć milczeniem… inna rzecz, że akurat w przypadku Solberga Paco żadnych niedociągnięć nie widział. Wręcz przeciwnie, nadal nie potrafił odwrócić od niego wzroku, całkiem oczarowany jego urodą. – Mówiłem. Ognisty temperament. Żałuję tych, którzy kiedykolwiek zaleźli ci na boisku za skórę. – Prychnął pod nosem, teraz jeszcze chętniej wyobrażając sobie byłego kochanka na miotle, z drewnianą pałkę w ręce, z ogromną siłą odbijającego mknącego w jego stronę tłuczka. Niewątpliwie byłby to interesujący widok. - Nie byłbym taki pewien. – Mruknął zagadkowo, wszak nawet teraz mógłby powiedzieć co takiego pragnąłby zobaczyć, a co niestety skrywało się przed jego oczami pod zupełnie zbędnymi kawałkami materiału. Nie zamierzał się przyznawać dokąd tak ochoczo zabrnęła jego wyobraźnia, a już na pewno nie po towarzyskiej gafie z basenem i nie-basenem w rolach głównych. Nie mógł jednak również rozprawiać o paelli, średnio wysmażonym steku albo o homarze, skoro i tak został przyłapany na gorącym uczynku, a w uszach wybrzmiał mu drwiący głos Felixa. – Szampana, bitą śmietanę i truskawki? – Zdecydował się więc obrócić sytuację w żart, zdobiąc usta nieco szerszym, rozbawionym uśmiechem. – Discúlpame, to dopiero na deser… albo na kolację. – Puścił mu oczko, uznając że to idealny moment, żeby uczynić ten jeden krok w tył. Nadal nie przekraczał ustanowionej przez Maximiliana granicy, ale nikt nie zabronił im przecież balansować na jej krawędzi, a że podobnie niewinny flirt niebezpiecznie pchał ich ku przepaści… Podobno Solberg lubił skakać z wysoka, a i Paco z przyjemnością przyjąłby ten dreszczyk adrenaliny. Potrafił docenić i delektować się tak subtelnym dotykiem, bezpiecznym objęciem ramion, jak i palącym od trzewi pożądaniem, które doprowadzało krew do rozkosznego wrzenia. Dostrzegał różnice między bliskością a bliskością, ale teraz odnosił wrażenie, że ma kompletny mętlik w głowie. Nie wiedział której z nich potrzebuje, niewykluczone że po prostu pragnął ich obu. Przede wszystkim jednak przypomniał sobie o tym napięciu pomiędzy nimi, tak wyraźnym choć niewypowiedzianym na głos, które tliło się żarem nie tylko dzisiaj, ale i ostatnim razem, w zaciszu muzealnej kawiarni. Próbował mu się przeciwstawić, ale coraz trudniej było pozostawać obojętnym na przejawiające się w ich niby to bezgrzesznych pogawędkach dwuznaczności i na nad wyraz sugestywne gesty, które przeczyły założeniom, jakie poczynili przy okazji wspólnego obiadu w pizzerii. Przewrócił oczami w odpowiedzi na prychnięcie Felixa, darując już sobie nawet przypominanie mu, że wcale nie jest taki stary i że jeszcze nie zamierza spisywać testamentu, ale chyba nawet Piorun nie zgodził się z nazywaniem swego jeźdźca wiekowym sklerotykiem, bo zarżał nerwowo, łypiąc na Maximiliana spod byka. Paco poczochrał go przyjaźnie po grzywie, dopiero po tym czułym geście odwracając ponownie głowę w kierunku byłego kochanka… Nie trzeba mu było słów wyjaśnienia, wystarczyło że widział łobuzerskie ogniki tańczące w głębi jego szmaragdowych ślepiów. – Pewnie, że tak. Nawet przed chwilą, mówiąc że niby jestem taki stary. – A jednak musiał wytknąć mu tę nieuzasadnioną w jego ocenie krytykę, chociaż nie spodziewał się ze strony Solberga tak szybkiej i skutecznej rekompensaty. Idąc w ślady swojego towarzysza, zeskoczył z grzbietu kasztanowego ogiera, a potem przez dłuższą chwilę wpatrywał się w wyłaniające się spod rozrzucanych na ziemię części garderoby ciało. Nie, nie da się złamać. Przynajmniej tak mu się wydawało, kiedy szukał dobrego miejsca do usadzenia swoich zacnych czterech liter, a raczej idealnego punktu obserwacyjnego. Przez moment bił się jeszcze z własnymi myślami, aż wreszcie… – …joder esta mierda. – Przeklął pod nosem w ojczystym języku, wskakując do jeziora tuż za swoim byłym kochankiem, choć w przeciwieństwie do niego nie silił się nawet na zdejmowanie ubrań. Czuł jak całe jego ciało drży nieprzywykłe do kąpieli w takich temperaturach, więc żeby rozruszać zmarznięte mięśnie, podpłynął naprędce do chłopaka. Gwałtownym ruchem objął jego kark swoim ramieniem, z szerokim i szczwanym uśmiechem na ustach, próbując go przewrócić i doprowadzić do tego, że wyląduje calutki pod wodą. Ot, przyjacielskie przepychanki, czyż nie?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ta, koń najlepszą wymówką, ale jednak Max nie dał się na to nabrać. Nie wątpił jednak, że Piorun mógłby zareagować na napiętą atmosferę tak samo, jak Sepia zareagowała później. Nie wytknął mu tego jednak, kulturalnie trzymając język za zębami. -Kolejna moja supermoc. - Wzruszył ramionami, bo tutaj nawet nie wiedział, od czego mogło to zależeć. Oczywiście Paco do wątłych nie należał więc to na pewno miało swój wpływ na jego odczucia, a poza tym wszystko wydaje się inne, gdy człowiek pozwała, by pożądanie przejęło kontrolę. Tego jednak też nie miał zamiaru wypowiadać na głos. Niedociągnięcia jednak z czasem się pojawiały. Początkowo w postaci naprawdę wielu blizn, które nastolatek nie tak dawno temu postanowił usunąć i zacząć z nową, czystą kartą, ale i teraz w postaci ran na torsie, które nie gminy się tak szybko, jakby Max tego chciał. -Ta, gorzej jak największe gnidy grały z Tobą w jednej drużynie. - Zaśmiał się, ale wcale nie miał zamiaru ukrywać, że wszyscy na boisku się kochali. Sportowa współpraca to jedno, ale prywatne uczucia były już zupełnie czym innym i wielokrotnie Mać miał ochotę zajebać tłuczkiem własnemu szukającemu. Niestety nigdy nie miał ku temu okazji. Uniósł nieco jedną brew ku górze, słysząc tę niejednoznaczną odpowiedź. Czuł jednak, że nie chce pytać, więc zachował się nienaturalnie powściągliwie. Skupił się zamiast tego na kwestii deseru, która brzmiała dość kusząco. Oczywiście po zmianach, jakie właśnie miał zamiar zakomunikować. -Wymień szampana na whisky i mogę się tym raczyć o każdej porze dnia. - Który to już raz dzisiaj żałował, że się odezwał? Na pewno nie pierwszy i raczej nie ostatni, ale wyobraźnia nastolatka pogalopowała do tego smacznego zestawu, jednak zdecydowanie nie zatrzymała się na kuchni a na bardziej kreatywnym rozwiązaniu dla tych pyszności. Naprawdę dobrze, że mieli wokół zwierzęta bo te skutecznie sprowadzały go na ziemię swoimi reakcjami. Tym razem zbawienie nadeszło, gdy gniada klacz potknęła się na swojej drodze i Max poczuł wstrząs i miał zaledwie kilka sekund na stabilizację własnej pozycji w siodle. Przewrócenie oczami zrozumiał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Bądź co bądź dzieliło ich jednak osiemnaście wiosen, a dla kogoś w wieku Solberga było to dosłownie drugie tyle, co zdążył już na tym łez padole przeżyć. -To akurat było czyste stwierdzenie faktu. Pogódź się z tym. - Zażartował poniekąd znów. W kwestii testamentu jednak sam był przekonany, że może lepiej napisać go zawczasu. Nawet Max nie miał jeszcze dwudziestu lat a już wielokrotnie otarł się o śmierć cudem unikając wpadnięcia w jej ramiona, ile więc razy musiało to spotkać Paco, który w dodatku miał raczej średnio bezpieczną pracę ? Spodziewał się, że Paco mimo wszystko pozostanie na brzegu. Dobrze pamiętał ich rozmowę na temat basenu i to, jak mężczyzna bezwstydnie przyznał się, że wolałby grzać tyłek poza wodą, z drinkiem w ręku i podziwiać pracujące mięśnie nastolatka. Widać jednak ten dzień naprawdę był pełen niespodzianek i Salazar już po chwili próbował wytrącić Maxa z równowagi. Tym razem tej dosłownej, fizycznej tak dla miłej odmiany. -Nie boisz się o swoją drogą koszulę? - Wydyszał, by następnie wykręcić się z uścisku wprost w toń jeziora i dopiero po przepłynięciu kilku metrów pod powierzchnią, wyłonić się tuż za jego plecami, na które oczywiście bez pardonu po prostu wskoczył. -I jak teraz oceniasz moją wagę Panie znawco? Zapytał z góry, oplatając łydkami jego tors, by zapewnić sobie nieco stabilizacji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nieoczekiwanie Piorunowi przypadła rola wymówki, ale rumak nie wydawał się nią wcale urażony, za to na pewno rad był z tego, że dwóch zręcznych acz kłótliwych jeźdźców dla odmiany postanowiło jednak postawić na kulturę. – Wiele pozostało mi jeszcze do odkrycia? – Zagadnął z lekkością wątłego ciała Felixa rzucanego niegdyś przez niego po wszystkich ścianach i meblach sypialni, chociaż tak naprawdę nie oczekiwał ze strony swego byłego kochanka odpowiedzi. Podobnie jak i kobiety utrzymywały wiek w sekrecie, tak i bohaterów nie wypadało wypytywać o ich supermoce. Poza tym słowa nie zaspakajały jego ciekawości, wolał odsłaniać chłopięce talenty w praktyce. – A swojego jednak szkoda wykluczyć z rozgrywki… – Odpowiedział rozbawionym tonem, ze wzruszeniem ramion, jak i sztuczną, udawaną bezradnością w głosie. Wbrew pozorom rozumiał aż nadto ten paradoks, bo mimo że na boisku quidditcha próżno go było szukać, tak w zamierzchłych czasach grywał chociażby w piłkę nożną i powiedzmy sobie uczciwie, momentami korciło go, żeby podciąć łydki któremuś z członków własnej drużyny. Podobnie zresztą bywało i w biznesie. Niekiedy strzelało się do jednej bramki, ale bez choćby cienia wzajemnej sympatii. Przyjaźnie z rozsądku. Nawet gdyby Felix zapytał, nie mógłby mu przecież odpowiedzieć wprost… z drugiej strony wydawać by się mogło zabawne to, że obaj starali się mówić szyfrem i maskować własne pragnienia, skoro i tak nazbyt często zdradzały ich mgliste, rozognione spojrzenia, wzrok przypadkowo spuszczony na usta byłego kochanka czy inne drobne, niby to nieznaczące gesty, nad którymi nijak nie byli w stanie zapanować. Odruch bezwarunkowy. O ile jednak początkowo silili się jeszcze na jakąkolwiek przyzwoitość, porozumiewając się za pomocą dwuznacznych, z pozoru niewinnych zagadek, tak z każdą kolejną ich teksty i propozycje raziły coraz większą otwartością i bezpośredniością. – Szkocką, irlandzką czy może bourbon? – Zapytał, wszak i czemu nie dogadać by szczegółów spotkania, które przecież nigdy nie powinno mieć miejsca. Najwyraźniej obaj nie potrafili w odpowiednim momencie przerwać, aby nie nadwyrężać boleśnie cierpliwości organizmu i nie zaciągać wyobraźni do pracy. Tak, ta pomknęła już hen daleko i nie sposób było zawrócić jej na właściwe tory, a choć rżenie koni mogło na chwilę ostudzić pożądliwe zapędy, tak niestety nie wyłączało myślenia. Pomimo szacunku, jakim darzył swego wierzchowca, nie potrafił już poświęcić należnej mu uwagi, a i z ulgą zeskoczył z jego grzbietu, racząc się znacznie atrakcyjniejszym towarzystwem byłego kochanka. – Nie mam zamiaru, zresztą akurat przy tobie czuję się dużo młodszy. – Wyznał szczerze, bo prawdopodobnie sam nie zdecydowałby się na realizację tak szalonych pomysłów jak morsowanie w tutejszym jeziorze. Merlinem a prawdą, nie miał pojęcia czy przy obecnie panującej atmosferze to nadal morsowanie, ale jedno było oczywiste: gdyby nie kusząca aparycja Felixa z pewnością nie umoczyłby w wodzie nawet swojej stopy. Niestety lub nie rozradowany uśmiech Maximiliana i brawurowy błysk w jego szmaragdowych ślepiach nie pierwszy raz podziałały na niego jak czerwona płachta na byka, tym razem grożąc przywleczeniem do domu jakiegoś choróbska. – Najwyżej kupię nową. – Podobna odpowiedź uwolniona z ust Paco nie powinna chyba nikogo dziwić. – A ty? Nie boisz się, że złapiesz Lebietusa? – Odpłacił się pięknym za nadobne, darząc go prowokującym uśmieszkiem, na którym nie zamierzał w swoich złośliwościach poprzestać. Chwycił Solberga ramieniem, próbując zburzyć jego równowagę, ale miotlarz całkiem zgrabnie uwolnił się z jego uścisku. Na próżno próbował odszukać go wzrokiem, czując zaraz jego ciężar na swoich plecach. No dobra, może jednak nie był taki lekki, jak mu się wydawało, ale ten ciężar nadal był ciężarem tak samo przyjemnym. – Hmm? Nie wiem o czym mówisz. – Wzruszył ramionami, swobodnie opadając w tył, czym siłą rzeczy musiał zrzucić chłopaka ze swoich pleców. Tym razem nie chciał jednak dać się nabrać na jego sztuczki. Nie pozwolił mu odpłynąć, zaciskając stanowczo palce na jego przedramieniu, by wyciągnąć go ponad powierzchnię wody. – Nie pamiętam na czym dokładnie stanęliśmy w kwestii rozgrzewania i zapobiegania przeziębieniom… Nie wziąłem też ze sobą ciepłego koca… – Mruknął przepraszająco, jednak na pierwszy rzut oka widać było, że wcale nie jest mu z tego powodu tak bardzo przykro. Zresztą długo nie pozostał w tej aktorskiej roli. Kąciki ust uniosły się bowiem w zawadiackim półuśmiechu, a Paco bezwstydnie wplótł palce między mokre włosy swego dawnego, nieprzygodnego partnera. – …ale za to bezczelnie skorzystam ze swojej nagrody. – Zapewniał go wcześniej, że nie potrzeba mu miesiąca, chociaż chyba po sobie samym spodziewałby się nieco większej wytrwałości. Problem w tym, że nie mógł dłużej znieść rosnącego między nimi napięcia i palącego gorąca, które odczuwał nawet teraz, i to pomimo zmoczonego ubrania i zmarzniętej skóry. – Chciałbyś, żebym cię pocałował? – Zapytał, delikatnie sunąc kciukiem po jego policzku. Mimowolnie utkwił również na moment spojrzenie na jego wargach, chociaż stosunkowo szybko odzyskał kontakt wzrokowy, śmiało wpatrując się w jego szmaragdowe oczy. Można by odnieść wrażenie, że zmarnował przysługujące mu pytanie. Przecież poznał już odpowiedź w muzealnej kawiarni, kiedy i Felix nie zdołał upilnować opadających na jego usta źrenic. Nie potrzebował jednak wcale odpowiedzi, a przyzwolenia, wszak ciała nie oszukiwały, tylko oni wodzili siebie wzajemnie za nosy, udając że jest inaczej. Wiedział, że upłynęło niewiele czasu… że nie zdążył zaskarbić sobie jego zaufania, bo niby kiedy miałby to uczynić... Wiedział też, że nie może obecnie liczyć z jego strony na nic więcej poza wspólnie spędzonym czasem, ale czy musieli rezygnować z niezobowiązującej bliskości? I tak stąpali po kruchym lodzie, za każdym razem przesuwając granicę coraz bliżej w kierunku przepaści, więc czemu nie mieliby skoczyć i dać ujścia wewnętrznemu cierpieniu? Niby widział już wcześniej ten sam ogień w jego spojrzeniu, niby znał szczerą odpowiedź na to pytanie, a jednak nie potrafił przewidzieć reakcji chłopaka. Pewnie jeszcze jakiś czas temu, mając podobną wiedzę, po prostu sięgnąłby warg, których tak usilnie pragnąłby, traktując je niczym swoją własność. Teraz jednak czekał posłusznie, głaszcząc tylko opuszkami palców jego zziębnięte lico.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Oj i to jeszcze jak! - Powiedział bez cienia zawahania. Krył w sobie nie jedną tajemnicę i chociaż kilku z nich strzegł z zamiarem zabrania ich do grobu, to jednak było wiele takich, które z biegiem czasu byłby w stanie wyjawić. -No dokładnie. Przynajmniej w większości. - Musiał dorzucić smaczek od siebie, bo wciąż miał w głowie pewnego Irlandczyka, który tak naprawdę się drużynie specjalnie nie przysłużył i pewnie chwila w skrzydle szpitalnym nie zrobiłaby ślizgonom różnicy w kwestii wyniku rozgrywki. Paco miał jednak rację co do tego, że w życiu poza boiskiem bywało czasem naprawdę podobnie. Może i te wynikające odpowiedzi były niepotrzebne, wręcz i podsycały atmosferę, która przy bezpośredniej konwersacji byłaby nieco inna, ale przecież Max nie mógł tak nagle porzucić wszystkiego, co sam wygarniał Moralesowi jeszcze niedawno. Wiedział doskonale, dlaczego potrzebował tych wszystkich zapewnień i granic i choć Paco nie posiadał tej samej wiedzy, nastolatek cieszył się, że przynajmniej próbował stosować się do jego próśb. -Zdecydowanie bourbon. - Postawił wyrok nie potrzebując nawet więcej pytań. Nie bez powodu przecież to zapach tego alkoholu znajdował się w aromacie, jaki Solberg czuł gdy otwierał fiolkę z Amortencją. Szkoda tylko, że nie mógł tak łatwo i szybko zakorkować i ujarzmić własnej wyobraźni, jak czynił to z eliksirami. -Widzisz, kolejna supermoc odkryta. Nieźle Ci idzie. - Naprawdę nie pamiętał, kiedy miał tak dobry nastrój. Musiał przyznać też, że tego dnia w obecności Paco czuł się tak, jak osoba w jego wieku czuć się powinna. Był beztroski i szczęśliwy, a do tego spędzał czas w otoczeniu, które go odprężało. Nie pamiętał już kiedy ostatnio mógł sobie pozwolić na podobną chwilę i odpoczęcie od wszystkich problemów, które zwalily mu się na głowę, a których żaden osiemnastolatek mieć nie powinien. Prychnął na jego odpowiedź, bo była dokładnie taka, jakiej się po nim spodziewał. W końcu pieniądze nie były dla Paco problemem i skoro mógł pozwolić sobie na wymianę zniszczonej koszuli to miał zamiar z tej możliwości skorzystać w razie potrzeby. -Najwyżej się wyleczę. - Odparł naśladując ton Moralesa sprzed chwili, po czym zniknął pod taflą jeziora, by następnie wyłonić się i wdrapać na plecy Salazara, obejmując jego tułów nogami, a dłonie oplatając wokół szyi mężczyzny. Długo jednak nie miał okazji bawić się w koalę, bo zaraz Morales postanowił zakończyć ich obu, byle tylko pozbyć się z karku tego prawie dwumetrowego ciężaru. Na szczęście Max zdążył nabrać powietrza, dzięki czemu nie został dziś topielcem, ale też odruchowo odwinął kończyny z tułowia Paco, próbując automatycznie amortyzować swój upadek. Długo jednak nie podziwiał rybek, gdyż silne ramię towarzyszą wyciągnęło go na powierzchnię. -Czyli jednak skleroza. - Zaśmiał się, gdy Paco urwał zdanie, ale już wplecione we włosy osiemnastolatka palce świadczyły o tym, w którym kierunku to wszystko może zmierzać. Max czekał jednak cierpliwie na ciąg dalszy czując, jak serce łopocze mu w piersi. Nie miał już nawet siły na kolejny zabawny komentarz, kiedy atmosfera wokół gęstniała, a czekoladowe tęczówki jasno wyrażały intencje swojego właściciela. Nie odpowiedział od razu. Cały umysł Maxa i jego serce krzyczało "NIE", ale ciało było zupełnie innego zdania. Przez kilka naprawdę długich i napiętych sekund toczył wewnętrzną walkę między tym czego chciał, a tym czego powinien. W końcu jednak podjął decyzję. Nie wiedział, czy to ta otaczająca ich atmosfera, adrenalina po wyścigu, dłoń Paco na policzku czy wszystko razem wzięte, ale bez słowa chwycił za koszulę mężczyzny i wpił się w jego usta z namiętnością, jaka mogła dorównywać tylko pamiętnego wieczoru na Kubie. -Tak... - Wyszeptał tylko, bo na nic więcej nie miał siły, gdy wziął głęboki oddech i po raz kolejny szalenie spragniony przycisnął się do warg Moralesa, jeszcze bardziej zmniejszając dystans jaki ich dzielił. W tej chwili nie przejmował się niczym innym niż tylko tym, czy uda mu się zaspokoić to cholerne pragnienie, które narastało w nim od dłuższego czasu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Po tym jak w progach pizzerii Maximilian zainteresował się jego konnym hobby wiedział już, że wycieczka do stadniny okaże się strzałem w dziesiątkę. Nawet z tą świadomością nie spodziewał się jednak, że przejażdżka po lesie i relaksujący odpoczynek na prowincji przyozdobi chłopięcą twarz tak szczerym, beztroskim i rozradowanym uśmiechem. Nie pamiętał kiedy ostatnio widział Felixa tak uszczęśliwionego, a ten widok skutecznie podjudzał go do planowania i organizowania kolejnych podróży i rozrywek; byleby tylko podtrzymać ogień płonący w jego szmaragdowych ślepiach, pozwalając jednocześnie zapomnieć byłemu kochankowi o problemach i tych wszystkich kłodach, jakie życie nieustannie rzucało mu pod nogi. – Chyba będę musiał uzbroić się w cierpliwość. – Przyznał z bólem serca, wszak w interesach zdarzało mu się wyczekiwać na właściwą okazję nawet i długimi miesiącami, ale w towarzystwie Felixa takie określenia jak umiar czy powściągliwość zdawały się umykać ramom słownika. Nie kontynuował tematu szkolnego boiska ani zrzucania członków drużyny z mioteł, przede wszystkim dlatego że jego myśli zajmował już wyimaginowany obraz wspólnego wieczoru w hotelu El Pariaso, przy szklaneczce szlachetnego bourbonu i… na tym powinien właściwie poprzestać, jeżeli nie chciał wkroczyć w rejony, które z przyzwoitością nie miały niczego wspólnego. Naprawdę wiele by dał, żeby móc na całą noc zamknąć tego chłopaka w swoich objęciach, a nad ranem obudzić się, trącając nosem jego delikatną, idealną twarz. Dopiero z czasem zrozumiał różnicę pomiędzy atrakcyjnymi acz przygodnymi kochankami, których zwykł pozbywać się zanim wzeszło słońce a Solbergiem, którego ani myślał wyrzucić z pokoju, zamiast tego gotów jeszcze zamówić mu śniadanie do łóżka. – Nieźle? Chyba chciałeś powiedzieć wyśmienicie. – Popatrzył na niego z udawanym wyrzutem, bo akurat na odkrywaniu jego supermocy najwyraźniej się znał, a mimo że dzisiejszego popołudnia udało mu się odsłonić już kilka wartościowych kart, tak wcale a wcale nie zamierzał na nich poprzestać. Czemu miałby zadowalać się byle parą, skoro czuł że los pomoże mu w dobraniu kolejnego duetu do karety? Zdecydowanie i on potrzebował takiego dnia. Cichego, spokojnego, spędzonego w otoczeniu przepięknych, stąpających kopytami po piaszczystej ścieżce zwierząt - z dala od wielkomiejskiego zgiełku, cienistych alejek Śmiertelnego Nokturnu czy nawet stosu papierów, które od kilku dni zalegały na jego biurku. Nie planował co prawda morsowania, ale szalone pomysły Maximiliana nie stawały w sprzeczności z miłym odpoczynkiem, wręcz przeciwnie, obecność chłopaka w tym miejscu znaczyła więcej niż mogłoby mu się początkowo wydawać. Nie zauważył nawet kiedy Felix stał się kimś bliskim jego sercu. Kimś przy kim czuł się nad wyraz swobodnie i nie musiał przywdziewać maski, udając kogoś kim tak naprawdę nie jest, a wbrew pozorom w życiu przepełnionym sztucznymi uprzejmościami i fałszywą kurtuazją była to ogromna wartość. Parsknął gromkim śmiechem, kiedy na jaw wyszła kolejna fascynująca umiejętność Maximiliana, jaką okazało się bezbłędne wręcz naśladowanie jego tonu. Komentarz ubawił go do tego stopnia, że zatracił całą swoją czujność, gubiąc chłopaka z pola widzenia. Na szczęście dla niego, na nieszczęście zaś dla jego umęczonych jazdą konną pleców ślizgońska koala odnalazła się dość szybko, sprawnie obejmując go swoimi nogami i oplatając dłońmi jego szyję. Nie stronił od podobnie przyjemnego wysiłku, ale nie potrafił zrezygnować z ich przypadkowo zawiązanej przepychanki, toteż sprawnie zrzucił chłopaka ze swych ramion, samemu opadając pod taflę wody. Dopiero po dłuższej chwili obaj wychylili się ponad jej powierzchnię, a Paco wplótł palce pomiędzy mokre, przyklejające się do twarzy kosmyki włosów byłego kochanka. Zdążył już sobie ułożyć w głowie całą przemowę, ale Solberg nie byłby przecież sobą, gdyby nie zdecydował się jej zepsuć wtrąceniem o sklerozie. Morales spojrzał na niego spod byka, zaraz po tym przewracając teatralnie oczami, ale nie zamierzał dać się wytrącić z równowagi; i dosłownie i w przenośni. Wreszcie zadał również to jedno pytanie, które już od dawna cisnęło mu się na usta. Patrzył śmiało w szmaragdowe ślepia w oczekiwaniu na odpowiedź, ale mimo niewzruszonej mimiki twarzy serce do granic przyśpieszyło swój rytm, pragnąc wyrwać się z jego piersi. Po plecach przemknął również nerwowy dreszcz, który o dziwo nie był wcale wywołany kropelkami wody spływającymi po zziębniętej skórze, prędzej uczuciem gorąca, które wypalało go od środka niczym płomienie szatańskiej pożogi. Nie miał pojęcia czego się spodziewać, a każda sekunda milczenia tylko wzmagała i tak zbyt szybko rosnące napięcie. Paco odnosił zarazem nieodparte wrażenie, że kolejna po prostu go zabije. No odezwij się wreszcie… Pośpieszał w myślach swego byłego kochanka, ale w końcu zamiast uwolnionych z ust słów otrzymał od niego znacznie więcej. Namiętność, która potrafiła rozpalić go do czerwoności, i to nawet pomimo przemoczonego do suchej nitki ubrania. Namiętność, którą pamiętał jeszcze z czasów Kuby, a za którą to tęsknił każdym centymetrem własnego ciała. Pozwolił, by ich języki złączyły się w płomiennym tańcu, a cudowny szept, jaki wybrzmiał w jego uszach napędził go do działania i odważniejszego gestu. Dłoń wpleciona wcześniej we włosy Felixa powędrowała niżej, otulając jego szyję, a Salazar wpił się z żarliwością w chłopięce usta, nie dając byłemu kochankowi ani chwili wytchnienia. Kusicielsko trącił jego dolną wargę zębami tylko po to, by zaraz ponownie zagłębić się w jego ustach, całując go tak pożądliwie i niecierpliwie, jakby jutro cały świat miał spłonąć na popiół, a ten pocałunek dawał ostatnią szansą spełnienia. Nie był w stanie opisać słowami jak bardzo go pragnął i jak ten nienasycony głód zatruwał jego wyobraźnię. Nie chciał oderwać się od jego ust; w międzyczasie jedynie odsunął dłoń, by zaraz objąć go ramieniem i przygarnąć jeszcze bliżej siebie, jakby każdy milimetr dzielącego ich dystansu groził śmiertelnym niebezpieczeństwem. Kompletnie zapomniał o całym bożym świecie i dopiero kiedy w płucach zabrakło tchu, ponownie spojrzał w szmaragdowe ślepia zamglonym, oczarowanym wzrokiem, nie mając pojęcia co takiego powinien powiedzieć. - Te ves tan jodidamente hermoso, cariño... – Wydusił więc z siebie jedynie, raz jeszcze przytulając go do swojej piersi, zmuszony zaczerpnąć choćby odrobiny świeżego powietrza. – ¿Y sabes qué? Tal vez tus labios estén tan fríos como el hielo ahora, pero aún saben a oro. – Wyszeptał zaraz pewniej do jego ucha, opuszkami palców subtelnie gładząc jego nagie plecy. Najchętniej wcale nie wypuszczałby go z rąk, ale o ile ten gwałtowny poryw emocji podburzył krew do wrzenia, tak Morales czuł że całe jego ciało kostnieje pod wpływem arktycznej, nieprzyjaznej wody. Nie to żeby narzekał, jednak nadal wolałby całować Solberga na gorącej plaży. – Akurat ten talent już znałem, ale czasami dobrze wrócić do korzeni… – Mruknął usatysfakcjonowany. – …tylko błagam cię, wyjdźmy już stąd i się wysuszmy, bo szczerze obawiam się o tę jedną część ciała, której jednak wolałbym nie odmrozić. – Pozwolił sobie zażartować, ot dla rozluźnienia atmosfery, ale w każdym żarcie tkwiło również ziarenko prawdy, a Paco ewidentnie do kąpieli w takich temperaturach przyzwyczajony nie był, o czym zresztą wyraźnie świadczyło mimowolne drżenie zmarzniętych mięśni.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Niełatwo było wywołać tak szczerą radość w duszy nastolatka, który zaznał w swoim życiu zdecydowanie za dużo mroku, który cieniem położył się na jego psychice. Paco jednak jak już wpadał na jakiś plan, to był on kurwa sprytny i jakimś cudem nawet działał! -Dasz radę? - Zapytał nieco ironicznie, po czym parsknął śmiechem i pokręcił nieco głową. Naprawdę takie popołudnie było tym, czego potrzebował i nawet towarzystwo Moralesa okazało się być większą przyjemnością niż zmorą, czego po ich ostatnich spotkaniach nie do końca się spodziewał. Solberg nie miał pojęcia, jak naprawdę wyglądały romanse byłego kochanka. Nie żeby kiedykolwiek pytał, bo jakoś nie było to dla niego szczególnie ważne, ale przez to też nie widział w tym swojej rzekomej wyjątkowości, w którą sam dość mocno wątpił. Liczyło się jednak dla nastolatka to, że mimo wszystko w najgorszych momentach mógł na Salazarze polegać bez względu na to, jak wiele krwi by mu nie napsuł. -Muszę trochę temperować tę Twoją skromność. - Odgryzł mu się, gdy Paco jak zawsze nie przebierał w pochwałach do samego siebie, choć obydwoje wiedzieli, że są to zwykłe przepychanki słowne. Stety lub nie, podszyte były one również czymś więcej, ale to Max starał się dość mocno ignorować dla własnego dobra i spokoju sumienia, co wcale nie było dla chłopaka takie proste biorąc pod uwagę, jak naturalnie wracał do flirtowania z Moralesem. Przepychanka w wodzie nie tylko zainicjowała bliższy kontakt, ale też sprawiła, że Solberg nieco opuścił gardę, dając się ponieść beztrosce i bliskości, przed którymi tak bardzo się wzbraniał i choć dla Moralesa mogło to być bezsensowne izolowanie się od namiętności, która widocznie w nich wciąż była, to jednak Solberg miał ku temu większe powody, których po prostu mu nie przedstawiał. Nie potrafił wytrzymać tego napięcia i wydusić z siebie słowa szczególnie, że wewnętrzna walka prawdopodobnie sprawiłaby, że powiedziałby coś durnego, czego by żałował. Zamiast mówić wolał więc jak zawsze działać i dlatego zdecydował się na ten zdecydowany i gwałtowny gest. Dość szybko zapomniał o szlachetnym materiale zaciśniętym w jego garści, gdy Paco odwzajemnił pocałunek z żarliwością, która pokazywała, jak bardzo wyczekiwał tego momentu. Max posłusznie rozchylił szerzej wargi, gdy poczuł lekkie przygryzienie na swoich ustach. Nie chciał wytchnienia ani odpoczynku. Chciał zmęczyć się w jego objęciach i poczuć to, czego tak dawno czuć nie miał okazji. Z każdą kolejną sekundą tej namiętności czuł, jak mięśnie mu wiotczeją. Gdyby nie wyporność jeziora, kolana już dawno by się pod nim pewnie ugięły, a tak tylko uścisk na koszuli zelżał, by następnie dłoń nastolatka bezwładnie ześlizgnęła się po torsie Paco i przyciągnęła do siebie mężczyznę bliżej, gdy ten objął go ramieniem, zmniejszając dzielący ich dystans do możliwego w tej sytuacji minimum i kiedy już Max myślał, że dłużej nie wytrzyma ognia, jaki rozpalili, Morales odsunął się od niego i postanowił się odezwać. Nastolatek nie potrafił wydusić z siebie choć w połowę tak pięknych słów. Jeśli chodziło o bogactwo oratorskie, Paco zdecydowanie w tym duecie przodował, a Solberg nie widział sensu by próbować mu w tym dorównać, bo kompletnie nie miał szans. Zamiast tego przejechał językiem po szyi byłego kochanka, nieco dłużej zatrzymując się w okolicach jego ucha, pokazując mu, że tęsknił tak samo za jego bliskością, a jednocześnie w swoisty sposób dziękując za te niewybredne komplementy. -No już, już wychodzimy. - Trącił jeszcze nosem, jego nos, po czym powoli ruszył w kierunku brzegu dopiero teraz czując, że faktycznie nie było tam za ciepło. -Wybieram się wieczorem na koncert w Dolinie, chcesz się dołączyć? - Zapytał, podchodząc do Sepii, by nieco się ogrzać o jej końskie, ciepłe ciało, bo nie miał przecież ani ręcznika ani różdżki, a wchodzenie w tym stanie w ubranie nie wydawało się być najmądrzejszym pomysłem. +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Prowadząc szemrane interesy na boku, a przy okazji piorąc horrendalne sumy z przestępczej działalności we w pełni legalnym hotelu El Paraiso, musiał wykazywać się sprytem, chociaż czasami miał wrażenie że rozgryzienie skomplikowanej natury Maximiliana wymaga od niego znacznie więcej trudu i wysiłku. Niewykluczone, że i dla niego była to swoistego rodzaju nowość, ale naprawdę zależało mu na poukładaniu bałaganu, który nieoczekiwanie wkradł się w ich relację. Nigdy nie chciał przecież z tego chłopaka rezygnować, niezależnie od tego jak wiele mrocznych tajemnic skrywał i jak wiele problemów miałby za sobą przyciągnąć. Gotów był pokonać każdą przeszkodą, jaka tylko stanie na ich drodze, a to dlatego że mało kto potrafił z taką łatwością przywołać uśmiech na jego twarz. Czuł się przy swoim byłym kochanku niezwykle swobodnie; Felix dawał mu również upragnione poczucie wolności i szczęścia. - Nie wiem. – Wyszczerzył się radośnie, nawet nie próbując udawać, że jest inaczej. Solberg wiele razy testował już jego granice wytrzymałości i cierpliwość, a wyniki przeprowadzonych przez niego badań z pewnością dawały mu ogrom satysfakcji. Niełatwo było utrzymać emocje na wodzy, widząc ten łobuzerski, płomienny błysk w spojrzeniu szmaragdowych tęczówek, a i odmowa przychodziła znacznie ciężej w zderzeniu z jego czarującym, zachęcającym do złego uśmiechem. Nie pierwszy i nie ostatni raz Salazar przezywał go przecież w myślach boa kusicielem, który nie tylko zręcznie oplatał swoimi nogami jego nagie ciało, ale również doskonale wiedział jak wykorzystać swój urok osobisty przeciwko niemu. Zabawne, że w alejach śmiertelnego nokturnu nieraz już ciskał czarnomagicznymi zaklęciami na prawo i lewo, a czasami w towarzystwie Maximiliana zdawał się po prostu bezsilny. - Powiedział człowiek o wielu talentach… – Wytknął mu żartobliwym tonem to całe rzekome temperowanie skromności, ale w rzeczywistości cieszyła go jego dzisiejsza pewność siebie. Niedawno był przecież świadkiem zgoła innego nastroju chłopaka, który to ryzykownie ciągnął go w dół, podburzając jednocześnie jego własne poczucie wartości. Nie chciał, by ono ucierpiało, wszak sam – mimo że nie znał go tak dobrze, jakby tego pragnął – widział w nim znacznie więcej niż tylko atrakcyjne, szczupłe ciało. Jasne, skłamałby że o nim nie marzy. Nie byłby nawet w stanie zliczyć ile razy jego podstępna wyobraźnia przywołała jego obraz przed oczami. Nie patrzył jednak na Felixa wyłącznie przez pryzmat nagości. Chłopak był inteligentny, bystry… przebiegłością dorównałby chyba samemu Slytherinowi, a do tego miał swoje pasje, które konsekwentnie rozwijał, co i jego osobowość czyniło nad wyraz seksowną. Nie miał pojęcia jakie pobudki stoją za unikaniem przez Solberga bliskości, ale nawet jeżeli starał się szanować postawione przez niego sztywno granice, tak nie potrafił pozostać obojętnym na tę gęstniejącą atmosferę i feromony unoszące się w powietrzu. Po prostu musiał go znowu chwycić w swoje objęcia, całując pożądliwie jego usta, a żarliwość i gwałtowność z jaką się w nich zagłębił nie pozostawiała żadnych złudzeń co do jego zamiarów. Czekał na ten moment z utęsknieniem, całkiem poddając się porywowi namiętności, który zawładnął nie tylko nad jego ciałem, ale i umysłem. Kącik jego ust uniósł się wyżej w niemym wyrazie satysfakcji i spełnienia, kiedy Felix posłusznie rozchylił przed nim swoje wargi, pozwalając mu na jeden z tych wygłodniałych, dzikich pocałunków, które z przyzwoitością nie miały niczego wspólnego. Nie dawał im ani odrobiny wytchnienia, jakby obawiając się że nie dostanie drugiej szansy, acz stał pewnie, zamykając chłopaka w jeszcze mocniejszym, stanowczym uścisku, czując że i dłoń Maximiliana powędrowała niżej, ukrócając dzielący ich jeszcze dystans. Paco żałował tylko, że i tak spłycony do granic oddech oraz lodowata woda okalająca ich ciała zmusiły go do przerwania pieszczoty. Mógł jedynie uśmiechnąć się szerzej, nadal nie do końca chyba przytomnie, kiedy jego były kochanek przesunął językiem po jego szyi, jakby w ramach wdzięczności za tę krótką, zdecydowanie za krótką chwilę upojenia. Przymknął oczy, gdy chłopak trącił nosem jego nos, ale zaraz otworzył je ponownie, nie mogąc darować sobie zarazem skradnięcia jeszcze jednego delikatniejszego już całusa. – Mam nadzieję, że uwarzysz nam eliksir pieprzowy, gdybyśmy jednak złapali jakiegoś Lebietusa. – Mruknął do niego w drodze na brzeg. W międzyczasie sięgnął również po swoją różdżkę, żeby prostym, niewerbalnym zaklęciem osuszyć ich ciała, a także bokserki Maximiliana i swoje, przemoczone do suchej nitki ubranie. – Nie pomyślałbym, że to powiem, ale… lepiej się ubierz. – Spojrzał na niego rozbawiony, skinieniem głowy wskazując zaraz na rzucone wcześniej na trawę części garderoby. Miał już wskakiwać na przewieszone u boku Pioruna strzemiona, kiedy nagle w uszach wybrzmiała mu interesująca, dość niespodziewana propozycja. Potrzebował chwili, żeby zorientować się jaka dzisiaj data. Kompletnie zapomniał bowiem o obchodach dnia Świętego Patryka, skupiony na dopięciu ich konnej wycieczki na ostatni guzik. – The Charmberries? Lubisz ich? – Zapytał zaciekawiony, zdając sobie sprawę z tego, że nie udzielił mu odpowiedzi. Chociaż… czy Felix miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości? – Chcę. – Rzucił stanowczo, patrząc wprost w szmaragdowe ślepia Felixa. Nie bawił się już w żadne słowne przepychanki, ani odpowiadanie pytaniem na pytaniem. – Skoro tak… wracamy do stadniny? – Zaproponował również koniec przejażdżki, usadzając wygodnie tyłek na grzbiecie Pioruna. W końcu nadal musieli dostać się do drewnianej stajni, schować sprzęt jeździecki i odprowadzić zaprzyjaźnione rumaki do boksów.