To zapewne jedna z mniejszych sal, jakie można znaleźć w całym zamku. Naprzeciw drzwi jaśnieje mała kula, lśniąca bardzo bladym, ale na swój sposób fascynującym światłem. Przybiera różne barwy, zależnie od tego, który raz się rozbija, a robi to, kiedy do sali wejdzie ktoś, dla kogoś coś się skończyło. Jest to niesamowite zjawisko, które warto zobaczyć. Poza ową kulą, nic nie chce tu świecić, nawet Lumos nie działa w tym miejscu.Na ziemi rozłożone są wygodne poduszki, a w rogu jest ich jeszcze więcej. Kiedy zaś spojrzy się w górę, można zobaczyć kilka gwiazd, które udają, że istnieją w tej sali.
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Poznanie kogoś, kto zna się na hipnozie, albo również tym się interesuje, w obecnych czasach w oczach Lou graniczyło z cudem. Nie mówiło sie o tym, więc temat albo musiałby wyjść przypadkiem, jak obecne spotkanie, albo wymagało dużego zaufania, jakim, póki co Lou nie darzyła wielu, a już na pewno nie blond Krukonce. Być może przyznałaby się do swoich pragnień Violi, ale nawet to nie było pewne. Wolała zachować to dla siebie, a gdy będzie jej brakować materiałów do czytania, będzie szukać mentora. Będzie ciężko, ale wierzyła, że da radę. Zawsze mogła spróbować zgłosić się do babci, choć kobieta nie odpisywała jej od dłuższego czasu. Nie podejrzewała, żeby rodzice bawili się w przechwytywanie listów, ale cóż, wszystko było mozliwe. Spojrzała na dziewczynę, która zdawała się jej nie dowierzać, że rzeczywiście rzucała zaklęcie na kogoś za jego zgodą. Cóż, nie zamierzała mówić nic więcej, jedynie wzruszyła ramionami, uśmiechając się niewinnie. Przecież była grzeczną dziewczynką i nie robiła niczego wbrew woli innych. Naprawdę! W końcu teraz ćwiczyła różne zaklęcia na manekinie, a nie obcym pierwszoroczniaku. - Zachęcam i jakkolwiek to zabrzmi, dobrze poczuć te zaklęcia na własnej skórze. Przynajmniej masz większą świadomość tego, jak ono działa, choć nie jest to przyjemne - odpowiedziała tonem, jakby mówiły o nowych słodyczach z Miodowego Królestwa, do którego również musiała się niedługo wybrać, gdyż zaczynało brakować jej słodkości w swojej szafce. Bez odpowiedniej dawki słodkiego była nie do wytrzymania, czego jeszcze szczęśliwie nikt nie doświadczył. W tej chwili jednak miała inne rzeczy na głowie, jak pokazywanie dziewczynie ruchu nadgarstkiem, aby poprawnie rzucić jedno z ciekawszych zaklęć. Uśmiechała się, zaczepnie do Krukonki zauważając, że jest odrobinę niższa, co właściwie nie było istotne, a jednak zwróciła na to uwagę. Później będzie się nad tym zastanawiać, albo i nie. - Tak, dokładnie - pochwaliła, lustrując dziewczynę nieznacznie spojrzeniem, uśmiechając się przy tym lekko. Pozostawało pytanie, jak dobrze uda jej się rzucić zaklęcie. Obserwowała manekina, a efekt skomentowała zadowolonym wyrazem twarzy. - [b]Jak na pierwszy raz... Całkiem dobrze. Artus versavi retextus - rzuciła zaklęciem na manekina, doprowadzając go do pierwotnego stanu, po czym zrobiła krok w tył, aby odsunąć się nieznacznie od Hans i obserwować jak jej idzie, gotowa w każdej chwili poprawić jej nadgarstek, aby na pewno dobrze rzuciła zaklęcie.
Hanael Whitelight
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : Jasne, niemal białe włosy, przeszywające spojrzenie
Cała sytuacja, wbrew powierzchownej powagi, była dość zabawna. Dwie młode czarownice, które w zasadzie miały bardzo zbliżone plany i cele, zarówno te w tym momencie jak i te dalekosięzne, podchodziły do siebie jak psidwak do szpiczaka, bojąc się w zasadzie powiedzieć coś więcej i nieustannie oceniając tę drugą. Gdyby zagrały w otwarte karty, to zapewne im obu wyszłoby to na dobre, ryzyko jednak było zbyt duże. Musiały obchodzić się ze sobą delikatnie, powoli badając granice i intencje tej drugiej strony. W tej dziedzinie zły dobór partnera mógł skończyć się bardzo źle. Błąd w tym temacie mógł bardzo dużo kosztować, dlatego pomimo całkiem pozytywnych przeczuć co do tej znajomości, pewne zwierzenia musiały jeszcze poczekać. - W tym świetle brzmi to faktycznie sensownie. - przyznała, mrużąc lekko oczy w uśmiechu. Wciąż ją oceniała, ale nie czuła w związku z tym skrępowania. Lou robiła dokładnie to samo, w tak samo subtelny sposób. Czyli wcale. Obie jednak miały podobne podejście do całej sprawy i doskonale się rozumiały. A przynajmniej takie wrażenie odnosiła Whitelight. Odwzajemniła ten zaczepny uśmiech, prostując się nieco by nabrać choć paru centymetrów. Natura poskąpiła jej wzrostu i uwięziła w ciele skrzata, co było dobre i złe jednocześnie. Nikt nie czuł respektu przed krasnalami. Choć czasem mogła to być przydatna zależność. Obserwowała manekina, zapamiętując działanie zaklęcia i widoczne efekty. Faktycznie wystarczyła drobna rada kogoś bardziej doświadczonego i od razu było widać różnicę w rzucanym zaklęciu. Gryfonka rzeczywiście musiała trenować dłużej niż Hanael i choć białowłosa nie czuła się z tym dobrze, to usilnie chowała swoją dumę do kieszeni. W końcu jej towarzyszka wykazywała chęć pomocy i jak na razie nie wydawało się nawet, żeby oczekiwała czegoś w zamian. Sytuacja niemal idealna. - Artus versavi! - powtórzyła zaklęcie, kiedy manekin wrócił do swojej poprzedniej postaci. Tym razem efekt był nieco mocniejszy, a grymas bólu na namalowanej twarzy intensywniejszy. - Jesteś w tym niezła. - przyznała, spoglądając na dziewczynę z uznaniem. Wystarczyło parę wskazówek i opanowała nowe zaklęcie. - Długo trenujesz? - zapytała z zainteresowaniem, przesuwając się, by teraz Lou mogła rzucić zaklęcie.
7 post nauki
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Uśmiechnęła się nieco szelmowsko, jakby właśnie Krukonka wkraczała na ścieżki, które Lou dobrze znała, ale które nie były zbyt bezpieczne. Zastanawiała się, czy dziewczyna naprawdę byłaby skłonna trenować zaklęcia zakazane na sobie z partnerem, chociażby z nią. Chciałaby ćwiczyć bez eliksirów przeciwbólowych, czy jednak wolałaby coś zażyć przed ćwiczeniami? Odważyłaby się, wiedząc, jak okropne w skutkach mogą one być? Lou byłaby w stanie głośno powiedzieć, że pewne dwa zaklęca, choć brzmią łagodnie, sprawiają dotkliwy ból. Jednakże, gdyby jakimś przypadkiem wyszło, że dziewczyna chciałaby w ten sposób przeprowadzić kolejny swój trening... Cóż, z całą pewnością Moreau nie oponowałaby. Byle Whitelight znała się na uzdrawianiu, aby w razie problemów pomóc. Nagle ta kwestia wydała się dziewczynie niesamowicie ważna, więc zdecydowała się zapytać o to od razu, zamiast czekać do następnej okazji. - Skoro ćwiczysz te zaklęcia, znasz się na uzdrawianiu? - spytała tonem, jakby to było coś oczywistego, choć sama dobrze wiedziała, że tak nie jest. Ostatecznie ona potrafiła parę drobnych zaklęć, ale to tyle. W uzdrawianiu była równie dobra, co z zielarstwa, czyli zupełna noga. Jednakże wcześniej, chociaż na Violę mogła liczyć, a gdyby przyszło jej do ćwiczeń z Hans... Wolała wiedzieć, czy powinna zaopatrzyć się w jakieś eliksiry. Co zabawne, odruchowo założyła, że jeszcze się spotkają i będą trenować. Ba, założyła, że będą trenować na sobie. Chyba powinna zgłosić się do Violi po nowy trening, żeby nie zrobić przypadkiem krzywdy komuś innemu. -Dziękuję, ale nie jestem tak dobra, jak sądzisz - podziękowała za komplement, nieznacznie się rumieniąc, czego nawet nie była świadoma. Miała problem z przyjmowaniem tego typu słów. Wycelowała różdżką w manekina, żeby ponownie odczarować jego kończyny. -Artus versavi retextus - i ramiona oraz nogi zaczęły wracać do pierwotnego kształtu. Jak w sztafecie, jednak wykonywała jedno zadanie, po czym druga przejmowała pałeczkę. Teraz jednak Lou zamierzała spróbować jeszcze jednego zaklęcia, co dała znać gestem Krukonce. Chwilę po prostu stała z różdżką wycelowaną w "oifiarę", skupiając się na tym, co chciała osiągnąć, żeby w końcu wypowiedzieć wyraźnie inkantację. -Fractum Phalanges - przez moment nic się nie działo, ale po chwili twarz manekina zaczęła wykrzywiać się z rosnącego cierpienia, co wywołało zadowolony uśmiech na twarzy Lou. Wyglądało na to, że dałaby radę jakoś połamać paliczki przeciwnikowi, choć nie była pewna, w jakim stopniu udało jej się rzucić zaklęcie. To musiałaby przetestować na kimś. - Trenuję dostatecznie długo, żeby znać parę dodatkowych zaklęć... - odpowiedziała ostrożnie, odwracając głowę w stronę dziewczyny, aby przyglądać jej się uważnie. W końcu westchnęła cicho, decydując się odrobinę zaryzykować. - Znam się także na laleczkach voodoo i to przez nie zaczęłam przygodę z tą stroną magii - wyznała, wzruszając lekko ramieniem. Nie mówiła od jak dawna, bo ciężko było to powiedzieć.
Hanael Whitelight
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : Jasne, niemal białe włosy, przeszywające spojrzenie
Czy byłaby skłonna ćwiczyć na innej osobie jeśli ta wyraziłaby zgodę? Jak najbardziej. Czy byłaby skłonna zaoferować samą siebie w zamian? Tego w zasadzie nie była jeszcze pewna. Do tego wieczora nie rozważała nawet współpracy z kimkolwiek podczas swojej nauki, a teraz w jej głowie kiełkowały myśli o wkroczeniu na tak ekstremalne tory jak poświęcenie swojego ciała w imię nauki. Metoda choć drastyczna, zdawała się mieć wiele sensu i była kluczem do zrozumienia działania zaklęć. Pytanie, które padło spowodowało lekkie zmarszczenie brwi. To było tak oczywiste, a ona na to nie wpadła. Jak mogła nie połączyć czarnej magii z uzdrawianiem? Jej studiowanie ograniczało się na razie głównie do wertowania ksiąg i sporządzania notatek, do wnikliwego i upartego zgłębiania teorii. Gdyby nie wpadła tutaj na Lou, pewnie dalej trzymałaby się tego systemu, a w nim leczenie nie było jej do niczego potrzebne. - Nie bardzo. Jestem raczej teoretykiem. Ale to rzeczywiście przydatna sprawa, będę musiała poszperać trochę na ten temat. - odpowiedziała, przyznając się jednocześnie, do swoich nikłych umiejętności. Nie przejmowała się jednak, bo przecież Gryfonka też była bystra i z pewnością już zauważyła, że Hana radzi sobie słabiej. Nie było sensu się zgrywać, szczególnie jeśli faktycznie miały w przyszłości jeszcze współpracować, na nieco innych warunkach, a takiej możliwości Krukonka wciąż nie wykluczała. Delikatnie ją ten rumieniec rozbawił. Czyżby świadczył o braku pewności siebie? Czy coś innego wpłynęła na tę reakcję? Jasnowłosa uśmiechnęła się do dziewczyny, a w był to uśmiech wyjątkowo szczery. Obserwowała kolejne zaklęcie, którym Lou postanowiła się pochwalić. Chwilę musiała się zastanowić, zanim skojarzyła zaklęcie z efektem. Chyba natrafiła na nie w jakiejś książce, ale nie była wcale pewna. - Laleczki voodoo? No proszę, a to ciekawe! - spojrzała na nią z zainteresowaniem. Rzeczywiście, jak się zastanowić, można było łatwo skojarzyć dziewczynę z tym zachodnioafrykańskim nurtem czarnej magii. Sama Whitelight siedziała głównie w tej klasycznej. - Bardziej się przydają do zadawania bólu czy manipulacji? - zapytała, unosząc w górę kącik ust. Manipulacja to jej drugie mię, a i czarną magią interesowała się właśnie po to, by jeszcze lepiej umieć wykorzystywać tę dziedzinę. Nie dało się jednak opanować wszystkiego na raz, dlatego rzuciła kolejny raz to samo zaklęcie, którego prawdopodobnie nie użyje w innych celach niż naukowe, ale było krokiem w kierunku jej celu. - Ostatni raz. Artus versavi! - Tym razem wyszło niemal idealnie.
8 post nauki
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Takie ćwiczenia, zdaniem Lou, dość szybko pokazują, co kryje się w środku nas samych. Ona z uśmiechem na twarzy znosiła kolejne fale bólu, które przetaczały się przez jej ciało i choć zdzierała sobie gardło w niemym krzyku, nie żałowała tego, co się stało. Cieszyła się, naprawdę, całą sobą, cieszyła się, że ćwiczyły wówczas na sobie. Chciała więcej, czuła niedosyt. Owszem, rozsądek podpowiadał, że niektórych zaklęć zdecydowanie nie będzie próbowała nigdy na kimś, ale były takie może... No dobrze, tylko jedno, ostateczne. Cała reszta sprawiała jej przedziwną przyjemność, którą zrzucała na karb chęci rozwijania się w tej konkretnej dziedzinie. Byle potrafić więcej, byle móc więcej. Jednak musiała ostrożnie dobierać osoby, z którymi chciała trenować, albo zacząć myśleć o eliksirach. Sama nie potrafiła zbyt wielu zaklęć uzdrawiających, więc gdyby coś poszło nie tak, w trakcie ćwiczeń, nie byłaby w stanie pomóc, a nie wiedziała, jak mogłaby się wytłumaczyć profesorowi, gdyby musiała jakiegoś wezwać. - Och, czyli coś jeszcze nas łączy - zaśmiała się cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Też nie jestem orłem uzdrawiania i jakoś nie wychodzi mi to zbyt dobrze - przyznała, a przed oczami stanęło jej wspomnienie zajęć z zielarstwa i jej zakrwawione dłonie. Nie mogła nie uśmiechnąć się lekko pod nosem. Cóż, należało mimo wszystko skupić się także na uzdrawianiu, choć Lou nie widziała w tym sensu. Ostatecznie od czegoś byli uzdrowiciele. Wszyscy nie mogli znać się na wszystkim, a przynajmniej takie było jej zdanie. Najwyżej zbankrutuje, kupując eliksiry. Nie, pewności siebie jej nie brakowało, a przynajmniej nigdy nie stwierdzono u niej takich braków. Nie potrafiła jednakże przyjmować żadnych, nawet niepozornych komplementów, gdyż zwykle ich nie słyszała. "Jesteś w tym dobra", "świetnie ci idzie", czy zwyczajnie "masz fajne włosy". Zdradziecki rumieniec zawsze wtedy pojawiał się na twarzy, często mylnie odczytywany przez drugą stronę. Zaraz jednak zaśmiała się cicho pod nosem, gdy padło pytanie o sztukę voodoo. Wiele osób nie w pełni ją rozumiało, ale dlaczego miałaby nieco więcej o niej nie powiedzieć? - Od manipulacji byłaby bardziej hipnoza - zauważyła na początek z cieniem tęsknoty w głowie, który szybko został zastąpiony czymś na kształt dumy. - Voodoo może służyć do zadawania bólu, ale nie tylko. W zależności od intencji można sprawić komuś ból, ale także wspomóc w szczęściu, albo miłości. Zależy, co będzie się robiło z laleczką - streściła właściwie działanie laleczki, nie przyznając się, że sama używała takiej do ranienia kogoś bardzo konkretnego. O tym nie musiała mówić. Skinęła lekko głową na znak, że zrozumiała, iż to jedno zaklęcie będzie ćwiczone ostatni raz. Przyglądała się, jak kończyny manekina wydłużają się i wyginają pod przedziwnymi kątami. - Z każdym razem coraz lepiej. Chcesz od razu spróbować przeciwzaklęcia? Jeśli wierzyć książkom, jest równie bolesne, ale przynajmniej wszystko wraca na swoje miejsce - spytała, obracając różdżkę między palcami i zastanawiając się, czy sama ma przywrócić manekina do porządku, czy jednak Hans będzie chciała opanować jeszcze to jedno zaklęcie.
Hanael Whitelight
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : Jasne, niemal białe włosy, przeszywające spojrzenie
Hanael nie miała za dużo doświadczenia z bólem. Psychicznie była bardzo twarda, ale czy fizycznie? Czy potrafiłaby znieść łamanie paliczków? Miażdżenie stóp? Podtapianie? Nie miała pojęcia i ta niewiedza napawała ją lekkim niepokojem, mimo że wciąż oficjalnie nie padła żadna propozycja. Choć niewypowiedziane pytanie wisiało między nimi niczym podświetlone neonem. Już teraz wiedziały, że jeszcze się spotkają. Na tych czy innych zasadach. Może powinna najpierw spróbować sama? Czułaby się pewniej znając swoje ograniczenia, ale zdawała sobie sprawę, że nie byłoby to zbyt odpowiedzialne. Choć niektóre z eliksirów mogłyby ułatwić nieco sprawę... - Nigdy mnie do tej dziedziny nie ciągnęło. Aczkolwiek chyba poszperam trochę w książkach przy najbliższej okazji. - puściła do dziewczyny porozumiewawcze oczko. I tak oto jej droga ku marzeniu wydłużyła się o kolejny zakręt. Z pozoru tak prosta sprawa, a jednak co chwilę natrafiała na nowe problemy do rozwiązania, a lista rzeczy do zrobienia przed ostatecznym przystąpieniem do nauki ciągle się wydłużała, zamiast skracać. Jednak nigdzie jej się nie spieszyło. Miała czas. Magiczne słowo klucz przykuło jej uwagę, a jasne tęczówki Hany szybko odnalazły te ciemne Lou. Zareagowała odruchowo i skarciła się za to w myślach, bo wcale nie chciała zdradzać swojego zainteresowania tą konkretną dziedziną. Nie odwróciła jednak spojrzenia, a jedynie przechyliła lekko głowę, słuchając co jeszcze dziewczyna ma do powiedzenia. - W jaki sposób voodoo miałoby wspomagać w miłości? - zapytała autentycznie zdziwiona. Z pozoru prosta, bardzo stara magia, mogła okazać się bardziej interesująca niż początkowo myślała. Wyglądało na to, że niepozorna Gryfonka miała całkiem obszerną wiedzę o ciemniejszej stronie magii i to z różnych zakątków świata. Whitelight nie czuła się zbyt swobodnie, ujawniając swoje kolejne braki, ale jej towarzyszka zdawała się tego nie oceniać, a ona sama nie zamierzała marnować okazji do nauki, tym bardziej że nie była to tak łatwo dostępna wiedza. - Tak, pokaż mi najpierw jak to ma wyglądać. Jak możesz. - powiedziała, robiąc miejsce przed manekinem i uśmiechnęła się do Lou zachęcająco. Musiała przyznać, że dziewczyna była całkiem niezłą nauczycielką i w ciągu tego wieczora Hans miała okazję nauczyć się więcej niż mogłaby przypuszczać.
9 pościk
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Uśmiechnęła się szeroko, po czym mrugnęła zaczepnie do dziewczyny. - Będę wiedzieć, gdzie się zgłosić w razie problemów - zaśmiała się, a przed twarzą stanęła jej twarz Gryfona, który również znał się na uzdrawianiu. Cóż, do niego na pewno nie poszłaby po nieudanych ćwiczeniach. To zdecydowanie nie wchodziło w grę, bo nie chciała wisieć mu jeszcze jednej przysługi. Jeszcze była Viola... Dobrze, może zdoła uzbierać sobie jakąś grupkę osób, u których będzie mogła się leczyć, bo była pewna, że nie poradzi sobie z nauką uzdrawiania. O wiele łatwiejsze było zadawanie obrażeń niż ich leczenie. Dostrzegła to, jak szybko dziewczyna odszukała jej spojrzenie, gdy tylko padło słowo "hipnoza" między nimi. Uśmiechnęła się nieznacznie kącikiem ust, ale nie komentowała bardziej, pozwalając temu zagadnieniu zawisnąć obok niezadanego werbalnie pytania o kolejne spotkanie w celach naukowych oraz wzajemne ćwiczenie na sobie zaklęć. Takie znajomości, o podobnych zainteresowaniach, należało pielęgnować i rozwijać ostrożnie, ale w miarę szybko. Zanim ktoś z kadry zorientuje się, że coś nieodpowiedniego dzieje się pod jego nosem. Zaraz jednak jej myśli zostały zepchnięte na magię voodoo. - Właściwie działa podobnie do amortencji, ale dłużej. Są dwie szkoły. Jedna, która brzmi jak brednie, ale podobno wiąże w pary, a także druga, która pobudza zainteresowanie nami - zaczęła spokojnie tłumaczyć, przypominając sobie wieczory spędzane u babci. - Pierwsza mówi o tym, żeby zrobić dwie laleczki, do jednej dać swoje włosy, do drugiej dać włosy naszego lubego. Należy ukształtować laleczki tak, aby miały wszystkie cechy anatomiczne i ułożyć je w sposób sugerujący seks. Następnie przewiązać wstążką, oczywiście czerwoną, albo różową... Ach, należy to robić w piątek, gdy księżyc jest w fazie wzrostu... Sama słyszysz, jak to brzmi... Druga jest prostsza, bo po prostu bierzesz włos tego, kogo chciałabys oczarować, laleczkę skraplasz perfumami, szpilką przybijasz goździk na wysokości serca i czekasz, aż magia zacznie działać. W obu przypadkach konieczne jest zaklęcie wiążące włosy z całą resztą, wiadomo - odpowiedziała, mając nadzieję, że dziewczyna zrozumiała wszystko. Sama nieco przewróciła oczami na znak, że nie wydaje jej się, aby to było użyteczne, a co dopiero sprawne. Przyglądała się chwilę dziewczynie, zastanawiając się, jak to możliwe, żeby w tak krótkim czasie trafić na dwie osoby interesujące się tym samym, ale nie chciała zapeszać, pytając na głos. Podeszła bliżej Krukonki, aby znów przystanąć blisko, tuż obok niej, wyciągając dłoń w kierunku manekina. Ruch był prosty, bo należało po prostu odwrócić go w stosunku do pierwszego zaklęcia. Tak, jak inkantacja działała na odwrócenie efektów, tak i ruch nadgarstka był jego odwróceniem. - A więc działaj... Dodaj do inkantacji słowo "retextus" - powiedziała spokojnie, robiąc krok w bok i ustępując tym samym miejsca dziewczynie.
Hanael Whitelight
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : Jasne, niemal białe włosy, przeszywające spojrzenie
Kusiło ją, żeby dopytać. Czy Lou również interesowała się hipnozą? Było widać, że na czarnej magii w praktyce zna się zdecydowanie bardziej niż Hana, umiejętności było widać już na pierwszy rzut oka. Może nawet miała opanowaną tę zdolność? Choć czy możliwe jest opanować tę trudną sztukę w tak młodym wieku? A może te słowa nie miały żadnego głębszego znaczenia i padły zwykłym przypadkiem? Nieświadomie chyba nawet rozchyliła usta, ale ostatecznie nic nie powiedziała. To jeszcze nie był odpowiedni moment, żeby się zdradzać ze swoimi zainteresowaniami. Być może przy kolejnym spotkaniu... Słuchała o działaniu laleczki, unosząc brwi coraz wyżej. To wszystko brzmiało rzeczywiście dość absurdalnie. Nie negowała działania tej specyficznej magii, ale nie było w tym za grosz elegancji i smaku, która jej zdaniem towarzyszyła klasycznym zaklęciom, czy nawet warzeniu eliksirów. - Brzmi dość absurdalnie... Jakbym już miała kogoś oczarować, czymś więcej niż urokiem osobistym to amortencja wydaje się prostszym i lepszym sposobem. Nie, żebym planowała... - prychnęła z rozbawieniem. Pytanie o miłosną magię voodoo zadała wyłącznie z ciekawości, absolutnie nie widziała w tym nic użytecznego. Chyba żeby uprzykrzyć komuś życie natrętnym amantem, ale na to też były lepsze sposoby. Mimo wszystko zarejestrowała w pamięci, że Lou jest w posiadaniu ciekawych informacji o ludowej magii, być może kiedyś jej się to do czegoś przyda. A może z ciekawości nawet spróbuje wykonać taką laleczkę? Mogłoby to być całkiem zabawne doświadczenie. Tymczasem jednak skupiła się na przeciwzaklęciu, które miała rzucić na manekina. Sprawa rzeczywiście wydawała się całkiem prosta, dlatego kiwnęła głową, kiedy jej towarzyszka zaprezentowała ruch i kiedy tylko się odsunęła, Hans rzuciła zaklęcie. - Artus versavi retextus! - wypowiedziała słowa inkantacji, wykonując odpowiedni ruch różdżką, a kończyny manekina powróciły do swojej poprzedniej formy. Uśmiechnęła się z zadowoleniem, obserwując efekty, po czym spojrzała na Lou. - Pokaż jeszcze coś ciekawego. - rzuciła trochę zaczepnie, uśmiechając się kącikiem ust i kiwneła na manekina, przesuwając się na bok.
10 post nauki
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Wiedziała, że hipnoza istnieje, wiedziała, że można się jej nauczyć, ale nie miała okazji ani poznać kogoś, kto się na tym zna, ani czytać na jej temat. Chciałaby się jej nauczyć, nawet bardziej niż korzystać z magii bez różdżki. Hipnoza dawała więcej możliwości, choć była zakazana. Nie rozumiała tego, ale powoli przyzwyczajała się, że wiele zaklęć, eliksirów, czy działań, które mogą stanowić zagrożenie i wymagają większych zdolności, uznawane są za nielegalne. Było to dziwne i nieco krzywdzące dla tych, którzy wiedzę posiedli oraz dla uczniów, niemogących jej poznać, ale nie można było tego tak łatwo zmienić. Zaśmiała się wesoło, kiwając lekko głową. - Tak, jako łączenie ludzi w pary, voodoo jest dość dziwne. Co do możliwości zwiększenia własnej atrakcyjności, albo dodania sobie szczęścia przy pomocy doczepienia odpowiednich roślin, myślę, że chodziło jedynie o przykrycie brutalniejszej praktyki. W końcu przy pomocy laleczki można kogoś połamać, jeśli tylko dobrze rzuci się czar i odpowiednio wygnie kończyny lalki - dodała jeszcze od siebie, nieco wzruszając ramionami, ale ciemne spojrzenie zabłyszczało głęboko zakorzenioną w niej wściekłością. Już raz użyła w ten sposób voodoo i prawdę mówiąc, zrobiłaby to jeszcze raz. Obserwowała Krukonkę, gdy ta zapamiętywała, jak powinna rzucić zaklęcie. Czy tak czuła się Viola, gdy trenowały wspólnie w archiwum? Całkiem przyjemnie było przekazywać komuś wiedzę i z kimś rozmawiać o tym, co się ćwiczyło. - Świetnie! Będziesz mogła przywrócić kogoś do normalnego wyglądu - zaśmiała się, ale nagle urwała, unosząc brwi ze zdziwienia, kiedy usłyszała zaczepne nuty w następnych słowach Krukonki. - A co będę z tego mieć? - odpowiedziała, drocząc się z blondynką, jednocześnie starając się sobie przypomnieć ciekawe, ale w miarę proste zaklęcie. Cóż, przypomniało jej się jedno i nie było ono całkiem proste... Spojrzała uważnie na dziewczynę, po czym wycelowała w manekina różdżkę. - Oubilette - zaklęcie wypowiadała powoli, ostrożnie, a manekin przed nimi stopniowo zamykał się w wodnej kuli. Gdyby był człowiekiem, potrafiłby oddychać, ale nie mógłby się ruszyć, a w każdej chwili, mogła odciąć mu powietrze. Gdyby zamknąć w takiej kuli kogoś, kto boi się wody... Nie rozumiała, dlaczego to zaklęcie należało do zakazanych. W końcu należało tak skonstruować kulę, aby można było oddychać. Och, może o to chodziło, że nie każdy to potrafił? - Może być takie?
Hanael Whitelight
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : Jasne, niemal białe włosy, przeszywające spojrzenie
Hipnoza była bardzo fascynującym tematem, a sama Hanael chętnie znalazłaby kogoś, z kim mogłaby na ten temat podyskutować, bez poczucia, że jest oceniana. Kiedy natknęła się na ten temat pierwszy raz i wspomniała o nim matce, to została w mało subtelny sposób wyśmiana. Zdawała sobie sprawde jak trudna jest to dziedzina, ale wszystkiego dało się nauczyć jeśli miało się wystarczająco determinacji. Chciała się jej uczyć już, chociażby dlatego, żeby udowodnić, że da radę, a jej młody wiek nie będzie żadną przeszkodą. Choć sama hipnoza miała zdecydowanie więcej plusów, które kusiły młodą Whitelight swoimi możliwościami. - Fascynujące... Myślałam, że wykorzystuje się je tylko do zadawania bólu, łamania kości, manipulacji i takich rzeczy, a tu proszę. Mają całkiem szerokie zastosowanie. - przyznała autentycznie zaintrygowana tematem, który wcześniej omijała, nie zwracając na niego większej uwagi. Voodoo wydawało się jednak mieć więcej możliwości, niż wcześniej zakładała i choć wciąż wydawało się dość prymitywne, to mimo wszystko Hana postanowiła zapoznać się z tym tematem nieco bliżej. Chociażby ze swojej krukońskiej ciekawości. - Najważniejsze to nie zostawiać po sobie śladów. - zażartowała, uśmiechając się zaczepnie kiedy jej zaklęcie przywróciło kończyny manekina do pierwotnego stanu. Przeciwzaklęcie wydawało się proste kiedy już opanowało się podstawę. Niesamowite, że jeszcze kilka godzin temu nie była w stanie tego zrobić. Pytanie wywołało lekkie zakłopotanie, choć nie dała nic po sobie poznać. Skrzyżowała ręce na piersi, zastanawiając się, co mogłaby zaoferować swojej dzisiejszej nauczycielce. Niestety, nie mogła się podzielić żadnym zaklęciem, którego ta by nie znała. I choć wyczuła, że pytanie padło raczej w formie żartu to i tak poczuła się w obowiązku coś zaoferować. Chociażby za te kilka wskazówek, które pozwoliły jej opanować nowy czar. Obserwowała jak potężne zaklęcie zamyka manekina w wodnej kuli. Nie znała go. Nawet o nim nie słyszała. Loulou naprawdę siedziała w czarnej magii nie od dziś i doskonale wiedziała co robi. Może to pchnęło Hanael do odważnej propozycji, która miała być odpowiedzią na wcześniejsze pytanie. - Mnie. - powiedziała w końcu, z niebezpiecznym błyskiem w oku, patrząc wprost w ciemne tęczówki swojej towarzyszki. - Jako worek treningowy. - doprecyzowała po chwili, a jej kącik ust uniósł się ku górze. Być może była to szalona decyzja jak na krótki staż ich znajomości, a jednak chciała to zrobić. Trening na sobie, o którym już wcześniej wspominały, mógł przynieść naprawdę wiele informacji, szkoda byłoby stracić taką okazję. Poza tym przecież zawsze mogła się wycofać, nie rzucała wieczystej przysięgi. Padły tylko słowa, które wciąż można było cofnąć. Chociaż wcale tego nie planowała. Nie odrywała wzroku od dziewczyny, ciekawa jak ta zareaguje.
11 post nauki
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Z pewnością temat jeszcze się przewinie między nimi, biorąc pod uwagę, że z całą pewnością nie będzie to pierwsze i ostatnie spotkanie dziewczyn. Czuła się przy niej dość swobodnie, przynajmniej od chwili, gdy Krukonka zaczęła także rzucać zaklęciami, a także zachciała się nauczyć czegoś nowego od niej. Skoro więc dobrze się z nią rozmawiało i interesowały się tym samym, z teoretycznie tych samych powodów, dlaczego miałyby nie spotkać się jeszcze na taki trening? Może udałoby się odnaleźć ciekawsze książki i z nich wyciągnąć coś nowego. Teraz jednak tematem poniekąd głównym były laleczki voodoo i ich tematyka. Właściwie mogłaby mówić o tym naprawdę długo i tłumaczyć wszystko od podstaw. - Nie, co zabawne, do zadawania bólu zaczęto używać ich później. To jak biała magia i czarna magia. Przez częste wykorzystywanie laleczek do zadawania innym cierpienia, została uznana za coś zakazanego i mało kto pamięta jej historię - odparła, nieznacznie wzdychając. - Możemy kiedyś się z tym pobawić... Przekażę ci rodzinną wiedzę - dodała z lekkim śmiechem. Nie mogła nic poradzić na to, że mimo wszystko bawiła ją kultura voodoo i wolała więcej zwykłej magii oraz, ewentualnie, eliksirów, niż tworzyć nowe laleczki. Właściwie zawsze się nudziła, gdy babcia zaczynała kolejny raz opowiadać jej o voodoo. Jednak proszę, okazuje się, że sama mogła teraz zabłysnąć niespotykaną wszędzie wiedzą. Pytała naprawdę w formie żartu, gotowa pokazać coś, co potrafi, a nawet przećwiczyć coś, co było trudniejsze od tych już pokazanych. Nie spodziewała się odpowiedzi, a już na pewno nie takiej. Utrzymywała wodną kulę wokół manekina, aż nie padło pierwsze słowo z ust Krukonki. Woda opadła na ziemie, a manekin wyglądał, jakby się krztusił. Cóż, czyli wyczarować kulę potrafiła, ale miała trudności ze zdjęciem kuli. Trudno, przećwiczy to jeszcze parokrotnie i będzie lepiej. W końcu odwróciła się resztą ciała, powoli w stronę dziewczyny, a w jej ciemnym spojrzeniu zaczęła błyszczeć ekscytacją. - Odważnie - stwierdziła krótko, a uśmiech na jej twarzy zdradzał, jak bardzo spodobały jej się te słowa. - Zapamiętam, że mam w takim razie ciebie... Jako worek treningowy. Działa w dwie strony - przygryzła na moment wargę, aby uśmiech nie poszerzył się jeszcze bardziej. Cóż, choć nie spodziewała się takiej odpowiedzi, spodobała jej się. Dzięki temu miała drugą osobę, na której mogłaby ćwiczyć zaklęcia, a tym samym poza treningiem ciemniejszej strony magii, mogłyby sprawdzić na, ile silne są te zaklęcia i czy rzeczywiście można obronić się przed nimi przy użyciu zwykłego protego. - Dobra, jeszcze jakieś...? Och, mam, może je znasz? - spytała, celując różdżką w manekina. - Stridens clamorem - wypowiedziała wyraźnie, machnęła odpowiednio różdżką, a "ofiara" podniosła sztuczne ręce do głowy, jakby chciała sobie zatkać uszy. Lou spojrzała na dziewczynę pytającym spojrzeniem. Jeśli się nie myliła, istniała szansa, że dziewczyna rozpozna zaklęcie, ale mogła go jeszcze nie próbować rzucać.
Hanael Whitelight
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : Jasne, niemal białe włosy, przeszywające spojrzenie
Wchodząc do sali, wiedziona jedynie ciekawością, absolutnie nie spodziewała się, że tak potoczy się to spotkanie. Zaczepianie obcych nie leżało w jej naturze, a jednak słowa znajomych zaklęć skusiły ją na tyle, by wyjść ze swojej strefy komfortu i to była zaskakująco dobra decyzja, która być może będzie miała całkiem spory wpływ na jej dotychczasowe plany. Wszystko zapowiadało się w każdym razie naprawdę obiecująco. - Ah, więc to rodzinny interes? - zapytała z lekkim rozbawieniem. W sumie nie spodziewała się, że w dzisiejszych czasach jeszcze ktoś wciąż używa magii voodoo. Choć może było to jedynie pielęgnowanie rodzinnych tradycji? A może to ona sama była po prostu takim ignorantem, że nie dostrzegała w tej dziedzinie magii możliwości? - Zaintrygowałaś mnie, możemy się tym pobawić następnym razem. - kiwnęła głową, chętnie zgadzając się na tę propozycję. Skoro istniała możliwość poszerzenia swojej wiedzy, to zamierzała z niej skorzystać. Poza tym to wszystko brzmiało jak całkiem niezła zabawa. W sam raz na letnie wieczory na wakacyjnym wyjeździe. - Jedziesz na wakacje ze szkołą? - zapytała, spoglądając na dziewczynę z zainteresowaniem. Jeśli tak to miałyby idealną okazję do ponownego spotkania, bez obaw o nagłą interwencję jakiegoś nauczyciela, albo wścibskiego ducha. Po swojej niespodziewanej deklaracji zamarła na moment. Słowa popłynęły same, chociaż jeszcze przed chwilą wcale nie była przekonana, że to dobry pomysł. Sama nie wiedziała, co ostatecznie ją przekonało, ale właśnie w tej chwili uznała, że to będzie dobry plan i nie zamierzała się wycofywać. Tym bardziej że Lou zareagowała na to wszystko bardzo entuzjastycznie, choć akurat to powinno ją właśnie nieco zaniepokoić. Teoretycznie już samo zainteresowanie czarną magią powinno wzbudzać niepokój, ale w Whitelight wzbudzało jedynie fascynację. Odwzajemniła uśmiech, wciąż nie spuszczając oczu z ciemnych tęczówek. Coś jej podpowiadało, że jeszcze będzie miała mnóstwo okazji, żeby się w nie wpatrywać. Szczególnie wieczorową porą, przy okrzykach bólu, z jednej bądź drugiej strony. Padły słowa zobowiązania, a ona uznała temat za tymczasowo zamknięty, dlatego kiwnęła jeszcze głową na zgodę, wciąż uśmiechając się kącikiem ust, a potem odsunęła się, by dziewczyna mogła rzucić kolejne zaklęcie. - To znam. Ofiara słyszy w swojej głowie rozdzierający krzyk. - odpowiedziała, przyglądając się reakcjom manekina, a kiedy zaklęcie przestało działać, sama wycelowała różdżką w ofiarę. - Spróbujmy. Stridens clamorem! - wiązka światła poleciała w stronę przeciwnika, ten jednak, zamiast unieść ręce do głowy, tak jak w przypadku zaklęcia rzuconego przez Lou, jedynie lekko podskoczył. Hans ściągnęła brwi z niezadowoleniem, ale bez zbędnych tłumaczeń czy usprawiedliwień od razu zwróciła się do Lou. - Pokaż mi to jeszcze raz. - rzuciła, podchodząc bliżej, by uważnie prześledzić ruchy jej nadgarstka.
12 post nauki
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Zaśmiała się cicho, gdy zapytała o rodzinny biznes i mrugnęła do niej zaczepnie. Już i tak za dużo powiedziała, co mogło okazać się w przyszłości błędem, ale póki co chciała wierzyć, że nie robi niczego złego. Najwyraźniej poczuła się zbyt swobodnie, jednak nie można było już cofnąć słów. Mogła jedynie zostawić niedosyt po sobie, chęć kolejnego spotkania i poszerzania wiedzy o proste laleczki. Najwyraźniej odpowiednio udało jej się to rozegrać, bo już miały plan na kolejne spotkanie. Cudownie! Uśmiech zadowolenia błąkał się jej na ustach, choć próbowała nie dać tego po sobie poznać. Spojrzała na dziewczynę z lekkim uśmiechem, gdy zadała pytanie o wakacje. Skoro rodzina wciąż się nie odezwała, skoro wciąż mogła sama o sobie decydować, nie zamierzała za długo się zastanawiać. - Jadę. Jak rozumiem, ty też? - spytała cicho, powstrzymując się przed zlustrowaniem dziewczyny, aby odnaleźć ewentualne sygnały niepewności. Jednakże łączyła je wspólna fascynacja, a gdyby obie wspomniały o hipnozie, mogłoby być jeszcze ciekawiej. Chociaż z drugiej strony… Zdawało jej się, czy wyczuwała, jakby atmosfera gęstniała od właśnie zawartej umowy i możliwości, jakie oferowała? W końcu nie ma niczego lepszego od spotkań sam na sam, w letnie gorące noce, aby wzajemnie się torturować. Słuchanie krzyków drugiej osoby mogło cudownie wpłynąć na zabawę, choć można zawsze wyciszyć głos i obserwować wszystko. Chłonąć widok, aby po chwili samemu zasmakować bólu, zdzierać gardło w niemym błaganiu o koniec. Ciemne spojrzenie błyszczało nadmiarem emocji, zdradzając, że najchętniej już teraz zaczęłaby zabawę, czerpiąc z tego niemałą przyjemność. Nie mogła jedynie powiedzieć, czy bardziej podobało jej się rzucanie zaklęć na drugą osobę, czy smakowanie jego działania na sobie. Niezależnie od rozwiązania tego dylematu, temat został zamknięty na tę chwilę i nie pozostawało nic innego, jak wrócić do treningu, albo kończyć spotkanie. - Szybko się uczysz… Podoba mi się - zaśmiała się cicho, pod nosem, stając bokiem do manekina, a przodem do Krukonki. Uśmiechnęła się zaczepnie, gdy ta podeszła bliżej, aby jeszcze raz zobaczyć, jak powinna rzucić zaklęcie. Posłusznie wyciągnęła rękę z różdżką w stronę manekina i powtórzyła wolno, ale płynnie ruch nadgarstka, potrzebny do rzucenia zaklęcia. - W ten sposób - dodała, jeszcze raz powtarzając ruch, aby w końcu gestem zachęcić dziewczynę do ponownej próby.
Hanael Whitelight
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : Jasne, niemal białe włosy, przeszywające spojrzenie
Każda z nich rozgadała się nieco bardziej, niż początkowo planowała, ale co ciekawe, żadna z nich jednak nie ciągnęła tej drugiej za język. Doskonale rozumiały, że każdy ma swoje sekrety, a zamiast próbować je wyciągnąć, rujnując tym samym budowane powoli zaufanie, zawarły jakiś nieoficjalny pakt milczenia w pewnych kwestiach, po to, by za jakiś czas do tego powrócić. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Na pytanie kiwnęła głową, ponownie pozwalając sobie na uśmiech zadowolenia. - Mhm. Mam nadzieję, że się tam spotkamy. - odpowiedziała, puszczając dziewczynie porozumiewawcze oczko. Myśl o kolejnym spotkaniu również wzbudzała w niej ekscytację, choć w nieco inny sposób. Wizja tortur sama w sobie niespecjalnie jej się podobała, ale analiza działania konkretnych zaklęć, możliwość porównania efektów z tymi opisanymi w księgach, to wywoływało delikatny dreszcz podniecenia na karku. Choć poza tym czuła też pewnego rodzaju obawę i strach przed nieznanym bólem, to nie zamierzała dać tego po sobie poznać. Uśmiechnęła się na komplement z ust Lou i kiwnęła głową. Była całkiem niezła w zaklęciach, szybko je łapała. Dlatego mimo nieudanej pierwszej próby, szybko powtórzyła kolejny raz, najpierw zapamiętując ruchy pokazane przez Gryfonkę. Powtórzyła kilka razy bez inkantacji i po chwili ponownie rzuciła zaklęcie. - Stridens clamorem! - tym razem manekin zareagował nieco gwałtowniej, chociaż wciąż nie był to idealny efekt. Wszystko wymagało wprawy i ćwiczeń, nie dało się za jednym razem opanować perfekcyjnie tylu nowych zaklęć. Hanael, choć miała o sobie całkiem wysokie mniemanie i ogromne ambicje, to wciąż była tylko szesnastoletnią, młodą, niedoświadczoną czarownicą. Niechętnie schowała różdżkę do kieszeni i spojrzała na swoją towarzyszkę. - Myślę, że już wystarczy, nie ma co dłużej kusić losu hałasami, już dawno po ciszy nocnej. - stwierdziła, wzruszając lekko ramionami, a kiedy Lou przyznała jej rację, pomogła jej jeszcze zająć się manekinem i wspólnie udały się do wyjścia, sprawdzając najpierw, czy na pewno nikt nie czai się na korytarzu. - To do zobaczenia... - szepnęła jeszcze, uśmiechając się przebiegle i obie udały się w stronę swoich dormitoriów, w myślach planując już kolejną wspólną naukę.
Nienawidziła tego zamku. Był paskudny, szary, klaustrofobiczny, miał miliony korytarzy i nikomu niepotrzebnych schodów. Nie było widać nieba, nie mogła sugerować się gwiazdami, a sale lekcyjny były rozmieszczone tak, żeby uczniowie pomiędzy zajęciami mieli ćwiczenia fizyczne. Prychnęła, skręcając tym razem w lewo i rozglądając się dookoła. Kamienne ściany ciągnęły się ku górze, wysokie sufity niosły echo. Krok za krokiem, nienaturalnie błękitne ślepia bacznie rozglądały się dookoła, a gdy dostrzegła drzwi na końcu korytarza, uśmiechnęła się triumfalnie pod nosem. To musiała być sala spotkań koła miłośników przyrody, której Gryfonka tak uparcie szukała! Wyprostowała dumnie głowę, poprawiając torbę niedbale zwisającą przez ramię, a następnie swój krawat. Może chociaż raz się nie spóźni? Ah, co ona by dała za powrót do norweskich lasów, tam wszystko było łatwiejsze. Zerknęła za brudne okno, dostrzegając na koronach kołyszących się drzew zakazanego lasu, pierwsze objawy jesieni. Cień nostalgii przemknął przez jej twarz, gdy zatrzymała się na chwilę i westchnęła, ruchem głowy zgarniając mieniący się srebrem kosmyk włosów za ucho. Pory roku zmieniały się teraz wyjątkowo szybko dlaczego? Weszła do sali dość gwałtownie, niemalże od razu trzaskając za sobą drzwiami. Przeklęła w ojczystym języku pod nosem, rozglądając się dookoła — skąpana w mroku izba, na której środku stała mieniąca się kula wcale nie wyglądała, jak miejsce klubowe. Rzuciła jednak torbę, oczarowana grą jasnego światła, tak wyróżniającego się w ciemności. Podeszła do niej, palcami przesuwając po chłodnym szkle i z zainteresowaniem badała przedmiot spojrzeniem. Kojarzył się jej z Bladurem, ale jednocześnie mogło to być tylko pułapką zesłaną przez Lokiego. Warto było oczekiwać nieoczekiwanego. Przymknęła na chwilę oczy, pociągając nosem. Pachniało kurzem, wilgocią, ale i czymś jeszcze.. Zmarszczyła brwi, gdy dźwięk dotarł jej uszu. Nie mogła odróżnić, czy było to szurnięcie, czy może głębiej zaczerpnięty oddech, ale instynkt działał u niej niezwykle szybko. Adrenalina rozlała się ciepłem po ciele, a pół wila niewiele myśląc, szybkim ruchem znalazła się przy ścianie, bez skrępowania dociskając do niej nieznajomą sylwetkę. Najpierw zarysowały się przed jej oczyma kształty twarzy, pod palcami wyczuła materiał mundurka, bijące od niego ciepło. Zapach wdzierał się do nozdrzy leniwie, dając jej jakiś obraz. Miała bardzo mocno rozwinięty ten zmysł, często na nim polegała. Freya mówiła, że wilki tak robią i pomaga to na intuicję. Sztywne wcześniej ciało jasnowłosej drgnęło, odpuściło, chociaż nadal to ona miała kontrolę nad sytuacją. Westchnęła znudzona, rozluźniając uścisk. Miała sporo siły jak na dziewczynę. Odchyliła głowę nieco, prostując ją i patrząc na twarz chłopaka, uśmiechnęła się krótko, dość zaczepnie. Unikała jednak bezpośredniego spojrzenia w oczy, wiedząc, jak działał jej odziedziczony czar. Bał się? Była dla niego dziwna? Z pewnością. Tutejsi chłopcy nie byli przyzwyczajeni do takiego zachowania wśród dziewcząt, które w większości zachowywały się, jakby miał w tyłku różdżkę. Dziwny kraj, dziwne zwyczaje, dziwne społeczeństwo. Zaczerpnęła więcej powietrza, skupiając uwagę na Krukonie. - A już myślałam, że jesteś jakimś potworem w ciemności i dostarczysz mi rozrywki. - mruknęła z nutą rozżalenia, dość płynnym angielskim, chociaż jej akcent jasno wskazywał pochodzenie. Nim się odsunęła, przesunęła jeszcze nosem po jego szyi, zaciskając usta po cichym mruknięciu zamyślenia. Cofnęła się kilka kroków, jedną dłoń opierając na biodrze, a drugą przeczesując związane w wysoką kitkę włosy, które kołysały się leniwie na jej plecach, mieniąc się leniwie w blasku magicznego światła.- Nie pachniesz, jak zło. - dodała ze wzruszeniem ramion, zaraz prychając na siebie i na chwilę zaciskając oczy. Kolejne przekleństwo po norwesku, zanim uśmiechnęła się krótko. - Jak zła istota. Angielski bywał okropny. Spojrzała przez chwilę do tyłu, zerkając przez ramię. Światło nieco ściemniało, nabrało chłodniejszej barwy. Brew jej na to drgnęła w zastanowieniu. - Ładne tu macie skarby.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Powiedzieć, że Darren miał tego dnia spokój to jak nic nie powiedzieć. Wolne w pracy - check. Ciągłe postękiwania innych urzędników, walka z ekspresem do kawy czy walka z archiwami z lat czterdziestych nie były dzisiaj w jego dzisiejszym planie dnia. Zajęcia? Jedynie trochę nudów na wróżbiarstwie i historii magii. Prace domowe? Postanowił zostawić je sobie na weekend. Dzikie prefekciarskie eskapady? Także nie dziś, w grafiku patroli nie widniało jego nazwisko. Żyć, nie umierać - a to drugie Shawowi nie groziło, gdyż jeszcze daleko było mu do pozycji Ministra Magii. Przynajmniej taką miał nadzieję. Spokój jego medytacji - i przeglądania katalogów różdżek Fairwynów oraz najnowszych modeli mioteł - przerwało wtargnięcie osoby, której Krukon nie mógł rozpoznać. Ruchy jej były gwałtowne - przypominające zamknięte w niewoli zwierzę. Uspokoiła je jednak lewitująca pośrodku pokoju kula, która były jedynym źródłem aksamitnego, słabego światła w niewielkiej komnacie. Darren chrząknął i odłożył dwie broszury na bok, po czym, opierając się dłońmi o ścianę, zaczął podnosić się do pozycji stojącej. Wtedy też jego spokojny dzień został przerwany, gdyż nieznajomy gość rzucił się w jego stronę, jak polujący wilk czy inny rosomak, i przycisnął do ściany. Blond włosy były dłuższe niż Krukon się spodziewał, jednak zanim Shaw zdążył się nad czymkolwiek zastanowić czy sięgnąć po różdżkę, zrobił pierwszą, odruchową rzecz - do której mimo wszystko przygotowywał się przez prawie całe wakacje i początek roku szkolnego. Oczywiście, nie spodziewał się że propozycja Zagumova będzie miała jakieś konsekwencje które mogły rzucić cień na jego własne życie oraz zdrowie - jednak gdyby ktoś dowiedział się, że Rosjanin prowadzi własne śledztwo, a pomaga mu w tym jeden ze studentów Hogwartu... to czy byłoby wiele więcej tak dobrych okazji niż gdy ten drugi siedzi samotnie w jednej z najmniejszych, najciemniejszych i najrzadziej uczęszczanych komnat zamku? Pamiętać także należy, że to wszystko to były jedynie urojenia młodocianej głowy, która ostatnimi tygodniami miała nieco zbyt mało snu i zbyt dużo wybujałych przemyśleń. Tak czy siak jednak, szkolenie w Biurze Bezpieczeństwa oraz treningi w odbijaniu tłuczka nie poszły na marne, gdyż w brzuchu nieznajomej osobistości wylądowała wyjątkowo nieprzyjemna - bo przecież "walcząca o życie" - pięść. Dopiero parę chwil później Shaw zorientował się komu przywalił. - Potworem z ciemności? To nie ja skaczę na innych jak jakiś zwierzak - wychrypiał, rozmasowując obojczyk który nieznajoma dziewczyna potraktowała niedawno własnym łokciem, gdy przyciskała go do ściany - Radzę ci tego nie powtarzać - dodał jeszcze wyjątkowo twardym jak na siebie tonem, po czym westchnął ciężko i pokręcił głową. - Wszystko w porządku? - spytał głosem już typowo dla siebie prawie-niemrawym, czując jak rozluźniające się mięśnie zaczynają boleć go od samego napięcia przed krótką chwilą.
Po Brytyjskich chłopcach spodziewała się wszystkiego, co najgorsze. Dumy, głupoty, lenistwa i braku pewności siebie, chociaż oni nie wydawali się jej tak trudni do zniesienia, jak tutejsze dziewczęta. Astrid była wymagająca wobec świata, ale nie zapominała również o tym, że od siebie należy oczekiwać jeszcze więcej. Dlatego grzecznie nosiła ten głupi mundurek, chociaż męska wersja tkwiła schowana w kufrze, gdyby plisowana spódnica się jej znudziła. Mniej przeklinała, starała się chodzić na lekcje, a ćwiczenia z bronią białą lub łukiem miała poza terenem zamku, chociaż jego widok z błoni był nastrajający do walk i rywalizacji. Obiecała ojcu, że będzie grzeczna. Nie sprawi kłopotu, nie zmanipuluje nauczycielami dla swoich korzyści. Bogowie nie lubili kłamców, a perspektywa utraty drogi do Walhalli była dla niej bardziej przerażająca, niż wizja jakiejkolwiek śmierci. Nie mogła jednak pozbyć się nawyków, nieco zwierzęcych i dzikich, wyniesionych z norweskich fiordów. Jej ciało niesione iskrą, intuicyjne ruchy sprawiły, że szybko zmniejszyła dystans między sobą a potworem, który w rzeczywistości okazał się uczniem szkoły. Prawdopodobnie. Miło pachniał, tak jak przyzwoity człowiek. Błękitne ślepia przesuwały się po zarysowaniach jego twarzy, palce badały fakturę marynarki, ale również i ramion. Wyglądał niegroźnie, jak tchórz, jak wszyscy tutaj, a jednak sprawił, że obraz w jej głowie uległ zmianie, nabrał ostrości. Spięła się, gdy ją uderzył, a przez bladą buzię o wyraźnych, chociaż przyjemnych dla oka rysach twarzy, przebiegło zaskoczenie. Rozchyliła usta, powstrzymując z trudem cień uśmiechu. Miejsce uderzenia pulsowało, ból roznosił się po ciele z każdym oddechem, chociaż nie dawała tego po sobie poznać. Tego, że na ułamek sekundy ugięły się jej nogi, również. - Interesujący. - mruknęła pod nosem w ojczystym języku, drażniąc oddechem skórę na jego szyi, po której wcześniej przesunęła nosem, wdychając zapach perfum. Cofnęła się grzecznie, Jego komentarz sprawił, że brwi drgnęły jej ku górze, a po chwili parsknęła śmiechem, kiwając głową i przyznając mu rację. Ile razy już słyszała, że przypomina bardziej zwierzę niż człowieka, a jednocześnie jest zbyt ludzka, na miano magicznego stworzenia? Przywykła do błądzenia pomiędzy dwoma światami, nie należąc do żadnego z nich. - Grozisz mi?- trudno było stwierdzić, czy brzmiała na bardziej przejętą, rozbawioną czy zachęconą jego słowami. Przesunęła palcami po włosach, zanim zrobiła pół kroku do przodu, nie spuszczając z niego wzroku. Leniwym ruchem zsunęła marynarkę, rzucając ją niedbale na ziemie i podwinęła rękawy białej koszuli na perłowe guziki. - Zobaczymy jak silny z Ciebie człowiek. A co się stanie, jak to się powtórzy? Dopytała, zastanawiając się chwilę nad prawidłowym przetłumaczeniem własnych słów, zanim odwróciła się przodem do świetlistej kuli i wyjęła dół bluzki ze spódnicy, podwijając ją do góry. Odsłoniła brzuch – o porcelanowej skórze zarysowanych subtelnie mięśniach, gdzie malowała się malinowa plama po jego pięści. Przesunęła po niej palcami, wydając z siebie ciche mruknięcie. - Przyzwoicie. To niespodziewane. Jaki Bóg Cię pilnuje? Odwróciła się przodem do niego, podchodząc już całkiem blisko i zostawiając w spokoju swoją koszulę, raz jeszcze poprawiła jej rękawy, przesuwając po jego twarzy błyszczącym z podekscytowania spojrzeniem. Nawet jeśli pozwoliła sobie na wyłapanie jego wzroku, nie trwało to długo. - Chcesz poćwiczyć, potworku? Oczywiście, że miała na myśli bójkę.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Z każdym kolejnym słowem Darren robił minę coraz bardziej przechodzącą z lekkiej troski czy nieznajomej - chyba - Gryfonce nic na pewno nie jest, przez zdziwienie i zakłopotanie, po pogodzenie się z tym, że prawdopodobnie niedługo będzie musiał odwiedzić szpital świętego Munga i poinformować ich, że stracili jakiegoś pacjenta. Oczywiście, z oddziału urazów głowy. Kiedy dziewczyna przybrała jednak bojową postawę, Shawowi powoli zaczęły puszczać nerwy. Co prawda, nie był urodzonym pacyfistą, jednak szukanie zaczepki na każdym możliwym kroku sygnalizowało dla niego coś gorszego od choroby psychicznej - a mianowicie głupotę. Co w sumie pasowało do typowego przedstawiciela domu Godryka. - Posłuchaj - warknął i odepchnął ją niezbyt delikatnie, kiedy znowu podeszła bliżej - Jak chcesz powybijać parę zębów, to znajdź sobie jakiegoś ćwierćmózga Ślizgona - powiedział - Razem będziecie mieli może z pół główki - żachnął się Krukon, po czym pochylił po swoje gazety, zwinął je w rulon i wcisnął do leżącej obok niego torby, którą zarzucił na plecy i przeszedł obok blondynki, nie omieszkając potrącić jej jeszcze ramieniem. Darren zrobił dwa kroki do wyjścia, po czym przystanął i westchnął ciężko. Jeśli dziewczyna naprawdę była tak głupia jak się wydawało, to rzeczywiście mogła podążyć za poradą Darrena i znaleźć sobie jakiegoś Ślizgona do bitki - co na początku mogło być nawet zabawne, jednak mieszkańcy domu Slytherina nie mieliby problemu z tym, żeby zrewanżować się nieznajomej za pomocą jakiejś klątwy, niekoniecznie dozwolonej w murach Hogwartu. Prefekt położył torbę na ziemi i odwrócił się, po czym powiedział zmęczonym głosem, przypominając sobie lekcję numer trzy na szkoleniu Biura Bezpieczeństwa: - Dłonie wyżej, nogi szerzej, po pierwsze. Po drugie, Darren, nie potworek. Po trzecie, mogę się z tobą posiłować, jeśli obiecasz że przestaniesz napierdalać ludzi w Hogwarcie - rzekł, przybierając ostatecznie ton monotonny i tak bezbarwny, że gdyby wiedział skąd pochodzi jego "przeciwniczka", mógłby porównać go z krystalicznie czystą wodą ze skandynawskich źródeł. Sam też przyjął defensywną pozycję - I niech Merlin cię pilnuje.
Skrzyżowała ręce pod biustem, prychając niczym niezadowolone zwierze i wywracając oczyma. Znała to spojrzenie, chociaż w jej poprzedniej szkole odczuwała go znacznie mniej, niż tutaj. Nie miała pojęcia, czym charakteryzowały się tutejsze domy i nawet jak wymówić ich założycieli, nie wiedziała też – kiedy decydowała się na złożenie tu papierów na studia i kontynuowanie marzenia babki, jak odmienni mieszkają tu ludzie. Astrid należała do osób, których nie obchodziło zdanie innych na swój temat, bo sama dość często wyrabiała sobie własne nazbyt szybko i chociaż wiedziała, że to brzydki nawyk, nie potrafiła go zmienić. Nie protestowała, gdy ją odepchnął, leniwie mierzwiąc pomiędzy palcami materiał koszuli, pozwalając srebrnym kosmykom włosów zakołysać się leniwie, załaskotać jej szyję. - Nie, nie zamierzam. - odparła jedynie, wzruszając ramionami i posyłając mu sarkastyczny uśmiech, przeniosła spojrzenie gdzieś na bok, zdając sobie sprawę, że niektóre angielskie słówka wciąż były skomplikowane w przetłumaczeniu, gdy ktoś mówił tak szybko. Gdy pchnął ją ramieniem, uniosła brew i trąciła go łokciem w bok, posyłając krótkie spojrzenie i tym samym odprowadzając. Przynajmniej był nieco odważniejszy od tych wszystkich nudnych chłopców dookoła. Westchnęła, podchodząc do swojej torby i kucając przed nią, otworzyła suwak i zaczęła grzebać w jej wnętrzu, skupiając się już na własnych myślach oraz problemach. Nie mógł wiedzieć, że im trudniejsze było wyzwanie, tym bardziej chciała się go podjąć. W całej swojej prostocie była stworzeniem głupio odważnym, działającym impulsywnie i pod wpływem emocji, czemu wcale nie pomagał brak jakiegoś konkretnego lęku. Wychowano ją w ten sam sposób, w który wychowywano dzieciaki w ich wiosce przed wieloma lata. Słyszała, że stanął i westchnął, jego cień przesuwał się okazjonalnie po kamiennej podłodze, podsycany słabym światłem. Nie zamierzała oczywiście słowem się odezwać, chyba trochę obrażona na jego brak zaangażowania w trening fizyczny, którego tak jej tu brakowało. Dopiero gdy zaczął mówić, odwróciła łaskawie głowę w jego stronę, patrząc z dołu. Miała nienaturalnie niebieskie ślepia, źrenice nieco podłużne. Duże oczy opatulone były wachlarzem rzęs, kontrastującym z jasnością polików i malinowym odcieniem ust. Te zacisnęła, prychając i opierając dłonie o kolana, poprawiła spódnicę. Plisowany, ciemny materiał sięgał za kolano. - Uważasz mnie za głupią potworku, dlatego, że nie jestem, taka jak Ty i nie obr..prz.. No.. - przerwała, unosząc dłoń i przesuwając palcem po ustach, wbiła spojrzenie gdzieś w jego tors, szukając odpowiedniego słowa. Wiedziała, co chciała przekazać, jednak czasem brakowało jej słownictwa. - Tutejsze dziewczyny są inne. Wybacz, nie mogę być taka, jak one i Ci tego obiecać, zwłaszcza że nie jestem pewna, o co mnie prosisz. Wzruszyła ramionami ze szczerym, odrobinę zadziornym uśmiechem na twarzy. Użył słowa, którego nie zdążyła poznać, chociaż nie brzmiało najlepiej. Ona zwykle przeklinała w ojczystym języku. Przeklął? A może miał coś innego na myśli. Na wzmiankę o Merline dłoń przesunęła niżej, łapiąc kołyszący się na szyi rzemyk. Wysunęła go spod bluzki, zaciskając palce na małym, starym młocie – małej replice tego, który miał Thor. Od lat maczany na całe noce w walerianie, odpowiednio przygotowany przez rodzinę, pomagał jej kontrować emocje. - Nie potrzebuje Twoje Merlina, mam Thora oraz Freyę. Wytłumaczyła, przenosząc spojrzenie na otwartą, rozłożoną na podłodze torbę. Wywróciła oczyma, marudząc coś pod nosem. - Jak chcesz ze mną ćwiczyć z .. Litości, o, to już nie jest takie przyjemne i zabawne. Wciąż jednak.. Masz, są dobre. - sięgnęła po swojego ostatniego lizaka, wysuwając go w dłoni w jego kierunku. Uwielbiała mugolskie lizaki oraz żelki, zawsze miała je pochowane po torbach oraz kieszeniach. Ładnie uderzył, zachował się jak mężczyzna, a nie jak miękki podlotek i to wystarczyło, aby nie wściekła się aż tak, a nawet podzieliła się z nim małą nagrodą. Niezależnie od tego, czy wziął przekąskę, czy nie, podeszła na kolanach pod ścianę i usiadła, opierając się o chłodny kamień. Dzięki panującej tu ciemności nie było tak klaustrofobiczne, jak w reszcie tego przeklętego zamku. Wyglądała na naprawdę znudzoną i nieszczęśliwą z samego przebywania w Wielkiej Brytanii. Obcej, innej, wyrafinowanej i pełnej elegancji oraz pokory, której ona nie miała. Zwilżyła usta, stukając paznokciami w odkryte kolano, poluźniając wcześniej zaciśnięty pod szyją krawat.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren przewrócił oczami. - Inność nie ma nic wspólnego z głupotą - powiedział zimno - Napadanie nieznanych ludzi w pustych salkach ma - stwierdził. Nieznajoma - bo dziewczyna nie zdecydowała się wyjawić mu swojego imienia, zignorowała także to Krukona - była równie szybko w osądach innych, co w przyciskaniu ich do ściany, a kiedyś mogło się to skończyć nie ciosem w brzuch, ale solidną dawką Rumpo na jej kościach. - Powiedziałem NA-PIER-DA-LAĆ, co znaczy bić. W tym kontekście - sprostował, po czym dodał szybko - Przyhamuj z używaniem go przy profesorach. O Thorze oraz Freyi Darren słyszał głównie na lekcjach starożytnych run, których lwia część poświęcona była kulturze nordyckiej. W żadnym wypadku nie mógł uchodzić za eksperta w sprawach mitologii skandynawskiej, jednak przynajmniej o bogu piorunów wiedział nieco więcej - zdarzyło mu się bowiem obejrzeć parę lat wcześniej film, zapewne adaptację jakiegoś mitu, gdzie Thor został pozbawiony mocy i wygnany z Asgardu przez swojego ojca, Kupidyna. A może... Jodyna? - To nie z litości - powiedział Shaw, przyjmując lizak i rozwijając go z papierka - Jeśli ktoś pobije cię tutaj, nie będziesz bić innych po kątach - dodał z głosem stuprocentowo pewnym siebie - a więc o tonie tak barwnym, jakby ogłaszał blondynce że woda jest mokra - po czym wcisnął sobie kulkę cukru i soku owocowego do buzi. - To jakoś się nazywasz czy nie macie imion w swoim lesie? - dopytał, kopiąc swoją torbę wypełnioną pustymi zwojami i mało ważnymi broszurami gdzieś w okolice świecącej kuli, samemu siadając z powrotem na ziemi naprzeciwko blondynki - I nawet nie myśl o włażeniu do Zakazanego Lasu albo wywieszę cię za nogi z Wieży Astronomicznej - dodał szybko, zdając sobie sprawę, że przyjezdna dzikuska prędzej czy później może zapragnąć pozwiedzać brytyjskie puszcze i zapoznać się bliżej z tutejszą florą i fauną - co mogło by się skończyć szybkim wykreśleniem jej z rejestru uczniów. I żyjących. Poza tym, chyba pomyliłem mitologie.
On wywrócił oczyma, czego nie mogła zauważyć, a ona w tym samym czasie prychnęła, wciąż oburzona zachowaniem ”prawie fajnego” ewentualnego towarzysza. Zapowiadał się tak dobrze! Kompletnie nie rozumiała braku sympatii do wojaczki i bójek w tym kraju. Jakim cudem śmieszne kapelusze i fajki, wygrywały z toporem oraz potyczkami turniejowymi? Może byłoby z nią łatwiej, gdyby wychowywała się w mieście, a nie we wsi na końcu Norwegii, gdzie wciąż żyli tak, jak przed dekadami. Szanowano tradycję, ograniczano nowoczesność, czczono starych bogów. Wszystko to sprawiało, że pół wila wyrosła na ewenement odstający skrajnie od innych przedstawicielek swojego gatunku. Ładna buzia nie sprawiała, że była kobieca i pociągająca. - Wy tutaj wcale nie umiecie się dobrze bawić w tych swoich kapeluszach. - odparła nieco ostro na zimny ton głosu, to rozbrzmiał w pomieszczeniu. W jakiś sposób do niego nie pasował, jednak nie zamierzała nad tym gdybać, bo zapewne widzą się pierwszy i ostatni raz. Na jego sposób wytłumaczenia owego trudnego słowa i uwagę, aby nie nadużywać go przy wykładowcach, miała ochotę zdjąć trzewik i w niego rzucić, jednak zamiast tego, ścisnęła mocniej materiał spódnicy w dłoniach, siedząc na zimnej posadzce. - Nadal tak robisz, Potworku. Skomentowała jedynie, wywracając oczyma. Cień pełnego satysfakcji uśmiechu przemknął jednak przez jej twarz, gdy chwycił za lizaka i odpakował go. Nie miała pojęcia, który smak mu się trafił. - Naiwny. Porażka zachęca do rewanżu i pracy nad sobą, aby odnieść zwycięstwo. Tak robią wojownicy. U was tak nie ma? Poddajecie się od razu? - zapytała z nutą niedowierzania w głosie, jakimś prychnięciem. Wola walki była ważna, podobnie jak chęć nauki na własnych błędach, które popełniło się w starciu z przeciwnikiem. Wbrew pozorom, porażka sprawiała, że rosłeś w siłę i wcale nie działała tak, jak Krukon by tego pragnął. Nie w jej przypadku. Była uparta i trochę mściwa, biłaby się tyle razy, ile potrzebne by to było do zwycięstwa. Milczała, obserwując, jak siada. Odsunęła plecy od ściany, przenosząc się do przodu i siadając na kolanach nieco bliżej chłopaka, aby promień światła z kryształowej kuli lepiej oświetlił jego twarz. - Dziwne z Ciebie stworzenie. - skwitowała ze wzruszeniem ramion, bezceremonialnie przesuwając spojrzeniem po jego twarzy, szyi, torsie, zawieszając dłużej błękitne ślepia na przypiętej do marynarki odznaki. Wyciągnęła palec, przesuwając palcem po metalowej ozdobie, próbując sobie przypomnieć nazwę pełnionej przez niego funkcji, jednak za żadne skarby słowo nie pojawiało się w głowie. Było trudne. Wiedziała tylko, że był ponad uczniów i coś mu było wolno. Czy mądrze było mieć wroga w kimś takim? Parsknęła śmiechem na jego komentarz, prostując szyję i posyłając mu wymowne spojrzenie, ruchem głowy zgarnęła srebrne pasma na plecy. - Czy nosząc to, powinieneś ciągle rzucać we mnie groźbami? Mówisz o tym wielkim lesie na skraju polan? Ahh, przypomina mi dom, szczególnie nocne wycie. Byłeś już tam? Wzrokiem przesunęła po klaustrofobicznej izbie zamku, którą ratowała tylko ciemność i z westchnięciem przypomniała sobie, że nie było tu okien. Przeczesała dłonią włosy, wciąż czując pod opuszkami chłodne, metalowe zdobione wyryte na odznace. Kawał blaszki, a dawał tyle władzy. Podobnie było z mieczem lub toporem, tylko to wymagało większych umiejętności, aby przetrwać. Wierzyła jednak, że tym małym ustrojstwem też dałoby się zrobić krzywdę.. Pokręciła głową do własnej myśli, wracając do niego spojrzeniem. Ciężko było skupić jej uwagę w jednym punkcie. Od przyjazdu z niewieloma osobami rozmawiała, a nie mogła Moe siedzieć wciąż na głowie. - Astrid.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren miał już pytać o jakie kapelusze chodzi, ale zrezygnował. Machnął też dłonią na przemyślenia dziewczyny na temat poddawania się po porażce, cmokając głośno cytrynowym lizakiem. Stawało się coraz bardziej jasne, że blondynka i tak będzie robić co tylko zechce - widocznie musiała przekonać się na własnej skórze, że niektórzy w Hogwarcie woleli wymieniać się klątwami, niż ciosami. - Wzajemnie - stwierdził na określenie go jako "dziwnego", kiwając głową. Sam uważał się za całkowicie standardowego studenta, jednak dla kogoś kto najwidoczniej sypiał za dzieciaka w jaskiniach zamiast na łóżku, nawet taka szara osobistość musiała być całkiem kolorowa - a może wręcz przeciwnie. Krukon pokręcił głową przecząco i wyciągnął na chwilę lizaka z ust. Łakoć zmniejszył się już o połowę. - Nie powinienem. I co z tego? - wzruszył ramionami. Bycie prefektem nie oznaczało że miał być milutki - jego wykonywanie obowiązków do tej pory skupiało się bardziej na łażeniu po korytarzach po nocach i ziewaniu wyjątkowo szeroko - na tyle, by dostać nagłego ataku ślepoty - gdy jakiś spóźniony Puchon czy Gryfon przemykał obok niego do swojego pokoju wspólnego po dwudziestej drugiej. No i zajmowaniu się młodszymi uczniami, co w połowie sprowadzało się do prowadzenia ich do klas gdy zabłądzili, a w połowie do grożenia jakimś Ślizgonom wsadzeniem im wiewiórek w gacie jeśli nadal będą dręczyć młodych Krukonów - W lesie? Byłem, strasznie nudne miejsce. Nie warto tam zaglądać, mają tam same kapelusze, sukienki z bufiastymi rękawami, pikniki i czytanie harlekinów na głos. To wycie to dziewczyny, które płaczą gdy Hektor wyznaje miłość Barbarze - powiedział ze śmiertelnie poważną miną, wpychając z powrotem lizaka do ust i kiwając głową tak, jakby był światowej klasy ekspertem w kategorii tanich, kieszonkowych romansideł. Widząc, że Astrid - bo tak przedstawiła się blondynka - zainteresowana była odznaką prefekta, Shaw odpiął ją wolną ręką i rzucił ją w jej stronę. Już i tak jakiś Ślizgon mieszkający w kruczych dormitoriach raz próbował mu ją podwędzić, co skończyło się zrzuceniem jej z dwóch pięter w dół - oraz wyjątkowo niezadowolonym wiewiórem i jeszcze bardziej nieszczęśliwym uczniem Slytherinu. - Ale w okolicach Hogsmeade - tej wioski niedaleko... - sprostował szybko, zdając sobie sprawę że coś oczywistego dla niego, dla Astrid może być zupełną nowością - ...jest całkiem spory las, w którym, z tego co wiem, nie ma kapeluszy. I nie, nie możesz w nim nocować, w pokoju wspólnym masz być przedwudziestądrugą - zaprezentował wyuczoną formułkę, którą czasami powtarzał osobom, które mijały go na korytarzach pędząc prosto do swoich dormitoriów. Trzy razy. W jedną noc. - Jak zechcesz się tam kiedyś przejść, to daj znać - powiedział, wyciągając dłoń do uścisku symbolizującego umowę - Ty będziesz mnie chronić przed niedźwiedziami i wilkami, a ja ciebie przed piknikami. Stoi?
Wytłumaczyłaby dokładnie, że o te śmieszne kapelusze z fikuśnymi siateczkami i kwiatkami, we wszystkich kolorach. Kiedyś nawet taki nosiła podczas sesji na Islandii, gdy dorabiała we wakacje na wyjazd do Wielkiej Brytanii. Nie wspominała tego zbyt dobrze, nie była dumna z tych komicznych ubrań, które kazali jej na siebie włożyć. Chłodny dreszcz przebiegł po jej ciele na samo wspomnienie. To było urocze, że chciał jej pomóc, chociaż nie do końca rozumiała dlaczego. Nie była świadoma, że tutejsi aż tak cenią rzucanie w siebie zaklęciami, zamiast sobie dać po buzi, jak za starych, dobrych czasów. Ruchem głowy zgarnęła jasne pasma na bok, marszcząc brwi i śledząc spojrzeniem błękitnych tęczówek jego twarz, próbowała lepiej odgadnąć rysy. W półmroku panującym w izbie wszystko wydało się zagmatwane, a pół wila, miała wrażenie, że sam Loki przy tym grzebał. Prychnęła na jego słowa, chociaż przez usta przemknął cień jakiegoś zaczepnego uśmiechu. Nie było jej zdaniem niczego złego w byciu dziwnym, a co za tym idzie – pokrętnym rozumowaniem uznała jego słowa za komplement. Lepiej być oryginalnym niż takim samym i nudnym jak reszta. Ludzie cierpieli na dziwną chorobę: bali się być sobą. - Właściwie to nic. Zasady są po to, aby je łamać i dostosowywać. U mnie na wiosce się mówi, że tylko kilka jest tych takich.. No wiesz, zakazanych do łamania, bo Bogowie nie wybaczą. - wytłumaczyła ze wzruszeniem ramion, jakby stwierdzała najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Odznaka dawała mu przywileje, chociaż nie do końca znała tutejsze obowiązki i nagrody, które z nią płynęły. Tutejsi uczniowie wydawali się jej spokojni, więc pewnie nie miał zbyt dużo na głowie. Z niedowierzaniem słuchała jego wywodu o sukienkach w lesie, unosząc brew. - Po co nosić w lesie sukienki? To niepraktyczne. A co, jeśli zaatakuje Cię.. Wilk? Miała na myśli najpierw niedźwiedzia, ale zapomniała słowa. A potem też pomyślała, że tutejszy krajobraz niezbyt do tych ssaków pasuje. Ucieczka w kapeluszu i śmiesznej kiecce, a co dopiero walka z pewnością byłaby pośmiewiskiem w oczach Bogów i nie ułatwiłoby jej to wejścia do Walhalli. - Herman..Nie, Hektor to wasz Bóg? Przetarła oczy, starając się nadążyć za Krukonem. Czasem zwyczajnie brakowało jej znajomości poszczególnych słówek, a brytyjski akcent chłopaka wcale nie ułatwiał zrozumienia. Zwilżyła usta, przygryzając dolną wargę, walcząc z wyobrażeniem tego całego precedensu w tutejszych lasach. - Może trzeba to spalić? Mruknęła pod nosem, przesuwając paznokciem po szyi w zastanowieniu. Nie miała powodu, żeby mu nie wierzyć, nawet jeśli brzmiało to groteskowo i komicznie. Jasnowłosa złapała rzucony przedmiot z łatwością, obracając go pomiędzy palcami. - Nie sypiam zwykle w zamku, odbiera mnie znajomy ojca. - odparła z westchnięciem, gdzie wyczuwalna była odrobina rezygnacji i smutku. Raz, że traciła wiele znajomości i zabawy przez to, a dwa -ów znajomy był często zajęty i niewiele miał czasu, aby przybliżyć jej tutejsze zwyczaje. Staruszek upierał się jednak, że dopóki nie zaaklimatyzuje się w tym kraju, nie powinna ryzykować utraty spokoju ducha i kontroli nad sobą. On wiedział, jak źle to mogło się skończyć. Tylko jak miała się przyzwyczaić, gdy tak naprawdę miała ograniczone możliwości? Tutejsi byli jak wypłoszone owce. Zacisnęła mocniej palce na błyskotce bruneta, zaraz podnosząc na niego spojrzenie. - To nie jest czasem jeden i ten sam las? Kojarzyła tę wioskę, była tam nawet raz i miała wrażenie, że drzewa ciągnęły się aż tutaj, zakrawając o błonia. Usiadła wygodniej, przymykając na chwilę oczy i kręcąc głową na jego słowa, nie kryła nawet rozbawienia. Krótki śmiech rozniósł się echem po sali, a po chwili zacisnęła palce na jego dłoni i przeniosła się na kolana, przysuwając bliżej. Tak lepiej widziała. - A po dwudziestej drugiej też? - zapytała z rozbawieniem, pół żartem i pół serio, przysuwając się bliżej jego szyi, po której przesunęła nosem. Zaciągnęła się zapachem skóry wymieszanym z perfumami, puszczając ostatecznie jego dłoń i siadając przy jego kolanach, złapała za koszulę. - Mogę Cię chronić, masz dobry zapach. - wytłumaczyła dość niewinnie, kolejny raz pozwalając sobie na beztroskie wzruszenie ramionami. Wyciągnęła dłonie, łapiąc za jego koszulę i zaczęła delikatnie przypinać odznakę na swoje miejsce, bo przecież nie była jej własnością, nawet jeśli wyjątkowo nagrzała metal w dłoniach. Nie miała w sobie za grosz nieśmiałości, kompletnie naturalnie pozbywała się u innych przestrzeni osobistej, ignorując istnienie tego pojęcia. - To się nazywa pikniki? Te miejsca z kapeluszami?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren chrząknął parę razy, spodziewając się tego, że kolejne słowa które powie, mogą być dla dziewczyny trudne do przyjęcia. - Co do łamania zasad, to nie rób tego... za często, dobrze? - powiedział spokojnym tonem - Nie żeby obchodziły mnie punkty Gryffindoru, ale czyszczenia kaczek w skrzydle szpitalnym nie życzę nikomu - dodał, układając się nieco wygodniej i opierając plecami o jakiś znajdujący się w pomieszczeniu fotel, samemu wciąż siedząc na ziemi. Kolejne pytania o Hermana i sukienki w lesie Shaw zbył jedynie machnięciem ręki. Po pierwsze, nie miał siły tłumaczyć dziewczynie co to "harlekin", "romansidło" albo "sarkazm", a po drugie - któż zrozumie osoby noszące sukienki i ich wrodzony brak strachu przed wilkami? Prefekt "uruchomił się" jednak i ożywił na wzmiankę o arsonistycznych zapędach blondynki. - Nienienie, żadnego podpalania - powiedział prędko, chowając twarz w dłoniach na chwilę i zbierając myśli - Po prostu nie kręć się po Zakazanym Lesie, albo upewnię się że będziesz musiała nosić kapelusz. I jest to groźba - zakończył, poważnie kiwając głową. Słuchając kolejnych słów Astrid, Darren zamyślił się. A więc nie spała w zamku - nic dziwnego więc że miała ochotę pozwiedzać jak najwięcej miejsc dopóki tu była. Ale jaki mógł być tego powód? W końcu dormitoria są dostępne za darmo dla wszystkich uczniów, przy tym są też w miarę wygodne. Nawet Shaw, pomimo możliwości po prostu teleportacji do swojego rodzinnego lokum, korzystał z tej możliwości spędzania nocy. Choć z drugiej strony, przyzwyczaił się w latach dziecięcych już, że dziesięć miesięcy roku szkolnego spędza się w Hogwarcie, a wakacje to czas dla rodziny - no i ferie zimowe. - Po pierwsze, to chyba już inny las - zaczął powoli, obracając w dłoniach różdżkę i po chwili wypuszczając na swoje palce nieco niebieskich płomyków, oświetlając pomieszczenie nieco bardziej w sposób mniej inwazyjny i jaskrawy niż Lumos - Po drugie... - prefekt chrząknął - ...po drugie, oczywiście jeśli nie śpisz w Hogwarcie, to nie obowiązuje cię przepis o byciu w dormitorium po dwudziestej drugiej... tak sądzę - kontynuował - ...ja zaś zawsze mogę się wytłumaczyć nadgodzinami w pracy albo nocowaniem u rodziców - zakończył, ignorując to, że blondynka raczej niewiele sobie robiła z pojęć takich jak "przestrzeń osobista" czy "nie wąchanie innych gdy zna się ich przez pięć minut". Chociaż to przecież Darren rozpoczął ich znajomość od ciosu w brzuch - postanowił więc dać jej nieco więcej luzu i ewentualnie może później odsunąć ją nieco dalej Locomotorem. - Zapach? Tak, nawzajem - powiedział nieco niepewnie, zastanawiając się czy dziewczyna czegoś nie zgubiła w tłumaczeniu. A może rzeczywiście chodziło o zapach - sosnowy szampon do włosów w końcu mógł działać cuda. - Tak, na piknikach są kapelusze, kanapki, poncz i recytacje wierszy. Okropna sprawa - pokiwał głową, przerzucając ognik z palca wskazującego na serdeczny - Ale są też czasami lody, więc da się wytrzymać.
Wywróciła oczyma, machając ostentacyjnie dłonią i sugerując mu tym samym, żeby w ogóle się tym nie przejmował. Nie mogła mu tego obiecać, nie pamiętała nawet szkolnego regulaminu, a co z tym idzie tego, co punkty zabierało. Właściwie klepsydrami wypełnionymi kamieniami szlachetnymi wcale się nie przejmowała, zerkając na nie tylko okazjonalnie, bo w promieniach słońca wyjątkowo cieszyły oko kolorowymi refleksami. Nie chciała czyścić kaczek, nie chciała robić niczego związanego ze sprzątaniem w tym paskudnie wielkim zamku. Porządek utrzymywała jedynie w ziołach oraz przy alchemii, będąc z natury małym bałaganiarzem. - Machamy sobie, siedząc naprzeciwko. Ty nie lubisz rozmów o Hermanie, a ja sprzątaniu. - wzruszyła ramionami z rozbawieniem, bo trudno było jej tego drobnego gestu z dwóch stron nie zauważyć. Przeczesała palcami kosmyk włosów, zwilżając usta i rozglądając się dookoła, stukała palcami we własne udo. Trudno było jej usiedzieć w miejscu, bez treningów i biegania po lasach czy fiordach, trudno było jej usiedzieć. Oczy mu błysły na wzmiankę o ogniu, zupełnie jakby był ukrytym piromanem, chociaż myśl ta zaraz uciekła, gdy zabronił jej podpalać sukienkowego, kapeluszowego lasu. Pewnie był paskudny. - Szkoda Ci sukienek? - zapytała zaczepnie, unosząc brew, jednak na schowanie twarzy w dłoniach westchnęła, trącając go palcami. - Nie martw się, żartuje. Bogowie byliby źli za podpalenie lasu i skrzywdzenie jego mieszkańców, nawet w tak szczytnym celu. Potworku, prędzej umrę od ciosu topora czy skacząc na głębokie wody, niż włożę ten zabawny, śmieszny kapelusz, co tu nosicie. Wdziałam takie w tym waszym Londynie. Fikusyjne. Na pewno przekręciła jakieś słowo, co brzmiało dość zabawnie, zwłaszcza w asyście jej dość poważnej miny. Zakazany Las nie nosił tej nazwy bez powodu. Z pewnością kryło się tam jakieś wyzwanie, czyhało niebezpieczeństwo. Z podekscytowania przeszedł ją dreszcz, zabłysły jej oczy, a jednak słówka prefektowi nie pisnęła, na chwilę odpływając w wyobraźnię, gdzie toczyła ładny pojedynek, ofiarę składając dodatkowo Bogom w postaci owej bestii z rozłożonymi na orle skrzydła żebrami. Wyglądał na zaskoczonego jej słowami, zamilkł na trochę. Może wyglądała, ale Astrid nie była aż tak głupia. - To źle, że tu nie sypiam? Dzieją się nocami wyjątkowe rzeczy? - zapytała z ciekawością, szukając powodu konsternacji na jego twarzy. Papa nie chciał, żeby kogoś przypadkiem zabiła lub zmusiła do rzeczy, które niekoniecznie chciał robić, gdyby jej spokój został naruszony, a cierpliwość wyczerpana. Zwykle panowała nad emocjami, umiała zatrzasnąć drzwi zbliżającej się czerni, jednak zawsze istniało ryzyko. Obiecała, że skończy te przeklęte studia. Nie mogła iść do więzienia, a ten ich cały upiorny loch na wodzie był okropny. - Tak? Kompletnie myli mnie ten zamek i jego mury, łatwiej odnaleźć się w samym lesie, niż na jego krańcach. - zaczęła z rezygnacją, zdradzając mu irytujący ją szczegół o tutejszej klaustrofobii pomiędzy słowami. Przyglądała się iskierką, wyciągając dłoń w ich stronę, próbując złapać je palcami. Trochę mu zazdrościła, że umiał swobodnie czarować. Ona kompletnie się z magią nie zgrywała. - Ładne. Mruknęła cicho, przypominając sobie o tym, że z taką łatwością nawet głupie lumos jej nie wyjdzie. Nigdy. Taka była cena aspektów fizycznych, które otrzymała po matce. Aury zwierzęcia. - Masz dobrą wymówkę na nocne spacery. Możemy to wykorzystywać! Jeśli kiedyś tu zostanę na noc. Jest niby kojec w izbie do spania, ale jeszcze zbyt wcześnie. Mówiła, jednocześnie zajęta swoimi sprawami. Właściwie jego zapachem, kojarzącym się z lasem i wysokimi sosnami, których szyszki rzucone w głowę mogły nabić guza. Zerkała cały czas w stronę różdżki, zdając sobie sprawę, że czar jest szybszy od pięści, jednak intuicja podpowiadała jej, że nie zamierzał zrobić nic złego, nawet jeśli zachowywała się tak nachalnie, dając się ponieść instynktom. - Freya mówiła, że tylko dobre ludzie pachną ładnie. Ty pachniesz domem. Wyjaśniła, prostując się i kładąc ręce pomiędzy swoimi udami, przycisnęła nimi materiał spódnicy do posadzki. Przekręciła głowę na bok, podnosząc spojrzenie niebieskich oczu na jego twarz. Brew jej nieco drgnęła, zupełnie jakby lody nie były wystarczającą nagrodą do znoszenia tych modowych tortur. - A świnia z jabłkiem? Ogniska? Strzelanie z łuku? Co to za zabawa, gdy pijesz...Posz?Pancz?Po.. - przygryzła dolną wargę, zirytowana, kręcąc głową, że już nieważne, bo przecież wiedział, o co jej chodzi. Musiał. - Lody to zbyt mało. Dobre piwo?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Słuchając słów dziewczyny, Darren miał coraz większe i większe wrażenie, że komuś w dziesiątym wieku ukradła zmieniacz czasu i obróciła go... parędziesiąt tysięcy razy za dużo. Ciosy toporem? Freya? Życie w lesie? Shaw być może nie był wybitnym europeistykiem, ale był pewien że w Skandynawii ludzie jednak żyli już... względnie normalnie. Pomijając ten cały biznes z brakiem nocy przez parę miesięcy. - Fikuśne - mruknął Darren - Fikuśne, nie fikusyjne - poprawił ją dla pewności jeszcze raz, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Najwidoczniej musiał wytrzymać w jednym zamku z kimś, kto najchętniej ograbiłby parę klasztorów i rozłupał kilka czaszek. - Nie, nie, nic z tych rzeczy, nie spodziewałem się po prostu że śpisz gdzie indziej - wyjaśnił. Wolał też się dodatkowo zabezpieczyć - jeśli powiedziałby Astrid cokolwiek ciekawego o zamku nocą, to zapewne mógłby się spodziewać, że natknie się na nią na jakimś patrolu gdy ta będzie gryźć jakąś zbroję albo drapać ściany. Szczerze mówiąc, z jej jasnymi włosami i cerą, być może wziąłby ją nawet za jakąś banshee. - Mylą nie tylko ciebie - zaśmiał się Shaw, przerzucając płomyczek z wnętrza dłoni na jej zewnętrzną część, balansując nim na knykciach - Schody ciągle się zmieniają, zamykają i otwierają się tajne przejścia, ludzie na obrazach odwiedzają się nawzajem, nie zdziwiłbym się gdyby czasem znikały i pojawiały się jakieś komnaty - dodał. Samemu znalazł tą izdebkę dopiero niedawno - a mógłby przysiąc, że jeszcze rok temu tu nie było drzwi. A może były po prostu ukryte za jakimś arrasem czy zbroją, które zostały przeniesione? - Przepraszam, kojec? Musisz spać w... kojcu? - spytał, nie przejmując się nawet że mógł to być dla dziewczyny drażliwy temat. Ostatecznie - to ona non stop go obwąchiwała, sam mógł też przekroczyć parę granic, nawet jeśli nie tych fizycznych. Darrenowi kojce kojarzyły się z dwoma rzeczami - albo małymi dziećmi, które bez kojca wyskoczyłyby z łóżeczka i głupią mordę sobie rozwaliły, albo z dzikimi zwierzętami, które były groźne dla otoczenia. Ewentualnie dziewczyna mogła jeszcze, na przykład, lunatykować... ale czy wtedy nie wystarczyłoby przywiązanie jej kostki do łóżka? - Dobrzy ludzie - poprawił Astrid raz jeszcze - I dziękuję - dodał, zastanawiając się czy powinien może odwiedzić ulicę Śmiertelnego Nokturnu i zaopatrzyć się w perfumy o zapachu, na przykład, KRWI SWOICH WROGÓW. - To wszystko bywa na innych... piknikach - powiedział - Może oprócz świni z jabłkiem. Ale na celtycką noc będziesz musiała zaczekać do czerwca - na wzmiankę o piwie Darrenowi oczy nieco rozbłysły. Co prawda preferował whisky - ale dobrym chmielowym sokiem też nie gardził - Próbowałaś już dymiącego piwa Simisona? Polecam.