Niezbyt gęsty las, w którym roi się od magicznych stworzeń. Zazwyczaj są one przyjaźnie nastawione do ludzi ze względu na bliskie sąsiedztwo z czarodziejskimi rezydencjami. Ze względu na panujący tu spokój, to jedno z ulubionych miejsc spacerowiczów w Dolinie Godryka. Tutaj również często zapuszczają się twórcy różdżek, kiedy potrzebują odpowiedniego drewna do swoich wyrobów. I nigdy się nie zawodzą.
Magiczne poszukiwania:
Magiczne poszukiwania
Ponoć zobaczenie złotej Lunaballi przynosi niesamowite bogactwo na przyszłość. Jest ona większa niż inne jej rodzaju, cała złota, nawet unosi się za nią migoczący pył. Zaś migoczący tęczowy języczek to czyste szczęście. Języczki są zazwyczaj trudne do znalezienia w naturalnym środowisku. Ten jednak, rosnący raz na rok, jest jak żaden inny przez swoje tęczowe liście i naprawdę magiczne właściwości. Migoczący nad nim pył mieni się hipnotyzującymi kolorami, a cała roślina porusza się w specyficzny sposób. Magiczne działanie tych dwóch przedmiotów sprawia, że wielu czarodziei wyrusza na poszukiwania tych cudów natury.
Rzuć jedną kostką, by zobaczyć ile pól idziesz. Jeśli jesteś w dwójce czy większej grupie rzucacie na zmianę. Jedna osoba pisze na jedno miejsce, chyba że w kostkach jest zaznaczone inaczej. Na końcu wydarzenia możecie znaleźć znaczek jeśli zobaczycie taki: ❀ --> znajdujecie ślad języczek migoczący (tęczowy pył, rozkwitające rośliny, wilgotniejsza gleba itp.) ✷ --> znajdujecie ślad po lunaballi (jej odcisk, złoty pył, odchody itp.) Pamiętajcie, żeby zaznaczyć w poście, w jaki sposób udało wam się na to natknąć, jeśli nie ma tego w kostce. Jeśli uzbieracie 2 znaki z którejś kategorii odnajdujecie magiczne zwierzę, bądź zbieracie migoczący języczek.
1 - Bardzo powoli zaczynacie ten spacer. Może i dobrze? Wchodzicie na polanę pełną magicznych świetlików, czyż to wszystko nie wygląda jak w bajce? Rozejrzyjcie się dokładniej po tej polanie. ❀ ✷ 2 - Las jest zdecydowanie bardziej magiczny kiedy nadchodzi Celtycka Noc. I czujesz to w kościach. Przez następne trzy posty nie chodzisz, a delikatnie unosisz się nad ziemią. ❀ ✷ 3 - Wydawało Ci się, że widzisz jakiś znak, ale oprócz tego znalazłeś ciecz pochodząca z Mimbetusa Mimbletonii. Przez Twoją nieuwagę, bądź niewiedzę, jesteś cały w śmierdzącym odorosoku. ❀ 4 - Magiczne zwierzęta w czasie tej nocy również z większym spokojem przechadzają się po lesie. Mówi się, że lubią przebywać w okolicy lunaballi, więc warto zwracać na nie uwagę. Dlatego warto pójść tam, gdzie widzicie pięknego jednorożca stojącego na polanie, który znika kiedy tylko podchodzicie bliżej. ✷ 5 - W trakcie przechadzki naturalnym jest, że czasem nie zauważacie wszystkiego w okolicy! Na przykład takiej ukrytej płomiennicy, czyhającej na drzewie. Ledwo się do niej zbliżasz, a niepozorny grzyb wybucha ogniem, podpalając Ci fragment ubrania. Prędko ugaś się! 6 - Spójrzcie na tą część lasu, nie wydaje wam się podejrzana? Gdzie wy się zapuściliście? Widzicie te ślepia patrzące na was zza drzew? Może powinniście się wycofać? Rzuć kostką, jeśli wylosujesz liczbę parzystą, możecie wrócić na pole nr 5. Jeśli nieparzystą zerknij na konsekwencje. Możesz również nie rzucać kostką i od razu przystąpić do walki. Każdy rzuca kostką za siebie, osoby które wyrzuciły parzystą mają wybór czy zostają z resztą czy się cofają.
Kostka nieparzysta:
Albo jesteś bardzo nierozsądnym czarodziejem, albo zwyczajnie nie zdążyłeś uciec. Te okropne ślepia patrzące na Ciebie zza drzewa to nic innego tylko bardzo duża akromantula, która właśnie oznajmia jak smakowitym kąskiem jesteś. Masz wybór - stajesz z nią do walki, uciekasz, bądź próbujesz wezwać na pomoc dorosłego. Jeśli sam jesteś osobą dorosłą i stajesz do walki, udaje Ci się wygrać pojedynek jeśli chociaż w jednej statystyce masz powyżej 30 punktów. Jeśli stajesz do walki - Wszyscy którzy zostają rzucają kostką. Jeśli wyrzucicie łącznie 10 punktów lub więcej, udaje wam się pokonać akromantulę. Jeśli wzywacie dorosłego - Jeśli ktoś przyjdzie wam na pomoc 24h po napisaniu posta, odstraszacie akromantulę i możecie iść dalej. Jeśli uciekacie - Rzuć po raz kolejny kością. Nieparzysta - wpadasz do bagna, które skutecznie zakrywa Twój zapach, a akromantula przebiega w szale obok Ciebie. Jesteś trochę brudny, ale możesz kontynuować wyprawę. Jeśli wyrzuciłeś parzystą przy ucieczce, bądź nie udało wam się pokonać akromantulę - następuje okropna bitwa, w której gigantyczny pająk drapie, szarpie was i próbuje zaplątać w paskudne kokony. Jest taki chaos, że przychodzi patrol Czarodziejskiej Policji, która ratuje was z tej jatki. Lądujecie w Mungu, gdzie musicie zostawić posta o leczeniu, by wrócić na event celtyckiej nocy. Nie możecie przystąpić ponownie do poszukiwań legendarnych zwierząt.
7 - O nie, to pole brzytwotrawy! Jeśli ktoś z was ma powyżej 15 punktów z zielarstwa, zauważył to i powstrzymał się od wejścia. Jeśli nie, wszyscy macie poranione nogi, z których teraz sączy się krew. Lepiej się opatrzcie. ❀ 8 - Kontynuujecie tą świetną podróż i nic nie może was dziś powstrzymać! No chyba, że krzaki. Twoje poroża/wianek, wkręciły się w gałęzie rozłożystego drzewa. Nie możesz się z niego uwolnić, Twój partner musi Ci pomóc, zaś jeśli idziesz samotnie, oznacz jedną z osób w lesie, by wyruszyła Ci na pomóc. Jeśli ci nie pomoże, stracicie przez jeden ze znaków i zgubicie drogę. Na szczęście ty sam się w końcu uwalniasz. 9 - Ups! Jest odrobinę ciemno i niewiele widzisz, ale akurat odchody lunaballi mienią się na złoto, a mimo to w nie wdepnąłeś... Cóż przynajmniej wiesz, że tu była. ✷ 10 - Spotykacie na swojej drodze Bobo. Jeśli ktokolwiek w waszej grupie ma powyżej 15 punktów ONMS, wiecie że można przekupić go jedzeniem. Wtedy wskaże on wam drobną podpowiedź. ❀ Jeśli nikt z was nie ma tylu punktów, nie wiecie co zrobić z tym małym, irytującym gnomem, który chodzi za wami jakiś czas, a potem ściąga wam spodnie, albo podwija spódniczki, kiedy tylko myśleliście, że udało wam się go pozbyć. Nie zauważacie też żadnego znaku. 11 - Przemierzając las, nagle jedno z was dostaje w głowę czymś niewielkim i metalowym. To kolczyki z królikiem, które najwidoczniej musiała porwać jakaś wyjątkowo chytra sroka, a teraz najwidoczniej wypadły z jej gniazda. No cóż, chyba możecie je zatrzymać? 12 - Na swojej drodze spotykacie Matagota. Macie wybór, możecie cofnąć się na pole 8, bądź spróbować przejść obok pozornie całkiem niegroźnego zwierzęcia. Jeśli decydujecie się przejść obok, rzućcie kostką. ✷
Kostki:
Parzyste - Bez problemów przechodzicie obok zwierzęcia i możecie ruszać dalej. Nieparzyste - Kot wyczuwa wasze złe intencje i nagle rzuca się na was. Zanim zdążacie się odgonić, jest już za późno, zostawia na twarzy głębokie rany, których nie będzie się dało wyleczyć magicznie. Przez następny miesiąc będziecie mieć paskudne blizny na twarzy i rękach.
13 - Na tą celtycką noc przybył nawet Huldrekall. To niesamowite stworzenie zainteresowane jest kobietami. W zależności od tego jakiej płci masz postać, sprawdź Twoje wyniki.
Mężczyźni:
Magiczne istoty oznaczają, że coś magicznego jest w okolicy prawda? Huldrekall nie interesuje się Tobą specjalnie, ale za to pokazuje Ci tajemnicze ślady. ❀ ✷
Kobiety:
Huldrekall zaprasza Cię do ogniska, by opowiedzieć Ci fascynujące historie. Jeśli jesteś w towarzystwie mężczyzny - Stworzenie opowiada wam jedną inspirująca historię. I puszcza dalej wolno. ❀ ✷ Jeśli jesteś tutaj sama bądź w towarzystwie kobiet. Całkowicie skupiacie się na magicznej istocie i już nie możecie się od niego oderwać. Poszukaj jakiegoś mężczyzny, który wyrywa Cię z zauroczenia. Jeśli nie znajdziesz żadnego chłopca, który Cię uratuje, Hulderkall magią nakłania cię do współżycia.
14 - Na polanie spotykacie... wilę. Piękną, tańczącą, niesamowitą... czy uda wam się przejść obok niej obojętnie?
Mężczyźni:
Wila natychmiast porywa Cię do tańca, chcąc zostać z Tobą na zawsze. Jeśli jesteś w towarzystwie innej dziewczyny - może twierdzić, że jesteś jej i jeśli wila ci w to uwierzy, odchodzi rozzłoszczona. ❀ ✷ Jeśli jesteś tutaj sam bądź w towarzystwie mężczyzn. Całkowicie zatracacie się w tańcu z wilą i będziesz tańczył dopóki nie umrzesz... lub dopóki ktoś Cię stąd nie zabierze. Poszukaj jakiejś miłej kobiety, która pomoże Ci wyplątać się z tej sytuacji. Po spotkaniu z wilą jesteś otumaniony przez kolejne trzy posty i nie możesz się otrząsnąć. Nie możesz też kontynuować poszukiwań.
Kobiety:
Magiczne istoty oznaczają, że coś magicznego jest w okolicy prawda? Wila odchodzi od Ciebie szukając mężczyzn do oczarowania, a Ty widzisz tajemnicze ślady. ❀ ✷
15 i więcej - Docieracie na polanę... Tylko czy na dobrą? Policzcie ile znaleźliście znaków. 2 ✷ - Oto ona, na najwyższym pagórku polany tańczy piękna, złota lunaballa. Ma ona ogromną moc, więc stoicie wpatrzeni w nią, oczarowani jej wyglądem, czujecie jak sama magia przepływa przez was kiedy obserwujecie jej niesamowite ruchy. Lunaballa tanecznym krokiem odchodzi dalej. Dopiero wtedy możecie podejść do miejsca w którym przed chwilą była. Znajdujecie jajeczną pozytywkę w miejscu, z którego zniknęła. Po tej przygodzie również zgłoście się po 1 pkt z ONMS. 2 ❀ - Piękna roślina kołysze się na wietrze. A może raczej sama porusza się z gracją? Podejdź bliżej. Możesz zebrać dotknąć kilka liści, które napełniają Cię specyficzną mocą. Roślina pozwoli Ci zebrać jeden liść, za który możesz dostać 50 g, zgłoś się po zarobek w odpowiednim temacie. Dodatkowo po tym spotkaniu zyskujesz 1 pkt z Zielarstwa. Jeśli nie znalazłeś dwóch ❀ ani ✷. Niestety Twoja przygoda zakończyła się bez odnalezienia żadnego legendarnego stworzenia. Jednak kiedy wracasz na celtycką noc, w nagrodę za trudy dostajesz od starej czarodziejki Uszy królika.
- Trudno mi to sobie wyobrazić. Nie wydaje mi się, żeby część tych roślin mogła kwitnąć drugi raz, a jeśli pył ma czasowe działanie i przed pełnym rozkwitem one zmarzną to, jak dobrze pamiętam, będziemy mieć problem… Z zielarstwa nigdy nie byłem orłem, ale nawet ja wiem, że kwitnienie w zimę nie jest pożądane - odpowiedział, skupiając się wciąż na swojej pracy. Płaskorzeźba przedstawiała fragment lasu z mieniącym się od pyłu niebem. Przyczepiony do gliny i po wyschnięciu zdawał się nic nie robić, nie reagował z gliną, ale za to znikająca szpatułka i zmieniająca barwę farba sprawiały, że Swansea obawiał się, czy za jakiś czas pył nie sprawi, że cała płaskorzeźba zniknie. Nie znali jego właściwości, a to co dopiero poznawali, nie zapowiadało całkiem spokojnych czasów. Spojrzał ukradkiem na Chrisa, słysząc, jak ten zaczyna coraz częściej się śmiać. Jedynym powodem mógł być pył, co jednocześnie martwiło rzeźbiarza. W końcu sam zaczął pakować swoje narzędzia, ponownie transmutując część z nich w kamienie i kawałki drewna, które znalazł wcześniej na polanie. Mógł dokończyć malowanie płaskorzeźby w swojej pracowni, którą starał się utrzymać bez pyłów z zewnątrz, co w obecnej sytuacji było wielce pożądane. Kiedy miał swoje rzeczy gotowe do zabrania, upewnił się, że Christopher nie potrzebuje jego pomocy. Dopiero gdy mężczyzna teleportował się z miejsca, Swansea raz jeszcze obejrzał miejsce, w którym pracowali, czy nic nie zostawili i sam także teleportował się, gotów dokończyć pracę dla Stowarzyszenia z domu.
z.t. x2+
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally spacerował po lesie niedaleko rezerwatu raczej po to, by uporządkować myśli niż badać coś szczególnego. Mimo wszystko jego głównym obszarem zainteresowań pozostawała fauna wodna, a akurat ten lasek nie oferował zbyt wielu akwenów. Co jakiś czas odwalał jakiś kamień albo rozgarniał kupkę liści, szukając pędraków, którymi mogli dokarmiać razem z Bridget malutkie szpiczaki, które znalazł jakiś czas temu i którymi opiekowali się z dużym oddaniem. Oczywiście mógł je kupić w sklepie, ale skoro już łaził po lesie, który oferował tego rodzaju dobra za darmo, dlaczego nie miałby się schylić? Właśnie wprowadził ostatnie poprawki do swojej książki, których zresztą nie było dużo i z którymi wcale się nie kłócił, bo miał dobrego, mądrego redaktora, i teraz oczekiwał na chwilę, kiedy nowiutka, niemal ciepła książka znajdzie się w jego rękach. Nie zdradził Bridget, że to właśnie jej zadedykował ten tom - nie mógł się doczekać momentu, kiedy jego dziewczyna spojrzy na stronę tytułową i odkryje ten subtelny, a przecież bardzo jednoznaczny dowód jego uczuć. Uśmiechnął się pod nosem na samą myśl, po czym przykucnął, by zajrzeć pod kolejny kamień i zebrać do niewielkiego pojemniczka kilka wyjątkowo apetycznym larw i pędraków, wiedząc, że szpiczaki przyjmą je z entuzjazmem. Jego nowa praca behawiorysty była zdecydowanie ciekawsza i mniej irytująca niż zakładał. Do tej pory nie miał zbyt wielu zleceń, ale prawdę mówiąc nie reklamował się szczególnie - między innymi dlatego że nie był pewien, jak się za to zabrać, ale też jego priorytetem było dokończenie książki i wysłanie jej w świat. Czuł, że teraz może naprawdę skupić się na innych rzeczach, choć należy zaznaczyć, że stan zakochania nie sprzyjał skupieniu. Kontemplował przez chwilę tłuste larwy, zanim wyprostował się z westchnieniem i ruszył dalej.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Kiedy wybierał się na wakacje, nie miał wysokich oczekiwań. Liczył na trochę dobrej zabawy, poznanie nowej kultury, miłe interakcje z ludźmi i trochę lokalnego jedzenia. Niestety wyszło zupełnie inaczej. Jeszcze w pokoju trafił na kompletnego buca, który myślał, że pozjadał wszystkie rozumy, a potem mimo przyjemnego początku festynu z Holly jakieś biesy zaczęły wpływać na jego nastrój, niwecząc wszystko, co udało mu się wypracować po zaszłościach z wróżkowego dworu. Wszystko to prezentowało się koszmarnie, a na domiar złego zabranie podopiecznych na wakacje po prostu nie wchodziło w grę. Musiał więc skakać świstoklikami, na co oficjalnie udzielił mu zgody profesor Williams. W dzień przyjazdu był festyn powitalny, a nazajutrz Seaver udał się na mały rekonesans, przy okazji testując na ile kuzynka poradzi sobie w Przystani sama. W środę jednak z samego rana skorzystał ze swojej licencji na świstokliki międzynarodowe i wyczarowawszy jednego, chwycił go, by przeteleportować się pod dom. A tam czekała na niego już cała zwierzowa ferajna. Metus powitała go w radosny, choć zrównoważony sposób, jak dobrze wychowana panienka. Axel akurat poleciała gdzieś z pocztą, zaś Lucyfera całkowicie i nieodwołalnie kupiła Cleopatra, wkradając się na wyższe od nicholasowego miejsce w kociej hierarchii ulubieńców. Zupełnie inaczej powitała go Stellmaria, która po prostu teleportowała mu się na ręce i zaczęła miotać się, na swój koci sposób okazując mu bezgraniczną tęsknotę i uwielbienie. To był jego kotek. Jego kochana dziewczynka, którą karmił, której masował brzuszek po jedzeniu, gdy była maleństwem, którą uczył rozmaitych rzeczy, o którą się troszczył i której nieba by przychylił. Tęsknił za nią, a ona za nim. Dlatego postanowił, że weźmie ją i Metus na dłuższy niż początkowo planował spacer w Dolinie, zwiedzając nowe i stare miejsca, a przede wszystkim realizując psie i kocie potrzeby. No i spędzał z nimi czas. Tworzył więzi. Ale musiał być też przywódcą w tym stadzie, a czerwcowe zawirowania zachwiały jego pozycją. - Stelma, do mnie - usiłował ją przywołać, ale kocica była zbyt rozproszona, żeby się na nim skupić. Wszystko ją interesowało. Łaziła dookoła, wąchała, ale wreszcie dała się przekonać, że warto podejść do Nicholasa i zgarnąć smaczek. Czarodziej westchnął i rzucił jej piłkę, która niby należała do Metus, ale większą frajdę sprawiała dorastającej panterze. Rzudił piłkę wysoko w górę i obserwował, jak biała, puchata, centkowana kulka w kilku susach i skokach teleportacyjnych znajduje się w połowie dużej sosny, zostawiając na jej korze ostre ślady pazurów. Seaver zmarkotniał. Póki Stelma była malutka, wszystko szło gładko. Teraz robiła się większa i to tylko kwestia miesięcy, kiedy będzie naprawdę niebezpieczna.
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally usłyszał zbliżające się kroki, ale też z pewnej odległości dostrzegł panterę śnieżną, pojawiającą się ni stąd ni zowąd na sośnie. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, czy ma problemy ze wzrokiem czy z głową, bo z całą pewnością ten gatunek nie występował w tutejszych lasach. Kontemplował przez chwilę to zjawisko, po czym powoli ruszył w tamtą stronę, coraz bardziej przekonany, że wzrok go nie myli i ma do czynienia z młodziutką magiczną panterą śnieżną. Po chwili z zarośli wyskoczył na niego wielki charjuk, co Wally przyjął z całkowitym spokojem, lekko odwracając głowę, żeby dać psu do zrozumienia, że nie jest agresorem i ma pokojowe zamiary. Charjuk w jednej chwili się rozluźnił i podszedł do niego machając ogonem. - Cześć... nie biegasz tu chyba sam...a? - zagadnął Wally, stwierdzając, że ma do czynienia z charjuczką, która przyjaźnie obwąchała jego dłoń. W tym momencie z zarośli wyłonił się domniemany właściciel, w którym Walter rozpoznał chłopaka od Therii. Pogrzebał szybko w pamięci i wydobył z niej jego imię. - Cześć! Nicholas, prawda? Poznaliśmy się podczas rozgrywek Therii. Jestem Wally - uśmiechnął się, delikatnie gładząc bok psiej głowy, nie chcąc sugerować swojej dominacji. - To twoja psina? Piękna - skomplementował, przyglądając się lśniącej sierści i mocnej budowie charjuczki. - Czy też widziałeś... - zaczął, chcąc zapytać o panterę śnieżną, ale ta w tej chwili teleportowała się przy Nicholasie, ocierając się o niego i głośno mrucząc, wpatrując się przy tym bacznie w Waltera, jakby próbowała ocenić, czy stanowi zagrożenie. - Okej, czyli nie mam halucynacji. Skąd się tu wzięła? - zapytał, przyglądając się z zainteresowaniem, ale też lekką podejrzliwością zwierzęciu. Miejsce panter śnieżnych było w górach Nepalu, wśród swoich - z całą pewnością nie tutaj, w lasku nieopodal Doliny Godryka.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
I tyle w temacie panowania nad panterą. Stellmaria pomknęła jak szalona w krzaki, a Nico mógł tylko rzucić komendę, którą szczęśliwie udało mu się nauczyć charjuczki. - Szukaj, Metus! Szukaj Stelmy! Pies wystrzelił przed siebie, a Nico pobiegł w ślad za swoimi zwierzętami, zastanawiając się, co z ttm wszystkim powinien zrobić. I jak na złość (bo jeszcze nie wiedział, że na szczęście), cała trójka trafiła na obcego człowieka, który z całkiem zrozumiałą podejrzliwością łypnął na panterę. - Wally! Oczywiście, pamiętam! Tak, Nico. A to Metus i... - tu kocię teleportowało mu się na ręce, wprawiając go w niemałą konsternację. - Stellmaria. Półroczna pantera mglista, córka Himalajów. Nie spodziewał się, że ma do czynienia ze specjalistą od magicznych stworzeń, który zainteresuje się szczegółami pobytu kocięcia pod jego opieką. Seaver był w tej chwili znużony psychicznie i bardzo sfrustrowany, więc nie do końca potrafił się skupić. Powrót pantery nagrodził kocim smaczkiem, bo liczył, że w ten sposób nauczy ją, że fajnie jest kręcić się w jego towarzystwie. Tylko że kiedyś Stelma będzie śmiertelnie niebezpiecznymi zwierzęciem, nad którym musiał jednoznacznie panować. Nadzieja nawet w tym momencie przestawała być wystarczającą opcją. - Mam nadzieję, że cię nie wystraszyły? - spojrzał z niepokojem na Shercliffa, szukając jakiś oznak starcia ze zwierzakami. - Stelma lubi się wspinać, a obawiam się, że jej pazury są dość niedelikatne. Nie czuje swojej siły. Posłał mężczyźnie przepraszające spojrzenie, a potem pozwolił kocicy wleźć na swoje ramię, z którego przeskoczyła zwinnie na gałąź pobliskiego drzewa. Metus zakręciła się niespokojnie, patrząc w ślad za panterą, ale siłą rzeczy nie mogła ruszyć za nią. Seaver nie spuszczał małej z oka, więc nie patrzył na Wallyego, kiedy kontynuował rozmowę. - Wybieram zwykle miejsca możliwie odludne, żeby nikogo nie niepokoić i mieć szansę popracować z nią na osobności. Rzadko na kogoś trafiamy. Teraz idziemy nad staw popływać. Woda to jedyne środowisko, w którym miał poczucie, że panuje nad Stellmarią. Włożył dużo pracy w to, żeby od początku przyzwyczajać ją do wody i odniósł na tym polu sukces. A że w wodzie była zdecydowanie mniej chętna do teleportacji, dawało to jakieś pole do manewru dla szkolenia, które usiłował prowadzić Nico.
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally uniósł brwi, równie rozbawiony, co zbity z tropu i zaniepokojony na widok pantery mglistej, która najwyraźniej była bardzo przywiązana do Nicholasa. No ładnie. - Z Metus już się poznaliśmy - uśmiechnął się Wally. Było mu miło, że Nico go pamiętał, choć, umówmy się, był postacią na tyle charakterystyczną, że trudno było go zapomnieć. - A Stellmaria trochę mnie zaskoczyła. Raczej się ich tutaj nie spotyka... - zauważył ostrożnie Walter, nie chcąc rzucać oskarżeń, ale czując lekki wewnętrzny opór na widok tego stworzenia tak daleko od domu. Niewątpliwie wyglądała na zadowoloną, zadbaną i szczerze przywiązaną do Nico, ale była jeszcze bardzo mała - problemy dopiero miały się zacząć. Roześmiał się cicho i pokręcił głową. - Spokojnie, miałem do czynienia z bardziej niebezpiecznymi stworzeniami. Zajmuję się tym zawodowo, choć specjalizuję się w faunie wodnej - wyjaśnił skromnie, nie dodając, że jest autorem popularnych książek podróżniczych i cenionym badaczem magicznych stworzeń. - Jest jeszcze bardzo mała... to kocie dziecko. Mimo że już całkiem spore - zauważył, odprowadzając Stelmę wzrokiem. - Hm. Co chcesz z nią osiągnąć? Zajmuję się behawiorystyką magicznych stworzeń, choć nie ukrywam, że nigdy nie zajmowałem się panterami mglistymi - przyznał, zwracając się znów do Nicholasa. - Przepraszam, że to powiem, ale zakładam, że zdajesz sobie sprawę z tego, że niedługo instynkt zacznie brać górę i zdziczeje, a wtedy będzie naprawdę niebezpieczna...? - zauważył ostrożnie, nie chcąc urazić chłopaka, ale czując się w obowiązku, żeby mu to uświadomić. Mimo najlepszych chęci, dzikie stworzenia, a zwłaszcza drapieżniki, nawet od dziecka przyzwyczajane do ludzi nie nadawały się na domowych pupili - natura upominała się o nie i zwykle skutki były opłakane.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Z początku wyglądało na to, że to będzie sympatyczna rozmowa, ale przy ostatniej wypowiedzi Wallyego Nicholas spiął się i przyjął obronną pozę. Już miał za sobą krytyczne rozmowy na temat Stellmarii i wiedział, jakie jest podejście chociażby Atlasa, którego zdanie w temacie opieki nad Metus bardzo cenił. Pantera stanowiła jednak przypadek szczególny, a Nico miał dość bycia traktowanym jak egoista, który dla kaprysu wydarł kociątko jego himalajskiej mamie. Dlatego zareagował gwałtowniej, niż miał w zwyczaju. Ale po prostu u każdego czara goryczy w końcu się przelewa. Nawet jeśli ostatnia kropelka zostanie przelana bardzo łagodnie i z taktem. - Słuchaj, ja się o nią nie prosiłem, więc jeśli to wstęp do kazania o tym, jaki jestem zły, że ją przywlokłem do Wielkiej Brytanii, to sobie daruj - rzucił oschle, patrząc na Shercliffa, jakby ten go oskarżał o gradobicie i koklusz. - Gdyby mnie nie znalazła na tej przeklętej rzece w Himalajach, pewnie już by jej nie było. I gdyby mogła przeżyć w dziczy, to by nie potrzebowała ludzkiej opieki. Nie zawsze nieidealne rozwiązanie jest tym złym. Czasem po prostu nie ma lepszego. Rzucił ze złością piłkę, a Stelma wystrzeliła w jej kierunku, dopadając ją w kilku susach i z zapałem "mordując", używając do tego wszystkich czterech kończyn. Instynkty łowieckie realizowane pełną gębą. Metus od razu wyczuła zmianę nastroju opiekuna i zrobiła się czujna, gotowa na wykonanie poleceń. To zadziałało jak wentyl i przywołało Nicholasa do porządku. - Przepraszam, Metus - westchnął i pogładził ją czule po lśniącej, zadbanej sierści. Głębszy wdech i Seaver znów panował nad sobą. - Pytałeś, co chcę osiągnąć. Chcę dopilnować, żeby była bezpieczna i żeby inne istoty w jej otoczeniu były bezpieczne. Jesteśmy do siebie mocno przywiązani, zastępowałem jej matkę. Tylko czerwiec... Po powrocie z Jasnego Dworu nie byłem do końca sobą i stado zaczęło mi włazić na głowę. Chciałbym mieć narzędzia do tego, żeby panować nad nimi nawet jak nie jestem w formie. Dokształcilem się mocno w tym, jak powinienem się opiekować i jakie mają potrzeby. Stelma nie wychodzi bez pozwolenia poza teren mojego ogrodu, jest grzeczna przy karmieniu i pielęgnacji. Dostaje zbilansowane posiłki, rośnie zdrowo i nikogo nigdy nie zaatakowała. Uczę ją, że do tego są zabawki. Póki co to działa, ale wiem, że nie mam nad nią całkowitej kontroli. Nie wiem jak to wszystko pogodzić ze sobą. Ale coś wymyślić muszę.
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally'ego nie zaskoczył ten wybuch, bo przypuszczał, że Nico spotkał się już z wieloma krytycznymi głosami. Nie znał całej historii, ale gdy chłopak mu ją naświetlił, powoli pokiwał głową i westchnął, nie biorąc do siebie tych gorzkich słów. - Nie, to nie jest wstęp do kazania. Po prostu chciałem zorientować się w sytuacji, Nico. Widać tak musiało być, nawet jeśli będzie to źródłem kłopotów dla was obojga - podsumował spokojnie, nie dając się wyprowadzić z równowagi. Nie pochwalał tego rodzaju rozwiązań, ale jeśli tylko Nico mógł ją uratować od pewnej śmierci, po prostu nie było wyboru. Uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak Stelma rzuca się na piłkę i używa wszystkich pazurów, żeby pokazać jej, kto tu rządzi. Strach pomyśleć, co będzie mogła zrobić za kilka miesięcy z ludzkim ciałem, jeśli ktoś wejdzie jej w drogę. Wyczuł napięcie Metus i tym bardziej postarał się rozluźnić ciało, nie chcąc jej prowokować. Pokiwał powoli głową, słuchając słów Seavera. Mówił z sensem, mimo że całe to przedsięwzięcie było bardzo ryzykowne, a jego powodzenie stało pod wieloma znakami zapytania. - Też tam byłem. Wiem, co masz na myśli mówiąc, że nie byłeś sobą... - mruknął w zadumie. - To brzmi jak rozsądny plan, ale czy zastanawiałeś się, co zrobisz, jeśli mimo wszystko w pewnym momencie stanie się na powrót dzikim zwierzęciem? Czasem nieważne, jak bardzo się staramy, jak dobrze dbamy i jak bardzo jesteśmy związani z danym stworzeniem... natura się o nie upomina i w jednej chwili z przyjaciela i domownika staje się piekielnie niebezpieczna... Oczywiście są też zaklęcia i eliksiry, które pomagają ułagodzić zwierzę... ale są nieetyczne i mocno kontrowersyjne, często też trwale zmieniają charakter zwierzęcia - powiedział cicho, bardziej ze współczuciem niż złością. Nie pouczał go. Informował. - Masz plan B, gdyby Stelma dorosła i zdziczała? - zapytał, patrząc na śliczną puchatą kulkę, która miała szansę stać się postrachem okolicy.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Chciałem ją zostawić u mnichów, ale... Szczerze mówiąc nie do końca rozumiem, co tam zaszło. Kontaktowałem się z tamtejszymi służbami zajmującymi się sprawami zwierząt w Khardung La, ale tamten świat działa nieco inaczej niż zachodni. Ostatecznie skończyłem z dokumentacją potwierdzającą moje prawa do Stelmy i legalność przewożenia jej przez granicę. Licencję też mam... Ale od lutego zmieniły się przepisy i potrzebna mi licencja wyższego stopnia. I słusznie, bo... No, nie uważam się za specjalistę. Ale trochę ją nauczyłem. Stelma! Do mnie! Klasnął w ręce, bo czasem to działało. Nie tym razem. Ot, piłeczka była bardziej interesująca. Kiedy jednak zaszeleścił papierem torebeczki, w której miał suszone mięso, priorytety się zmieniły. Uwaga pantery przeniosła się na Nicholasa, a następna komenda i klaśnięcie podziałały zgodnie z planem. - Brawo, maleńka! Brawo! - ucieszył się, kiedy wyrośnięta kicia wskoczyła na jego ręce. Nagrodził ją smakołykiem, a potem rzucił piłkę raz jeszcze, by ponownie zawołać panterę. Tym razem bez szeleszczenia torebką i o dziwo udało się. Kilka susów, jedna teleportacja i znów miał na rękach swoje drapieżne dziecko, które teraz zaczęło nadstawiać się do pieszczot. Stelma była rozkoszna. Nicholas kochał ją jak wariat i było to widać po jego oczach. - Jesteś wspaniała, myszo - powiedział,. drapiąc ją pod brodą, tak jak najbardziej lubiła. Sle słuchał też Wallyego. I wreszcie odpowiedział mu cicho. - Nie. Nie brałem takiej możliwości pod uwagę. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby moja Stelma stała się dziką bestią. Ale też wiem, że to zaślepienie. Muszę być przygotowany na wszystko. Zawahał się i spojrzał na Shercliffa. Nie znał go dobrze, ale przez swój sposób bycia przekonał go do siebie. No i mówił mądrze, zadawał trafne pytania, skłaniał do refleksji nie wpędzając w poczucie winy. - Nie można jej wypuścić do dzikiego środowiska. Zna ludzi, ma z nimi kontakt. Za to nie ma kontaktu ze swoją rasą. Z resztą koty są bardzo terytorialne. Sądzę, że nie pożyłaby długo. Chyba jedyne co bym mógł zrobić, to ograniczyć jej teren i sprowadzić panchakon, żeby nie mogła się teleportować nie byłaby tak szczęśliwa jak teraz, ale byłaby bezpieczna, tak samo jak inni. Ale niewolenie jej zamiast zrównoważonej opieki to ostateczność. Wierzę, że da się tego uniknąć. Z dobrym behawiorystą i trenerem wiele rzeczy da się zrobić. Spojrzał na Wallyego i zastanowił się. - Chciałbyś spróbować? Pomóc mi ze Stelmą? Zobaczyć, czy da się ją wytrenować tak, żeby nie stwarzała zagrożenia?
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally słuchał go z uwagą, nie przerywając i kiwając głową. Rozumiał, co Nicholas miał na myśli - widział takie sytuacje na całym świecie i zdawał sobie sprawę, że kwestia ochrony przyrody, rezerwatów, ośrodków zajmujących się młodymi zwierzętami i wypuszczających ich na wolność po odpowiednim przygotowaniu w wielu krajach nadal nie była traktowana zbyt serio. A jeśli chłopak zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby zapewnić małej panterze jak najlepsze warunki, kiedy wszystko inne zawiodło... czy mógł go oceniać? Uśmiechnął się, kiedy pantera wskoczyła Nicholasowi na ręce, wyraźnie skuszona wizją przekąski. Zaobserwował, że za drugim razem nie potrzebowała już dodatkowego bodźca, jakim była szeleszcząca torebka, żeby wrócić do swojego opiekuna i zacząć domagać się pieszczot. Była urocza i widać było, że więź, jaka połączyła ją i Nico, była naprawdę głęboka. Jednak nie wpłynęło to zasadniczo na jego osąd - Stelma w przyszłości mogła okazać się niebezpieczna. W gruncie rzeczy to, co zobaczył, tylko bardziej go przygnębiło, bo uzmysłowiło mu, że rozstanie byłoby dla tych dwojga katastrofą. - Wiem... Nie mówię, że na pewno tak się stanie, ale należy się z tym liczyć. Znałem przypadki, gdzie... cóż, nie skończyło się to dobrze dla żadnej ze stron. Dlatego faktycznie musisz być przygotowany na wszystko - potwierdził, choć wolałby mu tego nie mówić. - Tak, teraz jest zdecydowanie za młoda, nie przeżyłaby sama. I masz rację - nie umie skutecznie polować i nikt jej tego nie nauczy. Poza tym nie bojąc się ludzi, będzie stanowiła wymarzony cel dla kłusowników... Być może będziesz musiał podjąć decyzję o ograniczeniu jej terenu i uniemożliwieniu teleportacji, ale... kto wie, może coś dla się zrobić, żeby tego uniknąć - mruknął Wally, przyglądając się panterze w zamyśleniu i pocierając lekko podbródek, jakby próbował oszacować, jak duże są szanse na powodzenie tego przedsięwzięcia. Słysząc pytanie Nico, zawahał się, ale wreszcie skinął głową. - Mogę spróbować, ale muszę zastrzec, że nie mam doświadczenia z tym gatunkiem. I nie mogę ci zagwarantować powodzenia, Nico. Mimo że bardzo bym chciał - powiedział szczerze, patrząc na chłopaka z powagą. Widział, ile znaczyła dla niego Stelma, ale sytuacja była trudna i nie napawała optymizmem. Te pazury już teraz budziły respekt, a strach pomyśleć, co będą mogły zdziałać za kilka miesięcy. - Jak reaguje na obcych? Szczególnie na swoim terenie? - zapytał Wally, podchodząc do Nico i przyglądając się uważnie panterze, która nadal nadstawiała się do pieszczot, ale przyjrzała się mu czujnie swoimi wielkimi, pięknymi oczami.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Stelma się rozochociła i oprócz zwykłych pieszczot zapragnęła zabawy. Zaczęła zaczepiać Nicholasa, a chociaż jej zęby ani pazury nie przebijały skóry, mężczyzna syknął , bólu i cofnął rękę. Pacnął ją delikatnie palcem po nosie, a potem zaczął miętosić jej puchaty brzuszek. - Mysza, nie wolno - zganił ją, ale kontynuował zabawę, tym razem sprawniej unikając ostrych kłów. Niezbyt to pedagogiczne, ale cóż. Aż tak się nie znał. W końcu ją przytulił i pozwolił stanąć na swoich ramionach. Stellmaria przez chwilę próbowała podgryzać jego ucho, a potem zaczęła przyglądać się kolejnej gałęzi. Dwa machnięcia ogonem później była już na drzewie i buszowała wesoło wśród zielonych liści. - Nie zdaje sobie sprawy z własnej siły - usprawiedliwił się przed Wallym, jak rodzic, który tłumaczy swoje dziecko z bycia niesfornym. - Może gdybym pozwolił Metus, trochę by ją wychowała. Jest delikatna i opiekuńcza. Ale Stelma woli się bawić ze mną niż z nią. Myślisz, że powinienem dać im więcej swobody? Owszem, czasem miał wrażenie, że za bardzo stara się chronić Stellmarię przed nieprzyjemnościami, ale przecież chodziło mu o jej szczęście! Była jego oczkiem w głowie, najmłodszą z całej ferajny. No i była w opłakanym stanie, kiedy ją znalazł. - Stelma nie do końca dogaduje się z moim drugim kotem. Lucek trafił do mnie w podobnym czasie. To znaczy, znaleźliśmy go dużo wcześniej, ale spędził ponad miesiąc w lecznicy. Teraz na szczęście już wszystko z nim dobrze, tylko utyka i... No, i Lutz to zwykły dachowiec, nie pantera - Nico szybko dopowiedział tę kwestię, bo w obliczu dotychczasowego zwierzyńca to wcale nie było takie oczywiste. - Tylko bardzo charakterny. Nie lubi większości zwierząt, a Stellmarię usiłował gnębić, póki nie interweniowałem. Ale ona była wtedy dużo mniejsza. Zdawał sobie sprawę, że nie wygląda to najlepiej. Tak naprawdę doskonale wyszkoloną miał tylko Metus, która po pierwsze z pewnością przechodziła trening typu psów aurorskich, a po drugie była pod stałą konsultacją Atlasa. Graculuska Axel nie sprawiała żadnych problemów, po prostu robiła swoje, żyła w zgodzie ze wszystkimi i tylko czasem potrzebowała większych pieszczot i uwagi. Lucek traktował dom jak hotel, tolerował jedynie kilka osób i wdawał się w bójkę ze wszystkim, co nie zwiewało dostatecznie szybko. Ale jako zwykły kot nie stanowił zagrożenia. Za to Stelma... Ech, szkoda gadać. - Reaguje różnie. Ostatnio poznała półwilę i była nią zachwycona. Zwykłych ludzi zazwyczaj obchodzi naokoło, ale z moim kuzynostwem dogaduje się całkiem nieźle. Tylko że to domownicy, a nie obcy. Do nas rzadko przychodzi ktoś nieznajomy. Chociaż... Mojego... Znajomego. - nie wypadało powiedzieć wprost, że kochanka. - Z początku traktowała z dużą wrogością. Fuczała, stroszyła się, wskakiwała mi na plecy. Ostatnim razem była już neutralna, ale to było już jakiś czas temu. Trudno mi powiedzieć jak jest teraz. Chcesz sprawdzić jak zareaguje na ciebie?
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally uśmiechnął się pod nosem. - Wiesz, kiedy zaczyna cię gryźć w zabawie, najlepiej jest zabrać rękę, a w zamian dać jej coś, co wolno jej gryźć i drapać - poradził Wally, odprowadzając panterę wzrokiem. Powoli pokiwał głową. - Myślę, że byłoby to wskazane, zwłaszcza jeśli ufasz Metus. W pewnym momencie Stelma może domagać się twojej niepodzielnej uwagi, a to będzie dla ciebie trudne, kiedy nie będzie już kociakiem - przyznał. Rozumiał, że Nico ma jak najlepsze intencje, ale wyglądało na to, że dyscyplina nie jest jego najmocniejszą stroną i przypuszczał, że charjuczka okazałaby się bardziej stanowcza w kwestiach wychowawczych. - Merlinie, sporo tego... Zacząłbym jednak od przyznania Metus większej swobody, jeśli chodzi o wychowywanie Stelmy. Co do... Lucka, tak? Trudno powiedzieć, czy się dogadają, czy raczej Stelma, kiedy dorośnie, będzie chciała wziąć odwet za złe traktowanie z jego strony... To też się zdarza. Na razie, jeśli możesz, postaraj się, żeby nie wchodzili sobie za bardzo w drogę. Lepiej skupić się na relacji Stelmy z Metus, tobą, no i innymi ludźmi - zadecydował Wally po chwili namysłu. Wzięcie tylu zmiennych pod uwagę wymagało nie lada wysiłku intelektualnego, a i tak nie był pewien, czy jego zalecenia mają sens. Zwierzęta, podobnie jak ludzie, były nieprzewidywalne w swoich humorach, reakcjach i traumach, dlatego ustawienie dynamiki w domu, w którym mieszkało ich aż tyle, stanowiło nie lada wyzwanie. - Hm... Dobrze by było, żebyś nad tym popracował, bo z czasem może zrobić się tak terytorialna, że nie wpuści do domu nikogo obcego - przyznał Wally, nie chcąc go straszyć, ale czując się w obowiązku, by go ostrzec. - W porządku, sprawdźmy to. Usiądę na ziemi i zobaczymy, czy się mną zainteresuje. Dobrze by było, gdybyś usiadł obok, żeby widziała, że nie stanowię dla ciebie zagrożenia i że nie musi cię bronić - dodał, bezceremonialnie siadając w trawie i rozluźniając ciało.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nastawienie Stelmarii do Wally'ego: 33/100 Przywołanie: nieudane
Nicholas słuchał uważnie tego, co miał do powiedzenia Shercliffe. Pokiwał głową na znak, że rozumie, mimo iż uważał zaczepki Stelmy za urocze. Zdawał sobie sprawę, że jak pantera urośnie, takie niewinne zabawy mogą okazać się śmiertelnie niebezpieczne. Dlatego zamierzał się dostosować do zaleceń. - Mam zaufanie do Metus. Nie mam wątpliwości co do jej intencji i wyczucia. Poza tym Metus jest ze mną najdłużej i prócz prób dominacji na samym początku zawsze zachowywała się wzorowo. Poza tym w wychowywaniu jej pomaga mi profesor Atlas Rosa. Przynajmniej jak na razie, bo temat Stellmarii nas nieco podzielił. Nico skrzywił się wewnętrznie na tę myśl. Było mu przykro, ale też nie miał za złe półwilowi. Po prostu postanowił szukać rozwiązań gdzie indziej. - Lutz, Lucek, Lucyfer - sprecyzował. Jakoś tak wyszło, że jego zwierzaki często miały imiona, które ewoluowały w naturalny sposób. - Póki co je izoluję. Nocą Stelma i Metus są ze mną w sypialni, a Lucek chodzi po całym domu. O ile w ogóle w nim przebywa. Wiadomo, drzwi nie stanowią przeszkody dla Stelmy, ale to on póki co jest agresorem. Im dłużej nie mają styczności, tym lepiej funkcjonują. No i Stellmaria jest mniej zestresowana. Zastanawiał się chwilę nad sugestią Wally'ego. Rozważał kilka rzeczy, aż wreszcie spojrzał na behawiorystę z lekkim wahaniem. - Zastanawiam się, czy nie zmienić miejsca zamieszkania. Uwielbiam mój obecny dom, ale... Jest w Hogsmeade. Gdyby kiedykolwiek sytuacja miała się wymknąć spod kontroli... Czego nie planuję oczywiście, ale gdyby jednak... Chyba lepiej mieszkać w bardziej odosobnionym miejscu, prawda? Z większym ogrodem. Może jednak ogrodzonym. Sam nie wiem. Mógłbym ją zabrać do rezydencji Seaverów. Są tam anubilisy i... Odpływam od tematu, prawda? Westchnął i przetarł twarz dłonią. Stelma sobie buszowała w gałęziach, a on chciał przetestować sprawę Wally'ego. Przysiadł się do niego i zawołał panterę. Ta wpierw ochoczo zeskoczyła na gałąź niżej, ale spojrzała na Shercliffa i machnęła niespokojnie ogonem. Na nic się zdały nawoływania. Kicia się uparła, żeby zachować bezpieczny dystans i za nic nie chciała ruszyć.
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
- Wobec tego pozwól jej zająć się wychowaniem Stelmy w większym stopniu. Zwierzęta często mają zdecydowanie lepsze wyczucie niż my - u nich zasady są prostsze, a my przekombinowujemy - uśmiechnął się Wally, po czym spoważniał i skinął głową na wzmiankę o Atlasie. - Cóż, sytuacja na pewno jest nietypowa i kontrowersyjna. Ja staram się być pragmatyczny i wydaje mi się, że trzeba dać ci narzędzia, dzięki którym będziesz miał szansę jakoś... opanować Stelmę. Nawet jeśli będzie to was wiele kosztowało - westchnął, patrząc w stronę pantery. - Myślę, że na razie tak jest najlepiej, skoro nie stanowi to wielkiego utrudnienia dla wszystkich domowników - stwierdził Walter. Pokręcił powoli głową w odpowiedzi na przemyślenia Nicholasa dotyczące zmiany miejsca zamieszkania. - Nie, nie odpływasz. To rozsądne i dobrze, że to rozważasz, skoro wypuszczenie jej na wolność, kiedy dorośnie, nie wchodzi w grę. No właśnie... nie wchodzi? - zapytał Wally, patrząc na chłopaka uważnie. Wiedział, że taka decyzja jest potwornie trudna, ale nadal uważał, że tak byłoby najlepiej - odchować Stelmę, nauczyć ją zachowań właściwych dla jej gatunku i kiedy przyjdzie czas, pozwolić jej wrócić w Himalaje. Wally obserwował ją spokojnie, siedząc wygodnie na ziemi. - Przynajmniej nie jest agresywna, to już coś. Ale to też pokazuje nam, że nadal masz nad nią bardzo ograniczoną kontrolę, kiedy pojawi się dodatkowy czynnik zewnętrzny - na przykład obca osoba. Spróbujesz zwabić ją jedzeniem? - zapytał łagodnie, zupełnie się nie przejmując zachowaniem pantery, ale wyciągając wnioski i w głowie kreśląc plan działania.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Tak zrobię - powiedział Nicholas, w pełni zgadzając się z koncepcją psiej niani. Tym bardziej, że Metus nadawała się do tej roli idealnie. Wally nie tryskał optymizmem i nie szastał obietnicami bez pokrycia, ale mimo wszystko nie spisał ich sprawy na straty. Chciał spróbować, chciał im pomóc. I może nawet będzie w stanie to zrobić. - Dziękuję, że się tego podejmujesz. Zabrzmiało to dość smutno, bo i sam Nico wiedział, jaka jest sytuacja. Może przy Atlasie zdenerwował się na to zbyt mocno, ale kiedy emocje opadły, zaczął rozumieć, że sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, niż wcześniej sądził. Nie można było się długo obrażać na fakty, ale jednak rozwiązanie chciał znaleźć i nie zamierzał łatwo odpuszczać. Jednak pytanie, które zadał Shercliffe, sprawiło że twarz Seavera znów stężała. - Póki co nie rozważam tego jako opcji - powiedział powoli, ważąc słowa. - Nie ufam himalajskim służbom. Skoro Stelma trafiła do mnie, to znaczy, że nie było lepszej opcji. A skoro nie było lepszej opcji, to nie wierzę, że odesłanie jej tam wyjdzie jej na zdrowie. Ale nie mówię kategorycznego "nie". Jeszcze wiele magii upłynie, zanim Stelma będzie dorosła. Do tego czasu może się zmienić wszystko, a snując tak dalekosiężne plany prowokujemy Fortunę. Wierzył w to, co mówił, ale mimo wszystko nie był w pełni obiektywny. Wolał nie rozdrapywać już tej kwestii i zamiast tego skupić się na tym co tu i teraz. Przywołał Stelmę raz i drugi. Trochę się zbliżyła, ale wciąż łypała nieufnie na Wallyego. - Oprócz smaczków mam jeszcze inne sposoby, żeby ją zachęcić do przyjścia - powiedział Nico, chcąc się pochwalić chociaż niewielkim sukcesem. Podniósł różdżkę i za pomocą niewerbalnych aquamenti wystrzelił w powietrze kilka wodnych strumieni. - Stelma! Woda! Panterze nie trzeba było drugi raz powtarzać. Już w momencie wystrzelenia pierwszej mini fontanny przyczaiła się do skoku, a kiedy usłyszała hasło "woda", wystrzeliła z gałęzi i teleportowała się w sam środek, próbując złapać kropelki. - Brawo, mała! Tak! - Nicholas wystrzelił jeszcze kilka strumyczków, a potem pozwolił kocicy wskoczyć na swoje kolana i dał jej kilka smaczków. Ciamkała sobie w najlepsze, zerkając czasem na Wally'ego, ale najwyraźniej traciła nim zainteresowanie, póki jakoś szczególnie się nie poruszał.
+
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally rozumiał, że Nico odpycha od siebie myśl o rozstaniu z panterą. Nie było to racjonalne, ale życie nie było racjonalne, o czym sam się przekonał, wiążąc się ze sporo młodszą kobietą, pomimo wszystkich swoich uzasadnionych wątpliwości. Przypuszczał, że jeśli sprawa zrobi się poważna, Nicholas zrewiduje swoje poglądy i podejmie właściwą decyzję, nawet jeśli będzie ona nieco spóźniona. Póki co mógł mu tylko pomóc z tym, z czym będzie musiał się zmierzyć w najbliższych miesiącach. Pokiwał głową, słuchając jego odpowiedzi. - W porządku. W takim razie zajmijmy się tym, co tu i teraz. Małe kroki - powiedział po prostu Wally, nie zamierzając robić Nicholasowi wykładu pt. "miejsce dzikich zwierząt jest w dziczy". W tamtym momencie prawdopodobnie faktycznie podjął właściwą decyzję, jednak na dłuższą metę mogła się ona okazać ryzykowna. Obserwował wysiłki Nicholasa, notując swoje obserwacje w pamięci. - W porządku, to już coś. Ale musimy wprowadzić małą modyfikację - niektórzy behawioryści twierdzą (a ja się z nimi zgadzam), że ważna jest kolejność i intencja. To znaczy - nagroda jest wtedy, kiedy przyjdzie na twoje zawołanie. Wabienie jej nagrodą, czyli pokazywanie tego, co jest dla niej atrakcyjne, jest w porządku na samym początku. Teraz powinieneś jednak popracować nad tym, żeby przyszła do ciebie nawet wtedy, kiedy nie zobaczy ani wody, ani przysmaków. Chodzi o to, żeby reagowała na wołanie, a nie na pewną nagrodę. Czyli: najpierw przychodzi, potem wyciągasz jedzenie. Wie, że je dostanie, bo w jej mózgu tworzy się skojarzenie, ale nawet jeśli akurat nie będziesz nic przy sobie miał w sytuacji kryzysowej, to i tak wróci, reagując na wołanie, a nie bodziec wzrokowy czy zapachowy - wyjaśnił rzeczowo, obserwując panterę z lekkim uśmiechem. Po chwili podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie. - W porządku, na mnie już czas. Ale chętnie z wami jeszcze popracuję. Odezwij się sową albo na wizzie, to dogadamy następne spotkanie, jeśli będziecie chcieli - rzucił pogodnie. Kiedy Nico podziękował mu i zapewnił, że do niego napisze, Wally zasalutował żartobliwie, pogłaskał Metus, po czym teleportował się z cichym trzaskiem.
Las szumiał nad jego głową, gałęzie niczym powykręcane od artretyzmu palce rozcapierzały się na tle nieba, jeszcze zielone, jeszcze przystrojone od liści, żyjące jeszcze ostatnim, widmowym westchnieniem lata. Okolica, mógł przyznać, była dość malownicza, nawet kiedy nie wybrał się tutaj aby podziwiać rozpostarty przed jego spojrzeniem widok. Podróż do Doliny Godryka miała swój jasny cel, a było nim wzbogacenie wiedzy z tematyki zielarstwa (i po prostu spędzenie czasu w dobrym towarzystwie). Był przekonany, jak silnie wiedza związana z hodowlą roślin oraz ich przeróżnymi właściwościami komponuje się ze zdolnością do warzenia mikstur. Liczył się z tym wszystkim, dlatego zabrał ze sobą nawet kieszonkowy atlas roślin gdyby powstały w nim jakieś wątpliwości dotyczące określonych gatunków. Czuł się przygotowany, a oddalenie się od terenów Hogwartu było miłą odskocznią, tak samo jak oddalenie się od milczących ścian jego domu, gdzie jedyną istotą oczekującą szczerze aż wróci okazywał się (o ironio) wąż. - Mam niesmak po tych cholernych eliksirach - odezwał się po kilku chwilach do Maxa, kolejny, stawiany przez niego krok zazgrzytał na leśnej ściółce. Musiał mu opowiedzieć co sam dokładnie miał na myśli. Nie było to takie proste jak mogłoby się wydawać, choć równocześnie było banalne do zrozumienia dla drugiego Ślizgona. Ambicje potrafiły być najprawdziwszym przekleństwem kąsającym bez wytchnienia ich umysł. Ambicje potrafiły być uporczywe jak wczepiony pasożyt który drążył sieć swoich niepojętych korytarzy. - Nie chodzi nawet o O'Malleya i jego sposób prowadzenia zajęć. Wiele osób mogło podważać fakt, że funkcja opiekuna Slytherinu przypadła akurat jemu. Wiele osób było w stanie uważać że się do tego nie nadawał ze swoją niespecjalnie towarzyską osobowością odstraszającą od jakiejkolwiek chęci zwrócenia się o pomoc. Wiele osób było w stanie uważać, że oceniał za bardzo restrykcyjnie. Sam dostał od niego trolla po odpytce, gdy oparzenie rozprzestrzeniło się boleśnie po skórze, eksplodując bólem na jego przedramieniu. Wszystko przez jeden, najbardziej skomplikowany eliksir, którego jak do tej pory nie miał szans samodzielnie sporządzić. - Przejdzie mi, jak nauczę się warzyć wiggenowy - zakończył z połowicznym żartem. Wzruszył odrobinę beztrosko ramionami.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zawsze chętnie przyjmował podobne spacerki. Były okazją nie tylko do wyluzowania, ale i do uzupełnienia kolekcji składników, która u niego zawsze była uboga, bo co chwilę warzył jakiś eliksir. Tego dnia miał też towarzystwo, a to już w ogóle miła odmiana. Palił więc szluga, trzymając jedną dłonią przewieszoną przez armię torbę i cieszył się tym momentem, bo każdy moment poza Hogwartem należał do radosnych. -No co Ty. - Uśmiechnął się półgębkiem, bo choć nie wiedział jeszcze dokładnie, co Maurice miał na myśli, to akurat odczucia dzielili mniej więcej podobne. Solberg oczywiście nie miał zamiaru rezygnować z udziału w zajęciach, ale nie dlatego, że chciał się czegoś nauczyć. O nie, on po prostu był kurwiszonem. -A o co? - Zapytał, bo jednak go ciekawiło, co szło za tym wyznaniem. Opcji było wiele i każda była tak bliska jak i daleka od prawdy. -Na mnie nie patrz. Jak słyszę wiggenowy, to rzygam dalej niż widzę. - Wykrzywił się z niesmakiem. Zbyt wiele razy musiał warzyć do gówno, a że była to za prosta i za nudna robota, to miał tego już serdecznie dosyć. Wiele też ten fakt mówił o poziomie edukacji w Hogwarcie, skoro nawet studenci musieli prosić Maxa o pomoc z czymś tak banalnym, bo przez siedem lat nikt nie potrafił im pokazać, jak zrobić to dobrze. -Szukasz czegoś konkretnego dzisiaj? Słyszałem, że po tych wróżkach wciąż nie wszystkie rośliny wróciły do swojego cyklu, ale potrzebowałbym kilku rzeczy na następny labmed. Kora dębu, lipa, żołędzie... No i może jakaś szałwia dla mnie. - Zaczął myśleć, choć starał się nie rozkręcać, bo zaraz pozbierałby każdą roślinę, jaką zobaczy na swojej drodze, a nie był ani na to przygotowany, ani nie mieli tyle czasu ani w ogóle nie chciał kolegi na te męki skazywać.
Hogwart, identycznie jak magia, miał w sobie wiele absurdów. Wiedział że z ust do ust krążyły opowieści o miejscach w których odwiedziny mogły skończyć się w różny, mało korzystny sposób. Wiedział, że nawet pozornie niewinne zamkowe pomieszczenia mogłyby go zaskoczyć, gdyby jedynie wybrał się niecodzienną, niezbyt utartą ścieżką. Wiedział, że do niektórych miejsc powinien zwyczajnie nie zaglądać bez względu na rozchodzącą się z tyłu głowy pokusę ciekawości. Nawet zwyczajne zajęcia z eliksirów mogły się zakończyć wizytą w skrzydle szpitalnym jeśli było się tylko odrobinę nieostrożnym. - Nic już więcej nie mówię - odpowiedział niewinnie. - Wolę, żebyś nie zapaskudził nam potencjalnych zbiorów - och, Maurice, ale ty się bardzo troszczysz o kolegów. O wiele bardziej interesuje cię osiągnięty cel niż szarpiące obolałym żołądkiem torsje. Tak czy inaczej, nie należał do uporczywych osób. Miał znacznie więcej tematów do poruszenia niż gadanie w kółko o tym samym. - Wezmę dla siebie korę - nie przypominał z jakiego drzewa, to zresztą było nieistotne. Musiał w niedalekiej przyszłości przygotować eliksir wiggenowy, to była sprawa honoru, sprawa pomiędzy nim samym i nikim innym. Nie chciał w to angażować pozostałych osób. Milczał, koncentrując się na rozróżnianiu gatunków. Znajomość jakie rośliny znajdowały się w otoczeniu i umiejętność szybkiego ich rozpoznania była bardzo istotna zwłaszcza przy pozyskiwaniu kolejnych ingrediencji. Drzewo wiggen, nieświadome całkowicie krążącej wokół niego niechęci było rośliną o jasnej i dosyć gładkiej korze. Jeśli się nie mylił, jeszcze wytwarzało owoce. Skonfrontował wszystkie pozyskane informacje z rzeczywistym okazem, dodatkowo usiłując zapamiętać na nowo kształt jego liści. Zgodnie z tym, co sam mówił, pozyskał nieco kory do przyszłego uwarzenia eliksiru. - Wiesz, mogę pomóc ci z rzeczami do Labmedu - zaoferował dodatkowo. - Pomyślałem, że przyjdę na kolejne spotkanie - zapowiedział. Nie miał pojęcia, czego mógł zwyczajnie oczekiwać po spotkaniu koła, ale był przekonany, że będzie w stanie mu pomóc w rozwijaniu umiejętności na jakich przede wszystkim koncentrowały się posiadane przez niego ambicje oraz plany na przyszłość. - Lepiej teraz niż nigdy. Późno się obudziłem.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Hogwart po prostu się nie zmieniał, a całe to pierdolenie o bezpieczeństwie uczniów i ich dobru było tylko słabym chwytem marketingowym, w który nikt, kto do tej szkoły uczęszczał, nie wierzył. Dużo lepiej było więc eksplorować świat poza tymi zimnymi murami, co Solberg robił nagminnie i co w przeszłości skutkowało wieloma szlabanami i jeszcze większą ilością odjętych punktów. -Jakość zbiorów najważniejsza, nie ma co ryzykować. - Zgodził się z uśmiechem. Póki nie mieli rąk pełnych roboty, odpalił też peta, żeby dotlenić nieco płuca przed tak ogromnym wysiłkiem, jak pozbieranie kilku chwastów z leśnego poszycia. -Kora zawsze potrzebna. Chociaż problematyczna jakościowo. Trzeba uważać na te wszystkie robale, wilgoć i inne takie. Jeśli miałby powiedzieć, czego najbardziej nie lubię zbierać, to chyba właśnie kory. Szczególnie przy takiej pogodzie. - Westchnął, stawiając kolejne kroki. Wiedział, że są już niedaleko miejsca, gdzie będą mogli dobrać się do naprawdę niezłych rzeczy. -Ale bez kory nie ma eliksirów, a bez eliksirów.... Nie ma eliksirów. - Wzruszył ramionami. Taki był już los, że jak się coś chciało mieć porządnego, to trzeba było o to zadbać samemu. Owszem, różne apteki oferowały szeroki asortyment, ale Max wolał jednak samemu zadbać o odpowiednie składniki i wiedzieć dokładnie, co wrzuca do swojego gara. Zaraz jednak wyszczerzył się mocniej, gdy Howells zaoferował swoje dłonie do pomocy i wyraził chęć pojawienia się na labmedzie. Nowi rekruci zawsze byli w cenie. -A bardzo chętnie. No i zapraszam z otwartymi ramionami. Następne zajęcia prowadzi Norwood, ale w październiku chcę wrócić do tematu, który zacząłem. Będziemy kombinować z leczniczymi roślinami w sprawdzonych miksturach. Jak ogarniesz dla siebie, co potrzebujesz, możemy zacząć od kory wszelakiej. Przyda się dąb do przeciwzapalnych rzeczy i lipa na coś relaksującego. Jakbyśmy dorwali wierzbę na przeciwgorączkowe to też bym nie narzekał. Mam wiele kociołków do wypełnienia na tych zajęciach i nie mogę pozwolić, by komuś czegoś zabrakło. - Rozkręcał się powoli, dając ślizgonowi mały wgląd w to, czego może się spodziewać na najbliższym spotkaniu. -Chyba tu możemy zacząć. Widzę, że drzewa są w dość dobrym stanie. - Zauważył, wskazując petem, którego trzymał między palcami, na kilka okazów, które zwróciły jego uwagę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Był zawsze obserwowany. Jego wuj, chociaż pozornie nieobecny, spoglądał na jego ruchy, na kaskady decyzji które otwarcie zaczął podejmować po przekroczeniu pierwszego progu dorosłości. Wiedział, że milczenie nawet gdy wydawało się puste, oznaczało po prostu aprobatę lub raczej tolerowanie wyboru przy jakim postanowił pozostać, bo jego wybory były najwyżej znośne, jego istnienie było najwyżej znośne choć przyjmowane z trudem. Nie chciał mieć na początku nic wspólnego z uzdrawianiem. Dopiero później zrozumiał, że było to niemożliwe, wspólnego miał mieć niewiele, ale nadal musiał opanować podstawy magii leczniczej niezbędne do uwarzenia określonych eliksirów. Zielarstwo wydawało się inne, wprowadzało w nim spokój. Zdolność do rozróżniania określonych gatunków była jednym z jego fundamentów, inne stanowiło samo obchodzenie się z roślinami lub bezpośrednia hodowla. Drzewa i rośliny znajdujące się dookoła nie zaliczały się do szczególnie groźnych, nie na tym etapie lasu. Nie przeszkadzało mu to, aby starać się określić z czym miał po drodze do czynienia, potraktował to jak obecne ćwiczenie, tuż obok pozyskania składników. Zatrzymał wzrok na korzenniku lekarskim, poznając go bez problemu po wiecznie zielonych pędach i połyskliwych liściach. Nie był pewny, czy grzyby które zauważył kilka momentów później nie były złotoustymi prawdziwkami. Postanowił się upewnić zaglądając jeszcze do atlasu. Złotouste, pomyślał, jednak spożycie ich nakazuje mówić prawdę i tylko prawdę, co w jego odczuciu było z góry zaprzeczeniem złotoustości przywodzącej na skojarzenia o wiele silniej charyzmę niż szczere wyznawanie prawdy. - Dobra. Biorę się do roboty - skinął głową gdy zatrzymali się nieopodal roślin, które zapowiadały się całkiem obiecująco. Dąb było łatwo zauważyć, a skoro wspominał o nim Solberg miał zamiar zadbać o to, by zgromadzili solidny zapas jego kory, w laboratorium medycznym jak zdążył już wychwycić uczestniczyła całkiem pokaźna liczba zainteresowanych. Fragmenty, które wydobył zapowiadały się dobrze, nie wydawały się schorowane czy uszkodzone w inny sposób. - Rozumiem, że na labmedzie ćwiczymy głównie eliksiry. Czy oprócz tego robicie czasem spotkania na temat zaklęć leczniczych? - zapytał Ślizgona z czystej ciekawości. Solberg sprawiał wrażenie bardzo zaangażowanego w działalność koła naukowego; wiedział, że zdając mu to pytanie, otrzyma informacje z pierwszej ręki. Nie wiedział o nim zbyt dużo, więcej niż powierzchownie. Od zawsze respektował prywatność, nigdy nie drążył bardziej niż szeptała mu jego intuicja.