Ogromny, przeszklony budynek, który jest tak wysoki, że gdy staniesz u jego stóp, nie jesteś w stanie dostrzec szczytu. Miejsce, w którym bez pudła znajdziesz wszystkie potrzebne rzeczy, które chciałeś nabyć w mugolskim świecie, a na zakończenie możesz jeszcze wstąpić do którejś z kawiarni lub restauracji, których jest tu pełno. Musisz mieć niestety mugolskie pieniądze, pamiętaj, że Twoje czarodziejskie monety zostaną potraktowane jako żart!
Otworzyła oczy i odetchnęła z ulgą. - Dzięki, że mnie tu szczęśliwie dostarczyłeś. - poklepała go po ramieniu po czym weszła do galerii. - Tak, zacznijmy od sklepu dziecięcego.
- Ba, polecam się na przyszłość - ukłonił się nisko i spojrzał na wystawy. Od razu rzucił mu się sklep z wózkami. - Wózeczek dla młodej mamy? I laska... rzucamy ten sweterek. - puścił jej oczko, czekając aż w końcu wywali ten worek. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego nie chciała pokazywać swojego stanu. Ileż ludzi pragnęłoby być w ciąży? Tyle się starają i wszystko idzie na marne, a Ivette... Zdarzył się cud!
Wywróciła oczami, ale w końcu zdjęła sweter. Pod spodem kryła się granatowa sukienka, która idealnie zgrywała się z kolorem oczu Ivette. - Wózek, świetnie! - powiedziała z nieukrywanym entuzjazmem po czym weszła do sklepu.
- A może jego kupimy w innej dzielnicy? - spytał charakterystycznie unosząc brwi. Wymyślił, że przydałby się jej magiczny wózek, a nie ten mugolski. - Wydaje mi się, iż tamten będzie lepszy. - chrząknął znacząco, wymijając kilkoro mugolów. - W ogóle... co dziecko potrzebuje? - spytał drapiąc się po głowie.
- Rozumiem, co masz na myśli. - pokiwała głową. - Może i masz rację. W takim razie skupmy się na ubrankach i pieluszkach. - uśmiechnęła się po czym weszła do sklepu z odzieżą niemowlęcą.
- Ubraaanka - jęknął, idąc za nią ociężale. - Patrz, to wygląda jak piżamka! - wskazał na komplet dziesięciu śpioszków. Wydawały się być małe, ale to nie facetowi oceniać. Poczekał, aż Ivette podejdzie do stoiska i sama zobaczy. Oglądał wszystko co było wystawione, jednak widział wielką przepaść między sobą a tymi ciuszkami.
Podeszła do odpowiedniego stoiska. Jednak jej uwagę przykuło coś innego. - Patrrz, jakie piękne śpioszki! - uśmiechnęła się szeroko. Zerknęła na niego i dostrzegła ubolewanie na jego twarzy. - Obiecuję, że się pospieszę.
Wybrała pięć różnych kolorów i wrzuciła je do koszyka. Następnie wzięła kilka par skarpetek i dwie czapeczki.'
Dorzuciła jeszcze:
http://skarbymalucha.pl/images/large/ubranka_sofija_spodenki_laura_rozowepaski_1.jpg i http://miastodzieci.pl/includes/phpThumb/phpThumb.php?src=/images/stories/new/123017Smoki2.jpg&hp=300&wl=300
Chwyciła dwie paczki pieluch i stanęła w kasie. W przeliczeniu na magiczne pieniądze, zakupy w tym sklepie kosztowały ją 30 galeonów. - No to możemy wyjść. - uśmiechnęła się. - Weźmiemy jeszcze kilka zabawek w następnym sklepie i możemy iść po pierścionek.
Spojrzał na nią jak zaczarowany. - Widzi Pani, cud, a nie kobieta! - krzyknął do sprzedawczyni wyraźnie ucieszony, jak kobieta potrafiła zrobić szybko zakupy. Chciał za nią zapłacić, ale oczywiście jego zdziwienie na nic nie pozwoliło - Słuchaj, to ja kupię zabawki. - uśmiechnął się do niej. - I nie sprzeciwiaj się! Chcę rozpocząć karierę dobrego wujka.
Roześmiała się, widząc jego reakcję. Chwyciła go za rękę i szybko wyprowadziła ze sklepu. - Zobaczymy. - powiedziała po czym weszła do sklepu z zabawkami. Aż zasłoniła usta dłonią, gdy zobaczyła regał, który aż pękał od pluszaków. - Na brodę Merlina...
Podbiegł do regału, wybierając najfajniejsze miśki dla małego skarba. Jeden z kokardką, drugi z czapeczką, trzeci z napisem, a czwarty wyglądał tak dziwnie, że aż nie mógł się powstrzymać. Wybrał ich dziesięć. Dziesięć oryginalnych i najpiękniejszych. - Jak podrośnie to sama jeszcze tu przyjdzie z nami. - uśmiechnął się, ledwo utrzymując miśki w ręku. Podszedł do kasy i zapłacił równowartość trzydziestu galeonów. Sprzedawca zapakował to, a Kazuo chwycił od Ivette zakupy.
- Kazuo, jesteś niemożliwy. - obserwowała chłopaka z rozbawieniem. - Dziękuję, rozpieszczasz ją. - uśmiechnęła się do niego uroczo. - Jesteś świetnym wujkiem. - zmierzwiła jego włosy. - No to został nam jubiler.
- Ba! Zawsze chciałem być wujkiem. Ale wybacz, ubrania Ty jej kupujesz. Nie znam się na tym, jeszcze kupię jej chłopięce - wyszczerzył się. - Ugh, czyli najgorsze na koniec? - spytał retorycznie. - To okropne trudne zadanie - jęknął niezadowolony, gdy wyszli ze sklepu i ruszyli w stronę jubilera.
- Umowa stoi. - uśmiechnęła się pogodnie. - Od zadań specjalnych jestem ja, więc pomogę Ci z wyborem. - pocieszyła go. Chwilę później znaleźli się już u jubilera. Iv zaczęła oglądać pierścionki.
Podrapał się po głowie. Co ta dziewczyna z nim robi? Najpierw ławeczka, obcy ludzie, a teraz wybiera pierścionek. - Szukam pierścionka zaręczynowego - rzekł, siląc się na poważny i niedrżący głos. Sprzedawca wyraźnie ucieszony wyszedł zza lady i podszedł do Kazuo. - Czy to dla tej młodej damy? - spytał, zerkając na Ivette. - Chyba nieco za późno na oświadczyny - dodał, gdy ujrzał jej brzuch. Kazuo spojrzał na niego jak na kretyna - Lepiej później niż wcale. - warknął. Sprzedawca lekko oburzony, burknął coś pod nosem i wysunął im szafkę z pierścionkami - Iv, może ten? - spytał wskazując na srebrny pierścionek z oczkiem.
Iv spojrzała z irytacją na sprzedawcę. - Co Pan nie powie... - mruknęła pod nosem po czym podeszła do Kazuo. - Niee, ten odpada. - pokiwała przecząco głową. Wskazała palcem na zgrabny pierścionek z niewielkim, ale błyszczącym diamencikiem. - Ten jest piękny.
- Skoro kobieta tak twierdzi, to trzeba się słuchać - powiedział cicho, odgarniając grzywkę, która zasłoniła mu owe "cudo". - Przymierz, Iv. Christy jest do Ciebie podobna. Możecie mieć ten sam rozmiar - rzekł, krytycznie patrząc na pierścionek, czy aby na pewno spełni oczekiwania ukochanej?
Bez wahania przymierzyła pierścionek, który wyglądał na jej palcu bardzo efektownie. - Jest dobry. Zobaczysz, Christy będzie zachwycona. - uśmiechnęła się do niego z entuzjazmem po czym podała mu pierścionek.
Wziął go w dłonie, wydawał się taki maleńki. - Dobra. To biorę. - rzekł bez zastanowienia. Przecież raz się żyje. Właśnie żyje. Zastanawiał się, jak zareaguje Christy, ciągle chodziła mu po głowie formułka, ciągle chciał dodać coś od siebie, pokazać jej coś nowego. Otrząsnął się z zamyśleń, przyjmując sprzedawcy czerwone pudełeczko w kształcie serca i płacąc 50 galeonów.
- Kazuo, nie przejmuj się tym tak. - powiedziała cicho. - Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęła się po czym skierowała się w stronę wyjścia. - To wracamy?
Przytulił ją. - Dzięki, Ivette. Wszystko mamy załatwione. - schował pierścionek do kurtki. - Trzymaj się mocno - dodał ze śmiechem. Po chwili teleportowali się przed bramę Hogwartu. - Pomogę Ci to zanieść - rzekł i ruszył w stronę zamku. Doskonale wiedział, gdzie jest dormitorium Puchonów.
Weszła razem z Blair, Hope i Adolfem do galerii. Cudem udało jej się przekupić ochroniarza by wpuścił je z kotami. Wyszczerzyła się do Blair. -Łapówki to jeden z najprzydatniejszych 'wynalazków' naszych czasów - powiedziała z uśmiechem. I weszła do butiku.
Udało im się znaleźć galerię dosyć szybko. Musiały trochę czasu poświęcić na namowie strażnika do wpuszczenia ich z kotami. Na widok ochroniarza Hope zaczęła groźnie i głośno miauczeć, co rozśmieszyło Blair. - Potwierdzam. - odpowiedziała wciąż się uśmiechając. Weszła do butiku i od razu zabrała się do przeszukiwania ubrań na wieszakach. - Znalazłaś coś - zapytała July po kilku minutach.
Buszowała pośród sklepowych półek. Aż znalazła białą sukienkę. -Uznałam, że zmieniam styl - rzekła - przed całe lato będę chodzić w sukienkach. Co myślisz o tej? - zapytała, podając Blair lekką białą sukienkę.
Nie było jej w tych okolicach naprawdę długo. Czuła wyrzuty sumienia, że nie dała rodzicom chrzestnym możliwości do obcowania z Małą. Teraz trzeba będzie wszystko nadrobić. Ann wesoło gaworzyła w spacerowym wózku i z zaciekawieniem rozglądała się dookoła. Ciekawe, czy pamięta te wszystkie miejsca. Iv usiadła na ławce w pobliżu galerii i uśmiechnęła się pod nosem. Jak dobrze być w domu.
Wracał na piechotę z Ministerstwa. Rozpiął marynarkę, czując się bardzo niekomfortowo wśród młodzieży, która podbijała galerię handlową. Tak się od nich różnił w tym garniturze. Liczyło się to, że wszystko idzie po jego myśli. Nagle usłyszał śmiech dziecka, mimowolnie się obrócił. Ruszył szybkim krokiem do dziewczynki. - Moja droga, zlinczować to za mało - powiedział chłodno do Ivette, która siedziała na ławce. Będzie musiała mieć dobry powód, aby zniknąć na tyle czasu. Przykucnął przy dziewczynce - Siema, Ann, pamiętasz mnie, łobuziaku? - spytał, poprawiając jej zawiniętą sukieneczkę i podając dłoń.