Sala ta jest bardzo nasłoneczniona, a z jej okien widać obszerny dziedziniec. Pełno tu klatek, w których czasami pojawiają się kociaki do ćwiczeń, jedna szafa jest pełna kufrów, a omnikulary ułożone na regale mają tendencję do uciekania, bowiem te egzemplarze mają albo królicze łapy, uszy lub ogony.
Wjechałem do klasy zaledwie kilka sekund przed czasem co doprowadziło do tego, że wszystkie ciekawsze miejsca były zajęte, więc zasiadłem sam z tyłu sali rozglądając się po sali. Chciałam tutaj być dokładnie tak samo jak pragnąłem wymywać dupska wszystkim hipogryfom z Zakazanego Lasu. Jasne, Bergmann nie był wprawdzie chujem jak Craine, ale brakowało mu czegoś co miał Dear, a fakt, że wcześniej uczył mnie w Trausnitz wcale nie ułatwiał sprawy. Mimo że nie byłem fanem tego przedmiotu to lekcje z Dearem jakoś mnie przyciągały, a tutaj pojawiałem się tylko po to by pod koniec roku dostać upragnioną parafkę na świadectwie ukończenia studiów i móc rozpocząć upragnioną karierę. Pewnie normalnie miałbym wszystko w głębokim poważaniu, ale z racji tego, że siedziałem sam to nie miałem specjalnie wyboru i postanowiłem przynajmniej spróbować skupić się na lekcji, a czekając na to aż nauczyciel w końcu zacznie mówić przejrzałem nawet moje transmutacyjne bazgroły z zeszłego roku - wiele z nich nie wyciągnąłem, ale zawsze coś. Musiałem chociaż trochę poudawać, że mi zależy dlatego wpatrywałem się w profesora i zmusiłem się do maksymalnego skupienia - może nie nie przepadałem za przedmiotem, ale starałem się zrobić dobrą minę do złej gry.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0,5 - bo Bergmann jednak nie jest Crainem XD KONCENTRACJA: 4 TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 7,5
Autor
Wiadomość
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Ja lubiłam rozmawiać o bzdurach każdego dnia, o każdej porze, dlatego wcale mi nie przeszkadzały żadne pogadanki na lekcjach. Widzisz, musisz na mnie uważać, bo inaczej sprowadzę Cię na złą drogę. Odwzajemniam szeroki uśmiech, dobrze że nie rumienię się jak dziewczynka, tylko staram się powstrzymać od straszliwego szczerzenia się do Ciebie. Tak jak ty, chociaż tego nie wiem. - Jestem jedną z najgorszych uczennic jeśli chodzi o transmutację. Kiedy dorosnę, planuję się jej oduczyć, jestem takim beztalenciem - mówię i wywracam oczami do mojego przystojnego kolegi z ławki. Nie cieszę się długo jego towarzystwem, bo w klasie dzieje się coś dziwnego. Ludzie się przewracają po moimi nogami, @Mia Wolfe muska moje ramię, a ja odwracam się do niej, żeby dyskretnie pokazać jej wzrokiem Mylesa. Musi w końcu ocenić Cię pozytywnie, żebym była spełniona jeśli chodzi o zaakceptowanie przez najbliższych. Ufam, że Mia zrobi sobie w głowię mapę pamięci Twojego wyglądu, bo już Maili dekoncentruje moją przyjaciółkę, tarzając się po podłodze. A niefrasobliwy Gryfon robi wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Całkiem mu się to udaje, bo gapię się na niego i jego siostrę, na chwilę zapominając o Tobie. Krzywię się kiedy się orientuję, że to robię i odwracam się do Ciebie ze skrzywioną miną. - Gryffindor. Kiedy nawet posiadanie genu wili nie wystarcza ci, żeby zwrócić na siebie uwagę - mówię cicho krytykując ten dom głośnych ludzi. Zazwyczaj nic do nich nie mam, ale przystojny osobnik wygłaszający bezczelne odzywki był karykaturą zbyt pewnych siebie gryfonów. Kiedy na dodatek wychodzi z sali, od tak, patrzę na nauczyciela, mając nadzieję, że da mu minus 100 punktów, albo szlaban na rok. Aż przypomniałam sobie, dlaczego nie umawiałam się z chłopcami. Ale szybko zapominam o tym gorzkim stwierdzeniu w mojej głowie, bo widzę jak nieporadnie radzisz sobie z zaklęciem i rozczulam się w przeciągu sekundy. Mi też nic nie idzie, bardziej skupiam się, by wyglądać jak nimfa wodna podczas wymachiwania różdżką, niż by cokolwiek zrobić. Dlatego kiedy kończę moje ładna, aczkolwiek żałosne w skutkach podrygi, uśmiecham się szeroko i tak, bo bardziej się ciesze, że spędzamy razem czas, nawet w takich okolicznościach, niż martwię moimi średnimi możliwościami. - Ja podobnie - stwierdzam ze wzruszeniem ramion. No cóż, nie można być dobrym ze wszystkiego!
Szczęście: 1 Koncentracja: 3 Talent: 0 Kostki: nic się nie udało porażka
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Wzruszyła ramionami na uwagę profesora. Dziesięć punktów w te czy we wte... Biorąc pod uwagę jak bardzo Gryffindor wyrwał do przodu w klasyfikacji domów, nie obchodziło to pewnie nawet ludzi, którym zależało na Pucharze. - Grunt, że nie jestem sama - skomentowała pod nosem tak dla zasady, że kto ma ostatnie słowo ten wygrywa. Bergmann na szczęście nie sprecyzował, jak miała sprzątnąć fasolki, więc problemu w ogóle nie było. Wyjęła różdżkę, rzuciła Chłoszczyść, a kiedy wszystkie zebrały się w stosik zniknęła je Evanesco. Sprawnie, cicho i od ręki - i o co było tyle hałasu? Wyciągnęła resztę fasolek z włosów i ułożyła w równym rządku na ławce. - Czekolada z nugatem, mówisz? - pochyliła się nad szeregiem fasolek, obserwując znad nich Bergmanna - Fuj! Co to za słodycze, które nie smakują jak niemyte stopy - Bergmann patrzył w innym kierunku, więc pstrykając w pierwszy w rzędzie cukierek strzeliła nim w stronę @Marceline Holmes. Bez powodu - po prostu się nudziła, a Krukonka była na linii ostrzału. Cały czas zerkając w stronę nauczyciela, wystrzeliła w jej stronę cały rządek. Pierwsze dwie uderzyły w jej krzesło, trzecia odbiła się od ramienia @Leonardo O. Vin-Eurico, czwarta celnie wplątała się we włosy Krukonki, piąta potoczyła pod ławkę, a dwie kolejne wpadły we właściwe miejsce za czwartą. Wyprostowała się skończywszy odstrzał i spojrzała na siedzącego z nią chłopaka. - Myślisz, że doceni stylizację? Dalej było już tylko zabawniej. Kiedy do Lysa dołączyła Bianca, Ette oparła się łokciem o blat ławki i chowając pół twarzy w dłoni, powstrzymywała się od śmiechu. Pełne rozbawienia oczy wędrujące z jednego Zakrzewskiego na drugie, zdradzały jednak, że bawiła się wyśmienicie. Nie trzeba było czekać długo na reakcję Bergmanna. Żeby było jeszcze fajniej, to na tym się nie skończyło. Bas postanowił wstawić się za przyjacielem, a Ette w tym czasie wbiła wzrok w ławkę i podchichrywała się pod nosem z całej sytuacji, sama nie chcąc się w to mieszać. Spojrzała na Basa, kiedy znów zwrócił się do niej i wyszczerzyła do niego zęby. - Jak my wszyscy - odpowiedziała i mrugnęła do niego wesoło, dając znać, że doskonale wie co czuł tak naprawdę. Szkoda, że Lys wyszedł... Nie śpieszyła się z wykonaniem zadania. Po tak energicznym początku, lekcja zupełnie przestała ją interesować, więc zanim zebrała się do pracy, znudzona przyglądała się jak idzie innym. Czarowali jakieś pióra, bransoletki i inne pierdoły. Zmarszczyła nos, szukając sobie własnego obiektu ćwiczeń. Na pewno nie zamierzała ograniczać się do przyborów piśmienniczych - jak czarować, to z pierdolnięciem, szczególnie, kiedy miało się takie jak ona predyspozycje. Jak na rozpieszczonego do granic możliwości dzieciaka przystało, Ette uwielbiała się popisywać. Nie musiała nawet długo szukać. Ławka jej i @Daisy Manese wyglądały całkiem podobnie. Chytry uśmieszek wkradł jej się na wargi, kiedy w końcu sięgnęła po różdżkę. Nogą w tym czasie odsunęła od ławki własną torbę - szkoda byłoby książek. Powiązała oba stoliki i rzuciła niewerbalnie Occidere. Ławka jej i Basa upłynniła się w oka mgnieniu, oblewając ich cieczą koloru drewna. Nie wszystko poszło jednak tak gładko jak by chciała, bo w ławce Manese przemieniły się tylko nogi. Blat tymczasem z łoskotem uderzył o ziemię, rozchlapując na boki krople tego, co kiedyś go podtrzymywało. Z racji tego, że użyła zaklęcia niewerbalnie, mogłaby jeszcze palić głupa, że to nie była jej sprawka, ale zaprzepaściła chyba swoje szanse ostatecznie, kiedy zaczęła się śmiać. Wiedziała, że miała przekichane, ale dobry humor z początku lekcji jej nie opuszczał - w sumie tak jak jej wyszło, było nawet zabawniej, niż gdyby zaklęcie było zupełnie poprawne. W tym momencie nic innego się nie liczyło - ani to, że od pasa w dół była mokra, ani profesor. Może przynajmniej szlaban dostanie z Lysem. Nie było im chyba dane dogadać się z jakimkolwiek nauczycielem transmutacji. Pewnie jakaś klątwa, bo co złego, to przecież nie oni.
Kostka: 6->4, 4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 60+ Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 6 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
Dais, Marcela - upatrzyłam Was sobie na cel losowo, z osób, które jeszcze nie odpisały ;p
@Daniel Bergmann, prawdopodobnie nie zdążę odpisać Finn, więc jak coś to zasnęła na serio ;p
Ostatnio zmieniony przez Harriette Wykeham dnia Sro Gru 20 2017, 20:20, w całości zmieniany 1 raz
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie planował przychodzenia na transmutację - Mefisto wcale nie był wielkim fanem tego przedmiotu. Był to po prostu odłam zaklęć, dookoła którego wszyscy robili stanowczo zbyt dużo szumu. Wymagał koncentracji i niekiedy ogromnej dozy kreatywności, a Ślizgon zwyczajnie nie był w tym najlepszy. O wiele lepiej kombinowało mu się nad zaklęciami niż nad tym, jaki wzorek dodać na materiał. Pojawiał się czasem na zajęciach, aby nie wyjść na kompletnego ignoranta; był święcie przekonany, że ta lekcja to kolejna tyrada Craine'a odnośnie tego jak beznadziejnymi osobami są. Dopiero gdy przechadzał się po korytarzu, rozmyślając czy warto zajrzeć do biblioteki i napisać trochę lepszą pracę na zielarstwo, dotarły do niego informacje o tym, że zajęcia prowadzi Bergmann. Mefistofeles nie mógł ich zatem opuścić, toteż czym prędzej pomknął w stronę wskazanej klasy, po drodze sprawdzając zawartość torby. Oczywiście, nie było tam żadnego podręcznika do transmutacji. Słusznie. Przystanął dopiero przed salą, wziął jeden wdech i wszedł do środka ze swoim standardowym cynicznym uśmieszkiem, omiatając minimalnie zaciekawionym spojrzeniem salę. O dziwo nie wparował wcale aż tak późno, dostrzegł zatem resztki zamieszania i samo przybycie trzech innych spóźnionych uczniów. Jeszcze w drzwiach dosłyszał od plotkujących z tyłu gaduł informację o tym, że niejaki Lysander otrzymał szlaban i ujemne punkciki dla biednego królującego w rankingu domów Gryffindoru. Czyżby lwi wychowankowie nie potrafili wygrywać i tak desperacko pragnęli spaść na dalsze miejsca? - Profesorze, zbiera pan różnokolorową ekipę na ten szlaban? - Zainteresował się na tyle głośno, aby nie umknęło to uwadze @Daniel Bergmann. Cóż, Nox raczej nie był z tych, co niezauważalnie wejdą do klasy i siądą sobie cichutko, byle nie zwrócić uwagi na swoje niezbyt spektakularne spóźnienie. - Bo jeśli tak to brakuje jeszcze kogoś z Hufflepuffu... Może innej płci, tak dla odmiany? - Zasugerował, a ponieważ akurat przechodził obok ławki @Melody Kingston, to mrugnął do niej zaczepnie. Wolne miejsce odnalazł sobie obok jednej Ślizgonki o fenomenalnie fioletowych włosach (@Erika L. Frisk), ale fakt faktem nie poświęcił jej w danej chwili zbyt dużej uwagi. Oczekiwał na odpowiedź nauczyciela, to było bardzo ważne! Naturalnie, wyjął różdżkę i pomachał nią nad dwoma papierosami (no co? Tylko to miał akurat w kieszeni), aczkolwiek chyba nawet niezbyt się starał, bo efektu nie było.
Koncentracja: daję 5, bo przecież Mef bardzo dużo uwagi poświęca profesorowi! Czujny jak mało kto, serio. Talent: 1 (za zaklęcia) Kostki: A nie chcę, wolę niepowodzenie
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Od razu zrozumiałem, że @Lotta Hudson chciała się skupić i nie była zbytnio zadowolona z mojego odwracania jej uwagi. Szczerze mówiąc pojmowałem to, ale sam miałem kompletnie w nosie tę lekcję. Tak samo nie bardzo przejmowałem się Bergmannem, do którego nie pałałem szczególną sympatią, zresztą on za mną też raczej nie przepadał. Właściwie go nie słuchałem. Kiedy Zakrzewski postanowił zrobić scenę, spojrzałem na niego z politowaniem. Zawsze wiedziałem, że ten chłoptaś potrzebował atencji, bo inaczej bolała go duma, ale nie sądziłem, że był aż takim idiotą. Właśnie przez takich ludzi jego dom był uważany jako dom samych debili. Nie żebym coś do tego miał, zwłaszcza jemu nie życzyłem dobrze. Nie straciłem przez niego koncentracji, ona i tak była bardzo niewielka, więc praktycznie nie było czego tracić. Rzuciłem zaklęcie, a że skupienie nie było moją mocną stroną zadziałało dość ciekawie. Zamiast zwiększać swoją objętość równomiernie, przedmioty robiły to odwrotnie. Chwile tak się bawiłem dwoma wyciągniętymi przeze mnie kluczami i zerknąłem na Lottę z iskrami rozbawienia w oczach.
Koncentracja: still 4 Kostki: 11 + 5 za talent Druga kostka: 1
Caesar T. Fairwyn
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : Brak dwóch palców, wysoki wzrost, skupiona twarz, zimne spojrzenie, wyraźna nieśmiałość wobec młodych dam.
Z minuty na minutę jego irytacja wzrastała. Wszystko zaczęło się od pajaca Zakrzewskiego, najwyraźniej chcącego popsuć humory wszystkim obecnym w sali. Rozdarł się jak stara szmata, a potem rzucił na jakiegoś innego krukona, którego Caesar niezbyt dobrze kojarzył. W jednej chwili miał ochotę walnąć głową w ławkę albo wyjść z sali, bo już wiedział, że cała koncentracja, którą tak bardzo starał się zachować, ulotniła się w jednej chwili. Fairwynowi ciężko było myśleć o czymkolwiek innym niż matka czy problemy, które ciągle podrzucało im wszystkim pod nogi ministerstwo. Życie stawało się tak bardzo nierealne i dziwne, a on coraz częściej myślał o tym, by to wszystko rzucić i gdzieś wyjechać. Na chwilę przymknął oczy w nadziei, że w chociaż ten sposób uda mu się odzyskać skupienie. Myślał, że już jest gotowy. Rzucił zaklęcie raz pierwsze, drugi i trzeci i nie wyszło ani razu. W jednej chwili jego irytacja sięgnęła granic możliwości, nie dbając czy ktokolwiek patrzy na to co poczyna, z całych sił zacisnął pięść na patyku. Suche drewno zatrzeszczało, by zaraz zostać ciśniętym na ławkę. Czuł się beznadziejnie, nawet najprostsze zaklęcia mu nie wychodziły i nie potrafił się uspokoić. Nabuzowany spoglądał w stronę nauczyciela, pragnął by ta lekcja skończyła się już teraz.
Moją uwagę zwraca incydent z Severusem i Harriette, a potem latające po całej klasie fasolki, ale niewiele sobie robię z tego co wrzeszczy Zakrzewski - i tak mnie to nie interesuje, zresztą nic nie rozumiem. Mojej uwadze za to nie umyka pojawienie się @Aleksander Cortez, który wyglądał jak jakiś mop, co zbyt długo stał nieużywany w schowku. Próbuję słuchać nauczyciela, ale nadal nie do końca wiem co właściwie mam zrobić. Na pewno użyć zaklęcia Proteusza, inaczej nie pytałby o nie na samym początku lekcji. Rozglądam się trochę po innych i widzę, że czarują jakieś pióra i inne ołówki. Sięgam po torbę i wyciągam z niej kałamarz. Czy obydwa przedmioty na które rzucam zaklęcia muszą być takie same? Nie udaje mi się dobrze rozglądnąć po innych, bo nagle mogła ławka się... zapada? Blat uderza o moje nogi i przechyla się do przodu, przez co stojący na nim kałamarz spada i rozbija się na podłodze. Zrzucam ją z siebie całkiem, czemu towarzyszy donośny huk. Rozglądam się, szukając winnego i chyba nawet nie mogę mieć wątpliwości, że zrobiła to śmiejąca się gryfonka. Mam już naprawdę dosyć @Harriette Wykeham, najpierw kopie mnie na meczu, potem trafia milionem zaklęć podczas pojedynku, a teraz jeszcze rozpływa mi nogi ławki. W pierwszej chwili chcę w nią o prostu rzucić Drętwotą, ale myślę sobie, że to mogłoby oznaczać szlaban czy coś równie niemiłego. Ściągam więc pomysł od Harriette i rzucam Proteusza na obydwa jej buty - chyba są takie same? Jeszcze nie do końca zrozumiałam czy obydwa transmutowane muszą takie być. Chcę je przemienić w kamień, więc rzucam Duro i nawet nie zauważam, że nie do końca działa. Zamiast stać się twarde, robią się miękkie niczym gąbka, podeszwy znikają i całe nasiąkają brązową wodą, która przed chwilą była ławką. Nadal jestem zła, ale trochę się uśmiecham. Siedzę dalej na krześle, już bez ławki, bo sam blat leży do góry nogami kawałek przede mną i rozmasowuję kolana, które właściwie trochę bolą po uderzeniu.
Zajęcia w Trausnitz zapamiętała inaczej, a może to kwestia wyższego poziomu samokontroli ze strony uczniów? Już sama nie była pewna czy jest bardziej zażenowana szopką czy może jednak dziecinnym podejściem ze strony co po niektórych. Tego typu sytuacje utwierdzały ją jednak w przekonaniu, że lepiej czasami się nie odzywać, wszak z trudem akceptowała towarzystwo pokroju zebranych w sali. Odkąd starcie z Petą w Niemczech przysporzyło ją o niechęć do zbyt głośnych osobników, tym mniej chętnie angażowała się w dysputy z takowymi personami. Wolała więc przemilczeć popisówkę jednego z gryffonówni skwitowała to jedynie wywróceniem oczami, zaś gdy odezwał się Bastian, cóż, przygryzła mocniej policzek od środka. Przeszłość wracała nieustannie. Wzrok powędrował na postać Bergmanna, a zaraz potem zrozumiała, że z tej lekcji wyniesie niewiele, wszak w żaden sposób nie mogła się już skupić, choć przecież próbowała ignorować wszelkie szmery. Dopiero nagłe i mało bolesne uderzenie w głowę niedużym przedmiotem sprawiło, że zacisnęła piąstki; do trzech razy sztuka, tak? - Żenujące - rzuciła pod nosem, choć wypowiadała ów słowo po francusku. Na całe szczęście włosy Marceline były proste, więc i śladu po jakichkolwiek słodyczach w nich nie zostało. Nie pojmowała co się stało, ale poziom tych zajęć zaczynał przypominać przedszkole, choć... Jak widać - niektórzy czuli się doskonale w sytuacjach godnych pierwszoroczniaków. Uniosła wzrok na Daniela i próbowała skupić się na jego lekcji, by już nic nie zaprzątało jej myśli. Problem polegał na tym, że wszystko wydawało się trudniejsze, a jedyne co mogło zrobić to nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Chaos. Niezadowolenie wzrastało, piętrzyło się, rozkrzewiało na podobieństwo pędów przesiąkłych trucizną chwastów. Daniel Bergmann zdecydowanie chętniej przeprowadzałby bezproblemowe zajęcia - wyzbyte z uwag @Bastian K. Lenz (którego sama obecność wydawała już się problemem - niedosłyszane słowa; słowa, które jeszcze nie padły, które mógł utrzymywać w zanadrzu - czy trzymał? O tym mężczyzna nie miał najmniejszego pojęcia). Ucieszył się nawet faktem opuszczenia przez @Lysander S. Zakrzewski klasy - lepsze to niźli zbędne uprzykrzanie trwającej lekcji dysonansem niepowiązanych rozmów. Wyznaczając zadanie, zatopił się ledwie na moment w swoich notatkach. Moment wystarczył. Wystarczyło pośrednie czuwanie nad klasą. Jak gdyby się zawzięli. Cóż. - Lekcja właśnie się dla pani skończyła - oznajmił, wstając od swego biurka. - Wykeham. - Chociaż nie zdradzał zbyt wiele, w istocie czuł spore zażenowanie; lepiej było nie nadwyrężać jego opanowania; nade wszystko miłował on spokój oraz był zdolnym uczynić coś więcej poza odejmowaniem punktów, poza niszczeniem komuś zasobów wolnego czasu. Spodziewał się bardziej poważnych zachowań. @Harriette Wykeham miała otrzymać wszystko na własne, zapracowane życzenie. - Kolejne dokładniejsze - zaakcentował - sprzątanie wykona pani w godzinach popołudniowych. Bez używania magii. - Klasa transmutacji była zaś spora; przy pominięciu woźnego mogła oznaczać dość okazałe zajęcie. Na domiar złego, oprócz spóźnionych @Aleksander Cortez, @Blaithin ''Fire'' A. Dear, @Erika L. Frisk (którym oczywiście Bergmann pozwolił uczestniczyć w zajęciach; nawet nie wydawał się specjalnie zainteresowanym - w wyjątkowych okolicznościach poprzednich zdarzeń - również ich identycznie ukarać), do klasy zawitał także @Mefistofeles E. A. Nox. W akompaniamencie komentarza. Zbędnego. - Slytherin traci pięć punktów - skomentował po krótszej chwili, obarczając go swoim wzrokiem. Nie miał zamiaru wdawać się w bardziej złożone dyskusje. Nie było takiej potrzeby; osobiście powiedział wystarczająco. - Radziłbym - niemniej polecił - skoncentrować się na ćwiczeniu. - Darował sobie większe kazania - byli dorośli, mieli o wszystkim doskonałe pojęcie. Jeśli nie mieli - los wyegzekwuje wszystko tak czy inaczej. Po ukończonej pierwszej części praktyki, zarówno udanej jak nieudanej, należało przejść do następnej. - Tym razem zwiększymy poziom trudności - polecił. - Spróbujcie powiązać kilka przedmiotów naraz. - Było to ich zadanie aż do skończenia lekcji. Nie miał już nic ponadto do powiedzenia.
Ogolne informacje Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz. Dopadły mnie święta oraz wyprały z sił. W zasadzie nadal jest z nimi słabo, ale łudzę się o (tym razem) brak błędów; nawet, jeżeli jakość nie jest zachwycająca mimo oczekiwania. @Bastian K. Lenz, @Lysander S. Zakrzewski, ja tam napisałam Bastkowi co i jak w związku z drobnym niezrozumieniem. < / 3 Za wszelkie niedopatrzenia ponownie przepraszam i proszę o poinformowanie mnie o nich - tak, napisałam posta t r o c h ę na szybko. xD Czas do wystawienia zt: 04.01. Wtedy zostaną rozdane punkty do kuferka oraz dla domów. Wtedy również podsumuję szlabany. @Harriette Wykeham odgórnie otrzymuje 1 punkt (jeśli teraz odpisze) oraz oczywiście @Lysander S. Zakrzewski z mojej strony nie dostaje żadnego. Jeśli Mistrz Gry posiada inną opinię, nie będę oczywiście z nią dyskutować!
Mechanika Ot, tym razem już ułatwiona. Dodajcie punkty z talentu. Ponownie rzućcie trzema kostkami.
12 i więcej - zaklęcie udane 1-11 - zaklęcie nieudane
Myles nie miał nic przeciwko ciągłemu trajkotaniu Melusine. Przynajmniej na razie - obawiał się jednak, że z czasem mogłoby go to zacząć za bardzo irytować. Już teraz średnio za nią nadążał i bywało, że łapał się na bezmyślnym potakiwaniu i nie do końca słuchaniu jej opowieści. Czuł się z tym niezbyt dobrze, więc karcił się w duchu, kiedy to się zdarzało. Znacznie łatwiej przychodziły mu rozmowy z nią w trakcie lekcji, bo mógł zganić na chęć słuchania profesora, chociaż w tym przypadku byłoby to zdecydowanym kłamstwem, jako że transmutacja interesowała go tylko wtedy, kiedy jakimś cudem ubrał się nieadekwatnie do sytuacji. Zaśmiał się jednak na komentarz Melusine o oduczeniu tej dziedziny. Jego uwaga także została pochłonięta na dłuższą chwilę przez Lysandra i Bastiana, cóż, w szczególności Lysandra. Uśmiechnął się pod nosem, bacznie obserwując profesora, by przypadkiem nie przegapić momentu, w którym straci on cierpliwość. Z drugiej strony zachowanie Gryfona wydawało mu się być zwyczajnie zabawnym, a nie oburzającym, więc nie odpowiedział na słowa Melusine, zostawiając swoją opinię dla siebie. Nie chciałby, żeby pomyślała, że sam jest tak żądny atencji, ale jeśli dobrze rozumiał (a niemiecki przecież znał) Gryfon i Krukon dość długo się nie widzieli, więc taka reakcja była całkiem uzasadniona. Od dyskusji powstrzymał go także Bergmann, który słusznie wlepił Gryfonowi punkty ujemne. Tym lepiej dla Ravenclaw, pomyślał Myles. Nie był specjalnie zadowolony ze swojego niepowodzenia, ale patrzenie na Melusine radzącą sobie równie kiepsko zupełnie pozbawiło go uczucia porażki. - Skoro to mi nie wyszło wcale, to jak niby mam zrobić coś jeszcze trudniejszego? - spytał, patrząc krzywym wzrokiem na profesora Bergmanna, który przekazał im następne polecenie. Myles miał rację, bo trudniejsze zadanie w jego wykonaniu przyniosło równie marne skutki. Pokręcił głową z rezygnacją. Jemu porażka nie przychodziła jednak łatwo, bez względu czego dotyczyła, więc humor został oficjalnie zepsuty i biło od niego irytacją do końca zajęć.
kostki: 1, 3, 3 (7) talent: brak
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Walker przez cały czas uskuteczniał rozpraszanie mnie - nie zamierzałam jednak dać się sprowokować. Z równowagi nie wyprowadziło mnie nawet żałosne zachowanie Zakrzewskich i Wykeham. Gdy nauczyciel zadał kolejne ćwiczenie uśmiechnęłam się pod nosem - już wcześniej przyłączyłam do zaklęcia trzeci przedmiot, więc miałam trochę ułatwioną robotę. Odłożyłam notatnik i zabrałam się do pracy - w kilka minut dołączyłam do zaklęcia jeszcze czwarty, piąty i szósty przedmiot. Po chwili na mojej ławce leżało sześć identycznych, zabawionych na błękit piór. Byłam z siebie bardzo dumna, ale nie zamierzałam się nikomu chwalić, więc obdarzyłam tylko delikatnym uśmiechem mojego chłopaka.
Wiecie, że Schroedinger był Austriakiem? Jego teoria o jednocześnie żywym i martwym, z punktu widzenia opisu kwantowo-mechanicznego rzecz jasna, kocie bardzo wgryzła się w nowoczesną opinię. I nie ma pewnie lepszego eksperymentu myślowego, który dokładniej odzwierciedlałby, w jakiej sytuacji jest teraz trójkąt Lenz-Holmes-Bergmann. Bastian, choć nieświadomy całego zamieszania, jakie spowodował samym swoim pojawieniem się, był jak ten kot, który zanim ktoś otworzy pudełko, znajduje się w dokładnie wszystkich możliwych stanach. Prościej - zanim otworzył usta mógł teraz powiedzieć cokolwiek. Swoje wspomnienia z Trausnitz, szereg zarzutów w stronę Bergmanna i współczucie dla Marceline, którym zrobiłby o wiele więcej szkody niżby rzeczywiście pomógł dziewczynie. Ale to zanim się odezwał. Zainteresowani mogli się dowiedzieć, czy młody Szwajcar ich pogrążył dopiero w momencie, kiedy słowa zostałyby już wypowiedziane. Wcześniej był tylko jednocześnie żywym i martwym kotem. Uświadomienie sobie zagrożenia, jakie mogłyby przynieść informacje z przeszłości Lenza i Marc, w szczególności na podkładzie niemożności przewidzenia kolejnych ruchów krukona, było co najmniej niepokojące, szczególnie, kiedy za przykład służy mechanika kwantowa. Z punktu widzenia postronnych, zorientowanych osób, Bas był nawet nie jak tykająca bomba, a jak generator sygnałów losowych - chwila, kiedy wyrzuciłby z siebie ten o wspomnieniach z Trausnitz mogła nadejść praktycznie kiedykolwiek. Czy by jednak nadeszła? Odpowiedź jest oczywista, prawda? Na szczęście, mózg Szwajcara był w całości odlany z czekolady, a jego nerwy wyglądały jak nici waty cukrowej, stąd ta lekcja, od chwili nieudanego zajęcia miała minąć mu na kartkowaniu książki od transmutacji, szczęściem trzymanej w całości w dłoniach. Podniósł wzrok w stronę, w którą wskazywała Harriette, kiedy wszystkie cukierki zsunęły się już ze śliskich włosów Marceline, nie mógł więc zareagować jakkolwiek, toteż powrócił do udawania, że pilnie czyta. Na próżno. Chwilę potem oleista, gęsta ciecz znikąd zalała mu spodnie i buty, a ławka nieopodal w taki sam sposób straciła wszystkie nóżki. -Huare shiess tisch!* - zaklął tak mocno w dialekcie, że sam Bergmann pewnie miałby problem z tym, co Lenz miał na myśli. W każdym razie - z rozgniewania ściągnął brwi tak mocno, że lwia zmarszczka przebiła mu się prawie do mózgu, a i brakowało cala, żeby fiknął do tyłu na krześle, odchylając się w bezsensownej ucieczce przed mazią. Spojrzał pytająco na koleżankę z ławki, która nie zdążywszy się mocno naśmiać ze swojego spektaklu, dostała szlaban od profesora. -Księżniczko - zwrócił się do @Harriette Wykeham na odchodne, podając jej zapakowanego w złoty papierek renifera z masy marcepanowej - Na pocieszenie. Co do drugiego zadania, Bastian obiema rękami i obiema nogami podpisałby się pod pytaniem kolegi z krukolandii, który tak jak on miał wątpliwości co do wykonania trudniejszej wersji ćwiczenia. Bergmann był dupkiem, ale nie był idiotą, a przynajmniej nie był idiotą w Trausnitz. Uczył dobrze, choć analogią śmierci w męczarniach przez wbijanie w tyłek tabliczek runicznych przez Fairwyna, nie był. Tutaj odjaniepawliło (oddumbledorowliło?) się coś, czego nawet czekoladowy mózg Lenza nie mógł pojąć. Koleś w ramach poćwiczenia zaklęcia tym, którym nie wychodziło dał... trudniejsze zadanie. Tak, na pewno pomoże. Bardzo dobrze, panie Bergmann, Troll, proszę siadać. Oczywiście, Bas spróbował swoich sił, ale po kolejnej nieudanej próbie powrócił do czytania podręcznika, nie bardzo nawet przejmując się zalepionymi spodniami. tych od garnituru miał chyba więcej niż gaci, a po tym festiwalu żenady w wykonaniu jego różdżki wolał nie rzucać nawet 'chłoszczyść' na swoje nogi.
kostki: nie rzucam, nieudane. *bardzo brzydko o stole : D (co za ku*ewski, gó*niany stół)
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Nie wiedziała kiedy i jak, ale zasnęła naprawdę. I to dość solidnie, skoro nie obudziły ją ani wrzaski Zakrzewskiego, ani upadający blat Manese. Ze snu wytrąciła ją dopiero rzucona na blat ich ławki różdżka Cezara. Otworzyła oczy i podniosła się lekko. Dałaby sobie rękę uciąć, że zamknęła je tylko na chwilę i do tego była cały czas przytomna, ale wygląd sali zupełnie na to nie wskazywał. Jakaś Gryfonka wychodziła z sali, kłócąc się z nauczycielem, podłoga była zalana jakimś bliżej nieokreślonym płynem, atmosfera była jakaś ogólnie napięta, a wszyscy dookoła rzucali już jakieś zaklęcia. Oprócz chłopaka, który z nią siedział - on rzucał różdżką. - Chyba traktujesz to całe rzucanie zaklęć zbyt dosłownie - mruknęła, przecierając zaspaną twarz i spojrzała na sąsiada. Zarumieniła się lekko rozpoznając prefekta Slytherinu. Zupełnie wyleciało jej z głowy, że nie była na lekcji ze swoim rokiem i siedziała w klasie z nieznajomymi. Jego niby trochę znała, chociaż była pewna, że on jej nie pamięta - Fairwynowi nie chodziło wtedy o to, że mi pomogłeś, nie? Wtedy po runach - zapytała już mniej swobodnie, przypominając przy okazji kim jest. Wolałaby chyba pozostać anonimowa, ale wtedy mu nawet nie podziękowała. Nie miała pojęcia, jakie zaklęcie ćwiczyli, była za to pewna, że jej i tak się nie uda. Skoro studenci na ostatnim rok mieli problem, a ona dodatkowo przespała pół lekcji... Zamiast więc próbować, skuliła się na krześle i skubiąc zębami paznokcie, czekała na koniec zajęć. W klasie odmerliniały się takie akcje, że mogła chyba liczyć na to, że Bergmann nie zauważy jednej nic nierobiącej osoby.
Nic nie rzucam, bo nie ogarniam.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie miała nic do Manese. Na razie. Mecz był meczem, pojedynek pojedynkiem - zależało jej na zwycięstwie i ani sympatie, ani antypatie nie miały żadnego znaczenia. Teraz zaś po prostu siedziała najbliżej. Niewinne obrzucanie się złośliwymi zaklęciami Ettie traktowała bardziej jak zabawę niż wrogość. Czując przesiąkające płynną ławką buty, uśmiechnęła się półgębkiem i już chciała oddać czymś Manese, kiedy Bergmann interweniował i zepsuł zabawę. Właściwie to wiedziała, że przegięła i cząstka jej nawet podpowiadała żeby odpuścić, ale to tylko jeszcze bardziej pchało ją do buntu. - Wow, sory - fuknęła sarkastycznie, zupełnie ignorując fakt, że profesor też musiał być już nieźle poirytowany - Nie wiedziałam, że gramy w "Nie jesteśmy czarodziejami i łatwoodkręcalny jednym zaklęciem bałagan nas przeraża" - wymieniając ten przydługi tytuł, ściągnęła ze stóp coś, co było kiedyś tenisówkami oraz przemoczone skarpetki. Mogła je wysuszyć teraz, ale wolała wracać boso niż w skarpetach, a nad naprawieniem butów zapewne będzie musiała się trochę nagłowić. Wolną ręką zgarnęła z podłogi torbę i bez żadnego "do widzenia" ruszyła do wyjścia - kulturalne pożegnanie byłoby w tej sytuacji hipokryzją. Przed wyjściem zaczepił ją jeszcze Bas. - Chyba pomyliłeś bajki - mrugnęła do niego łobuzersko, biorąc prezent. Gest chłopaka na tyle poprawił jej humor, że wcale nie chciała już tak po prostu wychodzić. Tuż przy drzwiach zatrzymała się i stała chwilę, jeszcze nie zdecydowana, czy ma jaja, żeby zrobić to, co przyszło jej do głowy. Zarzucanie jej braku odwagi działało na nią bardzo motywująco, nawet jeżeli robiła to sama, więc powoli odwróciła się z powrotem do klasy i rzuciła na podłogę Chłoszczyść. - Co teraz, profesorze? - zapytała wyzywająco, przenosząc spojrzenie z błyszczącej, jakby świeżo wymopowanej podłogi na Bergmanna - Zrobi pan bałagan od nowa? - uśmiechnęła się do niego złośliwie i nim zdążył odpowiedzieć, wyszła z klasy. Wolała nie myśleć o tym, jak bardzo przesrała sobie kolejne trzy i pół roku nauki transmutacji.
//zt
Chłoszczyść:
Kostka: [url=http://czarodzieje.forumpolish.com/t15638p125-kostki#421340]2/url] Punkty w kuferku: • z zaklęć - 60+ Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 6 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Zalotny uśmiech Melody nieco mnie zmieszał. Chyba jeszcze nigdy go u niej nie widziałem, a w tym momencie jeszcze sam nie bylem pewien czy ten widok powinien być mi przeznaczony. Zareagowałem więc nieodpowiednio, gdyż jedynie zaśmiałem się krotko. W tym dźwięku kryło się tyle niepewności, że większego sygnału świadczącego o moim zakłopotaniu chyba na próżno byłoby szukać. - To nie takie proste. Musiałbym zacząć od nas samych. Niełatwo zdecydować o tym kto zasługuje na szlaban. - Powiedziałem, przyglądając się ze zdecydowanie zbyt dużym zainteresowaniem jak Melody zmienia ułożenie swoich włosów. Nie chciałem być kapusiem, a prefektura chyba wymuszała na mnie właśnie tę niesolidarność uczniowską. Musiałem jeszcze przemyśleć moje nastawienie do nowych obowiązków. Może miało się okazać, że za tydzień zwrócę profesor Bennett odznakę? Doceniałem przyjacielskie próby uspokojenia mnie i zapewne w najbliższym czasie odwdzięczę się Kingston za zrozumienie jakim mnie obdarzała. Teraz starałem się skupić na lekcji, co w towarzystwie Mel nie było takie łatwe. Na Merlina, dlaczego akurat teraz zacząłem zauważać to, co niegdyś nie było dla mnie istotne? Uwaga Mefisto zaskakująco silnie mnie poirytowała (posłałem mu wówczas nieprzychylne spojrzenie, darując sobie zbędne słowa, bo reprymendą zajął się sam nauczyciel), a żeby bylo tego mało, wyraźnie zbyt często zerkałem w stronę dziewczyny. Trącanie się od czasu do czasu łokciami nie pomagało w skupieniu. Przypadkowy dotyk mnie elektryzował, a to, że wreszcie Mel to dostrzegła, nieco zawstydziło. Zwalczyłem prędko to uczucie. - To dziwne, że tylko na mnie... coś tak działa. - Odważnie odpowiedziałem, a chociaż nie zasugerowałem niczego konkretnego, moje spojrzenie było zaskakująco prowokujące do przemyśleń. Kolejne zadanie, jakie profesor Bergmann przed nami postawił, wcale nie napawało mnie nadzieją. Na Merlina, jakbym naprawdę potrzebował zwiększania poziomu trudności. Spojrzałem z niechęcią na te swoje kałamarze, ale próbę podjąłem, a jakże. Ku swojemu zdumieniu, całkiem udaną.
W oczekiwaniu na kolejne polecenie, wiodłam niespiesznie wzrokiem po zebranych, zatrzymując się w końcu na @Melusine O. Pennifold, a właściwie na chłopaku, z którym dzieliła ławkę. Od razu wiedziałam, że to nie był przypadek;w końcu nie znałam Mo od dziś. Zresztą samo spojrzenie, jakie posłała mi na wejściu, mówiło wszystko. Widocznie chciała, abym mu się przyjrzała, a przez chaos tych zajęć niemal zapomniałam to uczynić. Przechyliłam nieco głowę, unosząc brew. A zatem Mo zainteresowana była Mylesem? Nie wiedziałam o nim nic ponad to, że był na roku wyżej, również w domu Roweny. Jakoś nigdy nie miałam okazji go poznać. Na tyle, na ile pozwalało mi położenie, lustrowałam dyskretnie postać Krukona, mierząc go od stóp do głów. W końcu musiałam poddać go jakiejś ocenie, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało. I po tym niedługim rekonesansie doszłam do wniosku, że zupełnie nie dziwił powód, dlaczego Miles zainteresował sobą Mo, przynajmniej od strony czysto fizycznej. A jeśli charakter miał co najmniej tak dobry, jak aparycję, mogłam być spokojna. Obserwację przerwało mi polecenie profesora. Powiązać kilka przedmiotów naraz? Oho, zaczęły się schody. Dwoiłam się i troiłam, ale za nic nie mogłam objąć zaklęciem kolejnego przedmiotu... Cóż, transmutacja nigdy nie była i widocznie nie będzie moim konikiem.
Talent: 0 Kostki: 3+4+2=9, nieudane
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Cieszył się z tego, że ominęła go kara za spóźnienie się na zajęcia, ale widocznie profesor był za bardzo zajęty doprowadzeniem zajęć do końca i jak najszybszego wyjścia z tej sali. Nie dziwił mu się. Sam był tutaj dopiero chwilę, a już miał ochotę opuścić to miejsce. Bo jak się nauczyć czegokolwiek w takich warunkach? Rozejrzał się dookoła. Takiego syfu i zamieszania nie było nawet na pierwszym roku kiedy to zaczynali uczyć się korzystania z różdżek. Starał się skupić na zadaniu siedząc w milczeniu, ale wszechobecne krzyki i rozmowy powodowały, że nie był w stanie rzucić poprawnie zaklęcia. W dodatku co chwilę pociągając nosem. Więc nie ważne ile by próbował nie było widać żadnego efektu. W końcu dał sobie też z tym spokój, uznając, że z dzisiejszej lekcji niewiele wyjdzie. Czekał więc na to aż profesor zakończy zajęcia i pozwoli im wyjść z sali.
Kiedy zaklęcie mi się nie udało zupełnie straciłam zapał do dalszego działania. Obserwowałam innych mając tak naprawdę gdzieś co robili. Żenada, lekcja stracona, równie dobrze mogłam na nią nie przychodzić i przynajmniej inaczej wykorzystałabym stracony czas. Powiodłam wzrokiem za wychodzącym Lysandrem i westchnęłam. Uważałam, że mógł się jednak trochę opanować, już nieważne, że się podekscytował, ale cholera były sytuacje, które wymagały czegokolwiek. Nie zamierzałam jednak mu wszystkiego wypominać, nie było co płakać nad rozlanym mlekiem. Bazgrałam jakieś kompletne nic na kawałku pergaminu. Podniosłam wzrok na nauczyciela kiedy ten zaczął mówić i wspaniałomyślnie doszłam do wniosku, że właściwie mogę spróbować jeszcze raz. Położyłam na ławce pióro do pisania i butelkę wody, chcą też je powiązać z gumkami do włosów. Zamknęłam na chwilę oczy, wzięłam kilka wdechów i postarałam się chociaż trochę skupić. Rzuciłam zaklęcie i cholera jasna, niech mnie Merlin strzeli, udało mi się!
Kostki: 14 Talent: 0
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie zastanawiał się zbytnio nad zachowaniem swoich znajomych. Lubił lekcje Bergmanna i akurat chciał się skoncentrować na tym, czego mężczyzna chciał ich nauczyć, a jednak nie rozumiał tragicznie sztywnego zachowania. Spochmurniał nieco odruchowo, gdy nauczyciel zaczął szastać punktami na prawo i lewo, swoją drogą z niektórymi jego decyzjami średnio się zgadzając. Nie odezwał się jednak, nijak tego nie skomentował, a jedynie uśmiechnął się poraz kolejny, gdy Etka trafiła go cukierkiem w ramię. Strząsnął delikatnie kulkę, która zatrzymała się na włosach Marceline, a umknęła jej uwadze - na szczęście miała proste włosy, a przy tym nic nie utknęło pomiędzy którymiś kosmykami. Postanowił zająć się zadaniem, które otrzymali, a więc kolejnym zaklęciem. Leonardo nie był pewien, czy nie wyczerpał limitu szczęścia, a jednak wyjął z kieszeni jakiegoś knuta pozostawionego na czarną godzinę, a także podsunął bliżej pióro. Rzucił zaklęcie, starając się skoncentrować tylko i jedynie na tej jednej czynności. Nie musiał nawet sprawdzać, czując, że i tym razem osiągnął sukces.
9 + 6 = 15, udane
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Och, to był chyba jakiś żart. Mefistofeles przekrzywił lekko głowę, z zafascynowaniem przyglądając się mężczyźnie. Nie miał pojęcia co on sobie myślał, ale najwyraźniej zrobił jakąś akcję ucinania punktom każdemu, kto krzywo na niego spojrzy. Prawdę mówiąc Ślizgon liczył na jakąś ciekawą wymianę zdań, a nie tak banalne załatwienie sprawy; nie zrobił nic złego, jeszcze. Jedynie zaczepił profesora, w wyjątkowo mało inwazyjny sposób. Powiedział coś niewłaściwego? A skąd. Wspomniał o szlabanie, który - swoją drogą - otrzymał za to, że Ezra chciał go pobić. Mefisto poważnie powątpiewał w istnienie poczucia sprawiedliwości u Bergmanna. Skinął głową, nie dodając nic w temacie tej cudnej utraty punktów. Był prawie pewien, że jeszcze chwila, a sam Edgar Fairwyn ściągnie go do swojego gabinetu, ględząc niemiłosiernie na temat tak badziewnego reprezentowania domu (o ile ten człowiek potrafi wypowiedzieć więcej zdań niż jedno, oszczędne w słowa niemalże do bólu. Hm, niby wykłady prowadził. Może ochrzaniłby Noxa w jakimś wymyślnym języku?). Zerknął na swoją towarzyszkę z ławki, a jednak niezbyt miał ochotę na rozmowę; w szczególności nie z panną wilczycą. Może jednak wcale nie wybrał tego miejsca losowo? Mogło go coś ściągnąć do tej nieznośnie upartej Ślizgonki, która tak umiejętnie go ignorowała. Machnął różdżką raz jeszcze, wyciągając podręcznik i zdejmując krawat, aczkolwiek to drugie było jedynie dla własnej wygody, bo zaklęcie, oczywiście, wcale się nie udało. Ponownie. Mefisto wbił natarczywe spojrzenie w profesora, pozwalając sobie na ten swój bezczelny uśmieszek. Już, czy jeszcze jakieś punkty odejmie za samo egzystowanie?
8 +1 = 9, nieudane
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
W czarodziejskim świecie było wielu dziwaków i Ezra zdążył się już do tego przyzwyczaić. W dodatku po prostu był ciekawy, czy chłopak mówi prawdę, a jeśli tak... Jeśli tak to było to niesamowicie interesujące, ponieważ wcale nie tak często spotykało się jasnowidzów z krwi i kości. - Zgadza się - Uśmiechnął się pod nosem, obrzucając chłopaka badawczym spojrzeniem. W jego głowie pojawiało się wiele pytań na wykorzystanie jego umiejętności, nie miał jednak szansy ich zadać przez to, ze mimo wszystko znajdowali się na lekcji. I mimo wszystko trzeba było na niej coś robić. Zerknął na Bergmanna, rozważając pytanie. Nie był z Princem na tyle blisko, aby zdradzać mu cokolwiek w tej sprawie, tym bardziej, że temat nie dotyczył wyłącznie samego Ezry. - I kilka innych rzeczy - zbył pytanie, zajmując się ćwiczeniem. Podniesienie poziomu trudności nie brzmiało zbyt obiecująco, ale być może po lekcjach z Crainem to Ezra miał mylne pojęcie o swoich umiejętnościach, bo zaklęcie udało mu się rzucić bez najmniejszego problemu. Jakkolwiek Ezra nie lubił Bergmanna, mężczyzna nauczycielem był całkiem w porządku...
Nie potrzebowała towarzystwa. Ba, po prostu go nie chciała. Tak trudno było się zorientować, skoro wybrała jedną z pustych ławek? Rzuciła niechętne spojrzenie na osobę, która postanowiła się dosiąść, a jej usta wykrzywił grymas irytacji, kiedy dodatkowo poznała sylwetkę Ślizgona. Mogłoby się wydawać, że przez jedną wspólną cechę, będą dogadywać się idealnie... Cóż, nic bardziej mylnego. Odwróciła od niego głowę, odgradzając się kurtyną włosów i stwierdzając, że problem najlepiej jest ignorować. Postanowiła tym razem bardziej przyłożyć się do zadania, wiedząc że potrafi. Erika miała kilka przedmiotów, które darzyła nieco większą sympatią i na których chciała wypadać dobrze, a przynajmniej nie gorzej niż największe tumany. Satysfakcjonujące było to, że Mefisto ponownie nie wyszło, na jego tle Erika wypadła zatem lepiej, bo tym razem zaklęcie wyszło praktycznie idealnie. Erika poczuła niesamowite zadowolenie, czego jednak nie wyraziła jej mimika, która odznaczała się niezmąconym wręcz chłodnym spokojem.
Dla osób z jakimiś zaległościami (o ile jeszcze są takie) - niestety czas na napisanie posta już minął.
Szlaban
@Harriette Wykeham miałaś doskonałe plany na ten wieczór? Hogsmeade z przyjaciółmi? Plotki w Pokoju Wspólnym, o tej nowej parze? A może po prostu pisanie zaległego wypracowania o buncie goblinów? Wygląda na to, że marzenia o idealnym wieczorze będziesz musiała przełożyć na kiedy indziej.
Zgodnie z zapowiedzią nauczyciela, czeka ciebie sprzątanie klasy - specjalnie pozostawionej dla twoich działań, nieobarczonej czynnościami przez szkolny personel. Bergmann nie wydawał się chętny do pilnowania twoich poczynań, zamiast tego również zwracając się do woźnego w tej kwestii. Wkrótce po przybyciu została odebrana ci różdżka... nie sądzisz, chyba najwyższy czas, aby wziąć się do pracy? Jeżeli klasa nie będzie odpowiednio czysta, będziesz musiała tu regularnie przychodzić w tygodniu, zawalając bieżące zadania domowe.*
*Na odpowiedź każdy z was masz zgodnie z regulaminem miesiąc. Niezastosowanie się do zasad poskutkuje zablokowaniem kuferka na 2 tygodnie.
Aby dowiedzieć się jak radzisz sobie ze szlabanem, rzuć kostką we właściwym temacie.
1 oczko - na twoim szlabanie nie wydarzyło się nic szczególnego - jedynie napełniający znużeniem obowiązek sprzątania. Może tak jest korzystniej? Patrząc oczywiście przez pryzmat nieszczęśliwych wypadków. 2 oczka - masz szczęście! Podczas sprzątania znajdujesz porzucone przez kogoś 15 galeonów. Swój zysk odnotuj w tym miejscu. 3 oczka - nieopatrznie stłukłaś leżący na skraju ławki kałamarz. Powstała na podłodze, atramentowa plama nie jest twoim jedynym problemem - impuls bólu przeszywa twą rękę, w której dostrzegasz wbite odłamki szkła. Szczęście w nieszczęściu, co prawda kończysz już szlaban, lecz musisz zjawić się w skrzydle szpitalnym. Odchodząc, słyszysz za sobą dalsze, pełne niezadowolenia komentarze woźnego. 4 oczka - sprzątając salę, pod jedną z ławek znajdujesz czyjeś zapiski z przedmiotu. Wydają się użyteczne - postanawiasz więc je zatrzymać. Ironia losu, nie sądzisz? Zdobywasz 1 punkt z transmutacji. Zmianę odnotuj tutaj. 5 oczek - pośpieszyłaś się - aż za bardzo. Co prawda kończysz swój szlaban szybciej, lecz z twojej kieszeni zdołało wypaść 10 galeonów. W tym miejscu odnotuj swą stratę. 6 oczek - wszystko miało przebiegać zgodnie z twym zamierzeniem - miałaś szybko uporać się ze sprzątaniem, zachować jeszcze fragment wieczoru na jakieś rozrywki. Niestety, Irytek pokrzyżował twe plany - wpadł on znienacka do klasy, wylewając na podłogę bliżej nieokreśloną, cuchnącą substancję. Niestety, właśnie zyskałaś dodatkowe zajęcie.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Liczyła na to, że dostanie ten szlaban z Lysem, ale już trudno. Szlabany i tak nie były w stanie złamać jej buntowniczego ducha, wręcz przeciwnie - nakręcały ją jeszcze bardziej. Zresztą szczerze mówiąc, to wolała za karę harować niż wysłuchiwać kazań. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie była za bardzo w sosie i swoje niezadowolenie zamierzała otwarcie manifestować. Bo szczerze to za co ona ten szlaban dostała? Za to, że rzuciła zadane zaklęcie na coś ambitniejszego niż kałamarz? Szkoła zabijała w ludziach kreatywność. Obznajomiona już ze szlabanowym drylem bez gadania oddała różdżkę, łypiąc jedynie spode łba na nowego woźnego. Nie podobał jej się jego wyraz twarzy, ani to że się na nią gapił, kiedy niemrawo i bez entuzjazmu zamiatała podłogę. Nic jej się nie podobało. - To jesteś jakimś trollem, czy Cię hormonami za dzieciaka szprycowali? - zagadnęła złośliwie, tylko i wyłącznie po to, żeby go sprowokować. Do czego i po co nawet sam Merlin nie wiedział. Może z nudów. Facet trolla za bardzo nie przypomniał, jeśli już to olbrzyma, ale brzmiało to dużo wredniej. Olbrzymem w gruncie rzeczy też raczej nie był, bo chociaż Ette nigdy żadnego nie widziała, z książek wiedziała, że są jeszcze większe. Czekając na odpowiedź, wyciągnęła spod ławki jakieś porzucone notatki. Przejrzała je pobieżnie, po czym schowała do kieszeni. Zawsze mogły się przydać, szczególnie że sama nie posiadał nawet skrawka pergaminu zapisanego treściami z tego przedmiotu. Transmutacja była jej zdaniem przedmiotem praktycznym, a zawracanie sobie głowy teorią bardziej przeszkadzało, niż pomagało i kolejne zawalane praktyczne egzaminy nie przekonywały jej, że była w błędzie. Zresztą owutemy jakoś zdała na W bez własnych notatek, więc po co było tracić czas na ich robienie. Cudzych jednak nigdy nie odmawiała.
------------------------------------- @Jacob Mormont Daniel, my tu sobie trochę pogramy. Jakby Ci była sala potrzebna, to mów - coś sobie wykombinujemy.
On sam nie był ogromnym entuzjastą sprzątania, robił to bo wymagała tego od niego praca chociaż stanowczo wolał jej inna aspekty, które wbrew ogólnej opinii mogły być przyjemne. Chociażby fakt, że z rozbawieniem może popatrzeć na irytację studentów, którą sam dobrze zna, nie w Hogwarcie, a w swojej dawnej szkole daleko w Skandynawii sam często musiał robić podobne rzeczy. Akurat jemu wymyślano coś co dla woźnego było trudem, przenieś to, przestaw tamto. - Hormorony? - wypalił chcąc powtórzyć wypowiedziane przez dziewczynę słowo. Nie miał pojęcia o co jej chodzi, ale wydedukował, że jeśli wcześniej mówiła o trollach to muszą być to jakieś dziwne istoty pojawiające się tylko tutaj w Szkocji. - Nie jestem ani trollem, ani żadnym hormoronem tylko pół-olbrzymem - oświadczył dumnie. Mormont podszedł do jednej z ławek i chwyciwszy ją ręką uniósł kawał drewna w górę, Harriette wskazał palcem na miejsce którego nikt wcześniej nie sprzątał bo przestawianie wszystkich ławek było bez sensu, tyle, że Jacob chciał jej dogryźć za porównanie go do jakichś głupawych istot. - Tutaj też masz posprzątać - nakazał swoim niskim ochrypłym głosem.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Uniosła nieznacznie brew, słysząc odpowiedź woźnego, a na jej usta wkradł się delikatny, pobłażliwy uśmieszek. - Pół-główkiem chyba raczej… - mruknęła trochę ciszej, ale nadal wystarczająco głośno, by mógł ją dosłyszeć. Bez werwy i w gruncie rzeczy bez skutku szurała miotłą po podłodze. Zazwyczaj odbębniała szlabany jak najszybciej, żeby wcześniej wrócić do swoich zajęć, ale dziś jakoś zupełnie nie mogła zebrać się do pracy. Kiedyś, podobnie się obijając, wkurzyła w końcu starego woźnego do tego stopnia, że żeby się jej pozbyć praktycznie wszystko zrobił za nią. Zamierzała spróbować tej strategii ponownie – wielkolud też zapewne miał lepsze rzeczy do roboty. Oparła się o miotłę, gdy mężczyzna podniósł ławkę. - Może wśród olbrzymów dźwiganie ciężarów rekompensuje braki intelektualne – sarknęła, celowo używając "dużych słów" – Ale mi to jakoś nie imponuje… Trochę imponowało. Nic jednak nie dawała po sobie poznać i parskając pod nosem podeszła do wskazanego przez woźnego miejsca. Sięgnęła tam miotłą, trzymając ją jednak tylko jedną ręką, do tego lewą. Równie dobrze mogłaby zamiatać trzonkiem. - To takie nudne i męczące… - westchnęła, zerkając na pół-olbrzyma z dołu. Dobra – podniósł. A jak długo da radę to trzymać?
ja w ogóle nie zajrzałem tylko oglądam harego potera po synegalsku, diluj z tym
Obijanie się dziewczyny wcale mu nie przeszkadzało, ale naśmiewanie się poirytowało olbrzyma. Do tego stopnia, że zawahał się z ławką, tak jakby zaraz miała spaść i zostawić po dziewczynie morką plamę. Głośno chrząknął. - Jakbyś była taka mądra to byś tutaj nie trafiła. - odpowiedział z przekorą w głosie. Starał się ukryć złość i chęć przyłożenia jej, nie tylko wyrzuciliby go natychmiast ze szkoły ale też prawdopodobnie posłali prosto do Azkabanu. Mimo wszystko nie mógł się powstrzymać przed lekkim "dotknięciem" i delikatnie ją pchnął wolną ręką, tak aby chcąc nie chcąc przesunęła się z miejsca na którym miała stać ławka. Postawił mebel na ziemi i siadł na nim przez co po sali poniósł się odgłos skrzypnięcia świadczącego o tym, że ledwo wytrzymuje ciężar Mormonta. - Jeśli ci nie pomogę to nigdy nie skończysz... - oświadczył jakby właśnie odkrył Amerykę, podrapał się po swoim wielkim łbie i rozejrzał za swoją miotłą nie chcąc się przyznać, że kompletnie zapomniał gdzie ją postawił.