W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
P.S. Zabierz ze sobą Ruth Wittenberg
Minister magia, Nolan T. Kaene
pierwsza sala zaklęć
Autor
Wiadomość
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Doszła do wniosku, że najmniejszego sensu nie ma myślenie o idiotycznej ustawce, która jeszcze przed kilkoma chwilami miała miejsce. Definitywnie musiała się skupić na lekcji i tym całym przesuwaniu kuli, choć nie była do końca przekonana do tego zdania. Nie do końca wiedziała co ma na celu, czy chęć rywalizacji miała zwiększyć efektywność ich zaklęć? W jej głowie kłębiło się to i jeszcze wiele innych pytań i choć usiłowała zapomnieć o sprawie sprzed lekcji, to wciąż przed oczami widziała rozkwaszony nos i jedyne co pomyślała, to o zaklęciu, które szybko je uzdrowi. Niemniej jednak nie na tym polegała ta lekcja, a szkoda, w tym była lepsza. Odrzuciła wszystkie niesnaski na bok i uśmiechnęła się do chłopaka, kiedy ten uprzejmie się przedstawił. Mogła myśleć co chciała, pierwsze wrażenie, które na niej zrobił do najlepszych nie należało, ale nic z tym zrobić nie mogła, natomiast współpracować z nim musiała czy jej się to podobało czy nie. Rzuciła kolejne accio i to kolejne zaklęcie także jej nie wyszło. Spojrzała na chłopaka wzrokiem naprawdę przepraszającym i miała ochotę zapaść się pod ziemię. Przez myśl przeszło jej, że może jeszcze kiedyś będzie mogła się zrekompensować za te stracone punkty na jakiejś lekcji uzdrawiania, bowiem przynajmniej w tym była całkiem niezła. - Wybacz... – mruknęła, dołączając to jedno słowo do przepraszającego wzroku. Naprawdę nie chciała… Nie potrafiła też stwierdzić co było przyczyną tak fatalnego rzucania prostych zaklęć.
Słowa dziewczyny były pocieszające, ale go za bardzo nie ruszały. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że było wielu bardziej zdolnych uczniów od niego i nie zamierzał się pchać nigdzie na siłę. Na razie mu odpowiadało tak jak jest. Mógł brać udział w treningach czy jakiś luźnych akcjach. Jeśli natomiast chodziło o jakiś puchar czy coś to wolał trzymać się z daleka i ustąpić miejsca komuś bardziej zdolnemu. Jeśli chodziło o same zajęcia poszło mu całkiem nieźle, nie powinien narzekać, ale dopiero gdy teraz rzucił zaklęcie aż się skrzywił. To nie powinno tak wyglądać. Popatrzył przepraszająco na dziewczynę. - Całkiem nieźle nam idzie, co?
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Kącik ust Willa powędrował lekko w górę w odpowiedzi na słowa, które skierowała doń partnerująca mu dziś Gryfonka mająca najwyraźniej równie dużą chrapkę na wygraną w tej zabawie co on sam. To wybornie, nawet bardzo, bo to naprawdę dobrze wróżyło ich współpracy. — Podoba mi się twój tok myślenia, ale podejrzewam, że akurat takim pokazem Voralberg mógłby nie być zachwycony — odpowiedział również zniżając ton do szeptu, by na końcu skwitować swoją wypowiedź rozbawionym uśmieszkiem. Cóż, limit przewalonych punktów na dziś osiągnął ze znaczną nawiązką, a na pewno nie miał zamiaru iść na rekord czy coś. Nie zmienia to jednak faktu, że Fitzgerald absolutnie nie miał problemu z podobnymi zagrywkami, żeby nieco dopomóc szczęściu i przechylić szalę zwycięstwa jak najbardziej na ich stronę. Szczególnie Olivia wydawała się być podatna na jego urok osobisty; masełko to niemal wyciekało jej z oczu, gdy patrzyła w jego kierunku. Może to trochę perfidne tak to wykorzystywać, ale w rywalizacji zawsze kierował się zasadą, że wszystkie chwyty są dozwolone. Nawet te niekoniecznie uczciwe. — Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam — odparł szatynce na jej ‘zarzut’ z anielsko niewinnym uśmiechem, rozkładając przy tym ręce; takie trochę ‘co złego to nie ja’. Tymczasem kolejne zaklęcia poszły w ruch i kula wyraźnie przemieściła się ku ich stronie, dając im całkiem ładną przewagę nad oponentkami. Rudzielec przeniósł spojrzenie na Larę, gdy dziewczyna ponownie się odezwała. — Kimże bym był, żeby odmówić? — Błysnął zębami w uśmiechu. O tak, zimne piwko zawsze dobrze podkreślało smak zwycięstwa. A skoro o nim mowa… — Locomotor kula — rzucił decydując się – tak dla małego urozmaicenia – na inne zaklęcie, wykonawszy przy tym adekwatny ruch różdżką, a piłka posłusznie przesunęła się znów wyraźnie w ich kierunku. Dobra nasza. Oby tylko utrzymali tą passę do samego końca, a wygraną będą mieć jak w kieszeni.
Nie mogli powiedzieć, że komukolwiek w ich czteroosobowym gronie szło jakoś super. Padło już tyle zaklęć, a poziom pozostawał mocno wyrównany. I raczej nie chodziło o to, że wszyscy byli jacyś super wybitni. Wręcz nasuwało jej się, że wszyscy byli super przeciętni. A ona to już całkiem mózg operacji z lipną różdżką. - Accio. - nie było żadnego Accio, ponieważ świerk stwierdził, że poprzednie Carpe Retractum warte było powtórzenia i to nim się posłużył. Moe, chcąc nie chcąc, szarpnęła kulą w swoją stronę. Z dwojga złego wolała, żeby zaklęcia płatały jej figle właśnie w taki sposób, a nie całkowicie odmawiały posłuszeństwa. - Z Lwiątek Orłów nie zrobisz... - podsumowała czarodziejskie poczynania swoje i Russa, kwitując to jeszcze bezradnym wzruszeniem ramion. Może powinna zakrzyknąć coś bojowego, ale chwilowo nie czuła się na siłach, aby choćby wspomnieć cokolwiek o swoim zaklęciowym potknięciu, a co dopiero wybić się myślami gdzieś ponad nie.
Kość: 2 przerzucone na 3, z klątwy 1, więc zaklęcia się pomotały, ale poprzednio użyte też daje radę.
Lyall & Fillin 43 / 47 Morgan & Russell, dwójka Russa była ujemna
Trudno było powiedzieć, żeby był porwany tym co się tu działo. Przez myśl mu nawet przeszło, że może ta bójka to była najciekawsza część dzisiejszych zajęć ale przecież nikt nie mówił nigdy, że lekcje muszą być porywająco ciekawe. Na Accio Morganki odpowiedział tym samym: - Accio! Kula. - wyrównując ciężarek na szalce. I takim oto sposobem po pół godzinie rzucania zaklęć byli w punkcie wyjścia. Próbował powstrzymać się przed komentarzem poprzez potarcie palcami palcam twarzy, jednak gdy Fillin zajmował swoje miejsce westchnął ponownie. - No powodzonka. - podparł się pod boki z tak zmęczoną miną, jakby właśnie tonę węgla przerzucił. A nie przerzucił. Nic nie zrobił w sumie ichyba to było najbardziej męczące.
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Ucieszona Gryfonka w końcu zaczęły się zajęcia złapała za różdżkę. - Depulso!- Powiedział lekko, machając lekko nadgarstkiem. Miała nadzieję, że zaklęcie wyjdzie, choć nie widziała żadnego powodu, by miało Mad nie wyjść. Oczekiwała wyniku podobnego do zaklęć wyczarowanych przez grupę choć kto wie jak wyjdzie, prawda? Kiedy z jej różdżki błysło czerwone światło , spojrzała z krzywa miną na kolegów.Miała nadzieję, że zaklęcie da odpowiedni skutek...niestety nic się nie przesunęło nawet nie drgnęło.
Spojrzała jak kula przerzucona przez dziewczynę, która chyba nazywała się Annabell tak przynajmniej wyłapała, potoczyła się lekko w ich stronę. Teraz chyba była jej kolej rzucić zaklęcie więc wycelowała różdżkę w kule. - Accio! - Postawiła na najprostsze zaklęcie licząc, że zadziała. W końcu kiedy postanowiła rzucić coś ździebko bardziej twórczego to przyniosło odwrotny skutek. Dzisiaj to chyba nie był jej dzień bo kiedy zaklęcie uderzyło w kule, ta zamiast w ich stronę, potoczyła się do przodu. Na prawdę zaczynała wątpić w swoje umiejętności z zaklęć skoro takie proste zaklęcia jej nie wychodziły. Skrzywiła się lekko i spojrzała na chłopaka z przepraszającym uśmiechem. Na szczęście z ich pary Cassius lepiej sobie radził. Tylko co z tego, skoro ona traciła zdobyte przez niego punkty. - Przepraszam.. to zdecydowanie nie jest mój dzień - Westchnęła i posłała lekki, nieśmiały uśmiech. - Różdżka mnie dzisiaj nie lubi. - Stwierdziła z rozbawieniem. I znowu zerknęła na kule którą wypchnęła na pole przeciwnej pary.
Remis nie trwał zbyt długo, bo Swansea jednak zdolny był. Kula znów się od nich oddaliła, a Bruno zacisnął zęby, żeby wykrzesać z siebie resztki skupienia. No przecież on też był całkiem niezły w Zaklęciach, no halo! Zadanie nie było trudne: to tylko jedna, cholerna, lewitująca bryła! Odczeka na swoją kolej i zamachnął się różdżką, że aż podwinęły mu się rękawy szaty, a na dłoniach zarysowały żyły. - Accio! - zawołał w stronę przebrzydłego przedmiotu, który przecież miał być w jego wyobrażeniach Pucharem Domów. Szczęśliwie to proste zaklęcie podziałało i koniec końców byli mniej stratni. Ale zaczynał się już frustrować, bo te wszystkie czary-mary na niewiele się zdawały, a kula dryfowała nieustannie w okolicach środka, nie mogąc zdecydować się, której parze ma się poddać i w którą stronę się przesunąć.
W ten sposób mogliby bawić się całymi dniami, przeciągając tę kulę do usranej śmierci. Cokolwiek ruszyło się na ich korzyść to zaraz wracało do pierwotnej pozycji i wszystko szlag jasny trafiał. Czy Alexander przewidywał jakieś nagrody dla tych, którym ostatecznie uda się utrzymać kulę po właściwej stronie? Swansea miał cichą nadzieję, że tak, bo obecnie nie czuł się szczególnie zachęcony do dalszego sporu o ten durny przedmiot. Starał się nie wyglądać jakby sabotująca go An podnosiła mu ciśnienie, ale poniekąd trochę tak było. Jak już raz jeden się postarał to jak zawsze wiatr w oczy mu musiał zawiać. Trzeba było nie przychodzić. Lenistwo na kanapie jakoś bardziej do niego przemawiało. - Skup się, następne wyjdzie ci lepiej. - Spróbował ją pocieszyć (!), co najpewniej było jakimś efektem ubocznym życia w Vegas. Każdego innego tygodnia w roku pewnie wbijałby jej złośliwie szpilkę, chcąc ją w ten sposób zmobilizować do starań. Może miał nawroty gorączki? - Carpe retractum - rzucił swoje zaklęcie, przeciągając znowu kulę na ich stronę.
Wcale nie wyglądał na skruszonego. Robiło się coraz gorzej i niezręczniej. Nie miała pojęcia, jak spojrzeć Callahanowi w oczy, bo Fillina ledwo znała i było z tym jakoś łatwiej. Wyglądał jak piętnaście nieszczęść, ale chociaż sprawiał wrażenie mniej agresywnego, ale niezwykle lojalnego brata. Jego ząb wymagał interwencji, a ktoś po kursie na asystenta uzdrowiciela, nie mógł odmówić. Zajęła się więc tym, aby odsunąć od głowy złość i rozczarowanie, a kiedy zapytała, czy gryfon nie potrzebował pomocy, obok zjawił się Elijah, kładąc jej dłoń na ramieniu. Z tym swoim spokojnym głosem i spokojną aurą — wiedząc jednak w jakim stanie jest krukon, nie mogła przecież zawracać mu głowy, więc zamiast tego pokręciła nią, uśmiechając się do niego delikatnie i patrząc mu na twarz, jednak nie w oczy. - Tak, to nic takiego. Nie musisz się mną martwić Eli. - odparła, starając się brzmieć naturalnie i spokojnie, chociaż głos jej trochę zadrżał. Chciała coś dodać, jednak ciszę przerwało odburknięcie na jej wcześniejsze pytanie o pomoc, przez drgnęła mimowolnie, odwracając głowę w stronę bruneta. - Okey, w porządku. Wybacz, że pytałam. Dodała jeszcze, starając się dość luzacko wzruszyć ramionami, co jednak średnio jej wyszło i zamiast tego uniosła dłoń, odgarniając na bok włosy. Odwróciła od niego spojrzenie, przymykając na chwilę oczy i wzdychając krótko, poprawiła plecak na ramieniu. Krótkie zresetowanie wewnętrznego myślenia i zaraz uśmiechnęła się promiennie, jako mały bohater, nie mogąc nikomu dupy zawracać. - Nie mówiłeś, że idziesz na zaklęcia Elijah. Elaine nie przyszła? - zapytała z ciekawością, przesuwając spojrzeniem po klasie, jednak bliźniaczki kapitana krukonów na próżno było szukać. Dostrzegła jednak Rileya, posyłając mu krótki uśmiech na przywianie.
Lekcja się zaczęła, a profesor podzielił ich na grupy — trafiła z Violettą, którą dobrze znała ze swojego domu i bardzo lubiła, oraz sympatycznie wyglądającą puchonką i gryfonką. Podeszła do nich z uśmiechem, trzymając cały czas w dłoni różdżkę, której zapomniała schować. - Hej dziewczyny, Alise jestem, miło was poznać. Cześć Violu. Na krukonkę przesunęła wzrok, posyłając jej charakterystyczny dla siebie uśmiech i chociaż ubolewała, że nie mogą być w parze, rozumiała wybór profesora. Zadanie się rozpoczęło, a ona stanęła w odpowiednim miejscu i przyjrzała się kuli, aby rzucić ciche "Carpe Retractum" z nienagannie wykonanym ruchem, wprawiając przedmiot w ruch i chcąc go do siebie przyciągnąć. Nie chciała, aby przez nią były w tyle, chociaż rozkojarzenie poprzednią sytuacją skutecznie odwracało jej uwagę od wykonywanego zadania.
Punkty: pracuje nad tym na pw bo chyba coś pomylone, ale macie posta. :)) Kostka: 4 - udaje się.
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Czuła się fatalnie, a przyczyną tego, było to, że było jej po prostu głupio. Zadanie nie było trudne, przecież mieli tylko i wyłącznie przesuwać tę cholerną piłkę! Nie wiedziała też kiedy niby mieli skończyć to wszystko, bowiem co piłka się lekko przesuwała w ich stronę, później znowu wracała do punktu wyjścia, albo nawet na stronę przeciwnej pary. Liczyło się to zadanie i musiało jej się w końcu udać, ile mogła próbować rzucać głupie accio? Odetchnęła głęboko, chcąc pozbyć się zbędnych myśli i tego niekomfortowego uczucia, że robi z siebie totalną debilkę, którą przecież nie była. Może to zwyczajnie nie był jej dzień? - Locomotor! – chciała zmienić zaklęcie, bo może zwyczajnie, najprostsze accio jej nie pasowało. Nie spodziewała się fajerwerków, ale na Merlina! Udało się i piłka, po jej zaklęciu, przemieściła się w kierunku Ann i Bruna. W końcu, ile miała czekać? Jej wargi rozciągnęły się w lekkim uśmiechu zadowolenia, choć z tyłu głowy wciąż kłębiła się ta jedna myśl, że zdążyła już zrobić z siebie idiotkę. Piłka jednak znalazła się na samym środku i tym samym wrócili do samego początku.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Choć w istocie otaczała go aura niezburzonego spokoju, przymrużył nieznacznie oczy kiedy Boyd się do niego odezwał i napiął się, nieświadomie mocniej zaciskając palce na ramieniu dziewczyny. Niby nie powiedział nic złego, ale ton w jakim wypowiedział te słowa sprawił, że zastanawiał się czy aby i on nie dostanie zaraz z irlandzkiej pięści prosto w te swoje eleganckie angielskie zęby. Nawet jeśli, cóż, był w stanie ponieść tę cenę, przecież nie chodziło tu ani o niego, ani o Boyda, a o Alise, która wyglądała jak spłoszona trusia. Tym bardziej nie uwierzył w jej słowa, ale skoro tak twierdziła to kim był, by to podważać? Tym bardziej, że Voralberg zaczął swoje zajęcia i z miejsca zaczął dobierać ich w pary, co oznaczało ni mniej ni więcej to, że powinien w końcu ją puścić. Rzeczywiście – wciąż zaciskał palce na jej ręce. Poluzował uścisk i pokiwał głową. — W porządku. Powodzenia na zajęciach — bo przecież Elijah jako weteran aquamenti uważał, że u Voralberga owe powodzenie przyda się każdemu. Spróbował uśmiechnąć się miło, tak by jego niechęć do Gryfona nie była widoczna jak na dłoni, ale chyba nie udało mu się to do końca. Tak czy inaczej ruszył w stronę Aslana, Rileya i tego młodego Deara... coś na D, Daniel? Chyba tak. Uścisnął rękę swoim współgrupowiczom* i wyciągnął w końcu swoją różdżkę, gotów na kolejną dawkę żenady. Z każdą chwilą coraz bardziej żałował, że tu przyszedł, nawet jeśli zadanie nie było w żaden sposób skomplikowane. — Skoro tak mówisz to chyba nie widziałeś mnie na zajęciach — zaśmiał się pod nosem, patrząc na Aslana. Rozkurwić... tak, może jeśli wziąć pod uwagę efekt uboczny jakiegoś zaklęcia, to było to możliwe. Zdecydowanie lepiej odnajdywał się w transmutacji. — Hej, Riley, czy my zawsze musimy być po przeciwnych stronach? — zagadnął do chłopaka, raczej sobie żartując. Po feriach podchodził do niego z mniejszym dystansem... choć było tak zapewne dlatego, że Elaine zgrabnie milczała na temat swoich przeprowadzkowych planów. Czego oczy nie widzą (tudzież uszy nie słyszą), tego sercu nie żal. — Nono, ładnie idzie to rozkurwianie — zakpił sobie z kumpla i niewerbalnie użył depulso, które ku jego uciesze – a przede wszystkim zaskoczeniu – zadziałało wyjątkowo dobrze. *XD
Skupienie. No tak łatwo powiedzieć - ciężej wykonać. Dzisiaj miała problem ze skupieniem się. Sama nie wiedziała gdzie leżał powód. Może w niewyspaniu? No nie ważne. Ann przeciągnęła kule sporo na ich stronę, więc teraz była jej kolej i na prawdę zaczęła prosić samego Merlina, żeby to zaklęcie jej wyszło. Wciągnęła powietrze i wycelowała różdżkę w kule znowu stawiając znowu na łatwe zaklęcie. - Accio! - Mruknęła formułkę i ku jej zdziwieniu kula znów lekko potoczyła się w ich stronę. Co prawda jeszcze nie było to tak jak ona chciała ale zawsze coś. Może teraz zaklęcia zaczną jej wychodzić? W końcu chłopak z którym była w parze nie miał nerwów ze stali. Nawet ona straciła by cierpliwość gdyby wiecznie ktoś po części ich sabotował. Odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, ze teraz będzie szło jej tylko lepiej.
Kula co chwila przesuwała się to na jedną stronę, to na drugą, by po chwili znów wrócić do stanu równowagi. Zadanie lekko nużące, mało dynamiczne. Szczególnie dla niego. Skoro już ruszył dupę na zajęcia, to oczekiwał czegoś ciekawego i przydatnego. Zaklęcia przywołujące ćwiczył niemalże codziennie, bo był dość leniwą bułą, która wolała przywołać sobie pożądany przedmiot z drugiego końca pokoju, aniżeli osobiście po niego wstać. Zaczynała go krew zalewać, bo końca tego zadania nie było widać. Widocznie byli grupą o bardzo wyrównanych umiejętnościach. Ale już by wolał dostać tą kulą w zęby, niż tak się z nią męczyć. - Carpe Retractum! - wypowiedział chyba jedno z najbardziej zaawansowanych zaklęć przywołujących, jakie znał. Udało się, choć przebrzydłe kulisko przysunęło się do nich niewiele. - Ech, nudzi mnie to już. - westchnął głęboko i opuścił różdżkę, czekając na zaklęcia ze strony przeciwnej pary.
Tak jak przewidywał, nie widział żadnej znajomej twarzy, a atmosfera w klasie była na tyle napięta, że jakoś odwidziało mu się zagadywanie do pierwszej, lepszej osoby. Nigdy nie wiadomo jak taka rozmowa z nim by się potoczyła, dlatego po prostu stał w miejscu i słuchał nauczyciela, próbując skumać, o czym on się tam tak produkuje. Gdy zostały objaśnione dzisiejsza zajęcia, Dante poszukał wzrokiem swojej grupy, z której skojarzył tylko jedną osobę, Rileya i to tylko dlatego, że był prefektem. Gdy tylko dołączył do grupy, Dante uśmiechnął się swobodnie do wszystkich naraz na przywitanie, nie mając pojęcia o jakimkolwiek sporze, który wisiał w powietrzu między dwoma krukonami. Zanim jednak cokolwiek zdołał powiedzieć, zdążyli się rozłączyć, przedtem jedynie podając sobie dłonie i stanąć w wyznaczonych pozycjach. Dear wzruszył ramionami, myśląc, że trafili mu się wyjątkowo spięci kolesie, którym naprawdę tutaj na czymś zależało. Zaczęła się rywalizacja, co Riley chyba wziął na poważnie bo zaczął i wyszło mu to znakomicie. - Nieźle, stary – pochwalił go Dante, przełamując niezręczną dla chłopaka ciszę. Gdy już przyszła kolej na Gryfona, ten cicho mruknął pod nosem: - depulso – i co prawda kula zachowała się w odpowiedni sposób, jednak samo zaklęcie było koszmarnie słabe. Dante przeklął pod nosem, ze świadomością, że na tle prefekta wyszedł jak jakiś pierwszoroczniak. Kurwa mać.
C. szczególne : Egzotyczna uroda, grube czarne brwi, piegi na policzkach, nosie, a także subtelnie rozsypane po całym ciele, kolczyki w uszach, hiszpański akcent mieszający się z portugalskim
Tyle tu osób, a ona jak zwykle stała sama. Czy wszystkich odstrasza swą latynoską urodą? Leniwie obserwuje innych obcych, może mniej wyróżniających się, ale z towarzystwem. Wtedy podeszła ona. Egzotyczna dziewczyna o ciemnych włosach, które skrywa pod turbanem i Rosario choćby bardzo chciała, nie może dostrzec tych figlarnych loków. Oczy mimo ciemnej barwy wydają się skrywać głębie oceanu. Melusine Pennifold hipnotyzuje swoim każdym krokiem, a kiedy się zatrzymuje przed Prudencią — ta milczy oczarowana. Jaki syreni czar rzuciłaś Pennifold? - Prudencia. - Chwyciła za dłoń krukonki, oplecionej w bransoletki i pierścionki. Tak zapadła cisza, którą przerwał Tarly. Potem wszystko zadziało się bardzo szybko, kiedy jeden z gryffonów uderzył drugiego gryffona. Rasario nie jest tego do końca pewna, ponieważ dopiero wtedy, gdy usłyszała skandujący tłum, puściła dłoń Melusine. Może zafrasowana bójką, nie zwróciła uwagi na to, że puchonka przetrzymała jej uścisk dłoni, dłużej niż powinna? Patrzyła na to wszystko z lekkim "o" na ustach, chyba przenigdy odkąd tu przybyła nie nasłuchała się tylu przekleństw po angielsku i zapewne w innych mniej znanych jej językach. Młody profesor Voralberg ogarnął ten chaos bez problemu, widocznie wiedząc, kiedy wejść i pocisnąć — Rosario nadal stała jak oniemiała, dopóki zajęcia nie rozpoczęły się na dobre. Była nieco zmieszana, że akurat to z @Melusine O. Pennifold tworzy drużynę, ale i też w pewnym sensie ulgę. Poznały się przed chwilą, ale poznały. Spojrzała na swoich przeciwników, a jeden z nich @Gabriel R. Swansea częstował kociołkowymi pieguskami. - Nie, dziękuje. - Odpowiedziała grzecznie, mając nadzieje, że Swansea nie obrazi się z tego powodu. Uśmiechnęła się i nieśmiało wypowiedziała: - Depulso. Kiedy ruszyli do bitwy w przeciąganiu liny. Niestety zaklęcie zadziałało nie tak, jak powinno. - Przepraszam. - Skierowała te słowa do Melusine.
Och, taką urodą nie można odstraszać. Patrzę na Ciebie intensywnie, przejeżdżając wzrokiem po ciemnych tęczówkach i uroczych piegach. Wyglądasz jak słońce w tym morzu przeciętności, przy wszystkich bladoskórych Anglikach oraz Irlandczykach, którzy za chwilę mieli przerwać nam spotkanie, ruszając na jakiś historyczny bój, jakbyśmy ponownie okupowali ich zielony kraj. Teraz jednak jeszcze słucham Twojego imienia z uśmiechem, pozwalając Ci na chwilę za topić się w rzucanym przeze mnie syrenim czarze. - Pięknie; nie jesteś stąd. - Jest to bardziej stwierdzenie niż pytanie jednak czekam wyczekująco aż zdradzisz mi skąd pochodzisz. Wciąż obejmuję Twoją ciepłą dłoń kiedy zaczyna się rozróba i niechętnie oglądam się co się dzieje, niezadowolona, że przerwali mi zapoznanie. Zerkam jeszcze na Ciebie, bo wciąż trzymasz moją dłoń i puszczasz ją po dłuższej chwili, potem wracam do bójki, która nagle przerodziła się w jakąś gigantyczną, klasową wojnę. Mam wrażenie, że wszyscy nie wiedzą co dokładnie robią i z kim; po co w ogóle się kłócą i dlaczego stoją po danej stronie. W końcu jednak przychodzi opiekun naszego domu, który rozgania towarzystwo i zaczyna prowadzić lekcje. Odprowadzam wzrokiem wszystkich obitych i ukaranych, zerkając na moją towarzyszkę i wzruszając ramionami. - Zwykle nie jest tak źle - mówię do Puchonki z lekkim uśmiechem i po chwili już jesteśmy przydzielone razem do zadania. Ponieważ jestem nieprzyzwoicie niefrasobliwa łapię dziewczynę za nadgarstek, zaciskając pierścionki na skórze Prudencii i idziemy razem na nasze miejsce. Dość rozbawiona również dziękuję za ciasteczka, staję na swoje miejsce, puszczając dziewczynę. Odpowiadam Maxowi rozbawionym uśmiechem. - Nie wpadnij na nikogo niechcący - mówię jeszcze do chłopaka, który przed chwilą można powiedzieć wywołał całą napiętą atmosferę. Okazuje się, że zabawa z kulą jest bardzo żmudna i niewiele idzie do przodu. Moje zaklęcie zaś jest równie nieudane co przed chwilą mojej partnerki. Śmieję się wesoło na swoje niepowodzenie. - Rozpraszasz mnie! - mówię do kompanki wesoło, nieszczególnie przejęta porażką w tej dziedzinie.
Każde kolejne zaklęcie rzucone przez przeciwną parę oddalało dziewczyny od zwycięstwa i choć dla Oli nie było ono najważniejsze, to jednak zaklęcia były tym przedmiotem w szkole, na którym chciała się wykazać, a tymczasem wychodziła na totalnego amatora. Uśmiechnęła się do Scar pocieszająco, kiedy i jej zaklęcie nie wyszło najlepiej, ponownie kierując swoje spojrzenie na Larę i Willa, którzy czuli się pewniej. - Locomotor - powiedziała wyciągając różdżkę przed siebie, próbowała się skupić jednak wtedy Ślizgon po raz kolejny zwrócił się bezpośrednio do niej, rozpraszając. - Kurcze! - warknęła pod nosem, zaciskając palce mocniej na drewnianym, magicznym kiju. - Chyba pisana jest nam przegrana - wyszeptała z rezygnacją, patrząc na oddalającą się od nich kulę.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Musiałby być naprawdę nieźle pierdolnięty, żeby odmówić ciasteczka, więc wziął je po prostu, rzucił krótkie "dziękuję" i wpakował właściwie całe do ust, bo na chuj miał je trzymać. Potem pozostało mu jeszcze czekać, co jego znajomi królika zrobią i czy przypadkiem zaraz ktoś mu nie pierdolnie tą jebaną kulą. Nie wiedział, jak to wszystko może się skończyć, bo w gruncie rzeczy nie znał ich za bardzo, poza Melusine oczywiście, ale ona raczej była zajęta flirtowaniem z drugą laską, więc kto wie, może jakimś cudem dzięki temu zdobędą przewagę. - Locomotor - rzucił, kierując różdżkę w stronę kuli i starając się przyciągnąć ją w ich stronę. Nie był najlepszy, jeśli idzie o zaklęcia, więc starał się używać tych kurewsko łatwych, żeby nie było jakiś pieprzonych problemów. Inna sprawa, że dziewczynom też szło wręcz wybitnie, a kula, zamiast kierować się w ich stronę, uparcie szybowała w stronę chłopaków, co Maxowi w gruncie rzeczy nawet się podobało. Traktował to wszystko, jako niezbyt potrzebną do życia zabawę, więc nie przykładał do tego zbyt wielkiej uwagi, ale i tak parsknął z ubawienia, kiedy kula poszybowała dość płynnie w jego stronę.
Przysłuchiwała się wszystkim rozmowom jej partnerów do gry, ale bez szczególnego zainteresowania. Po prostu były to słowa, które w mniejszym bądź większym stopniu docierały one do niej. Skupiła się całkowicie na grze, bo spodobała jej się ona. Zapewne przede wszystkim dlatego, że tak dobrze jej i Williamowi w tym momencie szło. Gdyby nie to, pewnie uznałaby to zadanie za głupie, nudne, bądź kompletnie nie warte większej uwagi. Kiedy im przeciwniczkom kolejny raz z rzędu nie udały się rzucane zaklęcia, Lara nie omieszkała uśmiechnąć się pod nosem. No nie mogła nic poradzić na to, że porażka koleżanek napawała ją dobrym humorem. Każdy lubił wygrywać i pod tym względem Irlandka nie była wyjątkowa. -Jakoś się go rozproszy, zaryzykuję stratę jeszcze kilku punktów dla wygranej. - mruknęła w stronę ślizgona, już kompletnie zaangażowana w to, aby jak najlepiej wypaść w tym zadaniu. W końcu tak niewiele brakowało do tego, aby wygrać! Nadeszła jej kolej na rzucenie zaklęcia. Poprawiła mocniej uścisk na swojej różdżce i skrupulatnie wycelowała w obiekt oddzielający ją i jej partnera od przeciwniczek. Wiedziała, że w przypadku realnego starcia nie miałaby tyle czasu na dokonywanie tak skrupulatnych działań, ale tutaj mogła sobie na to pozwolić. -Locomotor. - w tym momencie postanowiła spróbować tego zaklęcia. O dziwo, znów zadziałało ono, bardzo dobrze jak na jej mierne umiejętności w dziedzinie zaklęć. Szeroko wyszczerzyła zęby w kierunku swojego partnera, jakby rozkazywała mu podziwiać jej dzieło. Miała ochotę krzyknąć w kierunku dziewczyn, że mogą też poddać się walkowerem, ale w tym momencie, wolała po prostu je pokonać.
Kurwił pod nosem, biegnąc w stronę klasy — nie mógł przejebać następnych zajęć, zwłaszcza z zaklęć. Skoro chciał coś osiągnąć w ministerstwie, musiał się przyłożyć. Nie, zamiast tego cieszył się pięknym słońcem, popalając fajkę przed wejściem do szkoły i kontemplując nad swoim pojebanym życiem. Całe szczęście był wysportowany, ciągle biegał, dzięki czemu udało mu się wpaść do klasy, zanim nauczyciel zamknął drzwi. Uśmiechnął się cały zdyszany, pokazując dołeczki w polikach od łobuzerskiego uśmiechu, poprawiając tkwiący na ramionach plecach. - Dzień dobry Profesorze, Pan wybaczy, zagubiłem się na drodze życia i labiryncie korytarzy! Wyjaśnił szybciutko, licząc, że dzięki temu przymknie oko na jego wpadanie, gdy drzwi już miały się zamknąć. Wyglądał jednak na złego, na co Rowle z zaciekawieniem uniósł brew, aby zaraz stanąć gdzieś z boku i już się nie napataczać. Nie omieszkał jednak przyjrzeć się temu, kto był na lekcji — tłumy, jak zwykle. Voralberg musiał mieć swój fanklub, bo miał znacznie więcej dziewcząt w sali, niż wszyscy inni profesorowie. No, może jeszcze ten od mioteł, bo słyszał plotkujące o nim puchonki. Zdjął plecak z głupim uśmiechem, sięgając różdżkę i czekając na przydział do zadania.
I tu zaczęły się schody, bo nie dość, że nie trafił na żadnego ze swoich koleżków czy koleżanek, miał ze sobą jakieś dwa brudasy. Gdy tylko przy nich stanął, zmierzył wzrokiem z prychnięciem i obrażoną miną, kiedy to miał się oburzyć — dostrzegł światełko w tunelu, widząc jasnowłose dziewczę, które kojarzył z nazwiska. Prawda była taka, że rasistowski Rowle bardzo pilnował tego, kogo z kim się jadło i uważał na czysto krwistych, ciągle aktualizując swoje informacje. A fakt, że bawił tym swoich ziomków, sprawiał, że chętnie mu pomagali. Uśmiechnął się więc czarująco w stronę Bradley, lustrując ją bystrym spojrzeniem. - No cześć! Szkoda, że nie możemy być razem w parze. Zrobił nawet smutną minę, puszczając jej zaraz oczko i zamiast tego, odwrócił głowę w stronę gryfona z obitą mordą, któremu chętnie sam dla zasady by przywalił, jednak Voralberg był całkiem dobrym nauczycielem i nie chciał mu podpaść. Zamiast tego wywrócił teatralnie oczyma, gdy zepsuł tak prosty czar i sprawił, że przegrywali z dziewczętami, bo ta głupia kula widocznie też wolała płeć piękną lub Boyd był tak chujowy w czarowaniu. Przeklął bezgłośnie pod nosem, wykonując prosty ruch nadgarstka i niewerbalnie rzucił zaklęcie — bezbłędnie oczywiście, aby wprawić przedmiot w drżenie i pchnąć go w odpowiednim kierunku. Locomotor podsłuchał, bo nie mógł się skupić, dostrzegając @Melusine O. Pennifold której odrobinę po ostatnich wydarzeniach unikał. Nimfa bardziej kojarzyła mu się z zielarstwem i uzdrawianiem, a nie przepychankami z pomocą zaklęć i wielkich kulek.
Wywróciła oczyma, nie biorąc Cassiusa rzecz jasna na poważnie, bo nawet jeśli oczy miał ładne, to nigdy nie patrzyła na niego z żadnym podtekstem całuśno-seksualnym. Był po prostu lubiącym robić jej na złość studentem, który silnym charakterem zyskał u niej szacunek. Aż tyle lub tylko tyle, nie miała pojęcia, bo się nigdy nad tym nie zastanawiała, będąc deską emocjonalną. Była jednak dumna, że nie przyłączył się do tego cyrku i nawet odciągnął Williama, jakby wiedząc, jak Nessa źle reagowała na ślizgonów biorących udział w takich głupotach. Wszystko działo się szybko i chaotycznie, padały kolejne ciosy i słowa, a ona z Rileyem w końcu musieli się wtrącić, bo zaczynali przechodzić samych siebie i wtedy też szalejąca w powietrzu różdżka Violetty okazała się znakiem nadejścia Profesora Alexandra. Odetchnęła cicho, przymykając na chwilę oczy i opuszczając dłoń z magicznym patykiem, cofnęła się o krok, patrząc na dwóch wychowanków domu Salazara. - No tak, za dużo wiary w Ciebie dałam, wybacz Swansea. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że dorosłeś i zmądrzałeś? - zapytała retorycznie, unosząc na chwilę brew i krzyżując ręce na piersiach, podeszła do prefekta krukonów, który reanimował jej przyjaciela zmiażdżonego przez pięści Lazara.
Profesor dość pięknie ogarnął sytuację, przypominając, że jako używający magii czarodzieje, mogli pojedynkować się zaklęciami, co by nawet uznał, a nie bezmyślnie robili bójkę w otoczeniu młodszych uczniów, gdzie większość stała teraz odrobinę przestraszona za starszymi kolegami. Trochę zaimponował jej brakiem krzyków i spokojem, chociaż dosadny i chłodny ton daleki był od sympatycznego. Krukoni mieli szczęście, że był ich opiekunem. Lanceley wyprostowała się, odprowadzając jeszcze wzrokiem Boyda oraz Fillina, wywracając oczyma i z niezadowoleniem dochodząc do wniosku, że porozmawia z nimi o tym w domu — skierowała się do grupy, gdzie była przydzielona. Rudzielec uśmiechnął się — starając się wyglądać dość łagodnie, żeby nieco rozluźnić atmosferę. - Cześć wam. Nessa, miło mi — bo nie mieliśmy okazji jeszcze rozmawiać. To co, gotowi na małe zawody? Zapytała, zaciskając palce na różdżce i stając w odpowiednim miejscu, przyjrzała się swojemu zadaniowemu partnerowi i zaraz obydwu krukonkom, z czego Panna Smith za to wyglądała na przesłodką i przesympatyczną dziewczynę. Lazar wyglądał też dość miło, nawet jeśli obił Fillina tak, że miała ochotę trzasnąć w niego jakimś skomplikowanym zaklęciem transmutacyjnym i zmienić w piękny fotel, aby przemyślał swoje zachowanie. Lub zmienić z surykatkę, bo takową jej przypominał. Lance była na szczęście prefektem, dumnym i reprezentującym regulamin szkoły i była też wewnętrznym kwiatem lotosu, łatwo radząc sobie ze złością. Niewerbalne "Accio" z nienagannym ruchem magicznego patyka sprawiło, że potężna kula drgnęła i ruszyła w jej stronę. Kątem oka dostrzegła też złość płynącą z zaklęć rzucanych przez Vicotirę. Na którego z uczestników zadymy była tak zła? Zaraz jednak odwróciła głowę w stronę olbrzymiego Lazara, czując się niczym drugoklasistka. Wyżej się nie dało? Przynajmniej radził sobie dobrze. - Widzę, że ktoś tu doskonale opanował zaklęcia. Dawaj, wygrajmy, bo dziewczyny całkiem ładnie sobie radzą, wielkoludzie. -rzuciła zaczepnie, delikatnie trącając go łokciem i już szykowała się na kolejne zaklęcie.
Wszędzie trafi się jakiś zadufany w sobie typek, uważający innych za gorszych i oczywiście w jej grupie nie mogło takiego zabraknąć. Starała sie zignorować go, nawet nie patrząc w stronę Ślizgona, co z pewnością mu odpowiadało, ale miała to gdzieś. Skupiła się na zadaniu, czy może raczej zabawie. Do tej pory nie próbowałą takiej wersji przeciągania liny, więc nic dziwnego, że uśmiech pojawił się w kąciku jej ust i powiększał się w miarę, jak wygrywały. - Accio - rzuciła, z przyjemnością obserwując, jak piłka zbliża się ku nim. Spojrzała na dziewczynę, z którą była w parze, z radością w spojrzeniu. Ostatecznie satysfakcja zawsze poprawiała nastrój, prawda? Rzuciła spojrzeniem po sali, aby sprawdzić, jak idzie pozostałym grupom.
Nawet nie potrafiłam powiedzieć, skąd wzięła się we mnie tak ogromna radość. Może to ta świadomość, że w końcu coś mi wychodzi, a do tego wcale nie idzie aż tak źle! Szło wręcz jak burza, a to przecież był plus. Nawet chłopcom niespecjalnie wychodziło, co jedynie dodawało mi trochę pewności siebie. Kiedy kula przeniosła się bardziej w naszą stronę, spojrzałam na dziewczynę obok i odwzajemniłam jej uśmiech. No cóż, może i tym razem wszystko pójdzie jak powinno? Nic przecież nie zaszkodzi spróbować. - Accio - wypowiedziałam znów to samo zaklęcie, niemal bezgłośnie, z zaskoczeniem w oczach patrząc, jak kula jeszcze bardziej przesuwa się w naszą stronę. Miałyśmy trzydzieści punktów przewagi! Byłam tym naprawdę aż zaskoczona. Uśmiechnęłam się bardziej do siebie niż innych, zadowolona ze swojego małego sukcesu, żeby po chwili spojrzeć po klasie, jak wyglądają wyniki w innych grupach.
W milczeniu obserwował jak jego towarzyszowi udaje się przesunąć kulę nieco w ich stronę, ale wciąż nie na tyle, by nadrobić stratę po jego nieudanym zaklęciu; nie pokusił się o żadne gratulacje, nie przybijali sobie piątek po sukcesie, nie krytykowali za porażki, jakby wcale nie byli drużyną, tylko po prostu stali obok siebie, co wcale nie stwarzało przyjemnej atmosfery pracy grupowej. Dziewczyny będące ich przeciwniczkami najwyraźniej albo współpracowały dużo lepiej albo były lepsze z zaklęć, a może zwyczajnie miały szczęście, bo szybko kilkoma sprawnymi ruchami różdżek narobiły takiej przewagi, że sprawa wydawała się być prawie przesądzona. Nadeszła jego kolej, wypowiedział zaklęcie, starając się skupić, efekt jednak był odwrotny niż planował, a kula została przeciągnięta jeszcze dalej na stronę koleżanek. Westchnął ciężko, bo choć wciąż był na tyle rozeźlony, że chciał tylko iść w domu i miał w dupie wynik, to jednak ciągłe brawurowe spierdalanie prostych zaklęć było irytujące, zwłaszcza zważywszy na to, że całej reszcie grupy szło wyśmienicie. Odsunął się, by dać Ślizgonowi możliwość popisania się umiejętnościami, i powiódł wzrokiem po klasie, oglądając wysiłki innych z nadzieją że znajdzie podobnego do siebie przegrywa.
Trochę mu się przykro zrobiło, kiedy dziewczyny nie przyjęły ciastka, jednak na chłopa zawsze było można liczyć. Odwrócił się, żeby odłożyć opakowanie łakoci, a lekcja zdążyła się w międzyczasie zacząć. Nie ociągał się w dołączeniu do kolegi, który jeszcze chwilę wcześniej pochłonął kociołkowego pieguska, po czym stanął lepiej na nogach i skupił się na tym, co powinien zrobić. Jego pierwsze accio poszło całkiem dobrze, tak samo to Maxa. Dziewczynom szło trochę gorzej, piłka zamiast polecieć w ich stronę, cofnęła się do nich. Zastanawiało go w jaki sposób, w końcu nie było już zawirowań magicznych, które psułyby zaklęcia i utrudniały życie. Dopóki jemu się tak nie przytrafiło nie miał co narzekać. Rzucił Carpe Retractum, które przyciągnęło piłkę o kolejne centymetry w stronę chłopaków, jednocześnie Max rzucił bardzo dobrze działające Locomotor. Piłka była wciąż na tyle daleko, że ciężko było mówić o wygranej którejkolwiek ze stron, jednak na razie wysunęli się na prowadzenie.