W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
P.S. Zabierz ze sobą Ruth Wittenberg
Minister magia, Nolan T. Kaene
pierwsza sala zaklęć
Autor
Wiadomość
Rebekah W. Lanceley
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.59 m
C. szczególne : chuderlawa, piegowata twarz, rudzielec
Nie mogła przegapić zaklęć. Jedyny przedmiot, który w tej budzie miał jakikolwiek sens nauki. Tak, nauki pomyślała to i uczyła się; a pffe wypluć to słowo, proszę. Nie była wybitnie uzdolniona, ale pracowała nad czarami bez wytchnienia, podobnie jak z lataniem na miotle. Nie mogła sobie odpuścić, dlatego też ostatnio udało jej się nauczyć zaklęcia patronusa, które musiała trochę pod szlifować, bo ekscytacja udanym czarem od razu go psuła. Słyszała, że zajęcia miały odbyć się z jakimś nowym nauczycielem, którego nazwiska nie pamiętała. Wiedziała, że jest nowy. Miała nadzieje, że jednak będzie to ciekawa lekcja, a nie jakaś gówniana teoria z kartkówką na koniec, albo pracą domową w stylu czym zabijesz akromantule, jeśli rzuci się na Ciebie na hogwarckim korytarzu. Kurwa, na świętej pamięci brodatego Merlina, żadne pająki giganty nie chodzą po Hogwarcie. Chyba. Weszła do sali, jakby wbiegła na boisko i rozejrzała się podejrzliwie, mrużąc oczy po przybyłych gębach. Zauważyła @Nessa M. Lanceley, którą totalnie zignorowała. Siostra miała z kim sobie pogadać, zresztą Bekah nie chciała, żeby nagle ślizgonce wymsknęło się jakieś matkowanie. Dorośli rozmawiali z dorosłymi, a gryffonka wiedziała, że nie należy się wtrącać i dopieprzać zanadto. Na pewno, gdyby nie zauważyła Wykehamowiej, zaczepiłaby Nesse, w końcu nie chciałaby siedzieć jak jakiś przymuł aspołeczny, totalnie wykluczony z grupy. Bez pytania dosiadła się do @Harriette Wykeham. - Co Ty tak wcześnie? - Rzuciła na powitanie, po czym nachyliła się do Ette, która na pewno musiała szykować jakiegoś genialnego psikusa. - Założę się, że masz w zanadrzu jakiś chrzest bojowy dla naszego nowego nauczyciela? - Bekah włączyła swoje ślepka pełne szczeniackiej nadziei. Chciała kupić kilka łajnobom, ale zabrakło jej kasy, a nawet gdyby miała, to widok siostry zawsze powodował, że zachowywała się prawie, jak należy. Miała nadzieje, że chociaż Ettka coś szykuje, a z chęcią by jej pomogła.
Ominęła większość lekcji we wrześniu. Wiedziała, że nie powinna zaniedbywać studiów, póki nie pojawiło się dziecko i nie zaczęło zjadać większości jej czasu, ale przy obecnym samopoczuciu, naprawdę trudno jej było podejmować dojrzałe decyzję każdego ranka. Zresztą, wciąż, coraz bardziej desperacko rozglądała się za pracą i wolała starać się coś zorganizować. W powietrzu wisiała propozycja Nate'a, ale z tego co wiedziała, on i Leo nie otworzyli jeszcze baru. Czy naprawdę było już tak fatalnie, żeby miała zgłosić się do swojego byłego po pomoc? Czy w ogóle miała szansę ją otrzymać? Czuła się, jakby z każdym dniem była coraz bliżej dna. Za to mogła w końcu wrócić do Hogwartu. Nawet wścibskie spojrzenia jej nie przeszkadzały, one były teraz jej najmniejszym problemem. Słyszała o nowym nauczycielu od zaklęć, to był dobry powód, żeby Wreszcie pojawić się na jakiejś lekcji i poczuć się choć trochę normalniej. On przynajmniej nie zdążył się jeszcze przekonać jak kiepska jest w tej dziedzinie. Przekroczyła próg sali i pierwszą osobą, która rzuciła jej się w oczy była @Nessa M. Lanceley. Czuła się, jakby nie widziała kuzynki latami. Oczywiście niewiele później dostrzegła tuż obok @Blaithin 'Fire' A. Dear, z której widoku ucieszyła się już znacznie mniej. Przy okazji zdała sobie sprawę, że chyba obie nie wiedziały o jej nie tak znowu nowym stanie. Mogły dotrzeć do nich plotki, ale tak naprawdę - nie musiały. Podeszła do ślizgonki i przytuliła ją na powitanie, swoją siostrę traktując jak powietrze. - Hej, Ness! No wreszcie jesteś. Slytherin o mały włos by nie wygrał w zeszłym roku, uciekłaś w najgorszym możliwym momencie - zauważyła i usiadła w ławce tuż za nimi. Zastanawiała się, z jaką reakcją się spotka. Czy Nessa się wkurzy, czy przerazi? A Fire? Tego już zupełnie nie potrafiła przewidzieć. - A ciebie co znowu tu przywiało? Szybko się ciebie pozbyli, nie winie ich, ale czemu my mamy znowu na tym cierpieć? - wyciągnęła podręcznik na ławkę i przejrzała jeszcze przelotnie wizbooka.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Wślizgnąłem się do klasy, jak miałem nadzieję, niezauważony. Sztywno, powoli, zupełnie inaczej, niż zazwyczaj. Ból ściągający mi plecy zmuszał do określonej pozycji. Wyprostowanej, chociaż zarazem dzięki niej ciągnęły mnie także poobijane mięśnie w okolicach żeber. Tak źle, a tak niedobrze. Wetchnąłem, gdy sadowiłem się na jednym z wolnych miejsc. Nie myślałem czy siadam obok kogoś czy raczej sam. Po prostu nie byłem w stanie zwrócić na to uwagi. Nigdy nie wyglądałem aż tak okropnie. Kiedy już coś działo mi się w lesie, zwykle potrafiłem poradzić sobie ze zniwelowaniem negatywnych efektów swojej nieostrożności jeszcze przed rozpoczęciem zajęć. Pomoc znajomego uzdrowiciela była niezawodna. Dzisiaj brakowało mi jej jak jeszcze nigdy wcześniej. Długa, poszarpana rana na plecach paliła żywym ogniem. Odmówiłem eliksiru przeciwbólowego. Lekkomyślnie starałem sam siebie się ukarać, jakbym sądził, że już sam moment lądowania na dachu szklarni nie był wystarczająco pouczającym doświadczeniem. Przyszedłem na zaklęcia, idealne miejsce, aby pogłębić rany i zrobić sobie jeszcze większą krzywdę. Otoczyłem się ramionami, nie mając pojęcia czy przeżyje pochylenie się. Chciałem zakryć się rękoma, zniknąć i odgrodzić się od otaczającego świata, ale skoro aż tak bolało, gdy po prostu siedziałem, bałem się napinać skórę, gdy nie było takiej potrzeby. Odliczałem już czas do końca lekcji, chociaż ta nawet się nie zaczęła. Żałośnie, tak się prezentowałem.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Słyszał jedynie swoje kroki, a na świat nie zwracał szczególnej uwagi. Niemalże sunął korytarzem, a jego mina wyrażała dotkliwe znudzenie. Zero ekspresji, zero pozytywnej energii. Przecisnął się przez chmarę uczniów młodszych roczników po prostu przepychając się między nimi. Wszedł do klasy zaklęć i przystanął na moment w drzwiach, rozglądając się uważnie. Kilka osób, z którymi nie łączyło go absolutnie nic zażyłego. Dostrzegł @Heaven O. O. Dear, na której zawiesił wzrok, a jeśli popatrzyła w jego stronę, jedynie skinął jej na powitanie głową. Skręcił jednakże do wolnej ławki, wyminął zesztywniałą Puchonkę, jedną z tej licznej rodziny artystów, zerknął na prefekta naczelnego i usiadł równolegle. Sam. Nie pchał się do niczyjego towarzystwa uznawszy, że to zobowiązywałoby go do prowadzenia dialogu, a na to nie miał wystarczająco dużo werwy i ochoty. Zamknął oczy, opierając brodę o dłoń, a łokieć o stół. Nie wyjmował nawet książki, a jedynie turlał różdżkę po ławce. Do przodu i z powrotem, napawał się jej fakturą i kształtem. Ostygła po ostatniej serii rzucanych zaklęć i przygotowywała się do następnego wysiłku. To jedyne zajęcia, na których się bezwzględnie pojawiał. Siedział zatem z przymkniętymi oczami, odpoczywał po nieprzespanej nocy i wbrew pozorom, wszystkiego słuchał.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Na zajęciach z zaklęć nie mogłoby go zabraknąć, zważywszy na fakt, że był to jeden z tych przedmiotów, które lubił najbardziej i który nie sprawiał mu większych problemów. Zastanawiał się przy tym na czym będzie polegała dzisiejsza lekcja. Może jakieś czarodziejskie pojedynki? Oj, ale byłby z tego rad, chociaż zdawał sobie jednocześnie sprawę, że prawdopodobnie jego oczekiwania nie będą miały nic wspólnego z rzeczywistością. Na lekcjach zwykle uczyli się nowych czarów, które następnie mogli wypróbować na klubie pojedynków. Nic dziwnego, organizacja pojedynków między uczniami wymagała o wiele więcej zachodów. Trzeba było stworzyć takie warunki, by przypadkiem nikt nie wylądował na kolejny miesiąc w skrzydle szpitalnym. Wszedł do klasy przed czasem, więc był zdziwiony, że zebrał się w niej już taki tłum. No cóż, zaklęcia były na tyle uniwersalną dziedziną magii, że zawsze przyciągałby mnóstwo zainteresowanych. Próbował wyszukać wśród innych zebranych znajome sylwetki i wreszcie na dłużej zawiesił wzrok na @Heaven O. O. Dear i na @Nessa M. Lanceley. Stwierdził, że najlepiej, jeśli będzie się trzymał wśród swoich wężowych pobratymców, a że zauważył wolne miejsce obok kapitan ślizgońskiej drużyny quidditcha, od razu powędrował w tamtym kierunku. - Hej, dziewczęta. – Przywitał się ze swoimi przyjaciółkami z domu, jak i z @Blaithin 'Fire' A. Dear, po czym zrzucił z ramienia swoją torbę i usiadł wygodnie na krześle. Dopiero co dołączył do grupy, więc nie wiedział nawet o czym rozmawiają. Próbował więc wymyślić jakiś temat, którym mógłby się włączyć do konwersacji. - Jak w Durmstrangu? – Zagadał wreszcie do Fire, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że trafił w dziesiątkę, bo w istocie powtórzył wcześniejsze pytanie Heaven. I w sumie, wcale nie pytał grzecznościowo, bo naprawdę ciekawiło go to jak wyglądają inne szkoły magii. Nawet chyba trochę zazdrościł byłej Gryfonce, że będzie mogła porównać różne systemy nauczania. Właśnie! Przypomniał sobie nagle o czymś… - Czy to prawda, że nauczają tam czarnej magii? – Dodał ściszonym głosem, bo wiedział, że w Hogwarcie ta dziedzina stanowiła pewne tabu.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Leżał na dachu nad Wielką Salą. Tam nie był aż tak szpiczasty, przez co mógł się tam o niego oprzeć bez strachu, że zleci. U stup jego leżała szkolna miotła, którą zabrał ze składzika. Po drugiej stronie nóg leżała jego torba wypełniona przedmiotami niezbędnymi do zajęć. Leżąc tak wpatrywał się to w niebo to przed siebie na tereny wokół szkoły. Zastanawiał się dlaczego dopiero teraz tutaj trafił. Bawił się w ręce paczką papierosów. Naprzemiennie otwierając ją i zamykając. W drugiej ręce trzymał różdżkę gotową by odpalić nią papierosa. Nie wyciągnął go jednak walcząc z samym sobą. Od tak dawna nie palił, i obawiał się, że po takim czasie tytoń aż za bardzo mu posmakuje. Definitywnie zamknął paczkę z paroma papierosami i wcisnął ją głęboko w kieszenie szarych spodni. Odetchnął głęboko i podniósł się do siadu łapiąc za torbę i narzucił przez głowę na ramię i układając ją po przeciwległej stronie by nie spadła, gdy będzie leciał. Po tym sięgnął po miotłę i układając ją pod tyłkiem i czując opór kiedy to na niej usiadł, odepchnął się obiema nogami od dachu i zanurkował pikując wzdłuż ściany, hamując stopniowo by bezpiecznie wylądować na ziemi. Wszedł do klasy i skierował się od razu ku rogowi sali, odstawił tam miotłę i dopiero wtedy rozejrzał się dokładniej po osobach. Nessa jak zwykle została otoczona przez znajomych, więc odpuścił sobie dosiadanie się do niej. Najlepszą opcją wydał mu się @Louis Blackbourne, który to też wydawał się być pogrążony w jakiś swoich myślach i nie wykazywał zainteresowania ludźmi dookoła niego. Idealnie. Zajął więc miejsce obok niego, rzucając lekkie skinienie głową jeśli w ogóle będzie zainteresowany tym kto obok niego siada.
Kochał zaklęcia, uwielbiał też czarodziejskie pojedynki, ale przede wszystkim zależało mu na tym, by rozwijać się w tym kierunku, bo i jego praca wymagała takich umiejętności. Póki co wyłącznie sprzedawał różdżki, ale nie ukrywał, że w przyszłości chciałby się może zająć ich tworzeniem. Może, bo miał wiele pomysłów na swoją karierę i nie był jeszcze do końca pewien, gdzie ostatecznie wyląduje. Tak czy inaczej zamierzał się przyłożyć do tej lekcji, jak do mało której, a na wszelki wypadek zabrał ze sobą wszystkie możliwe podręczniki do przedmiotu, przez co jego torba o mało co go nie przeważyła. Z ulgą doszedł do wolnego krzesła, tuż obok jego przyjaciela z pracy, Finna, i zrzucił ją ze swojego ramienia na podłogę. Zaraz po tym zajął swoje miejsce, klepiąc puchońskiego druha po ramieniu. - E, nie śpij. – Mruknął do niego niezbyt głośno, bo nie był pewien czy chłopak faktycznie uciął sobie drzemkę. Co prawda i tak zamierzał go w razie czego rozbudzić ze snu, ale nie chciał jednocześnie zrobić tego nazbyt gwałtownie, bo zdawał sobie sprawę z tego, że to nie do końca przyjemne. - Pracujesz w poniedziałek? – Zapytał zaraz, chcąc się dowiedzieć czy mają razem zmianę. Z młodym Gardem pracowało mu się najlepiej z uwagi na to, że znali się i dogadywali. I nie to, że narzekał na innych pracowników sklepu Ollivandera, ot, po prostu darzył Finna sympatią. Czekając na odpowiedź swojego kolegi, zaczął po kolei wyciągać kolejne książki ze swojej torby i kłaść je równiutko na ławce. Dopiero teraz zobaczył, że zabrał nawet podręcznik dla klas I-III, przez co poczuł jak jego policzki lekko różowieją. - Dobra, ten chyba nie będzie potrzebny… – Westchnął ciężko, chowając go z powrotem do torby. Chyba musiał zrobić porządek na swojej półce. I tak dobrze, że zabrał tylko te tomiszcza, które traktowały o zaklęciach. Gorzej, gdyby zapodział mu się tutaj jakiś kryminał albo romansidło.
Nie drzemał, wszystko słyszał. Wiedział, że ktoś podchodzi i siada obok, a czując na ramieniu jego dłoń momentalnie otworzył oczy i popatrzył na niego przytomnie. Taki sympatyczny, a musiał zepsuć powitanie dotykiem ręki. Mimo wszystko nawet nie drgnął, a popatrzył na Puchona z uwagą. Uśmiechnął się lekko kącikiem ust i odsunął na tyle, by zrobić mu miejsce. - Tak, ale mam drugą zmianę, bo po południu ma przyjść listonosz zabrać stare różdżki. Do renowacji czy czegoś tam i ktoś musi tego przypilnować. - odpowiedział na tyle cicho, aby Jonas mógł go bez problemu słyszeć, zaś reszta uczniów już nie. Przestał przysłuchiwać się zamieszaniu na rzecz skoncentrowania się na profilu Jonasa, który wyjął książkę z poprzednich lat. - Na studiach te książki niepotrzebne. - byłby się uśmiechnął szerzej, gdyby miał ku temu więcej siły woli, a zwyczajnie mu się nie chciało. Sięgnął do plecaka i wyciągnął stamtąd odpowiednią książkę, ułożył ją pośrodku, aby Jonas mógł sobie korzystać, gdyby chciał. Niedawno kupiona, pachnąca jeszcze świeżym atramentem i wyprodukowanym pergaminem. Wrócił do swojej poprzedniej pozycji z tą różnicą, że miał otwarte oczy. - Szef bierze urlop, będzie więcej roboty. - wspomniał uznając, że minimalny dialog dotyczący sensownych tematów odgoni chęć zdrzemnięcia się przed rozpoczęciem lekcji. Praca z Jonasem nie należała do upierdliwych, chłopak był rzetelny, pracowity - jak to Puchon z prawdziwego zdarzenia - i nie miał tego nawyku męczenia swoją obecnością. Dało się przy nim oddychać bez czających się w trzewiach nerwów. Powiódł wzrokiem po klasie, później na zegarek. Żywił nadzieję, że poznają nowe zaklęcie ofensywne. To nimi się głównie interesował, wszak ćwiczył je przez okres wakacyjny zamiast porządnie wypoczywać.
Zdziwił ją fakt, że @Riley Fairwyn dosiadł się akurat do niej. Mimo, że się znali i zamieniali ze sobą kilka zdań, raczej mało inwazyjnie skleconych i niezobowiązujących i mimo, że czuła się w jego towarzystwie dziwnie spokojna, jakby mógł być jej bratnią duszą, tak naprawdę... chyba nie znali się tak dobrze. Chyba jej zdawało się, że może go znać lepiej niż on myślał o niej. Dlatego wyprostowała się powoli, ostrożnie, bo Riley nie miał w zwyczaju sam inicjować rozmowy. Popatrzyła na niego z boku, obejmując spojrzeniem ładny profil, który normalnie chciałaby pewnie naszkicować, motywowana czystym, artystycznym duchem. Niemniej, dzisiaj wyglądał inaczej i zachowywał się inaczej. Nie były to wyraźne zmiany. Nie potrafiła ich jasno określić, ale jako dobra obserwatorka, bo większość czasu milczała i oceniała ludzi z dystansu, widziała, że dzisiaj jest inny. Nie wiedziała w jaki sposób "inny", ale była pewna, że na pewno się nie myliła. Spuściła spojrzenie z twarzy i lekko przydługich włosów, które prawdopodobnie powinien już podciąć (skąd to wiedziała?) na jego ramiona, którymi się obejmował. Normalnie pewnie by się nie odezwała. To jednak nie był normalny dzień. Normalnie przecież Riley się do niej nie dosiadał. — Zimno ci? — spytała bardzo głupio i naiwnie, ale obecność prefekta w jej ławce nieco zaburzała jej spokój i opanowanie. Przygryzła dolną wargę, zdając sobie sprawę, że może zadała pytanie zbyt cicho, bo nie zareagował od razu, albo nie planował w ogóle reagować. Dlatego przesunęła podręcznik zaklęć po ławce, trącając go rogiem książki w łokieć. — Panie prefekcie? Taki był z niego pan, jak z niej dziecko, dlatego ściągnęła lekko brwi, zawiedziona swoimi zdolnościami oratorskimi. Zamiast tego wyciągnęła z czarodziejskiej peleryny kałamarz i przybornik, podnosząc ją z kolan, żeby ułożoną w kostkę postawić ją na ławce przed nim, gdyby chciał z niej skorzystać.
Pandora J. Doux
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 161
C. szczególne : Piegi, wyraźne kości policzkowe, błędy językowe i silny akcent
W zamku było jej ciągle zdecydowanie za zimno, więc co raz częściej można było zauważyć ją w grubych swetrach już w ciągu dnia. Dziś zdecydowała się na czarną sukienkę w stylu jeansowych ogrodniczek, która byłaby zdecydowanie zbyt cienką opcją, gdyby nie jeden z takich właśnie swetrów. Przez dłuższy czas szukała klasy zaklęć, mając wrażenie, że ruchome schody robią sobie z niej żarty, aż w końcu zaczęła wypytywać o drogę widzące przy przejściach obrazy. Niektóre z nich nabijały się z jej akcentu, niektóre odsyłały do innych, jeszcze inne wymyślały jakieś zagadki, bądź po prostu wypytywały o Suohvezdi. - Moe! - zawołała z nieukrywaną ulgą, gdy tylko zobaczyła Gryfonkę pół piętra niżej. - Ty idziesz może na zaklęcia? Czy ja mogę iść z Tobą? Może nie znały się jeszcze zbyt dobrze, jednak nie ukrywajmy, w tak krótkim czasie Panda nie zdążyła jeszcze zbliżyć się wystarczająco do kogokolwiek. Nie krępowało jej to, że Davies była od niej młodsza, a mimo to kolejny raz skorzystała z jej pomocy. Uradowana weszła więc tuż za @Morgan A. Davies do wskazanej niedługo później sali, starając zapamiętać się drogę z Wielkich Schodów, aby następnym razem trafić tu samodzielnie. Przywitała się ciepłym uśmiechem z @Caelestine Swansea, którą zdążyła już poznać i obdarzyć sympatią. Puchonka kojarzyła jej się z tymi łagodniejszymi wydarzeniami z Hogwartu, więc samo spojrzenie na nią, sprawiało, że czuła się spokojniej, jednak miejsce obok było już zajęte. Niepewnym uśmiechem obdarzyła też @Riley Fairwyn, którego kojarzyła raczej u boku Elaine, a już na pewno zapamiętała go z treningu krukonów. Rozejrzała się szybko po obecnych, jednak kojarzyła ich jedynie z widzenia, więc nie czuła się na tyle pewnie, by przywitać się z kimś jeszcze. Jej większą uwagę zwróciła uroda jednej z młodszych uczennic (@Rebekah W. Lanceley), którą z pewnością miałaby ochotę narysować, gdyby miała więcej wolnego czasu, a jej umiejętności byłyby na wyższym poziomie. Usiadła przy jednej z wolnych ławek z przodu sali, mając nadzieję, że Morgan dosiądzie się do niej, nie chcąc jednak jej się narzucać i nie wiedząc czy w sali znajdują się jej bliżsi znajomi, z którymi wolałaby porozmawiać. O nauczycielach zazwyczaj nie wiedziała za wiele, nie mogąc spamiętać tych wszystkich komentarzy, którymi dzielili się z nią hogwartczycy, jednak w tym wypadku nie wiedziała o profesorze kompletnie nic. Voralberg był nowym, wyjątkowo tajemniczym nauczycielem, o którym nie słyszano nawet żadnych plotek. Miała jedynie nadzieję, że będzie profesjonalny. Nie była zbyt dobra w zaklęciach, specjalizowała się w tych potrzebnych przy zielarstwie, więc chciałaby przez ten rok podciągnąć swoje umiejętności.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Uśmiechnęła się w duchu na myśl, że droga do sali nie przeminie jej w samotności. Miała sporo wątpliwości, czy w ogóle powinna pojawić się na lekcji zaklęć, skoro ostatnimi czasy z jej różdżką było coraz gorzej. Zaczynała poważnie rozważać zareagowanie na to w jakiś sposób. Tylko gdzie powinna się zgłosić, kogo poprosić o pomoc, a przede wszystkim, jak wydostać się z zamku w trakcie semestru, skoro to nie byłby zwykły wypad to Hogsmeade. Tyle pytań... - Tylko jeżeli przecierpisz te zajęcia razem ze mną. - odparła półżartem, całkiem poważnie oczekując, że Pandora będzie towarzyszyła jej w tej niedoli i usiądą razem w ławce. Niezależnie od tego, jaki plan na rzucanie czarowanek miał nowy profesor, wolała mieć kogoś przy kim czułaby się przynajmniej względnie komfortowo pomimo swoich braków. W progu skinęła głową na Finna i Jonasa siedzących razem, spośród uczniów wyparzyła też Matta, Fire, Wykeham, czy chociażby Fairwyna, ale, że zajęcia miały się niedługo rozpocząć, zrezygnowała z tryumfalnych spacerów po sali i uścisków dłoni. Zresztą, nie oszukujmy się, nigdy nie była szczególnie skora do powitań i radosnego wdzięczenia się do innych, czy narzucania swoją osobą. A już na pewno nie w tak licznych gronach. Usiadła zatem z panną Doux, oczekując na początek lekcji, jednak w międzyczasie coś sobie przypomniała. Sięgnęła po plecak i, oprócz szkolnych przyborów, wyciągnęła z niego spory, starannie złożony pergamin. Położyła go na blacie i przesunęła w stronę przyjezdnej. Oczywiście był to egzemplarz uproszczonej mapy szkoły, jeden z tych, które wspólnie tworzyły z Elaine w bibliotece. Wraz ze wszystkimi funkcjonalnościami i zabezpieczeniami, które udało się wtedy ugrać Krukonce. - Z tym powinno Ci być łatwiej. Pomieszczenia są opisane, a po dotknięciu różdżki pojawia się tłumaczenie na czeski, gdybyś miała problemy z nazewnictwem. Te wszystkie oznaczenia, gwiazdki i strzałki są wyjaśnione w legendzie pod mapą. Mamy na przykład takie schody, które z czwartego piętra najchętniej zaniosłyby Cię poza szkołę. Całość jest plamo- i ognioodporna, teoretycznie też nie powinna się podrzeć. - wyjaśniła pokrótce, rezygnując z jakiegoś podsumowującego zdania w rodzaju 'korzystaj mądrze', czy 'mam nadzieję, że pomoże', bo spodziewała się, że przyjezdna jednak będzie całkiem nieźle wiedziała, jak skorzystać z takich narzędzi. A teraz już dość gadania, zaczynajmy tę zagrażającą jej dobremu imieniu udrękę.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Zajęcia z zaklęć nie były jego priorytetem, ale mimo wszystko lubił na nie uczęszczać – dobrze było czasem pomachać różdżką pod nadzorem i nauczyć się coś nowego, co pozwalało uprościć sobie życie. O dziwo nawet on wiedział, że transmutacja nie jest lekarstwem na wszystko i czasem warto zainteresować się też innymi dziedzinami magii. W tym roku zajęcia z zaklęć cieszyły się, dużym zainteresowaniem, co zauważył w momencie kiedy przekroczył próg sali – nie był wcale spóźniony (choć, zaniepokojony, upewnił się co do tego, zerkając na zegarek), a w środku już znajdowało się sporo osób. Rozejrzał się, wzruszył ramionami i zajął miejsce w ławce za @Morgan A. Davies i @Pandora J. Doux. – Skąd tu takie tłumy? – zagadnął Morgan, Podnosząc się nieznacznie ze swojego miejsca, aby w całym tym klasowym harmidrze nie umknęły jej jego słowa. Nie był do końca świadomy, że zebrani tu Hogwartczycy w większości zjawili się po to, by zobaczyć tajemniczego nowego nauczyciela, który nie pojawił się na uczcie. Zapomniał o tym, pochłonięty własnymi sprawami. Zawiesił wzrok na kawałku pergaminu, który wyciągnęła Gryfonka i ze zdziwieniem odnotował, że jest to mapa. Czyżby dla Pandory? Co za sympatyczny gest wobec nowej dziewczyny. – Gubisz się w zamku? – zagadnął Czeszkę, posyłając jej miły uśmiech – Gdybym wiedział, oprowadziłbym Cię. Daj znać gdyby mapa nie wystarczyła, chętnie Ci pomogę.
Finnigan nie mogła pominąć zajęć z zaklęć. Znaczy... Na co jest bycie czarodziejem, jeśli nie umie się rzucać zaklęć? Do wszystkich innych fajnych rzeczy z czarodziejskiego świata (jak runy, historia czy nawet numerologia) nie wymagana jest magia. Tak więc Finn nie mogła sobie wyobrazić, aby ktokolwiek chciał ominąć te zajęcia z premedytacją. I rzeczywiście, gdy weszła do sali, niedługo przed rozpoczęciem się zajęć, było już całkiem sporo osób. Rozejrzała się zastanawiając, które z wolnych miejsc wybrać. Ostatecznie usiadła obok Elijaha Swansea. Powód? Brak. Tak jakby. Była jakaś szansa, że będą musieli pracować w parach i nie chciałaby trafić na Ślizgona albo Gryfona. Albo Puchona. Po prostu, z Krukonami się zawsze najlepiej pracuje na lekcjach! - Hej - rzuciła. - Wolne? - spytała z wahaniem. Stanowczo powinna spytać przed tym jak usiadła, ale już było na to za późno.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Pieczołowicie przygotowywała się do lekcji, skoro akurat znalazła więcej wolnego czasu. Wybrała swój stary, czysty mundurek w barwach Gryffindoru, dorzucając na ramiona ciemną pelerynę. Szyję ozdobiła naszyjnikiem z onyksem, nie szczędząc także innej drobnej biżuterii. Jasne włosy związała w wysoki kok, po czym dopełniła obrazu makijażem oraz nową, czerwonoczarną opaską na oko. Tak też wyruszyła z torbą wypełnioną notatkami, książkami, ujawniaczem i beretem uroków. Tak też mogła ją zobaczyć Nessa przy klasie. Fire pozostawała dość mocno upośledzona w kwestii wyrażania swojej prostodusznej radości. Nie wiedziała czy jak się uśmiechnie to nie wyjdzie to sztucznie. Lanceley wyglądała tak szczerze z pogodnie uniesionymi kącikami ust, a jej uśmiech docierał także do karmelowych oczu, które rozbłyskały wesołością. W tej naturalności Blaithin nigdy nie mogła jej doścignąć, czym zbytnio się nie przejmowała. Zamierzała się teraz postarać wyjść na miłą, ale drobne przytulenie kompletnie dziewczynę zaskoczyło. Zesztywniała nieprzyzwyczajona do takiej bliskości drobnej sylwetki Nessy, po czym pogłaskała dziewczynę krótko po ramieniu. Trzeba przyznać, że uwaga byłej Gryfonki została zauważalnie rozproszona, ale szybko podłapała temat lekcji zaklęć. - Idziemy. - potwierdziła, próbując nadążyć za ciepłymi słowami Ślizgonki. Czy faktycznie tęskniła? Jeśli tak to pewnie jako jedna z nielicznych... Zresztą zawsze miała wokół siebie tyle znajomych i przyjaciół, że ciężko pamiętać o jednej z kuzynek. Tym bardziej Fire wewnętrznie doceniła drobną wzmiankę. Na moment zamilkła, ciesząc się ponownym spotkaniem z kuzynką i nawet zazwyczaj zacięta, chłodna mimika Szkotki znacząco złagodniała. Chciała zadać Nessie tak wiele pytań, sprawdzić jak się czuje oraz co nowego się u niej działo, ale z drugiej strony kompletnie nie wiedziała, jak zacząć. Usiadła obok Ślizgonki w ławce, odkładając swoją pelerynę na oparcie krzesła, a torbę obok nogi ławki. - Trochę inaczej zapamiętałam Durmstrang. - przyznała. Pomyślała o czterech latach spędzonych w Rosji, gdzie zaczynała swoją magiczną przygodę. Tak wybrał ojciec i wywalczyć zmianę mogła dopiero w piątej klasie, kiedy przybyła do Hogwartu - nauczał tu wtedy Liam, więc kuzyn też znacząco wpłynął na wybór Blaithin. Przez moment zamilkła, mimowolnie zauważając, że Lanceley wydaje się nieco poddenerwowana. Gdyby chodziło o mniej bliską Fire osobę pewnie nie dostrzegłaby delikatnych różnic w gestach, ale teraz wyłapała to kątem oka. Zorientowała się, że milczy nieco zbyt długo dokładnie w momencie, kiedy pojawiła się najgorsza z możliwych osób. Akurat teraz zechciało się Heaven przestawać wagarować po tym, jak praktycznie cały wrzesień nigdzie się jej nie dało zauważyć? A Dear zaczynała mieć nadzieję, że może w końcu łajzę wysadził jakiś eliksir przez amatorszczyznę. Zwęziła oko, nieprzychylnie patrząc na to okazywanie sympatii Nessie. Niech sobie znajdzie inną ulubioną kuzynkę... Tak się przez dobrą chwilę zajęła przeżywaniem tego dziwnego uczucia (zazdrości), że dopiero kiedy Heaven przechodziła obok ich ławki zauważyła coś wyjątkowo dziwnego. Niemożliwe... Fire odwróciła się natychmiast na swoim krześle, a potem zajrzała przez blat tak, żeby jeszcze raz objąć wzrokiem podejrzanie wypukły brzuch Ślizgonki. Próbowała się uspokoić, że może po prostu to jakiś jeden z jej głupich żartów. Wkręcenie siostry w ciążę, to dopiero zabawne i na poziomie młodszej Dear. Na pewno nie mogło być to skutkiem przejedzenia. Do Blaithin dotarło, że Heav wymierza jej właśnie w najlepsze kąśliwe komentarze. - Wróciłam... tak po prostu. - wymamrotała, bo nastąpił jeden z tych bardzo rzadkich momentów, kiedy Blaithin Dear traciła otoczkę pewności siebie i zdawała się zupełnie zbita z tropu. Nawet nie umiała wymyślić jadowitej odpowiedzi, która wcisnęłaby ciemnowłosą w podłogę. Zrobiła dziwną minę, odwróciła się znów plecami do siostry i usiadła sztywno. Serce zabiło Dear szybciej. Tyle dobrego, że chociaż @Aleksander Cortez postanowił nie dosiadać się do ich towarzystwa. Wtedy Blaithin mogłaby nie znieść nagromadzenia węży, które ją otoczyły. Ale @Matthew C. Gallagher nie stanowił wcale kolejnego ciężaru - wręcz przeciwnie. Fire potrzebowała odwrócenia uwagi, bo zaczęło wzrastać jej ciśnienie, gdy tylko myślała o Heaven. W zastraszającym tempie. - Tak. Zamiast Quidditcha mamy lekcje latania na smokach, a nasz woźny to były Śmierciożerca. Kto nie wytrze butów przed wejściem do jadalni otrzymuje Cruciatusa. - odparła całkiem poważnie, ale po swoich słowach westchnęła cicho. Nie sądziła, że kolejny Ślizgon interesował się tematem czarnej magii. W gruncie rzeczy wiedziała o Gallagherze bardzo niewiele, nawet jego imię zagubiło się w odmętach szkockiej pamięci. Może to po prostu czysta ciekawość, a nie głębsze zainteresowanie, kto wie. Obrzuciłaby przystojnego chłopaka długim, badawczym spojrzeniem i może nawet chętniej podzieliłaby się kolejnymi szczegółami o rosyjskiej szkole magii, ale spokoju nie dawała Fire obecność siedzącej za nią osoby. Odwróciła tym razem jedynie głowę. - Co jest... co to jest do cholery? - wyszeptała gniewnie, wskazując dłonią na brzuch Ślizgonki. Czy Nessa też widziała to samo?
Nic nie zapowiadało możliwej apokalipsy. Blaith zachowywała dystans, do czego zresztą była Nessa przyzwyczajona i nigdy nawet nie próbowała tego zmieniać, zdając sobie sprawę, ile kosztuje kuzynkę nawet najmniejsza porcja czułości. Taki był jej urok. Wiedziała, że gdy najdzie ją chęć, sama się przytuli czy odezwie. Była popularna w Hogwarcie, miała tyle samo przyjaciół, ile wrogów — a do tego Lance nie wiedziała, jak potoczyła się chemia pomiędzy Fire, a Ezrą. Dlatego właśnie po tym, jak jej oburzenie przeszło, że Dear'ówna postanowiła sobie wrócić ot, tak do Rosji, uznała, że to nie jest najgłupszy pomysł. Dobrze było wiedzieć, że jest cała i zdrowa - ślizgonka miała jakieś dziwne, może nazbyt matczyne poczucie opiekuńczości względem kuzynki odkąd ta skończyła z opaską na oku, nawet jeśli była mniej doświadczoną i zdolną czarownicą. Raz jeszcze przesunęła spojrzeniem po jej sylwetce, zatrzymując wzrok na twarzy — tak pięknie podkreślonej eleganckim kokiem, biżuterią. Coraz częściej docierało do niej, że już nie są małymi, uroczymi dziewczynkami z warkoczem czy dwoma kucykami, teraz jakoś wypadało dawać od siebie więcej. Kiwnęła głową, kierując się za dziewczyną do klasy. Zajęły miejsce, wypakowując potrzebne rzeczy i rozsiadając się wygodnie. Zsunęła z ramion marynarkę, przewieszając ja przez krzesło. Śnieżnobiała koszula na długi rękaw zapinana była na perłowe guziki, na piersi tkwiła odznaka prefekta, a pod szyją kokarda w barwach domu. Nie potrafiła stwierdzić, dlaczego zrobiło się jej nagle ciepło — przez zdenerwowanie? Nadmiar emocji? Niepewność. Wiele się w niej działo, wciąż szukała odpowiedniej chwili i słów, wiedząc przy tym, jak kuzynka będzie niezadowolona. Obróciła twarz w jej stronę, przyglądając się buzi raz jeszcze. Zaśmiała się cicho, mając na wargach cień zaskoczonego uśmiechu, dopełniony chwilowym uniesieniem brwi. - Inaczej? Atmosfera się zmieniła, czy może remontowali zamek? Zawsze lubiłaś starą szkołę, przedmioty bardziej Ci odpowiadały- więc to raczej nie kwestia edukacji. Powiem Ci szczerze, że tutaj też czegoś brakuje, coś się zmieniło.. Coraz częściej myślę, że ważniejsi od murów i ich wyposażenia są jednak ludzie. Przyzwyczaiłaś się może do tutejszego, luźnego sposobu bycia. Jestem jednak pewna, że wszystko się ułoży. -odparła z delikatnym wzruszeniem ramion, chcąc jej dodać nieco otuchy. Dostrzegła siostrę — czyżby młoda chciała poprawić oceny? Odprowadziła ją wzrokiem do ławki, posyłając uśmiech na przywitanie. @Rebekah W. Lanceley dosiadła się do jakieś gryfonki. Całe szczęście miała koleżanki, może nawet przyjaciółki. Przesunęła spojrzeniem po zebranych w klasie uczniach, zatrzymując na chwilę wzrok na drzwiach — wtedy właśnie pojawiła się w nich @Heaven O. O. Dear. Uśmiechnęła się szeroko w jej stronę, również stęskniona za drugą kuzynką — nigdy nie stawała po żadnej ze stron w ich prywatnych konfliktach. Przesuwając jednak ślepiami po jej sylwetce, zbladła nieco, mimowolnie zerkając na Blaith. I co teraz będzie? Nie dało się ukryć, że kapitan ślizgonów wyglądała, jakby mały kafel rozgościł się pod jej ubraniem. Nessa nie zamierzała oczywiście oceniać czy skreślać dziewczyny, jednak nie była pewna, czy siedzący obok wulkan nie wybuchnie, rozrzucając lawę na całą klasę. Podniosła się z krzesła, przytulając ślizgonkę, gdy tylko do niej podeszła, posyłając jej ciepły uśmiech. - Cześć skarbie! Wiem, wiem — przepraszam, ojciec mnie potrzebował. Wiesz przecież, że nie czuje się ostatnio najlepiej, podobnie zresztą jak dziadkowie. Pewnie następnym spotkaniem rodzinnym będzie pogrzeb. -zaczęła z wyrzutami sumienia w głosie, bo nadal nie mogła sobie wybaczyć tego pucharu. Fairwryn pewnie też się na nią dąsał, chociaż patrząc na okoliczności, nie mógł robić tego tak otwarcie. Na szczęście Nessa była ambitna i nie lubiła zostawiać takich spraw bez rozwiązania.- Dlatego właśnie w tym roku zrobię wszystko, żeby nasze barwy ozdobiły Wielką Salę, nawet jeśli oznacza to chodzenie na miotlarstwo. Odprowadziła kuzynkę wzrokiem, siadając. Poprawiła krzesło tak, aby obydwie siostry mieć przed oczyma, a dłonią upewniła się, że różdżka znajduję się pod ręką. Naprawdę nie potrafiła przewidzieć biegu wydarzeń, jednak patrząc na nazbyt spokojną twarz Fire — do której pewnie jeszcze nie dotarły najświeższe informacje — uznała, że wzmianka o Cortezie nie będzie teraz najlepszym pomysłem. Westchnęła bezgłośnie, przymykając na chwilę oczy. Wtedy tez jej uszu dobiegł znajomy głos należący do jednego ze ślizgonów, którego miała ostatnio lepiej poznać. @Matthew C. Gallagher faktycznie zaczął przykładać się do lekcji i Nessa zaczęła nawet myśleć, że całe te kłopoty na dobre mu wyszły. Gdy usiadł, przesunęła spojrzeniem po twarzy chłopaka — podobnie jak Heaven, kochał miotły i wysokość. Może też lepiej się stało, że usiadł koło Pani Kapitan, gdyby zajęcia miały przeobrazić się w starcie Gryfonka verus Ślizgonka, ktoś będzie musiał pomóc jej je rozdzielać, a lepiej, żeby nikt obcy Blaith nie dotknął. - Cześć Matt. - przywitała się, widocznie zadowolona z jego obecności na zajęciach. Gdyby każda lekcja przyciągała takie tłumy — bo jak na zawołanie, przez salę przemknął @Aleksander Cortez. Przywitała się z nim, odprowadzając i jego wzrokiem do jednej z ławek, ciesząc się, że postanowił nie dolewać oliwy do ognia i nie zajął miejsca obok nich. Poprosiła go, żeby nic nie mówił, dopóki nie porozmawia z kuzynkami. Spuściła wzrok na swoje kolana, wygładzając dłonią materiał plisowanej spódnicy. Niech zbladła, czując, jak kosmyk włosów łaskocze ją po szyi, wzbudzając mało przyjemny dreszcz. Miała wrażenie, że atmosfera przy ich ławkach zrobiła się ciężka, mało przyjemna. Przytłaczająca. Najgorsze było to, że naprawdę chciała Heaven powiedzieć, jak ładnie wygląda z brzuszkiem, a naprawdę nie chciała denerwować Fire. Podniosła na nią wzrok, stwierdzając, że jej policzki nabrały odrobiny koloru, przez co ona sama zbladła. - Czemu nie powiedziałaś o smokach wcześniej?- westchnęła z udawanym wyrzutem, bezradnie wzruszając ramionami- jakby nie Sama bym się tam przeniosła. szczęśliwie, że ona musi się męczyć na znienawidzonej miotle. Sama powędrowała wzrokiem na twarz ślizgona zaciekawiona jego reakcją na słowa kuzynki. Miała paskudny zwyczaj czerpania radości z obserwowania ludzi. Niemniej jednak potem Blaith odwróciła głowę i wskazała dłonią na brzuch Heaven, a w szepcie zatańczyły iskry gniewu, których tak bardzo się obawiała. Kapitan Slytherinu powinna zachowywać spokój, a do tego na pewno miała burzę hormonalną i bardziej cięty niż wcześniej język. Nie zauważyła, jak czerwone paznokcie wbiły się jej w kolano, widocznie chcąc zrobić dziurę w rajstopach. - Blaith rozumiem Twoje zaskoczenie, ja mam tak samo. Nie spodziewałam się dzidzi, ale to chyba nie jest najlepsze miejsce na tę rozmowę, zaraz pewnie przyjdzie nauczyciel. - powiedziała szeptem do kuzynki, wędrując spojrzeniem pomiędzy siostrami. Na chwilę zagryzła dolną wargę, ostatecznie zatrzymując się na ciążowym brzuchu. Była tak samo zaskoczona i chciała znać więcej szczegółów, jednak zmuszanie Heaven do tłumaczenia się przy innych uczniach nie było w porządku.
Pandora J. Doux
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 161
C. szczególne : Piegi, wyraźne kości policzkowe, błędy językowe i silny akcent
Uśmiechnęła się, gdy Moe przysiadła się do niej, od razu czując się trochę pewniej. Jeżeli będą ćwiczyć rzucanie zaklęć w parach, to wolałaby być z kimś, kogo już kojarzy. Nieco mniej pewnym uśmiechem powitała Elijaha, mając z tyłu głowy słowa Fire: "Olał Cię", które ucichły na chwilę, gdy usiadł niedaleko nich. Ukradkiem poprawiła sobie grzywkę, pochylając się, aby wyjąć pergamin, pióro i tusz na ławkę. Na lekcjach pisała tanim, czarnym tuszem, swój ukochany żółtopomarańczowy tusz pozostawiając jedynie do listów (i to nie wszystkich!). Nie miała zbyt wiele pieniędzy na takie widzimisię, tym bardziej, że w Anglii wszystko było droższe. Spojrzała na kończącą się buteleczkę ciemnego płynu i nadszarpnięte już czasem pióro. Będzie musiała wybrać się na zakupy do... Hosmigdż? Czy jak te miasteczko się nazywało. - Moe... - zaczęła, żeby zapytać się, czy dziewczyna poszłaby z nią w wolny weekend na zakupy, gdy nagle zobaczyła trzymaną przez nią mapę. - Ojej, Dziękuję Tobie! - zawołała z entuzjazmu nieco zbyt głośno, więc od razu speszyła się i przyciszyła głos prawie do szeptu. - To przez nie Ja nie mogłam tutaj przyjść - dodała, oskarżycielsko wskazując na jedną z gwiazdek. - Naprawdę dziękuję Tobie. - powtórzyła, wpatrując się w niezwykle czytelną mapę, jak w skarb ratujący jej życie. Jak ona teraz się jej odwdzięczy? Koniecznie będzie musiała odłożyć trochę pieniędzy na jakiś skromny prezent. Odwróciła się do Elijaha, uśmiechając się do niego ciepło, a jej oczy wciąż lśniły entuzjazmem po otrzymaniu mapy. Zanim jednak zdążyła mu coś odpowiedzieć, obok niego usiadła Krukonka, którą niestety jedynie ledwo kojarzyła z wczorajszego treningu. Przywitała się z nią nieśmiałym uśmiechem, bo właśnie zrozumiała jak to wygląda. Jeden przystojny kapitan, a dookoła niego trzy dziewczyny. To jego ciągnęło do nich, czy je do niego? - Pandora - przedstawiła się, wyciągając rękę w stronę nieznajomej i wykorzystując tę chwilę, aby przyjrzeć się jej nietypowej urodzie. Było w niej coś interesującego, coś wręcz magnetyzującego Czeszkę. Czy tak samo działała na Elijaha? Przypomniała sobie słowa Morgan na treningu. "(...)Wiele mnie łączy z Twoim kapitanem". Przegryzła delikatnie wargę, gdy kolejne natrętne pytanie pojawiło się w jej głowie. "Czy i z tą Krukonką wiele go łączy?" - Dziękuję Tobie, to bardzo miłe - odpowiedziała chłopakowi, po czym pośpiesznie odwróciła się w stronę Morgan, aby nie zapytać go jak wielu przyjezdnym dziewczętom zaproponował to samo. Szybko jednak pożałowała swojej nieco oziębłej jak na siebie reakcji, przypominając sobie, że nie powinna wyciągać pochopnie wniosków. W końcu nie każdy przystojny mężczyzna musi być od razu kobieciarzem, nawet jeżeli ma... naprawdę dużo koleżanek. Spojrzała więc na niego jeszcze przelotnie przez ramię, uśmiechając się ciepło, bojąc się jednak zaproponować, że mógłby oprowadzić ją po miejscach w okolicy, które wykraczają poza możliwości mapy. - Ty sama ją zrobiłaś? - z zainteresowaniem zapytała Moe, powracając do przerwanych przez nadejście Krukonów zachwytów nad mapą.
Wychylił się zza rogu korytarza i charakterystycznym dla siebie tempem chodu przemierzał kolejne metry w kierunku klasy zaklęć, gdzie za chwilę miał poprowadzić pierwszą w tym semestrze lekcję. Czy był zestresowany? Bynajmniej. Poziom jego zdenerwowania można było określić jako niski, czy jak kto wolał optymalny dla tego typu zadania, bowiem nie był to jego pierwszy raz w karierze zawodowej. Innymi słowy – gdyby się obawiał, to nie nadawałby się do tego, co robi. Przynajmniej w jego mniemaniu. Mimo posiadania skórzanych pantofli jego chód był całkowicie niesłyszalny dla otoczenia. Zapewne jako skutek zaklęcia wyciszającego obcas eleganckich butów nie wydawał żadnego dźwięku przy uderzaniu o kamienną posadzkę, a on sam mógł wejść do klasy bez wydawania zbędnych odgłosów i jedynie co bardziej spostrzegawczy mogli się zorientować, że w istocie już się tam pojawił. Nie odchrząknął uroczyście, nie odkaszlnął, nie prosił o ciszę ani nie zwracał na siebie uwagi w najmniejszym stopniu, ot, po prostu wszedł, machnięciem ręki zamknął drzwi i ruszył w kierunku środka klasy, zatrzymując się dopiero na samym jej środku tuż przed masywnym stołem, o który zresztą się oparł. Jasnoniebieskie spojrzenie omiotło klasę w ciszy, a postawa nauczyciela nie wskazywała na to, że miał w ogóle zamiar się odezwać. Ręce schowane w kieszeniach garniturowych spodni i noga założona na nogę nie miały zamiaru wyrażać lekceważenia wobec wszystkich zebranych, choć na pierwszy rzut tak to wyglądało – po prostu tak mu było wygodnie. Boleść pleców towarzysząca mu od rana wymagała specjalnych środków w postaci przybierania odpowiedniego ułożenia ciała, a całodzienne chodzenie w żadnym stopniu mu nie pomagało. Nie miał zamiaru brać dzisiaj ze sobą swojej nieodłączonej towarzyszki życia w postaci hebanowej, masywnej laski, bowiem nie chciał wychodzić na słabego. Niestety ludzie, a już szczególnie młodzież miała niezwykłą tendencję do ignorancji, a on nie chciał jej pogłębiać. Nie dziś. Z drugiej strony z pewnością byłaby to bardzo ciekawa lekcja. Wyjął dłonie z kieszeni, aby sięgnąć ku swojej równie ciemnej co spodnie marynarce i zdjąć ją, po czym odrzucić na stojące gdzieś w rogu krzesło. Zrobił to tak wytrawnie, jakby od dziecka ćwiczył profesjonalne zarzucanie ubrań na meble (w zasadzie kto nie ćwiczył, zdaje się, że każdy posiada w domu „mebel wstydu”, na który rzuca wszystkie ubrania). Splótł ręce na piersi. - Alexander Voralberg. Jesteście na mnie skazani na lekcjach zaklęć do końca tego roku. – mruknął lekko zdartym, acz melodyjnym głosem, wciąż niepozbawionym francuskiego akcentu. Różdżka mężczyzny, jeszcze przed chwilą spoczywająca w spokoju za pasem, teraz powoli, leniwie, acz z gracją obracała się wokół jego palców. - Kilka zasad, pierwsza: Różdżki zawsze macie przy sobie, nigdy nie wiecie, kiedy będą wam potrzebne. – machnął kawałkiem kalinowego patyka, który natychmiast uniósł do góry wszystkie znajdujące się w pomieszczeniu różdżki, wręcz wyrywając je bezczelnie z dotychczasowych miejsc, tak skrzętnie wybieranych przez właścicieli i ułożył je na ławkach, tuż przed ich nosem. – Druga: trzymajcie je w miejscu, z którego zawsze Wam będzie łatwo i szybko je wyjąć. Czasami liczą się sekundy. – czy on właśnie pomylił składnię w zdaniu? Niezauważalnie zmarszczył czoło zastanawiając się nad sensem zdania, które właśnie wypowiedział. Skup się. - A po trzecie teorię to możecie sobie czytać do poduszki. Nie będziemy wertować sztywnych regułek na tych zajęciach. – schował różdżkę za pasek spodni z niesamowitą lekkością, zupełnie jakby ten manewr wszedł mu już w krew. Zwrócił ponownie beznamiętne, acz czujne spojrzenie jasnoniebieskich oczu na klasę, przyglądając się im wszystkim, a jednocześnie każdemu z osobna. - Jakieś pytania?
Organizacyjne: - 48h na odpis w tej kolejce, nie jest obowiązkowy, robimy rozgrzewkę, - oznaczajcie siebie nawzajem i mnie w Waszych postach jeśli wspominacie, bardziej niż obowiązkowo, - będziemy dzielić się na grupy, więc możecie się zastanowić na privach jak chcecie być podzieleni (i przekażcie mi!), ale nie jest to obowiązkowe, bo i tak ostateczny głos należy do mnie, - pytania proszę na gg: 11955256 lub priv. - jak ktoś się spóźni na lekcję to spoko, będzie najwyżej mopował czyjąś krew po niej.
Ostatnio zmieniony przez Alexander D. Voralberg dnia Wto Paź 01 2019, 19:22, w całości zmieniany 1 raz
Hypnos S. Shvets
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192cm
C. szczególne : przenikliwy wzrok, łańcuszek z czarną perłą na szyi, słaby rosyjski akcent
Z wszystkich lekcji, oprócz Quidditcha, najbardziej chyba też czekał na zajęcia obrony przed czarną magią i zaklęć, mimo że nie był prymusem w tych dziedzinach. To co go interesowało, to różnica w nauczaniu w tej szkole, jak bardzo nauka zaklęć różniła się od tej w Durmstrangu. Po jednej stronie był Hogwart, bardziej „liberalna” szkoła, po drugiej Durmstrang, bardzo trzymający się swoich tradycji i zwyczajów. W jego szkole dozwolona była czarna magia, tutaj zaś była zakazana i nikt nie mógł się nią parać, to samo też powiedziano każdemu uczniowi z rosyjskiej szkoły zaraz u progu wielkich wrót Hogwartu. Dlatego też, ciekawiło go jak Hogwartczycy łatali tę lukę po różnych (niezbyt przyjemnych) alternatywnych metodach walki Durmstrangczyków. Ubrany w zwykły płaszcz, poszedł na zajęcia jak najszybciej, mając nadzieje, że zdąży jeszcze przed pojawieniem się profesora. Spieszył się, a to wpływało na jego skupienie – zgubił się parę razy, przeklinając po grecku pod nosem. Biegał od jednego korytarza, do drugiego, czasem pytając innych uczniów o drogę. Gdy wreszcie trafił, wszedł z impetem i zobaczył, że był już spóźniony, lekcja się rozpoczęła, choć jak mu się wydawało, trwała dopiero kilka minut. - Przepraszam za spóźnienie. - Powiedział tylko, nie okazując żadnych uczuć, ich nauczyciel nie wyglądał na takiego, którego by obchodził powód jego spóźnienia, ani też nie interesowało go, czy też przeprasza z prawdziwą skruchą, czy fałszywą. Usiadł w jednej z wolnych ławek i zaczął słuchać nauczyciela z uwagą. Sama forma, jaką mężczyzna przedstawił podobała się Hypnosowi. Teoria nigdy nie była jego mocną stroną, choć był w swoim życiu zmuszony do czytania wielu wielkich tomów o transmutacji. Gdy profesor zadał pytanie o jakieś nieścisłości, Shvets podniósł nieznacznie rękę, zastanawiając się nad pewną kwestią. - Ja mam jedno pytanie. Chciałem zapytać czy na pana lekcjach będziemy się skupiać bardziej na zaklęciach użytkowych w życiu codziennym czy bardziej tych, które pomogą nam zyskać przewagę w pojedynku? - Zapytał zaciekawiony. W Durmstrangu prawie cała uwaga poświęcona była walce i rywalizacji, tak też było z zaklęciami.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Pojawienie się Elijah skwitowała rozbawionym uśmiechem, po części nadal rozpamiętując chociażby wydarzenia z treningu niebieskich. Na jego pytanie przymrużyła oczy i przybrała urażoną minę. - Pewnie wszyscy chcą się nauczyć Twojego Expulso. - wycedziła, patrząc mu prosto w oczy z domagającą się rozlewu krwi pretensją, aby sekundę później bezwiednie wrócić do rozmowy z Pandorą. Czy raczej - do dokończenia opowieści związanej z mapą. - Te kilka kresek to drobiazg. A wszelkie zaklęcia są autorstwa jego siostry. Obie liczymy, że mapki pomogą przyjezdnym. Tobie się trafił pierwszy egzemplarz. - nie mogłaby nie wspomnieć o tym, że przede wszystkim udział w tym przedsięwzięciu brała Elaine, choć subtelnie pominęła uwagę na temat tego, kto był pomysłodawcą. Może uznała, że nie było to zbyt istotne? A może trochę jej było głupio, że jako naczelna kartografka była skrajną egoistką i nie pomyślała o tym, że jej zdolności mogłyby się do czegoś przydać również innym? Nagle zorientowała się, że w sali pojawił się nauczyciel. Po krótkim przedstawieniu zagadnął o pytania i w myślach Moe zebrała się cała masa takich, które niby cisnęły się na usta, ale z drugiej strony być może nie wypadało ich zadawać w tak licznym gronie ani podczas pierwszego spotkania z nauczycielem. Czy świerkowe różdżki były z natury kapryśne? Być może po prostu powinna o tym poczytać. Albo, czy różdżka babci, pomimo pozornego dopasowania, mogła być, na przykład, w jakiś sposób niedopracowana? Czy może w ogóle Davies po prostu nie nadawała się do posługiwania się zaklęciami i jej obecność tutaj zapowiadała same problemy i wstyd? Czy mapy przyjezdnych dałoby się wzbogacić o swego rodzaju lokalizator i wskazywanie drogi? Czy istniało zaklęcie, które pokazywałoby pozycję wymienionej osoby na rozrysowanej mapie szkoły? Nie, to zdecydowanie nie były pytania na teraz. Zajęła się zatem sobą, odrywając wzrok od pozostałych osób zebranych wokół jej miejsca i skupiając się na obracanej w palcach różdżce z rdzeniem Znikacza. Gdzieś w międzyczasie skinęła również głową na Krukonkę, która pojawiła się obok Elijah, ale, że ta nie była póki co szczególnie rozmowna, a lekcja właśnie się zaczęła, nie podejmowała się jej zagadywania.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Uniósł brew, mierząc Morgan nieco zaskoczonym spojrzeniem. Okej, to nie była do końca odpowiedź, której by się spodziewał. To znaczy... nie to, żeby jej wyrzut był nieuzasadniony, bo rzeczywiście miała wszelkie prawo do pretensji, nawet jeśli z całej zamieszanej (w mniejszym lub większym stopniu) trójki wyszła najmniej stratnie. – Trudno mi ich winić – mruknął pod nosem, próbując potraktować to jako żart. Zresztą wnioskując po tym, na ile zdążył już poznać Gryfonkę, prawdopodobnie tak właśnie było. Miał ochotę dodać, że zaklęcie wyszło mu wtedy odrobinę zbyt mocne ze względu na buzujące w nim emocje, ale ostatecznie po prostu darował sobie komentarz, dochodząc do wniosku, że nie musi się przed nikim tłumaczyć. Spojrzał w bok, gdy pojawiła się tam znajoma postać krótkowłosej Krukonki. – Cześć, pewnie – uśmiechnął się na widok Finn i przesunął swoją różdżkę bliżej siebie, dając jej tym samym do zrozumienia, że jest tutaj mile widziana. – Dobrze wiedzieć, że nie nienawidzisz mnie po treningu – zażartował, licząc, że to prawda. Z tymi dziewczynami to naprawdę nic nie wiadomo... ledwie usiadł obok dwóch, a już miał mętlik w głowie i zupełnie nie wiedział co mają na myśli, mówiąc to co mówią. Nawet reakcja Pandory była dla niego zaskakująca. Nie znał jej i może nie powinien jej oceniać na podstawie tych kilku zdań, które udało im się zamienić, ale zdawało mu się, że jest bardziej rozmowna i chętnie podejmie temat. Dziewczyna tymczasem jak najszybciej odwróciła się do niego tyłem, powracając do rozmowy z Moe. Pochwycił jej uśmiech i odwzajemnił go bezwiednie, ale mimo wszystko czuł, że Czeszka nie czuje się przy nim swobodnie. Był cholernie zagubiony i nagle mocno pożałował, że nie ma przy nim jego siostry. Właśnie dlatego pojawienie się nauczyciela skwitował wewnętrznym westchnieniem ulgi. Przyjrzał mu się z ciekawością i nagle pojął dlaczego na zajęciach pojawiło się tak dużo osób – najwyraźniej plotka o tym, że profesor Voralberg jest przystojny rozniosła się szybciej niż można się było tego spodziewać. Usiadł wygodniej, starając się słuchać słów mężczyzny i nie odpływać myślami ku temu, jak sprawdziłby się jako model przed jego obiektywem.
Finnigan próbowała skojarzyć dziewczyny siedzące przed nią. Gryfonki w ogóle nie kojarzyła. Zakładała, że nie jest z tego samego roku co ona. Była też pewna, że zapomni o jej istnieniu po tej lekcji. Za to drugą dziewczynę siedzącą przed nią kojarzyła z treningu Quidditcha. Miała piegi („Jeśli ktokolwiek na świecie twierdzi, że nie ma słabości do piegów, kłamie!”) i jej urody nie dało się nazwać inaczej niż „przeuroczą”, dlatego należała do nielicznej grupy osób, które Finn pamiętała z widzenia. - Finnigan O’Callaghan – przedstawiła się w odpowiedzi dziewczynie. Nie była za to pewna jakiej odpowiedzi udzielić Elijah Swansea. Całkiem dobrze bawiła się na wczorajszym treningu, ale głupio było jej to przyznać po tym jak wcześniej listownie dała mu znać, że nie bawi ją przychodzenie na ten trening. - Nie nienawidzę? Wysuwasz daleko idące wnioski – zażartowała. Dosłownie ułamek sekundy, gdy powiedziała ostatnią literkę, zwątpiła czy z jej twarzy można odczytać, że to żart. Mogłaby liczyć, że przynajmniej z tonu jej głosu da się to wyczuć (nie była jednak najlepsza w tzw. „wyrażaniu emocji głosem”, więc śmiała w to wątpić), ale na wszelki wypadek dodała: - Trening był całkiem okej. Nie mogła się powstrzymać przed podziwianiem ściany daleko od chłopaka. O wiele lepiej byłoby gdyby trening był do kitu i mogłaby po prostu powiedzieć, że było tak jak się spodziewała. Bycie w błędzie było z jakiegoś powodu niezwykle irytujące. Jest to tylko dowód na to, że o wiele lepiej trzymać się towarzystwa książek, a nie ludzi. Kiedy mylisz się z powodu błędnych informacji w książkach, to wina książek, nie twoja, więc nie trzeba przyznawać się do błędów. Kiedy mylisz się ponieważ miało się błędne założenie, to tylko i wyłącznie twoja wina. Nawet jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi przyznawały ci rację. Gdy nowy nauczyciel zaczął wprowadzenie, Finn była co najmniej rozczarowana brakiem teorii. Oczywiście, kochała praktyczne rzucanie zaklęć, ale teoria dodawała temu jakiegoś… smaku? Jak obiad przed deserem. Deser jest o wiele smaczniejszy, gdy musisz czekać na niego. Zaklęcia bez teorii były trochę jak czytanie zakończenia książki bez czytania całej reszty. Oby zaklęcia poszły jej tak samo dobrze jak wymyślanie metafor.
Równomiernie tupanie moich butów rozbrzmiewa po pustym korytarzu, kiedy truchtam w kierunku klasy zaklęć, już czując na mojej ręce, że znowu się spóźniam. Od kiedy to zauważyła moja matka, sprawiła mi zegarek, który robi się gorący za każdym razem, gdy tracę poczucie czasu. Tylko moja parząca ręka sprawia, że chce mi się biec do klasy, w innym wypadku cicho przemknęłabym się po korytarzach i niezwykle zgrabnie wślizgnęła do klasy. A tak, z rozpędem łapię drzwi, które chciał za sobą zamknąć @Hypnos S. Shvets. Mruczę coś niewyraźnie do nauczyciela i siadam tuż obok spóźnionego, nieznanego mi chłopca, całkiem automatycznie, tylko dlatego że ktoś mnie poprowadził do wolnego miejsca. Kiedy tylko siadam, czuję, że moja ręka przestaje powoli parzyć, ale i tak w szaleńczym pośpiechu zdejmuję swój przeklęty zegarek i przez chwilę z widoczną ulgą masuję czerwonawy nadgarstek. Jakbym cofnęła się w czasie, kiedy to na porządku dziennym była przemoc fizyczna na wymuszanie dyscypliny, muszę pozbyć się zegarka. W końcu mogę skupić się na przystojnym nowym opiekunie krukonów, obdarzam uprzejmymi uśmiechami za każdym razem gdy mówię mu dzień dobry, ale wiem niewiele, bo co trzeba wiedzieć przy takiej nieprzyzwoitej aparycji nauczyciela. Ale nawet mimo tego dekoncentruję się, gdy widzę starego znajomego. Przez to, że spędziłam całe wakacje ze swoją rodziną, a potem prawdopodobnie przeżywałam w międzyczasie depresję po chodzeniu w sandałkach po ostrych kamieniach, nie miałam od dawna okazji porozmawiać z przyjacielem. Poprawiam na głowie turban, dzisiaj koloru pomarańczowego i rysuję niechlujny rysunek na kartce, gdzie dziewczynka - patyczak w turbanie, klepie po głowie smutnego chłopca - patyczaka, a ten zaczyna tańczyć radośnie. Wprawiam zaklęciem obrazek w ruch i wysyłam kolejnym zaklęciem kartkę do @Riley Fairwyn. W tym samym momencie, ku mojemu niezadowoleniu, mój sąsiad zadaje jakieś pytanie więc skupiam na nim swoją uwagę, mając nadzieję, że dzięki temu karteczka pofrunie tam gdzie ją wysłałam, a nauczyciel nie zauważy mojego roztargnienia.
Ostatnio zmieniony przez Melusine O. Pennifold dnia Nie Paź 06 2019, 14:49, w całości zmieniany 1 raz
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Mimo, że zdawał się przyglądać ogółowi, tak w istocie jego oczy rejestrowały każdy szczegół, jaki dział się w sali zaklęć. Ciche szepty tu i tam, szuranie krzeseł, przysuwanie się do kolegów z ławki. Typowa klasa w trakcie zajęć. Nie miał bynajmniej zamiaru zwracać im uwagi na takie zachowanie, bo i tak za chwilę na pewno ucichną w związku z wyjaśnieniem zadania, które będą dzisiaj wykonywać. A jeśli nie… to się zobaczy. Nie miał w zwyczaju odejmować punktów, chyba, że naprawdę ktoś zalazłby mu za skórę. Wieloletnie doświadczenie jednak wystarczająco wyćwiczyło jego cierpliwość na tyle, aby dać sobie radę z gromadą uczniów, tak ochoczo uczestniczących w zajęciach niekoniecznie na temat, który ich dotyczył. Nadal opierając się o stół patrzył na nich z uwagą na tyle wystarczającą, aby szybko wychwycić osobę zgłaszającą się do pytania. Nikt jednak nie palił się – ku jego zawodowi – do tego, aby choćby pisnąć słówko w jego kierunku. Czy się wstydzili? Krępowali? Na Merlina, kto ich uczy, skoro boją się zadawać pytania z tak ambitnej dziedziny, jak podstawa podstaw magii, czyli zaklęć? I wtem pojawił się on. Alexander zwrócił głowę w kierunku nowoprzybyłego chłopaka, kiwając głową na jego przeprosiny. W istocie, nie obchodził go powód jego spóźnienia, bo albo go zmyśli albo powie prawdę, której i tak nauczyciel nie byłby w stanie zweryfikować, chyba, że byłoby to coś naprawdę poważnego, jak np. wizyta w skrzydle szpitalnym. Szczerze? I tak by mu się nie chciało. Nienawidził szpitali i innych tego typu przybytków. Spędził tam wystarczająco dużo czasu, aby się zniechęcić. Jasnoniebieskie spojrzenie wręcz wwiercało się w pana Shvetsa, kiedy ośmielił się zadać swoje pytanie i choć przez chwilę twarz profesora wyrażała absolutną powagę, tak po chwili na jego twarz wkroczył lekki, rozbawiony uśmiech. - Kto powiedział, że zajęcia użytkowe nie pomogą zyskać przewagi w pojedynku? Bardzo zawężone myślenie. – mruknął, rozglądając się po klasie, jednakże jego spojrzenie omijało uczniów, a bardziej skupiało się na wyszukaniu konkretnego przedmiotu. Wyjął różdżkę zza paska i wycelował ją w sam koniec sali. Nie odzywając się ani słowem delikatnie, wręcz niezauważalnie machnął drewnianym patykiem w stojącą tam, wyposażoną w broń zbroję, stojącą idealnie pomiędzy ławkami. Taw odpowiedzi, wcześniej niesłyszalnie wyślizgując się z objęć rycerza, celując samym ostrzem w Voralberga pomknęła ku niemu. Uchylił się zgrabnie, pozwalając jej wbić się z impetem w drewnianą framugę okna za sobą. - Sądzi pan, że gdyby stał pan na drodze tego miecza, to by pan przeżył? Rzuciłem zwykłe, użytkowe Accio. Zadziałałoby lepiej niż drętwota, expelliarmus czy czego tam lubicie używać, bo znając życie rzuciłby pan protego tylko na swój front widząc wycelowaną różdżkę przeciwnika. – wytłumaczył stosunkowo spokojnie, przybierając ponownie tylko znaną sobie powagę. Podniósł się z leniwego opierania się o blat wielkiego stołu i znów spojrzał na wszystkich. - Będziemy się uczyć tego, czego będziecie chcieli się nauczyć. A przede wszystkim – nieignorowania żadnego z zaklęć… – zerknął przyjaźnie na Hypnosa – i używania swojej inteligencji, zarówno w życiu codziennym, jak i pojedynkach. – dodał, na sam koniec klaskając w dłonie. - No, to może zaczniemy dzisiejszą lekcję i zobaczymy na ile Was stać. Wstawać, siedzenie tyle godzin źle Wam zrobi. - mruknął, machając różdżką i odsuwając od nich ławki, które poukładały się w stosy pod przeciwległymi ścianami. Profesor Voralberg podszedł do stolika za sobą, na którym pojawiły się znikąd różnokolorowe skrzynki w ilości pięciu sztuk. Każda w innym kolorze, każda dla jednej drużyny i każda - prawdopodobnie - skrywająca coś w sobie.
skrzynki (KLIK)
SZTAFETA uznajcie, że Alex Wam to tłumaczy fabularnie
Dzielimy się na następujące grupy: Grupa nr 1: Blaithin, Melisine, Finn Gilliams (dotrze), Morgan Grupa nr 2: Riley, Aleksander, Asphodel (dotrze), Niamh (dotrze) Grupa nr 3: Finn Gard, Louis, Finnigan, Caelestine Grupa nr 4: Nessa, Jonas, Elijah, Pandora Grupa nr 5: Harriette, Matthew, Rebekah, Hypnos
Heaven, wybacz. Lekcja jest potencjalnie niebezpieczna i Alex poprosił Cię o to, abyś usiadła. Otrzymasz punkty za obecność i ewentualne składanie do kupy ofiar.
Jeśli w któreś grupie jest multikonto to mi zgłoście na priv natychmiast! Nie sprawdzałem każdego, a bezsensem jest pisać samemu ze sobą. No, chyba że lubicie, to wtedy spoko.
ETAP I
- Nie ma znaczenia prędkość dodawanych postów, po pierwszej kolejce leci podsumowanie, które będzie mówić co dalej. - w tym etapie, w każdym jednym poście macie do wyboru rzucić jedno zaklęcie na swoją skrzynkę ALBO spróbować przeszkodzić jednym zaklęciem przeciwnikowi (w tym etapie bym sobie darował... chyba że się bardzo nie lubicie) ALBO poprosić o podpowiedź odnośnie swojej skrzynki, jeśli nie wiecie jakie zaklęcie rzucić. - nie można przeszkadzać przeciwnej drużynie dwa razy pod rząd w postach, a podpowiedź można dostać tylko jedną w tym etapie. Dwie drużyny nie mogą przeszkodzić tej samej drużynie w tej samej kolejce. - przeszkadzacie zaklęciami NIEODDZIAŁUJĄCYMI na przeciwnika, a na skrzynkę, tak, aby się nie otworzyła lub coś przeciwnikowi w tym otworzeniu przeszkodziło. Jeśli domyślicie się jakie zaklęcie chce rzucić przeciwnik i rzucicie kontrzaklęcie i oba się powiodą, to skrzynka przeciwnika pozostanie zamknięta. Jeśli zaatakujecie swojego przeciwnika, dostajecie karną kolejkę! - waszym głównym zadaniem jest użyć odpowiedniego zaklęcia UŻYTKOWEGO/ZWYKŁEGO na swojej skrzynce, dzięki któremu otworzy się jej zamek. Robi to ta osoba z drużyny, która została wymieniona trzecia, czyli teraz grają: Finn Gilliams, Asphodel, Finnigan, Elijah, Rebekah. UWAGA! NIE UŻYWAMY ZAKLĘĆ OTWIERAJĄCYCH TYPU ALOHOMORA, bo nie zadziałają. Nie na tym to polega. Kolor skrzynki LUB jej materiał jest podpowiedzią do zaklęcia. Ach i spróbujcie się nie konsultować między sobą... zabawniej będzie jak pomyślicie sami... - Powodzenie zaklęcia - parzyste, niepowodzenie - nieparzyste kostki. Jeśli użyjecie złego zaklęcia, to skrzynka się nie otworzy, nawet jeśli zaklęcie się powiedzie. Oczywiście kostkę rzucacie podpisując ją numerem etapu. - jeżeli zamek ustąpi (napiszę to po waszej pierwszej kolejce) to wtedy musicie podejść i otworzyć skrzynkę ręką...
ETAP II
- ...wspomniałem, że na skrzynki nałożone jest zaklęcie Arcanum Adscribo? Nie? Ups. No to informuję, że tak, takie zaklęcie na nich w istocie jest. Albo inna ciekawa rzecz. - tuż po tym, jak napiszę, że I etap dla któreś grupy się zakończył, w grę wchodzą kolejne dwie osoby, tym razem nr 1 i 2 z grupy, które wspólnie muszą... pomóc osobie nr 1. Spróbujcie się nie pozabijać, bo mnie zabije z kolei pielęgniarka z SS. - Tak jak w poprzednim wypadku możecie rzucić jedno zaklęcie na osobę w jednym poście. Do wyboru: pomóc swojemu ALBO przeszkodzić innej drużynie ALBO prosić o konsultację nauczyciela. Nikt nie powiedział jednak, ze nauczyciel Wam pomoże (też kostka!). - Powodzenie - parzysta, niepowodzenie - nieparzysta kostka. Nauczyciela można poprosić tylko raz i tylko jedna osoba, to samo dotyczy przeszkodzenia drużynie przeciwnej - tylko jedna osoba na kolejkę i nie dwie kolejki pod rząd. No i nie atakujcie się wzajemnie, to zostawimy sobie na inny raz. - w momencie kiedy pomożecie z powodzeniem osobie z etapu I-ego, kończy się etap II i do gry wchodzi osoba z etapu nr III.
ETAP III
- osoba z etapu III, czyli 4. osoba z grupy musi zamknąć skrzynkę dowolnym zaklęciem, które nie jest zaklęciem typowo zamykającym. Tu niech zadziała wasza wyobraźnia, możecie użyć absolutnie każdego zaklęcia (poza oczywiście jakimiś czarnomagicznymi... nie wiem. zespawajcie ją czymś ognistym +10 do rigczu). - tu powodzenie dają kostki tylko 2 i 5 ponieważ macie mało w zaklęciach. Moe, możesz rzucać tylko swoimi kostkami... - można poprosić o pomoc Alexa, ale powodzenie i jego pomoc dają tylko kostki 3 i 4.
Bawcie się dobrze. Prosiłbym unikania w miarę możliwości pisania w międzyczasie etapów osobami, których etap nie dotyczy... ach i podkreślajcie jakoś w poście narrację pozalekcyjną, żeby było szybciej dla tych, których to nie interesuje. Nie wymagam długich (a wręcz nalegam na minimum!) postów na tej lekcji!Grunt to, żeby poszło szybko, sprawnie i przyjemnie...
ZACZYNAMY! Etap I kolejność postów NIŻEJ WYMIENIONYCH OSÓB dowolna, Czas na odpis: do niedzieli 06.10.19, godz. 16:00, jak odpiszecie szybciej, to mój post również będzie szybciej. Finn Gilliams, Asphodel, Finnigan, Elijah, Rebekah
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Co jak co, ale na tę lekcję szczególnie nie chciała się spóźniać. Gardziła wszystkim co miało związek z Ravenclawem, więc opinia ich opiekuna nie była dla niej zbyt ważna, nie oznaczało to jednak, że chciałaby myślał o niej jak najgorzej. Idealną dla niej sytuacją byłoby, gdyby w ogóle nie był świadomy jej istnienia. Nie wiedziała czy to w ogóle możliwe. Pewnie już się zorientował, że ma w domu czwartoklasistkę, która kiblowała. Niezdanie na tym etapie edukacji było tak niespotykane w Hogwarcie, że wszyscy patrzyli na nią jak na kompletnego debila, szczególnie kujonowaci Krukoni. A teraz jeszcze się spóźniała. Nie pierwszy zresztą raz w tym roku. Wyglądała na totalnego nieuka, który pewnie zupełnie olewał szkołę, a przecież wcale tak nie było. Nadal miała być w przyszłości uzdrowicielem, chociaż mama dowiedziawszy się, że nie zdała, stwierdziła, że może to zapić zimną wodą. Zestresowana do granic możliwości zapukała cicho do drzwi i weszła do klasy, akurat w momencie, gdy na nauczyciela leciała zbroja z mieczem. Finn cofnęła się odruchowo, ale ostatecznie zamarła w drzwiach. Nauczyciel coś mówił, a ona zastanawiała się, czy jej przyjście zostało w ogóle zauważone. Zrobiło jej się jeszcze głupiej, bo przecież wypadało jakoś zwrócić na siebie uwagę, a tego robić nie lubiła i nie umiała. Nauczyciel jednak rozejrzał się po klasie i musiał dojrzeć w końcu i ją. Otwierała już usta, żeby coś powiedzieć, kiedy za jej plecami pojawiła się Nimah*, z którą do tego roku była na jednym roku. Puchonka przeprosiła za spóźnienie, a Finn uznała, że może się do tego podpiąć i milcząc pomaszerowała w głąb klasy, drepcząc dość blisko Irlandki. Zostali podzieleni w grupy i dostali zadanie. Finn na swoje nieszczęście musiała zacząć. Lubiła zagadki i zadania, w których trzeba było pokombinować i pomyśleć logicznie, ale nie tak przy ludziach. Kiedy zobaczyła skrzynkę swojej grupy, do głowy przyszło jej przynajmniej dziesięć zaklęć - i to tylko w pierwszej chwili. Była królową analizowania wszystkiego za bardzo. Skrzynia była przeźroczysta, temu się nie dało zaprzeczyć. Gdyby ona robiła przeźroczystą skrzynię, zrobiłaby ją ze szkła, ale to było zbyt banalne. Może chodziło o jakieś zaklęcie z niewidzialną barierą, tak jak "niewidzialną" barierą dla tego co było w środku, były ściany skrzyni. A skoro mowa była o tworzonej w powietrzu - żywiole - barierze, to czemu nie pomyśleć o innym przeźroczystym żywiole - wodzie. A może chodziło o lód - przeźroczysta woda w stanie stałym - miało to jakiś sens. A może zaklęcie otwierające butelki - butelki też miał przeźroczyste ścianki - przynajmniej większość. Z jednej strony nie chciała rzucać nic banalnego, z drugiej bała się, że ktoś patrząc na nią z boku stwierdzi, że ma jakieś pojebany tok myślowy lub jeszcze gorzej! - że w ogóle nie myślała, albo że pomyliła zaklęcie. Do tego pewnie jeszcze reszta grupy ją znienawidzi, kiedy jej się nie uda i zostaną w tyle. Zerknęła na dwie starsze dziewczyny - jedna w turbanie, druga w pirackiej opasce - cholernie ją stresowały. Nie chcąc zwlekać dłużej, poszła za pierwszą myślą i rzuciła Finesta.
Wpadł na zaklęcia trochę spóźniony, ale lepsze było to, niż nie pojawić się wcale. Był bardzo ciekawy tego, jak przeprowadzi je nowy nauczyciel. Przedmiot sam w sobie, chociaż wyjątkowo praktyczny, nie wydawał mu się tak ciekawy. Wiadomo, zaklęcia trzeba było opanować, ale zdecydowanie wolał spędzać czas w szklarni, ewentualnie na eliksirach, wolał zajęcia, w których mógł coś kroić, zgniatać, opiekować się czymś. Nie zniechęcał się jednak, bo wszystko zależało od sposobu przeprowadzenia zajęć. Dotarł do sali, kiedy mężczyzna tłumaczył już zasady. Na szczęście załapał się na przydzielanie do grup i dołączył do jednej. Trafił na głównie męskie towarzystwo i prawie samych starszych uczniów. Cóż, może to i dobrze. Przywitał się z nimi, nie znał ich za dobrze ale każdego jakoś tam kojarzył. Wyglądało na to, że to on miał zaczynać, co ani trochę mu się nie spodobało. Jakby zepsuł, pewnie byłoby to dość kluczowe. Zastanowił się chwilę, patrząc na wskazaną im skrzynkę i w końcu wyciągnął różdżkę: - Incendio - rzucił, z nadzieją, że jego prosta logika zda w tym wypadku egzamin. Nie było mu jednak dane się o tym przekonać, bo zaklęcie nie wyszło. Czyli faktycznie nie zaczął najlepiej i zrobił nieciekawy start swojej grupie. Miał nadzieje, że jakoś mu to wybaczą.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Choć niezbyt dobrze znał Finnigan, ani myślał brać jej słowa na poważnie. Może mógłby wziąć to do siebie gdyby nie było go wtedy przy niej, ale nie dość, że ciągle miał na nią oko, to jeszcze wyszło tak, że polecieli razem w parze – zwyczajnie widział, że nie uważa tego za tragedię, choć nie był pewien czy oznacza to, że jej się podoba. Dlatego też na słowa, które dodała po chwili uniósł nieco kącik ust, uśmiechając się półgębkiem – nie za szeroko, żeby nie obnosić się z tym jak wiele znaczyły dla niego te słowa. Były tym przyjemniejsze, że pochodziły z ust tak sceptycznie nastawionej do Quidditcha osoby. „Było całkiem okej” w jej przypadku brzmiało jak „świetnie się bawiłam”. Podobało mu podejście Voralberga do magii – nie było ono tak zamknięte jak w przypadku niektórych. On sam, być może jak na Krukona przystało, nie uważał, że potęga mocy to najlepsze, czym może dysponować czarodziej – głęboko wierzył w to, że kreatywne, ale i trzeźwe myślenie jest znacznie ważniejsze. Magia była tylko narzędziem w rękach dobrego czarodzieja, nie całokształtem jego umiejętności. Do tego by wstał, nie trzeba było zachęcać go dwukrotnie, a przydzielona mu drużyna przywołała na jego twarz uśmiech, którego nie był w pełni świadomy. – Miło znów z Tobą współpracować, Potworku – powiedział do @Nessa M. Lanceley, po czym na przywitanie podał rękę @Jonas Rosenberg. Do @Pandora J. Doux jedynie uśmiechnął się szerzej, bo przecież zdążyli zamienić ze sobą już kilka słów.
(↓ tl;dr dla Alexa) Nie był szczególnie zadowolony, że musiał podejść do skrzynki jako pierwszy, ale nie zamierzał też oponować – poprawił ułożenie palców na różdżce z ostrokrzewu, zbliżył się do skrzynki i przyjrzał jej się w skupieniu, próbując dojść do tego, co może na nią zadziałać. Ciemnoniebieski kolor kojarzył mu się z tonią jeziora, dlatego po zastanowieniu zdecydował się na wodne zaklęcie. Rzucił niewerbalne aquamenti i najwyraźniej powinien zrobić to na głos, bo coś ewidentnie mu nie wyszło. A może jego różdżka dalej zapchana była piaskiem Sahary? Zażenowany samym sobą, ukradkiem zerknął na Pandorę, by przekonać się czy na jego nieszczęście dziewczyna widziała jego sromotną porażkę.