W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
P.S. Zabierz ze sobą Ruth Wittenberg
Minister magia, Nolan T. Kaene
pierwsza sala zaklęć
Autor
Wiadomość
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie miał pojęcia o co chodziło z tym dziwnym humorem, ale nie narzekał; trochę był rozproszony i niezbyt ogarniał sytuację, jednak nie był to pierwszy i ostatni raz. Pozostawało tylko cieszyć się, że nie oberwał od Fire tak profilaktycznie... Zaśmiał się krótko, kiedy schowała się za książką. - No, powiedzmy. Trochę rozkojarzony jestem - wyjaśnił, nie zagłębiając się już w kwestię swojego zmęczenia. To nie było istotne. Zamiast tego obrzucił zaciekawionym spojrzeniem lekturę Gryfonki, unosząc zaraz brew z zaskoczeniem. Mógł się tego spodziewać - czemu wciąż się dziwił? - Fascynujące! Całe życie się człowiek uczy, niesamowite - odparł entuzjastycznie, choć trocę z przekąsem; jego przyjaciółka miała nietypowe hobby... Sprawę różdżki zbył śmiechem, znowu. Ostatnio często nie zabierał jej ze sobą celowo, ale o tym Fire nie musiała wiedzieć. Gdyby doskwierały jej podobne problemy z magią, inaczej by to wszystko postrzegała. Leonardo wysłuchał grzecznie Bennett i zabrał się za odpowiadanie na pytania z kartkówki. Pamiętał nazwę „lucidum somono” i był w stanie wyjaśnić, że sen świadomy to taki, który można kontrolować. Męczył się nad drugim pytaniem, gdy przez klasę przetoczył się dziwny dźwięk; Vin-Eurico podniósł głowę, odnajdując zaraz spojrzeniem Ezrę, szalejący fałszoskop i kilku Puchonów. Pokręcił głową z niedowierzaniem, rezygnując z głowieniem się nad kartkówką. - Szkoda na to energii - odparł z małym uśmiechem na ustach, pozerkując na przetransmutowany w kamień przedmiot. Ładnie.
Bianca siedziała i bazgrała zupełnie bezsensu, albo tak jej się przynajmniej zdawało, bo po chwili uświadomiła sobie, że w sumie rysuje drzewo. Zmarszczyła lekko brwi, ale kontynuowała, bo przecież nie miała nic innego do roboty. Kiedy usłyszała głos podniosła głowę i uśmiechnęła się do @Isilia Smith. - Nie mam, siadaj śmiało. – powiedziała i wróciła do poprzedniego zajęcia. Po chwili nauczycielka zaczęła mówić. Bianca jednak nie przestała rysować, ale wcale to nie znaczyło, że nie słuchała profesor Bennett. Słyszała dokładnie każde jej słowo i nie była za bardzo zadowolona, że mieli pisać kartkówkę. Bianca nie była dobra z praktyki, z teorii tym bardziej. Westchnęła i podziękowała z czysty pergamin, który podała nauczycielka. Zamoczyła pióro w kałamarzu i zawisła nad stolikiem opierając się na łokciach. Pierwsze pytanie nie było takie złe, nie znała wprawdzie dokładnej definicji, ale napisała coś własnymi słowami, licząc na to, że będzie chociaż w połowie dobrze. Drugie pytanie sprawiło, że rozszerzyła swoje oczy. Nie miała pojęcia, naprawdę nawet nie miała pomysłu co tam napisać. Trzecie podpatrzyła od koleżanki, tak żeby Bennett nie zauważyła. Koniec końców doszła do wniosku, że chyba aż tak źle jej nie poszło.
1. Czym jest świadomy sen? (2pkt) Świadomy sen, to sen, który śpiący może kontrolować i zachowuje pełną świadomość, że śni. 2. Podaj zjawiska pokrewne świadomego snu. (2pkt)
3. Nazwa zaklęcia, które wywołuje świadomy sen. (1pkt) Lucidum Somono
Ciężko było przewidzieć, że miejsce obok niego zajmie akurat ta Gryfonka, która nie potrafiła wycelować w drzwi i zatrzymała się na framudze. Hero dostrzegł to kiedy już siedział, a przez jego twarz przemknął wyraz sympatycznego rozbawienia. Oj, doskonale znał to uczucie, kiedy jakimś cudem wszystko stawało się istotniejsze, niż uważanie i pilnowanie kwestii bezpieczeństwa. Roztargnieni ludzie to jednak mieli ciężko w życiu! Oczywiście Hero znał Etkę, nie tylko z jej sławnych poczynań jako buntowniczki od Godryka, ale również przez zaszczytną funkcję pałkarki w szkolnej reprezentacji lwów. Ostatnio widzieli się na treningu, na który Thìdley zupełnie spontanicznie zawędrował... I jak się okazało, była to świetna zaczepka, aby jakoś pociągnąć rozmowę. Chłopak odpowiedział zwykłym "hej", przepełnionym entuzjazmem; a już myślał, że będzie siedział sam! Niestety nie udało mu się odpowiedzieć Harriette czegokolwiek w sprawie drużyny quidditcha, bo Bennett przeszła do lekcji i z miejsca zarządziła kartkówkę. No cholera jasna no. Oczywiście, Hero ani nic nie powtarzał, ani nie był jakimś mistrzem z zaklęć - w szczególności tych wpływających na sny. Czymże był sen? Chyba tą czynnością, którą Gryfon notorycznie pomijał i przesuwał w czasie, byle tylko mieć chwilę na zrobienie czegoś ważniejszego. Z cichym westchnieniem zabrał się za pisanie po kartce, a jego wymowne spojrzenie mogło zapewnić pannę Wykeham, że porozmawiają za chwilę. Koniec końców pytania zagięły go do tego stopnia, że po prostu się podpisał i tyle. Oddał pergamin bez większego smutku - mógł się tego spodziewać. - Nie byłbym taki pewien z tą drużyną, ale kusząca propozycja. - Najchętniej wyrwałby się pierwszy do wszystkiego, ale jak pogodzić tyle aktywności w czasie? Słodki Merlinie, to było fizycznie niemożliwe. - Myślę, że prędzej pogrzeję wam kiedyś ławkę...
Gwałtowne stuknięcie w nogę zajmowanego przeze mnie krzesła, skutecznie przywróciło mnie do rzeczywistości. Posłałem nienawistne spojrzenie w stronę kuzyna (bo jednak po rozbudzeniu bardzo szybko wypatrzyłem osobę, która mnie mijała), w myślach zarzucając całej swojej rodzinie dramatyczny brak zrozumienia, dla mojej utrapionej szkołą, duszy. Szybko jednak odrzuciłem myśli o swym ciężkim, wiecznie niewyspanym żywocie, gdy obok siebie zauważyłem Rileya. W międzyczasie także ożyła nauczycielka, wygłaszając polecenie, które szybko skomentowałem w stronę kumpla. - Zainspirowałem ją, czy to przyzwolenie, że mogę dalej spać? - Zapytałem go, zaskoczony tematem snów. Oczywiście był to dla mnie strzał w dziesiątkę. Jeśli chodziło o spanie, nie tyle co potrafiłem przespać dwanaście godzin w ciągu dnia, ale także potrafiłem za sprawą jednego, małego zegarka innych wprawić w stan posłusznego snu. Kiedy chciałem, zamykali oczy i robili to, co mówię. Nie przypadkiem więc, najlepiej rozpisałem się w pytaniu drugim. Uznałem, że świadomy sen jest podobny oczywiście do stanu hipnozy. Być może za mocno popłynąłem w tym kierunku, bo napisałem całkiem długą odpowiedź opisującą ów stan, natomiast ani słowa nie napisałem o świadomym śnie. A mogłem po prostu zajrzeć przez ramię Rileya i napisać to co on - to raz mi się zachciało pisać, co wiem sam. A to nie było wiele.
Patrzyła, jak na kartce przed Biancą powoli pojawiało się drzewo, dopóki nie odezwała się nauczycielka - wtedy podniosła głowę i wyprostowała się, kierując na nią wzrok. Jak się okazało, czekała ich kartkówka. O dziwo jednak tym razem Isilia przyjęła to jedynie z cichym westchnięciem i obyło się bez wewnętrznej paniki, że "o matko, znowu kartkówka, przecież ja nic nie umiem". Ze spokojem przeczytała pytania i stwierdziła, że nie są trudne i zna na nie odpowiedzi. Nie spieszyła się zresztą z zapisywaniem rozwiązań, gdyż miała na to dużo czasu i wiedziała, że gdyby szybko skończyła, siedziałaby bez sensu w ławce i te dziesięć minut bardzo by jej się dłużyło. Litera po literze, słowo po słowie, zdanie po zdaniu przelewała wiedzę na pergamin. Wiecznie to jednak nie mogło trwać i w końcu skończyła. - Ładnie to tak spisywać? - skierowała to ciche pytanie do Bianci. Tak, widziała, jak dziewczyna zaglądała jej przez ramię, kiedy profesor nie patrzyła. Prawie zaczęła się nawet wtedy śmiać, ale udało jej się pohamować ten nagły napad wesołości i jedynym jego znakiem pozostał uśmiech na jej twarzy. Zresztą, przecież każdemu zdarza się ratować tyłek ściągnięciem od kogoś innego, tego była więcej niż pewna.
1. Czym jest świadomy sen? (2pkt) Świadomy sen to sen, w którym człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że śni, posiada kontrolę nad jego treścią, zachowuje klarowność myślenia i ma dostęp do wspomnień z jawy.
Dziewczyna, do której przypadkiem się dosiadła zdawała się być lekko nieobecna i dopiero po chwili jakby ocknęła się i powiedziała swoje imię. Puchonka przyjęła to z lekkim uśmiechem, jej też czasem zdarzało się tak zawieszać. Lekcja się zaczęła, a wraz z nią ubolewanie nad faktem, że Bennett na dobre (albo i nie) jej rozpoczęcie zarządziła kartkówkę. Ophelie naprawdę nie lubiła tego typu sprawdzania wiedzy, chociaż gorsze wydawało jej się odpowiadanie na pytania. Wtedy stresowała się bardziej, bo czuła na sobie spojrzenia innych i nie chciała się skompromitować, ale to chyba było całkowicie normalne. Tak przynajmniej nikt nie widział, ile napisała. Przynajmniej do czasu, kiedy nauczycielka czytała oceny. Na pierwsze pytanie odpowiedziała sprawnie, bo nie było trudne, natomiast kolejne dwa... Coś tam niby jej świtało w głowie, nie była jednak pewna, czy są to dobre odpowiedzi. Dziesięć minut minęło błyskawicznie. Obróciła głowę w bok i zauważyła, jak u innych uczniów widnieją, jak jej się wydawało, obszerne odpowiedzi, podczas gdy u niej było jedynie jedno zdanie i podpis. Wyglądało to żałośnie, ale pocieszała się w duchu, że przynajmniej cokolwiek na tym nędznym kawałku pergaminu było.
1. Czym jest świadomy sen? (2pkt) To sen, podczas którego człowiek wie, że śni i może go kontrolować.
Profesor Bennett siedziała z biurkiem w czasie gdy uczniowie pisali prace, nie specjalnie zwracając na nich uwagę. Kończyła właśnie pisać jedne z listów, kiedy nagle do jej uszu dobiegł dziwny gwizd. Podniosła natychmiast wzrok i rozejrzała się po klasie szukając źródła dźwięku. Nie długo jej to zajęło. - Panie Moment, cieszę się, że inwestuje pan w swoje dobro, ale lekcja zaklęć nie jest miejscem, w którym należy mieć fałszoskop przy sobie. – powiedziała spokojnym i w gruncie rzeczy zimnym tonem. – Minus pięć punktów dla Hufflepuffu za zakłócanie spokoju podczas kartkówki, daję panu minutę na uciszenie tego przedmiotu. – dodała i nie wróciła już do poprzedniego zajęcia tylko bacznie patrzyła na @Jack Moment. Słuchała krótkiej wymiany zdań między puchonem a @Ezra T. Clarke bez żadnego komentarza. Spojrzała na zegarek i z powrotem na uczniów, w odpowiednim czasie by zobaczyć różdżkę Ezry. - Gratuluję panie Clarke, myślę, że profesor Bergmann byłby zadowolony. Pięć punktów dla Ravenclawu. Na skończenie kartkówki macie trzy minuty. – powiedziała. Po chwili do klasy wpadła @Maili Lanceley, co było kolejną rzeczą zakłócającą spokój w klasie. Czy nawet przez te dziesięć minut nie mogło obyć się bez przeszkód? - Panno Lanceley, jeśli nie ma pani żadnego usprawiedliwienia, nie rozumiem dlaczego pani tutaj przyszła. Spóźnienia nie są rzeczą, którą toleruję i powinna pani o tym wiedzieć. Proszę usiąść i napisać kartkówkę. Kiedy minął czas przeznaczony na napisanie odpowiedzi na te trzy proste pytania, profesor Bennett przeszła po klasie zbierając pergaminy i jednocześnie rzucając na nie okiem. Była zadowolona, że większość osób odpowiedziała na co najmniej połowę pytań. - Cieszę się, że znacznie większa część was wie czym jest świadomy sen. Inaczej określa się go jako sen jasny, sen wiedzy albo sen przejrzysty. Jest to po prostu sen, w którym człowiek ma świadomość, że śni. Osoba posiada kontrolę nad treścią snu, zachowuje klarowność myślenia i ma dostęp do wspomnień z jawy. Człowiek, który wywołuje u siebie świadome śnienie, nazywany jest mianem oneironauty. – tu zrobiła krótką przerwę. – Tym właśnie dzisiaj się zajmiemy. Jak słusznie napisaliście zaklęcie Lucidum Somono wywołuje świadomy sen i nie jest aż tak trudne jak mogłoby się wydawać. Przejdźmy zatem do zajęć praktycznych, podzielę was teraz w pary, w których będziecie pracować przez resztę lekcji. Oceny podam na koniec. Kiedy skończyła mówić w krótkim czasie rozdzieliła uczniów w pary i pozwoliła im pracować. Miała nadzieję, że wszyscy sobie poradzą, ale jednocześnie doskonale zdawała sobie sprawę z zakłóceń magicznych.
Czas do 12 marca. Ci, którzy nie mają co najmniej 5pkt z zaklęć w kuferku odejmują sobie od wyrzuconej kostki 3 oczka, ostrzegałam w powiadomieniach o lekcjach. 6pkt z zaklęć -> +1 do wyniku (nie ma przerzutów tylko dodanie oczek) Najpierw jedna osoba rzuca zaklęcie i w zależności od tego czy jej się uda (jaką kostkę wyrzuci) – druga śni i rzuca kostką jaki to sen. Potem się zamieniacie, kolejność dowolna. Rzucacie jedną kostką.
Osoby rzucające:
1: Zupełnie nie udaje Ci się rzucić zaklęcia. Twój partner w ogóle nie zasypia, nic kompletnie się nie dzieje. To chyba nie jest Twój dzień. 2, 3: Rzuciłeś zaklęcie, ale nie można powiedzieć, że Ci się udało. Twój partner tkwi w letargu, co raczej nie powinno się zdarzyć i nie towarzyszy mu żaden sen. Lepiej rzuć Finite zanim profesor Bennett to zauważy. 4, 5, 6: Fantastycznie! Naprawdę Ci się udało, Twój partner śni i w dodatku może kontrolować każdy swój ruch. Doskonale, dostajesz 5pkt dla domu.
Osoby śniące (jeśli osoba rzucająca wyrzuciła 4, 5 lub 6):
1, 2: Nie możesz być zadowolony/na, że Twojemu partnerowi się udało. Szybko zdajesz sobie sprawę, że Twój sen to koszmar! Co z tego, że jesteś świadomy i możesz podejmować decyzje, skoro paraliżuje Cię strach? 3, 4: Twój sen jest... dziwny. Nie za bardzo wiesz co się w nim dzieje, czy to latające krowy? Im dłużej się rozglądasz tym mniej rzeczy rozumiesz, a w szczególności profesora Craine’a w różowym bikini... 5, 6: Przyśniło Ci się Twoje marzenie! Marzysz o fortunie? A może o zachodzie słońca z Twoją druga połówką na Karaibach? Teraz możesz to przeżyć!
Sny możecie dobrowolnie modyfikować, ale zachowajcie te podstawowe opisy, chodzi mi o to, że jeżeli sen jest dziwny to ma być dziwny. Aczkolwiek możecie kostkę sobie obniżyć (nie zawyżyć) i dodanie oczek nie dotyczy śpiących.
Spojrzała w stronę puchonów i @Ezra T. Clarke, który w końcu uciszył fałszoskop. Wzruszyła ramionami, zastanawiając się, czy to na pewno była lekcja zaklęć, czy może jakieś przedszkole. Podobno w takich przedszkolach, do których chodziły mugolaki to miały dużo fajnych zabawek. Ciekawe. Lexi jednak wątpiła, że mieli coś takiego jak fałszoskop. Nauczycielka zebrała pracę i wszystko ładnie wyjaśniła. @Nicholas Finley nadal jakoś nie reagował. Chyba zasnął. To po co ona będzie na niego rzucać zaklęcie świadomego snu? Może ma świadomy sen. - To ja rzucę zaklęcie. - Powiedziała do gryffona, żeby dać chłopakowi, chociaż czas na skojarzenie, co właśnie ma się zaraz zacząć z nim dziać. Czar wyszedł znakomicie! Ursulla Bennett mogła być dumna z tej jasnowłosej wychowanki domu Godryka Gryffindora!
Zaśmiała się kiedy ktoś przeszkodził w lekcji. Tym razem to chociaż nie ona. Nie była taka głupia by na tak ciekawej lekcji przeszkadzać! Cóż za wstyd! Jak tak można?! Profesor zebrała kartki i przeszła na główny temat lekcji. Na szczęście powiedziała to czego nie napisała, a mianowicie jakie to zaklęcie było! Oczywiście Destiny zapomniała najważniejszego. Dziwnie byłoby czarować nie znając zaklęcia, prawda. Pewnie spytałaby swoją partnerkę o to. Na pewno o tym wiedziała! Nie było takiego problemu jednak! Wyciągnęła swoją różdżkę i obróciła ją między palcami poruszając brwiami. - To jak, gotowa na słodki sen? A może to jednak będzie koszmar?- powiedziała zerkając na nią. Nie chciała pierwsza byś śniącą. Wolała najpierw spróbować jeśli juz znała zaklęcie. - Mogę zacząć, prawda?- zapytała a kiedy ta zgodziła się skoncentrowała uwagę na niej i powiedziała głośno i wyraźnie zaklęcie. Czyżby jej się udało? Tak! Była z siebie niemalże dumna. Będzie musiała o tym powiedzieć Benowi!
Melania nie za bardzo była zadowolona z napisanego przez siebie "wypracowania". W zasadzie trudno to było nazwać wypracowaniem. Ot, kilka zdań, które tworzyły niedbałą całość. Dobrej oceny to z całą pewnością tego nie dostanie. Melka, niestety, należała do tych osób, które w sposób ciężki przyswajały do swojej świadomości wiadomość o odniesionej porażce. Zawsze marzyła o tym, aby chociaż w małym stopniu być beztroską tak jak inni, którzy zawitali do klasy na zajęcia. Ktoś się spóźnił, ktoś rozrabiał. Wiadomym był fakt, że groziły za to jakieś konsekwencje, no ale to właśnie była beztroska. Melka naprawdę brała na swoje barki zbyt dużo i nie zawsze umiała to udźwignąć tak, jakby tego chciała. Jednakże miała okazję nadrobić skopane zadania. Praktykę lubiła bardzo! Co prawda był problem z różdżkami, ale miała nadzieję, że nie będzie z tego kolejnej tragedii. Została dobrana w parę z @Li Na. Uwielbiała tę dziewczynę! Tak wiele ich łączyło - w końcu przyszywany wujek Melki, który się nią zajął, szkolił także Li Nę. To zapewne dlatego dziewczyny stały się sobie tak bardzo bliskie. Melka uważnie słuchała wyjaśnień Profesor Bennett i przytaknęła głową, sięgając od razu po różdżkę. Uśmiechnęła się do Li Ny w dość nikły sposób i puściła jej oczko. - Słodkich snów. - Powiedziała praktycznie bez żadnych emocji, po czym wycelowała w nią różdżkę i rzuciła zaklęcie, które miało spowodować świadomy sen. Wtem - nie wydarzyło się nic. Puchonka jak stała przed nią i wpatrywała się, tak trwała w tym stanie nadal. Melka była przekonana, że przerwie swoją złą passę, a tymczasem pogrążyła się na całego. Nie udało jej się rzucić zaklęcia. Ale klops!! Była już tak zmęczona tą bezsilnością, że nawet nie miała siły zrzucić nieudanej próby na kłopoty z magią. Rozejrzała się po sali, gdzie inni z powodzeniem rzucili zaklęcie, a w jej oczach praktycznie pojawiły się łzy. - Profesor Bennett? - Zapytała drżącym głosem, zaczepiając tym samym ich nauczycielkę - @Ursulla Bennett. - Czy mogę spróbować jeszcze raz? - Kontynuowała pytanie, jednakże tylko ugryzła się w język. Była ambitna, aż za bardzo. Nie tym razem to następnym. Wiedziała, że musi sporo trenować.
Z uwagą słuchał nauczycielki. Rozśmieszyła go jednak akcja z fałszoskopem. Gdy usłyszał, z kim będzie pracował spojrzał na swoją parę i natychmiast wyjął z torby różdżkę. Przesiadł się koło @Peter Brown i powiedział: - To może ja pierwszy?- i nie czekając na odpowiedź, skoncentrował się na swojej parze i powoli wymówił zaklęcie. Zobaczył kątem oka, gdy jego partner zasypia. Zdenerwował się jednak, gdyż zaobserwował, że coś poszło nie tak. - Finite!- rzucił zaklęcie, usiłując przywrócić partnera do życia. Jej! Udało się!
------------
Kostki-6-3=3 (;-;), 2 (Finite) Kuferek-3
Ostatnio zmieniony przez David Starvis dnia Wto 6 Mar 2018 - 14:54, w całości zmieniany 1 raz
Jesli mam być szczery to preferowałem raczej zaklęcia ofensywne, nie miałem jednak nic przeciwko krótkiej drzemce - w gruncie rzeczy nie miałem jakoś nie wiadomo ile wolnego czasu, a jeśli już on się pojawiał to zazwyczaj go marnowałem, więc trudno ukryć, że sen był w moim życiu towarem deficytowym. Cieszyłem się, że nauczycielka rozdzieliła nas według ławek i mogłem pracować z @Calum O. L. Dear, co oszczędziło mi starć ze skończonymi kretynami. Od razu zaproponowałem, że będę czarować pierwszy - zawsze rwałem się do czarowania. Gdy przyjaciel był gotowy wycelowałem w niego różdżkę. - Lucidum Somono! - powiedziałem. Calum zasnął na krześle, niemal od razu - wszystko wskazywało na to, że zaklęcie się udało, co nieszczególnie mnie dziwiło.
Kostka: Nie rzucam, kuferek daje mi maksa Kuferek: 70
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Terrey wybrał sobie idealny dzień na przybycie na zaklęcia, o czym wspomniałem mu szeptem podczas wykładu Bennett. Nie ma to jak robić na lekcji dokładnie to, co czyniłoby się w zaciszu własnego dormitorium. Sytuacja idealna, chociaż rzadko spotykana. To prawie jak z wymarzoną pracą w zawodzie po studiach. - Masz w tym większe doświadczenie, więc może idź spać pierwszy. - Uśmiechnąłem się, nakazując Gryfonowi gestem, aby ułożył się wygodniej na krześle. Nie chciałbym go potem zbierać z podłogi, gdyby rozbił sobie głowę. Nie wątpiłem w to, że zaklęcie mi się uda. Ostatnimi czasy bardzo poprawiłem swoją koncentrację podczas ich rzucania i zakłócenia wydawały mi się nagle jakoś odrobinę mniej straszne. Pewnie to tylko złudne poczucie bezpieczeństwa, ale jednak ta rzadka dla mnie pewność siebie nie opuściła mnie aż do chwili wypowiedzenia formułki. - Lucidum Somono - wypowiedziałem zaklęcie, celując różdżką w Thidleya i obserwując jak zasypia, pokonany przez nagłą falę otępiającej senności.
Kostka: 4
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Przysłuchiwał się wymianie zdań między Jackiem a Ezrą jakiś czas, spoglądając ponad głową Puchona na Liama. Naprawdę Rivai jeszcze śmie pytać, co z nimi jest nie tak? Przecież znają się nie od dziś. Jeden to schizofrenik obojętny na otoczenie, drugi to kleptoman ze zdolnością do skupienia myśli pięcioletniego dziecka. Jak Neirin nie gada o dziwnych rzeczach czy wpakowuje się do łóżka Liama, tak Jack bierze bez pytania rzeczy innych tylko po to, aby znudzić się nimi za trzy minuty i ciepnąć gdzieś w kąt pomieszczenia. Niech właściciel sobie szuka. - Chciał dowiedzieć się, czym to jest. - Wtrącił się nagle, stając w obronie Jacka. - Chyba Krukon powinien zrozumieć potrzebę zaspokojenia ciekawości. Szczególnie typ, który sam testuje innych. - Przeniósł spojrzenie z twarzy Rivai'ego na Ezrę, przyglądając się studentowi parę sekund. Jakby myśląc, czy jest sens w ogóle mówić cokolwiek dalej. Rozważając, jak bardzo chce się rudzielcowi angażować. - Skoro tak mocno interesujesz się Liamem, to pierwsza osoba, której Mef okazuje jakąś uwagę? - Jak już grają w otwarte karty i zadają sobie pytania bezpośrednio, nie krępował się rzucić i tego. Chociaż po prawdzie on nigdy by się nie zmieszał poruszaniem osobistych kwestii na forum klasy. Zbyt był upośledzony emocjonalnie, aby zareagować na coś takiego czy choćby rozważyć, że podchodzi to pod niestosowne. - Czy może chcesz go ostrzec przed nieczystymi gierkami i wykorzystaniem typowym dla Ślizgonów? - Czarodzieje czystej krwi to chuje z natury, nie ma się tu, co oszukiwać. Rzadko po nich można oczekiwać czegokolwiek dobrego. Zdążył przekonać się o tym wielokrotnie, a kontrast jest tym większy, im więcej mugolskiej krwi płynie w żyłach nieszczęśnika. Zastanawiał się, czy powinien skomentować coś w stronę nauczycielki. Nie podobało mu się nagradzanie za niszczenie przedmiotów. Nie przeszkadzało też rudzielcowi gwizdanie, ale jak widać tylko jemu. Niemniej... fałszoskop do tej pory należał do Ezry, zatem mógł go sobie transmutować do woli. Ale potem publicznie przyznał się, że to przedmiot Jacka. - Musiał być zepsuty. - Doszedł do wniosku oderwanego od reszty rozmowy. - Skoro nie przestał piszczeć po tym, jak oddałeś go Jackowi. - Chyba, żeby brać to za kłamstwo i nie oddał. Neirin chciał się przekonać, jakie jest ostateczne stanowisko względem fałszoskopu i czyj on koniec końców jest. Za chwilę wyciągnął różdżkę spod szaty i usiadł na krześle bokiem, odwracając się ku Momentowi. - Zacznę. - Poinformował, acz nie czekał zbyt długo na pozwolenie, rzucając zaklęcie chwilę po tym. I posyłając chłopaka w stan letargu. - Zadziałało? - Przyglądał się koledze ułamek sekundy, nim myśli wróciły mu do fałszoskopu. Przez chwilę trwał w przekonaniu, odniósł pożądany skutek, zatem rozproszył się całkowicie. Wychylił się w ławce i różdżką zgarnął skamieniały fałszkoskop. Oglądając kamienny przedmiot jakiś czas. W którym z Jackiem nie działo się za wiele. Dopiero kiery rudzielec odwrócił się ponownie ku Puchonowi i chciał postawił mu na głowie fałszoskop (nie pytajcie), jego uwagę zwrócił fakt, że zamiast opaść na ławkę i śnić, Jack buja się na krześle z półprzymkniętymi oczami. - Oh. Chyba jednak nie zadziałało. - Zerknął, czy nauczycielka nie widziała i wymruczał pod nosem "Finite" zakańczając felerny letarg.
Miała ochotę porozmawiać z Melanią, od ostatniego spotkania minęło trochę czasu i chciała się dowiedzieć co tam u wujka. Może coś ciekawego się w ich życiu wydarzyło? Mężczyzna był jej bardzo bliski z czego dziewczyna bardzo się cieszyła. Zawsze doskonale się dogadywali i spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Teraz jednak to się nieco zmieniło, bo wuj zaadoptował sobie tę o to krukonkę. Bardzo fajna dziewczyna, bardzo ją lubiła i przede wszystkim ceniła. Profesor dobrała je w tę samą parę. Może i nie chciała na nią rzucać żadnego zaklęcia, ale jednak to było tylko i wyłącznie nauka zaklęcia i już profesor zadba o to, żeby wszyscy wyszli cało z tych zajęć więc tym się w ogóle nie przejmowała. Zaczęła krukonka jednak jej się kompletnie nie powiodło. Uśmiechnęła się do niej krzepiąco. Życzyła jej miłego snu jednak zaklęcie nie wyszło. Teraz chyba jej kolej, nie? Wyciągnęła różdżkę w kierunku dziewczyny i uśmiechnęła się do niej lekko. - A ja Ci również życzę słodkich snów. - mruknęła. - Lucidum Somono! - wypowiedziała zaklęcie. Melanie od razu zasnęła. Była z siebie bardzo zadowolona. Cieszyła się, że z zaklęć naprawdę dobrze sobie radziła. Zawsze gdy pojawiała się na zajęciach zaklęcia szły jej z ogromną łatwością. Uśmiechnęła się sama do siebie i spojrzała na panią Bennett.
Melka miała nadzieję, że @Li Na nie miała za złe Krukonce tego, że jej wujek poświęcał jej nieco mniej czasu. Szczerze mówiąc nie wiedziała, która z dziewczyn była pierwsza w jego życiu - nie umiała dokładnie tego sprecyzować. Gdy Melka została zaadoptowana miała niecałe dziesięć lat, więc mogło być tak, że w tym czasie ich wspólny "wujek" już miał pod swoimi skrzydłami Puchonkę. Tak czy inaczej Melka nie chciała czuć się jak intruz i miała nadzieję, że Li Na jej tak nie odbierała. To było miłe spotkać się razem w Klasie Zaklęć i razem potrenować. Co prawda Melce nic z tego nie wyszło, ale być może słodko zaśnie i przyśni jej się coś miłego. Miała również nadzieję, że Profesor Bennett w stopniu, chociażby, dostatecznym oceni jej pracę na dzisiejszych zaklęciach. W końcu, śniąc, też bierze jakiś udział w ćwiczeniu zaklęć. Po zaklęciu rzuconym przez Puchonkę, Melka poczuła jak robi jej się błogo, nogi lekko uginają, a jej głowa mimowolnie opada na ramię. Zasnęła, udało się tej zdolnej bestii!
To była Melka. Wkoło było sporo ludzi, a każdy napotkany na jej drodze odnosił się do niej z szacunkiem. Sama Melka wyglądała inaczej. Była starsza. Włosy miała spięte w kok, ubrana była w ołówkową, czarną spódnicę, białą bluzkę z koronką, na której narzucony był czarny żakiet. Stopy ulokowane były w czarnych, wysokich szpilkach. Pod pachą niosła teczkę z dokumentami. Tak, w tym śnie mogła przeżyć coś pięknego. Widziała swoje największe marzenie. Przechadzając się po korytarzu już doskonale wiedziała gdzie się znajduje. Było to Ministerstwo Magii, a ona była ważną urzędniczką w Departamencie Tajemnic. Podobnie, jak jej ojciec. Przez ułamek sekundy nawet go ujrzała. Jego uśmiech, poczuła jego dotyk. Życzył jej powodzenia...
Wtem, Krukonka wybudziła się ze snu. Na policzkach miała wypieki, a w jej oczach pojawiły się łzy. Sen był naprawdę emocjonalny i była wdzięczna, że mogła coś takiego przeżyć. - Dziękuję Ci, Li Na. - Rzuciła się dziewczynie na szyję, co mogło zostać dość dziwnie odebrane przez zgromadzonych tutaj uczniów i studentów, jednakże Melka o to nie dbała. Cieszyła się, że to dzięki Puchonce mogła chociaż przez ułamek sekundy śnić w tak cudowny sposób. Teraz nie myślała o tym, że nie udało jej się rzucić zaklęcia świadomego snu. Poprzez sen była pewna, że zostanie wysoko postawioną urzędniczką w Departamencie Tajemnic i tylko do tego postanowiła dążyć.
Kiedy gryfon rzucił zaklęcie na Petera, stało się coś dziwnego. Prawdą jest, że stracił kontakt ze światem, ale nie doznał przy tym żadnych snów. Ogarnęła go wszechobecna ciemność. Dopiero po chwili jego partner postanowił przełamać zaklęcie i Peter wrócił do świata żywych. - Na Merlina. Przez chwilę myślałem, że umarłem - powiedział z szeroko otwartymi oczyma, po czym spojrzał na swojego partnera - Dobra teraz chyba moja kolej. Mam nadzieję, że pójdzie mi przynajmniej trochę lepiej. Krukon wyciągnął swoją różdżkę i wymówił zaklęcie, starając się przy tym skupić jak najmocniej. Z tego, co zaobserwował po rzuceniu zaklęcia, @David Starvis zapadł w spokojny sen. Chyba mu się udało.
Sposób na bezkarne chodzenie w miejscach publicznych bez koszulki? Uśmiechnął się, wypatrując w tym dobrą okazję na upalne lata, gdy słońce przypiekało mu jasną skórę, kładąc na nią brązowawy odcień… i przy okazji polewając plecy, ramiona czy twarz niemiłosiernym potem. Gdy tylko zaczynało robić się cieplej, w niczym nie pomagała mu cienka, jasna koszula, którą zazwyczaj miał wówczas na grzbiecie. Nawet wybieranie wariantu z krótkim rękawem wcale nie chroniło Liama przed umieraniem i chęcią rozszarpania sobie kołnierzyka usytuowanego pod brodą… lubił wyglądać przyzwoicie, ale, ludzie… nawet Rivai miewał momenty, w których najchętniej chodziłby w samych kąpielówkach. Był jednak zbyt kulturalny na podobne zagrywki. Mimo wszystko nie potrafił nie poczuć się rozbawiony na myśl, że to wcale nie jego takt, a zwyczajny brak „dodatkowego” odzienia na skórze w postaci tuszu hamował go przed nadprogramowym negliżem. Może powinien samodzielnie zrobić sobie taki wzorzysty sweter na skórze, w imię lepszego komfortu podczas lata? Parsknął śmiechem, wyobrażając sobie, jak sięga po mugolski flamaster… „Dysproporcja do ćwierćolbrzyma?” Liam dla każdego był miły i uprzejmy, ale nie był typem osoby, którą otaczał wianuszek rozmówców. Miał kilku bliższych przyjaciół, parę dobrych kolegów i koleżanek… ale dalsi znajomi raczej nie rozmawiali z nim regularnie, niespecjalnie starając się, by ten stan rzeczy zmienić. Nie znał więc wszystkich uczniów w szkole, choć nawet jemu mignął przed oczami człowiek-wieżowiec, który nie tylko potrafił przesłonić cały świat, ale piastował również funkcję prefekta Gryffindoru. Zrobił uprzejmie zaskoczoną minę, kodując sobie w pamięci, że Ezrze najprawdopodobniej chodziło o Leonardo. A więc się znali? Urocze, że nawet nie skojarzył jak dobrze, choć bywali razem już na poprzednich lekcjach… A później fałszoskop zawył i zwrócił na siebie uwagę wszystkich uczniów na sali, którzy zaczęli obwiniać ich lożę puchońską o całe zamieszanie i, o zgrozo, trudno było nie przyznać im racji. Zrobił zrezygnowaną minę, przysłuchując się oschłej wymianie zdań między dwójką mężczyzn, choć nie silił się na więcej komentarzy, niż szepty, które wcześniej skierował do obydwojga swoich przyjaciół. Z zaciśniętymi zębami czekał aż dyrektora przestanie spoglądać w ich kierunku i umożliwi Liamowi wypowiedzenie kolejnych uwag, ale nim zdążył załapać się na taką okazję, sytuację w pomieszczeniu znowu zakłóciła spóźniona osoba w żółto-czarnych barwach… to zdecydowanie nie był dobry dzień dla Hufflepuffu. Nim się obejrzał, czas sprawdzianu minął, a ręka nauczycielki zwinęła mu sprzed nosa pergamin z niedokończonym ostatnim pytaniem. Zrobił rozżaloną minę, zaraz przenosząc ponure spojrzenie w kierunku Jacka. Szybko wyjął czysty pergamin i żwawo zwinął go w rulon, by zdzielić chłopaka po łbie, w momencie, w którym Profesor Bennett zwróciła głowę w kierunku przeciwnym do ich ławki. Kartka była cienka, a sam papier niespecjalnie twardy, więc Moment nie poczuł najmniejszego bólu, ale karcące spojrzenie Rivai’a robiło za dobry substytut. -Mógłbyś się powstrzymać chociaż podczas lekcji... i to jeszcze z dyrektorką! – wysyczał, modelując swój głos na możliwie najcichszy, choć nie ujmowało mu to rozgniewania. – Przez twoje lepkie ręce straciliśmy punkty… przecież wiesz, że mamy dużą szansę wyprzedzić Krukonów w Pucharze Domów! I nawet jak cię to nie obchodzi… - tutaj zdzielił go znowu - … to chociaż weź sobie za priorytet trzymanie rąk przy sobie!– pogroził mu jeszcze tym rulonem, nim nie odłożył go na blat, pozwalając, by kartka rozwinęła się i z lekko zakręconymi ku górze rogami, spoczęła na ławce. Liam jednak nie skończył wyrażać swojego zawodu nad postawą kolegów. Od razu odwrócił się do Neirina, odzywając się do niego tym samym szeptem. – A ty, Nei, zachowałeś się nieuczciwie. Nawet jeśli chciałeś tylko pomóc… to wciąż było oszustwo!– podsumował zawiedziony, wydając się położyć dużą ważność na odpowiednie zachowanie podczas lekcji… i faktycznie. Liam naprawdę uchodził za grzecznego ucznia, a jego największym przewinieniem, które dokonał na przestrzeni wszystkich siedmiu lat było – niespodzianka – gadulstwo, niknące przy pierwszej uwadze nauczyciela o spokój. Czuł się w obowiązku wyrazić zdanie na temat zachowania pozostałej dwójki Puchonów, szczerze myśląc, że trochę splamili tym żółty kolor na swoich własnych krawatach…. gdzie jego odznaka prefekta na piersi? Upomina idealnie. –Należymy do Hufflepuffu. Nie powinieneś robić takich rzeczy… oboje nie powinniście. – pokręcił z dezaprobatą głową i zerknąwszy krótko na Momenta, przestał się więcej burzyć, w ciszy wysłuchując dalszych poleceń profesor Bennett. Gdy Ezra ponownie odwrócił się w ich stronę, Liam obdarzył go delikatnym uniesieniem kącików ust ku górze. Być może nie tak szerokim, jak przed sprawdzianem, ponieważ humor zdążył mu nieco opaść, ale starał się być miły i był przy tym naprawdę szczery. Choć nie zrozumcie Rivai’a źle… według jego zdania Krukon również zachował się kompletnie niepotrzebnie, choćby zwalając całą winę na Momenta… tak naprawdę do wszystkich trzech miał zarzuty, ale nie zamierzał burzyć się na chłopaka, który był od niego starszy, bardziej doświadczony i po prostu niezbyt mu znany. Stopień ich znajomości nie upoważniał Liama do żadnych reprymend, więc szatyn zdecydował się rzucić wydarzenie z fałszoskopem w niepamięć, starając się przywrócić atmosferę pogodą ducha. - Nieczyste gierki Ślizgonów? – zagadnął, brzmiąc odrobinę łagodniej. – Nawet jeśli, to niestety, ale Ezra spóźnił się z ostrzeżeniami. Już zostałem wykorzystany: jak mówiłem, pomalowałem mu ściany w pokoju! Za darmo! – zrobił dramatyczną minę, jakby Mefistofeles co najmniej oskubał go ze wszystkich oszczędności. Zaraz jednak uśmiechnął się trochę szerzej. – Też bym się cieszył na darmową pomoc przy remoncie... nawet jeśli byłem kompletnie nieprofesjonalny, zdenerwowałem jego kotkę samą swoją obecnością i w zasadzie trochę nabałaganiłem… - parsknął śmiechem, robiąc niewinną minę - Miło słyszeć, że po tym wszystkim choć trochę mnie jeszcze lubi. – uśmiechnął się ze szczerą sympatią, luźno podchodząc do tematu. Chyba nie do końca rozumiał unikatowość bycia „lubianym” przez Mefistofelesa. Dogadywali się dobrze, mieli o czym rozmawiać i potrafili się nawzajem rozbawić… czy było tu nad czym tak wzdychać? Niemniej cieszył się, że miał okazję poznać kolegę Ślizgona. Pomimo epizodu z fałszoskopem, wydał mu się całkiem sympatyczny, toteż bez żadnych oporów podniósł się z siedzenia i z miłym uśmiechem przysiadł obok Krukona, gdy Bennett przydzieliła ich razem do pary. - Mógłbym zacząć? – zapytał grzecznie, w zasadzie nie mogąc się doczekać praktykowania zaklęcia. Lubił je rzucać i choć zakłócenia magiczne bezwzględnie mu to utrudniały, chłopak ani trochę się nie zniechęcał. Zresztą zawzięcie było widać nawet teraz, gdy wpatrywał się w Ezrę wyczekująco, jak szczeniak, który tylko czeka, by rzucić mu piłkę. Otrzymawszy zielone światło, przyjął odpowiednią pozycję. - Lucidum Somono! – wypowiedział formułę i posłał wiązkę energii w kierunku Krukona, by… w sumie spieprzyć zadanie. Wpatrzył się w postawę kolegi, który nijak nie przypominał słodko śniącej osoby, a równocześnie daleko było mu do pełnej trzeźwości. Aż zdał się ochlapnąć… ile rzeczy pójdzie jeszcze nie tak na tej lekcji? Westchnął zawiedziony, posyłając krótkie spojrzenie do kolegów z dormitorium, chcąc sprawdzić czy może chociaż im poszło lepiej… - Neirin... – nawet się nie zmarszczył, a patrzył na niego spokojnie, absolutnie nie wnikając w sprawę – Zostaw już ten fałszoskop. Nie jest twój. Ezra może się zdenerwować widząc, że masz go w rękach… lub że Jack ma go na głowie. – wyjaśnił mu cierpliwie, mając nadzieję, że Neirin nie zacznie znów wykłócać się o to, kto był właścicielem przedmiotu. Rivai uważał to za dość oczywiste i liczył na zdolności dedukcyjne kolegi, które przecież nie były przytępione. – Proszę. – posłał mu delikatny uśmiech, naprawdę nie chcąc już wracać do rozmów sprzed kilku minut. Zaraz jednak zwrócił się do Ezry. -Finite!– zakończył działanie swojego nieudanego zaklęcia, siadając obok Krukona. – Nie wyszło. – rozłożył bezsilnie ręce, patrząc na niego nieco przepraszająco. – Przynajmniej nikt mnie nie posądzi o celowe usypianie uczniów w trakcie innych lekcji. – zażartował, trochę się rozweselając. – Choć myślę, że na historii magii nie trzeba żadnych czarów, żeby opłynąć… szczególnie, gdy ma się poranne lekcje. – wyszczerzył się, obierając pozycję gotową do przyjęcia zaklęcia. – To dobranoc?
Kostka: 1 + 1 = 2. Kuferek: 10pkt.
Finite:
Kostka: 6 -> 2. Punkty w kuferku: • z zaklęć - 10 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
Moment aż potarł sobie ucho, czując że ten dźwięk długo jeszcze nie da mu o sobie zapomnieć. Był zbyt traumatyczny i migrenogenny. Co więcej, powiązany z samymi przykrościami nie mógł być odebrany za coś pozytywnego, choćby i fałszoskop potrafił robić naleśniki i wywoływać tęcze na niebie. Nie chce mieć z nim więcej do czynienia. Oraz z tym typem, Ezrą. Krukon liczył na to, że Jack przy swoim minimalnym talencie, bazując na szczęściu wysadzi wszystkie szyby w klasie, łącznie z bębenkami dyrektorki? To na pewno nie skończyłoby się na pięciu punktach. Zatem ciesz się podstępny, krukoński lizusie... przeklął go w myślach wywołując na twarzy delikatny, chociaż wciąż krzywy uśmiech i odsunął od siebie - teraz już na bank wadliwy - bezużyteczny przedmiot. - Nawet o tym nie myśl Nei. - Brakuje abyś ściągnął to do dormitorium, albo odpalał za każdym razem kiedy jestem w pobliżu. Zdecydowanie nie aprobuje przygarniania rzeczy od nieznajomych vel. Ezry. Ręce podają sobie tak samo wrogowie jak i przyjaciele, zaś okrzyk "hej" na korytarzu to jeszcze nie znajomość. Zresztą popatrzcie sami jaki diabeł siedzi w tym Krukonie. Zmarszczył brwi, chyba się nie polubią. - Przynajmniej teraz mamy pewność, że nikt nie śpi i nie będzie oszukiwał podczas rzucania zaklęcia. - Skomentował całą te sytuację by rozładować zaistniałe napięcie, kiedy dyrektorka przestała się interesować ich grupą. Chciał sądzić, że to koniec złego jednak zwitek pergaminu, którym szurnął go Liam, zapowiadał dalszy ciąg kaźni. - Aj? - Odwrócił się zaskoczony. Wygląda na to, że na tym koniec pyskowania. Nawet nie musiał pytać za co oberwał. Takiej litanii nie sposób przerwać, kiedy Puchon raz otworzy usta. Najwyraźniej jedynie Neirin, rozumiał ułomność Jacka i był w stanie go zrozumieć. - A co ona jakaś specjalna? - Professor Benet w jego mniemaniu miała takie same obowiązki wobec uczniów, jak każdy inny nauczyciel. Po prostu różniła się od nich stanowiskiem i dodatkową pracą z owym związaną - AJ, aj... dobra, już. Znajdę sobie jakieś zajęcie i odrobię. Rany... - Po co te nerwy? Kogo w ogóle obchodził ten cały ranking? - Tak, to właśnie ten moment, w którym nieświadomy swej przeszłości Jack postanowił wziąć udział w meczach miotlarskich, okupując odrabianie utraconych punktów regularnie łamanym nosem. - Mimo wszystko nie miał za złe Liamowi. Ściągnął na ich trójkę nieprzychylny wzrok nauczycielki oraz nieświadomie uczynił Ezrę bohaterem dnia. To co? Może zamiast okładać niedoszłą księżniczkę pergaminem po głowie, rycerz Rivai zmieni zamek i rzuci się w objęcia Krukona? Chyba już nawet zostali sparowani. Świetnie, będzie mógł sprawdzić czy pocałunki z mugolskich bajek, naprawdę wybudzają ludzi ze śpiączki. - Przepraszam. - Rzucił na zakończenie epopei, po czym odwrócił się do Neirina. Chłopak zdawał się być już przygotowany. Zaklęcie uderzyło, a Moment jakby odleciał. Nie miał pojęcia jak długo był nieprzytomny i co wyczyniał Neirin - może to i lepiej - ale na pewno nie był to sen. - Chyba nie wyszło. - Westchnął - To teraz ja? Mam nadzieję, że nie zrobię Ci krzywdy. - Zaledwie skomentował to i użył zaklęcia. - Lucidum Somono... - Padło, jednak Neirin nie wydawał się śnić. On zawsze tak wyglądał w łóżku? Chyba nigdy nie miał okazji przyjrzeć mu się na tyle długo aby to zauważyć. Zerknął przez ramię by zorientować się, czy innym idzie równie źle, po czym pomachał Neirinowi ręką przed twarzą. - Żyjesz? Komu będę rozdawać czekoladki jak zginiesz? - Pstryknął dwa razy palcami, by po chwili zakończyć ten głupi występ zaklęciem Finite. To chyba nie był jego dzień.
Maili z każdą kolejną chwilą spędzoną w klasie coraz intensywniej myślała co ona tam właściwie robi. Nie była dobra z zaklęć, nawet nie potrafiła odpowiedzieć na te trzy pytania, które przecież były proste. Lanceley czuła się coraz bardziej zażenowana własną osobą. Zastanawiała się czy to tylko taki dzień, ale prawdę mówiąc nie miała ochoty już na nic i tylko marzyła, żeby się skończył. Kiedy nauczycielka zaczęła do niej mówić czuła, że jej policzki przypominają już dojrzałego pomidora. Nie powiedziała już nic tylko osunęła się na krześle, chcąc zapaść się pod ziemie. Nie powinna była przychodzić, to był błąd. Nawiedziła ją myśl, czy może nie powinna wyjść z klasy, ale przecież nie mogła ot tak sobie wyjść. Zostało jej czekać na upragniony koniec lekcji. Wysłuchała to co profesor Bennett miała do powiedzenia i szybko odszukała swoją parę. Podeszła do @Gemma Twisleton i lekko się uśmiechnęła. - Ja ostrzegam, że nic mi dzisiaj nie wychodzi, więc prawdopodobnie teraz też nic się nie uda. Z góry przepraszam. – powiedziała do swojej partnerki na jednym wdechu. – To może zacznę dobra? Żeby mieć kompromitację już za sobą. Maili wyciągnęła różdżkę i wypowiedziała inkantację zaklęcia. No tak, nie mogła powiedzieć, że się tego nie spodziewała – nie wydarzyło się kompletnie nic. Westchnęła zrezygnowana i nie próbowała więcej razy, doskonale wiedząc, że tylko by marnowała czas. - Merlinie... Ten dzień to katastrofa. – podsumowała.
Kostka: 2 - 3 = -1 XD
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- W porządku. - odparła, nie naciskając na tłumaczenia. Mógł być rozkojarzony, zmęczony, pogrążony w rozmyślaniach. Tak się zdarzało i raczej nie było powodów do gdybania. Gdyby Leo coś ukrywał, Fire domyśliłaby się szybko. Oczywiście, że wszystkie trucizny były fascynujące, ba, nawet bardzo. Fire interesowały nie tylko ich wymyślne skutki, ale także sam proces powstawania. Na czym to testowano? Bardzo ciężko było znaleźć jakiekolwiek informacje na ten temat, a chciała wiedzieć. - Serio? - mruknęła niezadowolona, przygryzając wargę. Ton ściszyła, żeby nikt nie podsłuchiwał, a już na pewno nie dyrektorka. - Robi bałagan i dostaje za to punkty. Mówiłam już, że Bennett ma coś z głową? Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Clarke'a i tak wszyscy zdawali się lubić, ale dlaczego? Nie widzieli, że to manipulator? Wysłuchała polecenia nauczycielki i przetarła twarz dłonią. Dało się wymyślić coś nudniejszego? Przerabiała to tyle razy, że nie widziała żadnego sensu w ponownym machaniu różdżką. Ale wolała nie mówić tego głośno, bo i tak miały na pieńku ze sobą. - Wiele razy tego używałam. - przyznała się Leo, gdy mieli poćwiczyć. Fire zmusiły do tego powracające koszmary przez którego dziewczynę męczyła bezsenność. Skoro magia pozwalała jej zmienić ten stan rzeczy, natychmiast zabrała się za naukę. I naturalnie, nie żałowała ani trochę. - Najważniejsze to... nie panikować. Palcami przesunęła po drewnie różdżki i wycelowała w Leo. Rzucenie znajomego czaru było banalne i musiałoby coś mocno pójść nie tak, gdyby miała je spartaczyć. Gryfonka mogła obserwować, jak Vin-Eurico automatycznie osuwa się na krześle znużony snem, którym miał za zadanie pokierować. W dziwnym impulsie sięgnęła dłonią do jego twarzy i odgarnęła kosmyk włosów z czoła. Speszyła się jednak i rozejrzała czujnie, czy nikt tego nie zauważył.
Oceniam wszystkich własną miarą, nie zastanawiając się jakoś specjalnie, co jest przyczyną ich samopoczucia - bardziej obchodzi mnie tu i teraz, nic więc dziwnego, że nic nie uchodzi mojej uwadze. Odpowiedź Mefistofelesa całkiem mnie zaskakuje, patrzę na niego i nie mam pojęcia czy mówi na serio. - Aha - mówię, bo nie wiem co innego mam powiedzieć. - I nie podoba ci się, że rozmawia z tym drugim, w niebieski krawacie? - drążę dalej temat o nie-podobaniu, no bo halo, coś w tym musi być, a odpowiedź ślizgona wcale mnie nie satysfakcjonuje. Lubię wiedzieć wszystko. Krzywię się na okropny dźwięki i wlepiam wzrok w miejsce z którego dochodzi. Nie jest to znowu takie ciężkie, bo ciągle patrzę na tych dwóch. Całe szczęści Bennett szybko na tym zapanowuje. Spodziewam się na czym będzie polegało ćwiczenie na dzisiejszej lekcji, ale nauczycielka jakoś słabo to wymyśliła - mogłaby zorganizować materace, albo spanie na ławkach, bo jakoś czarno widzę rzucanie na siebie zaklęć usypiających w takich pozycjach. - Dobra, ja zacznę - mówię, całkiem pewna powodzenia, chociaż nigdy nie używałam tego zaklęcia. Ale nie może być trudne. - Tylko usiądź jakoś normalnie, nie będę cię ratować, jeśli rozwalisz sobie głowę - kłamię oczywiście, bo na pewno próbowałabym coś zrobić, ale serio mi się to nie uśmiecha. W magii leczniczej jestem beznadziejna. - Lucidum Somono - wypowiadam pewnie, kierując różdżkę na Mefa. I chyba nikt nie ma wątpliwości, że idzie mi świetnie, bo ten od razu zasypia.
5
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Chciał oszczędzić koleżance wyjaśnień, a jednak ta dociekliwie - i bez najmniejszej krępacji - drążyła temat. Mefisto chwilę zastanawiał się co odpowiedzieć, przy okazji starając się robić coś poza gapieniem się na Liama i Ezrę; zależało mu na tej przyzwoitej odrobinie dyskrecji. Zaśmiał się cicho na kolejne pytanie Daisy. - To nic takiego, skarbie. Po prostu nie wiedziałem, że się znają - wyjaśnił ostatecznie, w duchu święcie przekonany, że wcale się nie znają. Najprawdopodobniej po prostu Krukonowi wpadł do głowy jakiś durny pomysł i postanowił pomęczyć biedne Puchoniątko - a Mefisto akurat je znał, więc się zainteresował. Z trudem podjął decyzję, że wypadałoby przestać zwracać taką uwagę zarówno na siódmoklasistę jak i studenta, niezależnie od pisków, które dookoła siebie generowali. Lekcje, na których zjawiał się pan Clarke, nigdy nie były normalne. - Pewnie... - Usiadł normalnie, zaprzestając bujania się na krześle. Podparł się nawet rękoma o blat ławki, żeby przypadkiem nie uderzyć w nią głową z impetem; jak się okazało, całkiem słusznie, bo zaklęcie Ślizgonki zadziałało idealnie. Mefisto nawet niezbyt poczuł zmęczenie, tylko od razu odpłynął... W stronę swoich najgorszych koszmarów. Wiedział, że to tylko sny - pamiętał doskonale lekcję Bennett, na której przecież cały czas siedział. Mimo wszystko znalezienie się nagle w ciemnym lesie zupełnie wytrąciło go z równowagi; zakręcił się ze zdziwieniem, nie wiedząc nawet, że brak jakichkolwiek działań tylko pochłania go coraz głębiej i głębiej... I nie wiedział kiedy usłyszał pierwszy warkot, kiedy padł na ziemię przygwożdżony cielskiem bestii (ach, ale przecież pamiętał, że to żadna bestia...)... Sceneria zaczęła zmieniać się drastycznie, zmuszając go do biegu, choć po kostkach smagały źdźbła trawy tak ostre, jak gdyby były zrobione z ostrzy. Próba ucieczki ze snu skończyła się na kolejnej zmianie - pobycie w szpitalu, wchodzeniu do sali, do której przecież wcale nie chciał wchodzić i... Gdy się ocknął, cały dygotał, a przed oczami jeszcze widział opadającą z sił siostrę, skuloną na szpitalnym łóżku. Ramię paliło go, przypominając o dawnej ranie - pierwszej ranie. Nox zacisnął szczęki, nie interesując się czy to Bennett go ocuciła, czy sama Daisy. - Ładnie - wyrzucił z siebie, czując, że widać jak bardzo jest zbity z tropu. Nie dał jednak swojej partnerce czasu na dopytywanie, bo sam wycelował w nią swoją różdżką i mruknął formułę zaklęcia, odsyłając ją zaraz w ramiona Morfeusza.
Na kontrolowanie snu nie rzucam, obniżam sobie do 1 Na uśpienie Daisy mam 6!
Wszystko wskazywało na to, że Bennett faktycznie nie zauważyła jak jej koleżanka podejrzała od niej odpowiedź na trzecie zadanie. I dobrze. Isilii nie przeszkadzało, że Bianca od niej spisała te dwa słowa, a już zdecydowanie nie chciałaby, żeby miała przez to kłopoty. Zresztą w taki sposób też przecież można się nauczyć, prawda? Zostali podzieleni według ławek i wypadło na to, że to Isilia miała jako pierwsza rzucić zaklęcie. Dała dziewczynie czas na przygotowanie się i sama pewniej zacisnęła palce na różdżce. Ty razem nie przekonywała się w myślach, że jej się uda. Postanowiła się wyciszyć, aby w momencie wypowiedzenia formułki być w pełni skupioną. - Lucidum Somono. - wypowiedziała zaklęcie z wycelowaną w Biancę różdżką. Wszystko poszło po jej myśli, bo już po chwili dziewczyna zamknęła powieki i odpłynęła w słodką krainę snu.
Kostka: 6, z kuferka nie liczę, bo i tak jest max
Lilyanne Scarlett Craven
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Mugolski tatuaż za uchem, przekleństwa, blizny na przedramionach i udach.
Gdy nauczycielka zebrała kartki, Scar rozsiadła się na krześle. W sumie zajęcia zapowiadały się ciekawie. Jakby nie było, sen był jednym z jej ulubionych zajęć. Rozejrzała się po klasie i wróciła wzrokiem do swojej towarzyszki, gdy Des zaczęła mówić. - Wolałabym tę słodką wersję - powiedziała rozmarzona, wyobrażając sobie stertę naleśników z czekoladą i biotą śmietaną, polanych miodem. Po prostu marzenie. Obraz ten tylko nasilił uczucie głodu, ale Puchonka chwilowo tym się nie przejmowała. Najwyżej zacznie jej burczeć w brzuchu. W jej przypadku nie było to nic niezwykłego. - Pewnie - odpowiedziała wesoło na zadane pytanie. - Mi jest to obojętne - dodała, strzelając palcami i przygotowując się mentalnie do zadania. Sen przyszedł nagle. Tak po prostu mrugnęła i znalazła się w pomieszczeniu podobnym do Wielkiej Sali, tylko jeszcze bardziej wypełnionym jedzeniem. Wystarczyło, że tylko pomyślała o wymarzonych naleśnikach, a one znalazły się przed nią. Tak samo było z żeberkami w sosie miodowym. I olbrzymią porcją lodów miętowo-czekoladowych z malinową polewą. Tylko ona i pyszne jedzonko, które chyba nigdy się nie kończyło. Marzenie. Tak samo nagle jak zasnęła, obudziła się. Najchętniej śniłaby godzinami, ale przecież była na lekcji. Musiała wykonać jeszcze swoje zadanie. - O Merlinie, to było cudowne - powiedziała, otrząsając się z resztek snu. - Gotowa na przygodę senną? - zapytała Gryfonkę przed rzuceniem zaklęcia. - Lucidum Somono.
Chciałem wysunąć mały protest, gdy usłyszałem, że mam dobrowolnie poddać się zaklęciowej hipnozie, wprowadzającej w stan snu. Przyzwyczaiłem się do tego, że to ja stałem za tym, że ktoś zasypiał, kiedy mu kazałem. Już praktycznie otworzyłem usta, żeby głośno zaprotestować, jednak głośne ziewnięcie stłumiło jakąkolwiek moją chęć do powiedzenia czegokolwiek. Właściwie skoro mogłem jeszcze trochę pospać, to być może powinienem z tego po prostu skorzystać. - Tylko to mają być ładne sny - rzuciłem jeszcze do kumpla, nim ten obezwładnił mnie usypiającym urokiem. Nie jestem pewien, czy mógłbym określić to co zobaczyłem, mianem ładnego. Wszystko tam stało niemalże na głowie. Liczne zegary głośno tykały lewitując dookoła mnie, sam co chwila traciłem grunt pod nogami, dając się porwać temu nieprzyjemnemu uczuciu spadania. Była tam i Riley, który lewitując grał na czarodziejskim tamburynie, z którego przy każdym uderzeniu ulatywały płomienie. Chciałem zwrócić na to mu uwagę, że to przecież ogień, ale Riley dalej uderzał, a ogień zdawał się go ochładzać, tak, że ten po chwili był pokryty śnieżnym szronem. W pewnym momencie jeden z zegarów po prostu na niego spadł, a Riley stał się jedną ze wskazówek. Wszystkie wskazówki miały znajome mi twarze. Brakowało tylko godzin lub znaków. I nagle tamburyn znów zaczął grać, gdzieś tuż nad moim uchem, a ogień mnie parzył i parzył, aż otworzyłem oczy, widząc znów swoją klasę. Było dziwnie, jakby wszystko miało pewne znaczenie, a jednocześnie wkradł się w to absolutny chaos, a może tak tylko mi się wydawało. - Jak dobrowolnie szedłem spać to miałem ładniejsze sny - zamarudziłem, rozbudziwszy się z tego dziwnego letargu. A potem przyszła zmiana. I to ja miałem uśpić Rileya, a muszę przyznać, że to była dla mnie dość absurdalna metoda. Mogłem to zrobić sto razy bardziej efektownie hipnozą, tymczasem musiałem na niego rzucić jakieś liche zaklęcie. Oczywiście było słabe i wyszło mi kijowo, a Riley wyglądał raczej jak typowy student na wykładach, kiedy walczy z nieznośnie opadającą głową, aniżeli jak ktoś, kto słodko zasypia. Wyrwałem biedka z tego dziwnego letargu, bo w sumie nie chciałem mu życzyć dziwnych snów, już w tych moich dziwny był jego los. To też uciąłem wszystko jednym finite.