W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
Cecily powoli podniosła głowę i odgarnęła niepokorne kosmyki, które zasłaniały jej twarz. Spojrzała na dziewczynę, która śmiała zakłócić jej spokój - była to @Bridget Hudson, Puchonka w podobnym do niej wieku. Nie dość, że nie przepadała za bardzo za Puchonami, bo z jakiegoś powodu większość z nich ubzdurała sobie, że po prostu MUSZĄ się ze wszystkimi przyjaźnić, wtykać nos w nie swoje sprawy i co gorsza - zaczepiać ją z byle powodu. Dodajmy, że wielu z nich nieustannie buja w obłokach i uzyskamy wręcz znienawidzoną przez Ślizgonkę kompozycję. Na widok dziewczyny i jej słowa z całych sił powstrzymała się od przewrócenia oczami i odpowiedziała - Sama robiłam. - po czym z uśmiechem dodała - Myślałam, że wszyscy w naszym wieku już znają to zaklęcie. Przecież jego nauka była najpóźniej na drugim roku. No chyba że zawsze kogoś zagadujesz na zajęciach, to nic dziwnego, że możesz nie pamiętać. Po tych słowach oparła się wygodniej na krześle. Zaraz miały się zacząć zajęcia, a Cecily pragnęła, by stało się to jak najszybciej, żeby Puchonka nie wpadła kolejny raz na durny pomysł zagadywania jej o błahostki.
Ostatnio zmieniony przez Cecily Rosewood dnia Nie Cze 03 2018, 22:40, w całości zmieniany 1 raz
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
To w ogóle było wyjątkowo smutne, że Bennett posądziła Mefisto o podżeganie do niebezpiecznych zachowań. Przecież on był taki do rany przyłóż! No nikogo by nie skrzywdził, a już z całą pewnością nie kusiło go wpychanie w łapska trolli biednych, młodszych od niego Puchonów. Niestety dyrektorka widziała w nim chyba jakiegoś diabła - zapomniał o tym do momentu, aż nie usłyszał o jej lekcji. Powinien sobie odpuścić? Wejść cichutko i nie zwracać na siebie w ogóle uwagi? Merlinie, to byłoby całkiem sprytne... Ale jakie niesatysfakcjonujące. Założył nawet mundurek, co jak na niego było niezłym wyczynem. Rękawy koszuli podwinął niedbale, ona sama zaś chyba o prasowaniu nie słyszała; był jednak krawat i były ciemne spodnie, toteż Mefisto wyglądał elegancko. Niedbale, acz elegancko. Wparował do środka, poprawiając torbę na ramieniu i przywdziewając na usta szeroki, czarujący uśmiech. Pomimo swoich planów co do odpoczęcia od broszki, teraz przypiął ją do koszuli. - Dzień dobry, pani dyrektor-profesor! - Przywitał się głośno, spoglądając zaraz jeszcze na klasę, żeby sobie znaleźć jakieś odpowiednie miejsce. Planował nawet wskoczyć do pierwszej ławki, ale wtedy w oko wpadł mu @Neirin Vaughn... oj, biedny Puchonik, którego tak bardzo męczył i deprawował. Nox ruszył w jego stronę z tym samym uśmiechem. - NEIRIN! - Zawołał tak entuzjastycznie, jak chyba jeszcze nigdy. Zaraz "zreflektował się" i rzucił pełne skruchy "oj, przepraszam" do dyrektorki. Dotarł w końcu do ławki siódmoklasistów - no dobra, Jack trochę popsuł mu plany, ale ta dwójka w pakiecie nie była tylko wtedy, kiedy w grę wchodziły trzymetrowe trolle. - Masz jakieś plany na popołudnie? - Zarzucił torbę na pustą ławkę obok, a następnie bez większej krępacji (i zastanowienia, bo po co?) usiadł rudzielcowi okrakiem na kolanach, dłońmi podpierając się o jego ramiona. Mrugnął jeszcze do @Jack Moment. Pochylił się, żeby cmoknąć Neirina w policzek zupełnie niewinnie i bardzo na powitanie. - Robimy dzisiaj coś niebezpiecznego? - Dopytał, wciąż stanowczo zbyt głośno.
UWAGA!
Sugeruję postarać się o uwzględnienie reakcji na Mefisto w broszce!:
Przeklęta, kryształowa broszka stworzona przez nowoorleańską czarownicę, Astrid Facilier. Miała powodować u właściciela wzrost atakcyjności i zainteresowania ze strony innych, aż do tego stopnia, że często stawał się on ofiarą gwałtów i prześladowań.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie mogła odpuścić sobie zaklęć. Nie dość, że uważała ten przedmiot za naprawdę istotny, to jeszcze po prostu go lubiła. W ciągu ostatniego roku zdołała znacząco podciągnąć się w tej dziedzinie. Z magią miała jednak do czynienia codziennie od urodzenia, więc w gruncie rzeczy chyba nic nie potrafiło już Blaithin zaskoczyć. Wskoczyła w ciemną szatę z godłem Gryffindoru, pamiętała nawet o odznace prefekta. Do sali weszła szybko, pamiętając o skinięciu na powitanie Bennettowej. Mimo, że nie lubiła dyrektorki, to nie miała ochoty na jakieś kłótnie na dzień dobry. Była zmęczona i w niezbyt dobrym humorze, więc tylko zwróciła przelotnie uwagę na Mefisto siedzącego okrakiem na jednym z Puchonów... co? Ściągnęła brwi, zastanawiając się co to za idiotyczny pomysł. Zajęła samotne miejsce gdzieś na tyłach klasy, żeby móc w spokoju obserwować.
Co jakiś czas wychylała głowę znad papierów, żeby przywitać się z kolejnym uczniem wchodzącym do klasy. Powoli zbierało się ich coraz więcej. Może nie będzie tyle spóźnialskich, skoro na tyle przed czasem klasa się zapełniała? Mogła przynajmniej mieć nadzieje, nie zamierzała nikogo wyrzucać z zajęć, ale humoru na znoszenie tłumu spóźnionych uczniów też nie miała. To z całą pewnością wiązałoby się z jakimiś konsekwencjami. Miała dla nich zaplanowane dwa zaklęcia do nauczenia, więc lekcja zapowiadała się dosyć intensywnie. W oczekiwaniu na zajęciach uczniowie trochę gadali, ale było to na tyle ciche, że dyrektorka postanowiła przymknąć na to oko. W końcu nie będą siedzieć w milczeniu kiedy do lekcji zostało jeszcze trochę czasu. A ona umiała pracować i skupić się w każdych warunkach, prawda? Oczywiście jej cierpliwość miała pewne nieprzekraczalne granice. Kiedy @Mefistofeles E. A. Nox wszedł do klasy i zaburzył względną ciszę panującą w pomieszczeniu spojrzała na niego trochę w szoku. Musiała przyznać, że to zachowanie wyjątkowo ją rozbawiło. Starała się powstrzymać śmiech, ale średnio jej to wychodziło, więc można było dostrzec rozbawienie na jej twarzy. Była zasadnicza, ale kiedy trzeba potrafiła mieć bardziej swobodne podejście. W dodatku w chłopaku było coś co ją rozbrajało i sama nie potrafiła powiedzieć dlaczego, ale patrzyła na niego w tej chwili wyjątkowo przychylnie. Na aluzję skierowaną do niej aż pokręciła głową. - Panie Nox, co to ma być za przedstawienie? Jeżeli chodzi o plany na popołudnie, to nie ma się o co martwić. Już są zapewnione. Oczekuje stawienia się na szlabanie, później przedstawię szczegóły - rzuciła w stronę chłopaka, bo to nie był czas na wymyślanie konkretnej kary dla ucznia. Starała się, żeby jej głos był w miarę surowy, ale nie była pewna, czy to wyszło jak należy. Marne szanse. Przynajmniej wyciągnęła jakieś konsekwencję i nie pozwalała sobie na takie zachowanie. - Proszę zająć normalnie miejsce. Odgarnęła włosy i wzięła sporego łyka kawy, zerkając na zegarek. Już najwyższy czas było zaczynać. Domyślała się, że ktoś jeszcze wpadnie, ale nie będzie swojego planu pod to dostosowywać, więc odłożyła papiery na bok i wstała spokojnie. - Dzień dobry. Dzisiaj nauczymy się dwóch zaklęć. Nie są one specjalnie trudne i pewnie dla części z was mogą okazać się zbyt proste, ale nawet takie umiejętności warto ćwiczyć. Zapewniam więc, że wasza obecność tutaj nie pójdzie na marne. Wszyscy wiemy jak działa amortencja, a przede wszystkim, że jej zapach odczuwa się bardzo indywidualnie. Jednak zawsze jest on wyjątkowo przyjemny. Pewnie słyszeliście o zaklęciu Essentia Mirabile? Podobieństwo do amortencji to właśnie ta woń. Dokładnie tak jak w przypadku eliksiru odczuwa się go indywidualnie, w zależności od tego co lubicie - po krótkim wstępie zaprezentowała wykonanie zaklęcia, z uwagą wymawiając formułkę. Zaklęcie było proste, ale wymagało trochę skupienia i wyobraźni. - Dobrze, teraz wy spróbujcie, śmiało.
Rzucacie kostką:
1,2: Och. Nie wiadomo, czy to przez zakłócenia magii, czy przez twój brak umiejętność, ale zamiast przyjemnego, wyczekiwanego zapachu wokół ciebie unosi się wybitnie nieprzyjemna woń. Zaklęcie działa dokładnie na odwrót i zamiast tego co lubisz najbardziej, czujesz to, co najbardziej cię odrzuca. Jaki zapach jest w twoim mniemaniu najbardziej obrzydliwy, najgorzej ci się kojarzy i ostatnie na co masz ochotę, to poczucie go? Własnie to dociera do twoich nozdrzy. Możesz ponowić próbę, jednak jeśli drugi raz ci się nie uda i wypadnie 1 lub 2, profesor Bennett stanowczo zabrania ci ponawiać próbę na tych zajęciach, bo niedługo udusicie się w tej klasie. Niestety nie nauczyłeś się tego zaklęcia. 3,4: Nic się nie dzieje, próbujesz rzucić zaklęcie, ale nie wyczuwasz żadnego konkretnego zapachu. Na szczęście nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś próbował dalej i nie zrażał się pierwszą próbą. Może nawet nikt nie zauważy, że nie poszło aż tak gładko? Możesz próbować do skutku, chyba, że wypadnie ci 1 lub 2. (wtedy postępujesz zgodnie z opisem tych kostek) 5,6: Udało się! Czujesz swój ulubiony zapach, który wzbudza same pozytywne emocje i z pewnością poprawia ci humor. W dodatku nauczycielka chwali cię za dobrze wykonane zaklęcie i otrzymujesz 5 punktów dla domu. Pamiętaj jednak, że jeżeli ktoś mocno zbliży się do ciebie, zwiedziona zapachem możesz poczuć do niego sporą sympatię. Nie jest to działanie amortencji, ale z pewnością jesteś teraz bardziej podatny na wszelkie pozytywne emocje.
* Zakłócenia magii już są uwzględnione. * Przerzut za każde 8 punktów z zaklęć. * Podkreślam, że można się spóźniać, po prostu polecą punkty domów. * Wynik można zaniżać! * Czas na pierwszy etap do 7 czerwca.
Siedziałam z @Ezra T. Clarke na jednym z parapetów w zamku i rozmawialiśmy w sumie o wszystkim i o niczym. Za chwilę miały zacząć się zajęcia z zaklęć. Nie byłam może jakąś pilną uczennicą, ale wiedziałam, że z zaklęć kuleje i nie chciałam pogrążać się jeszcze bardziej. Szczególnie, że ten przedmiot niewątpliwie był przydatny w codziennym życiu. Chciałam się doszkolić, bo jak wezme udział w pojedynku, to okaże się, że ilość zaklęć jakie potrafię rzucić można zliczyć na palcach jednej ręki. Oczywiście wolałam rozwiązania siłowe, to nie budziło żadnych wątpliwości, zawsze byłam gotowa wybrać pieść ponad różdżkę. Jednak bywało różnie i nie tylko siła się przydawała, trochę umiejętności też mogło okazać się koniecznych. Czy miałam ochotę wstawać z tego parapetu? Absolutnie nie. Była piękna pogoda, a tutaj mogłam swobodnie rozmawiać z Ezrą i nie przejmować się głupimi poleceniami nauczycielki. Mimo wszystko naciskałam na niego, żeby się tam udać. - Chodź, chodź. Może akurat Bennettowa ma dobry humor i będzie znośnie? - stwierdziłam, zeskakując z parapetu. Już i tak byliśmy spóźnieni, ale może kobieta ma dobry dzień i wpuści nas mimo to, W końcu udało mi się zmobilizować krukona i poszliśmy w kierunku klasy. Weszliśmy do środka w miarę dyskretnie i zajęliśmy jedną z wolnych ławek. Spojrzałam w kierunku @Cherry A. R. Eastwood i uśmiechnęłam się do niej. Zauważyłam, że siedzi z @Daisy Bennett i do tej również się uśmiechnęłam. Mimo to zdziwiło mnie to trochę, przecież Wiśnia raczej wybierała męskie towarzystwo, z doświadczenia wiedziałam jak zachowuje się przy dziewczynach i było to dosyć niezręczne. W dodatku tak łatwo potrafiła się zauroczyć... Chyba nie podoba jej się gryfonka? Sama nie wiedziałam właściwie dlaczego miałabym się czuć niekomfortowo z tym faktem, ale z jakiegoś powodu co chwilę zerkałam na nie uważnie. Uśmiechnęłam się jeszcze do @Nessa M. Lanceley. Z zaskoczeniem obserwowałam przedstawienie @Mefistofeles E. A. Nox. Nie miałam pojęcia co mu odbiło, ale zachowywał się co najmniej dziwnie. Zaśmiałam się obserwując to i pokręciłam głową. Na szczęście swojej siostry w pierwszej chwili nawet nie zauważyłam, więc nie zdążył mi jej widok w żaden sposób popsuć nastroju. Przeszliśmy do wykonywania zaklęcia i udało mi się za pierwszym razem. Poczułam przyjemny zapach kawy, cynamonu i cytrusów. Spojrzałam na przyjaciela. - Jak tam? Co czujesz? - dopytałam, bo jego mina wskazywała na to, że zaklęcie wyszło mu jak należy.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Pchnięty przez Jacka, przesunął się na wolne miejsce. Ależ on dzisiaj niewyspany... Wygląda, że będzie gorzej marudny niż zwykle. Już miał coś skomentować w stronę Momenta, gdy do sali wszedł Mefisto. "Wszedł" to mało powiedziane. To, co zrobił, było niczym wejście smoka razem z godowym nawoływaniem partnerki partnera. Nie musiał się nawet odwracać. Chwilę po tym wkroczeniu do sali, Ślizgon znalazł się przy nim, a później... Na nim. Siedząc okrakiem oraz schylając się, by ustami dotknąć policzka Puchona. W tych okolicznościach nie sposób, aby i na Neirina nie zadziałała broszka. Znalazł się pod jej wpływem niemalże bezpośrednio, a myśli Puchona znacząco odległy od tematu lekcji. Czy w ogóle zapomniał, że znajduje się w sali w otoczeniu innych osób. Efekt psuła tylko jedna rzecz. Ten strój... Niechlujny i brzydki, zaburzający estetykę. Przesunął palcami po piersi chłopaka, zahaczając niemal o każdą fałdkę, jaka po drodze była. Każde zagniecenie i każdy kant, szpecące koszulę. Sprawnie rzucone zaklęcie transmutacyjne zmieniło ten brzydki mundurek w garnitur. Mefisto wyglądał teraz jak chodzący milioner; pod równym krawatem oraz wyprasowaną koszulą. Neirin nie cofnął ręki z jego piersi, unosząc ją jeszcze wyżej, na szyję. Wsuwając pod krawat i między guziki koszuli. Zaczepiając o ukrytą pod kołnierzem obrożę. Inni nie muszą wiedzieć, że tam jest. Starczy, że tę świadomość miał Mefisto, którego szyję obejmował skórzany pasek. A także rudzielec, który sam tam ową umieścił. Dla innych to wyglądało, jakby złapał go za krawat. Przyciągnął do siebie chłopaka, zmuszając go do ponownego pochylenia się i złączenia ust w pocałunku. Nie był długi. Subtelny i zaczepny. Kolejne zaś spięcie mięśni sprawiło, że Mefisto został przyciągnięty mocniej. Teraz policzek przesunął się po policzku. - I have only one thing to do today... You - mruknął do jego ucha, nim odezwała się dyrektorka, burząc efekt działania spinki. Wyrywając Puchona z jego myśli. Fakt, że Mefisto wyprostował się, aby zejść także dopomógł w otrzeźwieniu Neirina. Przynajmniej na tyle, by mógł skoncentrować się na temacie lekcji. Zaklęcie podobne do amortencji... Pomimo początkowego rozproszenia, kiedy student nie siedział mu już na kolanach, Walijczyk zdołał zebrać myśli do kupy. Zdecydowanie tak dwuznaczne pozycje pogarszały sytuację. W innych okolicznościach spinka nie zadziałałaby na tyle mocno na obdartego z uczuć Puchona. Był w stanie w większości ignorować jej wpływ. Ale kiedy ktoś robi takie rzeczy z nią na piersi... Nie ma co winić chłopaka w jego wieku, że myśli biegną ku jednemu. Potarł twarz, cucąc lekko sam siebie. Przyglądając się prezentacji dyrektorki, a potem powtarzając jej ruchy i inkantację. W efekcie urok się udał, a chłopaka otoczyła chmurka słodkiego zapachu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że nie pomoże mu to w skupieniu się na dzisiejszych zajęciach.
Sumptuariae Leges: 4 Kostki: 1 > 3 > 6 Kuferek: 16 + 5 za różdżkę = 21, wykorzystane dwa przerzuty
Nie sądził, że tak szybko ktoś zniszczy mu dzisiejszy dzień. Obstawiał jakieś upierdliwe zaklęcie w komplecie z zakłóceniami magii, jednak w tym momencie musiał stwierdzić, że się przeliczył. Gapił się na tego dosterydowanego wilkołaka jakby nie wierząc, że można tak solidnie przyćpać. Bo co innego tłumaczyłoby jego nagłe pojawienie się na zajęciach dyrektorki oraz to przedstawienie? Znowu coś go ominęło? Czy to jakieś nowe gody, które dopiero miały rozpocząć serie niewygodnych dlań sytuacji? Niemniej miał wrażenie, że od tej bliskości wczorajsza pizza zaczyna przewracać się w jego żołądku i ponawiać walkę o życie, próbując ponownie przeciskać się w górę przez cały przewód pokarmowy. Albo tylko tak mu się zdawało. Motyle w brzuchu? Pierdolenie! Z jakiegoś powodu cieszył się, że nigdy nie ma go w pobliżu gdy Mefistofeles zostaje sam z Liamem. Ale to? Jak ma do tego podejść? Nie wiedział. Na dodatek to mrugniecie w jakiś dziwny sposób go sparaliżowało, przytwierdzając do krzesła i każąc dalej się weń wpatrywać. To nie jest uspokajający gest porozumienia! Druga część spektaklu, którego nawet komentarz dyrektorki nie był w stanie przerwać sprawiła, że poczuł na sobie niewygodny wzrok tuzina par oczu. Czy oni wszyscy czują się tak samo niekomfortowo jak Jack? No cóż... najwyraźniej niektórym ani miejsce, ani czas nie przeszkadzał. Na dodatek kiedy Mef za sprawą Neirina zaczął wyglądać niczym miliony monet, chłopakowi wręcz zrobiło się gorąco. To chyba przez ten garnitur? Jest dość upalnie prawda? Tylko co tu robi ta obroża! Gdyby nagle przed Momentem pojawiło się lusterko, zapewne zdałby sobie sprawę, że jego twarz wygląda niczym po zderzeniu z płytą chodnikową. Blada, wykrzywiona w dziwnym grymasie bólu żołądka... powinien przynajmniej zamknąć usta, a najlepiej całkiem zejść ze sceny. Właśnie tak... Otrząsnął się gdy chłopcy przerwali swoje przedstawienie i wstał natychmiast. - Tss... chyba nie dam rady się tu skupić. Zasłaniacie mi tablicę... i w ogóle za dużo was tu. - Rzucił sarkastycznie, zabierając swoje rzeczy - nawet nie zdążył się jeszcze wypakować - i udał się w stronę najdalszego wolnego miejsca. Czyli ławki @Blaithin ''Fire'' A. Dear sadzając się tuż obok dziewczyny, tak jak wcześniej Mefistofeles, wcale nie pytając jej o zdanie. Rzucił swoje rzeczy pod nogi i jak gdyby nigdy nic zajął się czarami. W żadnym wypadku nie chciał być tak blisko centrum tego widowiska. Zresztą... nadal nie jest pełnoletni, aby się na to gapić i przyklaskiwać jak jakiś ograniczony samiec z nadmiarem testosteronu.
Za pierwszym razem nic nie wyszło. W sumie nie wiedział czego powinien się spodziewać? Jakiegoś perfumowanego powietrza? Spróbował jeszcze raz... odrobinę przy tym żałując, że w ogóle tutaj przyszedł. Albo raczej, że to Nox pojawił się na lekcji. Westchnął ciężko i ponownie zebrał myśli. Nie sądził by miał kiedykolwiek używać podobnego zaklęcia ale próbował podejść doń jak należało. - Essentia Mirabile. Zadziałało. Wręcz znakomicie, odrobinę podnosząc mu humor i przenosząc na chwilę jego oraz jego myśli ku nieco przyjemniejszym widokom. Cokolwiek to było cieszył się, że nic mu nie zakłóca tej krótkiej wycieczki do strefy wspomnień powiązanych z pięknymi dlań zapachami. Przynajmniej na ten moment.
Kostki: 4, 6
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Patrzyła na to, co się działo i wręcz czuła ból przez marszczenie brwi w zaskoczeniu. Zorientowała się jednak w porę, że musi pohamować zdziwienie. Przybrała więc neutralną minę, jak gdyby wcale nie przejmowała się tym, że Nox siedział okrakiem na Neirinie, który go całował. Przed dyrektorką. Za to od razu zaczęła to analizować, co już było jej zwyczajem. Dlaczego zachowywali się, jak naćpani? Czy Mefisto został czymś otumaniony? Ale czy Vaughn wtedy także? Prześlizgnęła wzrokiem po Ślizgonie i znów spojrzała na tę broszkę. Niesamowicie przyciągała wzrok. Tak było w szklarniach, tak było w jej domu, tak było zawsze, kiedy ją po prostu nosił... Co z nią było nie tak? Bo to, że oddziaływała na ludzi to już podejrzliwość Fire potwierdzała stuprocentowo. Czy tylko ona nabrała wtedy ochoty, żeby wyjść z klasy? Zobaczyła, że @Jack Moment podnosi się ze swojego siedzenia i wtedy pomyślała, że on także. Nie potwierdził jednak przypuszczeń Gryfonki, bo skierował swoje kroki wprost do niej. A liczyła, że nikt jej nie zaczepi na tym szarym końcu. Zobaczyła jego minę i wcale się nie dziwiła. Tylko dlatego nie warknęła na niego, żeby spadał, a nawet podsunęła się nieco ze swoim krzesełkiem, żeby nie musieć być zbyt blisko Puchona. I nagle poczuła coś nieznajomego i kłującego gdzieś w środku. O dziwo, nie była to nie do końca przetrawiona kanapka, ale pozostawiało równie nieprzyjemny posmak. To było współczucie. Fire nie pamiętała, kiedy ostatni raz komuś współczuła, ale w tej chwili żałowała, że Jack musiał być świadkiem właśnie tego i to z tak niewielkiej odległości. Nietrudno było wywnioskować, że za Noxem zbytnio nie przepadał - w przeciwieństwie do Puchonów, z którymi najczęściej gdzieś go mimochodem widywała. Zarówno Liam, jak i Neirin zdawali się pozostawać z Mefisto w bliższych stosunkach (teraz to już nie była nawet pewna, jak bliskich). Ją też niesamowicie denerwowało, kiedy ktoś kogo nie tolerowała, przyczepiał się do jej znajomych (ale miała wtedy tendencję do odpuszczania ich sobie i cierpienia w ciszy). Dziwnie się z Jackiem w tym momencie utożsamiała. No i oczywiście ogólnie uważała to za coś strasznie dziwnego, bo przecież również całowała Noxa... Fire ukradkiem zerknęła na Puchona obok, ale nie powiedziała nic. Zresztą, nie uśmiechało jej się komentowanie tej sytuacji i obgadywanie obu chłopaków. Jedyne, co jej przychodziło na myśl to "naszych znajomych srogo pojebało". Gryfonka oparła się o krzesło, wysłuchała Bennett i zabrała za czar. Znała go już i uważała za całkiem banalny, więc wątpiła, że coś się nie uda. - Essentia Mirabile - rzuciła gładko, wykonując zaskakująco łagodny ruch różdżką z czarnego drewna. I od razu poczuła mieszankę bardzo specyficznych zapachów, które przyjemnie ją otumaniły. Wyczuwała przede wszystkim świeżo zaparzoną herbatę z ziołami. Blaithin oparła się o ławkę, przymykając oczy i poddając złudnemu uczuciu, że to dlatego, że po prostu lubi herbatę, a nie dlatego, że ten zapach kojarzył jej się zawsze z jedną osobą... Gdzieś w głębi wyczuła też cierpki zapach dymu tytoniowego, wiedziała oczywiście, jaka to konkretnie marka. Także czekolada, którą Fire sama często pachniała przez palenie Wiz-Wizów o tym smaku, znalazła swoje miejsce w magicznej mieszance. I choć bardzo potrzebowała dłużej zatracać się w przyjemności, robiło jej się coraz ciężej na sercu. Nie chciała wdychać tych oparów, nie chciała sobie przypominać. Nie chciała tęsknić za tym, żeby nie wywoływać ich za pomocą różdżki, a po prostu poczuć obok. Przerwała szybko czar, a wtedy wszystkie pozytywne emocje zniknęły, pozostawiając jedynie... pustkę. Przetarła twarz i westchnęła cicho.
Kostki: 2>1>2>5
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefistofeles był chyba po prostu głupi - smutne, ale prawdziwe. Po raz kolejny założył tajemniczą broszkę, której mocy nie znał i nie rozumiał. Bazował jedynie na domysłach, w dodatku jeszcze wmawiał sobie, że nad wszystkim panuje. Lubił wiedzieć, analizować, rozważać... Jakimś cudem doszedł do wniosku, że wcale nie musi ostrożniej podchodzić do potężnego artefaktu. Bagatelizował moc zaklętą w przedmiocie, chociaż widział jak wpływa nawet na takie stworzenia jak troll górski. Skoro tępa, gruboskórna istota próbowała się do niego zalecać, to co dopiero biedni ludzie, których dodatkowo prowokował durnymi żartami? Gdyby tylko nie zachłysnął się własną pychą, to pewnie szybciej dostrzegłby swój błąd. A tak, to po prostu siedział sobie dalej, spoglądając na przesuwający się po jego ciele materiał, szybko zmieniający się pod wpływem transmutacyjnego zaklęcia. Przez jego głowę przemknęło kilka durnych pomysłów, ale zupełnie nie wziął pod uwagę, że może skończyć w, o słodka Morgano, garniturze. Cóż, nie był to jego styl, więc teoretycznie śmiało mógłby stwierdzić, że Neirin minął się z jego gustem... A jednak, było w tej sytuacji coś, co się Mefistofelesowi podobało. Zaśmiał się chyba nawet cicho, zupełnie nie zwracając uwagi na dotyk dłoni siódmoklasisty, przesuwający się wzdłuż jego torsu. Dopiero zahaczenie palcami o ukrytą pod kołnierzykiem obrożę trochę jakby ocuciło studenta. To już było zbyt dokładne, zbyt szczegółowe, zbyt... zbyt zmysłowe?... Uśmiech zamarł na ustach Noxa, chociaż serce zabiło dwukrotnie szybciej i to jeszcze wcale nie ze zdenerwowania, a raczej podekscytowania. Żartowali sobie, oczywiście, ale jakie te żarty były przyjemne! Pozostał zupełnie bierny, kiedy Neirin go do siebie przyciągnął. Mefisto nie wpadł na to, że sytuacja mogłaby potoczyć się w tym kierunku; grzecznie poleciał do przodu, zatrzymując się dopiero wtedy, kiedy jego wargi zetknęły się z tymi należącymi do Puchona. I chociaż coś w środku aż krzyczało, żeby odsunął się najszybciej jak tylko mógł, to po prostu tego nie zrobił. Sparaliżowany z zaskoczenia wcale nie pokazał chłopakowi, że coś mu w tym wszystkim nie odpowiada. Zamiast tego przymknął lekko powieki, fiksując się wokół myśli, że przyciągnięty został - och - za obrożę. I zaraz potem znowu, przez co (dzięki czemu?) niemalże wtulał się już w rudzielca, palce zaciskając na jego ramionach chyba trochę zbyt mocno. Wyrwało mu się zaskoczone i ciche westchnięcie, podyktowane nagłą zmianą pozycji i słowami Vaughna, które pomimo braku jakiejś finezji, po prostu miały w sobie to coś. On miał w sobie to coś. Ta sytuacja miała w sobie to coś? Zszedł z niego szybko i już bez większej gracji, byle tylko wylądować na pustym krześle - zaraz, pustym krześle? Nie była potrzebna uwaga Bennett, którą normalnie skwitowałby śmiechem. Teraz Mefistofeles podążył półprzytomnym spojrzeniem za Jackiem, którego słowa wcześniej do niego w ogóle nie dotarły, odnajdując go obok Fire. To dopiero było niezręczne... Poczucie winy dopadło studenta chyba trochę za późno. Ledwo słuchał dyrektorki, kątem oka pozerkując na swojego towarzysza z ławki. Wyszło dziwnie, nawet bardzo - nie planował tego. Jakimś cudem wykorzystał broszkę zupełnie nie tak, jak tego chciał; zmusił siódmoklasistę do czegoś, czego normalnie by nie zrobił. W dodatku nie był to byle jaki Puchon, to był Neirin. Ten sam, który składał go i po pojedynku, i po pełni. Ten sam, który w całym swoim opanowaniu i obojętności potrafił wykazać się niebywałą troską. Ten sam, który przyjaźnił się z Liamem. Wszystko wskazywało na to, że Mefistofeles był nic nie wartym śmieciem, który nie potrafił nawet wzbudzić w kimś prawdziwego uczucia, toteż korzystał z pomocy podejrzanych obiektów - i krzywdził przy okazji wszystkich, nie wyłączając siebie samego. W tej chwili to nawet Momenta mu było szkoda za zmuszanie do oglądania takich szopek, a normalnie chętnie by przecież chłopaka trochę podręczył (znaczy, tak niewinnie! Ze względu na mecz, bo to przez Jacka i puchońską kapitan Mefisto nie wykazał się w roli obrońcy...). Odpiął broszkę dość dyskretnie, po prostu poprawiając sobie marynarkę od garnituru. Wrzucił drobiazg do kieszeni, wyciągając różdżkę i obserwując prowadzącą zajęcia nauczycielkę. Czekał, aż otaczająca go magiczna aura wyczaruje, jednocześnie tonął w wyrzutach sumienia. Z drugiej strony, czy wydarzyło się coś poważnego? No, może trochę trauma dla ewentualnych uczniów o homofobicznych zapędach, ale takimi to już Ślizgon w ogóle sobie głowy nie zawracał. - Wszystko w porządku, skarbie? - Zagadnął miękko i wesoło, jakby naprawdę nic przed chwilą między nimi nie zaszło. Mefisto uśmiechnął się całkiem pewnie, szturchając rudzielca łokciem, byle zmniejszyć napięcie między nimi. Gdyby nie wiedział, że to kwestia broszki... Machnął lekko różdżką, ale wcale nie po to, żeby rzucić zaklęcie Essentia mirabile. Zamiast tego niewerbalnie wypowiedział Cantusi mucisa, pozwalając aby ciche dźwięki pianina i skrzypiec rozbrzmiały w pomieszczeniu, podbudowując jakże romantyczną atmosferę związaną z Mefistofelesowym pokazem i zapachem amortencji. - Pani profesor, to tak dla dla podtrzymania klimatu... - Wzruszył niewinnie ramionami, bardzo chwytając się żartów. Następnie spróbował już wykonania rzeczywistego polecenia zadanego przez dyrektorkę - wyszło bezbłędnie. Spodziewał się zapachu liści i wilgotnej trawy, bo to była najmocniejsza nuta w jego amortencji... No, jeszcze gdzieś w tym wszystkim znajdowała się mięta. Zamiast tego w powietrzu zaczęła unosić się charakterystyczna woń krwi, drażniąca w nozdrza i odciągająca myśli Mefisto od wszelkich obecnych drobnych problemów. Pachniało pięknie i kusząco - nie, Neirin pachniał pięknie i kusząco, o czym uświadomić mogło Puchona zaintrygowane spojrzenie Noxa.
CANTUS MUSICA: 2 ESSENTIA MIRABILE: 2 -> 1 - > 5!
W POMIESZCZENIU GRA MUZYKA!
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Bardzo chciała nie przejmować się listem od Bennett, ale bardzo chciała unikać jej do końca świata. Albo chociaż do wakacji. Ostatecznie doszła jednak do wniosku, że jeżeli chce ocieplić swój wizerunek, to wręcz powinna chodzić na zaklęcia. Jakby nie patrzeć była w tej dziedzinie niezwykle uzdolniona i mogła przecież wysiedzieć jedną godzinę spokojnie, żeby udowodnić, że wcale nie jest taka do cna zła. Żeby mieć pewność, że nie spartoli tego drugiego włożyła nawet list od dyrektorki do kieszeni. Znała go niemal na pamięć i sam dotyk pergaminu pod palcami sprawiał, że miała jego treść przed nosem. Plan był dobry, niestety kiedy dotarła na trzecie piętro, drzwi do klasy były już zamknięte. Spóźnienie raczej nie poprawiłoby jej reputacji. Wściekła kopnęła w ścianę obok i już miała zwijać się i przeczekać godzinę w bibliotece, kiedy zobaczyła schodzącą po schodach grupkę trzecioklasistów i ciągnącą się trochę z tyłu, walczącą z książką, której nie mogła upchnąć w torbie... - Carson vol. 2! - zawołała, biegnąc w stronę młodszej siostry swojej eksprzyjaciółki - Wiesz, że zawsze wolałam cię od twojej siostry. Słuchaj, mam sprawę. Kupię ci nową torbę i dorzucę 20 galeonów, jeżeli mi pomożesz...
Chwilę później stały ramię w ramię przed drzwiami klasy do zaklęć. Na ramieniu młodej dyndała pęknięta torbą (którą Ettie własnymi rękami przed momentem rozerwała) i obie trzymały w rękach jej podręczniki i szkolne przybory. Krukonka zapukała i obie weszły do klasy. - Przepraszamy za spóźnienie - plan Ettie polegał z grubsza na tym, żeby nie tylko wynaleźć sobie usprawiedliwienie na przyjście po czasie, lecz także wyjść przy tym na dobrą, pomocną, starszą koleżankę. Oczywiście miała zamiar przez cały ten czas wyglądać na bardzo skruszoną, ale nie miała pojęcia, że przyjdzie jej to tak łatwo. Kiedy tylko napotkała wzrok profesorki poczuła, że się rumieni i spuściła wzrok. Nie chodziło jednak o spóźnienie. "Gdyby to była tylko jej decyzja" chyba wydalili by ją ze szkoły. Wyrzucenie ze szkoły było oczywiście straszną perspektywą, ale Ettie jeszcze bardziej bolał fakt, że to właśnie Bennett uważała, że na to zasłużyła. Jeszcze kilka miesięcy temu była jedną z najbardziej podziwianych przez dziewczynę osób. Gdzieś po drodze jej się o tym zapomniało, ale teraz była nawet w stanie wybaczyć dyrektorce to jak niesprawiedliwie potraktowała ją (jej zdaniem) w kwestii Limiera. Tylko żeby ona też przestała na nią patrzeć jak na kompletnego wykolejeńca. Nie pomagał fakt, że właśnie planowała skłamać. Być może porzuciła by ten zamiar w ogóle, gdyby nie para ogromnym, wlepionych w nią, brązowych oczu. - Eeeem - otrząsnęła się - Flynn porwała się torba i pomogłam się jej pozbierać, żeby też zdążyła - wymamrotała, po czym oddała dziewczynce jej rzeczy i usiadła w pierwszej lepszej ławce. Miała tylko nadzieję, że szybko zaczął rzucać zaklęcia. Essentia Mirable było banalnym zaklęciem i w normalnych okolicznościach Ette wywracałaby na nie oczami, ale teraz akurat było jej to na rękę. Nie zwlekając machnęła różdżką, nie wypowiadając inkantacji na głos i już po chwili poczuła uspokajającą ją wewnętrznie woń świeczek i czarnej herbaty. Na ten moment było to wszystko czego jej było trzeba.
Kostka: 6
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Wracała właśnie z klasą z mugoloznawstwa, zostając trochę w tyle i usiłując wepchnąć do torby podręcznik, tak żeby nie urwać zamka, kiedy usłyszała swoje imię... Wróć! To nie było, kurwa, jej imię! Już miała impertynenta cholernego ostentacyjnie zignorować, kiedy wrzeszcząca durna Gryfonka dopadła ją i zaczęła wciskać wazelinę. Finn nie miała ani ochoty, ani potrzeby pchać się na lekcję zaklęć z ewidentnie starszymi i bardziej doświadczonymi ludźmi, ale obietnica zupełnie nowej torby była bardzo kusząca. Trochę też dlatego, że tak naprawdę nie umiała odmawiać i trochę bała się tej psychicznej laski przed sobą. Tak więc już po chwili, w której została zdewastowana jej torba, stały pod klasą zaklęć. Plan był prosty: Finn puka, Gryfonka mówi, Finn potakuje i jutro ma nową, skórzaną, porządną torbę z wyszytymi kwiatami. Tę, którą widziała ostatnio na wystawię w Hogsmeade. Problem był tylko taki, że nagle, po przeprosinach, jeszcze chwilę temu pewna siebie Gryfonka się zacięła. Finn wbiła nią wyczekujące i przestraszone spojrzenie. Stały tak maksymalnie dwie sekundy, ale w tym czasie przez głowę Finn zdążyło przelecieć milion czarnych scenariuszy. Co z tą laską było nie tak?! W końcu Gryfonka się odblokowała i kontynuowała, a Finn kamień spadł z serca wraz z rękami, które nie opadły znikąd, tylko tak ogólnie. - Finn - poprawiła, mówiąc nadzwyczaj jak na nią pewnie i dobitnie. Dosłownie trzy minuty temu się typiarze przedstawiała, ale to przecież było takie trudne - Ale dziękuję. Odłożyła na ławkę trzymane przedmioty i wyciągnęła resztę swoich rzeczy z rąk Gryfonki, przysięgając sobie, że jak tylko dostanie torbę, nie chce mieć z nią nigdy nic wspólnego. Jebnięta jakaś była i denerwująca, a w ogóle to płaciła stanowczo za mało za sterczenie jak debil na środku sali, na zajęciach, na które nic się nie umiało. Najgorsze było jednak jeszcze przed nią, czyli rzucanie zaklęć. Na lekcjach dla młodszych roczników miała problem, to co dopiero teraz. Mimo to rzuciła Essentia Mirabile i tak jak podejrzewała poszło jej tragicznie. Skrzywiła się, zakrywając nos rękawem i próbując odizolować się od okropnego dławiącego smrodu amoniaku zmieszanego dodatkowo z czymś, co chyba było drożdżami. No świetnie. Jeszcze nie wiadomo po co profesor pozwoliła jej powtórzyć zaklęcie, które za drugim podejściem zadziałało tak samo.
Kostki: nie rzucam, bo nie mam pkt na to zaklęcie + chcę wypaść gorzej od siostry ;p
Klasa powoli wypełniała się ludźmi, prawdziwą tęczą, jeśli chodziło o domy. Większość kojarzył z widzenia, w końcu ciągle ktoś kogoś mijał na korytarzu szkolnym, ewentualnie czasami wyprawiał się na drobne popijawy. Essentia mirabile było prościutkim, wonnym zaklęciem, którego struktura nie była zbyt skomplikowana i opierała się głównie na wyobrażeniu sobie zapachu, który chce się przywołać. Wyjął różdżkę z torby.
- Essentia mirabile - rzucił jakby od niechcenia, wyobrażając sobie smak ukochanej gorzały na języku. Już po chwili zaklęcie przyjęło się i nozdrza Behemota wypełnił drażniący i pobudzający ślinianki zapach alkoholu i orzechów laskowych. Powiódł wzrokiem po klasie, w której magiczne patyki furkotały w powietrzu z częstotliwością stu na minutę. Trochę zaśmierdziało, ktoś prawie wyprodukował karaoke (nawiasem mówiąc, nie był to taki znowu niedorzeczny pomysł) - Patałachy - powiedział aż za głośno, dosłownie wobec wszystkich, którym nieszczęśliwym łutem przewrotnej magicznej fortuny nie wyszło za pierwszym razem. Spojrzał na @Nessa M. Lanceley, ciekaw, jak poszło koleżance, z którą czasem lubił zalewać smuteczki. Odprężył się, zadowolony z siebie aż za bardzo w stosunku do tego, że jedynym jego osiągnięciem było rzucenie tego jakże prymitywnego zaklęcia. Ale przynajmniej pachniało teraz ładnie! Rozsiadł się wygodnie na krześle, wciągając w płuca różnorodne zapachy, zastanawiając się, co za ludziom podoba się taka feeria dziwacznych perfum.
W skupieniu czytał podręcznik, nie spodziewając się tego, że ktokolwiek do niego podejdzie. Jednak nie narzekał, gdy usłyszał głos jednej z przyjaciółek, podniósł głowę i zobaczył nie jedną, a dwie swoje przyjaciółki, w tym jeden obiekt głęboko skrywanych westchnień. — Krótko. Praktycznie dopiero co usiadłem i wyjąłem rzeczy — odpowiedział zaraz po przywitaniu się z @Emily Rowle i @Annie Nemo. Nie chciał wychodzić na kujona nawet wtedy, gdy i tak każdy wiedział, że przecież nim jest. Już miał coś jeszcze mówić, gdy nagle podeszła do niego @Carson Gilliams, do której uśmiechnął się szeroko. — Jasna sprawa, nie musisz nawet pytać, Carrie — powiedział, nie przestając się uśmiechać. Po chwili poczuł, jak ktoś mierzwi mu włosy, więc podniósł wzrok i kiwnął głowa na powitanie @Daisy Bennett. Jednak i jego oczom nie umknęło to, co zaczął odwalać Mefistofeles. Zmrużył lekko oczy, przekrzywił głowę, uważnie go obserwując. Nim się jednak obejrzał, zaczęła się już lekcja, a profesor zaczęła mówić, najpierw do Noxa, potem zaś o pierwszym zaklęciu. Ben czuł dziwną ekscytację, jak zresztą zawsze, gdy miał uczyć się nowego zaklęcia. Co prawda w tym roku... W tym roku szło mu trochę słabo, głównie przez zakłócenia, ale wciąż miał wielkie chęci do nauki i poznawania nowości. Niestety, dziś też była mu pisana porażka. — Essentia Mirabile — rzucił pewny siebie, lecz gdy wokół niego rozniosła się przykra woń starych skarpetek Axela, skrzywił się, zakaszlał i zatkał nos. Przeklął w myślach, gdy podeszła do niego nauczycielka. Miał szczerą nadzieję, że zgodzi się, aby spróbował jeszcze raz, ale gdy to zrobił, było tylko gorzej. Odłożył różdżkę na ławkę, oparł na niej łokcie, schował twarz w dłoniach i się najzwyczajniej w świecie załamał. No bo jak tak można było dwa razy po kolei rzucić zaklęcie tak samo żałośnie i skazać wszystkich dookoła na wdychanie smrodu skarpetek jego starszego brata? Miał nadzieję, że nikt nie zauważy, albo raczej nie poczuje tej jego okropnej kompromitacji, która godziła w jego dumę i wszelkie wypełniające go ambicje, bo, cholera, jak mógł aż dwa razy z rzędu rzucić zaklęcie tak samo? Przecież wypowiedział inkantacje dobrze, ruszył różdżką prawidłowo, był skupiony... Musiały więc zawinić te głupie zakłócenia magii, które tak strasznie go irytowały.
kostki: 2 --> przerzut na 1, druga próba na 1 :'''''')
Pogrążona w lekturze ignorowała wchodzących do klasy ludzi, przypominając sobie ostatnie zagadnienia i tematy. Ostatnie zajęcia, które u Aidena ominęła, zostawiła w spokoju, na inną okazję. Ciche westchnięcie uciekło spomiędzy warg, gdy przewracała stronę i czytała mozolnie opisane działanie zaklęcia rozbrajającego, chociaż znała je na pamięć. Lubiła być przygotowana. Odgarnęła dłonią kosmyk rudych włosów za ucho, podnosząc wzrok na dźwięk głosu, który dobiegł jej uszu. Zlustrowała właściciela wzrokiem, kiwając głową i posyłając mu spokojny, nieco tylko zadziorny uśmieszek. Przy dyrektorce starała się ograniczać wypływanie jej paskudnie złośliwego charakteru do minimum, nie chcąc się wplątać w kłopoty. Wciąż żywiła nadzieję, że uda się jej uzyskać odznakę prefekta w przyszłym roku i nie mogła pozwolić sobie na popsucie reputacji. Nie lubiła bardzo, gdy ktoś o to pytał, jednocześnie zajmując miejsce, jednak w przypadku Behemota nie przeszkadzało jej to praktycznie wcale. —Hadley, śmiało. Dawno Cię nie widziałam.—zaczęła, zamykając książkę i odkładając na róg stolika. Splotła dłonie pod biustem, nachylając się do przodu i opierając wygodnie o blat ławki. Przekręciła głowę w stronę ślizgona z ciekawością. Właściwie znali się dość przelotnie, kilkukrotnie rozmawiali i byli razem na lekcjach. Wydawał się jej personą dość sympatyczną, chociaż mającą w sobie coś dziwnego. Niemniej jednak nie była to Nessy sprawa, tak więc wcale nie zwracała na to uwagi. — Hmm.. To mój drugi ulubiony przedmiot, zaraz po Transmutacji. A jak z Tobą? Fascynat zaklęć i uroków? Odparła na pytanie pytaniem, posyłając mu jeszcze krótkie spojrzenie, które następnie przesunęło się po sali. Aż tyle osób przyszło? Nie zauważyła! Obdarzyła przelotnym uśmiechem wszystkich swoich znajomych, na końcu dostrzegając Enzo i pokazując mu kciuk w górę, że była dumna. Ostatecznie jednak jej uwaga powróciła do jej towarzysza zajęć. Już chciała coś powiedzieć, kiedy to do klasy wszedł Nox, skupiając na sobie uwagę. Miała coś powiedzieć, kiedy to jej partner na wesele rzucił się na Neirina, siadając na nim okrakiem. Była absolutnie zaskoczona, wywołało to uniesione brwi u rudej i delikatnie rozdziawione usta, które zasłoniła w momencie, gdy puchon pociągnął węża za krawat i pocałował. Zamrugała kilka razy, wędrując spojrzeniem pomiędzy siedzącą dyrektorką, a podłogową parą. No kurwa pięknie! Miłości się mu zachciało przy ludziach! I znowu Slytherin oberwie! I na cholerę ona tak pracowała na te punkty?! Jęknęła cicho, zaciskając oczy i kładąc głowę na ławkę. Całe szczęście, chwilę wcześniej nauczycielka powiedziała im, co będą robić i w jaki sposób. Niewiele myśląc, z kolejnym rozczarowanym westchnięciem wyprostowała się i złapała za różdżkę, wykonując odpowiedni ruch ręką. —Essentia mirabile!—rzuciła cicho, a magiczny kijek posłusznie wykonał polecenie i już po chwili czuła swój ulubiony zapach korzennych przypraw, cynamonu i świeżych ciastek. Od razu uśmiech wpełzł na jej buzię, a głowa ponownie odwróciła się w stronę @Behemot Hadley. O dziwo, on też bardzo ładnie pachniał. Przysunęła się nieco, może zbyt nachalnie, czując zapach orzechów wymieszany z cynamonem i mimowolnie złapała się za brzuch, czując głód. Cofnęła się w końcu, patrząc znów na twarz chłopaka.- Cholera, ale pachniesz. Zjadłabym. W sensie nie Ciebie, nie jestem kanibalem! Jednak ciasto, które czuję, już nie miałoby tyle szczęścia.. Rzuciła z delikatnym wzruszeniem ramion, opierając się wygodniej na krześle i przysuwając do ławki. Miała widocznie dryg do zaklęć, bo gdy rozejrzała się po ko klasie, nie każdemu ów czar wychodził. Całe szczęście, chociaż była pewna, że nawet wszystkie rzucone przez ślizgonów poprawnie czary nie odrobią tego, co straci Mef.
Wiele była gotowa zrobić za odrobinę masła orzechowego. W wyśmienitym humorze czekała na rozpoczęcie lekcji, kończąc sobie kanapkę w błogim spokoju. W międzyczasie odnalazła kilka znajomych twarzy, dzięki czemu jeszcze bardziej się rozpromieniła; zamyślona niemal podskoczyła, gdy do pomieszczenia weszła @Daisy Bennett. - O! Hej - wyszczerzyła się, tylko trochę pesząc się na widok Gryfonki. Podziękowała, przełknęła ostatni kęs kanapki i zaoferowała towarzyszce swoją herbatę mrożoną. Wiśnia była znana z przyrządzania dobrych napojów właśnie herbacianych, toteż Daisy miała okazję się o tym przekonać. - Truskawkowo-bazyliowa, ostatnio wpadłam na to połączenie i... - Niewinny słowotok wylał się z ust Puchonki, prawdopodobnie nieco zanudzając kuchennymi eksperymentami siedzącą obok dziewczynę. Wyjęła z torby aparat, żeby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku (historia zmieniła się i teraz przeszła do ziół rosnących przy Zakazanym Lesie). Trajkotanie nie ustało nawet w momencie, gdy w sali pojawiło się jakieś ciacho ze Slytherinu, które sporo osób próbowało pożreć wzrokiem - gardło Cherry zacisnęło się dopiero wtedy, gdy student usiadł na kolanach @Neirin Vaughn, jakimiś zaczepnymi tekstami chyba rzucając w dyrektorkę. Ryzykownie... Choć chyba nie aż tak, jak transmutowanie czyichś ubrań na oczach całej klasy. W ogóle ta sytuacja była strasznie dziwna, a siedzący w pobliżu @Jack Moment wcale nie wydawał się w to wszystko wtajemniczony. Eastwood nie powstrzymała drobnego uśmiechu, który cisnął jej się na usta - zaraz tam zamarł, by w końcu szczęka osunęła się lekko w dół. Neirin go pocałował?... Kompletnie nie mogła odwrócić wzroku od tej parki, nieświadomie zaciskając palce mocniej na aparacie - nie wiedziała nawet, że przypadkiem zrobiła chłopakom zdjęcie. Przynajmniej żaden flesz nie strzelił wszystkich po oczach... Cherry zaś dalej uparcie gapiła się na Puchona, poszeptującego coś swojemu partnerowi do ucha. So hot. Co, że niby dyrektorka coś gadała? Cherry w tym czasie próbowała dyskretnie ściągnąć na siebie uwagę Neirina lub Jacka, byle tylko ktoś poinformował ją chociaż trochę o co chodziło. Czy ten wytatuowany Ślizgon nie leciał przypadkiem na Liama? Od kiedy tak jawnie kleił się do Neirina? No i w sumie, z wzajemniością? Dlaczego nie została poinformowana o NICZYM? Zagryzła wewnętrzną stronę policzka, fangirlując sobie odrobinkę w duchu - pomimo wszelakich wątpliwości, cieszyła się za Puchona, a całą akcję uważała za... no, może trochę nieodpowiednią... ale głównie po prostu wyjątkowo seksowną. You go, Nei. Mieli rzucać jakieś zaklęcia, ale Wiśnia była mocno rozproszona. W końcu postanowiła spróbować i chowała już aparat, gdy zorientowała się, że był włączony. - Oj - mruknęła, kończąc swój przegląd... i wpadając na nowe zdjęcie. Pospiesznie schowała przedmiot do torby, czując jak policzki zalewa gorący rumieniec. No... no to Vaughn będzie miał pamiątkę! O ile tylko Cherry zdobędzie się na odwagę i wywoła tę fotografię. - To my... Essentia mirabile, tak? - Upewniła się jeszcze, nim machnęła różdżką. Efektu żadnego nie uzyskała, ale kto by jej się dziwił? Umierała wewnętrznie z ciekawości i tylko marzyła o tym, by lekcja dobiegła końca. Planowała szybko przechwycić Neirina, żeby się dowiedzieć czegoś więcej...
4
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Zamyślił się do tego stopnia, że w pierwszej chwili zupełnie nie zauważył nowej osoby wkraczającej do sali. Dopiero po chwili drgnął z zaskoczeniem, słysząc sympatyczne powitanie w ojczystym języku - no, właśnie tak należało do niego podchodzić! Leonardo uśmiechnął się zaraz szeroko, spoglądając na śliczną Ślizgonkę, która postanowiła zaszczycić go swoją obecnością. Oho, czyli jednak trochę szczęścia w życiu miewał... Odpowiedział jej tylko skinieniem głowy, pozwalając aby usadowiła się wygodnie i pociągnęła konwersację. Zbliżyła się, a on mimowolnie zrobił to samo, zupełnie jakby spodziewał się jakiegoś sekretu szepniętego na ucho. Zaśmiał się krótko. - A może właśnie takich specjalistów szukam? Amatorów bym narkotykami nie częstował - zażartował zaraz, mrugając do niej wesoło. Kojarzył Allegrę, choć zbyt wiele o niej nie wiedział; tylko czy Vin-Eurico potrzebował wiele informacji poza tym, że cechowała się niebywałą urodą, a w dodatku znała jego ukochany język? Chciał dodać coś jeszcze, ale wtedy w sali pojawiło się trochę zamieszania, kiedy Slytherpuff postanowił podrażnić się z dyrektorką. Leo chwilę nie mógł przestać obserwować ostentacyjnego zachowania dwóch chłopaków, ostatecznie po prostu uśmiechnął się pod nosem i pokręcił lekko głową. Wtedy też napotkał wzrokiem @Heaven O. O. Dear w towarzystwie @Ezra T. Clarke... Dobrze, że miał obok siebie panią, która jego zdaniem wyglądała świetnie również w ciemnych czy zielonych ubraniach. - Zdradzisz, czym pachnie twoja amortencja? - Zagadnął, unosząc różdżkę, by machnąć nią lekko. Essentia mirabile wcale nie zadziałała, chociaż Gryfon doskonale znał to zaklęcie i używał go kilkakrotnie. Obejrzał się jeszcze raz w stronę tamtej parki, urozmaicającej Bennett lekcję. Nawet muzykę zapodali? No, nastrojowo... - Hm... Chyba zaklęcie mi nie wyszło... Albo po prostu moja amortencja to twoje perfumy?
- Uważaj, Gryfonie - mruknęła, kiedy tak pochylił się w jej stronę. Nie odmówiła sobie odrobinę zawadiackiego uśmiechu, który - współgrając z figlarnymi świetlikami w jej dwukolorowych oczach - tworzył hipnotyzujący obraz. - Częstowanie uczniów narkotykami nie jest do końca legalne. - Wychodziła z założenia, że choć Czerwoni nie należą do najinteligentniejszych uczniów w Hogwarcie, mają jakiś instynkt samozachowawczy. Ten chłopiec albo lubił igrać z ogniem, albo podchodziło to pod nieodpowiedzialność. Ally, nie da się ukryć, lubi ten typ ludzi. Może dlatego od jakiegoś czasu pałała niewytłumaczalną sympatią do tego uroczego studenta. Chociaż nie znali się zbyt długo i panna Roseberry nie miała okazji, by dowiedzieć się czegoś więcej, pewne informacje znalazła na własną rękę. Nieważne, jak głupio by to nie brzmiało: obserwowała go średnio kilka razy w miesiącu. Nie znaczy to jednak, że stała się stalkerką; co prawda od czasu do czasu czaiła się za jakimś drzewem, mocno ściskając palce na aparacie, po czym bez większych oporów robiła mu kilka, względnie kilkanaście zdjęć, ale nie chodziła za nim krok w krok. Dowiedziała się, że jest modelem (co nieszczególnie ją zdziwiło), dlatego założyła, że nie będzie miał nic przeciwko dodatkowym, niezapowiedzianym sesjom. Najbardziej chciałaby jednak poprosić, by pozował jej świadomie. Nawet nago. Może na jakiejś kwiecistej polanie. Zamilkła na dłuższą chwilę, przyglądając się klasie i nie pozwalając, by całe to zamieszanie wpłynęło na jej dobry nastrój. Gdyby przez Mefiego Ślizgoni otrzymali punkty ujemne, nie przestałaby się uśmiechać. Bo nie dość, że na zajęciach ma miłe towarzystwo, to plany na popołudnie - w postaci rzucania nożami w Puchonów - kusiły coraz bardziej. - Co? - zapytała, zbyt zajęta obserwowaniem Noxa, by ogarnąć, że Gryfon coś do niej powiedział. Otrząsła się w końcu, po czym pokręciła głową. Czym pachnie jej amortencja? Ku największemu zdziwieniu Ally - pomarańczami. I choć głęboko w duszy wiedziała, dlaczego akurat te owoce zawróciły jej w głowie, nie chciała się do tego przyznać. Przyglądała się, jak chłopak próbuje wykonać zaklęcie według wszystkich poleceń dyrektorki, a kiedy ostatecznie mu nie wyszło, cicho się zaśmiała. Ślizgońska natura przebijała nawet przez sympatyczny uśmiech. - Przekonasz się - powiedziała w końcu, choć wydawało się, że całkowicie zignorowała pytanie. Skoro koniecznie chciał wiedzieć, mogła uchylić rąbka tajemnicy. Na pewno połowa znanych jej ludzi pachnie jak cytrusy. Na pewno. - A teraz obserwuj, jak wyglądają prawdziwe czary. - Wstała, bo w ten sposób zawsze pracowało się jej lepiej, i szturchnęła chłopaka biodrem. Ot, w figlarny sposób, żeby na pewno niczego nie przegapił. Machnęła różdżką, uśmiechnęła się pięknie i wymruczała słowa, a Essentia mirabile zadziałała co najmniej perfekcyjnie! W powietrzu rozniósł się zapach morskiej bryzy i pomarańczy, a policzki Allegry spłonęły nagłym rumieńcem. Nie do końca świadomie, odwróciła się w stronę Gryfona, przygryzła wargę i musnęła dłonią jego bródkę, zanim ogarnęła, że chyba nie wypada. To wszystko przez to pieprzone zaklęcie, for fuck's sake.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Początkowo w ogóle nie myślał o tym, by pojawiać się na zaklęciach; bardzo przyjemnie siedziało mu się razem z @Heaven O. O. Dear na jednym z parapetów w Hogwarcie, wypalając Merlinową Strzałę - ostatnio zdecydowanie zbyt dużo wydawał na tę używkę, ale czego się nie robiło dla odrobiny rozweselającego proszku zmieszanego z tytoniem? - i bezwiwdnie obracając w palcach Glob Zaginionych, który niedawno otrzymał w prezencie. Nie używał go zbyt dużo, większość czasu po prostu siedział i z zamglonym wzrokiem patrzył na przedmiot, rozmyślając nad możliwościami, które przed nim otwierał. Na szczęście nie miał (jeszcze) takiej obsesji, by go wykorzystywać do ich urealnienia. W ostatnim czasie wcale nie zdarzało się tak często, by Ezra obfitował w nadmiary wolnych godzin, toteż był gotowy na odpuszczenie sobie lekcji z dyrektorką. Nie miał nic do zarzucenia swoim umiejętnościom czarodziejskim, a wręcz sądził, że udało mu się osiągnąć dosyć stabilny poziom. Nie chciał osiadać na laurach, ale mała przerwa na wzięcie oddechu nie była chyba niczym złym. Nie miał jednak wielkiego wyboru, skoro Heaven tak zależało. Przewrócił wymownie oczami, żeby wiedziała, jakie ma zdanie o tej lekcji i profesor Bennett wraz z jej humorami. Zaraz jednak przykrył to uśmiechem, zaciągając się dymem ostatni raz i dogaszając papierosa na murze. Kiedy weszli do sali, zlustrował zainteresowanym spojrzeniem obecnych. Na nieco dłużej zatrzymał się przy @Emily Rowle oraz @Annie Nemo, którym pomachał. Podobnie ciepło, bo uśmiechem, powitał @Nessa M. Lanceley, @Daisy Bennett oraz @Bridget Hudson, której widok na moment zupełnie go rozproszył, tak że @Carson Gilliams skinął jedynie zdawkowo głową. I być może dzięki temu rozstrojeniu Puchonką, kiedy wzrok Clarke'a powędrował do @Mefistofeles E. A. Nox i tej szopki, którą odstawiał, jedyne co odczuł, to pewnego rodzaju rozbawione zniesmaczenie. Clarke sam nie należał do najbardziej przyzwoitych studentów, ale na lekcjach zachowywał trochę godności. To nie miało nic wspólnego z godnością i bawiło go raczej przez wpływ rozweselającego proszku. Wychwycił jeszcze @Leonardo O. Vin-Eurico w towarzystwie @Allegra Miriam Roseberry, ale po nich wzrokiem jedynie przemknął bez większego zaangażowania. Kompletnie go to nie ruszało. Totalnie. Jak podejrzewał, Essentia Mirabile nie sprawiło mu żadnego problemu, podobnie jak Heaven (więc w zasadzie mogli dalej chillować na parapecie...). Zaciągnął się przyjemnym zapachem, a na jego wargach zatańczył mały uśmieszek. - Pomarańczę, głównie. Ze świeżością powietrza po deszczu i dymem papierosowym. I kwiaty, takie przyjemnie słodkie, dziewczęce - wyjawił, a zapach, choć wywoływał melancholię, bardzo korzystnie wpływał na jego humor. Jego oczy zabłyszczały figlarnie; szturchnął Heaven, aby obserwowała jego poczynania. Ukrył ręce pod ławką i skierował różdżkę na @Blaithin ''Fire'' A. Dear i @Jack Moment, niewerbalnie rzucając Zlep, które miało skleić ze sobą ich ciała. W końcu dokuczanie Gryfonce stanowiło ulubiony sport Ezry i Heaven. Mrugnął do niej, zaraz ponownie rozglądając się po sali, jakby szukając osób, którym mógłby jeszcze wywinąć numer. Jego wzrok niebezpiecznie przesunął się na Allegrę - dobrze że Merlin czuwał nad jego opanowaniem. - Jakieś inne pomysły? - szepnął do niej ze skorym do psot uśmieszkiem i przygotowaną różdżką.
Kostka: 1 > 5 Zlep: 2 -> Fire albo Jack, rzucacie kostką na siłę zaklęcia. Np 1 - zlepiło wam tylko palce, 2 - dłonie, 3 - ramiona i tak dalej <3 Kuferek: 41
Z nikim nie rozmawiał, przez co mógł się w pełni skupić na słowach, jakie wypowiedziała nauczycielka. Nie miał więc problemu z głównym założeniem zadania, wiedział co i jak ma zrobić. Teraz trzeba było zadbać, o to by wykonanie było równie jasne i proste jak treść. Dość długo wstrzymywał się od wykonania zadania. Kiedy w końcu spróbował rzucić zaklęcie, a efekt był znikomy, przez dłuższą chwilę zastanawiał się, nad tym, co mogło spowodować niepowiedzenie. Tok jego myślenia przyśpieszył widok zbliżającej się nauczycielki. Dość chaotycznie wyrecytował formułkę, niezbyt wierząc w to, że tym razem się uda, jakież było jego zdziwienie, kiedy po jego słowach, wokół rozszedł się niewątpliwie przyjemny zapach morskiej bryzy. Momentalnie, w jego głowie zaczęły się przewijać obrazy. Ogromna Genueńska przystań, widok rozchodzący się z toskańskiego klifu w pobliżu domku jego babci. Oraz wschód słońca widoczna z okna tego samego domku. Tak wiele wspomnień, związanych z tak niepozornym i powszechnym zapachem. Zapach tak go omotał, że zamyślił się do tego stopnia, że nie docierały do niego żadne kontakty i słowa. Myślał i wspominał, zapominając o całym bożym świecie. Miał nadzieje, że nauczycielka nie zobaczy, że nie skupia się lekcji, co prawda skończył zadanie, ale za brak skupienia też można stracić punkty. Kostki3, 5
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Jeszcze zanim zaczęła się lekcja przywitała się z osobami, które pojawiały się w klasie: Enzo, Heaven, Ezra... i cała reszta. Skierowała wzrok na Cherry. - Truskawkowo-bazyliowa? - zapytała z ciekawością. - Brzmi intrygująco, chętnie się przekonam jak smakuje - powiedziała i podziękowała za herbatę, którą podała jej Puchonka. Daisy nie miała problemów z próbowaniem nowych smaków, dzięki temu odkryła sporo rzeczy, które brzmiały raczej tak, jakby kompletnie do siebie nie pasowały, a tak naprawdę dawały razem niesamowity efekt. Spróbowała mrożonej herbaty i aż otworzyła szerzej oczy. - Świetne! - powiedziała z podziwem. - Musisz mnie kiedyś zaprosić na degustację twoich herbat. Ale rozumiem, że wiśniowa jest twoją wizytówką? - zaśmiała się, stosując grę słów, nawiązującą do imienia Puchonki. Lekcja nie zdążyła się jeszcze zacząć, kiedy Nox zaczął swoje przedstawienie. Rzeczywiście, wyglądał dziś jeszcze bardziej pociągająco niż zwykle i Daisy nie wiedziała, co było tego powodem, ale Neirin... Cóż, Daisy była najpierw zszokowana, a potem ledwo powstrzymywała się od niekontrolowanego śmiechu, bo ta sytuacja wydawała jej się mocno abstrakcyjna. Szczególnie, że w klasie obecna już była pani profesor. Dyrektorka szkoły. Tamci jednak wydawali się nie krępować niczyją obecnością. Bennettowa na początku również chyba była w szoku, ale otrząsnęła się ze zdziwienia, uciszyła uczniów i rozpoczęła lekcję. Daosy z trudem oderwała wzrok od tego spektaklu. Próbowała skupić się na lekcji i tym, co mają zrobić, ale cała ta sytuacja nieco rozproszyła jej uwagę. Potrząsnęła głową i wsłuchała się w słowa nauczycielki. Przyszedł czas na wypróbowanie zaklęcia. Daisy pomyślała, że to może być całkiem przyjemna lekcja, choć szczerze mówiąc po tym erotycznym ekscesie uczniów to zaklęcie, wywołujące zapach taki jak amortencja mogło ich wszystkich wprowadzić w dość... luźny nastrój. Złapała za różdżkę. - Essentia Mirabile! Po chwili poczuła mieszaninę przyjemnych lub kojących zapachów. Świeże powietrze z rana, pergamin, ołówki i kredki (ktoś może sobie mówić co chce, ale to naprawdę ma swój charakterystyczny zapach), jakieś ciastka, czyjeś pergumy... Każdy z tych zapachów z czymś jej się kojarzył, odurzając i nieco uderzając do głowy. Naprawdę nie wiedziała już czy to był dobry pomysł, aby próbowali to zaklęcie na lekcji. Przekręciła głowę w bok, a jej wzrok natrafił na Cherry. Daisy zawsze uważała, że dziewczyna jest bardzo ładna, ale działanie zaklęcia, ten zapach, spowodowały, że jako osoba najbliżej siedząca stała się dla niej jeszcze bardziej atrakcyjna. [i]Co tu się dzisiaj odwala,[i] pomyślała jeszcze i skierowała głowę prosto przed siebie.
Przywitała się z krukonką, która do nich dołączyła. Zaśmiała na słowa Annie i już miała nawet otworzyć usta w odpowiedzi, ale nagle zobaczyła jak wpada do sali Nox. Zaczęła obserwować jego bardzo nietypowe zachowanie i robiła coraz większe oczy ze zdziwienia. Kiedy usiadł okrakiem na Neirinie zamrugała kilka razy, zastanawiając się co tutaj się dzieje. To miała być jakaś prowokacja skierowana do dyrektorki? Nie miała pojęcia i zaczęła analizować tę sytuację. Aż do momentu, w którym okazało się, że to dopiero wstęp do dziwnych wydarzeń. Transmutacja ubrania Mefa również ją zaskoczyła, ale to co było potem... Ich pocałunek chyba wprowadził w osłupienie wszystkich w klasie. Nie miała pojęcia co tutaj się dzieje, ale to z pewnością nie było to normalne. Zmarszczyła nos i kompletnie zaniemówiła. Oni się na pewno znajdowali jeszcze na lekcji? Przynajmniej ciałem, bo duchem to na pewno nie. Była ciekawa reakcji dyrektorki, która pewnie była nie mniej rozbita całym wydarzeniem. Po chwili jak gdyby nigdy nic wrócili do zajęć. Emily wykonała zaklęcie bezbłędnie za pierwszym razem, nie sprawiało jej ono większej trudności, ale i tak była zdziwiona, że tak po prostu się udało. Szczególnie patrząc na to, że wymagało ono skupienia, a ona w tej chwili (jak i pewnie większość osób w pomieszczeniu) była nieźle zmieszana. - Essentia Mirabile - wypowiedziała i poczuła przyjemny zapach bazylii i mięty. Spojrzała na resztę w okół niej. - I jak, co czujecie? - dopytała i zerknęła znowu w kierunku Noxa, któremu chyba było mało wrażeń i tym razem puścił muzykę w sali. Zastanawiała się, czy on już zwariował, czy tylko wziął coś mocniejszego przed tą lekcją. Tak czy inaczej - na miejscu nauczycielki by go chyba udusiła.
Annie również obserwowała Ślizgona, który robił sporo zamieszania w klasie. Było coś bardzo prowokacyjnego i aroganckiego w jego zachowaniu. Merlinie, pewnie tylko wkurzy tym dyrektorkę i będzie na nich wszystkich cięta... Nemo miała nadzieję, że skończy się na siedzeniu okrakiem, ale nagle chłopaki zaczęli całować się na oczach wszystkich. Nemo nie była uprzedzona do par homoseksualnych, ale nie lubiła takiego obśliniania zarówno, jeśli chodziło o chłopaka i dziewczynę, jak i w tej chwili. No bo serio, mieli wiele innych miejsc, w których mogli okazywać sobie uczucia, a to było po prostu niekomfortowe dla innych osób. - Znasz ich? - zapytała Emily, bo ona też wydawała się niezbyt zachwycona tą dziwną sytuacją. Nox wydawał się bardzo specyficznym człowiekiem i początkowo Annie nawet nieco niepokoiło to, że jest taki wielki, wytatuowany i pewny siebie. No i to wilkołak! Wilkołaki potrafiły być straszne. Z drugiej strony, nie oceniała po pozorach, a w pewnych momentach z daleka Mefistofeles wydawał się nawet sympatyczny. A teraz niezwykle dobrze wyglądał. Natomiast Neirin był... po prostu dziwny. Gryfonka odnosiła wrażenie, że jest bardzo zobojętniały i żyje we własnym świecie, choć nie pogardziłaby chwilą rozmowy z nim. Może go kiedyś złapie, jak będzie szła do kuchni. To było jedno z nielicznych miejsc, które znała w Hogwarcie naprawdę dobrze, jak i drogę do niego prowadzącą. W pomieszczeniu zaczęła grać muzyka, więc Annie nuciła melodię, nie wyczuwając jednak żadnej romantycznej atmosfery. Skoro już tu przyszła to należało to jakoś przeboleć. Nie przejmowała się porażkami aż tak mocno (co tu dużo mówić, po tylu latach już całkiem przywykła do tego, że nie nadążała za grupą), ale i tak wolała nie popisywać się brakiem umiejętności przed wszystkimi. W umyślnie dziewczyny pojawił się więc zalążek optymistycznej nadziei. A nuż może tym razem się uda? Nie znała tego zaklęcia ani o nim nie słyszała, ale nie wydawało się piekielnie trudne... Annie odetchnęła głębiej i wypuściła powietrze z płuc, biorąc do ręki swoją różdżkę z drzewa jabłoniowego. Czekaj, jaki to był ruch? Dyrektorka pokazała go tylko raz i Nemo poczuła ukłucie stresu, bo nie była pewna, jak go odwzorować. Zanim zdążyła to spokojnie przemyśleć, popatrzyła, jak to robi Emily i rzuciła czar. Od razu wiedziała, że nie zrobiła tego zbyt dokładnie - głos jej zadrżał! Już po pierwszej części inkantacji czuła, że to nie wypali. Do nozdrzy Annie dotarł zapach mocno spalonego jedzenia, do tego zaklęcie wywołało też woń rozgrzanego tłuszczu. Bleubhbhle... Annie wypuściła różdżkę z rąk i zasłoniła się szczelnie długimi rękawami wysłużonej, używanej przez lata przez innych czarodziejów szaty szkolnej. Skrzywiła się, próbując jak najdłużej wstrzymać oddech i nie odczuwać tego smrodu. Na propozycję powtórzenia zaklęcia tylko pokręciła niewyraźne głową. Czy ten zapach miał się do niej przyczepić? Co jeśli później będzie to od niej czuć?! Najsmutniejsze, że Nemo wiedziała, że zakłócenia nie mają tu nic do gadania. - Sfalenizfę - wymamrotała przez materiał swojego ubioru. Nic dziwnego, że Rowle wyszło bezbłędnie. Annie jęknęła i oparła czoło o blat ławki.
Wybieram 1, bo Annie jest słaba i nic nie umie.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Alise truchtem biegła od wieży krukonów aż do klasy, w której odbyć się miały zajęcia z zaklęć, o których dziewczyna całkiem zapomniała. Niczym ta bajkowa za białym królikiem! Była wściekła, pluła sobie w twarz i z trudem utrzymywała torbę na ramieniu, wypełnioną po brzegi książkami. Zatrzymała się przed drzwiami od sali, łapiąc oddech i przymykając oczy, chcąc pozbyć się natrętnych rumieńców na policzkach, które wywołał wysiłek. Upewniła się też, że wygląda dobrze, a mundurek nie zagiął się lub nie pobrudził w najmniej odpowiednim miejscu. Przecież były to zajęcia z samą dyrektorką. Z kamienną twarzą i błyszczącymi, lazurowymi ślepiami zapukała trzykrotnie w drzwi i weszła do klasy, niemal natychmiast skupiając spojrzenie na nauczycielkę. Kiwnęła głową, podchodząc do jej biurka i uśmiechając się nieśmiało, zupełnie jakby była przestraszona. Nie miała w zwyczaju spóźniania się, zawsze była perfekcjonistką pod tym względem. - Dzień dobry Pani Bennett! Bardzo przepraszam za spóźnienie! - rzuciła cicho, nie chcąc przeszkadzać reszcie uczniów i widząc zielone światło na twarzy sympatycznej kobiety, ruszyła w stronę środka klasy, gdzie zajęła jedną z ławek. Wyjęła potrzebne rzeczy z torby oraz ułożyła na blacie różdżkę. Korzystając z pomocy jednej z życzliwszych dziewcząt, dowiedziała się, co takiego się wydarzyło i jakie zaklęcie omawiali, bo to ją najbardziej interesowało. Plotki i jakieś ekscesy towarzyskie nie były jej sprawą. Dostrzegła też swoją najlepszą przyjaciółkę, @Carson Gilliams, do której uśmiechnęła się przepraszająco i wzruszyła niewinnie ramionami. Po przeczytaniu krótkiej teorii na temat uroku złapała za różdżkę i wykonała odpowiedni gest, inkantując pod nosem wyraźne i czyste Essentia Mirabile. Zaklęcie udało się, z końca magicznego kija wydobyło się delikatne drżenie, a krukonka uśmiechnęła się promiennie pod nosem, gdy poczuła zapach bzu, jaśminu i świeżej, majowej konwalii. Uwielbiała delikatne zapachy kwiatów. Zadowolona z siebie zarumieniła się nieco, przymykając oczy i udając się wraz z wyobraźnią na kilkanaście dłuższych sekund prosto do letniego ogrodu, tak bujnie porośniętego kwieciem. Wiedziała jednak, że nie ma to czasu. Poprawiła się więc na krześle, odłożyła różdżkę obok i oparła dłonie wygodnie o blat stołu, podnosząc spokojne i ciepłe spojrzenie na Panią Bennett. Była bardzo ciekawa, jak miał wyglądać dalszy etap lekcji.
Kostka: 5
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine wpadła do sali w momencie, gdy jeszcze profesor nie przekazała uczniom zadania. Miała szczęście i w samą porę starała się wręcz niezauważona usiąść w ławce. Przez jakiś czas miała jakąś dziwną taryfę ulgową u naczycieli, podobno ojciec o czymś z nimi rozmawiał. Mimo wszytko ona starała się być raczej na zajęciach. Miała na sobie dość schludny szkolny mundurek, ale jej włosy były rozwiane, jakby przeszło obok nich tornado. Na jej twarzy nie było uśmiechu ale usiadła na ławce obok @Mefistofeles E. A. Nox . Od razu poczuła jakiś dziwny pociąg do tego mężczyzny. Wydawał jej się cholernie atrakcyjny a dałaby przysiąc na serce smoka, że nigdy jej nie kręcił aż tak bardzo. Położyła mu rękę na ramieniu i przesunęła po nim delikatnie, ale za moment ją zdjęła. -Przepraszam- powiedziała tylko i odwróciła się w stronę tablicy odrobinę zmieszana, bo nie czuła się zbytnio w tym momencie sobą. Wysłuchała słów profesor i zabrała się do rzucenia zaklęcia. - Essentia Mirabile- wypowiedziała poprawnie słowa, udało się za pierwszym razem. Wiedziała, że się jej uda, zaklęcia nigdy nie sprawiały jej żadnej trudności, tak samo jak latanie na miotle. To od tego miała tak wyrobione mięśnie, ale ostatnio przez swoje nałogi niestety troszkę spadła jej forma. Mimo wszystko była zadowolona z siebie, dodatkowo otrzymała pochwałę. Uwielbiała je otrzymywać od grona wyższych. Czuła zapach świeżo zmielonej kawy i werbeny. To było przyjemne uczucie, uznała, że chyba będzie musiała częściej używać tego zaklęcia do poprawy własnego samopoczucia. Przymknęła oczy i rozpłynęła się odrobinę na swoim krześle.
Profesor Bennett uważała się za cierpliwą kobietę. Wydawało jej się, że niejedno już widziała, znała masę sztuczek i sposób na wyprowadzenie jej z równowagi i potrafiła przewidzieć głupie i nieodpowiednie zachowanie uczniów. Z każdym rokiem ta praca była dla niej coraz bardziej stabilna i zwyczajnie przewidywalna. Wprowadzenie jej w osłupienie było nie lada wyzwaniem, a jednak własnie przed chwilą okazało się, że jest to w stanie zrobić spontanicznie dwójka uczniów na jej własnej lekcji. Zachowanie Noxa skwitowała jeszcze względnym rozbawieniem i już myślała, że temat zamknięty, a tutaj nagle okazało się, że to dopiero początek niesłychanie dziwnego rozwoju wydarzeń. @Neirin Vaughn przetransmutował szatę chłopaka w garnitur. To było naprawdę dziwne i już miałam otwierać usta, żeby go skarcić i odjąć punkty domowi, jednak po chwili zastygła w bezruchu widząc, jak ich usta niebezpiecznie się do siebie zbliżają. Puchon bezceremonialnie przyciągnął do siebie chłopaka i pocałował go. Tutaj, w klasie, podczas jej zajęć! Nigdy jeszcze nie znalazła się w takiej sytuacji i w pierwszej chwili wszyscy mogli zobaczyć jej zagubione spojrzenie. To był niecodzienny widok. Nawet im nie przerwała. Obserwowała to wszystko próbując to przeanalizować i wymyślić odpowiednią reakcję. Kiedy w końcu Neirin odsunął się od Mefistofelesa, wzięła głębszy wdech i spojrzała na nich. - Panie Vaughn, zdaje pan sobie sprawę, że to jest lekcja? Proponuje następnym razem przed przyjściem wziąć jakiś zimny prysznic. To się zresztą tyczy was obojga. - powinna dodać, że osobno? - Dołączy pan do pana Noxa na szlabanie. Proszę się skupić na zajęciach. Szlaban był chyba wystarczającą konsekwencją. Jej nadzieja, że nie spóźni się zbyt wiele osób była bardzo daremna, więc każdemu przychodzącemu po czasie odejmowała pięć punktów. Nie spotkali się jednak oni ze specjalną dezaprobatą z jej strony, chyba na tle obecnych wydarzeń nie miała siły się z nimi użerać. Nawet nie skomentowała przeniesienia się @Jack Moment, pewnie normalnie zwróciłaby uwagę, że należy ją zapytać o zgodę, ale trudno się było dziwić chłopakowi, że postanowił się ewakuować. Natomiast dużo mniej przychylnie spojrzała na @Katherine Russeau, która zajęła miejsce na kolanach Neirina. Co oni dzisiaj wyprawiali? Odjęła dziewczynie 10 punktów. - I proszę zająć normalne miejsce. Panu Vaughn chyba wystarczy wrażeń na dzisiaj. Po chwili uczniowie zaczęli wykonywać swoje zadanie. Jednym szło lepiej, drugim gorzej. Tym, którym całkowicie się nie udało posyłała pokrzepiający uśmiech i nie odejmowała im punktów. Potrafiła być wyrozumiała i wiedziała, że przy obecnych zakłóceniach nie ma sensu nikogo szkalować za drobne porażki. Innym razem. Była zaskoczona, że Nox wciąż ma nastrój do kolejnych żartów. Spojrzała na niego bez słowa, kiedy postanowił uraczyć ich muzyką w sali. Nie miała pojęcia co ten chłopak miał w sobie, ale nie potrafiła tak po prostu wyrzucić go z klasy, a niewątpliwie powinna. - Panie Nox, wydaje mi się, że klimat tutaj jest bardzo sprzyjający sam w sobie. Minus 20 punktów dla domu. Proszę się w końcu opanować - powiedziała spokojnie i sięgnęła po różdżkę - Finite - rzuciła zaklęcie, ale niestety nic z tego nie wyszło. Westchnęła i powtórzyła. -Finite. Finite. Finite! Finite! Finite! FINITE - dopiero jak wykrzyknęła to już w złości za siódmym razem muzyka ucichła. Musiała wywołać niemałe rozbawienie w klasie, sama była już sfrustrowana lekcją, która teoretycznie dopiero się zaczęła. Cudowny przykład, kiedy dyrektorka i nauczycielka od zaklęć nie umie rzucić prostego Finite. Te zakłócenia męczyły chyba już wszystkich i powoli miała dosyć. - Dobrze, gratuluje tym, którym się udało. Reszcie na pewno pójdzie lepiej następnym razem, jak widzicie, zakłócenia potrafią uprzykrzyć życie wszystkim, więc niekoniecznie jest to wasza wina. Pora przejść do kolejnej części lekcji. Obiecałam wam przyjemne zajęcia, więc kolejne zaklęcie również nie będzie należało do najtrudniejszych. Colovaria to zaklęcie dzięki któremu możemy zmienić kolor włosów osoby wskazanej przez nas różdżką. Po formułce colovaria dodajemy nazwę koloru po łacinie. Już prezentuje - sięgnęła po własną różdżkę, mając szczerą nadzieje, że tym razem będzie ona z nią bardziej współpracować. Wycelowała ją w @Mefistofeles E. A. Nox. W końcu jak już rozbija jej lekcję to może chociaż przydać się w roli modela. Za pierwszym razem jej nie wyszło, co skwitowała tylko westchnięciem. Na szczęście za drugim razem włosy chłopaka przybrały niebieski kolor - Colovaria lividus. Dobrze, teraz wasza kolej, powodzenia. Próbujcie na sobie wzajemnie, na kim chcecie.
*Przerzut za każde 10 punktów z zaklęć *Liczy się ostatnia przerzucona kostka *Czas macie do 15 czerwca.
Kostki:
1: Nie masz pojęcia jak to się stało, ale włosy wybranej przez ciebie osoby zamiast zabarwić się na wskazany kolor po prostu zniknęły. Nagle twój kolega jest łysy. Na szczęście po niecałych pięciu minutach wszystko wraca do normy i włosy pojawiają się na swoim miejscu, niestety w naturalnym kolorze. Możesz spróbować jeszcze raz! 2: Ze zdziwieniem zauważasz, że zamiast ładnego kolorku zapewniłeś komuś ogniste końcówki. Dosłownie - końce jego włosów się palą, co wygląda dość przerażająco. Na szczęście ogień nie wędruje dalej, więc chyba nic złego się nie stało. Mimo wszystko lepiej ugasić to jakimś porządnym aquamenti, zanim wydarzy się jakieś nieszczęście. Możesz ponowić próbę. 3: Kompletnie nic się nie dzieje, twoje próby są daremne i tak jak w przypadku profesor Bennett wszystko pozostaje tak, jak było. Może tak jak ona potrzebujesz więcej niż jednej próby, żeby uporać się z tym zaklęciem? Nie poddawaj się, próbuj dalej. 4: Wszystko byłoby dobrze, ale to nie do końca jest ten kolor, o który ci chodziło. Zamiast tego wypowiedzianego na głowie znajomego pojawia się całkowicie inny odcień, więc zaklęcia nie można uznać za całkowicie udane. Mimo wszystko profesor Bennett uznaję, że poszło ci całkiem nieźle i nie musisz już powtarzać zaklęcia. 5,6: Świetnie! Nauczycielka nie ma żadnych zastrzeżeń, a ty możesz z zadowoleniem obserwować swoje dzieło. Świat magicznego fryzjerstwa stoi przed tobą otworem.
Hadley był gburem i samotnikiem, nie można mieć co do tego wątpliwości, a za obiekcje też żadnych dodatkowych punktów nie będzie. Nigdy nie miał dziewczyny, nigdy nawet nie był zainteresowany żadną dziewczyną. Ani chłopakiem, jeśli już o tym mowa. Jego ojczym był na tym punkcie przeczulony jak mysz na punkcie sera. Zawsze był pewny, że styl ubierania się Behemota, jego zachowanie w domu i wiele innych rzeczy - chociażby takich, jak nakładanie ciemnego pudru na policzki albo rysowanie sobie wzorków po rękach, szczytem wszystkiego już był biały tatuaż w koronkę. Matka patrzyła na to wszystko z lekkim przerażeniem - a mówimy tu tylko o momentach, kiedy przestawała udawać, że nic nie widzi. Miał dziwaczną rodzinę. Nie mówiąc o ojcu, który zdał się po prostu zniknąć z tego świata, nie wiadomo, w jaki sposób ani dlaczego, o ile takie pytanie jest tu w ogóle właściwe. Nie mając do czynienia z normalnym modelem rodziny, nie nauczył się, jak powinno się robić rzeczy i rozmawiać z ludźmi. Dlatego na zadziorny uśmieszek Lanceley odpowiedział tylko minimalnym zmarszczeniem czarnych chmurek brwi, zastanawiając się, co jej grymas mógł oznaczać. Dawno mnie nie widziałaś, bo nie chciałem cię widzieć, pomyślał w głębi zepsutego serca. Jej radosna aura, która z pewnością cieszyła wszystkich w około i pozwalała im czerpać energię, jego doprowadzała do migreny. A mimo to, usiadł dziś obok niej, i to bez wahania. A przecież stało tyle wolnych ławek. Kto wie, co siedziało w jego głowie? - Obrona przed czarną magią zdecydowanie góruje nad obroną pracy magisterskiej - oznajmił, wykrzywiając lekko kącik ust w uśmieszku. Niby są jeszcze dwa lata, ale on myślał o wszystkim na zapas. Nie chodzi o to, że się martwił, po prostu już miał ochotę podjąć takie wyzwanie. - Zebrał się niezły tłum - rzucił, rozglądając się bez zainteresowania. Chyba właśnie w ten sposób ludzie prowadzą niezobowiązujące rozmowy? Komentując oczywiste wydarzenia, które obserwują dookoła siebie? Jak na przykład występowanie światła słonecznego, do którego, jak można by przypuszczać, przez lifetime człowiek jest w stanie się przyzwyczaić, a tu, niespodzianka, co poniektórych to nadal szokuje. On już się nie szokował kompletnie niczym. Nawet tymi ludźmi obściskującymi się na podłodze. Po prostu o to nie dbał. Pufnął lekko pod nosem, krzywiąc wargi w rozbawioną parabolę, gdy ruda melodramatycznie zareagowała na perspektywę odjęcia punktów domu. O to też nie dbał. W zasadzie, nie było rzeczy, o którą dbał. Taki ziomek. Nie miał teraz pojęcia, co jej odpowiedzieć. Zjadłaby go? Pachnie ciastem? Czy to był komplement, czy go obraziła, czy do niego zarywa, czy po prostu jest głodna? Powinien ją teraz uderzyć, a może zaprosić na kanapki z chlebem czy inne rarytasy? Matko magiczna, jakie relacje w społeczeństwie są w chuj trudne. A potem ruda się przysunęła i on też wyczuł, jak dobrze zapach cynamonu współgra z orzechami i alkoholem. Wciągnął nozdrzami powietrze dookoła nich. Pachnie jak ciastowy romans. - Lubisz ciasto korzenne? - zapytał podejrzliwie, jakby był to sekret z podgatunku tych mroczniejszych. Ponieważ on ubóstwiał ciasto korzenne. Na kolejne słowa Bennett, Hadley wyjął kija i wycelował w Nessę. Coloravia viridi! - Kurwa, przepraszam - powiedział i nie powstrzymał rozbawionego prychnięcia, gdy jej piękne włosy w kolorze lisiego futra ordynarnie znikają, pozbawiając ją największego atutu. - Zemścisz się za chwilę, daj mi spróbować jeszcze raz - przykazał. Coloravia viridi! Teraz świeżo odzyskane dla świata włosy Nessy nabrały pięknego, nasyconego koloru błyszczących szmaragdów. - No - mruknął, zadowolony z siebie. - Teraz jesteś chodzącym +100 punktów dla Slytherinu - powiedział jej, kontemplując swoje dzieło (i ją, dziewczynę jeszcze bardziej w barwach domu niż poprzednio).