W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
Kiedy Mefistofeles zaczyna śnić, wcale nie jestem pewna czy tak znowu mi się udało. Nie wygląda, jakby śniło mu się coś przyjemnego, a zawsze byłam przekonana, że tak właśnie musi wyglądać sen świadomy. Sama nazwa mówi - sen świadomy, a przed chwilą zapisałam jego definicję i chyba była dobrze. Może w nim spełniać swoje marzenia, dowolnie kształtować rzeczywistość. Teraz wydaje mi się to bezsensu i pod dłużej chwili potrząsam ślizgonem za ramię, aż w końcu się budzi. - W porządku? - pytam nieprzekonana. Wcale nie wygląda jakby wszystko było dobrze, nawet jeśli jego słowa mówiąc zupełnie co innego. Zaraz i ja sama zapadam w sen, nie mam już chwili pomyśleć, że zaklęcie Mefa też działa perfekcyjnie. Chyba nie panuję do końca nad swoim snem, bo na pewno nie tak chciałabym, żeby wyglądał. Znowu jestem w Salem, ale nie jest to szczęśliwa scena, bo cały korytarz wypełnia ogień. Wiem co się dzieje - powracam do tej sceny w swoich własnych snach wiele razy, ale nigdy nie mam wyboru - zawsze uciekam, chociaż wiem, że gdzieś tam w głębi, za gorącymi płomieniami jest Janice i nie jest w stanie sama się wydostać. Teraz jest inaczej, nawet nie myślę zbyt dużo. Nie próbuję siłą woli zmienić snu, albo może ugasić płomieni - chyba zapominam, że znajduję się w rzeczywistości, która może być przeze mnie dowolnie kontrolowana. Najbardziej liczy się fakt, że w końcu mogę samodzielnie podjąć decyzję i zamiast uciec - wbiec w ogień. Więc to robię, chociaż czuję jak ogrania mnie gorąco. Próbuję biec jakoś mądrze, ale dym wdziera się do płuc, chociaż zasłaniam usta i nos kawałkiem szaty. Krzyczę imię siostry, ale mi nie odpowiada, biegam tak bez celu, naprawdę chcąc ją znaleźć. Sen świadomy spełnia moje życzenie i nagle pod przypaloną belką widzę ją - czy może raczej jej ciało. - Janice? - Klękam przy niej i nawet nie czuję, kiedy łzy pojawiają się na moich policzkach. Jest coraz bardziej gorąco, dymu wszędzie coraz więcej, aż w końcu tracę przytomność. Kiedy się budzę, jestem znowu w sali, a twarz mam tak gorącą, jakbym przed chwilą rzeczywiście była blisko ognia. Ocieram czoło z potu i nic nie mówię - nie na taki sen świadomy miałam nadzieję.
spanie - 1
Ostatnio zmieniony przez Daisy Manese dnia Pon 12 Mar - 0:07, w całości zmieniany 1 raz
Kartkówka może i nie poszła jej najlepiej, to prawda, ale zawsze warto być dobrej myśli, czyż nie? Nawet jakoś specjalnie nie przejęła się tym, że prawdopodobnie dostanie za swoje odpowiedzi niską ocenę. Prawdopodobnie. To było pewne! Miała jednak inne sprawy, które uważała za ważniejsze niż jedna ocena. W końcu następnym razem może dostać nawet Wybitny, kto wie. Wysłuchała tego, co miała im do powiedzenia nauczycielka i zakodowała w swojej głowie co to jest świadomy sen i jakie są jego pokrewne zjawiska. Jeśli dobrze pójdzie, powinno jej to zostać gdzieś w pamięci. - Może ja spróbuję pierwsza. - bardziej stwierdziła niż zapytała i upewniwszy się, że Finn była już przygotowana na zapadnięcie w sen (albo i nie) przystąpiła do działania. Wypowiedziała formułę zaklęcia i obserwowała, co działo się z jej partnerką. Powinna zapaść w sen, aczkolwiek chyba coś nie do końca się udało i dziewczyna po prostu tkwiła w letargu. O zgrozo, tego to ona nie przewidziała. Powinna rzucić czar, który zakończyłby tą nieudaną próbę i tak też zrobiła, ale Finite zamiast pomóc jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. Oczy Ophélie momentalnie otworzyły się szerzej, a ona sama rozejrzała się gorączkowo po klasie, jakby szukając pomocy. W głębi siebie wiedziała jednak, że teraz jedynie profesor Bennett mogła pomóc.
Kostka: 5-3=2 Finite: 1 :)
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie chciał, żeby Puchoni tracili przez niego punkty, a tym bardziej nie chciał budować na tym przewagi Krukonów. Mimo że niczego nie zaplanował, tym wszystkim wychodził na intryganta. Najbardziej w tym wszystkim dziwiło go jednak to, że taki Liam go nie obwiniał, a raczej obwiniał bez dezaprobaty i jawnych pretensji (co za miły chłopiec) - czego nie powiedziałby o jego kolegach. - Rozumiem potrzebę. Rozumiem ciekawość. Ale nie kiedy objawia się w tak bezczelny sposób. Nie będę tolerował lepkich rączek, jeżeli twój przyjaciel nie wykaże się czymś jeszcze. Każdy potrafi robić głupie rzeczy, ale jeśli w obliczu konsekwencji potrafi się tylko panikować... - Ezra nie dokończył, choć na jego usta cisnęło się określenie "godne pożałowania" pomieszane z cynicznym spojrzeniem skierowanym w stronę Jacka. Zdecydowanie nie mieli się polubić. Zbyt dużo nieporadności i dziecinności Zahaczył nieustępliwym spojrzeniem o Neirina, który kontynuował kwestię. - Być może. A może chcę się upewnić, że to Liam nie ma w zanadrzu jakichś nieczystych zagrywek, które mógłby zranić Noxa? - Mrugnął oczywiście do Liama z rozbawieniem, bo na pierwszy rzut oka było widać, że żaden z niego intrygant. Za miłą twarz miał. Neirin chyba jednak nie sądził, że Ezra będzie się zwierzał z tego, co kryło się rzeczywiście pod tatuażami Ślizgona. - Nie jest zepsuty. Trzeba go będzie tylko odczarować. Stare dobre finite i po krzyku. - Przewrócił oczami, bo ci chłopcy chyba nie do końca pojmowali jak działa magiczny świat. A to, że coś działało nie po ich myśli, nie oznaczało, że od razu było zepsute. Z Liamem rozmawiało mu się o wiele przyjemniej. Mógł się przy okazji dowiedzieć kilku rzeczy z życia Mefisto; na przykład nie miał pojęcia, że Nox zakupił sobie lokum. Uśmiechnął się za to lekko na wspomnienie o kotce, która Clarke sam chłopaki sprezentował. Dobrze było wiedzieć, że nie żyło im się jak kotu z psem. - Działaj - zachęcił go krótko, trochę rozbawiony, a trochę przekupiony tym entuzjazmem chłopaka. Ezra oparł się rękami o ławkę, żeby nie rąbnąć nagle o nią głową i przymknął powieki. Usłyszał jeszcze inkantację, ale zamiast oddać się krainie snów, Ezra był świadomy każdego odgłosu wokół niego, a jednocześnie w jego głowie pojawiały się dźwięki i obrazy mało realistyczne. Nie było to zbyt komfortowe, ale Ezra nijak nie mógł się z tego stanu wyrwać. Dopiero Liam przerwał działanie czaru. - Nie szkodzi, jestem przyzwyczajony - nie żeby kogoś oceniał, ale jednak Leo nie zawsze idealnie radził sobie z różdżką. - Za to ty wybierz sobie jakieś ładne miejsce, w którym chcesz się znaleźć. Słodkich snów - Machnął różdżką nad głową chłopaka i wiedział, że to było dobre zaklęcie. Zresztą, Ezra ani przez chwilę w siebie nie wątpił. Co jak co, ale czarować potrafił.
Kostka: 1 + 3 za kuferek Kuferek: 21 Przepraszam miśki, że tak słabo, ale czas goni :/
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Lubił to, że Fire nie dopytywała. Leosiowi wydawało się, że jego przyjaciółka idealnie wyczuwa momenty, w których powinna zadać jakieś kluczowe pytanie, a także te, w których milczenie faktycznie było złotem. Jemu samemu chwilami brakowało tego taktu; może powinien spędzać z nią więcej czasu, aby trochę tego wyczucia przejąć? Albo bez powodu, bo ostatnio widywali się tylko na lekcjach. Vin-Eurico z lekkim uśmiechem obserwował przez chwilę Gryfonkę, zastanawiając się jakim cudem pozwolił na tak ogromne niedopatrzenie, polegające na zwiększeniu dystansu. Obiecał sobie w duchu, że koniecznie wyciągnie ją na piwo, najlepiej jeszcze w tym tygodniu. I co z tego, że nie miał kompletnie czasu? Zaśmiał się cicho, nie mogąc uwierzyć w niebywałe szczęście Ezry; mruknął potakująco, trochę zgadzając się z opinią Fire odnośnie Bennett. Pomyślałby kto, że akurat dyrektorka zorientuje się, że Krukon był bardziej zaplątany w sprawę fałszoskopu, niż widać to było na pierwszy rzut oka. - No, lecimy - zachęcił przyjaciółkę, poprawiając się po raz setny w ławce. Nie chciał zbyt boleśnie się uderzyć, ani spaść z krzesła. Na całe szczęście gdy tylko urok go znużył, osunął się powolutku i podparł policzkiem o przedramię. Całkiem wygodnie! Krew. Tyle krwi. To nie był taki sen, jakiego się spodziewał - Gryfon nie miał złudzeń ani przez sekundę. Sparaliżowany strachem utknął w krainie koszmarów, wpatrując się tylko w swoje zakrwawione dłonie, zaciśnięte w drżące pięści. Wiedział, że to sen - w dodatku powinien być świadomy, prawda? Czyli wystarczyło tylko pomyśleć... Nie myśl o tym, nie myśl o... Podniósł wzrok, podążając tropem czerwonych plam i ostatecznie odnajdując nieprzytomne postacie. Nie liczyło się nic poza ich tożsamościami i tym, jak tragicznie się prezentowały. Leonardo miał wrażenie, że jego ciałem wstrząsnął niepohamowany płacz, tak idiotycznie irracjonalny, jak cała reszta snu. Zaczął osuwać się w ciemność dokładnie w tym momencie, w którym zwinięte na podłodze postacie podniosły się, prosząc go żeby przestał, żeby im pomógł. Czemu zadawał ciosy?... Znów nie mógł się ruszyć, tym razem osaczony przez gigantyczne cielsko wpatrzonej w niego akromantuli; słodki zapach lepkiej mazi spływającej po kłach potwora drażnił chłopaka, uparcie próbującego przemienić senne mary w bardziej przyjemne. Klekot stworzenia wymusił w nim niespokojne drżenie, widoczne zapewne nawet dla uczniów siedzących w klasie zaklęć. Przepełnione strachem spojrzenie wylądowało na obrazie rodzinnej posiadłości, przysłoniętej pajęczynami i - znowu - przyzdobionej krwią. Tylko czemu na trawniku widział tyle ofiar? I to tak znajomych, tak okrutnie chwytających za serce, tak makabrycznych... - Ezra - wyrzucił z siebie Leo, wybudzając się i podnosząc gwałtownie; wyrwał mu się ruch na tyle nieskoordynowany, że ławka pomknęła do przodu i podskoczyła niebezpiecznie, wywołując więcej hałasu niż sam pół-okrzyk ćwierćolbrzyma. Ten zaś, z sercem dudniącym w klatce piersiowej, rozejrzał się po sali. Miał tuż obok Fire, która w odróżnieniu do jego koszmarów wyglądała zupełnie normalnie; miał Ezrę, na którym zawiesił mało przytomne spojrzenie, szukając jakiegoś uspokojenia i zapewnienia, że to faktycznie był tylko koszmar. Nawet nie przejął się, że trochę za bardzo ściągnął na siebie uwagę. Nic im nie było... - Na Merlina, co za beznadziejne zaklęcie - wybełkotał, przeczesując palcami włosy i biorąc swoją różdżkę. Och, mógł być z natury osobą odważną, ale sny szczyciły się zupełnie innymi prawami. Rzucił zaklęcie na przyjaciółkę bez większego problemu, chociaż w głębi wcale nie miał na to ochoty. Pozostawało liczyć na to, że panna Dear, znając ten urok, poradzi sobie lepiej od niego. Słodka Morgano, obserwując usypiającą Fire dalej słyszał krew szumiącą mu w uszach.
Bianca wyszczerzyła się tylko na słowa @Isilia Smith o ściąganiu. Przecież podpatrzyła tylko jedną rzecz i nie wydawało jej się żeby koleżanka z domu była na nią zła czy coś w tym rodzaju. Wysłuchała co Bennett miała do powiedzenia i tylko na chwilę zerknęła w stronę Ezry, nie do końca rozumiejąc co właściwie się stało. Nie interesowało ją to jednak tak bardzo, żeby zaczęła wypytywać, więc skupiła się na tej ważnej części lekcji. Bez żadnych oporów pozwoliła Isilii zacząć, więc oparła się wygodnie o oparcie krzesła, zastanawiając się co jej się przyśni. Bianca patrzyła na siebie, wydawało jej się, że trochę starszą wersję siebie. Ta druga ona ubrana była w czarną, elegancką suknię. Spokojnie szła przez jasny korytarz. Bianca czuła jej emocje, spokój, pewność siebie i szczęście, a także dumę. Zakrzewski ze snu dotarła do wielkich białych drzwi, które zostały otwarte przez dwójkę mężczyzn w garniturach. Patrzyła jak przekracza próg i po chwili znalazła się w dużym pomieszczeniu. Usłyszała wiwaty, gwizdy i wiedziała, że druga ona została oślepiona prze flashe aparatów. Po chwili dostrzegła obrazy wywieszone na ścianach, każdy jej autorstwa. Była na własnej wystawie, a jej obrazy były powszechnie uwielbiane. Jej sobowtór ze snu szeroko się uśmiechał i rozmawiał z każdym zainteresowanym. Udało jej się, osiągnęła to. Po chwili z powrotem siedziała na krześle w klasie i nie mogła zrozumieć co się stało. W głowie nadal migały jej obrazy z wystawy. Sen, to był tylko sen - uświadomiła to sobie dopiero po kilku długich sekundach. - Wow.. - wydusiła z siebie, czuła w swoim wnętrzu emocje, które towarzyszyły jej alter ego ze snu. Przełknęła ślinę i lekko się uśmiechnęła. Już miała rzucać zaklęcie kiedy jej uwagę przyciągnął Leo. Zmarszczyła brwi. Widocznie nie wszystkim się poszczęściło. Poczuła ulgę, że trafił jej się tak fantastyczny sen. - Lucidum Somono. - powiedziała kierując różdżkę na Isilię i patrzyła jak gryfonka zapada w sen. Naprawdę jej się udało?
Sen: 6 Zaklęcie: 5
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Chyba coś poszło nie tak. Nie obserwowała bardzo wnikliwie twarzy Gryfona, wiedząc, że troszkę może to potrwać. A też nie za wiele widać było podczas snu. Ale wyczuwała z drobnych drgnięć mięśni, że najwyraźniej nie śni o niczym przyjemnym. Wydawał się wręcz niespokojny, dlatego rozważała Finite. Imię Ezry i gwałtowny ruch sprawiły, że niemal sama spadła z krzesła. Popatrzyła otwartymi szeroko oczami na przyjaciela. - Hej, w porządku? - zapytała, ostrożnie kładąc mu rękę na ramieniu. To był bardzo oszczędny gest, ale nie zrobiła nic więcej. Miała nadzieję, że szybko dojdzie do siebie. Oparła się na ramionach na blacie ławki, czekając aż trafi w nią to samo zaklęcie. Głowa dziewczyny osunęła się swobodnie, a rude włosy opadły na jej czoło. I nagle poczuła, jak wszystkie emocje, które zawsze w niej buzowały, zostają przyćmione. Fala spokoju wzięła w posiadanie umysł dziewczyny, jednocześnie sprawiły, że odczuwała bezpieczeństwo. Nie bała się początkowej ciemności, która rozjaśniała się bardzo powoli. Musiała mrużyć oczy we śnie, żeby dostrzec czyjąś sylwetkę. Bardzo blisko. Prawdę mówiąc, najpierw wyczuła jego zapach - w głowie Szkotki zakręciło się od intensywnej woni ziół i przyjemnego tytoniu drażniącego nos. Napawała się przez moment tym, bo to było... znajome i naturalne. To, że męska dłoń głaskała rozpuszczone i spływające na ramiona falami włosy Fire też było naturalne. Nie chciała się odsuwać ani udawać, że nie lubi tego dotyku. Zamknęła oczy, rozpływając się w tym odczuciu, które niebawem zwinne palce przeniosła na policzek, linię szczęki i szyję. Usłyszała szept, ale rozwiał się w przyjemności. Merlinie, była szczęśliwa. Odsunęła myśli o tym, że to przecież tylko sen, zatopiła się w pocałunku i pieszczocie, w bliskości, której potrzebowała do życiu. Traciła oddech, ale to się nie liczyło, nic się nie liczyło, wszystko było piękne, a ona mogła usłyszeć tylko Blassie, Blassie, Blassie. Oddawała siebie, bo nie widziała sensu w dalszym zamykaniu i odpychaniu tego, czego przecież chciała. Kierowała snem w zupełnie machinalny sposób, wyobrażając sobie to, co skryła w pragnieniach. Ale bolesne ukłucie świadomości wybudziło dziewczynę. Głupi uśmiech na twarzy, który musiał pojawić się w czasie snu, zniknął błyskawicznie zastąpiony gorzkim grymasem. Była znów w tej nudnej klasie, wśród nudnych ludzi. Nawet obecność Leo nie sprawiała, że nie czuła się... bardzo samotnie. Dlatego właśnie nie śniła o Casprze podczas używania zaklęcia. Późniejsze rozczarowanie było dobijające i przykre. Świadomość, że go straciła i nie odzyska, że nie będzie blisko i że nie usłyszy już "Blassie" wykańczała. Fire skrzywiła się i odwróciła niemalże plecami do Gryfona. - Tia. - mruknęła, kompletnie nie mając ochoty na rozmowę. Zajęła się gmeraniem piórem w pergaminie. - Olbrzymie? - zaczęła jednak nagle, ukradkiem zerkając w jego stronę. Potrząsnęła głową i wymamrotała "nieważne". Co miała powiedzieć, jak w ogóle dało się określić to, co czuła? Jak wyrazić tęsknotę? Nie umiała.
Z reakcji Bianci domyśliła się, że jej sen był przyjemny i sama liczyła na to, że jej również taki będzie. Skoro już ćwiczyli zaklęcie na lekcji, mogłoby się obyć bez koszmarów, których nawet nie chciała sobie wyobrazić, a co dopiero być ich świadomym, jeśli oczywiście rzucony na nią czar by się udał. Usiadła wygodniej na krześle i położyła złączone dłonie na kolanach, dając tym samym znak, że jest gotowa. Automatycznie odwróciła jednak głowę w stronę hałasu, który nagle rozległ się w klasie i jak się okazało, jego sprawcą był Leo. Najwyraźniej już ktoś miał nieprzyjemne sny. Wypuściła powietrze ustami i powróciwszy do poprzedniej pozycji, szybko zasnęła. Ciemność. Otaczała ją dokoła i zdawała się na nią napierać, wywołując nieprzyjemne uczucie duszenia się. Pierwsze co pomyślała, to że oślepła. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegokolwiek źródła światła, jakiegoś wyjścia - czegoś, dzięki czemu mogłaby coś zobaczyć lub uciec. Nic. Jedynie bezkresna czerń i... szelest. Szelest, który narastał z każdą sekundą, przyprawiając ją o dreszcze i szybsze tętno. W jej głowie panika wzrosła jeszcze bardziej kiedy okazało się, że w kieszeni nie miała różdżki. I nagle zapłonęły pochodnie, które, jak się okazało, wisiały na ścianach. Była w jakiejś grocie i bardzo jej się to nie podobało. Najgorsze jednak było to, że tajemnicze odgłosy już nie były takim sekretem. Wystarczyło się obrócić by zobaczyć masę pająków tłoczących się tuż za nią. Stała jak zamurowana, niezdolna do żadnego ruchu. Strach był zbyt wielki, żeby coś zrobić, a jednak zdobyła się na niewielki krok w tył. Błąd. Zgraja tych przerażających stworów ruszyła za nią szybkim tempem, a ona zmuszona była biec. Korytarz ciągnął się jeszcze daleko przed nią, kiedy poczuła, jak te bestie ją obłażą. To był koniec. Już nie mogła nic zrobić. Szarpnęła się w przód i gwałtownie zaczerpnęła powietrza, jej oczy były szeroko otwarte. Już nie spała. Zdała sobie z tego sprawę po dobrej chwili, gdy mniej więcej wróciła do siebie. To było dla niej za dużo, limit koszmarów został przekroczony na najbliższe kilka miesięcy, a zaklęcie nie wydawało się już być takie fajne.
Ursulla Bennett siedziała za biurkiem i zajęła się sprawdzaniem kartkówek. Do jej uszu dochodziły pomruki rozmów i inkantację zaklęcia. Co jakiś czas podnosiła wzrok i uważnie mierzyła klasę, sprawdzając jak uczniowie sobie radzą. Z zadowoleniem stwierdziła, że części udało się ono bezbłędnie. Tych, którzy poradzili sobie najlepiej nagrodziła pięcioma punktami dla domu. Niektórym jednak udało się jedynie po części takim osobom (jeśli tego potrzebowali) pomagała przerwać zaklęcie. Kiedy zegar wybił odpowiednia godzinę, wstała z miejsca i przeszła się po klasie oddając ocenione już kartkówki. Zatrzymała się na chwilę przy @Terrey Thìdley. - Panie Thìdley nie jestem pewna czy dobrze pan zrozumiał pytanie. Ma pan jednak rację, że stan snu jest podobny do hipnozy, aczkolwiek chodziło konkretnie o sen świadomy, który jest dość niezwykłym stanem, jak mogli się niektórzy z was dzisiaj przekonać. – powiedziała i przeszła dalej do oddawania prac. Kiedy skończyła, podziękowała uczniom za lekcję.
Wiedziała, że ostatnio nie bywała często na zajęciach. Musiała to nadrobić. Mogła przecież nie zdać (chociaż mało ją to obchodziło). Najwyżej posiedzi jeszcze w siódmej klasie, no bo co ona mogła robić po szkole, albo miała iść na studia? Nie chciało jej się uczyć. Pracować też nie. Mogła zabawić się w wiecznego ucznia albo studenta. Z zaklęć raczej nic jej nie groziło. Ten przedmiot nie był trudny, ale już inne przedmioty... Wolała jednak pójść na zaklęcia niż na jakieś Zielarstwo czy Transmutacje. Zwłaszcza teoria z transmutacji była okropna, zresztą wszystko co teoretyczne równało się słowu "nudne", a najgorsze, że trzeba było coś zapamiętać lub zrobić obszerne notatki. Jeszcze gorsze były referaty do napisania. Kto to pisał? Przyszła do klasy i zajęła sobie miejsce. Dziwne, że znalazła się tu przed czasem. To niepokojące, musiała okropnie się nudzić.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Niechęć Fire do czegokolwiek tego dnia rozbiła skalę. Lenistwo przydusiło rudowłosą i szybko wydedukowała, że nie ma ochoty na nic oprócz snu albo słuchania muzyki o gapienia się w sufit. Zaplanowała sobie rano poćwiczyć grę na skrzypcach, ale wystarczyło mrugnąć, żeby znalazła się zaspana pod kołdrą. Przemęczała się ostatnio, snie spędzając na wnikliwej nauce i ćwiczeniach, nocami wkradając się na Nokturn, żeby kilka godzin popracować. Spała kiedy mogła, a jak nie mogła to używała eliksirów. Przydałoby się nieco zwolnić, ukrócić niezdrowe ambicje, ale... przecież musiała iść na lekcję zaklęć. Nie zorientowała się nawet, że pozostało sporo czasu. Zajęć tego profesora nie miała zamiaru opuszczać, zwłaszcza że był chyba jedynym w całym Hogwarcie, którego szczerze lubiła i podziwiała. Naturalnie, skrycie. Może to właśnie profesor Livingstone będzie umiał Fire rozbudzić? Weszła do klasy, obrzucając obecną w niej dziewczynę rozkojarzonym spojrzeniem, po czym zajęła miejsce gdzieś pośrodku, ale bliżej przodu klasy. Żeby nie paść w czasie oczekiwania, wyciągnęła swój gruby notes zabazgrany zapiskami dotyczącymi nut. Pogięte strony i przetarte rogi świadczyły o tym, że Blaithin często go przeglądała. Postanowiła nadrobić grę na skrzypcach chociaż w taki sposób. Odnalazła utwór nad którym ostatnio pracowała, a który nadal miał wiele błędów. Poprawianie ich, gdy prawie spała nie było może najmądrzejsze, ale przynajmniej znalazła sobie zajęcie... Kreśliła kolejną pieciolinię w skupieniu.
Jak ktoś chce się dosiąść to śmiało :3
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Kolejne zajęcia, ale motywacja trochę mniejsza. Daisy spojrzała tęsknie za okno, gdzie wczesne wiosenne słońce oświetlało błonia nieśmiałymi promieniami. W końcu robiło się cieplej i Gryfonka miała ochotę wyjść na zewnątrz i złapać na twarz delikatne ciepło słońca. Niestety, musiała odwrócić się od szyby, złapać za torbę i skierować się na lekcje. Dobrze przynajmniej, że czekały ją zaklęcia, jeden z ulubionych przedmiotów, więc nie czuła się, aż tak źle z tym, że musi iść na zajęcia. Wychodząc z dormitorium, spojrzała jeszcze zazdrośnie na swoją kotkę, która właśnie przeciągała się leniwie we śnie. W klasie były tylko dwie osoby. @Doris O. L. Lanceley, Ślizgonka, również z VII roku i prefekt Gryffindoru @Blaithin ''Fire'' A. Dear. Przywitała się i podeszła do tej drugiej. Usiadła w ławce przed nią, tyłem do przodu klasy, a twarzą do Gryfonki. - Cześć. Taka ładna pogoda, a my na lekcjach, co? - westchnęła z kwaśną miną. Oparła brodę na dłoni i zerknęła na zapiski Fire. - Co tam kreślisz? - zapytała. Nie chciało jej się czekać w milczeniu na lekcję, bo czas i tak jej się dłużył.
Emily bardzo cieszyła się na zajęcia z zaklęć. Mogła pominąć każde inne i to bez wahania - ale nie te, to był zdecydowanie jej ulubiony przedmiot i cieszyła się, że może na niego przyjść. Pogoda była piękna i rozsądnie na to patrząc - lepiej było siedzieć na zewnątrz, niż gnieździć się w ciasnej klasie i uczyć zaklęć. Emily nie miała takiego podejścia, dużo bardziej wolała być tu, niż gdzie indziej. Kiedy weszła do sali i rozejrzała się, pokręciła głową. No cóż, tłumów nie było. Była co prawda trochę szybciej, ale nie zapowiadało się, żeby zebrało się tu specjalnie dużo ludzi. Była Daisy, z którą relację póki co miała taką sobie - ni to pozytywną, ni to negatywną. Była jakaś ślizgonka, której nawet nie znała i była @Blaithin ''Fire'' A. Dear Ona oczywiście była najlepszą opcją, więc dosiadła się do do ławki obok dziewczyny. Akurat rozmawiała z @Daisy Bennett - Hej - przywitała się z obiema dziewczynami. Zerknęła Fire przez ramię i uśmiechnęła się. - A ty jak zwykle w tych nutach. A ja wciąż czekam, kiedy zagrasz mi coś fajnego - powiedziała rozbawiona do dziewczyny, wyciągając swoje rzeczy na ławkę.
Nadszedł czas na lekcje zaklęć! Był to jeden z ulubionych przedmiotów Panny Lanceley, więc nie mogło jej tam zabraknąć. Korzystając z pięknej pogody, ruda wstała rano i po porannej toalecie, a także spakowaniu niezbędnych rzeczy postanowiła jeszcze się przejść. Wiosenne słońce nieśmiało wyglądało zza chmur i mimo wczesnej godziny było przyjemnie ciepło. Rześki wiatr uderzał w twarze przechodniów, wywołując na nich urocze rumieńce, wzbudzał dreszcz na nieprzyzwyczajonej jeszcze do przyjemnej pogody skórze. Wolnym krokiem kierowała się w stronę sali, w której poprowadzone miały być zajęcia. Zaczytana w nutach, wpatrująca się w nie niczym zaczarowana, ignorowała otaczający ją świat, pozwalając sobie jeszcze na chwilę relaksu. Była personą, która bardzo nie lubiła trwonienia czasu i tym samym starała się zawsze wszystko zaplanować tak, aby nie zmarnować ani minuty z godzin, w których ludzki umysł był najbardziej efektywny. Przytuliła pergaminy z melodią do piersi, wchodząc do pomieszczenia. Było jeszcze trochę czasu do pojawienia się nauczyciela, więc bez zbędnego pośpiechu rozejrzała się w poszukiwaniu odpowiedniego dla siebie miejsca. Ness skierowała się do jednej z pierwszych ławek, zajmując miejsce przy oknie. Usiadła wygodnie, wygładziła dłońmi materiał czarnej, plisowanej spódnicy i odłożyła trzymane wcześniej kartki na mebel. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na małe rozeznanie - mimo wszystko, była ciekawską osóbką. Rozejrzała się po sali, machając Blaithin opuszkami palców i posyłając jej krótki, zadziorny uśmiech na przywitanie. Cóż, była zajęta koleżankami i ślizgonka nie zamierzała przeszkadzać. Nie spodziewając się, że ktokolwiek o zdrowych zmysłach będzie chętny zająć koło niej miejsce, powróciła wzrokiem do swojej torby, wyjmując z niej najpotrzebniejsze rzeczy. Odłożyła je jednak na bok, chcąc zwyczajnie mieć je pod ręką od razu po rozpoczęciu lekcji i skupiła całą swoją uwagę na zapisie nutowym, wędrując po nim palcem od lewej dłoni. Prawą zaś podpierała wygodnie swoją głowę, bawiąc się kosmykiem miedzianych włosów woku palca. I nawet okno znajdujące się tuż obok, za którym radośnie kołysały się gałęzie drzew z zielonymi, malutkimi listkami nie było w stanie zwrócić jej uwagi.
Zaklęcia. Jeden z preferowanych przedmiotów, dających wiele możliwości, choć przecież w Egipcie nikt z jej grupy nie dostał szansy choćby spróbować swoich możliwości w ów dziedzinie. Może to i lepiej? Mieli dostatecznie dużo przygód, by jeszcze martwić się o nieudane inkantacje, a przecież czy to ona czy Bridget, zgubiły się parę razy i zarówno Lysander jak i Daniel Bergmann musieli marnować czas na poszukiwania. Holmes z uśmiechem wspominała tą eskapadę, ale gdyby miała decydować raz jeszcze o tym? Tak, z całą pewnością wyjechałaby ponownie. Przekroczyła próg klasy niezwykle wolno, a zaraz potem otaksowała pomieszczenie wzrokiem, w którym tliła się nuta fascynacji. Co tym razem? Może jakieś dodatkowe ćwiczenia z magii obronej albo choćby defensywy? Nie chciała zgadywać, a już z pewnością nie kiedy jej wzrok osiadł na postaci @Emily Rowle, która sprawiła, że Marce zatrzymała się w pół kroku. Źle wspominała spotkanie z tą konkretną ślizgonką, a to tylko dlatego, że ostatnim razem obie były nad wyraz nieuważne, choć zdaniem Holmes to właśnie blondynka mogła mieć szerzej otwarte oczy; przynajmniej nie doszłoby do wypadku, ale przecież w przedstawicielach domu węża raczej nie da się uświadczyć pokory, czyż nie? Ruszyła w stronę wolnej ławki, a zaraz potem zajęła odpowiednie miejsce, by tylko mieć pogląd na profesora i osiągnąć pełne skupienie, które nie pozwoli jej na rozproszenie się przez niektóre zachowania pozostałych studentów Hogwartu. Zadziwiające, ileż mieli pomysłów na popsucie nauczycielom lekcji...
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Ostatnia niedyspozycja w czasie lekcji eliksirów zadziałała jako forma zachęty. Opuścił ciekawe zajęcia, zatem teraz stara się nadrobić i nie pominąć niczego interesującego. Zaś lekcja zaklęć wydawała się być intrygująca. Przynajmniej dla Neirina. Obiło mu się o uszy coś o ożywianiu origami i o ile nie jest to plotka (a miał szczerą nadzieję, że nie jest), zdążyło mu się nawet w pewien dziwny sposób spodobać. Kojarzyło się z bajkami. Oczywiście, całe ich życie w czarodziejskiej szkole było jak jedna wielka opowieść rodem z książki, ale niektóre aspekty były bardziej dziecinnie i niewinnie magiczne. Żywe żurawie z origami brzmiały jak jeden z nich. Oby tylko zapał mu za szybko nie opadł. Z doświadczenia wie, jak szybko potrafi się nudzić, kończąc zajęcia tylko pod presją nauczycieli albo innych uczniów. Gdyby nie oni, zapewne z większości wychodziłby w połowie, uznając, że nie chce mu się już dłużej na nich przebywać. Wszedł do klasy i zerknął po przybyłych. Chociaż nie spieszył się nadmiernie, w sali nie było tłumu. Chyba niewielu spodobały się takie łagodne zajęcia. Cóż, nie każdy musi być fanem ciskania w siebie czarnomagicznych zaklęć i wydłubywania sobie oczu różdżkami. Nie zauważając żadnego z Puchonów (zgubił się on czy wyjątkowo oni?), przywitał się tylko z @Blaithin ''Fire'' A. Dear zanim usiadł nieco na uboczu. Nie miał zbyt wiele ochoty na socjalizowanie się z innymi uczniami, szczególnie mu nieznanymi. Bardzo rzadko podchodził do kogoś pierwszy, zatem nawet widok relatywnie znajomej twarzy Gryfonki sprawił, że porzucił pomysł zagadania jej. Siedziała już obok kogoś. Wobec tego Nei wybrał samotne tkwienie w kącie.
Zjawił się w klasie z bólem egzystencjalnym wypisanym na twarzy. Potrzebował poprawić swoje umiejętności, ale nigdy by nie przypuszczał że będzie to się równać z tak ciężką pracą, jaką było dowleczenie swoich zwłok na każdą jedną lekcję jaka tylko miała miejsce w tym tygodniu. Czy ostatnio jego frekwencja nie jest zbyt wzorowa? Brakowało mu tylko tego wigoru i przytomności jakie wykazuje tylko i wyłącznie podczas jedzenia albo rozdawania poczty. Potarł lekko swoje skronie, rzucając pozdrowienia dla nauczyciela, po czym rozejrzał się po klasie. Nawet kilka znajomych twarzy. Pomachał lekko do @Emily Rowle, zerknął krótko w stronę @Blaithin ''Fire'' A. Dear... ale chwila! Popatrzył jeszcze raz na godzinę i na nauczyciela. To na pewno była dobra sala? Czemu widzi same baby w rzędzie? Jeszcze raz powiódł spojrzeniem po twarzach obecnych, by skierować swój wzrok w stronę jedynych i słusznych barw - Hufflepuffu - @Neirin Vaughn również przybył na te zajęcia. Wcale go to nie uspokoiło. Ten gość potrafiłby tak się zakręcić, że byłby w stanie zaszczycić swoją obecnością nawet wykład odnośnie menstruacji i dorastania skierowany do płci pięknej. Wierząc jednak, że z nim samym nie jest jeszcze wcale tak źle, skierował swoje kroki w tamtą stronę, ku męskiej i domowej solidarności, by zająć miejsce niedaleko swojego przyjaciela. Tak się schował, że prawie byłby go przegapił.
Wyglądał tak jak zawsze; jakby dopiero zwlekł się z łóżka, chociaż wskazówki zegara nie zbliżały się do siódmej, czy nawet ósmej. Przejechał wierzchem dłoni po włosach w celu poskromienia ich, ale dało to efekt odwrotny od zamierzonego. Nieposłuszne kosmyki upadły na czoło, częściowo zakłócając widoczność swojemu właścicielowi. Wypuścił z żalem powietrze z warg, ale nie pielęgnował długo swojej frustracji, zaczesując je na bok; przydałaby się konsultacja z nożyczkami. Rozglądnął się dookoła, by ocenić swoje położenie, chociaż poruszenie się po zamku nadal stanowił dla niego niemałe problem. Mimo iż miał na swoim koncie niemal sześcioletni pobyt w nim, nadal potrafił zabłądzić, niemniej jednak jego dylemat w tej chwili został szybko rozwijany. Dostrzegając znajomą sylwetkę znikającą w jednych z otwartych drzwiach, postąpił krok za nią, niczym opóźniony cień, by znów nie przypłacić (życiem) dodatkowym esejem za milionowe spóźnienie w swojej karierze uczniowskiej. Wtoczył się do sali zaklęć i potoczył spojrzenie po otoczeniu; nie zasłynął w tych zimnych murach jako dusza towarzystwa, ale mimo to na jego ustach uformował się blady uśmiech na widok Neirina, chociaż w świetle dnia ówże grymas był zaledwie parodią zadowolenia. Nie słynął z ekspresyjnej mimiki twarzy, zresztą drugi Puchon również, więc nie targnęły nim z tego tytułu wyrzuty sumienia. Podszedł do odludka i bez przyzwolenia usiadł nieopodal niego, kątem oka zerkając na jego prawy profil, chociaż zdecydowanie wolał wpatrywać się w odznaczające się na jego skórze paskudne blizny. Nie odezwał się ani słowem, po prostu patrzył, z braku lepszego zajęcia.
Isabelle Davies
Rok Nauki : VI
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : niewielka blizna na zewnętrznej stronie, prawej dłoni
Obawiała się, że się spóźni. Ostatnio nie była punktualna i przybywała na zajęcia w ostatniej chwili. Miała nadzieje, że tym razem też tak będzie. Oby tylko zdążyła. W jej głowie ciągle biegła myśl "zdążę". Nie chciała się mylić co do tego. Kochała zaklęcia i swoją przyszłość wiązała z zawodem, w którym mogłaby większość czasu czarować, a tak na serio to myślała o kimś takim, jak auror. Jeszcze dużo lat nauki przed nią, więc zapewne jej pragnienia, czy dążenia do konkretnego zawodu będą zmieniały się jeszcze nie raz. Zatrzymała się przed klasą, łapiąc kilka głębokich oddechów. W tym Hogwarcie wszędzie były schody. To lekka przesada. Gdzie by nie była musiała po nich wejść albo zejść — cholera! Weszła do klasy i zajęła sobie miejsce. Nie miała za bardzo z kim siedzieć, większość przychodzących była zazwyczaj studentami, albo w siódmej klasie. Położyła torbę obok z książkami i czekała na rozpoczęcie zajęć. Zdążyła!
Uff, udało się! Philip zdążył na lekcję w ostatniej chwili, trochę za bardzo zasiedział się u Wiatropęda. Ale nieważne, zdążył! Profesora jeszcze nie było, więc nie liczy się... Jak zawsze przed każdą lekcją z Livingstonem miał bardzo mieszane odczucia. Jego dziwactwo z jednej strony go czasem przerażało, z drugiej zaś sprawiało że czekał na te lekcje z niecierpliwością. Taki paradoks. Mnóstwo ich w życiu. Wpadł zatem szybko do dormitorium, wziął swoje książki i wszystko, co było mu potrzebne i pobiegł do klasy z taką prędkością, że mógłby się ścigać ze swoim pegazem. Dostrzegł jedno wolne miejsce koło jakiejś nieznanej Ślizgonki (@Nessa M. Lanceley) i szybko do niej podbiegł w obawie, że Livingstone zaraz się tu pojawi. - Hej, mogę się dosiąść? - nie czekając na odpowiedź zajął miejsce obok dziewczyny i wypakował swoje rzeczy.
Wydawało mu się, że zaczyna być na dobrej drodze do wymyślenia własnego kalendarza: wyliczył, że minął już dobry tydzień od dnia pełni. Siedem dób to niestety za mało, żeby zapomnieć o wszystkim, co spotkało go w zakazanym lesie, ale wystarczająco dużo, by zamiast cienia samego siebie, zacząć przypominać ledwie niepełną wersję. Wciąż męczył go problem ze snem, dalej nie wyglądał przez okno od strony zaczarowanego zagajnika, a do tego nie zdążył uporać się z lekkim wycieńczeniem odczepionym do oblicza, ale poczynił postępy od innej strony. Przede wszystkich nie chodził już dłużej w opatrunku, odsłaniając przed światem ciemnoczerwoną pręgę na policzku, zaczynającą się niemal tuż pod okiem, a pociągniętą niby pędzlem aż do brody. Obrażenie wydawało się już ładnie wygajać, ale zdecydowanie psuło walory estetyczne buźki prefekta. Co było jednak ważne, wreszcie zaczynał się uśmiechać. Przyklejona gaza nie ściągała mu niemiłosiernie skóry, ilekroć próbował wykrzesać z siebie coś więcej, niż grobowy wyraz twarzy, więc tym chętniej zaczynał zachowywać się bardziej podobnie do tej kulki szczęścia, którą był nim przenocował się na ściółce leśnej. Wszedł do pomieszczenia, kulturalnie witając się z nauczycielem, by od razu przeciąć całą długość sali i skierować się w oczywistym, żółtym kierunku. Jeśli dysponował na tyle wielką siłą zwracania na siebie uwagi, by po wejściu do pokoju podnieść łeb @Blaithin ''Fire'' A. Dear, z pewnością nie omieszkałby jej delikatnie pomachać na powitanie. Nie poświęciłby jednak dziewczynie zbyt dużo czasu, natychmiast siadając do ławki pucho niej gromady. - Cześć! – rzucił wesoło i z miejsca zmrużył oczy, wpatrując się w kolegów podejrzliwie. – Rany… co wy tacy cisi i ponurzy? Urządziliście sobie konkurs kto najdłużej wytrzyma bez gadania? – zagadnął kolegów, kierując do nich delikatny uśmieszek.Zdecydowanie nie był on aż tak promienny, jak zawsze, ale dobrze było widzieć, że Liam powoli wracał do siebie. – No to… uwaga! Jest przegrany. – podniósł ręce, robiąc minę winowajcy. – Zawody zakończone, gadamy dalej! Co tam?
Ignorując te irytujące szepty zbierających się na zajęcia uczniów, ich twarze i generalnie wszystko dookoła Ness pochłonięta była własnymi myślami. Smukłe palce wędrowały po pergaminie z zapisem nutowym niczym po strunach, grając bezdźwięczną, powstałą z nich melodię. Mimo całej swojej paskudnej osobowości to rude stworzenie pokazywało naprawdę ogromną wrażliwość w stosunku do ukochanej muzyki. Grzechem byłoby stwierdzenie, że nie ma tego we krwi. Słuch absolutny pozwalał jej na odtworzenie każdej melodii, którą słyszała chociaż raz. I wtedy właśnie, gdy uszami wyobraźni zbliżała się do refrenu, nastąpiła apokalipsa. Zdarzenie tak nieoczekiwane, że na bladej twarzy drobnej ślizgonki zatańczył grymas zdziwienia. Podniosła głowę znad zapisu, przekręcając ją w stronę źródła całego tego zamieszania. @Philip Michael Selwyn został więc zmierzony od góry do tyłu i zanim w ogóle Ness zdążyła się odezwać, usiadł obok. Ślizgonka zamrugała kilkukrotnie, nie za bardzo rozumiejąc co się właśnie stało. - Tak, pewnie, siadaj..- zaczęła marszcząc przez chwilę nosek i unosząc delikatnie brwi. Dłoń zatrzymała się na jednej z trudniejszych nut, a dziewczyna prychnęła sarkastycznie, nieco może rozbawiona pod nosem. No cóż.. Albo był szalony albo nie wiedział do kogo usiadł. Nawet ojciec jej powtarzał, że nikt o zdrowych zmysłach nie zniesie jej towarzystwa. Ignorując więc teraz wszystko dookoła poza swoją, już niezbyt samotną ławką skupiła na nim spojrzenie orzechowych oczu. Nie miała pojęcia kim był i właściwie z której szkolnej dziupli się wykluł. - Właściwie po co pytałeś, skoro i tak tu usiadłeś, Panie.. ?
- Z grzeczności - odpowiedział bez zastanowienia. Nie patrzył na dziewczynę (co było do niego bardzo niepodobne, no ale przecież była Ślizgonką... chyba nie warto tracić czasu), wyciągał jedynie z torby swoje przyrządy starając się uspokoić oddech. - No chyba że w waszym domu nie praktykuje się takich zwyczajów.
Trudno by było powiedzieć, czy gdyby dziewczyna go tu nie chciała, poszedłby sobie. Pewnie nie, w końcu jak to zawsze mawiał: proś, a jak nie dają- bierz sam!, ale cóż, zgodziła się, więc nie było tematu. - Oj tam, od razu panie. Philip. Tyle wystarczy. A wy jesteście panna... - przekomarzał się z nią nieco. Nawet jeśli miał pewne wątpliwości co do jej panieństwa (w końcu to Ślizgonka!)...
No tak. Grzeczność. Ludzie faktycznie tak robili, chociaż ona zwykle ignorowała tą część integracji międzyludzkiej i zwyczajnie siadała tam, gdzie akurat miała ochotę. Szczęście, że zwykle były to puste stoliki. Na jego komentarz na temat wychowania i kultury osobistej Slytherinu uśmiechnęła się jedynie pod nosem w charakterystyczny dla siebie, złośliwy sposób. Zważywszy jednak na miejsce, w którym byli i nauczyciela mogącego wejść w każdej chwili, darowała sobie dramaty. No cóż, rozsądek przede wszystkim. Wbiła wzrok w leżące przed sobą nuty, zbierając je ze stolika i układając równo. - O ile się nie mylę, to węże zwykle nie pytają o pozwolenie, żeby kogoś ukąsić złotko. A może po prostu większość to samotne sztuki, kto wie?- zaczęła ze spokojem w głosie, odsuwając się nieco krzesłem do tyłu i chowając pergaminy do torby tak, aby przypadkiem się nie zniszczyły. Po zamknięciu listonoszki znów oparła się wygodnie, odgarniając ruchem dłoni kosmyki rudych włosów za ucho i krzyżując ostatecznie ręce pod biustem.- Dobrze Philip'ie "Nie posiadający nazwiska". Jak sobie życzysz. Nessa Lanceley.
Raczej suki... - pomyślał sobie, ale w porę ugryzł się w język, nie chciał bowiem rozkręcać dramy w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Prawdę mówiąc w ogóle nie miał ochoty na dramy i właśnie dlatego zastanawiał się dlaczego w ogóle tacy prowokatorzy chodzą po tym świecie. No po co to w ogóle takie coś jest? Po co na tym świecie istnieją komary i stonki ziemniaczane, które tylko wszystkich irytują i żadnego pożytku z nich nie ma? Ale dobra, koniec tych filozoficznych rozważań nad metafizycznym sensem istnienia, trzeba powoli zacząć skupiać swój umysł na lekcji. Otworzył więc podręcznik i zaczął go wertować. - Selwyn, jeśli ci to tak bardzo potrzebne - odpowiedział cicho, nie patrząc na nią. - Spoko, możesz prześledzić moją genealogię, do czwartego pokolenia przede mną nie znajdziesz mugola w naszej rodzinie. Dla takich jak ty to chyba ma jakieś znaczenie, więc...
Ness i jej niewyparzony język były jednym z głównych powodów bycia samotnikiem. Oczywiście trzeba jeszcze pamiętać o muzyce, której poświęcała się w każdej wolnej od nauki chwili. Reakcja chłopaka wcale nie wzbudziła jej zaskoczenia, wręcz przeciwnie- była przyzwyczajona do ostrych spojrzeń, komentarzy i nieprzychylnych opinii na swój temat, chociaż nic z tym nie robiła i raczej nie zamierzała. Ruda zerknęła na blat stolika, sięgając po leżący na krańcu pergamin i chwytając pióro. Wolnym ruchem dłoni zaczęła rysować coś papierze, chcąc zostawić puchona samego sobie i zwyczajnie darować sobie dalszą rozmowę. Ale nie. Kolejny komentarz chłopaka sprawił, że snujące z flirtem po zwoju pióro zatrzymało się, a spojrzenie powędrowało prostu ku twarzy chłopaka. Uniosła brwi, a przez chwilę na jej buźce widoczny był niezbyt zadowolony grymas. - Takich jak ja? Wyobraź sobie Selwyn, że jesteś w błędzie. Wisi mi to czy ktoś jest czystej czy nieczystej krwi tak długo, jak ma coś sobą do zaoferowania. I nie wiem jak Ty, ale ja do swojego rodu jestem całkiem przywiązana i przedstawienie się bez jego podania wydaje mi się niezbyt właściwie, a na pewno mniej kulturalne.- zaczęła nadal tym swoim przesadnie spokojnym głosem, mimo wyczuwalnej irytacji na wrzucenie ją do jednego worka z całym tym chorym ruchem sympatyków skorowidza. Prychnęła cicho pod nosem niczym niezadowolony kot, powracając wzrokiem do kartki i rysowanej przez siebie nuty. Zawsze używała nazwiska i bardzo często zwracała się do ludzi po nazwisku. Cóż, taki już wątpliwy jej urok. - No popatrz, nie każdy ślizgon i czysto krwisty czuje się lepszy od drugiej osoby..- rzuciła jeszcze pod nosem, bardziej do siebie niż do niego. Oczywiście była dumną kobietą, ale nie była durnie dumna. A przynajmniej miała nadzieję, że nie jest. Jej zachowanie często było mylone z poczuciem wyższości nad innymi, kiedy tak naprawdę cała reszta ją nie obchodziła.
Theo wszedł do klasy w kiepskim humorze. Jedynym przedmiotem, którego nienawidził mocniej od Zaklęć było OPCM. Nie rozumiał jak inni mogą to lubić. Nie było w tym nic fascynującego, czy ciekawego. Tylko machanie drewnianym patykiem i mówienie łacińskich słów. O wiele lepsze były rzeczy mistyczne, tajemnicze. Pełne czegoś co wydawało się zakazane, niemal święte. Dlatego tak uwielbiał runy lub Historię Magii. Wgłębianie się w przeszłość było czymś co każdy Thìdley miał w genach. Co prawda nie wszyscy z jego rodzeństwa kochali te przedmioty tak mocno jak Krukon, ale od dziecka w swoim domu rodzinnym uczono ich tajemnic antykwariatu. Czarnej Magii zresztą też, ale to były dla niego wiele bardziej nieprzyjemne lekcje. Normalnie Zaklęcia by opuścił, ale słyszał, że miał być nowy nauczyciel. Nie wiedział czy może nie będzie tak samo surowy oraz bezwzględny jak inni w kadrze i wolał nie omijać już pierwszych zajęć z nim. Co jeśli już na pierwszych zajęciach nie polubi tych, którzy się nie zjawili? Theo wolał nie mieć problemów z Zaklęciami tylko dlatego, że nie chciało mu się raz nie przyjść. Zresztą, kto wie? Może nawet będzie w stanie dodać temu przedmiotowi ciekawej nuty. W pomieszczeniu było już dość dużo uczniów. Nie było tłoku, ale spodziewał się mniejszej ilości ze względu na ładną pogodę na dworze. Wiele ludzi wolałoby spędzić pierwsze ciepłe dni na błoniach, nie w czterech ścianach. Mimo, że odnalazł wzrokiem Fire i Daisy siadł w tylnej, wysuniętej najbardziej na bok pustej ławce. Nie chciał się rzucać w oczy profesorowi. Dodatkowo jego humor dziś był bardzo mizerny i zdawał sobie sprawę, że doskonale to widać. Nie chciał wzbudzać u nikogo zmartwienia.
Nie przysiadać się, bo miejsce jest zarezerwowane hehe