W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
O dziwo, nie miał problemu z znalezieniem odpowiednich klas i oprócz tych dziwacznych schodów, które lubiły sobie powariować i nagle zmienić kierunek jego wylądowania, Hogwart prezentował się przyjemnie. Anglia była ładna, a szkoła prezentowała się przyjemnie. Serafin nie był wielkim wielbicielem przyrody, stanowczo, nie należał do osób, które zastanawiałyby się nad pięknem Błoni czy fantastycznością kolorów nieba w czasie zachodu słońca, jednak doceniał takie drobne rzeczy, jak wygląd dziedzińca. Udało mu się nie spóźniać, nikogo nie pobił, z nikim się nie pokłócił i życie wydawało się takie piękne. Do czasu, bo w sali spotkał kogoś kogo nie spodziewał się w tym miejscu. Raczej w zakładzie poprawczym dla młodych czarodziejów, którzy byli psychicznie niestabilni. Najwyraźniej Hogwart przyjmował do siebie każdego chorego na głowę, bo czy w innym przypadku i jemu daliby szansę? Raczej nie. Coś go podkusiło, jakiś diabełek przysiadł na ramieniu świeżego Ślizgona mówiąc "Siądź z nią, zobacz, może się uspokoiła, w najgorszym przypadku rozkwasi Ci twarz". No i się dosiadł z dość zagadkowym wyrazem twarzy. Coś nie dawało mu spokoju, coś nie pozwalało się nie gapić. Gdyby nie ten wyraz twarzy i wybitna umiejętność Serafina do zapamiętywania każdej buźki, to pewnie by dziewczyny nie poznał. Ostatnio jak ją widział była ruda i trochę niższa i wyglądała bardziej niezdrowo. Wszystko wskazywało na to, że nowa szkoła Abramowicza przynosiła zbawcze skutki, nawet dla tak zaciekłych bestii jak Dearówna. Nie wiedział czy powinien się odezwać, kiedyś zamienili nawet 2 - 3 słowa, jednak nic więcej i wątpił, że ona go pamięta. No cóż, być może to był czas na to by odświeżyć ich starą znajomość. Czas pokaże, czekał jednak na jej pierwszy ruch. Walnie mu czy nie walnie, oto jest pytanie.
KUFEREK: 7
Ostatnio zmieniony przez Serafin K. Abramowicz dnia Nie Wrz 24 2017, 22:20, w całości zmieniany 1 raz
Aiden Mograine
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wypalony numer 158263 na prawym przedramieniu, leworęczność
Hej ho, to pracy by się szło. Tydzień spędzony w szpitalu nieco wybił mężczyznę z rytmu pracy i po powrocie czekała go sterta papierów do wypełnienia i udawanie, że wszystko jest z nim dobrze. Gardło nadal paliło, dość duża chrypka wymagała częstego odkrztuszania i większej uwagi ze strony słuchaczy. Nie miał siły mówić głośno więc wchodząc do sali miał wielką nadzieję, że uczniowie nie będą się zbyt wydzierać. Na wstęp zauważył o wiele mniejszą frekwencję niż poprzednio. Czyżby niektórzy uczniowie wybrali się już na wagary? Lepiej dla niego, mniejszą liczbę osób będzie łatwiej opanować. -Dzień dobry, dobrze Was widzieć. Nie wiedział czy ktokolwiek go usłyszał ale trudno. Ominął ławki, podszedł do biurka i zaczął sprawdzać obecność. Po skończeniu wyciągnął z biurkowej szuflady paręnaście słoików wypełnionych cieczami o różnych kolorach. Postawił je na blacie stołu i usiadł wygodniej na krześle. Tym razem niech uczniowi sami sobie je wezmą, nie chce mu się rozkładać. -W słoikach znajduję się zabarwiona woda, część z dodatkiem soku z tojadu. Dla tych co nie wiedzą roślina ta jest silnie trująca. Waszym zadaniem będzie identyfikacja cieczy i stwierdzenie, czy jest ona czysta czy zatruta. Użyjcie do tego zaklęcia Gattendums, osoby które go jeszcze nie znają niech teraz uważają. Mograine stuknął różdżką w dwa słoiki, w pierwszym nic się nie stało, a w drugim ciecz lekko zabulgotała. -Zaburzenia tafli wody świadczą o obecności trucizny. W razie wątpliwości mnie zawołajcie. A teraz, do roboty!
Kostki: 1,3,4,6- Identyfikacja przebiegła pomyślnie. 2- Woda zniknęła z Twojego słoika 5- Różdżka dziwacznie zawibrowała i wystrzeliła w powietrze. Lepiej ją złap zanim spadnie i się złamie! Musisz powtórzyć zadanie po lekcji.
Osoby bez 20pkt z zaklęć rzucają dodatkowo kostki na opanowanie zaklęcia: parzysta- Bez problemu poradziłeś sobie z zaklęciem. nieparzysta- Nie usłyszałeś instrukcji Mograine i nie masz pojęcia co robić. Przyjdź po zajęciach by spróbować jeszcze raz.
Kolor płynu wybierzcie sobie sami. Dla ułatwienie uznajcie, że wybrany przez Was słoik zawiera truciznę.
Termin odpisu do 27.09.17, w razie niejasności pytać na PW.
Ostatnio zmieniony przez Aiden Mograine dnia Nie Wrz 24 2017, 17:19, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian jako pierwszy pojawił się w sali zaklęć - wyczekiwał tych zajęć, bo był to jeden z jego ulubionych przedmiotów. Przyszedł i zajął miejsce w trzeciej ławce, nie za blisko, nie za daleko. Mograine'a jeszcze nie było, ale i godzina wczesna, Max zawsze był szybciej, niż to konieczne. Bardzo nie lubił się spóźniać, szczególnie na zajęcia, które były w jego mniemaniu ważne. Wyjął z torby pergamin, podręcznik i pióro nie wiedząc, czy się przydadzą, ale na szybkie notatki zawsze może przyjść pora. Ułożył wszystko równo na ławce i sięgnął do tylnej kieszeni by wyjąć różdżkę. Gdzie jak gdzie, ale na zajęciach z zaklęć na pewno się przyda. Przynajmniej powinna. Rozejrzał się po pustej sali słysząc dźwięki dobiegające z korytarza - zapewne niedługo pojawią się inni uczniowie i nauczyciel. Gdy Aiden wszedł do sali znajdowało się już w środku jakieś grono - Dzień dobry - odpowiedział Blackburn wraz z innymi uczniami na przywitanie profesora. Głos miał lichy, cichy, chyba nadal nie wydobrzał po pobycie w szpitalu. Ślizgon liczył, że wszyscy to uszanują, bo nauczyciel nie wyglądał jakby był w dobrej formie. Mograine wydał polecenie i Max odczytał to jako znak, by podejść po słoik i zająć się spełnianiem zadania. Wybrał naczynie wypełnione jasnoniebieską cieczą i ostrożnie położył na swojej ławce. Gattendums - powtarzał za nauczycielem w myślach. Nie używał wcześniej tego zaklęcia, choć natknął się na nie w jakiejś książce. Trochę niepewny jaki będzie efekt, skupił się jednak maksymalnie na rzuceniu zaklęcia. Wziął różdżkę i cicho, ale zdecydowanym głosem wypowiedział - Gattendums - machając wprawnie różdżką. Ciecz znajdująca się w słoiku lekko zabulgotała, dokładnie tak, jak w przykładzie zaprezentowanym przez nauczyciela. Max usiadł zadowolony, spoglądając na boki jak radzą sobie inni. Cieszył się, że udało mu się zidentyfikować tojad, a tym samym nauczyć nowego zaklęcia.
Biegłam przez szkolne korytarze ile tylko miałam sił w nogach. Szybko jednak zorientowałam się, że i tak się spóźnię na zaklęcia. Cóż mogłam teraz tylko zmniejszyć czas mojego spóźnienia, do jak największego minimum. Zatrzymałam się przed drzwiami na ułamek sekundy, tylko po to żeby wziąć kilka oddechów i przeszłam przez próg. - Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałam. Zdziwiła mnie całkiem mała frekwencja na lekcji. Zawsze wydawało mi się, że zaklęcia są bardzo obleganym przedmiotem i przede wszystkim lubianym przez uczniów. Czyżby wszyscy tak przestraszyli się kłopotów z magią, że postanowili zrezygnować z zaklęć? Dla mnie to był właśnie jeden z głównych powodów, dla którego pojawiłam się w klasie. Przez to, że nigdy nie była mistrzem rzucania zaklęć miałam jeszcze większe problemy z rzucaniem czegokolwiek. Tak, więc bez żadnego zawahania poszłam na tę lekcję. Usiadłam w wolnej ławce, mając nadzieję, że tym sposobem skupię się bardziej na lekcji, skoro nikt nie będzie mnie rozpraszał. Cóż, miałam rację. Po wysłuchaniu słów nauczyciela wzięłam jedną ze szklanek stojących na biurku i rzuciłam zaklęcie, którego przecież nigdy wcześniej nie rzucałam! Nie miałam pojęcia jakim cudem wyszło mi bezbłędnie. To nie było normalne, ale sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Bez dwóch zdań to po prostu był mój dzień.
Kostka: 3 Opanowanie zaklęcia: 2 - parzysta
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Czy się spóźniłem? Oczywiście, że tak. Czy mnie to obeszło? Oczywiście, że nie. To był już drugi raz, kiedy tak bardzo olałem czas, rozpoczęcia lekcji. Przedtem przynajmniej miałem jakiś dobry powód, teraz po prostu taki miałem kaprys. Nie chodziło mi o pokazanie Aidenowi jaki to nie jestem, ani nawet, że nie jest dla mnie żadnym autorytetem, bo byłem biegły w zaklęciach i tyle. Rzecz w tym, że miałem ochotę się spóźnić, więc to zrobiłem. Koniec kropka, nic konkretnego. Tyle, że znowu nie sam. Nie wiedziałem czy miałem takie szczęście, czy przeciągałem innych na ciemna stronę mocy. Tym razem spokojnie szedłem do klasy nie przejmując się, że już minęło kilka dobrych minut lekcyjnych, a obok mnie szła @Sapphire O.U. Lightingale. - Ten nauczyciel to jakaś pomyłka, on jest praktycznie w naszym wieku. - powiedziałem do dziewczyny, wyrażając moje negatywne nastawienie względem Mograine'a, a potem wyszczerzyłem się w jej kierunku. - Właśnie niszczę twoją reputację. Nie było co ukrywać, że mnie to nie obchodzi. Nadal uważałem, że po prostu byłem lepszy od Aidena w te klocki. Mówiąc o reputacji miałem na myśli nasze spóźnienie. Otworzyłem drzwi i stanąłem przepuszczając w progu Sapphire. Szybko się rozejrzałem po pomieszczeniu. Mignął mi przed oczami Zakrzewski, który myślał, że umie czarować, tak samo Wykeham. Nie zauważyłem nikogo ciekawego, nikogo kto mógłby mnie zainteresować. Usiadłem w ławce obok dziewczyny, z którą przyszedłem. Czasami zastanawiałem się, jak to możliwe, że się dogadujemy, ale szybko dochodziłem do wniosku, że względnie jesteśmy bardzo podobni. Nie wysiliłem się nawet żeby powiedzieć, że przepraszam za spóźnienie, bo nie czułem takiej potrzeby. Doskonale znałem zaklęcie, które mamy wykonać, więc nie przejmowałem się zakłóceniami magii. W ogóle, co jak się okazało było trochę zgubne. - Gattendum. - powiedziałem licząc na ładną identyfikację tojadu. Cóż, przeliczyłem się. Moja różdżka dziwacznie zawibrowała i wystrzeliła w powietrze, a następnie wylądowała kilka stop dalej. - O kurwa. - skomentowałem to co się właśnie wydarzyło.
Nie śniło się jej nic. Zresztą nic dziwnego skoro nawet nie zasnęła dobrze. Przez chwilę jednak słyszała świergot ptaków. A może się jej to wydawało... Bo niby skąd mogłaby go słyszeć skoro okna były pozamykane, a korytarz... No tak. Korytarz. Spora liczba uczniów się na nim zebrała więc bardzo możliwe, że i ptaki zachciało im się wyczarowywać. Po chwili jednak dźwięk stał się bardziej dokuczliwy i głośniejszy. Zaciskając mocniej oczy przygryzła wargę. Czy oni powariowali?! Już chciała poderwać się na równe nogi i nauczyć te osoby używania mózgu, jednak głos jaki usłyszała chwilę później skutecznie ją powstrzymał. Wzdrygnęła się podskakując lekko na krześle. Z mocno bijącym sercem zaczęła oddychać spokojniej aby się uspokoić. Gdy tylko poczuła, że serce jej zwolniło otworzyła oczy i spojrzała na osobę która doprowadziła ją do takiego stanu. Była wściekła, jednak gdy tylko zobaczyła Maxa od razu się uspokoiła. Nawet posłała w jego stronę uśmiech. - Nie rób tego więcej jeśli życie Ci miłe. - każde słowo wypowiedziała spokojnie i z uśmiechem po czym oparła się na krześle. Z chcęcia porozmawiała by z chłopakiem dłużej jednak do sali wszedł nauczyciel i zaczął tłumaczyć lekcję. Super, tojad. Lubiła eksperymentować z tą trucizną. czyścicie nigdy jej nikomu nie podała bo po co? Na razie nie chciała zabijać. Mimo iż rozpoznała truciznę w swoim słoiku to z zaklęciem miała problem. Za nic nie chciało z nią współpracować. Coraz mocniej zagryzała wargę w frustracji, do momentu gdy poczuła krew w ustach. Szybko je wytarła aby nikt tego nie zobaczył. - Jak ty to zrobiłeś? - spytała Maxa pokazując na udane zaklęcie.
zaklęcie: 1 opanowanie: nieparzysta
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Jak to się stało, że jeszcze nie było mnie na zaklęciach? Cieszyłem się głupio z opustoszałej biblioteki, w której nareszcie nikt mi nie przeszkadzał, kompletnie nie zdając sobie sprawy z prawdziwego powodu tej pustki. Świadomość błędu uderzyła mnie z siłą galopującego pegaza dość szybko, bo zdążyłem wpaść do klasy zaledwie kilka minut po rozpoczęciu lekcji, ale pozostawiła w moim żołądku mdlący odcisk stresu. Szatę miałem odrobinę zmiętą i szybko łykałem powietrze - sprint do klasy zaklęć wymagał mimo wszystko odrobiny wysiłku, a ja przez ten rok już zdążyłem chyba zapomnieć czym jest sport. Szybko wyrzuciłem z siebie przeprosiny za spóźnienie, przechodząc przez klasę jeszcze wtedy, gdy Mograine wyczytywał listę obecności i zająłem miejsce w jednej z pierwszych ławek pod ścianą. Mój oddech wciąż był przyspieszony, gdy wstawałem po słoik, ale powoli uspokoił się jeszcze zanim rozpocząłem identyfikację. Nie było to proste zadanie, a przynajmniej dla mnie. Zaklęcia Gattendums nie zdążyłem jeszcze opanować, wszak moje umiejętności z zaklęć nigdy nie były określane jako wybitne, więc nic w tym dziwnego, a jednak dzielnie podjąłem walkę, marszcząc brwi nad bladoróżowym płynem w naczyniu. Wypatrywałem zaburzeń mających pojawić się na tafli wody i ku swojemu zdumieniu wkrótce je dostrzegłem. Co prawda, nie było to wrzenie jakiego się spodziewałem, ale wystarczająco wyraźne podrygi, aby wzbudziły moje zainteresowanie. Odetchnąłem, czując zadowolenie ze swojej pracy i uzbrojony w spokój, jaki dawała świadomość, że profesor nie wyrzuci mnie z lekcji za nieudolne czary.
No i stało się. Przegrał ten głupi zakład z Brandy dzisiaj rano, kiedy nie usłyszał dzwonka budzika o właściwym czasie. Ocknął się kilka minut przed rozpoczęciem zajęć, dlatego zerwał się z łóżka, jakby parzyło, a następnie prędko narzucił na siebie mundurek, porwał z półki podręcznik i różdżkę, aż w końcu wyleciał z dormitorium jak z procy, zasuwając na trzecie piętro. Do klasy wszedł już spóźniony, z rozwianą czupryną i czerwonymi od biegu policzkami. – Dzień dobry, panie psorze, przepraszam za spóźnienie – rzucił szybko Caspar, jednocześnie zauważając, że Brandy i jej niesforna fryzura jeszcze do klasy nie dotarła. Ha! Czyli również się spóźni albo w ogóle nie przyjdzie, więc się nie dowie o spóźnieniu Whitley'a. Zakład wciąż trwał. Krukon zajął miejsce w jednej z ostatnich ławek, już według tradycji kładąc na krzesło obok siebie podręcznik, gdyby jednak Brandy miała przyjść. Niemal od razu wsłuchał się w słowa profesora, pilnując, aby nie umknęło mu żadne słowo. Kątem oka zerknął na @Maximilian Blackburn i uśmiechnął się do niego lekko, wspominając ostatni wypad do Hogsmeade. Jego koleżanka z ławki sądziła chyba podobnie? Jednak nie miał już czasu na to, aby się zastanawiać, ponieważ nauczyciel zlecił im pracę na lekcji. Ruszył się leniwie z miejsca, a chwilę później przyniósł do swojej ławki dwa słoiki; jeden był, oczywiście, dla Brandy, na wszelki wypadek. Przez kilkanaście sekund Caspar obracał różdżką między palcami, zerkając jednocześnie w kierunku drzwi. Teoretycznie był cierpliwy, ale zaczynał się nieco martwić; owszem, Powell była spóźnialska, ale lubiła zaklęcia. Chyba. Pokręcił głową i spojrzał na swoje notatki. Przeczytał kilka razy formułę, zanim w końcu wykonał ruch różdżką. – Gattendums – wypowiedział dokładnie, a później z satysfakcją obserwował, jak woda drga niebezpiecznie. A więc ten słoiczek był otruty.
Zaklęcie: 3 Opanowanie: 6
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
To się musiało w końcu stać - Ezra to w ogóle był zdziwiony, że tak ładnie udawało mu się uczęszczać na wszystkie zajęcia, nawet te mniej lubiane. Jakieś drobne spóźnienie od czasu do czasu musiało się zadziać tak dla wyrównania. Ale to nie była zupełnie jego wina, że zegarek, na który spoglądał, był jakiś zacofany. A kiedy się zorientował, było już za późno. - Przepraszam za spóźnienie - wyrzucił z siebie natychmiast po przekroczeniu progu klasy, przeczesując palcami włosy, w razie gdyby sprint do klasy jakoś zmienił ich ułożenie. Nauczyciel był już w trakcie tłumaczenia zadania i tak naprawdę jego słowa nawet za bardzo nie trafiły do Clarke'a. Na szczęście nie stał jak muł na środku sali, dobierając miejsce najbardziej sprzyjajace jego rozwojowi intelektualnemu. Po prostu usiadł w najbliższej wolnej ławce. Po drodze zgarnął sobie słoiczek z jaśminowym płynem i niemal od razu wziął się za identyfikację. Ta część wydawała mu się całkiem prosta i był praktycznie pewny, że jego ciecz jest zatruta. Profesor jednak chciał, żeby jakoś to sprawdzili, nie? Jakimś bulgotaniem. Rozejrzał się bezradnie po reszcie uczniów, którym w większości wychodziło. To najwyraźniej on był jakiś głupi. No cóż, ktoś musiał tę zaszczytną rolę ponieść.
Wszedłszy do sali, powitał profesora i zajął swe zwykłe miejsce przy jego biurku. Tym razem mieli ćwiczyć zaklęcia za pomocą słoików wypełnionych różnokolorowymi płynami. Sięgnął więc po słoik z cieczą o swoim ulubionym kolorze, czyli czerwonym, po czym przyjrzał się uważnie, jak profesor wykonuje zaklęcie. Następnie sam spróbował je rzucić, jednakże różdżka, którą trzymał w dłoni, dziwacznie zawibrowała i wystrzeliła w powietrze. Zaskoczony chwycił ją szybko, zanim zdołała spaść na podłogę
Miałem wrażenie, że przez te zakłócenia magii mój zegar w mieszkaniu wskazywał złe godziny. Ponownie byłem spóźniony i zupełnie nie leżało to w moim interesie, by wchodzić na lekcje po czasie. Zazwyczaj byłem w salach długo przed rozpoczęciem, naprawdę sporadycznie wpadałem równo z pierwszym słowem nauczyciela, a teraz? Chyba dziesięć minut po rozpoczęciu postawiłem nogę w sali, szykując się na zlinczowanie. Mograine jednak był w dość dobrym humorze (może planował odłożyć zemstę na później?), bo pozwolił mi zostać. Ostatnia lekcja z nim skończyła się dla mnie okropnie. Moja różdżka ponownie się zablokowała i przestała działać aż do pory obiadowej. Dzisiaj miałem nadzieję, że los będzie łaskawszy. Podpytałem szybko, co mamy zrobić, po czym zabrałem ostatni słoik stojący na stoliku nauczyciela i udałem się z nim do wolnego miejsca. Usadowiłem się, wyciągnąłem różdżkę i bez głębszego zastanowienia po prostu rzuciłem zaklęcie. - Gattendums - powiedziałem, stukając końcem różdżki w słoik. Powierzchnia cieczy zadrgała i zaczęła delikatnie bulgotać, co wskazywało nie tylko na obecność trucizny, lecz także na skuteczność rzuconego przeze mnie zaklęcia. Było coś pocieszającego w myśli, że chociaż truciznę byłbym w stanie zidentyfikować... Moja radość nie trwała zbyt długo, bo dosłownie kilka sekund po moim cichym sukcesie oberwałem czymś w tył głowy. Spojrzałem na podłogę, na którą ze stukiem upadła różdżka, a następnie powiodłem wzrokiem po klasie, by zidentyfikować tę ofiarę. Mój wzrok padł na @William Walker, który niedyskretnie śledził tor lotu różdżki, zapewne swojej własnej. - Wszyscy wiemy, że nie panujesz nad swoją gębą, ale nad różdżką mógłbyś chociaż spróbować, Wanker - rzuciłem do niego, podnosząc nową zdobycz z posadzki.
kostka: 6 (identyfikacja udana) w kuferku 22, więc nie rzucam na opanowanie
Sapphire dbała o punktualność, dlatego była nieco zaniepokojona, gdy zobaczyła, jak niewiele czasu do rozpoczęcia zaklęć pozostało. Organizm dziewczyny nie wytrzymał i po prostu zasnęła przy kominku z twarzą na otwartym rozdziale o procesie trawienia hipogryfa. Tylko dlatego, że nie była typem panikary i zachowywała zimną krew, nie pognała na łeb na szyję do sali. Przy okazji, gdy wyszła na korytarz natknęła się na Williama. On mógł sobie pozwolić na takie wyskoki i tak był świetny z zaklęć. Przy nim umiejętności Szafira wydawały się wyjątkowo blade, a ambicja dziewczyny nie pozwalała jej pozostać aż tak daleko za Krukonem. Wyrównała z chłopakiem swój krok, ale w przeciwieństwie do niego pozostawała bardziej spięta niż zwykle. W dłoniach przekręcała zegarek zawieszony na srebrnej nitce, co jakiś czas niespokojnie przeczesując wolną ręką włosy. - Wiek nie definiuje umiejętności, zresztą za krótko go znamy. - stwierdziła nadal spokojnym głosem. Nigdy nie oceniała kogoś z góry ani nie generalizowała. Musiała mieć dostateczną ilość informacji popartą doświadczeniami, żeby wydać jakiś sąd. Robiła od tego tylko jeden wyjątek. Zresztą Sapphire nie wątpiła, że za kilka lat to o Willu ktoś może mówić, że jest niedoświadczony i za młody. - Ale myślę, że jesteś od niego lepszy. - dodała stanowczo. Talent Krukona był doskonale widoczny, a przecież był mimo wszystko młodszy od Morgraine'a. Lightingale kojarzyła tylko jedną tak dobrą osobę, ale Wittenberg wyjechała. Chciałaby kiedyś zobaczyć takie starcie Morgraine'a z Willem. - A ja ci na to pozwalam... Przypomnij mi, dlaczego ja cię lubię? - uniosła lekko kącik ust, nie myśląc o tym, że wzorowej uczennicy (a przynajmniej chcącej sprawiać takie wrażenie) nie przystoi spóźnianie... Ale sam prefekt zdawał się mieć to w poważaniu, więc Sapphire nieco się rozluźniła, przechodząc pierwsza przez drzwi. Ach, ci dżentelmeni. Spodziewała się, że Walker nie zmusi się do jakiegokolwiek uprzejmego przywitania czy skruchy, więc załatwiła to za niego, w imieniu obojga przepraszając za spóźnienie. Zdążyła tylko usłyszeć coś o zaburzeniach wody i truciźnie. Popatrzyła na ciemnoniebieską fiolkę przed sobą i zastanowiła się, co w ogóle ma robić. Sapphire nawet nie usłyszała dokładnej nazwy zaklęcia. Na całe szczęście siedziała z Williamem, więc ukradkiem patrzyła na to, co robi chłopak. Tylko, że różdżka odmówiła mu posłuszeństwa. - I kto tu mówi o panowaniu nad gębą, Dear? - zapytała chłodno. Widać, że Krukon nie miał szacunku do swojego prefekta, a przy tym wyrażał się jak burak. To było logiczne, że Will niespecjalnie rzucił w niego różdżką. Sapphire pamiętała o tym, że miała wykonać zadanie, ale nie za bardzo orientowała się jak, poza tym skoro nawet Walker miał problem to ona nie miała szans. - Expelliarmus - machnęła krótko różdżką, a własność Willa poleciała do rąk dziewczyny. Oddała ją Krukonowi.
Kostka na expelliarmus: 2 Kostka na opanowanie zaklęcia: 1
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Parsknęła śmiechem słysząc jakie mają zadanie. - A potem musimy wypić te, które uznamy za niezatrute - zażartowała - Jak przeżyjesz, to Wybitny. Lys, wiedziałeś, że w Japonii mają takie bardzo popularne danie z ryby, która jest trująca, o ile się jej jakoś tam specjalnie nie przyrządzi? Ma jakąś taką substancję upośledzającą nerwy i nie da się po tym oddychać. Umiera się dusząc przy pełnej świadomości. Tato mi o tym opowiadał. I na kucharza takiej ryby jest osobny kurs, a ostatnią formą zaliczenia jest zjedzenie przyrządzonej przez siebie ryby. Trochę jak to co robimy teraz.* Kiedy ona była zajeta opowiadaniem ciekawostek naukowych inni podjęli się już zadania. W tym Walker, który nie dość, że się spóźnił, to jeszcze fenomenalnie skrewił zaklęcie. Zaśmiała się, kiedy inny Krukon zabrał mu różdżkę. Walkera widocznie nawet w jego własnym domu nie lubili. A to niespodzianka. Zabawę zepsuła jakaś Ślizgonka. - Ej, Walker, jak to jest, że twojej godności zawsze bronią jakieś osoby trzecie? Zatrudniasz moze w tym celu? Bo w sumie to szukam jakiejś niewymagającej pracy, a ochrona, czegoś, co nie istnieje brzmi interesująco.
//zadanie zrobię później *TTX, a ryba to Rozdymka tygrysia - biologiczna ciekawostka dla Willa, który musi się uczyć, ale na mnie poczekał :3 <3
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Prawdę mówiąc tym razem nie miałem zamiaru jakoś bardzo uprzykrzać życia innym. No w każdym razie trochę mniej niż zazwyczaj. Oprócz tego, że się spóźniłem... i pokazałem swoją ignorancję. Nieważne, zawsze mogło być gorzej. Coraz mniej podobały mi się te problemy z magią. Nawet nie tyle "nie podobały" co zwyczajnie irytowały. Nawet tak prostego zaklęcia nie mogłem rzucić, bo moja różdżka postanowiła sobie polatać. Wszystko wszystkim, ale powinna zrozumieć, że do miotły jej całkiem daleko. Co z tego, że to i to z drewna. Niestety, nie wszystkie marzenia były do spełnienia, więc wolałbym gdyby sobie odpuściła i nadal dobrze się czuła w mojej smukłej dłoni. Takie życie, trudno. Wybrała sobie jednak najlepsze miejsce na lądowanie. Nawet ona wiedziała, że Dear to największa ciota świata. Parsknąłem, widząc to zdarzenie. - Wszyscy słyszeli ten odgłos uderzenia w coś pustego? O Dear, tak się składa, że to była twoja głowa. - odparłem beznamiętnym tonem. Bez różdżki nie miałem co zrobić. Nie mogłem ruszyć w jego kierunku, bo jeszcze biedak ze strachu popuści i będę miał przesrane. Aiden i tak nie darzył mnie jakąś szczególną sympatią, z wzajemnością zresztą. Byłem więc pewien, że wymyśli jakiś idiotyzm, próbując wywrzeć na mnie jakąś... presję? Postarać się żebym poczuł... skruchę? Na próżno zapewne, ale zawsze może się starać, prawda? Po chwili Sapphire w pięknym stylu odzyskała moją różdżkę. - Dzięki. - rzuciłem w jej kierunku, będąc serio wdzięcznym. Cóż, jak widać ta znajomość niosła za sobą jakieś korzyści. Miałem nadzieję, że obustronne, nie chciałem być zbyt wielkim egoistą w stosunku do osoby, którą w gruncie rzeczy naprawdę lubiłem. Przeniosłem wzrok na Wykeham, która jak zwykle zaczęła szczekać, myśląc, że zrobi na kimś wrażenie. Obrzuciłem ją chłodnym spojrzeniem. - Nie sądzę, żebyś sobie z tym poradziła. Nawet to wybiega poza zakres twoich umiejętności, a szkoda, może nauczyłabyś się, że dzieci i ryby głosu nie mają. - odparłem.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Zaśmiała się, trącając Lysa łokciem. Czy jej się zdawało, czy ta kupa gówna właśnie sama przyznała, że nie ma godności? Miała nadzieję, że zwróciło na to uwagę więcej osób. - To ci zawsze mówili rodzice? - zapytała z udawaną troską - Tłumaczy twój debilizm, skoro przez siedemnaście lat, zabraniali ci posiadać własną opinię. Wywróciła oczami i usiadła prosto w ławce, żeby w końcu samej zrobić zadanie. Stuknęła różdżką w słoik, czując się na siłach, żeby machnąć to niewerbalnie. Dzieci może i głosu nie miały, ale wcale nie musiały. Ciecz nie zabulgotała. Znikła. Ettie gapiła się głupio w słoik, po czym powoli podniosła rękę./ - Eeeem... psze pana! Bo mi się zepsuło. Mogę jeszcze raz? W sumie to skoro rzuciła zaklęcie niewerbalnie mogła udawać, że tak miało być, chociaż sama była pewna, że to kwestia zakłóceń. Gattendums nie było dla niej żadnym wyzwaniem. - Teraz przynajmniej nie muszę pić - zażartowała.
To już druga lekcja zaklęć w tym roku, na którą się udałam, a jak niedawno mówiłam - wybieram przedmioty, patrząc na nauczycieli. Profesor Aiden musiał więc zrobić na mnie dobre wrażenie, skoro pod natłokiem zajęć i tak zdecydowałam się znów wybrać na te organizowane przez niego. Oczywiście, powodem tego były tylko i wyłącznie jego kompetencje, a nie jakiś szczególny wygląd czy coś w tym rodzaju. Niestety tym razem także obudziłam się trochę z ręką w nocniku i jak na gwałt wybiegłam z dormitorium pędząc do klasy. Weszłam do środka zasapana i na pewno nie wyglądająca atrakcyjnie. i Nie miałam nawet czasu, żeby rozejrzeć się za znajomą twarzą, bo nie chciałam tak stać na widoku z potarganymi włosami i czerwonymi wypiekami na policzkach. Usiadłam w pierwszej wolnej ławce, jaką ujrzałam. Wcześniej bąknęłam ciche przeprosiny za spóźnienie. Usadowiwszy się w ławce, mogłam złapać w końcu głębszy oddech. Jak się okazało, wcale tak bardzo spóźniona nie byłam. Po mnie przyszło jeszcze kilka osób. Jako zadośćuczynienie znów postanowiłam przejść przez zajęcia samotnie. Wybrałam sobie najpiękniej wyglądający słoiczek z wodą o barwie karmazynowej. Nie znałam tego zaklęcia, więc zadanie wydawało się być trudnym. - Gattendums - wypowiedziałam i o dziwo, zadziałało za pierwszym razem! Nie wiem, czy to szczęście nowicjusza, ale w końcu wyszło mi jakieś zaklęcie od powrotu do szkoły i byłam bardzo z tego powodu zadowolona. Mało tego, woda zaczęła wyraźnie drżeć, co świadczyło o obecności w niej trucizny. No nie powiem, trochę się sobą zaskoczyłam. Duma mnie rozpierała, bo przecież zadanie wykonałam idealnie.
kostki: 2 i 4
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Zagadka niskiej frekwencji wyjaśniła się zaraz po rozpoczęciu zajęć - większość się po prostu spóźniła. Chyba ominęła ją jakaś impreza. Nadal bujając się na krześle, przyglądała się kolejnym wchodzącym, z cichą nadzieją, że ktoś się zechce przysiąść. Niestety. Do tego po chwili uświadomiła sobie, że nie wie o jakim zaklęciu mówił nauczyciel. Ups... Teraz to by się przydała jakaś druga osoba w ławce. Próbowała podsłuchać co robią w innych ławkach, ale znów straciła wątek, przysłuchując się sprzeczce chłopaka Lotki, Caluma z imprezy w Grecji i jakiejś Gryfonki. Nie za bardzo obchodziło ją o co im poszło, ani kto miał rację - po prostu zabawnie się tego słuchało z boku. W końcu uświadomiła sobie, że wszyscy chyba skończyli już zadanie, a ona dalej siedzi i nic nie robi. No i dalej nie wiedziała jak brzmiało zaklęcie... Chciała znaleźć je w podręczniku, ale przypomniała sobie, że go nie wzięła. Brawo, Gemma! Świetny z ciebie student. - Psorze... - podniosła w końcu rękę, wiedząc, że nie ma innego wyjścia - Jak brzmiało to zaklęcie?
Kostka: nieparzysta, a w kuferku 13, więc nic :c
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Miziała spokojnie swojego elfa, zastanawiając się czy będzie mieć kasę na więcej pożywienia dla niego (od kiedy taka mała istotka żarła aż tyle?). Idyllę zburzyła czyjaś niechciana obecność - kto odważył się usiąść obok niewyspanej Fire? Odwróciła głowę, żeby spojrzeć w oliwkowe oczy wysokiego chłopaka, który odwdzięczył się tym samym. Utrzymywała spojrzenie bez krzty strachu, nawet jeśli w oczy rzucały się jego tatuaże w bardzo kontrowersyjnym miejscu. - Ciekawi mnie ile musiałeś wypić, żeby pozwolić sobie to zrobić. - stwierdziła, wskazując podbródkiem na jego twarz. Miała na myśli to, że naprawdę wiele Ognistej musiałaby w siebie wlać, żeby wytatuować takie coś na twarzy. Niby raz pod wpływem alkoholu wzięła ślub z przyjaciółką, ale to co innego! W Ślizgonie było coś znajomego, ale nie umiała odgadnąć co takiego. Wycofała dłoń z torby i zerwała kontakt wzrokowy. Blaithin poprawiła odznakę prefekta w razie, gdyby Ślizgon jej nie dostrzegł. Miała ochotę odjąć komuś kilka punktów, a skoro się nawinął... Jednak nauczyciel przybył już do klasy, więc Fire postanowiła poudawać pilną uczennicę. Niemniej na twarzy Szkotki pojawiło się prawdziwe zainteresowanie, kiedy obserwowała poczynania z zatrutą wodą. Identyfikacja trucizn była dla przyszłej eliksirowarki niezwykle ważna. Miała ogromne szczęście, że ojciec nie użył tego zaklęcia, kiedy zatruła jego wino. Chociaż... tak czy siak poniosła ogromne konsekwencje. Potarła ramię, odczuwając tylko drętwy, odległy ból, do którego doskonale się przyzwyczaiła. Mięśnie będą pamiętać już zawsze. Uniosła różdżkę, żeby sprawdzić wodę w ciemnozielonym słoiku. Zaraz... Co ona dokładnie miała zrobić? No pięknie. Przyglądała się nieznajomemu próbując przypomnieć sobie, jak dokładnie brzmiała inkantacja.
Kostka na opanowanie zaklęcia: 5
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Pon Paź 02 2017, 20:52, w całości zmieniany 1 raz
Wielce nierozważnym zachowaniem - nawet jak na nią - byłoby nie pójście na jedyne zajęcia, na których wiedziała co robić. Dlatego też pomimo porannej bieganiny - jak zwykle wstała zdecydowanie za późno - i zjedzenia śniadania w towarzystwie pierwszaków, którzy ledwie dojadali swoje tosty z dżemem - wybiegła z sali, by nie spóźnić się na zaklęcia. Oczywiście, biednemu zawsze wiatr w oczy, a nawet tak proste zadanie jakim było przejście z jednego końca szkoły na drugi nie było usłane różami. Co więcej! Kolce i obumarłe płatki wiły się pod jej stopami, gdy nieszczęsna Gryfonka zamierzała zmienić swoje położenie. I nieważne już co też się stało, co musiała załatwić po drodze - nie warto było sobie zaprzątać tym głowy! Zwłaszcza rudej, których kosmyki już przyklejały się do czoła, gdy wybiła godzina zero - gdy Aiden już rozdawał słoiki - gdy już kazał dzieciakom wykonywać jakieś zadania. Wtedy ona miała swoje wejście. Jeden postawiony słoik - brzdęk naczynia obijanego o drewno, skrzydło drzwi odbijane o ścianę. Równocześnie, niczym w tańcu, wirowaniu zlepionych ze sobą ciał przy akompaniamencie muzyki - niezbyt dobrej - którą dzisiaj - dzisiaj tworzyli uczniowie. Spojrzenie panny Maxwell, chociaż odrobinę tylko rozkojarzone od razu niemal zidentyfikowało nauczyciela - jedynego, który nie miał prawa postawić jej Trolla za zachowanie. Bo i owszem, w tej kwestii, w tym akurat przedmiocie pannie Gryfonce zdarzało się brylować tudzież grać pierwsze skrzypce. Z czegoś by wypadało. Zanim więc zajęła swoje miejsce, podeszła niby to luźnym krokiem do stołu i zabrała jedno z naczyń, wcześniej pociągając nosem, jakby była na tyle mądra by odkryć, co też woda skrywa. Uśmiechnęła się szelmowsko, ni to do siebie, ni to do reszty i parsknęła. - Panie Mograine, jak zdrówko? - Spytała, oddalając się, co znaczyło, że już nie oczekiwała odpowiedzi. Po prostu zajęła jedną z pustych ławek i rozsiadając się westchnęła. Słyszała wszystkie wskazówki profesora, więc nie minęła i chwila, a w jej dłoni pojawiła się różdżka. Drewno z jesionu zapałało swym magicznym blaskiem, a rudowłosa szepnęła do swojego słoika zaklęcie. O dziwo skupiając się wyłącznie na nim. Woda w naczyniu zabulgotała, zupełnie jakby tlił się pod nim płomyk ognia. Moment, dwa i płyn zmienił barwę na fioletowy - a Gryfonka krzyknęła tryumfalne AHA!, zupełnie jakby trafiła szóstkę w totka. Nie, po prostu odgadła prawdziwą naturę własnego zadania. Dopiero po jakimś czasie podniosła łepetynę, by spojrzeć jak cała reszta bawi się w kotka i myszkę zamiast swobodnie spuścić sobie srogie lanie.
Kostki - 6 i 4. Wszystko wyszło cacy.
Ostatnio zmieniony przez Pandora Maxwell dnia Sro Wrz 27 2017, 20:28, w całości zmieniany 1 raz
- O niczym nie zapomniałaś - rzuciłem do Harriette z lekko sarkastycznym uśmieszkiem, by po chwili dorzucić szeptem - Oni chyba nieszczególnie ufają Mograinowi. Lekcja się zaczęła, a ja wysłuchałem pobieżnie gadania nauczyciela, po czym z ciekawością pogadałem z Etką o tych rybach z Japonii. Wtem Walker, Etka, Calum i jakaś dziwna Ślizgonka weszli w konflikt, ale ja po raz pierwszy nie miałem pomysłu i chęci na dopiekanie Walkerowi, bo miałem podobne problemy z zapanowaniem nad różdżką. Próbowałem rzucić zaklęcie, niestety bezskutecznie - moja różdżka zawibrowała i wyleciała w górę, na szczęście udało mi się pochwycić ją niemal od razu i w przeciwieństwie Walkera nie zrobiłem z siebie debila. Wiedziałem, że profesor uzna mnie za debila, a przecież doskonale znałem to zaklęcie - byłem bardzo zaawansowany w tej kategorii, więc to, że mi nie wychodziło było co najmniej dziwne.
Kostka: 5
Ostatnio zmieniony przez Lysander S. Zakrzewski dnia Nie Paź 01 2017, 20:08, w całości zmieniany 1 raz
Aiden Mograine
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wypalony numer 158263 na prawym przedramieniu, leworęczność
Lekcja zapowiadała się tak pięknie, mała liczba studentów, było cicho, Walker nie pokazał swojej krzywej twarzy...ale oczywiście wszystko musiało się zjebać. Nie minęło 5 minut od rozpoczęcia a przyszło drugie tyle uczniów co wcześniej. Pokręcił przecząco głową i przewrócił oczami, u innych profesorów takie coś było raczej niedopuszczalne, rodziło się pytanie czy uczniowie badają cierpliwość Mograine'a na ile mogą sobie pozwolić czy wszystkich szwankuje zegarem. Oczywiście spóźnić się też musiał @William Walker przyprowadzając ze sobą inną dziewczynę. Biorąc pod uwagę zachowanie krukona nic dziwnego, że żadna nie mogła z nim wytrzymać dłużej jak tydzień. Osoby na tyle kulturalne by się przywitać zostały obdarzone uśmiechem, reszta została olana. Mając do dyspozycji większą liczbę studentów zaczął pomiędzy nimi krążyć by sprawdzić jak sobie radzą. Większości osób szło nieźle, byli jednak i tacy którzy albo pomylili klasy albo byli na takim kacu, że nie wiedzieli gdzie są i co robią. Dwukrotnie usłyszał świst przecinanego powietrza gdy różdżka postanowiła opuścić swojego właściciela. Było to nawet zapewne, biorąc pod uwagę, że stało się to Walkerowi. Do tego momentu lekcji było spokojnie, niestety pewnym osobą puściły wodze i zaczęli się sprzeczać jakby byli na imprezie. Z głębokim westchnięciem stanął obok ławki @Harriette Wykeham i obdarzył ją surowym spojrzeniem. -Panno Wykeham, proszę nie załatwiać spraw osobistych podczas lekcji. Nie będę tolerował przeszkadzania innym przy zdobywaniu wiedzy, jako przestroga Gryffindor traci 5 punktów. To samo tyczy się pana, panie Dear. Wszyscy tutaj obecni wiedzą o zakłóceniach i mniejszej kontroli nad magią, powinien się pan cieszyć, że to nie pana różdżka postanowiła zawędrować do czyjejś głowy, Ravenclaw traci 5 pkt za przeszkadzanie na lekcji. Kiedy skończył podszedł do ławki Williama i @Sapphire O.U. Lightingale. Oparł się o blat stołu i wbił wzrok prosto w oczy krukona. -Natomiast pan Walker nie potrafi zapanować nad swoim językiem i częstuje nas łaciną. Pomijając notoryczne spóźnienie mamy jeszcze postawę niegodną rangi prefekta, Raveclaw traci 15 pkt. Dodatkowo kolejne spóźnienie na zaklęcia zaskutkuje szlabanem więc proszę być na czas. Panno Lightingale, proszę nie używać zaklęć niezwiązanych z lekcją, pan Dear jest na tyle wychowany, że oddałby różdżkę samodzielnie. Po skończonym kazaniu miał zamiar wrócić do swojego biurka ale ujrzał siedzącego przy nim ucznia. Koleś robi sobie jaja czy co? -Panie Hamilton, proszę opuścić moje biurko i usiąść przy swojej ławce. Osoby którym zaklęcie się nie udało proszę zostać po lekcji, teraz musimy przejść do kolejnego etapu. Chciałbym zobaczyć jak dobrze radzicie sobie z zaklęciami niewerbalnymi. Każdy z Was powinien znać zaklęcie levicorpus i jego przeciwzaklęcie liberacorpus. Będziecie się pojedynkować zgodnie z listą na tablicy, jedna para jednocześnie przed moim biurkiem. Mając nadzieje, że Bocarter będzie miał na tyle oleju w głowie by się nie kłócić usiadł przy biurku czekając na pierwszą parę.
@Melody Kingston, pojedynkujesz się z Aidenem z braku osoby do pary.
Rzucacie jedną kostką. Kostki: 1,3,6 - Obydwa zaklęcia zostały rzucone pomyślnie. 2 - Zapomniałeś, że zaklęcia rzuca się tylko niewerbalnie i wypowiadasz je na głos bez żadnego skutku. Zażenowany Mograine każe Ci przestać i wrócić do ławki. 4,5- Różdżka wyrwała Ci się z ręki i przylepiła do biurka: Parzysta - Samodzielnie odczepiłeś różdżkę i wróciłeś do pojedynku. Nieparzysta - Wymsknęło Ci się przekleństwo za co Twój dom stracił 10 pkt.
Za każde 10 pkt z zaklęć są możliwe 2 przerzuty. Mój kolejny post pojawi się w niedziele wieczorem edit: przedłużam do poniedziałek wieczorem, w razie pytań zapraszam na PW.
Ostatnio zmieniony przez Aiden Mograine dnia Nie Paź 01 2017, 19:38, w całości zmieniany 3 razy
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Plan był bardzo prosty. Wysłuchać nauczyciela i wykonać zadanie. Tyle, że chyba odrobinę się przeliczyłem i te zajęcia wcale nie miały być takie proste jak sądziłem, iż będą. Jeden sukces nic nie znaczył i wkrótce boleśnie miałem się o tym przekonać. Na szczęście owego uszczerbku zaznała tylko moja duma i nic więcej… chyba, że @Ezra T. Clarke planował tak podwiesić mnie za kostkę u sufitu, że uderzyłbym czołem o ławkę. Zaraz miałem się o tym przekonać, a póki co, tylko błaźniłem się samodzielnie. Może nawet zaklęcie levicorpus udałoby mi się za pierwszą próbą, wszak byłem dość skupiony na tym co robię, także szanse na powodzenie nie były wcale niewielkie, gdyby tylko nie moje zaćmienie mózgu. Nie wiem co sobie myślałem, że zamiast wypowiadać zaklęcie w swojej głowie, tak naprawdę kilkukrotnie szepnąłem je pod nosem. Nie byłem nawet tego świadom, dopóki któryś z uczniów nie posłał mi pogardliwego spojrzenia. Wtedy pokraśniawszy nieznacznie i zorientowawszy się w sytuacji, nareszcie pomyślałem o rzuceniu levicorpus. Formuła zaklęcia zadrgała w mych myślach i po raz pierwszy od dawna różdżka z sosnowego drewna posłuchała woli właściciela wykonując perfekcyjnie nie tylko atak, ale i pozwalając zastosować przeciwzaklęcie. Nie zapomniałem wciąż o lekkim wstydzie, ale sukces nieco ostudził moje emocje. Kiedy zakończyliśmy z Ezrą próby wróciłem do ławki, zastanawiając się skąd mi się wzięło to szeptanie, ale przez kolejnych kilka minut nie mogłem do tego dojść. Zaćmienie, jak nic.
2 -> 6
Ostatnio zmieniony przez Riley Fairwyn dnia Sro Wrz 27 2017, 20:22, w całości zmieniany 1 raz
Kiedy nadeszła kolej na niego i Hariette, oboje podnieśli się ze swoich miejsc i przeszli na środek sali. Bocarter wyciągnął różdżkę, jednak był tak pochłonięty zastanawianiem się nad tym, dlaczego poprzednie zaklęcie mu się nie udało, że zapomniał o tym, iż zaklęcia niewerbalne wypowiada się w myślach i zamiast tego powiedział je na głos. Nic zatem dziwnego, że rzucenie tegoż zaklęcia również się nie powiodło i zirytowany profesor kazał mu powrócić do ławki, co też uczynił z nosem spuszczonym na kwintę.
KOSTKA: 2
Ostatnio zmieniony przez Bocarter Hamilton dnia Czw Wrz 28 2017, 21:41, w całości zmieniany 2 razy
Tak… Satysfakcja jaką była wymalowana twarzy Gryfonki pięknie odbijała się w fioletowej wodzie, którą ta miała przed sobą. Zarzuciwszy bezczelnie ramię poprzez oparcie swojego krzesła oglądała potyczki słowne między uczniakami, a nauczycielem, który chyba nie miał pojęcia w co się wpakował, gdy tylko jego CV zostało pozytywnie rozpatrzone. Swoją drogą, gębę miał znajomą więc pewnie i on błąkał się po Hogwarcie kiedy ona rozpoczynała swoje pierwsze przygody z magią. Rudowłosa ziewnęła głośno, ledwie zamykając usta dłonią i znudzona zerknęła na Krukonów i jej własnych braci z domu, którzy wiedli prym na tym spotkaniu. Gdy Aiden się odezwał i wyrzucił nowe wytyczne ona się podniosła i zostawiwszy swoje własne małe dzieło ruszyła się w kierunku Ślizgonki, której nazwisko zostało zapisane obok jej własnego. Widząc jednak, że siedzi ona obok Walkera - który nie zrobił na niej zbyt dobrego wrażenia na wyścigu rydwanów - wydawał się jej wówczas bardzo nieprzyjemny - wykrzywiła usta, gdy pojawiła się obok ich ławki. Obróciła różdżkę w palcach wydymając przy tym usta. - Walker, zmiataj stąd. Zakrzewski już czeka. - Rzuciła całkiem pogodnie, spoglądając wcześniej w stronę swojego dobrego kolegi z domu. W czekoladowych oczach pojawiła się iskierka sympatii, kiedy to przenosiła spojrzenie na dziewczynę. - Cześć, jestem Maxwell. Mów mi Panda. - Przedstawiła się, chociaż blond siksa o ładnym uśmiechu powinna ją kojarzyć ze szkolnych korytarzy - bądź burd, w których Gryfonka brała często udział. Teraz wydawała się jednak wyjątkowo rozluźniona i jakby z przymrużeniem oka traktowała całą tą lekcję. Wskazała pannie Lightingale miejsce przed biurkiem profesora i sama tam się udała jako pierwsza. Gdy już zajęła swoje miejsce, gdy nadeszła ich kolej, wzruszyła ramionami, a w jej dłoni zamajaczyła różdżka - końcówka błysnęła, a usta Pandory ułożyły się zgrabnie w jednym wyrazie. Nadgarstek poszedł w ruch, drewno świsnęło, a niewidzialna łapa hapsnęła kostki młodszej uczennicy, by wywrócić ją do góry nogami. Chwila, moment, kolejne parsknięcie. Obrót dłonią i puszczone luzem przeciwzaklęcie - panna ze Slytherinu osunęła się gładko na ziemię, a Maxwellówna zapiała z zachwytu wyrzucając spomiędzy ust soczyste kurwa, tak!. Przybiła nawet piątkę najbliżej stojącej osobie, która nie była nauczycielem. Ukłoniła się dwornie, nie zwracając uwagi na rudawe kosmyki włażące jej na twarz. - Była panienka przemiłym partnerem. - Powiedziała dobitnie, rzucając spojrzenie Sapphire.
Kostki: 1 - czyli super. 5 - czyli typowo po pandowemu.
Profesor wyjaśnił, co mamy zrobić i po pierwszym sukcesie byłam przekonana, że i tym razem wyjdzie mi całkiem nieźle. Ale kiedy zaczął pisać pary na tablicy, zwróciłam uwagę, że nie dostałam żadnego ucznia czy studenta, a samego Aidena. Nie wiem, czy trafienie do pary z profesorem było błogosławieństwem czy swego rodzaju karą. Może w ten sposób chciał mi pokazać, że moje spóźnienie nie umknęło jego uwadze... Z drugiej strony na pewno zwróci uwagę na wszystko, co robię, więc nie ma mowy o pomyłce. Ale przecież to też niedobrze, bo co jeśli się wygłupię? I teraz moje myśli zaczęły kręcić się wokół tej jednej - że zrobię coś nie tak. Przy Mograinie wcale nie było łatwo się skupić i sama nie byłam pewna, czy pamiętam, jak się nazywam. W każdym razie podeszłam do profesora z nieśmiałym uśmiechem. - Proszę mnie tylko oszczędzić - zachichotałam niewinnie, próbując rozluźnić atmosferę, ale serce zaczęło mi tylko walić jeszcze mocniej. Nie poddałam się jednak stresowi i wyraz mojej twarzy wcale strachu nie zdradzał, a zdeterminowanie. Kiedy przyszło co do czego - zakłopotanie wzięło górę. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że to były zaklęcia niewerbalne i trzy z rzędu levicorpusy wypowiedziałam na głos. Nie wiem, czy profesor to usłyszał, zapewne tak, ale w porę wyłapałam własną pomyłkę, kiedy zaklęcia nie chciały działać. - Na Merlina, zapomniałam - zaklęłam, co było dość jednoznaczne. Na całe szczęście następna próba rzucenia zaklęcia (już nie wypowiadając formuły) okazała się być sukcesem i zarówno atak jak i obrona zostały przeze mnie wykonane poprawnie.