W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
Krążył korytarzami już od paru minut, gdyż jego uwagę przykuła gablota z pucharami. Następnie po dokładnym obejrzeniu pucharów w quidditcha skierował się wreszcie do klasy zaklęć, w której miał najlepsze wspomnienia, lecz niekoniecznie był z tego przedmiotu dobry. Szedł małymi kroczkami, przemieszczając się powoli po długich korytarzach, których końca widać nie było. W tym roku postanowił, że przyłoży się trochę do zaklęć, bo w poprzednim miał z tego przedmiotu bardzo słabe wyniki. Wszedł do klasy, obleciał spojrzeniem wszystkich z nauczycielem włącznie. - Dzień dobry! Kiwnął głową @Alexis Shercliffe oraz @Nicholas Finley na przywitanie i usiadł na prawo od miejsca w którym siedzieli. Wyjął wszystkie potrzebne rzeczy, a różdżkę którą nie wiadomo po co trzymał ciągle w ręce, schował do torby.
Ciche skrzypienie krzesła narastało wraz z częstotliwością, z jaką huśtałem się na nim, rytmicznie odpychając się od ziemi. Czułem jednocześnie, że moje oczy stopniowo tracą z widoku ciemne włosy Gryfonki przede mną, bezwolnie poddając się opadającym powiekom. Trzy godziny w nocy i dwie nad ranem nie były wystarczającymi, by przytomnie siedzieć w tej chwili na jednej z średnio zajmujących lekcji. Uparcie twierdziłem, że spanie na raty przyniesie te same efekty, co osiem godzin pod rząd. Z łoskotem wszystkie cztery nogi, zajmowanego przeze mnie krzesła, opadły na posadzkę, gdy na sekundę utraciwszy kontakt z rzeczywistością, nie zamortyzowałem nogą mojej huśtawki. Rozejrzałem się na boki, sprawdzając, czy kogoś poza mną, hałas ten także wyrwał z pół snu. A zaraz po tym oparłem się wygodnie o ławkę, na skrzyżowanych rękach układając głowę do snu oczekiwania na start lekcji. Raz tylko jeszcze się poruszyłem, gdy guzik wystający z dżinsowej kurtki wbił mi się w policzek. Ciche tykanie zegarka tuż przy uchu, stopniowo kołysało mnie w słodką półdrzemkę.
Wstrzymała oddech. Prędzej spodziewałaby się Lennoxa, Asha czy Aleksa. Z pewnością nie osoby która właśnie się do niej odezwała. W jednej chwili wspomnienia wróciły. Pokój czterech pór roku, lato, śpiew ptaków, ławeczka i oni. Jeśli kiedykolwiek miała ona jakiekolwiek wyrzuty sumienia to na pewno z tego powodu. Do tej pory nie potrafiła sobie poradzić z tym wszystkim. Przecież czuła do Maxa o wiele więcej niż do zwykłego przyjaciela. Dlaczego musiała to popsuć? Znała odpowiedź, jednak bała się do niej przyznać. Przy chłopaku stawała się o wiele łagodniejsza i milsza niż była przy innych. Nawet przy Aleksie nie potrafiła taka być. Max był dla niej... Był latarnią która dzięki swemu światłu dawała możliwość powrotu na właściwą ścieżkę, jednak ona nie widziała już powrotu. Aleks ją ostrzegał, a mimo to nie posłuchała go. - Cześć. - spojrzała na niego nie mogąc się powstrzymać. Z bliska wyglądał o wiele lepiej. Po chwili jednak odwróciła wzrok skupiając się na nauczycielce. Czyuła jak puls jej przyśpiesza. Serce wyraźnie przyśpieszyło swój bieg, jakby za wszelką cenę chciało się wyrwać z jej klatki piersiowej. - Dawno się nie widzieliśmy. - nie umiała siedzieć w ciszy przy nim. I jeszcze to stwierdzenie... Oczywistym było, że się nie widzieli gdyż dziewczyna świadomie go unikała.
Już sam fakt, że Lúthien nie spodziewała się Maxa na jego ulubionych zajęciach mógł świadczyć o tym, że to co się między nimi tworzyło jeszcze niedawno było jedynie wyobrażeniem Ślizgona. Nie widziała już powrotu - prawdopodobnie gdyby podzieliła się z przyjacielem (o ile i tego statusu właśnie nie tracił) tymi przemyśleniami - poczułby się strasznie. Przyjdzie czas na taką rozmowę, coś sobie wyjaśnią i każdy pójdzie w swoją stronę? Aktualnie Maximilian nie chciał przyjąć tego do wiadomości, choć sądząc po zachowaniu dziewczyny - nie była to opcja nierealna. Nie mniej jednak - zajęcia nie były dobrym momentem na prowadzenie poważnych dyskusji o odrzuceniu. Fakt, o ile Max był dobrym, ułożonym i pogodnym chłopakiem, o tyle Lúth miała ciemniejszą stronę i zapędy w stronę mroczniejszych kierunkach. Może doszła do wniosku, że Ślizgon jest zbyt grzeczny? Niedługo pewnie się dowie. Dawno się nie widzieliśmy - te słowa, choć całkowicie oczywiste dały chłopakowi do myślenia. Może coś się stało, może zniknęła z innych przyczyn a on tylko coś sobie ubzdurał? Płomyk nadziei znów zapłonął w jego sercu, jednak chłodny realizm nie pozwolił mu wlać ciepła - Co słychać? - bąknął głupio, by nie utrzymywać ciszy zbyt długo, zerkając na dziewczynę z ukosa. Idioto, co słychać? Kto tak zaczyna rozmowę? - wyrzucał sobie w myślach, ale i jego serce biło jak szalone, a twarz gotowała się, pokryta czerwoną zasłoną spowodowaną przypływem emocji. Choć siedział spokojnie, z luźną miną, w jego wnętrzu przechodził huragan.
Zaklęcia, kolejny przedmiot na który Li bardzo lubiła przychodzić. Zajęcia wydawały jej się całkiem przyjemne i zawsze wynosiła z nich bardzo wiele. Musiała zająć się szkolną edukacją i naprawdę nie żartować sobie z niej, bo nie chciała zostać w tej samej klasie. Oczywiście to jej nie groziło, ale wolała dmuchać na zimne. Weszła do klasy gdzie już było parę uczniów, ale miała nadzieję, że nie spóźniła się na zajęcia. Zasiadła w wolnej ławce kiwając niektórym uczniom głową na przywitanie. Niektórych znała, niektórych widziała na szkolnych korytarzach, ale nigdy ze sobą nie rozmawiali. Ciekawiła ją dzisiejsza lekcja. Czego ciekawego się dzisiaj nauczą? Profesor Bennett wydawała się być bardzo miłą nauczycielką i wydawało jej się, że nie faworyzowała żadnego z domów, chociaż oczywiście mogła się mylić. Rozejrzała się po sali zauważając @Maximilian Blackburn kiwnęła do niego głową, a nawet posłała mu drobny uśmiech. Znali się jedynie z paru rozmów, ale chyba był jednym z nielicznych uczniów z którymi lubiła rozmawiać. Od jakiegoś czasu nie mieli jednak do tego okazji, ale może w jakimś czasie się to zmieni?
Nie wiedziała nawet kiedy udało jej sie przysnąć. Jej głowa zrobiła się strasznie ciężka, oczy same się zamknęły. Z początku obiecała sobie, że tylko je zamknie i będzie czuwać, nasłuchując czy ktoś jeszcze dołączy do sali. A potem? Nawet nie wiedziała kiedy ułożyła głowę na ławce i zasnęła. Ciężko stwierdzić kto jej się śniło ani kto. Chyba jakis chłopak. Trzymał ją w swoich silnych ramionach. A ona mu się wyrywała. Tak bardzo chciała przyłożyć tej innej dziewczynie, która zrobiła coś złego. Już prawie ją miała kiedy usłyszała jakiś głos. Otworzyła gwałtownie oczy i zobaczyła, że ktoś nad nią stoi i coś mówi. Nie mogła długo spać, lekcja się chyba jeszcze nie rozpoczęła, ale chyba dołączyli do klasy nowi uczniowie, których nie zauważyła. Miała nadzieję, że spała spokojnie, że nic nie mówiła przez sen i że nie szamotała się w śnie! To byłoby upokarzające. Spojrzała ponownie na dziewczynę. Chyba chciała się dosiąść. Kiwnęła potwierdzająco głową przesuwając się na swoją połówkę ławki. Musiała się wziąć w garść. - Ja jestem Destiny. I właśnie próbuję się ogarnąć- powiedziała przeciągając się. Dziewczyna wyglądała na bardzo miła dziewczynę. Miała nadzieję, że to będzie przyjemna lekcja.
Ziewnął, zmęczony. Jedyne, czego teraz chciał to wrócić do dormitorium. Ale jak na złość ma jeszcze zajęcia.. Nie zdziwił się, że inni także zasypiają. Zrobił by to samo już teraz. Próbował się uspokoić, zatrzymać się przed snem. Jednak nie dał rady, powieki stały się ciężkie a głowa bezwładnie opadła na książkę. Wyglądało to całkiem dziwnie i zabawnie. Jednak po chwili już jego głowa znowu się podniosła. Widocznie takim osobom jak David wystarczy parę minut snu. W tej chwili przyszło mu coś do głowy. Odwrócił się do @Maximilian Blackburn. -Słuchaj, możemy porozmawiać później w pokoju wspólnym? Mam sprawę do ciebie. - powiedział szepcząc. Nikt nie wiedział, że mimo zapatrzenia w sobie David na prawdę miał wyrzuty sumienia, bo skrzywdził kolegę. Nie ważne było, czy ten wziął to sobie do serca, chciał go przeprosić.
Kuferek-3
Lilyanne Scarlett Craven
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Mugolski tatuaż za uchem, przekleństwa, blizny na przedramionach i udach.
Dopiero gdy zadała pytanie dostrzegła, że Gryfonka przysnęła. Normalnie by jej nie budziła, ale zorientowała się trochę za późno. Gdy jednak dziewczyna zrobiła dla niej miejsce przy ławce, uśmiechnęła się szeroko i klapnęła na krześle. Miała dzisiaj wyjątkowo pozytywny humor. - Miło cię poznać - powiedziała, przewieszając pasek torby przez oparcie krzesła. Na ławce położyła podręcznik i różdżkę, którą po dłuższej chwili wygrzebała z jednej z kieszeni szaty. Do sali zaczęli schodzić się uczniowie. Niektórych kojarzyła, więc w ramach powitania uśmiechała się do niech lekko lub kiwała głową. Nie dziwiła jej wysoka frekwencja. Na zajęciach z zaklęć z reguły bywało dosyć tłoczno. W końcu był to jeden z najpraktyczniejszych przedmiotów. - Wyczerpująca noc? - rzuciła żartem, widząc jak Des próbuje otrząsnąć się z resztek snu. Znała to uczucie. Też tak miała przed trzecim śniadaniem. Czasem nawet przed czwartym.
Ten dzień musiał być dobry. Co innego mógłby zakładać Liam, gdy już z samego rana dostał znaki od losu, napełniające go nadzieją o niezwykle miłym przebiegu następnych godzin? Szarawe, kocie futro! … a prawdziwiej byłoby powiedzieć, że jego brak. Kocur chłopaka ostatnimi czasy miał brzydki zwyczaj włazić mu na świeżo przygotowaną szatę, a że sierść Williama była jaśniejsza od materiału mundurka; oczywiście odznaczała się jak muskane światłem odblaski pieszych na mugolskich nocnych drogach. Radości dzisiejszego poranka nie było dość, gdy Liam faktycznie zauważył Shakepawa w istocie na łóżku, gdzie zazwyczaj Rivai zostawiał ubrania przeznaczone do narzucenia sobie na grzbiet, ale nie śpiącego na szacie, a wyciągniętego jak król na poduszce! Mała rzecz, a jak cieszyła… zdecydowanie zwędzi mu dzisiaj trochę szynki ze stołu podczas pory obiadowej. Chyba miał za mało problemów na głowie, by szczerze cieszyć się z takiej głupoty. Kulturalnie przywitał się z Profesor Bennett, przywdziewając na twarz pogodny uśmiech, nim nie zaczął szukać sobie miejsca. Choć zdecydowanie wolał rysować, niż uganiać się za fenomenalną średnią, musiał przyznać, że akurat zaklęcia w jego uznaniu były naprawdę miłym przedmiotem. Lubił wymachiwać różdżką i tworzyć różne cuda za pomocą wkodowanych do łba formuł i choć zakłócenia magiczne były dla niego potwornie upierdliwe… nie zniechęcał się, by dalej się szkolić. Odnalazł wzrokiem @Jack Moment, do którego natychmiast się przysiadł, zaczepnie szturchając go w ramię. - Cześć. - uśmiechnął się - Mugole mają takie bajki o śpiących królewnach, prawda? Aspirujesz na królewicza?
- Chyba na zła wiedźmę, która zaraz Ciebie pośle w długi sen... - Ocknął się szturchnięty, natomiast przygarnięty wcześniej stosik podręczników rozjechał się po blacie, zrzucając szczytowe tomiki na podłogę. - Chcesz mi powiedzieć że miałeś zamiar mnie pocałować? - Skrzywił się przesuwając, by zrobić Liamowi miejsce oraz podnieść felerne książki z podłogi. Gdy wrócił, zaczął ustawiać prowizoryczną ściankę oddzielającą go od kolegi Puchona. Na okładce akurat znajdowała się rycina czerwonej gadziny. W sam raz do roli straszaka. - Daj znać jak pokonasz smoka księżniczko. W tedy pogadamy co dalej. - Ziewnął, spojrzawszy w dół na panią Bennett. Cokolwiek szykowała, wyglądało na to, że lekcja szybko się nie zacznie. Tłumy ściągające do sali również nie wróżyły niczego dobrego. Spęd katastrof o różnym natężeniu opanowywany przez jedną tylko osobę? Ktoś na pewno dzisiaj ucierpi. - Nie przyszedłeś z @Neirin Vaughn? - Co z twoją misją napędzania jego ambicji i nakłaniania do nauki? Ponownie ułożył się na nieco mniejszym teraz stosiku książek. - Przegapi tę jakże ekscytującą walkę... - Postukał palcem w okładkę książki. Przysuwając ją coraz bliżej @Liam A. Rivai
KUFEREK: 5
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Czy to ja byłem taki oderwany od rzeczywistości czy to po prostu wszyscy wokół mnie zapomnieli gdzie mieszkam? Wydawało mi się, że od ostatnich kilku tygodni jedynie resztkami woli unoszę się na pograniczu świadomości i jawy. Świat wokół mnie pędził dokładnie tak samo szybko jak zwykle, ale ludzie jacy zwykle go wypełniali jakby rozpłynęli się w powietrzu. Najbardziej brakowało mi Melody. Przestała regularnie bywać na zajęciach i chociaż niezwykle mocno się o nią martwiłem, rozumiałem że ma swoje życie i może nieco inne od moich problemy, z jakimi także musiała się mierzyć na miarę swoich sił. To z nią byłem najbliżej, więc i najsilniej odczuwałem brak jej bliskości. Wcale to jednak nie znaczyło, że zapomniałem chociażby o @Terrey Thìdley, także gdy wreszcie dostrzegłem go na zaklęciach (a nie było to znowu takie trudne, gdy klasa była spora, a ludzie wcale nie lgnęli do niej tłumami), niepostrzeżenie dla niego zająłem miejsce u jego boku, układając na książce pióro, kałamarz, pergamin oraz podręcznik. Pozwalałem mu odpoczywać, chociaż nie mogłem powstrzymać się od nieco pobłażliwego uśmiechu, gdy tak przelotnie na niego zerkałem, upewniając się w wiedzy, iż nie zmienił jeszcze pozycji. Doskonale wiedziałem jak to jest nie dosypiać, a chociaż miałem naprawdę ogromną ochotę na zamienienie z nim kilku słów, jak zwykle zrobiłem na przekór samemu sobie i zająłem się bazgraniem po przyniesionych kartkach. Z bezładnej plątaniny kresek i kleksów, wkrótce zaczął wyłaniać się niezwykle koślawy psidwak. Kompletnie nie potrafiłem rysować, to akurat żadna nowość. Odsunąwszy przeszkadzającą mi bransoletkę z ayuahascą z nadgarstka na przedramię, kontynuowałem tworzenie swojego cudownego szkicu.
Nie spóźnił się! Pomimo zalegającego na ścieżkach śniegu trzeszczącego niebezpiecznie pod ciężkimi butami, pomimo krzyków woźnego na widok mokrych śladów na korytarzu, pomimo spartaczonego zaklęcia przywołującego i pomimo dodatkowej fatygi do dormitorium Gryffindoru - Hero dotarł do klasy chwilkę przed czasem. Dumnego uśmiechu nawet nie próbował ukryć, gdy płonął po wyczerpującej przebieżce. Za dużo warstw miał ten mundurek... dobrze, że przynajmniej kurtka została zrzucona na podłogę w wieży Gryffindoru, obok szalika i zmiętych kulek, będących w poprzednim życiu rękawiczkami. Teraz mógł poruszać się dość spokojnie, co i rusz chwytając za przód koszuli i nieco się nią wachlując; zima, tak? Chyba wyglądał, jakby wyrwał się spośród największych letnich upałów... Nie miał żadnej wymówki, czemu tak pędził i walczył z czasem. To jest, miał, ale nie była ona zbyt elegancka - najzwyczajniej w świecie musiał rano udać się na chwilę do studia nagrań, ale zaspał. Miękkość pościeli i zgubne zapewnienie „już zaraz wstaję” poprzesuwały mu plan na ten dzień, psując grafik i wymuszając szaleńcze bieganie. Skoro jednak udało mu się tym razem opanować sytuację, to bez zbędnych już problemów przemknął przez klasę, szukając sobie jakiegoś wolnego miejsca. Miał ochotę zaczepić kuzyna, ten jednak miał już towarzystwo... może to i lepiej, bo Hero w przeciwieństwie do @Riley Fairwyn zapewne nie pozwoliłby @Terrey Thìdley tak wypoczywać. Stuknął stopą nogę od krzesła swego kuzyna, jednak potem już grzecznie zajął miejsce w odosobnieniu. Wygrzebał z torby podręcznik, zwoje pergaminu, pióro i kałamarz; z tego wszystkiego był prawie pewny, że zgubił różdżkę, ta oczywiście zaraz znalazła się w bocznej kieszeni. Teraz pozostawało tylko zaczekać, aż profesor-dyrektor Bennett zacznie zajęcia.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Mała, chuda, w starych, za dużych ubraniach była częstym celem drwin i to często z ust ludzi, których nawet nie znała. Zazwyczaj starała się to ignorować, ale dziś w jakimś dziwnym przypływie odwagi rzuciła w jakiegoś rok starszego chłopaka kanapką. Chciała tylko żeby zamknął ryja, nawet specjalnie nie celowała, ale tak jakoś wyszło, że jebła mu tym idealnie w twarz. Trochę go to chyba wkurzyło, bo wyjął różdżkę, a kiedy Finn wzięła nogi za pas, pobiegł za nią. Uciekała przed siebie już powoli tracąc nadzieję na to, że go zgubi (zawzięty był skubaniec!), kiedy zobaczyła jakichś ludzi wchodzących do klasy. Może był tam też nauczyciel, a nawet jeżeli nie, to przynajmniej miałaby świadków czy coś. Nie tracąc czasu na zastanawianie się wpadła do sali hamując ze ślizgiem przy jakiejś ławce, w której od razu usiadła, żeby tyko wtopić się w tłum. Dopiero po chwili zobaczyła, że wcale nie musiała, bo za biurkiem siedziała profesor i to nie byle jaka, bo sama dyrektorka. Była uratowana! Tyle tylko, że teraz musiała zostać w klasie i liczyć na to, że będą robić coś co umiała.
Usłyszawszy o lekcji zaklęć przełamała się i postanowiła na nią pójść. Nie wiedziała, czy to na pewno jest dobry pomysł zważając na jej umiejętności, ale ostatecznie dlaczego nie? Najwyżej coś jej się nie uda, zrobi z siebie błazna lub się uszkodzi... Gorsze rzeczy się przeżywało choćby na treningach quidditcha. Chciała się podszkolić z zaklęć, zwłaszcza teraz, kiedy tak rzadko jakiekolwiek jej wychodziło. Już kilka razy zdarzyło się, że pilnie musiała użyć magii i pyk! niespodzianka, bo nic się nie stało lub się pogorszyło, tak jak na grudniowym spacerze w parku. Nie chciała dopuścić do większej ilości taki sytuacji i dlatego też szła korytarzami w kierunku klasy zaklęć. Weszła do niej, powiedziała cicho "dzień dobry" do nauczycielki zasiadającej za biurkiem (choć ta pewnie nawet jej nie usłyszała) i usiadła w jakiejś randomowej ławce, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że była już ona zajęta przez młodszą uczennicę (@Finnegan Gilliams). - Oh, cześć. - powiedziała zmieszana i miała ochotę zrobić facepalm'a, ale powstrzymała się i przybiła go sobie jedynie w myślach. Jak mogła nie zauważyć, że dosiadła się do kogoś? - Jestem Ophelie. - skoro już zajęła miejsce i jeszcze nie została z niego wyproszona, to najwyraźniej znaczyło, że dziewczynie to nie przeszkadzało, prawda?
Isilia wiedziała, że nie może jej zabraknąć na lekcji zaklęć. Już nawet nie chodziło o fakt, że uwielbiała ten przedmiot, a o zakłócenia, które nadal przeszkadzały w codziennym życiu i zdecydowanie je utrudniały. Nawet rzucenie jakiegoś prostego zaklęcia mogło równać się z przykrymi skutkami ubocznymi. Czasem szczęście dopisywało, ale to nie wystarczało. Doskonalenie umiejętności i nauka. To było to, czego teraz tak bardzo potrzebowała. Weszła do klasy i przywitała się z nauczycielką, po czym zajęła miejsce na tyłach sali, obok @Bianca Zakrzewski. - Mam nadzieję, że nie miałaś zaplanowanego towarzystwa. - powiedziała i wyjęła podręcznik, który położyła przed sobą na ławce. Oparła na nim łokieć, a na nim policzek tak, żeby widzieć co rysuje Zakrzewski. Patrząc tak sprawne ruchy ręki dziewczyny, w głowie pojawił jej się obraz listopadowej lekcji, kiedy to rozpłaszczyła się na ścianie. Jej twarz aż wykrzywił grymas bólu na to wspomnienie, ale to tylko utwierdziło ją w tym, że nie mogła opuszczać zajęć.
Kiedy zobaczyła różdżkę, którą tamta wyciągnęła wytrzeszczyła oczy. A czy ona na pewno ją zabrała ze sobą? Byłby wielki przypał przyjść na zajęcia zaklęć bez różdżki! Na innych zaklęciach nie była potrzebna, ale wyobrażacie sobie ten moment kiedy wszyscy wymachują różdżkami a wy patrzycie jak wół w malowane wrota? Zaczęła klepać swoje kieszenie i odetchnęła z ulgą kiedy poczuła, że jest w dokładnie w tym miejscu w którym ją rano wsadziła. Miała szczęście, że chociaż z rana bywa dość rozgarnięta! - nie tylko noc. Moje całe życie jest wyczerpujące. Cud, ze jeszcze żyję- zaśmiała się kiedy juz odetchnęła z ulgą. Wybieganie z sali chwilę przed rozpoczęciem zajęć nie było zbyt dobrym pomysłem. - A akurat noc była wyjątkowa idealna na sen. Aż chciałoby się jeszcze trochę pospać. Proszę cię, nie pozwól mi zasnąć. Nie jestem jeszcze gotowa na utratę punktów ani szlaban- w swoim życiu już miała kilka szlabanów. I to żeby jeszcze coś zrobiła! ale nie, była grzeczna. Obrywało jej się za siostrę bliźniaczkę! Nie jej wina, że te durne grono pedagogiczne nie umiało odróżniać sióstr!
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Z nosem w książce weszła do klasy, a raczej próbowała, bo nie do końca trafiła w drzwi i wyrżnęła we framugę. - O w dupę - jęknęła z bólu, ale już sekundę potem sama z siebie skisła. Dla bezpieczeństwa swojego i innych zamknęła książkę i rzuciła ją na pierwszą ławkę, przy której siedział już jakiś czerwony krawat. - Czołem, gwiazda - przywitała wesoło @Hero Ontario Thìdley, co było dość ironiczne, jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że dopiero co przydzwoniła tym czołem w ścianę. Z Hero miała do tej pory styczność wyłącznie na lysowym treningu, toteż w stronę tego tematu zaczęła rozmowę - To jak? Dołączasz do drużyny? - chwilę pogrzebała w przepchanej torbie, szukając materiałów na lekcję, ale nie mogąc nic znaleźć wywaliła jej całą zawartość na blat. Z pomiędzy tony śmiecia, książek i przedmiotów takich jak fałszoskop i ujawniacz, wyciągnęła sobie rolkę pergaminu, pióro i podręcznik, a resztę wrzuciła z powrotem byle jak do torby. Chociaż taki beret uroków mógłby się jej może przydać, w zależności od tego co mieli robić... Najwyżej wyrzuci wszystko jeszcze raz. Na szczęście różdżkę nosiła w kieszeni i przynajmniej jej nie musiała szukać.
Kuferek: 63 (+3 fałszoskop, ujawniacz, beret)
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Ominęły go pierwsze rozmowy oraz - co ważniejsze - dobór miejsc. Kiedy przyszedł na salę, w tej zdążył się zebrać niemały tłumek. Nie spóźnił się jednak, chociaż wyjątkowo nie spieszył się na tę lekcję. Bez jakiegoś poważnego powodu. Po prostu nie miał ochoty ruszać się z dormitorium, nadzwyczaj tego dnia apatyczny oraz pozbawiony i tak kulejącej chęci do życia. Niemniej @Liam A. Rivai nie pozwoliłby, aby rudzielec opuścił tak ważną (w jego mniemaniu) lekcję, jaką były zaklęcia. Ciągnął Walijczyka na zajęcia z zapałem godnym lepszej sprawy. Aż chłopak uległ i ruszył się z sypialni. Tyle, że potem zapodział się w tłumie pędzącym korytarzem. Dobrze, nie zapodział per se. Po prostu pozwolił się zapodziać, idąc gdzieś z grupką pierwszaków, aż nie przestraszyli się go i nie uciekli. Wówczas Nei zostawszy sam na schodach, zaczął prowadzić żywą konwersację z obrazami. Malowani panowie i panie potrafią być miłymi rozmówcami, chociaż jeszcze mniej rozumieją pokręcony tok myślenia rudzielca niż jego żywi towarzysze puchońskiej niedoli. To jeden z portretów przypomniał Walijczykowi o lekcji, bo Neirin zdążył odpłynąć myślami i zupełnie z głowy mu wyleciały jakiekolwiek zaklęcia. Starszy czarodziej poruszył górną wargą, strosząc wąsa i upominając ucznia, że nauka otwiera drzwi do lepszej przyszłości. Udał się zatem Neirin z powrotem na drogę prowadzącą do klasy, a stamtąd do sali. Przystanął przy wejściu i rozejrzał się, zanim wyłapał wzrokiem znajome sylwetki. Minąwszy innych uczniów, podszedł do puszkowej ławki, siadając obok @Jack Moment. Spojrzał po jego prowizorycznej poduszce i stosiku oddzielającym go od Liama, póki co jednak nie komentując niczego.
Zaklęcia to chyba jedyne zajęcia, na których Peter daje z siebie wszystko. Nie inaczej było na dzisiejszych lekcjach u Pani Bennett. Krukon wszedł do klasy lekko przed rozpoczęciem lekcji i od razu zauważył, że w sali znajduje się całkiem duża grupa osób, których oczywiście nie kojarzył. Tyle lat w Hogwarcie i żadnych znajomych. Może powinienem zacząć chodzić na imprezy. Poznałbym jakichś fajnych ludzi. Może znalazłbym sobie dziewczynę. Moje życie nabrałoby sensu - Peter usiadł w jednej z bocznych ławek i od razu położył się na niej - W sumie mógłbym tak zrobić, ale średnio mi się chce. Poza tym może moje życie nie jest przepełnione adrenaliną, ale je lubię. Nie mam powodów do narzekania. Kiedy Peter przygotowywał się już do snu, przypomniał sobie, że to przecież zaklęcia, więc wyciągnął ze swojej torby coś do pisania i oparł się na ławce. Kolejne minuty spędził na rysowaniu dziwnych kształtów na kartce w oczekiwaniu na rozpoczęcie lekcji.
Kuferek: 15
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Była pewna, że się spóźni, ale jakimś cudownym sposobem była w klasie na kilka minut przed rozpoczęciem lekcji. Być może Bennett, nauczając ich zaklęć, ukradkiem przekazała im też zdolność do zaginania czasoprzestrzeni, którą na bank sama posiadała. Gemm od jakiegoś czasu dorabiała sobie marne knuty grając na ulicy w Hogsmaede - bardziej dla zajęcia czymś rąk i głowy niż dla pieniędzy. Obstawiała, że przytachanie się z wioski z futerałem w łapie zajmie jej więcej czasu, więc nawet nie zahaczała o dormitorium. Zdziwiła się, gdy zastała drzwi do klasy jeszcze otwarte, bo z racji noszenia zegarka na kostce nie miała nawet jak sprawdzić czasu po drodze. Tak czy owak, nie zamierzała już zawracać. Weszła do sali, w której na szczęście były jeszcze niezajęte przez nikogo ławki. Nie chciała zabierać nikomu przestrzeni osobistej instrumentem, więc usiadła sama, wsuwając futerał z basem pod stolik.
Zaklęcia, tuż obok eliksirów i obrony przed czarną magią, były ulubionym przedmiotem Melanii. Studentka Ravenclawu, pomimo bycia dość bystrą i inteligentną, miała problem z zapamiętywaniem terminów zajęć, nawet tych ulubionych! Była pewna, że się spóźni i już w głowie wymyślała dla siebie alibi. Pośpiesznie krzątała się po dormitorium szukając swojego pióra, atramentu i skrawka pergaminu. Dobrze było mieć te trzy rzeczy przy sobie. Nawet jeśli zajęcia okażą się praktyczne, może zaistnieć taka okoliczność, że trzeba będzie coś zapisać na kartach pergaminu. No i gdzie u licha jej różdżka?! W popłochu obijała się o swoich znajomych z dormitorium, przepraszając ich za to. Gdy była już gotowa na zajęcia, wyszła z dormitorium i pospiesznie zbiegła ze spiralnych schodów, które zawsze sprawiały jej nie lada trudność. Tymczasem przebiegła je bez żadnego problemu. To chyba ta adrenalina jaka ją wypełniała. Kiedy w końcu wbiegła do klasy zaklęć i zorientowała się, że zajęcia jeszcze się nie rozpoczęły, odetchnęła z ulgą. Nie spóźniła się, a co najważniejsze - nie będzie musiała kłamać. Ufff, co za ulga! Poprawiła kosmyk swoich blond włosów, które momentami przybierały odcień rudego koloru i usiadła przy najbliższej, wolnej ławce i ułożyła na niej wszystkie potrzebne przybory. Rozejrzała się dokładnie po sali i stwierdziła, że większości tutaj zgromadzonych w ogóle nie zna. Jedynie kogo wypatrzył jej bystry wzrok była @Li Na. Pomachała do niej w geście powitania i uśmiechnęła się dość delikatnie, co nie często się u niej zdarzało. Zwarta i gotowa wyprostowała się i czekała na rozpoczęcie zajęć, które zawsze sprawiały jej sporo satysfakcji.
Kuferek: 5
Ostatnio zmieniony przez Melania Lipkins dnia Czw Lut 22 2018, 22:22, w całości zmieniany 1 raz
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nic dziwnego, że w obliczu tych cudownych zakłóceń magicznych na lekcji zaklęć zjawiały się prawdziwe tłumy; Mefisto nie musiał zastanawiać się, gdzie ściągnie ich profesor Bennett, bo miał wrażenie, że pół Hogwartu zmierzało właśnie do tej klasy. Poniekąd to dlatego aż tak dramatycznie zwolnił, błyskawicznie zniechęcając się do edukowania właśnie pod względem tej dziedziny magii. Postanowił jednak nie rezygnować, tylko spiąć się i zmusić do wejścia do klasy. Dopadł go dziwny humor, częściowo zakrawający o lenistwo; być może to zakup nowego mieszkania tak go oddalił od zamkowego życia? Nagle najprzyjemniejszą wizją było leżenie skulonym pod miękkim kocem na niewygodnej, małej sofie w kącie swojej własnej kawalerki. Nie uśmiechało mu się zasuwanie z Hogsmeade do szkoły, ani latanie po dormitoriach i szukanie książek. Nie miał na to nastroju... Tak samo jak na socjalizowanie się i słuchanie trajkotania Bennett, wiecznie energicznej opiekun Hufflepuffu, czy tam dyrektorki, czy tam co ona jeszcze robiła w wolnym czasie. W mniemaniu Mefisto - skakała i szukała sobie nowego zajęcia, żeby nie stracić ani sekundy. Nie rozglądał się wcale w poszukiwaniu jakiejś pary. Nie był pewien, czy będą potrzebne - bądź co bądź to miały być zaklęcia, a nie pojedynki OPCM. Szkoda, bo na to drugie miał chyba trochę więcej ochoty... Tak czy inaczej miał drobną nadzieję, że nie zostanie upchnięty na siłę w jakiejś parze. Odnalazł jeden z nielicznych wolnych stolików i tam też przysiadł, opierając się łokciem o parapet. Przynajmniej nie zanudzi się, zerkając za okno i podziwiając widoczki. Cudowna perspektywa. Przemknął jeszcze spojrzeniem po sali z tą swoją niby znudzoną miną, odnajdując parę znajomych twarzy. Mogliby już zacząć, no.
14
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Blaithin całkiem przywykła do samodzielnej nauki w kwestii zaklęć. Nieraz zaszywała się w opuszczonych pomieszczeniach, żeby w wolnej chwili potrenować kilka czarów. Ewentualnie nocami czytała książki tak długo aż nie morzył jej sen. Pracę własnym tempem nad aspektami, które interesowały Gryfonkę najbardziej, uważała za najlepszy sposób nauki. Co nie znaczyło, że rezygnowała ze standardowych zajęć. Bądź co bądź, powinna jakoś pociągnąć te studia, prawda? Nałożyła czarną szatę, zabrała najpotrzebniejsze rzeczy, w tym beret uroków na wszelki wypadek, po czym wyszła niespiesznie. Do klasy weszła spokojnie zapewne jako jedna z ostatnich, wzrokiem badając twarze innych uczniów i okazjonalnie kiwając głową swoim znajomym. Fire czuła mocną niechęć do dyrektor Hogwartu nie tylko ze względu na to, że miała paskudny charakter, ale same okoliczności, w których zdobyła nową posadkę już dziewczynę drażniły. Nie wspominając o incydencie na balu. Wątpiła, że powstrzyma się od zgryźliwych komentarzy. Zajęła miejsce na uboczu, torbę stawiając na krześle obok w jasnym przekazie, że jest zajęte. Oczywiście, to miało tylko odstraszyć potencjalnych ludzi, którzy zechcieliby Fire pomęczyć rozmową. Zamiast tego wolała oprzeć się na krześle i wyciągnąć książkę o najniebezpieczniejszych truciznach, jakie wynaleziono. Podparła głowę o łokieć i wczytała się we fragment zawierający opis wewnętrznego rozpuszczania tkanek - wyjątkowo dokładny i okraszony nielicznymi rycinami. Nawet się specjalnie nie kryła, gdyby ktoś zapuścił żurawia do stron książki.
Ostatnio jestem niezwykle pilną uczennicą, może to za sprawą odzyskanej funkcji prefekta? Nie żeby jakoś bardzo mi na nie zależało, ale miło kiedy odznaka znowu jest przypięta do mojej szaty i mogę innym ślizgonom mówić co mają robić. Odejmowanie punktów jest najlepszą częścią prefektowania. Przypinam ją starannie do mojego dzisiejszego ubrania, na ramiona zarzucam nieodłączną pelerynę z zielonymi akcentami, a nadgarstek zdobi nieodłączona od jakiegoś czasu bransoletka z ayuahascą. Lubię zaklęcia i mogę tylko gdybać, że Bennett lubi mnie - z jakiegoś powodu zostałam prefektem, a wydaje mi się, że nowa dyrektor mogła mieć w tej sprawie cokolwiek do powiedzenia. Sama za kobietą specjalnie nie przepadam, ale mam nadzieję nie musieć z nią rozmawiać, a jedynie słuchać. Chyba zupełnie nie pamiętam o zakłóceniach magii, nie używam aż tak wielu zaklęć, chociaż parę razy już przekonałam się co może się stać, jeśli coś nie wyjdzie. Biorę ze sobą różdżkę i nic więcej, liczę na brak teorii, a gdyby podręcznik przypadkiem było potrzebny, to na pewno znajdzie się ktoś kto zechce mi pożyczyć - w końcu jestem prefektem. Wchodzę do klasy i rozglądam się, jest parę ślizgonów, między innymi samotnie siedzący @Mefistofeles E. A. Nox, w dodatku zajmuje najlepsze miejsce przy samym oknie, więc od razu do niego podbijam. - Hejka, Mef! - Być może wygrywam go z zamyślenia. Wygląda jakby nad czymś myślał, albo tylko mi się wydaje. Osuwam się na krzesło obok i witam go całusem w policzek. - Wyglądasz, jakbyś nie mógł się doczekać skrzeczenia Bennett - śmieję się. Wyjmuję różdżkę z kieszonki i obracam ją w palcach. Mam nadzieję, że magia mnie dzisiaj nie zawiedzie.
42 punkty bransoletka z ayuahasca - pozwala zawsze wybrać lepszy przerzut
Ostatnio zmieniony przez Daisy Manese dnia Czw Lut 22 2018, 21:48, w całości zmieniany 1 raz
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Wcale mu się szczególnie na zaklęcia nie spieszyło; niby uważał, że są to takie podstawowe zajęcia, na których wypadało się pojawić, ale z drugiej strony Ezra raczej nie był osobą, która musiała pojawiać się koniecznie w każdym terminie. Uważał, że na prawdę poprawnie radził sobie nawet w obliczu zakłóceń magicznych. Poniekąd zatem szukał wymówki, aby zrezygnować z uczestnictwa z powodu zwykłego, ludzkiego lenistwa. Jak na złość jednak, akurat nie miał nic innego na głowie. Pogwizdując, wszedł do sali i powitał z szacunkiem profesor Bennett, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu. Przybyło zadziwiająco wielu uczniów i Ezra przez chwilę miał problem z podjęciem decyzji, do kogo się dosiąść. Nie chciał na pewno trafić do osoby sztywnej jak kij od miotły. Za bardzo by go drażniła taka potencjalna współpraca. Wtedy wyłapał wzrokiem skojarzoną z lekcji numerologii postać. Szkoda mu było, że nieznajomy Puchon już miał towarzystwo, należało jednak pamiętać, że to w żaden sposób Ezry nie peszyło. Bezceremonialnie usiadł w ławce przed @Liam A. Rivai i korzystając z tego, że uciekały ostatnie minuty do rozpoczęcia się zajęć, odwrócił krzesełko i z szerokim uśmiechem wyciągnął rękę do chłopaka oraz jego żółtych przyjaciół (@Jack Moment@Neirin Vaughn). Na blacie stoły zakręcił się fałszoskop, który Ezra ze sobą przyniósł. - Cześć, Ezra Clarke. A ty to nowy przyjaciel Noxa, racja? - Przyjacielski wyraz twarzy nabrał na kilka sekund pewnej protekcjonalności, aby zaraz powrócić do milej kojarzącej się postawy. Przesunął po Puchonie zaciekawionym spojrzeniem, jakby próbując rozgryźć, co takiego ciekawego dostrzegł w chłopaku Mefisto...
Kuferek: 20 (+1 za fałszoskop)
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Gdzie najlepiej zrobić z siebie idiotę, jeśli nie na zajęciach wymagających użycia różdżki? Leonardo nie miał najmniejszych wątpliwości, że popisze się w ten stanowczo mniej pozytywny sposób, jak chyba zawsze. Największą presję wywoływała obecność profesor Bennett, która teraz w oczach Gryfona była "dyrektor-która-może-zabrać-mi-odznakę", a co jak co, do tej przypinki nieźle się przyzwyczaił. Pozostawało mu chyba jedynie mieć nadzieję, że nauczycielka nie zabierze mu zaszczytnej funkcji tylko dlatego, że nie umie rzucać zaklęć. Czy to był jakiś wymóg? Bo nawet jeśli, to jego obecność świadczyła o uporze i staraniach! Oczywiście, kiedy tylko miał wychodzić, przyszła do niego paczka - była to książka od kuzyna dotycząca magicznych stworzeń; tak dokładnego zlepka fascynujących opowiadań i ciekawostek Vin-Eurico jeszcze w łapkach nigdy nie miał. Do sali ruszył zatem w pełni zaczytany w hiszpańskiej powieści, pokonując trasę z wieży Gryffindoru o wiele szybciej, niż chciał. Z lubością pochłaniał pochłaniał informacje odnośnie iglic, gdy przyszedł czas rozstania z książką. Zatrzasnął ją energicznie i wparował do klasy; chciał przywitać się kulturalnym "dzień dobry", ale w jego głowie nagle pojawiła się zupełna pustka, języki zmieszały się dziwnie i Leo wyrzucił z siebie bliżej nieokreślony bełkot. Zamrugał kilkakrotnie z zaskoczeniem, przystając na chwilę w miejscu, a potem poprawił się już w poprawnej angielszczyźnie - to była potworna żenada, żeby po tylu latach dawać się tak łatwo wybić z rytmu. I chociaż przemknął mu w tłumie @Ezra T. Clarke, to nie jego skazał na słuchanie swojego pięknego głosiku. Niee, Krukon miał do tego wystarczająco dużo okazji, podczas gdy @Blaithin ''Fire'' A. Dear... - Hej, Płomyku! - Ucieszył się, błyskawicznie zajmując miejsce obok przyjaciółki. W jakimś dziwnym porywie entuzjazmu (w ogóle, to chyba nie był jego dzień) nachylił się, aby ją przytulić. Zganił sam siebie, powoli wracając do przestrzeni swojego krzesełka, z wyraźną skruchą i konsternacją. - Co czytasz? - Zagadnął jeszcze, wyciągając z torby jakieś pergaminy i pióra, ale głównie po prostu szukając różdżki. To źle, że nie miał jej nigdzie na wierzchu?