W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
P.S. Zabierz ze sobą Ruth Wittenberg
Minister magia, Nolan T. Kaene
pierwsza sala zaklęć
Autor
Wiadomość
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Odleciała myślami daleko od klasy i nawet nie zauważyła @Lysander S. Zakrzewski, dopóki ten się do niej nie odezwał. - Cześć – odpowiedziała z uśmiechem, otrząsając się z zadumy – Merlinie, ile ja ci mam do opowiedzenia. W sumie to tylko jedno, ale dobre. Z butów wyskoczysz – nie mieli okazji porozmawiać od czasu tego oprylaka w Grecji, a komu jak komu, ale Lysowi musiał powiedzieć co potem odwaliła – Wtedy co wyszłam po jedzenie, pod koniec wyjazdu… wpadłam w korytarzu na Carvera – już samo to brzmiało tragicznie (albo jak dobra historia, zależy od podejścia – Ettie sama nie była pewna czy to straszne wspomnienie czy anegdota). Natrafienie na jakiegokolwiek profesora w jej ówczesnym stanie oznaczało kłopoty, ale z Carverem dodatkowo miała kosę. Trudno było wyobrazić sobie, żeby mogła mieć większego pecha – Ale czekaj, bo to nie jest najgorsze… - właściwie to pech mógł sobie wtedy w ogóle wziąć urlop. Ette wystarczająco dobrze sama pokpiła sprawę. Nie zdążyła jednak dokończyć opowieści, bo przed nimi usiadł @Eric Henley. - Hej – wyszczerzyła do niego zęby – Hm? – zapomniała, że wciąż bawi się wisiorkiem i dopiero po chwili ogarnęła o czym mówił – A to! Obrączka mojej mamy – schowała łańcuszek pod sweter, odrobinę zmieszana. Raczej wątpiła w to, że któryś z chłopaków podchwyci ten temat, ale zabezpieczała się przed tym już odruchowo. Jej uczucia do zmarłej rodzicielki były więcej niż skomplikowane, w każdym razie nigdy nie czuła się komfortowo, kiedy ktoś o niej wspominał, nawet ona sama. - A propos Carvera – zmieniła szybko temat – Wysyłaliście mu to wypracowanie o likantropii? Machnęłam mu referat długości "Historii Hogwartu". Jeśli teraz mi nie wstawi W, przysięgam, że urządzę taki bunt, że gobliny będą na mnie patrzeć z podziwem. Dalsze rozmowy uniemożliwiło im wejście nauczyciela. Ettie patrzyła na położoną przed nią kartkę papieru jak na jakiegoś obmierzłego gnoma. Tylko nie kartkówka. Tylko nie teoria. Słuchała autoprezentacji Mograine może bez większego zainteresowania, ale z uwagą. Odetchnęła z ulgą, kiedy wyjaśnił im do czego miały posłużyć im kartki. Nie zwlekając, wyjęła różdżkę, kiedy na to pozwolił i rzuciła wszystkie zaklęcia jedno po drugim, kiedy tylko zadziałał efekt poprzedniego. Diffindo. Incendio. Iris Ignis, rzuciła niewerbalnie, bo umiała, więc czemu nie. Zadanie było dziecinnie proste, więc nawet za bardzo się na nim nie skupiała. Spopieliwszy do końca kartkę, zwróciła się do Lysa i już miała zainicjować jakąś pogawędkę, kiedy do klasy wszedł Walker z drugą krukońską prefekciarą. Szturchnęła przyjaciela i skinęła lekko głową w stronę ich wspólnego wroga. - Mam tę recepturę – mruknęła, wiedząc, że zrozumie o co jej chodzi. Ettie nie chciała na dzień dobry podpadać nauczycielowi ciągłymi rozmowami z Lysem i Ericiem, ale była dziś w wyjątkowo gadatliwym nastroju, wobec tego, widząc, że część klasy zmaga się jeszcze ze swoimi kartkami zagadnęła samego @Aiden Mograine: - Panie M.? – uniosła do góry rękę; mimo, że pozwolił im mówić do siebie po imieniu Ette nie mogła się na to zebrać. Podobnie było z profesor Estellą. Odpowiadały jej luźniejsze relacje z nauczycielami, ale wpajana przez lata szkolna hierarchia wryła jej się w głowę zbyt mocno, żeby tak po prostu przejść sobie z belframi na "ty". Miała nadzieję, że ten nowy nie potraktuje tego jako afrontu – Ma pan jakieś przypuszczenia, skąd wzięły się te zakłócenia magii? Albo może pan coś słyszał? Etkę bardzo ten temat interesował, co było chyba zrozumiałe. Dotykał w końcu fundamentalnej części życia czarodziejów. Wydawałoby się, że o niczym innym nie powinno się mówić, że powinna zapanować jakaś delikatna panika i wszędzie powinny toczyć się polityczne i naukowe dyskusje. Tymczasem miało się wrażenie, że mało osób podchodzi do tego poważnie, tak jakby był to przelotny deszcz i wszyscy wiedzieli, że niedługo ustanie. Nawet ona sama trochę tak się czuła. Zdrowy rozsądek wygrywał jednak czasami z nastoletnią beztroską i podpowiadał, że gdyby źródło kłopotów z magią było znane i miało być wkrótce opanowane, Ministerstwo natychmiast poinformowałoby o tym obywateli, żeby zapobiec narastającym niepokojom. Logicznym było więc, że rozmowy na ten temat były ograniczone, albo dlatego, że nikt nie wiedział jeszcze co się działo, albo było to tak straszne, że nie chciano powodować paniki wśród ludzi. Z takimi wnioskami, aż się prosiło, żeby pomyśleć o dziwnym zachowaniu Tiary Przydziału na uczcie powitanej. Ettie tyle razy analizowała w głowie tę sytuację, że mogłaby zaśpiewać ostatnią zwrotkę pieśni Tiary nawet od tyłu. Większość uczniów bagatelizowało tę sprawę i kilka dni po uczcie, każdy kto okazywał zaniepokojenie tym faktem spotykał się z wyśmianiem, przede wszystkim uczniowie młodszych klas. Groza zapowiedziana przez Tiarę była tematem tabu, chyba że w formie żartu. Ettie, w trosce o swoją reputację również się śmiała, chociaż w rzeczywistości podchodziła do tego śmiertelnie poważnie. Wystarczyło zwrócić uwagę na reakcje nauczycieli na uczcie, przyglądać się ich zachowaniu w kolejnych dniach i spędzić trochę czasu w bibliotece sprawdzając czy kiedykolwiek miała miejsce podobna sytuacja, a potem już tylko połączyć kropki. Coś dużego wisiało w powietrzu. Nie bała się – miała ewidentny niedorozwój części mózgu odpowiedzialnej za strach. Perspektywa nadciągającego większego zagrożenia ekscytowała ją. To było coś na co czekała całe życie. Chciała więcej danych. Była przekonana, że takie istnieją, tylko nikt nie chce dzielić się nimi z uczniami w trosce o ich spokój ducha. Liczyła jednak na to, że wyluzowany Aiden uchyli przed nimi rąbka tajemnicy.
Kostki: 5, 2, 2 Kuferek: 30 (+6) Razem: 15
Żem się wzięła szarpnęła z tym postem o.o
Ostatnio zmieniony przez Harriette Wykeham dnia Nie Wrz 10 2017, 01:56, w całości zmieniany 1 raz
Na miejscu Clarissy Li również by nie opuściła Hogwartu, jednakże tutaj jest spory dylemat, bo to jednak chodzi o jej dziecko. Ale szkoda też jest ważna i znając rodziców puchonki pewnie by się opiekowali maluchem zanim ta nie wróciła z niej. Tak jej się wydawało, ale na szczęście nie miała takiego problemu jak Clarissa i nie musiała się o to martwić. Ale szczerze powiedziawszy to podziwiała rudowłosą, była naprawdę odważna. Mieć dziecko, uczyć się. Pewnie nie ma czasu na znajomych i dziwić się, że Li tak ostatnio zaniedbała. - No pewnie, na Twoim miejscu też bym chciała go mieć przy sobie. - powiedziała do niego i wtedy ni z tego ni z owego do klasy wszedł nauczyciel. Cholera, nauczyciel? Od kiedy to modeli przyjmują na nauczycieli? Wraz z Clarissą patrzyły na niego jak na jakieś bóstwo. No faktycznie takowym był. Ale po co robić maślane oczy jak on nawet na nie nie spojrzy pewnie. Zaśmiała się ze słów krukonki, ale dopiero oprzytomniała gdy zapytała się o malowanie. - Wiesz co też zajęłam się nauką i nie mam na to czasu. Robię tam jakieś szkice, ale wydaje mi się jakbym się kończyła, bo wcale mi się one nie podobają. - powiedziała do niej i wzruszyła ramionami. Od zawsze lubiła malować, nawet rodzice w wieku szkolnym chcieli wysłać ją do takiej właśnie szkoły, jednakże te plany zaprzepaścił list z Hogwartu. Spojrzała na skutki zaklęć Clarissy i lekko się do niej uśmiechnęła. Była naprawdę zdolną czarownicą. Czas na nią. Li wyciągnęła różdżkę i wypowiadając po kolei zaklęcia udawało jej się za każdym razem. Na każdych zajęciach na które Li przychodzi z zaklęć te wychodzą jej wręcz perfekcyjnie.
Kostki: 5, 5, 6 Kuferek: 2 Razem: 18
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Początkowo w ogóle nie miał zamiaru pojawiać się na lekcji zaklęć. Ostatnia praca z Reedem jakoś tak mu obrzydziła ten przedmiot na najbliższy czas, nieważne, kto go prowadził. Kompletnie też nie miał humoru - po tylu miesiącach to wreszcie Bridget udało się go zranić tak dotkliwie, jak jeszcze nigdy, a w dodatku Leonardo wciąż był na niego obrażony za to lekceważące potraktowanie. Ezra miał wielu znajomych, teraz jednak magicznie ich zabrakło i Krukon w ogóle nie mógł sobie przypomnieć imion osób, które teoretycznie mogły udzielić mu wsparcia, którego potrzebował. Które mogłyby pełnić zastępstwo za tę jedną, jedyną Szwedkę. Ezra błąkał się więc po korytarzu, zastanawiając się, czy lepiej iść do biblioteki i przynajmniej nie zmarnować czasu, czy olać wszystko i wszystkich, by pogrążyć się w swoim smutku w mieszkaniu. Odwieczne pytanie. Całkiem przypadkiem jednak zawędrował pod drzwi klasy, w której odbywały się zajęcia z zaklęć. I wtedy tknęło go sumienie, że może zawalanie lekcji tylko dlatego, że ma się gorszy humor, to nie jest właściwa opcja. Na pewno nie na samym począteczku roku. - Przepraszam za spóźnienie - mruknął, wchodząc do sali. Słyszał, że ponoć mają to być zajęcia z jakimś nowym nauczycielem. Ezra pewnie zabił go swoim entuzjazmem. Nie rozglądał się specjalnie po sali. Większość krzesełek i tak była zajęta i Ezra ogarniał przestrzeń dosyć wybiórczo. Od razu było dla niego oczywiste, że jego miejsce było tym przy Leonardo. Usiadł, tylko na moment spoglądając na chłopaka. W głównej mierze uwagę skupiał jednak na nauczycielu, który był w trakcie tłumaczenia zasad na tej lekcji. Ezra niekoniecznie wyobrażał sobie zwracanie się do jakiegokolwiek nauczyciela po imieniu, od razu więc stwierdził, że najwyżej będzie stosował formę bezosobową. Przyciągnął do siebie instrukcję i przebiegł po niej wzrokiem.Zaklęcia wyglądały dosyć sympatycznie i Ezra podejrzewał, że nie sprawią mu one zbyt dużego problemu, o ile magia nie będzie psocić. - Diffindo - wypowiedział wyraźnie, a karteczka ładnie przedzieliła się na równe dwie połówki. - Incendio- obie części zapaliły się ładnym, łagodnym płomykiem. Zanim ogień zdążył całkowicie strawić kartkę, rzucił: -Iris Ignis. - W płomieniu zaczęły mienić się kolory tęczy. Ezra obserwował je, dopóki kartka całkowicie nie została obrócona w pył. Potem przeniósł wzrok na Leo, uśmiechając się lekko. - Dobre na rozgrzewkę - stwierdził, zauważając, że mimo problemów z magią, wiele osób faktycznie dobrze sobie radzi. Może w Hogwarcie wszystko było bardziej ustabilizowane? A może po prostu mieli szczęście? Uniósł wzrok na nauczyciela, kiedy Ettie rzuciła pytaniem, które prawdopodobnie interesowało ich wszystkich. Może ktoś wreszcie wyjaśni, co się właściwie działo...
Kostki: 1,5,6 +2 za kuferek Razem: 14
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Ku mojemu zdziwieniu nowy profesorek na początku zupełnie nie skomentował naszego spóźnienia, obawiałam się, że to tylko kwestia czasu, postanowiłam jednak odpuścić i przynajmniej na razie się tym nie przejmować. Oparłam się ramieniem o @William Walker i wsłuchałam się w co mężczyzna miał nam do powiedzenia w kwestii dzisiejszej lekcji. Po chwili zabraliśmy się za zadanie. Z lekkim niesmakiem odsunęłam się od Willa i zabrałam się za robotę. Bez problemu poradziłam sobie z rozdzieleniem kartki na pół i podpaleniem jej, niestety zmiana koloru płomienia na tęczowy okazała się zdecydowanie trudniejszym zadaniem. - Iris Ignis – powiedziałam celując w kawałek papieru, niestety bezskutecznie. Powtórzyłam próbę jeszcze trzy razy mając nadzieję, że mój chłopak, który był niekwestionowanym mistrzem zaklęć nie będzie zbyt szczegółowo analizował moich ruchów. Dopiero ostatnia próba się udała co spowodowało u mnie westchnięcie pełne ulgi. Byłam ciekawa czy to wina zaburzeń magii, czy może raczej mojego życiowego nierozgarnięcia.
Wsłuchałem się w opowieść Etki nie mogąc się doczekać jaką manianę dziewczyna odwaliła przed Carverem i co zrobiła, że mężczyzna nie zniszczył jej życia za ćpanie po kątach, gdy nagle, zupełnie nie spodziewanie przerwał nam @Eric Henley. Nie żebym miał coś do młodszego Gryfona, ale trudno ukryć, że jego wtrącenie w rozmowę trochę mnie zirytowało, bo byłem piekielnie ciekawy tej opowieści. Nie zamierzałem jednak wracać do tematu dopóki nie byliśmy z @Harriette Wykeham sami – może lepiej, żeby pół szkoły nie wiedziało o naszych dzikich przygodach? Dziewczyna zmieniła błyskawicznie temat na wypracowanie z OPCM ewidentnie unikając mówienia o obrączce, więc jako dobry przyjaciel podjąłem tę potwornie nudną gadaninę tylko po to by odwrócić uwagę Henleya. - Zapisałem z cztery rolki pergaminu, opisałem chyba wszystko, łącznie z analizą anatomiczną – westchnąłem cicho. Dotychczas nawet w przypadku takich przedmiotów jak OPCM podchodziłem dość lekceważąco, tym bardziej u Carvera z którym miałem kosę pod koniec roku, jednakże w tym roku nie miałem za bardzo wyboru – musiałem się starać. Wtem profesor się odezwał. Wysłuchałem go dość pobieżnie nieszczególnie mając na uwadze co do nas mówi – nie uważałem, żeby peplanie o tym jak mamy się do niego zwracać było szczególnie istotne. Wsłuchałem się w jego słowa dopiero gdy zaczął mówić o tym co będziemy robić na lekcji. Byłem lekko zawiedziony, gdyż zadanie było znacznie poniżej poziomu mojego i Etki. Liczyłem, że na przyszłym lekcjach profesor trochę się z nami zapozna i będzie nas dzielił na grupy poziomowe, bo szczerze powiedziawszy nieszczególnie podobał mi się pomysł ćwiczenia podstaw, w momencie kiedy musiałem przygotowywać się do egzaminów. Rzuciłem wszystkie trzy zaklęcia niewerbalnie i nie sprawiło mi to żadnych problemów. Moją kartkę (a raczej jej dwie części) już po chwili trafił tęczowy płomień. - Świetnie – rzuciłem w stronę Etki, która miała na myśli oczywiście eliksir wielosokowy. Nie byłem pewien czy uda nam się go przyrządzić, ale posiadanie przepisu na niego było przynajmniej jakimś krokiem w przód. Wsłuchałem się w pytanie dziewczyny zadane w stronę nauczyciela i przytaknąłem głową – chociaż mnie problemy dotknęły w mniejszym stopniu, to dość mocno analizowałem całą tę sytuację, a wizja o niebezpieczeństwie była dla mnie równie podniecająca co dla Etki.
Kostki: 4+2+4=10 Kuferek: 37 (+6) Suma: 16
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Nadal był dla mnie dziwny fakt, że ktoś taki nas uczy. No dajmy spokój, sam przecież powiedział, że rożni nas niewiele lat. Jeśli ktokolwiek mnie by pytał o zdanie, powiedziałbym, że to idiotyczne, by ktoś kto ledwo sam wyszedł ze szkoły ma mnie uczyć. Jasne było, że nie zamierzałem brać z niego przykładu, był dla mnie nikim i autorytetu też sobie nie wyrobi. Zdziwił mnie fakt, że nie oberwało nam się za spóźnienie. Uniosłem jedną brew i na niego spojrzałem. Nie będę się kłócić, lepiej dla mnie, no i przede wszystkim dla Lotty. Chociaż wspólny szlaban nie byłby wcale taki zły... Tylko żebym nie musiał polerować pucharów, już kiedyś to robiłem i chyba nigdy nie wynudziłem się tak jak wtedy. Objąłem jedną ręką @Lotta Hudson, kiedy nauczyciel od siedmiu boleści zaczął mówić. Zwróciłem tylko uwagę na zaklęcia które mamy wykonać i przestałem sługać co takiego gada, nie bardzo mnie to obchodziło. Wszystkie zaklęcia wyszły mi bezbłędnie. Nie powiem trochę się obawiałem tych całych problemów z magią, które przeważnie uprzykrzały wszystkim życie, nie tylko na lekcjach. W każdym razie nic niepokojącego się nie wydarzyło. Kątem oka widziałem, że Lotta ma problem z ostatnim zaklęciem. Doszedłem do wniosku, że nie ma co od razu jej wyręczać i poczekałem na kolejne próby w jej wykonaniu. Za trzecim razem wszystko wyszło pięknie, więc dobrze zrobiłem nie interweniując. Pochwyciłem jej wzrok i do niej mrugnąłem z lekkim uśmiechem, błądzącym na moich ustach.
Miał to być jej pierwszy dzień w pracy. Obawiała się go i to bardzo, jednak nie pozwoliła aby to strach nią rządził. W końcu zdała kurs najlepiej jak umiała i z zaklęciami radziła sobie wybitnie. Nie powinna mieć problemów z uczniami. Problem jednak był w tym, że niektórzy z nich byli w podobnym wieku co ona. W końcu jakby nie patrzeć skończyła Hogwart w czerwcu. Co jeśli nie wezmą jej pracy na poważnie i zaczną ją wyśmiewać? Co jeśli nie podoła temu zadaniu? Czy ucieknie? Nie. Z pewnością tego nie zrobi. Tym bardziej, że wreszcie wspomnienia zaczęły do niej wracać i znów zaczynała być dawną Orianą. Przed wejściem do klasy wzięła trzy duże wdechy. Tak dla rozluźnienia i uspokojenia, po czym nacisnęła na klamkę. Czy ona zawsze tak lekko chodziła? Po przestąpienia progu sali rozejrzała się po niej. Sporo było uczniów, a to z powrotem wzbudziło w niej niepokój. Nie chciała jednak aby ktokolwiek poznał po niej takowe reakcje więc od razu skierowała się do nauczyciela. On również nie wyglądał na starego. W sensie... Był młody. Nie spodziewała się kogoś tak młodego na tym stanowisku. - Mam nadzieję, że został Pan poinformowany przez Dyrektora o moim przyjściu. - spojrzała na niego lekko się uśmiechając. Po czym wyciągnęła w jego stronę rękę - Oriane Carstairs, mam byś pańską stażystką. - gdyby ktoś jej nie znał, a z pewnością nie znało jej trzy czwarte tej klasy, to pomyślałby, że jej uśmiech stał się jeszcze większy z powodu osoby z którą ma pracować. W rzeczywistości było to spowodowane nerwami. Jak tylko Aiden skończył tłumaczyć zadanie Ria zabrała się za swoją część pracy. Miała przechadzać się między uczniami i pomagać co poniektórym. Mówiąc "co poniektórym" miała tutaj na myśli ślizgonów. Natomiast tym co nie nadążali w zadaniu miała zostać wymierzona przez nauczyciela ocena... Wiadomo jaka. Troll. Tak więc zaczęła swoją wędrówkę między ławkami spoglądając na to jak radzili sobie poszczególni uczniowie.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Czekał w spokoju nie czując potrzeby by z kimkolwiek się integrować na dzisiejszych zajęciach. I jedynie na kim zatrzymał swoje spojrzenie na dłużej była Blaithin. Zastanawiał się przez tą chwilę, czy nadal jej nie lubi, czy może na powrót stała mu się obojętna. Nie miał pojęcia, czy dziewczyna wyłapała jego długie spojrzenie, czy też nie. Ale w końcu zaprzestał tej czynności i skupił się na nauczycielu. Kolejna nowa twarz w kadrze. Na prawdę byli aż tak potwornymi uczniami, że przy nich nauczyciele nie wytrzymywali nawet kilu lat? Przez co tak często odchodzili i na ich miejsce dawano nieświadomych niczego zamienników. Mniej więcej z tego powodu nie zamierzał jakoś wchodzić w lepsze relacje z kimkolwiek z kadry, czy to właśnie z wcześniej wymienionego powodu, czy też z powodu swojego stylu życia. W końcu dzisiaj był tutaj, a kto wie czy w następnym miesiącu również będzie w Anglii. Jego usta wykrzywiły się w niezadowoleniu kiedy to nowy nauczyciel układał przed nimi kartki papieru. Chociaż wcale go to nie zaskoczyło. W końcu był nowy, a dla niego nowi byli oni. Musiał dowiedzieć się na jakim poziomie są jego podopieczni. No ale przecież byli tutaj przeważnie studenci. A od tych raczej powinno się wymagać czegoś konkretnego, prawda? A jednak się mylił, tego się nie spodziewał po nowym nauczycielu. Poszukał w pamięci jego imienia i nazwiska i postanowił je jednak zapamiętać. Spojrzał się na kartkę i wykonał zlecone przez niego zadanie. Trzy zaklęcia wyleciały z jego różdżki bez najmniejszego problemu. Wpierw diffindo przecięło kartkę na dwie części, następnie incendio podpaliło oba kawałki i na samym końcu w płomienie zamigotały wszystkimi kolorami, tak samo jak tęcza. Uśmiechnął się widząc, że wykonał wszystko bez najmniejszego problemu. A to przy zachwianiach magii nie jest wcale tak prostym zadaniem.
Kostki: 5,5,5 =15 Kuferek: 7pkt =+0 Suma: 15
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Cortez dnia Pią Wrz 08 2017, 19:45, w całości zmieniany 1 raz
Nie wiedzieć czemu Tari nie chciała siedzieć sama. Było to dość dziwne zważywszy na to, że jedynie pięć osób z tej klasy były w pożądku. Reszta zdecydowanie mogła się wypchać. Dlatego w momencie gdy nauczyciel był zajęty przesiadła się do @Caroline Carrier. Dziewczyna była starsza od niej ale znały się z domu więc nie powinna być o to zła. - Cześć. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - mimo wszystko nie chciała być nieuprzejma i gdyby Caroline powiedziała, że nie życzy sobie jej towarzystwa ta od razu zmieniła by miejsce. Zadanie nie było trudne i z pewnością każdy w tej sami sobie z nim poradzi. A przynajmniej tak myślała, a może miała zbyt duże mniemanie o innych uczniach... Kto wie. Raczej nie sądziła, że do tej szkoły dostali się sami imbecyle. Musieli coś umieć. Kończąć swoje rozmyślania sama zabrała sie za czarowanie. Nie sądziła jednak aby było to tak łatwe jak być powinno. Anomalie występujące w świecie czarodziei przybierały na sile i nikt nie wiedział czym były spowodowane. Dziewczyna miała własną teorię ale jak do tej pory nie powiedziała jej nikomu. Dobra, dość tych rozmyślań bo już po raz drugi odpływała. Odgarnęła swoje włosy do tyłu i zaczęła czarować. Jedno zaklęcie, drugie, trzecie... Każde wyszło idealnie. Po wykonaniu zadania odłożyła różdżkę na bok czekając na dalsze instrukcje.
kostki: 6, 5, 5 Kuferek: 7 punktów razem: 16
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Mograine jakoś długo się nie pojawiał - a może to Leośkowi się tak wydawało? Pogrążył się trochę w myślach i jeździł wzrokiem po klasie, nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniego zajęcia. Czekał zatem bezczynnie. Siostra ukradła mu przyjaciółkę i gdyby chciał, to nawet nie mógłby jej pomęczyć czy ponarzekać. Gryfon nie miał najlepszego humoru, dodatkowo coś w środku zjadało go ze stresu. Jak tym razem uda mu się ośmieszyć podczas rzucania zaklęć? Może nie wyjdzie mu w ogóle, albo da odwrotny efekt? Albo serio trafi czymś w siebie - lub, gorzej, w jakiegoś przypadkowego ucznia. Zerknął na profesora, który zjawił się w sali. Wyglądał młodo, chyba taki był i tak się czuł. Leo przemknęło przez myśl, że między nimi mogą być nawet tylko trzy lata różnicy i trochę go to zaniepokoiło. Facet już był z czegoś taki dobry, że aż uczył w szkole? Na Merlina... Nadszedł czas, żeby zająć się leżącą przed nim kartką... Nim w ogóle wziął różdżkę do ręki, u jego boku kompletnie znikąd pojawił się Ezra. Vin-Eurico obrzucił go spojrzeniem, które w gruncie rzeczy nie mówiło nic. Chłopak nie nazwałby siebie "obrażonym", raczej "urażonym". Miał wrażenie, że jego partner nawet to rozumie, po prostu żadne nie wie co z tym zrobić. Postanowił początkowo spróbować niewerbalnie - a co! "Diffindo", "Incendio", "Iris Ignis"? Patrząc na to, jak ładnie poszło Ezrze, trochę się uspokoił. Oczywiście jego kartka nawet nie drgnęła. Chłopak spróbował zatem normalnie, wymawiając formułki zaklęć cicho, ale wyraźnie. Za trzecim razem, w końcu skutecznym, głos przepełniony miał rezygnacją i zmęczeniem. Obserwował chwilę mieniące się płomienie. Ostatnio magia wychodziła mu dopiero wtedy, kiedy dawał się ponieść emocjom. Nawet do głupiego "Finito" musiał się zdenerwować... Może to o to chodziło? Może chciał czarować zbyt od niechcenia? Tylko, że wcześniej nie miał z tym problemów. Nowa blokada, jakaś bariera w umyśle? Przecież musiało być wytłumaczenie... Przetarł dłonią twarz i zdusił westchnięcie, gdy dotarły do niego słowa Krukona. Rozgrzewka? Serio? Właśnie znowu dał żenujący popis swoich umiejętności, wyróżniając się nieelegancko na tle klasy. Leo uwielbiał być w centrum uwagi, ale ostatnio za często padało na niego złe światło. - Hmf. Nigdy nie lubiłem rozgrzewek - mruknął w odpowiedzi, nie patrząc na chłopaka, tylko na płonącą kartkę innego ucznia. Czy to zapewnienie, że później pójdzie mu jeszcze gorzej? Przeniósł spojrzenie na Aidena, ciekaw co odpowie na pytanie Etki. Raczej konkretów żadnych powiedzieć nie mógł, w końcu gdyby zakłócenia miały znaną przyczynę, to wszystkie gazety by o tym trąbiły. Zawsze jednak dobrze poznać czyjąś opinię.
Czułem, jakbym chodził zupełnie nieprzytomny. Wydarzenia ostatnich dni odcisnęły wyraźne piętno na moim sercu, co sam przyjąłem z ogromnym zdziwieniem. Kiedy nie było jej, ja sam chciałem trochę zniknąć; zaszyć się w warsztacie i nie wychodzić z niego, chociaż był tak blisko tego, co po niej pozostało. Niespecjalnie sobie radziłem i nie wiedziałem, co miałem ze sobą zrobić. Szkoła wróciła wielkimi krokami, więc wrócić musiałem też ja. Z nowym zębem, który załatwili mi magomedycy z Munga; z narzeczoną w osobie Arielle; ze złamanym sercem. Wszedłem do klasy spóźniony i niespecjalnie tym przejęty. Miałem w planach tylko się zjawić i zarobić obecność. Zaklęcia i tak napawały mnie niemałym lękiem, podczas wyjazdu do Grecji praktycznie nie udało mi się użyć mojej różdżki. Ani razu. Nic mi nie wychodziło. Przeraziłem się, że może zrobiłem sobie coś w nadgarstek, kiedy miotła zrzuciła mnie do morza, lecz w Mungu nie potwierdzili mojej diagnozy. Pozostało mi tylko liczyć na to, że w Hogwarcie było lepiej, że w końcu mi się uda. Skinąłem głową do nowego nauczyciela, którego nazwiska niestety nie poznałem, jako że byłem spóźniony, po czym skierowałem się do pustej ławki, zrzuciłem torbę na blat i usiadłem, przyglądając się instrukcjom na tablicy. Niby proste, ale wewnętrznie czułem ogromną obawę. Bałem się użyć różdżki... Uniosłem ją i skierowałem na kartkę przed sobą. Spróbowałem zaklęcia niewerbalnego - nie zadziałało. Wymówiłem formułę na głos - wciąż nic. Trzecia próba również się nie udała, w dodatku poczułem dziwne wibracje w dłoni, zupełnie jakby różdżka drżała od środka. Odrzuciłem ją na stolik, po czym spojrzałem wkoło, czy ktokolwiek to widział. Oddychałem szybko...
kostki: niby rzuciłam, ale chcę, żeby różdżka się zablokowała
Jak się okazało, Boo trafił na wyjątkowo sympatyczną osóbkę. Jakoś tak Krukon wyglądał na spoko gościa, więc chłopak nieszczególnie się w ogóle martwił. Mimo wszystko odetchnął nieco z ulgą, kiedy został powitany radosnym uśmiechem. - Prawda - przytaknął i uścisnął rękę Demetriusa. Zdążył zająć się ogarnianiem swoich rzeczy (nigdy nie wiadomo, czy profesor Mograine nie wymyśli jakiegoś wypracowanka), kiedy nagle na jego ławce wylądowała mała karteczka. Rozłożył ją i przebiegł wzrokiem po tekście, nawet nie próbując powstrzymać uśmiechu. Prześledził spojrzeniem trajektorię lotu i pomachał lekko do @Gemma Twisleton. Od razu zrobiło mu się cieplej na serduszku... A zaraz potem zawitała do niego i Demetriusa kolejna osoba. Runner zerknął na nią z zaciekawieniem i od razu zaniepokoił się, że to jakaś bliska znajoma Krukona, a on bezczelnie zajął jej miejsce. Z drugiej strony, chłopak by go wtedy raczej poinformował, nie? Boo posłał dziewczynie uprzejmy uśmiech, chociaż ta powitała go dość krótko i zwięźle. Swoją drogą, nie był aż tak malutki, żeby było go łatwo przeoczyć! - Jestem Boo - przedstawił się jeszcze, a potem już przeniósł wzrok na nauczyciela, który zawitał w sali. Wysłuchał go z pełną uwagą, a potem nieco niepewnie zerknął na swoją kartkę. Nie znał zaklęcia Iris Ignis. Rozejrzał się dyskretnie po klasie i zerknął na poczynania swoich towarzyszów, ale wyglądało na to, że raczej jako jedyny miał takie braki. - Diffindo, Incendio- wymamrotał, ale różdżka wyraźnie odmówiła posłuszeństwa. Puchon spróbował raz jeszcze, a potem kolejny - dopiero wtedy zaklęcia zadziałały. Osiemnastolatek obserwował jak jego kartka płonie zwyczajnym, nudnym ogniem. - Dziwne te zakłócenia, nie? - Zagadnął, głównie do Demetriusa, bo przecież siedział najbliżej. Boo wbił zaciekawione spojrzenie w profesora, któremu zostało zadane pytanie w temacie problemów magicznych.
Wynik: 8 3
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie musiałem długo czekać na kolejną lekcje. Po wakacjach wyrosły one jak grzyby po deszczu, w czym zresztą nie było nic dziwnego. Ci bardziej leniwi uczniowie pewnie już załamywali dłonie nad nadciągającymi stertami pracy domowej, nieodłącznego elementu szkolnych przygód, a ja czułem się po prostu dziwnie z tym nadmiarem obowiązków. Nie nawykłem jeszcze ani do porannego wstawania, ani do ponownego stosowania się do zasad zapisanych w regulaminie szkolnym i może nie byłoby w tym nic złego, gdybym faktycznie nie musiał już wdrażać tego wszystkiego w życie. W dodatku byłem podejrzanie rozbity jak na to, że pierwszy września był najbardziej oczekiwanym przeze mnie dniem od kilku tygodni, ale chyba miałem do tego prawo, przecież zostawiłem wszystkich swoich znajomych w klasie wyżej, samemu ponownie przechodząc przez pierwszą. Kiedy schodziłem po krętych schodach prowadzących do wieży Ravenclawu, pocierałem machinalnie poparzony policzek w zamyśleniu. Chociaż skóra była z pozoru gładka, mnie w dotyku wciąż wydawała się nie tyle szorstka, jak po prostu inna. Podświadomie wyczuwałem w niej odstręczające mnie oszustwo. Jak mogę łudzić się, że nikt nie przejrzy mojego małego fortelu i nie zorientuje się, że coś jest ze mną nie tak. W Hogwarcie plotki rozrchodziły się niezwykle szybko, a wystarczyła chociażby odrobina nieuwagi, aby zamienić moje życie w prawdziwy koszmar. Oczywiście, pewnie nie byłoby tak źle, ale spróbujcie to wytłumaczyć nastolatkowi. Na zajęciach oczywiście pojawiłem się spóźniony, a więc ominęła mnie przyjemność poznania nazwiska nauczyciela jak i naszego dzisiejszego zadania. Przeprosiłem szybko za swoje zachowanie, ale nie dopytywałem Aidena o sens tych wszystkich rozłożonych na ławkach pustych kartek, ich przeznaczenie w sali pełnej uczniów było aż nazbyt oczywiste. Wystarczyło popatrzeć jak dzielą ją na mniejsze kawałki, a następnie podpalają, aby dopowiedzieć sobie ciąg dalszy. Zająłem miejsce, aby móc się do nich przyłączyć, a chociaż dzięki zakłóceniom magicznym wcale nie poszło mi to tak sprawnie jakbym sobie tego życzył, nie poddając się wyczarowałem w końcu porządną tęczę.
Nowy nauczyciel zaklęć okazał się młodym i całkiem sympatycznym mężczyzną, toteż Bocarter miał nadzieję, że okaże się w porządku. Na początek kazał podzielić kartkę papieru, jaka leżała przed każdym na ławce, następnie ją podpalić i sprawić, by ogień przybrał barwy tęczy. Te zaklęcia akurat były bardzo proste, toteż panicz Hamilton był pewien, że z łatwością sobie z nimi poradzi. Wyciągnąwszy różdżkę, wypowiedział pierwsze zaklęcie, które podzieliło kartkę, potem ją podpalił i na koniec rzucił na ogień urok, który sprawił, że zmienił swą płomienną barwę na tęczową. - Gotowe profesorze.- oznajmił z zadowoleniem, odkładając różdżkę na ławkę.
Uśmiech Demetriusa nie schodził mu z ust dopóki nie pojawił się profesor. Krukon wtedy automatycznie spoważniał i bardziej skupił się na lekcji. Profesor wyglądał wyjątkowo młodo, zupełnie jakby był od niego samego starszy o jakieś trzy, może pięć lat? Pewnie była to jego pierwsza praca... Jednak to nie zmieniało podejścia Demetriusa, bo chłopak nie miał nic przeciwko nowemu nauczycielowi. Wydawał się być całkiem spoko gościem, a Garver nigdy nikogo nie skreślał po pierwszym spotkaniu. Usłyszawszy zadanie, które miał wykonać każdy zgromadzony w sali uczeń, znowu pojawił się na jego ustach lekki uśmiech. Chłopak był dobrej myśli, w końcu zaklęcia nigdy nie sprawiały mu żadnych większych kłopotów. Nawet nie spodziewał się tego, że zakłócenia magii mogą sprawić tyle kłopotów... I znacznie go skompromitować, bo z tego co widział, był jedyną osobą w klasie, której poszło tak koszmarnie. Gdy tylko na jego ławce pojawiła się pusta kartka papieru, zacisnął palce na swojej różdżce i wyraźnie wypowiedział pierwsze zaklęcie, "Diffindo". Nic się jednak nie stało, więc spróbował jeszcze raz, trochę głośniej i jeszcze pewniej. Wciąż sie jednak nic a nic nie działo i Demetrius nie wiedział czy jest aż takim tępakiem, czy to może wina tych cholernych zakłóceń magii... Gdy usłyszał słowa Boo, popatrzył na niego z wyraźną niepewnością, której nie potrafił w tej chwili ukryć. Nigdy jego różdżka nie zablokowała się w ten sposób i naprawdę nie miał pojęcia co robić. Czuł się dziwnie. Bardzo dziwnie. – Taa, dosyć. Jeszcze nigdy nie miałem problemów z tego typu zaklęciami... – Jego prawa dłoń zaczęła trząść się z nerwów, gdy spróbował rzucić zaklęcie po raz kolejny. I kolejny, i jeszcze raz. W sumie wypowiedział zaklęcie pięć razy i popatrzył na profesora z lekką paniką, którą miał wymalowaną na swojej twarzy. Jasna cholera. Wiedział, że jego różdżka się kompletnie zablokowała i nie będzie w stanie rzucić zaklęcia przez najbliższy czas, ale nie wiedział, co powinien w takiej chwili zrobić. Przeprosić i wyjść? Zostać i czuć się jak idiota, który sam nic nie potrafi i durnie obserwuje innych, jak widać bardziej utalentowanych czarodziejów? Na gacie Merlina, Zaklęcia i OPCM były przedmiotami, w których Demetrius naprawdę czuł się dobry i zawsze szło mu naprawdę nieźle. Dlatego też przeprosił profesora za kłopoty ze swoją różdżką, uśmiechnął się niepewnie do Boo i po chwili także do Marie, wrzucił na szybko swoje rzeczy do torby i wyszedł z klasy ze spuszczonym ogonem, urażoną dumą i zupełnie oklapniętą pewnością siebie.
kostki, które mnie naprawdę kochają: 4, 1, 1 :') Demetrius wychodzi z klasy, bo skoro tak kostki mówią... Smuteczek.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
- Nie, taki dzień nigdy nie nadejdzie - odparła z przyjaznym uśmiechem i uniosła lewą brew do góry, spoglądając na nią z trochę głupim wyrazem twarzy - A ty wiesz, że ten zabieg mógł Ci tylko pogorszyć. W sensie blond wżarł Ci się w mózg przez cebulki włosów i teraz będziesz jeszcze bardziej wredna. - oparła łokcie o ławkę i ułożyła głowę na dłoniach - Wiesz, jak te wszystkie wredne laski z filmów dla nastolatek, Regina George? - dodała, mając niewielką nadzieje na to, że starsza gryfonka będzie wiedziała o kim mówi. Nadzieja matką głupich, jasne, ale Fire nie zamykała się całkowicie na mugoli i ich kulturę. Przynajmniej tak się Dramie wydawało. Aluzja, że Leo jest tym normalniejszym bardzo rozbawiła brunetkę, spojrzała na koleżankę z dozą srogości, a na jej usta wpłynął paskudny uśmiech. - Może według waszych, gryfońskich standardów mój brat jest normalny, ale według standardów ślizgońskich to tak średnio - wzruszyła niewinnie ramionami i odwróciła głowę w stronę Leo, który siedział w pobliżu. Już wiele razy ćwierć olbrzymka udowodniła, że ma dużo mniej wstydu niż jej starszy brat. Ona się nie krępowała i lubiła być wredna, a Dreama miała wrażenie, że Leo dość często powstrzymuje się przed wrednymi komentarzami. Ale to ona była wrednym wężem, nie on. Na słowa o "jej kochasiu" puściła w stronę blondynki oczko i delikatnie złapała ją za dłoń, która leżała na ławce. Wiedziała, że Fire nie lubiła dosłownych kontaktów z ludźmi, jednak ona była jebanym rebelem i trochę miała to gdzieś. Najgorsze co mogło jej się stać to cios w twarz, ale wiedziała też, że Fire zależy na stanowisku prefekta, a za taki cios by wyleciała. - Kochanie, tylko ty się liczysz - zbliżyła w stronę starszej gryfonki twarz, wcisnęła na jej policzek mocny pocałunek i błyskawicznie odchyliła się do tyłu, żeby przypadkiem nie dostać. - Ten niby mój kochaś pojechał do ruskich i duże prawdopodobieństwo, że właśnie chleje spirytus - znów oparła głowę na dłoni i zamyślona spojrzała gdzieś w dal. Gryfon zdecydowanie za często zajmował myśli Dramy. To wszystko było dziwne, a ona bardzo go polubiła w czasie wakacji. Może nawet za bardzo? Jednak postanowiła, że nie zrobi tego pierwszego kroku, tylko będzie czekać na jego powrót i na to co on postanowi zrobić. Istniało prawdopodobieństwo, że się do niej nie przyzna, jednak ślizgonka postanowiła o tym nie myśleć. Po co psuć sobie humor, nie ma sensu. Za chwilę uwagę Dramy odciągnął profesor, który pojawił się w sali. Vin-Eurico poprawiła się na swoim krześle i spojrzała wyczekująco w jego stronę. Zadanie nie wydawało się jakieś mega trudne, jednak zakłócenia, których i sama brunetka doświadczyła mogły całkowicie utrudnić to zadanie. Nastolatka ujęła w dłoń różdżkę i mocno myśląc o tym co chce osiągnąć, wypowiedziała pierwsze zaklęcie. Kartka rozdzieliła się na pół, a Drama uśmiechnęła się delikatnie. Może nie będzie tak źle? Oczywiście przyszłość okazała się być brutalna, bo z drugim zaklęciem nie poszło jej ta dobrze. Co najmniej trzy razy musiała wypowiedzieć Incendio, a Iris Ignis? Z nim też się namęczyła. Mocno zmarszczyła brwi i przygryzła pełne wargi. Z dnia na dzień czuła się jak większe, magiczne kupsko. Najbardziej dobijające było to, że przez te zasrane zakłócenia może nie zdać owutemów, a co za tym szło, skończyć szkoły. A przecież na tym jej zależało. Przez chwilę zapomniała o koleżance, która siedziała obok niej. Zaciekawiona spojrzała na nią w oczekiwaniu na wyniku jej rzucania zaklęć. Nie życzyła jej źle, nie była zawistną osobą, jednak humor by jej się poprawił, gdyby i Fire nie udało się za pierwszym razem.
kostka:7
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Kartki położone przed nimi początkowo zmroziły jej krew w żyłach, ale na szczęście profesor szybko przywrócił jej krążenie, wyjaśniając po co one były. Swoją drogą facet, chyba miał jakieś sadystyczne zapędy. Mógł im dać jakikolwiek przedmiot, ale musiał postraszyć ich kartkami. Pewnie z czystej przyjemności. Dobry trolling. Panie Aiden - masz pan plusa. Patrzyła chwilę na poczynania klasy, a widząc, że część ma problemy z różdżkami (bo raczej nie z zaklęciami, skoro nawet ona je umiała), trochę zaczęła wątpić we własny sukces. Kiedy jednak zobaczyła, że większość już skończyła wzięła się w końcu za swoją kartkę. O dziwo, wszystko jej się udało. Sprzedała swojej różdżce buziaka. Tyle się gadało o tych zaburzeniach magii, a ona jeszcze ani razu nie miała problemów. Tak trzymać - opieraj się kochana różdżko, wystarczy, że pańcia jest beztalenciem.
Obrączka mamy brzmiała dziwnie sentymentalnie i odrobinę gryzła mu do osobowością Hariette, ale ostatecznie przecież On sam posiadał podobny amulet - naszyjnik Valentine zawiązany na nadgarstku – dlatego wydawało mu się, że rozumie ile dla Gryfonki musiała znaczyć poprzednia właścicielka wisiorka. Gdy jednak Ettie schowała obrączkę przed wzrokiem swoich kumpli i urwała temat, Henley uznał, że nie będzie drążył. Tym bardziej, że zaczęła mówić coś o pracy domowej dla Carvera. - Praca domowa z obrony? Na samym początku roku? - zapytał Eric spoglądając na nich podejrzliwie - Normalnie pewnie bym się na to złapał, ale nie tym razem, okoliczności nie sprzyjają waszej wiarygodności, kochani - powiedział z cwanym uśmieszkiem wpływającym na twarz, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem. Owszem, był dość roztargnionym młodym czarodziejem, więc często nabierał się na próby wkręcenia go w pisanie jakiegoś nieistniejącego wypracowania, ale wiedział, że tej dwójce śmieszków nie można do końca ufać. Nie dał się zatem wkręcić i już obmyślał jakiś żart by się zrewanżować, ale do sali wszedł właśnie nowy profesor zaklęć. I co uderzyło Erica, okazało się, że był naprawdę bardzo młody. Poważnie, ile On miał lat? I jeszcze poprosił by zwracać się do niego po imieniu? Dość kontrowersyjne uchylenie panujących w konserwatywnym Hogwarcie zasad. Gryfon nie miał oczywiście zamiaru narzekać, nawet jeśli luźnym nauczycielom uczniowie czasem wchodzili na głowę, to byli w porządku i dało się z nimi bez problemu dogadać - nie tak jak z niektórymi Fairwynami. W dodatku wywinął im całkiem niezły numer z tymi kartkami. Trzeba przyznać, że miał potencjał, ale Eric chyba nie będzie w stanie przestawić się z tytułowania profesorów profesorami. Przynajmniej nie z dnia na dzień. Tak czy owak, usłyszawszy polecenia nauczyciela o niezidentyfikowanym tytule, chłopak sięgnął po swoją różdżkę, lecz zrobił to dość niepewnie i skrzywił się dostrzegłszy pęknięcia w strukturze drewna przez które sączyło się delikatnie światło. Jego różdżka widziała lepsze czasy, ale jej aktualne uszkodzenia naprawdę niepokoiły chłopaka. Zwłaszcza, że pojawiły się z dnia na dzień, a dokładnie o poranku pierwszego września, co było jego zdaniem strasznie podejrzane. Przez myśl przemknęło mu nawet, że to jego brat mógł być odpowiedzialny za zniszczenie jej, ale bardzo szybko pozbył się tego nieprzyjemnego podejrzenia. Andrew nie mógłby zrobić czegoś takiego. Całe szczęście nie była złamana, jednak niewiele jej do tego stanu brakowało i Gryfon wiedział, że jeśli nie zachowa ostrożności straci wieloletnią przyjaciółkę, dlatego do wykonania zadania zabrał się bardzo ostrożnie. Taki powolny styl do niego nie pasował, zwłaszcza, że polecenie było prościutkie i kartki bez żadnych komplikacji zniknęły w rozbłysku tęczowego ognia, więc poczuł się nieco dziwnie, tym bardziej, że zaklęcia były jego ulubionym przedmiotem, więc chciał zrobić wrażenie na nowym nauczycielu. Dostrzegłszy jednak, że inni, nawet starsi, uczniowie mają problemy z tak prostymi zaklęciami, presja, którą czuł nieco zmalała co pozwoliło mu się odprężyć. Jakiś czas później głos zabrała Ettie i zaczęła wypytywać psora o zakłócenia magii, na co Eric zareagował naprawdę poważnym zdziwieniem. Posłał jej pytające spojrzenie. O co jej chodziło? Owszem, jego różdżka czasami nie reagowała tak jak powinna, ale nie zdawał sobie sprawy, że to jakiś większy problem. Właściwie to był przekonany, że u podłoża problemu leżały jej fizyczne uszkodzenia, a nie jakaś siła wyższa.
Kostki na zadanie: 6+5+3=14
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Właściwie to nie chciałaby, żeby taki dzień nadchodził, bo nie wyobrażała sobie Dramy bez tej dozy głupoty i roztrzepania, jakie jej prawie zawsze towarzyszyło. Była sobą i to w niej lubiła Fire. Co prawda, czasami przesadzała. A za jej tokiem myślenia ciężko było nadążyć, nawet kiedy była trzeźwa. - No tak, mugolski stereotyp wrednej blondynki rządzącej szkołą. - Fire przypomniała sobie, że oglądała kiedyś parę takich filmów, chociaż chwilę jej zajęło skojarzenie Reginy George. Najczęściej jednak o jasnowłosych osobach myślało się, jako o tępych. - Może dlatego, że sami macie nierówno pod sufitem? - zapytała, odwzajemniając się równie paskudnym uśmiechem. Skoro według Ślizgonów Leo miałby nie być normalny... To co oni uznawali za normalność? Kogoś, kto musi wyrzucić z siebie coś podłego, jak tylko otworzy usta? Przebiegłą żmiję? - Zabieraj tę... - zaczęła złowrogo, czując coś na swojej dłoni i chciała się wyszarpnąć, ale Drama była szybsza. Blaithin z przerażoną miną odskoczyła jak oparzona, co poskutkowało tym, że przewróciła krzesło i boleśnie wyrżnęła o podłogę. Ledwo do niej dotarło to, że Ślizgonka nazwała ją "kochaniem". Vin-Eurico doskonale wiedziała, jak na zbliżenia reaguje Szkotka i perfidnie to wykorzystała. Jasnowłosa podniosła się ze wściekłą miną. - Mam nadzieję - syknęła, rozmasowując pulsujący kark i siadając z powrotem. - Że już nie wróci. Nie znała go, pamiętała tylko, że się do niej przyczepił w palarni, ale teraz najchętniej wzięłaby Dramę za te kudły i wytargała na korytarz. No i co z tego, że była prefektem? Wytarła mocno policzek rękawem szaty, nakazując sobie spokój. Naszyjnik zaczął pulsować intensywną czerwienią, ale Ślizgonka miała szczęście, bo Fire dość szybko odpuściła. Westchnęła tylko, nie wierząc, że rzeczywiście odważyła się na taki gest. Nie chciała się już odzywać. Dear zwróciła uwagę na rudowłosą nieznajomą, która jak gdyby nigdy nic przywitała profesora po imieniu. Czyżby jakaś rodzina? Fire była na tyle arogancka, że do Liama też często mówiła per ty, ale ogólnie się przed tym powstrzymywała, wiedząc, jak tego nie lubi. Zorientowała się też, że czasami także jakaś urocza Krukonka również mówiła do niego bez należnego tytułu, ale nie wiedziała dlaczego. Cóż, pozostawało obserwować. Tak jakoś dotarły do Fire jakieś przyciszone westchnienia i podniecone komentarze uczennic, więc zmarszczyła brwi w braku zrozumienia. Tak często pozostawała ślepa na atrakcyjność mężczyzn, że nawet to, że Casper jest tak szalenie przystojny zrozumiała po długim czasie. A Aiden owszem, brzydki nie był, ale to tyle. Za to jakiś bardzo młody. Patrzyła na te kartki, jakby ktoś jej pod nos podetknął gumochłona. Nie żeby coś, ale przez wakacje zdążyła zapomnieć większość informacji, a "zajęcia" organizowane przez Reeda niczego Blaithin nie nauczyły. Kartkówkę by kompletnie skopała... Na szczęście okazało się, że to do ćwiczenia. - Czy ja trafiłam na zajęcia dla pierwszej klasy? - zapytała cierpko Dramę i wyprostowała się, żeby mimo wszystko wykonać polecenia. Mogło się nie udać tylko i wyłącznie z powodu tych dziwacznych zakłóceń. Fire spróbowała rzucić zaklęcie dzielące, ale nic się nie stało. Zrobiła to więc ponownie. Szkotka wiedziała, że ta różdżka posiada własną duszę i naturalnie to wyczuwała, ale teraz kompletnie nie rozumiała, czemu przy drugiej próbie wystrzeliło z niej parę iskier, drażniąc lekko skórę Gryfonki. Po tylu miesiącach zdawała się w końcu w miarę ją opanować, zdołać oswoić z tak ogromną mocą... Teraz różdżka najwyraźniej uznała, że ma to w dupie. Co prawda, Fire już od dobrych kilku tygodni wyczuwała, że coś jest nie w porządku. Jako czystokrwista czarownica zauważyła, że w powietrzu wisi dziwna aura, ale drobne problemy z trudniejszymi zaklęciami zrzucała na czarny bez i to, jak ciężko było zmusić go do współpracy. Za każdym razem różdżka wymagała skupienia, Blaithin nie mogła rzucić sobie zaklęcia od niechcenia, a przy poważniejszych czarach wręcz wychodziła z siebie, żeby wyszły prawidłowo. Już i tak było o niebo lepiej niż wtedy, kiedy ją zakupiła i blisko tydzień spędzała na walce, by udało się rzucić zwykłe Accio czy Lumos. Popatrzyła ze złością na przedmiot, który dzierżyła w prawej ręce i zacisnęła na drewnie mocniej palce, jakby chciała siłą nakazać mu spokój. Tak, Fire należała już do tego gatunku czarodziejów, którzy swoje różdżki traktowali jak prawdziwe istoty, potrafiące myśleć, ba, nawet DRWIĆ. Patrząc na nią, była pewna, że sobie kpi. - No nie rób mi tego teraz. - mruknęła pod nosem i spróbowała jeszcze raz, a wtedy w końcu Diffindo zadziałało. Pozostałych dwóch zaklęć użyła bardzo często, bo wprost je uwielbiała. Dlatego wielkich problemów z nimi nie miała, ale musiała wręcz nakazywać swojej różdżce posłuszeństwo. - Incendio. Iris Ignis. Nagle zaciekawiona odwróciła głowę w stronę Ettie, która zadała bardzo interesujące pytanie. Fire otwarcie bagatelizowała sprawę i żartowała w każdy możliwy sposób z anomalii, wypadków i przemowy Tiary przy znajomych. Sprawiała wrażenie zupełnie nieprzejmującej się niepokojącym stanem rzeczy - pamiętała, jaka cisza zapadła na uczcie powitalnej, podczas gdy ona głośno się zaśmiała. Tak naprawdę pilnie notowała w pamięci każdy drobniejszy wyskok, chętnie słuchała dziwnych plotek mówiących o tym, że ktoś spotkał Irytka i dosłownie się z nim zderzył zamiast go przeniknąć, durnych pogłosek, że znowu otworzono Komnatę Tajemnic albo, że Voldemort powróci, ceniąc sobie każdą informację. Coraz częściej trzeba było jednak rozpoznawać, które są prawdziwe, a które jedynie zmyślone, żeby zwrócić na siebie trochę uwagi. Nawet wybrała się do biblioteki, żeby sprawdzić czy zdarzało się już coś takiego na świecie. Coś wisiało w powietrzu i nawet szlamy musiały to czuć. No i pozostawała kwestia Ministerstwa Magii, które jak zwykle gówno robiło. Może to ich sprawka? Chodziły słuchy, że winni są mugole... Fire nie wychylała się, ale oczekiwała bardzo uważnie na odpowiedź profesora, delikatnie muskając swój pierścionek zaręczynowy. Ciekawe czy, gdyby przywaliła tak w twarz Dramy to zostawiłaby mocną bliznę?
Przechadzając się po klasie słuchała co jakiś czas różnych rozmów, a raczej ich urywków. Problemy miłosne, problemy z dotykiem, jakkolwiek by to bzdurnie brzmiało. Przy Fire zatrzymała się na dłużej. Jej praca może i nie była jakoś wybitnie dobra jednak nie wymagała poprawek. Zresztą dziewczyna sama nie była pewna czy pomogła by jej. Gdy jeszcze sama chodziła do szkoły nie przepadały za sobą. Uśmiechając się pod nosem przeszła dalej. Kolejna w kolejce była Melody, jednak dziewczyna ją pominęła. Nie dlatego, że jej nie lubiła czy nie chciała pomóc, nie. Zauważyła coś bardzo dziwnego. @Calum O. L. Dear najwidoczniej miał problemy z rzuceniem zaklęcia. Jego różdżka... Sama Ria nie mogła uwierzyć w to co się z nią działo. Niby obiecała sobie, że będzie pomagała tylko ślizgoną ale ci co byli obecni jak Aleksander, Luthien, Hamilton czy Drama radzili sobie świetnie. No może jedynie Drama musiała zadanie powtórzyć aż trzy razy aby coś sie udało ale dała radę. Nie widziała potrzeby pomagania im. Za to Calum miał najwyraźniej poważny problem. Przygryzając dolną wargę i marszcząc nos podeszła do niego. - Wszystko w porządku z twoją różdżką? - zapytała po czym delikatnie wzięła ją do ręki. nadal można było wyczuć wibracje chodź nie tak silne jakich doznał chłopak. Ewidentnie było z nią coś nie tak. - Obawiam się, że nie dasz rady rzucić zaklęcia swoją różdżką. - jeszcze chwilę się jej przyglądała aby po chwili zwrócić chłopakowi. - Chyba, że chcesz spróbować raz jeszcze przy mnie. - Ria stanęła obok ławki spoglądając na chłopaka. Raczej nie odpuściłby, a może jednak tak? Nie znała go w końcu.
Lekcja zamknięta przez moda po konsultacji z nauczycielem, ze względu na jego dłuższą nieobecność
Przez ostatnie dni nie robiła nic innego jak tylko chodziła na zajęcia. Starała się jak mogła aby ten rok był lepszy i aby jej przybrani rodzice byli dumni. Chodź tak naprawdę o nic takiego nie chodziło. Chciała pokazać ich dzieciom, tym biologicznym, że jest lepsza od nich. Bała się często, że może się to jej nie udać ale wtedy szybko odrzucała tą świadomość od siebie. Nie chciała o tym myśleć na razie. Weszła do klasy trochę zaspana i usiadła w jednej ze środkowych ławek. Lubiła zaklęcia. Nauczyciel był miły, a do tego przystojny i było na co popatrzeć. Sam przedmiot w sobie również był ciekawy. A przynajmniej jej się przydawał. Dzięki temu miała już jakieś podstawy do nauki innych tajników magii. Szczególnie tych zakazanych. Zmęczona oparła głowę na ławce w nadziei, że nie będzie czekała długo na nauczyciela.
Maximilian bardzo czekał na zajęcia - dotychczas nie przykładał się jakoś bardzo do zaklęć, ale w minionym roku zainteresował się tym bardzo i był skupiony na rozwoju w tym kierunku w ostatniej klasie. Pojawił się w klasie znacznie wcześniej, niż było to konieczne, aż tak wyczekiwał? Chyba nie, ale nie lubił się spóźniać, a jakoś za wcześnie się za wszystko dziś zabierał. Wszedł do sali ze skórzaną torbą na ramieniu, w której spoczywało kilka arkuszy pergaminu, podręcznik zaklęć, pióro, szkicownik i książka. Na początku wydawało mu się, że przyszedł pierwszy, ale szybko spostrzegł postać opartą o ławkę. Od razu poznał, kto to taki. Rozejrzał się, czy przypadkiem Aiden nie siedzi gdzieś w kącie, ale zdobywszy pewność, że Lúthien jest jedyną osobą na sali postanowił ją troszkę wystraszyć. Może go słyszała gdy wchodził, ale drzwi były otwarte, więc dźwięki butów i rozmów dochodzące z korytarza skutecznie maskowały kroki Maxa. Cichutko, na palcach zaszedł przyjaciółkę z tyłu i delikatnie dźgnął palcami na wysokości talii z dwóch stron - Uczymy nie śpimy! - dodał swoim jak zwykle spokojnym głosem ciekaw reakcji dziewczyny. Później usiadł obok niej i z torby wyjął potrzebne przedmioty - musi być przecież gotów do zajęć, gdy nauczyciel wparuje znikąd do sali!
Mój stosunek do Aidena wciąż był raczej bierny - z jednej strony nauczyciel wydawał się porządku, był bardzo wyluzowany, a na dodatek prezentował dość dużą wiedzę, wciąż jednak było w jego osobie coś co lekko mnie niepokoiło i nie pozwalało obdarzyć go całkowitą sympatią. Mimo to nie zamierzałem zrezygnować z tych zajęć - sympatia do nauczyciela mogła przyjść w każdej chwili, a jego przedmiot był dla mnie priorytetowy, szczególnie biorąc pod uwagę moje niesłabnące zainteresowania magią bezróżdżkową, więc zwyczajnie nie mogłem sobie odpuścić. Wprawdzie mój poziom w kwestii tego przedmiotu był już znacznie wyższy niż większości moich rówieśników, nie zmienia to jednak faktu, że nawet najbardziej doświadczony czarodziej mógł się nauczyć czegoś na lekcjach z dobrym nauczycielem - liczyłem, że Mograine należy do ich grona. Jak zwykle nie ogarnąłem się i pojawiłem się na lekcji w ostatniej chwili. Mimo, że lekko się spóźniłem to nauczyciel jeszcze nie zaczął, więc tylko skinąłem w jego stronę głową i zająłem pierwsze lepsze miejsce w połowie klasy. Czekając na rozpoczęcie zajęć odrobinę się zamyśliłem - wspominając ostatnie spotkanie w łazience z Padme i interwencję Fairwyna.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Zaskoczyła ją niska frekwencja w kasie. Jej też się dziś tak średnio chciało przychodzić, ale nie sądziła, że to było zaraźliwe. Raczej nie przyszła za wcześnie. Właściwie to, gdy wychodziła z pokoju wspólnego, była pewna, że się spóźni. Powoli podeszła do @Lysander S. Zakrzewski. - Hejooo - przywitała się szeptem, bo głupio było jej mówić głośno w tak pustej sali - Co tak mało osób? Zapomniałam o jakimś sprawdzianie? Podejrzliwie rozejrzała się po reszcie uczniów, ale nie wyglądało na to, żeby ktoś się uczył. A może była jakaś praca domowa? Ostatnio tyle tego było, że w sumie mogła o czymś zapomnieć.
Ostatnio zmieniony przez Harriette Wykeham dnia Pon Wrz 25 2017, 07:38, w całości zmieniany 1 raz
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Wydawało jej się, że przeszła prawie na ostatnią chwilę, ale w sali było stanowczo zbyt pusto. Na zaklęcia ludzie raczej przychodzili tłumnie... Spojrzała na zegarek na kostce. Niby czas się zgadzał, ale nie byłby to pierwszy raz, kiedy chodził źle. Do tego nie widziała w kasie żadnego znajomego. Może jej się pomyliła godzina... Albo w ogóle lekcja - to też by nie był pierwszy raz. Głupio jednak było wyjść, skoro już była w środku. Może akurat się czegoś nauczy. Usiadła w jakiejś wolnej ławce, w takim miejscu, żeby za bardzo nie rzucać się w oczy, gdyby faktycznie trafiła na nie te zajęcia i bujając się na krześle, czekała na początek lekcji.
Ostatnio zmieniony przez Gemma Twisleton dnia Pon Wrz 25 2017, 05:37, w całości zmieniany 2 razy
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire jako czystokrwista czarownica, której pierwszą myślą po tym jak poplamiła sobie sokiem dyniowym szatę nie było "Boże, jak ja to spiorę?" a "Merlinie, jakim ja to zaklęciem wyczyszczę?" nie odpuszczała sobie zajęć, które były najbardziej przydatne ze wszystkich innych. Z całym szacunkiem do eliksirów, ale w przypadku zagrożenia nie mogła zatrzymać się, żeby wyciągnąć kociołek i coś uwarzyć, więc jeśli nie miała przy sobie odpowiedniej fiolki, pozostawała różdżka. Która była nieobliczalna. Na lekcję Szkotka przyszła jako jedna z ostatnich, chociaż i tak nadal pozostawało wiele ławek pustych. Cóż, skoro idioci wolą wagarować niż uczyć się ważnych dla każdego czarodzieja rzeczy to ich strata. Łatwiej będzie ich unieszkodliwić. Blaithin odgarnęła zabłąkany kosmyk włosów z czoła (swoją drogą tęskniła już trochę za rudością) i usiadła na pierwszym lepszym miejscu. Wyciągnęła podręcznik z porwanym i nadpalonym brzegiem (przeklęta Avada) i ziewnęła dyskretnie. Powinna spać więcej... Powstrzymała się od okazywania zmęczenia, bo przecież lubiła Morgraine'a i wiedziała, że może pokazać im coś ciekawego. Oparła tylko łokieć o ławkę, a na nim brodę. Czekała aż coś się wydarzy i w pełni ją rozbudzi. Humor poprawiał dziewczynie fakt, że mogła swobodnie miziać w torbie Connarda, który zachowywał się wyjątkowo grzecznie.
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Nie Wrz 24 2017, 22:01, w całości zmieniany 1 raz