Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Wydawało się, że Daisy gra całkiem spokojnie, bo ani nikt w nią nie uderzał tłuczkami, ani ona sama nie próbowała tego robić. Nic dziwnego, że łapanie kamyków wychodziło jej tak świetnie i miała ich już dobry tuzin. Śmigała na swojej super miotle, nie dając się trafić żadnemu tłuczkowi, które chociaż nie odbijane w jej stronę, to wydawały się same za nią latać. I znowu jeden z nich był wyjątkowo uparty i Daisy już widziała śmierć w oczach i niemalże wyobraziła sobie jak ląduje na ziemi razem z koszem kamyków, które rozsypują się dookoła i może jeszcze połamaną miotłą. Przyśpieszyła jednak i przechytrzyła wszystkie te okropne piłki, w końcu miała z nimi niemałe doświadczenie. Złapała przy okazji jeszcze parę kamyków, szło jej naprawdę wyśmienicie.
Na moment mnie zmroziło, bo wyglądało na to, że Thìdley na poważnie wziął sobie do serca ten odwet i ruszył do przodu z kaflem w rękach, gotów strzelać na nasze pętle, lecz na szczęście dosięgnął go tłuczek posłany przez niebieskiego pałkarza. Kafel poszybował w powietrzu, a ja przyspieszyłem, by chwilę później trzymać go bardzo mocno w rękach. Zawróciłem i zacząłem lawirować wśród graczy i latających piłek, unikając problemów i szukając wzrokiem twarzy członków drużyny. Pierwszy napatoczył się Riley i i nawet był blisko, wobec czego to do niego podałem kafel.
kostka: 2
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Cios, który zarobiłem w bok wytrącił mi kafla z rąk. Ponownie przejął go Terrey, a ja na chwilę zawisłem w powietrzu, starając się zapanować nad bólem, tak niebezpiecznym przy moich metamorfomagicznych oszustwach. Nawet nie zadrżała mi powieka, chociaż poczułem jak drętwieje mi całe ramie. Powoli ruszyłem się z miejsca, śledząc położenie kafla tak długo, aż podał mi go nasz kapitan, wykorzystując fakt, że miałem celną pozycję do strzału. Natychmiast pomknąłem naprzód, znowu zamierzając się na pętle. Może tym razem nikt nie przeszkodzi mi w zdobyciu gola?
1, rzucam na pętle wykorzystałam swój jedyny przerzut
Prawie wyrównali, ale tej zwalistej krowie, która grała na pozycji pałkarza w Ravenclawie w końcu coś się udało. Nadine strasznie to zdenerwowało, ale nie aż tak jak to, że nigdzie nie było znicza. Zaczęła już się zastanawiać, czy przypadkiem nie poleciał sobie gdzieś poza boisko. W sumie to jak je produkowano, że nigdy tak nie robiły? I tłuczki w sumie też... Czy to było jakiś zaklęcie? Czemu o nim nie wiedziała? Czemu ich takich rzeczy nie uczą? Czemu kmini jakieś durnoty zamiast szukać znicza? Otrząsnęła się z dziwnych myśli i skupiła bardziej na szukaniu błysku. Wszystko jednak po nic - znicz nadal się nie pokazywał.
Nie popisał się i w końcu zastąpili go Biancą Zakrzewski. Dziewczyna ewidentnie radziła sobie lepiej i na pewno była to zmiana na korzyść drużyny, ale i tak czuł ukucie żalu. Okazało się jednak, że nie będzie musiał grzać ławy do końca meczu. Po jakimś czasie kapitan znów pozwolił mu wejść na boisko. Graham wiedział, że tym razem nie może zawieść. Stresował się teraz jeszcze bardziej niż rano, ale być może właśnie tego potrzebował. Maksymalnie skoncentrował się na kaflu i kiedy ten znów zmierzał w stronę pętli, skutecznie obronił piłkę. Alleluja! Honor odzyskany!
Trafili gola, obrońca się spisywał na ich bramce, trzeba było znowu uderzać. Im mocniej tym lepiej, niech się nie pozbierają te wstrętne krukonu. Otrzymawszy kafla od Bianki pomknął w kierunku bramek przeciwnika. Zaczął wywijać pomiędzy zawodnikami na równi swoimi i przeciwnikami nie będąc przy takiej szybkości odróżnić w kogo zaraz wleci. W jednym z takich momentów lekko się zagapił i o centymetry przeleciał obok jednego z zawodników. Przerażony wypuścił kafla...prosto w ręce ścigającego krukonów. No pięknie, świetny przykład dajesz Edku.
Ruszyłem ponownie w kierunku graczy posiadających kafla. Moim planem oczywiście było przejęcie go i całkiem szybko udało mi się to zrobić. Cormac wyglądał na niepocieszonego, ale nie miałem czasu zatrzymać się i poklepać go po główce. Zamiast tego poszybowałem w kierunku pętli przeciwników. Nie rozglądałem się za bardzo w poszukiwaniu innych graczy, leciałem w zasadzie nienękany niczyimi rękami, nogami ani tłuczkami. Czułem wiatr we włosach i poczułem się całkiem pewnie w swoim zamiarze, lecz nagle oberwałem tłuczkiem na tyle silnie, że kafel wyleciał mi z rąk, a już przymierzałem się do kolejnego strzału! Odwróciłem głowę i dostrzegłem tryumf wymalowany na twarzy Wykeham.
kostka: 6, ale obrywam tłuczkiem
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ettie była zbyt zajęta tłuczkami żeby zwracać uwagę na resztę, więc kiedy w końcu do niej dotarło jak mało goli do tej pory padło, byłą dość zaskoczona. To był chyba najnudniejszy mecz w jakim do tej pory brała udział. A może to dlatego, że oddawał te tłuczki? W każdym razie nie chciała, żeby tak wyglądał jej ostatni mecz z Lysem. Cóż... winiła Limiera, Bennette i ich durne kategoryczne zakazy faulowania pod groźbą wydalenia z drużyny. Nawet jeżeli dopiero teraz sobie o nich przypomniała. Tak czy owak wspomnienie owej niesprawiedliwości rozsierdziło ją wystarczająco, żeby przestałą oglądać się na Lysandra. Chciała komuś wpieprzyć i na szczęscie ni musiała długo czekać na okazję. Zamachnęła się na Caluma Deara z całej siły, trafiając go w tył głowy,
Otrzymał drugą szansę kiedy pałkarz przywalił prosto w zęby Caluma. Albo w inny jego charakterystyczny punkt, trudno było zrozumieć w jego mamraniu. Gryfon złapał szybko kafla i zrobił to chyba za szybko bo piłka zaczęła się ślizgać w jego rękach i znowu mu wypadła. Klnąc na samego siebie próbował złapać kafla, ale ścigający krukonów już ją trzymał w rękach. Edkowi pozostało lecieć dalej za krukonem i liczyć na to, że przy następnej okazji złapie kafla. Zaczął mieć dziurawe ręce jak Terrey co nie wróżyło dobrze dla drużyny.
Kostka: 5
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Latała, latała i próbowała ogarnąć, czy nadal wygrywają. Najwyraźniej tak było, więc się nie stresowała. Gryfoni nie byli najwyraźniej w najlepszej kondycji, pomimo tego, że zdobyli nowy sprzęt i mieli opiekę fajnego kapitana. Naeris nie mogła się z tego powodu nie cieszyć, bo Ravenclaw miał szansę jeszcze zgnieść ich w rankingu. Wzbiła się wysoko w powietrze, żeby poszukać znicza. Zrobiła beczkę, parę drobnych akrobacji i znów pędziła za złotą kuleczką. No daj się w końcu złapać, proszę...
Jakoś tak sobie wtedy pomyślałem, że Wykeham bardzo pasowała do Zakrzewskiego, przynajmniej łączyły ich umiejętności wywijania pałką i celowania w ludzkie łby. Oberwałem w potylicę i aż mi się mózg zatrząsł pod wpływem tego uderzenia. Kafel oczywiście zdążył poszybować w innym kierunku i Cormac wykorzystał okazję, by go przejąć, a ja zakląłem pod nosem i poświęciłem kilka sekund w powietrzu na rozmasowanie karku i głowy. Definitywnie czułem pod palcami bolesnego, wyrzynającego się guza, który jutro prawdopodobnie będzie rozmiarów samego tłuczka. Zebrałem się jednak w sobie i ruszyłem do przodu, by ponownie spróbować odebrać Gryfonowi kafel - o dziwo udało się! Nie na długo, bowiem gdy tylko wzleciałem z moją zdobyczą w górę, musiałem zrobić w powietrzu beczkę, a podczas jej wykonywania skupiałem się raczej na utrzymaniu dupy przy miotle, toteż kafel zleciał mi z nóg i wylądował prosto w łapach Cormaca. Here we go again...
Tak, ma kafla! Chociaż nie, moment, nie ma. Ponownie próbując złapać upuszczony kafel popisał się dziurawymi rękami. Gdyby prowadzili casting do cyrku to dostałby wakat na sto procent. Ostatnia wymiana kafli wyglądała niczym partia ping-ponga pomiędzy nim a Calumem. Ostatecznie to krukon wyszedł zwycięsko i znowu pędził w kierunku bramek gryfonów, będąc już zdecydowanie za blisko. Chyba to nie był dobry pomysł wracać do drużyny. Hmm...a może to te niebieskie gówniaki coś z kaflem zrobiły, że w rękach gryfonów staje się strasznie śliski? Zdecydowanie wymaga to sprawdzenia!
Fakt, że kafel był śliski, mógł wynikać z tego, że Cormac niezwykle pocił się samą próbą utrzymania go we własnych dłoniach. Nie wnikałem, mógł posiadać syndrom obcej ręki, może obcych obu rąk, a może obcego mózgu, kto wie? W każdym razie w którymś momencie zaczęła mnie bawić ta nasza wymiana i przepychanki, w których zabieraliśmy sobie nawzajem kafla, jak dzieci w piaskownicy kłócące się o jakąś zabawkę i wyrywające ją sobie raz po raz. Kilka sekund później uznałem, że to nie było zabawne, tylko żałosne, więc przyszła pora, żeby ukrócić te harce i zająć się prawdziwą grą! Merlinie, kim ja się stałem... Przejąłem kafla bez większego problemu, po czym poleciałem szybko do pętli przeciwnika. Czaiłem się na tłuczki, lecz nic nie stało na mojej drodze, nawet zawodnicy byli zbyt daleko, żeby mi teraz przeszkodzić. Zamachnąłem się, cisnąłem kaflem w kierunku jednej z pętli i...
kostka: 1
UWAGA generalnie to ktoś z Ravu może pałować obrońcę Gryfa, jeśli wypadnie dobry wynik (jak obrońca Gryfa będzie rzucał to niech da znać!!!), a poza tym to jest 20:10 dla Ravu :)
Po trafieniu w ścigającego Gryffindoru w Molly wstąpił nowy duch. Znów wierzyła, że być może to właśnie pałkarstwo jest jej przeznaczeniem. Musiała też przyznać, że bardzo jej się podobało. Mimo, że nigdy nie była agresywna, teraz miała ochotę naparza tłuczkami we wszystko co się rusza i nie jest z nią w drużynie, cały czas myśląc o tych wszystkich razach, gdy ją wyśmiewano. Nie musiała długo czekać na kolejną okazję. Ich wspaniały kapitan znów mknął ku pętlom. Molly zamachnęła się i posłała tłuczka prosto w Biancę Zakrzewski, tak żeby Calum miał czysty strzał.
Kostka: 1 Gryff 10:20 Rav
Taktyczny kolorek
Po Biance szukający Gryffu. Potem jakiś ścigający. A najbliższą udaną akcję Ravu może przerwać pałkarz.
Mecz dalej trwał, a Bianca właściwie średnio ogarniała co działo się na boisku. Mimo, że wodziła wzrokiem za kaflem, albo po prostu skupiła się na bronieniu pętel, więc nie spuszczała wzroku ze ścigających Ravenclawu. W końcu dostrzegła lecącego w jej stronę Caluma, więc przygotowała się do obrony, wierząc w to, że jej dobra passa nadal trwa. Cóż, może i nadal by trwała, ale niebiosa postanowiły jej uniemożliwić tę czynność. Albo raczej pałkarz Ravenclawu, ściślej mówiąc. Tak więc mimo, że była przekonana, że obroni obręcze skutecznie, tłuczek poleciał w jej stronę. Poczuła tępy ból w prawym ramieniu, a jej twarz wykrzywił grymas. - Cholera. - mruknęła i chwyciła się za bolące miejsce. Kafel przeleciał przez obręcz, a ona miała nadzieję, że piłka nie złamała jej obojczyka ani nic w tym rodzaju.
kuferek: 12 (+8 ) kostka: 2, ale pałkarz mnie trafił, więc nie bronię przerzuty: 1/2
Psia dupa! Kolejna strata i to znowu przez tę krowę Chapman. Sobie znalazła moment, żeby przestać być ofermą. Dear z resztą też. Się dobrali, psia i ich mać. Nadine calkiem zapomniała już o swojej strategii, żeby poczekać z łapaniem znicza aż nadrobią punky do tabeli. To chyba i tak nie bylo możliwe. No chyba, że graliby ze 3 dni. Teraz liczylo sie tylko zlapanie tego znicza, żeby chociaź nie przegrać. Tylko co z jej postanowień, skoro i tak nie było widać tej cholernej pilki. Oglądała się na Sourwolf, ae ona chyba teź nic nie widziała. Gdyby nie zauważyła wcześniej blysku, zacz3łaby podejrzewać, że zapomniani go wypuścić.
Na chłopski rozum wydawałoby się, że Gryfoni po prostu muszą wygrać ten mecz. Ich dom nie dość, że miał fioła na punkcie quidditcha, to jeszcze właśnie grali z nowiuteńkim sprzętem, który miał im dać piękne zwycięstwo. Tymczasem jak ostatnie patałachy oboje z Edmundem co chwila gubiliśmy piłki i jeszcze w międzyczasie Krukoni strzelali i strzelali te cholerne gole. Mówiąc wprost, było dość mizernie. Nadlatująca piłka po kolejnym trafieniu niebieskich dała mi szansę, aby spróbować ją przejąć i nim przeciwna drużyna opadnie z okrzyków radości, atakować Meluzynową bramkę, niepozornie wbijając jej gola. Ta taktyka chyba nie była wcale taka zła, bo o dziwo rzeczywiście żaden ich ścigający nie stanął mi na drodze. To też silnie zamachnąłem się i walnąłem wprost w bramkę tam, gdzie Meluzyna akurat nie latała. Ot tak, po cichu i zupełnie niespodziewanie!
Ten mecz był totalną katastrofą i jedyne z czego mogłem się cieszyć to fakt, że moja współpraca z Etką przebiegała dobrze jak nigdy dotąd. Wiedziałem, że Thìdley i Cormac zasługują na porządny opieprz, ale w tym momencie skupiałem się tylko na grze. Wykorzystując okazję uderzyłem tłuczka tak by popędził w stronę obrończyni Ravenclawu, ktora miała prawie tak śmieszne imię jak ja - nie byłem w stanie nawet go powtórzyć. Trafiłem ją, a co za tym poszło - odwróciłem jej uwagę. Dzięki temu mimo, że naszym ścigającym nie szło dzisiaj za dobrze to Terreyowi udało się trafić kolejną bramkę. Przynajmniej nie przegramy z żenującą różnicą.
Kostka:2->6 Przerzut: 2/4
Gryff 20:30 Rav
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Mecz trwa już bardzo długo, więc ja od jakiegoś czasu już odrobinę się nudzę. Calum i Edmund wymieniają się piłkami, najwyraźniej zapominając, że wcale nie są razem w drużynie. Po zniczu ani widu, ani śladu, nie mam pojęcia co robią ci szukający, może to ja powinnam grać na tej pozycji, patrząc na moje niesamowite zdolności w tej dziedzinie. Gol! Nasz świetny kapitan drużyny po raz kolejny pokazuje co potrafi. Trochę się cieszę, ale też nie mam na to zbyt dużo czasu, bo już widzę, że Terry leci w moją stronę z zaciętą miną. Chyba nie jest zadowolony ze swojego występu i ma nadzieję udowodnić, że wcale nie jest takim łamagą. Terry rzuca mi jakąś szmatę, więc ponownie bym z łatwością złapała kafel, gdyby nie fakt, że Terry miał asystenta w postaci Lysandra. Jak widać Gryfoni nie potrafią strzelać goli bez swojego kapitana. Wypuszczam z rąk kafla i boję się, że coś mi się stanie z ręką, tak mocno dostałam. Tracimy gola i podaję do Caluma, niech coś z tym zrobi chociaż.
Dobra passa zaczynala przemijac i mialem wrazenie, ze w Gryfonach albo obudzila sie wieksza wola walki, albo Thìdley w koncu ogarnal, ktora reka jest prawa, a ktora jest lewa. Niemal od razu po moim kolejnym celnym strzale (suck it lions) zabrali kafla i zrobili kontre. Wspolczulem Meluzynie, definitywnie byla glownym celem paly Zakrzewskiego, ktory celowo posylal tluczka w jej strony gdy tylko Terrey-dziurawe-rece zblizal sie do petli. No i trafil, ale czy to tak trudno, gdy obronca zostaje zmieciony z pola gry? Zniesmaczony, zlapalem kafla w rece i zaczalem szybowac w kierunku petli przeciwnika. Niestety po drodze cos poszlo nie tak i stracilem kafla bezpowrotnie. Zaklalem pod nosem i zawrocilem, by sprobowac go odzyskac. Ile my juz gralismy ten mecz?
Te gole zamiast mnie dziko cieszyć były jak zrzucenie kamienia z serca, kiedy już obawiałem się, że nawet z atakiem pałkarzy nie zdobędziemy goli. Na szczęście w trójkę, czy dwójkę udawało nam się pokonać potężną przeszkodę w postaci małej krukonki o wątłym, jak na obrońcę ciele, która na dodatek grała pierwszy raz od stu lat. Zdobyliśmy gola i najwyraźniej cudowna passa miała się utrzymywać, bo zaraz Calum stracił piłkę, wrzucając mi ją niemalże do rąk, gdy przelatywałem parę metrów pod nim. Mimo wszystko postanowiłem nie zatrzymywać przy sobie zbyt długo tego pomyślnego daru, w obawie, że znów gdzieś mi ta piłka wypadnie. Bezpiecznie przerzuciłem kafel do drugiego ścigającego, @Edmund Cormac.
2
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Odczuwała już drobne zmęczenie przez to jak długo musiała latać w tę i z powrotem. Zaciskanie palców na miotle i wychylanie się, żeby być jak najbliżej znicza potrafiły wywołać w mięśniach ból. Mimo to Naeris nie poddawała się i z taką samą werwą, jaką miała przy wejściu na boisko, dalej gnała za złotą piłeczką. Pocieszała się tym, że jej gryfońska przeciwniczka nie radzi sobie najlepiej. Przestraszyła się tylko, że Melusine będzie mieć poważną kontuzję po drugim uderzeniu tłuczka. Naeris wiedziała, jak to bolało. Punkty też były ważne, zwłaszcza że Gryfoni próbowali gorączkowo nadrobić straty, ale nie mogli stracić swojego fenomenalnego obrońcy. Sourwolf z kolejną dawką motywacji, żeby w końcu zakończyć mecz, pomknęła wyżej.
Dziurawe ręce Cormac znowu w akcji! Gryfon próbował się ogarnąć i widząc, ze Terrey podaje mu kafla wyciągnął ręce żeby go złapać. Oczywiście utrzymał piłkę na sekundę, bo wyślizgnęła się mu z rąk, trafiła go w twarz i poleciała w dół. Nie mając już siły do siebie zatrzymał się i patrzył jak ścigający krukonów przejmuje piłkę. Albo faktycznie z tym kaflem coś zrobili albo to on był taki beznadziejny. Zrezygnowany kolejnym niepowodzeniem z rzędu poleciał za krukonami próbując ich chociaż staranować.
Ledwo zawróciłem, by odzyskać kafla, którego dopiero co straciłem i o mało nie spadłem z miotły, gdy ujrzałem Cormaca nieudolnie łapiącego piłkę i obrywającego nią w nos. Cudem powstrzymałem się od wybuchu śmiechu, przyspieszając jedynie na miotle, by zdążyć złapać kafel zanim będzie za późno. Na szczęście się udało! Rozejrzałem się za członkami mojej drużyny, którzy byli mi teraz na gwałt potrzebni - przede mną wyrośli zawodnicy Gryffindoru, między którymi nie było szans się przecisnąć, a poza tym byłem jeszcze daleko od pętli. Zamachnąłem się i rzuciłem kafel do @Sanne van Rijn - Sanne! - krzyknąłem jeszcze, by załapała pełny komunikat.
Holenderka zaklęła siarczyście kiedy Gryfoni strzelili drugiego gola, pozostawiając jedynie dziesięć punktów różnicy pomiędzy wynikami obu drużyn. Cały czas starała się być skupiona, jednakże wcale nie było to takie łatwe, gdyż piłka zmieniała swoje położenie oraz tymczasowego właściciela właściwie w mgnieniu oka. W momencie, gdy usłyszała swoje imię, odwróciła się w stronę z którego dochodził okrzyk, jednakże było już za późno, aby miała możliwość złapać kafel, który Calum posłał w jej stronę. Oczywiście okrąglutki przedmiot został zgrabnie przejęty przez ścigającego z przeciwnej drużyny. - Najpierw się wydrzyj, potem się rzuć - warknęła do kapitana swojej drużyny, przelatując blisko niego w kierunku ich obręczy, aby przynajmniej postarać się uniemożliwić jakoś Gryfonom dalszą rozgrywkę.
Latał sobie i przechodził kryzys wieku młodego. Zbytnio to im nie szło, ale przynajmniej ścigający krukonów też mieli jakiś gorszy dzień i gryfoni przegrywali tylko 10 punktami. A skoro o ścigających mowa, Cormac dostrzegł okazję kiedy Calum próbował podać kafla. Rozpędził się i sprzątnął piłkę zanim doleciała do celu. Pomknął w kierunku bramek przeciwnika ale czuł się dalej niepewnie, więc postanowił podać. Dostrzegając obok siebie @Terrey Thìdley rzucił w jego stronę kafla. Może nie powtórzą tego samego błędu co przed chwilą przeciwnicy.
Nie odpowiadało mi, że akurat w tym momencie Edmund chciał mi podać piłkę. Nie byłem na to dobrze przygotowany, bo ścigało mnie kilku graczy przeciwnej drużyny. Ledwo udało mi się złapać kafel, który przerzucił w moim kierunku nasz ścigający, gdy już ktoś próbował przyspieszyć żeby mi go wyszarpnąć. Nie chciałem go ponownie zgubić, gdy tylko wpadnie w moje dłonie (szczególnie że pare popisów obrywania piłką w głowę, zamiast jej łapania, już zaliczyliśmy). Ostatecznie dosłownie po pół minuty, gdy otrzymałem kafel, zdecydowałem się odrzucić go do @Edmund Cormac. Ja nie byłem w stanie przedrzeć się przez przeciwnych graczy. Może on będzie mieć więcej szczęścia.