Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Wydawało się, że Daisy gra całkiem spokojnie, bo ani nikt w nią nie uderzał tłuczkami, ani ona sama nie próbowała tego robić. Nic dziwnego, że łapanie kamyków wychodziło jej tak świetnie i miała ich już dobry tuzin. Śmigała na swojej super miotle, nie dając się trafić żadnemu tłuczkowi, które chociaż nie odbijane w jej stronę, to wydawały się same za nią latać. I znowu jeden z nich był wyjątkowo uparty i Daisy już widziała śmierć w oczach i niemalże wyobraziła sobie jak ląduje na ziemi razem z koszem kamyków, które rozsypują się dookoła i może jeszcze połamaną miotłą. Przyśpieszyła jednak i przechytrzyła wszystkie te okropne piłki, w końcu miała z nimi niemałe doświadczenie. Złapała przy okazji jeszcze parę kamyków, szło jej naprawdę wyśmienicie.
Nadal nie mogę opanować swojej miotły, mam wręcz wrażenie, że robi się coraz bardziej niespokojna. Strasznie mnie to denerwuje, bo nie mogę grać jak trzeba, nie wiem nawet co się dzieje na boisku. Latam jak szalona przy naszych pętlach, miotłę podrywa coraz to bardziej i kiedy już myślę, że będzie spokój, to ta znowu gwałtownie zmienia kierunek. Ale! przez chwilę nic się nie dzieje, a ja akurat dostrzegam moją ulubioną ofiarę na dzisiejszym meczu. Szczerzę zęby w uśmiechu, zamachując już się pałką. Tłuczek akurat leci gdzieś niedaleko, więc mknę do niego, żeby przekierować go na odpowiednie tory. Uderzam i widzę, że znowu leci super celnie. Macham do Lysa pałką, jakbym go pozdrawiała, musi mnie już bardzo nienawidzić!
4 czyli podanie do drugiego pałkarza, więc jeszcze raz i 1 4 na miotłę przerzuty 1/2
Ramię i plecy bolały jak ostatni skurwysyn i Lope nie za bardzo przez to ogarniał. Leciał wolniej i ostrożniej, skupiając się na tym, żeby uniknąć Wykeham, jeśli znowu zamierzała go trafić. Uwzięła się idiotka, ale co poradzić. Kapitan starał się dopingować drużynę i wprost rozsadzała go duma (i ból), kiedy widział Vivien w akcji. Merlinie, była po prostu fenomenalna! Daisy też spisywała się na medal. Gryfoni beczeli albo próbowali cokolwiek zrobić, ale widać było, że już wątpią w swoje zwycięstwo. Mondragón przyspieszył nieco, żeby odebrać kafla Zakrzewskiemu. Trzeba przyznać, że był wytrwały. Złapał piłkę i poleciał naprzód. Chciał mieć własną szansę trafienia do pętli, dlatego wyminął przeciwników i podleciał blisko, żeby mocno rzucić prosto w siostrę Lysa.
Młody szukający nie polatał długo, został zmieniony przez Edka na szybko przyjętego do zespołu. Cormac miał doświadczenie na pozycji ścigającego, wystawienie go jako szukającego z początku wzbudziło w gryfonie zdziwienie, ale widok poczynań drużyny dość szybko wytłumaczył taki wybór. Latając dookoła boiska i szukając małej złotej piłeczki słyszał jak raz za razem ślizgoni wbijają im punkty. @Vivien O. I. Dear będące sprawcą takiego stanu rzeczy po meczu usłyszy od Edka parę zdań w stylu "Ty ślizgońska mendo". Pozostało latać i szukać znicza by jak najszybciej zakończyć tą masakrę. Ślicznotka się jeszcze rozpędzi i przewalą mecz 500 do 0.
Kostki: 4,3
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Jej skupienie na Mondragonie trochę odbiło się na reszcie drużyny. Lys ponownie oberwał tłuczkiem i w sumie to ona powinna tam być, żeby go obronić. Nie widziała jednak w tym swojej winy. Całą złość, którą rozbudziła w niej utrata kafla, przelała na pałkarkę Slytherinu. Głupia cipa w zasadzie robiła to co musiała, ale i tak była głupią cipą. Wyraźnie uwzięła się na Lysa (i to wcale nie tak, że Ette sama uwzięła się Mondragona; to była zupełnie inna sytuacja). Tak czy owak, wściekła poleciała za tłuczkiem, który rykoszetował od jej przyjaciela. Po drodze, niby przypadkiem, zahaczyła nogą o tył głowy Manese. "Zahaczyła" było chyba eufemizmem roku, bo w rzeczywistości włożyła w tego kopa sporo energii. Meczu prawdopodobnie nie przerwano tylko dlatego, że Ślizgoni nadal byli przy piłce. Ettie tym czasem odbiła jeszcze tłuczek, byle jak niestety i gdyby bardziej skupiła się na tym niż na faulach pewnie by jej wyszło. Mondragon tymczasem rzucił w stronę pętli, a kiedy Bianca obroniła (all hail, Bianca!) powietrze rozdarł dźwięk gwizdka - ostateczny dowód na to, że jej kopniak nie przeszedł niezauważony. W tej sytuacji powinna zapewne udawać, że nic nie zrobiła, ale była w takim amoku, że nie mogła się powstrzymać i rzuciła w Mondragona swoją pałką. Prosto w twarz. Uśmiechnęła się szeroko, ale natychmiast starła zadowolenie z twarzy, gdy podleciał do niej Limire. Z udawaną skruchą wysłuchała ochrzanu i pokiwała głową słysząc ostrzeżenie, że za następną taką akcje zejdzie z boiska. Kiedy mężczyzna się oddalił pokazała jeszcze jego plecom środkowy palec i kręcąc pałką młynki, rzuty wolne Ślizgonów.
Nie wiem co się działo, ale dla drużyny Gryfonów ten mecz był jakiś przeklęty. Albo to ja byłam przeklęta. Jeden pies, przegrywaliśmy, mocno przegrywaliśmy. Moje ramię pulsowało od bólu, który mnie trochę obezwładniał. Możliwe było, że tylko tak czułam przez upadek. Może coś mi się w mózgu poprzewracało. Cóż, miałam wrażenie, że po tym meczu mnie zwyczajnie wypiernicza z drużyny. Byłam chyba bardzo kiepskim obrońcą, co nie? Przebiegłam wzrokiem po boisku i zobaczyłam, że teraz leci w moim i pętli kierunku Lope. No proszę, co za miła odmiana. Wbiłam wzrok w kapitana ślizgonów, śledząc każdy jego ruch. Nie zamierzałam przepuścić tego kafla. Zignorowałam ból w ramieniu i głowy. Oderwałam ręce od miotły, mając nadzieję, ze teraz nie będzie miała tych swoich humorków i złapałam lecącego kafla. Siła uderzenia trochę mnie odbiła do tyłu, ale obroniłam. Uśmiechnęłam się lekko i rzuciłam kafla w stronę Lysandra. Może ten mecz nie będzie aż tak bardzo stracony? Kostka: 6
Byłem już zupełnie podkopany i miałem ochotę zasymulować wypadek i "przypadkiem" spaść z miotły... gdy nagle moja siostra obroniła piekielnie trudny strzał tego ślizgońskiego chuja. Nagle odżyłem! Przejąłem od mojej najsłodszej siostrzyczki piłkę i poleciałem przed siebie. Nowe siły, które we mnie wstąpiły pozwoliły mi na nowo walczyć z przeciwnikami - zwodząc ich tak jakbym miał pojęcie o byciu ścigającym. Doleciałem pod samą bramkę SLytherinu, zrobiłem trzy okrążenia, by zgubić tych debili, po czym podkręciłem piłkę i rzuciłem ją w sam środek.
Kostka: 1 (był przerzut, ale to ten darmowy, bo nie mam drugiej pałki) Przerzut: 2/3
Zdołała w pełni dojść do siebie po doznaniu uderzenia tłuczkiem. Nie wiedziała, skąd dokładnie leciał i czy w tym meczu uderzył jeszcze w kogoś, niż ona sama. Po prostu... nie zwracała uwagi. W sumie, po jaką cholerę miałaby zwracać? Miała jasno określoną rolę: bronić pętli drużyny swojego domu. Teraz nic nie liczyło się aż tak bardzo, jak to. Musiała pilnować, by przeciwnicy ślizgonów nie zdobywali punktów. Była ciekawa, kiedy nadejdzie ten moment, gdy będzie mogła na prawdę zagrać i popisać się. A jednak, ów moment nadszedł. Jakiś gryfon ewidentnie leciał w jej stronę, a dokładniej mówiąc w kierunku pętli, które Antoinette miała tuż za sobą. Uśmiechnęła się krzywo do zawodnika. - No i po co te nerwy? I tak nie zdobędziesz punktu, przykro mi, zbyt wiele ułomności w tobie. – krzyknęła na tę osobę, a wtedy ta rzuciła w kierunku pętli... i, o zgrozo, trafił w nią! Antoinette po prostu zareagowała zbyt późno. Zbyt zaaferowana była myślą, że jako drużyna, jako wspólnota są zbyt dobrzy, by przegrywać. A najszczególniej w tej kwestii ceniła siebie. Ah ta nasza Antoinette. Jej narcystyczne podejście dawało się we znaki. I nie tylko narcystyczne podejście. Miała wiele więcej paskudnych cech. No ale nieważne. Tak więc, nie obroniła. Była w szoku, który powoli przeobrażał się we wściekłość. Rzuciła gryfonowi przenikliwe spojrzenie. Spojrzenie, w którym dało się wyczuć sporo jadu, o ile tak się w ogóle da. No ale nic. Nic nie mogła poradzić na to, że nie obroniła. To przeszłość, ale Antoinette bardzo się tym przejmowała.
Lope był już nieźle podkurwiony przez pulsujący ból. Mimo wszystko nie dawał się zaślepić żądzy wygranej - i tak nie mogli przegrać, nie z tak zajebistym składem i nie przeciwko takiej bandzie przegrywów życiowych. Mondragón asekurował resztę, kiedy zobaczył co odpierdala Wykeham - kopnęła w głowę Daisy. Miał wrażenie, że zaraz po prostu podleci, złapie tę jej miotełkę i złamie wpół. Wściekły zaczął krzyczeć do Limiera, żeby to zauważył i się udało. Oby zdjęli tę smarkulę z boiska. Skupił się przez chwilę na kaflu, który obroniła Bianca, kiedy nagle poczuł, jak coś uderza go prosto w twarz. To nie był tłuczek, a pałka, która prawie złamała nos Ślizgona. Poczuł ciepłą krew cieknącą strumyczkiem i piekący ból. - KURWA TWOJA MAĆ - ryknął, mając ogromną wprost ochotę, żeby po prostu zetrzeć jej tę durną minę. Uspokoił się z trudem, podczas gdy Gryfonka zbierała opierdziel. Wytarł rękawem szaty krew z twarzy, ale i tak był już nią umazany... To nic... Teraz liczyło się tylko to, żeby zabić tę małą. Z zimną furią w oczach kapitan zignorował aktualną akcję, postarał się, żeby dziewczyna była skupiona na obronieniu Lysandra przed jednym z tłuczków i zaatakował. Z całej siły zahaczył o Gryfonkę zdrowym ramieniem, licząc na to, że po takim mocnym uderzeniu przynajmniej ją zaboli. Poprawił to splunięciem prosto w jej twarz, kiedy już Wykeham wymijał. Dla Lope to i tak było mało, miał ochotę po prostu wpakować jej pięść w nos, a nie bawić się w takie coś. Odleciał szybko, gładko nurkując, już nawet nie zwrócił uwagi na to, że nikt tego zachowania nie dojrzał. Nie będzie zadzierać z jego pałkarką, o nie. Złapał piłkę od Tosi, w ogóle nie przejmując się bramką dla Slytherinu. Nadal czuł gorącą złość, kiedy myślał o Wykeham. Przetarł raz jeszcze nos, olewając ból i podał do Vivien. Nagła determinacja pojawiła się na twarzy Ślizgona, który chciał już tylko jednego - zwycięstwa i zajebania Wykeham.
podanie i faul niezauważony po przerzutach 3/5 przerzutów
Miotły w końcu przestały dziwnie się zachowywać i jakimś cudem przez cały ten czas nikt z nich nie zleciał. Gracze zaaferowani kaflami i innymi piłkami mogli tego nie skojarzyć, ale na trybunach pewnie nie jedna osoba powiązała to z ostatnimi zakłóceniami magii. Potem nastąpił względny spokój (poza zaciekłą grą i niezbyt ładnymi faulami) i wydawałoby się, że mecz będzie już do końca gry trwał normalnie, kiedy i tak zawsze zwariowane tłuczki zaczęły wariować jeszcze bardziej... Wyglądało, jakby wcale nie potrzebowały pałkarza, który by nimi trafił w jakiegoś gracza - same bardzo chętnie to robiły. Chociaż tylko dwa, wydawało się jakby były wszędzie, tak szybko latały.
Uwaga! Aż do momentu kiedyś jeden z graczy z leci z miotły, albo do odwołania, każdy musi rzucić dodatkową kostką: 1 - Tłuczek trafia w ciebie z wielką siłą i spadasz z miotły. Akcja, którą właśnie wykonujesz jest nieudana. 2, 3 - Tłuczek mocno cię uderza, chwiejesz się na miotle, ale uda ci się na niej utrzymać. Akcja, którą właśnie wykonujesz jest nieudana. 4, 5 - Tłuczek za tobą leci przez pewien czas, ale uda cię się uciec. 6 - Jakimś cudem tłuczek nawet nie zauważa, że istniejesz. Przynajmniej przez chwilę możesz czuć się bezpiecznie.
Pałkarze mogą bronić graczy swoich drużyn (a także samych siebie). Parzysta - udaje im się obronić; nieparzysta - nie udaje się.
Poszukiwania znicza w ogóle nie wychodziły dzisiaj trzynastolatkowi. Cały czas krążył gdzieś po boisku a i tak nie potrafił nigdzie dostrzec złocistej kuleczki. Mówiąc szczerze to ta seria niepowodzeń zaczynała nudzić chłopaka. To nie tak, że się poddawał, po prostu potrzebował nowych wrażeń, które nie trudno było dostrzec. Miedz Ślizgonami a jedną Gryfonką nawiązała się niegroźna walka. O ile dobrze pamiętał, to była ta sama z którą pobił się Lope w Grecji. O ile coś takiego można nazwać pobiciem. Młodzieniec zacisnął dłonie na trzonku swojej miotły, pochylił się nieco do przodu i rozpędzony wleciał miedzy tłum gracz. Na pierwszy rzut oka wyglądał jakby pędził za zniczem, ale dopiero kiedy mijał @Harriette Wykeham jego prawdziwe zamiary wyszły na jaw. Rozwścieczony i bardzo rozpędzony kopnął boleśnie dziewczynę w jej bark. Chyba nikt nie miał wątpliwości co do nieprzepisowego zagrania chłopaka. -Głupia sucz – parsknął jeszcze, kiedy szybko się oddalał się od całego zgromadzenia w celu ponownego poszukiwania znicza.
Festiwal wpierdolu toczył się coraz szybciej - wszyscy byli mega obtłuczeni, ale ja jakimś cudem uniknęłam mocniejszych obrażeń. To zdecydowanie był mój dzień! Rozpoczęliśmy kolejną akcję - Lope podał mi piłkę, a ja robiąc kolejne zwody mijałam przeciwników. Byłam dzisiaj w fenomenalnej formie. Pomknęłam w stronę Zakrzewski, która przypominała bardziej worek treningowy niż człowieka, gdy nagle jeden z wariujących tłuczków mnie uderzył. Mocno się zachwiałam na miotle, ale jakimś cudem udało mi się utrzymać. Niestety straciłam piłkę...
Kostka: 1 Kostka na MG: 3 Przerzut: 1/2 40:10 dla slytherinu
Gdy Dear po raz pierwszy dzisiaj oberwała z łatwością przejąłem kafel i pognałem w drugą stronę. Jeden z dzikich tłuczków poleciał w moją stronę, ale po dłuższej gonitwie udało mi się go zgubić. Byłem niemal pewny, że tym razem trafię do bramki, gdy nagle.... - JA PIERDOLĘ KURWA MAĆ SZMATO JEBANA - przekląłem po polsku czując tłuczek, który posłała w stronę mojego kręgosłupa Manese. Gdyby nie fakt, że była kobietą dostałaby dzisiaj solidny wpierdol - ta kobieta zachowywała się jak psychopatka ciągle posyłając w moją stronę tłuczki. Straciłem piłkę i jedyne co mi pozostało to głośne obelgi.
W końcu udaje mi się opanować swoją miotłę i jestem z tego bardzo dumna. Głaszczę Nimbusa po rączce, mówiąc mu, że grzeczna z niego miotełka. Nie wiem co się dzieje, krzyczę z bólu i oglądam się, a to ta z pałką w czerwonych barwach postanowiła mi przywalić za nie wiem za co. Odpuszczam sobie oddawanie, bo widzę, że Lope już zamierza się z nią policzyć, po meczu jeszcze przyjdzie czas na takie sprawy! Moim oczom nie może umknąć dziwaczne zachowanie tłuczków, wydawało mi się, że to ja je posyłam w graczy, a tymczasem te latają jakby ktoś w nie ciągle uderzał. Patrzę, a jeden z nich leci prosto w naszego słodkiego szukającego. Wystarcza chwila i już jestem przy nim, w ostatniej chwili uderzam tłuczka w zupełnie inną stronę. Rzucam kontrolnie okiem na gryfońską pałkarkę, ale ta jest gdzie indziej, na pewno nie mogła go odbić. Chwilę później ten sam tłuczek leci za mną, uciekam przez chwilę, lecę szybciej niż on, tylko po to, żeby w odpowiednim momencie odwrócić się i uderzyć z całej siły. Celując oczywiście w Lysandra. Niech nie myśli, że o nim zapomniałam!
2 ale przerzucam bo podanie -> 1 tłuczki: 3, ale sama się bronię: 2 czyli udało się
Lope miał wrażenie, że wszystkim udzielił się jakiś szał i niemalże zapomnieli o tym, że najważniejszy był kafel i trafienie nim do pętli. Pałkarze się nie oszczędzali, a tłuczki śmigały wszędzie, natomiast coraz więcej osób faulowało innych, przez co sędzia nie nadążał z łapaniem ich. Lope próbował nie zwracać uwagi na to, że przez ból chce mu się rzygać i skupiał się na swoim gniewie. Unikał tłuczka, który dziwnie się go przyczepił, wypatrując okazji do złapania kafla. - DALEJ ŚLIZGONI! - krzyknął, widząc, jak świetna Daisy posyła tłuczka w stronę Zakrzewskiego. Bardzo dobrze, chłopaczek jeszcze z powrotem trafi do Munga. Nie zwracał uwagi na jakieś obelgi w dziwnym języku, podleciał do piłki wypuszczonej przez Gryfona i złapał ją. Mijał Wykeham, ale oszczędził ją tym razem - planował atak na lepszą okazję. Zauważył za to pętle i pomknął w ich kierunku, posyłając kopniakiem kafla do Zakrzewskiej. - SPIERDOLISZ TO.
Latał tak sobie po boisku nie wiedząc co ze sobą zrobić. Znicza nie było nigdzie widać, raz coś błysnęło w okolicy trybun ale okazało się, że to zegarek jednego z uczniów. W między czasie gryfoni strzelili gola co podniosło morale Edka i z większym skupieniem wznowił poszukiwania. Po przeleceniu dwóch kółek zauważył pędzący w jego stronę tłuczek, odbity całkiem szybko przez gryfońskiego pałkarza. Cormac pozwolił sobie chwilę zawisnąć w powietrzu i pooglądać co inni odwalają na dole.
Kostki: 3,2
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Limiere był ślepym kutasem. Jej faula wygwizdał, ale ślizgońskie były w porządku. Wytarła z twarzy pluja Mondragona. Jakby była zawzięta, to by to pokazała sędziemu, ale wolała dojść sprawiedliwości swoimi rękami. I żeby nie było - Mondragon sam jej właśnie rzucił rękawice. Nie posyłała w niego pierwszego lepszego tłuczka. Wszystkie które nadlatywały, odbijała gdzieś byle dalej od siebie i innych członków drużyny. Chciała mu strzelić w ten głupi ryj i porządnie go obić. Czego nie zdołała zrobić jej pała, dokończy tłuczek. W końcu nadleciał ten odpowiedni. Zamachnęła się i z całej siły, uderzyła w jego podłe pyszczydło. Akurat kiedy chciał strzelać. W tym samym momencie coś mocno uderzyło ja w ramię. Ettie obróciła się i zobaczyła smarkatego szukającego Slythu. Gówniarz nie wiedział z kim zadzierał. Ette kompletnie zapomniala o ostrzeżeniu Limiera. Pognała za chłopaczkiem i dogoniwszy o przylgnęła do niego, chwytając go za fraki. Trzymając pałkę między nogami, złapała drugą ręką za jego miotłę i pociągnęła ją w swoją stronę, wypychając szukającego lekko w tył. - Trzymaj nogi przy sobie, gówniarzu, póki masz sprawne - warknęła przez zęby i spojrzała sugestywnie w ogromną przestrzeń, która dzieliła ich od ziemi. Puściła go i odleciała. Miała w dupie, czy za to zejdzie z boiska.
Kostki: pałowanie - 6 Tłuczek mg 1 i 4 na obronę Obrona Edmunda: 4 (przeszła z Bianci nikt nie protestował) Faul: 1 Podkreśliłam ważne rzeczy, które tam robiłam
To był jeden z dłuższych i brutalniejszych meczy w mojej karierze hogwarckiej i byłem już wycieńczony i mimo trochę pozytywniejszego obrotu akcji (trafiłem!) nie miałem już na nic siły - tłuczek Manese zupełnie mnie wykończył. Wszyscy byliśmy potłuczeni, zmęczeni, a to wszystko stało się krwawą jatką. Mimo to zgarnąłem piłkę, którą stracił Mondragón i po raz kolejny popędziłem w stronę pętli. W tym momencie liczył się dla mnie tylko cel, chociaż skrycie chciałem dołączyć do Etki i napierdalać innych graczy. No i gówno... jeden z dzikich tłuczków trafił mnie w nogę. Z trudem utrzymałem równowagę i udało mi się nie spaść z miotły, ale straciłem kafla.
Nagłe uderzenie spowodowało falę bólu i nowej krwi. Teraz Lope już miał na pewno złamany nos i z trudem przytrzymał się miotły. Oddychał ciężko, mając wrażenie, że każdy oddech pali. Nie mógł już skoncentrować się, gdzie dokładnie go boli... Wystękał tylko przekleństwa pod adresem Wykeham. Nagle opętało go takie zdeterminowanie, że zacisnął mocno palce na miotle. Że niby ta pizda Zakrzewski ma zabrać mu kafla? A takiego! Zanurkował, żeby złapać piłkę w odrętwiałe ramiona. Pluł krwią dalej niż widział, ale dalej leciał krzywym torem. Ledwo zauważył, że kafel wysmyknął mu się z rąk i poleciał do przeciwnej drużyny... Za to dostrzegł wspaniałą okazję, kiedy spojrzenie wszystkich zwróciło się na ścigających Gryffindoru. Znalazł się błyskawicznie obok Wykeham, wymierzył celnie i kopnął ją prosto w plecy, korzystając z tego, że akurat inny ścigający zasłonił go przed sędzią. Miała szczęście, że ze względu na okoliczności nie włożył w to wiele siły. Musiał przytrzymać się zranionym ramieniem miotły i zachwiał się wyraźnie. Nawet przez taką ilość adrenaliny i emocji przebijało się już zmęczenie. Mondragón czuł, że nieco zniża swój lot, ale dalej utrzymywał się w pionie. Nie mógł pokazać, że mu słabo, na pewno nie przed swoją drużyną.
Lazare sędziował sobie jak zawsze i był już całkiem przyzwyczajony, że te mecze nie były takie czyste jakby chciał. Ale dopóki w miarę trzymali się zasad i nie zrzucali z mioteł, nie przerywał meczu. Parę razy musiał zagwizdać i zarządzić rzuty wolne, bo ślizgooni i gryfoni jak to oni, czasem pozwalali sobie na zbyt wiele. Przegięła dopiero @Harriette Wykeham, zagwizdał znowu przeciągle, stopując mecz na chwilę a potem podleciał do gryfonki, zdejmując ją z boiska. Kolejne gwizdnięcia miało oznaczać , że gracze mogą kontynuować grę, a tymczasem gryfonka miała usiąść na ławce dla rezerwowych. - Co to miało być, Wykeham! Po meczu zgłosisz się do mnie po szlaban, a teraz siedzisz tutaj do końca - popatrzył na nią uważnie, sprawdzając czy zaraz nie rzuci się znowu na boisko, nim wrócił do sędziowania.
Tłumy szalały, zawodnicy byli już piekielnie zmęczeni, a mecz zbliżał się ku końcowi, kiedy nagle... dało się zauważyć, że coś niepokojącego dzieje się z jedną ze ślizgońskich zawodniczek. @Daisy Manese złapała się mocno swojej miotły, kiedy zaczęły nią trząść silne drgawki. Wydawało się, że lada chwila z niej po prostu spadnie, a lot dziewczyny stał się bardzo chaotyczny. Wokół niej unosiło się coraz więcej czarnej substancji i nawet najbardziej zaaferowani kibice zaczęli zwracać na to uwagę. Wtedy w jednej chwili potężna fala energii rozbiła się we wszystkie strony, a Ślizgonka zniknęła w ciemnościach, które nagle ogarnęły całe boisko.
Kostka dla zawodników: 1-2 - kompletnie straciłeś orientację, a fala zmiotła cię w kierunku trybun przeciwnej drużyny. Nim zdążyłeś wyhamować uderzyłeś silnie w kilka osób, lądując na ławkach. Zaślepił cię straszny ból - najwyraźniej połamałeś sobie przez to rękę, a krew z rozciętego czoła wygląda dość paskudnie. 3,4 - mimo wszystko zachowałeś zimną krew i nawet pomogłeś jednemu z zawodników zlecieć wraz z tobą na ziemię (możesz wybrać dowolnego gracza, nie musi on wtedy rzucać kostką), jednak zagubiony tłuczek uderzył cię boleśnie w ramię, przez co ledwo możesz nim ruszać. 5 - nie zauważyłeś, że odleciałeś od boiska, kiedy próbowałeś jakoś zorientować się w swoim położeniu. Wpadłeś prosto na wystraszone stado świergotników. Jesteś nieco podrapany ich pazurkami i podziobany, przez co masz sporo drobnych ranek na twarzy, ale po kilku chwilach odnajdujesz drogę do reszty ludzi. 6 - przez bardzo słabą widoczność wpadłeś prosto w gracza, który napisał po tobie (NIE MUSI WTEDY RZUCAĆ KOSTKĄ), oboje lądujecie na ziemi i łamiecie swoje miotły. Naprawa będzie kosztowała połowę ich ceny. Wam nie stało się nic poza potłuczonymi kończynami.
Za 10 pkt z gier miotlarskich jest 1 przerzut.
KAŻDY KTO NAPISAŁ PRZYNAJMNIEJ JEDNEGO POSTA NA MECZU LUB TRYBUNACH MUSI NA TO ODPISAĆ W CIĄGU 2 TYGODNI.
Chwila nieuwagi kiedy obserwował przebieg meczu wystarczyła by przegrali. Zauważył błysk znicza parę sekund za późno, pomknął w jego kierunku wykorzystując wszystkie możliwości miotły i przyciskając się do niej by zmniejszyć opór powietrza ale to nie wystarczyło. Zdołał tylko musnąć znicza, @Monte Noir mały ślizgoński gówniarz w tym samym momencie złapał piłkę. Cormac zawył wściekły i już miał zrzucić ślizgona z miotły kiedy na boisku nieźle się odjebało. Poczuł mocne uderzenie w swoje plecy które prawie zrzuciło go z miotły. Zrobiło się strasznie ciemno i dobrą chwilę musiał kminić gdzie jest i co powinien zrobić. Nie dostrzegając swojego przeciwnika wolał nie próbować go szukać bo prędzej by w niego wleciał. Skierował się w kierunku ziemi i tak zahaczył o Vivien przypadkowo kopiąc ją w bark. -O, ślizgońska menda. Dajemy na dół, nic tu po nas. Dla pewności że poleci za nim złapał ją za ramie i sprowadził na ziemie. Cormac, ty rycerzu. W podziękowaniu oberwał tłuczkiem w bark i ewidentnie go wybił. Żeby było śmieszniej był to ten sam bark który nie tak dawno uszkodził sufit krypty.
Kostki: 4 na atak, pomagam @Vivien O. I. Dear 1,5=6 na złapanie znicza, czyli Monte łapie
Ostatnio zmieniony przez Edmund Cormac dnia Nie Paź 15 2017, 14:19, w całości zmieniany 2 razy
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Limier musiał ją ściągać z boiska niemal za fraki, bo nadal w niej buzowało i za wszelką cenę próbowała mu się wyrwać. - Kopnął mnie sukinkot! - darła się przez całą drogę w dół - Mondragon też! I opluł! Tego pan już nie widział, co?! Kto pana w ogóle dopuścił do sędziowania?! Spuściła z tonu, dopiero kiedy wylądowali na ziemi i dla odmiany, Limier zaczął wrzeszczeć na nią. Spuściła wzrok, nadal obrażona, ale już nie taka chętna do kłótni. Pokiwała tylko głową, wybąkując tylko jakąś naburmuszoną akceptację konsekwencji i z założonymi na piersi rękami, usiadła na ławce. Odprowadzała trenera, krzywiąc się spode łba do jego pleców. Oparła się łokciami o kolana, oglądając resztę meczu i planując wpieprz, który po meczu spuści Mondragonowi, Noirowi i całej reszcie tej zielonej hołoty, kiedy z pałkarką Slytherinu zaczęło dziać się coś dziwnego. Nie, nie coś. Ettie już to widziała. Na koncercie The Veels. Poderwała się szybko z ławki, myśląc tylko o jednym - Lys nadal był w powietrzu. Obraz tego jak bardzo oberwał na festiwalu był aż za bardzo świeży. Podbiegła kilka kroków, nie bardzo widząc, co w ogóle zamierza zrobić, kiedy coś wryło ją w ziemię. Obłok czarnej mgły, który wyszedł ze Ślizgonki rozprzestrzeniał się w zawrotnym tempie na całe boisko. Ette poczuła jak wszystkie wnętrzności zawiązują jej się w supeł. Patrzyła w powiększającą się ciemność, nie będąc w stanie ruszyć żadnym mięśniem, chociaż powtarzała sobie, że była jeszcze daleko i przede wszystkim, że nic jej nie zrobi. Nie za bardzo to jednak pomagało. Jedynym co udało jej się z siebie wykrzesać, był krok w tył, kiedy dym był już tylko 2 jardy od niej. Potknęła się o własną nogę i przewróciła się na trawę. Upadek odrobinę ją otrzeźwił, jednak tylko na tyle, że zdołała wycofać się szybko, nawet nie wstając z ziemi. Zamarła ponownie, kiedy plecami zetknęła się z jakąś stała powierzchnią - chyba ławką. Od mgły oddzielały ją tylko trzy stopy, a wewnątrz niej nie było widać absolutnie niczego. Przylgnęła do ławki najbardziej jak się dało i skuliła się, zaciskając powieki. Nie wiedziała tego, ale wiedziała, że ciemność ją otacza. Czuła jej chłód niemal fizycznie. Potrzebowała światła. Nie miała różdżki, świecy, Ręki, choćby zapałek, niczego. Jak mogła być aż tak nieprzygotowana. Potrzebowała światła, światła, światła. Ciemność ją zalewała, dusiła, wlewała w każdy wolny skrawek przestrzeni i chciała wejść głębiej. Wwiercić się w nią, wcisnąć, zgnieść, pochłonąć. Nie musiała tego widzieć. Czuła to. Nie potrafiłaby powiedzieć dlaczego otworzyła wtedy oczy. Co wtedy myślała... czy w ogóle myślała... Zrobiła to i tyle. Rozchyliła powieki, ale obraz w ogóle się nie zmienił. Nadal nie widziała absolutnie nic. W uszach jej dzwoniło, przed oczami miała mroczki. Czy świat coś poza ciemnością jeszcze istniało? Otworzyła usta, żeby wrzasnąć, ale nie wiedziała już czy jakiś dźwięk w ogóle się z niej wydobył. Czarna, bezkształtna materia dostała się również do niej, zalewając płuca, mózg, wnętrzności. W następnej sekundzie Ettie straciła przytomność nie będą nawet świadomą tego, że leży pod płonącą ławką.
------------------------------- Wokół Etki wszystko stoi w płomieniach, które niechcący wyczarowała, ale nawet nie wiem czy w obcurusie widać ich światło ;p Tak czy siak, jak ktoś chce mnie jakoś uratować, to proszę bardzo. Jak nie to założę, że mnie uratowała jakiś anonimowy Samarytanin.
Ten mecz był totalną katastrofą. Nie sądziłam, żebym w najbliższym czasie chciała wsiadać na miotłę. Niespecjalnie chciałam swojej śmierci w tym momencie. Byłam jeszcze trochę za młoda, przynajmniej ja tak uważałam. Nie wiedziałam co się dzieje na boisku. Wydawało mi się, że mecz był po prostu dość... brutalny. W szczególności patrząc na Etkę i kapitana Slytherinu. Cóż, tak jak dziewczyny było mi trochę żal to Lope niespecjalnie. Właściwie mi po prostu zwisał i miałam w nosie co mu się stanie. Krążyłam wokół obręczy, widząc, że jak na razie mecz skupił się na bójce między tymi dwojga. Czułam ciągłe wibrowanie miotły, ale ignorowałam je bardzo dobrze. No trudno, najwyżej zlecę znowu. Wierzyłam, że w razie czego magomedycy mnie poskładają z powrotem. Prawda? Musieli znać się na takich rzeczach. Szczerze w to wierzyłam, w końcu po coś tutaj byli. Dostrzegłam dziwnie zachowującą się Daisy i czarną substancję wokół niej. Szybko zrozumiała, że to raczej nie wróży niczego dobrego. Nagle zupełnie nie wiedziałam co się dzieje. Ciemności pochłonęły całe boisko, a fala energii zmiotła mnie nie wiadomo gdzie. Uderzyłam z impetem w trybuny (tak mi się wydawało, że to trybuny) i zwaliłam tym kilka osób siedzących tam. Poczułam ogromny ból. Łzy napłynęły mi do oczu i spływając zmieszały się z ściekającą krwią z rozcięcia na czole. Nie mogłam poruczyć ręką, w ogóle nie mogłam się ruszyć. Na Merlina, pomocy... Chwilę później po prostu zemdlałam, że strachu, nerwów i bólu.
Gdy zobaczyłem co się dzieje z Daisy od razu próbowałem zejść na ziemię - niestety bezskutecznie. Nauczony doświadczeniami z koncertu byłem niemalże pewien, że dziewczyna jest Obskurodzicielem, niestety było już za późno na reakcję. Na boisku zapanowała ciemność, a ja próbując połamać się w tym gdzie jestem nawet nie zauważyłem, że opuściłem boisko. Po chwili wpadłem w wystraszone stado ptaków, których przez wszechpanujące ciemności nie udało mi się rozpoznać. Dość mocno mnie podrapały i podziobały na twarzy, ale i tak w porównaniu do tego co mnie spotkało ostatnim razem. Po chwili udało mi się odnaleźć drogę powrotną na boisko - nikt normalny by tam nie wracał, ale w tej sytuacji nie miałem wyjścia - na stadionie pozostały dwie najbliższe mi w Hogwarcie osoby - moja najlepsza przyjaciółka i siostra. Nie znałem się na magii leczniczej (i musiałem to koniecznie nadrobić), ale priorytetem było zabranie dziewczyn stamtąd. Wylądowałem i zostawiłem miotłę na ziemi - zamierzałem ją zabrać, gdy ta cała rzeźnia się skończy - w tym momencie liczyły się tylko dziewczyny. Niestety w tym mroku nie widziałem niemalże nic, więc ślepo podążyłem przed siebie. Dopiero gdy zbliżyłem się do jakiegoś źródła ciepła zacząłem cokolwiek widzieć. Po chwili dotarło do mnie, że to ogień. Wytężyłem wzrok i zobaczyłem jak przez mgłę, że pod płonącą ławką leży nieprzytomna @Harriette Wykeham. Spanikowałem totalnie, lecz po chwili opanowałem się i wrzasnąłem: - Aquamenti! Jakimś cudem zadziałało. Byłem pewien, że Ettie ma poparzenie, ale niewiele mogłem zrobić. Wygrzebałem ją spod ławki i wziąłem ją na ręce przemierzając boisko w poszukiwaniu Bianci, ale na niewiele to się zdawało, bo po zgaśnięciu ognia na trybunach nie było widać zupełnie nic. Rzuciłem udane Lumos, które wprawdzie ginęło w ciemnościach Obskurusa, ale pozwoliło mi przynajmniej oświetlić małą powierzchnię wokół siebie, żeby widzieć swoje stopy i pilnować, żeby Ettie w nic nie uderzyła. - BIAAAANCA, GDZIE JESTEŚ? - nawoływałem, zupełnie bezskutecznie. Po dłuższej chwili jakiś typ z trybun zawołał, że Bianca jest tutaj. Powoli przemieściłem się w stronę trybun i wdrapałem na nie. Cudem udało mi się wypatrzeć Biance. Nie miałem za bardzo wyjścia - również była nieprzytomna, a osoby, które były nieopodal nie były w stanie mi pomóc, więc zrezygnowałem z Lumosa i rzuciłem na @Bianca ZakrzewskiWingardium Leviosa. Nie było to zbyt dobre, ale to był jedyny sposób, że przenieść obie dziewczyny w bezpieczne miejsce - na szczeście Bianca leciała z nogami w dół, a nie wisząc głową. Niosłem Etkę i lewitowałem Biancę zupełnie na ślepo, ale jakimś cudem udało mi się opuścić boisko i w końcu opuścić ciemność. Dalej również była mgła, jednakże mniej gęsta, a na dodatek spotkałem jakiegoś młodszego Gryfona, który przejął Biancę. Przetransportowaliśmy obie dziewczyny do zamku, gdzie z pomocą innych uczniów zanieśliśmy je do skrzydła szpitalnego.
Kostka: 1 -> 2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 50 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 5 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
Lumos:
Kostka: 2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 50 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 5 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 2
Wingardium Leviosa:
Kostka: 1 -> 4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 50 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 5 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 2
To wszystko działo się zbyt szybko - zdążyłam zobaczyć jedynie, że Monte złapał znicza, a potem nastała ciemność. Nie wiedziałam co się dzieje i obawiałam się, że to znowu to samo co na festiwalu... Byłam przerażona - wtedy dopisało mi szczęście, ale teraz leciałam na miotle, więc było znacznie bardziej niebezpiecznie. Już po chwili dostałam kopa w ramię - na szczęście Gryfon, który to zrobił był tak miły, że pomógł mi zejść na ziemię. Było mi nawet trochę głupio, że wyzywałam go podczas meczu wakacyjnego, ale byłam tak piekielnie roztrzęsiona, że w tym całym rozgardiaszu nie zdążyłam mu jednak podziękować.
@Monte Noir oberwał co prawda w stopę zaplątanym tłuczkiem, ale nie było go to w stanie powstrzymać przed pogonią za zniczem. Mimo rozprzestrzeniającej się czarnej substancji, złota piłeczka była teraz idealnie widoczna, uciekała jakby przed ciemną chmurą, a szukający uciekali razem z nią. Ślizgon w końcu zamknął na niej dłoń, ale chwilę później tłuczek znowu go dosięgnął, tym razem uderzając w tył głowy. Stracił przytomność i zsunął się z miotły, chociaż dłoń nadal zaciskała się na trzepoczącym skrzydełkami zniczu. Przez obskurusa wypełniającego boisko nikt tego nie zobaczył, więc nie mógł też pomóc. Monte wylądował na ziemi. Podobny los spotkał @Daisy Manese, która po uwolnieniu obskurusa spadła z miotły. Nie znajdowała się na dużej wysokości, jednak to wystarczyło, by straciła przytomność. Tym samym, obskurus zniknął, ponownie chowając się w jej ciele. Kiedy w końcu się przejaśniło, uczniowie trochę się uspokoili, a Lazare i szkolna pielęgniarka podbiegli do dwóch leżących na murawie ślizgonów. Daisy była tylko mocno potłuczona, musiała spędzić w skrzydle szpitalnym kilka dni. Monte miał znacznie poważniejsze obrażenia, chociaż nie dało się nie zauważyć, że w dłoni wciąż trzymał znicz. Musiał trafić do św. Munga, gdzie miał spędzić miesiąc, aż dobrze go wyleczą.
@Monte Noir, jeśli przed upływem miesiąca zechciałbyś przywrócić Monte, możesz pisać jedynie sesje w św. Mungu. Daisy i Monte są jedynymi osobami, zwolnionymi z obowiązku odpisania na interwencję MG. Wszyscy inni mają czas do 27 października. Jeśli tego, nie zrobią, zostaną wyciągnięte konsekwencje: brak punktów za mecz, zmniejszenie liczby posiadanych galeonów o połowę, a także Mistrz Gry sam opisze co się z postacią stało, co może oznaczać poważne obrażenia. @Lope Mondragón, @Antoinette Apsley