Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Wydawało się, że Daisy gra całkiem spokojnie, bo ani nikt w nią nie uderzał tłuczkami, ani ona sama nie próbowała tego robić. Nic dziwnego, że łapanie kamyków wychodziło jej tak świetnie i miała ich już dobry tuzin. Śmigała na swojej super miotle, nie dając się trafić żadnemu tłuczkowi, które chociaż nie odbijane w jej stronę, to wydawały się same za nią latać. I znowu jeden z nich był wyjątkowo uparty i Daisy już widziała śmierć w oczach i niemalże wyobraziła sobie jak ląduje na ziemi razem z koszem kamyków, które rozsypują się dookoła i może jeszcze połamaną miotłą. Przyśpieszyła jednak i przechytrzyła wszystkie te okropne piłki, w końcu miała z nimi niemałe doświadczenie. Złapała przy okazji jeszcze parę kamyków, szło jej naprawdę wyśmienicie.
Franklin miał prawdziwe trudności z utrzymaniem się na miotle w poprawnej pozycji, co zrzucał oczywiście na karb posiadanych obrażeń w okolicy miejsca, gdzie powinien znajdować się drążek. Przyspieszenie do maksymalnych osiągów Błyskawicy nie było możliwe - ledwo wystartował, a już musiał przegryźć się z porażką, którą ewidentnie poniesie. I to w dziedzinie, która była dla niego naprawdę ważna! Niemniej jednak cieszył się, że innym szło znacznie lepiej. Wykeham zdecydowanie przodowała! Ta młoda nowa nie radziła sobie najgorzej, a ta druga nowo poznana też nie pozostawała dużo w tyle za nim. Hemah śmignęła obok niego, a na boisku zjawiło się jeszcze dwoje Gryfonów, którzy na szybko dosiedli mioteł i dołączyli do wyścigu. Został potrącony w ramię przez zrównującą się z nim @Sol Irving, przez co skrzywił się nieco, lecz nie zareagował w żaden gwałtowny sposób. Cóż, zdarzało się, nie podejrzewał młodszej koleżanki o celowe zagranie tego typu. Utrzymał się na miotle, trochę pobolało, potem przyspieszył... Ale to Harriette najszybciej ukończyła trasę! - Tytuł pirata powietrznego wędruje do najlepszej pały w Hogwarcie! - wykrzyknął entuzjastycznie, chwaląc ją tym samym. Gdy wszyscy przelecieli wyznaczoną trasę, zsiedli na chwilę z mioteł, by obgadać parę strategii meczowych. Franklin starał się jak najlepiej wyjaśnić zagrania, nad którymi myślał przez cały poprzedni tydzień, a gdy już wszystko było w miarę jasne, zarządził jeszcze kilka ćwiczeń. Z Harriette udali się na bok boiska, by poćwiczyć odbijanie tłuczka, ścigającym zalecił ćwiczenie rzutów na pętle, a szukającego odesłał po znicz, by on też miał coś do roboty. Tak minęła im jeszcze blisko godzina, aż jakiś nauczyciel przyszedł na boisko ich wygonić, bo przekroczyli czas rezerwacji murawy. Franklin podziękował wszystkim serdecznie i z uśmiechem odnosił sprzęt do schowka. Był pozytywnie nastawiony do zbliżającego się meczu. Zdążyli się zmęczyć, ale też poćwiczyli ważne zagrania. Miał nadzieję, że to wystarczy, by zapewnić im zwycięstwo!
Dzięki wielkie za trening! Mam nadzieję, że nie wypadło najgorzej xD jeśli forma się podobała, mogę popracować nad czymś w tym stylu, z tym że pewnie trwałoby to nieco dłużej niż ledwo tydzień. Na ten moment wszyscy wykonali 2 rzuty, mamy nawet zwycięzcę! Nagrodą dla @Harriette Wykeham jest dodatkowy przerzut w nadchodzącym meczu. Korzystaj mądrze!
Pogoda mogłaby być lepsza. Wiał nieprzyjemny wiatr, a kiedy stało się w miejscu, można było szybko zmarznąć. Tym większa była motywacja dla zawodników, żeby się ruszali. Ciężkie chmury przysłaniały słońce, ale przynajmniej nie padało. Trzeba było mieć nadzieję, że tak pozostanie. Mimo nieciekawej aury na trybunach zebrały się tłumy. Mecze między drużynami domy węża i lwa zazwyczaj były bardzo ostre. Mając to na względzie sędzia przypomniał zebranym na boisku graczom o zasadach czystej gry, zatrzymując na dłużej wzrok na tych zawodnikach, którzy cieszyli się kiepską sławą. Dopełniwszy formalności zagwizdał, a kiedy czternaście mioteł uniosło się w powietrze wypuścił piłki i dołączył do drużyn. Kafel powędrował w ręce Gryffindoru.
KOSTKA: 4 - ZACZYNA GRYFFINDOR
______________________
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Wyglądało, jakby miało zaraz padać. W powietrzu, kiedy pęd wiatru prześwietla na wskroś, szczególnie łatwo i szybko zmarznąć. Ciężko się dziwić, jeśli gracze zaprawiają się czymś przed grą. Stawiła się na boisku ze swoim Nimbusem, mając rękawiczki, koszulkę (zaczarowaną, aby pokazywała barwy Gryffindoru) oraz z parą gogli. Może trochę za lekko jak na tę pogodę, ale mówi się trudno. Najwyżej zastosuje po meczu stare lekarstwo - wódkę z pieprzem. Nieważne, czy po wygranym, czy przegranym. W obu sytuacjach można się napić. Wybiła w górę, kiedy tylko gwizdek przebrzmiał, łapiąc kafel. Nie zdążyła jednak daleko z nim zalecieć, jak przeszedł ją dreszcz z zimna. Chwilę zawahania wykorzystał przeciwnik, sprawnie przejmując kafel. No trudno. Teraz tylko patrzeć, czy obrońca się sprawdzi.
43 + 8 za sprzęt = 51 3, przerzut na 3. 1/5 przerzutów
Chociaż podczas ostatniego meczu dałam z siebie wszystko i jako jedyna zagrałam na poziomie to poczułam się winna przegranej i planowałam sobie odbić to podczas dzisiejszego meczu. Nie było to łatwe - moją główną przeciwniczką była dziewczyna grająca w krajowej reprezentacji Quidditcha, niemniej jednak nie zamierzałam się zniechęcać - wiedziałam, że jestem w tak dobrej formie, że mimo wszystko mogę z nią konkurować (ba, uważałam, ze gdyby nie kariera muzyczna, sama mogłabym grać w Qudditcha zawodowo). Swoje umiejętności pokazałam dość szybko zabierając Gryfonce kafel i pędząc w stronę pętli. Wykonałam rzut wstrzymując oddech.
Penny Sec była w rezerwie tak długo, że straciła już nadzieję na to, że kiedykolwiek zagra w prawdziwym meczu. "Prawdziwym" szkolnym meczu, bo o karierze zawodowego gracza quidditcha już dawno zapomniała. W swojej miejscowości była najlepsza, ale pochodziła z małej miejscowosci. Kiedy znalazła się w Hogwarcie, szybko okazało się, że jest co najwyżej przeciętna. Nie traciła jednak zapału - nadal kochała tę grę - i zamierzała dać z siebie wszystko. Ślizgoni szybko znaleźli się przy piłce i zaraz potem ich ścigająca rzucała do pętli. Niedoczekanie! Penny byłą w pełni skupiona i udało jej się zablokować kafla, którego szybko podała swoim.
Kostka: 6
______________________
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Na szczęście obrońcę mają dobrego. A przynajmniej dobrego na tyle, że dała radę ochronić ich przed puszczeniem pierwszej bramki. Dziewczyna zleciała i złapała kafla obrońcy. Adrenalina trochę rozgrzewała. Może jeszcze nie na tyle, aby Hem nie czuła podmuchów lodowatego wiatru, ale na tyle, że dała radę je wytrzymać. I nie zamierzała już poddawać się głupiej pogodzie. W gorszych warunkach przez zimę latali, co tam jeden wiosenny prawie-deszcz. W Szkocji. Która składa się w 90% z deszczu. Nawet Deszczu przez wielką literę, bo w tym wyspiarskim kraju on już nabrał własnej osobowości i samoświadomości. Wystrzeliła, podchodząc do ataku na obręcze przeciwników.
Mecz się jeszcze na dobre nie zaczął, nie wypuścili nawet znicza, a w stronę Allegry już poleciał kafel. Starała się zachować czujność, jednak próba odnalezienia na boisku kapitanki drużyny trochę wytrąciła ją z tego uwagi. Mimo wszystko kiedy śmignęła jej przed oczami ścigająca Gryffindoru, wróciła do rzeczywistości, zaciskając mocniej dłoń na trzonku miotły, by w miarę szybko podlecieć do odpowiedniej pętli. Kafel pędził w jej stronę, a ona przyśpieszyła, łapiąc go w ręce, jednak pęd piłki odrzucił ją nieco do tyłu. Nie mogła sobie pozwolić na błędy, zwłaszcza gdy gra się już toczyła, więc utrzymała równowagę i rzuciła w stronę znajdującej się najbliżej Vivien.
Wreszcie nadszedł dzień w którym skopie dupska ślizgonów w powietrznej batalii. Miał tylko jeden cel: złapać małą, złotą, upierdliwą kulkę. Ostatni trening był tak pechowy, że szedł do szatni pełen dobrych myśli. Skoro wyczerpał już limit złych rzeczy to kolej na te pozytywne, nie? Wsiadając na miotłę upewnił się, że tym razem zechce latać. Poczuł jak delikatnie unosi się do góry i mało brakło a by nie zaliczył fal startu przed gwizdkiem sędziego. Paliło go by jak najszybciej poczuć wiatr we włosach i móc spojrzeć na świat z góry. Po rozpoczęciu meczu nie zważając na resztę wzbił się jak najwyżej i zaczął rozglądać się za zniczem. Podleciał nieco w lewo, później w prawo, zerknął kątem oka co się wyprawia na boisku i kontynuował swojego zadanie. Niech rozpoczną się łowy!
Niestety obrona Gryffu dała radę i nie odnotowałam trafienia, niemniej jednak Allegra im się odpłaciła bez problemu broniąc atak ze strony Hemah. - BYŁAŚ ŚWIETNA! - wrzasnęłam do koleżankki ze Slytherinu pośpiesznie przejmując kafel. Zanurkowałam w dół mijając atakujących przeciwników niczym sztywne słupki. Nim się spostrzegli, byłam już przy pętli przeciwnika. Tym razem nie walczyłam ze ślepcem musiałam więc bardziej się skupić - zdecydowałam się na dosyć skomplikowany zwód, po którym pchnęłam piłkę w lewą pętlę.
Kostka: 3>6 Kuferek: 31 (+11) Przerzuty: 1/4
Rebekah W. Lanceley
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.59 m
C. szczególne : chuderlawa, piegowata twarz, rudzielec
Było chłodno. Nie najlepsza pogoda na mecz, zwłaszcza gdy stało się na obronie. Żadnego ruchu. Marzła. Czuła jak chłód dotyka jej twarzy. Dłonie osłonięte przez rękawice, tylko one tak nie cierpiały. Siedziała w górze na miotle, skoncentrowana i zdeterminowana, aby nie przepuścić żadnego strzału. Nie macie szans ślizgoni, przeszło jej przez myśli. W końcu miała możliwość się sprawdzić. Właśnie jeden z zawodników sunął w jej stronę. Bekah wyczaiła odpowiedni moment i z gracją obroniła. Chuj wam w dupę Slytherin! Chciała krzyknąć, ale powstrzymała się, wypowiadając tylko ten piękny poemat w myślach.
Kostka: 2 - obronione
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Uśmiechnęła się do nastoletniego rudzielca, mijając ją. Miała młoda pewien talent i potencjał. Zobaczy się, co z tego wyjdzie. - Byle tak dalej! - Krzyknęła, odbierając podany w jej stronę kafel. Slytherin nie grał źle. Nie bez powodu o meczach pomiędzy ich domami mawia się, że są agresywne. Żaden dom nie chce odpuścić oba głupio uparte. Lwy w swojej odwadze, Węże w ambicji. Takie spotkania charakterów zawsze są wybuchowe. Nie zamierzała się mocniej patyczkować, podchodząc go gwałtownego ataku. Tym razem obrońca nie powinien mieć wielkich szans.
1
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
W całym swoim osprzęcie (oprócz kompasu, bo był raczej nieprzydatny na boisku i tylko ją rozpraszał) weszła na boisko, gotowa zrzucać Ślizgonów z mioteł. Mecze ze Ślizgonami wspominała najgorzej, ale nie dlatego, że były trudne. Nadal była przekonana, że były niesprawiedliwe. Co prawda liczyła na to, że bez byłego kapitana węży będzie w porządku. Nie zdecydowała się jeszcze czy wierzyła w opcje, że dawał on sędziemu łapówkę, czy coś innego, ale coś dawał na bank. Teraz na pewno nie będą tacy odważnie w faulach. Nie żeby bała się fauli - były okej, jeżeli robiło się je za plecami arbitra i jeżeli ona mogła oddać. Mecz zaczął się szybko, ale jak nazłość tłuczki nie chciały podlatywać w dogodne pozycje. Aż w końcu przy drugim rzucie Hemah na pętle jakiś się napatoczył. Ette nie zwlekając skierowała go w kierunku obrońcy Slythu.
Allegra uśmiechnęła się szeroko, słysząc wołanie Vivien, ale zaraz znów powraciła skupiona do gry. Większość akcji rozgrywała się w okolicy bramek Gryffindoru, a ich obrońca ostatecznie obronił dość trudny strzał Dear. Niech to szlag. Później jednak wszystko przeniosło się w stronę Tivoli, a ta już zaczynała szykować się do kolejnej obrony, gdy nagle poczuła silny ból w ramieniu, gdy walnął ją tłuczek posłany przez Harriette. Przez to też Hemah wykorzystała sytuację i trafiła do bramki, dając pierwszego gola Gryffindorowi. Włoszka wściekła się niemiłosiernie, ale na nic by jej się i tak nie zdało przeklinanie na głos, bo musiała pilnować kolejnych strzałów i nie przepuszczać kafli.
Zatrzymał się na chwilę obserwując mecz. Patrzył jak ścigająca gryfonów pędzi w kierunku bramki i...goool, proszę państwa, cóż za emocje! Pierwsza bramka dla nich, jest moc. Szkoda tylko, że przez to emocjonowanie się grą innych spartaczył swoją. Gdyby zamiast patrzeć się w dół rozglądał się dookoła zobaczyłby, że znicz zatrzymał się jakieś 10 metrów od niego, powisiał w powietrzu i poleciał dalej. Kibice na dole którzy to zobaczyli zapewne wyrywali sobie włosy przeklinając głupotę Valeriana. No nic, mecz potrwa nieco dłużej. Niczego nie świadomy zaczął szukać dalej, wytężając swój wzrok najbardziej jak mógł.
Niestety tłuczek zniweczył plan kolejnej obrony, niemniej jednak Allegra radziła sobie świetnie, więc wsparłam ją kolejnym ciepłym słowem. Byłam rozczarowana tym, że przegrywamy, ale wiedziałam, że muszę się wziąć za siebie i wyprowadzić drużynę. Choć nie byłam kapitanem to czułam odpowiedzialność za nich, jakbym niosła swego rodzaju dziedzictwo po Lope, który był moim mentorem i w pewnym sensie dał mi szansę na to, żeby latać na takim poziomie. Tym razem wzbiłam się w górę. Było trudno, w pewnym momencie nieomal straciłam kafla, ale w końcu udało mi się dotrzeć do pętli i oddać strzał.
Ty Ties był żądny gryfońskiej krwi! No dobra - bez przesady. Ale na pewno by nie płakał, gdyby udało mu się złamać jakiegoś nosa. Zrzucenie z miotły też brzmiało jak ciekawa opcja. Musiał tylko wykorzystać dobrą okazję. ta nadarzyła się dość szybko. Vivien leciała do pętli, a w jej kierunku mknął tłuczek. Ty szybko podleciał do dziewczyny i nie tylko zatrzymał piłkę, lecz także skierował ją w stronę obrońcy Gryffu, celnie trafiając. Równie celnie co Vivien do bramki. Miał nadzieję, że mimo skupienia na kaflu, widziała jego akcję. Tak naprawdę jej uwagi był żądny bardziej niż gryfońskiej krwi, ale jak dotąd praktycznie go nie zauważała.
Kostka: 6
Kostka: 6
______________________
Rebekah W. Lanceley
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.59 m
C. szczególne : chuderlawa, piegowata twarz, rudzielec
Była z siebie zadowolona. Najmłodsza w drużynie i już na początku gry się wyróżniła. Udało jej się obronić nie mogło być inaczej, ale to nie był koniec meczu. Obecnie punkty szły do czerwonych, oby tak dalej. Musiała się bardziej skoncentrować ta Viven była niezła, ale nawet jeśli byłaby najlepsza to i tak ślizgoni ostatnio dawali dupy. Krukoni mogli to potwierdzić. Gdzieś w tej chwili wkradła się chwila dekoncentracji i ból, który przeszył jej ciało, ale ta determinacja i siła woli, nie pozwoliła Lanceley na upadek. Nadal trzymała się na miotle. Oberwała i wpuściła gol. Miała ochotę nabluzgać, ale... cholernie bolało.
Gryffindor: 10 : 10Slytherin
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Na tłuczki nie da rady. To zawsze nieprzyjemne, ale z czasem można wyrobić sobie tolerancję na ból. Ewentualnie wściekłość tak wielką, że będzie się miało cierpienie gdzieś, a pchanym się będzie siłą wkurwu. Też dobra metoda. Młoda ma jeszcze przed sobą sporą i bolesną drogę, jeśli chce zostać na obronie. Hem woli znacznie aktywniejsze pozycje. Była w swoim żywiole. Złapała piłkę, nie poświęcając rannej obrończyni zbyt wiele uwagi. Wyminęła Ślizgonów, stosując atak szybki, chociaż niezbyt mocno skomplikowany. Zimno już przestało jej przeszkadzać.
Sytuacja była dobra, żeby w końcu zadziałać! Franklinowi nie udało się jeszcze zdobyć okazji, by posłać tłuczek w kierunku przeciwnika - może raz czy dwa obronił gracza swojej drużyny, lecz ataku na Ślizgona nie przeprowadził. I właśnie był na to świetny moment! Złapał w locie wzrok Harriette i chyba nie musieli sobie zbyt wiele mówić, by wiedzieć, jakie zagranie spróbują przeprowadzić. Nadlatująca ze świstem ciemna piłka została przez Franklina posłana w kierunku Najlepszej Pały Hogwartu - liczył, że ona z kolei skutecznie pośle tłuczek w kierunku obrończyni zielonych. Hemah była w posiadaniu kafla i Franklin bardzo liczył, że przyczynią się do kolejnych punktów zdobytych na rzecz Gryffindoru!
Nie był najlepszym zawodnikiem, jakiego nosiła ziemia, jednak zdecydował się wspomóc swoją drużynę w ciężkim meczu przeciwko Gryffindorowi. Miał w zanadrzu parę tricków, a przecież pół wakacji ćwiczył podania! Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że będzie musiał zastąpić w meczu szukającego... To nie mogło się dobrze skończyć. Może nie posiadał wady wzroku i nie stanowił na miotle zagrożenia dla własnego zdrowia i życia, jednak brakowało mu tego potrzebnego szukającemu refleksu i spostrzegawczości. Nie załamał się jednak i zgodził się, przebrał się w sportowe szaty i chwycił miotłę, po czym wyszedł na boisko. A teraz szybował gdzieś przy murawie, bo był pewny, że przy ziemi dojrzał błysk, który mógł być zniczem. Prawdopodobnie promienie słońca odbiły się od jakiegoś skrytego wśród źdźbeł, zgubionego przez kogoś galeona. Marnował tam czas... Ale przynajmniej był bezpieczny od szalejących nad nim tłuczków.
Latał sobie i latał, a znicza dalej nie było widać. Gdzieś w tle usłyszał krzyki bojowie slutherinu co oznaczało, że przyfarciło im się z golem. Pewno Rebeka beknęła akurat przy obronie i nie trafiła w kafla. No cóż, bywa, trza jechać dalej. Skoro o tym mowa, zobaczył złotą kulkę złośliwie latającą po drugiej stronie boiska. Pomknął w jej kierunku i...zniknęła. Normalnie wyparowała w powietrzu. Przetarł oczy i rozglądnął się z miną wyrażającą wielkie obrzydzenie. Klepnął się w kolano i zaczął śledzić przeciwnego szukającego. Może zostanie chwilowo ogon się opłaci i złapie znicza który mało nie wpadł do ucha Ryana.
Kostki:4,2(1) Przerzut: 2/3
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Podchwyciła wzrok Franklina i już wiedziała co ma robić. W środku zakuło ją tylko wspomnienie Lysandra. Do był ich numer - wspólny atak na obrońcę zawsze im wychodził. Odbiła tłuczka podanego przez kapitana w stronę pętli... i chybiła. - KURWA MAĆ - wrzasnęła zaskoczona, czując, że zaczyna się rumienić. Jak mogła zjebać coś takiego? Szukając winnego posłała krótkie, wściekłe spojrzenie Eastwoodowi. Mógł podać lepiej. Z Lysem na pewno by wyszło. No ale Lys już nie był z nią w drużynie i nich mu będzie na zdrowie. Kurwa, potrzebowała kolejnego tłuczka jak najszybciej.
Na boisku było coraz większe zamieszanie, ale przynajmniej obie drużyny remisowały, więc zła sytuacja Slytherinu nieco się poprawiła. Allegra nie do końca nadążała z tym, co się działo, poza faktem, że pałkarze Gryffindoru najwyraźniej znowu na nią polowali. Przerzucali się tłuczkiem, ale ostatecznie Wykeham chybiła, więc Tivoli przez dłuższą chwilę mogła skupić się wyłącznie na kaflu. Hemah po raz kolejny zaatakowała pętle zielonych, ale Włoszce udało się odbić piłkę końcem miotły, tak by trafiła w ręce Vivien.
Jedna bramka nie dała mi euforii. Aby wygrać mecz trzeba strzelić kilkanaście bramek, ewentualnie liczyć na niezłego ścigającego. Wiedziałam, że w przypadku naszego pecha, jedyne na co możemy liczyć to sowity wpierdol, dlatego spięłam wszystkie moje siły, aby grać dalej i nie cieszyć się mały sukcesikami, a jedynie szukać w nich motywacji. Na całe szczęście Allegra trzymała gardę i po raz kolejny obroniła. Pochwaliłam ją głośno, po czym zrobiłam to co umiałam najlepiej - przeleciałam z kaflem pół boiska unikając przeciwnika, co było trudne, biorąc pod uwagę, że nie miałam do kogo podać. Znowu zwód i znowu strzał - pozostawało liczyć, że młoda nadal była rozproszona tłuczkiem.
Viv chyba nic nie zobaczyła. Ty skręcał się z zazdrości, kiedy pochwaliła Allegrę. A on to co? Był tu, bronił jej, pomagał strzelać gole i co miał w zamian? Ciekawe, czy wiedziała jak ma na imię. Cholerne sławy! Nadzieja jednak umierała ostatnia, tak więc czekał na kolejną okazję. Mała obrończyni Gryffindoru będzie się musiała sporo nacierpieć, bo Ty nie zamierzał przestać jej atakować, dopóki piękna Dear go nie zauważy. Ponownie skierował tłuczek w stronę obręczy, gdy dziewczyna atakowała i ponownie trafił. Vivien, czy w końcu go dostrzeżesz?
Kostka: 6
______________________
Rebekah W. Lanceley
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.59 m
C. szczególne : chuderlawa, piegowata twarz, rudzielec
Nadal odczuwała tłuczek, będzie z tego dobry siniak, jak nie lepiej. Nie mogła się skoncentrować przez pulsujący ból, ale w końcu gra znowu skupiła się na centrum boiska i Bekah mogła chwile odetchnąć. Starała się znowu skupić na grze. Chłodne powietrze w tym nie pomagało, ale dawało znak, że łatwiej nie będzie. Wydawało się, że zimno na chwile łagodzi ból. Obserwowała zawodników, skoncentrowana i nieco obolała. Nie zamierzała się poddać. To prawda udało jej się obronić jeden raz i co i tyle? Jakie niby miałaby mieć usprawiedliwienie? Wiek? To jakaś kpina. Chciała jeszcze im wszystkim pokazać, że potrafi zaskoczyć, ale nie zeskoczyć zmiotły, tym bardziej spaść. Nie spodziewała się, że oberwie kolejny raz. Tym razem myślała, że to będzie koniec. Ale się Bekah popisałaś! Znowu bolało. Posłała gniewne spojrzenie pale Slytherinu i resztkami sił, wykrzyczała: - Co tu kurwa się odpierdala?!