W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Autor
Wiadomość
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel stał na korytarzu patrząc z niedowierzaniem, co się dzieje. Jedni biegli tam drudzy tam. Co tu się dzieje? Chłopak usłyszał strzępek słów „Impreza..” Co? Impreza? I ja nic nie wiem? Gabriel szybko się skierował za grupką schodząc do lochów. Kiedy wszedł rozejrzał się szybko, gdzie się znajduje i, kto się tu znajduje a na jego twarzy wykwitł ciekawy, aczkolwiek bardziej zabawny wyraz twarzy. - Ups wpadka. – Mruknął, kiedy zdał sobie sprawę, że znalazł się na lekcji. On na lekcji! Tego jeszcze nie było i Hogwart tego nie zniesie… W dodatku tłok jak, gdyby mięso rozdawali, a co gorsza żadnej znajomej twarzy! Chociaż, gdyby tak się przyjrzeć z bliska to chyba tego chłopaka kojarzył. Z pokoju wspólnego? Z imprezy? A może poderwał jego dziewczynę? A cholera wie! Dobra nie ważne raz się żyje zaś dwa razy się umiera.. Czy coś w tym guście. Właściwie i tak nie miał nic dzisiaj lepszego do roboty, skoro i tak miał się nudzić w jakieś pustej klasie lub komnacie to równie dobrze może ponudzić się na lekcji a nóż jakiś szlaban dostanie? Gabriel usiadł w pierwszej lepszej ławce i rozsiadł się wygodnie przymykając oczy. Właściwie zachował się, jak idiota, bo zamiast sprawdzić myśli, o czym tamta dwójka rozmawiała to on pobiegł jak szalony i o to jest na lekcji… Czegoś tam. A może jest jeszcze szansa dla niego? Chłopak rzucił spojrzenie w stronę drzwi. Tak były otwarte i nikt nie nadchodził! Może uda mu się jeszcze uciec i spotkać jakąś prześliczną blondynkę, którą odprowadzi do.. Zresztą nie ważne.
Sophie szła dumnym krokiem przez korytarz. Długie włosy, które dziś były rozpuszczone, opadały na plecy, aby zaraz poderwać się i znów otrzeć o niewygodną szatę. Szorstki materiał szkolnego stroju denerwował Sophie. Jak to ktoś kiedyś powiedział kobieta rodziła się po to, by zdobiły tkaniny delikatne jak jedwab, satyna... Nikt nie wspominał o materiałach, które męczą skórę. Ale to wszystko szczegóły. Czegokolwiek by nie ubrała i tak wyglądała zjawiskowo. Nie rzadko odwracali się w jej stronę, tracili dla niej głowę, a ona po prostu ich mijała. Teraz nawet nie siliła się na uśmiech. Nudziła ją ta otoczka Ministerstwa, tego wzmożonego okręgu tych, którzy chcą ochronić Hogwart. Śmieszne kreatury, których krew była tak brudna jak oni sami. Brzydzili się wody? Cokolwiek to miało znaczyć... W pewnym momencie Sophie doszła do wniosku, że nie będzie niosła książek. Nie ma sensu. Jakaś ciężka torba... Szybko znalazła jakiegoś drugoklasistę, który taszczył jej bagaż próbując ją dogonić. A ona szła jak burza. Z siódmego piętra, bo przecież dopiero poświęciła całe trzy minuty na rozmowę z jakimś Gryffonem, który straszył ją że rzuci się z wieży jeżeli... To już słodka tajemnica. Beatrice rzadko zdradzała to na czym polegają jej relacje z innymi. Nie miała na to czasu. Musiałeś się domyślać. Tylko jej mogły towarzyszyć słodkie westchnienia innych, kiedy zbiegała po schodach. I tylko dla niej drugoklasista o mało by się nie zabił, gdy zaczepił się o pasek od torby, ale dotarli tam oboje. Sophie odepchnęła zamaszystym ruchem drzwi i weszła do klasy siadając na środku klasy. Obok niej wylądował jej bagaż, a ona podziękowała słodkim uśmiechem. Czy świat nie był piękny? No i gdzie nauczyciel? Gdzie jacyś inteligentni ludzie? Hm. Cisza.
Uśmiechnął się, gdy do klasy wszedł Ślizgon. Nie byli znajomymi, ale kojarzył go i zrobiło mu się lżej na duszy. Wiedział, że będzie miał z kim ponabijać się z innych, gdy zajdzie taka potrzeba. Nie odezwał się do chłopaka ani słowem, ale rzucił mu spojrzenie, mówiące: chociaż jeden normalny w tej klasie. Bo gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, Tanner nie przepadał za ludźmi, a już na pewno za natrętnymi gamoniami, których spotykał w tej szkole na każdym kroku. Nie oszukuj się, gamonie są wszędzie - przeszło mu przez myśl i przewrócił oczami. To prawda, gdzie się tylko nie udał, zawsze spotykał kogoś, kto musiał zepsuć jego ocenę danego miejsca. Bo gdyby nie pan X, ten korytarz wydawałby się całkiem miły, a gdyby nie pusta panna Y, mógłby zostać w tym barze do rana. Zawsze tak było i zaczynało go już to złościć. Może czas przestać patrzeć na wszystkich z góry? Nagle zobaczył jeszcze jedną znajomą twarz, która wparowała do klasy. Uśmiechnął się lekko. - Sophie! - prawie krzyknął z ulgą, że chociaż jedną osobę w tej klasie zna i może do niej podejść, no i porozmawiać. Od razu wstał, zabierając swoją torbę i podchodząc do dziewczyny. Zajął miejsce obok niej, uśmiechając się i w całej okazałości pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. Nie, nie, to nie zmiana jego charakteru. To wszystko przez to, że zaraz miała rozpocząć się jego ulubiona lekcja. - Wreszcie ktoś znajomy. Co u Ciebie, co się zmieniło od naszego ostatniego spotkania? - właściwie.. nie rozmawiali wtedy szczególnie długo, ale jednak. Zawsze coś tam zdołał zapamiętać. No i dzisiaj to zdecydowanie on miał ten dobry humor, którego wcześniej mu zabrakło. Był niemiły i burczał na dziewczynę, a ona jednak mimo wszystko z nim rozmawiała. Gdy zdał sobie wtedy sprawę, jak się zachowuje, nagle dostał olśnienia i stał się nieco milszy. Mniej wredny. O ile to w ogóle możliwe.
Po zakończeniu lekcji Tanner od razu ruszył do wyjścia, kiwając tylko głową do nauczyciela. Coś się z nim działo, nie wiedział co.
/zt (nie dałam rady pisać nim akurat w tym temacie, dlatego zakończyłam od razu, żeby chociaż był obecny na lekcji)
Ostatnio zmieniony przez Tanner Chapman dnia Nie 1 Wrz 2013 - 11:03, w całości zmieniany 1 raz
Jakoś przetrwam tę lekcję. Z taką myślą Elijah wszedł do klasy. Eliksiry nie były może jego ulubioną lekcją ale trzeba było je zaliczyć. Zwłaszcza będąc w ostatniej klasie. -Bonjour -powiedział. Nie przyglądał się osobom znajdującym się w pomieszczeniu. Dostrzegł tylko ich przybliżoną ilość. Zajął miejsce najbliżej drzwi by nie przepychać się gdzieś dalej. W taki oto sposób znalazł się w ostatnim rzędzie. Nie miał jeszcze przyjemności mieć lekcji z Godfrey'em ale z tego co słyszał to to żadna przyjemność. On raczej nie zabierze im różdżek i nie każe się przesiąść do przodu jak Chaldi. Podejrzewam, że Godfrey i Chaldi nie przepadają za sobą. Godfrey to fanatyk czystości krwi, podobno. A Chaldi jest mugolakiem. Francuz wyjął książkę i pogrążył się w jej świecie by zabić czas przed przybyciem nauczyciela. Kto wie? Może zapała miłością do Eliksirów... Były one dość lubiane w Hogwarcie.
Stał w tej zapyziałej komnacie i przyglądał się sobie i swojej szacie. Przecież to są jakieś wolne żarty! On nie będzie w tym gównianym stroju paradował przed uczniami. To raz, a dwa, wiele razy dyrektor prosił go, aby wyglądał stosownie, a on ze sztucznym uśmiechem przytakiwał i proponował kompromis. Tym kompromisem był czarny garnitur, który wyjął z szafy. Przebrał się dosyć szybko i stwierdził, że teraz wygląda o wiele lepiej. Najchętniej spaliłby tą czarną szatę, lecz za wiele uczniów było za drzwiami, jeszcze staraliby się go ratować i wszczęliby wielkie larmo. Dziwny stres go ogarnął, zawsze tak miał i zapewne każdy by miał występując przed tak dużą publicznością. Zupełnie niczym wokalista Slayer'a który od 30 lat występuje na scenie, przed każdym koncertem wymiotuje. On miał tak samo. Ale nie możemy pisać o wokaliście Slayer'a bo to niemagiczny typek i zero porównania. Stanął raz jeszcze przed lustrem i poprawił krawat, wziął głębszy oddech i pchnął drzwi od swojej komnaty. Wyjął różdżkę z kieszeni i idąc przez salę machnął nią, zasłaniając żaluzje od okiennic, przez które wpadało do środka światło. Tak, akcja zupełnie niczym gdy Snape wszedł do sali w trzeciej części książki. Uwielbiam pożyczać takie motywy, także motyw z wilkołakami będzie na podobnej zasadzie, lecz nie trzęście portkami. Lucas stanął przed nimi na podeście. Spojrzał się po nich wszystkich, a więc tylko tyle was zawitało na zajęciach? Dobrze, reszta może się spodziewać niezaliczenia przedmiotu. Jakie to przykre...zaraz, dla kogo przykre? Dla nich jak najbardziej, bowiem dla niego było to przyjemne oblewać wszystkich. Większość uczniów będzie przychodzić do niego i błagać, aby pozwolił im zaliczyć swój przedmiot, a on ze szczerym uśmiechem na ustach będzie im oświadczał...NIE. Przebiegł po każdym uczniu wzrokiem, zatrzymywał się na niektórych znacznie dłużej, tak jak na Sophie, która siedziała grzecznie w ławce. -Jak pewnie wiecie... Zaczął stanowczym i tajemniczym tonem. Mówiłby to z dumą, gdyby nie został zdemaskowany. Dlatego chciał aby jego głos był pewny siebie, aby zwrócić ich uwagę. Chociaż wierząc pogłoską, każdy uczeń raczej słuchał tego co miał do powiedzenia, bali się go, chcieli zdać i dlatego uczyli się pilnie na jego zajęcia i na zajęciach. -Ministerstwo znowu ingeruje w sprawy Hogwartu...jest to niedorzeczne, ale to nie my powinniśmy się o to martwić. To dyrektor ma tych dupków na głowie... Nie szczędził pochlebstw Ministerstwu, może większość się domyślała, a może nie, ale Lucas nie był przychylny temu, by ktokolwiek ingerował w jego zajęcia. -Zostali przysłani tutaj... Kontynuował donośnym tonem i zaczął się przechadzać po sali, wyciągniętą różdżką machnął i rozwinął duży plakat na jednej ze ścian. Przedstawiał on wilkołaka i pewnie większość się domyśliła o co mu chodzi. -Lunarni biegają po naszej szkole bez żadnych zahamowań. Ale to nie o nich chodzi...wiecie doskonale, lub nie wiecie, że są oni wilkołakami. Nasza lekcja będzie poświęcona wilkołakom. Zakończył i stanął za ich plecami, każdy z nich był zagrożony, a on jako profesor musiał im pokazać jak uwarzyć eliksir który pozwoli im trzeźwo myśleć po przemianie w wilkołaka. W gruncie rzeczy byłoby to dla nich lepiej, gdyby mieli więcej wilkołaków pod swoją władzą, ale nie mogą przemienić całej szkoły. Bowiem biada im, gdyby wilkołaki się zbuntowali przeciwko lunarnym i po dostaniu eliksiru przemiany w dowolnym momencie, zniszczyliby ich jeden po drugim. -Pierwsze pytanie...co wiecie o wilkołakach. Czas sprawdzić wiedzę tych uczniaków.
Troszkę się spóźnił, miał nadzieję, że pan profesor nie będzie miał mu tego za złe. Nie miał żadnego wytłumaczenia, po prostu zaspał. W końcu tak wcześnie było. Na swoje ulubione eliksiry wpadł więc zdyszany, otwierając zamaszyście drzwi, że huknęły i pewnie sporo spojrzeń skierowało się w jego kierunku. - yyyyy... Dzień dobry - powiedział, najpierw uśmiechając się do powietrza przed nim, ale kiedy zerknął na profesora, mina zrobiła mu się nieco bardziej poważna. Straszny był. I był wilkołakiem. Czasem miał wrażenie, że jest jeszcze bardziej przerażający od Farida. O ile to w ogóle możliwe. Wszedł akurat w chwili kiedy spytał o wilkołaki. To w takim razie miały być Eliksiry czy OPCM? No nic, wszystko jedno, przynajmniej na jakąś lekcję trafił. Usiadł w ławce i starał się więcej nie zwracać na siebie uwagi innych.
Sophie siedziała sobie spokojnie w ławce wyciągając powoli swoje rzeczy, aż wreszcie splotła dłonie i zaczęła liczyć spokojnie do dziesięciu. Przecież zżerała ją nuda. Zapewne zaraz wpadnie tu Lucas, który będzie miał sporo do powiedzenia dokładnie o wszystkim, a co wtedy zrobi kochana Sophie? Pewnie przytaknie, albo wda się z nim w zażartą dyskusję. I oto wyszedł z klasy rozkładając przed nimi wielkie zdjęcie wilkołaka. Zabawne, że przyniósł na lekcje swoje zdjęcie, ale Beatrice powstrzymała tą uwagę. Jeszcze wszystko by prysło, i co wtedy będzie? Huh. Szkoda, wielka szkoda. - Hmmm... Profesorze, jeśli można. - Tu uśmiechnęła się delikatnie. - Wydaje mi się, ze to dość oczywiste. Wilkołak to krwiożercza bestia. Wilkołakiem można się urodzić lub można nim się stać poprzez ugryzienie. Zamienia się w niego człowiek o zdrowych zmysłach, który traci je podczas pełni. Wilkołak nie gryzie zwierząt, poluje na ludzi. Lecz jak wiemy... Lunarni mają eliksir, który pozwala im zamieniać się w bestie w wybranym przez nich momencie, co sprawia, że ich ataki są jeszcze bardziej straszne. - Zakończyła z teatralnym westchnieniem, które świadczyło o tym jak bardzo się boi. Następnie zamilkła i swoją uwage skupiła na koledze, który się do niej dosiadł. Sophie szepnęła mu do ucha: - Może być zabawnie. Zaufaj mi. - A potem to już skupiła spojrzenie na innym punkcie w klasie. Przecież nic nie mówiła.
Nie no, serio? Z minuty na minuty było coraz gorzej, zwłaszcza, że dziewczyna dostrzegła jak w klasie pojawia się pewien ślizgon, którego z chęcią by udusiła, gdyby miała okazję. Spokojnie, spokojnie jesteś lepsza niż on, nie powinnaś się tak bardzo denerwować! Jako kobieta ze szlacheckiego rodu nie marnuj swojego pięknego zdrowia na coś takiego. Po kilku wdechach i wydechach Victorique uspokoiła się i wtedy do Sali wparował nauczyciel, serio? Na eliksirach będziemy pieprzyć o tych niewyżytych futrzakach? Nie no ja wychodzę! Wróć… nie może wyjść, obiecała Nikoli. No totalnie przesrane. - Wilkołaki, tak jak wspomniała koleżanka – zaczęła znudzona swój wywód – śmierdzące zbiorowisko pcheł. Jeżeli cię owe zbiorowisko ugryzie sam stajesz się wilczkiem – wydukała i rozciągnęła się. – Możesz się również urodzić wilkołakiem i przeklinać życie do samego końca. Raz w miesiącu zamieniają się w krwiożerczą bestię, tadam – zakończyła i przewróciła oczami. Nic nie warte zbiorowisko kłaków – groźne, ale odrażające.
Nie miał pojęcia czemu miał służyć ten wykład o wilkołakach. Czyżby Lucas chciał przekonać się jak duża jest wiedza uczniów na ten temat, żeby wiedzieć na czy stoi? Może miał w planach zaatakowanie w samym środku dnia, w biały dzień i to podczas lekcji. Pozabija wszystkich, poza obecnymi tu Lunarnymi. Tak, świetny plan... I może wcale nie było to takie nieprawdopodobne, Twan miał wrażenie, że ten facet jest wyjątkowo szalony. Słuchał co Sophie i ta druga mówiły o wilkolakach. Co za głupoty. Szczególnie jedna. Nie mógł się nadziwić, że szczególnie ślizgonka nie wie takich oczywistych rzeczy. - Urodzić się wilkołakiem! Co wy wymyślacie, przecież to niemożliwe, można stać się nim tylko i wyłącznie przez ugryzienie. Dziecko wilkołaka będzie normalnym człowiekiem - powiedział głośno i z oburzeniem w głosie, sam nie wiedział skąd ono się wzięło. Naczytał się tyle na temat tych bestii, że wiedział o nich całkiem... sporo. Poznawał samego siebie, można by powiedzieć.
Eliksiry... Dlaczego zawsze obawiała się tego przedmiotu? Nie była kiepska w te klocki ale nauczyciel ją przerażał. Jednak pomijając fakt, że był jej profesorem, to musiała przyznać, że był całkiem przystojny. No i nieraz przyłapywała uczennice na tym, że posyłają mu ukratkowe spojrzenia. Ręka jej lekko zadrżała zanim opadła na metalową klamkę i nacisnęła ją. Wsunęła się do środka i obrzuciła klasę przestraszonym spojrzeniem. Fakt, spóźniła się trochę, ale przypomniała sobie o tej lekcji tak nagle. -Dzień dobry... Yyy... Przepraszam za spóźnienie.- wymamrotała w stronę nauczycoela i wsunęła się a najbliższe, wolne moejsce. Modliła się aby profesor nie postanowił zabawić się jej kosztem i zamęczać przez tę lekcję. Przeczesała nerwowo włosy i przygryzła wargę, wbijając czekoladowe oczy w Godfrey'a. Poczuła jak jej poloczki się rumienią tak samo zresztą jak jej włosy, które właśnoe przybrały różową barwę. Ot taka przypadłość metamorfomaga. Skrzywiła się, starając uspokoić pp szaleńczym biegu.
Medre! Ile można drążyć temat wilkołaków? Elijah był trochę załamany i zdenerwowany. Błagam dajmy już temu spokój! Dlaczego wszystko kręci się wokół nich. Wiedział, że jego złość jest bezpodstawna i głupia. Lunarni zabili już kilka osób i należało ich jak najszybciej powstrzymać. Sprawa była poważna. Mimo wszystko, Francuz był już nimi zmęczony. Miał nadzieję na standardową lekcję eliksirów, na której nie padną słowa wilkołak i Lunarni. Co do sporu o to czy wilkołakiem można być od urodzenia... hmm... Krukon tego nie wiedział. Wprawdzie zawsze uważał, że można ale nigdy nie czytał ani nie słyszał o udokumentowanych przypadkach. Lekcja (choć daleka od eliksirów) stała się interesująca. Chłopak zaczął się dokładnie wsłuchiwać w to co się działo. Książkę już dawno zamknął i odłożył na bok. Nie byłby jednak zawiedziony gdyby przeszli już do ważenia mikstur i tym podobnych rzeczy związanych z nazwą przedmiotu. Eliksiry [przyp. red.].
Dziewczyna spojrzała na gryffona zdziwiona, na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. - Ojaja, aż tak bardzo tknął Cię ten błąd? Nie sądziłam, że ktoś może tak bardzo poświęcać się tym futrzakom. Najważniejsze są te nudnawe podstawy, jak ktoś zostanie ugryziony to się wtedy tym zainteresuje, ech… – westchnęła i pokręciła głową w zrezygnowaniu. No cóż, obie powiedziały to czego dowiedziały się gdzieś, bądź co im się zakodowało. Chłopak nie koniecznie musiał się tak na nie rzucać, no cóż, chyba że mu zależało. Prawdę mówiąc, gdyby Victorique miałaby mieć do czynienia z prawdziwym wilkołakiem byłaby przerażona, bo te istoty są straszne, instynkt podpowiadałby jej żeby uciekać gdzie pieprz rośnie, jednak co to da? Jeżeli spotkasz wilkołaka jest mała szansa, że wyjdziesz z tego cało, więc woli mówić teraz co o tym wszystkim myśleć niż podkulać ogon i mówić: Ojeju nie rozmawiajmy o tym, bo się boja! Ajaaa jak się pomylę i powiem, coś źle o wilkołakach to przyjdą i mnie zjedzą, mniam, mniam. Jezu… nie wierzę, że ona podchodzi do tej sprawy w taki sposób!
Twan patrzył z niesmakiem jak ta głupia puchonka zaczyna wyśmiewać się z jego wypowiedzi i zapewne nieco zbyt wielkiego zaangażowania w to, co mówił. Prychnął głośno, ani trochę się z tym nie kryjąc. - Bardzo pragnąłem wyprowadzić cię z błędu, głupia dziewczyno. Zresztą twoje luzackie podejście do tego tematu jest odrażające i całkowicie nie dziwi mnie, że wierzysz w takie bajeczki dla dzieci - powiedział przemądrzałym tonem, chociaż trochę uraziło go jej "jak ktoś zostanie ugryziony to się wtedy tym zainteresuje". A żebyś wiedziała! Zdawał się całkiem zapomnieć o nauczycieli, który przecież cały czas musiał tutaj być i przysłuchiwać się temu co mówią. Chyba nie był specjalnie zadowolony, że tak sobie gadają na jego lekcji... cóż, jak na razie nie reagował. Nie wiedział, że puchoni są tak wredni, zazwyczaj wydawało mu się, że siedzą skuleni w ławce i udają, że ich nie ma. Przynajmniej ta dziewczyna na taką wyglądała. Ach, jak pozory mogą mylić.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel patrzył na to wszystko z zainteresowaniem i uśmiechem. Rozsiadł się wygodniej w ławce i obserwował wszystko bardzo dokładnie, chociaż sam się w to nie mieszał. No proszę a jednak na lekcji też potrafi być ciekawie! Chyba będzie musiał uczęszczać na nie częściej a przynajmniej na zajęcia tego profesora. Jedno pytanie i już burza mózgów! No i co znowu przerabiamy ten sam temat? No dobra wilkołaki są strasznymi bestiami i owszem należało się przed nimi bronić, ale, po co wałkować ten sam temat po raz enty z kolei? I tak większość uczniów wciąż ma wszystko gdzieś a do tego wieży, że nauczyciele plus ministerstwo ich obronią. Wolne żarty! Zresztą koniec końców czy naprawdę było warto uczyć się przed nimi bronić? Jakie zaklęcie, by nie poznali w konfrontacji z wilkołakiem i tak zapewne to nic nie da. To tak samo, jak z dementorem. Co z tego, że nauczą innych wyczarowywać patronusa, skoro jak zobaczą prawdziwego dementora to strach ich obleci i nic nie zrobią. To tylko strata czasu i talentu profesora nic więcej! Jeśli naprawdę chciał ich nauczyć obrony przed nimi powinien sprowadzić tutaj jakiegoś wilkołaka, by, im pokazać jak są straszni, ale przecież to i tak nic nie da, bo pomimo tylu ataków Lunarnych i tak dużo osób je lekceważy, a gdy zobaczy wilkołaka błaga o litość. Co za żenada.. Zresztą, po co marnować na to wszystko czas? Jeśli nie możesz kogoś pokonać to się do niego przyłącz a bądź , co bądź lepiej być w drużynie zwycięzców niż przegranych. Gabriel obserwował z lekkim rozbawieniem zażyłą dyskusje Puchonki z Gryffonem. No proszę taka mała błahostka a już się kłócą ciekawe, co będzie dalej! Nikola zapewne, by odpuściła, ale nie Viki i ta druga zapewne prędzej wbije sobie w nóż w brzuch niż ugryzie się w język. Ojej lepiej tego nie rób, bo Gabriel ją drugi raz nie uratuje, a nie wziął ze sobą popcornu, by patrzeć jak ta się wykrwawia! Puchoni nie są wredni? Niekiedy mam wrażenie, że sam „Lordek Voldek” do niech należał! Nie no żart, ale patrząc na niektórych puchonów to Slytherin przy nich wypada dosyć żałośnie! I jak tu nie myśleć, że tiara nadużywa alkoholu? No, ale cóż jak zostało powiedziane pozory mylą. Gabriel przyglądał się nadal całej klasie w spokoju czekając na dalszy rozwój wypadków. Będzie się działo, to jest pewne! A Gabriel uwielbiał jak coś się dzieje!
Rozważała udział w dyskusji. To co oni wygadywali to jakiś stek bzdur! No dobra... Część było faktami, ale podchodzili do tak ważnych rzeczy, tak lekko i obojętnie! - Według Klasyfikacji Ministerstwa Magii, stanowią one zagrożenie piątego stopnia.- wypaliła wreszcie.- Jest tak, ponieważ aby je obezwładnić potrzeba kilkoro dość silnych czarodziei. Ponadto stanowią zagrożenie tylko dla ludzi. Najprawdopodobniej ma to na celu przedłużenie gatunku. Jednak nie można mierzyć wszystkich jedną miarą! Trzeba wziąć pod uwagę to, że to nie są zwierzęta, tylko ludzie dotknięci wyjątkowym schorzeniem. Niewyleczalnym schorzeniem. Dlatego tak samo jak dzielimy ludzi na tych złych i dobrych, powinniśmy tak samo widzieć wilkołaki. Szkopuł w tym, że w gazetach nie piszą nigdy o samotnym, spokojnym, schorowanym sąsiedzie, który co miesiąc znika w Szpitalu Św. Munga aby tam zamknąć się w izolatce i przecierpieć pełnie, nie robiąc nikomu krzywdy. Nie! Czytamy o skretyniałej bandzie padalców, którzy mordują tylko po to aby coś udowodnić. Być może nawet nie są świadomi, że przez nich cierpią pozostali przedstawiciele ich gatunku. Muszą żyć samotnie, nie mogą mieć dzieci, w trosce o ich bezpieczeństwo. Ludzie najchętniej spaliliby ich na stosie. Podczas kiedy to przecież mogą być naprawdę wspaniali ludzie z ogromną wiedzą i mnóstwem doświadczeń, którzy o prostu mieli mniej szczęścia. Jedynym ratunkiem jest wywar tojadowy, który pozwala zachować ludzką świadomość podczas pełni.... Mmm... Gdzieś tak czytałam.- posłała wszystkim nieśmiały uśmiech, a wszelka odwaga z niej uleciała. Co poradzić, była nieśmiałą dziewczynką. Jej włosy jednak przybrały teraz iście czerwony kolor. Zawsze tak miała, kiedy się zdenerwowała, albo czymś przejęła.
Dziewczyna warknęła pod nosem wpatrując się w Gryffona. Miała ochotę rzucić się na niego z pięściami i nie wiem co jeszcze zrobić. Zwykła kłótnia o błahostkę, ale ona i tak już dzisiaj humoru nie miała, ponieważ musiała tu przyjść i musiała tutaj siedzieć. - Nie sądzisz kochanieńki – zaczęła biorąc głęboki wdech i spoglądając na niego z czystą nienawiścią – że niektórzy ludzie swoim podejściem pokonują niektóre przeszkody? Jak to nazwałeś…. Luzackie podejść pomaga mi się skupić na tym pierdołach, bo nie wiem, czy według ciebie mam się zesrać słysząc słowo wilkołak? Czy mam zachować śmiertelną powagę opowiadając o tych stworzeniach? Daj spokój, to jest żałosne, jak na razie mam to wszystko w dupie, do diaska. – syknęła w jego stronę niezadowolona. Nie wszystkich musiało interesować to. Wystarczy wiedzieć podstawowe rzeczy, a podejrzewam, że przy spotkaniu z prawdziwym wilkołakiem i tak wszyscy padli by ze strachu bądź porzucili swojego towarzysza chcąc uratować najpierw siebie. To są ludzkie instynkty, zwierzęce, beznadziejne takie żałosne. Dziewczyna dopiero teraz rozejrzała się po klasie. Serio? Tylko ona i on kłócili się w najlepsze? Jakoś jej to nie pasowało więc warknęła i usiadła wcześniej wspominając. - Skończmy już tą zabawę kochasiu, bo coś mi się wydaje, że wzbudziliśmy za wielkie interesowanie. – jej wzrok zatrzymał się na ślizgonie, westchnęła – Dodatkowo niszczymy lekcję, nieprawdaż profesorku? – w końcu zwróciła na niego uwagę posyłając mu szeroki uśmiech. No cóż i tak już za dużo powiedziała. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na krukonkę, która wykuła na pamięć cała formułkę i przestawiła ją wszystkim nieśmiało. Kurde… gdyby nie fakt, że coś powiedziała, uznałabym, że to Nikola… Westchnęła pod nosem i spojrzała niepewnie na Gabriela, którego to wszystko bawiło. - Thi… – wydobyła z siebie ten dziwny dźwięk i odwróciła wzrok. Może i chciał się jej chłopak pozbyć, miał ochotę ją torturować i nie wiadomo jeszcze co zrobić, ale nadal siedział cicho, doprowadzało ją to do szału. Nie odpuściła dlatego, że nie miała już argumentów czy bała się dalszej kłótni. Po co ma walczyć o taką pierdołe? Zresztą inteligentny człowiek wycofa się wtedy kiedy będzie widział, że to wszystko nie ma już najmniejszego sensu. Do diabła! Wypuście mnie stąd! Ja tutaj nie chce być, pfff bynajmniej niech Nikola wróci i się nudzi na tej pieprzonej lekcji, a nie ja!
Ale jesteście niecierpliwi śmierdzioszki...to był tylko prolog tego co będzie miało miejsce. Musicie mi wybaczyć że wczoraj nie umieściłem posta, ale mi się nie chciało, bo byłem zmęczony. No ale nie ważne. Teraz przejdźmy dalej. Lucas chodził i wsłuchiwał się w to co mają do powiedzenia, proszę proszę, Sophie wybitna uczennica na jego zajęciach. Pokiwał głową, jednak nie wiadomo czy potwierdzając jej słowa, czy w jego głowie pojawiła się nowa wizja tego co było. A noc spędzona z dziewczyną, była cudowna i teraz wypadało to pielęgnować. No owszem nie mógł jej nagradzać za każde wypowiedziane słowo, lecz mógł poprosić ją aby została po zajęciach i wtedy odpowiednio ją nagrodzi. O rany! To jest lekcja, powinienem pisać o tym co się ma wydarzyć a nie takie zbereźne rzeczy! Już chciał mówić kolejne ważne rzeczy, lecz wtedy drzwi otworzyły się z hukiem i do sali wmaszerował pan Nguyen. Półkrwisty bachor, na którego widok aż ogarnęła fala furii, która wybuchła głęboko w jego duszy. Z resztą większość klasy była pół krwi, chociaż tyle dobrze że nie miał tutaj do czynienia ze szlamami. -Pan Nguyen. Mam nadzieję że trafi pan na swoje miejsce? Zapytał z ironią i stanął na podeście przy swoim biurku, o które się oparł. Dalsza dyskusja przybierała rumieńców, nie obchodziło go czy się wyzywają czy nie. Najchętniej pozwoliłby rzucać w siebie zaklęciami, by widzieć cierpienie jednego i drugiego, lecz był nauczycielem i musiał panować porządek na zajęciach. -CISZA! Wrzasnął na całą salę, a jego głos odbił się echem po pomieszczeniu. Kto by pomyślał, że Lucas ma taki donośny głos. Słysząc słowa panny Nightmare, podszedł do jej ławki i kucnął przed nią. -Jak ktoś zostanie ugryziony to się wtedy zainteresuje? Sądzę, że posikałabyś się w majtki, nawoływała pomocy gdyby stanął przed tobą dwumetrowy stwór. I minus pięć punktów dla panny Nightmare za bycie wyszczekaną. Powiedział niczym szaleniec i znów się wyprostował poprawiając swój garnitur. Zabawne było to jak większość z nich podchodzi do sprawy...Poważne zagrożenie, a oni leją na to ciepłym moczem. Ciekawe jakby śpiewali gdyby faktycznie teraz wyskoczył ze swojej skóry i ugryzł każdego z nich a następnie powiedział, że od tej pory przy każdej pełni księżyca nie dostaną eliksiru i będą musieli uciekać, kryć się, robić wszystko, aby służby z ministerstwa ich nie dopadły. I znów ktoś wszedł do sali, tak cholernie go to wkurzało, że nikt nie potrafi przyjść punktualnie...-Panno Blackwood. Minus pięć punktów dla Krukonów, mam nadzieję że to was czegoś nauczy i będziecie przychodzić punktualnie. Powiedział szorstko i stanął tuż przed ławką Sophie. -Nie staram się was nauczyć obrony przed czarną magią, to są eliksiry, gdyby wam wreszcie ruszyły trybiki w głowie, wiedzielibyście do czego zmierzam. Co jeśli wilkołak ugryzie ciebie...ciebie, albo ciebie... Wskazywał po pannie Nightmare, po panu Lacroix, aż skończył na Sophie. Chociaż wiedział że przy ostatniej nie będzie miało to miejsca, bo nie dopuści do tego. Chciał mówić już dalej, lecz w tym momencie wtrąciła się panna spóźnialska. Wysłuchał jej i aż dobiegł powoli do jej ławki. Mówiła bardzo mądrze, choć jego nie obchodziło za bardzo to, co, kto robi, podczas pełni. -Tak...tak...tak, bardzo dobrze, dziesięć punktów, dziesięć punktów za wywar tojadowy, dla pani panno Blackwood. Powiedział uradowanym głosem, dziewczyna miała łeb na karku i wiedziała do czego Lucas zmierzał. Większość z nich mogła również to powiedzieć, w końcu to lekcja eliksirów. Nie będą tutaj rzucać zaklęć, nie będą uczyć się o genezie wilkołactwa, ale o tym jak podczas przemiany mieć zdrowe zmysły. -Oby tak dalej, a będzie pani mą ulubienicą. Dodał spokojnie. -Są to eliksiry...nie będziemy tutaj bezmyślnie rzucać zaklęć, nie będziemy uczyć się genezy skąd się wzięły wilkołaki. Znacie podstawy, ale każdy z was jest zagrożony w dzisiejszych czasach. Ministerstwo wam nie pomoże, będą was ścigać jeżeli się przemienicie i będziecie stwarzać zagrożenie. Niewielu wie, aby iść do Munga przed przemianą, więcej osób to zlewa do samego końca, aż nie może się ruszać. Ministerstwo tylko czeka aż ktoś się przemieni, nie ważne jak bardzo byłby sympatyczny...czekają aby dopaść i wyeliminować zagrożenie. JA... Mówił spokojnie, ale z powagą w głosie, obserwując każdego po kolei i świdrując go swoim przeszywającym głosem. -JA mam za zadanie pomóc wam w takich chwilach, nauczyć was pożytecznej rzeczy. Nie obchodzi mnie czy już przyrządzaliście wywar tojadowy. Dziś zrobicie go po raz kolejny, aby utrwalić sobie co nieco. Zakończył i machnął różdżką, aby rolety się odsunęły i pozwoliły wpaść światłu do pomieszczenia.
w klasie eliksirów nie ma okien :c Snape robił to co ty teraz tyko dlatego, że byli w klasie OPCM, która była na piętrze
- Tylko pięć? – spytała lekko podłamana. A miała nadzieję, że zostaną jej odjęte wszystkie punkty, które zdobyła puchonka, tak z piętnaście? Byłaby taka szczęśliwa! Jedyne czego by żałowała, to faktu, że nie będzie mogła zobaczyć miny Nightmare po fakcie zaśmiała się pod nosem i spojrzała na nauczyciela dosyć ostro. - Profesor też? Serio? – spytała lekko zirytowana – Profesorze jestem bezczelna, ale nie głupia, proszę tego nie mylić. – warknęła w jego stronę, na jej twarzyczce pojawił się delikatny uśmieszek – Zapewne jakbym spotkała jakiegoś wilkołaka to bym poryczała się ze strachu o ile nie zemdlałabym na miejscu – powiedziała szczerze i odrzuciła włosy do tyłu – Ale niby dlaczego mam teraz siedzieć przerażona i biadolić jak jakiś pieprzony puch… – ugryzła się w język. Wzięła głęboki wdech. Dobrze, że pomyślałaś, bo byś sobie narobiła kłopotów de Blois! - Nie widzę w tym sensu po prostu – dokończyła zdanie i odchrząknęła. Już nie miała zamiaru się produkować. Najwyraźniej dała tym akcentem pozwolenie profesorowi na prowadzenie dalszej lekcji. Nie może nic więcej powiedzieć, bo wiedziała, że mogła palnąć jakieś głupstwo, na przykład z jej czystością krwi, z jej domem, wszystko i każdy mógłby uznać ją za wariatkę, a tego nie chciały.
Słuchała nauczyciela z uwagą, a chłód z jakim mówił, przeszywał ją na wskroś. Miała ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. O tak! Witajcie na zajęciach u profesora Lucasa Godfrey'a! Zdziwiła się kiedy dostała punkty. No plus 5 pkt. dla Ravenclawu! Uśmiechnęła się szeroko, kiedy dotarło do niej co powiedział nauczyciel. "Oby tak dalej, a będzie pani mą ulubienicą." Może jednak zaliczy jakoś te SUM-y z eliksirów, a potem OWTM-y i zostanie aurorem, tak jak zawsze chciała. Pełne skupienie i chwila zastanowienia, wpatrując się w pusty, cynowy kociołek. Przede wszystkim potrzebny jest mordownik. Długie ważenie i zero cukru. Tak, to była podstawa. Cukier niszczył działanie eliksiru, a ten stawał się bezwartościowy. Przekartkowała podręcznik i powstrzymała się aby nie przekląć. Oczywiście nic tam nie było. Jak zawsze! Kto pisze te cholerne książki?! Zaczęła niespiesznie ważyć eliksir. Nigdy nie przygotowywała tego wywaru, nawet go na oczy nie widziała. Jedynie czytała o nim w książkach, albo rozmawiała o nim z ludźmi. Mieszała i patrzyła jak tojad wypuszcza soki. Na powierzchni unosiło się coraz więcej płatków tej rośliny. Zastanawiała się, czy coś by jej się stało, gdyby spróbowała eliksiru. Pilnując ognia i uważnie odmierzając składniki, rozmyślała nad tym jak można być taką ignorantką. Zerknęła potępiająco na puchonkę. Nie znała za dobrze tej dziewczyny, ale i tak jej już nie lubiła. Włosy Anabeth zaczęły się powoli kręcić, przez wilgotną parę, unoszącą się z kociołka. To chyba dobry znak, prawda? Intuicja podpowiadała jej, że i owszem.
Natomiast na Sophie grzeczne siedzenie w ławce nie robiło wrażenia. Jasne, że mogła go sprowokować mówiąc coś głupiego, dennego... Ale nie zrobiła tego. W pewnym momencie po prostu zajęła się podpisywaniem swojego podręcznika, którego już po chwili zdobiły kolejne inicjały. To dobrze. Czuła się tak, jakby rzeczywiście była na miejscu. Wokół tyle zamieszania o wilkołakach, jakby to kogoś obchodziło, po chwili pojawił się ten Gryffon, który próbował ją sprowokować. Obróciła się na moment, aby spiorunować go chłodnym spojrzeniem, które przerodziło się w najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek mogła mu podarować. Powinien być oczarowany jej pięknem? Tu już chyba chodziło o coś innego. A potem najzwyczajniej w świecie powoli odrzuciła włosy do tyłu i spojrzała na Tanner'a. Hm. Zabawne, że jeszcze nie odpowiedział jej na tą niewybredną uwagę. Czy miała zostać nagrodzona? Hm. Nie oczekiwała tego. Przynajmniej nie dzisiaj. To zdecydowanie się nie godziło, szczególnie w tych okolicznosciach. Czuła, że Farid nie będzie zadowolony ze sposobu prowadzenia przez Lucasa lekcji. Krytykował wszystko zbyt otwarcie. Powinno być odwrotnie. Powinien być zaangażowany w działania swoich przeciwników, by pokonać ich od środka. Jeśli tego nie potrafił... Może Soph powinna go ku temu przekonać? Westchnąwszy poprowadziła spojrzenie po klasie, gdzie ugościła nawet tą psychiczna Puchonkę, o której krążyły różne plotki. - To skoro nie widzisz sensu to się zamknij. Teraz się nie boisz... Dobrze, że później z wilkołakiem będziesz gotowa dyskutować o swoich lękach. - Rzuciła chłodno, bo naprawdę irytowała ją ludzka bezsilność. "Dziś jestem Kasia, a jutro Marysia"? Najwidoczniej będzie musiała przyjrzeć się tej Nightmare... A może zwróci uwage Lucasa, że ona jest nienormalna? A potem wstała z zajmowanego miejsca, aby wyjąć z szafki potrzeba składniki do eliksiru tojadowego.
Nieźle się działo! A Bonnie poprostu się nasłuchiwała! "Nie ma się co wychylać" pomyślała, kiedy kolejni zgromadzeni na lekcji uczniowie rozgadywali się o wilkolakach. Jakby to był jakiś durny konkurs pt. "Powiedz jak najwięcej o wilkołakach! Może wtedy Cię nie pogryziemy". Haha, ale przejdźmy dalej... No i w końcu profesorek-dręczyciel wściekł się i odebrał Nikoli pięć punktów. "Co ta dziewczyna wyprawia". Hufflepuff nigdy za bardzo wysoko górował w punktach, nie mówiąc o wygarnej Pucharu Domów. A ta Nikola odprawia takie coś! "Ale nie lepiej się nie wychylać" uznała Bonnie. I wtedy profesorek-dręczyciel przeszedł do sedna lekcji. "Wywar tojadowy! No jasne... to będzie proste".
Dzień Willow? Wstała o siódmej, odbyła poranne bieganie, później śniadanie, rozmowę z uczniami i wreszcie zamknęła się w swoim gabinecie, aby odpowiedzieć na wszystkie listy. Następnie krótki trucht do sowiarni i była wolna. Co miała ze sobą zrobić? Każda minuta jej życia musiała czemuś odpowiadać. Idąc za ogólną potrzebą zorganizowania sobie dnia uśmiechnęła się ciepło do dziewczynki, która chyba w pierwszej chwili się jej przestraszyła. No nic. Willow pomoże jej trafić na zajęcia, ale przedtem dowie się czegoś. Nikt nie prosił jej o pomoc, nie informował o tym, że mogłaby pomóc czy coś. Nikt. Z tego co się orientowała to Benedict Zauser był wszędzie zapraszany. Nawet chciała zwrócić uwagę nauczycielom, że on nie jest tu sam, ale ugryzła się w język. Ten zrzęda kiedyś i tak ustąpi im miejsca. Teraz szła szybkim krokiem przez korytarz taszcząc ze sobą notatnik. Zapukała do klasy i po prostu weszła do środka. - Niech mi profesor wybaczy spóźnienie, lecz dyrektor Hampson zatrzymał mnie na korytarzu. - Umiała się wytłumaczyć? To nieważne. Zdziwiona spojrzenia uczniów po prostu zignorowała. - Nazywam się Willow Ivy Disney i przyszłam tu trochę poprzeszkadzać. Lecz proszę kontynuować. - Dodała przenosząc się na tyły klasy. I właśnie teraz usłyszała o wilkołakach. Zainteresowało ją to. Usiadła na krzesełku przy czym obserwowała każdy ruch Godfrey'a.
Miał ochotę znowu odpowiedzieć coś tej przemądrzałej puchonce, bo ona chyba naprawdę nie rozumiała powagi sytuacji, całych tych wilkołaków i wgl, ale profesor Lucas w końcu zareagował i Twan z zadowoleniem patrzył, jak karci dziewczynę. I punkty jej odjął, hehe, no tak, szkoda, że tak mało jak sama zauważyła, ale zawsze coś. Nie odzywał się już więcej, bo jeszcze by i na niego profesor zwrócił uwagę, a niespecjalnie mu się to uśmiechało. Straszny był, umarłby chyba gdyby za długo do niego mówił, to jedno zdanie kiedy wszedł w zupełności wystarczyło. Wywar tojadowy? O ile wiedział, był dosyć trudnym eliksirem i uczono się go dopiero na poziomie studiów, podczas gdy większość uczniów tutaj była jeszcze nieco młodsza... ale cóż. Na pewno byli też bardzo zdolni. On sam nie miał pojęcia jak zrobić eliksir, dziwnym wydawało mu się, że nauczyciel tak po prostu kazał im go robić, zamiast chociażby podać przepis na tablicy. Ech. No, na pewno był potrzebny tojad, w to nie wątpił. Ale co dalej? Twan czuł się teraz nieco głupi, bo większość osób wydawało się doskonale wiedzieć od czego zacząć. A on, biedny, siedział bezczynnie w ławce. Nagle do klasy weszła jakaś kobieta. Gryfon przyglądał jej się przez dłuższą chwilkę. O rety, wizytacja! Lepiej będzie już grzeczny, bo jeszcze zostanie ukarany za... za cokolwiek.
W pewnym momencie, do sali eliksirów wpadła zdyszana Gryfonka. Kira kochała eliksiry, więc nawet lekko odurzona eliksirami naprawiającymi wzrok, nie mogła przegapić ani jednej lekcji. Niestety, szkolna uzdrowicielka nie słuchała błagań dziewczyny, by puściła ja jak najszybciej na lekcję, dlatego też nastolatka przyszła spóźniona. - Przepraszam za spóźnienie! Za późno wypuścili mnie ze skrzydła szpitalnego, ale obiecuję nadrobić zaległości.- Próbowała usprawiedliwić się u profesora, jednocześnie kłaniając się mu grzcznie, po czym, już w ciszy zajęła jedno z miejsc. W pewnym momencie, dostrzegła znajomą Puchonkę. - Bonnie, słyszałam, że rozmawialiście o wilkołakach. Mamy zrobić eliksir tojadowy?- Spytała szeptem dziewczynę, uśmiechając się do niej. Jeśli opowiedz była potwierdzająca, Kira spokojnie rozmieściła przy kociołku potrzebne rzeczy i w myślach zaczęła sobie przypominać zasady, dotyczące tego eliksiru. Podstawą było oczywiście żadnych, poprawiających smak przypraw, w tym cukru. Przyrządzenie eliksiru było oczywiście trudnym zadaniem, gdyż niewielu, nawet czarodziejów po studiach, było w stanie go przyrządzić. Lecz skoro taki jest temat lekcji... Na początku, Gryfonka przygotowała odpowiednią temperaturę wody w kociołku i pilnowała, by nie przesadzić, jednocześnie przygotowując tojad, zwany również mordownikiem.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel wciąż się przyglądał na to wszystko z rozbawieniem. Cóż innego miał robić, jeśli nie bawić się ich awanturą? Nie zamierzał do niej dołączać a tym bardziej zachowywać się, jak idiota, który zechce ich uspokajać. No i ta Krukonka.. Aż Gabriela przez chwilę zemdliło. No naprawdę przejmować się wilkołakami w sensie moralnym? Bez żartów! Tym, którym nie odpowiadało niech idą się wieszać a reszta chyba pojmuje, co dostaje od życia! Przecież są silniejsi, bardziej szybsi i zwinniejsi niż ludzie a przy tym tacy niebezpiecznie, że wystarczy warknąć „Buu” i już ludzie uciekają w strachu! Gabriel nigdy nie marzyłby zostać wilkołakiem, bo pomimo ich wszystkich zalet to jednak za piękni to oni nie są a ktoś tak doskonały, jak on nie zniósłby tej szramy na policzku. Och, Viki dajże spokój! Prawda, że Gabriel trochę ci namieszał, ale przecież to dzięki niemu teraz możesz wyjść na powierzchnie, więc jesteście kwita. Zresztą teraz Gabriel bardzo chętnie pozbyłby się Nikoli od tak dla zabawy wcześniej był trochę pogubiony chyba każdemu to się zdarza prawda? Zresztą nie zapominaj, że to on ci uratował ostatnio życie, więc mogłabyś, chociaż udawać, że to doceniasz prawda? No tak zaczęła się lekcja i do tego wizytacja. Będzie zabawnie. Eliksir tojadowy? Gabriel trochę musiał poszperać w kilku umysłach, by się dowiedzieć jak się go waży. Dobrze, że niektórzy są tak pilni z eliksirów i całe szczęście, że Gabriel zna ich myśli dzięki temu bez trudu wiedział, co i jak, kiedy, po co i, gdzie. Nie był najlepszy z eliksirów a właściwie to był z nich noga, ale nikt, by mu tego nie powiedział, bo jego eliksiry zawsze były tymi z najlepszych. Wystarczyło wybrać tylko umysł, który wiedział, z czym to się je i badać jego myśli i robić dokładnie to samo, co on i ta dam! Gabriel mistrzem eliksirów! No może mistrzem, ale był powyżej średniej, a to wystarczało. Także do roboty i zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Puchonka zaczeła wertować swój podręcznik, jednoczesnie próbowała nie słyszeć tego cyrku za jej plecami. Aurorzy!? No jasne, bo oni mogą coś zdziałać! Jakby ministerstwo potrafiło cokolwiek! Ale pomińmy ten temat... Chwile po przybyciu wizytatorki-aurorki do sali wpadła zadyszana Gryfonka, ta sama, którą Bonnie oślepiła na ostatniej lekcji OPCM'u. Chyba własnie wypuścili ją ze Skrzydła Szpitalnego. - Yeah, dokładnie - odpowiedziała na pytanie. - Wiesz, co Kira. Chciałam Cię jeszcze raz przeprosić za tamto zaklęcie, które Ci zaserwowałam - przeprosiła ze skruchą w głosie. - Jesteś zła?