W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
A może ta lekcja nie była taka zwykła... W końcu ile razy ma się na lekcji 'bohatera' w czerwonej pelerynie z uratowaną przez nią niewiastą? Litwinówna wręcz ledwie powstrzymywała się od śmiechu słysząc ich i widząc co wyprawiają. Takie lekcje to mogłyby być codziennie. Niestety to co dobre zawsze się kończy i po nie za długim czasie Puchon i Gryfonka zniknęli w drzwiach, robiąc przy tym sporo hałasu. Znów trzeba było się skupić na robieniu eliksirów. A więc dodajemy dwa rogi dwurożca, mieszamy trzy razy wg wskazówek i dwa raz na odwrót - kolor zielony. Teraz zostało dziewczynie dodać dwa sproszkowane kły węża, mieszać przez dwadzieścia pięć sekund szybko przeciwnie do ruchu wskazówek zegara i po trzydziestu pięciu sekundach dodać resztę much i mieszać pięć razy. Adi szybko się z tym uporała. Wyszedł kolor biały - eliksir zaliczony, robota skończona. - Do widzenia. -pożegnała nauczycielkę, po czym wyszła z sali, a jej kroki odbijały się echem.
Albert z rękami w kieszeniach mundureczka szkolnego - ach ten nienaganny uczeń! - kroczył w kierunku podziemi. Z początku chciał udać się do dormitorium, ale ostatecznie przypomniało mu się, że wcześniej umówił się z Haerowen pod klasą eliksirów. Jeszcze nie wiedział co będą robić, ale z pewnością coś wybuchnie, hehs. Dziewczyna od jakiegoś czasu zaczęła mu się rzucać w oczy; nic dodać, nic ująć laska była "lekko pokręcona", więc nic dziwnego, że miała w sobie jakiś naturalny magnes. Stanął sobie na środku zamkniętej sali, przeglądając się w butelkach z płynami i menzurkach. Po chwili podszedł do biurka nauczycielskiego i zaczął szperać w jakichś papierach, czy dokumentach. Właściwie nie wiedział co to, ale mógł coś znaleźć, nie? Kiedy ona przyjdzie?
Mundurek szkolny? MUNDUREK SZKOLNY? Hera zupełnie zapomniała o jego istnieniu. Niby ma go nosić na lekcje, no nie? No, a jak ona na lekcje praktycznie nie chodzi? Co prawda zawsze ledwo zdaje do następnej klasy i prace domowe zawsze ktoś za nią odrabia, bo nie chce, by Hera do końca życia została w szkole... Ale daje rade, nie? To najważniejsze! Jako, że od kochanej ciotki dostała pocztą wieeeeelkiego lizaka, to postanowiła, że zje go właśnie teraz. Chciała być słodka na spotkaniu z Albertem, hehehe... Szła, szła, a właściwie co chwila błądziła, bo niby jak ma pamiętać gdzie jest klasa eliksirów, skoro nie była tu od wieków? Tak, eliksirów zwłaszcza nie lubiła, bo wiecie... jak to Puchon, jest trochę ciotowata i często jej wpada coś niechcący do garnka. Dzięki pomocy grupki drugoklasistów odnalazła w końcu klasę, przed którą umówiła się ze Ślizgonem, ale kurde, dupka nigdzie nie było! Wystawił ją? Wściekła zmarszczyła brwi i przyssała się do lizaka. Wtedy usłyszała jakieś dziwne dźwięki dobiegające z wnętrza klasy, więc bezceremonialnie wyjrzała przez drzwi. - Albertooo! - zawołała, biegnąc w kierunku chłopaka, by na koniec rzucić się na niego i go przytulić. Oczywiście rękę z lizakiem trzymała od niego jak najdalej. Jeszcze by się jej przykleił w jego kędziorki... Fuj!
W końcu usłyszał jakieś dziwne dyszenie, więc albo to któryś z kolegów z domu właśnie testował sprężystość koleżanki, albo biegła w jego stronę jakaś kochana ciota. - Heeeeeeeeeerka! - Całe szczęście, że lizaczek był daleko od jego kudłów, chyba nie chcemy, żeby lizaczek był do wyrzucenia, a włoski do obcięcia? Nienieneineienie, nie chcemy. Co do włosów... Coś leżało na ziemi i przykuło uwagę ślizgonka. Schylił się i podniósł to coś. - Czyje to? - zapytał, trzymając w ręce dłuuuuuuuuugi włosek. Nie wiedział czyje to, ale mógł tego użyć... W końcu przed przyjściem Herki przyglądał się tym płynom i zauważył niedokończony eliksir wielosokowy. Jest się studentem, c' nie? Więc się takie rzeczy wie. - Nie ważne, zróbmy coś z tym - uśmiechnął się do puchonki. Pokazał paluszkiem na garnuszek z tą całą cieczą, ciesząc się jak dziecko. - Dasz liznąć? - spojrzał błagalnie na słodycza przyniesionego przez długowłosą. Głodny był, no co?
Zaczęła się zastanawiać co takiego Albercik chce zrobić z włosem. Może po prostu ma taki fetysz? No wiecie, nakręca go widok włosów, ale tylko takich powyrywanych... może tak samo jak Laila jest sado-maso i podczas seksu wyrywa swoim partnerkom włosy? Oh... trzeba się go o to zapytać, koniecznie. - Jesteś sado-maso? - zapytała, tak jak jej głos rozsądku podpowiadał, jednocześnie poważnie wpatrując się w oczy chłopaka. Lepiej wiedzieć teraz! Kto wie co może się kiedyś między nimi wydarzyć, a Hera włosów nie chce stracić. Spojrzała na garnek, który wskazał Albert. No i co? Jakiś eliksir. Może to jakiś narkotyk, który Ślizgon uwarzył w oczekiwaniu na nią? Tak, Hera, śnij dalej. - Co to? - zapytała w końcu, a po chwili dopiero połączyła fakty. Włos był mu potrzebny do eliksiru! A więc nie chcąc być gorsza, rozejrzała się po podłodze dookoła niej, ale jak na złość, zero włosów! Wyciągnęła dłoń w kierunku chłopaka, uśmiechając się przyjacielsko, po czym pogłaskała go delikatnie po głowie, nieopodal ucha, by nagle chwycić go za włos, dwa, maksymalnie pięć i z całą swoją siłą wyrwać. No! Teraz ona też miała! Spojrzała to na chłopaka, to z powrotem na swojego wielkiego lizaka. Powinna się podzielić? No niby jedno liźniecie niczego nie zmieni... No i wyrwała mu trochę włosków, więc na pocieszenie, by się przydało... Poza tym Albercik kojarzył jej się z takim uroczym elfem, jak tu takiemu odmówić? No ale jednak to jej jedzenie! Wyciągnęła niepewnie rękę z lizakiem w stronę chłopaka. Bierzcie i liżcie z tego wszyscy.
Jak można w ogóle było pomyśleć, że Albert jest sado- maso?... No spójrzcie na to biedne, niewinne dziecię, czy ono mogłoby kogoś skrzywdzić? Ale cóż, to jest Hera, która ćpie wszystko co się rusza, więc chyba można jej wybaczyć? E tam, da radę. - Co to jest sado- maso? - udawał zaskoczonego Albert. No aktorem to on dobrym nie jest, dlatego chwilę po zadaniu pytania wybuchnął śmiechem. Trzymając włos za końcówkę, patrzał na garnuszek, mieszając to coś jakąś wielką łyżką. Może wyjdzie? Mieszał, mieszał, aż w końcu wymieszał! Wyciągnął jakieś kubki z szafki (o dziwo wiedział, gdzie to jest). Ta ciecz cuchnęła zgnilizną i jakimiś dziwnymi, czarodziejskimi przyprawami, ehh. Będą musieli to chyba wypić. - Ałaaaaaaaaa! - krzyknął, kiedy zza jego ucha wyrwano bardzo, bardzo dużą kępkę kudełków. Będzie w połowie łysy przez nią! Alew czego nie wybacza się ładnym ciotom... No ruda jest, co się dziwić, heheszky. Liznął sobie trochę tej lizaczyny, a właściwie nie trochę tylko wpierdzielił połowę, zostawiając trochę na potem, w końcu coś musi im pomóc zamatować ten ohydny smak... - Masz - dał jej do ręki kubeczek z tym śmierdzącym czymś... Wygladało prawie jak gówno! Ale naprawdę! Ostatnio, jak najadł się czegoś na mieście to spuścił coś podobnego w kiblu studenckim... Tfu! Do swojego wsypał włosa i odchylając głowę do tyłu, przełknął całą zawartość naczynia. OHYDA.
- Tyś czysty i niewinny. - powiedziała, łapiąc go za policzek i robiąc "pucipuci". - Niczym nieobsrana łąka. Była dumna, że ma takich znajomych! Naprawdę! Aż serce się raduje, że są na świecie... chwila... czemu on się śmieje? Mordka jej się szeroko otworzyła, gdy zobaczyła ile ten cały uroczy elf wpierdzielił jej lizaczka. Przecież to straszne! Przecież to karygodne! Przyglądała mu się, gdy ten tak zawzięcie to mieszał, to latał tu, to tam, aż w końcu nalał tego czegoś do kubków i, o zgrozo, dał jeden jej. Naśladując go wrzuciła włoski Albercika do swojego kubka, po czym dzielnie wypiła wszystko za jednym razem. Najpierw zobaczyła grymas na twarzy chłopaka, a dopiero potem sama poczuła dość specyficzny ból. Nagle zaczęło jej się robić... ciasno. Zwłaszcza spodnie zrobiły się ciasne. Zwłaszcza w kroczu. Zapomniała o Albercie, w tej chwili myślała tylko o ratowaniu swojego ciałka! Szybko rozpięła spodnie i zaczęła się z nimi szarpać, by je zdjąć. O BOŻE, co za ulga! Chapsła lizaka do ust, by pozbyć się tego ohydnego smaku, po czym spojrzała na... Jude! A gdzie Albert? I czemu ma ślizgońską szatę? Aaa... To Albert... zamienił się w Jude. Brawo Hera-Szerloku. Wyciągnęła rękę przed siebie i macnęła ją/go w cycka. Tak, prawdziwe. Idealnie, nawet wielkość się zgadzała! Czyli ona też ma dokładne rozmiary Alberta... Zaśmiała się sama do siebie, co z drugiej strony pewnie wyglądało trochę psychicznie. - Rozbieraj się! - powiedziała, wpatrując się z pewnością w oczach w chłopaka/dziewczynę. - Musimy zamienić się ciuchami... Tylko zamknij oczy! Nie chcę byś widział dziewicze ciałko Jude.
Fuj! To było obleśne i obrydliwe! Smakowało jak wymiociny, albo gorzej! Do tego ten posmak tygodniowego, zakurzonego włosa, tfu, tfu! Dosłownie, biedne dzieciaczki to wypiły, a teraz... Albert dosięgnął swoich spodni, zrobiło się naprawdę luźno. Co teraz?! Co się dzieje?! Wszystko za małe jest! Zmacał sobie to miejsce i co... Nie ma, a było! A koszulka zaczęła się jakoś dziwnie opinać... Patrząc na Herę stwierdził, że to był dobry pomysł z tym ściąganiem ubrań. Przecież nikt nie chciałby zobaczyć, jak jego biedne klejnoty się gniotą! Chyba, że Herka, ten niezrównoważony sadysta. - O kurde... - wyszeptał tylko patrząc co ma pod szyją... Duże... A jakie miękkie! Zaczął sobie nimi potrząsać i zachowywać się, jakby nigdy takich nie widział. A ile miał fajnych gazetek, no. - To wam niewybucha? - zapytał całkiem poważnie, pochłonięty świetną zabawą. W końcu dotarły do niego słowa Alberta... Znaczy Hery zmienionej w Alberta. A on nie wiedział jeszcze kim jest, ale cóż, są cycki, więc może być. - Dobra, rozbieraj się, chcę zobaczyć jak wyglądam z daleka - krzyknął, nadal wpatrując sie w swoje odziane w koszulkę piersi. Jakie to miękkie... Zrzucił z ciebie męskie ubrania i został calutki goły. Porzucił cycki i zaczął oglądać się sam dookoła. Gdyby był mężczyzną pewnie... Pewnie jego przyjaciel... Y wydłużyłby się, czy coś... Ciągoty by go wzięły. Ale jest dziewczyną i to tak dziwnie... jeszcze goły, hihihi. - Nie musisz oddawać mi ubrań.
Gdyby Albercik zamienił się w Herkę to nie byłoby problemu! Ale nie! On się zamienił w Jude i Hera nie może pozwolić, by wykorzystał jej ciało! Zbytnio... - Zamknij oczy, elfie! - krzyknęła oburzona, zdejmując z siebie koszulkę i wpychając ją na ciało Jude. Na jej ciało i te urocze rodzynki, które nazywała piersiami. - Masz się zachowywać, bo inaczej... bo inaczej zpeszczeszczę twe prawiczkowe ciało! Co prawda nie miała pojęcia czy Albercik prawiczkiem był czy nie, ale chodziło o sa,m fakt, tak? Jak już mówiłam gdyby Albert zamienił się w Herę, to problemu by nie było, bo gdyby Albercik bawił się ciałkiem Herki (heheszki) to wcale nie czułaby się urażona! Ale przecież to ciałko Jude! Takie dziewicze, takie niewinne... aż sama by chciała je zmacać, ale Jude to jej kochana BFF (dlatego Hera ciągle jej utrudnia życie), więc siostrzana miłość pochłonęła nieogara żądzy Hery. Rzuciła mu jeszcze swoje spodnie, już ona dopilnuje, by ten się dobrze ubrał. Dopiero teraz spojrzała na siebie. - Awwww... Albert. - powiedziała, obejmując siebie ramionami. - Jakiś ty uroczo mizerny.
Oj oj, ale nie zmienił się w Herkę, a że ciałko Jude jest JESZCZE CZYSTE (pomijając nieogolone, śmiedzące pachy i kłaki brudu między palcami u stóp) tym lepiej! Może się nim cieszyć do woli, bo w nim teraz siedzi, hehs. I robić będzie to co chce, chyba, że dobra przyjaciółka mu w tym przeszkodzi. Może się o to fochnąć, ale co tam, będzie korzystał z życia! Weee! Nie zamknął oczek, chociaż serio nie było na co patrzeć. Herka miała większe, mógł się w nią zamienić... Oj tam, oj tam, niech się cieszy, że ona się nie bawi jego... Upss wykrakałam. - Przestaniesz się TYM w końcu bawić?! - kurde będzie wiocha na dzielni, że jest taki chudy! Jeszcze mu to okropne stworzenie naruszy i zepsuje... I on wcale nie jest prawiczkiem! Więc nie powinno być w tym nic śmiesznego! - Nie jestem mizerny... - zarumieniła się Jude. Wciągnęła na siebie spodnie i wybiegła z sali do eliksirów. Jeszcze ktoś znajdzie ślady ich działalności i się im dostanie. A tak naprawdę to Jude i jemu... Kurczaczki.
Jaka z niej pilna uczennica się zrobiła! Była wszędzie i nawet nikogo jeszcze nie wkręciła w zmyślone dziecko... Ale może dziś się to zmieni? Tym razem nie pisała do Hery, ani Jude, żeby z nią przyszły. Wiele się pozmieniało i ten nowy porządek chyba po raz pierwszy jej nie przerażał... Jakoś olała sprawę. Coś się kończy, coś zaczyna... Dziś ta nitka się urywa. I tyle... Pewnie dlatego, kiedy rano podniosła swój tyłeczek z łóżeczka nie pobiegła do kolejnego pokoju siódmoklasistek, żeby Dżud jej doradziła w co powinna się ubrać, a i nie spojrzała na łóżko żony, żeby zapytać czy pójdzie z nią na śniadanie. Czynności może i wykonywała mechanicznie, ale nie czepiajmy się dziewczyny... Ona najzwyczajniej w świecie ruszyła samotnie na śniadanie, a potem na wszystkie lekcje i z żadnej nie uciekła. Tym sposobem dotarła do sali eliksirów i zajęła miejsce w kącie klasy bawiąc się kosmykiem włosów. Odkąd taka samotna z niej dziewczynka? Być może od dawna... Huk ją tam wie. Żeby za nią nadążyć trzeba by było zorganizować jakieś masowe działanie... Jak dobrze, że niedługo skończy się nadzór jej kochanej opiekunki, bo nadejdą wakacje... A co w wakacje? Coś będzie musiała zaplanować. Nie ma zamiaru przecież siedzieć w domu, ani z Alanem i Jude. To byłaby chora sytuacja. Gardziła obiema opcjami zastanawiając się czy mogłaby pojechać chociaż na miesiąc za granicę do którejś z ciotek. Przecież jej nie wyrzucą, a ona miałaby święty spokój. Czy nie oto chodzi? Aby się wyciszyć i dać na luz? TAAAK. PROSIMY DAWAĆ HAJS BĘDZIE DOBRA ZABAWA. Uhu... Sala pusta. Przykro? Nope.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Zejście z siódmego piętra do lochów musiało zająć jej trochę czasu, tym bardziej, że potykała się średnio co drugi schodek. Gratulacje, Ford Chodzisz do tej szkoły już siódmy rok i jeszcze nie skapnęłaś się, które stopnie są fałszywe. Pocieszała ją tylko myśl, że to tylko godzina eliksirów i będzie miała święty spokój, przynajmniej do końca tego dnia. Weszła do sali, chciała nawet porwać się na "dzień dobry", ale szybko z tego zrezygnowała. Zajęła miejsce gdzieś tam, przy ścianie, bez słowa.
Biegła do lochów przeskakując po dwa schodki. Nie spojrzała na zegarek, ale była pewna, że i tak tradycyjnie się spóźni. Nie żeby było jej tak spieszno do nauki. W żadnym wypadku. Po prostu nie chciała, żeby Gryffindor stracił kolejne punkty. I tak podopieczni Godryka byli na ostatnim miejscu... A to już maj przecież! Zaraz koniec roku! W każdym razie spieszyła się z nadzieją, że przynajmniej punkty nie zostaną przez nią odjęte, bo o zarobienie jakichkolwiek nawet się nie łudziła. Wpadła do klasy i już zziajana miała zacząć przepraszać za spóźnienie, kiedy zorientowała się, że wcale nie ma w klasie profesora. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Cześć! - Rzuciła do dziewczyn i usiadła gdzieś mniej więcej w środkowej ławce. Oparła czoło o blat stolika i powoli uspakajała oddech. No zupełny brak kondycji! Tragedia! Chyba będzie musiała się wziąć za jakieś regularne bieganie w okół zamku. Co taka zima robi z ludźmi... Nic tylko by się chciało siedzieć przy kominku z kubkiem gorącej czekolady i na krok się nie ruszać.
Właśnie wychodził z gabinetu, ściskając w ręku z tuzin notatek. Spojrzał na swój nowy, błyszczący zegarek. Cholera, zaraz zaczynam lekcję! Mruknął pod nosem, dokańczając papierosa. Tak, nie można było palić na terenie Hogwartu, choć robiła to zadziwiająca ilość nauczycieli... i oczywiście uczniów. Szarobury dym wypływał z jego ust, delikatnie drapiąc go w gardło. Nie, to nie było uzależnienie, jedynie chwila odpoczynku od szkolnego zgiełku. Jak ktoś z takim wykształceniem mógł się tak pazernie oszukiwać? Jeszcze raz spojrzał na zegarek. Musiał już wchodzić do klasy, choć nie miał na to ochoty. Wolał przesiadywać w gabinecie, wciskając nosa w kolejne mikstury. Była to jego jedna z pierwszy lekcji, dlatego nie znał jeszcze swoich uczniów... a oni nie znali jego. Wsadził peta między ubytki w ścianie i podążył w stronę klasy. Położył dłoń na klamce i porządną ją pociągnął. Miała już swoje lata. - Witam państwa. - Obdarzył uśmiech małą grupę zgromadzonych uczniów. Szybko podążył w stronę biurka, zostawiając na nim swoje notatki. - Na czym skończyliśmy? - Spytał, rozsyłając uczniom za pomocą różdżki podręczniki. { tutaj }. Były nieco przestarzałe, jednak nie miał innego wyjścia. Musiał z nich korzystać!
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
No to ostatnio nie za bardzo mogła byc na zajeciach bo miala wiele ciekawszych rzeczy do roboty,ale z tego co pamietam to byl jakis eliksir na sen czy zeby nie sic o niczym-zamysliła sie na chwile Zaczeła sie rogladac po klasie za czymś ciekawszym ,no coż mało nas do czego kolwiek -Odparła ciepło usmiechajac sie do nowego psora. Kiedy to zrobila to w policzkach pojawiły sie urocze dłoeczki w polczkach ciekawe co dzis bedzie za lekcja chyba nudna -mrukneła pod nosem cicho
Nikola biegła przez korytarze Hogwartu jak burza. Nienawidziła się spóźniać, a ostatnio zdarzało się jej to tak często… Była tak bardzo roztrzepana, że sama siebie nie mogła poznać. Niestety nic z tym na razie nie może zrobić. Kiedy dobiegła pod salę dostrzegła, w lekcja się już zaczęła. Poprawiła się wzięła kilka spokojnych wdechów, żeby nie zacząć się dusić. Gdy udało się jej uspokoić otworzyła drzwi i spojrzała niepewnie na klasę, a potem na nauczyciela. - Ja… przepraszam za spóźnienie – po tych słowach skierowała się szybko i usiadła w ciszy starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Skuliła się w kącie i otworzyła podręcznik starając się ignorować osoby, którzy byli na tyle dziwni, żeby ją dostrzec.
Na widok zapadniętych dołeczków, uśmiechnął się pod nosem. Był to jego znak rozpoznawczy. Mały, zmysłowy uśmieszek, który dodawał mu uroku. Klasa była niezbyt skoordynowana, a z czterech ścian lochu wiało okropną nudą. - Tak, więc eliksir słodkiego snu. - Powtórzył głośno, wertując kartki podręcznika. Pamiętał jak nie tak dawno męczył się z tym zdzierstwem. Czy oni na prawdę nie wiedzą co wpisują na listę podręczników? Podniósł wzrok, oplatając nim dziewczęta. Przysiadł na stole, delikatnie się do nich uśmiechając. - Czy któraś z was, wie jak przyrządza się ten eliksir? - Spytał. - Chodzi mi wyłącznie o składniki. - Ponownie na jego twarzy zagościł uśmiech. Wtedy drzwi klasy otwarły się z hukiem, a w nich stanęła spóźniona Puchonka. - Nic nie szkodzi. - Podniósł delikatnie lewą brew, dokładnie przyglądając się uczennicy. Starał się wszystkie je pamiętać, jednak szklanka whiskey skutecznie go od tego odciągała. - Zapraszamy... pannę? - Zaczął, czekając na jej odpowiedź.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Zajęłam swoje miejsce i czekałam przez chwile a kiedy to nastąpiło wreszcie zaczęłam - eliksir bardzo przydatny eliksir, dzięki któremu uśniecie i nie będziecie nic śnić. Przydatny kiedy ktoś cierpi na bezsenność lub jeżeli kogoś trapią koszmary. zagarnęła włosy za lewe ucho tak by mi nie przeszkadzały po czym kontynuowałam -Do zrobienia tego eliksiru potrzebujemy kociołka cynowego rozmiar 2. Dwadzieścia pięć dag much, jeden bezozar, trzy rogi dwurożca, dwa kieł węża. Do kociołka wlewamy jeden litr wody, podgrzewamy do temperatury stu dwudziestu stopni Celsjusza i dodajemy jeden róg dwurożca. Mieszamy to wszystko pięć razy w stronę przeciwną ruchowi wskazówek zegara. Następnie pięć razy mieszamy co drugi raz szybciej w drugą stronę. Powinien być zielony kolor. Kroimy cały bezoar w plastry i wrzucamy do kociołka. Następnie mieszamy powoli przez dziesięć sekund według wskazówek zegara i kolor powinien być żółty. Dodajemy dziesięć dag much i dwa razy mieszamy w kierunku ruchowi wskazówek i powinien mieć kolor żółto-pomarańczowy. Dodajemy dwa róg dwurożca i znowu mieszamy trzy razy wg wskazówek i dwa raz na odwrót. Powinno się otrzymać kolor zielony. Teraz dodajemy dwa sproszkowane kły węża, mieszamy przez dwadzieścia pięć sekund szybko przeciwnie do ruchu wskazówek zegara i otrzymujemy kolor czerwony i po trzydzieści pięć sekundach dodajemy resztę much i mieszamy pięć razy. Kolor tego Eliksiru musi być biały.-czy tak jest poprawnie spytała
Z tego błogiego stanu pół-snu wyrwał ją głos nauczyciela. A już zaczynała powoli liczyć na to, że lekcja się nie odbędzie... No niestety. Profesor postanowił rozpocząć zajęcia, więc trzeba na ta godzinkę nieco wytężyć umysł... Albo przynajmniej wyglądać jakby się pilnie pracowało. Hehs. - Dobry... - Mruknęła i dopiero po chwili podniosła się do pozycji pionowej. Przeciągnęła się leniwie i otworzyła podręcznik, który wylądował na jej ławce. Westchnęła cicho uświadamiając sobie co to znaczy... Prawdopodobnie nic praktycznego dzisiaj nie zrobią. Szkoda. Lekcja zawsze jest o wiele ciekawsza jeśli coś komuś wybucha przed nosem. Wyjęła pióro i zaczęła rysować na marginesie złoty znicz. Eliksir powodujący zasypianie był dla niej kompletnym bezsensem. O wiele bardziej przydatny byłby eliksir likwidujący senność! Ile rzeczy można by było robić w czasie, który marnuje się na sen! Rzuciła okiem na Gryfonkę recytującą przepis i aż przerwała rysowanie. Rany... Ile ona musiała to wkuwać?
Dziewczyna zaczęła długi monolog, opisujący przebieg tego żmudnego procesu. Może była to wina cholernie źle opracowanych książek, ale wychwycił w jej wypowiedzi parę, ważnych błędów. - Według Artura Doyla i moim osobistych doświadczeń popełniłaś parę kluczowych błędów. - Uśmiechnął się do niej, jakby nie było w tym nic złego. - Polecam stosować 30 dag much siatkoskrzydłych, 1 kg bezozaru, 2 rogi dwurożca, oraz tylko 1 kieł węża. Podgrzewamy temperaturę do jedynie stu stopni i wtedy - jak dobrze powiedziałaś - dodajemy jeden róg dwurożca. Mieszamy tylko cztery razy! Powinien być zielony. Kroimy cały bezoar w kostki i wrzucamy do kociołka. Następnie mieszamy powoli przez 10 sekund według wskazówek zegara i kolor powinien być żółty. Dodajemy teraz 15 dag much i 2 razy mieszamy w przeciwnym kierunku do ruchu wskazówek i powinien mieć kolor żółto-pomarańczowy. Dodajemy teraz 2 róg dwurożca i znowu mieszamy 4 razy wg wskazówek i 1 raz na odwrót. Powinno się otrzymać kolor zielony. Teraz dodajemy kieł węża, mieszamy przez 15 sekund szybko według wskazówek zegara i otrzymujemy kolor czerwony i po 30 sekundach dodajemy resztę much i mieszamy 3 razy. Kolor tego Eliksiru musi być biały. - Odparł. Już po pierwszej wypowiedzi rozpoznał ten typ ucznia - kujon, który spędza czas wolny nosem w książkach. To dobrze, jednak we wszystkim trzeba znać umiar. Właśnie Daedalusie... alkoholiku. - Nie było najgorzej, jak się nazywasz? - Spytał podchodząc bliżej do Gryfonki. Pracuj tak dalej a na konto Gryffindoru przypłyną kolejne punktu. - Uśmiechnął się, głęboko spoglądając w jej oczy. Jego wzrok był wyjątkowo chłody i pozbawiony blasku. Świetny z Ciebie aktor, kochany. Jedna z jego uczennic obudziła się, witając co dość melancholijnym wyrazem. Uśmiechnął się jedynie do niej, przyglądając się jak bazgrze w notatkach. - Mam nadzieje, że notujesz wszystko co mówię, prawda? - Spytał, choć z takiej odległość widział złotego znicza, który powstawał na jej marginesie!
I po co? Na co? Na co ona tu przyszła? Ach na lekcje. Szczerze mówiąc odkąd Ci wszyscy ludzie zaczęli pojawiać się w klasie ona nie odezwała się, ani słowem... Ani "cześć" ani "dzień dobry". Było jej dobrze w zajmowanym przez siebie miejscu. Odgarnęła włosy do tyłu zastanawiając się jak bardzo była głupia, że zgodziła się tu przyjść... Ona sama tego nie ogarniała. Po co i na co... Właściwie mogła zostać w dormitorium. Było tak przyjemnie. Ona i łóżko. Łóżko i ona. Laila Łóżko. To też piękne nazwisko... Ale chyba nie dane jej będzie to zrealizować... Najpierw rzucili w nią podręcznikiem, który ostatni raz miała w ręku miesiąc temu. Potem zaczęli coś mówić o eliksirze. Zastanawiała się chwilę, co łyka ta dziewczyna, żeby spamiętać słowo w słowo formułkę z podręcznika. Istniała jeszcze sprawa, że niektórzy ludzie nie mieli życia prywatnego, więc zajmowali się nauką, ale wolała wierzyć w opcję z pigułkami, bo szkoda jej było takich ludzi. No nic. Najchętniej by teraz poszła zjeść paczkę orzeszków... I nie wróciła. Oczywiście nic nie miała do nowego nauczyciela. Oni zmieniali się akurat, jak rękawiczki zatem nie przywiązywała się do myśli, że ten zostanie dłużej niż miesiąc... W sumie chyba trochę się powinien rozluźnić. Może powinna mu załatwić ognistą czy coś, ale na razie zachowa swoje propozycje dla siebie. I och, och. Jeszcze ktoś się spóźnił. Mają robić eliksir? Świetnie. Ale jak tak dalej pójdzie ona nie będzie go potrzebowała, żeby zasnąć. Hehs. Laila Hejter aktywna bardzo. Eliksir żywej śmierci spoko bardzo byłby.
Ach, Merlinie... Nic dziwnego, że nie kojarzyła tej dziewczyny mimo, że należały do wspólnego domu... Pewnie od rana do nocy siedzi nad podręcznikami. Może warto by się z nią jakoś zakolegować? Może dałaby się namówić na podwójne odrabianie prac domowych! To jest myśl! Przerwała rozmyślania i spojrzała na profesora. - Oczywiście! Co do słowa! - Zapewniła uśmiechając się niewinnie. Tak, tak... Też przez te sześć lat nabyła trochę zdolności aktorskich. Tylko, że gdyby używała ich przez całą lekcję, udając zainteresowaną to może i coś by z tego wyszło, a tak? Miała takiego lenia, że nawet nie miała siły udawać. Cóż... Byle zdać, nie? Napisała w tym czasie "Wrzucić beozar i czekać aż będzie biały kolor". Żeby nie było, że nie robi notatek... Poza tym nawet jeśli chciałaby coś napisać, to profesor a szybko mówił! No nie dało się nadążyć, no! Poszkodowana jest, a nie! Ale trzeba przyznać, że ten znicz to jej nieźle wyszedł. No po prostu jak żywy! Dorysowała jeszcze parę kresek i stwierdziła, że dzieło gotowe. Teraz zabrała się za odwzorowanie swojej miotły.
Nie spodziewała się, że aż tak głośno weszła do Sali. Zmęczenie musiało jej w głowie co nieco poprzestawiać. Kiedy padło pytanie na temat eliksiru snu uśmiechnęła się pod nosem. Jej dziadek jak była mała często przyrządzał ten eliksir, ale szczerze mówiąc nie miała zielonego pojęcia co się do niego dodaje. Nagle Mad wyrecytowała wszystkie składniki. To było niesamowite, jak ona to spamiętała?! To było dla Nikoli wręcz niemożliwe do wykonania. Nauczyciel szybko poprawił Gryffonkę, a w tym czasie na marginesie zapisała w skrócie skład owego eliksiru. 30 dag much siatkoskrzydłych, 2 rogi dwurożca, 1 kieł węża i… i… i… eeee… ach tak! Bezozar chyba kilogram. Gdy skończyła notować rozejrzała się po sali lustrując w ukryciu każdą osobę, na końcu został jej już tylko więc na nim skupiła swoją uwagę próbując go przeanalizować.
Lekcja zaczęła się powoli rozkręcać, a znudzony Daedalus postanowił sprawić zdolności manualne młodych adeptek magii. Przeczesał palcami swoje czekoladowe włosy tak, że wyglądały na jeszcze bardziej rozczochrane. - Tak, więc drogie panie. - Rozpoczął. - Zapraszam do kotłów. - Podniósł różdżkę, wykonując delikatny ruch nadgarstków. W tym momencie przy stoiskach, pod kotłami zapalił się ogień. Obdarzył ich zawadiackim uśmiechem i zasiadł za swoim biurkiem. Wcisnął nos w notatki, które wcześniej przygotował w gabinecie. Sprawiłem, że deszcz zmienił się w krew... Roderick był zakazanym tematem w historii magi, jednak jego kunszt mocno go przyciągał. Marzył teraz jedynie o szklance whiskey i papierosie. Nie nadawał się na nauczyciela, był młody, pełen werwy.. a szkoła skutecznie tłumiła jego ambicje. Powinien znaleźć sobie kobietę.. lecz jak tu wybrać z tak licznej gromady? Był złym, bardzo złym mężczyzną. O dziwo, jeszcze nikt tego nie spostrzegł! Gratuluję Ci zdolności aktorskich. Szepnął do siebie.
Gdyby Nikola słyszała co chwilę z ust profesora, że posiada bardzo dobre zdolności aktorskie to spoglądałaby na niego z wielką fascynacją. Uwielbiała teatr i każda osoba, która mogłaby z nią poćwiczyć lub się z nią zmierzyć były na wagę złota. Lecz wracając do lekcji. Bez słowa wstała biorąc zeszyt z notatkami. Podeszła do Kociołka i rozpoczęła przygotowania! Szczerze mówiąc to jak na razie szło jej to dosyć dobrze. No cóż kto mógłby zawalić przygotowania? Bójmy się co się stanie podczas przyrządzania eliksiru. Zwłaszcza, że ostanio Nikola w domu rodzinnym gotowała jajko na twardo… czterdzieści minut… i było surowe (dop. True story >.>), to ją załamało psychicznie i zbuntowała się, że nie będzie gotować jajek! Ale… to nie było jajko, więc może go nie zepsuje.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Madeleine właśnie skończyła mieszać, triumfalnie się uśmiechając, gdyż wyszedł jej zielony kolor, gdy do sali weszła spóźniona dziewczyna. zerknęła w jej stronę, a przy sposobności rozejrzała się po klasie. Spóźnialska usiadła gdzieś na uboczu, a Gryfonka tak samo jak inni przygotowywała eliksir. Czyli w sumie ta lekcja nie różniła się niczym zbytnio od innych. Dziewczyna właśnie mieszała po wrzuceniu pokrojonego bezoaru.Następnie mieszała powoli przez 10 sekund według wskazówek zegara i kolor powinien być żółty. Gryfonka może i była dobra w warzeniu eliksirów, ale referaty... To raczej nie była jej mocna strona. o ale w ten sposób zdobyłaby punkt dla dla swojego domu, a trzeba przyznać, że Gryfindorowi się one przydadzą. Eh... trzeba by się zastanowić. Ale co ona miała teraz robić... A tak! Dodać 15 dag much i zamieszać w przeciwnym kierunku do ruchu wskazówek i powinien mieć kolor żółto-pomarańczowy.