W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Czy ona właśnie zażądała od niego czegoś w zamian? Niedopuszczalne. Co się porobiło na tym świecie.. Nawet zwykła pomoc uczniowska zaczyna już zanikać. Hello! Powinnaś być wdzięczna, że możesz mi pomóc. No cóż, co mogłoby ją przekonać? I tak nie dostanie od niego niczego wartościowego, jakby chciał kogoś przekupić to znalazł by lepszy materiał, z potencjałem z eliksirów. Chyba, że chciała go tylko poddenerwować, co było bardzo możliwe. Ich relacje były dosyć... specyficzne? Tak, to dobre słowo. W sumie nie była jakaś najgorsza, ani brzydka, ani głupia, ale dla Matta głównie była obiektem żartów i wyśmiewania. Oczywiście najczęściej odwdzięczała się tym samym. Doceniał to, że mimo wszystko nie żywiła do niego urazy, za jego trudny charakter. Ciężko jest wytrzymać z samym sobą dla Matta, a co dopiero dla innych!
- Ja Ci nie wystarczę, kochanie? - zapytał uwodzicielsko dziewczyny i objął ją w pasie tak dyskretnie, żeby tylko ona o tym wiedziała. Nie potrzeba mu było problemów i zwracania uwagi Pani Profesor. Wystarczająco zwrócił jej uwagę na siebie spóźniając się, po co to rozszerzać? Zresztą, jak zmieniłoby się z danie ludzi na temat Matta jakby zobaczyli jak przytula się z inną dziewczyną? Niby na żarty, ale ludzie to kretyni i wszystko biorą na poważnie.
Usmiechneła sie patrząc na wbiegającą uczennice. No, to jest kilka osob. Przytupywala nogą,Niech sie nareszcie skonczy . Chciała coś uwarzyć to ma. Miała dodatkowo małą nadzieję, że nie będzie zadania domowego czy coś. Westchnęła gapiąc się tępo w swój kociołek z cieczą.Eliksiry nie były jej mocną stroną. Jakieś zioła, wrzucone do wody... Masakra... myśl o tej lekcji, przywodziła Arlettcie dreszcze. Jednak nie szlo jej aż tak źle. Nie była jakoś szczególnie uzdolniona w tym kierunku, więc cóż zrobić, ale jakiś eliksir sporządzić potrafiła. I nie potrzebowała do tego jakiegoś pomocniczego "poradnika dla opornych" albo "instrukcji dla mało-kumających". Zauważyła, że jest jedną z nie licznych ktorzy zostali w sali więc zaraz po skończeniu swojej pracy, zarzuciła długie, kasztanowe włosy do tyłu i wyszła, mrucząc cicho "Dowidzenia".
Ostatnio zmieniony przez Arletta Goretti dnia Pią Sty 25 2013, 14:38, w całości zmieniany 1 raz
Spojrzałam na Cornelia Somerhalder po czym spokojnie odpowiedziałam -Proszę się nie zgrywać młoda damo tylko powrócić do zadania, bo z tego co widzę całkiem dobrze radzisz sobie z angielskim Uśmiechnęłam się lekko po czym wszedł następny uczeń a raczej uczennica -Nic się nie stało proszę zająć miejsce i zacząć robić eliksir Powróciłam do przerwanej czynności w której główny bohater bohatersko przeżywa w podbramkowej sytuacji. Uczniowie pracowali mniej lub bardziej wciągnięci w zadaną prze zemnie prace, wtedy wpadłam na pewien pomysł co jeśli niektórzy z nich chcą zyskać punkty dla domów, inni pewnie są tu tylko po to by przejść przez lekcje, a jeszcze inni by zrobić coś zabawnego, mam tylko nadzieje że nie przesadzą. -Ci którzy będą chcieli zarobić dodatkowe punkty dla swojego domu niech sporządzą referat na długość 1 rolki pergaminu o tym eliksirze oraz jego zastosowaniu. Najlepsza praca zostanie nagrodzona punktami dla domu jej twórcy.
~~~~Przejdźmy w czasie do przodu~~~~ Pod koniec lekcji -Do widzenia panno Garetti ~~~~Wracamy do teraźniejszości~~~~
Ciekawe czy ktokolwiek zrobi zadanie dodatkowe pomyślałam po czym powróciłam do książki.
Przewróćiła oczami słysząc nauczycielkę i wróciła do pracy. Nie ma się co przejmować. A angielski wcale jej tak dobrze nie szedł i zdarzało jej się czasem przekręcać wyrazy na totalnie idiotyczne i nie pasujące do wypowiedzi. No i miała lekki, francuski akcent. Dziewczyna wytrzymywała z Mattem z jednego, prostego... I trochę chorego psychicznie powodu. Ona uwielbiała się kłócić. Pakowała się w awantury jak głupia, jakby jej to sprawiało ogromną przyjemność, że będzie mogła się z kimś powyzywać od takich i owakich. Może to dlatego Gryffindor tracił tyle punktów? Bo od kłótni z byle powodu z czasem przechodziło nawet do rękoczynów! Co ciekawe... Jeśli wyszarpała się za włosy z jakąś dziewczyną nie było najmniejszego problemu. Pobić się z jakimś mugolem i skończyć z podbitym okiem – również bez kłopoty. Ale była jedna rzecz... W momencie, gdyby dostała w policzek z otwartej ręki... Nagle robiła się potulna jak baranek. Łzy nachodziły jej do oczu, a ona patrzała skulona jak gdyby to było gorsze niż połamanie jej wszelkich kości. Sama nawet nie wiedziała, że takie coś się z nią dzieje. Po prostu... W pewien sposób się tego bała. Sama nie miała pojęcia dlaczego. Postronni mogą przypuszczać, że to jakiś uraz po tym, że tą dziewczynę zgwałcono – Tak, ten fakt też się pojawił i to na terenie Hogwartu. A mimo to nadal leci na ślizgonów i jest nimfomanką. Gdzie ja dałam kaftanik bezpieczeństwa, który specjalnie został dla niej kupiony? Zamrugała zaskoczona w pierwszym momencie, kiedy to tak niezwykle dyskretnie ją dotknął. Podłapała to obracając to przeciw niemu, ale ona już taka dyskretna nie była. I w sumie co się dziwić, skoro to jest panna, która uwielbia, jak się nią przed pocałunkiem w pełni dominacji uderzy o ścianę? Złapała podbródek chłopaka i pociągnęła lekko w swoją stronę samej zbliżając się niebezpiecznie. - Co rozumiesz, przez obdarowanie mnie sobą? - Wyszeptała wcale nie starając się, żeby jej głos zabrzmiał kusząco, ale tak się stało. Do tego dało się w nim słyszeć nutkę dwuznacznej aluzji, co do jego odpowiedzi. Nauczycielka, to ich chyba zarżnie jak zobaczy, co robią zamiast eliksiru snu.
Puchonka właśnie skończyła mieszać, triumfalnie się uśmiechając, gdyż wyszedł jej zielony kolor, gdy do sali weszła spóźniona dziewczyna. Litwinówna zerknęła w jej stronę, a przy sposobności rozejrzała się po klasie. Jakiś Ślizgon rozmawiał z Gryfonką, spóźnialska usiadła gdzieś na uboczu, a Krukonka tak samo jak Adi przygotowywała eliksir. Czyli w sumie ta lekcja nie różniła się niczym zbytnio od innych. Dziewczyna właśnie mieszała po wrzuceniu pokrojonego bezoaru, kiedy nauczycielka wspomniała o referacie. Pisemna praca? Puchonka może i była dobra w warzeniu eliksirów, ale referaty... To raczej nie była jej mocna strona. No ale w ten sposób zdobyłaby punkt dla dla swojego domu, a trzeba przyznać, że Hufflepuff'owi się one przydadzą. Eh... trzeba by się zastanowić. Ale co ona miała teraz robić... A tak! Dodać 10 dag much i zamieszać dwa razy w kierunku ruchowi wskazówek zegara.
Piękna pogoda, śniegu aż po jego śliczne uszka. Owinięty szalikiem niczym mumia (AH, wspomnienia z Egiptu!), przemieszczał się po błoniach. Z zawieszoną gitarą po boku, szukał czegoś ciekawego. Może jakaś zadyma się nawinie? Raczej nie, ale ucieszył się, gdy spotkał Alfonsika Clarcię. Co pani prefekt się tak włóczyła? Bez NIEGO? A tu was zaskoczę, Marvel wpadł na dziwny jak na niego pomysł. NA UCZNIOWSKĄ LEKCJĘ ELIKSIRÓW! Wiadomo, oni przecież byli wielkim fanami tych zajęć. Postanowił ubrać czerwoną pelerynką sięgającą do ziemi, zamiast zwykłego czarnego mundurka. Peszek, puchoni i tak nie wygrają. Za to najlepsze z nich fejmy. Nie patrząc na reakcję gryfonki wziął ją na barana i szybkim krokiem skierował się w stronę sali. Z wielkim uśmiechem na twarzy otworzył drzwi, które trzasnęły z lekkim hukiem. UPS, smuteczek dostanie po uszach. - Przyprowadziłem pani, zbłąkaną duszyczkę! - zawołał melodyjnym głosem, ruszając w stronę pierwszych ławek. Takie fejmy, muszą siedzieć z przodu! Co by każdy mógł na nich zawiesić oko, co nie Alfonsik? Ojej lekcja chyba już trochę trwała, ale co tam. Taki mądry student przyprowadził, taką zdemoralizowaną uczennicę. Nie ładnie Clara, pewnie byś nie poszła na tą lekcję! My już swoje wiemy, nie próbuj nas oszukiwać! Schylił się by blondyneczka mogła bezpiecznie zeskoczyć. Starał się przy okazji nie przydeptać super pro elo peleryny supermena. Bo co by wtedy było? Przeczesał czarną czuprynę wolną ręką i rozejrzał się po klasie. Nudy, wszyscy pracują. Co za smutni, kujońscy ludzie. - No mała zeskakuj, trzeba podkręcić silniczek i zabrać się za robotę.- uśmiechnął się tajemniczo, chociaż gryfonka nie mogła dostrzec jego miny. Widzicie jaki uczynny, przyprowadził wam taką wspaniałą osobę na lekcje! Bez Clary nie ma eliksirów, o nie!
Clara bardzo kulturalnie włóczyła się po Hogwarcie (oczywiście, że zamierzała iść na lekcje eliksirów, nie można wierzyć tym żółtym trollom, które chcą wcisnąć ludziom taki kit!) aż tu nagle zza ściany wyskoczył Lopezik Marvel, którego najpierw pomyliła z psychopatą w czerwonej zasłonie i już miała zacząć krzyczeć oraz okładać napastnika wszystkimi swoimi kończynami(bo przecież nie miała czegoś takiego jak różdżka) ale szybko się zreflektowała, widząc, że to nie psychol, a Marvelek. Ten fejm z jej ukochanej dzielni! Tak więc pojawili się w klasie w pięknym stylu. Niby framuga drzwi była w miarę wysoka, a Clara niziutka, ale dobrze, że gryfonka w miarę szybko się schyliła, bo zaliczyłaby piękny upadek wprost z ramion Marvela. Jako pamiątką z piątkowych eliksirów pewnie mogłaby się pochwalić guzem na czole. Na szczęście bezpiecznie dotarła do ławki i zaraz klapnęła na krzesło obok przyjaciela. - Proszę go nie słuchać! - zwróciła się do Mary z bardzo poważną i zaaferowaną miną. - To ja nakłoniłam tą puchońską zbłąkaną duszyczkę na lekcję eliksirów! To jest chyba 10 punktów dla gryfonów, prawda? - odwróciła się od nauczycielki i obdarzyła Marvelka szerokim uśmiechem. - No to bierzemy się, WSZAKŻE TO NASZ ULUBIONY PRZEDMIOT! - odparła z ogromnym entuzjazmem i rozejrzała się po klasie, a widząc, że wszyscy udają, że ładnie pracują, spojrzała na tablice. Z tego co na niej było napisane, już tradycyjnie nic nie zrozumiała. No doprawdy, wciąż nie wiedziała dlaczego na początku roku tak bardzo zależało jej na zapisaniu się na te cholerne eliksiry. - Maaaarvel, co robimy? - no przecież nie przyszli na lekcje, żeby się uczyć, pff.
Cornelia była ładna, trzeba było to przyznać. Ale Matt uwielbiał wyzwania. Jak chciała go uwieść to musiała się postarać dużo bardziej, nie był pierwszym lepszym. Nie w jego zwyczaju było bawienie się dziewczynami. Jedną z jego najdziwniejszych zalet (według niego) była zdolność do powstrzymywania się od popędu na dziewczyny. Nigdy za nimi nie szalał, ani się o nie nie starał. Wszystko przychodziło samo. To chyba jego urok. Od zawsze zachowywał się tak sobie wobec każdego, więc czemu tym razem miało być inaczej? Zresztą, w tym momencie najważniejsze było zaliczenie tego głupiego Eliksiru, a nie jej.
- Nie bądź taka pewna siebie. Nagroda na koniec. - powiedział uwodzicielsko i uwolnił się z jej dotyku. Cofnął swoją rękę i patrząc na Gryfonkę puścił jej oko. - To co? Zabieramy się do pracy? - dodał jeszcze i zaczynał eliksir od najprostszych czynności jakie mógłby wykonać - wlał do kociołka litr wody, podgrzał go do stu dwudziestu stopni i dodał róg dwurożca. To ten moment, kiedy musiał zaczekać no swoją partnerkę żey go poinstruowała. W tym celu jeszcze raz na nią spojrzał, jednym z najbardziej uprzejmych spojrzeń jakie znał, i czekał na pomoc w mieszaniu. Musi mu pomóc, prawda?
Kiedy woda wewnątrz kociołka zaczęła niebezpiecznie syczeć, parować oraz bulgotać, panna Griffin chwyciła róg dwurożca i wrzuciła go do wywaru. Czy on nie powinien być najpierw sproszkowany? Mniejsza... Przecież autorytet nauczycielki jest święty, a każda drobna uwaga nagradzana szlabanem... Dziewczyna mimowolnie wzruszyła ramionami. Zaczęła mieszać powoli magiczną "zupę". Oczywiście pięć kółeczek przeciwnie do ruchu wskazówek zegara! Raz, dwa, trzy, cztery, pięć... Brunetka liczyła wszystko w myślach. Niespodziewanie do klasy wparowali mocno spóźnieni uczniowie. Najwyraźniej humor im dopisywał, bo próbowali wynegocjować punkty dla domów. Puchon posiadał przeuroczą pelerynę. Dzięki niej przypominał jakiegoś superbohatera mugolskich filmów. Yuri nie umiała powstrzymać uśmiechu. Gryfonka prawdopodobnie odgrywała rolę damy w tarapatach. Rodzeństwo? Zakochana para? Przynajmniej jeden fakt był pewny - Airi chciałaby ich kiedyś poznać bliżej. Tymczasem ręka dziewczyny mieszała bulgoczącą ciesz zgodnie ze wskazówkami zegara. Co drugi raz szybciej... Całe szczęście pamiętała podstawy, inaczej nie zaliczyłaby siedmiu klas. Mieszanka zabulgotała i przybrała barwę zieleni. To dobrze, prawda? Zaraz... bezoar też musimy pokroić? Nie powinnam tego wrzucić w całości? Brunetką pierwszy raz targały wątpliwości. Poprzednia szkoła uczyła czego innego. Należało po prostu przywyknąć. Gryfonka westchnęła cicho. Sięgnęła nóż i pokroiła owalny zlepek. Kolejny składnik doprawił jej "zupę". Najtrudniejsza część wykonana. Teraz należało pamiętać jedynie ilość obrotów oraz kierunek. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć... Tyle czasu minęło podczas mieszania w prawą stronę. Gryfonka otarła wierzchem rękawa swoje czoło. Jedynym minusem podziemnych klas był brak okien. Zaraz wrzuciła muchy, aby znów zamieszać. Sukces! Eliksir wyglądał niczym cytrynowo-pomarańczowy napój. Szkoda, że nie miał właśnie takiego zapachu. Yuri odetchnęła głębiej. Jeszcze trochę, jeszcze kilka składników i będę wolna... Nastolatka przytaknęła sobie głową. Pewnie wśród innych zyskała łatkę "dziwna", ale chowała zdanie obcych osób głęboko do kieszeni. Plusk... Róg dwurożca zasilił szeregi wywaru. Trzy zgrabne kółeczka na prawo oraz dwa odbijane. Sproszkowane kły węża przypominały Airi przyprawę, którą babcia sypała różnego rodzaju potrawy. Kolejny element układanki na właściwym miejscu. Dłuższą chwilę mieszała tak, jak nakazywała receptura. A co jeśli ktoś liczy szybciej albo wolniej? Najwyżej Gryffindor otrzyma ujemne punkty. Żadna nowość... Ciecz przybrała barwę truskawki. Dobry znak? Za niedługo brunetka otrzyma odpowiedź. Piętnaście sekund napięcia... Plum! Niech muchy poniosą zasłużoną śmierć. Panna Griffin ostatni raz zamieszała łyżką. Eliksir ostatecznie wyglądał niczym lekko szarawe zasłonki. Niestety nastolatka niczego nie mogła zmienić. Od początku też szkoda robić, bo składniki dość cenne. Nalała swoją próbkę do flakonika. Następnie podpisała próbkę imieniem, nazwiskiem, domem szkolnym. Kilka minut później oddała nauczycielce własne wypociny. Jeszcze tylko lekki skłon, słowa pożegnania "Do widzenia pani profesor" i Airi opuściła klasę.
Corin natomiast mimo iż miała taki, a nie inny stosunek do facetów – można powiedzieć, że w przeciągu zeszłych dwóch lat, zanim się zmieniła przeleciała połowę Hogwartu, w końcu była nimfomanką – to teraz nastał dla niej czas, w którym nie chciała szukać nikogo na stałe. Nauczyła się, że to zawsze źle się kończy. I po kolejnym zawodzie miłosnym, pierwszy raz z jej wyraźnej winy, przez jakiś czas... Uciekła po prostu ze szkoły. Błąkała się po świecie i na znak tego, że nigdy więcej nie chce z nikim być wytatuowała sobie małe serduszko po prawej stronie, w miejscu kości miednicznej. Może dokuczała w ten sposób niektórym, żartowała z ludźmi i starała się ukazywać, że wszystko jest normalnie z jej stosunkami damsko-męskimi, to tak naprawdę gdyby ktoś zaprosił ją na randkę, pewnie by się wystraszyła i zerwała znajomość. Jest arogancka i bezczelna... Ale potrafi uciec jak mała myszka przed kotem. No, ale cóż. Matt... Nie był kimś, kto mógłby ją potraktować poważnie w tym kierunku – przynajmniej jej zdaniem. I ona też tego nie traktowała poważnie. Zwykłe przekomarzania. - Nie zdziw się, jak następnym razem będziesz chodził za mną po szkole na kolanach i błagał o pomoc. Następnym razem się nie dam, słyszysz? - Mruknęła fukając pod nosem jak niezadowolona kotka, po czym przemieszała w kociołku chłopaka tak, jak wymagała instrukcja. Przemieszała pięć razy w ruchu przeciwnym do wskazówek zegara. Nie jest źle, jak na razie nic nie wybuchło. Ufff! - „Następnie pięć razy mieszamy co drugi raz szybciej w drugą stronę”. Będzie kolor zielony – Przeczytała co konkretnie powinien zrobić i jak to się ma skończyć. Miała nadzieję, że z tym zadaniem sobie poradzi. A jak nie... No to będzie zabawne jak mu się poplami zadarty z zadowolenia nosek.
Ona chyba rzucała mu wyzwanie, że miałby za nią łazić gdziekolwiek? Haha! Przecież to on ją właśnie odrzuca, a to ona z nim zaczęła flirtować! Ciekawe, czy miałaby coś przeciwko, jakby ją troszkę podrażnił? Patrząc co robi uważnie się jej przyjrzał. Chyba nie za bardzo lubiła mundurki, skoro wolała się tak wyróżniać. Sam nigdy nie ubrałby się inaczej na lekcję. Nie chodziło tu o regulamin tylko o to, że musiałby się tłumaczyć, a jakikolwiek zbędny kontakt z innymi - nawet nauczycielami był mu zbędny. No i czułby na sobie wzrok innych osób, a tego nie potrafił znieść. Co, był jakimś klaunem, albo zwierzęciem w zoo, żeby mu się przyglądać? Jak ktoś szuka rozrywki to źle trafił.
Patrząc na dziewczynę uważnie przeanalizował co powiedziała. Po chwili wskazującym palcem zaczął masować jej policzek. - Skarbie, nie złość się tak, przeszkadza Ci klęczenie? - zapytał dziewczyny zadziornie. Ciekawe czy zrozumie jego głupią zaczepkę? No cóż, skoro dziewczyna wzięła się do roboty, to on chyba też powinien robić to co ona. Szybko popatrzył na swój kociołek i zaczął wszystko mieszać pięć razy w stronę przeciwną do wskazówek zegara. Po chwili zerknął na nią i zaczął mieszać w drugą stronę co drugi raz szybciej. Niech to nie wybuchnie, bo kogoś zabiję!
Corin nie była ani klaunem, ani zwierzątkiem z parku zoologicznego. Mundurka nie nosiła dlatego, że był zwyczajnie nie wygodny. I nie pasował do niej trzeba przyznać. Sama siebie najlepiej widziała albo w dość obcisłych rzeczach – ale do tego musiałe mieć okazję, albo w męskich ciuchach. Wychowała się ze starszym bratem, z którym mieszka od śmierci rodziców. Gdy wszystkie dziewczynki uczyły się malować rzęsy, jej brat pokazał jak założyć felgi osiemnastki w samochodzie. Spaczenie zostało jej do dzisiaj. Dlatego najchętniej chodzi właśnie tak, jak jest ubrana w tym momencie. I może znajomość mugolskiej technologi nie była u czarodzieja godna poszanowania, ale z drugiej strony przydało jej się to już nie raz – o dziwo. No i mieszka wśród mugoli, bo to tanie. Słyszą jego zaczepkę miała ochotę wyrżnąć głową o blat. - Nie o to mi chodziło noooo – Mruknęła przeciągając ostatni wyraz. Westchnęła i spojrzała na niego znacząco, żeby zabrał się do roboty. Przez chwilę sama nic nie robiła udając, że czyta książkę. Zerknęła na niego kątem oka. - Dawno nie byłam na kremowym piwie – Powiedziała tonem, w którym wyraźnie zadźwięczała aluzja, choć starała się ją ukryć za wszelką cenę. Wróciła od razu po tym do robienia. „Kroimy cały bezoar w plastry i wrzucamy do kociołka. Następnie mieszamy powoli przez dziesięć sekund według wskazówek zegara i kolor powinien być żółty.” No dobra. Zaczęła kroić bezoar... To był zły pomysł, bo już po kilku plasterkach prawie straciła palec. Cudem go cofnęła w ostatniej chwili. Zero talentu do krojenia i czyste kalectwo. Co my z nią mamy. Chyba i ona będzie potrzebowała pomocy... Tylko, że ona woli stracić palec niż o nią prosić.
Taka z niej była właśnie pomoc. Zagada go i nic nie zrobi. Szybko zaczął naśladować to co robi Corin. Najpierw popatrzył na swój twór eliksiropodobny, miał mieć zielony kolor. I chyba taki był, chociaż nie miał talentu do rozróżniania i nazewnictwa kolorów. Wyczarował skądś bezoar i szybko go pokroił. To dzięki nadopiekuńczej mamusi nauczył się gotować. Ona zawsze dbała o niego tak, żeby w przyszłości dał sobie radę sam. Chyba wiedziała, że jest typem samotnika i przygotowywała go do tej roli tak jak najbardziej potrafiła - co w tym złego? Uroki kochanej rodzinki. Szybko wrzucił cały pokrojony bezoar i myśląc jak dopiec Corin mieszał wywar przez dziesięć sekund. Chyba mu się udało, bo roztwór zrobił się żółty. Nie prześcigając Gryfonki zaczął myśleć o tym co powiedziała. Nie była dawno na piwie kremowym? Eh, jakże mu przykro, że nie pije alkoholu. Oh, to nie przez zasady. Nie mógł znowu przegiąć z piciem, prawda?
- Ja Ci nie bronię iść, o ile mnie nie zdradzisz. - powiedział zaczepliwie dotykając ją tępą krawędzią noża, który szybko odłożył. Popatrzył na nią i zaczął się uśmiechać. Czyżby speszyła ją poprzednia uwaga? Nie była jednak tak twarda, jaką zgrywała. Inaczej pociągnęła by temat klęczenia i z tego jakoś wybrnęła, prawda? Trzeba być twardym, a nie miękkim. Ale ona pewnie wiedziała to za dobrze. Po chwili zerknął znowu na eliksir i czekał na dalsze instrukcje. Chociaż lekcja będzie zabawna i nie zanudzi się na śmierć u tej Profesor, która myślała o niebieskich migdałach zamiast ich pilnować.
Za niego robić nie będzie, ale jakby miał coś spaprać, to przecież poratuje. W sumie jeśli chodzi o eliksiry to naprawdę sama nie miała pewności, czy wszystko robi dobrze. Wydawało jej się, że tak no ale... Zdecydowanie większą miała wprawę na ONMS. Z tego przedmiotu nawet dodatkowe prace pisała! A krukonką nie jest, takżę to jej się raczej nie zdarzało. No dobra, pokroiła bezoar i wrzuciła, zamieszała jak polecenie kazało. Jest żółty. Fuj, nie przepadała za tym kolorem. Wręcz go nienawidziła. Chyba umarłaby, gdyby trafiłą do hufflepuffu! Chwała bogu za jej ostry charakter! - Hm... Może więc lepiej, żebyś mnie nie spuszczał z oka? Od piwa kremowego... Przejdzie do ognistej whisky. Troszkę za dużo i przestanę nad sobą panować. Chyba wtedy lepiej, żebym się nie dobierała do pierwszego lepszego, tylko do jakiegoś fatalnego w eliksirach ślizgona? - Puściła mu oczko oblizując zalotnie wargi. Wróciła do kociołka i... Oj. Ręką potrąciła paczkę ze sproszkowanym kieł węża, która w całości wpadła do kociołka. Kolor zrobił się brązowawy, a całość dziwnie zaczęła bulgotać. - Ups – Wydala z siebie gapiąc się niepewnie w czeluści kociołka i zastanawiając się co z tym fantem zrobić.
Co za niezdara z tej dziewczyny! Przecież sam by sobie poradził od niej dużo lepiej.. Jak można dopuszczać takie osoby do kociołków? Niepewnie odsunął się od jej stanowiska nie zważając na jej bezpieczeństwo tylko na swoje. W końcu mus być w pełni sprawny, prawda? Nie wiele myśląc, zaczął coś wertować po książce i szybkim ruchem różdżki przywołał do siebie liście grimerowca i wrzucił je do kociołka. Jak coś to i tak nic już nie zaszkodzi temu wywarowi, a może tylko pomóc. Skoro te liście mają tam jakiś kolor życia jasnożółty to może da się coś z tym zrobić? Niewiele myśląc odciągnął Corin od jej stanowiska po tym co zrobił. Nie chciał w końcu zmarnować takiego kuszącego materiału genetycznego. Co to byłaby za strata dla wielu osób w tym zamku, prawda?
- Jak to zadziała to znaczy, że jestem geniuszem - powiedział sam do siebie Matt. No bo nic nie ryzykował, tak czy tak z tego eliksiru nic dobrego by nie powstało. Dziwnie się poczuł przytulając dziewczynę, więc po chwili ją puścił i pozwolił stać obok. Cóż za dżentelmen, prawda? Powoli przywołał 10 dag much i odezwał się do dziewczyny. - Chciałabyś zamieszać w moim kociołku? Tylko stań na wysokości zadania, okej? - po czym puścił jej oczko. Jak zepsułaby jeszcze jego eliksir to chyba na zawał by zszedł w tej sali!
W pierwszej chwili gapiła się w eliksir jak tępe ciele w malowane wrota. Potem tak jak i on chciała otworzyć podręcznik i zacząć poszukiwania... Ale nie zdążyła bo to chłopak zaczął ratować najpierw jej eliksir – w jakiś sposób dziwaczny, na który by w życiu sama nie wpadła. Ale dużo bardziej ją zaskoczył nie fakt, że jednak jakąś wiedzę ma skoro wiedział, gdzie to znaleźć w podręczniku i w ogóle, ale... Że ją odciągnął. W pierwszej chwili w sumie nawet nie zauważyła, że on ją przytulił. Po prostu poczuła szarpnięcie, a potem gapiła się z nadzieją, że nie będą tu mieli apokalipsy. Jak na razie się na nią nie zapowiadało, chociaż eliksir przybrał jakiś taki żółtawy, ale zbyt jasny kolorek. Może lepiej, żeby sobie związała ręce i nic nie robiła więcej przy tym? Wiedzę miała, ale z wykonaniem... Troszkę gorzej. Umie!... Ale nie wyszło no. - Twoja wina... Peszysz mnie – Powiedziała odwracając głowę w jego stronę. Zaraz potem zobaczyła, jak chłopak się odsuwa. Wtedy do niej doszło, że ją przytulał. Przejechała dłonią po swoim ramieniu, ale dość szybko świadomość jej wróciła i zerknęła w stronę jego kociołka. - No weź przestań błagam Cię! Mam skojarzenia! - Podniosła głos nawet nie wiedząc, że na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec. Następne zasłoniła twarz dłońmi ukrywając to, jak bardzo jej się chce z niego śmiać – Skąd ty bierzesz takie teksty – odsłoniła jedno oko – Wszystkie panny na to podrywasz, czy tylko ja jestem taka wyjątkowa?
Wszystko było jak najfajniej, co z tego, że Corin go właśnie komplementowała, mimochodem, ale komplementowała. Ale przecież są na lekcji a trzeba mieć priorytety. Popatrzył na nią. A właściwie na jedno oko, które było odsłonięte. Za wiele nie dojrzał, więc zrozumiał, że chyba się zawstydziła.. No cóż, chyba sam będzie musiał zrobić cały eliksir. Kto by się spodziewał, że wyjdzie z tego taka maź? Miał nadzieję, że eliksir, który zostawili na stanowisku Corin nie wybuchnie i nikt nie zostanie zmoczony przez tu głupie pomysły Pani Profesor. Właściwie co ona teraz robiła?
- Widzisz.. Taka jesteś pomocna, teraz sam muszę nim kręcić.. - westchnął chłopak patrząc się na dziewczynę. Zaczął mieszać rytmicznie eliksir zgodnie z ruchem wskazówek. Chyba wyszło okej, bo według instrukcji wszystko było na swoim miejscu. Oh, po chwili przypomniał sobie, że dziewczyna go o coś zapytała. - Nikt inny nie miesza kociołków tak dobrze jak Ty, więc jesteś wyjątkowa - zaśmiał się Matt i zrobił jakiś gest strzelając do niej palcami wskazującymi. Mugolom przypominałby to wystrzał pistoletu, ale skąd mógł wiedzieć, że zna się na takich rzeczach? Nie mógł przestać się śmiać na samą myśl, co wygadywał przez ostatnie kilka minut. Oczywiście, wolał, żeby nawet dziewczyna tego nie zauważyła, ale był wyraźnie rozbawiony.
Ona tego nie postrzegała w granicach komplementów. Może coś w tym było... Ale jeśli już ona myślała o kimś coś dobrego i chciała to powiedzieć, to było to bezpośrednie. Ogólnie była osobą raczej prostą – jak facet można by powiedzieć. Jeśli kogoś nie lubiła, mówiła mu to prosto w oczy. Jeśli w kimś była zauroczona swego czasu latała za tą osobą i robiła do niej maślane oczy. Jeśli nie była pewna swoich uczuć... Również była prosta. Raz zachowywała się tak, raz tak. W zależności od tego co akurat pojawiło jej się w myślach. W końcu uspokoiła się, zabrała ręce z twarzy, odetchnęła głęboko i da razy powachlowała się ręką, jakby to miało pomóc na jej różowe policzki. A potem zaś kolejne zdanie i zaś mało brakło, żeby zaczęła się śmiać. Tym razem nie uspokoiła się na tyle, by zamierzona odpowiedź na następne jego zdanie wyszła w takim tonie, w jakim powinna. - Usłyszeć z twoich ust, że jestem wyjątkowa z takiego powodu! Cóż za zaszczyt! Powinnam zemdleć z radości? - Wydźwięk powinien być pełen zachwytu i bardzo przejęty. Tymczasem ona się po prostu śmiała. Powiedziała więc to tak zwyczajnie wesoło, jak gdyby byli świetnymi przyjaciółmi, którzy żartują sobie razem na różne tematy. - Śmiejesz się z siebie czy ze mnie? - Spytała podając mu róg żeby mógł dorzucić. Z tego co nauczycielka mówiła miała problem wywnioskować, czy to miał być drugi róg, czy teraz dwa rogi. Oby to nie wybuchło! Powinni dostać najlepszy stopień, siedzą w tej klasie najdłużej!
Chłopak szybko odebrał od niej róg, ale powątpiewając sprawdził jeszcze raz, czy to ma być taka ilość, jaką ona sądziła. Oczywiście.. Mógł się spodziewać, że będzie usiłowała zniszczyć jego eliksir, ale żeby być tak podła? Zasługiwała na karę! Po chwili jednak się rozmyślił i ruchem różdżki przywołał drugi róg, który wrzucił i wymieszał zgodnie z instrukcją. Nie robił tego tylko dlatego, że musiał, ale żeby wkurzyć dziewczynę, że nie jest w centrum jego uwagi. Po chwili zaczął cichutko podgwizdywać jakiś hit Czarodziejskiego Radia, który słyszał w dormitorium i robić głupie miny.
- Czyli mówisz, że od dwóch rogów, wolisz jednego? Ciekawe.. - zagadnął ją po chwili udając myśliciela, który właśnie rozwiązuje jakąś nieznaną nikomu zagadkę i tylko on może uratować wszystkim przed tajemnicą. Nie jego wina, że chciała mu specjalnie zniszczyć wywar, niech teraz cierpi! Głupie podteksty nigdy nikomu nie zaszkodziły, a że lubi ją denerwować to już nie jego wina, to jest po prostu jej styl bycia, a on się tak wobec niej zachowuje. Zresztą to ona zaczęła wszystko, jakby jej ta gra przeszkadzała, już dawno by ją przerwała. Myśląc tym tokiem musiał przyznać, że dziewczyna może i lubi mu dokuczać, ale i tak na niego leci. Ehh, jakie to smutne, przecież on nie szuka żadnych miłostek. Po co sobie robić problemy, hmmm?
Nie chciała zepsuć mu eliksiru. Po prostu zapamiętała to, co powiedziała nauczycielka, a że było to niejednoznacznie, to teraz zamierzała zerknąć do podręcznika. Ale z jej zapłonem szachisty oczywiście chłopak zrobił to lepszy. Fuknęła cicho. Owszem, zepsuła swój eliksir, ale skoro w jakimś sensie miała pomóc, to też mógł dać jej coś zrobić prawda? Spojrzała na niego wzrokiem, który mógłby dusić, ale nic nie powiedziała. Między innymi dlatego, że była pewna, że chłopak zaraz znowu ją zastrzeli jakimiś słowami. I nie przeliczyła się. - To ty to powiedziałeś, nie ja – Szepnęła tym razem, dla odmiany, nie dając się wyprowadzić z równowagi i znów wchodząc w jego taktykę. Ton kuszący w miarę możliwości, choć w myślach już powoli myślała, że ona tutaj zaraz nie wytrzyma z tym człowiekiem. Czy on naprawdę musi aż taką przyjemność czerpać z tego, że ją będzie denerwował? Cóż, nawet jeśli to i tak widać, jak Cornelia mu się bardzo podoba. Szkoda, że dziewczyna nie wzięłaby go na stałe. Smutne, ale nie ma potrzeby go w tym jak na razie uświadamiać. Bo po co? - Dwa sproszkowane kły węża teraz... Dlaczego mi się wydaje, że mój kociołek się rusza? - Spytała widząc, że eliksir który się uspokoił ponownie zaczyna wrzeć i tym razem bardziej, niż wcześniej. Kurde co robi nauczycielka?! Odskoczyła jak oparzona i stanęła za chłopakiem zaciskając palce na jego ubraniu i kładąc czoło na plecach, żeby jak najbardziej się obronić. Aja, ludzka tarcza!
Boże, jak można być takim porywczym? Jak dla Matta nic się niebezpiecznego nie działo, ale ku przestrodze różdżką rzucił zaklęcie - Glacius - i zamroził płomienie i cały eliksir. No cóż, zimny chyba nie będzie mógł wybuchnąć. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że to niekoniecznie kociołek był przyczyną, dlaczego Corin tak się w niego wtuliła. Odwrócił się do niej i objął jednym ramieniem - Marny z Ciebie czarodziej, kochanie - powiedział łagodnie i zaśmiał się. Po chwili puścił ją, żeby kontynuować swój eliksir. Szybko wziął dwa sproszkowane kły węża, żeby dziewczyna nie wsypała znowu za dużo i zaczął szybko mieszać ruchem przeciwnym do wskazówek zegara przez dwadzieścia pięć sekund. Mimo wszystko zmęczył się tym, więc mimowolnie rozluźnił się na krześle i próbował zrelaksować, znowu obejmując dziewczynę.
- Wybacz, zmachałem się, wiesz pewnie jak to ciężko jest tak machać ręką? - zapytał zadziornie śmiejąc się zadziornie. No co? Skoro już tu jest, to niech się przyda na coś i mu pomoże się zrelaksować, a wyśmiewanie z innych z pewnością się do tego zaliczało. Jedyne co jej mogło przeszkadzać to to jego objęcie, no ale cóż, tak mu było wygodnie, a ona w końcu zaczęła. Poza tym, skoro już tak się z niej śmieje, to niech ją speszy uściskiem, czemu nie?
Jakoś nie za bardzo miała zamiar patrzeć na kociołek, bo podejrzewała, że nic się nie będzie działo... Do momentu jak się wychyli. Wtedy BUM! Katastrofa jakich mało i w ogóle tragedia. Słysząc znane zaklęcie pomyślała, że są bezpieczni o ile zimno nie podziała jeszcze gorzej. Dlatego nadal się chowała. Rozluźniła uścisk, kiedy chłopak zaczął się do niej odwracać i pozwoliła mu na to. - Dlatego mam ciebie, żebyś mnie pilnował i opiekował się mną prawda? I żebym mogła ci to... wynagradzać na wiele różnych sposobów – Odpowiedziała nim jeszcze się odsunął. No, to już chyba koniec tych męczarni, prawda? Skończyli w końcu ten eliksir? Powinna im to nauczycielka sprawdzić i niech wreszcie będę mogli wyjść z tej klasy. Ciekawe tylko, jak dużą ilość czasu spędzą ze sobą jeszcze po wyjściu. - Ah no ależ oczywiście, że wiem. Ale wiesz, ćwiczenia czynią mistrza – Odpowiedziała mu podejrzewając, że te jego hasła nie mają końca. O dziwo tym razem jego kolejne objęcie ją tak nie speszyło. Z jednego strony to było cieplutkie i wygodne, z drugiej może niewłaściwie... Ale to jemu to zepsuje opinie w szkole, nie jej prawda? Dlatego bez najmniejszego problemu wtuliła się w niego, a swoją dłoń umieściła na jego torsie miziając go delikatnie. Teraz, to naprawdę musieli wyglądać jak parka.
Chłopak po chwili znowu uwolnił się z uścisku. W sumie to na chwile się zapomniał i tym razem zaczął myśleć logicznie. Po trzydziestu sekundach wziął 15 dag much, które wrzucił do eliksiru i wymieszał pięć razy. Uważnie patrzył na kociołek, którego zawartość powoli przybierała odpowiednią barwę. Popatrzyła na dziewczynę i nie wiedział co zrobić. Z jednej strony to była jego praca, ale chyba nie mógł jej tak wystawić? W życiu chyba nie był tak pomocny. Po chwili podniósł się z krzesła chcąc dać znać Pani Profesor że już skończył. Nie spodziewał się, że zrobi to tak szybko, więc rozejrzał się po sali za znajomymi twarzami. Póki co nikt nie zwracał na nich uwagi, więc było ok. Niestety dla niego było tam wiele znajomych twarzy..
- To co, idziemy poćwiczyć mieszanie? - zapytał najciszej jak mógł Matt. Miał nadzieję, że nikt nie zacznie rozsiewać głupich informacji na ich temat, dlatego zależało mu na dyskrecji. W sumie nawet nie wiedział co mogliby robić poza lekcją. Miło było, no ale już koniec eliksirów, i w sumie to on się jej bardziej przydał, niż ona jemu. Jakiż ten świat jest niesprawiedliwy. Byle uczeń potrafi zrobić taki eliksir. Na szczęście Matta nie miał wyrzutów sumienia i kręcąc się przy stoliku zaczął czekać na reakcje innych.
Zapomniał się? A więc podejrzewam, że zrobił podświadomie to, na co miał ochotę. No ciekawe, ciekawe trzeba przyznać. Mówiłam, że on leci na Corin. Szkoda, że sam jeszcze o tym nie wie. Ale jak i wcześniej wspomniałam na razie nie trzeba go w tym wszystkim uświadamiać. Ona też nie spodziewała się, że tak się los odwróci, że ona będzie miała zamrożony kociołek, a chłopak będzie miał idealnie zrobiony eliksir. Zaskoczenie,to mało powiedziane. Ale przetłumaczy się nauczycielce, że robili razem, bo jej eliksir tak jakoś przypadkiem zaczął bulgotać i chciał zrobić BUM! - Powiedz tylko gdzie... I czy powinnam zabrać ze sobą coś, żeby się... zabezpieczyć... przed różnymi niepożądanymi skutkami? - Spytała przyciszając ton tak, żeby nauczycielka nie słyszała. Co jak co, ale akurat ona nie musiała rozumieć ich planów, bo jeszcze wzięłaby je na serio i odebrała punkty. Bo one chyba nie miały mieć odzwierciedlenia w przyszłości prawda? Prawda? Przez chwilę się zawahała, ale potem chciało jej się tylko z siebie śmiać. - Chodź już. Nauczycielka sobie poradzi ze sprawdzeniem jak ci to doskonale wyszło. To dlatego, że tutaj byłam. Obecnością przynoszę ci szczęście...
Co ona gadała w ogóle? Odważna była, nawet po tym, jak robiła z siebie przed nim ofiarę losu. Co mógł zrobić. Napisał jakąś kartkę dla nauczycielki, żeby wiedziała, że to jego robota i tyle. Powoli zaczął wychodzić z klasy rozglądając się dookoła. Ahh, szkoda mu było tych ludzi. Tyle roboty przed nimi, a on już skończył. Miał nadzieję, że chociaż ten liść jakiś tam który dodał do eliksiru Corin nie pogorszył sprawy i Profesor go doceni. W końcu musiał zaliczyć te głupie Eliksiry skoro się na nie zapisał. A nie chciał psuć sobie reputacji na przyszłość. Powoli odwracając się zagadnął dziewczynę.
- Nie wiem co chcesz robić, prowadź. - powiedział z iście niezrozumiałym akcentem. Tylko on sam wiedział, co miał na myśli i sądził, że nikt go i tak nie zrozumie. Przepuścił przez drzwi Corin i oboje wyszli z klasy powolnym, ale jakże wesołym krokiem. Jeszcze raz popatrzył na klasę wzrokiem, który miał im dodać otuchy. Co on gada? Bzdury jak nie wiem co, to był raczej wzrok, który gardził wszystkimi, którzy dali się wplątać w siedzenie na lekcji jak najdłużej można.
Jakie to słodkie, Clara próbowała okłamać nauczycielkę! Co za podstępne gryfoniątko! I wyjdzie na to, że on jest tym złym i niedobrym! Tak zawsze jest z kobietami! Zawsze! Wracając do ich wejścia w stylu dzielni Krk, było przynajmniej porządne! Nie zabił dziewczyny przy pokonywaniu progu i to właśnie wielki wyczyn na dzisiejszej lekcji, kochani! Przekręcił się na krześle w stronę Clariszkona i pomachał paluszkiem w stylu 'nununu' - Nie pamiętasz? Ładne damy nie kłamią, punkciki to raczej dla żółtych! - puścił perskie oko do opiekunki Huffu. Taki bajerant z niego! No proszę was, jak tu nie kochać takiego uroczego chłopaka? Jakieś ślepe i niedobre niewiasty, tylko! Rozejrzał się po sali, szukając kogoś od spisania lekcji. Jednak nie znalazł typowego kujona, więc odwrócił się ponownie w stronę. Clary. Tak, tak! Ulubiony, bo wiadomo dzielnia KOCHA eliksiry! Może nie ze starą kobietą, ale co robić, co robić. - Oni chyba coś zaczęli, nie poczekali na nas, ups. - wzruszył ramionami i poprawił pelerynę, która NIE PODPALIŁA SIĘ. - Psst, chcesz oddać nam swój eliksir? Dodam Cię na wizbooku! Marvel próbował namówić jakiegoś pierwszoroczniaka do udostępnienia jego pracy, jednak tamten spuścił przestraszony wzrok. ALE O CO CHODZI? Jacyś nieuprzejmi Ci ludzie. Pokręcił głową nad zachowaniem młodszego znajomego i przeciągnął się leniwie. Co robić, co robić, nie mieli nic ciekawego do roboty. Bo eliksiry.. pff. -HM, JESTEM SUPER MARVEL, TO PATRZ! Wstał przewracając krzesło i wyprostował się dumnie. Jednak nic nie poruszało peleryną jak w mugolskich filmach, smuteczek. Podniósł Clarę i trzymał tak jak małe dzieci. Z uśmiechem na ustach skierował się w stronę drzwi. Przygodo nadchodzimy! Wybyli z sali robiąc przy tym tyle hałasu ile tylko się dało.