W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Rachel biegła przez korytarze Hogwartu widocznie zmęczona. Jak mogła zapomnieć o zajęciach? To było wręcz niemożliwe, a jednak zdarzyło się. W końcu po dłuższym bieganiu dotarła do klasy. Stała przed drzwiami troszkę zdenerwowana. Wzięła kilka wdechów i położyła dłoń na klamce. Postanowiła nie zwracać na siebie jakiejś większej uwagi, dlatego też jak najciszej mogła weszła do sali. Spojrzała na profesora i wręcz wyszeptała zakłopotana. - Dzień dobry – nie czekając na odpowiedź, poszła na wolne miejsce. Szczerze mówiąc to dziewczyna miała nadzieję, że jej nikt nie zauważył i że będzie mogła w spokoju sobie siedzieć bez niczego. Chyba pierwszy raz w życiu chciała być niewidoczna.
Kiedy jego przyjaciółka przekroczyła prog sali jego wcisnęło w krzesełko. Nie wiedział co powinien zrobić. Przecież to co wydarzyło się w Egipcie na pewno nie wywialo z jej główki. Fakt, ze byl napity nie bardzo go tłumaczył. Zachował się jak skonczony kretyn. Mimo wielu procentów we krwi dobrze pamięta kazda chwilę z tamtej nocy. Czasem żałował, ze po przepiciu nie ma efektu amnezji. To pomogłoby mu bardzo. Nie czuł by się teraz jak debil, gadałby z Clarą swobodnie. Nic by się nie zmienilo. Okej, wcześniej marzył by ich kontakty przeszły na inny etap, ale nie chciał zdegradowania, a progresu. nosz kurde, pięknie by wyglądał w czarnym smokingu przed ołtarzem, czemu Ona tego nie rozumie? Z czym mu było najpodlej? Z tym, ze robiła sobie żarciki z jego uczuć. ,,Ja Cie też kocham Daniel, ah!" Tak. Jasne. Oczyyywiscie. Może w ten sposób chciała uciszyc mu jadaczkę, by w koncu inni mogli spać spokojnie? Możliwe. Nieważne. Usiadła obok niego, choć był pewny, ze przejdzie obojętnie. Hepburn miała jednak klasę. Uśmiechnął się do blondynki. Z kazdym dniem wyglądała coraz piękniej... o ile to w ogóle możliwe. Czy aby na pewno ona była z tego świata? Zdawała się być ponad te wszystkie ziemskie kobiety. -Cześć.- odparł- Jak tam?- zdążył spytać, nim nauczyciel rozpoczął zajęcia. Zwykłe, przyjacielskie pytanie. Profesor zlecił im włożenie kitli, gogli i rękawic. Nawet w takim stroju wyglądał pociągająco, przecież to Danielek. Chciał wykazać się manierami, wiec chwycił fartuch Clary, by pomoc jej go włożyć. A taki z niego dżentelmen!
Kitle, fartuchy i gogle? Przynajmniej zwiększą się szanse innych osób na przeżycie...Clara i eliksiry to naprawdę nie jest najlepsze połączenie. W każdym razie, nie chcąc skończyć z żadnymi bąblami na skórze, dziewczyna grzecznie założyła fartuch. Z pomocą Daniela oczywiście, hyhy. Co z tego, że uśmiechała się przy tym jak kretynka, w dodatku od razu się rumieniąc. Szczerze mówiąc sama nieco zdziwiła się swoją reakcją. Było to spowodowane tym, że nie widziała Daniela od tak długiego czasu? Może... Pochyliła głowę w dół i szybko ubrała gogle, żeby przynajmniej częściowo zatuszować rumieniec. - Em, w porządku, a u Ciebie? - odrzekła szeptem, ponieważ Brendan już rozpoczął lekcje. Oczywiście, że nic nie było u niej w porządku, ale chyba mu tego nie powie, prawda? Przynajmniej nie tutaj, nie teraz. Dziewczyna wciąż przeżywała to co się stało w Egipcie. Daniel Slone wyznający jej domniemaną miłość okazał się dla Clary zbyt wielkim ciężarem i teraz czuła się po prostu okropnie. Właściwie tak źle, jak jeszcze nigdy przedtem. Cóż, za ten stan, w którym się teraz znalazła nie winiła przyjaciela - w końcu to sama blondynka pozwoliła na to, żeby na kilka sekund dopuścić do siebie myśl, że Daniel może ją naprawdę kochać, prawda? Za naiwność trzeba płacić, przykro mi. Chociaż, Daniel mówiący jej, że ją kocha był warty tego całego gówna emocjonalnego w które się teraz wplątała. Cudownie było usłyszeć od niego takie słowa, nawet jeśli były nieprawdą.
Spojrzał na zgromadzonych zajmując miejsce przy stanowisku pokazowym. -minus 5 punktów dla Gryffindoru Panno Marion, proszę zając stosowną pozycje do lekcji następnym razem będzie szlaban. A teraz wracając do zajęć, kiedy wszyscy powtarzam wszyscy założycie stroje ochronne i zajmiecie miejsca przy stanowiskach, samodzielnych dodam. Będziecie mieli przed sobą następujące zadania, które teraz wam zademonstruje, a ich treść znajdziecie na tablicy, radze wam jednak uważać na demonstracji.-Poprawił rękawice i sięgnąwszy po flakonik z ropą, podniósł i ukazał go uczniom mówiąc-Oto ropa czyrako bulwy, czysta i surowa. Zaprawdę zaprawdę powiadam wam nie chcecie by trafiła na waszą skórę. (sic! naprawdę nie mogłem się powstrzymać tak ładnie się ułożyło) - wylał ją wprost do małego kociołka, który nagrzewał się na ogniu.-Musicie uważać by nie zaczęła wrzeć, gdyż wtedy nie będzie nadawać się do niczego, mieszajcie ciągle szklanymi pałeczkami, które macie przygotowane, zgonie z ruchem wskazówek zegara. W między czasie wstawcie drugi kociołek z tłuszczem narwala, to ten z wizerunkiem rogu na wieczku, musi się rozpuścić i uzyskać płynną konsystencje.-Wykonywał czynności równocześnie je opowiadając- Z góry uprzedzam że komponenty które będziecie dodawać nie będą pięknie pachniały przez większość czasu, ale neutralizacja zapachu to ostatnia cześć procesu. Wracając do ropy, gdy ta dostatecznie się rozgrzeje poznacie to po konsystencji i kolorze, ma być jedwabiście czarna o konsystencji miodu. Taka jak teraz, dodajecie do niej olej lniany, w proporcji 2 miarki oleju na jedną miarkę ropy, zostawiamy to do ostygnięcia na 15 minut. Wróćmy teraz do kociołka w którym rozpuszczał się tłuszcz z narwala, dodajemy do niego kiedy uzyska już pół płynną konsystencje, masło kokosowe, to ta przyjemnie pachnąca substancja bez przykrywki, i dodajemy podwójną ilość na porcje tłuszczu narwala, teraz gdy obie te substancje się rozpuszczają a zajmie im to trochę czasu, i nie radze zwiększać ognia by to przyśpieszyć, bo spalicie w ten sposób zawartość kotła. Przejdziemy do moździerzy, macie przed sobą kilka rodzajów kwiatów, lawendę, rumianek oraz zioła w postaci szałwii. Patrzcie uważnie, bo musicie bardzo dobrze naśladować kolejność. Bierzecie pęczek szałwii i bardzo drobno siekacie liście odrywając je wcześniej od łodyg i wrzucacie do moździerza, następnie rozgniatacie ją w nim na gładką pastę, do której następnie dodajemy w następującej kolejności 3 pączki rumianku spłaszczone srebrnym ostrzem i posiekane nim oddzielnie pędy rumianku w ilości dwukrotnie większej niż ilość szałwii. Wrzucacie do moździerza i ponawiacie ucieranie na gładką pastę, po czym dodajecie suszone kwiaty lawendy. Gdy zawartość kotła jest już płynna - minęło 15 minut od odstawienia pierwszego kociołka- dodajemy do niego mieszając przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, najpierw ropę, potem gdy płyny się równomiernie wymieszają, jak to widzicie w lustrze dodajecie w proporcji połowa miarki miodu lipowego na miarkę ropy, to stadium krytyczne dla całego procesu nie wolno dopuścić by miód się skrystalizował. Gdy osiągniemy stadium jednolitego płynu, zdejmujemy go z ognia cały czas mieszając, gdy zauważymy że zaczyna gęstnieć i przypominać wazelinę dodajemy pastę ziołowo kwiatową. Patrzcie w jaki sposób mieszam-wykonywał ruchy od dołu kotła podobne do mieszania ciasta z pianą z białek( tak dla skrócenia i uproszczenia opisu)- spokojnie doprowadzicie, substancje do jednolitej konsystencji, dodajecie teraz cała resztę kwiatów lawendy i wsypujecie do całości jedną miarkę soli morskiej.-Wykonał te czynności- uzyskując mazidło jesteście na końcowym etapie, dobrze przygotowane powinno mieć teraz lekko kremowo lawendową barwę, zaś z zapachu przypominać zapach łąki. Na samym końcu przelewacie zawartość kotła do glinianych mis nakrywacie lnianą szmatką, nie zapomnijcie podpisać, i postawić je u mnie na stanowisku do oceny. Oceny te uzyskacie po dojrzeniu.-Skończył swoją porcję, która dokładnie przypominała opis.- Teraz do działa macie godzinę-ustawił klepsydrę- to dość czasu. Stuknął różdżką w tablice na której ukazała się cała receptura poza nazwą i właściwościami mazidła.
Meg zawsze była bardzo rzeczowa. Zwykle przy pracy nad eliksirami pozwalała działać swojej rozwiniętej kreatywności - w Hogwarcie było inaczej. W pełnym skupieniu wykonywała polecenia nauczyciela od A do Z. Jej ruchy były miękkie, pewne i spokojne. Wiedziała co ma robić i dlaczego. Była przy tym bardzo cierpliwa. Na początku odór jej przeszkadzał, ale w końcu ze wszystkich ludzkich zmysłów to węch najszybciej przyzwyczaja się do doznań. Szybko wróciła do równowagi. Korzystanie z moździerza sprawiało jej ogromną przyjemność. Lubiła wyobrażać sobie, że na miejscu ziół znajduje się ktoś, kogo nienawidzi całym sercem. Dzięki swojej specyficznej życiowej historii bardzo szybko rozgniatała rośliny na gładką masę. Do rozpuszczonej już zawartości kotła wlała ropę czyrakobulwy. Uśmiechnęła się do siebie. Była na lekcji eliksirów. Zgodnie z instrukcją poczekała, aż płyny się wymieszają, a potem w odpowiedniej proporcji dodała miodu. Gdy płyn stał się jednolity, dodała pastę ziołowo-kwiatową. Starała się jak najdokładniej naśladować ruchy nauczyciela. Gdy jej eliksir osiągnął właściwą konsystencję, dodała resztę kwiatów lawendy i odpowiednią ilość soli morskiej. Dokończyła pracę. Tradycyjny brak pewności siebie w kwestiach intelektualnych sprawił, że do gotowego eliksiru podchodziła z pewną dozą nieufności. Przelała efekt swojej pracy do jednej z glinianych mis, przykryła ją lnianą szmatką i pozostawiła na niej swój zamaszysty podpis. Lekkim krokiem podeszła do biurka profesora, by położyć na nim swoją misę. Meg zawsze dość dobrze radziła sobie z eliksirami, ale często zazdrościła słabszym uczniom pewności siebie w tym zakresie. Zbyt często.
Ostatnio zmieniony przez Meg Moon dnia Sro Sie 22 2012, 14:58, w całości zmieniany 1 raz
Gdy nasza ukochana arystokratka ysłyszała swoje nazwisko spojrzala tylko na Aleksandra znad książki. Widząc jego spojrzenie, zrozumiała, że cała klasa nie zacznie, puki sie nie pofatyguje. Ah! jak ona uwielnbiała, gdy wszyscy byli skazani na jej decyzję! Z kpiącym uśmiechem ustała, ybrała kitel, farych, gogle i rękawiczki... Nie były to jednak standardowe stroje, jak te, które miała całą rezta. Ona wszystko miała kruczoczarne i z tkanin jak najlepszego gatunku, a jednocześnie jak namnocniejsze, bo przed uszyciem namoczone w odpowiednich wywarach i eliksirach. Tak więc gdy na ręce naciagnęła już swoje aksamitne rękawiczki ochronne, wreszcie stanęla gotowa do pracy. Ogladała instrukcje Aleksandra z niewielką uwagą... Po pierwszych kilkunastu minutach straciła już kompletnie zaciekawienie tym co rob nauczyciel i zaczela zaglądac do swojej ksiazki. Gdy skończył wzieła się do dzieła. Elena nie cackala się jakoś tam ze składnikami. Znała to mazidło, więc wszystki czynności wykonywała tak, jakby robiła komuś kanapki z masłem. Wlała ropę czyrako bulwy do kocioła i zaczęła ja wolno gotować. W między czasie dalej czytała swoją książkę. Drugą ręką wstawiła tłuszcz narwala. Gdy ropa przybrała odpowiednią konsystencję dolała do niej olej lniany. I teraz już nie mogła zagladać do ksiązeczki... I zeby nie było, nie miala tam wskazówek na temat TEGO eliksitu/mazidła, czy co to tam jest... Ale wracajac do lekcji. Gdy tłuszcz uzyskał odpowiednią konsystencję dodała masło kokosowe. No i przyszła kolej na... miażdzenie! Muahahahaha! nie no dobra... Elena wykonała wszystko to co zalecił psorek, bez gadania. Odpowednio posiekała, zgniatał itp wszystkie ziola,a potem je potraktowała moździerzem... Do tłuszczu narwala i masła kokosowego. Były już jednolite, więc wlała ropę czyrako bulwy, zamieszała i dodała mód lipowy. Tą słodką maź dość ciężko się waży, ale Elenie w końcy się udało. Stała nad tym kociołkiem mieszając i czekając aż składniki się połączą. Jest! Udało się! Ściagnęła kociołek z ognia i dodala maź ziołowo-kwiatową. Mieszała we wskazany przez profesora Brendana sposob. Po chwili mogła dodać kwiaty lawendy i miarkę soli. Po kolejnych kilku minutach mazidło było gotowe. Przelaął je do glinianej miseczki, nakryła lnianą szmatą, podpisała i odstawiła na biurko psorka. Wróciła no koniec klasy i znow wrociła do swojej lekstury.
Kamenashi miał stosunkowo przerażony wzrok. On sam doskonale wiedział o tym, że jego umiejętności ważenia eliksiru są gorsze niż złe. Tak więc wkładał w uwarzenie jakiego kolwiek eliksiru naprawdę dużo wysiłku. Zaczął się więc uważnie przyglądać temu co robi nauczyciel starając się zapamiętać wszystko to co robi. Kiedy przyszła kolej na ich popisy Kame zrobił jeszcze bardziej przerażoną minę, ale no dobra trzeba się wziąć w garść. Przygotował sobie spokojnie wszystkie składniki jakie będą mu potrzebne do wykonania tego eliksiru. Kame zaczął powoli rozgrzewać swój kociołek i ostrożnie wlał odpowiednią ilość ropy. No nie mógł zaprzeczyć, że zapach raczej cudowny to nie był, ale cóż musi to znieś. Chwycił szklany patyczek i zaczął mieszać zawartość starając się aby nie zaczął wrzeć. Po chwili nastawił drugi kociołek z tłuszczem. Kiedy tłuszcz się rozpuszczał gryfon cały czas kontrolował ropę. Po chwili męczarni ropa nabrała odpowiedni czarny kolor no i miała konsystencje miodu. Więc bez chwili namysłu odmierzył właściwą ilość oleju i wlał go do kotła z czarna zawartością. Pozostawił go do ostygnięcia i wrócił do kociołka w którym znajdował się tłuszcz. Dodał trochę tam masła kokosowego. No co jak co, ale na razie szło mu całkiem nieźle. To trochę jak gotowanie a on umiał gotować i to całkiem nieźle. - Dobra mamy masełko i co było dalej...no tak miażdżenie - Powiedział i pozostawił kociołek aby składniki dobrze się rozpuściły. Chwycił szałwię i pokroił jej liście. Po czym wrzucił do moździerza. Potem rozmiażdżył trzy pączki rumianku. Posiekał też pędy tego kwiatu. Potem wrzucił wszystko to do jednej miski i rozmiażdżył to na jedną wielką papkę i dodał suszone kwiaty lawendy. Wrócił do pierwszego kotła i zerknął na jego zawartość. Dodał do niego ostrożnie ropy mieszając w przeciwną stronę niż wskazówki zegara. Odmierzył właściwą ilość miodu lipowego. Staranie mieszał zawartość kociołka aby miód się nie skrystalizował. Zdjął kociołek z ognia cały czas mieszając czekając aż jego zawartość zacznie gęstnieć. Kiedy tak się stało dodał do mikstury tą pastę którą wykonał z różnych kwiatków. Ponownie zaczął mieszać jednak tak jak kazał profesor od dołu kotła. Kiedy to coś co robił miało już jednolitą konsystencje dodał do niego resztkę lawendy i dodał odrobinę soli morskiej. Kame nachylił się nad swoim kociołkiem. No nie wyglądało to tak źle. I nawet ładnie pachniało, ale to profesor oceni. Przelał zawartość to miseczki i przykrył ją spokojnie. Już miał oddawać kiedy przypomniało mu się, że jej nie podpisał tak więc. Chwycił flamaster i bardzo ładnie napisał tam swoje imię i nazwisko. Raczej zadowolony ze swojego dzieła podszedł do biurka profesora i postawił swoje dzieło. Wracając do swojego miejsca zaczął się zastanawiać czy oby na pewno o niczym nie zapomniał, ale raczej nie powinien.
Zaledwie usiadł i proszę ile osób się nazbierało! Może i zobaczył Clarę - Szczególnie jej zależy na Danielu, może odpuszczę?... - co prawda, rzuciła mu się w oczy Elena, jego "najwspanialsza kuzynka na świecie", która na całe szczęście go nie zauważyła. Kilka dziewczyn, których nie kojarzył i jedna dziewczyna z jego domu - chociaż twarze się zna z Pokoju Wspólnego! Zajęcia się zaczęły- HURRA! Max od razu założył gogle na nos, kitel i fartuch - przecież Max nie chciał skończyć z bąblami na skórze, wyśmiany jakby... Nie wiadomo co zrobił, nie wiadomo co mu się stało. Tak więc słuchał się w to, co mówi nauczyciel i wszystko notował - już dawno nauczył się pisać i nie patrzeć na to, co w ogóle pisze. Żartuję, kupił sobie zaczarowane pióro, które samo notowało - może i to właśnie dlatego był taki mądry z Eliksirów - myślał o wszystkim, zadania wykonywał spokojnie i na poważnie... No dobrze, przyjrzał się co miał robić, miał to jeszcze zanotowane... I już miał się puknąć w głowę, gdy zadanie zostało wypisane na tablicy... Skąd chłopak miał wiedzieć, co zrobi opiekun jego własnego domu?... Taak, może i powinien jednak wiedzieć... Powróćmy do jego zajęcia. Tak więc pierwsze co zrobił to... Upewnił się, że jego kociołek jest nagrzany. Dopiero gdy upewnił się, że jego kociołek jest odpowiednio nagrzany - wlał doń ropę. Wziął szklaną pałeczkę w dłoń i zaczął mieszać według wskazówek zegara. W międzyczasie nastawił drugi kociołek - jego zawartością był tłuszcz narwala. I dalej mieszał ropę, zerkając, czy tłuszcz się rozpuścił i uzyskał płynną konsystencje. Spojrzał na ropę. tak, była jedwabiście czarna, a jej zapach przypominał miód. Co on miał teraz zrobić? Zerknął do notatek, jak to Krukon. Olej lniany. Dwie miarki oleju na jedną miarkę ropy. Da się zrobić. Tak więc i zrobił to, co musiał i odstawił kociołek z ową ropą na kwadrans. Tłuszcz narwala - następny krok. W połowie był już płynem, więc nasz kochany Maxiu, jak to według notatek dodał masło kokosowe na podwójną ilość tłuszczu. Przyjemnie pachnące? Jednak profesor Brendan w ogóle się nie mylił, jeżeli o Eliksirach mowa. Kwiaty. No nie, jakże on nienawidził kwiatów. Dzięki tym wszystkim ciotkom, kuzynkom, oraz kochanej mamie znał je wszystkie na pamięć. Jednak co trzeba to trzeba, Max nie będzie narzekać. Wziął pęczek szałwii i oderwał liście od łodygi, tylko żeby potem je drobniutko posiekać. Gdy były już drobniusieńko posiekane, wrzucił je do moździerza, gdzie rozgniótł je na gładką pastę, co przyszło mu z łatwością. Bo przecież ile razy musiał rozgniatać matce orzechy, do czego było potrzebne dwa razy więcej siły? Srebrnym ostrzem spłaszczył trzy pączki rumianku, po czym dodał je do moździerza i owych drobno posiekanych liści szałwii. Oddzielnie posiekał owym srebrnym ostrzem pędy rumianku, których była dwukrotna większa ilość nisz szałwii. Wrzucił pędy oraz pączki rumianku do moździerza, po czym znów utarł je na gładką pastę. I na sam koniec - suszone kwiaty lawendy. Upłynął już kwadrans od wstawienia pierwszego kociołka... Nie, przepraszam. jeszcze 5... 4... 3... 2... 1... Już minął kwadrans. Dodał do kotła, którego zawartość już była płynna, ropę i mieszał w przeciwnym ruchu wskazówek zegara. Płyny równomiernie się wymieszały - dodał doń miodu lipowego, dokładnie tyle, ile potrzeba. I jak dobrze - nie dopuścił, by jego miód się skrystalizował! Czyżby Max naprawdę był geniuszem z Eliksirów? I kolejny krok. Zawartość jego kotła była już w formie jednolitego płynu. Zdjął kocioł z ognia, jednak wciąż mieszał jego zawartość w ruchu przeciwnym do wskazówek zegara. Jego płyn zaczął gęstnieć, przypominał wazelinę... Dodał pastę ziołowo-kwiatową. Zapamiętał jak profesor mieszał i wymieszał zawartość tak samo jak on. Podczas gdy zawartość kociołka doprowadziła się do wyglądu jednolitej konsystencji, Max dodał całą resztę kwiatów lawendy i wsypał miarkę soli morskiej. jego Eliksir przypominał mazidło. Owe mazidło miało lekko kremowo-lawendową barwę a z zapachu... Łąka. Jak wspaniale... Przelał zawartość kotła do glinianej misy i nakrył lnianą szmatką. Złożył jeszcze swój podpis z imionami i nazwiskiem. Jego Eliksir był gotowy! Wstał ze swojego miejsca. Wziął glinianą misę nakrytą lnianą szmatką i położył na biurku nauczyciela... PRZED CZASEM! Łał, to był naprawdę jego rekord. Żeby skończyć Eliksir przed czasem... Powrócił na swoje miejsce i uśmiechnął się. Wykonał swoją pracę - jakże mógłby być niezadowolony? Wyciągnąłby teraz z torby swoje czekoladowe żaby... Powstrzymał się jednak. W ostatniej chwili. Co pomyślałby o nim nauczyciel?... Jednak tylko przymrużył oczy żeby ukryć to tęskne spojrzenie na swoja torbę... Nie, on nie tknie tych żab. Za skarby świata!... Może po lekcji się skusi?...
Nawet w śmiesznych goglach i fartuchu panna Hepburn rozczulała Danielka. No cholera, jak On ma się edukować, kiedy Ona siedzi w sąsiednim stanowisku?! Wiedział, ze ten przedmiot nie jest jej ulubionym, może będzie mógł się wykazać kiedy to kociołek zacznie jej się kopcić… Nie, musi dać sobie spokój. Po raz setny zerknął na blondynkę, nie mógł się powstrzymać. Szyja sama skręcała w jej stronę. Pytała, co u niego. Fajnie. Bosko wręcz. -Jest okej- rzucił zanim Brendan podyktował wskazówki dotyczące sporządzania eliksiru. Skłamał, to oczywiste. Na palcach jednej ręki mógł zliczyć ile razy powiedział jej coś sprzecznego z prawdą, ale teraz nie było wyjścia. Co miał powiedzieć? A wiesz, nic takiego, powiedziałem Ci, ze Cię kocham, Ty nie wzięłaś tego na serio, teraz czuję się jak skończony idiota i boję się, że Cię stracę. Poza tym boli mnie głowa. Nie, nieee. Daruje sobie taką gadaninę. Nie, musi skupić się na lekcji. Słuchał wykładu uważnie. Ćwiczył pamięć na wydarzeniach historycznych, wiec zapamiętywanie instrukcji nie było dla niego wielce ciężkie. Musiał jedynie serio się na tym skupić. Kiedy profesor skończył Daniel zabrał się do roboty. Wlał miarkę ropy czyrako bulwy do małego kociołka stojącego na palniku, tak samo jak na początku zrobił to nauczyciel. Starał się nie upaćkać tym, nie uśmiechało mu się posiadanie śladów na skórze po tych zajęciach. Chwycił szklane pałeczki i zaczął mieszać nimi ropę zgodnie z ruchem wskazówek zegara, co by to nie spieprzyć roboty. Drugą łapą ustawił większy kociołek , z tłuszczem narwala, na ogniu. Tłuszcz rozpuścił się, uzyskał odpowiednią konsystencje. Co chwilę doglądał ropy, czy aby nie zaczyna się z nią coś dziwnego dziać. Kiedy ta stała się czarna i gęsta jak miód dodał do niej dwie miarki oleju lnianego. Następnie zsunął kociołek na bok, by jego zawartość ostygła. Zabrał się do tłuszczu narwala, które miało już pół płynną konsystencję. Dorzucił do tego masło kokosowe, dwa razy tyle co było tłuszczu. Zabrał się do moździerzy, by mieszanka dziwnie pachnących składników ładnie się połączyła. Nie zwiększył ognia, tak jak nauczyciel doradził. Wziął pęczek szałwii i posiekał drobniutko liście, a łodygi rzucił gdzieś na bok. Wrzucił posiekane zielsko do moździerza, rozgniótł mieszankę na gładką pastę. Do pasty dodał 3 pączki rumianku spłaszczone wcześniej srebrnym nożem. Dwa pędy rumianku posiekał i dodał do szałwii, pączków i tak dalej. Utarł wszystkie zioła na gładką pastę po czym wsypał do tego ususzone kwiaty lawendy. Spojrzał na tablicę. To wszystko wymagało wielkiego skupienia. Całą uwagę skupił na tym, co robi, dzięki czemu udalo mu się nie wlepiać oczu w Clarę. Mogło to wyglądać na ignorancję. Lepsze to niż narzucanie się dziewczynie, co nie? W kotle składniki były już płynnej konsystencji, wiec zaczął mieszać zawartość przeciwnie do ruchów wskazówek zegara, po czym wlał do tego ropę. Po kilku chwilach do piekielnie śmierdzącego roztworu dolał połowę miarki miodu lipowego. Płyny ładnie współgrały, nic się nie zjarało. Według Daniela roztwór był idealny. Ściągnął kocioł z palnika nie przestając w nim mieszania. Kiedy zawartość zgęstniała dodał do niej pastę ziołowo kwiatową. Mieszał to cholerstwo tak, jak nauczyciel pokazywał im kilkanaście minut wcześniej. W końcu uzyskał jednolite… coś…co było gęste i cholera wie jakie jeszcze, dodał do tego resztę kwiatów lawendy i miarkę soli morskiej. Mazidło nawet ładnie pachniało, choć on i tak wolał zapach Clary. Niewaazne. Przelał efekt swojej pracy do glinianej misy, przykrył lnianą szmatką, podpisał się i zaniósł do oceny na stanowisko profesora. Zajął ponownie swoje miejsce. Teraz, kiedy nie miał już czym się zająć zerknął na Clarę. Tak, wciąż była cudowna.
Jest okej? Super. Rewelacyjnie. Hop siup do sufitu. Jeśli u Daniela jest ok, to znaczy, że chyba już nie rozpamiętuje tego co się zdarzyło w Egipcie...może tej ostatniej nocy kiedy się widzieli również nie? A może chłopak w ogóle jej nie pamięta? Według Clary było to naprawdę mało prawdopodobne, ale oznaczało by, że krukon nie pamięta również momentu w którym mu powiedziała, że go kocha! Tylko dlaczego nie poczuła ani grama ulgi? Dlaczego ciężar który czuła od tamtej feralnej nocy w ogóle nie zelżał, kiedy doszło do niej, że Daniel może zwyczajnie niczego nie pamiętać? Wyglądało na to, że dopóki szczerze o tym wszystkim nie porozmawiają, dopóty Clara nie będzie potrafiła powrócić do względnej normalności. Niestety nie zdążyła już o nic innego zapytać, ponieważ Brendan zaczął wykład. W miarę jak profesor mówił, oczy dziewczyny stawały się coraz większe - doszła do wniosku, że jest z eliksirów gorsza niż podejrzewała, bo nawet coś "w miarę łatwego" jak to określił Brendan wydawało się jej wręcz czarną magią. Kiedy profesor skończył i zapisał różdżką wszystko na tablicy, dziewczyna jeszcze przez chwilę wpatrywała się w przepis, żeby po chwili z westchnieniem zabrać się do pracy. Rzucała ukradkowe spojrzenia Danielowi, ale on zajęty swoim kociołkiem nawet na chwilę nie odwrócił wzroku. Ryzykując podpaleniem klasy, dziewczyna parę razy o chwilę za dużo zatrzymała wzrok na swoim przyjacielu, który na stanowisku obok w kitlu i goglach pochylał się nad swoją robotą. Westchnęła w duchu - ktoś kto tak wygląda i może mieć prawdopodobnie każdą dziewczynę świata miałby zechcieć ją? Naiwne. Zrezygnowana Hepburn wylała czyrakobulwę z miarki do swojego kociołka, po czym zaczęła ją mieszać zgodnie ze wskazówkami zegara. Po chwili mozolnego mieszania specyfiku wstawiła na ogień drugi, większy kociołek i wlała do niego tłuszcz narwala. - Fuj. - jęknęła czując zapach tego wszystkiego. Niestety nie mogła sobie zatkać nosa, ponieważ obie ręce miała zajęte. W końcu ropa z czyrakobulwy stała się czarna (nie była dokładnie o konsystencji miodu, wręcz przeciwnie, ale Clarcia to pominęła), dziewczyna dodała do niej olej lniany i na ten moment zostawiła kociołek nr 1 w spokoju. Do kociołka nr 2 dodała masło kakaowe i zgodnie z zaleceniami profesora zaczęła czekać, aż obie substancje się rozpuszczą. Rozejrzała się po klasie - większość osób już oddało swoje podpisane specyfiki, w tym również Daniel. Kiedy wreszcie udało się jej oderwać wzrok od Slone'a, przeszła do kwiatów. Niezbyt wprawnymi ruchami zaczęła siekać oderwane uprzednio liście szałwii, po czym wrzuciła je do przygotowanego moździerza i rozgniotła je na pastę. Dodała do tego trzy spłaszczone pęczki rumianku i wszystko razem starła na pastę. Dodała jeszcze suszone kwiaty lawendy (uprzednio podnosząc je do nosa i wąchając, bardzo lubiła zapach lawendy) i znów powróciła do kociołków. Wyglądało na to, że konsystencja była już płynna, więc przelała ropę do większego kociołka i zaczęła mieszać. Po chwili dodała miód lipowy i wróciła do mieszania. Tego miodu dodała chyba nieco za dużo, ale miała cichą nadzieję, że nie będzie to jakaś wielka różnica. Po jakiś pięciu minutach mieszania zdjęła kociołek z ognia, dodała przygotowaną pastę ziołowo kwiatową i znów wszystko razem zmieszała. Dorzuciła do tego jedną miarkę soli morskiej i nachyliła się nad kociołkiem. Fakt, pachniało nieźle, ale nie była do końca pewna, czy miało to na pewno wyglądać w ten sposób. No cóż, nie jej przyjdzie to oceniać. I tak nie miała tego jak i kiedy poprawić...Przelała mazidło do glinianej miski, nakryła lnianą szmatką, po czym się podpisała i zaniosła swoje 'dzieło' na biurko Aleksandra. Kiedy wróciła na swoje stanowisko, odetchnęła z ulgą! Boże, wreszcie koniec tej męki. Chcąc nie chcąc, znów spojrzała na Daniela. - Musimy pogadać. - wyszeptała. Nie była pewna czy chłopak ją usłyszał, ale podjęła decyzje - musi coś z tym wszystkim zrobić, jeśli chce go utrzymać przy sobie. Nawet jeśli tylko jako przyjaciela.
Odebrał wszystkie prace, ułożył je równo w szafie-dojrzewalni, po czym zamknął szafę.-Dobrze nie było wybuchów poparzeń i żadnych wypadków. Odzież ochronną złóżcie w skrzyni przy drzwiach.-Wskazał ją wszystkim- W ramach pracy domowej każdy napisze po stopie pergaminu, co dziś stworzyliście z nazwą tej maści, jej właściwościami i zastosowaniem. Potrzebne materiały znajdziecie w bibliotece, prac oczekuje do następnych zajęć. A teraz zmykajcie, i idźcie cieszyć się piękną pogodą na błoniach. z/t
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Chwilę niestety się spóźnił. Prędko zbiegł po schodach do lochów, otworzył klasę i wszedł do niej. To było jego pierwsze spóźnienie, jednak dziś miał urwanie głowy i nie mógł być wcześniej. Rozpakował się i podszedł do szafki. Tam tylko spojrzał jakie składniki ma do dyspozycji. Wrócił za biurko, usiadł wziął książkę do ręki i zaczął ją oglądać, nerwowo patrząc od czasu do czasu na drzwi. Miał nadzieję, że studenci przyjdą na jego lekcję. To była jego pierwsza lekcja Zaawansowanych Mikstur po skończeniu studi. Był ciekawy, czy uda mu się dotrzeć do młodzieży i nauczyć ich czegokolwiek.
Życie studenckie było tak nudne, że postanowiła przyjść na lekcję, na którą nawet się nie zapisała. Wiedziała, że i tak nikt tego nie zauważy. Ha, na Eliksiry! I to zaawansowane, znaczy na Zaawansowane Mikstury, niektórym mogłoby się wydać, ze w głowie jej się poprzewracało, ale właściwie samo warzenie mikstur wcale Bell tak źle nie wychodziło (tylko kiedyś, raz, zalała salę wodą, a potem spowodowała wielki BUM, ale kto by o tym pamiętał?), gorzej, jesli dochodziło do dziwnych pytań, na które zupełnie nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie. Ale czy mogło być coś łatwiejszego niż postępowanie według instrukcji, punkt po punkcie? Myślała, że się spóźni, ale nie! Weszła do swojej najmniej ulubionej klasy i zastała w niej tylko Nero. Uśmiechnęła się do niego przemiło. - Dzień dobry profesorze. Wiedzę, że tłumy studentów, jak zawsze - powiedziała, ciągle stojąc gdzieś tam przy wejściu. Nero powinien być dumny, że pani prefekt naczelna zaszczyciła jego lekcję swoją obecnością!
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Czas leciał jak głupi, a studentów jak nie było tak nie ma. Odłożył książkę i już miał zamiar wrócić, skoro nikt nie jest zainteresowany jego lekcją. Jednak usłyszał kroki. Zmrużył oczy i gapił się w drzwi. Weszła "pani" prefekt naczelna Rodwick. Kojarzył ją, a conajmniej to iż była prefektem. Uśmiechnął się do niej również i rzekł: - Dzień dobry. Tak, jakoś eliksiry nie jest zbyt rozchwytywaną lekcją wśród ogółu studenckiego. Ale Ty jako prefekt musisz dawać przykład innym nieprawdaż? Miło, że wpadłaś. Usiądź proszę, nie stój w futrynie Powiedział wskazując na stojącą ławkę - Jak Ci na imię pani prefekt?
Bell usiadła więc w pierwszej ławce, zaraz przy biurku nauczyciela. - Może po prostu nie wiedzieli o lekcji? - zasugerowała. No, ewentualnie im się nie chciało, jak kto woli. Widać studenci lenili się jeszcze bardziej niż przewidywał to program. - Oczywiście, muszę dawać przykład, ale nie powiem, liczę, że Ravenclaw zostanie jakoś dodatkowo nagrodzony, za moją obecności - zabłysnęła zębami. Pewnie, że chciała zdobyć jakieś punkty, w zeszłym roku to Slytherin zdobył puchar domów, a nie powinno wcale do tego dojść. Wiedziała, jak bardzo Aleks ucieszyłby się, gdyby wciąż stał on w jego gabinecie. No i jeszcze była sprawa własnej satysfakcji. - Jestem Bell. Więc udzieli mi pan lekcji indywidualnych? Z ogromna chęcią uwarzę jakiś eliksir, porozmawiam... Z jej twarzy nie znikał uśmiech, hehe.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
- O rozumiem, że liczysz na punkty tak? Skoro już jesteś tutaj jedyna, Ravenclaw zdobywa dziesięć punktów. Bell? Ładnie. Tak na to wygląda, że będziesz miała lekcję indywidualną. No dobrze. Nie ma co czekać na jaśnie państwa, którzy nie mieli ochoty dziś przyjść. Więc zaczynajmy. Jak wiesz potrzebny nam będzie pazur Erklina. Do eliskiru, jaki za chwilę uważamy będzie on potrzebny, jednak w trochę innej postaci. Pierwsze co będziesz musiała zrobić, to sproszkować go. Na sali jest potrzebny sprzęt, jednak liczę na to, że sama się domyślisz co będzie potrzebne. Ewentualnie możesz użyć odpowiedniego zaklęcia. Więc masz jakiś pomysł?
Cassandra nie miala sily wstac z lozka a co dopiero pojsc na lekcje! Caly czas krzyczala na swojego kota, aby ten przestal byc upierdliwy i z laski swojej nie skakal po niej, gdy podczas snu probuje spalic kolejne kalorie. Byla totalnie wykonczona. Dopiero po czwartej skonczyla robic brzuszki, a wciaz nie byla pewna czy wszystkie z nich byly wykonane prawidlowo. Leniwie podniosla sie z lozka, zauwazajac, ze zrzucila koldre podczas snu i ze okropnie jest jej zimno. Niedbale wciagnela na siebie sweter, sprawiajac, ze jej wlosy skrecily sie w urocze, brazowe loki. Szybki makijaz, umycie zebow, danie kotu sniadania i byla prawie gotowa. Najgorsze ze nie bolal ja kazdy miesien. Postanowila wziac jablko ze soba. Wpierw jednak je pokroila i uznala, ze sprytnie bedzie mogla je jesc na lekcji. W koncu co za grubas zjadlby je w trzy minuty! Kazdy jej "posilek" musial trwac kolo godziny. Do torby dodatkowo dorzucila pergamin, pioro i jakies stare swoje notatki. Na to odbicie w lustrze nie mogla na siebie patrzec. Wyszla ze szpitala tylko dlatego, ze zaczal sie rok szkolny, ze musiala ogarnac swoje zycie towarzyskie. Miala miesiac na przytycie dwoch kilogramow, a ona gladzila dlonia jablko i byla przekonana ze ma tak samo mocno zaokraglone biodra i sterczacy brzuch, w ktory uderzyla kila razy piescia. Predko zaczela biec po schodach, widzac ze jest juz spozniona (Cassandra Elizabeth Lancaster s p o z n i o n a) na lekcje! Wszystko ja bolalo. Kazdy miesien palil i jednoczesnie spalal sie sam, rzadajac wartosciowego posilku bogatego w bialko. Gdy dobiegla pod drzwi, potknela sie i cialem uderzyla o metal. Cicho syknela, pukajac. Zaraz weszla do pomieszczenia, zerkajac na te tlumy studentow. - Przepraszam - rzekla na wejsciu, posylajac profesorowi jeden z tych cieplych i pokrzepiajacych usmiechow. Predko zajela miejsce obok niej, witajac sie z nia radosnie. Probowala uspokoic wlasne serce oraz oddech, wyjmujac rzeczy z torby, ktore byly potrzebne na lekcje.
Kame biegł jak tylko mógł. W tym biegu nie udało mu się nawet założyć szaty. Tak więc z pokoju wspólnego wybiegł tylko w koszuli, krawatem który już się delikatnie rozwiązał i czarnych spodniach. Jak nic się spóźnił znowu. Musi jeszcze napisać wypracowanie na temat jednego eliksiru. No i Kae. Ona jest taka bezbronna. Z tego zamyślenia po raz któryś raz z rzędu już by zleciał z tych cholernych schodów. Kiedy był już blisko drzwi za którymi znajdowała się klasa eliksirów potknął się i dosłownie wleciał do klasy. Przetoczył się przez nią i wylądował na ziemi. - Cholera jasna, cholerne schody. Czy one muszą być aż tak kręcone, czy nie można tutaj windy zamontować, albo czegoś takiego - Powiedział rozdrażniony rozcierając sobie łokcie bo to upadł na nie aby zamortyzować upadek.
Odpowiedziała szerokim uśmiechem, że owszem, punkty to coś na co liczy. No bo na Rowenę! po co inaczej męczyłaby się i przychodziła na cokolwiek związanego z eliksirami? Starała się słuchać co mówi profesor i zrozumiała z tego tyle, że ma sproszkować COŚ. Żeby jeszcze wiedziała co to... to by było naprawdę fajnie. Ale cóż, jak się nie wie, to trzeba się wykazać takim sprytem, żeby akurat wyszło. Znaczy jak pazur to pewnie twardy. Taki jak u ee smoka? Trzeba go jakoś rozgnieść, nie znała odpowiedniego zaklęcia, ale wiedziała, że gdzieś powinny być te cosie - ich nazwy również nie pamiętała, którymi da się to zrobić. - Ymm, w sumie to dopiero teraz dowiedziałam się, że będzie potrzebny, bo nie zdradził pan jeszcze co za eliksir mam uwarzyć - spojrzała się na niego tak, jakby było to coś oczywistego. W myślach mu przecież nie czytała. - Ale oczywiście, że się domyślam co potrzebne jest do zmienienia jego, ee... postaci! - powiedziała z taką pewnością w głosie, na jaką ją tylko było stać. Chyba jednak dobrze, że pojawiła się jeszcze jedna osoba. Uśmiechnęła się do Cass wesoło i udawała, że niby to czeka z poszukiwaniami odpowiednich narzędzi do rozgniatania, aż puchonka się rozpakuje. Kiedy już to zrobiła, nachyliła się do niej, żeby szepnąć jej coś na ucho. Tak cicho, że Nero na pewno nie usłyszał! Niech sobie myśli, że przekazuje jakieś plotki... - Wiesz co to pazur Erklina? - Z niejaką trudnością powtórzyła poprawnie nazwę składnika. Odwróciła się gwałtownie, żeby akurat zobaczyć, ze jakiś chłopak wylądował w sali. Yyyy aha. Fajnie, fajnie.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Wpadła Cass a Nero odpowiedział jej dzień dobry. Miał już kontynuować, już miał mówić dalej, gdy usłyszał jak schody zagruchotały tak jakby. Bardzo go to zdziwiło. Kierował się już w stronę drzwi, aby je otworzyć i sprawdzić co powoduje ów raban. Nie zaszedł daleko, kiedy drzwi otworzyły się z impetem, a do klasy wpadł znajomy profesora Kamenashi. Uśmiechną się i rzekł - Gdyby wszędzie montowano windy, wozilibyście tyłki i już nic by wam się nie chciało. Siądź do ławki i nie bluźnij mi tu. Następnie odwrócił się w stronę Bell i Cass. O tak, Bell powiedziała to dostatecznie cicho, aby profesor tego nie usłyszał. I nie usłyszał. Jednak pewna ciekawa umiejętność jaka nazywa się legilimencja pozwala na to, że można wyczytać o czym dany człek myśli, dostatecznie... Lekko? Aby ten tego nie poczuł. Tak też zrobił u Bell, kiedy tylko zobaczył, że dziewczyna zaczyna szeptać. Po prostu nie lubił, gdy uczniowie szepczą coś na lekcji. Znaczy, że chcą coś ukryć, a tajemnice na lekcji prowadzą do plotek. Uśmiechną się i powiedział - Bell moja droga. Istnieje takie stworzenie jak Erkling. Jest ono bardzo ruchliwe i zdradliwe. Pożerają dzieci i takie tam. A pazur Erklina to pazur ów stworzenia. Chcesz wiedzieć jaki eliksir na lekcjach spróbujemy uwarzyć? Niewiele Ci to da, ale skoro nalegasz dobrze. Kochani na lekcjach spróbujemy uwarzyć eliksir przyszłości. Ma on bardzo ciekawe właściwości jednak jest trudny do uwarzenia. Jak rozdrobnić pazur? Wystarczy albo użyć rozdrabniacza, albo zaklęcia contere. Proszę więc ów czynność wykonać. Powiedział i różdżką naprowadził rozdrabniacze dla każdego ucznia.
Gryfon przechylił lekko głowę w bok zastanawiając się co to jest ten eliksir przyszłości czy coś tam, ale jego myśli bardzo szybko poszybowały w zupełnie przeciwnym kierunku. Ponownie powrócił myślami do czasu kiedy powiedział Kae o swoich uczuciach. I ponownie wpakował się w jakiś związek który do łatwych nie będzie należeć. Dlaczego on nie może przyciągnąć chociaż raz jakiejś normalnej dziewczyny z szczęśliwej i pełnej rodziny, a nie z takimi przejściami. - Mam pecha - Mruknął cicho do siebie kompletnie nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Normalnie to był pech i szczęście jednocześnie. W sumie to sam nie wiedział jak by to miał konkretnej nazwać.
To było DZIWNE. Bardzo dziwne. Ona sobie szepcze do Cass, jak to się robi często na lekcjach, a ten odpowiada na - można by powiedzieć - nie zadane pytanie. Uznała, że będzie udawała głupią, jakby wcale nie pytała o Erklinga koleżanki. - Nie rozumiem dlaczego mówi mi pan czym jest Erkling, przecież doskonale to wiem - powiedziała, na pozór uprzejmie. - No przecież, że Eliksir Przyszłości, że też się nie domyśliłam... - mruknęła pod nosem i przyjrzała się owemu rozdrabniaczowi. Serio tak się to nazywało? Miała wrażenie, że trochę inaczej, a że zapomniała jak, to już inna sprawa. Wzięła więc rozdrabniacz i zabrała się do pracy, zastanawiając się przy tym do czego używa się eliksiru, który miel warzyć. No bo nazwa ją naprawdę zainteresowała, jednak nie śmiała pytać nawet po cichu, bo zaraz znowu będzie, że nic nie wie.
Cassandra zaczynala myslec, ze juz wypila sobie ten eliksir i jest w szalonej przyszlosi, poniewaz nic nie rozumiala. Wypakowujac rzeczy z torby predko skubnela kawalek jablka, ktory rzecz jasna bylo pokrojone, oraz poczestowala nim Bell. Boze jak dobrze miec tu kogos znajomego! - Nie... - urwala zanim profesor zaczal sie rozwodzic na temat owego pazura. Ach wiec ten potwor na pewno zjadl i jej dzieci. Na brode Merlina, gdziez ona sie wpakowala! - Bell, on jest jakis dziwny. Myslisz ze ma zalozone dodatkowe ucho ( nie pamietam nazwy xdd aczkolwiek to bylo ucho ktorym blizniaki podsluchiwali zebranie zakonu)? - szepnela, zastanawiajac sie, o co do licha chodzi. Slyszac polecenie nauczyciela ponownie siegnela po torbe, szukajac rozdzki. Ach! Byla ostatnio w sklepie i dobrala sobie w koncu odpowiednia. Ostatnia po burzliwych przezyciach Cassadry zaczela platac jej figle. Ta wcale lepsza nie byla - bowiem sama nie pakowala sie do torby! Skubnela jeszcze kawalek jablka, obserwujac czy Bell ma na nie jeszcze ochote. - Woooow, zapomnialam rozdzki! Bell, slonce, skruszysz tez dla mnie? - spytala uprzejmnie jak na Cass przystalo.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Kiedy ujrzał, że już wszystkim udało się rozdrobnienie, postanowił przejść do następnej części lekcji. Cass miała szczęście, że Nero akurat był zajęty czymś innym, niż nasłuchiwanie myśli. Złożył ręce i zaczął: - Świetnie. Pazur został rozkruszony. Może wam to się wydać dziwne, ale w tej postaci ma kilka nowych właściwości, ale teraz nie będziemy się na ich temat rozwodzić. W fiolkach które znajdują się obok was, znajduje się ślina widłowęża Powiedział i nagle na każdej ławce pojawiły się ów fiolki. - Teraz bardzo ostrożnie poprosiłbym o dodanie sproszkowanych pazurów do fiolek i wymieszanie zawartości. Dzięki temu, uzyskamy nienasycony roztwór, który posłuży nam jako baza naszego eliksiru. W między czasie, proszę o zastanowienie się jakie właściwości posiada włókno z mózgu żmija.
Jedną ręką wzięła jabłko i je zjadała, a drugą rozgniatała pazur tym dziwnym urządzeniem. Ehhehe, Nero w żaden sposób nie skomentował tego, co przed chwilą powiedziała. Co to miało znaczyć? Dziwne, że zareagował tak, jakby sprawa nie miała miejsca. - Nie wiem, może. Rozgryziemy go jeszcze, zobaczysz - odpszepnęła, zerkając kątem oka na profesora, chcąc wiedzieć, czy aby im się nie przygląda i znowu nie podsłuchuje. - Cass, ty leniu! Możesz to przecież zrobić tym czymś - tutaj wskazała na "to coś", - ale niech ci będzie, tak hurtem... No i rozgniotła dwa pazury, a że się trochę pomieszały i proporcje po rozdzieleniu nie były zupełnie jednakowe to już inna sprawa. W końcu jeden pazur mógł być większy a drugi mniejszy, no nie? Złapała fiolkę i wyspała do niej swoją część doskonale zrobionego proszku. Prawie nie było widać, że odrobinkę się się wylało. Wszystko dlatego, że nie chciała zatykać fiolki palcem w obawie, że mikstura wyżre jej skórę, a zatyczkę tak jakoś niedokładnie umieściła do mieszania. Hm, włókno z mózgu żmija... Najpierw podstawowa sprawa - co to jest żmij? Bo chyba nie to samo co żmija? Bell otworzyła podręcznik i zaczęła w nim szukać o co chodzi. No i nic nie znalazła, niestety.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Spojrzał w stronę Bell, uśmiechną i się i rzekł: - Bell kochana. W książce od eliksirów, nie znajdziesz nic o żmiju. Żmij to smokopodobne stworzenie, jednak pozbawione odnóży, posiadające jednak skrzydła. Jest obślizgły i wije się w powietrzu. Jego mózg jest wielkości... Orzecha. Jednak jest to zwierze inteligentne niczym człowiek. W jego mózgu zachodzą skomplikowane procesy chemiczne. Gdybyś chciała je poznać, zapraszam na kółko alchemiczne. A teraz. Włókno które właśnie do was leci, w czystej postaci, jest wartościowe jak ziarnko piasku. Aby nadawało się do czegokolwiek, trzeba poddać go obróbce. Pierwszą czynnością prowadzącą do uzyskania odpowiedniego stanu, jest wsadzenie włókna, do roztworu wody z cukrem. I taką czynność proszę wykonać Tacki ustawiły się na ławkach i tam było wszystko co potrzebne - Pamiętajcie, że pomimo tego, że mózg żmija ma barwę nieco różową, gdy spojrzymy na niego od spodu, zauważymy fioletową kropkę. Proszę jej nie dotykać, ponieważ powoduje ona natychmiastową śmierć mózgu. Tak dla ciekawości - to jest słaby punkt żmija. Jednak, aby go dotknąć trzeba by perfekcyjnie przebić twardą jak skała czaszkę zwierzęcia. No zabierać się do pracy