W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
-Dziękuję - podziękowała dziewczyna lekko wzdrygając. Mina pani profesor od razu mówiła Ingrid, że nie będzie jej raczej ulubienicą. Trochę się tym przejęła, ale musiała zrobić ten eliksir jak najdokładniej, by dostać ,,powyżej oczekiwań". Zauważyła jak do klasy wchodzi pewien student. Odwróciła się na chwile patrząc na niego podejrzanym wzrokiem. Widocznie chciał coś od Elliott. Uśmiechnęła się nieco ,ale w kościach czuła, że coś może się stać. Lecz to nie jej interes. Skierowała swój wzrok na kociołek sprawdzając wszystkie szczegóły. Sprawdzała jakieś dwadzieścia minut a po tym czasie odsunęła swój nos od kotła. -Pani profesor. Już sprawdziłam- odezwała się dziewczyna po czym popatrzyła proszącym wzrokiem na nauczycielkę, by do niej podeszła.
Skierowałem się do drzwi i wyszedłem skinąwszy kuzynowi głową ... Zależało mi przede wszystkim na oddaleniu Krukowskiego z dala od dziewczyn. Więc już niedługo wyjaśni się wszystko i zobaczy który z nich jest lepszy w fachu. - Proszę kuzynie jezioro powinno być idealną scenerią dla naszej rozmowy nie sądzisz Skinąłem głową pani nauczyciel i wyszedłem z klasy
Gdy nauczycielka ją okrzyczała, schowała różdżke, jednek dalej była zanipokojona. Wszystko ustało, gdy Pani od Eliksirów nie przystała na prośbę chłopaka. Jane odetchnęła z ulgą, podobnie jak Eli. Jeszcze przez chwilę przyglądała się Natanielowi, jakby chąc się upewnić, że będą TYLKO rozmawiać. Nic więcej. Boże, do czego to doszło, żebym ja martwiła się o ślizgona ? -pomyślała i szybko odwróciła głowę. Żenada. Spojrząła na Elliott statni raz, ale dziewczyna była tak przepełniona ulgą, że z wyrazu jej twarzy nie szło niczego odczytać.Szkoda, ciekawość zjadała Jane żywcem.
Wróciłem do klasy gdy wszyscy wyszli ... Idealnie cicha i spokojna pełna składników ksiąg i eliksirów... Otwarcie drzwi zajęło mu chwilę i już mogłem bezkarnie myszkować po okolicy. Chroniony czarem niewidzialności chowałem do torby składniki co bardziej przydatnych czarów oraz zlałem do fiolek co lepiej dokończone fiole co lepsze wersje eliksirów zapomnienia. Przydadzą się na później ... Bezszelestnie ruszyłem w stronę gabinetu mistrzyni eliksirów wychodząc z klasy
Razem z Elizabeth, bezszelestnie wślizgnęli się do klasy od eliksirów... To znaczy, prawie bezszelestnie, bo Igor co chwila zanosił się cichym śmiechem przez to, że chwile wcześniej wziął mocny łyk ze swojej buteleczki z eliksirem humoropoprawczym. Musiał się rozbudzić, żeby nie legnąć gdzieś po drodze. - Ok, powinny tu gdzieś być. - rzucił okiem na ścianę, na której stały szafki pełne eliksirów i składników... W sumie, potrzebował trochę więcej rzeczy, ale to zawsze może albo kupić, albo znowu się tu zakraść. - Powinny gdzieś tu być... - powtórzył, stając na palcach, by zajrzeć na wyższe półki, jednak nie mógł znaleźć - Spojrzysz na tamte półki? - spytał dziewczynę, samemu dalej szukając - Skarabeusze muszą tu gdzieś być, z tego, co pamiętam, to na którymś roku uczą się ważyć eliksir rozweselający... - mamrotał do siebie spokojnie, chociaż usta cały czas mu się śmiały, podobnie zresztą, jak szare oczy...
Czasami zastanawiała się jakby to było gdyby ktoś przyłapał ją na gorącym uczynku. Nauczyciel od eliksirów nie przepadał chyba za uczniami, którzy podkradali składniki na eliksiry. Elizabeth zawsze chciała stworzyć jakiś magiczny płyn, albo zrobić taki...zakazany dla uczniów. Przymknęła cicho drzwi i rozejrzała się po półkach z kolorowymi buteleczkami. Przeniosła wzrok na Igora, który ciągle się śmiał. Trochę ją to niepokoiło, może przedawkował z tym "rozweselającym" eliksirem? - Skarabeusze? - Zapytała i zaczęła szukać tych składników, nagle je zauważyła, były wysoko. Stanęła na palcach, wyciągnęła po słoiczek dłoń, niestety stało się tak, że przez przypadek strąciła z półki kilka fiolek, które z hukiem wylądowały na podłodze roztrzaskując się na małe kawałeczki. Jakaś fioletowa maź wylała się jej pod stopy, dziewczyna się cofnęła. W powietrzu zaczął unosić się słodki zapach. - Oj - Skrzywiła się delikatnie.
Czy był uzależniony...? I to nawet bardzo, ale sam osobiście wolał swoje uzależnienie od eliksiru, niż, jak niektórzy jego "przyjaciele" od alkoholu... Zwykle się ono nie objawiało jakoś poważnie, jednak teraz, kiedy na gwałt potrzebował składników na swój magiczny napój, zaczynał się denerwować... Nagle usłyszał huk... A kiedy sie odwrócił, i jemu samemu wyrwało się ciche "Oj" ... - Noo, to mamy problem... - mimo, iż sytuacja była poważna, on zaczął się cicho śmiać. Cóż, wina eliksiru, prawdopodobnie, jednak nie było co panikować. Zbliżył się, kucając przy rozlanych na podłodze składnikach i eliksirach, uważając, aby nie skaleczyć się szkłem. - Krew nietoperza, śluz gumochłona, śledziona szczura... Całkiem ciekawe zbiory... - zamyślił się. Kiedy się podniósł i spojrzał na Elizabeth, nie wiele myśląc chwycił ją przy łopatkach i pod kolanami, podnosząc do góry. Odszedł z nią kawałek, i dopiero postawił na ziemie. - To tak, żebyś się nie skaleczyła. - wytłumaczył się, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że to było dosyć dziwne. Z cholewy buta wyciągnął różdżkę, rzucając najpierw szybkie Reparo na potłuczone flakoniki, a później zaklęcie czyszczące na podłogę. Schował flakony gdzieś wyżej na półce, aby nikt ich nie widział, po czym spytał, jak gdyby nigdy nic: - I co, znalazłaś?
Elizabeth łatwo popadała w nałogi, gdyby choć trochę napiła się alkoholu na imprezie to mogłoby się to zakończyć urwaniem filmu, niestety. To było jedną z głównych wad dziewczyny, ale przecież nikt nie jest idealny, prawda? Zamrugała kilka razy gdy chłopak ją przeniósł w inne miejsce. Czyżby Igor był tak troskliwą osobą? Krukonce się to spodobało. - śledziona szczura? Fuj - Powiedziała nieco rozbawiona. - Tutaj chyba można znaleźć wszystko, tego jest więcej niż w sklepie ze składnikami i mamy to pod ręką. Tylko trzeba uważać. Skarabeusze w słoiczku są tam - Mruknęła pokazując na półkę, która znajdowała się dość wysoko. - Próbowałam je zdobyć ale są jak dla mnie za wysoko. - Dodała po chwili i zaczęła rozglądać się po buteleczkach z kolorowymi płynami, w powietrzu nadal unosił się ten słodkawy zapach...
Igor tylko się uśmiechnął. Cały ten hałas o to, że Elizabeth chciała mu pomóc. Podszedł do szafki, bez problemu sięgając po słoik. Odłożył go na bok, i przysiadł na ławce, wskazując dziewczynie miejsce na przeciwko. - Chodź, posiedzimy trochę... Narobiliśmy niezłego hałasu i nikt się nie zjawił, więc pewnie nikogo to nie obchodzi. Rozsiadł się wygodnie... Niestety, przez kozaki i różdżkę nie mógł usiąść w ulubionej pozycji, czyli po turecku, więc po prostu zwiesił nogi w dół, machając nimi lekko, okutymi stalą czubkami szurając o kamienną posadzkę. Rozejrzał się niepewnie... Czuł lawendę, swój ulubiony zapach, który co prawda kiepsko mu się kojarzył, ale jednak... - Albo mają dobry gust, jeśli chodzi o dobór kwiatów, albo rozlałaś Amortencje... Eliksir miłosny ma zapach ulubiony dla danej osoby... Mnie pachnie lawendą,... i czuję też zapach deszczu... - zamyślił się z uśmiechem na ustach... Ulubione rzeczy zwykle kojarzyły mu się z czymś złym z przeszłości... - A Ty? Co czujesz?
Elizabeth chciała dobrze ale wyszło jak wyszło. . Usiadła na ławce, przed Igorem. Ona też nie mogła usiąść po turecku, bo miała na sobie sukienkę. Spojrzała chłopakowi w oczy, uwielbiała jego stalowe tęczówki. - Eliksir miłosny? Bardzo możliwe, bo ja czuję zapach truskawek, uwielbiam je - Odparła uśmiechając się szeroko. Czasami zastanawiała się dlaczego ludzie są tak głupi żeby tworzyć takie eliksiry. Przecież to będzie tylko zauroczenie spowodowane magicznym płynem a nie prawdziwa miłość...Widziała jak niektóre uczennice snuły plany aby zdobyć jakiegoś szkolnego przystojniaka. Ach, czego ludzie nie robią dla sławy. Krukonka była dość lubianą osobą ze względu na jej optymistyczne podejście do świata ale nigdy nie zależało jej na tym aby być popularną. - Kilka lat temu jakiś chłopak chciał mnie poczęstować cukierkiem w którym był ten magiczny płyn, na szczęście nie skusiłam się a potem on się przyznał. - Powiedziała wracając myślami do tamtych beztroskich czasów.
- Uwarzyłem kiedyś Amortencje, więc wiem, jak dla mnie pachnie... Mam ją nadal w mojej prywatnej kolekcji... No, bo zaraz po magicznych stworzeniach i roślinach, moją pasją są eliksiry... Wyjął z kieszeni flakonik ze swoim magicznym płynem, i trzymając go w dwóch palcach, pomachał nim lekko - To maleństwo to mój własny wymysł. Zmieszałem składniki eliksirów Euforii, Rozśmieszającego, Uzdrawiającego, Płynnego Szczęścia, i odrobina Eliksiru Miłosnego, dla smaku. - dokończył, śmiejąc się cicho. - No i żeby miał przyjemny zapach. Najtrudniejszy eliksir, jaki udało mi się uwarzyć, to Veritaserum... Ale nie używam go za często... czekam na raczej na dobra okazje, żeby go nie marnować... Poza tym, nie ma zadnej frajdy, kiedy w taki sposób zdobywa się sekrety drugiej osoby... - rozejrzał się po sali uważnie. Nic, poza ławkami, kociołkami, i innymi przyborami... Cóż, trzeba było przyznać, że sala była prawie tak dobrze wyposażona, jak ta w Durmstrangu. - A ty? - zagadnął - Masz jakieś sekrety...?
- Stworzyłeś własny eliksir? I dałeś tam takie składniki? Co się dzieje z człowiekiem po wypiciu tego? - Zapytała z lekkim zaciekawieniem w głosie. Elizbaeth czasami musiała wszystko wiedzieć, mhm. Ona sama bała się uwarzyć jakiś eliksir, przecież to mogło być niebezpieczne, za dużo jakiegoś składniku i już może eliksir rozweselający zamienić na jakiś inny, gorszy. Zamrugała kilka razy gdy usłyszała kolejne słowa chłopaka. - Veritaserum? - Zapytała - używałeś go aby wymusić od kogoś prawdę? Przecież to jest takie okropne, każdy ma prawo do swoich sekretów - Powiedziała nieco ciszej i spojrzała na buteleczkę z płynem. Miała nadzieję, że Igor zaraz poda sensowny powód stworzenia tego magicznego eliksiru. Ona miała pełno swoich sekretów, których nikomu nie chciała ujawniać. Nie były to jakieś wielkie tajemnice ale dziewczyna wolała to zachować dla siebie. Podrapała się po bladym policzku i spojrzała na studenta. Czasami chciałaby zobaczyć jak on się zachowuje gdy nie jest pod wpływem tego swojego eliksiru, do którego przed chwilą szukali składników. A może on był wtedy zupełnie inny?
- Pomagał mi mój nauczyciel od Eliksirów, jeszcze ze szkoły... Od zawsze byłem bystry w tym kierunku, a wymyśliłem go na trzecim roku,... ale dopiero na czwartym udało mi się go stworzyć. Głównie dzięki niemu nie śpię całymi dniami i nie zasypiam w dziwnych miejscach i sytuacjach, bo mnie pobudza... Kiedy się go wypije... to taka wewnętrzna radość wypełnia człowieka, taka strasznie nieokreślona, bo właściwie śmieje się z nie wiadomo czego... Wtedy nawet najmniejsza rzecz cieszy... Ma w sobie cząstkę eliksiru uzdrawiającego, przez co od razu przechodzi ból głowy, czy jakieś inne... No, ale przede wszystkim chodzi jednak o to, że człowiek czuje się szczęśliwy... - zamyślił się na moment... Cóż, faktem było, że to szczęście było trochę sztuczne... ale pomagało mu walczyć z chorobą, więc nie czuł się z tym źle. Zbulwersowany głos Elizabeth trochę go wybudził. To było trochę dziwne... - No... użyłem go w sumie tylko raz. Wiem dobrze, jaki to potężny eliksir i mam zamiar zostawić go na szczególną okazję... Jak już mówiłem, wolę poznawać sam ludzi i ich tajemnice, bez magicznych sztuczek. Może i Ty zdradzisz mi jakiś swój sekret...?
- To fajnie, że udało Ci się stworzyć eliksir, który pomaga Ci przetrwać w tej chorobie - Powiedziała i delikatnie się uśmiechnęła - Ja niestety nie wymyśliłam jeszcze swojego magicznego płynu, który uszczęśliwiałby kogoś. Pewnie już nie uda mi się czegoś takiego uwarzyć. Moją pasją jest fotografia i mam zamiar dalej się rozwijać - Dodała i przeniosła wzrok na album, który leżał na ławce obok. - Ja i moja tajemnica? Chyba nie mam żadnych sekretów, to dziwne ale tak naprawdę jest - Odparła i przeniosła wzrok na chłopaka, spojrzała mu w oczy. Elizabeth miała sporo marzeń i nie chciała o nich mówić, bo były nierealne i nie chciała zostać...wyśmiana. Miała nadzieję, że Igor ją zrozumie i nie obrazi się za to, on zdradził jej sekret...W powietrzu nadal unosił się zapach eliksiru miłości, dziewczyna czuła truskawki, które kojarzyły jej się z latem, wakacjami. Wtedy całe dnie chodziła po lesie i robiła przeróżne kolorowe fotografie, których ma w pokoju pełno i pewnie trochę ich jeszcze tam przybędzie...
- Jeśli chodzi o Eliksiry, zawsze możesz poprosić mnie o pomoc. - zaoferował się od razu. Zwykle był otwartą osobą, ale przy Elizabeth czuł się nadzwyczaj spokojnie i nieskrępowanie - Nie jestem może jakimś mistrzem, ale jakieś tam pojęcie mam. - dodał, nie chcąc się za bardzo przechwalać. - Kaaażdy ma jakiś sekret. - zaśmiał się, słysząc jej słowa. Nie był to jednak jakiś ironiczny śmiech, jakby z niej szydził, a jak najbardziej serdeczny. - Ja, na przykład, mam dużo takich sekrecików... Mniejszych, i większych... Takie, które właściwie nie są tajemnicami, a się nimi nie chwalę... Na przykład... - zamyślił się, ale wziął pierwszą myśl z brzegu - Nigdy nie miałem w ustach alkoholu... co może być dziwne, zważywszy na to, że mój naród słynie z nadmiernego picia... Gardzę ludźmi, którzy go nadużywają, po prostu mam ich za nic. Przez to niestety jestem skłócony z właściwie wszystkimi ludzi z którymi tutaj przyjechałem... Ale nie uważam tego za coś złego, wręcz przeciwnie. Jestem z siebie dumny. No, pominę fakt, że za to jestem uzależniony od czegoś zupełnie innego... ale to jest znacznie bezpieczniejsze. Mam swoje powody, żeby tak myśleć. - zakończył, spoglądając na moment zamyślony w okno. Dokładnie pamiętał każdy dzień katorgi z wiecznie pijanym ojcem, dokładnie każdy dzień, i nie wyobrażał sobie przeżywać tego po raz kolejny z nikim innym. Wiedział za dobrze, do czego ludzie są zdolni po alkoholu...
Wszedł do klasy Eliksirów nieco wcześniej niż Bozia nakazała. Usiadł w ławce i odetchnąwszy głęboko, zaczął wyciągać książki z torby. Nie uśmiechała mu się lekcja w takiej sytuacji jakiej się znajdował i już na starcie przewidywał, że będzie totalnie rozkojarzony. Ach, ta Audrey. Zawróciła mu w tej szczenięcej łepetynie, chociaż nic szczególnego poza tym, że się parę razy do niego uśmiechnęła, nie zrobiła. Rozsiadł się wygodnie na krzesełku i zamknął oczy, opierając się o drewniane, chociaż wyjątkowo wygodne oparcie. Skrzyżował nogi w kostkach i mimo tego, że minęło dopiero niecałe piętnaście sekund, poczuł się wyjątkowo znużony. Jego babcia, zapewne podejrzewałaby ingerencję wyjątkowo złośliwych owsików. Chłopak nigdy nie wiedział czym owsiki są, chociaż po nazwie wnioskował, że babcia myślała... iż owsianka wylądowała magicznym sposobem w jego majteczkach i po prostu stykając się ze skórą na jego pośladkach, sprawiała, że ów część ciała, która zajmowała się wydalaniem strawionego pokarmu, nieco go swędziała. Podobne myślenie, wydawało mu się absurdalne i zawsze bardzo go irytowało. Powstał na nogi i nie wiedząc co ze sobą zrobić, zaczął grzebać w szafkach, które stały pod ścianą i były chyba ogólnodostępne. Miał nadzieję, że nie narusza prywatności pani profesor. Jednakże musiał coś zrobić! Nie wysiedzi w miejscu dłużej niż pięć minut. Poprawka; w zaistniałej sytuacji (bal walentynkowy + Audrey) nie dłużej niż 15 sekund. Wziął się więc za nie, ale już na wstępie, gdy otworzył pierwszą od brzegu szafkę i włożył do niej rękę, coś go użarło. Chłopak zacisnął w odpowiednim momencie zęby, chociaż o mało co pisnąłby jak mała dziewczynka. Wyciągnął dłoń z szafki i zapominając ją zamknąć, spojrzał na ten poszkodowany palec i zaczął na niego chuchać, aby uśmierzyć ten narastający z każdą sekundą ból. W ostateczności włożył dłoń do kieszeni i z kamiennym wyrazem twarzy, usiadł w ławce grzecznie czekając na rozpoczęcie lekcji.
Szybko pchnęła drzwi klasy eliksirów i wprost wbiegła do środka. -Przepr.... A gdzie nauczyciel? Stanęła pośrodku klasy rozglądając się na wszystkie strony. Zauważyła tylko jakiegoś gryfona kontrastującego swoją obecnością na tle pustki klasy. Och, no tak, kolejna lekcja stracona bo wszystkich nauczycieli jakby gdzieś wciągnęło w wielką otchłań i nie chciało wypuścić na żadną lekcję. -Długo już tu sam siedzisz?- Spytała młodego chłopaka
Cholera jasna! To, że opieprzała uczniów za notoryczne spóźnienia raczej nikogo nie powinno dziwić (ona już dawno przestała się tym wzruszać, posada nauczyciela doprawdy zmienia ludzi), ale to, że tym razem to ona poważnie się spóźniała było stanowczo niemałym problemem. Następnym razem poprosi Irytka o to, aby nauczył ją porządnie latać, wówczas nie będzie miała większego problemu z przemieszczaniem się po zamku, no, nie licząc licznych zabłądzeń, których nie uniknęła nawet teraz. Ile jeszcze razy, na miłość boską, będzie się tutaj gubić? Uczyła tu już wystarczająco długo, aby nie musieć błądzić po korytarzach, przynajmniej tak się jej wydawało, ale cóż, gdy się człowiek śpieszy to diabeł się cieszy, i mimo wszystko parę razy udało się jej skręcić w nieodpowiedni korytarz. Obawiała się jednakże, że posługiwanie się miotłą po Hogwarcie mimo wszystko okazałoby się problematyczne, albo co gorsza – dostałaby jakiś szlaban, niezależnie od tego, że nauczyciele raczej im już nie podlegali. O! Wreszcie trafiła do lochów! Jako iż tutaj było już wyjątkowo ciężko się zgubić, Am puściła się biegiem przez ciemne korytarze. Nawet w Sali dostrzegalne były odgłosy szybkich kroków, stawianych przez jej stopy w uroczo niewielkiej odległości. Do klasy wpadła niemalże jak bomba, choć już od dawna było słychać, że się zbliża. -Przepraszam za spóźnienie. – wydyszała, szarpiąc się na formułkę, którą regularnie wypowiadali wszyscy uczniowie przychodzący na jej lekcję po umówionej godzinie. Dzisiaj nie miała prawa się na nikogo drzeć za nieobecność, bo sama zawaliła. No właśnie, o ile ktokolwiek tu jeszcze/w ogóle był – rozejrzała się po klasie i tradycyjnie – ujrzała jakąś nową twarz. Chłopiec, słodki, młody, czarujący chłopaczek! No i dużo starsza dziewczyna. Dzisiaj znowu będzie musiała równolegle przeprowadzać dwie lekcje, najwyraźniej, ale z pewnością sobie poradzi, już to przerabiała. -Dzień dobry wszystkim. – dorzuciła, dobiegając prędko do katedry. Jeszcze raz omiotła wzrokiem salę, aby upewnić się, że na pewno dobrze wszystkich „przeliczyła” i przez przypadek niczego nie pominęła. -To wasza pierwsza lekcja, nieprawdaż?
Przestraszyła się huku otwieranych drzwi i nauczycielki wpadającej do klasy. W końcu jest jakiś nauczyciel! Chwała Merlinowi albo innym, nie ważne, ważne że lekcja może się odbyć. -Dzień dobry pani profesor! Szybko podeszła do katedry i powiedziała: -Pani profesor, z związku z tym iż nie ma dla studentów- przynajmniej mojego wydziału- żadnych lekcji, czy mogłabym przychodzić na eliksiry i zrobić sobie małą powtórkę? Spytała błagalnym tonem. Nauczycielka wydawała się miła, więc zapewne nie odmówi jej tej prośby.
- Jakiś czas. - Odpowiedział przez zaciśnięte zęby. O tak, rana przyprawiała go o bardzo intensywny ból. Kiedy w końcu nauczycielka zaszczyci ich swoją obecnością? Zaklął pod nosem, po czym położył głowę na biurku i przymknął powieki, mając nadzieję, że nikt na niego nie patrzy. Dał zaś upust swoim niemalże katuszom (cóż, warto wziąć pod uwagę, że ma dopiero 11 lat, wszystko odczuwa intensywniej) i po jego policzku potoczyła się samotna łza. Podniósł głowę i dostrzegł, że życzliwa, starsza blondynka wciąż siedzi w klasie i najprawdopodobniej, zauważyła już to, że płacze. Poczuł nagły przypływ słabości i chcąc nie chcąc, po jego policzkach potoczyło się jeszcze parę łez, a ten nie próbował ich wstrzymywać. Zerknął na palec, na którym powstało w tak krótkim czasie parę pęcherzy i zdawało mu się, że rana z każdą chwilą jest coraz większa. Coraz okazalsza. Coraz bardziej bolesna. Spojrzał na dziewczynę jakoby szukając pomocy, po czym odwrócił wzrok i otarłszy łzy rękawem, wstał i spakował drżącymi rękoma książki i pióro, zdając sobie sprawę, że nauczycielka najprawdopodobniej zapomniała o dzisiejszej lekcji. Znów przybrał maskę twardziela i z tym grymasem na twarzy, powoli ruszył w stronę drzwi. Wtem do lekcji wpadła nauczycielka i chłopak zaklął cicho pod nosem, po czym posłusznie usiadł w przeznaczonej mu ławce. - Taa... Moja pierwsza. - Odpowiedział, siląc się na uśmiech.
Aaaa! Znowu spóźniona! I to ile! O rzesz! Chyba się zabije na tych schodach. Wpadła do sali cała zasapana. - Przepraszam za spóźnienie. To był naprawdę ostatni raz. - Uśmiechnęła się do nauczycielki przepraszająco, siadając przy pierwszym lepszym stanowisku. Będzie nosiła przy sobie zegarek. O jutra! Ot co. Mimo że szczęśliwi czasu nie liczą. W końcu musi się jakoś orientować w czasie.
Julia spojrzała na chłopca i widząc kilka spływających z jego oczu łez od razu się zmartwiła. Gryfon też jakoś dziwnie wyglądał, jakby coś go strasznie trapiło. Musiała się dowiedzieć o co chodzi. Nie zostawi go przecież w takim stanie. Wreszcie zauważyła jakąś ranę na jego palcu- nie wyglądała dobrze -Co si się stało?- Spytała chłopca szeptem- Mogłabym ci jakoś pomóc?
Rum-tum-tum, gładkie ramiona obleczone mleczną mgiełką niebytu wsunęły się miękko w wilgotną i chłodną ścianę podziemnego korytarza, wychynęły ze zmurszałej przestrzeni zamkniętej w nieregularnej bryle i pociągnęły za sobą mglistą sylwetkę dziewczyny w ślicznej sukience. Ingrith Fayre była niebywale znudzona, ostatnimi czasy zamek stał się tak szalenie przewidywalny, mało zaskakujący... Z lubością korzystała więc z możliwości podróżowania po całym świecie, ale nawet Paryż jej zbrzydł. Głównie dlatego, że nigdy nie była wybitnie dobra z francuskiego, a była zbyt dumna, by przyznać się do porażki. Wróciła więc po jakimś czasie do zamku i dalej snuła się po znanych jej doskonale korytarzach, wzdychając teatralnie za każdym razem, gdy tylko była pewna, że zostanie usłyszana. Gdy tylko wyczuła ruch lęgnący się z wolna w jednej z klas w podziemiach, natychmiast postanowiła włączyć się w owy spęd, czymkolwiek by nie był. Jakże nieprzyjemnie zaskoczył ją fakt odbywania się najzwyczajniejszej na świecie lekcji eliksirów. Westchnęła więc smutno i głośno, potoczyła melancholijnym spojrzeniem okrągłych, sarnich oczu po obecnych w klasie uczniach. Szlachetne oblicze arystokratki ściągnęło się krótkim niesmakiem na widok nauczycielki. Była zdecydowanie zbyt młoda na nauczycielkę. Zbyt ładna. Poza tym, Ingrith Fayre słyszała to i owo o pikantnych hogwarckich ploteczkach, które zawierały w sobie dość ciekawe informacje na temat panienki de Chemiawryj i znanego jej doskonale poltergeista Emila. Odchrząknęła więc cicho, ale bardzo uroczo, jakby tylko złapała ją lekka chrypka, która wymagała natychmiastowego oczyszczenia melodyjnego głosu z fałszywych dźwięków. Zrobiła to kilkakrotnie, by mieć pewność, że zostanie zauważona nawet przez nauczycielkę.
Podniosła głowę i zauważyła ducha sunącego po klasie eliksirów. Nigdy dotąd jej nie widziała, a bardzo chętnie poznałaby historię tej pięknej i jakże dystyngowanej kobiety. -Przepraszam! Zagadnęła do ducha- Nigdy nie widziałam Cię tu wcześniej. Czy jesteś ,,nowym" duchem w Hogwarcie?
Pedzil po korytarzach, zmierzajac do klasy eliksirow. Ostatnio ciagle sie spoznial (Nie no, to raczej male niedopowiedzenie. On sie ZAWSZE spoznial na lekcje! na eliksiry zapisal sie dlatego, bo w przyszlosci chce zostac Aurorem dla znanych mu powodow. Mimo to, ze sie spoznial przykladal sie do lekcji by miec mozliwosc obrania wymarzonego zawodu w przyszlosci. Zdyszany caly juz nie liczyl korytarzy tylko w myslach powtarzal "schody, korytarz, schody, lochy" w koncu dotarl przed klase. Zmierzwil wlosy poprawiajac swoj "image." W koncu otworzyl drzwi i wszedl luzackim krokiem. -Przepraszam za spoznienie. Powiedzial spokojnym krokiem, idac do lawki na koncu klasy. Jakos go nauczycielka nie zatrzymala, wiec chyba nie spoznil sie az nadto. Idac tak spogladal na kazda usobe w klasie. Ten mlody, Seksowna Julia- usmiechnal sie nawet szelmowsko do owej dziewczyny. O! nasza dobroduszna Elliot i... eee... duch. Nie widzial tego ducha wczesniej, wiec uwaznie sie mu przyjrzal. Nadal nic. Wzruszyl ramionami i usiadl wygodnie na miejscu rzucajac torba pod nogi.
Czy oni wszyscy śpią?! Nie mam z kim pogadać, nawet nauczycielka mi nie odpowiedziała.- pomyślała zdenerwowana Julia. Już zaczęła się nawet pakować ale do klasy weszła jeszcze jedna osoba... Jakiś krukon, bardzo przystojny krukon... Uśmiechał się do niej takim wspaniałym uśmiechem, że w jej oczach w końcu można było zobaczyć jakieś błyski. Ale czego to były błyski? Sama nie wiedziała, cóż czas pokaże. Ale teraz ma nadzieję, że nie będzie nudnej lekcji. Wstała z ławki iprzysiadła się krukona. -Cześć, jak widzisz spóźniłeś się trochę, ale lekcji i tak nie było, więc nie straciłeś dużo- powiedziała z uśmiechem.