W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Eliksiry. Najlepsza lekcja, jaka mogłaby być. Zwłaszcza jeśli się je kochało najbardziej na świecie. Abigail wypakowała książki na stół, a raczej po kolei każdą z nich rzucała na biurko. Złość jej minęła i już było dobrze. Całe szczęście, bo jeszcze coś by jej nie wyszło, a przecież na eliksirach musiała być najlepsza, jak zresztą wszędzie, prócz tych cholernych zaklęć! Z uwaga słuchała tego, co mówiła nauczycielka. Eliksir pamięci był beznadziejnie łatwy, tak więc od czasu do czasu tylko spoglądając na instrukcję zaczęła ważyć swoją miksturę. Cały czas w głowie miała Dracona, ile razy tylko udało jej się wyrzucić z pamięci, to zaraz i tak znów w niej był. Nie mogła się przez to skupić, a co za tym idzie, dodała za dużo czegoś i wyszło dziwne coś. Jeszcze chwilę i spowodowałaby taki wybuch, jakiego dawno nie było. Koniec końców udało jej się jednak uratować eliksir. Nie mogła przestać na niego patrzeć. Draco…kochany Draco…już kochany? Też na nią patrzył, co chwilę ich wzrok się spotykał. Odwracała wtedy głowę, hamując uśmiech. Nie była na niego zła, nawet na Ślizgonkę nie była zła. Wyszła na idiotkę z tą sceną zazdrości, zakodowała sobie w pamięci, że to się więcej nie może powtórzyć. I znów szybkie spojrzenie na Dracona, akurat w tym momencie dodał za dużo pewnego składniku. Nawet nie zdążyła krzyknąć, że ma uciekać, bo zaraz wszystko wybuchnie. Poderwała się z ławki zostawiając swój idealnie przyrządzony eliksir i rzuciła w stronę chłopaka, zasłaniającego się dłonią. -Weź rękę.-Poleciła cicho, łagodnie odrywając jego dłoń od policzka.-Teraz patrz na mnie i się nie ruszaj.-Wyciągnęła różdżkę i szeptem wypowiadając zaklęcia, zaczęła usuwać resztki eliksiru z jego oka. Czuła się nieco niezręcznie, całowali się, nie wiedziała na czym stoi. Była tak zdenerwowana, że przez przypadek go zepsuje, jak zwykle, gdy trzymała różdżkę, że zacisnęła mocno dłoń na jego ramieniu, wbijając w nie paznokcie. -Już. Mocno Cię piecze?-Spojrzała na niego z troska malującą się w ciemnych oczętach. To mogło się o wiele gorzej skończyć.
Nie zdążyłaś odpisać Cornelce, bo właśnie weszła nauczycielka. Obrzuciłaś ją sceptycznym spojrzeniem, ze znudzeniem wyraźnie wypisanym na twarzy wysłuchałaś instrukcji, a potem już z nieco większym zainteresowaniem, zabrałaś się za ważenie eliksiru. Jeden składnik, drugi, wymieszać, sproszkowane coś-tam dorzucić, wymieszać. Zerkasz na tablicę. Potem na swój kociołek. Jeszcze raz na tablicę. Przeklinasz cicho pod nosem, z powrotem obrzucając krótkim spojrzeniem eliksir. Barwa zbliżona do poprawnej. Pięć razy zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara, raz w przeciwną, dolać, dorzucić, podgrzać, wymieszać. I znów to samo. Znów barwa TYLKO zbliżona do prawidłowej. Coś ci dziś nie idzie, Adelaide. Przecież lubisz eliksiry, prawda? Weź się w garść, może dalej będzie szło ci lepiej.
Lekcja przepadała nawet za spokojnie, jak na jej wyobrażenie o dzisiejszej młodzieży. Była jednak zadowolona z tego powodu, bo... cóż jej się dziwić, miała swoje lata. Teraz spokojnie siedziała za biurkiem, wpatrując się w pracujących uczniów ze spokojem i delikatnym uśmiechem. - Jak wam idzie, dzieciaki? - Tym razem do nich nie podchodziła, wiedziała, że niektórzy mogą czuć się wtedy skrępowani, więc wolała nie ryzykować wybuchem. Podniosła się dopiero wtedy, kiedy jeden z uczniów zrobił sobie coś w oko, ale widząc, że Abigail sobie poradziła, usiadła z powrotem. - 5 punktów dla Hufflepuffu za dobrze wykorzystane zaklęcie leczące. Mimo że to nie ta lekcja. Ale teraz już wracaj do kociołka, panno Grimmasi. Aha... kiedy skończycie eliksir, zostawcie go u mnie i możecie wyjść. Nie zadam wam jednak nic na później.
//instrukcje 4-5, pozostawienie eliksiru na biurku, wyjście z klasy. Efekt końcowy: 3 - Troll(okropność! czy ty w ogóle patrzyłeś na instrukcje?) 5 - Okropny (hmm... przykro mi, ale to na pewno nie to) 1 - Nędzny (niee, nie jest najgorzej, ale nie jest też dobrze) 6 - Zadowalający (mogło być lepiej, chyba nie mogłeś się skupić) 4 - Powyżej Oczekiwań (nieźle! niewiele ci zabrakło, naprawdę!) 2 - Wybitny (och! wspaniale! udało ci się!)
Cornelia poczęła bawić się eliksirem. No no, była coraz bliżej celu. Dorzucała odpowiednie składniki. Chciała szczerze mówiąc już wyjść z klasy. Nie podobało jej się to, że musi oglądać jak Abigail i Dracon się mizdżą. Wiedziała, że jeszcze nie raz będzie skazana na taki widok. W końcu oni się lubią. Ale naprawdę nie było przyzwyczajona do tego, nie chciała się przyzwyczaić mimo iż wiedziała, że będzie im razem bardzo dobrze. I w końcu udało jej się zrobić to, co planowała. Niestety eliksir nie chciał wyjść idealny. Jedynie na Powyżej Oczekiwań! Kurcze. Dzisiaj naprawdę kiepsko się to kończyło. Może ma po prostu zły dzień? I co z jej wybitnym na koniec roku! Gr. Odłożyła eliksir na biurko nauczycielki. Uśmiechnęła się delikatnie i bez słowa wyszła. Byle jak najszybciej szczerze mówiąc.
Uratowany! Kochany Pyszczek został uratowany! I to jeszcze przez pewną puchonkę proszę państwa. Oh, jakby był małym chłopczykiem to by się teraz bardzo cieszył. Szczególnie dlatego, że miał pewne obawy co do używania przez nią różdżki. Bo z tego co zdążył wysłyszeć to Grymasi jest dość kiepska we władaniu magicznym patykiem. Ale w jakiś sposób sprawiła, że zaufał jej. Bez najmniejszego problemu zabrał rękę i zacisnął palce na jej dłoni. Mimo iż go bolało to miał otwarte oko. Udało jej się, na całe szczęście. Oko było na miejscu, a eliksir uciekł. W ogóle jak można kazać uczniom robić coś takiego, że mały błąd może sprawić, że takie śliczne, niebieskie tęczówki stracą? Podłość, podłość. Powinni zreformować szkolnictwo. Bla bla bla. Mniejsza. - Już dobrze... Dziękuję... - Odpowiedział jej po cichu i cmoknął ją w czółko, od tak w podziękowaniu. Następnie niby to całkiem na nią obojętny, bo trzeba trzymać pozory prawdziwego dupka, zaczął robić drugi eliksir. Ten też mu nie wyszedł. Zaledwie na ocenę Nędzny. I on śmie się zwać studentem drugiego roku. Ma zły dzień i tyle. Odłożył badziewie na biurko nauczycielki widocznie niezadowolony. Wychodząc z sali rozczochrał Desirer i puścił Abi oczko. Potem już go nie było.
Desiree olała wszystko i wszystkich. Dracona, Puchonkę. Wszystkich. Nie słuchala co mówi nauczycielka, nie zareagowała jak Ślizgonowi wybuchł elikir, nie rozglądała się dookoła. Miała to gdzieś. Zależało jej tylko na tym, żeby wywar jej wyszedł. Dlatego bardzo ważnie mieszała i dodawała wszystkie składniki. Wynik końcowy skwitowała triumfalnym uśmiechem. Idealny blado-szary kolor. Wiadomo, w Eliksirach jest mistrzynią. Wstała, chwyciła eliksir, oddała nauczycielce i wyszła z nikim się nie żegnając.
Victoria też nie zwracała na nikogo uwagi. Ostatnio eliksir jej nie wyszedł, więc musiała się teraz bardziej skupić. Dodawała wszystko tak jak trzeba, mieszała tak jak trzeba...Nagle rozległ się wybuch! Obejrzała się. Kurczę, jakiś Ślizgon, którego imienia nie pamiętała spierdzielił eliksir. No to trzeba sie postarać, żeby choć jej poszło lepiej. Ciekawe czy się uda. No, jeszcze tylko Oko Diabła Morskiego, Liście Werbeny...Świetnie, po prostu zajebiście. Nie wyszedł idealnie. Pewnie dostanie jakiś Zadowalający albo coś. Prychnęła i zgarnęła eliksir oddając go nauczycielce. Potem poszla z powrotem do Dormitorium.
Uśmiechnęła się słodko do Dracona. Pierwszy i ostatni raz celowała do niego różdżką. Miał wielkie szczęście, że nic mu nie zrobiła tymi swoimi czarami. Kiedy chłopak odwrócił się, by wrócić do swojej ławki, sama pobiegła ratować to, co zostało z jej eliksiru. Nie dodała werbeny na czas i miała szczere wątpliwości, czy uda jej się odratować eliksir. Właściwie, to wyszedł marnie. Nawet nie na powyżej oczekiwań. Nieco zawiedziona swoim rezultatem przelała go do fiolki, podpisała ją i postawiła na biurku nauczycielki. Zadowalający, najgorsza ocena w tym półroczu. Jednak musiała ratować Dracona i jego boskie oczęta, no! Podziękowała profesor za dodatkowe punkty i wyszła z klasy biorąc ze sobą swoje rzeczy. Nie opróżniła kociołka, żeby wybuchł na sam koniec?
Stał z pulpitem w ręce naprzeciwko apteczki i składziku z składnikami. Skrobał coś na perggaminie, mówiąc powoli pod nosem -... jest- odłożył flakonik z oczami traszki, do przegródki- hmm, teraz jaszczurze ogony, gdzie mi jej tym razem wsadzili,-odłożył pulpit i zaczął szukać między słoiczkami. -Dobra teraz mnie zaczynają denerwować- po paru minutach wyciągnął je z głębi szafy zza innych zakurzonych słoików- kto je tam dał, szczerze to lekka przesada że były między składnikami roślinnymi.- Zaznaczył na pergaminie że są.- Dobra teraz co mam na liście a tak eliksiry do inwentaryzacji.- Ułożył słoiczki na swym miejscu, i zamknął szafkę, podszedł do gabloty za biurkiem, otworzył ją swym kluczem i zaczął przeglądać flakoniki. - Niech no spojrzę co my tu mamy, hmm hmm jest, okej teraz o tutaj jest, dobra to do prywatnego zapasiku, o nie wiedziałem że to tu wsadziłem kto by to pomyślał.
Lekcje popołudniu mają to do siebie, że trzeba uważać aby wybrać się na nie z drobnym wyprzedzeniem czasowym, planując wcześniej popołudniową herbatkę. Tym razem, ten codzienny rytuał odbył się odpowiednio wcześniej, aby pani profesor, Mary Abney miała wystarczająco dużo czasu, aby uporządkować notatki, sprawdzać wyposażenie, dokonać inspekcji zasobów składników potrzebnych na lekcję i zasiąść wygodnie na wygodnym krześle przy swoim biurku w klasie eliksirów. Czekając na pierwszych uczniów, spostrzegła spoglądając na zegar wiszący na przeciwległej ścianie, że się trochę pośpieszyła. Rozejrzała się, jakby namyślając, czy powinna, sięgnęła po jedno z ciasteczek, które znajdowały się w puszce tuż przed zdjęciem Fiołka, uroczego biało-rudego kociaka.
Kaoru Matsumoto siedział sobie ładnie w dormitorium i grał na skrzypach jakieś przypadkowe melodie, jednakże musiał przerwać ową czynność, gdyż zbliżała się lekcja Eliksirów, z nauczycielką, którą bardzo lubił, więc opuścić jej nie mógł. Ponadto, był to jeden z jego ulubionych przedmiotów, zaraz po ONMS, Zielarstwie i Zaklęciach. Lubił przyrządzać mikstury. Dlatego żwawo odłożył instrument na miejsce i z entuzjazmem skierował się do klasy. Wszedł do pomieszczenia rozglądając się dookoła, jednak nie widząc nikogo oprócz pani profesor, z którą się grzecznie przywitał i usiadł gdzieś tam niedaleko nauczycielskiego biurka.
Dobry dzień na zdobycie wiedzy. W sumie taki jak inne, ale teraz przynajmniej Ona dała jej spokój. Z uśmiechem na ustach pokonała korytarz i podziemia. W końcu doszła do klasy. -Dobry wieczór, pani profesor.- nawet jej ton sugerował, że była w dobrym humorze. Rzadko zdarzało się by miała cały dzień bez poczucia, że Ona jest gdzieś tam w jej głowie. Podeszła do ławki i z miłym zaskoczeniem ujrzało Kao. -Oh, cześć Kaoru!- powiedziała siadając obok.- Można? Cieszyła się z kilku powodów. Pierwszy już wymieniłam, drugi to przyjaciel, a trzeci to lekcja eliksirów. Dawno nie miała tak dobrego samopoczucia.
Ktoś by się spytał. Dlaczego idziesz na lekcję? Przecież masz żałobę i depresję. Nikt nie wymagałby od ciebie żebyś szła w takim stanie się uczyć. Powiedzmy sobie szczerze, i tak z tej lekcji nic nie zapamiętasz. Ale On nie chciałby by Desiree opuszczała przez niego lekcje. Dlatego podniosła się z łóżka, ogarnęła trochę i wyszła stawiając kroki jakby coś ją powstrzymywało. Droga zajęła jej więc dużo czasu. Ale w końcu dotarła. Było niewiele osób. Tylko jakaś puchonka, której nie znała, ten...no, ten od Lillyanne, jak mu tam było? Ach tak, Kaoru. No i profesor Abney. Znowu nie Aleks. No cóż, tylko on nadawał się do prowadzenia Eliksirów według Ślizgonki. Lubiła tego nauczyciela, sama nie wie czemu. To pewnie przez względy prywatne, w końcu grali kiedyś razem w kawiarni. Wzruszyła ramionami, jakby nic jej nie obchodziło, grzecznie pochyliła głowę w kierunku profesor Mary w geście powitania i usiadła z tyłu klasy tak, że prawie nie było jej widać. Chciała zniknąć. Tak szybko jak on zniknął. Tak nagle. Zemdleć i potem już nie czuć nic. A musiała siedzieć tutaj. I robić jakiś eliksir.
Eliksiry. Jak Alistair mógłby je przegapić? W końcu były jego ulubionym przedmiotem i nawet dziś, kiedy nie miał najmniejszej ochoty się uczyć, jakoś udało mu się zwlec z łóżka i przyjść na lekcje. Z całą pewnością go nie ubędzie, za to będzie miał co robić przez najbliższą godzinę czy dwie. Wszedł do klasy robiąc wokół siebie dużo hałasu, wystukiwał butami rytm jednej z piosenek Starych Tiar nuczą przy tym radośnie. -Dzień dobry pani profesor Abney!- posłał nauczycielce szeroki uśmiech i wypatrzył gdzieś z boku Alieen. -Hej Weaver!- powiedział głośno i zajął miejsce obok starszej Śligonki. -Co nowego u Ciebie?- zapytał już o wiele ciszej.
An uwielbiała eliksiry. Nie trudno było to zauważyć na pierwszy rzut oka – była dokładnie na każdej lekcji. Ogólnie wszędzie było jej zawsze pełno, ale jednak ten przedmiot zdobył tak szczególne uznanie w jej oczach, że ominięcie go byłoby dla niej potworną zbrodnią! Zresztą, lubiła nauczycielkę, która prowadziła ów zajęcia. Była bardzo miłą kobietą i nigdy nie dała jej się we znaki. W każdym razie Van ubrała na siebie długie, dżinsowe rurki oraz śliczną jak na jej gust bluzkę z napisem „I love everything”. Szczerze, to po roku nauki angielskiego była na takim poziomie, że nie miała pojęcia co to znaczy i czy jest to dobry zapis fonetyczny. Ale najważniejsze, że dogadywała się z ludźmi dzięki odrobinie angielskiego, ogromu japońskich słów i szerokiej gestykulacji. I całe szczęście, bo inaczej musiałaby pozostać w szkole w Japonii. A była pewna, że tam już nie wróci. Weszła do sali uśmiechając się do nauczycielki i mówiąc głośno „Dobry!”, po czym rozejrzała się za kimś znajomym. Z przykrością musiała stwierdzić, że nie ma tutaj nikogo z kim mogłaby usiąść. Jakoś nikt nie wydawał się być godnym jej towarzystwa. A jej najlepszej koleżanki od eliksirów jeszcze nie było... No trudno. Zajęła więc samotną ławkę blisko stołu nauczycielki i czekała na rozpoczęcie zajęć z niecierpliwością.
Szłam na te eliksiry z tym durnym prefektem na ogonie. Daaaa, ten szlaban był serio wkurzający. Przecież to kurfa nietknięte było noo! No dobra, mniejsza. W każdym razie zbiegałam do podziemi schodami tak jak zwykle, czyli na ostatnią chwilę, zeskakując czasem z ruszających się schodów na platformę. W ten sposób byłam już na parterze, podczas gdy prefekt nadal męczył się ze schodami na czwartym piętrze. Zbiegłam jeszcze niżej i wparowałam do klasy. Nie było w niej zbyt wielu osób, dwójka Puchonów, dziewczyna, którą znałam z widzenia, jednak nie miałam cholernego pojęcia jak ma na imię, jakiś Ślizgon i , o zgrozo, chowajcie koty i chomiki, Aileen Desiree Weaver. Na sam widok zachciało mi się rzygać. Serio?... Ona MUSIAŁA tu przyjść? Kij tam, jak się nie będzie odzywać to może powietrze nie zaśmierdnie jej cuchnącym oddechem... Cze wróć. Eliksiry. Znaczy, dostęp do składników. Dostęp do składników oznacza farbę... a farba oznacza... hyhyhyhyhy, panna Ślizogoniasta będzie miała fajny fryz na resztę tygodnia. Dobra dobra, trza się ogarnąć i zgrywać grzeczną. Tak więc grzecznie się przywitałam z panią profesor grzecznym ''Dzień dobry'', grzecznie usiadłam w jednej z ławek z tyłu, grzecznie zamilkłam i starałam się ukryć szelmowski uśmieszek wymykający się na usta.
Jak on dawno nie zaglądał do książek! Toż to karygodne! Jak Marione Shelley mógł opuścić się w nauce, a tym bardziej z eliksirów. Jeszcze niedawno całymi dnami siedział w bibliotece i kuł się do następnej lekcji, a teraz? Zwyczajne sobie odpuścił. Oczywiście musi także pamiętać o jego wielkiej miłości Tamarze, lecz nauka w pewnym sensie także nią jest. I weź człowieku to wszystko wyrównaj. Musiał coś wybrać, ale nie wiedział co. Może najlepiej nie wybierać i dać po prosu z tym spokój? Najwidoczniej Shelley tak zrobił. Obijał się. Przechadzał się po korytarzach nie mając żadnego celu. Już nawet o Czarce zapomniał. O wszystkim! Na szczęście obudził się z tego transu i postanowił wziąć się w garść. Jeszcze przed lekcją powtórzył co nieco, wziął swą torbę z książkami, odział szatę szkolną i ruszył w stronę klasy. W dodatku dzisiejszą lekcję poprowadzi profesor Mary Abney. Po jakimś czasie chłopak wszedł do sali tym samym witając się z nauczycielką i resztą klasy. Zajął jedną ze środkowych ławek, które stały tuż przy ścianie, wypakował swe potrzebne rzeczy i czekał na dalszy ciąg lekcji.
Przygotował klasę rozkładając na poszczególnych stanowiskach niezbędne składniki, w tym duże flakoniki z ropą czyrakobulwy, którą trzeba będzie przerafinować, kilka słoików tłuszczów zarówno roślinnych jak i zwierzęcych, olejków naturalnych. Moździerze, wagi ciężarki, miło było zobaczyć stoiska przygotowane do zajęć. Apteczka z składnikami, w razie czego była otwarta. Spojrzał na swoje stanowisko prezentujące, tym razem skorzystał i przygotował je prawidłowo. Kilka luster rozmieszczonych nad i wokół pozwalało uczniom widzieć wszystkie czynności zarówno co wrzucano do kotła jak i widok jego zawartości i koloru. Zajął miejsce czekając na uczniów.
Uprzejmie proszę o wejście maksymalnie jedną z posiadanych przez siebie postaci, nie wysyłać mi na lekcje kilku spośród swoich multi. Za współpracę dziękuję.
Jak miło, ze w koncu rozpoczął się nowy rok szkolny. Chłopak szczerze stęsknił się za tymi klasami, korytarzami i nawet niektórymi ludźmi. Fakt, większość uczniów wybyła do Egiptu, przez co musieli się jeszcze trochę znosić, ale jednak szkoła to szkoła. Tutaj jest więcej rzeczy zabronione, a co za tym idzie większa chęć robienia owych zakazanych pierdołek. Przez ten wolny czas oczywiście zdążył przejrzeć podręczniki, a jak. Nie ma zamiaru siedzieć jak kołek na lekcjach nie rozumiejąc nic ze słów nauczyciela. Co jak co, ale nauka jest dla chłopaka ważna. Nie chce być takim kretynem jak jego brat- Gilbert. On jeszcze udowodni, ze ród Slone to nie same tępaki i ciemne masy! Dzisiejszy dzień rozpoczynał się eliksirami. Przedmiot niczego sobie, oczywiście ponad wszystko kochał historię magii, ale to tez ujdzie. Łączenie składników tak, by wszystko grało, a eliksir miłości był eliksirem miłości a nie jakimś śmiercionośnym cudem wcale nie jest takie łatwe. Wymaga dużego, nie można się w niczym pomylić. No trzeba włożyć w to całą swoją uwagę. Wszedł do klasy, przywitał się grzecznie z profesorem i zajął miejsce. Oczywiście był jednym z pierwszych ludzi w sali. Wolał przyjść nieco wcześniej niż się spóźnić i stracić cenne chwile wykładu.
Woo-ho! Max był już na pierwszej lekcji w Hogwarcie - niezbyt dobrej Transmutacji, a tu proszę! Już jego ukochana lekcja - Eliksiry, oczywiście! Tym razem chociaż nikt go nie musiał budzić, żeby na nie poszedł. Ba! Nawet wstał przed wszystkimi w jego dormitorium! Zjadł śniadanie i już ruszył w stronę lochów, tym razem bez zapasu słodyczy. Za bardzo lubił Eliksiry, żeby jeść na nich słodyczy! Wyśmiał się przez drogę, nawet stanął pod jedną ścianą, byleby nie śmiać się podczas lekcji. Koniec, kropka, więcej się nie śmiał. Wszedł z lekkim uśmieszkiem na twarzy do klasy. oczywiście, było tak niewiele osób... - Dzień dobry, panie profesorze! - przywitał się. Zajął miejsce i już nie mógł doczekać się początku lekcji. Oczywiście, zdążył zorientować się, kto jest w sali. Bynajmniej znał te osoby z opowiadań innych... Niektórych kojarzył z imprez, licznych imprez w których brał udział. Jeszcze innych ze wspólnych szlabanów... A z innymi miał złe relacje, nie przepadał za ich obecnością i finito! Niektórych trzeba było jednak znosić, mimo wiedzy, jak bardzo byli nieznośni. Kto był takim przykładem?... Maxiu oczywiście. Czasami, gdy miał taki humor, jakby... Nie, nie rozwinę tematu. Autorka nie ma pojęcia, w jakie słowa to ubrać. Może i lepiej. Autorka uwielbia wymyślać różne dziwne, niezrozumiałe rzeczy i nie zrozumielibyście tego. Taki żywot osoby dziwnej - nikt nie słucha, nikt nie rozumie, niewiele osób jest z Tobą. Max, jak ty cholernie jesteś podobny do autorki...
Clarze wreszcie udało się dowlec do klasy eliksirów. Dosłownie dowlec, ponieważ za każdym razem, kiedy szła na eliksiry miała wrażenie jakby szła na ścięcie. Jeszcze przed wejściem zastanawiała się, czy nie zwiać z znienawidzonej lekcji. Była wręcz pewna, że i tym razem nie wyjdzie jej żaden eliksir, a pewnie zrobi krzywdę sobie, albo komuś jak z resztą miała to w zwyczaju na tych lekcjach. Mogłaby uciec gdzieś z książką i zaszyć się tam gdzie nikt jej nie znajdzie...boże, co za cudowna wizja! Ale nie, postanowiła pokazać światu, że Clara Hepburn nie podda się tak łatwo. Przynajmniej nie kociołkowi z podejrzaną zawartością. Weszła do klasy, ale po tym kiedy zobaczyła kto jeszcze oprócz niej przybył na lekcję, mina jej zrzedła, a serce niestety zabiło mocniej. Nie widziała Daniela od czasu...od czasu tych całych wakacji. - Dzień dobry. - uśmiechnęła się w kierunku Profesora Brendana i zaczęła błądzić wzrokiem po klasie. Miejsce obok Daniela było wolne, nie ma co tu kryć. Żałowała, że się nie spóźniła jak to miała w zwyczaju. Wtedy miejsce obok Slone'a byłoby pewnie zajęte i nie doszłoby do tej sytuacji...no nic, trzeba pokazać światu, że jest się również dojrzałym, a co! W końcu zawsze może wytłumaczyć się tym, że liczy na jego pomoc przy eliksirze, prawda? - Hej.- jak gdyby nigdy nic zajęła miejsce obok Slone'a.
Eh...eliksiry jak on nienawidził tego przedmiotu. Co lekcja coś wybuchało właśnie z jego stanowiska. Nie tak dawno bo dwa lata temu sam wylądował w skrzydle szpitalnym z kilkoma poparzeniami. Zawartość jego kociołka wytrysnęła prosto na niego. Ale to nie zmienia faktu, że się spóźni na tą lekcję. Gdyby nie zerknął na rozkład zajęć to pewnie nadal by leżał sobie spokojnie na łóżeczku w dormitorium. Tak więc dosłownie leciał po schodach na dół. Dobrze, że asekurował się jedną ręką która była oparta o ścianę. Bo gdyby tego nie zrobił to na pewno zleciał by na łeb z tych schodów. Normalnie we wakacje zapomniał kompletnie o tym ile tutaj schodów, ale cóż trzeba się przyzwyczaić. Tak więc biegł szybko, jego szata zsunęła mu się z jednego ramienia. Koszula wylazła na wierzch, a krawat się poluzował. No cóż jakoś nie zwracał na to kompletnie uwagi. Wpadł cały zdyszany do klasy. - Dzień dobry - Rzucił ledwo w kierunku nauczyciela. Chwycił się za jeden bok schylając się nie co. Musiał złapać trochę oddechu bo by się udusił. Kiedy jego oddech się uspokoi. Poszedł do pierwszej wolnej ławki i zajął swoje miejsce. Z torby którą przerzucił niedbale przez ramię wyjął wszystkie potrzebne przedmioty do tej lekcji.
Spojrzał na pomału gromadzących się uczniów. Odpowiadając skinieniem głowy na powitania. Wstał zza stanowiska, podszedł do składzika i wyciągnął fiolkę, położył ją przed zdyszanym Kameno. -Wypij dobrze ci zrobi na kolkę, lepiej nie mieszać składników i eliksirów kiedy boli bok i ledwo się dycha.- Zwrócił się do reszty uczniów- Miło mi was widzieć ponownie dziś zajmiemy się czymś w miarę łatwym, w końcu musicie wbić się w tryb nauki po długich wakacjach. Załóżcie kitle i fartuchy, oraz weźcie sobie po parze gogli i rękawic.-nie czekając na pytania- Staram się ograniczyć ilość wypadków, w trakcie lekcji a dziś będziemy mieli do czynienia z kilkustopniową recepturą, zaczynając od rozcieńczenia i przygotowania surowej ropy czyrakobulwy, jeśli wiec nie chcecie skończyć z bąblami to radze zastosować się do zaleceń.
Chłopak tylko kiwnął lekko głową i od razu wypił zawartość fiolki. Nie musiał czekać długo aby poczuć wielką ulgę. Oddech mu się wyrównał a i nieznośne kłucie w boku przeszło. Wziął jeden głęboki wdech i przymknął lekko oczy. No tak eliksiry naprawdę pomagały na wiele rzeczy, ale to nie zmieni faktu, że ich nienawidził. Zawsze coś mu wybuchało, albo po prostu kompletnie cały eliksir był do niczego, ale cóż nigdy nie jest za późno na naukę. Tak więc wstał ze swojego miejsca założył kitel i a gogle jak na razie nałożył jak zwykłe okulary na czubek głowy. Może i nie lubił tego przedmiotu, ale był ciekawy co to profesor wymyśli im dzisiaj. Podrapał się spokojnie w czubek nosa i oczekiwał na dalsze instrukcje profesora.
Elena weszła do klasy i od razu przeszła na se jej tyły. Rzuciła torbę na ławkę i usiadła czekając aż się zacznie ten cały cyrk. Musiała jakoś zacząć te studia, nie? Im dłużej jest w Hogwarcie, tym więcej ma czasu na obmyślenie planu jak osiagnąć swój cel. Dopiro teraz rozejrzała się po klasie. Nauczycielem okazał się Aleksander. Jeszcze rok temu by się ucieszyła. Teraz to po niej spływało. Gdzieś w pierwszych rzędach siedział Max, jej kuzyn. Był jeszcze paru uczniów, których kojarzyła z zeszlego roku z ktorychś zajęć. Zrobiła minę pod tytułem "Ale żenada" i założyła sobie nogę na noge. Wyciagnęła z torby jakąś ksiązkę i zatonęła w lektórze.
- Mrau, coś tu pachnie eliksirami - uśmiechnęła się zadziornie do samej siebie i rzuciła torbę niedaleko tradycyjnie zajmowanej przez snią trzeciej ławki. W sali mignęło jej kilka znajomych, zwłaszcza gryfońskich, twarzy, ale skupiła się na czymś innym. Wdziała swój śnieżnobiały kitel, założyła rękawice, a zabezpieczające gogle zawiesiła na szyi. Rozmierzwione, białe włosy przeczesała palcami. Usiadła i zaczęła niecierpliwie huśtać się na krześle. Omiotła wzrokiem salę, ale nic i nikt nie przykuło specjalnie jej uwagi. Wbiła spojrzenie w nauczyciela, czekając na dalsze instrukcje.