W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
No. Ich jad wyglądał o wiele lepiej niż na początku z czego Ślizgonka była mega zadowolona. Poczuął ulgę gdy profesor ogłosił koniec lekcji. Chwyciła buteleczkę i poszukała nakrętki. Po zakorkowaniu ruszyła w stronę profesora by oddać ich pracę. -Proszę.- postawiła jad na biurku profesora Brendana i wróciła do stolika by pomóc Eveline w sprzątaniu. Gdy biurko było posprzątane chwyciła swoją torbę i zwróciła się do Gryfonki. -Pa. Dzięki za współpracę.- uśmiechnęła się do dziewczyny. Może ich kontakt nie był zbyt dobry, dziewczyna wciąż wydawała się uprzedzona do Tori. Brunetka miała jednak nadzieję, że z czasem się to zmieni. Wychodząc powiedziała wszystkim -Cześć. - uśmiechnęła się, pożegnała z nauczycielem, rzuciła pokrzepiające spojrzenie Bell (biedna dziewczyna, sprzątanie i zmywanie bez użycia czarów, masakra) i wyszła. Nie była zbyt zadowolona z tej lekcji. Nie napracowała się zbyt wiele, a i nie świeciła swoją wiedzą i aktywnością. A Eliksiry były przecież jednym z jej ukochanych przedmiotów! No nic, dopiero się rozkręca, w końcu to jej pierwsza lekcja od dłuższego czasu. W końcu przecież nie była głupia. Miała bardzo dobre oceny, jedynie depresja spowodowała że trochę opuściła się w nauce. Ale przecież sama Tiara rozważała podczas jej przydziału Ravenclaw! No nic, trzeba się wziąść do roboty i tyle. Z takim oto postanowieniem Victoria Ivette Silverstone ruszyła w kierunku dormitorium z zamiarem napisania do swojej najlepszej przyjaciółki Cassandry, z którą od dawna się nie widziała.
wychodzę was wszystkich z klasy, bo nie chce mi się czekać, aż łaskawie posty napiszecie -.-
Język? Jaki język, jeśli jakiś był to nie zdawała sobie sprawy, bo właśnie użyła swojego niebywałego talentu, jakimi jest wyłączenie się na wszelkie niechciane dźwięki pochodzące z zewnątrz i rozmyślała teraz o niebieskich migdałach, bardzo uważnie przyglądając się liniom na drewnianej ławce i skórkom u swoich paznokci. Naprawdę, ciekawe zjawisko, nic jak tylko poświęcać mu całą lekcję eliskirów. Zresztą, właśnie postanawiała sobie, że jak najszybciej wypisze się z eliksirów bo to jej do życia niepotrzebne, nudne, niezrozumiałe i w ogóle niefajne w całej swej niefajności. Czyli jak to elikisry. W zeszłym roku chodziła na nie raczej z przyzwyczajenie niż konkretnej potrzeby nauczenia się czegoś czy podążania w przyszłości w ich kierunku. - Weź, nic nie słyszę i niespecjalnie mnie to obchodzi - wymruczała. Potem zdaje się, że Morgane poprosiła o pomoc. To może nawet dobrze, bo same by chyba niczego nie wymyśliły. Srebrne sitko i filtry pergaminowe pojawiły się nie wiadomo skąd na ich ławce, zapewne przywołane zaklęciem Accio przez którąś z dziewczyn. Nie zdążyły do końca przefiltrować jadu, a lekcja się skończyła. Cóż za nieszczęście! A potem wszyscy sobie poszli, a ona dalej siedziała w ławce. Roweno, teraz miała to paskudztwo myć. Czy przypadkiem ktoś nie wspomniał, że to substancja żrąca? Co jak zostaną jej ślady na dłoniach? - Jesteś okropny, więcej nie przyjdę na eliksiry - powiedziała do Aleksa.
- Zaraz okropny, to ty wyskoczyłaś na zajęcia, Aleks możesz wołać do mnie poza lekcjami i sytuacjami pozazawodowymi, lub prywatnie, oficjalnie jestem Nauczycielem i nie woła się do mnie w trakcie zajęć jak w barze, nie zapominaj o tym. Dajesz w ten sposób zły przykład i nie okazujesz respektu, wiem że to przeżytek, ale Ty jako Prefekt musisz o tym pamiętać, aha wpadnij do gabinetu musisz mnie w sprawy domu wprowadzić, co jak i gdzie, teoretycznie są dokumenty i takie tam ale nie da się wiedzieć co i jak tylko na ich podstawie. A teraz do zmywania, zasłużyłaś na nie.-Skończył
- Jasne - burknęła. - Jednego dnia jesteś Aleksem, a jakiś tydzień czy dwa potem zamieniasz się w pana profesora i oczekujesz, że ot tak to zaakceptuję. Jak to się w ogóle stało, profesorze Brendan? Zdawało mi się, że jeszcze niedawno byłeś studentem - prychnęła i wstała, biorąc opuszkami palców to coś, czym filtrowała z Morgane jad i zaniosła do zlewu w rogu klasy i w ogóle wszystkie naczynia i takie tam tam poznosiła, po czym odkręciła wodę tak, że mocnym strumieniem wypukała część tego co tam się osadziło/przykleiło. Może nawet nie będzie musiała brudzić sobie rąk? Całkiem przyjemna wizja. Jedną z pustych już buteleczek napełniła do pełna, zatkała niewielki otwór kciukiem i potrząsnęła, mając nadzieje, że tyle wystarczy. Nooo, prawie nie było widać, żeby cokolwiek w środku zostało, a jak się patrzyło z daleka to nawet wcale. - Nie jestem dobrym prefektem - powiedziała, zaczynając płukać srebrne sitko.
Rozsiadł się za biurkiem:- Postarzałem się o dwa lata skończyłem studia i dostałem posadę, wersja skrócona. Hogwart tu można osiągnąć wszystko, o ile umiesz zaryzykować. A z profesorem to w oficjalnych sytuacjach, jak lekcje oficjalne posiłki i tym podobne. Przybyło mi lat i pozycja ale bez przesady. Radziłbym ci użyć rękawic gumowych masz je w szafce z przyborami jak i środki czyszczące, nie jestem w końcu potworem, a czy jesteś dobrym prefektem czy też złym, nie mi oceniać.-Spoglądał na nią zza biurka.
- No tak, przecież to takie oczywiste. Hogwart, magia. Wyjaśnienie na wszystko - gadała po części do samej siebie. Och, więc były rękawice i wszystkie inne, potrzebne środki. Wyjęła zaraz obydwie, naciągnęła na dłonie, znalazła nawet jakąś przestarzałą, prześmierdziałą, dziurawą szmatkę, co już dawno straciła swój oryginalny kolor, ale przynajmniej teraz, nie musiała jej dotykać gołymi palcami. Więc właściwie, to wszystko jedno, nie? Był nawet płyn, mugolski albo czarodziejski, chociaż skłaniałabym się ku temu pierwszemu bo czarodzieje przecież posługiwali się magią, jedno zaklęcie i gotowe, a nie jak głupi babrać się z tą chemią. Ją z pewnością można było uznać za prawdziwą czarownicę, bo zawsze wolała użyć różdżki tylko teraz, została poniekąd zmuszona. Zdarza się. - No nie wiem, może jednak nim jesteś - stwierdziła niedbale, nawiązując wypowiedzią do jego bycia albo niebycia potworem. Teraz przybory użyte wcześniej do filtrowania jadu o wiele wcześniej stawały się gotowe do następnego użycie, względnie czyste i po jakimś czasie nie zostało zupełnie nic. Zdjęła rękawiczki i wszystko wepchnęła z powrotem do szafki po zlewem. - To idę. Zastanowię się czy przyjdę do twojego gabinetu... właściwie, to nie mam pojęcia gdzie on jest - wzruszyła ramionami, po czym wzięła torbę, wrzucając międzyczasie notatki do środka i poszła.
Co ona tu robiła podczas gdy nie miała zajęć? Ano jako, że chyba cała szkoła miała w tym momencie wolne, to na wszystkich bardziej uczęszczanych miejscach tłoczyło się pełno ludzi, co powodowało, że ona totalnie nie mogła się skupić na nauce. A musiała to nadrobić tym bardziej, że trochę się ostatnio zaniedbała. Wycieczki po lesie i przede wszystkim ćpanie, o którym na szczęście nikt się nie dowiedział, bo pewnie wyleciałaby ze szkoły. No i opuszczanie zajęć. Ale skoro już się w to wrobiła, to teraz sama musiała sobie wszystko sama doczytać i się dowiedzieć co trzeba było. Miała jednak więcej szczęścia niż rozumu. Weszła więc do klasy eliksirów rozglądając się, czy przypadkiem tam nikogo nie ma i wydawało jej się, że nie. No chyba, że kogoś nie zauważyła, ale wtedy to przypadkiem. Usiadła sobie pewnie gdzieś kącie i otworzyła wielką księgę, którą z resztą ze sobą przyniosła. Może książka ta nie była podręcznikiem, bo zawierała o wiele więcej zapisanej w niej wiedzy, ale Endret to w ogóle nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Mimo tego, że ostatnio zdarzały się jej głupie wyskoki to już teraz całkowicie się opamiętała i postanowiła wrócić do normalnego życia przykładnej uczennicy, póki nie wpakowała się w naprawdę wielkie kłopoty. No przynajmniej nie aż tak wielkie. Na sobie dzisiaj miała czarne spodnie, jakiś tam żółty sweterek a na wierzch rzecz jasna zarzuciła szkolną szatę. I znowu zagłębiona w lekturze nie bardzo wiedziała co w ogóle się w okół niej dzieje.
Desiree podjęła bardzo ważne postanowienie. Że nie da zniszczyć sobie życia. Owszem, będzie kochać i tęsknić, ale nie płakać i się izolować trwając w depresji. Co to to nie. I w końcu zrozumiała, że Tristan na to nie zasługiwał. Był kolejnym dupkiem, jak każdy. No bo...kto najpierw mówi, że kocha i że nie opuści by potem przez kilka tygodni się nie odzywać, a na koncu zerwac bez wyraznego powodu i to na dodatek listownie. Szczyt chamstwa. Dlatego nie ma co tyle rozpaczac. Wstala więc z łózka, umyla sie i ubrała, no i wyszła. Dokąd? No na lekcję eliksirów oczywiscie. Słyszała, że ma się jakaś odbyć. A była z tego przedmiotu dobra, nawet bardzo mozna by rzec. No i chciała zdobyc trochę punktów. Slytherin wyszedł dzięki jej ostatniej aktywności na prowadzenie, ale to jej nie wystarczyło. Weszła więc do klasy, rozglądając się. O dziwo, była pierwsza. Nawet nauczyciela nie było. Desiree wzruszyła ramionami i ruszyła by usiąść przy jakimś stanowisku. Wybrała to dość oddalone od biurka nauczyciela. Nudziła sie czekając na rozpoczecie zajec i miała nadzieję na to, ze zjawi się ktoś znajomy.
Victoria zachowywała się ostatnio jak przystało na przykładną uczennice. Uczeszczała na kazda lekcje. Na eliksirach tez sie pojawila. W koncu byl to jej ulubiony przedmiot. Weszla do klasy zauwazajac, ze lekcja jeszcze sie nie zaczela. Nawet lepiej. Rozejrzała się i zarejestrowala obecnosc innej slizgonki. Kojarzyła ją z ostatniej lekcji zaklęc, dzięki niej Slytherin odzyskał trcoche punktow i znow byl na prowadzeniu. Kiwnela dziewczynie glową, ale nie podeszła tylko usiadła niedaleko biurka profesorskiego. Gzie wywialo jej wszystkich znajomych? Dawno nikogo nie widziała. Nawet Cass.
Cornelia kocha eliksiry. Eliksiry są takie Waaa! Więc nawet, jeśli unikała bycia grzeczną uczennicą i stale opuszczała lekcje, które jej się nie podobały, to przecież to całkowicie co innego! Ave eliksiry! Jak więc widać pełna entuzjazmu szła przez korytarze tanecznym krokiem ledwo się pilnując, żeby się nie uśmiechać do wszystkich na około. Mogliby zrobić eliksir miłości! Wzięłaby sobie ukradkiem do domu całą buteleczkę, a potem poszła by do pana Claude Lavoie i zaaplikowała mu taką dawkę, żeby się w niej zakochał – Chociaż na jeden wieczór. No, bo oczywiście nie jest potworem. Nie pozwoliłaby ani sobie, ani komuś innemu na czyn, który polegałby na podawaniu komuś amortencji czy innego afrodyzjaku do końca życia. To byłoby już największym świństwem. Nie można kierować wiecznie nad czyjąś wolą. Ale jedna noc nikomu nie szkodzi, no nie? Tym razem Corin nie ubrała na siebie stroju maskującego! O dziwo! Jakoś miała wrażenie, że dzisiaj nie przyjdzie kilku jej jakże wiernych i niewiernych partnerów na noc. Kto wie, może nawet żaden nie zaszczyci dziś lekcji? Haha, szkoda by była. Bo ten jeden szczęśliwiec miałby dzisiaj naprawdę szczęście. Bowiem Corin od rana się nudzil. A jak się nudzi, to ma ochotę na przytulenie się do kogoś i ponudzenie się, bądź nie, razem z ów osobą. Do tego jeszcze była ubrana dość nie codziennie. Białe trampki, do tego czarne podkolanówki. Mniej więcej cztery centymetry poniżej połowy uda zaczynała się czarna spódniczka na szelkach. Do tego dołączyła białą koszulę. Do ów zestawu pasował jeszcze krawacik, który mocno rozluźniła i założyła pod kołnierzykiem. Na nos wsadziła oklularki, które dodały jej takie powagi, ale widząc, że ma na głowie dwa kucyki – niskie, zaraz przy karku, można było powiedzieć, że wygląda raczej słodko. I tak oto grzeczna uczennica w mugolskim, szkolnym mundurku... No dobra, w przeróbce takiego stroju. W każdym razie weszła do klasy rozglądając się za kimś fajnym. Uśmiechnęła się delikatnie widząc, że w klasie są tylko dwie ślizgonki. Wojny wojnami. Ale jedną poznała, chociaż nie przyjaźniły się jakoś szczególnie. Druga wydawała jej się miła, ale wiecie jak to jest. Milusi, ale jak co to udusi. Corin trójkąty w układzie 2:1 odpowiadały, ale nie w tym przypadku. Dlatego usiadła sobie mniej więcej w środku. Z torby ozdobionej trupią rękę wyjęła potrzebne rzeczy i byle jak ułożyła je na biurku. Waaa lekcjeaaa!
Trzeba zapisać ten dzień w kalendarzu, Addie. A potem ogłosić go świętem narodowym, bo nie tylko zerwałaś się wcześnie rano z łóżka, ubrałaś się, jak przystało na przykładną uczennicę, zawitałaś w Wielkiej Sali na śniadaniu, to jeszcze postanowiłaś pojawić się na zajęciach z eliksirów. Rozumiem, to jeden z twoich ulubionych przedmiotów, ale czy przypadkiem nie obiecywałaś sobie, że nie pójdziesz w ślady rodziców i nie będziesz utrzymywała się z ważenia jakiś specyfików upiększających? Kłamałaś, Addie. Za bardzo pociąga cię praca jako Uzdrowiciel w Mungu, chociaż z twoim charakterem i optymizmem to raczej szukałabym pracy w Banku Gringotta. Pasowałabyś do tych goblinów, skarbie. Wchodzisz do klasy, rozglądasz się po pomieszczeniu. Same Ślizgonki. Desiree. Znasz, ale nie masz ochoty z nią rozmawiać. Tak będzie lepiej dla ciebie. Dla niej. Dla was. Poplątany schemat. I Victorie. Tę tylko kojarzysz. W pierwszej klasie, wbrew twojej woli, pomogła ci odnaleźć salę do transmutacji. Żadna z was nie była tym zachwycona. O, Gryfonka! Zauważasz Corin. Tę akurat lubisz. Chociaż "lubić" to pojęcie względne, prawda? Cornelka uwielbia wydobywać z ciebie to, co najlepsze, z marnym skutkiem, nie powiem. Wzruszasz ramionami. I siadasz w ostatniej ławce. Miejsce najmniej rzucające się nauczycielowi w oczy. Cobyś mogła sobie pomazać po książkach, gdybyś się nudziła, co, Ad? Wyjmujesz z torby podręczniki i różdżkę, wszystko rzucasz byle jak na ławce. Potem na kawałku pergaminu bazgrzesz jakieś słowa. Cornelia, Cornelia, Cornelia. Co się stało, że pojawiłaś się na zajęciach? Zwijasz skrawek z wiadomością w kulkę i posyłasz ją różdżką w stronę koleżanki, celując w środek głowy. Trafiony-zatopiony, Adelaide.
Znasz go? Nie? Jakim cudem! To przecież Dracon Nicholas Uchiha! Najlepszy uczeń eliksirów jakiego kiedykolwiek będziesz miał okazję zobaczyć! To jeden, jedyny przedmiot, który naprawdę go pociąga. Dlatego nie mogłoby go zabraknąć. I dlatego wstał z łóżka jakiś czas temu. Umył ładnie ząbki jak zwykle będąc niezadowolony ze swoich przerośniętych kiełków, które niektórzy zwali wampirzymi. Nie śmiejmy się. Te kompleksy, które posiada są przynajmniej uzasadnione. Nie tak jak u kobiet, które wiecznie narzekają na to, że są grube a mieszczą się w rozmiarze XXXXXS... Nie, zaraz. Takie ubrania wiszą na nich jak worek. No, ale mniejsza o to. On i tak by się dłużej nad takimi drobiazgami nie rozwodził. Świecił swoją świetnością na wszystkie strony. Ubrał się bowiem w czarne rurki, które idealnie opinały jego najbardziej seksowny tyłek na świecie. Do tego biała koszula niedbale rozpięta ukazująca całą bliznę, której ani trochę się nie wstydził, chociaż niektórzy się nią brzydzili. Rozejrzał się po klasie. Pierwsze co dostrzegł, to... to, że nie ma Abigail. Szkoda. Przynajmniej miałby z kim porozmawiać, może zrobiliby nauczycielce jakąś złośliwość? Drugą natomiast rzeczą było to, że siedzi w klasie Cornelia. - Jak zwykle się wygłupia – Szepnął cicho pod nosem widząc jej strój. Uśmiechnął się delikatnie. Ostatnim razem widzieli się, jak wyniósł ją z balu. Biedna dziewczyna prawie mu tam zemdlała. Przeleciał całą salę, żeby nie pozwolić jej upaść na ziemię. Czy to nie było swego rodzaju wyznanie uczuć? Owszem. A jego zakończenie objawiło się dosłownie godzinę później w pokoju życzeń, kiedy nadzy leżeli wtuleni w siebie po pewnym akcie. Nie ich wina, że oboje się kochają. I mając ją tak blisko po prostu nie mógł się powstrzymać. Ona też nie. Podszedł do dziewczyny wolnym krokiem. Była sama, lekko zirytowana z powodu tego, że właśnie dostała kartką w głowę. Ale jej wyraz natychmiast się zmienił, kiedy zobaczyła Dracona. Jej policzki się lekko zarumieniły. Ponownie się uśmiechnął. Kucnął przed dziewczyną i wystawił dłoń by dotknąć jej policzka, w który ona od razu się wtuliła. - Jak się czujesz? - Zapytał krótko. Ona spoglądała na niego znów w ten sposób. Jakby był bogiem. Jezu, jak mu się to strasznie podobało! Jak on uwielbiał czuć się najważniejszy. Odpowiedziała mu krótko - „Dobrze... Bardzo dobrze”. Cieszył się, że nie jest na niego wściekła. Ale jednocześnie był wściekły na siebie. Bo wiedział, że znowu się do siebie zbliżyli. A on nie może już na to nic poradzić. Uniósł się troszkę, pocałował ją w policzek przelotem. Położył jej... Rękę na tyłku? - Gdzie inhalator? - Spytał ponownie patrząc na nią z dołu, ale tym razem niezwykle karcąco. Ta tylko uśmiechnęła się zabójczo i wskazała na torbę. Kiwnął głową. Wstał i rozczochrał ją niszcząc starannie ułożone kitki. Nie chciał z nią siadać. Znów doszłoby do tego, czego najbardziej na świecie chce, ale jednocześnie tego, co wciąż i wciąż zwalcza. Gdzieś po drugiej stronie klasy dostrzegł w końcu osobę, z którą mógłby spędzić miło czas. Desiree! Odszedł do swojej księż... Byłej dziewczyny. Udał się do ślizgonki. Miał nadzieję, że nie jest na niego wściekła po ostatnim. - Yo – Przywitał się krótko i nie pytając o pozwolenie od razu usiadł obok niej. Obserwował jej mimikę twarzy. Jak zwykle piękna, błyszcząca i majestatyczne Ail. Jak dzisiaj mu zajmiesz czas? Ostatnio było bardzo miło.
Ona tutaj sobie spokojnie siedzi w wyzywającym stroju, a tu nagle dostaje kartką w głowę. Oczywiste było, że zaraz na kogoś zacznie warczeć. Ktoś po raz kolejny objawia w dziecinny sposób to, jak bardzo nie lubi Corin? Skoro tak, to niech ta osoba ma się na baczności! Bo Cor potrafi być jeszcze bardziej dziecinna! I wklei tej osobie zużytą gumę do włosów! Muahha! To dopiero godny wychwalania plan. Podły, skuteczny i jakże przebiegły! Nikt by się tego nie spodziewał! Muahhaha! Tak tak. Oczywiście guma by wybuchła robiąc z włosów irokeza, a potem sprawiając, że wszystkie odpadną. Bla bla, głupota. Ważniejsze to, że się nie będzie dało jej wyjąć z kłaków! Muhaha! Podła, podła Corin, której znowu odwala. Dobrze, że na zewnątrz okazało się to wyłącznie lekko chytrym uśmieszkiem. Wzięła kartkę i już chciała ją otworzyć i zobaczyć, czy czasem nie jest to jednak po prostu wiadomość, ale w tym momencie ktoś wszedł do klasy. Momentalnie się wyprostowała słysząc pod nosem ciche szeptanie osoby, której najbardziej nie chciała dzisiaj widzieć. Wszystko przez to, że ostatniej nocy z nim znów przegięła. Miał ją tylko odnieść pod obraz z grubą damą. Doszłaby do dormitorium. Tymczasem jak zwykle uznał, że musi się nią zaopiekować. Pokierował się wraz z ów dziewczynką do Pokoju Życzeń. A tam już doszło do głębszych zbliżeń, jednoznacznego wyznania uwielbienia i miłości. Jak zwykle, kiedy tylko zostawali sami. - Dobrze... Bardzo dobrze – Odpowiedziała mu na to troskliwe pytanie. Wtulała się w jego dłoń napawając się jej delikatnością i ciepłem. Oh Dracon. Gdybyś ty tylko wiedział jak bardzo jej ciebie brakuje. Jak zdarza jej się spędzić noce śniąc o tobie... Widząc okropne koszmary z tobą w roli głównej. Jak czasami machinalnie wymawia twoje imię, kiedy przytula ją całkiem inny chłopak. Gdybyś tylko wiedział. Chociaż... Pewnie wiesz. Ale nadal nie zmienisz zdania. A ona nadal nie rozumie dlaczego jej już nie chcesz, skoro miałeś niegdyś zamiar jej się oświadczyć zaraz jak skończy 17 lat. No tak, on zawsze musi dopilnować jej tego inhalatora. Uśmiechnęła się zabójczo wyszczerzając się jak głupia i pokazała na torbę. Szczerze mówiąc nie była pewna, czy ów przyrząd ratujący tam jest, ale skoro Dracon odpuścił to znaczyło, że jej zaufał... A on jej ufał tylko, jak był czegoś pewien. A był czegoś pewien tylko wtedy jeśli jego niezwykła znajomość Corin i jej głupoty mu na to pozwalała. A to oznacza, że wzięła jednak ten głupi inhalator. Skomplikowane? I odszedł. Uśmiechała się jeszcze chwilę patrząc na niego. Potem jednak zrozumiała, że przecież dostała kartką w głowę. Uczucie miłości do wszystkich na około a szczególnie blondyna zostało przyćmione przez ciekawość i „Grrr”. Odwinęła ów zawiniątko i spojrzała do środka zaciekawiona. Skrzywiła się lekko. Była tylko jedna osoba... Rozejrzała się po klasie. Adelaide! Ile razy mam ci jeszcze powtarzać? CORIN! COREK! COR! CORN! CORNEL! CORINUSIA NAWET! ALE NIE CORNELIA! A poza tym, to mam ochotę zrobić eliksir śmierci i wysłać kogoś z mojej bandy, żeby wlał ci go do ust jak będziesz spała! : ) Umrzesz lada chwila! Możesz już śpiewać marsz pogrzebowy! A ty? Cóż cię nakłoniło, żeby dla odmiany zdobyć wiedzę? Kartka odrzucona. Ale Corin niestety nie trafiła w głowę, a na ziemię obok krzesła koleżanki. Właściwie... To czemu ona po prostu nie podejdzie do niej zagadać? Aduś jest tak nienormalna jak ona! Waaa!
Najprawdopodobniej była już spóźniona. I to bardzo. Ale co biedna Abigail za to może, że yyy….nie zadzwonił jej budzik? Prawie całą drogę z Pucholandii do klasy eliksirów przebiegła. A jako że efektowne spóźnienia są fajne, to jeszcze chwilę postała przed klasą, poprawiła fryzurę i ubrała szpilki. Mundurek jeszcze jakoś przeżyła, ale tych śmiesznych bucików nigdy. To, że nie miała na sobie tej śmiesznej, długiej szaty nie będzie chyba zaskoczeniem, prawda? Miała za to spódniczkę i koszulę, to i tak dużo, jak na nią. Przez połowę rana zastanawiała się, czy wziąć tą, czy inną spódnicę, którą niedawno sobie kupiła. Koszulę za to zostawiła rozpiętą pod szyją, no dobra, bardziej niż pod szyją! Nawet krawat miała! Co z tego, że zawiązany na kokardę gdzieś we włosach? Fajnie wyglądał i tylko to się liczyło. Nie będę już dłużej rozwodzić się nad jej strojem. Wyglądała bosko, jak zwykle. Otworzyła drzwi do klasy i postukując szpilkami przeszła kawałek, by mieć lepszy widok na zgromadzonych w niej uczniów. Całe szczęście nauczyciela jeszcze nie było, przynajmniej ona go nie zauważyła, bo spóźnienia na eliksiry by sobie chyba nie darowała. Na inne lekcje tak, ale nie na tą wyjątkową i przez nią ukochaną. Tak więc rozejrzała się po klasie. Kiedy jej wzrok spoczął na Draconie i Desiree, wyraz jej twarzy momentalnie się zmienił. Już nie wyglądała jak słodka puchoneczka, dopiero teraz było widać pomyłkę Tiary, która wybrała jej Hufflepuff jako dom, zamiast królestwa zielonych. Zmierzyła dziewczynę wzorkiem ciskającym pioruny, chłopaka nie zaszczycając natomiast spojrzeniem. Miejsce wroga numer jeden właśnie zostało zaklepane. Przez kilka sekund mierzyły się wzrokiem, przepełnionym nienawiścią, zwłaszcza u Abigail i tak długo dopóki Desiree nie odwróciła głowy. Kiedy spostrzegła Adelaide w ostatniej ławce, natychmiast do niej podeszła, rzucając markową torbę z impetem na ławkę. Musiała na czymś rozładować swoją złość. -Zabiję..-wymruczała pod nosem, bardziej do siebie, niż siedzącej obok Ślizgonki. Chociaż najprawdopodobniej Addie podzielała jej tok myślenia, Ab miała taką nadzieję.
Mary Abney wiele przeżyła już w swoim życiu zajęć. Była starą kobietą oczekującą od uczniów należytego szacunku, ale i swobody bycia w jej towarzystwie, choć w wielu przypadkach te dwie rzeczy się wykluczały. Dziś po raz kolejny miała stawić czoło wyzwaniu. Zainteresować swoim przedmiotem było w tych czasach naprawdę ciężko. W obliczu najróżniejszych używek i mugolskich specyfików, eliksiry nie były już nikomu potrzebne, a tak przynajmniej wydawało się jej po licznych i długotrwałych obserwacjach studentów w najróżniejszym wieku. Nikt już nie patrzył na wiek, był niczym. Jeżeli ktoś zamierzał sięgnąć po alkohol, nietrudno było mu go zdobyć. To zdecydowanie nie podobało się Mary. Ale jeszcze bardziej nie lubiła towarzystwa skacowanego od pijanego, więc miała nadzieję, że takowego teraz nie spotka. Siedziała spokojnie przy biurku, popijając herbatę i wpatrując się w zbierających się uczniów. Po paru minutach postanowiła zacząć zajęcia, choć frekwencja nie powalała. - Witajcie moi drodzy na pierwszej lekcji eliksirów ze mną. Nazywam się Mary Abney. – Tu uśmiechnęła się jak babcia do swoich wnuków i spojrzała na każdego po kolei. – Eliksiry są w gruncie rzeczy sztuką trudną, ale i ciekawą, więc mam nadzieję, że wytrzymamy razem w spokoju i miłej atmosferze. Różdżki oczywiście nie będą wam potrzebne. Mam też nadzieję, że cała teoria została przez was przyswojona. Otrzymacie dziś zadanie domowe składające się z paru prostych pytań sprawdzających waszą wiedzę, a teraz przejdziemy od razu do praktyki, bo tego sami robić nie możecie. Uwarzymy dzisiaj eliksir pamięci. Cały przepis znajduje się na tablicy, a wszystkie potrzebne wam składniki są na półkach. Oczywiście jest to praca na ocenę i punkty. Miłej zabawy życzę. Cofnęła się na swoje poprzednie miejsce i popijając herbatę wpatrywała się w uczniów.
// pierwszy post – punkt 1 i 2 z instrukcji. Losowanie kostkami: 1 i 4 – barwa poprawna 2 i 5 – barwa lekko jaśniejsza/ciemniejsza 3 i 6 – barwa dość mocno odmienna od poprawnej
Desiree siedziała w oczekiwaniu na rozpoczęcie lekcji. Weszła jakaś tam Victoria, Adelaide, którą kojarzyła, ale była jej raczej obojętna, Corin, która ostatnio nie wiadomo z jakiego powodu, pewnie symulowała, zabrała jej partnera z balu, na który wcześniej nie miała ochoty, ale jakoś jej się tam podobało, potem...o, o wilku mowa. Obserwowała Dracona z zaciętym wyrazem twarzy jak podchodził do Gryfonki i coś tam do niej gadał. Wyglądali na zakochanych w sobie. Potem, o zgrozo!, podszedł do niej i usiadł. Obrzuciła go obojętnym spojrzeniem. -Cześć. - odparła. Wciąż była na niego zła za to, że ją zostawił. Był jej obojętny, ale to bylo i tak nie fair. Wiedział, że została porzucona przez chlopaka i potrzebowała rozmowy, rozweselenia, upicia się w towarzystwie a on sobie odszedł z jakąś smarkulą. Karygodne. Siedzieli tak chwilę w ciszy, a ona jak zwykle piękna, błyszcząca i majestatyczna czekała aż chłopak się z tego wytłumaczy. Tak naprawdę nie chciala mieć z nim negatywnych stosunków. Był dla niej dość miły, wtedy, w alkowie jak tak się wyglupiali. Może mogli by zostać jakimiś znajomymi czy przyjaciółmi. Teraz to zależy od niego. Jak się postara to moooooooże mu wybaczy. Wtem drzwi otworzyły się i wlazła jakaś Puchonka, którą Des gdzieś tam widziała kiedyś. Ale się nie znały. A teraz ta blondyna gapiła się na nią jakby jej co najmniej matkę widelcem zadźgała. Nie wiedząc oczywiście dlaczego taka wrogość w dziewczynie odwzajemniła spojrzenie. Równie wrogo. Z zaciętą miną i błyszczącymi wrogo oczami spoglądały na siebie przez parę minut, żadna nie spuszczała spojrzenia,w powietrzu wyczuwało się iskry nienawiści płynące między nimi. Tak, Desiree z miejsca zaczeła nie lubić ów Puchonki. Nie będzie się na nią wrogo gapić bez powodu, małpa jedna. Nagle usłyszała że Draco coś do niej mówi, więc musiała przerwać spojrzenie. Uch, tamta teraz pewnie sobie pomyśli, że wygrała. -Co? - warknęła w stronę Ślizgona ciągle patrząc za siadającą do Adelaide Puchonką. -Salazarze, co za idioci są w tym Pucholandzie. Znasz ją? Gapiła się na mnie jakbym zjadła jej kota. -skrzywiła się Ail. Nagle do klasy weszła nauczycielka...ale czekaj! A gdzie jest Aleks? Wiedziała, że to jej kompan z kawiarni uczy tego przedmiotu. A tu była ta Puchońska Abney. Des kojarzyła ją z wycieczki na Słowację. Nie miała nic do niej, ale też jakoś specjalnie jej nie lubiła. Słuchała co tamta miała do powiedzenia. Eliksir pamięci...Ślizgonka go znała, czytała o nim wiele razy. Nie powinno to być trudne. Desiree spojrzała na instrukcje na tablicy. Imbir, rdest ptasi...Wstała i skierowała się ku półkom. Wzięła potrzebne składniki i odważyła je. Wlała sok z imbiru do kociołka i zgodnie ze wskazówkami zamieszała go pięć razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Potem chwyciła liście i dodała je do eliksiru. Zamieszała odpowiednio tak jak w instrukcji było napisane. Hmmm....barwa powinna być lekko granatowa. TAK, KURDE! Udało jej się! No w sumie nic dziwnego, miała na owutemach wybitny z tego przedmiotu. Rozejrzała się jak idzie innym.
Ostatnio zmieniony przez Aileen Desiree Weaver dnia Nie Mar 04 2012, 17:14, w całości zmieniany 1 raz
Xiu raczyła pojawić się w Hogwarcie po swojej długiej nieobecności. Z żalem i bólem w swym martwym uczuciowo serduszku stwierdziła, iż wiele się przez ten czas zmieniło. Wielu ludzi, których znała i szanowała się stąd wyniosła, na ich miejsce przyszli nowi, co niesamowicie ją irytowało. Chociaż... więcej osób do gnębienia. Fenomenalnie, że też wcześniej na to nie wpadła! Ubrana w szaty, w lekko falowanych włosach kroczyła po zamkowych korytarzach oglądając każdą szczelinę, każdy zakamarek, jak gdyby z miejsca miałaby przyuważyć jakąś drastyczną zmianę. I rzeczywiście, niektóre były aż nazbyt widoczne. Kręciła wtedy głową z dezaprobatą i przerzucała wzrok na coś innego. W końcu doszła do klasy i przejechała wzrokiem po zebranych osobach. Do nauczycielki mruknęła jedynie krótkie "dzień dobry" i usiadła obok Addie. Skinęła jej na powitanie głową i rzuciła jeszcze krótkim spojrzeniem w stronę Cornelii. Hm... nie, to nie czas na to. Szybko przeczytała przepis zapisany na tablicy i rozpoczęła przygotowywanie eliksiru, co rusz sięgając po jakieś składniki i intensywnie zastanawiając się nad tym, czy wszystko idzie po jej myśli. Niestety, nie była zbyt dobra z eliksirów. - Rany, powinnam robić teraz znacznie ciekawsze rzeczy - mruknęła niby do ślizgonki, a niby do siebie. W końcu zauważyła niezadowalający ją efekt w postaci barwy eliksiru o lekko jaśniejszym odcieniu. Cholera jasna.
Victoria rozejrzała się po klasie. Przybyło coraz więcej osób. Na końcu weszła nauczycielka której Ślizgonka nie znała. Zastanowiło ją gdzie jest profesor Brendan, dotychczas on uczył tego przedmiotu. No nic. Mieli uważyć Eliksir Pamięci. Nie był on zbyt trudny, a Vic miała do tej pory same dobre oceny z tego przedmiotu. Zerknęła na wskazówki, choć znała tą miksturę, bo niedawno czytała o niej książkę. Tak, imbir i rdest. Zabrała się za odpowiednie dodawanie i mieszanie składników. Po pewnym etapie przygotowywania mieszanina powinna przybrać lekko granatową barwę. I taka właśnie jej wyszła!!!! Ach, jak ona kocha eliksiry. Rozejrzała się po klasie. Jakiejś krukonce nie wyszło, ale dziewczyna z jej domu, Desiree bodajże wyglądała na niezwykle zadowoloną z efektu swojej pracy. SLYHERIN GÓRĄ, A CO!
Uwaga, uwaga! Teraz słyszymy pisk zachwytu u wszelakich pań i panów, albowiem nasz wiecznie marudny Ioannis ma... dobry humor! Ach, tak, wiem, to fenomenalne. I cholernie niecodzienne, dlatego chyba wymaga wyjaśnienia. Otóż, proszę państwa, chłopak spędził ostatnią noc niezwykle namiętnie w ramionach pewnej uroczej damy, której dane osobowe owiane są największą tajemnicą rządową... w każdym razie nie doświadczał tego już od dłuższego czasu, dlatego nic dziwnego, iż w końcu jego humor się zmienił i dlatego wszyscy możemy odetchnąć z ulgą, iż nie będzie rzucał przekleństwami na prawo i lewo. Tymczasem wszedł do klasy spóźniony (to akurat żadna nowość) i prześlizgnął się szybko spojrzeniem po zebranych w środku uczniakach. Na twarzy widniał bardzo podejrzany uśmiech, nad którym ja bym się poważnie zaczęła zastanawiać. - Dobry - rzucił do nauczycielki, udając bardzo punktualnego krukona, po czym przysiadł się obok Cornelii, nie zważając na to, iż ta się czymś aktualnie zajmuje. Klepnął ją przyjacielsko po plecach, acz dosyć solidnie. - Siema Korek, stary! - przywitał się entuzjastycznie jak z prawdziwym kumplem, po czym niestety zajął się czytaniem instrukcji i ważeniem eliksiru. Czego bardzo mu się nie chciało, ale że miał dobry humor, to dziwaczny uśmieszek wciąż tkwił przyklejony do jego twarzy. Kiedy wszystko już zrobił, z niesmakiem stwierdził, iż kolor mikstury lekko odbiega od pożądanego. Oparł brodę na łokciu, tuż nad kociołkiem, a drugą pukał palcami w blat ławki. Hm, i co teraz panie cudowny?
Powitała skinieniem głowy przybyłych uczniów i uważnie obserwowała wyczyny reszty, która ochoczo zabrała się do roboty. Po pewnym czasie odłożyła filiżankę na spodek i ruszyła w kierunku studentów, by przyjrzeć się wynikom ich pracy. Widać było, że dobrze sobie radzili. Szczególnie Slytherin posiadał bardzo zdolne osoby, ale Ravenclaw również radził sobie nie najgorzej. Najbardziej cieszyła się z tego, że żaden z dotychczasowych ich ruchów nie spowodował wybuchu. Pochwaliła wszystkich, niektórym co nieco podpowiedziała, wiedziała jednak, że tragedii żadnej nie będzie.
// teraz 3. żeby nie było nudno: 2 i 6 - barwa prawidłowa 3 i 5 - barwa przybliżona do prawidłowej 4 - barwa odmienna, ale nic się nie dzieje 1 - wybuch czy inne niepożądane działanie
Na razie szło jej świetnie. Innym troszkę gorzej, no ale cóż. Nie każdy ma tą zdolność, hehe. Teraz nadeszła kolej na następny etap czyli krew trolla. Odlała odpowiednią ilość i zaczeła mieszać tak jak to zostało podane w instrukcjach. Ale...kurczę, eliksir nie miał tego koloru co powinien! Victoria westchnęła ze zrezygnowaniem. Potem rozejrzała się po klasie. Innym szło lepiej, innym gorzej... Oby dalej poszło jej już dobrze! W końcu Slyth ma wygrać Puchar, no nie?
Desiree rozejrzała się dookoła. Na razie wymiatała, hehe. No trudno żeby nie, eliksiry to był jej konik, można powiedzieć. Jej mikstura miała prawidłową barwę, więc teraz należało dolać do niej krwi trolla. Ślizgonka zrobiła to po czym zaczęła mieszać, najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Pomyślała chwilę...tak, powinien stać się zgniło zielony. Zdziwiłaby się nieźle gdyby tak się nie stało, ale na szczęście wszystko było pod kontrolą i Eliksir Pamięci nabrał odpowiedniej barwy. Sialalalalalala, nikt jej nie dorówna!
Ha, co Boris sobie pomyślał, wstając rano (o 15)? "A, pójdę sobie na lekcje eliksirów do tych gówniarzy i pokażę im, jak to się robi!". A tak na serio - znalazł się tutaj całkowicie przypadkowo. Nie ogarniając jak zwykle oczywistości, zamiast na zajęcia z Teatru Czarodziejów powędrował tutaj. Przetarł rękawem szaty oczy i szedł dumnie korytarzem, będąc pewnym, że to Skrzydło Zachodnie. Tak, tak, oczywiście. Ale cóż, jego informator znów zaginął bez śladu (zrobią o tym mugolski program telewizyjny!), dlatego nic dziwnego, że zabłądził. Tak, po takim czasie siedzenia w Hogwarcie wciąż nie pamięta, gdzie co jest. Ale to tylko jego rozkojarzenie. Wszedł do klasy i rozejrzał się zaspanym wzrokiem szarych tęczówek. Spojrzał otępiale wpierw na nauczycielkę, a potem na klasę. Zamrugał gwałtownie. Ona nie wyglądała na nauczyciela z Teatru, a ci studenci wydawali mi się ździebko zbyt mało wyrośnięci... ale ostatecznie wzruszył ramionami i usiadł w wolnej ławce. Splótł palce na blacie i oczekiwał wykładu. Jednak czas mijał, a on wciąż się nie mógł doczekać. Sprytnie, acz nachalnie popatrzył, co inni robią. Czyżby uczyli się grać rolę czarodzieja ważącego mikstury? Taaaaaa, oczywiście, Lavrov, oczywiście. W każdym razie, co miał robić? Przyniósł sobie wszystko, co było potrzebne i robił to, co było napisane na tablicy. Hej, robił już to kiedyś! Ale fajnie. Jednak, w miarę postępu pracy przekonywał się, że to, iż jakiś czas studiował na Magii Naturalnej niewiele się zdało, bo mikstura za każdym razem miała odmienny kolor niż mieć powinna. Buuuuuuu.
Trzeba było w końcu wygonić niezwykłego lenia, goszczącego u Carter i pójść na może jakieś eliksiry. Tak, to było fajne, nigdy nie wiadomo, kiedy coś wybuchnie w twoją twarz i stracisz oko. Mimo wszystko jednak, wolała nie fundować sobie szklanej gałki. Do klasy szła okrężną drogą i nie wyglądała na osobę, która się śpieszy, a chyba powinna. Trzeba dbać o dobre imię i takie tam sprawy. Nie, to jej jednak nie powstrzymało przed odwlekaniem wejścia do sali. Gdy jednak zdecydowała otworzyć drzwi, zobaczyła w środku sporą grupę ludzi, widocznie pochłoniętych swoim zadaniem. Spojrzała na to, co mają robić i zasiadła w jednej z ławek w otoczeniu trochę mniej znanych twarzy. Nie przyszła tu przecież na pogawędki, a żeby się czegoś nauczyć! Szczytny cel, który brzmiał trochę śmiesznie. Bez zbędnych już namysłów, zaczęła dodawać odpowiednie składniki do swojej mikstury, ale wychodziło jej coś, co z pewnością nie miało nic wspólnego z odpowiednim kolorem. No trudno, będzie musiała zrobić to inaczej.
Nie spodziewała się, że ona i jej seksowny mundurek przyciągną uwagę jednego z jej kumpli. Kiedy nagle oberwała w plecy nie jęknęła, ale odwróciła się z zamiarem oddania tej osobie porządnie w twarz. Najpierw kartką, teraz ręką i... - Ioannis! Kopę lat! Akurat ciebie to się najmniej spodziewałam. Nie no, stary, co u ciebie? - Poczęła go zagadywać. Lubiła tego faceta. I chociaż czasami wręcz przesadnie traktował ją jak chłopaka, to jednak był na prawdę spoko. Heh, ciekawe czy zauważył, żę dla odmiany nie ma na sobie męskich ciuchów, tylko wręcz przeciwnie okazuje wszystkie swoje walory. Ale co do niego zachowania nie zmieniała. W końcu jak by to wyglądało, gdyby zaczęła z nim flirtować, czy coś? Nienormalnie! Ochoczo zabierała się do roboty kiedy tylko doszło do momentu tworzenia eliksiru. Szkoda, że nie miłości. Ale dodawała składniki z ogromną dokładnością. Chciała być jak najlepsza. Koniecznie chciała nauczycielce pokazać, że i Gryffonka może być bardzo dobra, bo jak na razie jedynie Slytherin doskonale sobie radził. Ale ta pani nie wydawała się nikogo faworyzować. Zdawało się, że jest bardzo miłą i rozważną kobietą. I wie jak prowadzić uczniów. Dlatego tym bardziej chciała jej zaimponować. I proszę! Udało się. Już chwilę później pomyślała jedno: Barwa poprawna! Miała naprawdę ogromną nadzieję, że dzięki niej Gryffindor zdobędzie wiele punktów! Albo chociaż troszkę. Rozglądała się. Jak na razie nie tylko ona radziła sobie doskonale. Ale nie była jakoś szczególnie zazdrosna. Po prostu dawno nie ćwiczyła. Bla bla bla. Masło maślane. Śliczna Corin wymiata i tyle!
Ostatnio zmieniony przez Cornelia Somerhalder dnia Nie Mar 04 2012, 22:23, w całości zmieniany 1 raz
- Hey. Widzę, że jesteś na mnie zła. Co zrobiłem? - Spytał od razu. Nie był głupi więc naprawdę bardzo szybko mógł dostrzec, że ktoś jest do niego wrogo nastawiony. I owszem wiedział, że postąpił wobec niej podle. Że potrzebowała jego pomocy. Ale Cornelia... Była dla niego bardzo ważna. I gdyby zostawił ją w ten sposób, to by nigdy sobie tego nie wybaczył. I miał nadzieję, że Desiree to zrozumie. Bo w końcu polubili się. Liczył na przyjaźń z jej strony. I naprawdę miał ogromną nadzieję, że nie zniszczył jeszcze wszystkiego. Ale naprawdę musiał się tak zachować! Ail, zrozum! Zobaczył, że koleżanka ze Slythu właśnie jest zdziwiona, a potem nagle staje się wobec kogoś wroga. Dlatego powodził za jej wzrokiem. I pierwsze co zrobił, to uśmiechnął się. Abigail! Chciał już nawet unieść rękę i się z nią przywitać, jednakże ta odwróciła się i zabiła torbą ławkę. Skrzywił się delikatnie. Co to ma być? Dwie jego koleżanki niszczą się wzrokiem, a potem wychodzi na to, że obie są na niego wściekłe. Czy i tym razem go coś ominęło, kiedy spał? Albo powiedział coś niepożądanego przez sen? Ludzie! On nigdy nie zrozumie kobiet! - Spokojnie tygrysku, nie warcz. Tak, znam – To moja przyszła dziewczyna? Pocałowałem ją... To moja obecna dziewczyna? To mogłaby być moja dziewczyna? Nie miał pojęcia w jaki sposób to ująć. No, ale gdyby teraz powiedział cokolwiek z tego, to by pewnie Des mu ukręciła łeb. Więc tylko, pewnie niesamowicie widocznie, gapił się na Abi z uśmiechem. Stęskniony był za nią jak cholera. W końcu jednak i tak zaczął się interesować eliksirami. Jednak nieskutecznie. I mimo iż siedział obok Des, której wszystko wychodziło, to sam głową był w chmurach to na tej imieniem Corin, to na tej imieniem Ail, ale głównie na tej imieniem Abi. Abi... I JEB! Momentalnie jego ukochany eliksir wybuchł uderzają mu prosto w twarz. Odskoczył od tego jak oparzony. Nie było ciepłe, ale... - Kurwa mać wpadło mi to coś do oka – Zakrył dłonią jedną z powiek, ponieważ cholernie go piekło. Biedny Dracon. A chciał być najlepszy.