W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
-Cześć Elliot Uśmiechnęłam się do gryfonki by chwilę później popatrzeć się na chłopaka, który siadł za mną.... dosłownie mnie zamurowało, nie miałam pojęcia, że będziemy mieli razem lekcje. - Nataniel... Szepnęłam, na nic więcej w chwili obecnej nie było mnie stać.
Siedziała spokojnie w klasie patrząc jak inni dochodzą do lekcji. Zauważyła Elliott oraz znajomego jej ślizgona. Widziała go w wielkiej sali. Na sam jego widok dziewczyna wzdrygnęła. Cały czas walczyła z lękiem przed ślizgonami lecz jej wiara w siebie jest o wiele słabsza. Czekała, aż pani profesor poprosi ją do odpowiedzi. Chciała popisać się swoją wiedzą. To się nazywa prawdziwa krukonka. Książka i nic więcej.
Dużo nowych twarzy, interesujące! Amelia już zawczasu przygotowała wszystkie składniki oraz recepturę, wobec czego nie miała tu już wiele do roboty. Spojrzała na zadyszaną dziewczynę i pokiwała głową z niedowierzaniem, przy czym na jej twarz wkroczył uśmiech. Nie do wiary. Biegła tu pewnie w takim tempie, że obecnie grozi jej zawał czy inne przyjemności, a inni nie mogą tu dotrzeć od tygodni. -Dobrze, zakładam, że to wszyscy. Jeszcze raz dzień dobry. - powitała obecnych, uśmiechając się całkiem wyraźnie. Poprawiła kok i założyła rękawice, po czym chwyciła pliczek receptur i ułożyła je na wszystkich ławkach. Na jednym ze stołów leżał dziwny bordowy materiał, który zgrabnym ruchem ściągnęła, przy czym jeszcze raz sprawdziła, czy aby na pewno znajdują się tam wszystkie składniki. -Dobrze, wobec tego dzisiaj zajmiemy się czymś, co przydaje się na egzaminach, bo każdy uważa to za tak niesamowity banał, że jak tylko się pojawia to oblewa go przez swoje nieprzygotowanie i ignorancję. - zapowiedziała. Ah! -I jeszcze jedno - część recepty na razie jest zakryta, gdyż obecnie chciałabym, aby ktoś mi powiedział, w jakiej kolejności powinniśmy dobrać składniki, oraz - oczywiście - jak nazywa się ten eliksir. - rzuciła, szukając wzrokiem potencjalnych "chętnych" PO wypiciu tego eliksiru człowiek zapomina O wszystkim, co miał w ten dzień zrobić.
Sheva powoli uniósł rękę. - Najpierw wlewamy wszystkie ciecze. Później należy dodać najmniej ważny składnik zwierzęcy – w tym przypadku chyba oko żaby. Następnie najmniej ważny składnik roślinny, później cała reszta mniej ważnych składników. Przedostatni krok to najważniejszy składnik organiczny i ostatni – główny składnik. Może chłopak mówił trochę nieskładnie i powtarzał się, ale myślami błądził już zupełnie gdzie indziej.
Dziewczyna uważnie słuchała pani profesor. Była bardzo zaciekawiona lekcją. Kiedy usłyszała składniki od razu chwyciła książkę szperając w niej. Szperała i szperała i nic nie znalazła. Podrapała się w głowę po czym podniosła palec w górę. Wstała i wyrecytowała wszystko jak modlitwę: -Dokładnie nie pamiętam jaką ma nazwę ten eliksir, ale jako pierwszym składnikiem będzie...- i tu dziewczyna zaczęła recytować: - 1.o.8 l wody 2.Sproszkowane skrzydła orła bielika 3.o.1 soku krokiliny 4. oko żaby 5.żabie odnóże 6.suszone figi Ingrid wzięła głęboki oddech po czym zadała pytanie. -Czy dobrze powiedziałam?- pocierając sobie ręce dziewczyna patrzyła na nauczycielkę.
Rozejrzała się po klasie. No dobra... Skoro inni mówią coś bez czekania na pozwolenie nauczycielki, to opuściła rękę i powiedziała z lekkim wahaniem w głosie. - To eliksir Durbon. O ile się nie mylę, to najpierw należy sok krokiliny dolać do wody. Oko żaby oraz jej odnóże zmielić i dodać do wody. Mieszać przez 4 minuty, a następnie dodać suszone figi i sproszkowane skrzydła Orła. Wszystko grzać w temperaturze 100 stopni przez 19 min. - Uśmiechnęła się. Dokładnie pamiętała, kiedy ważyła ten eliksir, żeby zrobić na złość kuzynowi. Był dość trudny i o mało nie rozwaliła pracowni taty, ale w końcu jej się udało...
Jako pierwsza odezwała się gryfonka, także to właśnie w jej stronę Amelia skierowała swój wzrok. Posłała jej przyjazny uśmiech. -Zgadza się, brawo, osiem punktów dla Gryffindoru. – rzuciła. Po udzieleniu przez nią poprawnej odpowiedzi nazwa eliksiru samoistnie pojawiła się na recepturze. Właściwości już tam były, wobec czego nie musiała ich omawiać – chyba, że ktoś będzie chciał się dowiedzieć czegoś więcej i to zgłosi. Słuchała Adama, spokojnie mu się przyglądając. Hm. -Wszystko co mówisz jest prawdą, ale czy spośród tych składników jesteś w stanie rozpoznać je i ułożyć w odpowiedniej kolejności? – spytała, i choć oczekiwała uzupełnienia odpowiedzi ze strony chłopaka, to cóż, ktoś go wyprzedził. Ułożyła założone dłonie na wysokości biustu i pokiwała głową, uciekając wzrokiem gdzieś do góry. Zerknęła na krukonkę, po czym jeszcze raz dokładnie się zastanowiła. -Pani Ingrid, tak? – zapytała, nie mając absolutnej pewności co do personaliów dziewczyny. -Bardzo dobrze, z tym, że jest jedna istotna różnica. Jednakże, i tak właśnie zdobyłaś dla Ravenclawu 15 punktów. – uznała, uśmiechając się promiennie. O. Kolejna odpowiedź. Z poprawną kolejnością, ale odrobinę po czasie. Amelia wzruszyła ramionami i spojrzała przepraszająco na dziewczynę. Skoro to wszystko wiedziała, to na pewno uda się jej wykazać przy samym warzeniu. A z resztą.. -Brawo, Elliot, 10 punktów za poprawkę.- rzuciła w przestrzeń, gestem nakazując uczniom, że powinni zabrać się za składniki i działać.
Uśmiechnęła się do nauczycielki, po czym powoli wstała z krzesła i ruszyła w stronę półek ze składnikami. Mrucząc pod nosem kolejne substancje, wyciągała po nie ręce. Po chwili ruszyła z powrotem do stolika. Dobra... do roboty. Podwinęła rękawy i sięgnęła po wodę, do której dodała sok z krokiliny. Wyciągnęła rękę po oko żaby i jej odnóża, po czym dokładnie je zmieliła. Praca dość monotonna, ale cóż. W końcu dodała to do wody i czekała, spoglądając na zegarek. Cztery minuty. Zaczęła nucić pod nosem jakąś piosenkę.
Zgłosiłem się choć sam nie wiem po co ci ludzie mają o wiele więcej wiedzy o eliksirach niż ja. Poczekałem na zgodę wykładowczyni i podałem moją odpowiedz... -Eliksir Zapomnienia i innej nazwy nie pamiętam ( uśmiechnąłem się) : Wlać wodę...podać oko żaby dodać powoli szczyptę sproszkowanych skrzydeł Orła bielika następnie żabie odnóże i suszone figi wlewamy sok i mieszamy
-Dziękuję- odpowiedziała dziewczyna po czym kiwnęła głową na podziękowanie. Popatrzyła nieco z zazdrością na Elliott. Po pewnym czasie przypomniała sobie, że właśnie ten eliksir tak się nazywał. Stanęła na przeciwko kociołka po czym dodała wszystkie składniki zgodnie z przepisem. Próbowała z siedem razy i jej nie wychodziło. Z nerwów spociła się. Zaczęła się denerwować. Co to zrobić? Z tego wszystkiego zapomniała jaki dzisiaj jest dzień. Bała się, że ktoś ją wyprzedzi. Nie mogła przecież utracić mienia kujonki. Patrzyła ze zdenerwowaniem na Elliott mieszając w kotle. w końcu udało się. Nie wiedziała czy dobrze zrobiła ,ale chciała być po prostu szybka. -Gotowe- krzyknęła po czym odstawiła chochel.
Niczym strzała wleciała do sali. Zaspała..no pięknie. Dżemki w ciągu dnia nie wychodzą jej na zdrowie. Zanim zorientowała sie która godzina, też upłnęło kilka minut. - Tak...bardzo...przepraszam...-wyszeptała do nauczycielki, z trudem łapiąc oddech. Co ona miała z tymi spóźnieniami ? Który to już raz w tym tygoniu ? Ech.... - Głowa mnie bolała, bo się uderzyłam...więc poszłam spać i dopiero przed chwilą się obudziłam. Naprawde przepraszam. Nie było to kłamstwo. Ogłuszona na korytarzu musiała się mocno uderzyć. Na widok Eli poczuła ulgę, Nataniela - wstręt. Usiadła w swojej, ostatniej ławce i powoli zaczęła dowiadywać się od koleżanek o czym jest mowa.
No! W końcu. Cztery minuty minęły. Wrzuciła do kociołka suszone figi i sproszkowane skrzydła Orła. Woda miała idealną temperaturę. Mruknęła coś do siebie, zadowolona z rezultatu. Przynajmniej do tej pory szło dobrze. Dziewiętnaście minut. Przypomniała sobie, że gdy nauczyła się czytać dostała od ojca, ogarniętego do teraz obsesją na punkcie eliksirów, swoją pierwszą książkę o nich. Po każdym z nich, tata pokazywał jej jak go uwarzyć i próbowała sama. Na początku szło dość kiepsko, lecz później było coraz lepiej. 10 minut. Pamiętała, jak matka przyniosła jej wtedy książkę o hipogryfach. Dopiero po paru latach przyznała się córce, że była zazdrosna o to, że hobby ojca bardziej jej się spodobało niż jej. Dziecinne, ale prawdziwe. 5 minut, 4, 3, 2, 1 i....koniec! Jest dobrze. Nic nie wybuchło, eliksir wydaje się być w porządku a ona wszystko pamięta. Chyba mogła być z siebie dumna. Chyba... - Proszę pani, mogłaby pani sprawdzić, czy wszystko jest w porządku? - Zapytała marszcząc przy tym brwi. Uśmiechnęła się do Jane. Odetchnęła z ulgą, gdy ujrzała dziewczynę całą i zdrową. Szybko powiedziała jej co i jak.
Chłopak przygotował sobie miejsce pracy, po czym poszedł po potrzebne składniki. Wróciwszy upewnił się, że ma wszystko czego potrzebuje i po chwili wahania wyjął z torby małą, zaczarowaną klepsydrę, która pozwoli mu odmierzyć dowolny czas. Sheva wrzucił oko żaby do moździerza i dokładnie je zmielił. Tak przygotowane żabie oko odłożył, by było wygodnie mu je dodać. Oczyścił moździerz i zabrał się za żabie odnóże. Dopiero gdy wszystko było już gotowe, Adam wlał wodę do kociołka, a później dodał sok krokiliny. Po połączeniu cieczy nadszedł czas na resztę, więc wrzucił zmielone oko, a później odnóże żaby. Zaczął mieszać, jednocześnie przekręcając klepsydrę. Po czterech minutach natychmiast przestał mieszać i dodał suszone figi, a potem sproszkowane skrzydła orła. Ponownie przekręcił klepsydrę i sprawdził temperaturę. Była idealna.
Nauczycielskie wyczucie czasu sugerowało Amelii, że jak zwykle wszystko nadmiernie się wydłużało. No cóż, niestety nie można było nic poradzić na to, jak niewiele czasu mieli na dość dużą partię materiału. Niestety. Zerknęła pobieżnie na efekty pracy uczniów, zwłaszcza dwóch dziewcząt, które ukończyły już eliksir. I cóż, pewnie krukonce się to nie spodobało, aczkolwiek nauczycielka swoją mimiką wypowiedziała się w taki sposób, iż można było wywnioskować jak bardzo spodobała się jej praca gryfonki. Ale jako, że już nie było czasu.. -Na tym na dzisiaj skończymy. Nieukończone eliksiry zabezpieczam, zaś wam… – obecnie wskazała na Elliott oraz Ingrid -.. Wam jak najszybciej postaram się wysłać sowę z wszelkimi uwagami odnośnie eliksiru. I z oceną, oczywiście. Zabezpieczę je, na wypadek gdybyście chciały potem się „doświadczalnie” przekonać o tym czy coś jest nie tak, ewentualnie CO jest nie tak. – uznała.
Dziewczyna pokiwała głową na znak, że wszystko rozumie. Znów popatrzyła na ów gryfonkę drapiąc się po głowie. Zauważyła jak nauczycielka podchodzi do Elliott i widocznie spodobała się jej praca. Ingrid myślała, że zaraz wyjdzie z tej sali trzaskając drzwi, lecz nie zrobiła tego. Dziewczyna opanowała się patrząc znów na Elliott. Tak jej zazdrościła aż para z uszu się wydostała. -Proszę panią czy mogłabym zostać chwilkę> Chciałabym sprawdzić mój eliksir- odparła dziewczyna po czym znów popatrzyła na gryfonkę. wyraz twarzy Ingrid mówił, że chciałaby coś przeskrobać lecz nie byłaby do tego zdolna. Ach. Jak ona musi walczyć.
Spojrzała przelotnie na Ingrid, która również skończyła swój eliksir. Nie miała pojęcia jak, ale dziewczyna próbując siedem razy uwarzyć go prawidłowo, skończyła pierwsza. Mało ją to obchodziło, ponieważ nigdy jakoś nie dążył do tego, by być najlepsza. Przynajmniej w szkole. Na zajęciach fechtunku czy innych sztuk walki owszem. Do eliksirów miała po prostu dryg. Nikły, ale zawsze. Tak przynajmniej twierdził jej ojciec, lecz Gryfonka doskonale wiedziała, że nie jest on do końca obiektywny. Wracając do Krukonki. Patrzyła na nią jakimś dziwnym wzrokiem. Jakby zazdrosnym. Uśmiechnęła się do dziewczyny przyjaźnie, mając nadzieję, że załagodzi jakoś sprawę.
pukanie do drzwi sali wypełniło ją, po chwili drzwi się uchyliła a w nich ukazała się twarz, włosy długie kręcone, delikatne słowiańskie rysy twarzy i do tego błękit jego oczu, spojrzał swym spokojnym wzrokiem na p.Profesor, uśmiechając się ukłonił się w progu. - Dzień dobry pani profesor,- po chwili namysłu usmiechnął się dodając - Dawno myśmy się nie widzieli, ale ja nie w tej sprawie, musiał bym z lekcji porwać na 10 minut Elliott - mówił to z takim przekonaniem, patrząc na panią profesor swymi błękitnymi oczętami, po chwili spojrzał na Elliott nie dając po sobie poznać że jest zdenerwowany ,usmiechnął się (sztuczna maska), mam nadzieje ze wyglądało to realistycznie pomyślał, przecież chcę z nią tylko porozmawiać i dowiedzieć się czegoś o tym kretynie, który omal nas nie pozabijał. Uśmiech wyglądał na bardziej szczery niż Szymon myślał, po chwili wrócił wzrokiem (przypominającym wzrok proszącego psa) na panią profesor
Gdy za drzwiami stanął chłopak z korytarza, w Jane się zagotowało. Co to za przedstawienie ? O co chodzi ? Spojrząła pytającym wzrokiem na przyjaciółkę, zamykając książkę. Oczywiście, nie skończyła eliksiru na czas, choć doskonale wiedziała, jak się go robi. Przeklęte spóźnienie. Palce Jane mimowolnie zacisnęły się na różdżce, którą teraz już miała przy sobie. Zaklęcie ochronne, rzucone jeszcze w dormitorium też działa. Nie wycelowała jednak w chłopaka. Spokojnie czekała, jak rozwinie się sytuacja. - Eli, co się dzieje ?-szepnęła jej do ucha, choć była pewna, że przyjaciółka również nie zna odpowiedzi na to pytanie.
Ostatnio zmieniony przez Jane Stivenson dnia Czw 6 Sty 2011 - 15:06, w całości zmieniany 1 raz
mimowolnie usłyszał delikatne poruszenie i szepty spojrzał w tamtym kierunku, spojrzał na Jane która trzymała różdżkę skierowaną w moja stronę, rzucił jej wyzywające spojrzenie po czym wzrokiem przeszedł na panią Amelie, puszczając dziwne zachowanie Janie jak by nigdy nic. (przypominając sobie lekcje eliksirów w których był prymusem, z pewnością został dobrze zapamiętany przez wykładowce). usmiechnął się do p.profesor -to jak mogę porwać na chwile tą uroczą Gryfonke?
Słysząc znajomy głos odwróciła się w stronę drzwi. Z przerażeniem stwierdziła, że stoi w nich owy mężczyzna z korytarza, przed którym ostrzegał ją Ślizgon. Posłała chłopakowi siedzącego za nią pytające spojrzenie. Czego ten facet może od niej chcieć? Jane wyszeptała jej coś na ucho, wyciągając w tym samym momencie różdżkę. - Nie mam pojęcia. - Wyszeptała w odpowiedzi i uspokajającym ruchem dotknęła dłoni, w której ruda trzymała magiczny patyczek. - Lepiej go schowaj. Możesz mieć przez to kłopoty. - Spojrzała na nią poważnie, po czym przeniosła wzrok na nauczycielkę, modląc się, by ta nie przystała na prośbę studenta.
Jane niechętnie schowała różdżke. Ból głowy się nasilił, jakby chciał jej przypomnieć, o tym, co wydarzyło się na korytarzu. Uważnie przyglądała się chłopakowi, i błagając w myślach nauczycielkę, by nie przystała na jego prośbę spojrzała mu prosto w oczy. Gdyby spojrznie mogło zabić.... -myśłała. Chłopak już dawno leżałby trupem. Po chwili jednak odwróciła wzrok i spojrzłą na Nataniela, a później na nauczycielkę. Boże, jaki cyrk -szepnął jej w głowie cichutki głosik. No cóż...troche racji miał.
Wstałem od ławki przy której siedziałem i spojrzałem Krukowskiemu w twarz, po czym obróciłem się do nauczycielki -Proszę wybaczyć mojemu kuzynowi pochodzi z ubogiej gałęzi rodu i czasem zachowuje się jak grubianin. A skoro lekcja ma się ku końcowi może pozwoli mi pani oddalić się z kuzynem by wyjaśnić mu kwestię etykiety zajęć? Więc przylazłeś draniu. Poczekaj no jeśli myślisz że pozwolę ci wykasować jej pamięć to się grubo mylisz ... Po polsku dodałem . - Krewniaku zadbałem o nasze bezpieczeństwo ona nic nie wie i nie pamięta... Mogłem mieć jedynie nadzieje że uwierzy w moje kłamstwa i nie zacznie uparcie dążyć do ich zbadania.Bałem się o Elliot, była rezolutną i miłą osobą więc nie chciałem by maczał palce w jej wspomnieniach.
Amelia ledwo co się zabrała za pakowanie swoich rzeczy, gdy Ingrid podeszła do niej niejako wymuszając na niej sprawdzenie eliksiru „akurat-w-tej-chwili”. Uniosła nieznacznie brwi zastanawiając się, czemu jej uczennicy aż tak bardzo się spieszy, skoro niebawem miała zamiar wysłać im sowę z oceną, oceną opisową i uwagami. Sięgnęła do kieszeni i uczuwszy szpilkę, którą miała zamiar w niej znaleźć – uniosła obie ręce nad ramiona i „dołożyła” ją do sporych rozmiarów koka, chcąc uczynić go nieco bardziej „stabilnym”. No cóż. -No… Dobrze, skoro Ci zależy na tym akurat teraz… – zauważyła, wzruszając ramionami. Osobiście, dziwiła się jej. Ona należała do tych osób, które czuły się lepiej poznając efekt swojej pracy jak najpóźniej, no ale jak widać jej podejście do tematu nie jest takie popularne. Już właściwie ruszyła w stronę jej kociołka, podczas gdy ktoś z progu się z nią witał. Odwróciła wzrok i odwzajemniła ukłon. Wysłuchała go, jednakże jej uwadze nie umknęło zachowanie jednej z jej uczennic. Co to ma znaczyć?! Szybkim krokiem zbliżyła się do Jane, tym samym przybliżając się do nowoprzybyłego chłopaka. - Co to ma niby znaczyć, panienko? – mruknęła, spoglądając nieco gniewnie na różdżkę. W tej sali TYLKO ona była do tego upoważniona, chyba że uczniowie byli w realnym niebezpieczeństwie, co i tak potem osądzało się w obecności dyrektora – co najmniej dyrektora. Na szczęście w tej chwili ją schowała. Kontrolnie zwróciła wzrok w stronę jej towarzyszki, która z kolei spoglądała na nią tak, jakby ją błagała o to aby nie daj Boże nie przystanąć na prośbę chłopaka. Czyli chyba musiała zainterweniować. -Przykro mi, ale Elliott będzie mi jeszcze BARDZO potrzebna, właśnie zaczęły się zajęcia pozalekcyjne. – odparła, ze spojrzeniem mówiącym „takie-rzeczy-załatwia-się-prywatnie i nie-na-lekcjach-po-lekcjach”. Zerknęła na uczennicę, będąc to niby zdegustowaną, że stoi tutaj i się obija. -Redbird, do kociołka marsz. – jej ton był niemal gniewny, gdyby była na miejscu dziewczyny, której nazwisko właśnie wypowiedziała – na pewno bezzwłocznie udałaby się na stanowisko.
Kiedy nauczycielka skierowała się w ich stronę i upomniała Jane, Elliott już miała wstawić się za przyjaciółką, lecz ta w porę schowała różdżkę. Po chwili kobieta odmówiła mężczyźnie, dziewczyna odetchnęła z ulgą i o mało nie rzuciła się jej na szyję. Powstrzymała się jednak z dwóch powodów. Po pierwsze to była nauczycielka, a po drugie pani de Cheverny kazała jej iść na swoje stanowisko. Słysząc gniewny ton kobiety, czym prędzej ruszyła w stronę kociołka. Po drodze uśmiechnęła się również do Ślizgona, którego imienia nadal nie znała. Będzie go musiała o to zapytać. Później... Teraz udała wielce przejętą tym, co działo się z jej eliksirem. Dyskretnie jednak spojrzała na mężczyznę w drzwiach, chcąc zobaczyć jego reakcję.
chłopak wzruszył ramionami, -wyśle do ciebie sowę, a na razie towarzystwo kuzyna mi musi wystarczyć. do zobaczenia pani profesor na pewno panią jeszcze odwiedzę, usmiechnął się szczerze do swej ulubionej nauczycielki, po czym puścił Nataniela przodem. gdy wyszli już na korytarz a drzwi się zamknęły . -czy mógłbyś do cholery przestać mieszać? (oczywiście w polskiej mowie) -sprowadzasz na nas obu ogromne ryzyko, jestem na wakacjach nawet nie mam broni wiec się odpierdol (oczywiście w polskiej mowie) -jak wiadomo ci niebawem odbędzie się turniej,- po chwili namysłu dodał - uważaj - widać było jak Szymon się skoncentrował po czym najwyraźniej się przeniósł