W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Endżi wcale nie błądziła, ani nie szukała towarzystwa. najzwyczajniej w świecie wracała do dormitorium. W perspektywie miała urocze popołudnie spędzone na czytaniu jakieś tam książki i pleceniu bransoletek z muliny. Los jednak postanowił urozmaicić Puchonce owe zajęcia. Otóż, Edzi idąc korytarzem w lochach prowadzącym do podziemnej twierdzy Puchonów usłyszała straszny brzdęk i jakby chlupot. Dźwięki dochodziły najpewniej z okolic klasy eliksirów. Co szkodzi tam zajrzeć? W nagłym dość odważnym jak a nią odruchu skręciła w korytarz, którym najszybciej dotrze do źródła dźwięku. Po drodze śladowe ilości odwagi zaczęły ją opuszczać, ale nie zdążyły, bo Puchonka właśnie przekroczyła próg sali. Gdy zobaczyć te wszystkie oczy, na chwile głupkowato rozchyliła usta. Podniosła wzrok, i kogo zobaczyła? Oczywiście. Nawet się dziewczyna mocno nie zdziwiła gdy zobaczyła tam Twana. Uważała, że nietaktowym posunięciem byłoby roześmianie się nad niezręcznością chłopaka, ale nie mogła się powstrzymać, i chichotała uśmiechając się od ucha do ucha próbując się do niego przedostać. Gdy to już zrobiła, cmoknęła go w polik. - No to oka, siup do słoika - tak trochę bez sensu powiedziała do podłogi - Mi te zaklęcia domowe nie wychodzą. Sprzątamy ręcznie?
Ona ocknęła się znad książki dopiero słysząc trzask rozbijanego słoika, więc faktycznie, nie był wcześniej przez nikogo zauważony. I też wtedy uniosła dopiero znad księgi oczy, i zaraz dotarły do niej słowa chłopaka. - Em, no pewnie, że chcę pomóc. - Odpowiedziała uśmiechając się do niego blado. No to coś w każdym bądź razie można było nazwać uśmiechem, a trzeba było wiedzieć, że jak na nią to i tak okropny postęp w tak trudnej nauce, jakiej było uśmiechanie się. Humor? W sumie to miała dobry, bo nie dość, że wyczytała dużo, ale to dużo ciekawych informacji, to teraz jeszcze mogła mieć do czynienia ze składnikami eliksirów! Takimi prawdziwymi! I nieważne, czy je zbierała, czy ich używała. Grunt, że miała z nimi do czynienia. Zaraz więc wstała, i odłożywszy książkę na jedną z ławek zaczęła rozglądać się za jakimś naczyniem na owe oczy. Szkoda tylko, że ona się tu jeszcze w sumie nie orientowała. Miała więc nadzieję, że to chłopak coś wyciągnie z jakiejś szafki. Bo jak na razie to nie bardzo mieli to do czego chyba pochować. Widząc wchodzącą dziewczynę, zaczęła się zastanawiać, czy nie będzie im przeszkadzać. Jak widać przecież oni się znali świetnie, zapewne już parę lat, jak sądziła już po samym wylewnym powitaniu. Ale doszła do wniosku, a przynajmniej miała taką nadzieję, że jak będzie zawadzać, no to sami jej powiedzą żeby wyszła. - Em... Cześć. - Na razie tylko przywitała się ze starszą uczennicą, po czym zaczęła zbierać oczy w garść. No bo jak już znajdą jakieś naczynie, to wtedy będą od razu z pracą trochę do przodu.
No tak, bardzo pomysłowym było znaleźć jakiś inny, pusty a przy tym cały słoik, jednak jak na razie Twan na to nie wpadł i trzymał oczy w ręku. W końcu był gryfonem, więc nikt nie oczekiwał od niego myślenia, raczej odwagi, poświęcenia i taki innych, podobnych głupot. - Fajnie. Aa, Twan jestem! Gryfon - powiedział dumnie, żeby mała wiedziała z kim ma do czynienia, hyhy. Wytarł rękę o spodnie, bo biała (a jak) bluza która miał na sobie nie powinna się pobrudzić i podał jej rękę. Już nie uśmiechał się tak głupio jak wcześniej, raczej uprzejmie, z małą domieszką ów dumy, co zdawało się mówić "jestem Twan którego prawie wszyscy znają, a że ze mnie niezły gryfon to jak coś, obronię cię przed zuymi i mhrocznymi ślizgonami". Swoją drogą, to ta ręka śmierdziała w tym czymś co w nim oczy siedziały, ale nieważne. Nikt przecież nie zauważył. - To może... kładź je tutaj, potem pomyślimy co z nimi zrobić - zaproponował, kładąc kulki które miał w lewej ręce na stolik czy tam biurko nauczyciela. Angie! Ależ dawno jej nie widział, a jak ślicznie wyglądała, chyba lepiej niż ostatnio. Przytulił ją mocno, brudząc sweterek/bluzkę/szatę czy co to tam miała na sobie, rękami. - Mi też nie, dlatego je zbieram... - I na potwierdzenie swoich słów zaczął podnosić z podłogi kolejne kulki. - To oczy węża, chciałem wziąć tylko kilka a wyleciały wszystkie - poskarżył się, jakby to była ich wina. Bo w pewnym sensie była, no nie? To nie on kazał im wyskakiwać ze słoika i być takimi śliskimi.
- A ja jestem Endret. Ten... Miło mi okropnie... - Odpowiedziała, upuszczając oczy z powrotem na ziemię, wycierając pospiesznie ręce w spódnice i podając chłopakowi rękę i potrząsając nią delikatnie. - A i ten... Ja jestem z Hufflepuffu. Z pierwszej klasy. - dodała jeszcze, coby jej przedstawienie było pełne. I po raz kolejny wykrzywiła twarz do do uśmiechu. Potem znów się schyliła i zaczęła zbierać oko za okiem. I szlo jej to dość szybko. no cóż. Co jak co, ale błyskawiczne sprzątanie to ona miała wyćwiczone. Także już po kilku minutach, nawet zanim oni zdążyli się zorientować, no to większość, a po dłuższej chwili wszystkie oczy leżały na biurku. I nie, wcale się nie brzydziła tego dotykać. Bo niby dlaczego? W końcu składnik do eliksiru jak każdy, prawda? - No to ten... Pozbierałam, tylko musimy pomyśleć, gdzie to włożyć. i chyba przemyć podłogę, bo śmierdzi tymi okami. Ale to już spoko, ja to zrobię. - Zaoferowała się od razu. No bo co to umycie takiej podłogi? No rzecz jasna jeżeli znajdą coś do sprzątania... To chwila moment i już po prostu gotowe.
Szedł do leża, kiedy przechodząc obok sali usłyszał rozmowy ze środka, a do jego nosa dotarła woń środka do przetrzymywania składników od zwierzęcych. Zajrzał do środka, by zauważyć chyba nieudaną próbę redystrybucji składników alchemicznych. Cicho oparł się o framugę drzwi, wyciągając różdżkę, założył ręce i spokojnie obserwował ich postępy w maskowaniu wypadku. Uśmiechnął się słysząc dziewczynkę jak się oferuję do sprzątania, Wskazał różdżka resztki słoika rzucił niewerbalnie Reparo . - Może to się nada.- Ruszył w ich kierunku wskazując różdżką naprawiony słoik- co do reszty, dam wam dobrą rade umyjcie ręce alkoholem, a potem dopiero mydłem, zapach powinien zniknąć po dwóch dniach.- Stanął nad plamą, z surową miną ale z figlarnymi płomykami w oczach.- Chłoszczyść- machnął różdżką, i w jednej chwili oczy znalazły się w słoiki razem z płynem rozlanym po podłodze. Skłonił się i ruszył ku wyjściu.- Kolejna rada używaj rękawic, a co do reszty ciekawe kto z was przyzna się profesorowi z podbierania składników, na pewno nie ja mnie tu nie było i nikogo nie widziałem. - powiedział puszczając im oko. Wyszedł za drzwi ruszając dalej, wystukując rytm laską, nucąc pod nosem, miał nieziemsko dobry humor, znikając w głębi lochów.
Muszę to powiedzieć uczciwie. Pogubiłam już się i mam ochotę krzyknąć ALE O CO CHODZI?! (pozdrowienia dla Pauli) Ale ale, już się ogarniam. Wracając do Endżi, na szczęście nie dotknęła oczu ani tego czegoś co wcześniej je w słoiku otaczało. Śmiała się jednak jeszcze głupkowato patrząc na dziewczynkę, jak się okazało także z domu borsuka. Małe Puchoniątko! Jakie uczynne! - Jestem Angie, piąty rok, także Huffelpuff - przedstawiła się dziewczynce podając jej dłoń i uśmiechnęła się serdecznie. Miała już coś wspomnieć, że pyta Twana o te zaklęcia tylko z ciekawości, bo mogło zdarzyć się tak, że chłopak je znał i o tym zapomniał, hyhy. Ale, ale, nie była taka i tego nie powiedziała. Zanim w ogóle sięgnęła po jakieś oko, wszystkie były już na stole. A to mała uczynna bestia! Czasami dobrze jest mieć takiego pierwszoroczniaka pod ręką, powiem wam. Już miała ją pochwalić, ale uniemożliwił jej jakiś facet, który wparował sobie do klasy przemądrzając się od progu. Po szacie Angie poznała, że to student, choć facet wygląda na nauczyciela. Na dość ponurego i zramolałego nauczyciela. Dobra, ok, trochę im pomógł ale na szczęście wyszedł. - No i po kłopocie - uśmiechnęła się do Twana. - A tak w ogóle, to po co ci te oczy? Albo inaczej, co tym razem broimy? - O nie, Puchonka nie miała chęci go besztać. Tym razem jej uczy błyszczały z podekscytowania. Gryfon chciał pewnie coś zrobić, coś fajnego. Jej nie może zabraknąć! Ej! Chwileczkę, czy też to zauważyliście? Nasza mała Endżi się deprymuje, ale bez przesady. Trochę szaleństwa jej nie zaszkodzi.
- Ooo... Jesteśmy z tego samego domu! - Zauważyła, gdy dziewczyna też się przedstawiła. No w sumie była zadowolona. Znała już aż tyle osób, a była tu dopiero w sumie pierwszy dzień! no jak na nią to naprawdę był sukces. Miotły czy czegoś, pewnie by poszukała, jakby ten pan, który tu wszedł nie posprzątał za nią. Rozejrzała się po pomieszczeniu... Cud, miód. Nie było szans, żeby ktokolwiek się zorientował, że były stąd brane jakiekolwiek składniki, a to akurat był plus, bo jakby nie było ona też w tym brała udział, a mieć kłopoty od razu po przyjeździe, to nie byłoby za wesołe. No bo pewnie inni nauczyciele i wszyscy pomyśleliby, że ona jest kradziejką, a ona tylko pomagała sprzątać. Teraz dopiero powąchała swoje ręce i skrzywiła się delikatnie. No chyba miły to ten zapach raczej nie był, tylko.... Skąd ona niby ma wziąć alkohol, żeby umyć ręce? No ludzie,m ona miała jedenaście lat. Ani nie piła, ani nic to alkoholu nie miała.
Co to było? Twan gapił się na faceta z otwartymi ustami, z początku nie rozumiejąc co ma zamiar zrobić, a potem dziwiąc się, że zrobił to co zrobił. Taak, więcej powtórzeń tu chyba być nie mogło. W każdym razie, kiedy już sobie poszedł, gryfon z powrotem wziął owy słoik, bo w końcu dwa oka wyciągnąć musiał, a teraz zmuszony był robić wszystko od nowa. Olał radę o rękawicach, w końcu skoro już i tak ręce niemiłosiernie śmierdziały, to nic nie mogło pomóc. Tym razem poszło raczej bez problemów, zakręcił pojemnik i odstawił na miejsce, wsadzając swoją zdobycz do wewnętrznej kieszeni szaty. - No nie wiem czy chcesz wiedzieć - wyszczerzył się do Angie. Co by sobie pomyślała? Wolał nie wiedzieć, bo na pewno dobrze by się dla niego skończyło. - Może, ymm.. poszukamy tego alkoholu, żeby ręce umyć? - zaproponował, zastanawiając się gdzie można by znaleźć. Może nawet w tej klasie? Albo gdzieś w kuchni, ukryty pod szafką przez jakiś uczniów albo nauczycieli, nie chcących, żeby ktoś się o tym dowiedział. Można spróbować. - Chodźmy do kuchni - spojrzał na małą puchonkę. Jak ona miała na imię? Chyba coś na E... edryt? Bo Edith to na pewno nie było. Dobra, nieważne, kiedy indziej sobie przypomni. - Dołączysz do nas? - spytał jej, już bez wymawiania imienia, bo tylko głupka by z siebie zrobił. Złapał Angie za rękę (teraz jej też była śmierdząca, hyhy) i pociągnął lekko na korytarz. No i poszli.
- No jak mogę. Potem już nie będę Wam przeszkadzać i sobie pójdę. Tylko chcę się tego smrodu pozbyć... - Odpowiedziała. No wyglądało na to, że jak na razie to wszystkim śmierdziały ręce i nie wyglądało na to jak do tej pory, żeby coś miało to zmienić. No jak znajdą jakiś alkohol w tej szkole, to pewnie będzie cud. Chociaż jeszcze większy byłby, gdyby udało im się jakimś cudem od razu zmyć zapach z rąk. No nic... Teraz Magalie już nie miała innego wyjścia. Chwyciła swoją księgę pod ramię no i wyszła za nimi. Teraz tylko umyć ręce alkoholem i można było wracać w jakieś bezpieczniejsze ręce, gdzie przebywanie nie grozilo smrodem rąk do końca życia. Ooo tak, bardzo miła perspektywa. Biblioteka... Albo jakakolwiek inna klasa. Nie mogła powiedzieć, ze było niemiło. owszem, nawet miło było, ale przecież tamci byli starsi i pewnie sobie chcieli porozmawiać i w ogóle. I chyba się znali już dłużej niż z nią. Tak jej się przynajmneij zdawało. No ale nic, jak na razie poszła za nimi. Potem się zobaczy.
Wszedł do klasy, rozejrzał się wokół, pustka i cisza, nie widać śladów użytkowania od co najmniej miesiąca, no cóż czas zagonić do roboty. Jak tu zachęcić ludzi do nauki eliksirów, numer z FF nie przejdzie po raz kolejny. Wzruszył ramionami, zobaczmy co tutaj mamy w składziku, spokojnym krokiem ruszył do szafki na składniki. Uśmiechnął się delikatnie widząc że wszystko co mu potrzebne znajduje się na miejscu. Podszedł do obrotowej tablicy i stuknął w jej zakrytą stronę laską, a przez to ukrytą wewnątrz różdżką przywołując na niej, podstawowe informacje niezbędne do jego referatu. Usiadł i czekał na przybycie widowni.
W tym dniu dziewczyna jak zwykle nie miała nic do roboty. Znudziło jej się szlajanie się po Hogwarcie z kąta w kąt, a o błoniach lepiej już nie mówić. Tak czy owak nie miała zamiaru spędzić dnia w dormitorum bądź w pokoju spólnym puchonów tylko wybrać się na lekcje? Czy ona na serio idzie na lekcje? Jak to nuda umie zmienić człowieka. Dość sennym krokiem Florka szła ku sali eliksirów. Miała nawet blisko więc się nie przemęczyła. Doczłapała się do sali po czym stanęła przy drzwiach by sprawdzić kto jest. To ci niespodzianka. Żadnych uczniów, tylko jakiś nieznajomy, który pewnie będzie prowadził dzisiaj lekcje. Florka nawet nie mówiąc zwykłego ,,dzień dobry" wślizgnęła się do sali i zajęła pierwsze lepsze miejsce gdzieś na końcu sali, bo po co iść do pierwszych ławek, żeby sobie nogi przemęczyć? O nie! Florence zajęła miejsce i zaczęła stukać charakterystyczny rytm po biurku gapiąc się w sufit.
Jakimś naprawdę dziwnym trafem, do Iana dotarło, że odbędzie się lekcja eliksirów. Wiedział gdzie (geniusz, co nie?), a nawet o której godzinie! Wyszykował się więc odpowiednio wcześnie i nie licząc drobnych incydentów po drodze, dotarł bezpiecznie i z jakąś taką lekką duszą. Po prostu było dobrze. Nie trzeba się o nic martwić (choć samopiszące pióro szwankuje) i jest ok! Gryfon miał chęć swoją radością obdarzyć każdego, no ale nie wszyscy tego by sobie życzyli, a szkoda. Dopra, już nie piszę głupot tylko skupiam się na chłopaku, który właśnie przebył na prawdę mroczny odcinek lochów, uchylił drzwi i już był w klasie od eliksirów. Elokwentnie przywitał się z psorem. Wróć! To student. Tylko jakiś taki starszy. Nieważne. Trudno było także nie zauważyć Florence wystukującej na ławce jakiś rytm. Już dawno zapomniał, że po tym niewinnym żarciku na dziedzińcu dziewczyna się śmiertelnie obraziła. Przysiadł się wie do niej, szczerząc jak głupi ząbki, jednocześnie wyjmując swoje rzeczy. A, że w koordynacji ruchowej mistrzem nie był, omsknęła mu się buteleczka z atramentem spadając na podłogę. Na szczęście zdążył krzyknąć: - Nogi w górę! - i sam dostosować się do tego polecenia, więc atrament zapaskudził tylko podłogę. Zaczął po cichu wypowiadać formułki należytych zaklęć (reparto, chłoszczyć) i Po chwili było po wszystkim. Posłał jeszcze Florce niewinny uśmieszek.
Czemu sufit jest tak ciekawy? Coś w tym obiekcie jest, że Florka od razu zaczyna byle czym się podniecać. Czyżby dziś była w dobrym nastroju? Otóż nie! Czemu? Sama nie wie, od tak ma muchy w nosie. Nie ma dziś zamiaru poznawać nowych ludzi, pogadać z kimś. Only alone! Florka cały czas gapiła się w obiekt czekając kiedy lekcje się zaczną. Oby ta lekcja była dość ciekawa, żeby Florence wyniosłą z niej coś, a nie. Jeżeli już tu przyszła to czegoś się nauczyć. Siedząc i się na razie nudząc usłyszała jak ktoś przysiada i od razu robi jakieś hałasy. To zakłóciło spokojną ciszę otaczającą wokół Flor po czym szybko zwróciła wzrok na tą osobę. Na Merlina! To Ijan. Ten irytujący człowiek, który zrobił niezły obciach dziewczynie. Od razu zrobiła nos na kwintę i machnęła ręką na znak, że nie obchodzi ją to czy się do niej uśmiechną. Dziewczyna przypomniała sobie, że na lekcje trza przynieś książki. U! Skleroza daje o sobie znać. A szczególnie kiedy jest się ,,gościem" na lekcjach. W kieszeni mała nędzną, wymiętoloną kartkę z zeszytu, zaś w drugiej, dość dużej kieszeni od swetra, gdzie przykrywała szata, pióro. Wyjęła owe rzeczy i zaczęła coś bazgrać po kartce.
Więc Bell przyszła, bo słyszała, że są eliksiry, a że mi się nie chce pisać posta to już inna sprawa. Fajnie byłoby, gdybym mogła po prostu opublikować zdanie "Bell weszła do klasy i usiadła w ławce", ale to by było wbrew regulaminowi i musiałabym sama sobie dać upomnienia, a to by głupio wyglądało. Uf, jest początek, to i resztę pocisnę. Weszła więc i chciała powiedzieć dzień dobry, ale patrzy, tam gdzie powinien być nauczyciel, jest nie kto inny jako Aleks. Właściwie nic dziwnego, bo wiedziała, że ten się eliksirami interesuje, ale z drugiej strony słyszała plotki, że na zastępstwie eliksirów ma być Borys, ten co Effka się w nim zakochała, ale czy to ważne? Przynajmniej ktoś te lekcje w końcu prowadził. - Cześć, Aleks - przywitała się więc, a że pod drodze musiała minąć Ianka, to przecież nie mogła się powstrzymać, żeby go nie poczochrać po główce, przytulić, uśmiechnąć i ogólnie, wykazać całą tą kuzyńską miłość. - Nic a nic się nie zmieniłeś i wcale na studenta nie wyglądasz - rzekła, niezwykle mądrym tonem i spojrzała krytycznie, na bałagan, który właśnie sprzątał. Zajęła zaraz ławkę przed Iankiem i Florką i zdjęła swą torbę z ramienia.
Trafić w dobry humor Florencji to arcytrudne zadanie, jak się okazuje! Ta przewrotność mnie by do grobu wpędziła, no ale sam Ian zmienny jest, więc nie narzeka. Gdy był w połowie akcji szprątająco-naprawczo-czyszczącej, zauważył, kątem oka, ze Florka nie wyjęła ksiażki. Zauważył to tylko dlatego, że mu zamachała ręką przed nosem. Pewnie zrobiła to w innym celu, niż zwrócenie na siebie uwagi, no ale skutek był inny. Najpierw chłopczyna bardzo się zasmucił, że Flor poniesie jakieś konsekwencje, ale potem uzmysłowił sobie, że przecież on ma podręcznik i może się nim z dziewczyna podzielić! To może doprowadzi o złamania bariery lodu i tak dalej. Tak więc zaniechawszy czynności czyszczących przesunął książkę na środek ławki i otworzył na jakiejś stronie, udając, iż uważa, że ta jest odpowiednia. Uśmiechnął się po raz kolejny do Puchonki i znowu przystąpił do czyszczenia bałaganu. Już kończył, gdy poczuł, że ktoś go mizia, przytula i coś do niego mówi. O, to Bell, jak miło, na prawdę. Jeszce przy Puchonce. Dzięki wielkie, kuzyneczko. Gdy usłyszał prawieobelgę, zrobił arcyobrażoną minkę. - Nie wygaduj bzdur, nie znasz się - obruszył się. Widząc, że kuzynka idzie zająć miejsce, nie zamierzał niczego dodawać. Zerkał co chwila na Flor, co ona na tą scenkę. Co dwa zerkania odwrócenie i uśmiech.
Ale, że lekcja? To oni w szkole jakiejś są, czy coś? No naprawdę, ewenement. Noo, ale skoro już jest raz na ruski rok, to wypada się pokazać. Namiś jednak nie podzielał entuzjazmu, szczególnie, że ostatnimi czasy bardzo rzadko widywał Simonka. Noo, a poza tym włosy przestały mu się układać, nawet specjalny żel i inne magiczne wynalazki nie działały! Generalnie dlatego właśnie od kilku dni chodził w czapce, z której aktualnie wystawał kawałek czarno-tęczowej grzywki. Jakaś czarna koszula na długi rękaw, niedopięta pod szyją, sprane dżinsy, oczywiście! trampki i niedbale nałożona szkolna szata z niezawiązanym krawatem przerzuconym przez szyję... Cóż, jego wygląd świadczył o tym, że generalnie wszystko ma w dupie, i tak właśnie było. Sala eliksirów... ok, pamiętał jeszcze, gdzie to jest. Mignęło mu sporo znajomych twarzy, ale nawet słowem się nie odezwał. Usiadł gdzieś sobie w środku, żeby wszystko widzieć (niestety, musiał założyć do tego okulary), i żeby nie rzucać sie za bardzo w oczy. Ułożył ramiona na ławce a na nich wygodnie oparł brodę, łypiąc wzrokiem to tu, to tam... Wolał mieć wszystko pod kontrolą.
No proszę, i kto się pojawił na wykładzie? A Pieczarka. Andrzej też wpadnie, ale obecnie wciąga najdłuższy makaron spaghetti świata. Weszła do sali, obrzucając wszystkich dość obojętnym spojrzeniem i siadając w pierwszej lepszej ławce czekała na rozpoczęcie się lekcji. Otóż... jako szanująca się alkoholiczka postanowiła dowiedzieć się co nieco o sposobach pozbycia się kaca, bo to w końcu pożyteczna rzecz, prawda? Aż miło posłuchać o tym, że po całonocnej imprezie z litrami alkoholu, rano wstanie wypoczęta i świeża, a przede wszystkim - bez bólu głowy. Same pozytywy. Jedno ją tylko trochę martwiło. Otóż ostatnio więcej czasu spędzała na wszelakich lekcjach, zamiast jak normalny człowiek wyjść na jakąś imprezę, trochę potańczyć, upić się do upadłego, przespać się z kimś, kogo starannie sobie wybierze... taa... z tym wybieraniem to było różnie, ale uwaga! Nie była łatwa - co to, to nie. Dawała mężczyzną złudny obraz, w którym całkowicie panują nad sytuacją, a potem wywijała im się sprzed nosa. Oczywiście, jeśli któryś jej się spodobał, to owszem... dostawał czego chciał. A nawet, jeśli nie chciał, to ona to dostawała. Bo manipulować ludźmi umiała niesamowicie. Szkoda tylko, że były osoby zupełnie obojętne na jej urok osobisty. Poprawiła rozgorączkowanym ruchem skrawek lekkiej sukienki w kolorze wrzosów i rozejrzała się po klasie w poszukiwaniu ofiary bądź kogoś, z kim można by normalnie porozmawiać.
Wow! To też mi odkrycie, że nie można trafić na dobry humor Florki, tym bardziej współczuję Ijanowi. Choć z drugiej strony chłopak także ma zmienny charakter, więc tym bardziej może się ,,dogadać" z Florence. Dziewczyna cały czas coś tam bazgrała na kartce nie myśląc, że może jeszcze jej się przydać na jakieś notatki. Boże! Dziewczyna chyba nie wzięła ze sobą mózgu. Jak ona może pisać notatki na tak wymiętoszonej kartce. No ale to przecież szczegół, a spisać można od pierwszego, lepszego uczniaka. Pisząc coś nagle usłyszała pewien głos. Dziewczęcy głos. Florence na chwilę spuściła wzrok z kartki i zauważyła jak przytula oraz czochra blond fryzurę Iana. Dziewczyna słysząc słowa, dotyczące chłopaka prychnęła dość cichym śmiechem po czym zaczęła wpatrywać się w całe to zamieszanie. Hej - wydusiła z siebie słowo skierowane do Krukonki. Po chwili znów zabrała się za bazgrolenie po kartce do czasu kiedy weszły kolejne osoby. Pierwszej przybyłej nie kojarzyła, zaś drugą tak. Była to Czarka. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej i znów zaczęła pisać coś. Dopiero przed chwilą zorientowała, się, że Ijan przybliża książkę tak aby i Florka mogłaby widzieć. -Od kiedy ty jesteś taki dobry - odezwała się po raz pierwszy od czasu tego nie miłego incydentu i zaczęła tradycyjne ,,zabijać" go wzrokiem.
Ludzie zaczęli się zbierać, uśmiechnął się na widok Bell, na jej powitanie odpowiedział ukłonem, złożył ręce na biurku, przed sobą ułożył pergaminy i książki oraz skrzynkę na razie zamkniętą. Spojrzał na zebraną publikę dwoje ślizgonów jedna puffka, jednego z artystycznej, oraz Bell. Nikt mnie tu poza nią nie znał, Ciekawe jaka jest ich motywacja, popęd za wiedzą, chęć nauczenia się jak pozbyć się kaca myślał w głowie zaczynając odczuwać przyjemne mrowienie badacza, na twarzy pozostał chłodny spokój.
nudy nudynudynudy wszyscy natychmiast do budy snuła się po szkole od kilku dni, przedzierała przez korytarze pełne wyimaginowanej mgły, a na ścianach i podłogach i sufitach wyłaniały się literki, wyginały się fikuśnie i uprzejmie szeptały do ucha "wykład (...) narkotyki (...)", a tego przecież nie mogła ominąć
całkowicie pewna zatem, że zmierza na wykład o narkotykach, Lunarie eS Deceiver pojawiła się o wyznaczonym czasie (plus dziesięć minut spóźnienia) w wyznaczonym miejscu; źrenice niemal całkowicie zasłaniały lazurowy pas tęczówek, wychudzone nieco i posiniaczone w kilku miejscach nóżki odsłonięte były dzięki krótkim, czarnym, jeansowym szortom, biała koszula zawiązana nad pępkiem odsłaniała płaski brzuch i zarys wystającego ponad skórę żebra, podniszczone, acz wciąż śliczne wlosy spływały miękkim łukiem na ostro zarysowane ramiona, zbyt widoczne obojczyki schudła oczy otoczone były cieniem, ale tylko nieprzespanej nocy, miała wrażenie, że na końcach długich rzęs wciąż kołyszą się niedokonane i niewyśnione mary zapudrowane nieco piegi zeskakiwały z jej noska i skakały radośnie po sali, ale przestała szybko śledzić wzrokiem ich nieistniejące harce bo dostrzegła wykładowcę! przekrzywiła głowę, uśmiechnęła się w sposób iście nieokreślony i zaśmiała się krótko, cicho, perliście a potem usiadła gdzieśtam, gdzieś obok... Frances Gray?
Wolfgang planował miło spędzić dzień w jakimś schowku. Wyjątkowo pragnął też towarzystwa. Jednak jak na złość towarzystwo zniknęło, kiedy chciał uraczyć (nafaszerować) kogoś heroiną, aby podziwiać świat razem z jakimś znajomym. Sam jednak nie miał zamiaru ganiać po szkole w poszukiwania chętnego do tej oto, hm, czynności. Zszedł po prostu do lochów i zaszył się w jakimś ciemnym kącie, gdzie podgrzał sobie narkotyk zmieszany z odrobiną Felixa, po czym wlał go sobie w żyłę. Coś jednak było nie halo, bo ludzie schodzili się do klasy, a Wolf wydedukował, iż muszą iść na lekcję. W sumie czemu nie? On też postanowił pojawić się na zajęciach! Doczłapał do drzwi i przeszedł przez próg, aby potem (z rękami w kieszeniach i bez niczego, co mogłoby się przydać) minąć wszystkich uczniów i usadzić się gdzieś na samym tyle, rozpływając się w tym iście pięknym świecie. Zawsze lubił eliksiry, ale nie podejrzewał, że sala lekcyjna może być taaaka wspaniała! W ogóle wszystko było super, ale pomińmy ten fakt.
Przyszedł na lekcję. Kiedy wszedł do klasy zobaczył trochę znajomych twarzy. Jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech. jak dawno nie był na lekcji. Usiadł w sąsiedniej ławce obok Bell. Dotknął lekko jej ramienia. - Siemka. Co tam? Spytał z uśmiechem. W miedzy czasie położył swoją torbę na stole i wyjął z niej potrzebne rzeczy. Z braku laku wyjął różdżkę i zaczął ją sobie obracać między palcami. Wyciągnął nogi pod ławką i opadł niżej na krześle. Rozejrzał się jeszcze raz po klasie. Sporo tu ludzi, których wcześniej nie widział. Puki co na razie nie wzbudzili u Matta szczególnego zainteresowania i ponownie zajął się bawieniem różdżką.
Spokojnie podniósł wzrok na sale, wyciągnął i spojrzał na zegarek. Już pora , wyciągnąwszy prawą dłoń, odzianą w czarną rękawice, trzymając w niej laskę uderzył laską w podłoże. Gdy tylko uderzyła w kamienną posadzkę, z miejsca uderzenia wystrzeliły iskry a po sali przeszedł specyficzny odgłos delikatnego grzmotu [ mniej więcej efekt taki jak na filmiku], po tym schował dłoń z laską pod poły czarnego płaszcza. Na sali zamarła cisza, odczekał moment by zgęstniała i wszyscy mogli zająć miejsca. -Witam wszystkich zainteresowanych-zaczął spokojnym niskim głosem, mówił z taką głośnością by każdy na sali go usłyszał, ale nie by zagłuszyć ewentualne rozmowy- Miło mi powitać Państwo ma tej prelekcji, dotyczącej w jak najprostszy sposób ujmując kwestie detoksykacji i oczyszczania ciała z toksyn i używek, a już kolokwialnie mówić jak szybko trzeźwieć i wychodzić z skutków lekkich narkotyków. Z góry informuje że w trakcie tej prelekcji chodzi głównie o to by zapoznać was z różnymi sposobami teoretycznie a w późniejszej części pozwolić wam na próbę praktyczną, więc liczę na waszą uwagę. A teraz pozwolę się przedstawić, jestem Aleksander Brendan, obecnie student drugiego Roku na Wydziale Magii Kreowanej, jak i absolwent Instytutu Durmstrangu. -Złożył dłonie przed sobą w piramidkę nachylając się do przodu zachowując kamienną twarz.
- Ja tu próbuję spaaaać... - jęknął, słysząc jakies grzmoty... No naprawdę. Człowiek przychodzi na ciekawą lekcje, żeby się po ludzku wyspać, a tu jakieś takie hałasy dziwne. Student miał ich uczyć? No tak, w sumie... czemu i by nie. Dziwny po dziwny, ale Namiś naprawdę o to nie dbał, bo aktualnie zauważył, że jeden z kosmków włosów wywinął mi sie podczas drzemki w bardzo dziwny sposób i aktualnie próbował uratować co nieco ze swojej nędznej fryzurki. Swoją drogą, temat też był nawet ciekawy... więc już zamiast układać się do snu, oparł brodę na dłoni i spojrzał wyyybitnie znudzonym wzrokiem po klasie, zatrzymując ją w końcu gdzieś w okolicy studenta.
Obracanie ołówka między palcami było naprawdę porywającym zajęciem. Oczywiście dopóki ten dziwny student w masce nie walnął swoją laską o podłogę i nie przestraszył Chiary w takim stopniu, że jej przedmiot zainteresował stoczył się z ławki pod nogi jakiegoś Ślizgona. Przeklęła pod nosem i wychyliła się z krzesła, o mało nie lądując przy tym na swoich zgrabnych czterech literach. I oczywiście... nie zdołała go podnieść. - Ey, podałbyś mi tamten ołówek? Skoro i tak nie możesz spać...? - Spojrzała na niego z ukosa, wskazując na swój skarb leżący koło jego buta. Kiedy owy wykładowca zaczął mówić, zaczynała mieć wątpliwości, czy przyjście tutaj było najlepszym pomysłem. Gość chyba trafił tu z jakiejś odległej epoki, w której po ziemi chodzili rycerze, otyli królowie i puszczalskie żony. Czyli cofamy się do czasów Henryka VIII, mojego bossa spośród królów Anglii, tuż koło Króla Artura, rzecz jasna. No ale nic, nie wypada wyjść, kiedy wykład już się rozpoczął, więc musiała jakoś przeżyć. Kto wie, może dowie się czegoś nowego!
Kto jak kto, ale Kath akurat eliksiry lubiła. A gdy się dowiedziała, że dzisiaj jest lekcja, czym prędzej zebrała się do kupy i wyszła z dormitorium. Co prawda niechętnie, gdyż miała o wiele ciekawsze zajęcie, no ale.. RAZ NA JAKIŚ CZAS WYPADA SIĘ POJAWIĆ. I grzecznie udawać, że wszystko jest w porządku. Tak, to klucz do sukcesu i świętego spokoju, przynajmniej ze strony nauczycieli. Bo reszta była nachalna i narzucała swoje towarzystwo. Szuje. Trochę czasu zajęło jej dojście do lochów i w ogóle, ogarnięcie otoczenia, gdyż dawno tutaj nie była. Ciągle tylko Wielka Sala & dormitorium & pokój wspólny Gryfonów. Nigdzie więcej się nie pojawiała, w samotności borykała się z problemami. I robiła dzikie koncerty z Lils, ale mniejsza o to! Wparowała do klasy eliksirów i uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Kto przybył, czy Amelie wróciła, co tym razem będzie omawiane. Hm, pierwsze co rzuciło jej się w oczy to ruda czupryna Bell, do której od razu podeszła i usiadła obok oraz fakt, iż lekcję prowadzi Aleksander, który aktualnie trzaska laską o podłogę. NO PANELE JESZCZE PORYSUJE, NIKCZEMNIK! - Hejs - przywitała się cicho z Krukonką. - Coś ciekawego się szykuje? - spytała, uśmiechając się szeroko i przeczesując loczki palcami.