W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Och, przecież Rose uważnie śledziła poczynania dziewczyn! Warto jednak zaznaczyć, że była dopiero w piątej klasie i, choć miała dość sporą wiedzę na temat eliskirów, wolała nie zawalić całego zadania. W końcu jednak odezwała się, wysilając szare komórki. - Tosia ma chyba rację - stwiedziła, przerzucając kartki podręcznika. Sięgnęła po odpowiedni składnik i podała go panience Risse. - A przynajmniej tak mi się wydaje... - zawahała się. Rose nie chciała dać plamy, ale jednocześnie nie mogła siedzieć przez cały czas, nic nie robiąc, bo zwyczajnie nie zasłużyłaby nawet na Zadowalający - prędzej na Okropny.
Zacmokała z nieukrywanym zadowoleniem, słysząc aprobatę Rose co do swojego wniosku na temat kolejnego składniku. Jednak w momencie, gdy Puchonka podała jej ów korzeń, zawahała się znacznie przed delikatnym chwyceniem go. Zmierzyła roślinkę uważnym spojrzeniem i doszła do wniosku, że jeżeli ona, prawie-Mistrzyni-Eliksirów Antoinette Risse, doda tę ingrediencję do wywaru, wszystko na pewno eksploduje i oczywiście wina będzie po jej stronie. Zamruczała z rezygnacją, po czym wyciągnęła rękę z korzeniem w stronę kuzynki. - Lepiej ty to zrób, Roś - stwierdziła jakże dyplomatycznie, spoglądając to na blondynkę, to na pannę Harm, to na kociołek, w którym znajdował się ich jakże perfekcyjny eliksir.
Idąc za wskazówkami dziewczyn, wrzuciła do wywaru korzeń Asfodelusa. Oczywiście nie obyło się bez trzęsących rąk. Czemu akurat ona musi stać przy kociołku?! Tośka jest przecież nich najstarsza. Ale dobra, biorąc pod uwagę jej zdolności do ważenia mikstur, wolała nie powierzać w jej ręce kociołka. Miała nadzieję, że sama niczego nie popsuje. - Proponuję napisać skróconą instrukcję ważenia eliksiru. Niedługo powrzucamy wszystko jak popadnie i "przypadkiem" rozwalimy klasę. Wtedy z pewnością zasłużymy na Wybitny! Spojrzała, po raz kolejny z resztą, na składniki. Skreśliła w myślach korzeń i kręgosłup. - Sugeruję krew żaby, jako że róg dwurożca z pewnością ma o wiele więcej właściwości magicznych, niż żaba. A według jednego z punktów ważenia eliksirów, dopiero na samym końcu dodajemy główny, czyli najsilniejszy, składnik. Co wy na to? Uprzedzam, że nie wiem, kiedy dokładnie powinnam dodać resztę! Może niech to się powarzy kwadrans?
Rose zmarszczyła brwi i znowu postanowiła polegać na podręczniku, jako że ani do Stuner, ani do Risse zaufania w kwestii eliksirów nie miała. Odszukała jeden z pierwszych tematów. - Masz rację, Rose, jednak trochę uważałaś na lekcjach; ostatni będzie najsilniejszy magicznie składnik, więc w tym przypadku właśnie róg - mówiła, wyciągając z torby kawałek pergaminu i notując szybko. - A więc jeśli chodzi o mnie, zdecydowanie jestem za chociaż dziesięciominutową przerwą, chociaż w przepisach zazwyczaj mówią o kwadransach... - zamyśliła się. - A może jeszcze zamieszać? Pięć razy w stronę wskazówek zegara, a potem przez dwie minuty w drugą? Chyba kiedyś o tym czytałam.... Potem jeszcze róg i chyba gotowe. Jaką powinnyśmy otrzymać barwę? - spytała rezolutnie. Zadowolona z siebie usiadła i czekała na reakcję, chociaż spodziewała się, że zaraz przynajmniej połowa jej wskazówek okaże się błędna. Ale przecież chęci też się liczą, no nie?
Tak, tak, tak! Kiedy korzeń został wrzucony do roztworu, nic nie wybuchło, a tworzona przez nie ciecz nie wyparowała, ani nic z tych rzeczy. To ewidentnie wskazywało na to, że, jak zwykle zresztą, wskazówki panny Risse okazały się wysoce bezbłędne. Już za to powinna skończyć klasę z oceną Wybitny. - Dobra, czyli dwanaście i pół minut przerwy, potem dodajemy krew, potem przerwa, potem róg, dostajemy świetną ocenę i idziemy do domu - zarządziła iście przywódczym tonem głosu, spoglądając z nieukrywaną dla siebie dumą na pozostałe uczennice. W sumie całkiem przyjemnie pracowało się w tak małej grupie. Tośka spojrzała kątem oka na uczennicę, która pierwszy raz odwiedziła ich lekcje. Chyba była tu nowa... Zaraz, zaraz. Czy one kiedyś nie zamieniły kilku słów? W końcu Krukonka jako jedna z pozytywniejszych postaci w całej szkole zawsze martwiła się o nowych uczniów, czy nie pożre ich coś na terenie Zakazanego Lasu czy Irytek nie zechce zrobić im głupiego żartu... Tak, tak. Zresztą nieważne. W międzyczasie Risse wpadła na kolejny genialny pomysł. Wyciągnęła z torby zapakowane w serwetkę ciastka, które zdążyła zakosić ze śniadania. Miała zamiar sprezentować je Charlesowi, bóg raczy wiedzieć czemu, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. - Chcecie? - zaproponowała, po czym nie czekając na reakcję koleżanek, sama chwyciła jedno ciastko i schrupała je w porażającym wręcz tempie.
Czyżby została posądzona o NIE uważanie na lekcjach? To cios poniżej pasa! Pana Stuner należała do osób niezwykle pilnych, chociaż zdarzało jej się co nieco zaniedbać, to we wcześniejszych klasach słuchała wszystkiego, co mówił nauczyciel. Kątem oka spojrzała na Tośkę, która, jak to miała w zwyczaju, przejęła dowództwo. Takie zachowanie kuzynki niezmiernie bawiło Rośkę. Nie chodzi oto, że Krukonka nie miała predyspozycji na dowódcę, ale oto, że panna Risse miała owe zadatki dopiero wtedy, kiedy ktoś zrobił za nią większą i tą trudniejszą część zadania - obmyślanie planu. O tak, obowiązki rozdzielała świetnie! - Robię to na wasza odpowiedzialność! - poinformowała. Zamieszała według wskazówek Rose, starając się nie pomylić w liczeniu, a potem czekała, bo co innego miała robić? To wszystko musiała się przecież połączyć, czyż nie? - Jaki kolor powstaje po zmieszaniu białego z czerwonym? Różowy czy raczej jasnoczerwony? Wiecie, próbuje rozgryźć, kiedy powinnam dodać sproszkowany róg - wyjaśniła. Patrzyła natarczywie w eliksir, jakby nagle miała się w nim pojawić odpowiedź. - Bo krew żaby to od razu po tych dwunastu minutach, tak? - Zaokrągliła czas, gdyż nie będzie żadnych sekund odliczać. Co to, to nie. Cierpliwości takiej aż nie ma. - Ciacha! - ożyła na ich widok. - Daaaaaaj! - wyciągnęła dłoń po jedzenie. Łakomczuch, oj, łakomczuch z niej.
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia 30/11/2010, 21:41, w całości zmieniany 1 raz
Rose z wahaniem sięgnęła po ciastko, jakby wyczytała w jej myślach, że miały być one przeznaczone dla Charles'a. Dzisiaj jednak Harm postanowiła spędzić z dziewczynami miło czas, a nie myśleć o bibliotekarzu, chociaż nie do końca jej się to udawało. Uśmiechnąwszy się z wysiłkiem i wdzięcznością do Tosi, usiadła i obserwowała w skupieniu ruchy Stuner. - To chyba będzie różowy - stwierdziła, zerkając na zegarek. Wydawało jej się, że Puchonka dobrze zamieszała miksturę, więc jako nagrodę za swoją pamięć wzięła jeszcze jedno ciastko. - Pyszne, Tośka - stwierdziła. - A co do krwi, Rose, to chyba masz rację. Więc czekamy te dwanaście minut, krew i... znowu przerwa? Powiem wam, że po zastanowieniu nie wydaje mi się to już takie trudne - powiedziała ze śmiechem. W sumie ta lekcja należała do jednej z luźniejszych.
Ostatnio zmieniony przez Rose Elizabeth Harm dnia 30/11/2010, 21:49, w całości zmieniany 1 raz
Właściwie to Tosia wciąż miała dość dobry wzrok, więc zauważyła lekką zmianę w nastawieniu Rose Harm, ale zrzuciła winę na jakiś gorszy dzień, bądź coś w tym stylu. Wzruszyła tylko delikatnie ramionami do własnych myśli, po czym sięgnęła po kolejne ciastko. Tak, ona tu była kapitanem okrętu, a pozostałe dziewczęta odwalały brudną robotę. Tylko żeby nie wymknął się jej tego typu tekst przez jakiś nieszczęśliwy przypadek, bo chyba oberwałaby kociołkiem. Odpowiedzi na pytanie kuzynki udzieliła druga Puchonka, więc Tośka nie poczuła się w obowiązku powtarzania tego samego. Szczególnie, że w pierwszej chwili na myśl przyszło jej zupełnie co innego, ale to nic, prawda? Każdemu zdarzają się pomyłki, zwłaszcza po tak intensywnej, umysłowej pracy. - Chciałabym powiedzieć, że sama piekłam, ale chyba bym skłamała - odpowiedziała beztrosko, po czym schrupała kolejne ciastka, wielce zadowolona, że jej pomysł okazał się, tym razem, wypałem. Tak sobie czekały i czekały, zgodnie z jej rozkazem, natomiast po upływie określonego czasu Tośka przechyliła się nieco, by spojrzeć na ich eliksir. - To co teraz? - spytała z miną dowódcy mugolskiego wojska.
Ze znudzeniem wpatrywała się w eliksir. Nie lubiła chwil, kiedy nie miała nic do roboty oprócz gapienia się. Aż miała ochotę zamieszać jeszcze raz, co przez przypadek zrobiła. Zatkała usta dłonią, by nie krzyknąć i nie przestraszyć nauczycielki, która pewnie spanikuje jeszcze bardziej niż uczennice, po czym odsunęła się, zostawiając chochlę w wywarze. Oczekiwała wybuchu, czy czegoś. Ale nic się nie wydarzyło. Z jej ust wydobyło się westchnienie ulgi. - Matko, jak ja się przestraszyłam! - zaczęła lamentować. Sięgnęła po kolejne ciasteczko dla ukojenia nerwów. To było straszne. - Teraz krew, tak? - chciała się upewnić. Cała posiadaną krew, którą wyciągnęła z szafki, wlała do kociołka. Mieszać, nie mieszać? Czekać, dodawać kolejny składnik? Postanowiła poczekać. Jedyne co motywowało ją do roboty, to ocena, która może być całkiem pozytywna.
Rose uśmiała się nieźle z przestraszonej miny Rosiaka, chociaż nie chciała robić jej przykrości. Zresztą faktycznie aż dziw, że ich eliksir, do którego instrukcję same stworzyły, do tej pory trzymał się dość nieźle. - Nie wybuchło, więc sądzę, że to było potrzebne. Jesteś genialna, panno Stuner! - zakomunikowała oficjalnie Harm, po czym zasalutowała w kierunku Antoinette. - Oddział o nazwie REH melduje się. Przygotowanie do zadania - oświadczyła, chwytając chochlę. - Rozpoczęcie działań - rzekła, mieszając dwa razy w jedną stronę, a potem dwa razy w drugą, po czym odłożyła chochlę i z radością oświadczyła, wpatrując się w eliksir. - Zadanie wykonane! - powiedziała zadowolona z siebie. - To co, dziewczęta, teraz czekamy grzecznie, aż się to skończy ważyć? - spytała, siadając na krześle i chwytając kolejne ciastko. Doprawdy były genialne!
Widząc zwartą współpracę swoich żołnierzy, generał Risse uśmiechnęła się z dumą. W końcu ona była najstarsza stopniem i to do jej zadań należało wyszkolenie jej wojska, mhm! Dobrze jej poszło, przynajmniej oceniając po dotychczasowym wyniku ich pracy. A raczej pracy żołnierzy i genialnego generałowania generał Risse. Nie ma to jak słodkie powtórzenia, taak. Ale w tej sytuacji nie ma lepszych określeń, by opisać cudowność zaistniałej sytuacji. - Bardzo dobrze, REH, zasłużyłaś na jednodniową przepustkę na święta w celu odwiedzenia rodziny - zakomunikowała uroczyście, przypominając sobie dziwne sceny z równie dziwnych, mugolskich filmów, które kiedyś pokazywał jej ojciec. Przynajmniej kiedy jeszcze kontaktował względnie z rzeczywistością, nie angażując się aż tak mocno w swoją pracę w Ministerstwie, bo później rozmowy z nim sprowadzały się do tematu związanego z jego departamentem. Ale cóż, zdarza się. - Czekamy, a później dodacie sproszkowany róg, żołnierzu. - zwróciła się teraz do Rose. - Następnie stawimy się u wyższego urzędu po ocenienie efektów naszej pracy oraz po nagrodę w postaci nowych hełmów. - Mówiła wszystko z tak niewiarygodną powagą, że aż trudno w to uwierzyć, choć o mało co nie wybuchła śmiechem.
Zasalutowała obydwóm dziewczynom. Naprawdę wspaniale im szło! Jeszcze ani razu nic nie wybuchło, nie zaczęło śmierdzieć (a może powinno?) ani nie zaczęło wydawać dźwięków, co tylko utwierdzało Rośkę w swoim przekonaniu. Oddała przyjaciółce władze nad wywarem. Współpraca górą! Profesorka się zdziwi i aż jej szczęka opadnie, jak zobaczy tak idealnie uwarzony eliksir! - Rozkazy wykonane, generale! - powiadomiła, a po chwili zaczęła zdawać sprawozdanie. - Woda - jest. Składniki - wrzucone. Zamieszane - zamieszane! Skończone? Nie! - i wrzuciła sproszkowany róg dwórożca. Odczekała chwilę, by zacząć mieszać. Nawet nie liczyła. Niech eliksir przybierze barwę... jeszcze bledszą, niż teraz, o. Tak będzie najlepiej. - I jak nam idzie? I ile, tak w ogóle, mamy czasu?
Rodziny?, spytała w myślach Rose i nie odpowiedziała nic Tosi, tylko wpatrzyła się w eliksir, który właśnie nabierał, uwaga, PERFEKCYJNEJ barwy. Cóż, naprawdę mogą być z siebie dumne! Mikstura wyglądała świetnie. - No, to teraz jeszcze poprosimy o ocenkę i z głowy, tak? - spytała Rose, zacierając ręce. - Ciekawe, czy dostaniemy go trochę - powiedziała, ściszając głos, żeby nauczycielka ich nie usłyszała. To by doprawdy było fascynujące, bo Harm nigdy nie korzystała z takich środków jak Eliksir Niewidzialności. Prawdę mówiąc od teraz może zacznie go przyrządzać? O ile będzie w ogóle działał, co wcale nie było takie pewne. Rose spojrzała pytająco na dziewczyny, czekając na rozkazy.
Pokiwała głową po raz kolejny, widząc, że ich praca została zakończona. Na uwieńczenie tej nader podniosłej chwili, sięgnęła po jedno z ostatnich ciastek i zjadła je w błyskawicznym tempie. Ale gdyby tego było mało, wyciągnęła także z torby szklaną butelkę z sokiem dyniowym. Także ze śniadania, a co! Skoro dają i pozwalają, to nie należy mieć skrupułów, mhm. Upiła więc niespiesznie kilka łyków, wystrzegając się głupiej śmierci przez udławienie, a przy okazji spojrzała na wywar. - Świetnie, eliksir gotowy! - zakomunikowała w końcu, odstawiając picie na stół. Następnie spojrzała w kierunku najwyraźniej zapracowanej pani profesor. Jej ręka momentalnie wystrzeliła w powietrze, na znak, że skończyły już pracę. W końcu jako dowódca musiała dbać o poinformowanie o wynikach pracy wyższego urzędu.
Amelia akurat w tym momencie spoglądała w stronę, gdzie stały dziewczęta przyrządzające eliksir. Wytłumaczyła swojej nowej podopiecznej parę pojęć, a akurat gdy doszła do wniosku, że i tak całkiem sporo udało im się obecnie zrobić – jej grupa przyrządzająca eliksir niewidzialności ukończyła pracę, także wszystko bardzo dobrze się zgrało. Uśmiechnęła się do Angie (bowiem tak właśnie miała na imię nowa uczennica) i podziękowała za współpracę, oraz poprosiła o to, aby starała się tego porządnie nauczyć na następną lekcję. I tak będą musiały sporo nadrobić, jednakże im solidniej się za to zabierze – tym szybciej zacznie zrównywać swój poziom z resztą. W sumie, to dość ryzykowne. Ot tak po tylu latach podjąć naukę tutaj, zrezygnować z życia niemagicznego i nadganiać trzy lata nauki. Grunt, żeby się wyrobiła z zaległościami do sumów, albo żeby chociaż je zdała. Pożegnała się z dziewczyną i zezwoliła jej na wyjście z sali, tymczasem sama udała się do oddalonego od nich stolika. -To jak, skończone? – dopytała jeszcze po drodze, serwując wszystkim członkiniom grupy szeroki uśmiech. Podeszła – i prawdę mówiąc – miło się zaskoczyła. -Kolor bliski ideału. – przyznała. Choć nie wierzyła w to, że dziewczęta coś w nim spsuły, to jej obowiązkiem było się upewnić. -Odmiana eliksiru niewidzialności wykonana z tych składników działa tylko i wyłącznie na istoty żywe. Jako, że jest nieszkodliwa, można ją spokojnie na nich testować. – nieszkodliwa, pod warunkiem, że był względnie dobrze wykonany. Spojrzała na dziewczęta w taki sposób, jakby chciała im dać do zrozumienia, że życie szczura testowego – Jeana – zależy tylko i wyłącznie od tego, czy sumiennie wykonały zadanie. Spokojnie podeszła do klatki znajdującej się gdzieś w czeluściach Sali, po czym wróciła ze zwierzątkiem do kociołka. Nabrała odrobinę eliksiru do pipetki i powoli sączyła ją do pyszczka. Po jakiejś minucie szczur zaczął się robić co najmniej niewyraźny.. -Wspaniale! W sumie każda z was otrzymuje dzisiaj trzydzieści punktów, za obecność i pracę na lekcji. – zakomunikowała, najwyraźniej ciesząc się z tego jak doskonale sobie poradziły z tym zadaniem. Westchnęła cicho, jakby się nad czymś zastanawiając. -Składniki do eliksiru są niezwykle rzadkie, ale w nagrodę... – Amelia ruszyła do probówek i po większe pepitki. I szybko zabrała się do roboty, przelewając odrobinę zawartości kociołka do probówek. -Daję wam godzinną dawkę eliksiru. JEDNĄ. Tylko jeśli się dowiem, że wykorzystałyście ją w zły sposób, to przysięgam, nie chciałabym być w waszej skórze. – ostatnią część wypowiedziała takim tonem, by dziewczęta bezproblemowo uwierzyły w słuszność ich słów. Ostatecznie każdej z nich wręczyła owy specyfik. -Dobrze, dziękuję wam serdecznie, możecie wyjść i do zobaczenia! – rzuciła, otwierając drzwi od Sali do eliksirów oraz powracając do katedry w celu zebrania swoich manatków.
Rose, słysząc werdykt, uśmiechnęła się do dziewczyn. Oto, co można zyskać ciężką pracą! No i próbka eliksiru... To naprawdę mogło jej się przydać. Nie wiedziała jeszcze, kiedy i jak, ale naprawdę sama możliwość wykorzystania tego specyfiku przypadła jej do gustu. - Dziękuję - powiedziała do nauczycielki, a kiedy odeszła, kiwnęła głową dziewczynom. - Moje drogie, zadanie wykonane. Werdykt: prawie-idealnie. No i nic nie wybuchło, a szczur przeżył! Możemy być z siebie dumne - stwierdziła i założyła torbę na ramię, wcześniej chowając do niej swoje rzeczy wraz z porcją eliksiru. - Trzymajcie się! - krzyknęła i wyszła z sali, bo - choć czasami miła i przyjazna - Rose dalej chodziła swoimi drogami. Chociaż to się nie zmieniło.
Są genialne po prostu. Powinny założyć kółko z eliksirów. Albo wymyślić mnóstwo własnych specyfików. Bo kto lepiej, jeśli nie one, lepiej wie, co w życiu potrzebne? Jasne, że nikt! Uśmiechając się szeroko, zerknęła na dziewczyny. Powinny być jej wdzięczne, bo kto postawił kociołek na ogniu? Ona! Ale nie spoczywajmy na laurach, na następnej lekcji wykażmy się ponownie! Oczywiście brawa należą się dla Rose, która JEDEN raz zamieszała wywar i wcinała ciastka, oraz dla Tośki, która wspaniale wydawała rozkazy. Przynajmniej praca szła szybko i sprawnie - bez kłótni. - Jak widać, dziewczyny, MAMY TALENT! - krzyknęła szczęśliwa, odbierając fiolkę z eliksirem. Będzie go trzymać tak długo, aż się na coś nie przyda. - Dziękuję za tak wspaniałą i interesującą lekcję! Do widzenia! - krzyknęła, wychodząc na korytarz. Cały czas przyciskała do siebie szklany flakonik. Chciała dogonić Rose.
Antosia aż klasnęła w dłonie, słysząc opinię pani profesor. Co prawda obawiała się trochę o życie szczura, jednak kiedy zorientowała się, że jednak wszystko jest w porządku, odetchnęła z ulgą i spojrzała z dumą na swój oddział. Nie ma to jak mieć zdyscyplinowanych i utalentowanych żołnierzy, wtedy każda praca mija szybciej i staje się przyjemniejsza. A ona, światowej sławy generał Risse, mogła wydawać kolejne polecenia ze świadomością, że nic nie zostanie sknocone i cała praca nie pójdzie na marne. - Dziękujemy - zawtórowała, odbierając swoją fiolkę z nagrodą za ich niebywałe osiągnięcia na lekcji, a następnie zasalutowała wychodzącym dziewczynom. Sama nie miała zamiaru tak szybko opuszczać klasy. Miała do załatwienia jeszcze jedną sprawę, a to były chyba możliwie najbardziej sprzyjające okoliczności do omówienia owej kwestii. Spakowała więc swoją torbę i ruszyła niespiesznym krokiem w stronę katedry nauczycielskiej, jakby dając sobie czas na zebranie odwagi do poruszenia tego delikatnego tematu. - Pani profesor... - zaczęła z niejakim wahaniem. Obmyślała scenariusze tej sceny na milion sposobów, a jak przyszło co do czego, nie mogła sklecić poprawnego zdania, świetnie. - Chciałam panią zapytać... A właściwie poinformować... Mam problem. - oświadczyła w końcu, spoglądając na Amelie de Cheverny jedynie od czasu do czasu, bo non stop przenosiła spojrzenie na swoje buty.
Właśnie się zbierała, ale cóż, może tu jeszcze trochę zostać, jej to jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Taką miała pracę, i musiała przyznać, że bardzo ją polubiła. No, i zaufanie uczniów to raczej powód do dumy! Bardzo ucieszyła się, gdy usłyszała, że proponują jej posadę opiekunki domu. Dla kogoś podchodzącego do misji nauczycielskiej w taki sposób jak ona to była naprawdę spora nobilitacja. Zwłaszcza, że była nauczycielem młodym. Chyba to oznaczało, że nie było żadnych zastrzeżeń odnośnie jej pracy. Uśmiechnęła się do dziewczyny przyjaźnie. Chciała zaproponować jej aby usiadła, jednakże miała dużo lepszy pomysł. -To może przejdziemy do mojego gabinetu? Tam chyba będzie nam wygodniej porozmawiać. - zauważyła. Zrobi jej herbatę, na przykład. Będą miały dużo miejsca aby usiąść w normalnych warunkach.. Na przykład.
Odetchnęła z jakąś namiastką ulgi, widząc przyjazny uśmiech nauczycielki. Niby dodało jej to odrobinę odwagi, chociaż zapewne, kiedy wyjawi dokładnie, co też ma do przekazania, wyrzucą ją ze szkoły i tyle będzie z tej radości. Cóż, zobaczymy. Krukonka splotła dłonie w wciąż nieco nerwowym geście, a jej usta wygięły się lekko w jako takim rewanżu na gest ze strony pani profesor. Ach, właśnie, jeszcze nie zdążyła pogratulować Amelie objęcia nowego stanowiska w szkole, ale przecież wszystko jest do nadrobienia. Jeżeli wcześniej Risse'ówna nie zostanie zamordowana przez fakt stanu błogosławionego. - Tak, chyba ma pani rację. Dziękuję - odpowiedziała grzecznie, po czym ruszyła w stronę wyjścia z klasy od eliksirów. Przy okazji przewiesiła wygodniej torbę przez ramię, bo pasek odeń zaczął być zbytnio drażniący, a Tośka nie potrzebowała teraz więcej nerwów. Wystarczy, że za kilka minut miała powiedzieć opiekunce swojego domu, że jest w ciąży. Świetna zabawa gwarantowana, doprawdy.
Weszła z Brianem do klasy eliksirów trochę niepewnym krokiem. Rozejrzała się dokładnie z nadzieją, że tu nie będzie żadnych "dźwięków". - Nigdy więcej nie pójdę na szczyt wieży - Podsumowała stając przy swoim stanowisku, które zazwyczaj zajmowała na lekcjach. Aż się wzdrygnęła na myśl o tym co tam ci studenci robili. - Fuj... Ludzie są troszeczkę popie*****ni...- Od razu poczęła szukać składników. Nie miała pojęcia czy jej się uda. Ten eliksir był skomplikowany, a dodatkowo ona nie była wcale taka dobra w eliksirach jak mówiła.
Popatrzył na Nią. - Connie dasz radę, liczę na Ciebie. - powiedział i się uśmiechnął. Kurczę, a jak wyjdzie że żadnej nie kocha? - Connie, tylko proszę. Zadaj mi pytanie kogo tak na prawdę kocham i na kim na zależy. - powiedział i zaczął chodzić po klasie. - Ciekawe co jeszcze ze mnie wyciągniesz... - powiedział.
- A jeśli się uda - Przegryzła lekko wargę, odwracając wzrok w stronę kociołka i nie patrząc na chłopaka. - Będę mogła wypytać o cokolwiek będę chciała? - Poczęła wyciągać składniki na stół. Następnie wzięła kartkę wyrwaną z podręcznika. Z jednej strony był ręcznie napisany przepis na eliksir odpadania kończyn, z drugiej wydrukowano jak przyrządzić eliksir prawdy. Będzie potrzebowała z tym pomocy...
- Tak, dosłownie, a ja będę musiał odpowiedzieć na każde pytanie. - potwierdził. - Tylko, pamiętaj, czas działania nie jest wieczny... Ale wystarczająco długie działanie ma żebyś zdążyła wypytać o to, o co chcesz... - powiedział i uśmiechnął się. Czuł że zapyta o coś, czego nie powinien Jej mówić. - Wiesz, przynajmniej dowiesz się czegoś o mnie. - uśmiechnął się.
- Wolałabym się dowiedzieć bez używania eliksiru - Powiedziała cicho pod nosem. Było wiele rzeczy, o które chciała zapytać, a czuła, że nie powinna. - Będę miała kłopoty jak się ktoś dowie, że ci to podałam. A w ogóle przygotowanie trwa 3 miesiące - Uśmiechnęła się lekko, nadal na niego nie patrząc.
- Nie! - krzyknął załamany. Był słaby z eliksirów, nawet bardzo... Nie cierpiał gdy czegoś nie potrafił. - Cóż, ten eliksir jest mi potrzebny aby samemu się dowiedzieć co tak na prawdę do kogo czuję. - powtórzył się. - Zależy mi na Tobie, ale boję się że Cię zranię. - powiedział zachodząc Connie od tyłu i obejmując. - Co myślisz o tym żebyśmy wyskoczyli gdzieś, tak żeby nas nikt nie widział i porozmawiali dokładnie na każdy temat? - zapytał szepcząc Jej do ucha.