W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Zalozyl po mesku noge na noge i zmierzyl nauczycielke spojrzeniem. Hmmm... strasznie mloda. Pamieta jak matka opowiadala mu o starej jedzy od eliksirow, pani Humhry, ale moze juz przeszla na emeryture i nie pracuje w szkole. Wlasciwie Hogwart zdawal sie byc taki bardziej nowoczesny. Wiele nauczycieli bylo mlodych ale... mniejsza o to! dziewczyna przysiadla sie do Felka i odezwala sie. -No, to dobrze. A moglbym spytac, dlaczego lekcji nie ma skoro jest nauczyciel? Wskazal podbrodkiem kobiete, mruzac brwi w zdziwieniu.
Wtem do klasy wpadła dziewczyna, cóż, mówiąc delikatnie, sporo spoźniona. Biorąc pod uwagę zdanie, które padło z jej ust na przywitanie z nauczycielką, wnioskował, że zrobiła to nie po raz pierwszy. Kojarzył ją z Dormitorium. Wiedział, że jest z Gryffindoru. Chociaż domyśliłby się i bez tej wiedzy... Tylko prawdziwy Gryfon, potrafiłby spóźnić się na 75% lekcji i nie odpuścić sobie. Przyjść. Życzliwa blondynka, która zaczepiła go już wcześniej, zatroszczyła się o niego, pytając o samopoczucie. Jednakże nie myślała chyba... że on, Nathaniel Flynn, miałby się tak po prostu przyznać do słabości? Co to, to nie. - Nic się nie stało. - Odpowiedział, wywracając zesztywniałymi ramionami. - Dlaczego pytasz? Nie odpowiedziała jednak, bo w klasie pojawiła się właśnie młoda kobieta o arystokratycznych ruchach i nienagannych rysach twarzy. Wszystko pięknie ładnie, gdyby nie fakt, że jest przeźroczysa. Chrząknęła bezceremonialnie, próbując ściągnąć na siebie uwagę, ale chłopak nieszczególnie się tym przejął. Wolał użalać się nad bólem, który zadawał mu palec. To było bardzo dziwne. Przecież to tylko palec. Jak coś tak niewinnego mogło zadawać tyle bólu? W dodatku wydawało mu się, że z każdą chwilą ból jest coraz intensywniejszy, a rana coraz okazalsza. Wkrótce, świeże pęcherze pokryły już cały palec i zauważył, że nad każdym unosiła się szara mgiełka. Blondynka nagle odwróciła od niego uwagę i zadała parę pytań duchowi (który zaś kompletnie ją zignorował) i przysiadła się z uśmiechem do krukona, który właśnie (na litość boską, czy nikt prócz niego nie ma już zegarka?!) wszedł do klasy i zagadała do niego. Och, czyżby jej odpowiedział?! Czyli ktoś w tej sali jest jeszczxe w miarę przytomny...
Gdy tak siedziała w dormitorium i nudziła się niemiłosiernie nawiedzały ją różne myśli. Nie były zbyt wesołe i sądziła, że zaraz oszaleje. Nigdy nie czuła się tak żałośnie słaba. Ale, ale. Czy teraz nie ma lekcji eliksirów ? Puknęła się w czoło i szybko przeczesała włosy. Wrr, żaden loczek się nie rozprostował. Trudno, wejdzie tam i będzie straszyć swym wyglądem. Nie ma innej rady. Zebrała w sobie odrobinę pozytywnej energii i pobiegła do lochów. Nie poczuła nieprzyjemnego zimna, gorzej oddziaływało na nią słońce. Mogłaby tu siedzieć w krótkim rękawku i nic. Żadnej reakcji ciała. Wpadła do klasy i rzuciła okiem na obecnych. Tak, duch, studentka i jacyś uczniowie. - Przepraszam, pani profesor - mruknęła cicho. Weź się w garść, nie jesteś w dormitorium. Wystarczy wlepić na twarz fałszywy uśmiech i się wszyscy od ciebie odczepią. Jak sobie pomyślała, tak zrobiła. Nie to, że lubiła udawać. Nie, wręcz przeciwnie. Teraz była brudem, spraną tęczą. Bo tak akurat wyglądało jej życie. Kiedyś, pół roku wcześniej by się pozbierała. Ale teraz brakło jej sił. Nie miała nawet ochoty o tym zapominać. I tak cała sytuacja nawiedza ją w snach. Usiadła z boku klasy, aby w ciszy słuchać nauczycielki. Lekkie poczucie winy, że rozwaliła na chwilę lekcje minęło. Może akurat się rozerwie ? Zarobi punkty dla Gryffindoru ? Obecnie było jej wszystko obojętne. Wmawiała sobie, że żałuje przyjścia tutaj. Westchnęła cichutko i zaczęła obserwować innych.
//Uznajmy, że przyszła wczoraj tam. I tak chyba Am jeszcze niezupełnie zaczęła.//
Jak zwykle myślała o pięknej krainie szczęśliwości, kiedy drzwi się otworzyły. Stanął w nich nie kto inny, tylko Felix. Uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła się w stronę nauczycielki, czekając na ciąg dalszy lekcji. Dopiero teraz, kiedy rozejrzała się po sali, ujrzała ducha. Pięknego, dystyngowanego ducha kobiety. Przyglądała mu się przez chwilę, ale przecież nie będzie się na nią gapić. Odwróciła więc wzrok i co zobaczyła? Do sali weszła Kath!Jak ona jej dawno nie widziała. Niestety, zauważyła jej dość drastyczną zmianę. Kiedyś pałała optymizmem i zarażała wszystkich energią. Teraz... straciła radość życia i wyczuwało się to na kilometr. Prześlizgnęła się w jej stronę, uważając by nie przerywać nauczycielce niepotrzebnymi hałasami. - Jak się czujesz? - Spojrzała Gryfonce w oczy i uśmiechnęła się smutno. Cieszyła się, że ją widzi, jednak wolała, by dziewczyna była w trochę lepszej kondycji. Cholernie się o nią martwiła.
Odwróciła wzrok od chłopaka i spojrzała na dość cichą i chyba nieprzytomną nauczycielkę. -Dlaczego nie ma lekcji? Sama chciałabym wiedzieć... Specjalnie przyszłam po to, żeby już się tak nie nudzić na tych korytarzach. Uśmiechnęła się w przestrzeń. Samo to, że nauczycielka przyszła, odezwała się do nich może 2 razy a potem zamilkła zupełnie wydawało się bardzo dziwne. Ale podobno w tym zamku logika nie działa całkiem dobrze. Ale żeby doszło do tego, że nauczyciel- obecny na lekcji- siedział z nimi i przemilczał całą wieczność, to się jeszcze nigdy w jej szkolnej karierze nie zdarzyło. -Może coś jej się stało?- szepnęła do chłopaka siedzącego obok niej. -Pójdę zobaczyć. Idziesz ze mną?
A było tak pięknie! Siedziała sobie po cichu, nikomu nie przeszkadzała i w dodatku udało jej się utrzymać fałszywą pozę, a i tak ktoś się dosiadł. Może uznali ją za szóstoklasistkę z tymże wzrostem ? Bardzo możliwe. Odwróciła się i kogo ujrzała ? Elliott! Jej Ell, którą tak podle potraktowała w liście. Nie celowo, lecz z powodów nieznanych. - Jakby mi ktoś wypruł flaki - odparła zgodnie z prawdą. Była znana ze swej bezpośredniości. Nie miała ochoty owijać w bawełnę, że super. Że świetnie. Że jest zadowolona z życia. Nie przy takim wyglądzie. Na chwilę obecną była wrakiem człowieka i nic na to nie można poradzić. - A, i jakbym te flaki zjadła - dodała. Nie obchodziło ją, że mogła zniesmaczyć przyjaciółkę. Pierwszy raz poczuła się dobrze jako egoistka. Wcześniej chciała wszystkim dogodzić, a zarazem być najlepsza. Oddawała sweter, gdy komuś było zimno i tym podobne. Nie tego ją w domu uczyli. Była wychowywana na... A może była już egoistką ? Może właśnie teraz się nią stała ? - Elliott, czy ja jestem egoistką ? - zapytała cicho, aby mimo wszystko więcej nie przeszkadzać profesorce. Lubiła ją. Och, gdyby tak mogła cofnąć czas! Ale co by wtedy zrobiła ? Nie spotkała się z Lauren ? To by nie wiedziała, że ten blondyn, który siedzi obok niej jest jej bratem! To by było strasznie dziwne. Choć.. Nie sądziła, aby Gringott przepuścił taką okazję i trzymał ją w niewiedzy. Ha, to on jest cholernym egoistą!
Felix, zmeczony juz dziwna sytuacja, spogladal na pani profesor z zmarszczonymi brwiami. No co do cholery! Zeby nauczyciel nie, obecny w dodatku nie prowadzil lekcji. Pani nauczycielka stala do nich tylem. -Spetryfikowana czy co? Mruknal cicho takim tonem, zeby sam tylko slyszal siebie. Do tej Pani profesor nic nie mial, ale zeby takie cos odwalic to juz sie w glowie nie miesci. Rozejrzal sie po sali. O kurde! nie zauwazyl, siedzacej dziewczyny, ktora nie dawno przyszla. Nie znal jej, ale jak bylo widac, Elliot tak. Przeniosl spojrzenie na ducha. Hym. Ta tez unosila sie w powietrzu spogradajac na nauczycielke, ktora chyba na prawde zostala spetryfikowana. Odchrzaknal znaczaco.
-Przepraszam pani profesor, ale jesli nie prowadzi pani lekcji to prosze pozwolic nam wyjsc z sali. Uslyszal co powiedziala Julia. -Nie, po co. Jak tam sobie chcesz to idz. Nie doszlo jeszcze do tego by martwil sie o nauczyciela. Felixie, przyszedles nie potrzebnie.
Jane leciała po schodach jak opętana, po drodze gubiąc notatki. Weszła niezauważona do sali... Ech, weszłaby, gdyby nie chłopak, który stanął na środku. Dziewczyna oczywiście na niego wpadła. - Uważaj - powiedziała, myśląc, że to jakiś Ślizgon, chce jej zrobić na złość, ale o dziwo zobaczyła Krukona. - C..cześć. Przepraszam, myślałam, że robisz mi na złość - uśmiechnęła się blado- Jestem Jane - dodała, wyciągając do chłopaka rękę. Chwilę później zajęła jedną z najbliższych ławek.
-Hmmm, no niby tak.- Bez sensu wydało się podchodzenie do nauczycielki, która po tylu zwróconych jej uwagach przez niektórych, nawet nie odpowiedziała. Wstała, zaczęła się pakować i powiedziała głośno: -Sądzę, że nie ma po co tutaj dłużej siedzieć, nie wiem jak wy, ale ja wychodzę. Spakowała się i ruszyła w kierunku drzwi. Powiedziała do nauczycielki, nadal niewzruszonej tym, że jedna z uczennic wychodzi ,ciche- Do widzenia-- zaś reszcie klasy szybkie -Cześć- i już trzymała klamkę drzwi, chcąc je popchnąć gdy przypomniała sobie o czymś ważnym. Szybko podbiegła do młodego gryfona, nachyliła się ku niemu i szepnęła: -Musisz z tym (tu wskazała jego zraniony palec) iść do Skrzydła Szpitalnego, nie warto udawać, że nic nie boli, bo widzę co się dzieje. Im szybciej to wyleczymy, tym będzie lepiej, a jakiś wykwalifikowany lekarz w Skrzydle szpitalnym na pewno pomoże.
Naprawdę, nie musicie tak się niecierpliwić i pędzić z postami. Wystarczy poczekać, aż Amelie wróci i normalnie kontynuować lekcję.
-Och. – szepnęła uprzejmie zdziwiona uwagą dziewczyny. No tak, faktycznie nie zauważyła, aby zajęcia dla studentów odbywały się zbyt regularnie, żeby nie odrzec, że najwyraźniej nikt w ogóle nie zamierzał ich organizować. Amelie, która dopiero co usiadła, podniosła się zaraz tuż po nadejściu dziewczyny, zwyczaj siedzenia podczas rozmowy z kimś w pracy praktykowała właściwie wyłącznie w swoim gabinecie. Uśmiechnęła się pobłażliwie zerkając na dziewczynę. -Oczywiście nie będziesz otrzymywała punktów, ale nie mogę Ci zabronić zdobywania wiedzy. – uznała logicznie, tym samym oznajmiając swoją zgodę na uczestniczenie w lekcji. W międzyczasie odpowiedział jej także ten uroczy chłopak, który z samego początku przykuł jej uwagę. W miarę przebywania w pomieszczeniu obserwowała go z nutą niepokoju. Miał dziwnie zatroskany wyraz twarzy, którą od dłuższego czasu wykrzywiał przedziwny grymas. Zapewnie uparcie starał się go ukryć, jednakże Am należała do osób bystrych i ostrzegawczych – bez tych cech zresztą daleko nie zajdzie się w świecie eliksirów – wobec czego jego zachowanie wydało się jej z grubsza niepokojące. Ułożona na biurku dłoń drgnęła nieznacznie, gdy zarejestrowała łzy tegoż chłopca. Podniosła energicznie stopę i ledwie ruszywszy w stronę jego ławki odwróciła się do uczennicy, która właśnie otworzyła drzwi. Nie do wiary, jednak komuś udało się dzisiaj spóźnić nawet bardziej niż ona! -Nicnieszkodzi. – mruknęła przeciągle, wspominając swoje dzisiejsze, jednodniowe postanowienie – nie robić żadnych uwag tym, którzy się spóźnią. Póki co w klasie panował niesamowity chaos, co niekorzystnie wpływało na stan jej umysłu, nie wspominając już o systemie nerwowym, dla którego niedawkowane z największą ostrożnością dawki harmideru bywały niebywale drażniące. Studentka postanowiła raptownie od niej odejść, co w każdej innej sytuacji odebrałaby jako chamstwo, jednakże zważywszy na wcześniejsze obserwacje poczynione przez Amelię, nie wydało się to jej nieodpowiednie czy szokujące, stan chłopca z niejasnych przyczyn zdawał się być niepokojącym. Ruszyła spokojnie w stronę chłopca i spojrzała na niego przyjaźnie, wręcz odrobinę zlękniona tego, co może jej odpowiedzieć na pytanie, które zamierzała mu zadać. -Wszystko w porządku? – jej głos w pewien sposób świadczył o jej lęku, z drugiej był ewidentnie stanowczy. Nie można było niczego jednoznacznie stwierdzać. Jasne włosy zadrżały w powietrzu przesyconym aurą (nie)kontrolowanego zamieszania wówczas, gdy w Sali pojawił się nowy, nie do końca spodziewany gość. Amelia grzecznie uśmiechnęła się, przy czym nieznacznie kiwnęła głową w celu przywitania przepięknej Ingrith. Słyszała już to i owo o pięknej arystokratce maszerującej samotnie po zamkowych korytarzach. Wiedziała także, że niejaki Emil miał za sobą pewien „epizod” towarzyski związany ściśle z tą zgrabną istotą. Niezależnie od wszelkich napadów zazdrości czy też innych mało chwalebnych uczuć nie miała zamiaru sprawiać wrażenia osoby niewychowanej, wszakże i w jej domu kindersztuba należała do jednego z elementów, który wpajano młodym ludziom w celu zaszczepienia wartości. Taka norma u „arystokratów”. Szczerze zdumiona obejrzała się za dziewczyną, która wyrwała się z miejsca aby przyjść do kolejnej, spóźnionej osoby. Komentarze odnośnie spóźnienia po raz kolejny dziś postanowiła sobie odpuścić, jednakże słowa dziewczyny wprowadzające w błąd były dla niej siłą rzeczy – nie do przyjęcia. -LEKCJA zaraz się dopiero zacznie. – mruknęła niecierpliwie. Przyszła i sprawia problemy? Ponownie zwróciła swój wzrok na chłopca, przed którym wciąż stała. O, kolejna. I znowu odwróciła od niego swoją uwagę. -Nie szkodzi, zaraz zaczynamy. – westchnęła, wskazując wszystkim na plik receptur, które wyrzuciła prędko z torby wówczas, gdy spóźniona wbiegła do klasy. -Dzisiaj zabierzemy się za eliksir leczniczy. – zakomunikowała wszystkim, którzy nie zdążyli się jeszcze przekonać, co też skrywały sekretne recepty.
Składniki: Dziesięć mililitrów soku z pijawek, żółć pancernika, odrobina proszku z kła węża, sześć korzeni stokrotek, dwa liście grimerowca.
-Chciałabym, abyście według uznania podzielili się na grupy. Chyba, że wolelibyście pracować pojedynczo. – tego nie przewidywała, ale może jednak ją zaskoczą? Jeszcze raz pytająco spytała na chłopaka przy którym nadal wystawała.
-Przepraszam, pani profesor, ale martwię się o tego gryfona. Jego rana nie wygląda dobrze, a wręcz cały czas się pogarsza, odkąd go tu spotkałam. Nie mam pojęcia co to jest....- cicho powiedziała do nauczycielki spoglądając na chłopaka ze zmartwieniem. Naprawdę się o niego martwiła, nie umiała przejść wobec kogoś cierpiącego obojętnie. W klasie było cicho. Sama nie chciała decydować o przebiegu lekcji, bo po pierwsze prawie nikogo tu nie znała a po drugie przecież nie była uczennicą, lecz studentką, więc czuła się jakoś obco pomiędzy innymi uczniami.
- Jakby mi ktoś wypruł flaki... A, i jakbym te flaki zjadła, Jej biedna Kath. Co się stało, że czuła się aż tak podle? Niech lepiej nie mówi, kto za tym stoi, bo mu też flaki powyrywa i również każe mu je zjeść. Niech czuje się tak, jak jej przyjaciółka. A co! Albo jeszcze gorzej. Spalić go! Spalić! Chociaż z drugiej strony... nie uśmiechało się jej siedzieć w Azkabanie za jakiegoś palanta. Stop. Dla przyjaciół przecież zrobi wszystko. Absolutnie wszystko. Spojrzała na Kath ze zdziwioną miną. Co też ta dziewczyna wygaduje? Ona? Egoistką? Przecież to był mały anioł, który martwił się o wszystkich dookoła bardziej, niż o samą siebie. To, że raz chce się zająć sobą, to przecież nie oznaka egoizmu. - No coś ty! - Powiedziała to odrobinę za głośno, więc posłała nauczycielce przepraszające spojrzenie. - Egoistą jest ten, kto wymaga tego, by inni żyli tak, jak on tego chce. Nie widziałam, żebyś ty to robiła. Wtem do sali weszła Jane. Uśmiechnęła się do niej i wysłuchała słów nauczycielki. - Otóż teraz ty możesz nazwać mnie egoistką, ale zamierzam się trochę porządzić. Teraz pójdę po składniki, a ty tu na mnie ładne poczekasz. W porządku? - Wyszczerzyła się do Kath i ruszyła do regału ze składnikami. Po chwili niosła już wszystko, co było potrzebne w kierunku Gryfonki. - No dobrze... Co najpierw? - Spojrzała pytająco na przyjaciółkę. Trzeba dziewczynę trochę zaangażować. A co!
Co go podkusilo, zeby jednak podejsc do nauczycielki, ktora w jakis magiczny sposob ozyla. Dobra, zyje jest wszystko w porzadku, wiec mozna wracac. Odwrocil sie z zamiarem odejscia, ale tylko zamiarem, bo ktos na niego wlecial. Mial ochote ryknac. Ile razy to jakas nieznajoma uderzala w niego z nienacka twierdzac, ze bylo to nie umyslne. Tamta podala mu reke, a on lekko zdezorientowany uscisnal ja ze slowem "Felix" na ustach. Wrocil w koncu do lawki, uprzednio zabierajac recepture i, krecac sie po sali za wszystkimi skladnikami. Znalazl wszystko, dorwal jeden kociolek i wrocil do lawki, rozkladajac wszystko na niej i wyciagajac podrecznik. Postanowil nie narzucac sie nikomu pytajac czy popracowalby z nim w parze, wiec grzecznie czekal omiatajac bacznym spojrzeniem sale.
-No, w końcu zajmę się czymś pożytecznym i uwarzę jakiś eliksir- pomyślała z uśmiechem na ustach i udała się do wielkiej szafy z zamiarem znalezienia wszystkich składników. Niektóre składniki w wielkim zbiorze wyglądały naprawdę odrażająco... Ale jak to się mówi- ,,Nic nie może się zmarnować". Tą dewizą kierowali się wszyscy kucharze świata, oraz czarodzieje warzący eliksiry. Musiała przekopać się przez siatkę much, bezoary, żabi skrzek w słoiczkach i w końcu znalazła wszystkie składniki. Wróciła do ławki obładowana niesamowicie wszystkimi potrzebnymi rzeczami do zrobienia eliksiru- znalazł się tam także jej nowy kociołek z cyny, który musiała kupić, bo stary nadawał się tylko do wyrzucenia, po jej eksperymentach i odkrywaniem nowych właściwości cieczy, naparów, wywarów i eliksirów. Ale na Merlina! Nie miała przecież żadnego podręcznika z czasów szkolnych. A w zaawansowanych eliksirach nie sądziła, że znajdzie przepis na leczniczy eliksir. Spojrzała po klasie i dostrzegła- również rozglądającego się krukona, a że jej ławka było niedaleko jego, spytała: -Może chciałbyś się podzielić podręcznikiem?- uśmiechnęła się przy tym do niego. Miała nadzieję, że jej nie odmówi.
Chłopak zignorował Jane, która tylko się zaczerwieniła po czubek nosa. Usiadła w wolnej ławce i wysłuchała słów nauczycielki. Wzięła się do pracy. Ruszyła po składniki. Będzie pracować sama. Z resztą, nie miała z kim. Elliott ma już parę. Chłopaka wolała już nie denerwować, a studentka nie wyglądała na miłą. Tak więc Jane wzięła się do pracy. Dziesięć mililitrów soku z pijawek, żółć pancernika, odrobina proszku z kła węża, sześć korzeni stokrotek, dwa liście grimerowca. – powtarzała w myślach, biorąc wszystko co potrzebne. Następnie wróciła do ławki, otworzyła podręcznik zaczęła się zastanawiać, co najpierw.
Nie przypominam sobie, zeby ja zignorowal, ale juz niech bedzie. Moze byla tak roztrzepana na chwile obecna, ze nawet nie spostrzegla sie, iz uscisnal jej reke. Anyway, chlopak sie tym nie przejal. No bo i czym sie tutaj przyjmowac? wiele ludzi ignorowal, nie zaszczycajac nawet krzywym spojrzeniem. Duch chyba oniemial zaraz po nauczycielce, bo nie ruszal sie, nie odzywal tylko wpatrywala sie sarnimi oczetami w otoczenie. A moze jest to jakas zakazna choroba? moze pani profesor przyniosla cos ze soba do klasy i zaraz wszyscy przestana sie ruszac na bardzo dlugi czas. Dobra, przeciez to niedorzeczne. Niby jaki wirus? anemie, ktora nie jest zarazliwa? Chlopczykowi cos sie dzialo czego Fel nie sposrzegl przedtem. Pani profesor stala nad nim i cos mowila, a Julia wygladala na zmartwiona. Dlaczego w takim razie krukon nie byl? proste... to nie byla jego sprawa, a nawet jesli to nauczycielka sie nim zajmie. Przerwal rozmyslania i zniecierpliwiony zaczal wystukiwac na blacie rytm jadacej kawalerii na nieco zarydowanym blacie. -Tak, jasne. Pozycze. odparl niedbale machajac dlonia studentce. Moze by tak zaczeli. Nie przyszedl tu po to, zeby siedziec jak kolek. Wlasciwie nawet lepiej jak nie bedzie zajec. Moze odespi.
Ostatnio zmieniony przez Felix Jerome dnia Sob Lut 12 2011, 01:34, w całości zmieniany 1 raz
Stało się bardzo dużo, droga Elliott. Jednak ta mała (chodzi mi o wiek, wzrostem przewyższa wiele osób), biedna istotka nie potrafi jeszcze tego opowiedzieć. A z resztą co powie ? Że się boi, iż Luke zrani jej przyjaciółkę ? I że nie może temu zaradzić ? No bo co, nie powie Krukonce, żeby się z nim nie zadawała. Widziała w jej oczach, że ta go kocha. Na swój dziwny sposób, ale jednak do licha coś do niego czuje! Nie denerwuj się, Kathie, bo ci zmarszczki wyskoczą. Jesteś za piękna, aby być brzydka. Tylko sobie nie myślcie, że zwariowała skoro rozmawia sama ze swoimi myślami! Wszystko z nią w porządku, uwierzcie. Wysłuchała opinii Ell na temat egoizmu. Ten, który chce, aby inni żyli tak jak on ? - Wobec tego nią jestem - rzekła. Nie chciała tego, ale nic nie zależy jedynie od nas samych. Liczy się również dom, otoczenie i rodzice. Ojciec ? Ciągle tylko eliksiry... PO CO TU PRZYCHODZIŁAM ?! Matka ? Zapatrzona w siebie piękność, która bywa w domu raz na jakiś czas. To się nazywa rodzina ? Owszem, nie. Łojejuścotojest ? Eliksir leczniczy ? Teraz ? Jęknęła cicho, ale przeczytała składniki. Widziała, jak tata go robi, więc wiedziała co i jak. W jakiej kolejności. Tak, tak, idź po składniki. Postanowiła przewodzić całej akcji warzenia. - Najpierw wlewamy sok, a po pięciu minutach dodajemy troszkę proszku z kła węża. Teraz musimy czekać dziesięć minut - dodała niezadowolona. - Co u ciebie, Elliott ? - spytała po chwili. Sprawnie odwróciła uwagę Gryfonki od siebie.
Czasami tak bywa. Nie można znaleźć odpowiednich słów, język zaplątuje się w bolesny pęk a w gardle pojawia się jakaś gula. W niektórych przypadkach warto te przeciwności pokonać, w innych niekoniecznie. Wszystko zależy od owej osoby. Każdy czasami gada do siebie. Ot, chociażby Elliott. Ona zna to lepiej niż kto inny. Musi znosić piekielnego Pana Psychologa, który nadaje jej 24h na dobę. I spróbuj tu się z nim nie zgodzić! Wtedy to dopiero jest piekło. I to wcale nie jest chore... w sensie gadanie do siebie, bo przypadek Elliott jest zdećko nienormalny. Czasami nawet się zdarza, że zdrowe. Oj tak. - Daj spokój. Mówisz komuś "przynieś, wynieś, pozamiataj"? Trzeba wziąć jeszcze pod uwagę to, czy robi się to dla własnego pożytku, czy dlatego, że się o kogoś martwi. Czasami warto komuś coś doradzić. Nie rozkazać, tylko tak po przyjacielsku powiedzieć, co twoim zdaniem ten ktoś powinien zrobić. To pomaga. Przynajmniej nie ma się potem wyrzutów sumienia, że mogłaś coś zrobić, a tego nie zrobiłaś. - Posłała Kath jeden ze swoich uśmiechów, który w założeniu miał mówić "Uwierz mi". Zrobiła wszystko, co mówiła Gryfonka, dodając jeszcze parę szczegółów od siebie. Miejmy nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Kiedy eliksir zaczął zmieniać barwę na jasną żółć, uśmiechnęła się zadowolona. - Powinno być dobrze. - Mrugnęła zawadiacko do Kath. Co u niej? Stare śmieci. - Wszystko po staremu. Cały czas zajmuję się muzyką, ćwiczę sztuki walki, łażę po Zakazanym Lesie. O! Niedawno zaczęłam projektować ubrania. Ale wiesz... jak na razie z marnym skutkiem. A u ciebie?
Po chwili do klasy weszła Kathleen, wesoła czwartoklasista z bezustannym bananem na ustach. Darzył ją ogromną sympatią, bardzo lubił jej uśmiech i często myślał o niej bardzo ciepło. Usiadła z boku klasy, również spóźniona pół lekcji. Chłopak zdecydował się jedynie na nieśmiały uśmiech, który posłał w jej stronę. Wtem szóstoklasistka, którą kojarzył z dormitorium uprzedziła go i podeszła doń, zadając jej jakieś pytanie. Chłopak westchnął ciężko i wrócił do świata żywych, wciąż czekając na rozpoczęcie lekcji. Nie tylko oni rozmawiali. Sympatyczna blondyna, która była chyba studentką, zagadała właśnie do wysokiego krukona. Tenże krukon wkrótce bardzo nieuprzejmie zwrócił się do pani profesor, ale Nathaniel nie miał siły ani szczególnych chęci do zwrócenia mu uwagi. Miał jednak nadzieję, że Pani profesor odpowiednio zareaguje. Do klasy weszła kolejna dziewczyna. Już się nawet do tego przyzwyczaił i nie zareagował tak gwałtownie jak na innych. Teraz to była chyba normalka... - Po lekcji - Odpowiedział, próbując ją uciszyć. Jeszcze przez taką głupotę odebrałby minusowe punkty! Tak naprawdę wcale nie miał zamiaru iść do skrzydła szpitalnego, ale musiał zareagować. - Pani Profesor, z całym poszanowaniem, przeżyję. - Uśmiechnął się blado, nie do końca rozumiejąc cel swojego postępowania. Bardzo przyjazna, śliczna nauczycielka oferowała mu pomoc. Ten niepozorny palec bolał go niemiłosiernie, ale on i tak nie miał zamiaru się do tego przyznać. Było widać, że kłamie, ale on wciąż brnie w ten bezsens. Cóż, żeby to pojąć, trzeba mieć d z i e s i ę ć lat. Gdy kobieta podała im składniki, chłopak dotykając mimowolnie swój przygotowany kociołek wstał z krzesła i zabrał się do roboty. A więc najpierw musi wyniuchać sok z pijawek... Ignorując nieuprzejmie troskliwe starania blondynki, począł rozglądać się po klasie, przyglądając się każdej osobie z kolejna, aby zorientować się gdzie szukać jakiego składniku. Kątem oka podążał za krukonką, czarnowłosym chłopakiem i studentką, próbując wyśledzić gdzie znajdują się potrzebne składniki. Wyniuchał wszystko, ale na jego drodze stanęło parę problemów. Bowiem nie wiedział jak wymirzyć ów 10 miilitrów i nie potrafił rozróżniać poszczególnych rodzajów liści. Przygryzł dolną wargę, po czym wstając machinalnie przejechał wierzchem dłoni po rozgrzanym kociołku i jakoby właśnie sobie o niej przypominając, zerknął na dłoń, która teraz w całym swym obrzydlistwie, prezentowała się jeszcze okropniej. Pęcherzy przybyło jakoby nastał jakiś pęcherzowaty okres godowy, ale z zaskoczeniem dostrzegł, że ręka przestała mu dokłuczać. Co było jeszze bardziej przerażające.
- Dobrze, jeśli będę miała problem z eliksirami to już wiem do kogo się zwrócić - Powiedziała a na jej buzi pojawił się nieco szerszy uśmiech, właśnie załatwiła sobie korepetycje. Sama mogłaby ich udzielać ale z innych przedmiotów, uwielbiała zielarstwo. Mogła się uczyć o przyrodzie, która ją otacza. - Nigdy nie miałeś alkoholu w ustach? - Zapytała lekko zdziwionym tonem ale zaraz się opanowała. Igor był studentem, więc dziewczyna myślała, że oni mają tam wieczne imprezy, tak przynajmniej słyszała od innego znajomego. Elizabeth czasami chodziła na imprezy i niestety czasami nawet się upijała. Oczywiście rano gryzły ją wyrzuty sumienia...ale koleżanki ją namawiały na ognistą a wtedy naprawdę trudno jest odmówić. - Chociaż nie niszczysz sobie zdrowia, życia... - Pokiwała głową i odgarnęła długie włosy za siebie. Zauważyła, że nie są tu sami. Sporo osób nagromadziło się w tym miejscu, jej jednak to nie przeszkadzało. Zacisnęła palce na fiolce wypełnionej jakimś kolorowym płynem. Wlepiła wzrok w karteczkę obok aby przeczytać do czego ten eliksir służy, okazało się, że to płyn poprawiający pamięć.
- Nie, nigdy, i nie dam się nigdy na to namówić. - powiedział stanowczym głosem, chociaż na jego ustach nadal widniał uśmiech. Wiedział, czym jest alkohol, jakie ma działanie, jak można go stosować, znał dokładnie jego konsystencje, okropny zapach... Ale nigdy w życiu go nie posmakuje. Rozejrzał się po sali- przyszło parę osób... To mogło znaczyć, że albo jest to popularne miejsce schadzek, albo niedługo zaczną się lekcje. Schował potrzebne składniki, przy okazji skradając z półki jeszcze ziele angielskiego, po czym wstał. - Cóż, muszę Ci podziękować za pomoc. Gdyby nie Ty, pewnie wpadł bym w kłopoty, wałęsając się po zamku i szukając odpowiedniej klasy.
Dziewczyna również wstała i odgarnęła włosy na bok. Spojrzała z uśmiechem na chłopaka. - Chyba już wiesz, że służę pomocą w każdej chwili, pomagam ludziom, bo kiedyś ja mogę mieć kłopoty i wiem, że wtedy nie zostanę sama - Powiedziała z błyskiem w oku i przytuliła się do chłopaka, miała nadzieję, że ten gest go nie urazi. Chciała mu podziękować za ten miło spędzony czas w zamku. Wiedziała też, że to nie będzie ostatnie ich spotkanie. Po kilku sekundach opanowała się i cofnęła o krok. - Przepraszam, poniosło mnie - Mruknęła nieco ciszej.
Nagle do sali weszła Aniela, trzymając w dłoni cymbałki. -Suprise!!!-wykrzyknęła na całe gardło, po czym zaczęła wygrywać jakąś wariacką melodię, tańcząc w jej rytm po klasie i potrącając kolejno każdą z fiolek, która znalazła się w zasięgu łokcia.Z kilku z nich zaczęły unosić się przeróżne opary we wszystkich kolorach tęczy, uznała, że stanowiły idealne tło dla jej popisów. Zatrzymała się tylko przy szafce z eliksirami miosnymi, wzięła trzy z nich, których nazwy kojarzyła, po czym kontynuowała rozróbę.
- Wiem, wiem, i bardzo mnie to cieszy. Kiedy Elizabeth przytulila się do niego, na krótki moment go zatkało. Szybko się jednak odsunęła, co przyjął z niemałym zawodem. - Oh, nie przepraszaj. - powiedział od razu. - To było całkiem miłe. - sam przyciągnął do siebie z powrotem dziewczynę, przytulając ja do siebie pewnie. Taaak, aż się robiło ciepło na serduszku. Nagle do klasy wpadła jakaś dziewczyna, i zaczęła autentycznie wszystko rozwalać! Kiedy Igor zauważył, że także zabiera eliksiry, od razu wyciągnął różdżkę i skierował ją na dziewczynę: - Drętwota - i padła na ziemie... - Nikt nie będzie niszczył składników, które mogą mi być potrzebne. - powiedział sucho. No bez przesady, niszczyła to, co może mu się jeszcze przydać, kiedy nie będzie miał czasu, żeby iść do miasta, to po prostu przyjdzie tutaj. Chwycił Elizabeth za rękę, omijając przy tym leżącą na ziemi dziewczynę. - Chodźmy... Znajdą ją z eliksirami w kieszeni, pomyślą że ukradła też to, co wziąłem, więc jesteśmy czyści. - powiedział cicho, z ogromnym uśmiechem na twarzy. Cóż, przynajmniej razem z przyjaciółką nie wpadną w kłopoty.
Igor przyciągnął ją do siebie i przytulił, zrobił się baardzo miło. Na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Niestety ta chwila trwała bardzo krótko, bo do klasy wpadła właśnie jakaś szalona Puchonka, która zaczęła niszczyć eliksiry, zero kultury i szacunku. Widok zasłonił jej dym z wymieszanych eliksirów, słyszała tylko zaklęcie wypowiedziane przez przyjaciela, poczuła się niepewnie. Jednak to uczucie minęło gdy chłopak złapał ją za dłoń. - Szalone dziecko - Powiedziała, bo ta łobuziara wyglądała na najwyżej trzecią klasę. Gdyby Irytek nie był duchem to idealnie pasowałby do tej młodej osóbki. Mgiełka powoli znikała a Elizabeth dostrzegła rozbite buteleczki a obok nich leżącą Puchonkę. Będzie miała nauczkę...ale Krukonkę zaczęły gryźć wyrzuty sumienia, czy na pewno zostawić ją tu samą? Ścisnęła mocniej dłoń Igora. - Chyba nic jej nie będzie, prawda? Zaraz pewnie ją znajdą. - Bardziej stwierdziła niż spytała.
- No, ja mam nadzieje, że ją znajdą. - powiedział poważnie. Ta sytuacja w ogóle nie była zabawna. Zniszczyła tyle drogocennych eliksirów!... które nawiasem mówiąc miał ochotę sprawdzić... - Znajdą, i dadzą odpowiednią karę. Pociągnął dziewczynę w stronę wyjścia. W sumie nie dziwił się, że się martwił... Elizabeth była taka niewinna i urocza... Chcąc dodać jej otuchy, powiedział już nieco spokojniej. - Nic jej nie będzie, niedługo powinna się ocknąć. Chodźmy, zanim ktoś faktycznie przyjdzie...