W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Przymknął oczy. Wziął głęboki wdech. Samael sobie jakoś radzi, Ty też. -CześćColinwszystkodobrze, aterazcicho BO JEST LEKCJA. -upomniał ehm, "kolegę". Wszystko bez odwracania głowy, aby sprawiać wrażenie spokojnego i grzecznego ucznia, bo inaczej cóż, nauczyciele zwykle wtedy pytają... O, idealna intuicja. Wyprężył się. -Tak. -mógłby na tym niegrzecznie zakończyć, bowiem pytanie zadane było nieprecyzyjnie, ale dobrze. -Używany jest zwykle w celach medycznych, podawany w szpitalach chorym, ale również cierpiącym na bezsenność, lub dzieciom, którym śnią się koszmary. Nigdy nie występują po nim żadne sny, podawany jest doustnie, prawidłowo przyrządzony jest biały, gęstawy i wydziela opar, który sam w sobie jest usypiający. Z ciekawostek można dodać go również do jedzenia lub napoju, aby uśpić kogoś, kto niekoniecznie sobie tego życzy. Istnieje jednak ryzyko wykrycia zapachu, sama konsystencja też sprzyja łatwemu rozpoznaniu, ale z powodzeniem może udawać lukier.
Czyżby lekcja zaczynała się rozkręcać? -Och, proszę, nie potrzebujemy tego eliksiru by usnąć w tej klasie - mruknęła sama do siebie, wystarczająco głośno, by nauczycielka mogła to usłyszeć. Odwróciła się z powrotem do Eff. - Mi też nie udało się jeszcze dotrzeć na OPCM. Może w przyszłym tygodniu? Zobaczę jak u mnie będzie z zapałem. Nie zniosłabym kolejnego słuchania tych zasad. Na samą myśl o nich mam ochotę rzucać w co popadnie Cruciatusem. - powiedziała szczerze i odwróciła się w stronę nauczycielki.
Uniosła brwi, uważnie śledząc wszystko, co mówił na ten temat. -Świetnie, jedenaście punktów dla.. Ravenclawu. - no, dom musiała sprawdzić w dzienniku. Albo na szacie, ale to sobie podarowała. -Spierałabym się może z lukrem, ale to już niuans. - zauważyła. Chociaż, zależy od punktu widzenia i stanu skupienia. -Tak jak wasz kolega słusznie zauważył, jest to eliksir wykorzystywany zarówno w warunkach medycznych jak i w warunkach domowych, oczywiście w zależności od przeznaczenia znacznie mogą różnić się stężenia i proporcje. Na ostatniej lekcji przypomnieliśmy podstawy warzenia eliksirów, na waszych stołach znajdują się kociołki cynowe w rozmiarze 2,3, w nich zaś jest jeden litr wody, który podgrzewamy do stu stopni Celsjusza. - wyłożyła, samej podejmując się tych czynności. -Dodajemy róg dwórożca.. - dorzuciła, wkładając owy składnik do swojego kociołka i mieszając.. -Mieszamy cztery razy. W stronę wskazówek zegara - cztery razy. Potem cztery razy mieszamy w stronę przeciwną, dość energicznie i szybko. - zakomunikowała. Mikstura powinna być zielona. Gdy sama uzyskała odpowiedni kolor i była pewna, że jej mikstura nie spłata jej obecnie żadnego figla. - rozpoczęła przechadzkę po klasie. Zerknęła na ową uczennicę, która narzekała na nadmierną senność. Kolejna "wyszczekana" ze Slytherinu. Plaga. -Bardzo się cieszę. Zatem weź się do pracy i naucz się, jak będziesz mogła skutecznie sprawić, aby inni współcierpieli wraz z Tobą. - odparła rozkosznie i ruszyła dalej.
Skrzywiła się zdegustowana. Zachowanie tej ładnej Ślizgonki było po prostu aroganckie i chamskie! Nie, żeby Rose nigdy nie kłóciła się z nauczycielami, ale istnieją jakieś zasady. - Ktoś tu chyba przekroczył granicę dobrego smaku - powiedziała niby mimochodem spokojnym tonem, ale na tyle głośno i wyraźnie, żeby wszyscy ją usłyszeli, a zwłaszcza te przemądrzała blondynka. Obserwowała ruchy nauczycielki i zaczęła sporządzać eliksir. Nie był zbyt trudny i wyszedł jej może nie tak perfekcyjny odcień, a jednak zdecydowanie mogła być z siebie zadowolona.
Wsunąłó się do klasy. Zrobiłby to bezszelestnie, gdyby nie cichy stukot białej laski o zimną posadzkę. - Dobry wieczór, proszę wybaczyć za spóźnienie - rzucił cicho, zagłębiwszy się już nieco w salę. - Nie zauważyłem, która godzina. Dosiadł się do pierwszej lepszej osoby. Na jego nieszczęście, wraz z pierwszymi słowami z ust tej osoby, okazała się to być Rose. Brwi ściągnęły się lekko w zachmurzonym wyrazie, ale zrobiłby zbyt wiele zamieszania, gdyby teraz szukał innego miejsca.
Chłopak uważnie słuchał nauczycielki, a następnie wykonał czynności przez nią zaprezentowane. Jego eliksir był mętnie zielony, ale to już coś. Powachlował rękąw powietrzu by skierować zapach ku nozdrzach i wziął wdech, jednak nie mógł określić specyficznego zapachu, jaki emanował z niedokończonego eliksiru. Przyjrzał się pracy innych uczniów i spróbował określić ich stopień przygotowania wywaru.
Louis uśmiechnął się lekko z nieskrywaną satysfakcją. Jedenaście, ładnie. Po suchym okresie łapania samych pojedynczych, zaczął momentalnie lubić tą nauczycielkę. Spiorunował Ślizgonkę wzrokiem, a piorunować potrafił naprawdę dobrze, ale dochodząc do wniosku, że to w sumie nie jego sprawa, momentalnie zabrał się do pracy. Wykonywał mechaniczne czynności niemal automatycznie, doszedł już w tym to ogromnej wprawy. Skupiał się jedynie na precyzji wykonania, oraz dokładnym podążaniu za instrukcją. W sumie miał nadzieję, że profesor raczy się chociaż przy nim zatrzymać. Mniej więcej od roku go omijano, uznając że sobie poradzi, i zaczęło się to robić NUDNE.
Oo, Samael! Niestety, nie wypadało wołać na całą klasę "CHODŹ TU, CHODŹ TU", więc mógł jedynie mentalnie podzielić się bólem z przyjacielem. Uśmiechnął się krzywo, z pewnym uznaniem. Nie zauważył. Hm. A więc profesor de Cheverny miała jakieś instynkty macierzyńskie, Sam pierwszy ZAUWAŻAŁ takie sprawy.
Spojrzała na swój kociołek w którym miała równo litr wody. Zapaliła pod nim palnik, czekając, aż ciecz zacznie wrzeć. - Ja jeszcze ciągle jestem zapisana na numerologie - powiedziała stwierdzając w myślach, że właściwie dawno nie było zajęć z nich, albo po prostu to ona dawno na nich nie była. Akurat w tym czasie ciecz zaczęła wrzeć, włożyła więc tam róg dwórożca i zabrała się za mieszanie. Dwa razy w tą stronę, a później cztery w przeciwną, tylko zdecydowanie szybciej. Odgarnęła swoje długie włosy do tyłu i zajrzała do kociołka, w którym to zielonkawa ciecz lekko jeszcze wirowała. Zdziwione spojrzenie skierowała ku Puchonce. A ta po co się odzywa?
Spojrzała wściekła na nowo przybyłego. Jeszcze tego tu jej brakowało do szczęścia! Natychmiast odwróciła wzrok i wysyczała: - Mógłbyś się przesiąść, bo naprawdę nie mam ochoty na ciebie patrzeć. Założyła za ucho kosmyk włosu. Poczuła jakiś ból w sercu, który nie zelżał od kilku lat.
Akurat przechadzała się obok dziewczyny, która bardzo żywo zareagowała na zachowanie ślizgonki. Uśmiechnęła się do niej w taki sposób, jak gdyby chciała jej przekazać, że docenia to, jak przykładnie się zachowuje, niemniej jednak nie warto tracić zdrowia na użeranie się z takimi przypadkami. W razie wyraźnej potrzeby - kara. I tyle. Zajrzała do mikstury i pokiwała głową. -Całkiem nieźle. Teraz pokrój beozar w kostki. Wrzuć do kociołka i mieszaj przez dziesięć sekund w stronę wskazówek zegara. - poinstruowała. Zasługiwała na kilka punktów, ale przyzna je w sumie pod koniec lekcji. Przeszła dalej. O. Spóźniony. -Dobrze Samael, usiądź. - zaproponowała. Podeszła do kolejnego puchona. -Panicz.. Frosh? - spytała, zerkając na listę. Przyjrzała się eliksirowi i kontrolnie chwyciła cynowy drucik, zanurzając go w cieczy i unosząc go. Konsystencja była w normie. -Dobrze. - odparła zdawkowo. Przeszła dalej i podobny gest wykonała przy kociołku Panicza Lefevreux, przy wykorzystaniu oczywiście innego cynowego drucika. -Konsystencja perfekcyjna, niemniej barwa wskazuje na to, że kociołek nie był proporcjonalnie rozgrzany, to widać zwłaszcza po mętnych cieniach. Ale to jeszcze się wyrówna, całkiem nieźle. - przyznała, uśmiechając się do ucznia. No, to przeszła do jednej z najstarszych uczennic. -Eliksir dobrze wykonany technicznie, brawo. - skonstatowała. Spojrzała na zegar. Te lekcje były stanowczo za krótkie, by przeprowadzać je z w miarę znośną ilością uczniów i jednocześnie robić coś na nich do końca. -Na tę chwilę, tak jak na początku poradziłam koleżance - pokrójcie beozar w kostki i wrzućcie do kociołka, mieszajcie przez dziesięć sekund w stronę wskazówek zegara. - no, to był komunikat oczywiście dla tych, którzy niedosłyszeli. -Ci, którzy to wykonają - w zasadzie będą mogli wyjść. Zabezpieczę kociołki w taki sposób, że bez żadnej szkody doczekają na was do przyszłego tygodnia. - zauważyła.
- Nie wszystko będzie szło po twojej myśli, księżniczko - warknął w stronę Rose. Splótł białe, szczupłe palce. Z cichej rozmowy uczniów za nim, dosłyszał nazwę eliksiru, jaki mają dziś robić. Nie miał przed sobą ingrediencji, kolejności ich podawania. A prędzej by sczezł, niż zapytał Rose. Zdał się jednak na siebie. Od czasu wypadku, był cholernie, boleśnie perfekcyjny w eliksirach. Nie-tym-razem-nie-tym-razem. Róg dwurożca, który był dziecinnie łatwy do zlokalizowania dotykiem, wylądował gładko w kociołku, gdy tylko temperaura była odpowiednia. Samael zamieszał cztery razy w stronę wskazówek zegara. I trzy razy w przeciwną, energiczniej. Chciał jakoś dogryźć Rose, ale wiedział, że ona będzie miała łatwiej w kwestii zjadliwej odpowiedzi - wszak to przez eliksiry zginął Adrien, a to jego nieustannie mu przypominała. Milczał więc, ale wręcz emanował wyniosłym chłodem, szyderczą wyższością. Pokroił bezoar w kostki, powstrzymując się z trudem od drżenia. Niemniej jednak, pomimo jego wyraźnego zirytowania obecnością Rose, kostki wyszły idealnie równe. A potem dziesięć sekund, w stronę wskazówek zegara. Niemal odetchnął z ulgą - dobrze, że nauczycielka wydawała instrukcje na głos. Musiał mieć stuprocentową pewność co do poprawności swych poczynań.
O! O! O! Odwzajemnił uśmiech zanim zdążył się zająć tragedią (jego zdaniem) w kociołku. Miał ochotę pośpiesznie go rozgrzać, jednak w porę się opamiętał. To by pogorszyło sytuację, nie rób nic pochopnie, Louis. Pod tym względem zazdrościł opanowania Samaelowi. Ale przecież doskonałe warunki, wszystkie składniki dla miejscu i żadnej nielubianej dziewczyny w ławce, toteż równiutko pokroił bezoar, i mieszał odrobinę niecierpliwie, jednak dokładnie odliczając sekundy. No! Uznając, że jest dobrze, oznajmił cicho, że skończył i spytał z przyzwoitości nauczycielki, czy ma pomóc w zabezpieczaniu kociołków. Czysto z przyzwoitości, bowiem głównie chodziło mu o prześliźnięcie się w stronę tylnej ławki i uwolnienie Samaela od Rose. No, na razie się nie dało, ale... -Jak się pośpieszysz, to idziemy na piw...pyszne przysmaki. -rzucił. Od Przypadku Nathalie Wright, włączył mu się radar na pilnowanie się przy nauczycielach. Hmhm. Uśmiechnął się jednak do Amelie, lekko speszony. W końcu tak, miał już to siedemnaście lat, więęęc.... -...to czekam na korytarzu. -dodał, wychodząc, i wcześniej rzucając uprzejme "do widzenia" nauczycielce. Lubił ją!
Ostatnio zmieniony przez Louis Lefevreux dnia Pon Paź 25 2010, 22:46, w całości zmieniany 1 raz
W sali zrobiło się dziwnie chłodno, ale praktycznie tylko Amelie byla w stanie to wyczuć. Dla całej reszty uczniów, był to po prostu zwyczajowy, może nieco nasilony, chłód lochów. Zresztą dobiegał to od wilgotnych ścian, to od kantorka, a kto wie, jakież to dziwne eliksiry się tam znajdowały. Emil uważał w końcu, aby nie ostudzić nikomu kociołka. Chociaż chętnie by ostudził kociołek Amelie, czy coś.
W młodszych klasach eliksir warzyła wielokrotnie. Dlatego teraz nie miała najmniejszych problemów z przygotowaniem go. Kiedy woda w jej kociołku zaczęła wrzeć, wrzucała po kolei składniki, co chwila mieszając raz w jedną, raz w drugą stronę, raz szybciej, raz wolniej. Tak jak było w przepisie. Co prawda nauczycielka nie przypadła jej do gustu (swoją drogą chyba jeszcze żaden nauczyciel nie spodobał się jej). Ale nie to było ważne. Przecież chodziło o eliksir, a nie o nauczycielkę, która w tak młodym wieku, na pewno była dość... niedouczona. - Eff? Widziałaś może ostatnimi czasy mojego brata? Chyba znowu gdzieś mi znikną. Zaraz nasza osiemnastka, a on postanowił balować. - prychnęła cicho, mając cichą nadzieję, że przyjaciółka ma większą wiedzę na ten temat.
Właściwie, miała już przyjąć ofertę, ale nagle zrobiło się jej podejrzanie zimno. I uśmiech nieco spełzł z jej twarzy -O, dziękuję bardzo za propozycję, ale nie trzeba. Możesz już iść. - zaproponowała. No i potem cóż, była na tyle blisko, że usłyszała. Przewróciła oczyma. -Nie musisz tak ostentacyjnie przerywać, przecież masz siedemnaście lat. - stwierdziła logicznie. Posłała mu jeszcze jeden krótki uśmiech i zabrała się do roboty, mimo wszystko udając, że nic się nie dzieje. Był tutaj, był!
Effie zabrała się za szybkie krojenie beozaru w kostkę. Kiedy cały został poszatkowany wrzuciła go do kociołka. Chwyciła ponownie za chochlę i zabrała się za mieszanie w myślach licząc owe dziesięć sekund. Po ich minięciu wyciągnęła chochlę i zgasiła płomień pod kociołkiem. Kiedy Alexis wspomniała o jej bracie na chwilę się zamyśliła. Nie, nie miała zupełnego pojęcia co z nim właściwie. - Sama bym chciała wiedzieć co z nim - powiedziała opierając się na krześle. - Nie widziałam go od jakiegoś już czasu. Może czymś jest wyjątkowo zajęty, skoro i przesunął swoje rozpoczęcie roku i teraz znów ani śladu po nim. - Wzruszyła jedynie ramionami, może zbytnio, jakoś chyba nieszczerze to wyszło. Nieważne! Spojrzała na kociołek Alexis. - Skończyłaś? - Zapytała zastanawiając się czy jeszcze zamierza tworzyć miksturę, czy może już też będzie szła.
Emil również udawał, że nic się nie dzieje, ale mimo wszystko kociołek, jaki wzięła do rąk Amelia, stał się podejrzanie lżejszy. Przynajmniej poruszanie przedmiotami na odległość nie oziębiało ich zbytnio. Posłał ostre spojrzenie w stronę ucznia, do którego się uśmiechnęła... ale uff. To ten, który się kochał z siostrą w toalecie. Raczej nie będzie konkurencją. A jeśli będzie, to Emil popędzi do dyrekcji i złoży doniesienie o kazirodztwie, o! No nie, nie zrobi tego Cherrie. ALe mógłby!
Amélie spojrzała w przestrzeń, nagle w pełni rozumiejąc to, jak Samael musiał się czuć przez swój brak wzroku. Gdzie Emil postanowił się "ustawić"? Kobieta nie puszczając kociołka, odniosła go na inne miejsce, gdzie udało się jej już przenieść kilka innych. Ustawiała je na dużym, specyficznym piecyku. Przenosiła je dalej, gdy wszystkie znalazły się na właściwym miejscu, przykryła je odpowiednimi materiałami i sprawdziła czy temperatura grzania jest odpowiednia - od czasu do czasu będzie musiała piecyk uzupełniać, ale dobrze znała cały mechanizm, dlatego wszystko powinno być w porządku. Usiadła przy katedrze, zakładając dłonie przy biuście. Pokaże się? Ujawni się? Czy nie?
Uczniowie powoli wychodzili, albo wyszli, a hm, Samael raczej tak czy siak nie mógł go zobaczyć, więc... Zmaterializował się, ale bardzo powoli i z jakimś wahaniem, i udał wcale niezainteresowanego Amelie, lecz pilnie poszukującego jakiegoś materiału w kantorku. Tak, tak właśnie się zachowywał, jakby rozglądał się po kantorku. -O, pardon, mogę tu przebywać? Widzę, że sala na lekcję została doskonale...przygotowana. -rzucił sucho, z pewnym przekąsem. Sala srala.
-Nie bądź cyniczny. - odparła z jakimś rozżaleniem. Znowu był cyniczny. Nie powinien tak się zachowywać wobec niej. Dlaczego tak się zachowywał? -Przecież wiesz, że chciałabym, abyś tu przebywał. - dodała, chcąc złagodzić ton swojej wypowiedzi. Ależ nie. To mężczyzna. Zaraz wyskoczy jej z tyradą, że skąd on ma to niby wiedzieć, że nie jest wróżką, że my, "kobiety", tralalalala. Spojrzała na niego ukradkiem. To przykre. Wyglądał, jakby naprawdę był tu przypadkiem i nie miał żadnego interesu w spotkaniu się z nią. Nagle zrobiło się jej naprawdę przykro.
Nagle zrobiło się jakoś zimniej. Mocno zimniej. Zacisnął zęby. No proszę, pierwsza godzina po pocałunku, a już pierwsza rzecz jej przeszkadza. -Przykro mi, najwyraźniej nabywa się to z WIEKIEM. -rzucił, wbijając wzrok w półkę i najwyraźniej po męsku stosując się do zasady "gdy ona Cię o coś prosi, zrób coś odwrotnego". -Nie wiem. -dodał cicho, łagodniej, ale szybko się otrząsnął i wbił wzrok w kolejną półkę. Nie zerkał ukradkiem na Amelie, bał się. A gdyby zobaczył, że jest jej przykro, to dopiero by się przeraził.
-Z wiekiem? Nie sądzę. Ty nabierasz Cynizmu wraz z chęcią uraczenia mnie złośliwością. - przyznała gorzko. Jego wiek nie miał tutaj niczego do rzeczy, może miałby, gdyby zawsze się tak wobec niej zachowywał, ale przecież tak nie było. Zadrżała i opatuliła się szatą, spoglądając na niego spod byka. To nie fair! -Chciałabym. Chcę. - szybko zrezygnowała z tonu przypuszczającego. -Ale czy Ty tego chcesz? - spytała, śmiało spoglądając w jego stronę. To nie czas na przykrości.
-Wcale nie! -zaprotestował gwałtownie, i zrobiło się jeszcze chłodniej. Zaraz jednak opamiętał się, i osłabił własną aurę. Za kogo ona go miała?! Zacisnął usta, chociaż spoglądał już na nią, i to z nieskrywanym zaciekawieniem. W końcu, z wahaniem, kiwnął głową. A potem jeszcze raz, pewniej. Też by chciał. Chciałby tak...zawsze. I chciał tego od poniekąd zawsze, odkąd ją poznał.
-Wcale tak! - odprotestowała, próbując dać mu do zrozumienia, że właśnie ma rację, gdyż obecnie zachowywali się jak przedszkolaki. On, wielki sześćsetletni Pan teeeż. Zimnooo! A jednak. Spuściła z tonu widząc, że się uspokaja. I... Chce. Chciał! Też chciała. Spojrzała w ziemię. -To.. Dlaczego? - spytała nagle, nie mówiąc niczego więcej. Spojrzała na niego tak, jak gdyby miał się domyślić.
Wcale nie! No dobrze, no nic, no pomilczy. Również spuścił wzrok, podchodząc bliżej, de facto stając tuż nad Amelie. Wyłamał sobie palce. Przynajmniej nie grozi mu na starość artretyzm. Nie będzie starości. Już jest. Strzyknęło cicho. -Bo...ja mam tendencję do traktowania takich spraw poważnie, zbyt poważnie. A to niedobrze, prowadzi do... -przykrości. WIelu przykrości. Jego przykrości.
Po cierpliwym wysłuchaniu jego kwestii, podniosła głowę i uniosła brwi. Aha. -Do? Nie wiem czy wiesz, może jeszcze nie zdałeś sobie z tego sprawy ale ja też traktuję Cię poważnie. - mruknęła. A to zabrzmiało tak, jak gdyby on tak nie uważał. Albo jak gdyby on nie traktował jej poważnie. Wszystko-jej-zresztą-jedno. Przecież skoro się tak traktują, powinno iść jak z płatka! A szło wprost w przeciwnym kierunku.