Niektórzy zastanawiają się, czy stary John faktycznie istnieje, czy jest tylko postacią fikcyjną. Podobno mieszkał tu przed plagą akromantul i wrócił od razu po niej, ale nikt go jeszcze nie widział... Nie wiadomo nawet, dlaczego wszyscy nazywają go Johnem, skoro nikt go nie zna. W każdym razie obok brzydkiego, zamkniętego na cztery spusty domu znajduje się kawałek ogrodzonego płotem podwórza. Jest tu miejsce na ognisko, drewniane fotele i kilka kłód, a na drzewach wiszą magiczne lampki, które same zapalają się o zmroku i nie gasną aż do rana. Wielu śmiałków przeskakuje przez płot i urządza tutaj imprezy lub po prostu spędza przyjemnie czas, a odkąd ktoś wyłamał furtkę, miejsce to zyskuje na popularności, a ogniska rozpalane są coraz częściej. Co zabawne, wszystkie pozostawione tu śmieci znikają, gdy tylko wszystko opustoszeje... Czyżby stary John nie był tylko legendą?
Autor
Wiadomość
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
3 - gorący Miód Barseka. Czujesz znaczący przypływ odwagi... Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) robisz rzeczy śmielsze, niż byś się spodziewał! Pamiętaj, jeśli piłeś ten trunek - jego spożycie może wywołać interesujące konsekwencje później...
Strój krótka sukienka, białe podkolanówki, szpilki pod kolor sukienki
Spoiler:
2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg.
W sumie, to nawet nie musiał jej podawać największego sekretu. Pytanie było tak sformułowane, że mógłby rzucić cokolwiek, na przykład "mam bokserki w serduszka". Miało to być coś, czego prawie nikt o nim nie wie. Dlatego szczerze mówiąc zaskoczył ją tym, że zszedł na poważny temat. Zdecydowanie to było ostatnie, czego spodziewała się z jego strony. Aż jej się trochę głupio zrobiło, że zapytała. Gdy mówił więc, upiła łyka obserwując go i nie będą pewną jak reagować na jego słowa. - Nie odebrałam Cię jako zamkniętego na ludzi. Nawet przez chwilę - Stwierdziła w pierwszej kolejności, po czym położyła wolną dłoń na jego ramieniu i posłała mu uśmiech, który miał w sobie współczucie, ale ani grama litości. Doskonale wiedziała, że ludzie fatalnie reagują na litowanie się nad nimi. Sama tego nie znosiła. Aczkolwiek na prawdę zaskoczyło ją to, że otworzył się przed nią aż do tego stopnia. Najwyraźniej bardzo potrzebował to z siebie wyrzucić. Po jego żarcie uśmiechnęła się i postanowiła nie drążyć tematu. - Zapamiętaj 19 grudnia. To jest moja data. I daj mi swoją, żebym mogła w ten dzień powiedzieć "O boże, zapomniałam!" - To mówiąc przesunęła dłoń z jego ramienia bliżej szyi i dźgnęła go lekko palcem. Atmosfera się nie zmieniła mimo jego obaw. Tori potrafiła rozmawiać na poważne tematy, dopóki to nie były jej tematy. I kolejny raz ją zaskoczył nawet nie tyle tym, że zauważył... Ale że siedziało to w jego głowie od tamtej chwili aż do teraz. I ta troska, którą wyczuła w jego tonie. To było... To było miłe. Jej oczy zadrżały jakby przez chwilę nie do końca rozumiała co się właściwie dzieje. Już dawno odzwyczaiła się od tego, że ktoś ją pyta o jej problemy. Ludzie albo wiedzieli, żeby tego nie robić. Albo nie chcieli tego robić. Lub nie chcieli tak na prawdę dostać odpowiedzi. Zanim zaczęła mówić rozejrzała się za jedną z drewnianych ławek. Dostrzegła taką metr czy dwa od nich, to też usiadła na niej klepiąc miejsce o obok siebie, dając mu do zrozumienia żeby i on to zrobił. Upiła jeszcze łyk pozostawiając w kubku może 1/4 zawartości. Biła się przez chwilę z myślami, ale cóż - może i tym razem grzaniec przez nią przemówił? - Słyszałeś o dwóch laskach, które pobiły się na mugoloznastwie ostatnio? - Spytała patrząc mu w oczy. Chciała widzieć reakcję. Jakakolwiek by ona nie była. I niezależnie od jego odpowiedzi, kontynuowała - Jedna z tych dziewczyn, to ja. Druga chwilę temu tu przyszła. Nie darzymy się miłością, a ona jest nieobliczalna. Jestem prawie pewna, że zrobi coś żeby zepsuć mi wieczór... - Wyjaśniła mu szczerze o co chodzi. Skoro spytał, odpowiedziała. Skoro chciał słuchać, miał ku temu okazję. Skoro chciał ją poznać, dostał malutki kawałek z całego cyrku, jaki panował w jej życiu.
Leonardo był strasznie zdziwiony, gdy dostał wiadomość od @Katherine Russeau. Zaprosiła go na bal, na który nie miał zamiaru się wybierać, szczególnie, że nie miał z kim tam iść. Jeśli już dostał propozycję, to niby dlaczego miałby się tam nie pojawić? Problem sprawiła mu tylko jedna rzecz.. ubiór. Dostał informację, że ma wyglądać jak z lat pięćdziesiątych, co na szczęście doskonale wpasowało się w styl Leonardo. Założył jasnoniebieskie dżinsy, białą koszulkę na ramiączka, zwaną teraz potocznie żonobijką. Na nogach miał ciężkie, skórzane glany, a na kurtkę narzucił niedbale skórzaną, czarną kurtkę uśmiechając się do siebie z satysfakcją. Wyglądał prawie jak Freddy Mercury. Kochał jego muzykę, więc uznał to jako dobrze wykonane zadanie. Wszyscy powinni być zachwyceni! Gdy dotarł na imprezę, chwilę trwało, zanim udało mu się zlokalizować jego partnerkę. Wcześniej jednak zauważył kogoś zupełnie innego, do tego bawiącego się z jakimś innym facetem. Uśmiechnął się lekko, machając ręką do @Vittoria Sorrento. Nie zdecydował się jednak, żeby do niej podejść. Z pewnością jest na jakiejś randce, doskonale wiedział, że to wolna dusza, która jeśli będzie chciała, sama się do niego zbliży. Nie było co naciskać i robić z siebie durnia. Obserwował ją jednak przez moment, zastawiając się, dlaczego właściwie nie przyszli tu razem? Chwilę później skierował się w stronę Kath, zapominając już całkowicie o swoich wcześniejszych rozmyślaniach, szczególnie gdy zobaczył jej strój na dzisiejszą imprezę. - Cześć! - rzucił wesoło, podchodząc do dziewczyny i całując ją w policzek na przywitanie. - Wyglądasz obłędnie! - dodał na ucho, odsuwając się trochę od niej i przekrzywiając głowę, żeby zlustrować ją do końca wzorkiem. Nie przesadził, naprawdę wyglądała ekstra. Pasowali do siebie idealnie, chociaż faktycznie dzieliło ich chyba kilka dekad "modowego szału". - Nie sądziłem, że się tutaj spotkamy, a tym bardziej, że przyjdziemy tu razem. Co Cię tak nagle skłoniło do zaproszenia mnie? Bo nie wierzę, że nie znalazłaś nikogo innego, zawsze miałaś wokół siebie tłumy facetów, z tego co kojarzę - powiedział z nieukrywanym rozbawieniem. Wiedział, że musiała mieć w tym jakiś głębszy cel, że go zaprosiła. Nie wiedział tylko jaki. Nieważne. Miał się dzisiaj po prostu dobrze bawić. Po co wszystko tak dogłębnie analizować?
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Kostka na strój:2 - szalone lata 60 Wygląd: użyczony przez George'a Harrisona
Nie mógł odpuścić takiej okazji choćby nie wiem co. Miał wrażenie, że minęły całe wieki odkąd ostatni raz miał okazję naprawdę tańczyć. Mógł się wypierać swojej rodziny, mógł jej czysto nienawidzić całym swoim sercem, jednakże nie mógł zaprzeczyć, że tańczyć nie potrafił. Była to umiejętność, której wymagano w rodzie Whitelightów od najmłodszych lat, podobnie jak języka francuskiego – co rzecz jasna uważał za absolutnie idiotyczne i gdyby tylko spojrzeć prawdzie w oczy, faktycznie takie było. Niemniej jednak tancerzem był świetnym i zupełnie szczerze mógł powiedzieć, że to lubił. Doskonale pamiętał jak jeszcze z czasów uczniowskich tańczył z Beatrice na nie jednym balu bożonarodzeniowym i nie mógł oprzeć się pokusie, by to właśnie ją tutaj zaciągnął. Była to rzecz, w której nie przewidywał sprzeciwu i nawet jeśliby odmówiła – znalazłby sposób, by właśnie z nią znaleźć się na podwórku starego Johna. Nie należało się tutaj doszukiwać nie wiadomo czego, owszem łączyła ich przeszłość, ale tylko i wyłącznie ona. Był przekonany, że w gruncie rzeczy oboje byli już innymi ludźmi, nie sądził jednak, żeby miało to w czymkolwiek przeszkodzić. Mogła mieć swoje argumenty, wyraźnie mówiące jej, że nie ma się zgadzać. Niemniej jednak zrobiła to, a Camael gdy tylko ją ujrzał w bordowej sukni, posłał jej szeroki uśmiech, który doskonale pokazywał jak bardzo się cieszył. Sam mógł pochwalić się idealnie skrojonym garniturem. – Twe słowa dla mnie rozkazem. – powiedział z rozbawieniem i błyskiem w oku nań spojrzał, gdy ujmował ją pod ramię, by wyjść poza tereny zamkowe i teleportować się tego wieczoru do Doliny Godryka. Od razu ujrzał fantastycznie dobrane ozdoby, które idealnie sprawiały, że atmosfera była wyczuwalna już od samego pojawienia się. Musiał przyznać, że Perpetua miała świetne oko do tego typu rzeczy. Posyłając jeszcze jedno spojrzenie Beatrice, przeszedł razem z nią przez bramkę prowadzącą na właściwe miejsce i od razu poczuł ciężar prostego zaklęcia transmutacyjnego, który na nim spoczął. Spojrzał ze zdziwieniem na swoje ubranie i pokręcił głową, z uśmiechem błądzącym w kącikach jego warg, gdy tylko jego niebiesko-zielone tęczówki ujrzały wzorzystą marynarkę. Wyglądał jak członek The Birds. Uniósł swój wzrok na Trice i… zaniemówił. Zupełnie nie spodziewał się takiego zwrotu akcji, szeroko się uśmiechnął. – Nie wiem o co ci chodzi, wyglądasz niesamowicie. – powiedział i uciekł od niej wzrokiem, by rozejrzeć się po otoczeniu i dostrzec Craine’a. Mimowolnie się wzdrygnął, nawet na potańcówce musiał go widzieć? Gdzieś przemknęła mu Perpetua, jednak widząc, że tańczy z profesorem historii magii jedynie delikatnie się uśmiechnął. – Chciałabyś się czegoś napić, czy od razu damy wszystkim lekcję tańca? – zapytał i dopiero wtedy ponownie spojrzał na Dearównę, by posłać jej delikatnie zaczepny uśmiech. @Beatrice L. O. O. Dear
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Praktycznie każdy facet byłby w szoku jeśli Katherine zaprosiłaby go na coś takiego jak bal. Wiadomo, że rozejdą się po zakończeniu imprezy, ale zanim jednak to nastąpi to dziewczyna chciała się po prostu bardzo dobrze bawić. Praktycznie Leonardowi niczego nie brakowało. Był zabawny, świetnie się odnajdował w towarzystwie i miał swój osobisty urok. To dlatego go zaprosiła na ten bal. Lubiła tego chłopaka mimo, iż bywała czasem wredną małpą. Wiedziała, że dzięki jego towarzystwu nie będzie się w żaden sposób nudzić, a ten bal na pewno nie pójdzie w zapomnienie. Zanim dotarł do niej mogła go zlustrować wzrokiem od góry do dołu, by ocenić, że prezentował się naprawdę nieźle. Gdy do nie podszedł, uśmiechnęła się szeroko i gdy się z nią przywitał zastosowała sobie znany trick. -Cześć Leo! - pełnym entuzjazmu tonem przywitała się z nim, a gdy ten chciał ją pocałować w policzek przechyliła głowę tak, że usta chłopaka nie wylądowały na jej policzku, ale na ustach. -Ups, wybacz - powiedziała przepraszającym tonem, udając lekkie zażenowanie swoim zachowaniem, a raczej niezdarnością, ale przecież Russeau daleko było do bycia niezdarnym. -Dziękuję za komplement, czarna skórzana kurtka, glany, styl na niegrzecznego chłopca? To lubię - powiedziała po czym pogładziła go po ramieniu. Zapytana o to dlaczego akurat on, próbowała ustalić jedną z najlepszej wersji odpowiedzi. Kiedyś miała chłopaków na pęczki, teraz tak nie było. To ona trzymała się z boku. Co miała mu odpowiedzieć? Że nie miała z kim wybrać się na bal? Czy powiedzieć prawdę, że pragnęła spędzić z nim więcej czasu bo przejrzała na oczy i wydoroślała? Uznała, że najlepiej powiedzieć prawdę. -Leo, doceń w końcu fakt, że ty też jesteś wyjątkowy. Wybrałam Ciebie, bo wiedziałam, że będziemy się świetnie bawić, poza tym pragnę nadrobić zaległości. Przyznaj, że sam też się z tego cieszysz- powiedziała, no bo przecież każdy pragnął mieć Katherine Russeau, dziewczynę o nienagannej sylwetce i nagannych manierach w swych ramionach. Teraz czekała ich tylko świetna zabawa, bez skrępowania.
Varian Ironwing
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 187cm
C. szczególne : Naczyjnik ze srebrnym skrzydłem, blizny na kolanie i ramieniu
Gdy dźgnęła go lekko palcem w szyje Variana znów przeszedł delikatny ale przyjemny dreszcz. Urodziłem się 22 stycznia... a jak zapomnisz to nie dostaniesz kawałka tortu i czapeczki Gdy odpowiadała na jego pytanie widać było, że nie chętnie to robi i nie przychodzi jej to z łatwością. Varian nigdy by nie przewidział, że taka osoba jak Tori może mieć wrogów, i to jeszcze tak zawziętych. Wolał nie drążyć tematu, ewidentny był fakt, że jego towarzyszka nie chce za bardzo wchodzić w szczegóły tej historii. Ta informacja mu w zupełności na ten moment wystarczyła, by zrobić cokolwiek aby poprawić nastrój Tori. Nie wygląda non na zbyt groźną przeciwniczkę, a już zwłaszcza dla takiej wojowniczki jak ty Tak naprawdę nie mógł sobie wyobrazić walczącej Tori, jej usposobienie i delikatny wygląd zupełnie na to nie wskazywały. Jednak nie przeszkadzało mu to w żaden sposób, jest silna i potrafi o siebie zadbać, co mu imponowało. No i jeszcze będziemy mogli pokazać nasz pazur na scenie, a nie ma lepszej nuty do tego od Baby Shark Tututururu- Znowu to zrobił, nie powstrzymał się od zaśpiewania tego... może na ten tytuł była rzucona jakaś klątwa, która uniemożliwiała wypowiedzenie tego normalnie. Teraz już tylko pozostało mu liczyć na to, że nic nie zdoła zakłócić resztę tego wieczoru. Varian kątem oka zauważył, że jeden gość z pewnego dystansu patrzy się na niego i Tori. Wiedział, że to nie on przyciągnął jego uwagę więc pewnie znał dziewczynę. Po chwili tamten podszedł do dziewczyny z opowieści Tori. W tym momencie odezwała się niezwykle wyczulona intuicja Variana, przez jego głowę przebiegła myśl, że tego wieczoru może jeszcze coś się zdarzyć i wplata się on w jakiś problem, ale jeśli miał to robić dla Tori to nie widział żadnego problemu, w końcu jest jej nowym ochroniarzem
3 - gorący Miód Barseka. Czujesz znaczący przypływ odwagi... Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) robisz rzeczy śmielsze, niż byś się spodziewał! Pamiętaj, jeśli piłeś ten trunek - jego spożycie może wywołać interesujące konsekwencje później...
Strój krótka sukienka, białe podkolanówki, szpilki pod kolor sukienki
Spoiler:
2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg.
Rozmawianie o problemach było dla niej trudne. Ale czy niechętnie mu odpowiedziała? Nie koniecznie. Bardziej chodzi o to, że uważała iż takie coś mówi się raczej na osobności i to komuś, kogo się dobrze zna i mu ufa. Oni natomiast byli w tłumie ludzie, znali się krótko. Nie, to nie była niechęć. On po prostu ją zaskoczył i tyle. - O nie! Bez czapeczki to ja nie przeżyję! Muszę to sobie napisać na ręce - To mówiąc zaczęła macać się po sukience w poszukiwaniu jakiegoś pisaka - Nie mam kieszeni - Mruknęła niezadowolona z tego, że poszukiwania długopisu spełzły na niczym. Oczywiście było to w pełni udawane niezadowolenie i wielki smutek. - Jestem groźna, ale wykorzystała efekt zaskoczenia. Chodziłam przez jakiś czas z rozharatanym policzkiem - Stwierdziła drapiąc się po głowie w geście zakłopotania. Wtedy też okazało się, że nie potrafi się bić, choć zawsze myślała o sobie własnie jak o wojowniczce. Niestety, jednak hardość charakteru nie idzie w parze z umiejętnościami samoobrony, a te miała na bardzo niskim poziomie - Wtedy byłam Groźnym Blond Aniołem - Dodała jeszcze, chyba po raz pierwszy używając przy nim określenia "blond anioł" w mówieniu o samej sobie. Słysząc kolejny raz wykonanie "Baby Shark Tuturututu" w jego wykonaniu znów śmiech się z niej wyrwał. Tak. To zdecydowanie była klątwa. Nie jestem tylko pewna, czy rzucona na piosenkę, czy może to kwestia tego, że ona to wypowiedziała za pierwszym razem, a on podłapał. W końcu od jakiegoś czasu było wiadomo, że Tori jest jak choroba - przenosi się od ślizgona do ślizgona i pakuje ich w różnego rodzaju kłopoty. Jeśli jej towarzysz dostanie przez nią szlaban, to będzie czwarty z kolei - to już musi coś znaczyć. Czując na sobie spojrzenie inne niż Variana przeniosła wzrok w stronę gości by w tamtej chwili zauważyć machającego do niej... - O! Leoś - Skomentowała uśmiechając się i również machając do starszego gryfona po czym widząc, jak ten się... Cmoka z Katherine? A... Okej. Yhym. SPOKO. I to ona jest puszczalska? Poważnie?! Zaskakujące, że była z Leo na randce, a teraz nagle Kath zebrało się na czułości z nim... Szkoda tylko gryfona, bo bardzo chętnie podeszła by się z nim przywitać. Ale skoro jest w takim towarzystwie... No nic. Westchnęła więc jedynie i wróciła uwagą do Variana przyklejając na twarzy uśmiech. - W sumie skoro masz być moim ochroniarzem, to muszę odzyskać strój seksownego policjanta, który ostatnio posłałam z przyjacielem nauczycielowi. Dobrze by Ci w nim było - Zaczęła temat jakby czytając mu w myślach i przechodząc w swój lekki ton pełen rozbawienia. Nie ma co się przejmować na zapas.
- Nawet ty nie wierzysz w to co mówisz - stwierdzam na Twoja żałosne wytłumaczenia dotyczące dotyczące strojów i kręcę głową z dezaprobatą. Śmieję się na Twoje słowa o tańczeniu i kręcę głową. - Wyobrażasz sobie, że ktoś by nam zapłacił za to, że musi patrzeć jak tańczymy? - pytam szczerze rozbawiony tą perspektywą, by po chwili już przystąpić do śmigania po parkiecie razem z Boydem. Pewnie gdyby nie jakaś podobno naprawdę magiczna wódeczka, nie bylibyśmy tacy odważni. I faktycznie po tym alkoholu jakoś obydwoje zaczęliśmy czuć się jakoś słabo, co obydwoje ustaliliśmy wcześniej, że jakoś inaczej to na nas działa niż zwykłe barmańskie specyfiki. Jednak uznaliśmy, że po prostu to jakaś magia bimbru z bazaru i nie ma się czym przejmować, że trochę nas poniewiera. Jednak kiedy tak tańcujemy najpierw z wielką werwą, z czasem czuję się coraz bardziej zmęczony. Nie tak jak na kacu bo zbyt dużej ilości piwerek. Tylko raczej jakbym wcześniej naprawdę mocno się zmęczył. A przecież nie robiliśmy dzisiaj nic konkretnego. A jednak to łamanie w kościach, coraz cięższy oddech. Sam nie wiem o co chodzi, ale kiedy mój przyjaciel proponuje, że pójdziemy do łazienki zgadzam się z ulgą na tą propozycją, czując że coś mnie ściska już w mięśniach. Nie potrafię jednak do końca określić co to takiego. Zamykam za sobą drzwi z kibla i zamiast nad nim postać, usiąść, czy coś tam upadam na kolana, chowając Twarz w dłoniach. Mam wrażenie, że cała mnie wręcz parzy. Jakby ktoś szorował po mojej delikatnej, pięknej młodej buzi rozżarzonymi węglami, albo zaklęciem palącym. Czy powinienem wołać Boyda? Czy on w ogóle byłby mi w stanie pomóc podczas tej okropnej śmierci na potańcówce? Co za żenada. Aż w końcu po latach świetlnych w mojej opinii, wszystko się skończyło. Patrzę najpierw na swoje ręce i widzę, że są znacznie starsze. Dotykam nimi swojej twarzy i wczuwam głębsze zmarszczki... i jakiś wąs pod nosem. Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałem się, że uda mi się cokolwiek zapuścić na mojej gładkiej buzi. Słysząc głos... kogoś podnoszę się z tej zimnej posadzki i opieram się o drzwi, by otworzyć je i mozolnie postąpić dwa kroki wprzód. - Też mam takie wrażenie - oznajmiam kiedy moja kabina się otwiera, bo domyśliłem się, że powodem dla którego głos mojego przyjaciela brzmi podobnie i zarazem kompletnie inaczej jest taki sam jak mój. Patrzę przez chwilę na Ciebie z uniesionymi brwiami. - Cóż, nie spodziewałem się, że będziesz takim fanem brody. Chociaż wyglądasz mi na kogoś kto lubi chować resztki jedzenia w specyficznych miejscach - mówię głosem zdecydowanie poważniejszym, jakoś dziwnie nostalgicznym. Podchodzę do lustra, by przepchnąć swojego ziomka i zobaczyć jak ja wyglądam. Mój nos najwyraźniej wydłużył się z wiekiem znacznie bardziej niż całe moje ciało. Nie jestem pewny czy podobam się sobie, jednak doceniam swoje bujne postawione włosy. - Musimy mieć nadzieję, że są to jedynie znowu skutki uboczne jakiegoś szemranego picia... Przysięgam bezpieczeństwo schodzi na psy, ktoś powinien coś z tym zrobić - mówię odrobinę dziwnie oburzony tym, że nikt nie zajmuje się wystarczająco obywatelami. i równocześnie smutnie pogodzony z tym losem. Zerkam na Ciebie i wyciągam z zainteresowaniem dłoń, by dotknąć Twojej bujnej brody. - Idziemy zobaczyć czy będziemy inaczej traktowani? Poważniej? Lepiej? Czy może jak podejrzany żyd w towarzystwie szalonego menela? - pytam, bo co innego nam zostało jak nie pójście z flow i liczenie, że to stan przejściowy.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
No i proszę. Zaczęło się od listu, dość niespodziewanego, a skończyło na wybieraniu koszuli, która pasowałaby do kurtki. Wieczory jednak bywały chłodne, więc dobrze było mieć coś na sobie. Przez cały czas, gdy się ubierał, szykował na zabawę, nie potrafił przestać się uśmiechać. Bianca… Miło wspominał spotkania z nią i żałował, że nie umówił się z nią od razu po feriach. Z drugiej strony, wtedy zaczął więcej kręcić się wokół Chrisa i wyszło, jak wyszło, że zapomniał o umowie z uroczą byłą zawodniczką Gryfonów. Była młoda, ale nie pytał jej o wiek, zakładając, że skończyła studia. Gdyby wiedział, że nie skończyła, pewnie próbowałby ją namówić na powrót i wstąpienie do i tak już silnej, drużyny Gryfonów. Byłby zachwycony, móc ją widzieć na miotle w trakcie lotu. Musiałby być głupcem, gdyby nie mógł powiedzieć, że kobieta była atrakcyjna, że mogła się podobać. Jednak nie na tyle, żeby umyślnie ją podrywał. Mimo to czuł się tak, jakby umówił się na randkę. A może jednak chodziło o to, że Alex również miał iść i że wspólnie mieli wyciągnąć Chrisa? Aż zaśmiał się pod nosem, przypominają sobie ostatnie spotkanie sam na sam z gajowym. Nigdy więcej pracy dla Gringotta. W końcu gotowy czekał na Alexa i razem z nim poszli pod chatkę gajowego. Korciło go już wtedy, żeby opowiedzieć przyjacielowi wszystko, ale skupił się na jednej informacji, którą z całą pewnością opiekun Kruków zrozumie. - Lubi mugolskie bajki. O’Connor w sensie - rzucił, uśmiechając się szeroko, aż mu oczy błyszczały. Nieomal podskakiwał w miejscu, jak jakiś podlotek. W końcu jednak opanował się, przyglądając uważnie Alexowi. - Zbyt łatwo się zgodziłeś. Urocza Swansea? - dopytał, podrzucając zabawnie brwiami, gotów na to, że oberwie mało przyjemnym zaklęciem, ale musiał spróbować. Wciąż nie mógł powstrzymywać się od uśmiechu gdy tylko widział Alexa i przypominała mu się sytuacja z gabinetu. To było dość… zabawne? Miał jednak nadzieję, że mężczyzna jest pewien tego, że Josh zwyczajnie był szczęśliwy. Ile czasu mu zajęło na to, aby Alex, choć odrobinę się rozruszał, uśmiechnął czasem samym spojrzeniem, bo aby kąciki ust pomknęły ku górze, trzeba było czegoś więcej. Albo kogoś więcej. Uroczej blondynki, której nie miał jeszcze okazji poznać, co miał nadzieję zmienić tego wieczoru. Zapukał do drzwi, a gdy tylko Chris się pojawił, wyrzucił wszystko z siebie. - Alex wybiera się na imprezę kulturalną w Dolinie. Ja również dostałem zaproszenie od znajomej artystki, która nie chce iść sama. Mam zabrać ze sobą kogo jeszcze chcę, a myślę, że moglibyście się dogadać. Ona na pewno szkicuje, nie wiem, czy nie maluje. Widziałem twoje prace na wizbooku. Także, ubieraj się i wychodzimy w trójkę. Proszę, nie zostawiaj mnie samego, gdy Alex będzie mieć randkę - wyrzucił wszystko z siebie, rozkładając ręce i patrząc na niego błagalnym spojrzeniem. Liczył na to, że nie odmówi i w końcu pójdą na imprezę, gdzie pewnie czekała już Bianca.
Patrząc na Tori, która udając, że rozpaczliwie szukała czegokolwiek co zapisania sobie daty jego urodzin prawie padł ze śmiechu -Spokojnie 2 tygodnie przed nimi lubię się przypomnieć tak czy owak więc nie przejmuj się- Varian tak naprawę, rzadko obchodził swoje urodziny, dla niego to zawsze był taki sam dzień jak każdy inny dzień w roku, po co go wyolbrzymiać. Zresztą często sam zapomina o swoich urodzinach więc nie wymagał od innych by pamiętali tę date. Na określenie "Blond Anioła" Varian znów (nie umyślnie) przybrał swój uwodzicielski uśmiech i ze zdecydowanym, niskim i spokojnym głosem powiedział do niej: Nikt nie jest wstanie stwierdzić że anioły są miłe, dobre i wyglądają jak bobasy ze skrzydełkami, osobiście twierdze, że anioły są piękne i sprawiedliwe, a obie te cechy bywają okrutne Gdy wypowiedziała imię gościa, którego Varian zauważył wcześniej, że im się przyglądał, wiedział, że mają jakąś wspólną historię i nie są sobie obojętni. Musiał przyznać, że coś go zakuło w piersi gdy zdrobniale wypowiedziała jego imię. Postanowił nie schodzić na jego temat, bo w sumie po co, Tori była teraz z Varianem i tylko to się liczyło. Na komentarz o seksownym stroju policjanta szczerze parsknął śmiechem. Nie wiem czy to najlepszy pomysł... inne dziewczyny mogą zacząć wtedy wkładać galeony tam gdzie nie powinny- cały czas starał się swoimi żartami odwracać uwagę Tori od jej wroga i uważał, że nawet dobrze mu to idzie. Cholera, ile jeszcze oni będą ogarniać tą scene... artystą nie można kazać czekać, to artyści powinni kazać czekać na siebie!- mówiąc to wypiął klatkę piersiową do przodu starając się ironicznie pokazać jaką to on nie jest pewną siebie diwą
3 - gorący Miód Barseka. Czujesz znaczący przypływ odwagi... Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) robisz rzeczy śmielsze, niż byś się spodziewał! Pamiętaj, jeśli piłeś ten trunek - jego spożycie może wywołać interesujące konsekwencje później...
Strój krótka sukienka, białe podkolanówki, szpilki pod kolor sukienki
Spoiler:
2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg.
- Ale dwa tygodnie to jest za mało żeby kupić idealny prezent - Stwierdziła zastanawiając się, czy miesiąc by jej starczył, żeby dorwać coś co przeszło by jego wszelkie oczekiwania. Nie znosiła kupować rzeczy "typowych". Wszyscy kupują alkohol, słodycze - to zdecydowanie nie są jej klimaty (znaczy kupowanie takich rzeczy, bo akurat alkohol i słodycze gościł w jej życiu co jakiś czas). Nawet teraz, na urodziny Maxa które miały odbyć się niedługo miała taki prezent, że na pewno nikt inny mu tego nie da. Aczkolwiek z nim było łatwo, bo zdążyła go już dobrze poznać. - No popatrz. Piękna się na pewno zgadza. Gorzej ze sprawiedliwością, bo staję po stornie ludzi dla mnie ważnych nawet gdy mówią i robią głupoty - Stwierdziła na wpół poważnie, na wpół w rozbawieniu. Po tym zbliżyła się trochę do niego i przeszła na szept, tak jakby ktokolwiek miał ich podsłuchiwać, a jej słowa tylko on miał usłyszeć - Więc ja prawdopodobnie jestem Upadłym Aniołem. Wiesz, takim niegrzecznym i zbuntowanym - Dodała puszczając do niego figlarne oczko i wchodząc w ten sam klimat, uśmiechnęła się do chłopaka kokieteryjnie. Dziewczyna bardzo łatwo przeskakiwała między emocjami związanymi z rozbawieniem i flirtem. Vitt zdrobniała prawie wszystkich. Julius był Julkiem, Sophie była Sofką, Darren był Renem. Adrian był Adaśkiem. To zwykle świadczyło o jej sympatii do danej osoby. Variana to jeszcze nie spotkało, ale zapewne to tylko kwestia czasu i nawet sama nie zauważy, gdy zacznie to robić. Po prostu nie zwracała się do niego jak na razie po imieniu. - Powiem Ci tak. W tym stroju nie bardzo było gdzie wkładać galeony - Skomentowała ze śmiechem. Szczerze mówiąc słowo "inne dziewczyny" gdzieś ją delikatnie dziabło, aczkolwiek na ten moment było to dla niej na tyle obce uczucie, że nie zwróciła na nie większej uwagi - Wyślę Ci zdjęcie na Wizzerze jak wrócę do domu - Obiecała tym samym sugerując mu, że ma zamiar przestać byś dla niego znajomą, którą spotyka przypadkiem na potańcówkach. Chciała mieć z nim większy kontakt. - Zawsze możesz mi dać próbkę już teraz. Taki wiesz, prywatny występ - Zaproponowała między śmiechem, który uciekł z niej gdy tylko wielka diwa zaczęła tracić cierpliwość. Zapamiętać. Nie malować się przy Varianie, bo łzy rozbawienia zmyją jej cały makijaż. Chwilowo faktycznie udało jej się zapomnieć o tym, że Kath w ogóle istnieje, choć nadal jej wewnętrzna towarzyskość czuła potrzebę normalnego przywitania się z Leo.
Varian wyczuł pewien rodzaj żalu z wypowiedzi Tori o sprawiedliwości, na pewno nie były to puste słowa i musiała nie raz przez to cierpieć. Chciał jej pomóc na każdy możliwy sposób, zdjąć z jej barków ten ciężar i zabrać go na swoje, w końcu smutek nie pasował do jej pogodnej twarzy, nawet jeśli go sprawnie ukrywała. Pochylił się delikatnie nad nią tak by mogła go wyraźnie usłyszeć Upadłe anioły są o wiele lepsze... upadają bo mają swoje zdanie i nie boją się wyrażać tam gdzie innym brakuje odwagi- kończąc swój wywód delikatnie powrócił do wcześniejsze pozycji. Zastanawiał się czy może nie przesadził z wydźwiękiem tej wypowiedzi, być może zaczął brzmieć trochę zbyt melodramatycznie, jednak cały czas czuł w klatce piersiowej lekki napór... nie do końca rozumiał co się z nim dzieje, ale cokolwiek by takiego nie powiedział, mówił cały czas szczerze, ona na to zasługiwała, nie wiedział jednak czy on będzie zasługiwał na nią. Na propozycje wysłania zdjęcia stroju ze śmiechem odparł, że chętnie mu się przyjrzy i zastanowi się nad propozycją noszenia go -Ale muszę mieć do tego stroju odznakę... nie chciałbym wyglądać głupio- Pomimo tego, że wiedział, że to jest tylko żart miał dziwne uczucie dyskomfortu jak wyobrażał sobie jak nosi to wdzianko, nie wiedział, co prawda jak wygląda, ale na pewno nie był to szczyt elegancji. Miałbym teraz zaśpiewać i wyłożyć wszystkie karty na stół? Nie... bo jeszcze się mną znudzisz albo co gorsza wycofasz się ze wspólnego śpiewania- powiedział z przekąsem do Tori utrzymując swój ironiczny uśmiech. W zasadzie nikt nigdy nie słyszał jak Varian śpiewa, robił to tylko gdy nikogo nie było blisko ponieważ piosenki (zwłaszcza te które on słucha) wyrażają emocje, kiedy on nie chciał się nimi dzielić. Przy Tori było inaczej, już i tak nie próbował jakkolwiek się powstrzymywać w wyrażaniu siebie, więc w sumie czemu nie. Dał jej więc lekką próbę swojego wokalu Choć w sumie lekka próbka tego co Cię czeka pozwoli Ci się przygotować na kataklizm- rzucił ironicznie po czym zaczął śpiewać. Varian zaśpiewał refren ze swojego ulubionego utworu, był ciekawy co powie Tori na jego umiejętności, bądź co bądź może nie było, aż tak źle.
3 - gorący Miód Barseka. Czujesz znaczący przypływ odwagi... Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) robisz rzeczy śmielsze, niż byś się spodziewał! Pamiętaj, jeśli piłeś ten trunek - jego spożycie może wywołać interesujące konsekwencje później...
Strój krótka sukienka, białe podkolanówki, szpilki pod kolor sukienki
Spoiler:
2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg.
Właściwie... To wśród ludzi z jej towarzystwa, to ona zazwyczaj była ta, która robi i mówi głupoty. Jednak faktycznie, co jakiś czas zdarzało się, że jak na gryfonkę przystało lojalność wpędzała ją w kłopoty. Czasem kończyło się to zabawnie, czasem nie. Jednak dziewczyna nie uważała siebie za szczególnie cierpiącą z tego powodu. Szkoda jednak, że nie słyszała jego myśli. Poziom troski, jaki chłopak względem niej wyrażał był czymś dla niej tak nowym, że tylko by wzbudził jej większe zainteresowanie ślizgonem. - W takim razie coś czuję, że Ty też jesteś upadłym aniołem - Stwierdziła przyznając mu odpowiednie kwalifikacje, które uprawniały go do dołączenia do elitarnego grona "Aniołków Tori", czyli ludzi których uważała za troszkę zdemoralizowanych. Takich, którym jeśli rzucisz pomysł "Idziemy do Zakazanego Lasu?!" dostaniesz odpowiedź "Tylko ubiorę buty". Miała co do Variana na prawdę dobre przeczucia. I dobrze się przy nim czuła, choć nie do końca rozumiała dlaczego, skoro znali się tak krótko. W tej chwili zrzucała to na swoją ogólną sympatię do świata, ale... Ale było w tym coś innego, czego nie potrafiła określić. - Dostaniesz co chcesz. Odznakę. Kajdanki. Pałkę... - Tori to jednak Tori. Nie podarowała by sobie żartu o zabarwieniu seksualnym, kiedy aż się o to prosiło. Nawet jeśli miała tym samym spowodować u kogoś zawstydzenie czy zmieszanie, to i tak słowa leciały szybciej niż mózg wołał "Czekaj! To może nie być dobry pomysł!". - Jestem gotowa na muzyczne tsunami - Zaśmiała się jeszcze nim zaczął, po czym ponownie się do niego przybliżyła, żeby ten nie musiał śpiewać na całe gardło przekrzykując się przez muzykę. Wpatrywała się w niego z lekkim uśmiechem. Znała tą piosenkę, choć na pewno nie na pamięć tak jak on. Refren natomiast kojarzyła bardzo dobrze, ale nie śmiała mu przeszkadzać swoim nuceniem - za dobrze jej się słuchało jego głosu. Kurcze... Z chwili na chwilę była coraz bardziej zauroczona tym chłopakiem, choć zapytana na pewno nie przyznała by tego głośno. - Czekaj, mam wielokrotny orgazm. I zawał wywołany zachwytem - Zareagowała zaraz, gdy skończył. Mówiąc to złapała się za serce pozorując wspomniany zawał. Po chwili jednak wróciła do normalnej pozycji. Jednak podziwianie chłopaka się na tym nie zakończyło. - Rzuciła bym stanikiem, ale szkoda go, bo ładny jest. Mam nadzieję, że i bez tego dostanę autograf - Oto ona, jego wielka fanka numer jeden!
KOSTKA 2 STRÓJ Francuski szyk lat 60'tych z dopasowanymi welwetowymi zakolanówkami kończącymi się w połowie ud oraz długich rękawiczkach. Loki upięte w szykowny kok. Usta czerwone jak wiśnie.
Jak na roztrzepaną i bardzo nie spostrzegawczą w trybie imprezowym Fayette kompletnie umknęły jakiekolwiek niewerbalne sygnały jakie nowa koleżanka do niej słała zaznaczając swoje niezadowolenie. Równie dobrze mogłaby to zrzucić na dym jeszcze przysłaniający jej oczy, albo promile jakże ciężkiego alkoholu toczące się w jej krwi, aby potem wybrnąć zręcznie z przeprosin, jakby takowe miały miejsce. Niemniej jednak, Richerlieu w sferze tańców, zabaw i używek była kompletnie rozkojarzona wszystkim co tylko możliwe. Co jednak zdołało na chwilę zakotwiczyć jej uwagę to wypowiedziane imię i nazwisko Krukonki, KRUKONKI, a więc i z tego samego domu. - Irène Ouvrard - Mruknęła rozkoszując się 100% francuskim akcentem w swoich ustach. - Merde, français de Beauxbatons?! - Spytała licząc na to, że znalazła w końcu jakąś rodaczkę w wilgotnych murach Angielskiej szkoły. Uśmiechnęła się potem szeroko patrząc jak Boris powoli do nich kroczy. Pozwoliła sobie taktownie nie odpowiadać póki co na pytanie o okoliczności ich poznania, dopóki Rosjanin nie stanął przed nimi zdawkowo się wypowiadając jak zawsze. Wywołało to u niej widowiskowy przewrót gałek ocznych w trakcie, gdy Irène zalała Borisa wręcz komendą. - Ależ proszę, Boris, nie krępuj się. Polecam nam wszystkim jakiegoś miłego rozchodniaczka zanim przystąpicie do baletów. - Zaoferowała patrząc lubieżnie na stoisko z alkoholem. Oh, jak jej było sucho w gardle. - Taka whiskey z pewnością wszystkich zadowoli, czyż nie? @Irène Ouvrard@Boris Zagumov
Irène Ouvrard
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
1, 4 - Dopadły Cię swobodne lata 20'! Jeśli jesteś kobietą: na głowie zmaterializowała Ci się piękna satynowa opaska, przyozdobiona fantazyjnym piórem. Twoją sylwetkę otuliła luźna sukienka pełna frędzli i cekinów, a jakby tego było mało, na ramiona opadło Ci puszyste boa!
- Oui. J'y retournerais avec plaisir mais je ne peux pas, je dois m'étouffer en Hogwart. - Odpowiedziała ściszając odrobinę głos w obawie o to, że małomówny, powściągliwy Borys mógł mieć w rękawie o wiele więcej asów niż mogłaby przypuszczać. Rozmawianie ze sobą w rodzimym języku innym, niż powszechnie przyjęty angielski było na ogół uważane za bardzo niegrzeczne, szczególnie w towarzystwie. - C'est bon de rencontrer mon âme sœur - Nim nie przeniosła większej części swojej uwagi na mężczyznę, udało się jej jeszcze miękko wtrącić starannie układając spierzchnięte wargi do wszystkich tych rzucanych na wiatr słów. To byłby grzech nie móc jeszcze przez moment rozkoszować się możliwością swobodnej rozmowy. To nie był żaden szyfr ale Irène właśnie tak się w tym przeklętym miejscu czuła, a to tylko skutecznie polepszało jej nastrój bo uwielbiała wszelkiego rodzaju intrygi, zabawy, jakby znowu była dzieckiem – niby być nim nie chciała, a jednak ciągnęło ją do wszelkich głupstw. - Zawsze wydawało mi się, że whisky to domena mężczyzn, ale chyba wpływy okolicznych mieszkańców są tu wyjątkowo silne. - Stereotypy dobrze trzymały się Wielkiej Brytanii. Krukonka miała szczerą nadzieję, zobaczyć dziś na własne oczy, w tym niezwykle pięknym miejscu, że czarodzieje nie wylewali za kołnierz. Przykładem była Fayette, która szybko wciągnęła w siebie jedno piwo, a później nabrała odwagi do mocnych alkoholi. Rozłożyła bezradnie ręce tym samym godząc się na wybór nowej koleżanki. Wyglądała jej na kogoś kto miał większe obeznanie w pruderyjnej alkoholizacji ale mogła się mylić, równie dobrze mogła trafić na ordynarną dwójkę pijącą tanie, podejrzane wina z kartonu za zakrętem. - Skąd jesteście? - Wtrąciła. Ciekawość Ouvrard z każdą chwilą coraz mocniej wkradała się w rozmowę. Zdarzało się, tak jak dzisiaj, że początki były z nią toporne. Trudno było zorientować się, czy bez ostrzeżenia nie odwróci się na pięcie, a później zniknie ale kiedy zaczynała czuć pewny grunt, a coś przestawiało się w główce, jakaś mała zębatka wskakiwała na niewłaściwe miejsce, szybko otwierała się na tyle, żeby wciągać w niezobowiązującą rozmowę wszystkich. Otaczała się ludźmi jak sprzymierzeńcami, na wielkiej, wystawnej wieczerzy, gubiąc przy tym pióra z czarnego boa, które zaczęła skubać.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
List od Perpetui spowodował, że serce zabiło mu nieco mocniej. Dlaczego tak się nazwała? Chciała wywołać u niego poczucie winy? Nie był pewien, jak miał to odczytywać, ale wiedział jedno - nie mógł jej odmówić. Co prawda nie był zbyt skory do tego, żeby naprawdę wybierać się na tę zabawę, w końcu miało tam być znowu sporo osób, tańce i nie wiadomo co jeszcze, a on chyba nie był gotów na coś podobnego, ale w zaistniałej sytuacji nie był po prostu w stanie machnąć na to ręką. Spojrzał również na pudło, które miał naszykowane od dawna, zawierające prezent dla profesor, który jednocześnie był jego przeprosinami i wzdychając ciężko, doszedł do wniosku, że to najlepszy moment na to, by w końcu jej go wręczyć. Nie mógł biegać za nią po zamku, a wysyłanie tego listem jakoś nie wydawało mu się zbyt taktowne, poza tym sowa na pewno miałaby problem, żeby dostarczyć pudło w całości, tak więc doszedł ostatecznie do wniosku, że nie pozostaje mu nic innego, jak naszykować się na to przyjęcie i po prostu robić dobrą minę do złej gry. Zresztą, znajdzie na pewno jakieś spokojne miejsce z boku i będzie mógł obserwować to, co się dzieje, by grzecznie wrócić tutaj przed północą. Cóż innego miał tam w końcu robić? Wrzos spojrzała na niego, jakby chciała zapytać, czy on naprawdę sądzi, że tak to się skończy. Wyciągnęła do niego łapę, bo najwyraźniej nie chciała teraz siedzieć sama, więc wziął ją na ręce - była naprawdę spora i dość ciężka, ale kochała tak się przytulać i wiecznie układała łeb na jego ramieniu, w zagięciu tuż przy szyi - i ruszył przyjrzeć się swoim ubraniom. Nie mógł w końcu wyskoczyć w czymś sportowym, trampkach albo zwykłej koszulce, jakoś nie wydawało mu się to zbyt stosowne na tę okazję. Znalazł czarne, proste dżinsy, miękkie buty z beżowej skóry, ciemnozieloną koszulę i golf, które uznał za dostatecznie odpowiednie na to wyjście, ale na przebranie zeszło mu całkiem sporo czasu, bo Wrzos zdecydowanie nie chciała, żeby ją odkładał, nie obchodziły ją zabawki, ani nic innego, teraz chciała być na rękach. Być może właśnie dlatego, kiedy był już względnie gotowy i odkładał okulary na blat - doszedł do wniosku, że to na tyle ważne wyjście, że lepiej będzie użyć soczewek - rozległo się pukanie. Być może w innym wypadku zdążyłby przed pojawieniem się Josha i Alexa. Uniósł lekko brwi, przeczesał włosy dłonią i poszedł otworzyć, ale oczywiście nie zdążył nic powiedzieć, bo Walsh już się rozgadał. - Nie mam pojęcia, o jakim wizzbooku mówisz - powiedział, rzucając mu raczej lodowate spojrzenie spod przymkniętych powiek. Nie chwalił się, że rysuje, to była jego tajemnica, a to, że w ogóle Walsh o tym wiedział, czystym przypadkiem zresztą, powinno pozostać po milczącej stronie ich znajomości. - Perpetua dopiero co przesłała mi list, więc nie mogę jej odmówić, tym bardziej że pisze tam jakieś bzdury o starej kobiecie - powiedział, a potem zerknął na Wrzos, która przyszła sprawdzić, co się dzieje. Westchnął, cofnął się po pudło z prezentem i doszedł do wniosku, że jest względnie gotowy. Chyba. Bo naprawdę nie wiedział, po co ma tam iść.
Varian nie mógł się powstrzymać od ciągłego szczerzenia się do Tori, gdy ta nazwała go upadłym aniołem pierwszy raz w życiu zarumienił się na twarzy, jego policzki wyglądały jakby plunęły żywym ogniem, i na pewno Tori to zauważy. Im dłużej spędzał z nią czasu tym bardziej odkrywał nowego siebie, albo raczej tego starego siebie, zanim jeszcze jego dziadek umarł, był on pełnym energii do wszystkiego dzieciakiem i znowu takim się czuł, jednak tylko przy niej. Podoba mi się wizja bycia upadłym aniołem...- W tym momencie Varian ugryzł się w język bo wypowiedział by słowa na które było za wcześnie, zwłaszcza, że na ten moment zaproponował przyjaźń. Bardzo chciał powiedzieć jej jeszcze ...tym bardziej kiedy mogę upadać z Tobą i razem podnieść się silniejsi- Musiał jednak to zachować na razie dla siebie, może kiedyś przyjdzie taki moment, gdy nie będzie musiał trzymać się za mordę i będzie mógł jej powiedzieć wszystko. Varian nigdy nie odważył się zaśpiewać komukolwiek innemu niż swojemu odbiciu w lustrze. Czuł niezwykłą tremę gdy robił to dla Tori, na szczęście była ona na tyle miła by nie robić mu zbytniej przykrości albo rzeczywiście jego wokal nie był aż tak zły. Weź przestań, nie chcesz by moje ego wybiło poza skalę, robię się wtedy upierdliwy. Na żart o staniku wybuchł śmiechem, jeszcze nie zaczął swojej kariery a już miał oddaną fankę. Głupio to brzmi ale poczuł się jak gwiazda rocka. Nie wątpię, że jest ładny- Gdy wypowiadał te słowa oczy lekko powędrowały mu na dekolt Tori, jednak szybko zareagował i wzrokiem wrócił na jej promienną twarz. Skarcił się w duchu za takie zachowanie... to była świetna dziewczyna i nie chciał, żeby ona pomyślała, że Varian traktuje ją przedmiotowo i jest tylko celem w jakiejś jego gierce. On nie był taki i nie chciał dawać powodu by ona mogła tak pomyśleć. Z wyraźnym zakłopotaniem na twarzy Varian ciągnął temat dalej. No nie wiem nie wiem co do tego autografu, kolejka jest raczej duża, a prawdziwa gwiazda nie robi wyjątków Po chwili zastanowienia dodał jednak do swojej wypowiedzi No chyba, że proszą o nie blondwłose upadłe anioły... jak tu takim odmówić- te słowa nie miały w sobie nawet cienia ironii, natomiast wypowiedział je w sposób szarmancki.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Starał się ignorować, że jego dwie towarzyszki, to jest Fayette i jej koleżanka rozmawiały przez chwilę po francusku. Samemu mało co rozumiał, dlatego też nie zamierzał się udzielać w tej kwestii.- Poznaliśmy się przypadkiem- odpowiedział krótko na pytanie skąd zna się z Richerlieu.Nie wiedział, czy dobrym pomysłem byłoby chwalenie się ich małym układem i okolicznościami poznania. Już wystarczyło mu zapachu alkoholu, nie musiał cały czas o tym rozmyślać, skoro większość jego czasu dawniej spędzał na piciu. -Teleportowałem się i czuję się dobrze.- mioteł nie lubił tak bardzo, że nawet nie zastanawiał się nad wejściem na jedną, przed przybyciem tutaj. Nie umiał latać zbyt dobrze, więc pewnie by się zabił w drodze na potańcówkę- Szczodrość?- był zaskoczony. Nigdy nie należał do osób wydających duże pokłady pieniędzy, więc nie ukrywał zaskoczenia. Oby tylko jego młoda koleżanka nie nagadała o nim żadnych głupot...-A do tańca możemy pójść jak tylko Szanowne Panie skończą pić- uśmiechnął się szeroko- ja podziękuję- solidnie trzymał się postanowienia, że nie będzie trzymał z butelkami pełnymi smakowitych, pięknych... nie! Ohydnych napojów, fuj. -Jestem z Moskwy, w Londynie goszczę od kilku lat- lepiej było powiedzieć wystarczająco nieważnych informacji, niż wyjść na niemiłego gbura- A Pani?- zwrócił się do Irène. Miał przy okazji nadzieję, że Fayette nie obrazi się za lekkie zlewanie jej osoby, w końcu o niej wiedział już trochę i nie musiał się zaznajamiać od nowa.
3 - gorący Miód Barseka. Czujesz znaczący przypływ odwagi... Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) robisz rzeczy śmielsze, niż byś się spodziewał! Pamiętaj, jeśli piłeś ten trunek - jego spożycie może wywołać interesujące konsekwencje później...
Strój krótka sukienka, białe podkolanówki, szpilki pod kolor sukienki
Spoiler:
2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg.
Widząc rumieniec na jego twarzy nie mogła powstrzymać się przed posłaniem ku niemu bardzo ciepłego uśmiechu, z odrobinkę zmrużonymi oczami. Co się dzieje z tym światem? Ona dzisiaj pierwszy raz od dawna się speszyła, on się zarumienił co też było dla niego nowością. Mieli na siebie dziwny wpływ. Ciężko na razie było dziewczynie określić czy jest to coś złego, czy wręcz przeciwnie. Zdecydowanie chciała poznać go lepiej, zobaczyć w którą stronę to wszystkie zmierza. Dowiedzieć się więcej zarówno o jego teraźniejszości, przyjaciołach jak i o przeszłości i rodzinie. Może nawet powiedzieć mu coś o sobie... Ale na spokojnie. Malutkie kroczki. Z Tori w tych kwestiach to zawsze są wręcz tip-topy. Ton jakim wypowiedział te słowa o upadłych aniołach sprawił, że ciarki jej przeszły po plecach. Miała wrażenie, że kryło się za nimi coś więcej, ale nie odważyła się zapytać o ciąg dalszy. Zamiast tego zrobiła coś, co dla niej było również dość typowe (choć on pewnie się tego nie spodziewał), bo umożliwiało jej unikania czyjegoś spojrzenia tym bardziej, gdy było dla niej dziwnie peszące. Przysunęła się bliżej chłopaka tak, że ich uda się dotknęły i... wzięła sobie jego dłoń na swoje nogi po to, by zacząć się nią najzwyczajniej w świecie bawić, gładząc jego skórę. Na niej skupiła wzrok. - Możesz być upierdliwy. Żebyś ty wiedział, jaka ja jestem - Stwierdziła śmiejąc się cicho. Jego spojrzenia na swój dekolt zupełnie nie zauważyła choćby dlatego, że ta sukienka akurat zasłaniała wszystko, co powinna. Cóż, lata 60. Gdyby nie zmiana na bramce, to miała by na sobie teraz małą czarną, wtedy zdecydowanie było by widać więcej. A tak? Jedynie musiała pilnować, żeby nie podnosić za wysoko rąk, bo to cholerstwo maskowało górę nie zasłaniając wystarczająco dołu. Już chciała zacząć protestować a propos kolejki, gdy dodał to kolejne zdanie, a ona znowu poczuła jak ciarki przechodzą po jej ciele. Miała nadzieję, że tego nie widział. - Nie da się - Wyszeptała odwracając spojrzenie od jego dłoni, której nie przestawała miziać, i przenosząc je na jego twarz - wpatrując się głęboko w te jego zielone oczy - Ale nadal nie mam kieszeni. I długopisu. Będziemy to musieli załatwić później - Dodała jeszcze. To była jasna sugestia, że jeśli będzie tego chciał, bardzo chętnie spotka się z nim po potańcówce już prywatnie. Bez tłumu gapiów.
-Nie ważne jaka jesteś, jesteś po prostu sobą, nie każdy ma taką odwagę- Powiedział do niej na ucho, tak by tylko ona mogła to usłyszeć. Varian zaczął płonąć, czując bliskość Tori znowu zaczął zapominać o całym świecie, tym razem jednak pilnował się mocno i nie popełni tego samego błędu co poprzednio, kiedy to chciał, ją pocałować. Był to niezwykły trening jego woli, ale co zrobić, zależało mu na dziewczynie co raz bardziej, dlaczego miał to niszczyć. Więc tylko siedział blisko niej, czuł ciepło jej uda oraz chłód jej dłoni. Pozwalał jej bawić się jej jego dłonią, było to bardzo przyjemne uczucie, nawet nie tyle fizyczne co emocjonalne. Z każdym kolejnym jej ruchem on zapadał się co raz bardziej w tą chwilę, czerpał z tego niezwykłą przyjemność, że wreszcie znalazł bratnią duszę, która jest w stanie w pełni go zrozumieć. Gdy Tori zaproponowała mu spotkanie, żeby załatwić sprawę autografu, w jego głowie zabrzmiała muzyka. Chciał bardzo się z nią spotykać tyle ile się da, najlepiej sam na sam, inni mogą się wypchać. Nie interesowała go jej przeszłość, nawet nie pomyślał by jakkolwiek osądzać ją za jej błędy czy decyzje, które popełniła, dla niego liczyło się tu i teraz, to że Tori była przy nim a on tego chce. Czuł, że gdyby ktoś puścił niewygodny komentarz w stronę dziewczyny, byłby wstanie z miejsca wyzwać go na pojedynek. -To chyba oczywiste... każde spotkanie z Tobą to przygoda- Mówiąc to tętno Variana znacząco przyspieszyło, jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała, nie czuł jednak strachu, był bardziej naturalny niż można by przypuszczać, nie potrafił zrozumieć w dalszym ciągu co go w tym momencie napędza... te emocje wypełniały go i zżerały od środka. Jeśli o niego chodzi ta chwila mogła by już trwać zawsze. Jak myślisz ile jeszcze zejdzie im na ogarnięcie sceny? Przyznam, że moja wewnętrzna diwa domaga się aplauzu- Varian musiał ogarnąć swoje myśli, więc zmienił temat na cos bardziej przyziemnego, jeśli by tego nie zrobił, nie wie co znowu wpadło by mu do głowy, zwykle nie powtarzał tego samego błędu 2 razy, ale teraz jego analityczne spojrzenie na świat były mocno zaburzone i nie był wstanie podejmować roztropnych decyzji, wszystko co się teraz działo było podporządkowane emocją, tak jak zresztą i on.
3 - gorący Miód Barseka. Czujesz znaczący przypływ odwagi... Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) robisz rzeczy śmielsze, niż byś się spodziewał! Pamiętaj, jeśli piłeś ten trunek - jego spożycie może wywołać interesujące konsekwencje później...
Strój krótka sukienka, białe podkolanówki, szpilki pod kolor sukienki
Spoiler:
2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg.
Przełknęła ślinę gdy wyszeptał to jedno zdanie do jej ucha. Tak... Ona tez trenowała wolę. Ale tak strasznie nie chciała, żeby uznał ją za łatwą. Albo, żeby jutro cała szkoła huczała "Sorrento bałamuci kolejnego biednego ślizgona". Tym bardziej, że chłopak sam stwierdził, że raczej jest zamknięty na ludzi. Może i go nie interesowały plotki, ale na pewno nie jest łatwo się otwierać, gdy wszyscy na około coś o Tobie mówią - i to nie w superlatywach. Będąc obok niej będzie prędzej czy później będzie miał okazję się z tym zmierzyć, ale... Ale nie musiał już teraz. - Cieszę się, że Ty też jesteś przy mnie sobą... - To między innymi wywnioskowała z jego opowieści o dziadku. Słuchała go wtedy uważnie i zapamiętała każde słowo, jakie do niej wypowiedział. Bez wyjątku. Coś w tym jest. W końcu z nią można było wziąć spontaniczny ślub w parku, upaćkać się od stóp do głów farbą lub ewentualnie załapać szlaban. To faktycznie brzmi jak przygoda. - Nawet mam pomysł gdzie byśmy mogli pójść - Stwierdziła mając już w głowie jakieś dziesięć różnych idei, a propos ich spotkania na osobności. Wystarczyło tylko wybrać jeden i zorganizować wszystko co niezbędne. Przy takiej ilości randek na które swego czasu chodziła (wszystkie wychodziły z jej inicjatywy, więc prawie wszystkie organizowała sama) pomysłów jej zdecydowanie nie brakowało. Znaczy... Randka. Nie nazwała tego randką... Powinna nazwać to randką? Może nie powinna... Spotkanie z gwiazdą by wziąć jego autograf. To na pewno. - Powiedziałabym, że jesteś bardziej nadpobudliwy niż ja, ale to chyba niemożliwe - Skomentowała jego pragnienie występu, obniżając się trochę na ławce tak by położyć mu policzek na ramieniu, odginając głowę do tyłu i patrząc na jego twarz. Puściła jego dłoń po to, by zgodnie z jego potrzebą, zacząć mu klaskać trzymając złączone nadgarstki i robiąc to dość szybko samymi dłońmi. Oczywiście z rozbrajającym uśmiechem ukazującym jej białe ząbki. Chciał aplauz, ma aplauz. Jednoosobowy, ale ma. - Boisz się czegoś? - Spytała nagle, tak po prostu. Miała w tym swój cel, ale on na razie nie musiał go znać - szczególnie, że dziewczyna miała tendencję do nagłego wyskakiwania z różnego rodzaju pytaniami. Generalnie nigdy nie było wiadomo czego można się po niej spodziewać. W międzyczasie, po zakończeniu oklasków i nie odrywając policzka od jego ramienia, opuściła spojrzenie na jego dłoń ponownie dotykając ją swoimi łapkami. Tym razem jednak splotła swoje palce z jego, wolną ręką delikatnie drapiąc go po wierzchu dłoni.
Miała rację... nie da się być chyba bardziej nadpobudliwym niż Tori, po prostu nie mógł przestać myśleć jak bardzo jest słaby przy niej, z każdą ubiegającą sekundą coraz bardziej miał ochotę porwać Tori za rękę i pobiec gdzieś w miejsce, w którym będzie mógł wsłuchać się w rytm jej serca i powiedzieć wszystko co mu leży na duszy. Nie mógł jednak tego zrobić, to w końcu on zaproponował przyjaźń... jakże teraz tego żałuje, choć pewnie nie byli by w tym punkcie gdyby nie to. Gdy padło jej pytanie w głowie Variana zaczął tworzyć się mętlik, miał dwie możliwości, albo spełnić swoje pragnienie i porwać w tym momencie Tori, albo zrobić to co zawsze, czyli ukryć się za ironią. Czując swoją dłoń w jej uścisku, zimnym ale orzeźwiającym, zupełnie nie mógł się skupić, najchętniej zignorował by temat, ale nie mógł... Ostatecznie wolał nie ryzykować, stawiania Tori w kolejnej niezręcznej sytuacji, oczywiste było że wycierpiała już nie jedno, a on nie chce być dodatkowym powodem jej zmartwień. Pomyślał o sobie jako hipokryta... najpierw mówi, że upadłe anioły maja odwagę bu mówić tam gdzie innym zabraknie głosu, a teraz nie może wykrztusić z siebie prostego Chodzimy stąd, tam gdzie nas nogi poniosą. -O dziwo boję się wielu rzeczy, np. kaczek, nie wiem dlaczego, ale tak mam - nie wiedział jak sprawnie udało mu się ukryć swoje emocje. O ironio... ten jeden raz w życiu spotkał osobę przed którą nie chciał nic ukrywać, a teraz nie może nic powiedzieć, nie narażając dziewczyny na spojrzenia innych. -Po prostu strasznie guzdrzą się z tą sceną, a diwie nie wolno kazać czekać bo wiele osób może stracić posady!- Tak wiele chował za swoją miną, tym ironicznym uśmiechem i pomimo, że cały czas był on szczery, to ukrywał on większą prawdę, to wszystko go wyniszczało ale dla niej musiał wytrzymać, jest szczególna a o taką warto się postarać. Na pewno nigdy nie pomyślałby o niej jak o jakiejś łatwej, głupiutkiej blondyneczce... miała wielkie serce, ale takie łatwo złamać, jeśli popełni się najmniejszy błąd. Dlatego jego własne cierpienie, że nie może jej powiedzieć wszystkiego co nim targa, odrzucił na bok i skupił się na tym co najlepsze dla niej.
3 - gorący Miód Barseka. Czujesz znaczący przypływ odwagi... Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) robisz rzeczy śmielsze, niż byś się spodziewał! Pamiętaj, jeśli piłeś ten trunek - jego spożycie może wywołać interesujące konsekwencje później...
Strój krótka sukienka, białe podkolanówki, szpilki pod kolor sukienki
Spoiler:
2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg.
Zaskakujące, jak dużo działo się w chłopaku w tym jednym momencie. Muszę jednak przyznać, że ona też powoli zaczynała myśleć o opuszczeniu potańcówki z nim. Może po karaoke? Na tej jednej rzeczy zależało jej na tyle, żeby poczekać. Jednak zaraz po tym... Są w Dolinie Godryka - mogli by przejść się pod fontannę do centrum. Posiedzieć trochę w spokoju, pogadać nie zagłuszani muzyką, do której bawili się ludzie na parkiecie. O różnych rzeczach, nie tylko tych zabawnych czy względnie lekkich. Teraz jednak siedzieli tu we dwoje, po środku tej wielkiej imprezy, a jedyne na co sobie pozwoliła to ten dotyk ich dłoni i oparcie się o niego policzkiem. Tym bardziej, że jego była taka ciepła co sprawiało jej nie małą przyjemność. Uwielbiała dotyk ciepłych, męskich dłoni, a jego dodatkowo były przyjemnie miękkie i większe niż jej łapka, dzięki czemu czuła się drobna i delikatna - a to jej się rzadko zdarzało biorąc pod uwagę jak dominujący miała charakter. - Bo kaczki są groźne. I mięsożerne - Skomentowała z pełną powagą w głosie, ale uśmiechem na ustach. Szkoda, ze nie wymienił kilku rzeczy więcej, bo było jej to potrzebne do tajnego planu jaki wobec niego miała. Będzie musiała celować trochę na ślepo... To jednak już kwestia na inny czas. Teraz postanowiła się podzielić z nim szczerze jak to u niej wygląda. Tak po prostu. Chciała, żeby ją poznał lepiej. Przynajmniej tą powierzchowną część o której mówiła bez większych problemów. - Ja się boję ciemności - Stwierdziła ponownie odchylając głowę do góry by zerknąć na jego twarz i zbadać reakcję. Raczej nie spodziewała się, że będzie się z tego śmiał. Była po prostu ciekawa czy będzie zaskoczony, zażenowany, czy spłynie to po nim jak po... kaczce. - Ja też Ci każę czekać. Czyli mnie też zwolnisz? - Spytała zaczepnie. W chłopaku się kotłowało, a ona wprawdzie widziała, że jest inaczej niż na początku imprezy, ale nie potrafiła tego jasno określić. Dlatego teraz już nie spuszczała z niego wzroku, jakby licząc że uda jej się coś wyczytać z twarzy ślizgona. Ciekawe, co by zrobiła, gdyby wiedziała jak ten szybko i mocno zaangażował się w ich znajomość. Nigdy wcześniej jej się coś takiego nie zdarzyło. Nawet nie mogła podejrzewać, że tak jest. Że chłopak już na drugim spotkaniu tak się męczy, bo chce mieć jej po prostu więcej dla siebie. Po sobie zauważyła na razie jedno. Poza chwilą speszenia, była spokojniejsza niż zazwyczaj. Nie kręciła się jak głupia, nie zmieniała non stop pozycji jak to miała w zwyczaju. Bycie opartą o niego i delikatnie głaskanie jego dłoni było dla niej tak wygodne, że nie czuła takiej potrzeby.
Rozmawiały w czasie kolacji, czy już raczej po niej, kiedy Victoria zabrała ze sobą szklanki pełne soku dyniowego i dosiadła się do Kanadyjki. Razem pomstowały na to, na czym świat stoi, bo właściwie to dlaczego uczniowie nie mogli pójść na potańcówkę, w końcu nie byli aż tak dziecinni, żeby nie wiedzieć, jak się zachować, prawda? Od tego się zaczęło, a później postanowiły pójść na spacer, na którym zaczęły czuć się co najmniej dziwnie. Zmarszczyła lekko brwi, przypominając sobie rozbawioną minę chłopaka, który podawał jej picie - z którego on był dokładnie roku? Chyba powinna sobie z nim poważnie porozmawiać! - i zaczęła się zastanawiać, czy właśnie nie padły przypadkiem ofiarą jakiegoś okropnego psikusa. Czując, że robi jej się właściwie jakoś tak słabo, usiadła na kamiennej ławce, odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Miała wrażenie, jakby się dusiła w swoim ciele, co było wielce niepokojącym doświadczeniem. Rozpięła górne guziki eleganckiej koszuli, w której powoli zaczynało być jej jakoś ciasno, a później chyba na trochę straciła kontakt z rzeczywistością, by w końcu przesunąć dłońmi po twarzy. Jakimiś dużymi dłońmi. Nieco zgrubiałymi, jakby od fizycznej pracy. Odsunęła je od twarzy, by popatrzeć na zdecydowanie męskie ręce, zamrugała, a potem wydała z siebie coś, co w założeniu miało być piskiem, a wyszło jak jakiś... tubalny rechot? Co tutaj się działo! Poderwała się z ławki, by zdać sobie sprawę z tego, że jej ciało jest zupełnie inne. Dziwne. Męskie! Nadal miała na sobie własne ubranie, trzeba przyznać, że kwiecista spódnica wyglądała komicznie na tych umięśnionych męskich nogach, które na pewno należały do kogoś zdecydowanie starszego. Nie mówiąc o guzikach koszuli, które po prostu artystycznie sobie strzeliły, bo klatka piersiowa to się w tym stroju nie mieściła. - Lou! Lou! - zapiszczała, czy raczej wywrzeszczała niskim, męskim głosem, po czym spojrzała na towarzyszkę i wrzasnęła raz jeszcze, bo miała przed sobą jakiegoś mężczyznę w sile wieku, zdecydowanie atrakcyjnego, ale zdecydowanie niebędącego jej daleką kuzynką. - Co było w tym soku...! Poszukała swojej różdżki, żeby spróbować zrobić coś z tymi ich ubraniami, użyła sumptuariae leges, wyobrażając sobie jakąś prostą, białą koszulę, do tego spodnie i równie proste buty, podobnie "ubrała" Lou, by jakoś się prezentować i odchrząknęła, przeczesując palcami włosy, które odrzuciła nieco w tył i przesunęła palcami po brodzie. Poważnie zastanawiała się co dalej, jednocześnie próbując nie myśleć o tym, że... strasznie niewygodnie jej w tych spodniach i ją ciśnie - na pewno zarumieniła się po same uszy - kiedy Lou zaczęła ją namawiać, żeby poszły na potańcówkę, bo teraz na pewno mogą i zmarnowały trochę czasu na dyskutowaniu na ten temat, nim ostatecznie wydając z siebie jęk rannego bawołu, uznała, że dobrze, mogą spróbować, ale ostrzegła, że kłamać nie umie za dobrze. - Ale pamiętaj, żeby to się udało, dalej muszę podawać się za Brandona. Będę potomkiem swojego dalekiego krewnego, Raphaela, który był bratem pradziadka Henry'ego i wyjechał za granicę, jak był jeszcze dość młody. Żeby nie robić za dużych problemów, to zajmuję się latającymi dywanami w Azji, zapamiętasz? Raczej nikt tej linii tutaj za dobrze nie kojarzy, ale ja wszystko mam w razie czego w małym paluszku, więc sobie z tym poradzę, tylko nie mów do mnie Victor, bo to byłoby bez sensu. Jeśli dobrze pamiętam, to oni używają tam imion... A zresztą, wybierz coś prostego, tylko błagam cię, żadnego Victora - mówiła, jak najęta, bo bała się, że wszystko się wyda. Ponieważ musiały mieć dalsze wyjaśnienia, w razie gdyby ktoś pytał, co i jak, to oczywiście wyjaśnieniem było, że pojawiła się w gościach, od brata Victorii usłyszała, jak ta jęczy, że nie może iść na potańcówkę i uznała, że to świetny pomysł na zabawę. Znaczy. Uznał. Merlinie! Dopomóż. To wszystko było tak zakręcone, że właściwie dała się wlec Lou, żeby zabrała ją na miejsce bez większego gadania, pewnie z innymi osobami, była półprzytomna ze strachu i miała wrażenie, że zaraz padnie, zwłaszcza że przecież tutaj byli też nauczyciele. Jakby tego było mało, oberwała jeszcze jakimś zaklęciem i jej starannie dobrane ubranie zamieniło się w biodrówki i kwiecistą koszulę, nic zatem dziwnego, że oficjalnie dostała pomieszania z poplątaniem i nie miała bladego pojęcia, co ma ze sobą zrobić. - Lou... Louis, nie mam pojęcia, od czego by tu... zacząć - rzuciła na próbę, starając się pogodzić ze swoim strojem, ale to było tak skomplikowane. Nie mówiąc o tym, że miała ochotę chodzić na rozstawionych nogach, bo ją... spodnie uwierały, na Merlina!
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Varian Ironwing
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 187cm
C. szczególne : Naczyjnik ze srebrnym skrzydłem, blizny na kolanie i ramieniu
Varian szczerze się roześmiał na komentarz Tori o kaczkach, dawno już się tak nie uśmiał. Dawno już nie czuł się bardziej żywy, pomimo całej tej wewnętrznej walki, którą toczył. Tori potrafiła rozśmieszyć go jak nikt nigdy jeszcze tego nie robił. -Ja na miejscu ciemności bałbym się Ciebie, jesteś zdolna ją przyćmić swoim światłem-Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że jej największym strachem jest ciemność, nie dlatego, że uważa to za głupie, ponieważ, żaden strach nie jest głupi, po prostu nie posądzał ją o strach przed ciemnością. -No akurat to ja się martwię, że to ty zwolnisz mine, ostatecznie to ty jesteś gwiazdą wieczoru karaoke- Varian co prawda nie słyszał jak Tori śpiewa, ale znał się na muzyce na tyle by stwierdzić, że dziewczyna ma niezwykły wokal, w samej rozmowie słychać melodyjność jej głosu. Dziewczyna miała talent, nie ma co do tego wątpliwości. Przez głowę przeszedł mu obraz jak, gdzieś na polanie on siedzi z gitarą akompaniując do jej niezwykłego głosu. To jest wizja, o którą warto walczyć- pomyślał. Varian odczuwał jej spokój, gdy była o niego oparta, jemu też się ten spokój udzielił. Nawet nie zauważył ja wolną ręką objął Tori i mocniej przytulił do siebie, jednak nie za mocno, różnica nie była wielce zauważalna, choć on czuł ją wyraźniej na sobie. Podobało mu się, ta cała bliskość, nawet mętlik w głowie stał się przyjemny bo to ona była powodem jego kłębiących się myśli. Zdawało mi się, że zrobiło Ci się zimniej, nie pozwolę byś się przeziębiła, bo będziemy musieli odłożyć spotkanie, a to raczej średnia perspektywa- starał się tak wytłumaczyć swoje zachowanie. Był niezwykle ciekaw co w tej całej sytuacji chodzi po głowie Tori. Bardzo chciał wejść do jej głowy, poznać myśli i ukoić nerwy. Można by się zdawać, że zapewnienie jej szczęścia stało się jego nowym życiowym celem.
@"Vittora Sorrento"
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
3 - gorący Miód Barseka. Czujesz znaczący przypływ odwagi... Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) robisz rzeczy śmielsze, niż byś się spodziewał! Pamiętaj, jeśli piłeś ten trunek - jego spożycie może wywołać interesujące konsekwencje później...
Strój krótka sukienka, białe podkolanówki, szpilki pod kolor sukienki
Spoiler:
2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg.
O kurcze. To poleciał górnolotnie. Zamrugała zaskoczona jakby w pierwszej chwili nie dotarło do niej to, co padło z jego ust. Dobra. Nie miała zielonego pojęcia co ma mu na to odpowiedzieć. Żadne słowa nie był odpowiednie. Jakoś tak... Zrobiło jej się cieplej na serduszku. I znosu się speszyła, to też uciekła spojrzeniem ponownie ku ich złączonym dłoniom. Dopiero wtedy przyszło do niej olśnienie. - No tak... Anioły są jasne jak ogień. To się w sumie zgadza - Jednak Tori ma na wszystko odpowiedź. Ta była z opóźnieniem, ale ostatecznie padła. I choć mogła nazywać siebie aniołem, to pewnie z ciemnością zawsze będzie miała problem. Nic nie poradzi na to, że jej oczy się nie przyzwyczajały, a poczucie bycia ślepym nawet jeśli tylko przez chwilę, natychmiast załączało w niej atak paniki. Do teraz jej szkoda ramienia Maxa, w które wbiła paznokcie gdy wokół niej zgasło światło. - Ochroniarz nie musi śpiewać, więc Cię nie zwolnię za takie coś. Znajdę jakiś lepszy powód - Rzuciła zadziornie. Ma już "Listę powodów do wzięcia rozwodu z Małżem", to czemu by nie zrobić "Listy powodów do zwolnienia Variana z roli ochroniarza". Ta pierwsza to już chyba była nawet książka. Ta druga na razie nie doczekała się jeszcze ani jednej pozycji. Co do śpiewania natomiast, nie uważała się za szczególnie wybitną pod tym względem. Lubiła to robić, nie fałszowała jakoś szczególnie. To jej wystarczało, by się tym cieszyć. Z racji iż uwielbiała bliskość ludzi zauważyła, że ją objął. Dłoń już miał ciepłą, a gdzie dopiero cała reszta - no nie mogła tego nie zauważyć. Sama z siebie jednak nie skomentowała by tego, bo nie miała nic przeciwko. Skoro on się jednak odezwał... - To te łapki. Ja zawsze mam zimne ręce, nawet jak mam gorączkę - Wyjaśniła powód, dla którego mogło by mu się wydawać, że jest jej zimno. Powód, który tak na prawdę nie był potrzebny zważając na to, dlaczego ją przytulił. Idealna kobieta. Jeszcze mu dopracowała wymówkę. Co natomiast mógł poczuć? Że bardzo lekko, prawie niezauważalnie jeśli nie zwracało się na to szczególnej uwagi, wtuliła się w niego. - W sumie to ja się chyba nie mogę przeziębić. Zahartowałam się popierdzielaniem po Hogwarcie ubrana w piżamę w babeczki - Stwierdziła zastanawiając się, na ile prawdziwe jest to stwierdzenie. Przy okazji przypomniała sobie o tym, że musi w końcu odezwać się do Adriana w sprawie ich ostatniej wpadki przy Oczku Wodnym. Od jakiegoś czasu nie rozmawiali i zaczynała tęsknić za przyjacielem. Tym bardziej, że... Że chyba miała potrzebę pochwalić mu się nową znajomością.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Tym razem już się tak nie denerwował. Och, bynajmniej nie dlatego, że to spotkanie miało dla niego mniejsze znaczenie, po prostu wiedział już, że przy niej nie ma czego się obawiać, bo wszystko tak czy inaczej jakoś się układało. To było przyjemne uczucie – ta pewność, że cokolwiek głupiego nie powiedziałby lub nie zrobił, nie będzie w tym sam. Miał dziwne wrażenie, że mimo kilku partnerek poprzedzających Davies dopiero teraz poznawał jego smak. A może to zauroczenie, pod wpływem którego niewątpliwie się znajdował tak skutecznie wymywało fragmenty jego pamięci? Tym razem się przygotował. W ręce trzymał bukiecik nazbieranych pod domem stokrotek owinięty jasnożółtą wstążką. Mimo wszystko najlepiej odnajdywał się w prostocie, zwłaszcza kiedy nie miał pewności czy kwiaty nie będą jej przeszkadzały. Pojawił się przed zamkową bramą, pod którą byli umówieni i wręczył je jej od razu, uśmiechając się jak skończony zakochany kretyn, ewidentnie dumny z siebie, że tym razem nie przyszedł z pustymi rękami. — Masz zgodę? — upewnił się troskliwym tonem tuż po tym kiedy na powitanie ucałował kącik jej ust. Chciał mieć pewność, że Vin-Eurico wiedział o tym, co będzie się działo z jego wychowanką. Owszem, sam nalegał by z nim poszła, ale nie chciał dokładać jej problemów. Nikt nie chciał tracić punktów na sam koniec semestru. Objął palcami jej dłoń. — Powiedz kiedy będziesz gotowa — tym razem nie zamierzał wepchnąć jej w otchłań niebytu, jak niefortunnie postąpił przed ich ostatnią podróżą do Doliny. Wtedy nie był świadomy, że nie radzi sobie najlepiej z teleportacją... ale szybko się uczył. Kiedy wiedział, że może ich przenieść, deportował ich spod szkolnej bramy prosto przed podwórko starego Johna. Zlustrował ją wzrokiem, doszukując się bladości lub jakichkolwiek innych oznak, że podróż nie poszła najlepiej. Zawahał się. — Może... może powinnaś wiedzieć, że moja mama jest tam zaproszona. Pewnie tam będzie — ogarnęło go delikatne zakłopotanie, które starał się za wszelką cenę przed nią ukryć. Nie bał się tego jak Moe zostanie odebrana przez jego matkę... bał się raczej tego, jakie wrażenie Elisabeth zrobi na Moe. Nie wiedział zaś tego, że z zaproszenia skorzystał ktoś inny.