W tej niezwykłej lodziarni możesz dostać lody o wielu smakach, zarówno tych tradycyjnych, jak i nietypowych. Po udanych zakupach na ulicy Pokątnej wiele osób przychodzi tu, aby spędzić nieco czasu w ogródku pod kolorowymi parasolkami, zajadając się pysznymi deserami.
Porcja dowolnego ciasta Ciastka do kawy Porcja lodów Gofr bez dodatków Bita śmietana, polewa, posypka, owoce do lodów/gofrów/ciasta
Sok dyniowy Lemoniada Mrożona herbata Woda goździkowa Świeżo wyciskane soki owocowe Koktajle na bazie mleka lub jogurtu Imbirowa mątwa Malinowy Chruśniak Wiśniowy Gryf Chochlikowe cappuccino Syrenie Latte
Po wyjściu z Gringotta chłopak od razu skierował się do lodziarni. Z brzęczącą w kieszni sakiewką pełną galeonów, czuł się wiele pewnie. - Ja? Z Gryffindoru. Uśmiechnął się z dumą. Zawsze gdy o tym wspomina, mimowolnie jego pierś pęcznieje i pręży... Co nie ma w sobie nic ze skromności. Gdy weszli do budynku, chłopak rozejrzał się wokół, podziwiając wymyślne smaki i jakże ubogą cenę. - Ja stawiam. Puścił dziewczynie oczko. Zapominając zaś o dobrych manierach zamówił pierwszy; - poproszę trzy gałki. Pierwsza cookies, druga snickers, a trzecia zwyczajnie cytrynowa.
(żebyś wiedziała, co ja świetnego wymyśliłem. ^^ Może nie świeci kreatywnością..., ale z pewnością nie cuchnie biedą xD)
- Mój mały Gryfon - poczochrała mu włosy z czułością. Dla Gabrielle ten chłopak zawsze zostanie małym Nate'em. Mimo że kończył już pierwszą klasę w Hogwarcie. - Też chciałam iść do Gryffindoru, jednak Tiara przydzieliła mnie do Ravenclawu. I chyba wiedziała, co robi - dodała z uśmiechem na twarzy. Gabrielle na początku nie była zbytnio zadowolona z decyzji Tiary, jednak teraz, nawet gdyby miała możliwość przeniesienia się, zostałaby w Domu Kruka. - Ale manier u ciebie jak nie było, tak nie ma - udała oburzenie, gdy chłopak zamawiał sobie lody jako pierwszy. Jednak po chwili roześmiała się. - Także poproszę trzy gałki. Kokosową, cytrynową i miętową z kawałkami czekolady - wyraziła swe życzenie. Usiedli przy stoliku, czekając na lody. - Co powiedzieli twoi rodzice, gdy dowiedzieli się, że jesteś czarodziejem? - zapytała. Była ciekawa ich reakcji. Musieli być zszokowani; Gabrielle znała ich na tyle, by wiedzieć, że nigdy nie przyszłoby im do głowy, że magia naprawdę istnieje.
(ale nie mogę go zrealizować, bo powinniśmy wtedy stać :d. To jeszcze troszkę spokoju i koniec ^^)
Przysiadł przy stoliku patrząc na dziewczynę z grzecznym zaciekawieniem i łapczywie chłonąc loda. - Moi rodzice? Powiedzmy, że trochę brakowało, a ojciec przybiłby mnie do krzyża. Chciał mnie namówić na jakieś rytuały odpędzające złe duchy... Oni żyją, żyją i żyją w prozaicznym świecie, kłócąc się wieczorami, a całując się o poranku. Nie zareagowali zbyt pozytywnie. Ostatnio dostałem list od matki i powiedziała mi, że ojciec nic nie widzi po za Pismem Świętym i wciąż szuka podpowiedzi jak unicestwić mój przypadek. Zasępił się, strojąc zabawnie gniewną minę. Mimo, że wyraża się o rodzicach negatywnie, bardzo za nimi tęsknił i nie może się już doczekać wakacji. - A Twoi? Spytał autentycznie zainteresowany.
Jadła ze smakiem zamówione jej przez siebie lody. Jednak słysząc opowieść Gryfona, zakrztusiła się. - Nie wierzę - wybąknęła tylko. Bo i faktycznie tak było. Wiedziała, że chrześcijanie sceptycznie podchodzą do wszelkich przejawów magii. No ale ojciec Nathaniela wydawał się być rozsądnym człowiekiem. - Sądzi więc, że zostałeś opętany przez szatana, tak? - zapytała dla pewności. Zaszokowało ją nieco pytanie chłopaka. Zdawała sobie wprawdzie sprawę, że jest on ciekawy czarodziejskiego świata. No i nie wiedział, że ojciec Gabrielle zmarł, gdy ta miała niecałe siedem lat. - Mama odetchnęła z ulgą. Chyba nie wybaczyłaby sobie, gdyby jej córka była charłakiem. I myślę, że tato, jeśli jest, gdzieś tam, był szczęśliwy - powiedziała spokojnie, lecz ze słyszalną miłością.
Usłyszał jej odpowiedź i niemal zakrztusił się lodem, którego wciąż niemal chłonął. W ostateczności tylko odwrócił wzrok. A więc ojciec Gabrielle nie żyje? To dlatego nigdy nie chciała o nim mówić. Przyjaciele z podwórka sądzili po prostu, że siedzi w więzieniu, albo jest tajnym agentem FBI. Teraz, wydawało mu się to wysoce nieprawdopodobne, mimo, że minął jedynie jeden mały roczek. - Ech... Mruknął tylko, nie mając pojęcia jak inaczej mógłby taktownie skomentować jej wypowiedź. Nagle dostrzegł, że do kontuarka podchodzi przysadzisty czarodziej o posępnym wyrazie twarzy i krzaczastych czarnych brwiach. Do środka wchodził wysoce speszony, a tuż po chwili Nate dostrzegł, że jedną rękę trzyma na pośladku. Uniósł brew, ponieważ gdy ich mijał zauważył czemu ma służyć całe zajście. Mężczyzna najwyraźniej został trafiony jakimś zaklęciem w część ciała, która serdecznie przyjaźni się z sedesem. Postrzępione jeansy, co starał się ukryć, bardzo rzucały się w oczy, przy czym wyglądały wyjątkowo komicznie. Chłopak zachichotał, a mężczyzna wbił w niego wściekłe tęczówki i już zmierzał w ich stronę z szałem emanującym z każdego centymetra jego twarzy, nie oszczędzając postawy. Wstał i w pośpiechu, niby niewinnie przeciągnął się, po czym pociągnął Gab za rękaw, idąc szybko w stronę wyjścia. Mężczyzna przyśpieszył tempo, kierując się krok w krok za nimi.
No cóż, było tak, że Gabrielle nie mowiła o swoim ojcu. Ale też nikt o to nie pytał, więc nie czuła się zobowiązana, by o tym mówić. Nagle Gryfon pociągnął ją ze sobą tak szybko, że wypuściła srebrną łyżeczkę z rąk, która upadła z brzękiem na podłogę. Rozejrzała się wokół i już pojęła, co się dzieje. Nie powiedziała nic, jednak pomyślała w co ja się pakuję? Przyspieszyła kroku, tak, że był to prawie bieg.
Namida, nadal trochę zirytowany przerwanym spotkaniem z Cassie, przyszedł do lodziarni, chcąc jakoś poprawić sobie humor. Może nie był to najgorętszy dzień wakacji, ale on miał straszną ochotę na coś innego, jak na przykład deser lodowy. Zrzucił kaptur z głowy i poprawił nieco szatę. Rozejrzał się, po czym podszedł do lady. Kupił duży deser lodowy, z 5 smakami lodów (czekolada, truskawka, cytryna, kiwi i ananas) z polewą czekoladową, orzechami, i bitą śmietaną i do tego gorącą czekoladę. Usiadł przy jednym ze stolików w lokalu a kelnerka przyniosła mu deser, który od razu zaczął pałaszować...
Ryu nie mógł już dłużej znieść gorąca panującego na Malediwach, więc najlepszym rozwiązaniem, jakie mu przyszło do głowy, były lody. A najlepsza lodziarnia do jakiej kiedykolwiek uczęszczał była właśnie ta. W Londynie była różnica temperatury o kilka stopni, i Ryu poczuł, jakby nagle wszedł do chłodnej wody. Po chwili jednak dziwne uczucie zniknęło. Rozejrzał się do okoła. Zauważył, że stoi kilka metrów od lodziarni. Poszedł więc do niej, nie mogąc już doczekać się jego ulubionych, gałkowanych lodów. Zamówił więc 3 gałki lodów, czekoladową, waniliową, i bananową. Już miał usiąść przy pustym stoliku, gdy zauważył Namidę, jego przyjaciela. Uśmiechnął się, i podszedł do jego stolika. -Cześć, mogę się dosiąść?
Nami zerknął niepewnie do góry, a gdy zobaczył Ryu od razu się uśmiechnął. Czasami małe rzeczy, jak na przykład czyjeś towarzystwo, na prawdę poprawiały mu humor - Jasne, siadaj! - powiedział szybko, odsuwając nogą pod stołem krzesełko obok. - Co tam? ... Też miałeś ochotę na lodzika? - spytał z chytrym uśmiechem na ustach... uwielbiał rzucać takie uwagi, i nawet jeśli ludzie nie zwracali na nie uwagi, jemu jakoś się robiło lepiej.
Jego kąciki ust pomknęły nieco w górę, gdy Namida pozwolił mu się dosiąść. W końcu lubiał towarzystwo, nie był samotnikiem. Zerknął na mugolski zegarek, który pokazywał, że jest za pięć szesnasta. Zabrał się za jedzenie loda. Jak zwykle, zachwycił go jego wyjątkowy smak. Po chwili odpowiedział Namidzie: -Tak, szczególnie po tak gorącym dniu na Malediwach. - Wyszczerzył się. - Gdybyś tam był, to byś wiedział o co mi chodzi. Znowu zabrał się do jedzenia lodów, czekając na odpowiedź Namidy.
- Cóż, mogę się jedynie domyślać, co tam się wyprawiało... Dużo alkoholu, używek i chętnych panienek... Cóż, to ma się też na wakacjach tutaj, tylko trzeba wiedzieć, gdzie iść. - powiedział pewnie, tonem znawcy. Nabrał nieco bitej śmietany na łyżeczkę, zaraz ją sugestywnie oblizując, jednak już za chwilę zaczął normalnie jeść lody - Noo, to może powiedz mi, co tam takiego ciekawego się działo?
Nagle przypomniało mu się, że zapomniał założyć szatę. Na Malediwach bowiem tego nie robił, bo to wyspa zamieszkana przez Mugole. -Oj dużo się działo, dużo. - Zaśmiał się cicho, gdy sobie poprzypominał sytuację z Lorelei. Sformułował odpowiedź w głowie, i zaczął wyliczać: -Podpalacz domów, który zabił Aurora, wesele Kazuo i Christine, i wiele więcej, jednak tylko z tego co słyszałem. Wiesz, jestem na Malediwach od niedawna. Dopiero teraz zauważył, że już kończy jeść swojego loda.
- No, to faktycznie trochę tego było... w sumie, troszkę żałuje, że mnie tam nie było, ale czasami dobrze jest też spędzić trochę czasu z rodziną. - mówił, w międzyczasie jedząc loda... jemu też już właściwie nie wiele zostało. Chociaż mówił o wakacjach z rodziną, to przecież nie takie były. Większość wakacji spędził sam w domu, bo rodzice i siostra wyjeżdżali, a on nie miał na to w ogóle ochoty. - Fajnie, że szkoła się znowu zaczyna... Brakuje mi niektórych ludzi, tej atmosfery... - zamyślił się na krótką chwilę, aż się uśmiechając - A Ty co o tym myślisz?
Po niedługim czasie, został mu już tylko wafelek. Westchnął. Takie dobre, ale tak szybko się kończy. Uśmieszek zatańczył na jego twarzy. Ale w końcu można zamówić jeszcze. Zapiął skórzaną kórtkę którą miał na sobie. Dzisiaj, nawet jak na Londyn, było chłodno. -Tak, dobrze, ale nie do przesady. - Powiedział. Szczerze nie bardzo lubił spędzać z nimi czas. Najpierw dają mu pieniądze na wszystko co chce, a później dają szlabany, i mają pretensje za to, że jest za bardzo rozpieszczony. Gdy skończył już swojego loda, zachciało mu się jeszcze. Postanowił, że zaraz pójdzie po jeszcze jednego. -Tak, mi też ich brakuje. Hogwartu też mi brakuje. Tajemnych przejść, śmiesznych Historii, i w ogóle.
- Taa... Mnie to chyba najbardziej brakuje tych imprez... - zaśmiał się. Cóż, można powiedzieć, że w wakacje są lepsze imprezy, bo jest dużo wolnego czasu i tak dalej... ale nic nie przebije imprez w Hogwarcie... - Może wpadniesz kiedyś do pokoju wspólnego Slytherinu? Tylko obawiam się, że po wieczorze ze mną i kilkoma butelkami whisky mógłbyś mieć problemu z powrotem do siebie... Ale spokojnie, mam dużo łóżko, więc na pewno obaj się w nim zmieścimy. - zachęcał, chociaż właściwie nie liczył na to, ze uda mu się uwieść Ryu... A może jednak...?
Tak, co jak co, ale nie ma to jak imprezy w Hogwarcie. Już tęsknił za pysznym kremowym piwem. Na imprezach kupowali go beczkami. Po chwili przeszła mu ochota na loda, gdy zimny wietrzyk lekko go połaskotał, uświadomił sobie, dlaczego mu jest zimno. Po lodzie. -Tak, imprezy w Hogwarcie są najlepsze. - Stwierdził w końcu. Słyszał już, że Namida jest bi, i wiedział, dlaczego go podrywa. Nie żywił do niego urazy. Wiedział, że każdy patrzy na świat inaczej. Już kiedyś próbował go uwodzić, jednak on pozostawał nieugięty. Jak na razie nie czuł potrzeby zmieniania orientacji seksualnej. -Na pewno kiedyś do was wpadne. - Powiedział ignorując dalszą część jego odpowiedzi, co miało oznaczać że chyba raczej nic z tego nie wyjdzie.
- Super! - ucieszył się, chociaż jego zapał zaraz ochłodził wiatr... to nie było fajne... jakby pogoda chciała im bezczelnie wmówić, że to koniec wakacji... - Cóż... chyba czas na mnie. - stwierdził cicho, trochę zrezygnowany, poprawiając szate. - Spotkamy się w szkole. Mam nadzieje. Na razie. - wstał od stolika, i machając jeszcze na pożegnanie do Ryu, wyszedł z lodziarni.
Hmm... Pomyślmy, Hera jest w Londynie, tyle sklepów do wyboru, a gdzie ona najpierw idzie? Do lodziarni, oczywiście! No gdzie indziej mogłaby się udać! Przecież ilekroć tu jest ma ochotę się tu zatrudnić, to jej niespełnione marzenie z dzieciństwa. - Pracować w lodziarni i przez kilka godzin robić genialne lody! Wyjątkowo grzecznie i cierpliwie zamówiła gałkę śmietankowych lodów, zapłaciła i udała się do stolika. Mogłaby się gdzieś przejść, ale po prostu chodzenie to męczarnia! Ostatnio udało jej się namówić Shakura, by niósł ją na rękach, no ale teraz nikogo kto, by się na to godził, tu nie ma, więc pozostaje jej marnowanie nóg, na takie głupoty jak chodzenie, na pewno Bóg stworzył je do wyższych celów, czy coś... W zamyśleniu wygodniej usadowiła się na krześle, spokojnie liżąc lody. Wgapiła się gdzieś w przestrzeń i jedyne o co się teraz martwiła to, to, że to lody skończą się szybciej, niż by chciała. Właściwie, dziwne, ale trochę jej smutno, że rok szkolny już się skończył. Po pierwsze - musiała wrócić do domu. Po drugie - przez długi okres czasu, nie spotka nikogo ze swoich przyjaciół.
Ah, jak on lubił Londyn. Wakacje też dobra rzecz. Nie trzeba udawać, że jest się na wykładach. I podobno miał być jakiś tam wyjazd, nie pamiętał szczegółów. Ale to jeszcze nie teraz! Przynajmniej ak mu się wydawało. Cóż, najwyżej okaże się, że to ominął, trudno. Chwilowo wolał korzystać z życia, dzisiaj było warto. Wreszcie czuł się po prostu... dobrze. No on miał dobry humor, aż miał ochotę uśmiechnął się bez kpiny, sarkazmu czy innego politowania. Szok, po prostu szok. Nic go nie bolało, słoneczko grzało, kwiatuszki mu machały wesoło płatkami... ćpał? Chyba nie. CHYBA I nagle naszła go ochota na lody. Wszelkiego rodzaju. Nie skierował się do bulderu ani do domu znajomych tylko do lodziarni. Ktoś go podmienił normalnie... no cóż, trzeba się cieszyć póki jest taki milutki. Akurat mijał lodziarnie, moż eto miało coś z tym wspólnego? -Postaw mi....loda. - Usiadł nagle przy stoliku szanownej puchonki i uśmiechnął się pod nosem w ramach przywitania.
Próbowała jeść tego loda jak najwolniej się dało, przeciągając każde liźnięcie, ale nie... znikał niemiłosiernie! Dobra, spokojnie, jeszcze nie zaczęła jeść wafelka, więc jest dobrze. Mogłaby tak rozmyślać o różnych technikach jedzenia lodów, ale na horyzoncie pojawiła się znajoma sylwetka. Wszystko byłoby okej, ale okazało się, że ta sylwetka należy do Gilberta, a ich ostatnie spotkanie nadal kołatało się po mózgu Hery. Co prawda zbyt dużo miejsca tam nie ma, ale zawsze coś. - Stać cię na lepszy tekst. - Pff... Lepszy czy gorszy, w ustach Gilberta zawsze speszy Herę i jakby się nie starała, to chociaż trochę to okaże. No i właśnie w tym problem! Za dużo emocji, pohamuj się dziewczyno! Bo skończysz bez męża i z dwójką dzieci, które potem pójdą w twoje ślady i zrobią hodowle kotów w domu! O czym ja tu w ogóle...? A tak, trzeba wykorzystać talent aktorski, którego notabene jej brak, no i po prostu zachować pokerface.
Oczywiście Gilbert liczyl, że niewiasta zerwie się z miejsca i pobiegnie do kasy z uśmiechem na ustach żeby kupić mu najlepszego i największego loda i z równie szerokim wyszczerzem wręczy mu owy smakołyk i da nawet buzi, ot co. A tu...dupa. Nawet nie wstała. Nawet mu nie dała liza, no co za małpa, jak ona tak może w ogóle traktować Gilberta w taki sposób, ja nie wiem. -No nie bądź taka Trowsent. Postaw - Położył się na stoliku najpierw kładąc na nim skrzyżowane rączki, a potem dopiero łepetynę. Zacisnął palce na ramionach, bo przecież na nich wylądowały jego dłonie w takiej pozycji. Spojrzał na nią ciut z dołu, jakieś wredne kosmyki pospadały mu na oczęta, że niedokładnie ją widział... dobra, nie żałował aż tak bardzo. Nie próbował nawet dmuchać żeby owe włosy znalazły się w innym miejscu. To i tak pewnie dodawało mu bardzo dużo uroku, a przecież on miał w ogóle go w sobie tyle, że o matko kochana.
A wiecie co było najgorsze? Że nadal się zastanawiała o jakiego loda chodzi! A to było szczególnie żenujące. Jak to jest, że to on zawsze sobie nią pogrywa, a nie na odwrót? Nie no, w sumie głupie pytanie. - Kiedyś ci postawie, Slone. - Zabrzmiało dziwniej, niż planowała, ale liczy się to, że coś powiedziała. Należą się brawa za odwagę dla panny Trowsent! Dłonią odgarnęła kosmyki z przed jego oczu, bo od mega przystojnego Gilberta, gorszy jest tylko zabójczo uroczy Gilbert. Próbowała ponownie zabrać się do konsumowania loda, ale teraz gdy czuła na sobie wzrok chłopaka, jakoś ją to krępowało. Westchnęła i z żalem stwierdziła, że aż odechciało jej się jeść lody! - Chcesz? - No po prostu musiała zapytać, oczywiście potem będzie żałowała, że po dobroci oddała loda, ale to tam... później.
Kolejny uśmiech pojawił się na wargach chłopaka. Ah, te piętnastolatki potrafią być takie urocze, naprawdę. Szczególnie jeśli są tylko biednymi pychonkami udającymi jakże zue i w ogóle takie tam panienki, te sprawy. -Grozisz czy obiecujesz? - No po prostu musiał zapytać żeby jeszcze bardziej wprawić ją w zakłopotanie i takie tam. W sumie on nic nie miał do stawiania, o ile to ktoś jemu stawia. W innym wypadku robiło się tak średnio ciekawie. Gilbert miał w sobie jeszcze troszeczkę Gilbertowatości. Zmarszczył brwi i nosek kiedy ta zabrała się za jego włosy. Ojej, jakie to urocze. Brakowało tylko żeby się zaczęła owymi kosmykami bawić, a on by się wtedy ładnie uśmiechnął oczęta mrużąc i obojgu serduszka biłby bardzo szybko i takie tam. Nie ma to jak scena rodem z jakiegoś durnego filmu, nie? Wyciągnął rękę w jej stronę na moment się unosząc. Jak gdyby nigdy nic wysunął rożek z jej palców, cofnął się żeby móc wygodnie oprzeć się o...oparcie krzesła. Jakież to odkrywcze. Przejechał językiem po zimnej substancji co by sprawdzić czy mu odpowiada... odpowiadała. Kiwnął główną w ramach podziękowania, ha ha.
Hera nie jest urocza, a nawet jeśli to bardziej... naiwna. No przepraszam bardzo, każda normalna, szanująca się dziewczyna odpuściłaby sobie latanie za kimś takim jak Gilbert! Nie dość, że starszy, to jeszcze nie ma szans na Happy End! Znaczy, jeszcze zależy jak kto wyobraża sobie ten szczęśliwy koniec, w końcu nawet pornosy go mają! Chociaż jeden nie miał, ale nawet nie pytacie skąd to wiem! - A ty odbierasz to jako groźbę? - Właściwie nie wiedziała do czego ma doprowadzić ta wymiana zdań, ale wiedziała, że na pewno to Gilbert powie ostatnie słowo. No i dupa, straciła loda i to na własne życzenie, jak to się w ogóle stało? Nawet nie musi się starać, a nią manipuluje! Bosz, ale Hera jest łatwym celem! Ja wiem, że pewnego dnia, ktoś ją okradnie, zgwałci, pokroi na kawałeczki i zje, co więcej, tak to rozegra, że Haer świadomie się w to wplącze.
W pornosach muszą być happy-endy. O ile za szczęsliwe zakończenie mamy błogi...eee...stan ciał dowolnej liczby ludzi i nieludzi jaka tam wystąpiła. Chyba, że się panienka zalicza do osób, które oglądają takie filmy do samego końca licząc, że w finałowej scenie będzie piękny ślub. No niestety, na coś takiego nie można liczyć w takich filmach! No dobra, w jednym tak było. -Z twoim talentem do rozpierdalania wszystkiego czego się dotkniesz, owszem - No dobra, może nadal nie był najmilszym facetem na świecie, ale co z tego? Taki już był, nic się na to nie poradzi. Ale z drugiej strony mówiąc to patrzac na nią dość przychylnie i jedząc sobie loda. I nawet mu kawałeczek został w kąciku warg kiedy odsunął od siebie gałkę na chwileczkę żeby przyjrzeć się jej badawczo. Podejrzewał coś? A kto wie, z babami to nigdy nic nie wiadomo, a w końcu to lód Hery. Jednak tym razem musiał jej zaufać, trudno