To ciche miejsce, w którym wysoce zakazane jest jakiekolwiek hałasowanie, stanowi dom Znikaczy. Te małe, złote ptaszki o długich i wąskich dziobach, oraz błyszczących jak kamienie szlachetne oczach, zamieszkują pobliskie drzewa. Nigdy nie wiesz, czy w momencie, gdy akurat udasz się tutaj, nie spotkasz gromadki Znikaczy, postanawiającej polatać dookoła Ciebie. A widok ten jest niesamowity, bowiem jak powszechnie wiadomo, to jedne z najszybszych ptaków na świecie.
Uwaga! Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy. Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.
1 - Na pomoście przysiada malutki, niebieski ptaszek. Nie wydaje żadnych dźwięków, a wyłącznie uważanie Ci się przygląda. Kiedy się oddalasz, ten leci za tobą, próbując wylądować na twoim ramieniu. Wygląda na to, że ten Memortek jest oswojony. Zapewne należał do jakiegoś czarodzieja, ale ich drogi się rozeszły. Teraz ten mały ptaszek za nic nie chce Cię opuścić. Wygląda na to, że zdobyłeś nowe zwierzątko domowe. 2 - Jest piękny dzień, a ty z wielkim zainteresowaniem oglądasz latające dookoła Ciebie ptaki. Może powinieneś być bardziej uważny, albo nie powierzać takiej wiary w konstrukcje umieszczone w tym rezerwacie. Most wcale nie jest taki stabilny, a ty stajesz na desce, która nagle się obrywa. Wpadasz w dziurę po samo udo. Twoja noga jest potwornie poraniona i pełna drzazg. Lepiej będzie, jeśli po tej wycieczce odwiedzisz kogoś, kto zna się na magii leczniczej (musisz rozegrać wątek leczenia skaleczeń z kimś kto ma przynajmniej 10 punktów z magii leczniczej lub w przypadku gdy posiadasz więcej niż 15 punktów uleczyć się samodzielnie). 3 - Jeden ze znikaczy, który wylądował nieopodal Ciebie, miał w dziobie jakiś błyszczący przedmiot. Zaciekawiło Cię to na tyle, że postanowiłeś rzucić ptakowi dowolne jedzenie, jakie miałeś przy sobie, tak by ten puścił, to co trzymał. Rzuć raz jeszcze kostką, by dowiedzieć się, co właśnie zdobyłeś!
Rzuty:
parzysta - Był to mały, jedwabny woreczek. Kiedy go otworzyłeś, momentalnie poczułeś trudny do opisania strach. Bez cienia wahania odrzuciłeś woreczek i uciekłeś z miejsca zdarzenia. Dopiero później uświadomiłeś sobie, że straciłeś okazję aby zdobyć Kadzidło Trwogi. nieparzysta - Zdobyczą znikacza okazał się być naszyjnik. I to nie byle jaki, bowiem syreni. To przedmiot, który można wykorzystać tylko trzy razy, ale zmusza drugiego rozmówcę do powiedzenia prawdy. Lepiej dobrze zastanów się jak użyjesz swój syreni naszyjnik.
4 - Niedawno musiał tutaj przebywać jakiś miłośnik eliksirów, albo po prostu dzieciaki z sąsiedztwa zasadziły tą małą pułapkę. Dłońmi oparłeś sie o barierkę, nie zauważając tam wcześniej rozlanego płynu. Choć szybko cofnąłeś dłoń, gdy tylko wyczułeś tajemniczą ciecz, dla Ciebie było już za późno! Okazało się, że ktoś zostawił tam kilka kropli mocnego eliksiru bujnego owłosienia. Pierw włosy zaczynają Ci wyrastać na dłoniach, ale jako, że była to naprawdę mocna dawka, owłosienie bujnie występuje na całych twoich rękach, zakrawając o tors i szyję. Niezbyt wyjściowo się prezentujesz, a efekty znikną dopiero po paru godzinach (po pięciu twoich postach). 5 - Próbowałeś znaleźć gniazda znikaczy, gdy wśród bogatej roślinności, dostrzegasz krzew, który wyjątkowo odróżnia się na tle pozostałych. Intryguje Cię na tyle, że postanawiasz zerwać kilka gałązek. Są to liście Oprylaka, magicznego narkotyku. Nie jest to jednak roślina, o której uczą w szkole. Aby móc rozpoznać tą roślinę i następnie ją użyć, sprzedać lub podarować, musisz mieć 15 punktów z Zielarstwa. Jeśli nie masz - wystarczy, że znajdziesz takową osobę, a ona wskaże Ci, czym jest twoje ziele. Co z nią zrobisz - zależy od Ciebie. 6 - Leśniczy usłyszał hałas, o który to właśnie Ciebie oskarżył. Bez względu na to, czy rzeczywiście z kimś głośno rozmawiałeś, czy to osoby, które były tu przed tobą, to ty musisz zapłacić karę. Na nic twoje tłumaczenia. Wycieczka ta będzie kosztować Cię dodatkowe 50 galeonów. Konsekwencji tej możesz uniknąć wyłącznie jeśli posiadasz umiejętność hipnozy, bądź masz minimum 1/4 krwi wili, co za tym idzie, potrafisz wpłynąć na decyzję leśniczego.
Maj, przepiękna wiosna w pełni. Słońce coraz śmielej wyglądało zza białych chmur leniwie sunących po niebie, a podmuchy wiatru zdawały się cieplejsze z każdym kolejnym dniem. Przepełnione błonia w asyście śpiewu ptaków sugerowały, że wolnymi krokami zbliżał się koniec roku i egzaminy. Wyciąganie ocen było czasochłonne, podobnie jak odrabianie miliona prac domowych. I pojawiło się zawiadomienie! Uwielbiała zajęcia w plenerze, więc na twarzy Nessy pojawił się uśmiech, gdy tylko przeczytała ogłoszenie dotyczące Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, które odbyć się miały w Dolinie Godryka. O dziwo profesor zaprosił studentów, jak i uczniów — więc pewnie zadania, które im wymyślił były z dość powszechnymi stworzeniami, aby młodsi mogli dać sobie radę. Wszyscy wiedzieli, że na wycieczkach zawsze jest weselej w grupie, samemu było jakoś depresyjnie. Niewiele myśląc, dwa dni przed terminem rozesłała wiadomości do @Emily Rowle , @Melusine O. Pennifold, @Sanne van Rijn i @Enzo Zaccaria, proponując im wspólne wybranie się na zajęcia. Zaccaria dopiero będzie czuł się męsko w otoczeniu samych niewiast! Wiedziała, że nie odmówią, bo kto o zdrowych zmysłach odmówiłby potworowi z Loch Ness? Swoją drogą, w którym momencie swojego życia szkolnego uzyskała tylu znajomych? Musieli być niezbyt normalni. Nuciła wesoło pod nosem, wciągając na siebie czarne, grubsze nieco legginsy z miękkiego materiału, na nogi zaś wsuwając sięgające pod kolano, równie czarne kalosze. Na górę wsunęła dłuższy sweterek. Był na długi rękaw, sięgał jej za pośladki, spływał luźno na ramiona i był wykonany z miłego, cienkiego materiału w zielonym kolorze. Kaskady rudych włosów spięła w koka, pozostawiając tylko kilka kosmyków wolnych. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy w średniej wielkości, srebrny plecak i przerzuciła go przez ramiona, upewniając się jeszcze czy ma różdżkę. Nie wiedziała co dokładnie będzie im w tym lesie potrzebne, więc ambitna Nessa wzięła wszystko, co uznała za przydatne i choć trochę mające pomóc podczas ewentualnych przygód. Nie brakowało również podręcznika i książki o magicznych stworzeniach. Rozejrzała się dookoła, po czym leniwym krokiem opuściła dormitorium, a następnie pokój wspólny, kierując się już prosto do miejsca zbiórki. Miała w planach zajrzeć jeszcze do domu, jednak jak zwykle zabrakło jej czasu i doszła do wniosku, że zrobi to po powrocie. Westchnęła cicho, zbiegając żwawo do znajomych, obdarzając ich spojrzeniem swoich intensywnie orzechowych oczu. —No cześć robaczki! Gotowi na przygodę?—zaczęła z charakterystycznym dla siebie uśmieszkiem, opierając jedną z dłoni na biodrze, drugą zaś odgarniając luźny kosmyk rudych włosów za ucho. Nadal uważała, że opuszczenie zamkowych murów im wszystkim dobrze zrobi. Po krótkiej konwersacji, Swann nakazał się przybliżyć i za pomocą świstoklika przeniósł ich prosto w tak dobrze znane Lanceleyównie tereny - na obrzeża rezerwatu w Dolinie Godryka. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, odchylając głowę do tyłu i przyglądając się otaczającej ich przyrodzie. Zielone korony drzew kołysały się leniwie, wydając z siebie charakterystyczny szelest, mieszający się ze śpiewem ptaków. Tworzyła się dzięki temu przyjemna dla ucha melodia, pozytywnie wpływająca na nastrój. Wyprostowała się i zrobiła krok do przodu, łapiąc swoją blond żmijkę pod rękę i przyglądając się jej badawczo. Emily zawsze wydawała się jej entuzjastką odważnych przygód w terenie. —Jak myślisz, czego będziemy dziś szukać! A może wy macie jakiś pomysł, Mel, San?—-przeniosła spojrzenie ze ślizgonki wprost na krukonki, nie zapominając dodawać swoich zdrobnień. Mówiła cicho, biorąc pod uwagę słowa profesora o tym, aby od wszelkich rozmów się powstrzymywać. Mogli przecież wypłoszyć coś, co chcą znaleźć! Dostrzegając obok siebie Enzo, wspięła się na palce i rzuciła zadziornie w jego stronę. —Pamiętaj, żeby za bardzo nie krzyczeć, gdy spadnie nam na Ciebie jakiś pajączek, bo nam zwierzaki wypłoszysz złotko! Następnie jak gdyby nigdy nic, opadła na pełne stopy i trąciła go łokciem, obchodząc Emily dookoła i ustawiając ją pomiędzy nią, a ślizgonem. Wszystko przemyślane i zaplanowane! Nim ruszyli, Swann zdawał się notować i sprawdzać, kto jest obecny. No tak, byłby problem, gdyby jakiś dzieciak zgubił się w lesie — znając szczęście, to mogła być nawet ona! Ruda przekręciła głowę, przyglądając się badawczo przestrzeni przed sobą. Widocznie jakiś głupi pomysł przebiegł jej przez myśl niczym mały zając, których pełno było w okolicznych zaroślach.
Słoneczna pogoda zdecydowanie zachęcała do opuszczenia ciemnych murów zamku, w środku było chłodno i przygnębiająco, natomiast na zewnątrz od razu humor mi się poprawił. Pół nocy dzisiaj spędziłam na nauce eliksirów i odsypiałam to do południa, ignorując ewentualne poranne zajęcia. Na te jednak musiałam się wybrać, więc zebrała się w sobie, zrobiłam makijaż, wypiłam szybko jakąś kawę i udałam się na miejsce zbiórki. Kiedy wszyscy już trafili na skraj lasu, wpisałam się na listę i rozejrzałam za jakimś towarzystwem, w którym mogłabym umilić sobie czas zanim ruszymy dalej. Na początku zauważyłam @Nessa M. Lanceley i grupkę ludzi, która stała z nią. W zasadzie każdego z nich tam lubiłam i podejście do nich nie byłoby złym pomysłem, ale dostrzegłam samotnie stojącą @Cherry A. R. Eastwood i coś podkusiło mnie, żeby podejść do dziewczyny. Przywitałam się więc jedynie przelotnie z tamtą grupą i podeszłam do niedawno poznanej mi puchonki. Kojarzyłam ją od dłuższego czasu, ale dopiero parę tygodni temu zauważyłam, że patrzy na mnie jakoś inaczej, niż na kompletnie przypadkową osobę. Jakby... intensywniej? Postanowiłam to sprawdzić i robiłam już parę podejść do delikatnego flirtu, żeby wybadać atmosferę. Jej reakcje wystarczyły mi za potwierdzenie i miałam już prawie pewność, że ta urocza puchonka na mnie leci. Całkiem to słodkie, ale aż sama prosiła się o pomęczenie jej trochę. Peszyła się w tak zabawny sposób, jak mogłabym tego nie wykorzystać? Wydawała być się zamyślona, więc kiedy podeszłam do niej oparłam dłoń na jej ramieniu, zwracając na siebie uwagę i odezwałam się: - Ciebie to naprawdę można zastać na każdej lekcji. Planujesz adoptować jakiegoś ptaszka? Była naprawdę atrakcyjna, ale cicha, mało asertywna i pod żadnym względem nie pasująca do mnie, więc raczej się z nią drażniłam, niż próbowałam przekierować te relacje na jakieś konkretne tory. Wrodzona złośliwość nie pozwoliła mi przejść obok tego obojętnie.
Jedno trzeba było przyznać - Wiśnia nie czuła się zbyt pewnie na zajęciach Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Zwierzaki jakimś cudem nie pałały do niej zbyt wielką sympatią, chociaż należała przecież do osób bardzo łagodnych i empatycznych. Być może ta nutka strachu, wiecznie kryjąca się w zielonych ślepiach Puchonki, robiła swoje. W każdym razie śliczne stworzonka ujmowały serduszko Cherry i to głównie dlatego nie potrafiła w pełni zrezygnować ze sporadycznego uczęszczania na lekcje. O mały włos od tego nie odwiódł jej profesor Swann, który - tego to nawet nie próbowała ukryć - kompletnie ją przerażał. Był wielki, dziwny, a w dodatku organizował takie zajęcia, że ze słabymi nerwami ciężko było na nich wytrzymać. Nic zatem dziwnego, że panna Eastwood ani myślała wybierać się w pełniową noc do Zakazanego Lasu... Ale wycieczka do Doliny Godryka? W ciągu dnia, w bezpiecznej grupie? Cholerka, tego nie mogła przegapić. Z niesamowitym pragnieniem przeżycia przygody godnej wielkich odkrywców, wyruszyła na miejsce zbiórki, przez szyję przewieszając magiczny aparat, który niedawno dostała w prezencie. Wiedziała, że rezerwaty Shercliffe'ów pełne są smoków i bestii, na które wpaść wcale nie chciała, ale... ale no, łatwiej było o tym po prostu nie myśleć. Większym problemem okazała się samotność, bowiem panna Eastwood podjęła decyzję w ostatniej chwili, pomknęła na świstoklika i nie miała pod ręką nikogo, za kim mogłaby się schować. Miała już zacząć wewnętrznie panikować, bo wylądowali na skraju lasu - wtedy poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. Podskoczyła cała, szybko rozpoznając w ślicznej Ślizgonce... no, śliczną Ślizgonkę. Tej to imię chyba prorok wybrał, bo Heaven rzeczywiście wydawała się być po prostu niebiańska. Tak, tak mógł wyglądać raj Cherry. - Na każdej? Niee - rumieńce błyskawicznie wpełzły na policzki Puchonki; dobrze przynajmniej tyle, że niemal zawsze chodziła zaczerwieniona. Emocje w tym małym ciałku szalały... - Nie, w sensie, no bo wiesz, ogólnie to wszystko jest ciekawe, prawda? Ale na takich runach to mnie raczej nie spotkasz, znaczy może czasami, ale niezbyt mnie jakoś do Fairwyna ciągnie. Więc to jest raczej skomplikowane, bo na ONMS też nie chodzę zbyt regularnie - wyrzuciła z siebie, kończąc nerwowym śmiechem. Kompletnie nie potrafiła rozmawiać z dziewczynami, a już w szczególności z takimi. Dearówna całą sobą potrafiła zupełnie Wiśnię wybić z rytmu. Pewna siebie, piękna. Pal licho jakiekolwiek złośliwości... - Ptaszka? Czy ja wiem, ptaszki raczej nie leżą w moim spektrum zainteresowań... - Zabrzmiało to tak źle, że nawet siedemnastolatka to zauważyła. Way to go, Cherry...
Zdecydowanie nie było to jego ulubiony przedmiot i na słowo "wycieczka" momentalnie spasował. Zaplanował sobie pół dniowy trening na boisku co by nie wyjść z formy, a wieczorem piwo kremowe i randkę z gitarą nad jeziorem. Cały plan szlag trafił w momencie, kiedy został zaczarowany słodkim uśmiechem @Alise L. Argent. Nie mógł odmówić damie w potrzebie, więc musiał jakoś przeboleć tą wyprawę. Zabrał ze sobą eliksir pieprzowy który musiał zażywać jeszcze 2 dni. Przestał gwizdać i kichać jak najęty, ale matka obdarłaby go ze skóry gdyby nie skończył dawki. Ściskanie liny z innymi ludźmi nieco go brzydziło. Żałował, że nie potrafi się teleportować i musi korzystać z świstoklika. Cały czas stał blisko swojej "podopiecznej" co by Swann nie miał jakichś wątów. Zjawiwszy się na miejscu przypomniał sobie ostatnią wycieczkę i aż go zemdliło. Jeśli znowu się zgubi i 2 dni będzie szukał drogi do wioski to go szlag trafi. -Ala, jak wrócimy to wisisz mi piwo. Mam złe wspomnienia związane z tym miejscem. Rzucił zaczepnie do dziewczyny i poszedł się wpisać na listę. Następnie stanął gdzieś obok i czekał na rozpoczęcie zajęć.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Panna Argent kochała opiekę nad magicznymi stworzeniami, nie mogła więc odpuścić sobie udziału w wycieczce i obserwacji zwierząt w ich naturalnym środowisku. Nie zdecydowała jeszcze, czy jej przeszłość będzie związana z nimi bezpośrednio, czy może pójdzie w kierunku uzdrawiania, jednak zdobycie nowej wiedzy z tej dziedziny zawsze było czymś pozytywnym. Postanowiła więc poprosić o pomoc znajomego gryfona. @Valerian Cairndow nie był może pasjonatem w takim stopniu jak Ala i znacznie bardziej poświęcał się lataniu i grze w Quidditcha, ale zawsze warto było spróbować. I tak dziewczyna, wykorzystując spryt i swój urok osobisty nakłoniła go wspólnej wycieczki. Cudownie. Jasnowłosa odziana w wygodnie spodnie, brzoskwiniowy, luźniejszy sweter i nieobcierające nóg buty pojawiła się na miejscu zbiórki, czekając na Profesora. Oczywiście kwintesencją jej stroju był plecak na ramionach, trzymający się na cienkich paskach. Miał biały kolor, a do niego doczepiony był brelok puszka pigmejskiego. Gdy chłopak tylko przyszedł, obdarzyła go ciepłym uśmiechem, ruszając w jego stronę i ostatecznie stając obok. Obróciła głowę w jego stronę, obdarzając go spojrzeniem swoich dużych, intensywnie błękitnych oczu. — Dzień dobry! A może to już popołudnie i nie wypada? Dziękuje, że się zgodziłeś! — zaczęła, nieco może zbyt mocno podekscytowana nadchodzącymi zajęciami w plenerze. Grzecznie, nie chcąc mu stwarzać większych problemów niż i tak już zrobiła, stała obok, słuchając profesora. Trzymając się go, skorzystała ze świstoklilka, by już po chwili znaleźć w okolicy rezerwatu w Dolinie Godryka. Rozejrzała się dookoła z błyszczącymi oczyma, uśmiechając się pod nosem do własnych myśli. Była romantykiem, miłośniczką fauny i flory — cóż mogło być lepszego dla takiej Alicji niż miejsce, w którym się znajdowali. Z zamyślenia wyrwał ją głos gryfona, na który roześmiała się i kiwnęła głową, skupiając na nim swoją uwagę. — Mogę nawet kupić Ci dwa, jeśli masz ochotę Val. Złe wspomnienia? Jak to? Napadło Cię tu jakieś fantastyczne zwierze?! Sekunda.— kontynuowała z zainteresowaniem, brzmiąc może zbyt mało współczująco. Taka jednak była, gdy przychodziło do tematów związanych ze zwierzętami. Wesoła, pogodnym krokiem poszła wpisać się na listę do Swanna, następnie wracając obok swojego opiekuna i przekręcając głowę w jego kierunku. Blond włosy zakołysały się leniwie, a delikatny rumieniec nie schodził jej z policzków.— No więc, dlaczego złe?
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire wybierała się na lekcję ONMS w pośpiechu. Nie wiedziała, jaka będzie pogoda, ale na wszelki wypadek zabrała cienki płaszcz. Mógł ją chronić nie tylko od zimna i deszczu, ale także od paskudnych komarów, którcych na pewno pełno było w lesie. Nie była nigdy nad Mostem Znikaczy, ale spodziewała się, że może być ciekawie. Pierwszy raz od dawna nie czuła potrzeby narzekania ani na lekcję, ani na profesora. Dołączyła do reszty uczniów, zakładając na głowę czarny kaptur. Lubiła choć w taki sposób zasłaniać się przed spojrzeniami innych ludzi. Dotknęła świstoklika i przeniosła się razem z resztą. Wywróciła oczami na upomnienia Swanna, podpisała listę, a później miała okazję unieść dłoń na powitanie rozgadanej @Nessa M. Lanceley. Sama wolała się w żaden sposób nie odzywać. Reszta była naturalnie nieinteresująca... Ale wtedy wzrok Fire padł na nią. Poczuła świdrujące żołądek uczucie silnej niechęci. Co tu robiła ta flądra i dlaczego zaczepiała jakąś czerwoną jak burak Puchonkę? Fire przemknęła za plecami uczniów ostrożnie, nadzorując uważnie, gdzie plącze się wzrok Swanna. Miała pewien plan, który postanowiła ziścić. Rzadko pilnowała zasad, ale w gruncie rzeczy dawno nie wyrządziła komuś krzywdy na lekcji. Na Maevis rzuciła coś w gruncie rzeczy delikatnego, Leo jedynie rozśmieszyła, a teraz też nie miało to zranić Ślizgonki. Przykucnęła na uboczu przy jednym z grubych, starych drzew, wyciągając swoją torbę i udając, że w niej czegoś pilnie poszukuje. Zakryła się nią tak, żeby nie było widać jak manewruje z drugiej strony. W rzeczywistości ukradkiem wysunęła różdżkę z rękawa, żeby wycelować w swoją siostrę. Wyszeptane Sonorus odnalazło swój rozmawiający cel, a głos @Heaven O. O. Dear mieli w tamtej chwili usłyszeć wszyscy zgromadzeni. Nie było to może tak skuteczne, jak przyłożenie różdżki do gardła, ale z pewnością całkiem zabawne dla Blaithin - może akurat mówiła coś głupiego? Poczekała aż uwaga skupi się na nagle znacznie głośniejszym tonie Ślizgonki, a otaczająca ich cisza musiała jedynie wzmocnić kontrast. Wsunęła różdżkę do kieszeni i wyprostowała się, otrzepując płaszcz z jakiegoś zabłąkanego listka. Na twarz przywdziała delikatne zdziwienie i konsternację. No bo jak to tak, profesor dopiero co mówił, że mają być cicho! Taki z niej geniusz zła.
Sonorus:
Kostka:4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 36 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 3 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 0
Naprawdę ucieszyła się na te zajęcia. ONMS było całkiem fajnym przedmiotem, można było spędzić trochę czasu blisko uroczych stworzeń. Ostatnie zajęcia były wyjątkowo udane w jej mniemaniu. Po obiedzie więc poszła się przebrać w coś wygodniejszego, nie wiedząc czego się spodziewać po tej lekcji tym razem. Patrząc na to, jak ostatnio skończyli Fire i Ezra, to mogło być różnie. Była umówiona z Nessą, z tego co wiedziała, miało iść też z nimi wiecej osób. Na miejscu uśmiechnęła się do wszystkich. @Sanne van Rijn nie kojarzyła, więc przedstawiła się dziewczynie. @Melusine O. Pennifold znała i całkiem lubiła, dziewczyna była sympatyczna. Natomiast @Enzo Zaccaria... cóż, był widocznie jej złem koniecznym, skoro Nessa postanowiła go zabrać. Zdecydowanie nie przepadała za chłopakiem, denerwowała go jego zarozumiałość i przesadna w jej opinii pewność siebie. Jakby na wszystkich patrzył z góry. Postanowiła jednak nie pchać mu się pod nogi, było ich tyle, że nie było potrzeby zbyt wiele rozmawiać. Kiedy ślizgonka zwróciła się do niej, Emily uśmiechnęła się, faktycznie była ciekawa, co będą robili na tych zajęciach. - Hm, nie mam pojęcia, ale znając Swanna będzie całkiem ciekawie - stwierdziła. Zaśmiała się jedynie cicho na słowa Lanceley o pająku, chociaż gdyby jakiś pojawił się na horyzoncie, to ona pewnie uciekałaby z krzykiem. To była jej największa fobia, do której wolała się przed nikim nie przyznawać. Mina jej zrzedła, kiedy dziewczyna ją wyminęła i teraz to Emily stała obok Enzo. Tyle by było z tego unikania.
Po raz kolejny Gremlin wyraził chęć wspólnego udania się na zajęcia, a Włoch po raz kolejny nie miał nic lepszego do roboty i się zgodził. Nader powtarzalny i mało zaskakujący scenariusz, szczególnie biorąc pod uwagę to, że na swój sposób bardzo lubił Nesse. Dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie, Enzo wstał, był w całkiem dobrym humorze, a lekcja zapowiadała się w miarę ciekawie. Enzo odstroił się w wojskowe spodnie, ciężkie buty i koszulkę swojego ulubionego mugolskiego zespołu, Trivium. Nie brał ze sobą plecaka, miał nadzieje, że Nessa zadba o ich zaopatrzenie, w końcu skoro ich zaprosiła, była im to winna prawda? Potem wszystko poszło szybko, przejście z pokoju wspólnego do chłodnych korytarzy zamku, a następnie na miejsce zbiórki. Oczywiście Nessa musiała próbować zamaskować entuzjazmem swą prawdziwą Nature wrednego Gremlina. Od słów, jakie wypowiedziała na ich powitanie, mocno go zemdliło i musiał wykorzystać całą siłę woli, by nie okazać tego w bardziej widoczny sposób. -Przygodę? Nie rozśmieszaj mnie Lanceley.- Przewrócił oczami i z ogromną niechęcią wsłuchał się w prowadzoną przez nich konwersacje, by następnie z równie wielką niechęcią złapać świstoklika, a kilka sekund później znalazł się w zacisznej okolicy mostu znikaczy. Okoliczności przyrody działały na Włocha uspokajająco, a on sam od razu lekko zmienił nastawienie, oczywiście już po chwili rudzielec musiał to zrujnować, uznając za wielce zabawne ponabijać się z niego i to w otoczeniu tak wielu ludzi. -Na pewno pająki byłyby przyjemniejszymi towarzyszami niż ty Lanceley. Obawiam się, że wszystkie zwierzęta usłyszawszy o przybyciu Gremlina, już od dawna są daleko stąd.- Nie kojarzył dziewczyny, która szła obok Nessy, ale żeby kogoś zapamiętać, musiał albo wyjątkowo go nie lubić, albo lubić. Zapatrzył się więc w ziemie migającą mu pod stopami i bez słowa czekał na rozwój lekcji.
Kiedy dwa dni temu Sanne otrzymała od Nessy wiadomość oznajmiającą, iż wybiera się razem z nią i kilkoma innymi osobami na wycieczkę w ramach Opieki nad Magicznymi Zwierzętami, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przecież Lanceley bardzo dobrze wiedziała, że przedmiot ten nie był potrzebny Sanne na OWUTEM-y, ale najwyraźniej wiedziała coś więcej na temat planów Swanna, niż ten był łaskaw ujawnić w swoim powiadomieniu. Uznając, iż tak nie miała żadnych planów na ten dzień, odesłała Ślizgonce potwierdzającą wiadomość. Zanim van Rijn się obejrzała, nadszedł dzień wycieczki, o którym nie omieszkała przypomnieć jej @Nessa M. Lanceley. Krukonka niechętnie zwlokła się z łóżka wczesną porą, aby po porannej toalecie, przyodziać wygodny ubiór, którego głównym elementem była krukońska bluza, wręcz rażąca swoją niebieskością. Punktualnie (xD) stawiła się na miejscu zbiórki, radośnie witając się po kolei z Lanceley, koleżanką z drużyny @Melusine O. Pennifold oraz do tej pory nieznanymi jej Ślizgonami @Emily Rowle i @Enzo Zaccaria. Następnie posłusznie powędrowała z całą grupą ochotników za Profesorem, który za pomocą świstoklików przetransportował ich na Most Znikaczy. Sceneria momentalnie zaparła Sanne dech w piersi, gdyż fala wspomnień zalała jej głowę. Kiedyś już miała okazję odwiedzić to miejsce, jednakże było to wiele lat temu, kiedy matka zabrała ją i jej siostrę Femme na wycieczkę. Delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach i dopiero pytanie Nessy wyrwało ją z rozmyślań. - Umh... Pewnie będziemy tropić Znikacze, albo szukać ich piór - odparła bez chwili zawahania. Raczej po ostatnim spotkaniu trzeciego stopnia z Jednorożcem w Zakazanym Lesie, jakie miała okazję przeżyć, ciężko było ją czymkolwiek zainteresować.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
"Nieplątanie się w kłopoty" oraz "trzymanie się z dala od zagrożenia" ostatnimi czasy stanowiło poważny problem dla chłopaka. Ledwie wyszedł ze skrzydła szpitalnego po walce z trollami, a już powraca do Doliny. Zjawił się prawdopodobnie przy świstokliku jako ostatni, co wynikało z nie do końca jeszcze zaleczonych kości stopy. Przy biegu albo nawet szybszym truchcie nadal odzywały się tępym bólem. Wobec tego niespiesznie dotarł na miejsce zbiórki, stając obok @Jack Moment i łapiąc się sznura. Pomimo jednak powracającego co jakiś czas bólu, nie potrafił zrezygnować z tej lekcji. Dolina Godryka zdążyła rudzielca niesamowicie zainteresować, nie powinno zatem nikogo dziwić, że chciał zwiedzić kolejne jej lokacje. Zobaczyć, co jeszcze ma do zaoferowania. A skoro ta lekcja nie ma być aż tak groźna - wszak Swann zaprosił także uczniów młodszych roczników - postanowił się zjawić pomimo pewnej formy niedyspozycji. Tym razem w pełni zgodnie z zasadami, w pamięci mając awanturę, jaką urządziła dyrektorka, jak tylko on i Mefisto wrócili do Hogwartu zakrwawieni, połamani oraz wyczerpani. Rudzielec ma szczęście, że nie wyleciał ze szkoły. Niemniej - było warto. Na miejscu po użyciu świstoklika lekko noga się pod nim ugięła i syknął cicho. Zdołał jednak doprowadzić się do porządku dość szybko, przenosząc ciężar na drugą stopę, a tę niedawno ranną rozluźniając. Zaraz po tym spojrzał na klepiącego się po kieszonkach Jacka, zanim różdżka wyleciała spomiędzy fałd jego ubrania na ziemię, sypiąc przy tym iskrami. - Dobrze działa? - Spytał, w pamięci mając, iż kijaszek Momenta zdążył zaliczyć lot z okna sali aż na błonia i potem dzikie skakanie po owych przy nieudanym Accio. Merlin raczy wiedzieć, jak to wpłynęło na zachowanie różdżki. Nic jednak więcej nie mówił, słysząc ostrzeżenie profesora. Trzymanie gęby na kłódkę nie stanowiło dlań problemu. Potrafił milczeć bardzo długo.
Panna Crawford pozostała w okolicach Hogwartu, żeby w razie czego wspomóc zagubione duszyczki, którym problem sprawiało sprawdzenie godziny na zegarku. Swann tymczasem pozostał sam z niewielką ekipą – najwyraźniej nie było w zamku aż tylu fanatyków ONMS. A może po prostu lenistwo zniechęciło uczniów do wybrania się na wycieczkę? Tak czy inaczej, nauczyciel nie miał wcale zbyt długiej listy uczestników, którą zaraz złożył na pół i schował do kieszeni. Chciał zacząć tłumaczenie co teraz będą robić, kiedy dotarło do niego pytanie @Jack Moment. Chociaż ogólnie nie okazywał zbyt wielu emocji, tak teraz przez jego twarz przemknął wyraz znudzenia, zmieszanego z dezaprobatą. Takie drobiazgi miał tłumaczyć? - Może chciałby ktoś odpowiedzieć koledze? To wyjątkowo proste - oznajmił, dając szansę komuś na wykazanie się znajomością zupełnie podstawowej informacji. Pozostawił tę kwestię pierwszemu lepszemu ochotnikowi, sam zaś wyciągnął z torby małe notatniki. W międzyczasie niestety dotarły do niego podgłośnione słowa @Heaven O. O. Dear, której posłał niezadowolone spojrzenie - na tym jednak skończył udzielanie Ślizgonce nagany. - Jesteśmy na wycieczce, moi drodzy, nie zmuszajcie mnie do odejmowania punktów na samym wstępie. Oczywiście, naszym głównym celem jest dotarcie na Most Znikaczy, gdzie prawdopodobnie uda nam się zaobserwować kolonię tych niezwykłych ptaszków. W międzyczasie jednak prosiłbym was o zwiększenie czujności i zachowanie spokoju, kiedy będziemy szli przez las. Na tych kartkach - urwał na chwilę, bo podczas rozdawania notesów nie mógł przytykać różdżki do gardła, a bez tego wspomagania często głos zaczynał mu się załamywać. Dopiero po odchrząknięciu mógł kontynuować. - Na tych kartkach macie zapisać wszystkie wiadomości o znikaczach, jakie posiadacie. W razie gdyby udało wam się po drodze zaobserwować coś ciekawego, to nie bójcie się tego uwzględnić. - Gdy wszyscy mieli już notesy, Swann ruszył pewnym krokiem do przodu, prowadząc wszystkich wgłąb lasu.
1. Kto pierwszy, ten lepszy - czyli szansa na zdobycie 5 punktów dla domu, jedynie za podanie krótkiej i prostej (no, ale poprawnej!) odpowiedzi na pytanie Jacka. 2. Pierwsze zadanie jest prościutkie! Rzuć kostką, aby zobaczyć ile informacji o znikaczach udało ci się wypisać. 1 oczko – 1 informacja, 2 oczka – 2 informacje, i tak dalej. Jeśli chcecie, możecie uwzględniać je w postach, ale nie jest to wymagane. Za każde 10 pkt z ONMS można dodać sobie 1 do wyniku kostkowego, im więcej tym oczywiście lepiej. Wyniki można dowolnie zaniżać. Ale żeby nie było tak łatwo... 3.Rzuć kostką raz jeszcze! Spacer po magicznym lesie raczej nie będzie zbyt spokojny. Tym razem nie ma żadnych przerzutów i musisz zdać się w pełni na swoje (nie)szczęście.
Zdarzenia:
1 - Może lepiej jednak nie zbaczać z kursu? Wystarczyło parę kroków w lewo, żeby napatoczyć się na dziwne, wirujące w powietrzu obiekty. Okazuje się, że trafiłeś wprost na terytorium samosterowalnych śliwek… Zanim udaje ci się wycofać, kilka owoców uderza w ciebie z impetem, pozostawiając całe mnóstwo pomarańczowawych plam. 2 - Czujesz dziwne szarpnięcie za ucho… I nagle odrywasz się od ziemi! Chmara chochlików kornwalijskich chce sobie zrobić żarty i tak właśnie lądujesz na jednym z pobliskich drzew. Poproś kogoś o pomoc, albo spróbuj zejść samemu – tak czy inaczej, na twoim policzku pojawia się niewielkie rozcięcie od jednej gałęzi. Piecze… Ale czy to nie jest gniazdo, w którym połyskuje jakieś złote piórko? Szkoda tylko, że jesteś zbyt daleko, żeby je zebrać. (Możesz dodać 1 do wyniku swojej pierwszej kostki, tej o informacjach o znikaczach) 3 - Cóż, nie dostrzegasz żadnego śladu znikacza, ale zamiast tego zauważasz dziwne światełko w pobliskich krzakach. Postanawiasz sprawdzić co to i okazuje się to być świetną decyzją! Mały ognik łaskocze cię po dłoni przyjemnym ciepłem, a następnie prowadzi kawałek dalej. Na szczęście nauczyciel nie zauważa tej samowolki – wracasz akurat w momencie, w którym Swann się odwraca, by sprawdzić stan grupy. W twojej kieszeni pobrzękuje 15 galeonów, do których podprowadził cię ognik! (Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie) 4 - Idziesz razem z grupą… ale jakimś cudem wpadasz prosto w mrowisko. Nikt cię nie nauczył patrzeć pod nogi? Potykasz się o gałąź, a insekty błyskawicznie wykorzystują okazję. Teraz musisz walczyć z obłażącymi cię mrówkami, które nieznośnie gryzą i łaskoczą tymi swoimi odnóżami. Jeśli się ich nie pozbędziesz (lub ktoś nie zrobi tego za ciebie), to będziesz cierpiał całą wycieczkę! (Musisz odjąć 1 od wyniku ze swojej pierwszej kostki, tej na informacje o znikaczach). 5 - Wędrujesz sobie grzecznie, kiedy nagle czujesz dziwne łaskotanie na plecach. Czyżby stworzonko zamieszkujące pobliskie rejony postanowiło użyć cię jako podwózki? Doskonale czujesz pajęcze odnóża… Ciężko w takiej sytuacji powstrzymać się od odrobiny paniki. Rzuć kostką raz jeszcze! Parzysty wynik – po twoim ramieniu szybciutko zbiega słodko popiskująca zabawkowa akromantula. Mały, różowy pluszak nie chce opuścić cię ani na krok! Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie. Nieparzysty wynik – słodka Morgano, to jakaś bestia. Zanim udaje ci się pozbyć tego potwora, przełazi po twoim karku i, w stresie, zaczyna wyczesywać włoski parzące. To chyba jakiś wyjątkowo złośliwy ptasznik, bo zaraz znika, a tobie pozostawia niewielką opuchliznę i nieprzyjemne pieczenie. Ale alergikiem to chyba nie jesteś, nie? 6 - Wszystko wydaje się być w porządku... aż do momentu, kiedy nagle słyszysz dziwne chrupnięcie pod nogami. Po sprawdzeniu okazuje się, że nadepnąłeś na jakąś zagubioną fiolkę z tajemniczym eliksirem, którego opary szybko cię otulają. Być może napój był tak stary, że nabrał jakichś silniejszych, dziwniejszych właściwości? Tak czy inaczej, zaraz możesz zauważyć, że nie jesteś w stanie normalnie mówić (przez minimum dwa posty). To był chyba bełkoczący napój!
UWAGA! W razie gdyby ktoś chciał rzucać jakieś zaklęcie, przypominam o zakłóceniach magicznych, które w Dolinie Godryka inaczej działają!
Kod:
<zg>Pierwsza kostka:</zg> <zg>Druga kostka:</zg> <zg>Ostateczna ilość informacji:</zg>
KOLEJNY POST: 16 MAJA
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Oczywiście bardzo entuzjastycznie podchodzę do listu od Nessy. Ostatnia lekcja u Swanna z Nessą kojarzyła mi się całkiem nieźle, więc jestem przekonana, że i tym razem będzie podobnie. Nie jestem pewna jaki charakter ma mieć wycieczka, dlatego do mojego płóciennego plecaczka pakuję wszystkie przydatne rzeczy, nawet rękawice do zielarstwa, jakbyśmy jakimś cudem musieli coś przesadzać. Stawiam się na nasze miejsce zbiórki, ubrana na moją własną modłę. Luźna, biała bluzka, niebieskie alladynki w egzotyczne wzory i oczywiście turban na głowie w kolorze moich ubrań. Kiedy wychodzę z naszej wieży dowiaduję się, że moją rok młodszą koleżankę z drużyny @Sanne van Rijn również zaprosiła Nessa, więc łapię ją pod rękę, żebyśmy razem mogły przebyć drogę do naszej znajomej Ślizgonki. W międzyczasie plotkuję z nią o wszystkim i o niczym, narzekając na przegraną w ostatnim meczu i wypytując czy w ogóle lubi ONMS. Rudowłosa skrzyknęła najwyraźniej szajkę Ślizgonów i nas, dwie Krukonki. Witam się wesoło ze wszystkimi. @Emily Rowle znam od dawna i uważam, że jest uroczą, miłą dziewczyną. Z kolei kolegę Nessy kojarzę, bo czasem z nim się obija, a ja nie jestem ignorantem, ale nie wiem czy za nim przepadam, wydaje mi się, że jest niesamowicie naburmuszony za każdym razem gdy go widzę. Nie wiem dokładnie na czym polegają jego relację z Nessą, ale później wnioskuję, że to jakieś przekomarzanie się przekorne, które nie wiem w jaką stronę idzie. Najwyraźniej dziewczyna jest specjalistką od dziwnych przyjaźni, czy tam flirtów, bo kojarzy mi się to wszystko z Cezarem. Teleportujemy się wszyscy do Doliny Godryka, ku mojej radości. Jak zwykle naprawdę super, w końcu puszczam rękę ślicznej Sanne, żeby porozglądać się dookoła gdzie dokładnie jesteśmy, zanim Swann się odzywa. Zerkam na Ness, kiedy pyta mnie co będziemy dziś robić. Na dodatek używa skrótu Mel, za którym nie przepadam, co druga kobieta z mojego rodu ma skrót Mel, wystarczyłoby dodać na końcu u, żebym się nie denerwowała. - Na pewno nie będziemy łowić ryb, skoro jesteśmy w rezerwacie- odpowiadam kwaśno i głupio, bo wciąż się krzywię na tą ksywkę Mel. Rozglądam się dookoła sprawdzając kto jeszcze przyszedł na tą "przygodę". - Bo tu w rezerwacie mieszkają znikacze? - odpowiadam na pytanie Jacka pytaniem i ruszam dalej za grupą znajomych. Mam mnóstwo informacji o znikaczach, bo lubię ONMS i często kręcę się po każdym miejscu w Dolinie Godryka. Jednak trochę przeceniam swoje możliwości, bo kiedy tylko na chwilę odchodzę od grupy, już wpadam na samosterowalne śliwki. Zirytowana uciekam od nich cała w pomarańczowych plamkach. No pięknie.
Pierwsza kostka: 6 Druga kostka: 1 Ostateczna ilość informacji: 6?
Nie miała ostatnio głowy do lekcji, bo problemy z ojcem coraz bardziej dawały jej w kość, jakby nie potrafiła jednocześnie skupić się na dwóch rzeczach. Musiała się jednak postarać i wreszcie zawitać na zajęcia, tym samym przytrafiła jej się opieka nad magicznymi stworzeniami z Ajaxem. Nie zakładała oczywiście powodzenia, wszak poziom skupienia sięgał terenów podziemnych, przez co Holmes nawet nie zorientowała się, że już jest spóźniona, stąd pospieszna teleportacja poskutkowała zawrotami głowy. Nie znosiła tego środka transportu, o ile można w ten sposób o nim mówić, dlatego odczekała chwilę nim dołączyła do grupy. Dochodziła akurat do zgromadzonych, gdy usłyszała końcówkę pytania @Jack Moment, zaś chwilę później propozycję ze strony profesora i odpowiadająca @Melusine O. Pennifold. - Cóż, tak jak mówi Melu, ale hałasowaniem moglibyśmy spłoszyć te małe, żołte ptaszki, które są najszybsze na świecie - dodała ledwie słyszalnie i obdarzyła puchona uśmiechem. - Poza tym, ten widok jest ponoć niesamowity, gdy latają wokół ciebie, więc może lepiej im nie przeszkadzać? - zaproponowała, a chwilę potem stanęła z boku, obserwując pozostałych, a jej oczom nie uszła sylwetka @Nessa M. Lanceley czy nawet @Sanne van Rijn. Nie miała jednak ochoty i nastroju na jakiekolwiek dyskusje. Szła wraz z pozostałymi i nie zauważyła gałązki, o którą się (niestety) potknęła. Od razu wyciągnęła różdżkę, by pozbyć się tych przebrzydłych mrówek, po czym pięciokrotnie użyła zaklęcia finite, by wreszcie zaprzestały drażnienia jej swoimi odnóżami. Udało się dopiero za piątym razem. Zebrane informacje na temat znikaczy też nie były imponujące, ale to na pewno nie był jej dzień. Przynajmniej - nie tym razem.
Pierwsza kostka: 2 Druga kostka: 4 Ostateczna ilość informacji: 1 Finite: za 5-tym razem (5, 1, 5, 6, 2)
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Słyszał odpowiedzi na pytanie od dwóch Krukonek, nie uznał jednak żadnej za pełnej, wtrącił się zatem po Marceline. - Jesteśmy w rezerwacie. Znikacze są chronione ze względu na masowe łapanki przed wynalezieniem złotego znicza. Mało przy tym nie wymarły, zostały jednak odpowiednio wcześnie objęte ochroną. Z tego względu wszelkie celowe zakłócanie ich spokoju, w tym hałasowanie, jest łamaniem prawa. Za umyślne płoszenie, drażnienie lub ranienie znikaczy grożą wysokie kary - wyjaśnił spokojnie, nim dostał notatnik. O dziwo, tego dnia skupienie się przychodziło mu nadzwyczaj łatwo, temat też był niezwykle przyjemny. Zaczął zatem wypisywać wszystko, co wie o tych ptaszkach, nim gdzieś z boku błysnęło mu jasne światełko. Uniósł wzrok, sądząc, że to znikacz, zanim kątem oka sprawdził, co Swann robi. Zauważając, iż uwaga nauczyciela skupiona jest na czym innym (naprawdę nie chciał zarobić kolejnych szlabanów do i tak niemałej kupki sprzątania pod okiem dyrektorki), odszedł kawałek w bok. Oh. To nie znikacz, a ognik. Rudzielec wysunął wolno dłoń, a stworzonko otarło się o nią, zostawiając na skórze poczucie przyjemnego ciepła. Pomimo licznych, złych wspomnień Walijczyka z płomieniami, ogniki wyjątkowo lgnęły do Neirina. Wcześniej na lekcji onms w Zakazanym Lesie, teraz podczas wycieczki. Znając już nieco te magiczne istotki, chłopak ufnie podążył za ognikiem, znikając między krzakami. Wkrótce maluszek jął krążyć nad zagubioną sakiewką. - Dziękuję, mały - rzucił, zanim zgarnął woreczek z brzęczącymi galeonami. Posmyrał jeszcze chwilę ognika, pozwalając mu latać między rękoma, zanim uznał, że pora wracać. Cofnął się zatem do grupki, wracając idealnie w porę, gdy Swann przeliczał stan grupy. A potem Puchon kontynuował prowadzenie notatek. Zamieścił tam nie tylko powszechnie znaną wiedzę, ale także własne obserwacje na temat budowy ich piór. Po tym, jak jedno znalazł w Zakazanym Lesie, przyjrzał mu się porządnie i poczytał na temat aerodynamiki znikaczy. Nie żałował teraz tej wiedzy, tworząc niemały elaborat.
Spojrzał na @Melusine O. Pennifold z pewną niechęcią. Nie wiedział kto z nich wychodzi w tym momencie na większego idiotę. Jack - bo nie zna się na żadnych zwierzętach i po prostu nie ma pojęcia czemu ma siedzieć cicho. Czy Melusine... próbująca wyjść na iście inteligentną osobę, podając mu informację, której bez problemu był w stanie sam się domyśleć. Choćby i po nazwie lasku. Problem stanowił fakt, że Jack nie do końca wiedział czy znikacz to coś pokroju złotego znicza, czy jakiegoś upierdliwego ducha który słysząc twój głos postanowi wyeksmitować Cię w jakieś totalnie zadupne i nieprzyjemne miejsce, zanim ktokolwiek zdąży to zauważyć i zareagować. W końcu przy wejściu do Zakazanego Lasu nikt nigdy nie robił im listy obecności, ani nie kazał siedzieć cicho. Część osób na pewno robiła to podświadomie albo po prostu nigdy nie odnotował tegoż faktu. Na szczęście @Marceline Holmes rozwiała jego wątpliwości co do wyglądu znikaczy, sprawiając że nawet mocniej zainteresował się tymi stworzonkami. A wiec wcale źle nie kombinował. Uśmiechnął się lekko do dziewczyny na tę myśl... a w głowie już zrodziła się kolejna. Niezbyt inteligentny pomysł próby zmierzenia się ze znikaczem. Dobrze, że nie miał przy sobie miotły. Inaczej, gdyby nie szczegółowe informacje Neirina na temat ochrony tychże zwierzątek oraz zasadach jakie panowały w rezerwacie, Jack prędzej czy później spróbowałby dorwać jednego z tych małych skrzydlaków. Tymczasem musiał nieco pohamować swoje ambicje. Szkoda by było oberwać jakąś bolesną grzywną na starcie. Chyba by mu ojciec zawiesił kieszonkowe do końca szkoły. Którego zresztą i tak wybitnie mu skąpi. - Czaje - Odparł Neirinowi. Chciał jeszcze coś dodać dopiero w tej chwili uświadamiając sobie, że jego kumpel też doczłapał się na tę wycieczkę. - Neirin? Kiedy ty... - Niestety rudzielec nagle gdzieś wyparował. - Co? Ała... - Chyba jednak ktoś nie powiedział mu wszystkiego na temat znikaczy. Pewny był, że słyszał głos znajomego Puchona! Ale gdzie on się podział? Z wrażenia, aż potknął się o jeden z wystających ponad ziemią korzeni wpadając wprost w niewielki kopiec pełen czarnych mróweczek. Coś nie ma dziś szczęścia. Otrzepał się pobieżnie z dziwnie miękkiego piachu, dopiero po chwili zauważając że nie jest to wcale takie proste. Pędu dostał dopiero w momencie gdy pierwsze stworzonka dobrały się do jego skóry. - Niech to... - Syknął starając się nie krzyczeć i z prędkością najnowszego modelu miotły wyścigowej zerwał z siebie szatę aż do podkoszulki. Wytrzepując zeń robaczki. To nie było wcale proste. Jeszcze musiał wytrzepać ze swojej bluzy różdżkę. Chyba niewiele przydatnych informacji wyniesie z tych zajęć. Mrówki skutecznie wygryzły zeń część zdobytej właśnie wiedzy.
Pierwsza kostka: 2 Druga kostka: 4 Ostateczna ilość informacji: 1 :(
Nic nie mogło chyba rudej popsuć humoru. Zacisnęła dłonie na ramiączkach plecaka, nucąc coś po cichutku pod nosem, stojąc zaraz obok Emily. Miała nadzieję, że wycieczka przebiegnie spokojnie — nikt się nie zgubi, nikogo nie porwie wilkołak ani nikt nie odleci na pegazie. Chociaż to ostanie w głowie Nessy brzmiało całkiem nieźle! Omiotła spojrzeniem zebranych, posyłając przeciągłe spojrzenie i powitalny uśmiech w stronę @Marceline Holmes - gdyby wiedziała, że jej Łabędź się tu wybiera, to z pewnością by ją przytargała ze sobą! Buzia Calineczki wyglądała jednak na przygaszoną, może potrzebowała czasu dla siebie? Nie zamierzała więc przeszkadzać. Kolejną osobą, na której zatrzymała wzrok była @Heaven O. O. Dear, siostra @Blaithin ''Fire'' A. Dear, z którą też przywitała się w podobny sposób. Cóż, siostry żyły ze sobą niczym pies z kotem i Lanceleyówna miała wrażenie, że wróży to zajęciom Swanna jakąś katastrofę. Miała nadzieję, że Dearówny nie puszczą rezerwatu z dymem. Westchnęła cicho, powracając uwagą do swoich towarzyszy. Zmarszczyła nieco nosek na ton krukonki, zastanawiając się co zrobiła nie tak.. Ahh! Na bladą buzię dziewczyny wkradł się przepraszający, skupiony na ślicznej Pennifold wzrok. — Wybacz skarbie, zapomniałam! Nie lubisz jak tak mówię! Na bogów, muszę wymyślić Ci jakieś kreatywne przezwisko, bo tak zawsze będę Cię denerwować. Wychodzi na to, że każdy z was miał trochę racji.. Sann, wszystko w porządku? Zbladłaś trochę. —zaczęła, przenosząc spojrzenie na drugą z towarzyszących jej dziś krukonek. Z van Rijn znała się już trochę czasu, dzięki Ewanowi, z którym łączyła ja przeszłość. Dziewczyna od początku przypadła jej do gustu i nieźle się dogadywały. Na słowa Enzo wydała z siebie chce "hmm", nachylając się lekko do przodu i spoglądając na niego zza Emily, która robiła za swoistą tarczę. Musiała przyznać, że zebrała całkiem ciekawą grupę różnorodnych osobowości, które stwarzać mogły wiele napiętych, jak i optymistycznych, zabawnych wręcz sytuacji. —Niby byłyby lepszym towarzystwem jak ja, a nadal tu przyszedłeś i jesteś! Przypadek? Nie sądzę! Wiesz, że jako Twój kumpel obronię Cię przed pająkami. —odparła zaczepnie, rozbawionym głosem. Przeniosła wzrok na blondynkę, nadal trzymając ją pod rękę. Nessa bardzo lubiła młodszą od siebie Rowle. Domyślała się, że niezbyt dogadywała się z Enzo, nie zamierzała jednak godzić ich na siłę — nie można było przecież nikogo zmuszać. Zaccaria miał specyficzny i trudny charakter, trzeba było umieć z nim rozmawiać, żeby chęć skręcenia mu karku zniknęła. Swoją drogą, ciekawe jak to było? Czy to Nessa niczym magnez przyciągała dziwnych ludzi, tworząc wołku siebie różnorodną zbieraninę czy to może ona była dziwna? — Ciebie też obronię mała. Nie martw się, najstraszliwszy rycerz w Hogwarcie jest na posterunku! Faktycznie, postrach szkoły, który miał raptem metr sześćdziesiąt w kapeluszu spiczastym! Potrafiła jednak ludzi ustawić! Przeniosła spojrzenie na Swanna, gdy ten zaczął mówić. Przyglądała mu się z zaciekawieniem, nie odpowiadając jednak na pytanie i zostawiając tę przyjemność innym. Gdy dostała swój notes, z westchnięciem przystąpiła do odnotowania tego, co wiedziała, ostatecznie ruszając wraz z przyjaciółmi za profesorem. Otoczeni wysokimi drzewami, przez których bujne, zielone korony przebijały się promienie słońca, zasłuchani w świergot ptaków i innych odgłosów, wydawanych przez otaczającą ich przyrodę. Poczuła nagle, jak coś przemyka jej ukradkiem po plecach — nie była panikarą, więc nie odwracając nawet głowy, chciała strącić ewentualnego pasażera na gapę z pleców. Łaskotanie jednak nie ustawało, a po chwili na lewym ramieniu dziewczyny znalazł się różowy, puszysty, słodki pająk — pluszowy! Obróciła głowę w jego stronę, uśmiechając się pod nosem. Wolą dłoń uniosła, przesuwając palcami po miękkim puszku. Zdecydowanie adoptuje tego malucha. Wróciła do stukania piórem w notes, wolno zmierzając do przodu, zerkając na swoich towarzyszy raz po raz. — Ahh, przyciągam pająki, a to przecież Enza miały zaczepiać! Patrzcie, jaki Słodziak! Trzeba mu wymyślić imię. Zauważyliście już coś?- zapytała cicho, rozglądając się następnie dookoła. Cóż, szli na tyle blisko siebie, w zwartej grupie, że musieli usłyszeć słowa ślizgonki.
Pierwsza kostka: 2 Druga kostka: 5 > 6 Ostateczna ilość informacji: 2
Obserwowałam zmieszanie dziewczyny ze szczerym rozbawieniem, plątała się we własnych słowach i mówiła na jednym oddechu, ewidentnie mając problem z dobraniem zdań w miarę sensownie. Była wyjątkowo zabawna. Wiedziałam, że moja obecność wpływa tak na nią. W dodatku pewnie nie byłam jedyną dziewczyną, której obecność tak na nią działała. Łatwo ją było zbić z tropu. Obserwowałam jej plątaninę spokojnie. - Nie lubisz zwierząt? - zapytałam, po słowach Cherry, że na onms również nie chodzi często. Jakoś pasowała mi do obrazu natury i takiej wyjątkowo empatycznej, pochylającej się nad każdym zwierzęciem osoby. Na jej następne słowa po prostu nie mogłam się nie roześmiać. To było tak dwuznaczne, a już zwłaszcza w ustach Wiśni... - A co leży w spektrum twoich zainteresowań? Może węże? Ja całkiem lubię wisienki, fajna przekąska - odchrząknęła z rozbawieniem. To miało być powiedziane przyciszonym głosem. Szkoda tylko, że w momencie kiedy skończyłam mówić zdałam sobie sprawę, że dźwięki wydobywały się z moich ust jakby przez głośnik. Spojrzałam za winowajcą tego zjawiska. Nie było tutaj chyba nikogo, kto szczególnie chciałby zajść mi za skórę. Tak mi się wydawało, dopóki nie dostrzegłam Fire. Spojrzałam na nią, kręcąc głową, posyłając jej spojrzenie w stylu "bardzo zabawne" i sięgnęłam po różdżkę. Krótkim finite zdjęłam zaklęcie i posłałam przepraszający wzrok nauczycielowi. Nie, żeby zamierzała odpuścić Fire, ale miała wyjątkowo spokojny humor i postanowiła się od razu nie rzucać. Szczególnie, że podejrzewałam, że zaraz Cherry spłonie na moich oczach z zażenowania i wolałam się na tym skupić. Przypomniałam sobie zaledwie dwie informacje o znikaczach, więcej nawet nie kombinowałam. Dalej szliśmy spokojnie, ale z zamyślenia wyrwało mnie nieprzyjemne zderzenie z mrowiskiem. Mrówki obeszły mnie w zastraszającym tempie i zaczęły mocno swędzić i łaskotać. Jęknęłam i sięgnęłam po różdżkę. To nie było przyjemne uczucie i nie mogłam się skupić na zaklęciu. Chciałam oblać się wodą, żeby wygonić je wszystkie. - Aquamentii - mruknęłam, ale nie zadziałało. Westchnęłam i powtórzyłam zaklęcie. - Aquamentii. Aquamentii. Auamentii. Auamentii - zadziałało dopiero za piątym razem, co było naprawdę frustrujące. Mrówki obeszły też Cherry, więc i na nią skierowałam strumień. Szybko jednak znowu sięgnęła po różdżkę i nas wysuszyłam: - Silverto - tym razem wyszło za pierwszym razem i obie były po chwili suche. Spojrzałam na dziewczynę, domyślała się, że zaraz zejdzie tutaj przez poziom speszenia, jakie zdążył jej zafundować sam początek zajęć. Rozejrzałam się i zauważyłam, że na Fire wspina się ogromny pająk. Wciąż miałam różdżkę w ręku i miałam nadzieje, że tym razem magia mnie nie zawiedzie a zakłócenia dadzą na chwilę spokój. Tak też się stało - Fire, chodzi po tobie okropny pająk - powiedziałam, niby zatroskanym tonem i rzuciłam na nią długie aquamentii, "przez przypadek" kierując je prosto w twarz dziewczyny, zamiast na plecy, gdzie faktycznie chodził pająk i można by było tak go wypłoszyć. Sam jednak uciekł, więc problem się rozwiązał. Po dłuższej chwili przerwałam zaklęcie. - Oj, to było niezdarne. Ale przynajmniej załagodzi ci opuchliznę - stwierdziłam, bo poza twarzą moja siostrzyczka była już niewątpliwie cała mokra.
Pierwsza kostka: 3 Druga kostka: 4 Ostateczna ilość informacji: 2 Zdjęcie zaklęcia Fire 2 Aquamentii moje i Cherry 3, 5, 5, 3, 2 Silverto 2 Aquamentii dla Fire 4
Kolejne pytanie Nessy w kierunku van Rijn sprawiło, że ta postanowiła się opamiętać i wrócić myślami na Ziemię. Najwyraźniej jej przygaszone wspomnieniami spojrzenie stwarzało wrażenie pogorszenia się jej samopoczucia, a teraz kiedy znalazła się w tym lesie, nie miała ochoty na tym etapie kończyć tejże wycieczki. - Naprawdę? - rzuciła z ogromnym, wręcz teatralnym zdziwieniem. - Nie mogłaś wcześniej powiedzieć, że w niebieskim mi nie do twarzy? - Skrzywiła się na krótko, po czym przybrała na usta swój cwaniacki uśmiech, z którym Lanceley była już bardzo dobrze zaznajomiona. A oznaczał on nic innego jak zgrywy ze strony Holenderki. Na koniec puściła porozumiewawcze oczko do Ślizgonki i zaczęła wysłuchiwać słów Profesora na temat dalszych czynności na zajęciach. Delikatny uśmiech zagościł na jej brzoskwiniowych ustach, gdy Swann potwierdził jej przypuszczenia co do celu zajęć. Przyjęła od mężczyzny notes, do którego od razu zaczęła wpisywać to co udało jej się przypomnieć z opowieści jej matki, kiedy ostatnim razem była w tym miejscu. Podczas marszu przez las, ciekawsko wodziła spojrzeniem od drzewa do drzewa, chcąc jakby zapamiętać ułożenie każdego listka na gałęziach. W pewnym momencie jej spojrzenie przyciągnęło dziwnie migoczące światełko, mające swoje źródło pomiędzy pobliskimi krzakami. Sanne zagryzła dolną wargę i po upewnieniu się, że profesor podąża na czele i nie zwraca uwagi na to co się dzieje za nim, niepostrzeżenie oderwała się od grupy nurkując w buszu. Gdy znalazła się bliżej źródła światła, okazało się, iż ma ona do czynienia z ognikiem, od razu kojarząc go z niebieskim kolorem światła. Wyciągnęła dłoń w stronę tego niesamowitego żyjątka, które od razu przykleiło się do niej, otulając przyjemnym ciepełkiem. Sekundę później ognik poprowadził Sanne nieco dalej, gdzie spod sterty liści nieśmiało połyskiwały złote monety. Dziewczyna uniosła brew ku górze, jednakże nie miała zbyt wiele czasu na zastanowienie odnośnie okoliczności znalezienia się piętnastu galeonów w środku lasu, jedynie szybkim ruchem zgarnęła pieniądze i wsadziła je do kieszeni bluzy. Kiedy wróciła do grupki znajomych którzy najwyraźniej zauważyli jej zniknięcie, przyłożyła jedynie wskazujący palec do ust. Całe szczęście wróciła na czas, gdyż kilkanaście sekund później byłaby narażona na poważne konsekwencje ze strony Swanna.
Pierwsza kostka: 5 Druga kostka: 3 Ostateczna ilość informacji: 5
Kiedy wysłuchał to, co powiedział nauczyciel, uznał, że nie ma sensu dalej siedzieć z Nessą i jej małą ekipą, która ani go nie interesowała, ani zapewne nie była zbyt przydatna i nie pomogłaby mu w pozyskaniu informacji. Zaraz po tym, jak Swann rozdał im zadania, Enzo oddalił się od grupy i zaczął, energicznie notować informacje o znika czach, trochę się na tym znał więc dość szybko, prawie cała kartka była nimi zapełniona, lecz wciąż z tyłu głowy miał myśl, że o czymś zapomniał. Już miał się zatrzymać i dłużej pomyśleć nad tym, o czym zapomniał, gdy poczuł mocne szarpnięcie za ucho, uznał, że to Nessa i już chciał się odwrócić, by powiedzieć jej co o niej myśli, gdy nagle poczuł kolejne szarpnięcie i oderwał się od ziemi. Wyjątkowo panicznie i nieopanowanie zareagował na to, co stało się potem. Usłyszał dziwne chichoty i kilka szarpnięć w innych częściach ciała, a nim się obejrzał, został podniesiony przez bandę głupich chochlików, które uznały za stosowne, by zawiesić go na drzewie. Nic nie pomogło rozpaczliwie szarpanie i próby wyszarpnięcia różdżki, stworki złapały go tak, by nie mógł tego zrobić. Uznał, że lepiej poczekać aż stworki dokonają swego dzieła zniszczenia i zostawią go w spokoju, co wbrew jego pesymistycznym założeniom stało się dość szybko. Szkoda tylko, że stworki nie uznały za konieczne go odstawić, zawisł więc na gałęzi, średnio mając możliwość zejścia, jak by tego było mało, jedna z gałęzi go zadrapała i niemiłosiernie piekł go policzek. Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby mu w zejściu, nie znalazł tego, co trzeba, ale zobaczył małe gniazdko, w którym połyskiwało jakieś złote piórko. Uznał, że wykorzysta to, że już wisi tak blisko, ale kiedy wychylił się, by je złapać, gałąź pękła, a on spadł wraz z nią na ziemie. Na szczęście wysokości nie była aż tak duża. Skończyło się na kilku obtarciach, piekący poliku i małym rozerwaniu na koszuli, a dzięki widokowi złotego piórka Enzo przypomniał sobie kolejną informację. Otrzepał się z ziemi i pobiegł za grupą, która zdążyła się trochę oddalić.
Pierwsza kostka: 6 Druga kostka: 2 Ostateczna ilość informacji: 7
- Ojej, lubię - aż zachłysnęła się powietrzem, kiedy nagle została przedstawiona jak najgorszy potwór bez żadnych emocji, który nie potrafi wykrzesać odrobiny empatii dla innych żyjących stworzeń. Bo ona naprawdę nie miała nic do tych wszystkich żyjątek, o ile tylko mogła zachować bezpieczną odległość - a jeszcze lepiej, kiedy to one starały się to zrobić. - Po prostu ręki nie mam chyba, jakoś tak nigdy mi nie wychodziło w pełni, no wiesz, oswojenie się z jakimiś zwierzakami. Lepiej nam trochę dalej, tak sobie myślę przynajmniej, w sumie to zbyt wielu prób nie miałam - wiesz, ja mam sporo rodzeństwa i jakby każdy z nas miał mieć własnego pupila, to byśmy chyba rezerwat założyli. Ale ogólnie mamy na przykład kota, tylko on kocha mojego młodszego brata i wydaje mi się, że tylko jego, ciężko stwierdzić - trajkotała, przynajmniej udawało jej się to zrobić na tyle cicho, by nie ściągnąć na siebie i Heaven uwagi Swanna. Przymknęła się dopiero wtedy, kiedy to Ślizgonka zabrała głos... Znacznie, znacznie mniej dyskretnie. Cherry zaraz parsknęła cichym i nerwowym śmiechem, podczas którego usiłowała ukryć dłonią płonące żywym ogniem policzki. Łypnęła jeszcze potem po zebranych wokoło ludziach, zagryzając mocno dolną wargę i dziękując w duchu nauczycielowi, że zaczął wyjaśniać dalsze plany. Obawiała się tylko, że niewiele napisze o znikaczach i ostatecznie odda pusty notes... I kiedy szła tak, usiłując przypomnieć sobie coś konkretnego, to wdepnęła w mrowisko. Razem z Heaven. O Merlinie. - Och, co ty... - Zaczęła, ale wtedy zaklęcie Dearówny w końcu zadziałało, oblewając obie panie strumieniem wody. Puchonka aż przystanęła z zaskoczeniem, spoglądając na spływające po niej strużki, porywające niechciane insekty. Zanim zdołała podziękować, owinęło ją przyjemnie suche powietrze przywołane Silverto. A potem Heaven zajęła się "ratowaniem" prefekt Gryffindoru. - Och. - Chwilę gapiła się na to wszystko z oszołomieniem. W sumie to nie przeszkadzałoby jej, gdyby zaklęcie suszące ominęło Ślizgonkę... - Dziękuję! I to byłoby na tyle w kwestii rozmyślań na temat znikaczy - na kartce pojawiło się jedynie nazwisko Eastwoodówny, która o wiele bardziej zaabsorbowana była niezbyt subtelnym adorowaniem swojej towarzyszki.
Pierwsza kostka: 1 Druga kostka: 4 Ostateczna ilość informacji: 0
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Niektórzy bliżsi znajomi Ezry mogli zauważyć, że chłopak ostatnio nie był w najlepszej formie i wręcz unikał bardzo wymagających towarzyskich spotkań. Nie chciał się ze swoim samopoczuciem przesadnie obnosić, a swobodne maski najlepiej funkcjonowały na krótkich odcinkach czasowych, a więc między innymi podczas lekcji, kiedy większość czasu zajmowali się zadaniem. Za to wycieczki szkolne charakteryzowały się o wiele większą swobodą i Ezra odrobinę obawiał się, że ludzie będą wymagać od niego ciągłej obecności myślami albo czujnego ciętego komentarza. A z drugiej strony bardzo chciał iść poobserwować znikacze. Nie miał okazji odbywać zbyt wielu wycieczek do Doliny Godryka, bo w zasadzie każdy ważny interes był w stanie załatwić w Hogsmeade, a brak czasu nie pozwalał mu na takie beztroskie wypady. Może w wakacje...? W każdym razie Clarke stwierdził, że nie ma co chować się pomiędzy murami, kiedy tak naprawdę nic poważnego mu nie dolegało. Po prostu wiedział, że tym razem musiał być ostrożny w dobieraniu sobie towarzystwa, aby nie wystawiać swojej cierpliwości na próbę i nie zrażać dopiero rozwijących się relacji. Jego niema prośba wysłana do wszechświata najwyraźniej została odczytana. Co więcej, rozpatrzona bardzo pozytywnie, bo w drodze na miejsce zbiórki Ezra wpadł na @Bridget Hudson. Nie było to spotkanie planowane, toteż Clarke nie od razu schował się za idealną maską, która przysłoniłaby bruzdy zmartwienia na jego czole. Mimo to widok przyjaciółki - czy mógł już tak o niej mówić? Dobrej koleżanki? Przychylnej mu byłej? - w pewien sposób pomagał mu odsunąć na dalszy plan wszelkie cięższe myśli. I chyba większość myśli, skoro zamiast zapytać o jej cel, przystanął, zmuszając do tego samego Bridget. Ciepłe powitanie, luźno rzucony komentarz, szybko podchwycony temat... Ezra nawet nie zauważył, kiedy w założeniu krótka wymiana zdań przekształciła się w zabarwioną przyjemną lekkością rozmowę, która bez wysiłku toczyła się do przodu. Dopiero włożenie ręki do kieszeni i uszczypnięcie miniaturowej figurki smoka przypomniało mu o zbiórce z terminowym świstoklikiem; najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że ich drogi wcale się nie rozchodziły, bo i Bridget chciała oglądać znikacze. Ezra nie miał przy sobie zegarka, nie mógł więc stwierdzić, ile jeszcze mieli czasu, ale kiedy dotarli pod bramę Hogwartu, grupy już nie było. Była za to nowa asystentka Swanna, która dała im dokładne wskazówki. Ezra bez pytania złapał więc Bridget za rękę, na siebie przejmując obowiązek bezpiecznej teleportacji łącznej. Trafili na właściwie miejsce i nawet jeszcze zdążyli się załapać na część pogadanki Swanna, więc pomimo tego drobnego poślizgu wszystko było w jak najlepszym porządku. Uśmiechnął się szeroko do Bridget, bo jej obecność naprawdę sprawiała mu przyjemność. Po czasie zorientował się, że może zbyt długo trzymał ją za rękę... - Um. Informacje, tak. Myślisz, że zaliczy "znikacze to ptaki" czy to już przesada? - rzucił szeptem, skupiając się na zadaniu i spoglądając ku niebu, jakby miał nadzieję wypatrzeć jakąś ciekawostkę. Szkoda, że akurat wtedy należało patrzeć pod nogi... pod butami Clarke'a chrzęstnęło okropnie, aż się przestraszył, że zmiażdżył głowę jakiemuś tyciemu stworzonku. Na szczęście był to tylko flakonik. Zaraz jednak zaczęły się z niego wydobywać dziwne opary i nawet jeśli Ezra błyskawicznie się cofnął (aż amulet uroborosa podskoczył na jego klatce), zdążyły one przeniknąć do jego nozdrzy. - Na Merlina gacie jakby usta czuję w języka plątanie - wyrzucił z siebie z niezadowoleniem i aż sam poczuł się zdziwiony z tego, co mu wyszło. Odchrząknął, układając w głowie kolejną kwestię, żeby żadna podoba głupota się nie powtórzyła. Ale... - Zaliczyć mogę ciebie według to jak gdyby dla Swanna ciekawego po drodze coś? Tak... Może lepiej będzie, jeśli zamilknie?
Pierwsza kostka: 1 Druga kostka: 6 Ostateczna ilość informacji: 4 (bo +3 za kuferek - mam model smoka i amulet przy sobie)
Emily miała prawdziwe natchnienie, kiedy nauczyciel kazał wypisać im te wszystkie informację. Nagle przypomniała sobie cała masę ciekawych faktów, wiec bez większego wahania zapełniała swoją kartkę. Szli przez las, a ona cały czas myślała i uzupełniała wszystko o nowe pomysły. W sumie uzbierała ich szczęść, ale kombinowała dalej, wyszukując w odmętach pamięci co jeszcze właściwie mogła przeczytać. Taka zamyślona i trochę odcięta myślami od innych nagle poczuła łaskotanie na plecach i aż pisnęła, bo to uczucie przypominało jej zderzenie z najgorszą w jej mniemaniu istotą na świecie - pająkiem. Chociaż wiedziała, że ta fobia jest nieuzasadniona i te małe stworzenia nie zrobią jej jakiejś strasznej krzywdy, to wzbierało się w niej w tym momencie prawdziwe przerażenie. Po prostu tak to na nią działało, nic innego nie budziło w niej strachu w takim stopniu. Nie cierpiała tego w sobie, zwłaszcza, że zdawała sobie sprawę jak idiotyczny i nieuzasadniony jest to lęk. Na szczęście (powoli już mdlejąc z wrażenia) dostrzegła na swoim ramieniu różowego pluszaka, który tylko przypominać miał prawdziwego pająka. Niesamowite, że udało się zrobić tak uroczego pluszaka przy takim pierwowzorze. Wzięła go i schowała do swojej torby. Z tego co wiedziała, ta urocza zabawka naprawdę potrafi poprawić humor. - Hm, chyba je przyciągamy Nessa - zauważyła, kręcąc głową. Miała nadzieje, że jej paniki z przed chwili nie było tak bardzo widać na zewnątrz. Przynajmniej w stosunku do tego, co czuła w środku. Nagle pojawiła się @Melusine O. Pennifold, która chyba oddaliła się od nich na trochę. Wróciła w dosyć ciekawym stanie, co Emily skwitowała uniesieniem brwi z rozbawieniem. - Wypadek przy pracy?
Pierwsza kostka 6 Druga kostka 5 i 2 Ostateczna ilość informacji 6
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Gwiazdorskie spóźnienie? Załatwione. Mefistofeles uwielbiał Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami i akurat na te zajęcia zwykle przychodził na czas. Nie robił też zazwyczaj cyrków, jeśli chodziło o jakieś większe wyjścia czy wycieczki - nie widział sensu w dokładaniu komuś roboty, a sobie problemów. Tym razem jednak chodziło o spacerek po znanym lesie Doliny Godryka, a Nox akurat miał interesy do załatwienia w centrum miasteczka. Postanowił zaryzykować... I oczywiście, spóźnił się znacząco. Humor miał całkiem niezły, chociaż trochę zgubił się we własnych myślach i kiedy utykał wgłąb zagajnika, wcale się za grupą zbyt intensywnie nie rozglądał. Nie było jednak tak ciężko znaleźć Hogwartczyków, którzy pomimo najszczerszych chęci i tak wprowadzali do naturalnego środowiska leśnego odrobinę chaosu. Wyminął jakąś parę, coraz uważniejszym spojrzeniem omiatając wszystkich uczestników wycieczki. Wyłapał kilka znajomych twarzy, ale wyjątkowo miał już odgórnie upatrzone ofiary. Grzebał w torbie, docierając w pobliże @Neirin Vaughn i @Jack Moment - pozwolił sobie nawet na ciche gwizdnięcie, kiedy drugi Puchon zaczął się nagle rozbierać. - Oko feniksa, heban, 13 cali... I ta dla Liama - kopyto pegaza, topola tęczowa, 12 i 6/9 cali - rzucił na powitanie, podając rudzielcowi dwa pudełka i zaraz błyskając olśniewającym uśmiechem. - Znaczy, przepraszam, 2/3 cali... - Odwrócił się do Jacka i zmarszczył brwi, znacząco poważniejąc. - Co, koniec striptizu? Mam dla ciebie żądło mantykory, tarninę i 10 cali... - Dopiero wtedy miał szansę dostrzec, że prawdziwym problemem były jakieś wściekłe mrówki, które w dodatku chyba zaatakowały nie tylko Momenta. Kiedy tylko chłopak zdołał się ich pozbyć, nagrodzony został pudełkiem z różdżką; Mefisto zaś otrzymał wtedy notes od Swanna i pospiesznie zaczął zapisywać informacje odnośnie znikaczy. Nie musiał wcale rozglądać się i kombinować, bo pamiętał ich całkiem sporo... Tylko w pewnej chwili potknął się, czując jak coś dziwnie trzaska pod jego stopą. Zaniepokojony obejrzał się na podejrzany obiekt, który okazał się być - teraz już rozdeptaną - fiolką. - Lesie śmiecę w kto - prychnął, a potem zamrugał z zaskoczeniem. Najwyraźniej eliksir dotarł do niego w formie oparów... - Cicho może będę jabłko - dodał z grymasem niezadowolenia, bo nie tylko słowa mu się plątały, ale w dodatku wychodziły tak niewyraźnie, że brzmiały zupełnie inaczej. Liczył jednak na to, że wszyscy zainteresowani zorientują się, że oburzało go śmiecenie w lesie, ale postanowił siedzieć cicho. Jabłko było tylko wypadkiem przy pracy...
Pierwsza kostka: 6 Druga kostka: 6 Ostateczna ilość informacji: 6 + 3 (z kuferka) = 9
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Wrócił akurat, aby móc podziwiać przyspieszony striptiz. Przyglądał się beznamiętnie, jak Jack zrzuca z siebie szatę, aby strzepnąć z niej piach oraz patyczki. Rudzielec zasłonił się ręką, nie chcąc skończyć z mrówką w oku, podchodząc do miejsca, w którym leżał Moment. - Wszystko dobrze? - Spytał, pochylając się i dopiero wtedy dostrzegając kopczyk, na który wpadł Walijczyk. Mrówki sprawnie krążyły pomiędzy fałdami ubrania chłopaka, wchodząc na nagą skórę i zatapiając w niej żuwaczki. - Poczekaj... - Wyciągnął różdżkę, zanim rozproszony został przez Mefisto. Ślizgon przywitał go, wręczając dwa, podłużne pudełka. Rudzielec wsunął sobie kijaszek do kieszonki, nim wziął pakunki. - Oko feniksa? - Nie wspominał czegoś blondynowi o szyszymorze? Może student zapomniał. Mocniej jednak niż własną różdżką, zainteresował się tą Liama, zdejmując pokrywkę z pudełeczka. Jest. Lśniąca czerwienią, fioletem, granatem i żółcieniami. Odrobiną zieleni także. I to kopytko... Szkoda, że nie róg jednorożca. - You shit me not, Nox. A fucking rainbow wand - zauważył, zamykając pudełko. Ciężko powiedzieć, czy był mocniej pod wrażeniem tego, że Ślizgon ją naprawdę kupił, czy tego, że takie drewno istnieje... I zrobili z niego różdżkę. Jeszcze to 6/9 cala... - Interesy z tobą to przyjemność - rzucił, kiwając przy tym głową z uznaniem. Różdżka Jacka też wydaje się bardzo przyjemna. Agresywna. - Myślisz, że podpasuje ci mantykora? - W dodatku jej żądło. Bardzo niebezpieczny rdzeń, tak się przynajmniej wydawało Neirinowi. Wrzucił różdżkę Liama do torby, zanim wydostał z pudełka swoją. Wyglądała... Jak spalona. Ale zdawała się mocna. Odwrócił patyczek w palcach, czując bijące od niego ciepło, rozchodzące się wzdłuż kości. - To jakaś sugestia? - Minimalnie uniósł brwi, natychmiast pojmując, czemu Mefisto wybrał właśnie ją. Może złośliwie, może nie. Ale rozumiał jego motywy, tak przynajmniej sądził. Machnął drewienkiem na próbę, a to zasypało hojnie iskrami, oznajmiając, jak wspaniale zostało dobrane. O ty mała zdrajczyni... Już nawet różdżki robią z Neirina piromana? Skierował koniec patyczka na samotną żabę, siedzącą w cieniu krzaka. - Oppungo - natychmiast wszystkie mrówki zostawiły Jacka i jak jeden mąż popędziły, aby rzucić się na płaza. Gryząc go oraz przytłaczając swoją ilością, przepychając się jedna przez drugą, aby tylko zaatakować wskazanego przeciwnika. Przyglądał się temu dłuższą chwilę, zanim wrócił uwagą do Mefisto. - Tak, czysta przyjemność... A jaką ty masz, Jabłuszku? Nie sądzę, aby zmieściło ci się do ust. Może śliwka? Hm. Ale wtedy nie będziesz wyglądać jak prosiak. To i tak nieważne, bo jesteś przecież Jabłuszkiem - uznał, wyciągając swoją szyszymorową różdżkę z kieszonki i odkładając ją do pudełeczka, a to do torby. - Jak nie mahoń, to heban... Czy owoce mają zniżki na szlachetne gatunki drzew? - Albo to Nei ma szczęście do nich właśnie. Tanie na pewno nie są. Ale zapowiada się, że współpraca z czarną różdżką będzie bardzo owocna. Na koniec pomógł Jackowi wstać z pustego już mrowiska.
Na honor Godryka, jaka ona była głupia... Co to w ogóle za tekst o wężach, wisienkach i przekąskach? Chciała tę Puchonkę zażenować swoim poziomem inteligencji? Fire ledwo się mieściło w głowie, że ta poczwara była z nią w jakikolwiek sposób spokrewniona. Na pewno podmienili ją na porodówce w Mungu. Gorzej, że Swann kompletnie nic jej za takie wydzieranie się nie zrobił. Ten nauczyciel naprawdę działał Gryfonce na nerwy. Mógł jej chociaż kazać sprzątać później kible. Zauważyła to spojrzenie Heaven, ale jedynie wzruszyła ramionami, jak gdyby nie wiedziała o co jej chodzi. No bo czy naprawdę nikt inny nie mógł pokusić się o podobny żart? A co jeśli ktoś celował w inną osobę i jej się oberwało przypadkiem... Takie rozmyślania były chyba jednak zbyt skomplikowane dla spowolnionych funkcji umysłowych Hood, przez co wolała od razu stwierdzić, że to Fire. Zignorowała swoją siostrę i zajęła się poleceniem od Swanna. Napisać informacje o znikaczach? Wszystko spoko, tylko Fire nie pamiętała nic o tych ptakach. Całe szczęście, że wcześniej ten poparzony Puchon coś o nich mówił, a Blaithin złowiła uchem, że były wykorzystywane zamiast zniczy... i że są najszybsze na świecie, co było dość logiczne. Gryfonka liczyła na to, że te dwie informacje wystarczą i nie będzie musiała znosić utyskiwań Swanna nad jej okrojoną wiedzą. Przy okazji zdążyła zauważyć nieco pobrudzonego Enzo, którego policzek zdobiło zadrapanie. Dobrze mu tak, cokolwiek sobie zdążył już zrobić. Fire mogła obserwować, jak Heaven wpada w mrowisko, co znów podpowiedziało jej, w jaki głupi sposób mogłaby pomęczyć swoją siostrę. Zabawnie było też oglądać, jak męczy się z zaklęciem. Gdyby porażka życiowa miała być osobą, bez wątpienia byłaby to Heaven Dear. Ale wtedy wyczuła jakieś dziwne poruszenie na plecach. Jakieś włochate stworzonko chodziło po karku Gryfonki, która zastygła w bezruchu. Domyśliła się, że to pająk, ale nie ogarnęła jej panika. Najwyżej ją dziabnie i umrze, to nawet nie była jakaś zła perspektywa. Przewróciła jedynie oczami słysząc swoją siostrę. Nie spodziewała się, że ta postanowi ją po prostu oblać. Czy według niej tak się rozwiązywało każdy problem w lesie? W naturalnym odruchu zasłoniła się rękami przed strumieniem wody, ale i tak poczuła, że sporo wpada jej do oczu i za kołnierz. Parsknęła, przecierając mokrą twarz i posłała Heaven podirytowane spojrzenie. Zaczęła pluć wodą, niby to przypadkiem na klatkę piersiową Ślizgonki i jej buty. Jeszcze kark zaczął Fire jakoś nieprzyjemnie swędzieć. Może trzeba to pokazać Swannowi... - Zdziwiłabym ci się, jakby coś ci w końcu w życiu wyszło. - odezwała się, kierując różdżkę na siebie, żeby szybko pozbyć się wilgoci z ubrań i włosów za pomocą niewerbalnego Silverto. Merlinie, jak ona tego nienawidziła. Ślizgonka chciała popisać się przed tą Puchonką? Blaithin musiała odegrać się na Heaven, dlatego skorzystała z tego, że dostrzegła mrówkę przy szyi Ślizgonki, której najwyraźniej nie zdążyła spłukać. Machnęła różdżką, żeby również bez wymawiania inkantacji, posłać Engorgio prosto w stworzonko. I odsunęła się, gotowa też bronić przed ewentualnym odwetem. Choć zamiast rzucać czary w Blaithin, Dear powinna skupić się na tym, co jej nagle urosło przed oczami. - Kapturku, chodzi po tobie ogromna mrówka. - stwierdziła z przekąsem.
Informacje: 5 obniżam na 2 Zdarzenie: 5,5 Zaklęcia Silverto: 3,5,3,6 - wykorzystuję 3 przerzuty za punkty Engorgio: 6
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Alise widząc, jak jej towarzysz zaangażował się w oglądanie przyrody, postanowiła mu nie przeszkadzać. Szła obok w milczeniu, rozglądając się na boki i co jakiś czas wyłapując poszczególne słówka z rozmów towarzyszy, które były miejscami zbyt głośne. Dziewczyna zgarnęła kosmyk blond włosów za ucho, pogrążając się w myślach dotyczących magicznych stworzeń, które tak licznie żyły w odwiedzonym przez nich rezerwacie. Krukonka poprawiła ramiączka plecaka, odchylając głowę do tyłu i wpatrując się w prześwitujące przez zielone korony drzew, błękitne niebo. Pogoda była wspaniała na wycieczkę! Uśmiechnęła się, całkiem nieświadoma zbliżającej się katastrofy. Zamyślona, potknęła się o leżącą na ziemi gałązkę i poleciała jak długa, wpadając wprost do okazałego mrowiska! Mrugając kilkukrotnie, zaskoczona i nieco przybrudzona dziewczyna podniosła się, otrzepując ubrania i dłonie. Pożytecznych mrówek było jednak tak wiele, że czuła ich łaskoczące odnóża na całym swoim ciele! Przebiegł przez niego dreszcz, pozostawiając za sobą gęsią skórkę. Zrezygnowana i rozbawiona swoją niezdarnością, wyjęła różdżkę. Wykonała nią odpowiedni ruch, recytując przy tym formułkę pożytecznego zaklęcia, które skierować miało uwagę insektów na leżącą nieopodal skórkę od banana. Nie minęła chwila, a poczuła przyjemną ulgę, którą poprzedziło kolejne westchnięcie spomiędzy różowych warg. Rozejrzała się dookoła i patrząc już pod nogi, wystrzeliła do przodu, doganiając grupę. Ta zdążyła się już nieco oddalić.
Pierwsza kostka: 4 + 1 (10 w kuferku) - 1 bo mrówki. Druga kostka: 4 Ostateczna ilość informacji: 4 Zaklęcie na mrówki OPPUNGO : 4