Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
Autor
Wiadomość
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jak do sali przyszło aż troje uczniów, z czego dwójka była z Ravenclawu. To tylko kolejny dowód na przewagę tego domu nad innymi, Kruczoland górą i tak dalej. To, że było tak mało osób było nawet lepsze dla mnie, ponieważ zawsze lepiej mieć mniej osób i na każdej bardziej się skupić niż niewiadomo jak wielką grupę, gdzie fizycznie nie dałbym rady każdym się zająć. Wyjaśniwszy cały dzisiejszy plan działania przesunąłem magiczną klepsydrę leżącą w kącie sceny, która odliczała godzinę i przyglądałem się biernie zebranym i ich staraniom w wybraniu scenki. Nie chciałem ingerować w jakikolwiek pomysł, lecz jednocześnie byłem otwarty na pomoc, starałem się też to jak najmocniej oddać swoją postawą, przyglądając się to Victorii i Larkinowi, to Yuuko, zastanawiając się co tam wymyślą. Specjalnie nie podsłuchiwałem, żeby móc na bieżąco wszystko poznawać na scenie, acz ich pierwsze działania dały mi pewne poszlaki co do wybranych przedstawień. Gdy finalnie minęła godzina, Yuuko wystawiła swoją scenkę jako pierwsza. Jej scenografia była istnie teatralna, teatrolodzy i znani już reżyserzy bardzo lubią ciemne i minimalistyczne ekspozycje, ja zaś podchodziłem do tego neutralnie, było to oczywiście artystyczne i skupiające uwagę widza tylko na tym jednym punkcie, tworząc z niego epicentrum, acz widziałem to już tak dużo razy, że nie robiło na mnie takiego wrażenia, jak za pierwszym razem. Wzrokiem uważnie przyglądałem się każdemu jej ruchowi, ciekawy byłem co wymyśli z sławnym już Macbethem. Zwracałem uwagę na jej oddanie tonu i powagi sceny, na emocje wymalowane na twarzy przy wypowiadaniu kolejnych wzniosłych słów. Zmiana tempa i uczuć przy czytaniu tego monologu była niesamowicie ważna i cieszyło mnie, że zostało to zaimplementowane w scence Yuuko. W notesiku zapisywałem co ważniejsze to myśli, żeby niczego nie zgubić. Milczałem, jedynie się przyglądając, nie wyrażając swoją mimiką niczego, ani aprobaty, ani dezaprobaty, nie chcąc wpłynąć swoją reakcją na Puchonkę. Z każdym kolejną sceną dochodziłem do wniosku, że Yuuko cholernie dobrze oddała dialogi i warsztat aktorski, choć wcale nie z tego ją znałem, nie od dziś wiadomo było, że specjalizacją Puchonki była muzyka, tak więc byłem nieco zaskoczony jej płynnością w tym co przedstawiała w swojej scenie. Jeszcze występowała sama, co nie było najłatwiejszym zadaniem przy tak krótkim czasie przygotowania, choć wiadomo, jest to bardzo zależne od charakteru aktora i jego upodobań, niektórzy woleli grać solo. Gdy występ się skończył, skinąłem głową w uznaniu i odchrząknąłem. - Komentować wasze występy będę jak wszystkie już grupki przedstawią swoje scenki. Bardzo dziękuje za ten występ, Yuuko. Teraz wy. – Popatrzyłem na Larkina i Vics, dając im „pozwolenie” na wejście na scenę i przygotowanie scenografii według własnego wyobrażenia. Bardzo na plus uważałem to, że Larkin wykorzystał swoją umiejętność metamorfomagii, która cholernie przydawała się na scenie i czasem aż dupa mnie piekła, że McKelleni odziedziczyli tylko mowę wężów, a nie również metamorfomagii. Otwierało to bardzo dużo dróg w zawodzie. Własna interpretacja Julii przez Victorię była ciekawa, większość znanych mu aktorek jak miała uruchomić własną inwencję twórczą to przedstawia ją jako przerośniętą romantyczkę, werterowską wręcz, a więc zimny, niedostępny obraz tej postaci zdecydowanie wyróżniał się w tle płaczliwych panienek wyjących do księżyca czy do innego istnie teatralnego kształtu. Jej dialogi nie były najkwiecistsze, acz nadrabiała w pełni swoją grą aktorską, która wymagała od niej nieco więcej umiejętności niż zazwyczaj ta rola, choć dla niedzielnego widza nie będzie to zauważalne. Bowiem zgodnie z moimi obserwacjami, jej rola polegała nie na słowach, ani skrajnych emocjach wyrysowanych na twarzy, a na płomykach tlących się w źrenicach dziewczyny, w bardzo nieznacznych i pozornie nic znaczących ruchach, które skrycie wskazywały na całą głębię psychicznych problemów, które kłębiły się w jej postaci. Po Larkinie widziałem różnice w ich umiejętnościach, acz to, co go wyróżniało to pełne „wczucie” się w rolę, które nawet ja czułem. Może i dialogi były drewniane i pokraczne, a jego ruchy nie do końca były płynne, tak jednak poczucie roli miał najlepsze z dzisiejszych zebranych. Gdy obie grupy skończyły, wstałem z jednego z siedzeń widowni i zamieniłem się z nimi miejscami, poprosiłem, żeby usiedli sobie właśnie w pierwszym rzędzie, zaś ja spocząłem na granicy sceny, machając nogami. Uśmiechnąłem się do nich lekko, a nie zdarzało mi się to często, więc można było bardzo łatwo wywnioskować, że byłem zadowolony. - Brawo, wszyscy spisaliście się w porządku. Pierwsza przedstawiała Yuuko, więc od niej zacznę. Twoja scenka była wspaniała, idealnie wręcz oddałaś grą aktorską swoją postać, dialogi również były na wysokim poziomie, oddając ducha czasów tej sztuki. Ogólnie uważam, że najlepiej ci poszło ze wszystkich i masz się z czego cieszyć, naprawdę wielu aspirujących aktorów nie poskąpiłoby takich umiejętności. – Zaklaskałem jeszcze trzy razy i poszedłem dalej z omówieniem. – Dobra, next. Ogólnie nie wiem skąd wśród uczniów takie zamiłowanie do Szekspira, ja osobiście niezbyt go lubię, nie trawię wręcz, acz wasze scenki były naprawdę dobre, na tyle, że nie czułem zażenowania jak to zwykle bywało przy tych dziełach. Teraz wy, krucze dzieci. Dialogi szły wam całkiem miernie, choć nie aż tak tragicznie jak mogło iść, wiadomo, że styl wysoki i to jeszcze szekspirowski bywa… wymagający. Acz na przyszłość jakbyście mieli okazję jeszcze raz coś przedstawiać na scenie, nie daj Merlinie, znowu Romulusa i Julię, to skupcie się bardziej właśnie na dykcji, dialogach. Bo aktorsko Victorio wyszłaś naprawdę obronną ręką, bardzo dobrze i sprawnie przedstawiłaś skryte w Julii emocje. Ty Larkin nie oszukujmy się odstawałeś od partnerki, ale tym czym się wyróżniłeś w moich oczach to oddaniem się roli i wczuciem w nią. Nie wiem czy to plus czy minus, ogólnie nie polecam samobójstwa po jakimś losowym zerwaniu, mam nadzieje, że nie czujesz się Romulusem również w głębi samego siebie, myślę, że wtedy byłbyś mniejszym drewnem w ruchach na scenie. No, ale dobra, dosyć śmieszków i tak dalej, poszło wam naprawdę super. Cieszę się, że mogłem z wami przeprowadzić to kółko i jeśli macie jakieś pomysły czy ochotę na coś szczególnego na następnym spotkaniu to dajcie mi znać, czy to teraz, czy na korytarzu, czy listownie, wyjebane, po prostu dajcie mi znać. Możecie już iść, albo zostać, co tam chcecie, ja spadam. Do następnego. – Pokrótce wszystko im przedstawiłem, chcąc być wobec nich szczery i nieco zmniejszając przepaść między mną, a kimkolwiek. Może się okazać, że będą jedynymi stałymi członkami, warto byłoby nawiązać jakiekolwiek znajomości z nimi. Jak też powiedziałem, tak zrobiłem, a więc wstałem i unosząc jeszcze za sobą rękę w geście pożegnania, wyszedłem z sali, kierując się do wyjścia z zamku, by móc przeteleportować się do Hogsmeade za granicami Hogwartu i wypić kufel Dvergi przy akompaniamencie dymu Feniksowych. No, może dwa kufle. Ewentualnie trzy.
Dziękuje wam za uczestnictwo w kółku! Traktujcie ten post za z/t dla wszystkich, chyba że faktycznie macie jakieś pytania do Shawna, to wam chętnie odpowiem, oznaczcie mnie wtedy tylko lub dajcie mi znać na discordzie: bombel#4588 Miłego!
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Wiele się ostatnio działo w jego życiu. Ogrom nauki czasami kompletnie zwalał go z nóg, a przez to on sam zapominał o tym, jak się nazywa i kim w ogóle jest. Nie spodziewał się kompletnie tego, że będzie musiał aż tyle pracować, kiedy pójdzie na magiczne studia. Święcie przekonany, że skoro będzie uczęszczał na mniejszą ilość przedmiotów, będzie miał więcej czasu, cały czas oddawał się w objęcia tej dewizy. Jak widać, na próżno. Nauczyciele nie odpuszczali, a wręcz przeciwnie, postanowili chyba w miesiąc zrobić wszystko to, co powinni zrobić przez najbliższe trzy lata. Nie miał pojęcia, dlaczego to robią. Może nienawidzą uczniów? A może samych siebie i swojego życia? Merlin jeden raczył tylko to wiedzieć... Korzystał z wolności, jak tylko mógł. Kiedy tylko okazało się, że może poświecić na jakiekolwiek własne przyjemności trochę więcej czasu, od razu złapał Rosalitę w dłoń i wyszedł z dormitorium do pokoju wspólnego. W planie miał znaleźć kąt tylko dla siebie i swojej ukochanej, ale plan od razu spełzł na niczym. Pokój wspólny był pełen uczniów i studentów, którzy krzyczeli, śmiali się, gadali, odrabiali prace domowe i nie wiadomo, co jeszcze robili. Nie, to zdecydowanie nie było miejsce dla niego na ten wieczór. Dlatego przerzucił sobie futerał z gitarą przez ramię i wyszedł przez dziurę pod portretem. Szedł przed siebie, nie bardzo zwracając uwagę na to, gdzie dokładnie stąpa. Długie nogi niosły go w bliżej nieokreślone miejsce. Nawet nie przejmował się jak raz czy dwa wielkie schody zaprowadziły go w inne miejsce, niż chciał. Przez co wylądował w sali teatralnej. Wcześniej nie odwiedzał tego miejsca, choć nie miał pojęcia dlaczego. Wyglądało na kompletnie opustoszałe, niezamieszkane przez nikogo i nic. Nawet duchy prawdopodobnie omijały to pomieszczenie. Szedł powoli w stronę sceny, pomiędzy rzędami czerwonych, pluszowych foteli. Schylił się raz, aby podnieść jakieś porzucone przez uczniów czy nauczycieli nuty. Odrzucił je niedbale po czym podszedł do samej sceny. Usiadł na jej brzegu i spojrzał w stronę publiczności, ostrożnie odkładając swoją gitarę na bok. Szybko licząc mogło tutaj zmieścić się chociaż dwustu gapiów. Delikatny uśmiech wstąpił na jego wargi. Na początek taka publiczność w zupełności by wystarczyła. Sięgnął po Rosalitę i ostrożnie wyjął ją z futerału. Przekręcił kilka kluczy, z raz czy dwa uderzył w struny by upewnić się co do czystości brzmienia gitary. A po chwili zaczął grać. Nie musiało minąć dużo czasu, by muzyka kompletnie go porwała. Po chwili siedział już z zamkniętymi oczami, bujając się do rytmu, który wydawała dusza Rosality.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Znów gdzieś się pałętała, byle dalej od szkolnego zgiełku i chaosu, który sprowadziły na ten hogwarcki świat nękające wszystkich klątwy. Nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu, pokój Gryfonów był dla niej za ciasny, a wszędzie poza wieżą czuła się nieswojo. W dodatku wciąż nie pogodziła się ze swoją przyjaciółką i czuła idiotyczną obawę przed tym, że gdzieś ją spotka i dojdzie między nimi do kolejnego nieprzyjemnego spięcia. Właściwie grono osób, których nie chciała spotkać było większe niż kiedykolwiek – poza Pattonem Crainem i kilkoma nielicznymi, którzy naprawdę zaszli jej za skórę, poza Ruby, z którą toczyła bój, dołączył tam również profesor Whitelight, przy którym miała chęć spłonąć ze wstydu i Harry, bo nie miałaby pojęcia co mu powiedzieć ani jak spojrzeć w oczy. Dużo dałaby za możliwość zrobienia sobie przerwy, powrotu do domu i wolnego od klątw mugolskiego domu, w którym bez wątpienia mogłaby w końcu odpocząć. I naprawdę nie przypuszczała, że kiedykolwiek pomyśli o powrocie do Walii jeszcze przed końcem października... Szła właśnie korytarzem, zastanawiając się, czy nie wybrać się na wycieczkę do Hogsmeade zamiast siedzieć wieczorem nad referatem na historię magii, kiedy w oddali zobaczyła Craine'a, z którym na domiar złego rozmawiał Whitelight. Zamiast zachować się z godnością, wpadła w zupełną panikę, gorączkowo zastanawiając się, dokąd iść. W końcu otworzyła pierwsze lepsze drzwi i wpadła do środka, zamykając je za sobą i opierając się o nie plecami z miną, jakby zobaczyła właśnie ducha (...to znaczy jakiegoś innego ducha niż te standardowe?). Zanim się rozejrzała, odnotowała w końcu, że otaczają ją przyjemne dźwięki gitary a w pomieszczeniu wcale nie znajdowała się sama. Kiedy jej wzrok przywykł do delikatnego półmroku panującego przy wejściu, zauważyła, że wbiegła do sali teatralnej, a grający chłopak (czy to nie był przypadkiem ten Amerykanin?) najwyraźniej wcale jej nie zauważył. I dobrze – nie chciała być zauważona. Chciała stać tutaj spokojnie, posłuchać przez moment muzyki, którą tworzył i zniknąć jakby nigdy jej tu nie było, kiedy tylko nauczyciele odejdą na bezpieczną odległość. Może nawet by jej się to udało... ale nagle coś gruchotnęło, łomotnęło, a potem zaskrzypiało, tak nieprzyjemnie, że nie zdziwiłaby się, gdyby z uszu pociekła jej krew. Zanim się obejrzała, ku niej z zawrotną, wciąż zwiększającą się prędkością mknął zapomniany, zakurzony, METALOWY wieszak, który do tej pory stał sobie zapomniany za sceną. — Jasna cholera! — zaklęła po mugolsku i dała nura w bok, prosto za rząd siedzeń. Wieszak z hukiem uderzył o powierzchnię drzwi. — Przepraszam, nie chciałam Ci przeszkadzać, już sobie stąd idę, ja tylko... — wyrwała zza swojej kryjówki, świadoma, że prędzej czy później znów przyciągnie do siebie przedmiot, to nie był pierwszy raz, kiedy się to zdarzało. W popłochu wyciągała z różdżki torbę. — Nie przeszkadzaj sobie! — krzyknęła do chłopaka bez grama ironii. Wieszak pomknął za nią przez środek sali, zanim zdążyła dobyć swojej broni.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Odleciał dokładnie tak, jak miał to w zwyczaju robić, kiedy w grę wchodziła muzyka. To niesamowite jak bardzo potrafił w takich momentach odciąć się od jakichkolwiek bodźców docierających do niego z otoczenia. Nic nie miało znaczenia, jego mózg nie przyswajał żadnych innych informacji, niż tylko wydobywane przy użyciu jego palców dźwięki z ukochanej gitary. Nieświadomie cholernie skupiał się na tym, co robił, zapominając o całej reszcie i o tym, że istnieje cokolwiek innego. Myślami odlatywał w rejony gdzie istniały tylko te cudowne nuty. Otaczał się nimi zewsząd. Nic dziwnego, że pierwotnie kompletnie nie zwrócił uwagi na to, że ktokolwiek nowy pojawił się w pomieszczeniu. Zbyt skupiony na tym, co właśnie robił, przestał zwracać uwagę na wszystko wokół. Poza tym, trzeba dziewczynie przyznać, że wślizgnęła się do pomieszczenia naprawdę cicho, w ogóle nie rozpraszając jego uwagi. Pewnie nawet nie dowiedziałby się, że tutaj była, gdyby nie fakt, że w idealnej harmonii którą tworzył przy pomocy gitary, zaczęły wkradać się fałszywe nuty, nie utworzone przez niego. Zmarszczył lekko brwi, dalej wygrywając tę samą melodię, choć już znacznie bardziej rozproszony, skoncentrowany na tym, co działo się w pomieszczeniu. Jego palce ześlizgnęły się z odpowiedniego progu, wydobywając z gitary niekontrolowane dźwięki, gdy do jego uszu dotarł odgłos kompletnie niepasujący do całej scenerii. Głuchy łoskot otworzył jego oczy. Zaskoczony rozglądał się wokół z palcami wciąż tkwiącymi dokładnie w tym samym miejscu, kiedy to usłyszał przekleństwo z dziewczęcych ust. Ostrożnie odłożył gitarę na bok i dopiero po chwili zauważył rudowłosą dziewczynę. Przyglądał się jej z konsternacją do momentu, gdy nie zauważył, co ją zaatakowało! - O kurwa! - szok zagościł na jego twarzy. Poderwał się na równe nogi gotów zrobić cokolwiek, choć kompletnie nie miał pojęcia, co to może być. Widząc gnającą przez środek sali dziewczynę, a za nią metalowy wieszak, niewiele myśląc wycelował różdżką w przestrzeń między nich. - Protego! - to było pierwsze zaklęcie, które pojawiło się w jego głowie. Miał szczerą nadzieję, że pozwoli ono rozdzielić dziewczynę i jej napastnika, bo za cholerę nie wiedział, co innego mógłby w tym wypadku zrobić. - To jest efekt tej klątwy? - rzucił jeszcze do niej, tuż po tym, jak ponowił, tak na wszelki wypadek zaklęcie. Każdy w Wielkiej Brytanii słyszał o tych klątwach i każdego one dotykały. Sam nie był pod tym względem żadnym wyjątkiem, przez co musiał często mierzyć się z cholernym zimnem. Jak widać zimno to nic w porównaniu do przyciągania do siebie wszystkiego, co metalowe...
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Biegła jak na złamanie karku, odruchowo, choć chyba mało rozsądnie. Skoro przyciągała przedmioty, lepiej byłoby przecież zbliżyć się do nich i pozwolić im na to, by się do niej przyczepiły, zamiast uciekać przed nimi, dając tym samym szansę na złapanie nadprogramowej prędkości. Gryfon rzucił zaklęci, a rozpędzony wieszak odbił się od niego w ostatniej chwili, z łomotem lądując na podłodze. — Na Godryka, dziękuję. — wysapała, przykładając rękę do piersi, żeby odetchnąć z ulgą. Bardziej niż bieg, zmęczył ją stres, jaki wywołała w niej ta akcja. To był największy po zbrojach przedmiot, jaki ją do tej pory gonił. Znalazła w końcu różdżkę. — Accenure — rzuciła zaklęcie, tworząc wokół nich niewidzialną ścianę. — To powinno zadziałać dłużej niż protego, mam nadzieję... Odgarnęła do tyłu tych kilka kosmyków, które w chaosie opadły jej na twarz i uśmiechnęła się do niego niepewnie, opuszczając różdżkę. Właściwie nie zapytała go nawet o zdanie, zanim zamknęła go ze sobą w kręgu nadprogramowego muru; kiedy to sobie uświadomiła, zrobiło jej się głupio, co zapewne było doskonale widoczne na jej twarzy. Wieszak raz po raz odbijał się od niewidzialnej ściany. — Przyciągam wszystko, co metalowe. A Ciebie co dręczy? — wyjaśniła i dopytała o klątwę, bo choć te uprzykrzały im wszystkim życie, to szalenie ciekawe było dla niej odkrywanie coraz to innych objawów magii w ich życiach. Zerknęła na jego gitarę i jęknęła cicho. — O nie, rozstroiłam ją, prawda? Przepraszam, nie chciałam Ci przeszkadzać, tak ładnie grałeś... zaraz sobie stąd pójdę, chcę tylko chwilkę przeczekać.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Jak widać, jego pomysł z rzuceniem zaklęcia protego, był całkiem niezły, bo Gryfonka uniknęła w ten sposób bardzo nieprzyjemnego zderzenia z metalowym wieszakiem, który nieubłaganie ją gonił. W myślach pogratulował sobie tego pomysłu i posłał uśmiech w jej stronę. - Spokojnie, oddychaj - poinstruował ją, jakby przynajmniej faktycznie od razu zamierzała go posłuchać. W sumie to kompletnie nie wiedział, czy to zrobi, czy nie, ale z pewnością taki imponujący sprint musiał kosztować ją nieco wysiłku. Rozejrzał się wokół nich, kiedy otoczyła oboje niewidzialną barierą, która miała chronić ich przed kolejnymi metalowymi atakami. A w zasadzie, to tylko ją, bo on sam nie stanowił zagrożenia dla wszelkich metalowych przedmiotów w promieniu kilkudziesięciu metrów. - Lepiej, żeby tak było, bo szkoda, gdyby coś dużego znienacka uderzyło cię w głowę - przyznał w końcu, kiwając przy tych słowach głową. Usiadł z powrotem na krawędzi sceny, zwieszając swoje długie nogi. Skoro już byli otoczeni i bezpieczni, to nie musiał już dłużej stać. Przetoczył bezwiednie swoją różdżkę pomiędzy palcami, aby po chwili wetknąć ją za ucho. - Mnie? - uniósł na nią swoje spojrzenie. Podrapał się po brodzie, po czym oparł dłonie o parkiet za jego plecami. - W moim przypadku nie ma rzeczy aż tak dotkliwych, chociaż akurat słowo dotkliwie bardzo tutaj pasuje - uśmiechnął się lekko, dalej na nią spoglądając. - U mnie to jest tylko, bądź aż ogromny chłód. Kiedy klątwa mnie dopadnie mogę bardzo porządnie wychłodzić swój organizm i póki ta sama nie ustąpi, nie pomagają żadne zaklęcia czy eliksiry - przyznał w końcu, bo nie widział żadnego powodu, dla którego miałby jej o tym nie opowiedzieć. To i tak lepsze, niż niektóre klątwy, które sięgały innych ludzi. - Daj spokój, nic się nie stało - machnął dłonią, jakby lekceważąco, zerkając na swoją kochankę. Zawsze mógł ją nastroić z powrotem i nikt nie będzie pamiętał o tym, że kiedykolwiek nie miała prawidłowego dźwięku. - Usiądź i się uspokój, serio. W niczym mi nie przeszkodziłaś, a ważniejsze, żeby metale cię nie dopadły niż to, żebym ja sobie brzdąkał na gitarze - stwierdził, znów spoglądając na Gryfonkę. A w duchu pogratulował sobie tego, że struny w gitarze były nylonowe, nie metalowe… To by mogło być bardzo bolesne...
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Tak właściwie to zamierzała go posłuchać, naprawdę! Starała się opanować przyspieszony oddech, po prostu okazało się to trudniejsze, niż oboje zakładali. Kiedy w końcu się udało, a on odezwał się na temat dużych metalowych przedmiotów, którymi mogła oberwać, przypomniało jej się o tych bardziej niepozornych, które były równie nieprzyjemne. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakichś ozdób – bransoletek, kolczyków, czegokolwiek, co mogłoby go skrzywdzić przy wyrywaniu... — Umiesz transmutować guzik od spodni w drewniany albo plastikowy? I sprzączkę. Lepiej byłoby się nie przekonywać, czy bez tego utrzymają się na swoim miejscu — bąknęła w końcu, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co takiego może się wydarzyć. Zaczerwieniła się, kiedy sobie to wyobraziła, ale z drugiej strony rozbawiło ją to niemożebnie, dlatego zupełnie wbrew sobie roześmiała się głośno, zakrywając usta dłonią. Tym lepiej, że usiadł, wtedy nawet gdyby mu go wyrwała, nie byłoby obaw, że tak po prostu częściowo się przed nią obnaży. Wsłuchała się z zainteresowaniem w jego słowa naznaczone amerykańską niedbałością, tak odmienną od krztuszenia się Anglików; uważała to za urocze. Nie pytała skąd pochodzi, nawet gdyby nie było jej głupio zwrócić tak po prostu uwagę na jego odmienność, to po prostu nie musiała tego robić. Słyszała, że przyjechał ze Stanów, nowy chłopak, na domiar złego przystojny i z gitarą w ręku budził zainteresowanie większości Gryfonek i przez cały pierwszy tydzień od jego pojawienia się, jego nazwisko padało w dormitoriach nader często. Ciekawe czy zdawał sobie z tego sprawę. — Na Merlina, to wcale nie brzmi mało dotkliwie, zwłaszcza jak się lubi ciepło. Zupełnie nic nie pomaga? Wcale bym się nie chciała zamienić, wystarczy, że i bez tego przez większość roku można tutaj nieźle zmarznąć. Kiedyś wyprowadzę się w miejsce, gdzie słońce nie jest wygraną na loterii — uśmiechnęła się i rozejrzała dookoła, zastanawiając się kiedy ostatnio przebywała w tym miejscu i czy w ogóle przyszła tu kiedykolwiek ot tak, bez powodu. Nie było częstym wyborem. Nawet nie zauważyła, że zalała go bezsensownym słowotokiem, świadczącym wyraźnie o tym, że wciąż była podenerwowana. — Często tu przychodzisz? — rzuciła, po czym posłuchała jego rady i usiadła obok niego, nie zwieszając nóg, a za to siadając w skromnej pozie syrenki. — No nie wiem, mi się podobało. Zawsze chciałam nauczyć się na czymś grać, ale brakło mi motywacji, tak samo do gitary, jak do pianina. Tylko grasz, czy też śpiewasz? — Spojrzała na niego, przekrzywiając pytająco głowę.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Nie wiedział, na jakiej zasadzie działa klątwa, która ją dopadła, toteż nie miał pojęcia, że przyciąga do siebie wszystkie metalowe przedmioty, które mogą pojawić się w jej zasięgu. Merlinie... A on narzekał na chłód, który go notorycznie atakował. To chyba nic w porównaniu do ciągłego uważania na to, czy aby właśnie tym razem nie zostanie się zabitym przez spinkę do włosów, wbijającą się prosto w tchawicę. Na samą myśl przeszedł go naprawdę bardzo zimny dreszcz. - Kurde, nawet nie będę udawać, że potrafię coś takiego - przyznał z zażenowaniem, doskonale widocznym na jego twarzy. Podrapał się po głowie, mocno skonsternowany. On i transmutacja to nigdy nie było dobre połącznie, ba! To nie było żadne połączenie. Nie sądził nawet, że kiedykolwiek będzie mu to potrzebne w jakikolwiek sposób. A tymczasem właśnie okazało się, że transmutacja jest potrzebna do tego, by nie zabić koleżanki z domu metalem. Świat ewidentnie sobie nieźle robił z nich jaja i z wszystkich tych, których dosięgnęła klątwa. Kompletnie nieświadomy tego, jak bardzo pojawienie się jego oraz jego rodzeństwa w Hogwarcie, oddziaływało na innych ludzi, był błogo nieświadomy rozmyślań Hope. On sam nie krył się w żaden sposób ze swoim pochodzeniem. Był dumny z tego, że jest Amerykaninem. Uwielbiał swój kraj i wspominał go z rozrzewnieniem. Wciąż miał nadzieję, że czym prędzej trafi się okazja do odwiedzenia ukochanego Nowego Jorku. Niestety, póki co, nic na to nie wskazywało i szlag jasny trafiał Aleca, ilekroć o tym pomyślał. Wzruszył delikatnie ramionami na jej słowa, bo trafiła nimi w sedno. Naprawdę miał wrażenie, że magiczny świat perfidnie się z niego nabijał. Bo przecież Alec kochał ciepło i wspaniałe, gorące pogody. I nic nie wkurzało go bardziej, niż chłód. - No niestety, kompletnie nic. Wiele rzeczy próbowałem, ale zaskakująco mało w ogóle w jakikolwiek sposób zadziałało. - westchnął głośno. Był naprawdę zmęczony tą klątwą. Kiedy dowiedział się z gazety, że coś podobnego zaczęło się dziać w Wielkiej Brytanii, miał nadzieję, że jego jednak ominie. A tu proszę, nic bardziej mylnego. - Swoją drogą, doskonale cię rozumiem. Uwielbiam gorące pogody, w Arabii pod tym względem czułem się jak w niebie - przyznał, spoglądając na nią z uśmiechem. Widać chociaż to ich łączyło! Bądź, jak na razie była to pierwsza odkryta przez nich rzecz, która ich łączyła. Przeciągnął się, wyciągając swoje ręce daleko do przodu, na chwilę robiąc ze swoich pleców koci grzbiet. Dopiero teraz zaczynał czuć, ile już tutaj siedział. Wcześniej, póki Hope o to nie zapytała, nieszczególnie zwracał na to uwagę. - Myślę, że średnio raz w tygodniu - powiedział po chwili, ponownie na nią zerkając. Nie zamierzał mówić, że częściej, nawet jeśli była to prawda. Jeszcze uzna go za jakiegoś dziwaka... - Lubię to miejsce. Ma świetną akustykę i odpycha od siebie ludzi. Mało kto chce tutaj zaglądać z własnej woli, więc nie mam obaw, że nagle ktoś przyłapie mnie na nuceniu pod nosem - rozejrzał się po ukrytych w półmroku ścianach sali teatralnej. Naprawdę wiele osób mogłoby tutaj zasiąść na widowni i oglądać jego występy. Tyle że sam Alec nie był pewien, czy był już na to gotowy. - Nie miałaś nigdy okazji spróbować? - z powątpiewaniem uniósł brew, gdy znów przeniósł na nią swoje spojrzenie. Wydawało mu się, że prędzej czy później każdy spotykał się z jakimś instrumentem i brzdąkał na nim bez żadnego ładu i składu. - Przede wszystkim gram - odpowiedział na jej kolejne pytanie. Nie sądził, aby jego śpiewani do takowego faktycznie można było zaliczyć...
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Ilość punktów z Uzdrawiania: 11 Ilość punktów z Historii Magii: 9 (+2 bo mam ze sobą lunetę) = 11 W parze z: Obojętnie, ale jak będzie @Rylan A. Coulter, to chcę z nim.
Będąc gryfonem przyjście na lekcje uzdrawiania było raczej czymś co nie podlegało większej dyskusji. W końcu Williams który uczył tego przedmiotu, był kochanym opiekunem ich domu. Poza tym Drake chciał nieco się w tej dziedzinie podszkolić żeby móc poskładać siebie albo znajomych po potencjalnych przygodach w postaci wycieczek do ruin takich jak Camelot albo bitwie z beduinami gdzieś na środku pustyni. Wchodząc do sali natychmiast ruszył do pierwszego rzędu gdzie zajął miejsce. Czuł że dzisiejsza lekcja może być nietypowa, bo raczej nie bez powodu mają się spotkać w tym miejscu. Siedząc i czekając na resztę rozejrzał się po sali, która była nawet całkiem ładnie posprzątana. Ciekawe kto jeszcze przyjdzie.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Ilość punktów z Uzdrawiania: nie Ilość punktów z Historii Magii: nie W parze z: Baruś bądź Julka Irytek:1, nie mówi o moim płomiennym romansie z Murphym
Życie sukcesywnie mi udowadnia, że muszę się podszkolić z zakresu działalności Magii Leczniczej. Nim się oglądam, a mam do czynienia w tym miesiącu nie dość, że z krwotokami z nosa, to jeszcze przy okazji z takimi sytuacjami, że głowa mała. Plotki też sukcesywnie rozchodzą się po szkole, a Irytek stara się mówić o moim rzekomym romansie z Murphym za każdym razem, gdy ma ku temu dość ciekawą okazję. Nie przejmuję się jego słowami; parę lat temu w schowku niespecjalnie przejmowałem się, czy ktoś wejdzie, czy też i nie, dlatego ta kwestia niespecjalnie mnie dzisiaj rusza. Nawet jeśli, o dziwo mam szczęście - poltergeist chyba się zagubił w szkole, bo żadna rymowanka nie dociera do moich uszu, a zamiast tego otrzymuję należyty spokój. Zajęcia w sali teatralnej nie brzmią tak, jakbym był gotów brać w nich udział. Nie dość, że złapało mnie "lekkie" przeziębienie polegające na zastanawianiu się, czy to ten moment czasami na umieranie, to jeszcze nie daję sobie stosownego czasu na regenerację; pojawiam się po paru dniach w szkole od momentu zakończenia lekcji u profesora Clarke'a. Dlatego wyglądam na jeszcze bardziej zmęczonego niż zazwyczaj - mam nieco bardziej podkrążone oczy, jestem przemęczony, blada twarz wygląda o wiele gorzej, a na myśl o tym, że w następnych dniach będę musiał iść do pracy, jeszcze bardziej nie mam ochoty na nic. Nawet już tego nie wyjaśniam opiekunowi Voralbergowi, mało kto zwraca na to uwagę. Najwyżej, jeżeli będzie to polegało na aktorstwie, to po prostu sobie wyjdę, nie przejmując się konsekwencjami; cicha woda brzegi rwie czy jakoś tak to idzie. Siadam samotnie w ławce gdzieś daleko od miejsca, w którym może przebywać nauczyciel, ewidentnie nie będąc chętnym do znajdowanie się w obszarze osób gotowych do zapytania bądź wyciągnięcia na środek. Raczej nikt się do mnie i tak nie dosiądzie bez większej przyczyny; powstrzymuję się przed odruchem chwycenia za skroń, gdy nie dość, że jestem rozbity wewnętrznie, to jeszcze czaszka daje o sobie znać.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Ilość punktów z Uzdrawiania: 21 Ilość punktów z Historii Magii: 2 W parze z: Jarząb
Idąc na lekcję uzdrawiania, odruchowo skierowała się w stronę klasy, w której to zawsze mieli lekcje. Jakie było jej zdziwienie, kiedy na miejscu zamiast uczniów, spotkała Irytka z balonami z farbą, który latał za uciekającym po kątach pierwszoroczniakiem z Hufflepuffu. Krukonka westchnęła, zamknęła cicho drzwi i ruszyła w kierunku tablicy z ogłoszeniami, aby upewnić się, gdzie Quebo Hux zorganizował dzisiejsze zajęcia. A więc sala teatralna! Jeżeli będzie musiała wcielić się w rolę choroby wenerycznej, to chyba popełni na tych zajęciach rytualne sudoku. Gdy przyszła na miejsce, okazało się, że w sali już ktoś jest, i to pomimo faktu, że do lekcji było jeszcze sporo czasu.
- Hej, Drake. Czy mi się wydaje, czy ty znów urosłeś? – przywitała się z rosłym chłopakiem, po czym zbliżyła się do Hawka, kładąc mu od tyłu dłonie na ramionach. – Co tam, Hawk? Ty psie na Gryfonów. Szczek szczek! – Poklepała go jeszcze pocieszycielsko, rzucając plecak na ławkę, tuż obok Krukona. – Co to za uderzanie w koperczaki po schowkach, hę? – wyszczerzyła się szeroko, wyciągając z plecaka nieodłączny termos i książeczkę z sudoku.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Siedzę zatem samotnie, w samotni oddalonej jak najbardziej od pierwszych rzędów i pierwszych ławek jawiących się ogromną sławą. Gdybym chciał, to mógłbym zorganizować bufet, a profesor i tak by na to nie zwrócił uwagi, choć nie zamierzam aż tak się poniżać. Siedzę zatem grzecznie i nie zwracam na siebie uwagi, a przynajmniej tak myślę na pierwszy rzut oka, na pierwsze spojrzenie w kierunku materiałów okalających salę teatralną. Byleby jak najdalej od potencjalnego znalezienia się w centrum uwagi, byleby jak najdalej od nieprzychylnych spojrzeń i myśli innych na mój temat. Bezpiecznie czuję się tam, gdzie nikt na mnie nie patrzy, dlatego usiadłem tak daleko od reszty. Mam jednocześnie nadzieję, że Irytek nie postanowi wparować nagle i niespodziewanie, jak również Eskil będzie trzymał się z daleka od tej lekcji. Co jak co, ale trauma, jaką przez niego mam i z którą muszę się zmagać, nie pozwala mi na normalne znajdowanie się w spektrum zasięgu jego wzroku. Już wystarczająco poltergeist prawi na temat mojego romansu, dłoni krążących po ciele Murphy'ego i ust dotykających jego warg. Słyszę, jak Julia wchodzi do sali, ale obecnie jestem w takim humorze, że się z nią nie witam. Jak człowiek nie chce do Julki, to Julka chce do człowieka - jej ciepłe dłonie lądują na moich ramionach, na co się prostuję niemal automatycznie, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. "Pies na Gryfonów" powoduje u mnie nie zniesmaczoną, a prędzej zrezygnowaną minę, nieco ospałą i pozbawioną racji bytu. - A weź, mam j-już dość... - macham prawie ramieniem, choć robię to tak niezgrabnie, że o mało co się nie uderzam o twardy jak kamień podłokietnik, na co zaciskam mocniej usta. Moja blada twarz odwraca się na krótki moment w kierunku Julii, gdy słyszę jej pytanie, które mnie wbrew wszelkim możliwym pozorom nie peszy. Parę kosmyków opada na czoło, parę innych gramoli się do tyłu. - A co, zainteresowana...? - postanawiam nieco zażartować, ale wychodzi mi to średnio z jąkaniem się, jak i ogólną aparycją. Wzdycham ciężej, zakładając ręce na klatce piersiowej. - Jeden z moich n-nielicznych interesów. - mruczę pod nosem. - A tak n-naprawdę, to nic mnie z Murphym n-nie łączy. - postanawiam nieco ukrócić temat, jako że nawiązuje on do struktur poprzedniej porażki i dotychczasowych problemów. Jestem nieco skazany na towarzystwo znajomej, ale nie mam powodów do narzekania; zawsze mógłby to być krnąbrny duch mówiący mi o tym, jak posuwam Murray'a. - P-Prędzej się zastanawiam nad tym, co dzisiaj będziemy robić. - słowa te wydostają się spomiędzy moich ust, gdy przyciskam do siebie nieco torbę ze wszystkimi potrzebnymi mi rzeczami. Może coś z tego akurat się przyda na dzisiejszej lekcji? - Jak myślisz, jakieś odgrywanie roli czy... czy coś innego? - pytam się, nie zerkając w jej oczy, a zamiast tego posiadając spojrzenie skierowane na materiał, z którego jest wykonana moja bluza - na przedramionach, oczywiście.
Ilość punktów z Uzdrawiania: 0 Ilość punktów z Historii Magii: 0 W parze z:@James Farris ?
Co prawda nie interesuje mnie szczególne ani Historia Magii ani uzdrawianie obiecałam sobie, że w końcu będę odrobinę bardziej przydatna - szczególnie z tego drugiego. Ostatnio nawet nie wiedziałam jak wyleczyć poparzenia na Rocco! Bywam kompletnie bezużyteczna. Ponownie zabieram ze sobą Jamesa, z którym lubię spędzać lekcje po pierwsze - jest zawsze bardzo wesoły i nigdy się z nim nie nudzę. Po drugie - łatwo było mi namawiać go by poszedł na jakąkolwiek głupotę i nie musiałam przy nim się szczególnie spinać. Bardzo często razem siedzieliśmy bez życia nad jakimiś bzdurami ignorując to co się dzieje na lekcji. Dziś wręczam chłopakowi moją torbę, by ją odrobinę poniósł, bo okazało się, że jestem poczochrana! Dla mnie oznaczało to oczywiście jakiś niewielki lok, który zawieruszył się nie w to miejsce co powinno, ale nie zmienia to faktu, że wszystko wsadziłam w ręce Jamesa, a sama staram się przygładzić w panice skręcone loczki. - Czemu sala teatralna? Może jednak wszystkie znaki na ziemi i niebie mówią nam, żebyśmy założyli ten zespół - zastanawiam się na głos kiedy wchodzimy do środka, a mi udało się ujarzmić włosy. Akurat wtedy kiedy możemy już usiąść przy stoliku, więc nie musiałam nawet przejmować z powrotem mojej torby. Wyjmuję zaś z niej lusterko i z próżności poprawiam czerwoną szminkę, najwyraźniej jestem gotowa na jakieś niesamowite improwizacje - najlepiej z całuskami.
James Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : mała blizna na czole, heterochromia centralna, zarysowane kości policzkowe, dziwne stroje i jeszcze dziwniejsza biżuteria
Ilość punktów z Uzdrawiania: 0 Ilość punktów z Historii Magii: 0 W parze z:@Mererid Tew
Do weekendu pozostało tak niewiele, a jednocześnie tak dużo. Już planowałem w głowie wagary i odpuszczenie sobie lekcji u Williamsa, stwierdzając beztrosko, że po co uczyć się magii leczniczej, skoro w skrzydle szpitalnym czuwała piękna Perpetua, ale moje nierozsądne rozterki zatrzymuje Mer bardzo rozsądną propozycją, żeby iść tam razem. - Ten tydzień był wystarczająco ciężki, żeby nam jeszcze dokładać zajęcia w piątek o tak nieludzkiej porze - narzekam, a prawda jest taka, że o jakiejkolwiek porze by ta lekcja nie była, miałem w sobie zero motywacji (i wiedzy), aby się na nią udać. Towarzystwo przyjaciółki wynagradza mi jednak wszystkie niedogodności, dlatego zmuszam się do wykrzesania ostatnich podrygów energii, dzielnie krocząc korytarzem do sali teatralnej. Znienacka obrywam jej torbą, ledwo ją utrzymuję w dłoniach, a następnie rejestruję, że chyba zyskałem rolę pazia, bo Tew była szalenie zajęta poprawianiem swoich włosów. Zerkam na nią skonsternowany, bo uważam się za bystrą osobę, a nie zauważyłem, żeby źle wyglądała. - Zetnij się na łyso - proponuję. - Nie dość, że nie będziesz musiała się niczym martwić to jeszcze będziesz wyglądała równie stylowo co ja - majtam zawadiacko brwiami, przeczesując palcami krótko ścięte włosy, co nie było dobrym pomysłem, bo prawie upuszczam cały ten majdan Gryfonki. - Też tak myślę! - kiwam zawzięcie głową, bo wszystko wskazywało na to, że przeznaczenie po raz kolejny domagało się od nas założenia jakiegoś ekscentrycznego zespołu. - Może najpierw będziemy oglądali balet, a potem ratowali te biedne stopy primabalerin? - zastanawiam się, bo doskonale pamiętam krótki epizod siostry z baletem i jej wiecznie zbolałą minę, gdy z trudem stawiała kroki po intensywnych treningach. Siadam obok dziewczyny, kładę jej torbę obok i opieram znudzony brodę o zagłębienie w dłoni. Obserwuję jak ta zaczyna malować usta wściekle czerwoną szminką, doskonale komponującą się z gryfońskimi elementami mundurka. - Trochę w lewym kąciku się rozmazałaś - informuję ją uprzejmie i dyskretnie, żeby nikt poza nią mnie nie usłyszał. Chociaż wyglądam na zblazowanego i kompletnie rozkojarzonego, z przyzwyczajenia (a właściwie to tresura ojca, ale wstyd mi to przyznać) czujnie śledzę to, co się dookoła mnie dzieje.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Ilość punktów z Uzdrawiania: 3 Ilość punktów z Historii Magii: 1 W parze z:@murphy m. murray
- Nudzisz się? - nachyliła się nad Gryfonem, który ślęczał nad jakąś książką w pokoju wspólnym. Wyraz jej twarzy sugerował, że nieszczególnie jest zainteresowana jego odpowiedzią, bo niezależnie od tego, co powie, miała dla nich inne plany. - Uzdro się zaraz zaczyna, nie chcę iść sama. Będziesz mógł przedstawić Williamsowi swoją niesamowitą metodę leczenia wszystkich bolączek tego świata - wyszczerzyła się, nawiązując do jego fenomenalnej myśli, że jak się coś pocałuje to przestanie boleć, a następnie klepnęła go w ramię, żeby się pospieszył. - Ostatnio ogarnialiśmy jakieś manekiny i tak swojego sponiewierałam, że obrzygał pół klasy. Jak dzisiaj znowu będziemy mieli z nimi do czynienia to postaram się zrobić tak, żeby rzygał w jedno miejsce. Na przykład na ciebie, co ty na to? - spytała z roziskrzonym spojrzeniem, czasami zaskakując samą siebie ile wspaniałych pomysłów miała w głowie. - Ale mamy iść do sali teatralnej to chuj wie co będziemy robić. Tak sobie teraz myślę, że nigdy nie byłam w teatrze, a ty? Ale w takim wiesz, eleganckim, gdzie trzeba się odjebać i wszyscy siedzą sztywno, a sztuka porusza jakiś szalenie trudny problem społeczny - paplała bez sensu, ciągnąc za sobą chłopaka. Wbiła do pomieszczenia, a kiedy ujrzała @Hawk A. Keaton jej twarz rozświetlił bezczelny uśmiech. - O, Murphy, twój luby tu jest!! - aż z wrażenia łupnęła Gryfona w plecy, zachęcając go do interakcji z Krukonem, dalej mając doskonały ubaw z żartów i obscenicznych tekstów Irytka. - Hej, Mer! - przywitała się z @Mererid Tew, machając jej zamaszyście ręką, a następnie posłała jeszcze uśmiech do @Julia Brooks i @Drake Lilac, kiwając im głową na powitanie. Zajęła wolną ławkę, klepiąc krzesło obok siebie, aby Murray do niej dołączył. - Sorry, jakbym wiedziała, że będzie tu Hawk to bym was tak okrutnie nie rozdzielała, ale już obiecałeś, że dotrzymasz mi towarzystwa.
______________________
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Ilość punktów z Uzdrawiania: 15 Ilość punktów z Historii Magii: 16 W parze z: obojętnie, nie mam żadnych preferencji
Nadal miał wrażenie, że jego umiejętności uzdrowicielskie nie są jeszcze na zadowalającym go poziomie, więc kontynuował uczęszczanie na zajęcia u profesora Williamsa. Dodatkową zachętą do tego było to, że na lekcjach pod banderą Opiekuna Gryfonów nie było nudno – zwykle były dość angażujące przez to, ile się na nich działo. Dzisiejsze chociażby już intrygowały samym miejscem, bo wyjątkowo zamiast w klasie uzdrawiania miały się odbywać w… sali teatralnej. Objął spojrzeniem pomieszczenie, gdy tylko się w nim znalazł, ale nic bardzo nie wskazywało na to, jaka będzie tematyka – sala była wysprzątana, a przy miejscach siedzących ustawione były stoliki, po których ustawieniu można było się jedynie domyślić, że najpewniej będą pracować w parach albo grupach. Kilka mniej lub bardziej znanych mu osób zdążyło się już zgromadzić, ale poza pozdrowieniem tych, których bardziej kojarzył salutem nie zdecydował się do żadnej z potworzonych grupek podbić, a miast tego zajął jedno z wolnych miejsc bliżej końca sali i rozsiadł się dość nonszalancko, oczekując rozpoczęcia zajęć.
Emrys A. R. Landevale
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 145
C. szczególne : Rzadko się uśmiecha, jeszcze rzadziej śmieje; ma na nadgarstku małą bliznę ugryzieniu gnoma
Ilość punktów z Uzdrawiania: 0 Ilość punktów z Historii Magii: 10 W parze z: kimś, kto lubi 11 latków
Zaczynał rozumieć, że pewne umiejętności uzdrowicielskie mogą mu się przydawać w Hogwarcie bardziej niż przypuszczał. Kompetentni nauczyciele nie byli w stanie długi czas powstrzymać klątw, Irytek miał ciche przyzwolenie na dręczenie uczniów, a nawet wiele czarodziejskich gier dostępnych w Hogwarcie miało mordercze zapędy - przynajmniej w oczach młodego Landevale'a. Miał wrażenie, że kilka miesięcy temu rodzice opisywali zamek jako bezpieczniejszy niż Emrys doświadczał w tym momencie, a jednak nikt nie wydawał się być szczególnie zadziwiony rzeczami, na które Krukonowi zdarzało się narzekać w listach. Wciąż widział na dłoni ślad po oparzeniu i wciąż w pamięci miał atak wściekłej Baby; te dwie rzeczy przede wszystkim zmotywowały go do zjawienia się na lekcji uzdrawiania. Zadziwiał go jedynie wybór sali, bo z pewnością przeznaczenie tej teatralnej było inne i nie rozumiał, po co dostawiać do takiej ławki, kiedy można było wybrać po prostu tę, która już je miała... Pomysł Profesora kwestionował jednak tylko w myślach. Usiadł sam przy wolnej ławce, nie wiedząc, do kogo w zasadzie mógłby się przysiąść, skoro nie dostrzegał znajomych rówieśników, z którymi mimo wszystko wolał pracować - w końcu na ich tle mógł wypaść mądrzej.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Ilość punktów z Uzdrawiania: 22 Ilość punktów z Historii Magii: 65 W parze z: dowolnie
Lekcje Butchera zazwyczaj zapowiadały się na całkiem krwawe, niekiedy przy okazji również wymagające dość mocnych nerwów, ale ostatecznie czym, jak nie traumatycznymi widokami miałby wpoić niektórym z nich nie tylko wiedzę, ale i ostrożność oraz odpowiednie ocenianie ewentualnych zagrożeń? Jeżeli miał pod opieką Gryfonów niejednokrotnie wyposażonych w deathwish, którzy pchali się w poszukiwaniu testów męstwa i umiejętności magicznych do Zakazanego Lasu, by skończyć z uszczerbkiem na zdrowiu zazwyczaj znacznie większym niż parę siniaków to ani trochę nie dziwiła się, że wybierał brutalne metody przedstawiania chorób i urazów. Najwyraźniej tym razem miało być jednak inaczej, jeżeli zebrali się w zupełnie innym pomieszczeniu, a to nie nosiło śladów fantomów, czy choćby zapachu leczniczych wywarów. Dziewczyna stanęła kilka kroków od progu i zaczęła szperać w plecaku, udając, że wyjątkowo czegoś z jego wnętrza potrzebuje, a jednocześnie liczyła, że zjawiający się Huxley przydzieli ją do jakiejś niekrukońskiej pary, kiedy zaraz zamelduje się w sali. Bo chyba nie chciał się spóźniać bardziej niż ona?
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Ilość punktów z Uzdrawiania: 6pkt Ilość punktów z Historii Magii: 8pkt W parze z: -
Nie było mowy o tym, żeby opuściła jakąkolwiek lekcję z Papą Gryfem. Po pierwsze... to był Papa Gryf, ich nieoceniony wychowawca. Po drugie uzdrawianie było takim przedmiotem, który może jej się przydać w przyszłości. Jakby nie patrzeć często w coś się pakowała także takie zaklęcia leczące zawsze mogą okazać się cenną wiedzą oraz umiejętnościami. Trochę dziwiło ją to, że mieli się się zebrać w sali teatralnej. No, ale jak szef coś zarządził no to zarządził. Nie jej było to podważać. Mogła jedynie czekać na jakieś instrukcje i przekonać się odnośnie tego co właściwie miało ich czekać.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Ilość punktów z Uzdrawiania: 57pkt Ilość punktów z Historii Magii: 36pkt W parze z: -
Zajęcia z uzdrawiania niejednokrotnie uratowały jej już tyłek, gdy tylko coś się zaczynało dziać. Dlatego już dawno zdecydowała się na to, że będzie chodziła na każde z nich, aby potem móc skorzystać z wyniesionej wiedzy w czasie potrzeby. Ciekawiło ją też czemu akurat mieli spotkać się w sali teatralnej. Miejsce to z pewnością było niecodzienne, ale z drugiej strony obiecywało jakąś niezwykłą rozrywkę. Na pewno Huxley wymyślił dla nich coś interesującego.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Ilość punktów z Uzdrawiania: 36pkt Ilość punktów z Historii Magii: 16pkt W parze z: -
Czy kogoś jeszcze dziwiło to, że Kanoe musiała pojawić się na dosłownie wszystkich zajęciach, aby tylko utrzymać się jakoś w czołówce studentów. W końcu ostatni rok i trzeba było się jakoś wykazać. Tym bardziej, że jako prefekt musiała jakoś dawać przykład innym uczniom. Zwłaszcza tym najmłodszym, którzy dopiero zaczynali swoją przygodę z Hogwartem. Z pewnościa nie spodziewała się zajęć z uzdrawiania na sali teatralnej, ale ufała w to, że Williams miał jakiś naprawdę ciekawy pomysł na ich poprowadzenie. I że było to na tyle nietypowe, że nie mogli skorzystać ze zwyczajowej sali przeznaczonej do tego.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Wchodzę do sali teatralnej pośpiesznie, zerkając jeszcze na zegarek. - Już jestem! - oznajmiam niepotrzebnie, bo trudno było mnie przeoczyć. Złoty kolczyk jak zwykle kołysał się w uchu, włosy nadal pozostawiłem krótkie, tlenione. Może w nowy rok wrócę do starej fryzury, ale póki nie śpieszyło mi się - lubiłem swój ekscentryczny wygląd. Dziś do tego różowa koszula na której pojawiały się co jakiś czas różne kwiaty. Podwinąłem rękawy po długim dniu pracy, więc tatuaże również biegały mi wesoło po rękach. Po wakacjach w Arabii ich zasłanianie czy to zaklęciami czy ubraniami, przestałem uważać za ważną sprawę, większość uczniów nie raz mogła je zobaczyć. - Słuchajcie dziś przedstawicie mi krótką scenkę o znanych postaciach uzdrawiania. Mam nadzieję, że macie ze sobą podręczniki od Historii Magii oraz Uzdrawiania? Jeśli nie tu są ze też przydatne materiały... ale musicie się w nich odrobinę naszukać... Waszym zadaniem będzie znaleźć wszystko co się da o waszej postaci... Chociaż oczywiście bardziej skupiamy się na ich uzdrowicielskich umiejętnościach, a potem zaprezentujecie nam to tak, żebyśmy nigdy nie zapomnieli kim każdy był! Rozsadzam wszystkich którzy przyszli samotnie w pary i wręczam losowo karteczki ze znanymi magami, zasłużonymi w dziedzinie uzdrawiania. Książki zaś układały się magicznie na brzegu sceny, by każdy mógł tam podejść i poszukać informacji. Były tam zarówno poważne rzeczy jak i zwyczajne brukowce oraz czcze plotki.
W parach najpierw musicie wyszukać jak najwięcej informacji o waszej postaci (w tym etapie), wybrać odpowiednie ubrania, przygotować odpowiednią scenkę (ale to w kolejnym etapie). W tym poście musicie umieścić informacje o waszej postaci. Opisy zarówno tutaj jak i w wiki są często ubogie, więc niech poniesie was fantazja (ale nie do przesady). Każdy z was obowiązkowo musi odpowiedzieć na dwa pytania (może być całkiem ogólnie). Jedno podstawowe, z tych (każdy inne): Czego dokonała w dziedzinie medycyny? W jakich czasach i gdzie żyła?
Drugie z rzutu. Każdy z was rzuca kostką k6 jaką jeszcze kategorię musicie zbadać. Nie możecie wyrzucić tej samej literki. Pytania w podpunktach są jedynie pomocnicze. Możecie wymyślić co tylko wam się podoba - ważne by było w temacie kategorii. Jak dla mnie wymyślajcie co chcecie- od tajemnych romansów z mugolami, po skrytą nienawiść do rudowłosych (Hux przyniósł wiele dziwnych książek). Jednak jeśli bardzo nie będziecie mieć pomysłu co wymyśleć dla nich oznaczcie Huxa do pomocy, to podrzucę wam zmyśloną ciekawostkę.
Dodatkowe pytania:
1 - Kategoria życie prywatne: Z kim był w związku? Jak się układało? Ile miał dzieci? 2 - Kategoria osobowość: Jak dokładnie wyglądał? Co można było powiedzieć o jego charakterze? 3 - Kategoria legendy: Jakie plotki były o nim słyszane? Jaka była najbardziej szalona historia w książkach na jego/jej temat? Co mogło być nieprawdziwe o tej osobie. 4 - Kategoria czas wolny, a praca: Jakie miał hobby? Co ponoć robić w czasie wolnym? Ile czasu poświęcał pracy a ile własnym zainteresowaniom. 5 - Kategoria wrogowie i czciciele: Z kim nie był w najlepszych stosunkach? Może niektórzy go nadzwyczajnie wielbili? Czy kiedykolwiek próbowali podważyć jego pracę? 6 - Kategoria soczyste skandale: Co podobno zrobił? Z kim się zadawał? Do czego się posunął, by osiągnąć swój cel?
Rzucacie dodatkowo k6. Ten wynik wskazuje jak dobrze wam poszło opisanie swojej postaci. Do kostki macie dodatkowe modyfikatory dla wszystkich: +2 jeśli Uzdrawianie jest waszą najwyższą statystyką, +1 jeśli drugą najwyższą +2 jeśli Historia Magii jest waszą najwyższą statystyką, +1 jeśli drugą najwyższą + 1 za każde 40 punktów z jednej z tych statystyk
Jeśli wasza postać jest na forum dłuższej niż 3 miesiące: -2 jeśli macie 0 punktów z Historii Magii, - 1 jeśli macie mniej w przedziale 0 - 5 -2 jeśli macie 0 punktów z Uzdrwiania, - 1 jeśli macie mniej w przedziale 0 - 5
Jeśli wasza postać jest na forum krócej niż 3 miesiące: -1 jeśli macie 0 w obydwu kategoriach
Dodatkowo interwencje Huxa mogą wam pomagać lub - wręcz przeciwnie.
Już wiecie, że w kolejnym etapie musicie występować. Dlatego musicie omówić jak będzie wyglądać wasza scenka - kogo będziecie grać. Obydwoje będzie w niej uczestniczyć - jedna osoba będzie sławną osobą, druga pacjentem.. Lub jak wolicie inaczej, ogranicza wasze małe przedstawienie tylko wyobraźnia. Zawarte w niej muszą być wszystkie wasze informacje o postaci. Występować będzie w kolejnym etapie. W tym jedynie podkreślcie w ten sposób wasze odpowiedzi do jednego pytanie podstawowego i drugiego, wylosowanego z kostki.
Wybieracie też jak chcecie pokazać scenkę, każdy z was może rzucić kostką do tego: 1, 2 - sztuka, musicie powiedzieć sporo wierszem. 3,4 - śpiewacie coś o postaci 4,6 - musicie przekazać mową tańca jak wam poszło. Jeśli nie chcecie rzucać kostką - sami wybieracie w jaki sposób to przedstawiacie. Jest to kostka nieobowiązkowa.
Kod:
<zg>Wylosowane pytanie:</zg> <zg>Wylosowana kostka:</zg> wpisz jak poszedł Ci opis, dodaj wynik partnera jeśli już napisał posta oraz swoje modyfikatory <zg>Jak będziesz występował w następnej scenie:</zg> poeta ze mnie/śpiewam kurcze/dzikie tańce
Uwaga! Jeśli ktoś jeszcze przyjść nadal może! Albo w parach i zgłaszacie się wtedy na PW do mnie po postać. Albo sami i dołączacie do Yuuko!
Kolejny post wleci w weekend, wraz z nim dalsze instrukcje. Nie wpisuję czasu dokładnego bo nie wiem.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Wylosowane pytanie:4 - hobby / czas wolny Wylosowana kostka:5 - 1 (mniej niż trzy miesiące / zero punktów) Jak będziesz występował w następnej scenie: pewnie spierdolę przez drzwi
Do profesora Williamsa nie mam w sumie nic do zarzucenia - dzięki niemu koniec końców mogę nieco zaznać spokoju na korytarzach, choć nie wątpię w to, że gdyby moje plany jego dyżurów dostały się w niepowołane ręce, zapewne miałbym pogawędkę na temat bycia stalkerem - i to dosłownie. Co prawda nie są one w pełni uzupełnione, ale już trochę nieco wiem na temat tego, gdzie mam się trzymać, by Eskil dał mi spokój - co w moim przypadku, gdy ledwo co wróciłem do szkoły, jest niezwykle przydatne. Spoglądam nieco w kierunku Marli, co mnie niespecjalnie raduje - mam już dość plotek i Irytka przypominającego mi o płomiennym romansie, który w ogóle nie miał miejsca - dlatego mam nadzieję, że nauczyciel zjawi się w sali w dość szybkim tempie. I jak się okazuje, nie zawiodłem się. Mogę usiąść spokojnie, będąc w parze z Julią, by tym samym pozostawać nieco w pewności, że mimo wszystko będzie jakoś dobrze. Bylebyśmy nie musieli przebierać się za choroby, bo naprawdę wówczas bym miał ochotę stąd wyjść. Historia Magii udowadnia, że tym razem mamy do czynienia z postaciami, które decydowały się na dokształcanie względem posiadanego talentu uzdrowicielskiego. I trzeba odgrywać scenki. Na krótki moment wlepiam spojrzenie w zaciśnięte na stoliku dłonie, a część informacji - jak w przypadku lekcji eliksirów - dociera do mnie przez charakterystyczny szum. Nie przepadam za leczeniem, bo wiem, że moje umiejętności są wręcz na ujemnym poziomie, ale w przypadku bycia pacjentem - nawet jeżeli tylko podczas odgrywania własnej roli - czuję się tak, jakbym mógł odgryźć Julii rękę. I to dosłownie. Nienawidzę być leczonym w każdej z możliwych postaci i gdybym mógł, to bym wyleciał przez okno z tej sali, byleby nie musieć brać udziału w całym przedstawieniu. Z czasem się uspokajam, a zaciśnięte mimowolnie powieki, otworzone z powrotem spoglądają dookoła, gdy do mojej dłoni zostaje wręczona karteczka z imieniem i nazwiskiem. - N-Na Merlina, c-chyba go pojebało… - mruczę pod nosem, upewniając się, że ten aby na pewno nie słyszy, zajęty rozdawaniem kartek innym osobom, więc nawet zakrywam usta dłonią. Cliodna. Trochę kojarzę, ale nie na tyle, bym mógł z tego jakkolwiek skorzystać. - W-Wolisz być pacjentem czy… czy Cliodną? - pytam się, starając się odnaleźć w księgach jakiekolwiek informacje. Dłonie mi mimowolnie drżą, a pomysł wcale nie wydaje mi się być jakkolwiek prawidłowy. Trudniej jest mi się skupić i ewidentnie muszę przekierować myśli na coś innego, byleby nie mieć do czynienia z głównym tematem lekcji - choć pójście w kierunku drzwi kusi mnie bardzo, aż za bardzo. Niby coś wyczytuję na temat okresu, w którym żyła kobieta pochodząca z Irlandii - jak to zazwyczaj ma miejsce - w średniowieczu. Coś zapisuję, coś staram się dowieść, ale nawet to nie pomaga mia zapomnieć o widmie, które zdaje się ciążyć na moich barkach bardziej, niż mógłbym się tego spodziewać. Jakie ta miała hobby? Ewidentnie, po odczytaniu umiejętności animagii, celuję w transmutację i eliksiry, na co musiała poświęcić sporo czasu, by doprowadzić to do perfekcji. - C-Czy jak spierdolę z sali, to będzie koniec n-naszej znajomości? - pytam się niepewnie Julii, przedstawiając cokolwiek, co udało mi się zdobyć. - Bo jak nie, t-to chcę... chcę wyjść. - spoglądam błagalnie w kierunku dziewczyny. Zwracanie na siebie uwagi nie jest moim celem, dlatego zastanawiam się, jak mógłbym to zrobić, by nikt tego nie zauważył. Może jakaś dywersja?
Wylosowane pytanie:4 Wylosowana kostka:2 – 2 = 0 Jak będziesz występował w następnej scenie: śpiewam
- Co kurwa? – pomyślała zirytowana Krukonkja, gdy Hux wyjaśnił im, że dzisiejsza lekcja to nie uzdrawianie per se, a połączenie sztuki z historią magii. W obu tych dziedzinach była zielona jak koperek na ziemniakach, a to nie zapowiadało niczego dobrego – dla niej i dla reszty. – Kto kurwa?! – Poprzednie pytanie zastąpiło kolejne, gdy Williams kazał im się wcielić w jakąś Klaudynę. Ta lekcja nie zapowiadała się na sukces. Pachniało za to blamażem.
- Ja mogę być tą całą Klotką. Ty po prostu zagraj pacjenta. Jak się nas Hux zapyta, czemu nic nie mówiłeś, to powiemy, że jesteś pacjentem-niemową. A jak się dosra i o to, to mu powiemy, że taką mieliśmy wizję artystyczną. A artystów się nie ocenia – powiedziała konspiracyjnym półszeptem do Hawka - Ja tymczasem postaram się coś wymyślić na temat tej baby – zaproponowała jeszcze, czekając, aż nadejdzie ich pora. I kiedy ta nadeszła, wyszli nieśmiało na scenę.
- O NIE, PACJENT NIEMOWA – zaczęła Brooks z udawanym przerażeniem, wymalowanym w ciemnych oczach. – Tu może pomóc jedynie…eee… Clodine! I raz! I dwa! I raz, dwa, trzy, hej! – Nie miała bladego pojęcia, kim jest ta cała Clodine. Lubiła zaklęcia lecznicze i z przyjemnością się ich uczyła. Nie interesowało ją jednak, kto je stworzył, kiedy i jaką herbatę pił na śniadanie. Nie miała również pojęcia, jak śpiewać, robiąc to jedynie pod prysznicem, ale mimo wszystko postanowiła spróbować, robiąc to pod takt pewnej mugolskiej piosenki. Rzecz jasna skorzystała również ze słów, nieco je tylko zmieniając:
Cliodne was a some old healer Was a good friend of mine I never understood a single word she said But I helped her a-drink her wine And she always had some mighty fine wine Singin' joy to the world All the Ravenclaw now Joy to the fishes in the deep blue sea Joy to you and me
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Wylosowane pytanie:4 - hobby / czas wolny Wylosowana kostka:5 - 1 (mniej niż trzy miesiące / zero punktów) Jak będziesz występował w następnej scenie: jestem niemową
Ja nie ogarniam, czemu na lekcji uzdrawiania, na której chciałbym się nauczyć najprostszych rzeczy w postaci rzucenia zaklęcia, prowadzi się warsztaty powiązane zarówno z aktorstwem, jak i koniecznością posiadania wiedzy w zakresie Historii Magii i Runy. Serio. Rozumiem, że pewnie kwestia znalezienia czegoś, co może zainteresować różne osoby i różne grupy wiekowe, niemniej wcale mi się to nie podoba. Przyjęta z bólem karteczka wskazuje na konieczność wyszukania informacji dotyczących Clodiny, którą równie dobrze możemy nazywać z Julką wdzięcznym imieniem w postaci "Karyna". Czy ktokolwiek byłby z tego dumny? Niespecjalnie. Ja jednak nie jestem dumny z tego, z czym mamy do czynienia, dlatego jakoś nie czuję się zobowiązany do idealnego odegrania mojej roli. Czasami błagalnie spoglądam w kierunku drzwi prowadzących do słodkiej wolności, bo wrażenie, że życie jest momentami jedną wielką komedią, no cóż, zwyczajnie nie odpuszcza. Szkoda tylko, iż nie mogę go jakoś wyreżyserować na własną rękę, bo chciałbym osobiście mimo wszystko i wbrew wszystkiemu mieć kontrolę nad pewnymi aspektami. Przystaję zatem na plan, jaki prezentuje mi Soton, jako że nie widzę innego, lepszego wyjścia. Nie - zwyczajnie nie zamierzam na obecną chwilę wychodzić i zwracać na siebie uwagi. Scena, niepotrzebne mi do życia aspekty powiązane z elementami osób, które już nie żyją... prędzej czy później umrzemy. Doskonale jestem tego świadom, ale też - nie czuje presji przez to, by się uczyć aż nadto o obecnym temacie lekcji. - W sumie... W sumie to r-racja. Nie określił, j-jak dokładnie mamy grać... - co prawda nie mam żadnej przygotowanej argumentacji na to, gdyby jednak profesor się dosrał, w związku z czym liczę na konwencję twórczą Krukonki, gdy powoli przygotowujemy jakieś odpowiednie rzeczy. Jakieś, bo w moim przypadku rola polega na staniu w miejscu i po prostu braku jakichkolwiek słów przedostających się przez gardło. Nie żebym wydukał coś, gdy wiem, że skupiają się na mnie oczy wielu osób, gotowe ocenić w ułamku sekundy. Nie chcę mieć z tym do czynienia; zakładam ręce na klatce piersiowej, biorę głębszy wdech, głowa zaczyna mnie nieprzyjemnie boleć. Zaciskam nieco mocniej piąstki, by ostatecznie połknąć dumę i porzucić swoje wielkie marzenia o wyjściu z sali, oddając się spektaklowi, jaki dziewczyna w sposób improwizowany zaczyna prowadzić. I zgodnie z tym, co ustaliliśmy, nie odzywam się. Konwencja artystyczna, przelewające się farby w postaci uczuć w moim przypadku nie mają miejsca. Nie żebym żałował - całe przedstawienie nie wpada w moje gusta i w coś, z czego mógłbym być dumny. Pozwalam zatem, by Brooks odwaliła swoje prawidłowości i swoje rzeczy, a całość scenki wydaje się być tak absurdalna, że głowa mała. Głębszy wdech, czekam cierpliwie, unikam wzroku, szukam jakiegoś punktu, w który mogę wbić wzrok; jest mi nieco gorzej. Mimo to, blady i nieco przemęczony, stoję sobie na scenie jak gdyby nigdy nic, a gdy piosenka się kończy, coś tam mruczę i dukam, by następnie dać miejsce na występ innym osobom. Nie postarałem się i nie kryję się z tym jakoś specjalnie, siadając na własnych czterech literach. Wreszcie odpoczynek od tego, bo tam nauczyciel uznał za słuszne. Niespecjalnie mam zamiar pamiętać o każdym aspekcie życia osób, które wcześniej żyły, dlatego nie odpowiada mi ta forma. Po prostu. - I... I to t-tyle? Już? - pytam się nieco ciszej, rozglądając się dookoła. Może nie będzie tak źle, jak o tym myślałem wcześniej - koniec końców pozostaje kwestia odpowiedniego podejścia i zyskania jakiejkolwiek oceny. Może być i niska, nie żebym zdawał ten przedmiot, skoro jakiekolwiek powiązane z korzystaniem z różdżki niespecjalnie mi wychodzą. Głębszy wdech, odgarnięcie włosów z czoła i odpoczynek po najcięższym wyzwaniu tego dnia. - Akurat takie... takie r-role to ja mogę grać... - mówię jeszcze.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Wylosowane pytanie: 4 - czas wolny, a praca Wylosowana kostka:6 Jak będziesz występował w następnej scenie: (jeszcze się uzgodni)
No to zapowiadało się naprawdę ciekawie. Nie spodziewała się tego, że jednak mimo wszystko czeka ich wykazanie się pod kątem artystycznym. Chociaż nie mogli oczywiście w pełni na tym polegać, bo potrzebowali odpowiedniej wiedzy ugruntowanej książkowo. No to teraz zobaczymy co im się trafi. Wyszczerzyła się jedynie do swojego towarzysza w sztuce, którego przydzielił jej Huxley w swojej niezmierzonej dobroci. Przynajmniej liczyła na to, że razem stworzą coś, co będzie może i nie najwyższe jakościowo, ale za to przynajmniej rozrywkowe. - Howdy pardner - przywitała się krótko z Gryfonem, a następnie przyjrzała się karteczce z postacią historyczną, którą wręczył im Williams. I naprawdę nie mogło być lepiej. - Zajebiście, mamy Flamela! Chociaż tego gościa kojarzyła i to dosyć dobrze. Może jednak nie byli kompletnie zgubieni i mogliby coś stworzyć. Zwłaszcza, że Huxley przyniósł sporo książek, a któraś z nich musiała skupiać się na postaci znanego alchemika. - Dobra, to jak chcemy to zrobić? Idziemy w wierszomóstwo czy coś bardziej artystycznego? - spytała jeszcze Drake'a, zaczynając przeglądać zbiory nauczyciela w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ją zainteresować i okazać się przydatne. - Umiesz we francuski akcent? Flamel prawie całe życie spędził we Francji. Dopiero jakoś w latach dziewięćdziesiątych się przeniósł do Anglii... a urodził się na początku czternastego wieku także całkiem sporo sobie pożył. No, ale czego mogłaby się spodziewać po twórcy Kamienia Filozoficznego? Jak już skonstruował ten swój eliksir to naturalnie korzystał z niego póki mógł. Mulan jednak zmarszczyła nieco brwi, gdy tylko w jednej z książek, która krótko traktowała o Flamelu, znalazła wzmianki o jego życiu codziennym. - Ale co on miał za życie... Uwierzysz, że większość czasu oddawał albo pracy naukowej i pisaniu traktatów magicznych i takich tam albo spędzał go z żoną? Głównie na czytaniu książek i chodzeniu na ryby... Ale rozrywkowy człowiek - to już jej dziadkowie mieli bardziej ekscytujące życie. Z pewnością spodziewała się po nim czegoś więcej. Jakiś przygód i interesujących podróży czy czegoś, a nie wiecznego siedzenia w domu przy książkach i gotowaniu potrawki z kurczaka z żoną.