Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
Stwierdzenie, że Tanner był aspołeczny było błędne. Częściowo błędne, żeby była jasność. Bo przecież chłopak cały czas przebywał w czyimś towarzystwie, to ludzi z dormitorium, to znajomych czy nawet teraz, siedział z Angven, zamiast uciec gdy tylko ją zobaczył w Sali Teatralnej. Nie miał problemu z przebywaniem z ludźmi. Gorszym problemem było dla niego nawiązanie z kimś trwalszej, mocniejszej więzi, która będzie trwała bardzo długo, a nie skończy się po jednym dniu lub podczas pierwszej różnicy zdań. Najgorzej, gdy trafi na kogoś równie upartego jak on. Czasem wychodzą z tego różne cuda, jak np. podbite oko, albo blizna po damskim paznokciu na twarzy. Cóż, takie jest życie, a Tanner jakoś specjalnie nie przykłada wagi do tego, by być lubianym. Jego zdaniem - jeśli ktoś ma go polubić, to z pewnością to zrobi, a jeśli nie - po co się starać? Tak, sam Tanner był zszokowany tym, że próbował utrzymać tą atmosferę. Z pewnością robił coś nowego, czego nie mógł przewidzieć. Nie wiedział, jak potoczy się ta cała sytuacja i rozmowa, nie miał pojęcia jakie będą skutki dla niego samego - tzn. czy za kilka dni będzie zadowolony ze swojego zachowania czy wyrzuty sumienia nie dadzą mu zasnąć. Był w nowym miejscu w swoim życiu. Stopniowo zaczynał tracić, gdzieś w środku oczywiście, pewność siebie i swobodę. Nie mógł odnaleźć się w nowej sytuacji, co stawało się nieco kłopotliwe. Spokojnie, może to coś dobrego? Nowe niekoniecznie jest złe, chłopaku, uspokój się - podpowiadał mu cały czas ciepły, cichy głosik w jego głowie, jednak Tanner za bardzo nie potrafił go słuchać. Czuł, jak ręce lekko mu drżą. - Wiesz, bycie sobą.. a pokazywanie swoich uczuć, to chyba dwie różne sprawy, nie sądzisz? - uśmiechnął się lekko, starając się, żeby jego głos zabrzmiał naturalnie. Nigdy nie rozmawiał o takich rzeczach, swoje wewnętrzne przemyślenia zostawiał dla siebie. Po co ktokolwiek miał wiedzieć, co sądzi o danej sprawie? Jednak teraz było inaczej, słowa wypłynęły z niego niekontrolowane. Nie udało mu się ich zatrzymać. No więc teraz musiał sprostować, powiedzieć coś, co z jest zgodne z jego poglądami, odpowiedzieć na pytanie dziewczyny w normalny sposób. Żeby zyskać na czasie podniósł się, stając na scenie. Rozejrzał się dookoła, jednak dalej nic nie przychodziło mu do głowy. Odwrócił się od dziewczyny tyłem, żeby spojrzeć na widownię. - Zawsze jestem sobą, w tym momencie i za sekundę, minutę, godzinę czy rok - zaczął, starając się nie powiedzieć za dużo o sobie, po raz kolejny niestety - nie ukrywam tego, jaki jestem. Nie potrafiłbym nawet tego zrobić - no tak, wie kim jest i to dobrze. Czego jednak Tanner pragnie? Czyżby zbyt śmiałym było stwierdzenie, że niczego? To znaczy, jasne, pragnie jak najszybciej skończyć Hogwart i wrócić do Bułgarii. Ostatnio jednak zaczął się zastanawiać czy to naprawdę jedno z jego marzeń. Zaczął przekonywać się, chociaż odrobinkę, do tej szkoły i do ludzi tutaj. Częściowo za sprawą Violet, częściowo przez to, że jego kontakt z rodzicami ostatnimi czasy się urwał i był zdany tylko sam na siebie. Wzruszył lekko ramionami i ponownie odwrócił się w stronę Ślizgonki. - A Ty? Jesteś zawsze sobą? - spytał z lekkim uśmiechem na twarzy, zaglądając głęboko, głęboko w oczy dziewczyny. Zbyt śmiałe i osobiste pytanie? Tanner z reguły nie był natrętny, nie mieszał się też w sprawy osobiste swoich znajomych, jednak teraz coś go tchnęło, żeby właśnie o to się zapytać. Sam także zdziwił się tym, że spojrzał prosto w oczy dziewczynie i ewidentnie nie zamierzał przestać. Co się z nim dzisiaj działo? Tego chyba nigdy się nie dowie. Może to magia tego miejsca, a może osoby, z którą spędzał czas? - Do mnie możesz mówić po prostu Tanner - kiwnął głową, na znak, że przyjął do wiadomości jak może do niej mówić. Zdał sobie także sprawę, że dopiero się sobie przedstawili. - To Twoje imię, jakaś super ksywka czy coś jeszcze innego? - uniósł lekko jedną brew rozbawiony.
Dobrze, może się zagalopowała... Nie dokładnie o to chodziło. Ale mniejsza. Teraz to nie ma większego znaczenia. Ona nie wie co by zrobiła, gdyby nie przebywała wśród ludzi. Prawdopodobnie zwariowałaby, gdzieś by ją zamknęli i zostawili, samą sobie... Co najwidoczniej jest złym rozwiązaniem. Była okropna w przebywaniu w samotności. Nie potrafiła długo wytrzymać z swoimi myślami sama, bo doskonale wiedziała co się w nich znajduje. Nie powie, że nie lubi ciszy czy spokoju. Czasem, owszem, udaje jej się jakoś sobie z tym poradzić, ale zawsze znajdzie się luka. Najgorsze w tym było to, że wiedziała do czego jest zdolna. Jak widzimy, Ang radzi sobie świetnie... Jak to zawsze powtarza, żyjmy dniem lub chwilą. No właśnie. Nawiązanie jakieś kontaktu nie jest zbyt trudne, gorzej z utrzymaniem go. Nigdy specjalnie nie przyzwyczajała się do ludźmi. Oni lubili przebywać w jej towarzystwie, ona w ich. Jednak takie posiadanie kogoś na dłużej, od serca... Nie wychodzi na dobre. Dla innych. Mało kto wytrzymuje z nią długo. To kwestia czasu aż osoba zorientuje się, jak pokręcona potrafi być. Znała niewiele osób, mogłaby policzyć ich na palcach jednej ręki, którzy potrafili przejść przez to piekło. Nie trzyma ludzi na siłę, z pewnością nie chciałaby tego aby ktoś z litości stał przy jej boku. Teraz trudno jest znaleźć kogoś, kto naprawdę zaakceptowałby wszystko. Różnica zdań to mały pikuś, byłoby nudno gdyby druga osoba zgadzała się z tobą w stu procentach. Mielibyście o czym rozmawiać? Owszem, na ten sam temat. Nic poza tym, zero wymiany poglądów czy jakiś nierozsądnych napięć. A przecież... To takie nudne! Ona nie potrafi stać w miejscu. A to właśnie dla niej takie było. Lubiła porozmawiać z kimś o wszystkim i o niczym. Mieć wiele tematów do przeanalizowania... I ten moment, gdy odchodzisz z myślą, że jeszcze tyle rzeczy masz tej osobie do powiedzenia. Jej to daje lekkiego kopa. A czy jest coś złego w robieniu czegoś nowego? To tak, jakby odkrywał siebie na nowo. To fascynujące, jak pod wpływem chwili można coś zmienić czy zrobić... Coś, co dla nas wcześniej byłoby niewiarygodne. Podobno w tych momentach, właśnie ukazujemy tę inną część siebie. Często ukrytą. Takie było jej zdanie. I czemu tak wszystko analizował? Czemu nie pozwoli po prostu aby było tak, jak jest? To nic złego. Konsekwencje... Mogą być aż tak straszne? Chyba nie. -Owszem. Choć ja wcale nie wspomniałam o okazywaniu uczuć...-Zmarszczyła lekko brwi, unosząc lekko podbródek do góry. Mhm.-Ale te dwie rzeczy się łączą... Skoro okazujesz swoje uczucia, to znaczy, że wiesz czego chcesz... Tak naprawdę. Tam, gdzieś głęboko... Prawda?-Uniosła lekko brwi i wzruszyła lekko ramionami. A ona chyba potrzebowała tego, aby jej wewnętrzne przemyślenia ujrzały światło dzienne. Może to właśnie on będzie tym nieszczęśliwcem, które poniekąd zostanie zmuszony do wysłuchania tego? Choć zawsze może się wycofać... Wystarczy zrobić kilka kroków, jeden zeskok a dalej to już lekko pod górę i do wyjścia. To zabawne jak bardzo można się otworzyć przed kimś kogo wcale nie znamy, to łatwiejsze... Ona oczywiście nie zamierzała tutaj wyskakiwać ze wszystkim. Nie należała bowiem do jakiś super wylewnych osób. -I o to mi chodziło.-Mruknęła spokojnie i uśmiechnęła się do siebie. -Poza tym, to chyba byłoby strasznie męczące... Takie udawanie. Nie sądzisz? -Powiedziała i ruszyła dalej, przez scenę. Najwidoczniej ruch jej pomagał. Teraz mowa o pragnieniach? Czy Angven jakieś posiadała? W końcu miała wszystko, czego chciała czy potrzebowała. Pragnienie poznania swojej matki, która była jedną wielką niewiadomą dla wszystkich. Nikt o niej nie mówi, nikt jej nie pamięta. Już gdy była mała przestała o to wypytywać, uznając, że to co ma, wystarczy, że to jest wszystko czego zawsze chciała. Jego pytanie spowodowało, że się zatrzymała i odwróciła w jego stronę. Uśmiechnęła się szeroko, jakby to pytanie było nieco głupie. Ale skąd mógł wiedzieć? -Bez względu na wszystko. Zawsze.-Powiedziała spokojnie i pewnie. Uważała, że niepotrzebne mieszanie w czymkolwiek przynosi jedynie problemy. Brzmi to głupio, ale nie czułaby się sobą gdyby nie była sobą... Brzmi to dziwnie, jednak coś w tym jest, prawda? Niektórzy ludzie będąc kimś innym czują się bardziej sobą. Choć ona jest zdania, że to brak wiary w siebie powoduje, że pragną stać się kimś innym. Odwzajemniła jego spojrzenie, wcale nie czując jakiegoś skrępowania czy natręctwa. Lubiła patrzeć ludziom w oczy, bo to właśnie po nich można wiele się dowiedzieć. "Oczy są oknami naszej duszy", kiedyś tak usłyszała i tego się trzyma. Uśmiechnęła się ponownie, najwidoczniej humor dalej się jej trzymał. Okręciła się raz i stanęła na wprost chłopaka. -Tanner.-Powtórzyła jakby dla lepszego zapamiętania. Zaśmiała się i pokręciła głową, tak, że musiała zdmuchnąć kilka pasm włosów sprzed oczu.-To moje nazwisko, znajomi się tak do mnie zwykle zwracają... Na imię mam Angven.-Powiedziała i przegryzła lekko wargę, jakby powstrzymując wargi przed kolejnym lekkim uśmiechem.
Właśnie, tutaj pojawiała się między nimi jedna z różnic. Tanner zbyt mocno przywiązywał się do ludzi. Później zawsze na tym cierpiał - ktoś go zranił, musiał wyjechać albo po prostu coś poszło nie tak w znajomości. Zostawał sam, na lodzie, bez żadnego wsparcia i pomocy. Dlatego uruchomił swój mechanizm obronny, który większość osób z pewnością uznałaby za głupi - nie wchodzić w bliższe relacje z kimkolwiek. To było najprostsze, jednak pewnie nie najlepsze rozwiązanie. Lepsze byłoby zmierzenie się z bólem, jaki zostaje po stracie takiej osoby, do której poczuło się jakieś silniejsze uczucie, niż uciekanie od niego. Lepsze byłoby poszukanie nowej przyjaźni, miłości, znajomości niż zamykanie się w sobie i uciekanie w przeszłość. Każdy o tym wiedział, wiedział o tym i chłopak. Jednak co z tego? Strach przed bólem był zdecydowanie większy i silniejszy, niż chęć bycia z kimś, kogo towarzystwo sprawiałoby mu przyjemność. Szczerze i z ręką na sercu - Tanner po prostu bał się poważniejszej relacji. Nie chciał po raz kolejny być zranionym. W tym momencie jednak przemawiała jego lepsza strona - bardzo chciał chociaż trochę zbliżyć się do tej dziewczyny, która na początku wydała mu się dość dziwna. Było to nowe uczucie, ponieważ wcześniej od jego ostatniej klęski uczuciowej nie odczuwał takiej potrzeby. Był zafascynowany, jak już zostało to słusznie nazwane, stanem w jakim się znajduje i tym, jakie myśli przelatują przez jego głowę. Zaczynał także odrobinę się krępować, nie chciał powiedzieć zbyt wiele. Bo przecież to kompletnie nie w jego stylu - prawda? Chłopak był strasznie stały w uczuciach i przekonaniach, co wcale nie było pomocne w tej sytuacji. Nawet, gdy część jego chciała zbliżyć się do drugiego człowieka, inna część zabraniała mu tego, ostrzegając przed tym. Przecież to coś nowego, nieznanego, nie boisz się tego? Z pewnością nie chcesz stracić tego, co masz, prawda? - takie słowa cały czas krążyły mu po głowie. Nie przyjmował do wiadomości, że to co nieznane może być lepsze od tego, co już zna. Nie dał sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć. - Nie sądzę, że to tak działa - mruknął, zastanawiając się jak ująć to w słowa, żeby dziewczyna zrozumiała. Nie chodziło o to, że sądził, że nie nadąży za jego tokiem myślenia, broń Boże! Po prostu sam nie wiedział jak to wyrazić ani o co mu tak właściwie chodziło. - Uczucia.. mogą być różne.. a ich wyrażanie moim zdaniem nie zawsze oznacza to, że wiesz kim jesteś i czego tak naprawdę pragniesz. Wiele z nich w ogóle nam o tym nie mówi - miał nadzieję, że wyraził się wystarczająco jasno i dziewczyna jakoś to zrozumie. Po prostu.. nawet jeśli nie okazuje się uczuć, można wiedzieć co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu, o to dokładnie chodziło Tannerowi. Dla niego nie miało to kompletnie żadnego związku. - Nie wiem - wzruszył tylko ramionami. Właściwie wiedział doskonale. Wiedział, że udawanie na dłuższą metę staje się nieznośne i bezsensu, ponieważ później, po długim czasie, sam już nie wiesz czy naprawdę tego chcesz czy tylko udajesz, żeby zadowolić innych. - Właściwie to wiem, bo kiedyś sam tak robiłem. Dla dziewczyny - westchnął ciężko, jakby chciał powiedzieć, że był to najgorszy błąd w jego życiu - ona jakby nie rozumiała tego, jaki jestem i za wszelką cenę chciała mnie zmienić. A ja.. cóż, byłem jeszcze większym gówniarzem niż teraz i byłem w niej, jak mi się wtedy wydawało, zakochany - uśmiechnął się smutno, pewny, że resztę historii Angven będzie w stanie sobie dopowiedzieć. Nie skończyło się to najlepiej, co widać po jego aktualnym stanie. Jednak pomijając już to, co czuł Tanner, właśnie w tym momencie stało się coś niesamowitego - pierwszy raz w tym zamku opowiedział komuś o jego przeszłości. I nie o suchych faktach - że jest z Bułgarii, miał tam przyjaciela i dlatego nienawidzi tego zamku, bo musiał go tam zostawić. Powiedział jej coś, co było dla niego bardzo ważne, jedno z najważniejszych wspomnień z jego przeszłości. I zrobił to tak nieświadomie, że sam się przestraszył. - Chapman, gdyby miało to dla Ciebie znaczenie - uśmiechnął się lekko, starając się wymazać z pamięci kawałek, w którym opowiedział dziewczynie o swojej eks. - Powiem Ci coś w tajemnicy - zniżył głos do konspiracyjnego szeptu, jednak teraz już uśmiechał się szeroko, jego oczy jednak, jak zawsze, pozostawały puste i bez uczucia - miło mi Cię poznać - dokończył, starając się nie szczerzyć jak jakiś szaleniec. Jednak co prawda, to prawda, cieszył się, że ją dzisiaj spotkał.
To nie było tak, że wcale się do nikogo nie przywiązywała. Robiła to, bardzo rzadko, jednak zawsze coś. Chociażby do swojej babci... Wiem, że to rodzina ale wiele razy można się spotkać z przypadkami, że w rodzinie nie jest za różowo. Robiła to rzadko, jednak jeżeli już się za coś wzięła, to z całym sercem. Poniekąd rozumiała te obawy, przed zostawieniem przez kogoś... Nikt tego nie lubi. Racja, człowiek wtedy idzie na łatwiznę, gdy tak powstrzymuje się przed bliższymi kontaktami jedynie dlatego, że nie chce zostać zraniony. Ból jest nieodłącznym elementem naszego życia, nie zamierza mówić jak filozof czy coś ale tak właśnie jest. Najlepszą obroną jest walka z tym bólem, z czasem po prostu zrobi się to łatwiejsze. Nie trzeba od razu uciekać. Ucieczka wcale nie jest rozwiązaniem problemu, jedynie odłożeniem go na później. A nikt nie lubi niespodzianek. Facet, który przyznaje się przed samym sobą, że się boi i jeszcze wie czego, to istny skarb. W sumie, to nic złego, że się czegoś boimy. Bardziej głupie byłoby nie banie się niczego. Wcale nie mówiło to o odwadze, tylko o głupocie. Odwaga posiadała inną definicję. Wydaje się, jakby chłopak z założenia wychodził, że zawsze zostanie zraniony. A przecież każdy człowiek jest inny. To smutne, poniekąd. Dziwna... To całkiem dobre określenie. Czasem ludzie po prostu zbywają ją wzrokiem, ale jakoś nigdy szczególnie się tym nie przejmowała. Była wariatką, może nawet większą niżeli jej się to z początku wydaje. Może po prostu za bardzo odstawała od innych? Oczywiście nie w tym złym znaczeniu. To nawet miłe... Że potrafiła w kimś wywołać coś takiego. Kiedyś ktoś jej powiedział, że wywołuje w ludziach coś innego, niecodziennego. Czasem nie jest to nic przyjemnego. Zależy na kogo trafi. Nie w jego stylu? Skąd ona mogła to wiedzieć? Choć nie wyglądał na kogoś takiego... Kto nie wie, co ma powiedzieć, lub jakoś specjalnie zastanawia się nad czymś, co powinien zrobić i jakie to będzie miało skutki. Jedynym wyjściem jest nie zastanawianie się nad tym! Skoro nie dało mu się tego jakoś wytłumaczyć. Niech to zostawi, nie myśli o tym. A kiedyś wszystko wyjdzie w praniu. Bo po co miał zaprzątać sobie tym głowę? Chyba jedynym, rozsądnym i w miarę najlepszym pomysłem jest zostawienie tego... Zmarszczyła lekko brwi.-Ja to widzę inaczej... Przynajmniej mówię tutaj w swojej osobie... Ja tak mam... -Wzruszyła lekko ramionami. Oczywiście rozumiała jego chęć wytłumaczenia tego tak, aby mogła to zrozumieć. Bardzo często jej samej brakowało słów do wytłumaczenia swoich myśli, które nijak nie chcą się ułożyć w ładną całość gdy otwierała usta aby wygłosić swoje zdanie.-Skoro czegoś pragnę, to jest to prawdziwe i tak jest, nie przysłonięte żadnymi innymi rzeczami. Stawiam wszystko na jedną kartę, bo co mogę stracić?-Jej wargi lekko drgnęły. Jakby próbowały ułożyć się do uśmiechu, nijak jej to wychodziło.-Poza tym, każdy wyraża siebie na swój sposób. Każdy jest inny i postrzega rzeczy inaczej. Może podobnie, ale nie jednakowo.-Powiedziała. Prawdopodobnie się nie zrozumieli. Ona wcale wcześniej nie nawiązywała do uczuć... Sama nie odkrywa się nigdy w 100 procentach... Bo to głupie i niepotrzebne. Ale to nie oznacza, że nie zna siebie... Prawdopodobnie obydwoje mają to samo na myśli, jednak nie potrafią ładnie tego wynieść na światło dziennie. Dosyć zabawne. Przekrzywiła lekko głowę i spojrzała na niego, słuchając historii, która miała nadejść lada moment. Przynajmniej na to się zapowiadało. Nie spodziewała się, że chłopak opowie jej takową historię. Jednak nie przeszkadzało jej to, mogła mieć odmienne zdanie, ale zawsze potrafiła słuchać. Uśmiechnęła się kwaśno gdy usłyszała, że chodzi o dziewczynę. Zawsze o nią chodzi. Podeszła do krawędzi sceny i po drodze zgarnęła bluzę. Usiadła, pozwalając nogom widzieć nad sceną. Założyła przez głowę bluzę i położyła się, rozkładając ręce.-Dziewczyny to sam problem, wiesz? Jak można... Jak można pozwolić aby ktoś zmieniał Cię na siłę! Czy wgl zmieniać kogoś, tylko dlatego aby tobie było wygodniej. Oberwałbyś za to, że się dałeś ale teraz nie chce mi się wstawać.-Powiedziała.-Gdyby naprawdę Cię lubiła... Nie potrzebowałaby zmian. Tyle...-Mruknęła. I przy słowach cały czas gestykulowała. -Po prostu nienawidzę, gdy ktoś próbuje kogoś zmienić pod siebie...-Mruknęła jakby chcąc wytłumaczyć swoje słowa i uwagę, jaką poświęciła temu tematowi-Jak już coś takiego widzisz... Zapala się czerwone światełko! Wycofuj tyłek!-Podniosła się energicznie i wzruszyła lekko ramionami. Mógł teraz zwiać. Czasem bywała narwana, gdy temat zbyt ją chwycił. Nie zdziwiłaby się szczególnie, gdyby tak zrobił. Przeczesała włosy palcami i przymknęła powieki. Tak, uświadomiła sobie to, że nie powiedział tego komuś innemu... Znaczy, nie mogła być tego całkowicie pewna... Jednak coś jej tak mówiło. Posłała mu lekki uśmiech, jakby chcąc zapewnić, że zachowa to sobie w pamięci... I dla siebie. Bo to chyba nie jest łatwe, tak przed kimś się otworzyć... I nie będąc zbytnio świadom tego faktu. Obróciła się i uniosła kolana, objęła je rękoma i spojrzała na chłopaka. -Przyjęłam.-Skinęła lekko głową i uśmiechnęła się... Przyłożyła chłodne palce do policzków, które zrobiły się ciepłe... Nie wiedziała czy to widać, jednak tak było. Krew się w niej wcześniej zagotowała i teraz ma. Czas ochłonąć. -Uuu... Lubię tajemnice.-Choć bardziej spodobał jej się ten konspiracyjny szept, jaki chłopak użył. Zachęciła Go całkiem niewinnym uśmieszkiem, jaki posłała w jego kierunku. Zaśmiała się po chwili, zrobiła dłonią gest, który pokazywał jakby zamykała usta na kłódkę, a potem wyrzucała gdzieś klucz. -Nikt się o tym nie dowie.-Puściła do niego oczko i ponownie się zaśmiała. Wstała i dygnęła jak prawdziwa dama, udając, że w jednej dłoni trzyma rąbek sukienki.-To zaszczyt... Mi również Pana towarzystwo przypadło do gustu.-Wyprostowała się i uśmiechnęła. Ahh, scena robi swoje.
Co do swojej rodziny - z zaufaniem jej i przywiązaniem się, chłopak nie miał najmniejszego problemu. Od dziecka uczono go, że rodzina to skarb i trzeba o nią dbać zawsze, walczyć, choćby nie wiadomo co się działo. Przez bardzo długi czas wierzył w to wszystko i był szczęśliwym, beztroskim nastolatkiem. Oprócz tych wartości, rodzina Tannera wierzyła jeszcze w coś, czego chłopak dorastając coraz bardziej nie jest w stanie zaakceptować. Mianowicie - w to, że tylko czarodzieje czystej krwi są czegoś warci. Burzy to cały światopogląd chłopaka, gdzie z jednej strony jest uczony miłości, dzielenie się dobrem i pomagania innym, a z drugiej wmawiane mu jest, że może to robić z każdym - oprócz mugoli i szlam. Na początku nie przeszkadzało mu to zupełnie, był mały, nie wiedział, że może istnieć inny świat, w którym nie wszyscy uważają tak, jak jego ojciec, główny prowokator całego tego myślenia. Gdy poszedł do szkoły, nagle zaczął czuć się dziwnie. Przez rozkazy ojca musiał odchodzić od osób, które nie były czystej krwi, ba, nie mógł z nimi nawet rozmawiać. Z czasem zaczęło mu to przeszkadzać, chciał dowiedzieć się, co gorszego jest w tych ludziach, jednak nigdy nikt mu tego nie wytłumaczył. Zawsze temat był ucinany. Tanner dalej poniekąd wyznawał filozofię życiową swojego ojca i jeśli wiedział, na sto procent, że ktoś jest brudno-krwisty, to robił tak, aby więcej się z daną osobą nie spotkać. To smutne i żałosne. Smutne, że został tak wychowany, żałosne, że nie ma własnego zdania i boi się sprzeciwić ojcu. Dziewczyna mogła zauważyć, że Tanner na długą chwilę odleciał gdzieś, kompletnie w inne miejsce, gdzie nie miała wstępu ani ona, ani ktokolwiek inny. Starając się wrócić na ziemię, skupił się na ich wcześniejszym temacie. Ciężko było mu żyć w takim potrzasku, można to tak nazwać. Nigdy nikomu się na to nie skarżył, bo i po co? Jedyną osobą, która wiedział coś o jego rodzinie i sytuacji z ojcem, jego poglądach i rozerwaniu Tannera był nie kto inny, jak jego najlepszy przyjaciel, Need, który niestety w tym momencie jest w innym kraju - Bułgarii - innej szkole i z pewnością nie myśli, jak można mu pomóc. Wiadomo, utrzymywali ze sobą kontakt, jednak ich listy były suche, pełne faktów, opisu Hogwartu ze strony Tannera i informacji na temat znajomych ze strony Need'a. Nie mógł napisać mu o tym jak się czuje i zapytać się go o radę. Po prostu nie mógł. Nie pozwalała mu na to jego duma. Jednocześnie bał się też trochę, że jego ojciec jakimś cudem się o tym dowie. Z pewnością zachowałby się tak samo, jak w stosunku do jego brata, którego po prostu wydziedziczył. - Jasne, z tym się zgodzę - uśmiechnął się lekko, powracając do rzeczywistości z lekkim zdziwieniem. Przez chwilę zapomniał, że znajduje się w Sali Teatralnej z tą Ślizgonką i że są w trakcie dość poważnej rozmowy. - Jednak.. jeżeli już nawiązałaś do pragnień, moje chyba gdzieś zniknęły - teraz uśmiechnął się jeszcze szerzej. Niby powiedział to żartem, jednak gdzieś w środku, w głębi siebie, naprawdę tak uważał. Czuł, że jego pragnienia są nie do spełnienia, więc po prostu z nich zrezygnował. Teraz był pustym człowiekiem bez marzeń, który nie ma w życiu żadnego poważniejszego celu i właściwie to robi wszystko z przymusu. Bo ktoś tak ułożył jego życie, o którym o nas bardzo chciałby decydować. - Hej, hej, spokojnie, bez nerwów, to było spory czas temu - powiedział z rozbawieniem, widząc reakcję dziewczyny na jego opowieść o swojej eks. Nie dziwił się, że tak do tego podeszła, on sam teraz postrzegał tą sytuację dokładnie tak samo. - Byłem młody i głupi, teraz już o tym doskonale wiem - dodał zerkając na nią. Usiadł na scenie, znów zwieszając nogi w dół. Tym razem jednak nie został długo w tej pozycji, położył się i ulokował swoje spojrzenie w suficie. Tak było mu łatwiej rozmawiać, kiedy nie musiał skupiać się na twarzy Angven. - I powiem Ci coś jeszcze, też nienawidzę, jak ktoś chce zmienić drugiego człowieka na siłę. Brzydzę się tym i sam nigdy bym tego nie zrobił - to było coś, co naprawdę wypłynęło z jego serca. Powiedział to tak szczerze, że aż sam przestraszył się swojej szczerości. Cóż jednak mogę rzec? Tanner staje się inną osobą i potrzebuje "terapii". To jeden ze sposób na zmianę swojego światopoglądu. Mimo wszystko, gdy tak leżał, widział co robiła dziewczyna. Rozbawiła go tymi swoimi teatralnymi gestami. - Cieszę się, że się nie zagryźliśmy - dodał z jeszcze większym rozbawieniem. To naprawdę święto, przynajmniej, jeśli chodzi o Chapmana.
Jej rodzina jest dziwna. Niby nie mają przed sobą tajemnic, kochają się... Jednak nad ich domem krąży fatum jej matki. Jest to temat tabu, jakby nie istniała. I tutaj zapala się lampka, że coś jest nie tak. Ona sama nie pamięta tych czasów, ale wie z opowieści babci, że jej dziadek, kiedyś nie mógł nawet patrzeć na swoją jedyną wnuczkę. Nie chciała powiedzieć dlaczego, mimo, że Ang błagała, płakała... Krzyczała. Niekiedy milczała aby coś wymusić, choć z reguły była całkiem rozsądnym dzieckiem. Już wtedy uważała, że płacz to żałosny sposób na osiągnięcie czegoś. Ale najwidoczniej ta sprawa była dla niej ważniejsza. I nigdy, do teraz, nie dowiedziała się o co tak naprawdę wtedy babci chodziło. Choć sama doszła do wniosku, że dziadek się jej po prostu brzydził. Nawet teraz, niekiedy patrzy na nią spode łba... Wtedy udaje, że tego nie widziała a on powraca do swojej standardowej surowej miny. Zawsze powtarza, że jest jedyna i najdroższa. Jednak takiego wzroku nie da się zapomnieć. Jakby była kimś obcym. Co do tej całej czystości krwi. Rodzina Shay'ów chyba pogodziła się z faktem, że dziewczyna jest córką mugolki. Sama Ang myśli, zawsze była utwierdzona w fakcie, że jest czystej krwi... W końcu Shay'owie to ród czystokrwistych, od pokoleń. A tu proszę. Jeden romans i co się stało? Wszystko oczywiście utrzymywane jest w tajemnicy. Znając jednak naszą panienkę, można spokojnie powiedzieć, że nie czystą krew stawia na piedestale. Nie obchodzi ją status krwi, czy inny... Liczy się sam człowiek. Tego nikt jej nie uczył. Sama do tego doszła. Zawsze wielką wagę przykładało do tego, co człowiek samym sobą prezentuje. Jak patrzy na świat i to, co ma w środku. Brzmi to banalnie, bo niby każdy najpierw zwraca uwagę na rzeczy zewnętrzne... Mogłaby się sprzeczać, choć nie należy do ideałów. Czasem i ona odpływa gdzieś daleko, choć nie na długo. Nie pozwala sobie na takie długi odlot. Zapewne nie wróciłaby do normalności po takiej dłuższej wyprawie po wnętrzu swojej głowy. Nie odzywała się, nie chcąc bowiem mu przeszkadzać. Jakoś nie przejęła się tym, że zrobił to właśnie w jej towarzystwie. Potrafiła uszanować to, że ktoś zmaga się z własnymi przemyśleniami, które niekoniecznie chcą wyjść na światło dzienne. Uśmiechnęła się delikatnie. Bał się tego, że ktoś mógłby dowiedzieć się, co tak naprawdę myśli i czuje? Bo to chyba był większy problem, nieprawdaż? Zawsze uważała, że sposób na wszystko się znajdzie. Trzeba jedynie poszukać głębiej, choć z doświadczenia wie, że rozwiązanie zwykle jest najprostsze. Do tego jednak trzeba dojść samemu, chyba, że posiada się kogoś kto byłby w stanie pomóc. -Pragnienia, pragnienia... Musisz jakieś mieć Tanner!-Zawołała i spojrzała na chłopaka, a w jej oku pojawiła się iskierka, jakby ukazująca ten entuzjazm jaki chciała w niego wpakować. Uśmiechnęła się do chłopaka, prawie uroczo i słodko, jak mała dziewczynka, która wpadła na genialny pomysł spędzenia z pozoru zapowiadającego się nudnie.-Masz jakieś. Tylko nie potrafisz do nich dotrzeć.-Powiedziała i wzruszyła lekko ramionami.-One są tutaj, wewnątrz... A jeżeli ich nie szukasz, to się nie dziw, że mówisz, że takowych nie posiadasz.-Powiedziała i dotknęła naszyjnika, która wisiał na jej szyi. Zaczęła się nim bawić. Ha! Czyli posiada jednak nie wierzy w ich realizację! Naprawdę wydawał się być smutnym człowiekiem. Zauważyła to dopiero teraz. Jakby zdjął to wszystko, z czym tutaj przyszedł i został taki, jaki jest naprawdę. I to smutne, że właśnie tak uważa... Naprawdę. -Jednak nadal! Nie wiem, jak można być takim idiotą... Nie wyglądasz na osobę, która poddaje się woli innych i słucha tego, co kto mu powie...-Powiedziała.-To czasem pokazuje, że idziemy na łatwiznę a w tym przypadku, żeśmy idioci.-Mruknęła. Jednak uśmiechnęła się lekko, niemrawo. "Hej, hej", zabrzmiało w jego ustach całkiem zabawnie. Uniosła lekko brwi i powróciła na swoje poprzednie miejsce, tam gdzie zostawiła ładny ślad swojego tyłka. W końcu był tu prawie sam kurz. Spojrzała na chłopaka i zmarszczyła lekko brwi.-Czekaj, czekaj... Zgadzamy się w czymś?-Zaśmiała się-Niewiarygodne!-Pokiwała powoli głową i zgarnęła włosy sprzed oczy, zakładając je za ucho. -I właśnie takim Tannerem Cię widzę, wiesz?-Uniosła lekko brwi i posłała mu uśmiech, którego mógł nie dostrzec. Szczerze? Wcale nie przeszkadzało jej to, że mówił to co mu tam zalegało. Czasem człowiek potrzebuje się komuś wygadać, a człowiek nam obcy jest chyba do tego najlepszy. Powiedziałaby, że w tym przypadku jest bezstronny, w końcu nie Cię nie zna i ma świeży punkt widzenia. Jeżeli chodzi o Twoją osobę. Uuu, rozbawiła? Zaklaskałaby w ręce gdyby wiedziała... Choć pewnie wiedziała. -Tak, na Twoim miejscu naprawdę bym się cieszyła.-Zaśmiała się.-Mam całkiem długie kły...-Pokazała mu język. Ah ten jej dowcip, mało kto go rozumie... Albo ona była tak fatalna albo ludzie to idioci. Ale czarny humor ma to do tego, a takim często właśnie operowała. Głównie w złe dni.
Kolejna kwestia, w której zgadzali się ze Ślizgonką bez dwóch zdań - płacz nie jest żadnym sposobem na wymuszenie czegoś. Tanner uważał tak jako dziecko i od momentu, od którego cokolwiek z dzieciństwa pamięta, nigdy nie zdarzyło mu się płakać. Tak samo jak teraz, w można powiedzieć, że dorosłym życiu. Nie chodzi już nawet o to, że prawdziwy facet nie powinien płakać, bo to uważał za głupotę. Jemu po prostu nie sprawiało to żadnej ulgi ani nie dawało ukojenia. Wolał wyjść na dwór, pobiegać, wyżyć się fizycznie, żeby zwalczyć problemy w jego głowie, niż usiąść i użalać się nad sobą. Kolejny plus w stronę Angven, że sądzi tak samo. Może jednak łączy ich więcej, niż na samym początku można było stwierdzić? O chłopaku nie można powiedzieć, że zwraca uwagę na to, co dana osoba ma w środku. To znaczy, oczywiście, zwraca na to uwagę. Jednak jednym z głównych czynników, przez które zaczyna się interesować daną osobą, jest wygląd zewnętrzny. Nie licząc oczywiście sytuacji, w których jest zmuszony porozmawiać z kimś lub po prostu zwrócić na daną osobę uwagę. Gdyby miał powiedzieć, jak spośród tłumu wyłapuje daną osobę, jego odpowiedź brzmiałaby - oczy. To w nich próbuje doszukać się "tego czegoś", co jest tak popularne wśród nastolatków. Przyciągają go osoby, które mają w sobie ciepłe światełko w oczach. Jednak mimo wszystko, pomijając już oczy danej osoby, z pewnością patrzy na wygląd. To on świadczy o człowieku, przynajmniej w pewnym stopniu. Możemy stwierdzić czy ktoś jest niechlujny, brudny, leniwy. Takie cechy z pewnością odrzucają, Tannera na pewno. Więc nie zaprzeczajmy, że wygląd jest ważny. Pewnie, oczywiście, że na wszystko możemy znaleźć sposób. Jednak nie warto się z tym zbytnio spieszyć, przecież nikt nas ni goni, prawda? Lepiej dojść do tego powoli, ale mieć satysfakcję, że się udało. Chłopak nie tyle co bał się, że jego myśli wyjdą na jaw, co po prostu tego nie chciał. Nie lubił się uzewnętrzniać, nie widział w tym żadnego celu. Można nawet powiedzieć, że wyznawał zasadę "własne brudy należy prać we własnym domu, nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego". Kierował się nią prawie przez całe swoje życie i nigdy tego nie żałował. Jasne, jeżeli ktoś się go zapytał co myśli, mówił o tym. Z większa lub mniejszą chęcią, ale raczej tego nie ukrywał. - Może masz rację - mruknął cicho, starając się przemyśleć to, co powiedziała dziewczyna. Wiedział, że się nie myli. Wiedział też, że to źle, że tak się zachowuje. Życie bez pragnień jest smutne, puste i odrobinę żałosne. Po dłuższej chwili milczenia odezwał się jeszcze ciszej, jego głos był spokojny, nie wyrażający żadnych emocji. Chwilami tylko słychać w nim było odrobinę żalu. - Jestem zmęczony szukaniem. Gdy tylko coś znajdę, zaraz mi ucieka, gubię to. Odnajduję i gubię, cały czas, wkoło, bez przerwy - nie do końca to miał zamiar powiedzieć, jednak po raz kolejny słowa same wypłynęły z jego ust. Może to i dobrze? Może wreszcie spotkał kogoś, przed kim mógłby się otworzyć, porozmawiać, kogo mógłby zapytać o radę? Wszystko jednak okaże się za jakiś czas. - Człowiek dla miłości gotów jest zrobić wszystko - zaśmiał się cicho. Oczywiście powiedział to z tak widoczną ironią, że nie miał wątpliwości jak zareaguje na to dziewczyna. Nie pozostaje nic innego jak wybuchnąć śmiechem i zakończyć ten smutny i przykry temat. Jeszcze jedna rzecz wpadła mu na myśl, więc postanowił dodać jeszcze tylko jedno, malutkie, samotne zdanie. - Cieszę się, że tak mnie postrzegasz - to prawda, był zadowolony. To znaczy, wiadomo, wiele osób go tak postrzegało. Jednak teraz wiedział, że dziewczyna powiedziała to szczerze i to mimo tego, co przed chwilą usłyszała o jego głupocie. Wzruszył ramionami. Dalej leżał na podłodze, spoglądając w sufit. Czuł się.. lżej? Z pewnością było mu lepiej w sercu. - Nie chcę tego sprawdzać - powiedział, wyciągając ręce w górę i krzyżując je delikatnie, jakby zasłaniając się przed dziewczyną. - Daj mi jeszcze pożyć! - prawie wykrzyknął, robiąc przy tym przerażoną minę. Nie udało mu się jednak długo jej utrzymać, po chwili na jego twarzy gościł już uśmiech, którego nie mógł za żadne skarby świata powstrzymać. Panna Shay miała chyba na niego dobry wpływ.
A jej to się zdarzało. Choć nigdy na czyiś oczach. Nie była osobą, która lubiła użalać się nad sobą... A co dopiero, aby ktoś to robił. Bo tak to właśnie bywało. Ktoś widział twoje łzy, od razu robi mu się Ciebie żal... Przynajmniej w większości przypadkach tak jest. Nienawidziła gdy ktoś opierał rękę na jej ramieniu i mówił, że wszystko będzie dobrze lub, że wie przez co przechodzi... Nie potrzebuje tego. Woli sama przez to przejść, w zaciszu swojego pokoju. Nie powie, że nie potrzebuje tego od czasu do czasu... Jest osobą dosyć żywą, otwartą i wesołą, dlatego pewnie nikt nigdy nie widział jej łez. I tak było lepiej. Przynajmniej ona dobrze się z tym czuła. Bardzo często wyżywa się na rzeczach materialnych... To daje upust jej emocjom. Czasem to poduszka a czasem mebel. Gorzej jest w tym drugim wypadku, bo gdy przyjdzie co do czego, to raczej ona wychodzi z siniakami. Czy może łączyć ich coś więcej oprócz wspólnego domu i wieku? Bardzo możliwe. Na kogoś w końcu musi trafić. A ona tak lubi widzieć, co kto ma tam w środku. Bo na samym wyglądzie daleko nie pociągnie, jak wspomniała to nie jest tak, że nie patrzy na wygląd... Jednak to nie jest wszystko. Racja, w końcu pierwsze wrażenie liczy się najbardziej. To w sumie ono nam mówi, czy chcemy dalej utrzymywać kontakt z drugą osobą. Ale wygląd to powierzchowność... Nie ma w tym nic interesującego. Przynajmniej dla niej. Dlatego stara się nie odtrącać ludzi i z góry ich traktować. Tak, z pewnością nie lubi odgórnego traktowania. Stara się w człowieku znaleźć to, co jest najlepsze. I jest w tym całkiem dobra. Ale czy to nie egoistyczne? Szuka tego wszystkiego w innych, tylko po to aby dowieść, że naprawdę to potrafi... Aby poczuć się odrobinę lepiej. No tak, nigdy nie uważała się za osobę idealną. Żyje dniem i bawi się najlepiej, jak potrafi. Dlaczego więc, obarcza tym swoje barki? Ang przestań! Ha! To wszystko wina Tannera, na bank. Dobra... Powoli robi się to dziwne. Ale nawet nie miałaby nic do powiedzenia w tym temacie... Tak, jakby wyjął te słowa z jej ust... Zaczyna się to robić podejrzane. A może widział jej myśli? Bardzo niebezpieczny grunt. A może był tajemniczą wróżką, która chcą ją czegoś pozbawić? Mmm. Miała wiele teorii, ale aby złożyć je do kupy musi nad tym dłużej posiedzieć. A to poczeka. Najważniejsze aby nie dać po sobie poznać niczego. -Ja wiem, że ją mam.-Uśmiechnęła się do niego promiennie. Aby rozwiać te czarne chmury nad jego głową. Temat zrobił się poważny a mina chłopaka wcale nie świadczyła o tym, że ten temat go jakoś obszedł. Nie chciała aby przez nią, na jego przystojnej buźce zagościł jakiś dziwny wyraz... Zadumania? Nie umiała go określić. Podrapała się po policzku i spojrzała na Niego.-Może to nie jest to, czego naprawdę chcesz, co?... Skoro to gubisz, znaczy, że nie wystarczająco mocno się tego trzymałeś. Co może oznaczać, że tak naprawdę nie zależało Ci na tym tak bardzo...-Wzruszyła lekko ramionami. Tak mogło się wydawać, było w tym sporo logiki ale jak jest naprawdę... To wie tylko on. Albo nie wie, i trzeba jakoś go naprowadzić. Uśmiechnęła się lekko i dźgnęła palcem jego bok. Była osobą, z którą można porozmawiać. Ale ktoś sam musiał tego chcieć, dlatego sama nie wychodzi pierwsza z inicjatywą. A tu proszę... Mówił jej takie rzeczy a widząc jego spojrzenie mogła spokojnie stwierdzić, że takie rzeczy nie często wychodzą na jaw. -Dla miłości?-Zmarszczyła lekko brwi.-Uważam, że nazywanie tego co jest między dwojgiem ludzi, miłością, prowadzi do pewnych ograniczeń.-Powiedziała.-Nie chcę się za bardzo rozwodzić na ten temat... Nawet nie wiem czy jestem w stanie to jakoś wytłumaczyć, abyś to zrozumiał.-Zaśmiała się cicho i pokręciła lekko głową. Tak, w jej głowie wszystko wygląda inaczej, przedstawienie tego komuś jest trudniejsze. Uśmiechnęła się lekko.-A jak Ty mnie postrzegasz?-Uniosła lekko brew. Nie znali się, ale to i tak było zabawne. Chciała wiedzieć co myśli, bo w końcu niektórych rzeczy nie mówi się na głos. A ona z natury była ciekawska, kiedyś to pewnie się na niej odbije ale co jej tam. Wiele razy słyszała już dziwne rzeczy na swój temat, to może dlatego kierowała nią ta cicha ciekawość. Zaśmiała się i przewróciła się na brzuch. -Nie będzie bolało!-Powiedziała i zrobiła duże oczy.-Do tej pory nikt nie narzekał... Choć później ich już nie spotkałam.-Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się. Pokręciła lekko głową i dwoma wskazującymi palcami zrobiła sobie kły, którymi zaczęła "poruszać"... Zaśmiała się cicho. Nie wiadomo co jeszcze siedzi w jej główce. Czyżby to był komplement? Jak to, to kłaniam się nisko. Ang zawsze do usług.
Użalanie się nad sobą to także zdecydowanie nie jest jedna z cech chłopaka. Osobami, które robiły wokół siebie wiele szumu z jakiegoś błahego powodu wręcz gardził. Nienawidził, gdy jakaś dziewczyna, która zobaczyła pająka, piszczała na cały korytarz, szukając jakiegoś rycerza w złotej zbroi, który go zabije i uratuje ją od śmierci. Smutniejsze chyba było to, że gdy dziewczyna była chociaż odrobinę powyżej przeciętnej, trzy czwarte facetów nabierało się na jej "niezdarność". Chłopak nie widział w tym żadnego sensu. Użalanie się nad sobą oraz popisywanie się nie było czymś, co imponowało Tannerowi, o nie. Zdecydowanie wolał kogoś, kto był silny i nie musiał robić idiotycznych rzeczy, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Co do odgórnego traktowania.. Tanner traktowany był tak przez całe swoje życie, najpierw przez rodziców, później przez brata, a teraz przez większość nauczycieli z tej śmiesznej szkoły. Nic więc dziwnego, że chłopak także tak robi. Jeśli tylko wyczuje w kimś malutką, ledwie widoczną słabość, od razu staje się panem sytuacji. Woli, jeśli ktoś jest podporządkowany jemu, a nie on komuś. Już za wiele w swoim życiu słuchał się innych ludzi, zamiast siebie. Może to jeden z powodów jego aktualnego nieszczęścia i rozżalenia do całego świata? Z pewnością nie główny, bo byłby on zbyt błahy, ale jedna ze składowych tego całego burdelu..? Jednak głupim jest myślenie o tym właśnie w tej sytuacji, dzisiaj, kiedy siedzi tu sobie z dziewczyną, która może być jego.. "bratnią duszą", w którą oczywiście nie wierzy. Jasnowidzem Tanner na dwieście procent nie był, jednak jedną z jego cech było wyczuwanie uczuć oraz poglądów danych osób na pewne sprawy. I to nie dlatego, że potrafił zajrzeć do ich myśli. Po prostu tak miał i już. Nie wykorzystywał tego zbyt często, ale akurat teraz chciał pokazać się z jak najlepszej strony. - Jaka pewna siebie - powiedział unosząc jedną brew z rozbawieniem. Owszem, tym razem przyznał jej rację, ale niech dziewczyna nie myśli sobie, że tak będzie zawsze, o nie, nie, nie. Na pewno jest wiele kwestii, w których się nie zgadzają, po prostu jeszcze do nich nie dotarli. Ciekawe, jak rozwiążą jakiś spór, bez wydrapania oczu sobie i komukolwiek innemu. - Nie mówiłem konkretniej o jakiejś rzeczy. Mówię o czymkolwiek, co wyda mi się marzeniem, pragnieniem czy czymś tam jeszcze. Jeśli czegoś chcę, z reguły nie mogę tego mieć.. - westchnął ciężko, podnosząc na nią wzrok. Dalej leżał na scenie z nogami opuszczonymi w dół, jednak udało mu się zobaczyć dziewczynę, która stała za nim. Taka była niestety prawda. Chłopak nigdy, przenigdy nie dostał tego, czego pragnął. Choćby nie wiadomo jak bardzo się starał, co robił i jak bardzo się poświęcał.. Nigdy nie dostał tego, o czym marzył. To było straszne. Jego osobisty dramat, trauma - może nawet do końca życia nie uda mu się wyleczyć z tej swojego rodzaju bezsilności? - Moim zdaniem dobrym pomysłem będzie danie sobie spokoju z miłością i wszystkimi tymi rozmowami na dzisiejszy dzień, co Ty na to? - zaproponował, marszcząc lekko brwi. Dzisiaj skończą poważne tematy, a tak właściwie nie ma pojęcia czy kiedykolwiek jeszcze się spotkają. Tzn. w Pokoju Wspólnym, na lekcji czy na korytarzu to jasne. Tylko czy będą mieć kolejną szansę na taką rozmowę jak dzisiaj? - Naprawdę chcesz wiedzieć? - zrobił przerażoną minę, jednak po chwili wybuchnął śmiechem. Nie miał jakoś czasu zastanowić się, jaka tak naprawdę jest dziewczyna. Postanowił jednak spróbować, może akurat uda mu się trafić w jakąś z cech, które wyłapał przez ich dzisiejsze spotkanie. - Jesteś silna, twarda, radzisz sobie w życiu sama i nie potrzebujesz żadnej pomocy. Zabawna, opanowana. Jednak to wszystko tylko pozory. Nie doszedłem jeszcze do tego, jaka naprawdę jesteś gdzieś tam głęboko, w środku, jednak wiem, że na pewno nie taka. To tylko twarz, którą próbujesz pokazać innym - mrugnął do niej wesoło, zastanawiając się jak bardzo trafna jest jego wypowiedź. Bo chociaż trochę z pewnością była. Miał nadzieję, że dziewczyna wyprowadzi go z błędu, jeśli powiedział coś źle, a nie obróci się na pięcie i wyjdzie z Sali. Czekał na jej reakcję, rozkoszując się chwilą ciszy, gdzie nie było słychać ich głosu. - Dokładnie tego się boję - parsknął cichym śmiechem na słowa dziewczyny. Oczywiście nie bał się tego, czasem nawet marzył aby zapaść się pod ziemię i zniknąć na jakiś długi, długi czas. Ah, jakie to byłoby wspaniałe.
Jaki facet to robi? To się nie godzi, prawda? Nie widziała potrzeby w użalaniu się nad sobą. To tylko gadania i dołowanie siebie, nic poza tym. Przecież to w niczym nie pomaga... Jedynie robi z siebie idiotę. Przynajmniej ona tak myślała. Okey, czasem można sobie pozwolić na moment załamania, jest to ludzka rzecz i czasem potrzebna. Ale żeby od razu robić z tego widowisko? Porażka. A czy niezdarne dziewczyny nie są uuurocze? Każdy facet chce jakoś podbudować swojego ego, i w tym przypadku to działa. Naprawdę! W końcu fajne jest tak czuć się podporą dla dziewczyny, tak, szczególnie gdy tu chodzi o płeć przeciwną. To nieco szowinistyczne rozumowanie ale nie zmieni tego... Nie mówi, że jest tak w każdym przypadku. Ale bądźmy ze sobą szczery, każdy chłopak chce pokazać, że nosi spodnie. Mmm, troszkę dziwne określenie Ang ale jak to lepiej wytłumaczyć? Pewnie by się dało, jednak teraz nic lepszego nie przychodzi Ci do głowy. Uśmiechnęła się szeroko.-O, dziękuje.-Powiedziała i przekrzywiła lekko głowę.-To dar lub przekleństwo, zależy jak na to patrzeć.-Pokiwała powoli głową, jakby potwierdzając swoje słowa. Oh, ma nadzieje, że nie zgadzają się we wszystkim. Byłoby nudno! A Shay nie trafi nudy. Coś musi się dziać!-Ja również nie miałam na myśli jeden rzeczy. Mówiłam o całokształcie.-Powiedziała spokojnie.-Brzmisz tak żałośnie.-Mruknęła i dźgnęła go palcem w ramię. Uniosła lekko brwi. Przecież podobno się nad sobą nie użala... A poniekąd to tak brzmiało.-Powiem to samo, co wcześniej... Zepnij tyłek i chwyć to, co chcesz!-Powiedziała i dla lepszego akcentu zacisnęła pięść i uniosła ją do góry.-Może mówię to z łatwością, ale się tego nauczyłam... -Wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się delikatnie, leniwie. Nie chciała go w jakiś sposób urazić, po prostu mówiła to, co myślała. Niekiedy to w niczym nie pomaga. Jednak ona zawsze była szczera, wobec siebie i innych. Tak żyło się łatwiej. Przynajmniej jej. Zaśmiała się.-Jasne. Mi to nawet odpowiada... W tej sferze nie jestem ekspertem.-Powiedziała spokojnie i wzruszyła lekko ramionami. Czy się jeszcze spotkają? Są sowy... Zawsze któreś może jakąś wysłać, to nie jest problem. Przynajmniej dla niej. Bo jak ktoś chce, to potrafi. Pokiwała głową, odpowiadając na jego pytanie. W sumie, to naprawdę była ciekawa jakie to wywarła pierwsze wrażenie. Czysta ciekawość. A podobno to te pierwsze, jest najważniejsza. Założyła dłonie na wysokości piersi i słuchała go. Uśmiechnęła się lekko, gdy skończył. Cóż, pewnie w większości miał racje. Była taka, ale nie widziała tutaj drugiej twarzy. Nigdy jakoś nie ukrywała swojej osobowości. Nie była taką osobą, która chowa się za czymś innym. To, że nie wykrzykiwała głęboko zakopanych uczuć wcale o tym nie świadczyło. Przecież on też nie z wszystkim się afiszuje. Nikt tego nie robi. Ale tak, to cała reszta jest prawdziwa.-Jeszcze wiele musisz poćwiczyć aby dojść do perfekcji.-Powiedziała spokojnie.-Ale gratuluję za odwagę. W pewnych aspektach masz racje, jednak co do tej drugiej twarzy... No nie wiem.-Uśmiechnęła się szeroko. Wzruszyła lekko ramionami.To może wina tematów, na jakie weszli? Mm. Nie zamierzała się obrażać, bo chłopak powiedział to co myśli. To głupie. Nie była dzieckiem. Powoli się podniosła i rozciągnęła, jakby jej mięśnie zastygły na bardzo długi czas. -Nie mów mi, że taki chłop jak Ty, boi się czegoś.-Zaśmiała się i puściła mu oczko. Oczywiście, pewnie tak jak on, żartowała sobie. A opcja zniknięcia na pewien czas nie byłaby dobra dla jej wiernych fanów. Oj nie. W sumie zależy kto co lubi.
Szmaragdowo oka dziewczyna błądziła po korytarzach Hogwartu nie pozostawiając za sobą żadnego śladu, żadnego szmeru. Bezgłośnie niczym duch przemieszczała zatłoczone korytarze. Ludzi było tak dużo, że dziewczyna nie miała ochoty zatrzymać się w żadnym z wcześniej wybranych miejsc. Na dworze jest zimno, dlatego ludzie tłoczą się na korytarzach i w całym zamku. Nikola po długim bezcelowym spacerze dotarła do Sali teatralnej. Weszła wolnym krokiem i nim się obejrzała stała na scenie spoglądając na całe pomieszczenie z góry. Uchyliła usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jej dolna warga zadrżała, a ona wpatrywała się tępym i nieobecnym spojrzeniem w jeden z rzędów krzeseł. Usta zamknęły się, a ona opuściła wzrok zaciskając pięści. - Nie potrafię… – wyszeptała do siebie. Jej prawa dłoń powędrowała na klatkę piersiową i wyczuła silne, szybkie bicie serca. Samo stanie na tej scenie powodowało, że czuła strach, stres i wiele innych negatywnych uczuć. - Dlaczego nie potrafię? Kocham to, a mimo wszystko – W jej oczach pojawiły się łzy, a ona zadrżała. Mała dłoń zacisnęła się na jej koszulce, a ona przegryzła wargę – Do cholery jasnej to niesprawiedliwe! – wykrzyczała ile sił w piersiach. Dłoń, która znajdowała się na klatce piersiowej szybko zasłoniła krztuszący kaszel, który przyśpieszył jej oddech. Puchonka zamknęła oczy i wlepiła swoje spojrzenie w sufit, powstrzymywała łzy, które chciały opuścić jej oczy, jednak nie udało się jej to i po policzkach spłynęły słone łzy.
Wolfgang, jak to na wzorowego nauczyciela przystało od dłuższego czasu bez celu chodził korytarzami zamku rozdzielając zbyt rozgorączkowane pary oraz łagodząc konflikty. Przy okazji starał się udawać, że jego kroki idą we wcześniej zaplanowanym kierunku. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze, jednak kto mógł podejrzewać, iż Hansavritson się nudzi? Przecież to niedorzeczny pomysł! Nauczyciele zawsze mają pełne ręce roboty. Od jakiegoś tygodnia nie miał najmniejszego pomysłu na samego siebie. Zaczął po raz kolejny czytać książki znane na pamięć, a to nie wróży niczego dobrego. Jak na złość wszyscy, nawet do tej pory wierny Sebastian, byli zajęci. Gdy przebrnął przez hałaśliwy korytarz znalazł się w zakurzonej sali. Początkowo nie zauważył dziewczyny stojącej na scenie, zbyt zajęty czyszczeniem swych bordowych martensów, które wycierał skrawkiem bijącej po oczach, różowej koszulki. Nieświadom rozgrywającego się na scenie dramatu przeszedł jeszcze kilka kroków, po czym, wreszcie zauważając Nikole, przystanął w dziwnej pozie. Widział jej łzy i jak zawsze nie wiedział jak zachować się w takiej sytuacji. Nie cierpiał łez, to była jedna z niewielu rzeczy, której naprawdę się bał. Jednak musiał się przemóc i dobrze o tym wiedział. Westchnął cicho i czym prędzej ruszył ku podwyższeniu, a gdy wreszcie doczłapał do miejsca w którym stała dziewczyna, zawahał się chwilę, po czym już bez ociągania lekko ją przytulił. -Co tym razem, panienko Nightmare?- nad wyraz spokojny Wolfgangowy głos niósł się po pomieszczeniu cichym echem.
To była najbardziej niespodziewana rzecz jaka się jej przytrafiła dzisiaj. Po jej policzkach spływały łzy, cała drżała, aż nagle poczuła jak ktoś łapie ją i przytula. Zdezorientowana spojrzała w przestrzeń, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Nie wiedziała jak zareagować, nie wiedziała co powiedzieć. - Umm… – udało się jej jedynie wydukać. Przegryzła wargę i uśmiechnęła się pod nosem. – Ja… przepraszam… – wyszeptała zakłopotana i położyła dłonie na klatce piersiowej nauczyciela odsuwając go delikatnie od siebie. Prawą dłonią otarła łzy, które zarysowały swój bieg na jej bladej twarzyczce. – Nie sądziłam, że ktoś tutaj jest… – wymruczała pod nosem i zaśmiała się zakłopotana. I co teraz? Przecież nie powiem mu, że to była gra… dodatkowo… dlaczego… dlaczego on mnie przytulił. Aaa! To było odrobinę krępujące! Pomyślała i natychmiast odwróciła zawstydzone spojrzenie. Chciała się schować w tym momencie, zapaść pod ziemię, jednak nie mogła, musiała stanąć twarzą w twarz z tym nauczycielem, który z każdym spotkaniem zaskakiwał ją coraz bardziej. - Ja… – zaczęła znowu niepewnie i zerknęła ukradkiem na jego twarz. Nie chciała mu spoglądać w oczy, nie lubiła tego robić i nikt nie mógł dostąpić tego zaszczytu. – tylko grałam… – wyszeptała zakłopotana – przepraszam, że pana zmartwiłam – wydukała niepewnie. Po chwili jednak uśmiechnęła się szeroko i jej twarz rozpromieniała. - Jednak, skoro pan tak zareagował to byłam bardzo przekonująca! – była szczęśliwa z tego powodu. Teatr to było wszystko co miała, to było coś, czego jeszcze nikt nie odważył się jej zabrać. Wystarczy, że Bóg zabrał jej muzykę, nie pozwoli żeby ktoś zabrał jej teatr…
Jako człowiek kochający rzeczy niespodziewane, im bardziej tym lepiej, Wolf powinien być bardzo ucieszony wiedząc jak niezręcznie poczuła się uczennica. Oczywiście w jego ruchu nie było żadnego podtekstu. To był jedynie pocieszający gest, dobrze, że zdobył się chociaż na to, nic więcej. Niebywale poprawiłby mu się humor, gdyby dziewczyna zrozumiała go inaczej, jak było mówione, nie był do końca normalny, jednak nie miał zamiaru komukolwiek się tłumaczyć z owego postępku, więc by nie było niedomówień, wyjaśnił swe karygodne zachowanie: -Wybacz, jeżeli poczułaś się niezręcznie, nie to było mym zamiarem. Chciałem Cię jedynie pocieszyć. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.- powiedział, puszczając dziewczynę i odsuwając się na krok. Swą wypowiedź zakończył uśmiechem, nie miał w końcu zamiaru nikogo przestraszyć, chociaż... nie, jednak nie. -Nie przejmuj się mną. Jestem jedynie kolejnym krążącym po szkole nauczycielem. Traktuj mnie jak wszyscy- jak niewidzialnego. Wielu rzeczy można się z tej perspektywy dowiedzieć.- prychnął cicho, patrząc w dół.- Chyba jednak będę zmuszony zainwestować w szmatkę do butów.- powiedział niby to do siebie, dłoniom wskazując plamkę, powstałą na wskutek czyszczenie obuwia. Przez chwile przyswajał słowa dziewczyny. Grała? Czyżby? Jeżeli nie karmiła go jakimś kłamstewkiem to była naprawdę dobra. Chociaż z drugiej strony co on tam wiedział o teatrze... Mimo wszystko postanowił podzielić się swoją opiniom z uczennicą, po czym już wygłosił słowa pochwały, powiedział niby żartem: - Nigdy nie graj mnie, będę się czuł jakbym miał rozdwojenie jaźni.- tak bardzo suchy żart, był tym czego teraz oczekiwał od samego siebie.
Słysząc jego słowa zarumieniła się o ponownie odwróciła wzrok. TO BYŁO STRASZNE! Ona naprawdę nie wiedziała jak ma się zachować przy tym mężczyźnie. Jedyne wyjście to zacząć grać… Ale dlaczego miałaby udawać kogoś kim nie jest? Przecież to jest oszustwo albo… zabawa? Można to też tak ująć, nieprawdaż? - Jednak spodobał się Panu fakt, że zareagowałam w ten, a nie inny sposób? – spytała pewniej, a na jej drobnej twarzyczce pojawił się chytry uśmieszek. Zbliżyła się do nauczyciela i położyła dłoń na jego torsie, spojrzała z dołu na jego twarz rozbawiona – Taka zawstydzona… jakby pan zrobił coś... – nie dokończyła i odwróciła się na pięcie odchodząc od niego na kilka kroków. Czuła jak serce wali jej jak szalone, była BARDZO nieśmiałą dziewczyną, więc granie osoby, która była jej przeciwnością, było dosyć trudne, jednak wykonalne. - Niewidzialny? – zapytała i odwróciła się w jego stronę. Widocznie nie spodobało się jej to porównanie, gdyż na jej twarzy zagościł smutek, a ona odwróciła wzrok. Zawsze była niewidzialna. Niektórzy nauczyciele dopiero w szóstej klasie zorientowali się, że uczyli ją od sześciu lat. Jakim cudem? Nie mam zielonego pojęcia, ale ona była niewidzialna i dalej taka jest. Ludzie jej nie zauważają, a ona stała się obserwatorem, który nie posiada siły, żeby wniknąć w ten rzeczywisty świat, żeby zmienić coś na swój własny sposób, może tylko obserwować. Nie zwróciła uwagi na jego buty. Teraz nawiedzały ją inne myśli, otrząsnęła się natychmiast i spojrzała na niego kątem oka. Rozdwojenie jaźni? Nie wiem czemu, ale ten facet ma cela w dokonywaniu porównać i używaniu niewłaściwych słów. Dziewczyna naburmuszyła się niezadowolona i fuknęła pod nosem. - To i tak niemożliwe – powiedziała po chwili wzdychając pod nosem – żeby to zrobić musiałabym poznać pana całego, cal po calu, fragment po fragmencie. Dogłębnie poznać pana osobowość, charakter styl życia. Można powiedzieć, że musiałabym wejść w pana, żeby móc stać się panem. Ta wypowiedź mogła brzmieć bardzo, bardzo dziwnie, ale ona nawet tego nie zauważyła.
Zapewne Wolfgang uznałby to za niebywale interesujące i nowatorskie stwierdzenie, jednak niekoniecznie spodobałoby mu się to, iż ma zastać oszukany w tak znaczącej sprawie jak czyjś charakter. Bardzo cenił szczerość w tej jednej sprawie. Tak właściwie to nie doceniał tej cechy nigdzie indziej. Być może po prostu nie miał ku temu sposobności lub też nie znalazł osoby godnej bez której życia sobie nie wyobrażał. To by wiele wyjaśniało. Na jej słowa, roześmiał się cicho. Och, tak oczywiście! Jak on ubóstwiał ludzi którzy potrafili go zaskoczyć! -Masz rację. Ludzie reagujący w ten sposób wyglądają... niezwykle zabawnie. Musisz kiedyś spróbować.- powiedział całkowicie zgodnie z prawdą. Rzadko kiedy kłamał w rozmowie z ludźmi znaczącymi dla niego tyle ile stojąca przed nim uczennica, na razie- nic. Była to śmieszna, ale i niebezpieczna zabawa, dlatego stwierdził, iż mimo wszystko musi położyć jej kres. Delikatnie zdjął rękę uczennicy ze swego torsu. Nie potrzebne są mu popaprane związki z uczennicami, poza tym ona wydawała się go po prostu prowokować. Czyżby... nowe hobby? Potwierdził ruchem głowy, chociaż podejrzewał nie było to potrzebne. Zauważył jej smutek. Zrozumiał, że palnął, jednak nie do końca pojmował zachowanie dziewczyny. Nigdy nie miał problemów z niewidzialnością, właściwie to często jej pragnął. Była cudowną towarzyszką, można było z nią robić wszystko, a ona nigdy nie zgłosiłaby zażalenia. Przyjaźń idealna, bez zbędnych komentarzy. Cały czas mowa oczywiście o niewidzialności, a co za tym idzie samotności, którą ostatnimi czasy Wolf coraz częściej wykorzystywał. A to błąd, próbował rozładować atmosferę, a ignorancja dziewczyny mogła zaboleć jego buty. A to nigdy nie pomaga. Teraz zapewne Hansavritson odtańczyłby taniec radości. Taki komplement? Mozę nawet zdobyłby się na rumieniec udający objawy zawstydzenia? -Jak dużo osób twierdzi- myślał o Afrze, wrednej karykaturze czarodzieja- jestem na wskroś przewidywalny. Pewnie nie miałabyś z tym większych problemów.- Wolf wspaniałomyślnie nie zauważył podtekstu dziewczyny. Raz na jakiś czas nawet on chce być miły. Wzruszył lekko ramionami i uważnie obserwował tę niecodzienną uczennice.
Ojej to będzie problem. Nawet ja jako autorka nie wiem jaka konkretnie jest ta dziewczyna. Wiem jedynie, że jej charakter potrafi się zmieniać co chwilkę. Wiem również, że jest bardzo skrytą osobą i na tym kończymy wywód o jej osobie. Często grała kogoś kim nie jest i zaczynała się gubić po prostu już nie wiedziała jakie cechy charakteru należą do niej, a jakie są zapożyczone… - Mam nadzieję, że kiedyś mi się uda – powiedziała zadowolona. Może i niebezpieczna, jednak dla osoby, która była słaba i wiedziała, że może przegrać. Nikola nie szukała związku z nauczycielem. Po prostu ostatni raz kiedy była w takowym została dotkliwie zraniona, zresztą ona nie zakochuje się tak łatwo, ma problem z zakochaniem. Kiedy mężczyzna zabrał jej rękę uśmiechnęła się szeroko ukazując swoje śnieżnobiałe ząbki. Widocznie nie zrobiła sobie z tego żadnych problemów. Ona tylko grała i to co robi jak gra jest tylko aktorstwem. Gdyby miała grać prostytutkę miałaby pewnie jakiś problem, ale pewnie wcieliłaby się w tą postać, jednak wiedziałaby, że nie jest przekonywująca. Po prostu nie mogłaby się tak do końca zachowywać. No cóż troszkę trudno było im się dogadać. Bynajmniej tak mi się wydaje. Ale trzeba próbować! ONA NAWET NIE ZORIENTOWAŁA SIĘ, ŻE TAM BYŁ JAKIKOLWIEK PODTEKST. Ujęła to w słowa, które przyszły jej do głowy! Wracając, kiedy profesor wypowiedział te słowa w jej oczach pojawił się tajemniczy błysk, a na twarzyczce delikatny uśmieszek. - Jeżeli osoba jest przewidywalna to, albo chce żeby ludzie ją za taką uważali i się tak zachowuje, albo jest całkowicie beztroska. – skwitowała z uśmiechem – Bynajmniej takie jest moje zdanie – dodała po chwili trochę zakłopotana.
Rzeczywiście. To stanowi problem, co najśmieszniejsze w całkiem dużym stopniu. Jednak jak sądzi Wolf życie bez problemów traci na atrakcyjności. O to właśnie chodzi w naszej egzystencji- o rozwiązywanie problemów z pozoru nie do pokonania, o zmaganie się z codziennością. Nie jesteśmy tutaj po to by podziwiać kwiatki i biegać za motylkami. Tylko głupiec nie zauważyłby tego oczywistego faktu. Jak wiemy tacy też istnieją i to tylko dodaje uroku naszemu życiu. Co to by była za zabawa z samymi filozofami i inteligentami tego świata? Byłoby koszmarnie nudno w rozrachunku. Cieszmy się i bądźmy wdzięczny bogom za różnorodność problemów, ten mimo wszystko powinien być trudniejszy do przezwyciężenia niż się może wydawać... -Ja również, Nikol *mam nadzieję, że dobrze odmieniłem*.- powiedział tonem sugerującym przebywanie myślami w zupełnie innym miejscu, tak jednak nie było. On po prostu nie miał najmniejszego pojęcia c jeszcze mógłby wnieść do tematu. Tak, ktoś nie tylko zaskoczył, ale również sprawił, że Wolf zapomniał języka. Doprawdy, świat okazuje się coraz bardziej okrutny. On wiedział, że nie ulegnie. Właściwie to nawet nie było czemu ulegać. Nie widział po prostu sensu w zasiewaniu plotek, które nim się całkowicie je wypleni, dotrą do osób, które w żadnym wypadku o ich istnieniu dowiedzieć się nie powinny. Również się uśmiechnął. Mimo wszystko nie odczuwał negatywnych emocji w stosunku do uczennicy. Był w stosunku niej obojętny lub też nawet zaczynał być nastawiony pozytywnie. Była intrygującą oraz inteligentną osobą, nie widział powodu dla którego miałby jej unikać czy chociażby czuć niechęć. No cóż... Możliwe, że już zawsze będzie coś ich dzieliło. Pochodzenie tejże rzeczy może pozostać nieodkryte, jednak coś utkwiło w szparze między ich osobowościami. Mówią, że inność jest dobra, jednak nie kwestionując tej teorii można stwierdzić, że potrzeba jeszcze wiele czasu nim się dogadają. - Po raz kolejny mam ochotę zaklaskać.- powiedział z uśmiechem.- Moim zdaniem przewidywalność dla każdego oznacza co innego, to pojęcie względne. Większość rzeczy pozostaje w ukryciu naszych dusz dopóki nie powołamy ich do życia.
Dziewczyna spojrzała na profesora lekko zdezorientowana. Jej szmaragdowe tęczówki prześlizgnęły się z oczu mężczyzny na jego usta. Zrobiła to ponieważ z takim ustawieniem Nikola nie była zmuszona do spoglądania w oczy nauczyciela, a wyglądała tak, jakby spoglądała na niego. Nie lubiła kontaktu wzrokowego, dlatego zawsze starała się go unikać. Co innego, że kultura nakazuje spoglądać na swojego towarzysza podczas rozmowy – tak była uczona – dlatego w ten sposób rozwiązała ten problem. Uśmiechnęła się delikatnie kiedy skończył swoją wypowiedź. Profesor Wolf wszedł na złe tematy. Jeżeli dziewczyna się rozgada, to już się nie zamknie. - Wszystko co nas otacza nie posiada jednej konkretnej definicji, każdy to może pojmować na swój własny, indywidualny sposób, nie możemy tej osoby zarzucać kłamstwa. To by było zbyt niesprawiedliwe nie sądzi pan? – zapytała robiąc krótką przerwę, jednak nie pozwoliła mu wydobyć nawet jednego dźwięku, kontynuowała swój wywód – Większość rzeczy i różnych słów, znaczeń, dostało swoją własną definicję, żeby ludzie mogli w jakikolwiek sposób się porozumiewać ze sobą. Jeżeli krzesło byłoby tylko zwykłym przedmiotem bez nazwy i konkretnej definicji, a pan poprosiłby mnie bym je panu przyniosło mogłoby dojść do nieporozumienia, a nieporozumienia często kończą się konfliktami. Jednak mimo tego, że wszystko posiada swoją nazwę i definicję, istnieją wyjątki, w których znaczenie danego słowa możemy pojmować na różne sposoby. – powiedziała, a mówiła to dosyć szybko, jednak wyraźnie. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała – Dobrym przykładem jest „dobro”. Według słowników dobro to jedno z podstawowych pojęć etycznych, utożsamiane z pojęciem bytu. W moralności dobro określa poprawność czynów i zachowań człowieka. Jednak pojawia się tu moim zdaniem jedna nieprawidłowość. Słowo poprawność nie jest jedno znaczne. W zależności od moralności, zachowania, wychowania człowieka, znaczenie tego słowa może się zmienić. Dziecko, które wychowało się w rodzinie, której zasadą jest wymierzanie sprawiedliwości we własnym zakresie będzie uważało takie zachowanie za poprawne. Mimo iż będzie mógł kolidować z prawem, bądź z ogólnymi zasadami moralnymi. To jest chyba dobry przykład na to, że poprawność może być różnie interpretowana, dlatego też dobro również nie posiada jednej niezmiennej definicji… – no i się rozgadała. Wątpię, żeby panienka Nightmare pozwoliła dojść do głosu Wolf’owi, no chyba, że skończy. – Przykład. Według przypadkowego przechodnia aborcja nie jest niczym złym, każda kobieta może mieć prawo do wykonania takiego zabiegu, nie jest to żadnym przewinieniem, przestępstwem, jest pomocą dla kobiet, które mają niechciane dziecko, drugi przypadkowy przechodzień może się całkowicie z tym nie zgadać, jest to morderstwo, z którym nie powinno się zgadzać. Do jednej sprawy ludzie przypisują dwa przeciwne sobie pojęcia etyczne. Jak zatem rozróżnić, który z nich ma rację? Na przykładzie aborcji, jest ona dobra i zła? My nie możemy tego oceniać, każdy z nas ma swoje własne wartości moralne i posiada własne postrzeganie świata, jeżeli zaczęlibyśmy dyskusję na ten temat może się okazać, że mamy taki sam konflikt. Dopóki istnieją różni ludzie, nigdy nie pozbędziemy się konfliktów. Jednak wracając do początku. Większość rzeczy to pojęcia względne, które mają za zadanie jedynie mniej więcej pogodzić ludzi i powstrzymać ich przed ciągłymi nieporozumieniami. Takie jest moje zdanie. – w końcu umilkła. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na nauczyciela lekko speszona. Dopiero teraz się zorientowała, że zasypała go gradem informacji, które zawsze krążą w jej głowie. Zarumieniła się i odwróciła wzrok zakłopotana. - Prze… przepraszam… nie powinnam była się tak rozwodzić.
On zazwyczaj nie miał problemów z utrzymaniem kontaktu wzrokowego. Chociaż są osoby, które niebywale go peszyły. Każdy chyba miał kogoś takiego... Aczkolwiek właściwie niekoniecznie to prawda. Zapewne się mylił. Zresztą jak zazwyczaj. To nieco nietypowe, Wolf przyznający się do jakiegokolwiek błędu życiowego. Był nawet skłonny podziękować komuś za to, że nikt inny poza Afrą nie potrafi czytać mu w myślach. Odczuł nawet niekłamaną ulgę... Powinien westchnąć? Nie no, litości. Uczennica zapewne uznała by go za jeszcze dziwniejszego niż jest w istocie. Wracając do kontaktu wzrokowego- nie zauważył zmiany w miejscu patrzenia uczennicy. Zresztą co za różnica? Przecież w ostatecznym rozrachunku ta rozmowa i tak się nie kleiła. To smutne, stracił zdolność rozmowy z młodzieżom czy też Nikol byłą nietypowa? Trza było go ostrzec! Biedny, niczego nieświadomy Wolf sam wydał na siebie wyrok. Został perfidnie sprowadzony na manowce. -Z całą pewnością zgadzam się z czymś z Twej wypowiedzi.- odpowiedział, zakańczając wypowiedź cichym śmiechem. Zrozumiał wszystko, mam nadzieje, że nie podejrzewacie go o idiotyzm wrodzony. Jemu jedynie nie chciało wymyślać się teraz niczego przydługiego i filozoficznego. Miał do tego dryg, ale... innym razem. Dziś był w nastroju jedynie na duże piwo, a nie na prowadzenie inteligentnej rozmowy. Musi pójść się napić... Znowu się nie wyśpi... -Nie masz za co przepraszać. Inteligencja jest cenioną cechą.- powiedział z uśmiechem. A jednak- okazało się, że chociaż trochę polubił Nikol. Chociaż... może nie polubił, jednak... odczuwał pozytywne uczucia względem uczennicy. Jeszcze raz uśmiechnął się do dziewczyny, po czym rzekł: - Muszę Cię opuścić. Mam nadzieję, że będzie nam dane dokończenie tej rozmowy.- z tymi słowami skierował swe kroki w stronę drzwi i opuścił pomieszczenie. A co mi tam... Pójdę się upić.
Dziewczyna spojrzała na nauczyciela i posłała mu smutny uśmiech. Tak już się to kończyło. Kiedy choć troszkę się otwierała i schodzono na tematy, które ona uwielbiała wszyscy uciekali. Może i pan Wolf nie miał tego na myśli i nie chciał żeby tak wyglądało, to jednak tak to wyglądało. Nikola nie odezwała się słowem spoglądała na pana Hansavritson’a z delikatnym uśmiechem, który starała się wymuszać na swojej bladej twarzyczce. To było trudne spotkanie, ona i on starali się, by wypadło jak najlepiej jednak… no po prostu nie dało rady. Kiedy profesor opuścił pomieszczenie puchonka zerkała w stronę drzwi i odwróciła wzrok. Pod nosem wydukała jeszcze kilka słów. - Inteligencja jest cenioną cechą, tak? – westchnęła pod nosem i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Nie miała już dzisiaj ochoty na ćwiczenia. Chciała jedynie gdzieś się schować i nikomu nie pokazywać. Samotność… to taka straszna rzecz. Jednak mimo iż tak bardzo przeraża ludzi, to i tak do niej lgną.
Podobno każda mała dziewczynka marzy o tym, aby zostać aktorkę, piosenkarką... Czy kimś kogo można podziwiać. Oddawać mu hołd. Podobno. Bowiem wiemy, że wyjątek potwierdza regułę. Takich prawideł życiowych może być wiele, lecz nie będziemy ich wszystkich wymieniać. Ale jednak pomijając już ten wstęp to chyba właśnie po to wybrał się tu Frederic Champion, a żeby oswoić się ze sceną, a może za jakiś czas i wystąpić na niej. Wszak od początku roku po szkole krążyły pogłoski o przedstawieniu, które mieli wystawiać uczniowie starszych klas w ramach dalszej integracji z przyjezdnymi! A może chłopak niekoniecznie przyszedł tu z własnej woli, ale pewnie i nie bez powodu stał teraz na scenie unosząc dłoń w górę, jakby spodziewał się, że Julia mu odpowie, a on będzie jej Romeem. W tej bajce jednak Julia nie chciała stać na balkonie, a znajdowała się w progu sali z rękami założonymi na piersiach. Tak drodzy państwo, jedna z tych szkolnych piękności zaszczyciła Freda swoją uwagą. Uciekajcie moi drodzy Cheyenne Wentworth chyba zamierzała zmieść chłopaka ze sceny i zająć ją tylko dla siebie, albo... Albo popatrzeć, pośmiać się. I dać znać znajomym... Ale już żadne nie ucieknie. Wszak ich spojrzenia się spotkały.
Każda mała dziewczynka marzyła, by zostać piosenkarką lub aktorką? Nie, nie każda, a na pewno nie taka Cheyenne, której zamysły na przyszłość były dużo bardziej ambitne. Komuś, komu można oddawać hołd i go czcić? O tak, to już bardziej pasowało do panienki Wentworth, która już od dawna miała mocne zapędy monarchistyczne, a dokładniej absolutne. Przecież już wczesne lata dziecięce charakteryzowały się zaczątkami wykształcania w sobie pierwiastka Jaśnie Pani, która siedziała w jej głowie, niczym taka druga, mała, wewnętrzna Cheyenne. Mała, niemniej tak samo denerwująca i irytująca, która odzywała się praktycznie zawsze, cokolwiek robiła, mówiła, zawsze z tą nutą, która sygnalizowała, że miało się do czynienia z kimś nie znającym sprzeciwu, znającym swoją wartością, uwielbiającym wszystkimi pomiatać. Nie musiała udawać kogoś innego, jak doskonale czuła się w swojej skórze. A jednak w aktorstwie było coś pociągającego, nieokreślonego, czego nie potrafiła wyjaśnić. Niekoniecznie była fanką angażowania się w wystawiane sztuki, chociaż to też zależało od roli. Jeśli jej przypasuje, jest skłonna się podjąć wyzwania zagrania kogoś nawet cholernie innego od niej samej, nawet... Julii. Nawet w tej durnej, przereklamowanej, obrzydliwie romantycznej i jakże dramatycznej sztuki. Nigdy nie potrafiła pojąć, co takiego jest w historiach pokroju nieszczęśliwej miłości i popełnianiu samobójstwa na sam koniec (a ałtorka uwielbia Szekspira...). Mimo to zawsze wydawał się to dla niej idealny punkt do jawnego kpienia, a wierzcie lub nie, ale okazji ku temu napotykała mnóstwo. Może dlatego, że w Sali Teatralnej przez większość czasu był balkon, przy którym mnóstwo uczniów i studentów myślało, że jest się Romeem, Julią, ale już nie myślało, że mają, wąską, bo wąską, ale zawsze jakąś widownię w postaci pół wili. Obiektywnego krytyka, który nie omieszka wygłosić ciętej riposty. Tak było i teraz, gdy blondynka przekroczyła próg teatru i jej niebieskim oczom ukazała się postać Fredericka Championa. Musiała przyznać, że wyglądał nadzwyczaj realistycznie, ale gdzie jego słodka Julia? - Och, Romeo, jestem tutaj! - zawołała teatralnym (a jakże) tonem, przykładając rękę do piersi. Tak, zabawi się w Julię, a co tam! W końcu rzekomo była piękna, co idealnie pasuje do Cheyenne!
Freddie i sztuka. To się nie mogło dobrze skończyć. A po za tym on sam nie szczególnie przepadał za sztuką. Już obojętnie czy mugolska czy czarodziejska. Wystarczyło mu, że w życiu też cały czas grał. Do tego romans! Tego to już bardzo mało mógł zdzierżyć. Wszelkie tego typu książki, sztuki czy cokolwiek omijał szerokim łukiem. Chociaż Romeo i Julia mięli to do siebie, że nieszczęśliwe skończyli. Jakieś pociesznie w całej tej zawierusze o zakazanej miłości. Ale wiadomo, że to najbardziej chodliwy temat dla młodych i kochliwych nastolatek. Jednakże sam Freddie nie należał do tego grona. I nie zamierzał. - Świetnie - rzucił Freddie nie za bardzo siląc się na jakiekolwiek emocje. Coś nie coś wiedział o tej sztuce, ale nie zagłębiał się w szczegóły. Nie poświęcał za dużo czasu temu, co go nie interesowało. Co on właściwe tu robił? Tego do końca nie wiedział. Dziwne czyż nie? Po chwili jednakże przeniósł wzrok na dziewczynę. Nie dało się nie zauważyć, że Cheyenne zdecydowanie nadawała się na Julię. Ale teatr nie był jego domeną. Jednakże po chwili się zrehabilitował. Czemuż dla zabawy nie podjąć gry? - Wybacz mi Julio - posłał dziewczynie jeden ze swoich licznych uśmiech. - Wszak raduje się móc widzieć się znów.
Dla takiej Cheyenne życie było sztuką, więc nie miała problemów z podjęciem wyzwania jakże słodkiej do bólu Julii, podczas gdy sama pół wila była tak samo do bólu słodka. Oczywiście wtedy, gdy chciała taka być. Jednak nawet ja nie mam pojęcia, co ją podkusiło, by to zrobić, gdy jej jedynym celem przyjścia do Sali Teatralnej było popatrzeć na robiących z siebie idiotów ludzi. Na pewno nie jej zamiarem było stać się...nie, pardon, teraz obraziłaby samą siebie, nie, ona nie była jedną z tych idiotek, które marzyły o kochającym Romeo, który nagle się zjawi pod balkonem i wyzna im miłość. Ona była ponad to. Przede wszystkim Romeo mógłby jej buty czyścić, zanosić śniadanie do łóżka, robić masaże, oddawać cześć, ubóstwiać. Kochać też w sumie może, o ile pogodzi się z tym, że prawdopodobnie będzie to miłość nieodwzajemniona. To się nazywa prawdziwy dramat! Nie jakieś samobójstwa, które też nie przemawiały do Ślizgonki. Jeśli miałaby grać tę rolę, to ze zmienieniem scenariusza, bo takie zakończenie jest zwyczajnie żałosne i zbyt przesadzone. Postąpiła krok wgłąb pomieszczenia, z niesmakiem obserwując wszechobecny kurz i bałagan. Nie lubiła takiego bajzlu, po prostu nie cierpiała, a już na pewno nie chciałaby się w tym wszystkim ubrudzić. Ot, takie malutkie skrzywienie. Kątem oka zerknęła na leżące pergaminy mimowolnie się zastanawiając, ile dennych sztuk spartolili swoim słomianym zapałem. Bo, jak widać, od wieków nikt nie zaglądał. Spojrzała prosto na niego, gdy się na nią spojrzał. Frederick. Champion chyba. Brat tej durnej Zoe, czy jak się to dziwne i durne coś nazywało. Chyba nie mogła mieć lepszego Romea, z nielicznymi wyjątkami. - Długo nie zaszczycałeś mnie swą obecnością...tęskniłam, wypatrywałam cię z mojego balkonu. Cóż takiego ci się przydarzyło, mój drogi? - odparła, przybierając pełną udręki minę, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Podeszła do niego jeszcze bliżej, zatrzymując się zaledwie kilka kroków naprzeciw niego. Niestety, charakteryzatora zabrakło i nie do końca jej strój odpowiadał ówczesnym standardom, ale, bądź co bądź, nadal miała na sobie suknię. Nie tak bogato zdobioną, długą do samej ziemi, ale suknię. Sukienkę. Bladoniebieską do pół uda. Poudawajmy, że jest inaczej, w końcu to teatr!
Pomijając fakt, że wszędzie panował rozgardiasz, Frederick starał się nie zwracać na to uwagi. U niego w mieszkaniu panował porządek. Po za tym czasami był przesadnie porządny i można się pokusić o stwierdzenie, że bywa pedantyczny. Frederick lubił dosyć nietypowe zakończenia więc śmierć głównych bohaterów przez ich nieporozumienie. Takie coś mogło przejść. Szczęśliwe zakończenia są nudne i przewidywalne. A Champion wolał, kiedy tak się nie działo. Szczególnie lubił właśnie nieszczęśliwe zakończenia, bo to wydawało się interesujące. Według niego rzecz jasna. - Musiałem poradzić sobie z zamieszkami, które wybuchły w plebejstwie - wyjaśnił Frederick robiąc krok w kierunku Cheyenne. - Stłumiłem rewoltę, choć nie obyło się bez rozlewu krwi. Pan Champion uznał, że przyda się nieco rozkręcić akcję. Zwłaszcza, że standardowa wersja wiała nudą i stereotypem. - Ale nie o tym będziemy rozmawiać, miła - Freddie zrobił kolejny krok. Gdzieś po drodze przez te lata przewijały się osoby mające w sobie jakieś geny will. Ale nie miał bliższego kontaktu z taką personą osobiście. Miała w sobie coś przyciągającego. A tego Freddie nie lubił. Kiedy ktoś lub coś miało na niego duży wpływ.