Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
Autor
Wiadomość
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie ukrywał, że występowanie u boku Ezry było pewnego rodzaju wyzwaniem, osiągnięciem i nagrodą w jednym - bo w tym momencie to nie było zwykłe przedstawienie szkolne, a coś więcej. Szansa na nauczenie się od, cóż, profesjonalisty... i pokazanie się obok aktora, do którego pewnie pół Hogwartu (jak nie więcej?) wzdychało, ścigając się w wyszukiwaniu biletów na jego spektakle. Sam Mefisto nie potrafił patrzeć na niego jak na sławę i nieustannie dziwił się, kiedy gdzieś usłyszał pochwałę wobec zdolności Clarke'a. I pozostawało dla niego zaskoczeniem, że ludzie tak dobrze go "znają", bo przecież to był ten biedny dzieciak z mugolskiej rodziny, który zamienił kradzieże na zadzieranie nosa - a przynajmniej taki obraz utkwił w głowie Ślizgona. Spodziewał się nieco większego pokrzepienia, co pewnie było zwykłym przejawem hipokryzji; w końcu sam żartował i nie pokazywał wcale chłopakowi jak wiele wymagało od niego zmuszenie się do wyjścia na scenę... ale może trochę liczył, że Ezra sam to zobaczy? Że na tyle zna odruchy nowicjuszy, że po prostu pomoże? Mefisto musiał powstrzymać się od wytknięcia mu, że nie jest aż tak dobrym aktorem, by wymuszona chęć przelecenia go jakkolwiek ułatwiła sprawę. Przewrócił oczami z zastygniętym na ustach drobnym uśmiechem. Damy radę. Choć nie był jeszcze w stanie analizować swojego stresu, to cicho podejrzewał, że w jakimś stopniu wywoływał go sam Ezra. Grał z taką lekkością, że nie tylko odciągał uwagę publiki od znacznie mniej przekonującego Danny'ego, ale i jego samego tragicznie rozpraszał; całe szczęście, że to on bawił się różdżką i miał tyle rozumu, by wykorzystać ją do (nieszczególnie dobrze zakończonej) pomocy z kurtką... I kiedy Nox myślał już, że bliskość właśnie ułatwia mu sprawę, przypominając jak proste rzeczy musi robić, to Krukon znowu - zapewne zupełnie przypadkowo - mu tę drobną pewność odebrał. Trzymał go stabilnie, nie pozwalając na jakiekolwiek wytrącenie siebie z równowagi i nagle uśmiechanie wyszło mu znacznie naturalniej, wsparte jakąś dumą. Z tym, że jego wargi prędko zostały wykorzystane do czegoś innego i niepewność wybiła w zielonych oczach, widoczna jedynie dla Sandy. Może i było to nic, ale... ale Ezra musiał wyczuć spięcie wilczych mięśni, które siłą zostały powstrzymane od nagłego wycofania się. - Co to za zmiany, co? - Zagadnął, gdy zeszli ze sceny, ale serce jeszcze wybijało niespokojny rytm. Odchrząknął zaraz, lekko zachrypnięty z nadmiaru emocji i zerknął już kątem oka na Forestera, którego dotychczas z jakiegoś powodu ciągle omijał wzrokiem. - Improwizowanie lepiej testuj z profesjonalistami, bo ja-... - i na szczęście nie musiał kończyć jak niekomfortowo mu było z taką błahostką. Nie miał pojęcia jakim cudem doskonale mógł pamiętać swojego żałosnego crusha na tym cholernym Krukonie i drugi raz nie cieszyć się z oferowanej mu namiastki czułości. Zebrał pochwały, pogratulował jeszcze szybko chłopakowi ("powinieneś rozważyć dorzucenie szpilek do swojej codziennej garderoby") i zawinął się do swojego podstępnego dezertera.
Wesoło podrygujący Howard Forester nawet na takim wydarzeniu jak egzamin z początku nie wzbudza w uczniach wiele stresu. Rytmicznie wystukuje palcami ostatnie hity, które utrzymywały na szczytach plebiscytów ogłaszanych przez magiczne stacje radiowe. Profesor zaprasza każdego ucznia po kolei do sali, ten egzamin zdaje się być inny od pozostałych, ale i przedmiot całkiem specyficzny.
W kwestiach miejsca umieszczania odpowiedzi proszę kierować się według poniższych wskazówek.
Część teoretyczna
Wchodzisz do sali i widzisz uśmiechniętego nauczyciela, który jest naprawdę pozytywnie nastawiony do tego egzaminu. Może nawet zbyt pozytywnie? Niemniej jednak wskazuje Ci miejsce przed sobą i prosi o odpowiedzenie na sześć pytań, które zamieszczone zostaną poniżej. Ta część egzaminu jest ustna, czy to nie dodatkowy stres? Nie musisz odpowiadać w poście na pytania, wystarczy, że opiszesz jak Ci poszło, jednak jeśli tylko chcesz - jak najbardziej możesz to zrobić.
Rzuć kostką k6, by poznać rezultat Twoich odpowiedzi:
1 – Odpowiedź ustna Ci nie służy, w ogóle. Nie wiesz co się dzieje, plącze Ci się język i w efekcie odpowiadasz na jedynie jedno pytanie. Ani Ty, ani Howard nie jesteście zadowoleni. Masz nadzieję, że nadrobisz częścią praktyczną. 2 – Odpowiedź na dwa pytania nie jest szczytem Twoich umiejętności i Ty to wiesz. Niemniej jednak odpowiedziałeś/aś jedynie na tyle, zawsze mogło być gorzej, ale też mogło być zdecydowanie lepiej. No nic, przynajmniej tę część egzaminu masz już za sobą. 3 – Połowa zadanych pytań przez Profesora otrzymała swoje odpowiedzi. Jest nieźle, Howard bardzo załamany nie jest, ale liczył na coś więcej. Może poszłoby Ci lepiej gdybyś nie zacinał/a się po co drugim słowie? To jednak egzamin, a nerwy potrafią przekreślić wszelkie plany. A może to ten żart o Merlinie sprawił, że zupełnie straciłeś/aś wątek? 4 – Trema tremą, ale poradziłeś/aś sobie dobrze, po prostu dobrze. Odpowiedziłeś/aś przecież na większość pytań, a nauczyciel zdaje się być usatysfakcjonowany, choć zapewne liczył na coś więcej. Może przy następnej takiej okazji postaraj się wykrzesać z siebie trochę więcej energii. 5 – To, że tylko jedno pytanie ścięło Cię z nóg jest bardzo dobrym osiągnięciem. Nie zacinałeś/aś się w odpowiedział i mówiłeś/aś do rzeczy, co zostało docenione przez Profesora. Przed Tobą jeszcze tylko jedno zadanie i będzie po wszystkim. 6 – Widać, że nie próżnowałeś/aś. Wiesz dokładnie o czym mówić i opowiadasz naprawdę ciekawie. Profesor ma naprawdę dobry humor i nawet jego żart o Merlinie nie wytrącił Cię z równowagi, bowiem skończyłeś/aś tak pięknie jak zacząłeś/aś.
Każdej kostce przypisana jest odpowiednia liczba punktów 6 – 6pkt, 5 – 5pkt etc. etc.
Pytania:
1. Wymień trzy najbardziej znane osobistości z Twojej artystycznej dziedziny. 2. Kto jest Twoją największą inspiracją? 3. Dlaczego wyżej wymieniona osoba tak bardzo do Ciebie przemawia? 4. W czym specjalizuje się osoba, o której powiedziałeś/aś w drugim pytaniu? (Jeśli to przykładowo malarz – pytanie odnosi się do stylu, w którym najczęściej maluje etc. etc.) 5. Podaj Twoje ulubione przedstawienie/piosenkę/obraz etc. i wyjaśnij dlaczego akurat to. 6. Scharakteryzuj trzy style, używane w dziedzinie, w której się specjalizujesz. (Tutaj chodzi o np. style tańca, nurty malarskie i tak dalej.)
Część praktyczna
Przed Tobą ważne zadanie, musisz bowiem zaprezentować dziedziny z Działalności Artystycznej, w której jesteś najlepszy/a! W jaki sposób to zrobisz jest zależne tylko i wyłącznie od Ciebie. Możesz przynieść namalowany przez siebie obraz lub zdjęcia i szczegółowo się o nich wypowiedzieć, a może zaprezentujesz swoją własną choreografię? Pamiętaj jednak, że musisz rzucić kostką na każdą dziedzin, których umiejętności pragniesz zaprezentować Profesorowi.
Rzuć kostką k6, by dowiedzieć się jak Ci poszło:
1 – Nawet jeśli Profesor Forester nie stresował Cię na początku, to kiedy przyszło co do czego nie jesteś w stanie wykrzesać z siebie swoich pokładów artystycznych umiejętności. Stoisz w miejscu i intensywnie przeszukujesz swoją głowę, chcąc pokazać się z jak najlepszej strony, jednak kompletnie Ci to nie idzie. Nawet zachęcające słowa nauczyciela nie pomagają. 2 – Nie poszło Ci bardzo tragicznie, ale czymś dobrym też nie można tego nazwać. W trakcie Twojego pokazu umiejętności Profesor zaczął coś zapisywać na pergaminie, a to sprawiło, że niesamowite nerwy się w Tobie pojawiły i poczułeś/aś niewyjaśnioną blokadę przed tym co robisz. 3 – Musisz jeszcze poćwiczyć swoje umiejętności. Może to po prostu zły dzień, a może stres, czy jeszcze coś innego, nie ma tragedii, ale mimo pokrzepiającego uśmiechu nauczyciela, doskonale wiesz, że jest jak jest – prawie dobrze, a jeszcze sporo do perfekcji brakuje. 4 – Poszło Ci dobrze! Nie jest idealnie, ale nie masz w gruncie rzeczy za bardzo na co narzekać, choć prawdę mówiąc, to zależy od Twoich ambicji. Mogło być lepiej, ale mogło być też znacznie gorzej, przede wszystkim nic w trakcie Cię nie sparaliżowało, a błędy można wybaczyć. 5 – Przebieg pokazu Twych umiejętności, jak i one same zostały ocenione na bardzo dobre. Możesz być z siebie dumny/a, Profesor Forester jest naprawdę zadowolony i doskonale wie, że nie pomyliłeś/aś sali. 6 – W gruncie rzeczy możesz nazwać siebie prawdziwym artystą. Twoje poczynania zostały ocenione na najwyższą liczbę punktów, a Forester jest przekonany, że brakuje Ci naprawdę niewiele, do podbicia artystycznego świata. A może już to zrobiłeś/aś?
Każdej kostce przypisana jest odpowiednia liczba punktów 6 – 6pkt, 5 – 5pkt etc. etc. Jeżeli prezentujesz więcej dziedzin, a co za tym idzie rzucasz kostką na każdą z nich - liczysz z nich średnią arytmetyczną, która świadczy o ostatecznej liczbie punktów z tej części egzaminu, którą uzyskałeś/aś.
UWAGA: Średnia oznacza ostateczną ilość punktów, którą otrzymaliście od Forestera. Niemniej jednak rzuty kostek odpowiadają pokazywanym dziedzinom każda. Oznacza to, że jeśli rzucasz kostkami na trzy dziedziny i wylosowałeś/aś kolejno np. 2, 5, 5 - to pierwszą dziedzinę prezentujesz zgodnie z kostką 2, a dwie kolejne zgodnie z kostką 5.
Modyfikatory i inne
Ważne: Na początku posta należy podkreślić w jakich dziedzinach postać się specjalizuje. W części praktycznej należy zaprezentować dwie, trzy dziedziny, nie więcej i nie mniej. Przykładowe dziedziny: gra na instrumencie, śpiewanie, malarstwo, rzeźbiarstwo, fotografia, taniec i inne.
Lekcje i prace domowe: Za każdą lekcję, w której postać uczestniczyła w przynajmniej jednym etapie i każdą wysłaną pracę domową, można dodać jeden punkt, do ostatecznego wyniku.
Przerzuty: Za każde 10pkt w kuferku z działalności artystycznej przysługuje jeden przerzut. Przerzuty liczą się osobno do każdego etapu, tzn. jeśli posiadacie w kuferku na przykład 30pkt, przysługują Wam po 3 przerzuty na każdą część egzaminu.
Oceny: Przy najlepszych wiatrach z egzaminu można uzyskać 12 punktów i więcej, zsumuj swoje punkty i sprawdź poniżej, jaką ocenę otrzymałeś/aś. • Wybitny – 12pkt i więcej • Powyżej oczekiwań – 9-11pkt • Zadowalający – 7-8pkt • Nędzny – 5-6pkt • Okropny – 3-4pkt • Troll – 1-2pkt
Kod
W poście należy umieścić odpowiednio wypełniony, poniższy kod:
Kod:
<zg>Część teoretyczna:</zg> [b]Kości:[/b] [url=LINK]wylosowane kości[/url] (należy podlinkować również wszystkie przerzuty) [b]Ilość uzyskanych punktów:[/b] wpisać ilość punktów uzyskaną w części teoretycznej <zg>Część praktyczna:</zg> [b]Kości:[/b] [url=LINK]wylosowane kości[/url] (należy podlinkować również wszystkie przerzuty) [b]Ilość uzyskanych punktów:[/b] wpisać ilość punktów uzyskaną w części praktycznej <zg>Lekcje/pd:</zg> należy zamieścić linki do wszystkich lekcji/prac domowych, w których uczestniczyła postać, jeżeli modyfikator z tym związany został wykorzystany, do ostatecznej ilości uzyskanych punktów <zg>Wynik:</zg> wpisać sumę zdobytych punktów i przypisaną im ocenę
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Dawno nie przyszło mu stroić żadnego instrumentu i teraz okazało się to nieco większym wyzwaniem niż początkowo przypuszczał; ewentualnie trafił mu się jakiś wyjątkowo zużyty egzemplarz po licznych przejściach z niezbyt umiejącymi się z nim obchodzić uczniami, bo z tym było przecież jak z lataniem na miotle – takich rzeczy się po prostu nie zapominało. Rudzielec naprzemiennie uderzał w poszczególne struny, nasłuchiwał przez moment i majstrował coś przy kluczach, by następnie cały proces powtórzyć, jeśli nadal mu coś nie stykało, chcąc by każdy wydobywający się z gitary dźwięk brzmiał tak perfekcyjnie, jak to tylko było możliwe. — Ktoś tą dziecinę naprawdę musiał źle traktować, brzmiała jak marcujący kuguchar — rzucił w odpowiedzi na słowa Solberga, unosząc głowę znad instrumentu, na którym do tej pory był całkowicie skupiony; nie jednak na tyle, żeby nie usłyszeć otwierających się drzwi i kogoś wchodzącego do środka. Błysnął przy tym zębami w kierunku drugiego Ślizgona i jednocześnie zasalutował mu krótko na powitanie, po czym z powrotem pochylił się nad gitarą, żeby dokończyć strojenie. Jeszcze przez krótką chwilę bawił się z naciągiem strun, bo był nie do końca kontent z tego co do tej pory uzyskał, po czym na próbę zagrał krótką melodię i kiwnął głową z uznaniem. — No, teraz jest już jak trzeba — oznajmił i odłożywszy instrument na bok, sięgnął po jedną z przyniesionych butelek piwa. Otworzył ją o starte deski sceny, a następnie wziął kilka porządnych łyków, jednocześnie gestem dając Maxowi znać, żeby nie krępował się i częstował, jeśli najdzie go ochota. Wzruszył nieznacznie barkami w odpowiedzi na pytanie kumpla. — Proponuję na razie pójść na żywioł w ramach rozgrzewki, a potem możemy zobaczyć czy coś z tych staroci — podbródkiem wskazał na swój notes — nadaje się do czegokolwiek. W końcu co dwie głowy to nie jedna, prawda? William pociągnął jeszcze łyk z butelki, po czym zmienił ją z powrotem na gitarę. Oparł instrument wygodnie na swoim udzie, poprawił chwyt na gryfie i rzucił okiem w stronę bruneta. — To co, gotowy? — zapytał z uniesionym kącikiem ust i kiedy tylko usłyszał z jego strony odpowiedź twierdzącą, już miał zamiar coś zaintonować, ale ledwie zdołał przeciągnąć po strunach, a dokładnie w tym momencie drzwi sali teatralnej uchyliły się ponownie, a do środka wkroczyła bardzo znajoma sylwetka jasnowłosej Puchonki. Dziewczyna początkowo go nie zauważyła, zwracając się jedynie do Solberga, ale szybko się zreflektowała i… Fitzgerald nie mógł się powstrzymać od parsknięcia cichym śmiechem na widok jej zdumionego wyrazu twarzy. — No hej, wyglądasz jakbyś zobaczyła smoka co najmniej, Levasseur — odparł, przechylając głowę odrobinę na bok; nie wyglądał na ani trochę skrępowanego jej obecnością, nawet pomimo tego co się wydarzyło, od ich rozmowy minęło już trochę czasu i zdążył przemyśleć to oraz owo w związku z nią. — A tam, zostań jak już jesteś. Ja nie mam nic przeciw, Solberg raczej też nie, prawda? — zerknął w stronę drugiego Ślizgona, by zaraz z powrotem zawiesić ciemnobrązowe ślepia na postaci blondynki. — Zresztą nie ukrywam, że jestem bardzo ciekaw co to za muzyczne romanse się między wami dzieją — dodał, poruszając przy tym wymownie brwiami, niemniej po tonie głosu dało się rozpoznać, że taki dobór słów ma wyłącznie żartobliwy charakter.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Część teoretyczna: Kości:5 Ilość uzyskanych punktów: 5 Część praktyczna: Kości:5,4 Ilość uzyskanych punktów: 4,5 Lekcje/pd: - Wynik: 9,5
Egzamin z DA był tym, po którym nie wiedział czego się spodziewać kompletnie. Jeśli Forster karze mu coś wyrzeźbić lub namalować, Solberg będzie w dupie, jeżeli jednak będzie mógł wykazać się muzycznie, na pewno pójdzie mu dobrze. Do sali wszedł więc z mieszanym nastawieniem. Gdy usiadł w ławce zamknął oczy i dopiero po chwili odważył się spojrzeć na pergamin egzaminacyjny. Z ulgą odetchnął, gdy zobaczył, z czym przyszło mu się dzisiaj zmierzyć. Na pierwsze pytanie odpowiedział machinalnie, ledwo co o nim myśląc. Oczywiście opisywał muzykę i wypisanie popularnych instrumentalistów nie było dla niego żadnym problemem. Następne pytanie sprawiło mu trochę kłopotów, bo nie inspirował się tylko jedną osobą podczas swojej gry, czy śpiewaniu. W końcu jednak wybrał mugolskiego gitarzystę i wziął się za wypisywanie powodów, dla których jest on aż tak wielką inspiracją dla Solberga. Ostatnie pytanie sprawiło mu najwięcej problemów. Wypisanie trzech gatunków muzycznych było proste, ale ich charakterystyka już nie do końca. Max nie znał technicznych szczegółów i potrafił tylko ogólnie wymienić najważniejsze cechy każdego z nich. W końcu oddał pergamin i czekał na dalsze instrukcje. Praktyka mogła zarówno go pogrzebać jak i pomóc. Szybko jednak ponownie się uśmiechnął, gdy dostał wolną rękę. Bez zastanowienia chwycił leżącą nieopodal gitarę i wykonał jeden ze swoich nowszych utworów. Palce ślizgały mu się po strunach, jakby tęskniły za dotykiem metalu, a dźwięki opuszczające instrument były jak najbardziej poprawne. Gdy skończył, Howard zapytał, czy chce pokazać coś jeszcze. Max zastanowił się chwilę, po czym przypomniał sobie ostatnie spotkanie kółka, na którym znalazł się przypadkowo. Rzucił szybko Cantus Musica i przedstawił nauczycielowi jedną z zapamiętanych przez siebie choreografii tanecznych. Nie poszło mu to, aż tak wybitnie, jak poprzednie zadanie, ale mimo wszystko był dość zadowolony. Raz, czy dwa pomylił krok, ale Forester z uśmiechem podszedł do jego występu. Po wystawieniu oceny, Solberg podziękował profesorowi i zadowolony z siebie opuścił salę. Miał przed sobą jeszcze długi dzień pewłen egzaminów.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Rasmus czekał wyjątkowo akurat na ten egzamin, kiedy mógł spokojnie przedstawić to co udało mu się robić przez cały rok swojej działalności na nocnych, jednoosobowych schadzkach. A było tego naprawdę dużo. Pierścionki, naszyjniki, sygnety, zdarzały się jakieś małe tiary. Każde z nich były lepsze. Jednych się pozbywał - tak jak bransolet dla Violetty, ale często z dobroci serca. Przy okazji zdawał też kurs na jubilera, aby móc już zaczynać powoli swoją przyszłość. Ale przyszedł smutny okres w jego życiu przez który trochę jego sztuka jubilerska podupadła. Dlatego wolał wybrać jakiś stary, ale doskonały projekt. Dodatkowo coś z rysunku. Wszystko z czym będzie mógł to powiązać. Pamiętał, że narysował kiedyś bardziej technicznie, ale powoli przekonywał się do rysunku. I narysował kiedyś piękną jaskinię stalagmitową, którą kiedyś widział na własne oczy. Była piękna. W teorii miał do rozwiązania sześć pytań, na które zresztą zaczął z łatwością opowiadać. Pokolei i skrupulatnie, mówił o wszystkich zaletach danego stylu szlifowania diamentu i dlaczego akurat ta mu najbardziej odpowiadała. Albo dlaczego akurat przodek Huxleyów był zdecydowanie lepszym jubilerem niż ten z Tremettów na Nokturnie. Było to opowiedziane na tyle swobodnie, że z Foreesterem mógłby rozmawiać o tym tak, jakby byli na wizycie w Trzech Miotłach czy Hogs Cafe i właśnie zaczęli dywagować czy faktycznie gliptyka jest nadal modnym sposobem prezencji czy tylko najlepiej mówić o niej w czasie przeszłym, gdyż nadal pochodzi z Antyku. Odpowiadał też o swoich ulubionych sposobach szlifowania kamieni i doprawiania ozdobień na ich metalu. Czy nawet to, że jeden szczegół może sprawić, że dzieło będzie nieperfekcyjne lub nie mieściło się w gnieździe. No i też opowiedział o dubletach i trypletach. Ale zaraz powrócił do pytań. Teoria była dość długa, ale całkiem przyjemna dla Rasmusa. Na wszystkie pytania odpowiedział tak, że Forester nie miał czego mu zarzucić. Mogli przejść do drugiego etapu jakim była prezencja dzieł. I tutaj właśnie pokazał swoje najlepsze dzieło. Sygnet z rubellitem, który wykonał metodą szlifu fantazyjnego, gdzie kształt samego krzemianu był wyrobiony w kształt głowy lwa. Miało to być zlecenie dla jednego z gryfonów, który chciał się pochwalić kolegom, że go stać na takie coś. Ale ostatecznie rozmyślił się. Rasmus opowiedział Foresterowi, że sam sygnet posiada też grawer na swoim wnętrzu, którego napis jest inskrypcją runiczną określającą odwagę i wytrwałość. Typowe hasła dla Domu Godryka. Kiedy już skończył, powiedział, aby profesor jeszcze nic nie mówił, bo właśnie wraca z kolejnym dziełem. I tak właśnie zrobił. Pokazał swój malunek jaskini stalagmitowej. Ale nie opowiadał o nim zbyt wiele, gdyż mówił, że obrazy same przemawiają myślami swoich twórców. Dlatego poczekał aż Forester wystarczająco go oceni. A potem... wyczekał na ocenę. Wybitny. Forester pochwalił go za jego sztukę jubilerską, która być może przyniesie mu sławy, ale z rysunku jeszcze trochę brakuje do perfekcji. Ale zasłużył na to, a dodatkowo życzył mu powodzenia na innych egzaminach. Rasmus jedynie spakował się i wyszedł.
|z.t|
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Na podejście do egzaminu z działalności artystycznej Fitgzerald zdecydował się wyłącznie dla własnej satysfakcji, mając przy tym nadzieję, że nie strzeli tym sobie w stopę – to była tak szeroko pojęta dziedzina, że mógł się spodziewać dosłownie wszystkiego i w najgorszym możliwym scenariuszu trafić na coś co go kompletnie położy. Jeśli uda mu się trafić na coś związanego z muzyką, to zdecydowanie będzie w domu i nie powinien mieć większych problemów z pozytywnym zaliczeniem tego egzaminu, jeśli coś innego… no to może być gorzej. Nie stresował się jednak tym na zapas i na salę wszedł, sprawiając wrażenie zupełnie rozluźnionego i pewnego siebie. Spojrzenie od razu skierował w stronę uśmiechniętego profesora, który wskazał mu miejsce przed sobą, a kiedy spełnił jego polecenie, poprosił, żeby odpowiedział na sześć pytań. Ustnie. Ta forma sprawdzenia jego wiedzy teoretycznej mu absolutnie nie przeszkadzała, nigdy nie miał problemu z wystąpieniami publicznymi, a do tego zwyczajnie był gadułą. Na pierwsze z pytań odpowiedział bez większego zastanowienia, całkiem zadowolony w jakim kierunku to zmierza; jedyny problem stanowiło ograniczenie do wymienienia zaledwie trzech znanych sobie muzyków, bo rzecz jasna na tej dziedzinie się skupił, skoro dostał wybór. Podobnie było z kolejnym – musiał momencik się zastanowić kogo wymienić, bo inspirował go zdecydowanie więcej niż zaledwie jeden instrumentalista. Kolejne dwa okazały się być dla niego pestką – na oba odpowiedział bez zająknięcia i zarazem dość wyczerpująco. Przedostatnie także nie sprawiło mu trudności, może poza samym zdecydowaniem się na konkretną piosenkę, bo tak jak w przypadku artystów – miał więcej niż tylko jeden ulubiony utwór. Dopiero ostatnie pytanie go odrobinę zagięło, bo mimo wszystko był bardziej hobbystą i nie traktował tego aż tak poważnie, żeby zagłębiać się w charakterystykę nurtów muzycznych, więc odpowiedział na to bardzo zdawkowo. Mimo tego potknięcia na samym końcu, Forester i tak wydawał się zadowolony z tego, jak mu generalnie poszło. W każdym razie część teoretyczną miał z głowy i teraz przyszła jeszcze pora na zaliczenie praktyki. Rudzielec w głębi odetchnął z ulgą, gdy belfer oznajmił, że ma mu zaprezentować dwie dowolnie wybrane dziedziny artystyczne, w których czuje się najlepiej. Teraz to ma ten egzamin w kieszeni! Nie miał z wyborem żadnego problemu – praktycznie od razu chwycił za przygotowaną gitarę, decydując się zaprezentować jedną ze swoich autorskich piosenek, stawiając tym samym na grę na instrumencie i śpiew. Usiadł wygodnie na przygotowanym na scenie krześle, oparł gitarę o udo i przeciągnął palcami po strunach, wchodząc w odpowiednim momencie z wokalem. Szło mu całkiem nieźle do momentu aż przypadkiem nie zerknął w stronę profesora, dostrzegając przy tym, że ten coś kreśli na pergaminie. Z jakiegoś powodu wybiło go to kompletnie z rytmu i wokalnie zupełnie przestał się zgrywać z graną muzyką, więc szybko zrezygnował z dalszego śpiewu, decydując się zaprezentować resztę utworu wyłącznie w wersji instrumentalnej, żeby choć odrobinę uratować swój występ. I choć o samej grze nie dało się powiedzieć złego słowa, to Ślizgon i tak nie był z tego do końca zadowolony. Mimo jednak tych potknięć profesor za całokształt zdecydował się postawić mu Wybitny, więc mimo wszystko salę teatralną opuścił z uśmiechem i bardzo kontent z takiego wyniku.
| z/t
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Denerwowała się zbliżającymi egzaminami. Zwłaszcza tym z działalności artystycznej, bo choć czuła się niezwykle pewnie w swojej dziedzinie to wciąż nie wiedziała jak mogłaby zostać ona oceniona w szkole, gdzie jednak panowały jakieś standardy, w które powinna się wpasować. Oraz wymagano od niej także pewnej wiedzy. Być może dlatego z powodu tremy na pytania Forestera, gdy tylko pojawiła się w sali teatralnej odpowiadała jakoś tak mało energicznie. Nie bardzo wiedziała czy będzie on zadowolony z tego, co miała mu do powiedzenia. Tym bardziej, że w kwestii inspiracji i znanych sobie artystów ze swojej dziedziny wymieniła muzyczne osobistości pochodzące z Azji, szczególną uwagę poświęcając przy tym Yojeong, która była raczej zaliczona do współczesnych idoli i nie bardzo wiedziała jak zostanie ona przyjęta. Tym bardziej, że raczej nie była dosyć znana na Zachodzie, a na pewno nie wystarczająco znana w odczuciu Kanoe. Niemniej jednak wyglądało na to, że przeszła dosyć pomyślnie przez część teoretyczną i mogła zająć się prezentowaniem praktyki. Nie potrzebowała wiele poza fortepianem i własnym głosem. Zasiadła do instrumentu. Wciąż towarzyszył jej lekki stres, gdy zaczęła powoli badać klawisze opuszkami swoich palców, naciskając na nie i tworząc odpowiednią kombinację dźwięków. Delikatna i łagodna melodia o spokojnym charakterze wypełniła pomieszczenie, gdy Yuuko zdecydowała się zaprezentować Foresterowi pewien balladowo-soulowy utwór w swoim ojczystym języku. Nie miała zbyt wiele okazji do tego, by swobodnie korzystać z japońskich tekstów piosenek, więc starała się wykorzystywać za każdym razem daną jej okazję do tego, by się wykazać. Skupiła się głównie na tym, by wykazać się przed mężczyzną wokalnie, co z pewnością jej się udało. Ostatnio sporo ćwiczyła dzięki czemu jej głos mógł rozbrzmieć czysto i wybrzmieć dokładnie w tej nucie, którą sobie obrała. Palce choć faktycznie poruszały się sprawnie po klawiaturze, zapewniając jej podkład muzyczny to jednak nie robiły tego tak sprawnie jak powinny choć wciąż brzmiało to poprawnie, a nawet dobrze. Jednak wciąż brakowało w melodii czegoś, co sprawiłoby, że przykułaby odpowiednią uwagę. Mimo wszystko wydawało jej się, że wypadła naprawdę dobrze choć zdecydowanie mogła dać z siebie jeszcze więcej. Miała tylko nadzieję, że wystarczy to Howardowi i wystawi jej ocenę, która nie dość, że oddawała stan jej wiedzy i umiejętności to jeszcze mogłaby ją zadowolić ze względu na nadzieje jakie żywiła odnośnie tego przedmiotu.
Egzamin z zakresu szeroko pojmowanej sztuki. Nie wiedziała, czego się spodziewać, a po tym, jak zjadła ją trema w czasie występu, nie była pewna, czy powinna się z tym bawić. Z drugiej strony - w czasie tej potwornej potańcówki w Dolinie Godryka, nim rozpętało się piekło, na którym chwilowo nie chciała się skupiać, ze śpiewaniem poradziła sobie naprawdę dobrze. Może problemem było to, że przy przedstawieniu mogła zawieść inne osoby i za mocno się podenerwowała? Sama nie wiedziała, ale nie było też sensu za mocno się na tym koncentrować, zatem ostatecznie machnęła na to ręką i zdecydowała, iż to najwyższa pora, by spróbować swoich sił. Pytania z teorii nie były aż tak złe, dość gładko wskazała znanych pisarzy, jak również piosenkarzy, aczkolwiek coś w którymś momencie zaczęło ją nieco wybijać z rytmu i podejrzewała, że profesor oczekiwałby nieco płynniejszej wypowiedzi. Niemniej jednak wskazała również jednego z artystów, których mogła określić mianem swej inspiracji, aczkolwiek trudno było jej już to wszystko wyjaśnić i tutaj na pewno się zacinała. Ponieważ mówiła o pisarzu, to dość łatwo wskazała na styl, wspominając, iż ten najczęściej pisze kryminały ocierające się thrillery, co chyba podobało jej się najbardziej na świecie, a przynajmniej takie miała wrażenie i sama chyba bawiła się podobnym stylem. Z przedstawieniem nie miała problemu, gorzej było ze stylami, ale ostatecznie jakoś przez to przebrnęła i sobie poradziła, została dopuszczona do części praktycznej i trzeba przyznać, że tego obawiała się zdecydowanie mocniej. Kurczowo ściskała pergaminy ze swoim krótkim opowiadaniem, jakie przygotowała jakiś czas temu, a kiedy profesor je przeczytał, przystąpiła do objaśniania, dlaczego wybrała tak mroczny klimat, pozostawiła wszystko tajemnicą, a akcja działa się w jakiejś zapomnianej przez Merlina wiosce w górach, w środku nocy. Lubiła takie klimaty, ten dreszczyk emocji, a kiedy profesor przyznał, że jest to naprawdę dobre, że zasługuje na to, by się nad tym pochylić i zastanowić się, co z tym dalej zrobić, jej serce o mało nie wyskoczyło z piersi! Tego się nie spodziewała, ale była tak podekscytowana i niemalże gotowa przenosić góry, że gdy miała zaprezentować drugą z dziedzin, jakie, powiedzmy, były jej specjalnością, nie miała już oporów przed śpiewaniem. Nie szło jej źle, powiedziałaby, że poprawnie, profesor zauważył jedynie, że musiałaby poprawić swój warsztat, jeśli ostatecznie myślałaby o tym na poważnie, aczkolwiek widać było po niej wyraźnie, że to pisarstwo jest dla niej ważniejsze, a śpiew traktuje jedynie jako przyjemny dodatek do całości swego wykształcenia. Nic więcej, tyle jej wystarczyło! Trzeba przyznać, że salę teatralną opuściła niemalże tanecznym krokiem i nieważne było tutaj właściwie to, jaką otrzymała ostatecznie ocenę, najbardziej liczył się dla niej fakt docenienia jej pisarskich zdolności - niewiele było osób, które o nich wiedziały, a teraz profesor uznał, że ma do tego smykałkę!
z.t
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Część teoretyczna: Kości:1 Ilość uzyskanych punktów: 1 Część praktyczna: Kości:3, 6, 5 Ilość uzyskanych punktów: 5 Lekcje/pd:PD (+1) Wynik: 7 - Z
Do egzaminu z Działalności Artystycznej przygotowywała się w zasadzie całe życie – od dziecka była otoczona sztuką, a matka dbała o to, aby znalazła dziedzinę, w której jest dobra i ją szlifowała. Mimo tego, że była pewna swojej wiedzy, cała się w środku trzęsła, niepewna tego, co przygotował dla nich Forester; jej twarz nie zdradzała żadnych emocji, wyglądała na niewzruszoną i nieco znudzoną. Nie chciała dać po sobie poznać, że jest nieprzygotowana, nie przy Howardzie. Gdy przyszła jej kolej, zacisnęła ręce w pięści, aby ukryć ich drżenie i weszła do Sali Teatralnej. Usiadła we wskazanym miejscu i czekała cierpliwie na pytania, a kiedy te nadeszły.. jej system ogłosił jeden wielki error. Nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa; jaki to jest paradoks, że na co dzień miała niewyparzony język, a w momencie ważnego egzaminu zapominała jak się mówi? Tylko jej oczy wyrażały jak bardzo jest zażenowana swoją postawą. Zdołała odpowiedzieć jedynie na pytanie dotyczące ulubionego obrazu – przełknęła nerwowo gulę w gardle i drżącym głosem opisała profesorowi mugolskie dzieło (jednocześnie czując wstyd, że odnosi się do niemagicznego świata, ba, że w jakimś stopniu jego część ją zachwyca), które za każdym razem poruszało i wzruszało jej serce. Wiedziała, że część teoretyczna była ostatecznie porażką, której bardzo długo nie będzie umiała przełknąć. Postanowiła zacząć od zaprezentowania swojego obrazu, jednak stres wciąż nie ustępował, zaciskając na jej gardle żelazne dłonie. I nawet uśmiechający się Forester nie pomógł – złożyła sobie w myślach obietnicę, iż pierwsze co zrobi po wyjściu to spalenie tego żałosnego płótna, z którego jeszcze wczoraj była całkiem zadowolona. Jako następne pokazała mu swoje zdjęcia. Ich pokaz rozpoczęła niepewnie, podchodząc z dużym dystansem do tego, co pokazywały – a były to fotografie dopracowane w każdym calu. Na to portfolio poświęciła mnóstwo czasu i z zaskoczeniem zauważyła, iż Howard jest nim zachwycony. Z ekscytacją wysłuchiwał opowieści ich dotyczących oraz sposobu, w jaki uchwyciła dany moment. Powolutku zaczynała ponownie wierzyć w swoje umiejętności. Długo (jeszcze przed egzaminem) zastanawiała się co zaprezentować jako trzecią opcję. I w ostatniej chwili, po wielogodzinnych rozmowach z samą sobą, postanowiła podzielić się swoimi wierszami. Uważała, że nie były one górnolotne i mające nie wiadomo jaką puentę. Wiedziała natomiast, iż są do cna przesiąknięte emocjami, z którymi sobie nie radziła i liczyła na to, że profesor to doceni. Nie myliła się. Ocena, którą dostała, nie satysfakcjonowała ją, bo miała świadomość, że stać ją na więcej. Z drugiej strony, uparcie powtarzała sobie, że świadectwo nie odzwierciedla jej kompetencji – jest tylko głupim wymysłem, który należy odbębnić, aby móc iść na studia. I tego się trzymała (musiała, przed sobą miała 6 egzaminów, nie mogła się teraz rozpaść).
/zt
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Część teoretyczna: Kości:4 -> 5 Ilość uzyskanych punktów: 5 Część praktyczna: Kości: 5 i 4 -> 5 i 5 Ilość uzyskanych punktów: 5 Lekcje/PD:1 (choć nie ma jej na liście), 2 (tego też), 3, 4, 5, 6, 7. Wynik: 5 + 5 + 5 (liczę tylko te z listy) = 15 → W
Dziedziny: kartografia, rysunek
Pytania z teorii okazałyby się być może dużo łatwiejsze, jeżeli zajmowałaby się jakąś popularniejszą dziedziną sztuki. Magiczne osobistości znane ze sztuki rysunku ostatecznie jakoś wydukała, z inspiracją miała już zdecydowanie mniejszy problem, bo pomogło wzorowanie się w tworzeniu map terenu przez ojca, tak po prostu. Jego rysunki z przekrojami perspektywicznymi całych budowli potrafiły uczynić cuda, jeżeli chodziło o nabranie podstawowej orientacji w terenie i odnajdywanie ciekawych miejsc. Podczas teoretycznej części trochę odeszli od tematu, kiedy Morgan zaczęła opowiadać o ojcu i łączącej ją z nim pasji geocachingu, potem o babci, której dom jako pierwszy udało jej się uwiecznić w swoich kartograficznych staraniach, aby dopiero potem wrócić do rzeczowych dyskusji. Forester był w końcu byłym opiekunem Gryfonów, a do tego bardzo uradowanym z życia staruszkiem, trudno więc było zachować na tyle powagi i dystansu, by nie zahaczyć o nostalgiczne opowiastki z początków swojej magicznej przygody. Na koniec okazało się, że jedno z pytań ostatecznie pominęła i trudno było jej się do niego odnieść po odpowiedziach na całą resztę. Przed praktyka czuła się jednak pewnie. Kilka rysunków, które tworzyła podczas nauki do egzaminów miała przy sobie, nie wspominając już o mapie szkoły, która chyba zdążyła przyrosnąć do jej plecaka, od którego z kolei Gryfonka nie odstępowała na krok. Zaprezentowała posiadane fanty, przy okazji żywo opowiadając o swojej genezie zainteresowania się dziedzinami, z których pochodziły. O ile ze sztuką nie wiązała w żaden sposób swoich planów, tak była ona dla niej konieczną i ratującą rozsądek odskocznią od codzienności, więc nawet nie musiała próbować być przekonującą, aby Forester kiwał z uznaniem głową i dopytywał o kolejne szczegóły. W całej tej dyskusji chyba sam zdołał dowiedzieć się czegoś o ukrytych, szkolnych przejściach, a i, dość przypadkiem najwyraźniej, zdradził i Morgan jeden ze swoich ulubionych skrótów. Ostatecznie wyszła z oceną Wybitną, choć chyba bardziej za pracę i starania przez cały rok, niż ze względu na wynik samego spotkania egzaminacyjnego.
[z/t]
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Część teoretyczna: Kości:6 Ilość uzyskanych punktów: 6 Część praktyczna: Kości: Zdjęcia: 2 → 1 → 4 → 3 → 3 → 2 → 3 | Taniec: 2 → 5 Ilość uzyskanych punktów: 4 Lekcje/pd:Lekcja u Julii Fikus, PD u Julii Fikus (jest w archiwum), PD u Mony (poczta jest w archiwum, linkuję jej odpowiedź), PD u Forestera, lekcja z Foresterem, ostatnia PD u Forestera = 6 Wynik: 6 + 4 + 6 = 16 → Wybitny
Trudno powiedzieć, czy to, że działalność artystyczna była sensem jego istnienia pomagało w zdaniu egzaminu, czy wręcz przeciwnie – znacznie utrudniało to zadanie. Choć od małego był wychowywany w sposób, dzięki któremu powinien zdać go z zamkniętymi oczami, zatkanymi uszami i zaklejonymi ustami, a oprócz tego włożył ogromną ilość czasu w naukę i przygotowania portfolio oraz fotografii – stresował się tak bardzo, że mimo wszelkich prób utrzymania fryzury w złocistym odcieniu musiał wrócić do platyny, bo czupryna nieustannie jaśniała mu ze strachu. W żadnej innej dziedzinie nie chciał mieć Wybitnego tak bardzo jak z tego egzaminu – nawet z transmutacji (był realistą, spodziewał się, że Craine będzie próbował go gnębić). Zresztą tu chodziło też o coś więcej – musiał pokazać Foresterowi to, co tworzył bardzo często wyłącznie na swój użytek; jego sztuka bywała bardzo prywatna, a nie chciał pokazywać komercyjnych zdjęć i prostej choreografii, w której nie byłoby jego cząstki. I choć stanął twarzą w twarz przed nauczycielem, który najprawdopodobniej z całej kadry był najbardziej godny zaufania – bał się przeokrutnie. Okazało się, że w kwestii teorii zupełnie niesłusznie. Przygotowywał się i poświęcony temu czas zdecydowanie się opłacił, bo całą wiedzę z zakresu magicznej kultury i sztuki miał w małym palcu. Zresztą nie było trudno opowiadać o czymś, czym się żyło, prawda? Na szczęście egzamin wyglądał tak, że mógł mówić wyłącznie o fotografii, czuł się więc jak ryba w wodzie. Tym bardziej nie spodziewał się, że to właśnie na części praktycznej coś może pójść nie tak. Poza obawami przed odsłonięciem swojego artystycznego wnętrza przed zgoła obcą osobą był raczej spokojny ocenę. Znał teorię, miał za sobą ponad rok bardzo intensywnej praktyki, a na koncie kilka pomniejszych fotograficznych sukcesów, dzięki którym powoli, lecz nieprzerwanie wyrabiał nie tylko nazwisko (to przecież znano w wielu kręgach), ale i połączone z nim imię. To co się wydarzyło, było wynikiem przypadku – w przygotowane portfolio zawieruszyło się kilka zdjęć, których nie powinno tam być – wygłupy z siostrami i, co gorsza, Morgan Davies w scenerii, która intensywnie wyryła się w jego pamięci: otoczona gratami z pokoju czterech pór roku, oświetlona światłem przykurzonego okna, roznegliżowana. W ostatniej chwili złapał za zdjęcie i przyciągnął je do siebie najszybciej jak potrafił. Nie wiedział, czy nauczyciel zdążył zobaczyć co było na nim uwiecznione, jeśli tak – nie dał po sobie nic poznać, ale Swansea tak czy inaczej poczuł się okropnie. Kiedy zamykał cudzą cząstkę w swoich zdjęciach, był za nią odpowiedzialny. Powinien o nią dbać jak o największy skarb, zwłaszcza kiedy w grę wchodziły tak istotne wspomnienia. Zupełnie rozkojarzony tą sytuacją, nie potrafił opowiedzieć o swoich zdjęciach tak dobrze, jak pierwotnie sobie tego życzył. Pozostało mu tylko zatańczyć, choć to było dla niego znacznie mniej istotne. Czuł się dziwnie, tańcząc samotnie przed nauczycielem. Nawet gdyby tak nie było, partnerka byłaby bardzo wskazana, wszak najlepiej odnajdywał się w tańcu towarzyskim... dziś musiał jednak działać w pojedynkę. Przy drobnym wsparciu Éléonore dopracował krótką choreografię – dość skomplikowaną, ale przede wszystkim bardzo emocjonalną. W takich chwilach żałował, że matka nigdy nie zapisała go na balet, podobne umiejętności na pewno bardzo by mu się tutaj przydały. Wystąpienie taneczne poszło mu zdecydowanie lepiej niż prezentacja portfolio, co, choć powinno go cieszyć, nie było pozbawione goryczy. Wiedział, że za rok ten sam egzamin będzie znacznie trudniejszy bo podniesie sobie poprzeczkę jeszcze wyżej – nie miał innego wyjścia. Zdziwił się, że ostatecznie został oceniony na W, bo sam dałby sobie co najwyżej Z. Choć z drugiej strony... to był przecież Forester; a on nie zamierzał z tym dyskutować.
| z/t
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Część teoretyczna: Kości:5 Ilość uzyskanych punktów: 5pkt Część praktyczna: Kości:1,3 Przerzut 1: 1>2 Przerzut 2: 3>6 Przerzut 3: 2>1 Przerzut 4: 1>4 Ilość uzyskanych punktów: 5pkt Lekcje/pd: byłem na rozmowach z obrazami, aczkolwiek nie ma tego w spisie więc nie wliczam Wynik: 10pkt = PO + modyfikator za bycie w drużynie = W
Zakończenie roku było czasem wyczekiwanym przez wielu – niektórzy zwyczajowo nienawidzili tych gotyckich murów, inni zatęsknieni za rodziną, chcieli zobaczyć bliskie im twarze. A jeszcze inni masochistycznie nie mogli się doczekać egzaminów, by móc uczestniczyć w wyścigu gnomów polegającym na uzyskaniu najwyższego wyniku. Nie należałem do żadnej z powyższych grup, mimo że również z uśmiechem na twarzy patrzyłem na ostatnie dni spędzone w Hogwarcie w tym roku szkolnym. Przemierzałem korytarze zamku bez żadnych emocji, po prostu z punktu A do punktu B, nie zwracając już uwagi na nikogo, nawet zanikła we mnie satysfakcja z przestraszonych spojrzeń, powiązanych z wężem owiniętym wokół mej szyi. Najzwyczajniej w świecie w mój codzienny cykl życia w Hogwarcie wkradła się rutyna, odbierająca mi jakąkolwiek przyjemność z pobytu w magicznej placówce. Dlatego też do egzaminów podszedłem z pewnym spokojem i szczęściem, że wreszcie one nastały. Mimo stresu, szedłem do sali teatralnej z uniesioną głową, nie myśląc szczególnie o tym czego można tam było się mnie spodziewać. Wiedziałem, że jestem w tym dobry, poniekąd temu poświęcałem całą resztę edukacji, choć starałem się ostatnio to jakoś wyśrodkować, nawet zdarzało mi się uczyć pozalekcyjnie z Maxem transmutacji, co nigdy moim konikiem nie było. W komnacie nie spodziewałem się ujrzeć kogokolwiek innego niż Forestera, który jak zwykle potrafił wyssać resztki stresu z każdego czarodzieja. Jego entuzjazm, nonszalanckie podrygiwanie i anaforyczny obraz „dobrego wujka” działało uspokajająco i zdecydowanie na mnie to zadziałało. Oparłem się o ścianę, dając Proximie zjechać po moim ciele na podłogę i poszukać to jakiejś myszy czy innego gryzonia. Gdy przyszła moja kolej, zaproszony przez Forestera do oddzielnego pokoju, zostawiłem węża za progiem, aby przypadkiem nie podejrzewano mnie o oszustwo poprzez komunikację z wężem – przecież mało kto byłby w stanie to zweryfikować, prawda? Przyszła zaś pora na część teoretyczną, której bałem się zdecydowanie mniej od praktycznej, gdyż wiadomości z magicznego świata artystów miałem powiedzmy w małym palcu. Zgodnie z oczekiwaniami poszło mi naprawdę nieźle, tylko jedno pytanie było dla mnie niejasne i nie potrafiłem znaleźć na nie poprawnej odpowiedzi. Byłem z siebie zadowolony, acz tego właśnie oczekiwałem od siebie na tej części. Teraz przyszło na tak naprawdę jedyny egzamin, który był sprawdzeniem tego, czego samodzielnie się nauczyłem, obserwując środowisko artystyczne głównie u mugoli, wśród czarodziejów nie znałem wcale dużo żyjących jednostek, poświęconych tejże dziedzinie. Zdecydowałem przedstawić się od strony aktorskiej i reżyserskiej, jako że mieliśmy wybrać dziedziny, w których się spełnialiśmy. Zacząłem od aktorstwa, gdyż jest ono powiedzmy taką podstawą, a reżyseria jest dopiero późniejszą odnogą, choć gdybym miał być szczery to właśnie reżyserka była moją mocniejszą stroną. Tak też wyszło podczas egzaminów. Aktorsko wypadłem nieźle, choć bez jakichkolwiek zachwytów – po prostu okej. Natomiast drugie ćwiczenie, reżyserskie, wyszło mi nawet lepiej niż sam myślałem. W oczach Forestera widziałem zachwyt i zdumienie, co niezwykle podniosło moją samoocenę i ostatecznie skończyłem z oceną Wybitny. Wspaniale.
Egzamin z działalności artystycznej nie był dla niej specjalnie stresujący. Była Lanceleyem, muzykę miała we krwi, podobnie jak rzeźbienie w drewnie instrumentów czy wyuczone projektowanie biżuterii. Co mogło pójść nie tak? Czekała przed klasą na swoją kolej, ubrana w mundurek, leniwie stukając paznokciami w czerwonym kolorze o przyniesioną przez siebie teczkę, koło nóg leżał jej futerał ze skrzypcami. Nie miała pojęcia na jaką formę testu zdecyduje się nauczyciel, więc starała się mieć umysł otwarty i być przygotowana na wszystko. Gdy nadeszła jej kolej, zajęła wskazane przez Profesora miejsce, siadając wygodnie i przyglądając mu się z ciekawością, a następnie otrzymując pytania. Było ich sześć. Lance poradziła sobie doskonale z wymienieniem wybitnych muzyków lub własnej inspiracji, bo te pytania akurat były niezwykle proste, indywidualne. Każdy artysta znał na nie odpowiedź, chociaż wydawać się mogły Foresterowi dość banalne. Jedyne co to nie wiedziała co powiedzieć o tym, że jej inspiracja akurat tak na nią wpływa, dlaczego to ten skrzypek, a nie inny. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Po udanej teorii zaprosił ją do części praktycznej. Miała zaprezentować swoje mocne strony. Na pierwszy rzut poszły więc skrzypce, gdzie zagrała jeden ze swoich ulubionych utworów i opowiedziała o jego kompozycji, a także budowie instrumentu. Wybrała muzykę klasyczną, wymagającą biegłego posługiwania się smyczkiem i poprawnej postawy, bo w innym przypadku bardzo łatwo było o zafałszowanie nut. Korzystając ze swojego słuchu absolutnego i związanej z nim pamięci muzycznej, mogła grać bez nut. Wspomniała też o grze na fortepianie. Nie było tu zaskoczenia, że ktoś z jej rodu poradzi sobie doskonale, jednak widziała błysk zaciekawienia w oczach nauczyciela na widok teczki z projektami, którą ze sobą przyniosła. Poza instrumentami wybrała projektowanie magicznej biżuterii – bo zajmowała się hobbistycznie jubilerstwem. Nie były, to może tak skomplikowane rzeczy, jak martwa natura czy pejzaże, ale chyba mu się spodobał jej specyficzny i bardzo elegancki gust, bo oglądał prace z zaangażowaniem, a dodatkowo dopytywał i badał szczegóły tego, co Nessa mu opowiadała i tłumaczyła, prezentując swoją drugą dziedzinę artystyczną. Z uśmiechem na ustach, po otrzymaniu pozytywnej oceny, pożegnała się z nim i życzyła dobrego dnia, wpuszczając do sali kolejnego chętnego do egzaminu. Nie sądziła, że tak wiele osób zdecyduje się zdawać sztukę, to była miła niespodzianka – z pewnością dla Forestera też.
|ZT
Saxa O. Sætre
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : Burza długich, gęstych włosów, opadających wokół jej postaci w naturalnych rudych falach; blada cera i mnóstwo jasnych piegów na twarzy i rękach; kolczyk w pępku i septum w nosie
Część teoretyczna: Kości:4 Ilość uzyskanych punktów: 4 Część praktyczna: Kości pisarstwo:4 Kości śpiew:1 Ilość uzyskanych punktów: (4+1)/2 = 2,5 ~ 3 Lekcje/pd: - Wynik: 4 + 3 = 7 Z
Od początku zastanawiała się, co mogłaby pokazać na egzaminie z działalności artystycznej. O ile łatwiej było być malarzem, tancerzem, fotografem... Ona kochała pisać i chyba można było to uznać za dziedzinę artystyczną, prawda? Tylko jak to zademonstrować na egzaminie? Napisać coś na szybko? Nie umiałaby tak w momencie, gdy nauczyciel dyszałby jej w kark. Od razu by się zablokowała i tyle by z tego było... Postanowiła więc napisać coś wcześniej i najwyżej przeczytać, może przejdzie... Uczęszczała na zajęcia DA, bo lubiła artystyczne rzeczy, ale w żadnej nie czuła się na tyle mocno, aby przedstawiać na egzaminie, a musiała wybrać jeszcze drugą dziedzinę. Lubiła nawet śpiewać, ale czy da radę zrobić to przed nauczycielem? Stresowała się ogromnie, a że nie była pewna swoich umiejętności to dawało to raczej słabą mieszankę. Egzamin składał się, oczywiście, z części teoretycznej i praktycznej. Kolejny egzamin stawiał na teorię w formie ustnej. Saxa miała wrażenie, że dostanie jakiegoś skrętu kiszek czy czegoś w tym stylu z tego całego stresu, który towarzyszył jej przez cały egzaminacyjny okres. O dziwo, odpowiedzi na pytania zadane przez nauczyciela nie poszły jej najgorzej. Mogło być lepiej, bo zacięła się w kilku miejsach, szczególnie gdy widziała, że nauczyciel liczył na trochę więcej. Ale w końcu, wykręcając palce przez cały czas trwania egzaminu, udało jej się zaliczyć tę część. Teraz następowała gorsza... Nieco się jąkając, powiedziała, co przygotowała, choć płonęła ze wstydu, że musi przeczytać swoje - jak to nazywała - "wypociny". Raczej nikomu nie pokazywała swojej twórczości, bo uważała, że jest zwyczajnie bardzo słaba. Coś jednak musiała przedstawić i nawet w tym przypadku nie poszło jej najgorzej. Nauczyciel był zadowolony, Saxa odetchnęła, bo 2/3 egzaminu miała już za sobą. W końcu przeszła do ostatniej dziedziny, w której czuła się raczej słabo i to niezmiernie ją zestresowało. Nawet zachęcające słowa nauczyciela i jego łagodny uśmiech nie były w stanie pokonać jej strachu. Próbowała wydobyć z siebie jakiekolwiek dźwięki, które pozwoliłyby jej zdać egzamin, ale chyba nic z tego... Jej twarz oblała się czerwienią, a do oczu napłynęły łzy. Była niemal pewna, że nie zdała... Okazało się jednak, że nie było tak źle i wyszła z sali z oceną Zadowalającą. Według nazwy tak, ale ona wcale zadowlona nie była... Ale przynajmniej zdała.
/zt
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Część teoretyczna: Kości:2 -> 2 -> 6 Ilość uzyskanych punktów: 6 Część praktyczna: Kości malarstwo:1 -> 6 Kości taniec:6 Ilość uzyskanych punktów: 6 Lekcje/pd: praca domowa + 1 Wynik: 6 + 6 + 1 = 13 W
Chloé rzadko odzczuwała stres. Raczej do życia podchodziła z dość luźnym podejście, wychodząc z założenia, że co będzie to będzie, a świat się nie zawali, jakby zawaliła egzamin. Jeśli jednak na czymś jej zależało chciała zrobić coś jak najlepiej, w 100%. Jedną z tych rzeczy jest działalność artystyczna - jeden z niewielu przedmiotów, na który chodziła cały rok, bez wyjątków i bez wagarów. Nie byłaby Swansea, gdyby jej wyniki z DA były zbyt niskie. Weszła więc do klasy zdeterminowany, ale spokojna, bo była pewna swoich umiejętności. Z lekko nonszalancką miną słuchała pytań teoretycznych i odpowiadała bez zająknięcia. Profesor był zachwycony i wdawał się z nią w krótki dyskusje, a Chloé odpowiadała najlepiej, jak mogła, jakby dyskutowała z równym sobie artystą. Jeśli teoria to była dla niej bułka z masłem to co dopiero praktyka? Jej najważniejszą dziedziną było oczywiście malarstwo. Nie zadawała sobie trudu, aby malować coś wcześniej. Nie miała żadnego problemu z weną czy malowaniem, gdy ktoś obserwuje. Byle nikt jej w tym czasie nie przeszkadzał. Niemal jak zwykle wpadła w twórczy szał i ze skupioną miną stawiała na średnim formacie płótna kolejne smugi farby. Była zadowolona, że profesor przygląda się z uznaniem każdemu ruchowi jej ręki. Nic dziwnego, że obraz wyszedł świetny i tę część zaliczyła z łatwością. Jako drugą dziedzinę wybrała taniec, w którym czuła się całkiem pewnie. Zademonstrowała krótki taneczny układ, pełen emocji i wybuchowości, taki jak ona. To był jedyny egzamin, który zdawała z przyjemnością i, jak to ona, nie zdziwiła się, gdy otrzymała ocenę wybitną. Resztę egzaminów miała gdzieś, ten był najważniejszy.
/zt
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Wyjazd do Nowego Orleanu z pewnością obfitował w przeróżne wydarzenia. Przede wszystkim jednak mógł być niesamowicie inspirujący przez to, że roiło się tam od wielu artystów: głównie zajmujących się odmianami bluesa i jazzu, ale i nie brakowało tam naprawdę dobrych wokali soulowych. Yuuko przez długi czas mogła wysłuchiwać ich występów i obserwować wyjątkowe techniki zarówno wokalistów jak i towarzyszących im muzyków. Dlatego wyraźnie ucieszyłą się z perspektywy odtworzenia jednego z podobnych występów w Hogwarcie. Przez długi czas czytała o naprawdę sporo o tamtejszej muzyce, a także tym jakich instrumentów używano, w których stylach. Interesowało ją to. I dzięki temu mogła się o wiele lepiej przygotować do swojej roli. Chciała dokonać interpretacji, któregoś z naprawdę znanych utworów i ożywić go na nowo. W końcu się zdecydowała. Musiała wszystko zaaranżować. Spytała też innych członków koła o to czy chcieliby urządzić wspólny koncert w jednej z sal Hogwartu. Musiała również znaleźć odpowiednią suknię wieczorową utrzymaną w stylu retro. Głównie chodziło jej o oddanie ducha lat pięćdziesiątych lub sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Całe szczęście to zadanie nie było znowu aż tak trudne i już po krótkim poszukiwaniu swojej szafy udało jej się znaleźć starą kreację, której od dawna nie miała szansy włożyć. Była w zasadzie idealna. Wyznaczonego dnia zjawiła się w sali teatralnej, gdzie na scenie znajdowały się już potrzebne instrumenty takie jak fortepian, bas czy trąbki i gitara. Wszystko miała już dokładnie przemyślane. I dzięki kilku odpowiednim zaklęciom i dokładnej znajomości podkładu muzycznego nie potrzebowała niczyjej asysty na scenie. Wystarczyło jedynie poczekać aż ugodzone magią instrumenty wygrają pierwsze dźwięki piosenki, a ona sama w tym czasie spokojnie podeszła do ustawionego na scenie mikrofonu, by wyśpiewać przy nim pierwsze słowa kultowej piosenki. - I put a spell on you… - zaczęła dużo niższym niż zazwyczaj, ale wciąż aksamitnym głosem, uważnie dobierając tonację do poszczególnych słów. - Because you’re mine. Dosyć spokojna jazzowa aranżacja dosyć dobrze współgrała z jej wokalem, który już po pierwszej linijce tekstu zaczął opuszczać rejony niższych tonów, by móc pokazać rozpiętość głosu Kanoe, która starała się zrobić, co w jej mocy, by móc zachwycić słuchaczy swoim warsztatem. Nie chciała jednak zbytnio przesadzać. Jazz miał być zabawą, miał być swobodny i pokazywać to jak można bawić się muzyką: zarówno tą, której źródła można było doszukiwać się w przeróżnych instrumentach jak i w ludzkim głosie. Dlatego też obrała sobie za cel tonację, w której czuła się dosyć dobrze. Chciała sprawiać wrażenie, że to wszystko przychodzi jej z łatwością, a nie stanowi swego rodzaju wysiłek. I miała nadzieję, że właśnie taki efekt osiągnęła. Przez pewien czas obawiała się nawet utworów, które wymagały mocnego głosu, który brzmiał o wiele bardziej zdecydowanie. Miała wrażenie, że brzmi w nich nieraz zbyt delikatnie. Musiała jednak odnaleźć swój rytm, wczuć się w utwór i poczuć go na tyle, by móc się w niego wpasować i wykorzystać go w pełni. Podobnie jak swój wokal, który starała się dostosować do melodii i sprawić, by razem tworzyli zgrany duet. Podobnie było w tym przypadku, gdy rozkręcała się coraz bardziej z każdą chwilą, przeciągając pewne dźwięki, starając się wejść na kolejną oktawę i wykorzystać oddech wciąż znajdujący się w płucach. I sądząc po otrzymanych brawach chyba jej się to udało. Mogła zatem w pełni zadowolona zejść ze sceny, gdy tylko skłoniła się swoim słuchaczom i zrobić na niej miejsce dla innych występujących.
z|t
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Musiał się gdzieś zaszyć i to natychmiast. Było dopiero południe, a już miał wszystkiego dosyć. Co więcej, zaczynał odnosić wrażenie, że świat upodobał sobie rzucanie mu kolejnych kłód pod nogi akurat tego konkretnego dnia. Najpierw niezapowiedziana wejściówka, potem pierwszaki zalały łazienkę i wykorzystały cały zapas mydła, a na domiar złego Puchon zgubił jeszcze swój podręcznik w drodze na zajęcia. Miał naprawdę serdecznie dosyć tej fali niefortunnej zdarzeń i rozważał nawet powrót do Komuny na resztę dnia, gdy w najmniej spodziewanym momencie pojawiło się wybawienie. Cud nad cudami. Okienko! Chcąc uniknąć kolejnych problemów, które zdawały się go nie opuszczać od samego rana, ruszył prosto do sali teatralnej z nadzieją, że ta będzie akurat stała pusta i nikt nie będzie przygotowywał jej do zajęć. Potrzebował chwili spokoju oraz wyciszenia, aby dojść do siebie i zebrać siłę na resztę dnia. Jedno z bóstw musiało być mu nieco bardziej przychylne niż reszta tego dnia, ponieważ w środku faktycznie nikogo nie było. Ignacy odetchnął z ulgą i od razu udał się na zaplecze, chcąc w tej sposób uniknąć ewentualnego kontaktu z osobami, które wpadły na ten sam pomysł co on, aby skryć się tutaj przed resztą świata. Eh, te wspomnienia, zaczął rozpamiętywać, przechadzając pośród różnorakich instrumentów. Kiedyś próbował swoich sił w graniu, jednak chyba nie miał do tego talentu i nigdy nie był zbyt skory do tego, aby kontynuować naukę władania jakimkolwiek instrumentem. Mimo to wciąż miał pewnego rodzaju słabość do skrzypiec, które zawsze uważał za bardzo elegancki instrument i dogłębnie szanował każdą osobę, która opanowała wprawne posługiwanie się smyczkiem. Chłopak zatrzymał się na dłuższą chwilę przy sekcji poświęconej saksofonem, a w jego głowie od razu rozbrzmiały dźwięki zasłyszane zaledwie parę tygodni w Nowym Orleanie. Cóż, te wakacje zdecydowanie odcisnęły na nim swoje piętno. Zarówno relacjami, jakie tam zawiązał i jakie pogłębił, jak i samą kulturą owych okolic. Po uważnym rozejrzeniu się dookoła, jakby oczekując, aż ktoś wyskoczy na niego z cienia, Ignacy sięgnął niepewnie po instrument i spróbował wydobyć z niego jakiś odgłos. Skutki... nie były ciekawe. Zdecydowanie nie brzmiało to dobrze. Może to dla mnie zbyt skomplikowane?, pomyślał niezbyt zaskoczony tym odkryciem, jednak instynktownie sięgnął do torby i wyciągnął z niej Wizzbooka. Musiał przyznać, że im częściej z niego korzystał, tym bardziej się do niego przyzwyczajał. A dzięki stronom poświęconym najróżniejszym tematom, mógł z powodzeniem się dokształcić na temat... saksofonów. Tak, to wydawało się całkiem niezłym pomysłem. Może zapomni o tym wszystkim, co go dzisiaj spotkało? Niewiele myśląc, Ignacy zaczął zagłębiać się w kolejne wiadomości dotyczące historii tego instrumentu, zaczynając – tak jak miał w zwyczaju – od podstaw. Bo czym tak naprawdę był saksofon? Cóż, był to instrument dęty drewniany z grupy aerofonów stroikowych, cokolwiek to znaczyło. Co więcej, mógł on występować w aż dziewięciu różnych odmianach, które różniły się od siebie wielkością i zakresem dźwięków. Do jednych z najmniejszych rodzajów należały soprillo, a do największych subkontrabasowe. Przewrócił oczami, jednak czytał dalej, nie chcąc się poddawać już na samym starcie. Dalej na szczęście było nieco lepiej, ponieważ pojawiła się pierwsza ważna dla tego instrumentu informacja – został on skonstruowany w pierwszej połowie XIX wieku. Warto było także wspomnieć o tym, że już kilka lat po wejściu do użycia, zaczął być wykorzystywany jako instrument koncertowy, chociażby w koncertach muzyki klasycznej. Wraz z kolejnymi mijającymi latami instrument ten znalazł użycie w muzyce poważnej, jednak najczęściej był wykorzystywany w muzyce jazzowej i to właśnie on był najbardziej kojarzony z tym typem muzyki. Ignacy przede wszystkim zainteresował się tym, że saksofon stał się powszechnym instrumentem wśród zespołów jazzowych dopiero po 1914, za czasów, gdy na salonach rządziły orkiestry Nowego Orleanu. Po krótkich badaniach chłopak dosyć szybko dowiedział się, że ta nazwa była po prostu innym określeniem na „jazz nowoorleański”, czyli jeden z pierwszych stylów muzyki jazzowej, który wykształcił się – tak, zgadliście – w Nowym Orleanie. Cóż, Ignacy może i nie dowiedział się niczego nowego, jednak zdecydowanie poszerzył swoją wiedzę o podstawowe fakty o tym instrumencie, który zresztą nie miał zbyt bogatej historii. Wyprodukowany w okolicach XIX, nie miał wcześniej żadnych prototypów, czy wcześniejszych wersji, a nawet instrumentu, który był do niego w jakiś sposób podobny i na którym się wzorowano, aby go nieco ulepszyć.
z/t
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Coś ciągnęło ją w jakiś sposób do sali teatralnej. Być może dlatego, że była ona niezwykle dobrze wyposażona, co pomagało jej w przeprowdzaniu odpowiednich ćwiczeń w samotności jako, że nikt poza nią raczej tam nie zaglądał. Nie inaczej było i tym razem, gdy rozsiadła się przy fortepianie, który znalazł się na scenie i rozgrzawszy krótkim ćwiczeniem nadgarstki i palce postanowiła przyłożyć palce do klawiszy, przygotowując się do wygrania jednego z dobrze sobie znanych utworów. Zaczęła powoli i łagodnie, powoli przesuwając palcami po klawiaturze, aby wydobyć z niej odpowiednie dźwięki miękkim naciśnięciem palca na przypisany do wybranej nuty przycisk. Przez lata ćwiczeń znała układ klawiszy na pamięć i odnajdywała się w nim doskonale. Jej dłonie poruszały się niemal samoistnie w celu odnalezienia odpowiedniego tonu i wygrania go w dobrze skomponowanej całości. Powoli i delikatnie. Cicho, coraz ciszej… Dźwięk powoli zamierał wybrzmiawszy łagodnie w pustej przestrzeni sali. Yuuko w pełni nad nim panowała, wprowadzając go w niezwykle spokojne brzmienia. Wszystko po to, by po krótkim czasie wytchnienia móc powrócić do utworu z zupełnie nową energią. Dźwięki były o wiele bardziej donośniejsze, przepełnione zupełnie innym choć dosyć podobnym ładunkiem emocjonalnym, który zapewniał melodii odpowiedni układ nut, układających się w dosyć rzewny utwór rodzący uczucie nostalgii. Palce poruszały się żywiej po klawiaturze, przeskakując niejednokrotnie z jednego z przytrzymywanych klawiszy na drugi, by zapewnić płynne przejście z określonego dźwięku, na kolejny. I to właśnie ta płynność była niezwykle istotna w wygrywanym utworze, gdyż kreowała ona jego odpowiedni nastrój, który musiała podtrzymywać. Wraz ze zręczną pracą dłoni i palców, które rozstawione w odpowiedni sposób uciskały wybrane przez Kanoe klawisze, wprawiające w ruch znajdujące się w instrumencie struny, musiała również poruszać w odpowiedni sposób stopami, aby wykorzystywać w czasie gry także możliwości jakie dawały jej znajdujące się pod fortepianem pedały dzięki którym mogła jeszcze lepiej wydobyć głębię dźwięku i wymodulować odpowiednio każdą z wygrywanych nut. Dopiero dzięki temu mogła osiągnąć pełnię możliwości, którą dawał jej instrument i sprawić, że melodia brzmiała tak jak powinna. Yuuko mogła kontynuować wygrywanie jej, dbając o to, by każdy takt został odpowiednio zagrany. Pilnowała tempa, oddając się w pełni grze i wczuwając się w linię melodyczną, którą musiała utrzymać w odpowiednim tonie. Kolejne takty wychodziły spod jej palców w niespiesznym tempie, zbliżając się już powoli do zakończeniu utworu, które obfitowało w delikatne długie dźwięki o niskiej częstotliwości. Przechodziła między nimi zręcznie, tkając z nich może i nieco smutną lecz na pewno piękną melodię. Dopiero, gdy obecne pod klapą fortepianu struny wydały z siebie ostatnie dźwięki wprawione w wibracje przez działania Puchonki cały występ dobiegł końca. Struny finalnie zamarły, a wraz z nimi wszelkie nuty, które mogłyby zostać z nich wydobyte, a dziewczyna mogła w pełni się wyprostować i spojrzawszy raz jeszcze z uczuciem na instrument wstać od niego i skierować się do wyjścia z sali.
z|t
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Nie ukrywam, stresowałem się pierwszym od dawna spotkaniem koła. Byłem przewodniczącym i jak jeszcze sam fakt, że ja nim byłem miał w sobie wiele sensu, tak już ja osobiście nie podchodziłem tak optymistycznie. Przed każdym takim spotkaniem musiałem spędzić co najmniej kilka godzin czy to na medytacji, czy na wyciszaniu wewnętrznego krzyku związanym z byciem w centrum uwagi. Miało to miejsce tylko przed spotkaniem, gdy już do niego dochodziło, wpadałem w pewien trans, jak to zawsze miało miejsce, gdy wcielałem się w „reżysera” i zajmowałem się tym, co kochałem najbardziej. Dzisiejsze spotkanie nie było tak bardzo angażujące mojej osoby w to, czym zajmować się będą inni uczniowie. Moje zadanie będzie polegało bardziej na funkcji doradczej, nie chciałem jeszcze robić niczego trudnego, z tego co widziałem, wiele osób się dopisało na kółko i nie miałem jeszcze okazji ich zobaczyć w akcji, po to właśnie było to spotkanie. Już od rana siedziałem w sali teatralnej, chodząc to od jednego końca sceny do drugiego, w głowie rozplanowując najróżniejsze scenariusze. Ogłoszenie na tablicy się już pojawiło, miałem jeszcze koło godziny do przyjścia pierwszych zainteresowanych. Ciekawiło mnie jak zostanie przyjęty mój pomysł na dzisiejsze kółko, musiałem koniecznie pod koniec zapytać o opinię. Usiadłem sobie na jednym z foteli widowni i zapaliłem szlugasa, patrząc na misternie wykonany wystrój tego miejsca, mający przypominać normalne teatry, których pełno było w Londynie. Dawno nie byłem w jakimkolwiek, ostatnimi czasy bardziej interesując się mugolską sztuką, która pod tym kątem była bardziej zaawansowana, takie miałem zdanie. Gdy przyszła już odpowiednia godzina, usiadłem sobie po turecku na środku sceny i drobnym skinieniem głowy witałem każdego przybyłego, licząc w głowie ile osób przybyło na spotkanie. W momencie, gdy już od kilku minut nikt się nie pojawiał, podniosłem się z klęczek i odchrząknąłem, podchodząc bliżej do innych, by każdy mógł mnie dobrze usłyszeć. - Siema. Emm, miło mi was widzieć, to nasze pierwsze spotkanie po feriach i mam nadzieje, że będzie się wam dobrze pracować i przy tym jakoś bawić. Na dzisiaj nie przygotowałem niczego wyszukanego, dlatego też mogły przyjść osoby spoza kółka, nie będziemy planować żadnego przedstawienia teatralnego do wystawienia za miesiąc, nie musicie się bać. Na początku myślałem czy przy współpracy z Skylerem nie zrobić jakiegoś kulinarnego spotkanka, ale na prośbę Howarda przygotowałem bardziej teatralne spotkanie, pod argumentem, że marzec jest miesiącem pisarzy i teatrów. Tak więc nie przedłużając i tak długiego już wstępu, przedstawię wam co macie do zrobienia. – Przerwałem na chwilę, patrząc po twarzach zebranych, szukając jakiegoś pytającego spojrzenia. Następnie przeszedłem dalej. - Będziecie musieć w godzinę przygotować jakąś scenkę. Jaką, to zależy od was, tak jak też napisałem w ogłoszeniu, możecie zrobić to samemu, możecie dobrać się w pary, czy trzyosobowe grupki. Po godzinie zaprezentujecie ją przede mną, a ja ją ocenię. Scenka nie musi być długa, tak naprawdę to wszystko zależy od waszego pomysłu. Może nawet trwać dwie minuty, jeśli będzie zajebista to będzie zajebista, wiecie o co chodzi. Jeśli o czymś zapomniałem, a jest dla was niejasne, pytajcie, nie gryzę. Na pełnej chillerce, nie stresujcie się też za bardzo, ponieważ po to jest całe to kółko. Możecie zaczynać. – Powiedziałem, nie czując już wcześniejszego ciężaru na sercu, związanego z byciem w centrum. Będąc na scenie, jakoś to uczucie we mnie zanikało zawsze. Stanąłem z boku i obserwowałem każdego, w razie czego będąc całkowicie dostępny, by wspomóc radą czy wskazówką.
Zasady
Możecie brać udział samemu, w parze lub w trzy osoby, lecz trzeba to koniecznie zawrzeć w poście. Osoba towarzysząca nie musi należeć do kółka. Wybieracie sobie jakąś scenkę z jakiegoś dzieła i wasze postacie będą miały za zadanie ją odegrać.
Scenka może być wymyślona przez was, możecie się posiłkować spisem, ale też możecie ją wziąć z jakiegoś filmu (jakiegokolwiek, to od was zależy jaki sobie wybierzecie) i fabularnie spróbować to odegrać.
Etap I
W pierwszym poście opisujecie swoje wspólne przygotowania i próby odegrania. Nie rzucacie tutaj żadnych kostek, chyba, że chcecie, wtedy możecie rzucić te same, które obowiązują w Etapie II. Nie musicie się ograniczać do jednego posta, jak macie flow i ochotę to możecie więcej – ważne jest jednak zaznaczenie w poście, że dalej wykonujecie Etap I. Pamiętajcie o wykorzystywaniu magii w swoich przedstawieniach.
Etap II
Drugi etap jest przedstawieniem swojej scenki Shawnowi i tutaj obowiązują już pewne kostki. Rzucacie trzema kostkami, jednym k6 i dwoma k100: K6 – wczucie się w rolę. Jeśli wylosujesz 1 lub 6, możesz uznać, że twoja postać wczuła się idealnie i możesz dodać 20 do kolejnych kostek. Jeśli wylosujesz 3 lub 4, twoja postać nie bardzo czuje się w swojej roli, odejmujesz 10 od kolejnych kostek. Kostki 2 i 5 są neutralne – nie ma żadnych modyfikatorów. Jeśli twoja postać zajmuje się aktorstwem i ma ponad 30 punktów w DA, możesz z góry założyć, że wczuła się idealnie. K100 – gra aktorska. Im wyższy wynik tym lepiej ci poszło. Za każde 10 punktów w DA, możesz dodać 5 do wyniku. K100 – dialogi, dykcja, czyli jak twojej postaci idzie wygłaszanie swoich mów. Ta sama zasada co przy grze aktorskiej. Następnie zliczacie ostateczny wynik. Jeśli występujesz samemu, wtedy po prostu sumujesz wynik Gry aktorskiej z Dialogami. Jeśli w parze, wtedy sumujecie swoje wyniki i dzielicie przez dwa, przy grupie trzyosobowej przez trzy. Jeśli ostateczny wynik jest większy od 100, Shawn chwali waszą pracę, jeśli jest większy od 180 to aż oczy mu się świecą z zachwytu. Poniżej setki, Shawn nie będzie zawiedziony, da wam cenne wskazówki na co następnym razem zwrócić bardziej uwagę, co poprawić i tak dalej.
Kod proszę wklejać do każdego postu.
Kod:
<zg>Etap:</zg> [b]I/II[/b] <zg>Z kim prezentuję:<zg> jeśli sam, zostawiasz to pole puste <zg>Scenka:</zg> tutaj wpisujecie albo nazwę spektaklu, książki ze spisu, albo link do filmiku gdzie zawarta jest scena. <zg>Punkty z działalności artystycznej w kuferku:</zg> tutaj wpisz <zg>Wczucie się w rolę:</zg> [url=LINK]tutaj wklejasz wynik kostki k6[/url] <zg>Gra aktorska:</zg> [url=LINK]tutaj wklejasz wynik kostki k100[/url] <zg>Dialogi, dykcja:</zg> [url=LINK]tutaj wklejasz wynik kostki k6[/url] <zg>Wynik ostateczny:</zg> wyżej został opisane zasady ustalenia tego wyniku.
Macie czas do 24 marca!
W razie jakiś pytań, proszę pisać do mnie na pw, albo na discord: bombel#4588
Etap:I Z kim prezentuję:@Larkin J. Swansea Scenka: Romulus i Julia Punkty z działalności artystycznej w kuferku: 33 Wczucie się w rolę: [url=LINK]tutaj wklejasz wynik kostki k6[/url] Gra aktorska: [url=LINK]tutaj wklejasz wynik kostki k100[/url] Dialogi, dykcja: [url=LINK]tutaj wklejasz wynik kostki k6[/url] Wynik ostateczny: wyżej został opisane zasady ustalenia tego wyniku.
Larkin naprawdę miał szczęście, że przypomniał jej o obowiązkach, o punktach dla domu, o wszystkim tym, co po prostu miało znaczenie dla kogoś takiego, jak Victoria Brandon, która zdecydowanie nie mogła myśleć o niczym innym, niż o dumie, chwale i sile Krukonów, a przynajmniej takie właśnie sprawiała wrażenie. Nic zatem dziwnego, że po prostu zgodziła się przyjść z nim do sali teatralnej, gdzie wysłuchali zadania, jakie zostało przed nimi postawione, a ona aż uniosła lekko brew, zastanawiając się, czy naprawdę musiała się znowu błaźnić na scenie. Nie była w tym najlepsza, trudno było jej się w coś wczuwać, ale skoro już tutaj przyszła, to nie zamierzała się wycofywać, uciekać, ani twierdzić, że było to coś złego. Drgnęła lekko, kiedy usłyszała, jak Swansea proponuje jej, żeby zagrali coś razem, a potem aż parsknęła, kiedy zaproponował jej końcową scenę z Romulusa i Julii, co sprawiło, że aż poczuła, jak cale jej wnętrze się gotuje. Doskonale wiedziała, że Larkin z nią pogrywa, że próbuje ją nieco ośmieszyć, ale nie umiała tak po prostu powiedzieć, że tego nie zrobi, bo wtedy by stchórzyła, a na to nie mogła sobie za nic w świecie pozwolić. Odetchnęła zatem głębiej, a potem uniosła brwi, kiedy zobaczyła, jak jej towarzysz zaczyna rozpinać koszulę. - To ma być przedstawienie, nie striptiz - przypomniała mu z nieco ironicznym uśmiechem, ale skoro już się rozebrał, to spokojnie sięgnęła po jego koszulę, by spróbować transmutować ją w coś, co choć trochę przypominałoby koński ogon, a następnie przyczepiła go spokojnie do jego spodni, rozważając jeszcze inne możliwości. Długie włosy? Kwiaty we włosach? Nie bardzo znała się na centaurach, jak miała być szczera, ale nie zamierzała mówić tego głośno. - Od którego chcesz zacząć momentu? Śmierci Romulusa? - spytała, a kiedy ten potwierdził, zaczęła się zastanawiać, co właściwie powinna zrobić, by wszystko wyglądało jak najbardziej prawdopodobnie. Wiedziała, że raczej z grą aktorską sobie nie poradzi, ale kto wie? Zaraz jednak uśmiechnęła się lekko pod nosem, dochodząc do wniosku, że przynajmniej może zrobić jedną rzecz i z miną pustą, zupełnie bez wyrazu, uniosła ponownie różdżkę, by bezceremonialnie przekształcić dłuto w sztylet, który przekręciła w palcach, nie obawiając się nawet tego, że ten może być ostry i spokojnie przyłożyła go do swojej piersi.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Etap:I Z kim prezentuję: sama Scenka:Macbeth akt 1, scena 5 - monolog Lady Macbeth
Od dawna nie odbywało się żadne spotkanie koła Realizacji Twórczych więc z pewnością mile jej było powitać jakąkolwiek aktywność z tego koła. Cieszyła się również z tego, że zadanie to dotyczyło aktorstwa, a nie jakiejś dziedziny związanej z malarstwem, które było jej zdecydowanie wrogie. Przynajmniej teraz miała możliwość rozwinięcia się w dziedzinie, która ją ciekawiła, a w której się nie specjalizowała. Miała tylko nadzieję, że wszystko wyjdzie dokładnie tak jak to sobie zaplanowała i będzie mogła bez większych trudów odegrać scenę, którą zaplanowała. I szczerze powiedziawszy chciała wyjść ze swojej strefy komfortu, aby odegrać niezwykle mocną postać kobiecą, która zdecydowanie nie była do niej podobna. Oby tylko wyszło to tak jak chciała. Znajdując się w sali przed wyznaczonym czasem zaczęła przeglądać znajdujące się wokół rekwizyty, zastanawiając się co takiego też mogłaby użyć w czasie swojej sceny. Nie potrzebowała jednak zbyt wiele. Scenografia, którą miała w głowie była raczej uboga i ograniczała się do ustawionego na scenie biurka ze świecznikiem, na którym znajdowały się arkusze pergaminu oraz kałamarz z piórem. Celowała w raczej niewielkie oświetlenie, aby nadać całej scenie mrocznego, odpowiedniego dla niej charakteru. Zdecydowała się także na to, by przebrać się w dosyć prostą acz szykowną szatę, która zdecydowanie przystałaby szanowanej czarownicy z czystokrwistego rodu. Ciemny ciężki materiał z nielicznymi zdobieniami, który leżał na niej idealnie po drobnych poprawkach. Przede wszystkim jednak skupiła się na właściwym przestudiowaniu tekstu, aby zapamiętać go jak najlepiej. Zakładała, że przede wszystkim problem mogą dla niej stanowić archaizmy ze względu na to, że nie chciała zdecydować się na korzystanie ze współczesnej wersji tekstu. Dlatego też chciała wykorzystać swój czas jak najlepiej, aby wszystko sobie dobrze utrwalić.
Etap:I Z kim prezentuję:@Victoria Brandon Scenka: Romulus i Julia, scena śmierci Punkty z działalności artystycznej w kuferku: 15pkt
Zabranie dziewczyny ze sobą na spotkanie koła było w pewnym sensie tak proste, jak zakładał. Wystarczyło przypomnieć o możliwości zdobycia punktów, że można przysłużyć się domowi, a przecież o to chodziło Brandonównie. Pod tym względem była prosta do rozgryzienia, choć Larkin musiał przyznać, że intrygowało go czasem, czy jest coś jeszcze na czym dziewczynie zależy poza punktacją w Pucharze Domów. Jednak w tej chwili nie miało to większego znaczenia. Ważne było, że poszła z nim na spotkanie kółka, gdzie liczył na coś bardziej manualnego, chcąc sprawdzić, jak radzi sobie w tej dziedzinie Victoria, mająca zawsze wiele do powiedzenia w kwestii jego zajęcia. Nic więc dziwnego, że miał ochotę przewrócić oczami, ale wytrzymał, nie chcąc dać satysfakcji prefekt, która być może widziałaby, że nie był w pełni zadowolony. Od małego starał się pilnować emocji, aby nie były widoczne, a teraz miał je odegrać. Jak? Już o wiele łatwiej było grając na pianinie, kiedy Ezra prowadził zajęcia. - Widziałaś centaura w koszuli? - odparł pytaniem, nie przejmując się zupełnie skrzywieniem dziewczyny, gdy tylko zdejmował z siebie koszulę. Medalik zakołysał się opierając znów swobodnie o jego pierś, a LJ powstrzymał się przed przesunięciem po nim palcami. Niewiele później obserwował, jak bawi się jego dłutem i transmutuje je w ostrze. Musiał przyznać, że miał co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony miał ochotę wyrwać jej je z dłoni i przywrócić do pierwotnego kształtu, wyrzucając jej brak poszanowania do cudzych narzędzi. Z drugiej strony jakoś musieli stworzyć podstawowe rekwizyty, a lekkość z jaką dziewczyna używała transmutacji była imponująca. Przez moment wpatrywał się w nią, mając sztylet dostawiony do piersi i nie mógł powstrzymać się od myśli, że byłaby świetna modelką do rzeźby Julii w chwili śmierci. - Czyli ja wypijam truciznę, umieram, a później ty rozpaczasz nad moją śmiercią. Chwila zabawy i będziesz mogła cieszyć się spokojem ode mnie i dobrym uczynkiem dla domu, panno Brandon - rzucił cicho, wyjmując drugie dłuto z zestawu, aby transmutować je w niewielki flakonik. Z pewnością w metalowych flakonikach nie przechowywano trucizn, ale na kółko powinno wystarczyć. Chwilę jeszcze powtarzali podstawowe kwestie, które pamiętali ze sztuki, omawiając ruch na scenie. Mimo wszystko LJ chciał, żeby im się udało, aby przewodniczący kółka był choć trochę zadowolony. W przeciwnym razie spodziewał się tyrady że strony Brandon, że mógł się bardziej postarać. Specjalnie na potrzeby sztuki postanowił skorzystać z genetycznych zdolności i używając metamorfomagii wydłużył uszy, aby były bardziej spiczaste, przypominające połączenie końskich i ludzkich. Uwydatnił kości policzkowe, spłaszczył nieznacznie nos. Wszystko to robił z zamkniętymi oczami, oddychając głęboko, aby mimo wszystko ignorować towarzyszący temu ból. - Może być, pani prefekt? Idziemy przedstawiać naszą tragedię? - spytał cicho z cieniem uśmiechu w spojrzeniu. Nie był przekonany, czy uda mu się choć w zadowalającym stopniu odegrać Romulusa, ale mógł spróbować.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Etap:II Z kim prezentuję: sama Scenka:Macbeth, akt 1 scena 5, monolog Lady Macbeth we własnym wolnym tłumaczeniu z wyłączeniem roli sługi Punkty z działalności artystycznej w kuferku: 117pkt Wczucie się w rolę:4 (-10 do k100) Gra aktorska: 99+55-10=144 Dialogi, dykcja: 66+55-10=111 Wynik ostateczny: 255:2=127,5
Była prawdziwą artystką i z pewnością mierzyła wysoko. Problem był jednak taki, że choć starała się przekonać do odgrywanej Lady Macbeth i zrozumieć ją to jednak nie potrafiła tego do końca zrobić. Nie potrafiła się z nią utożsamić, odnaleźć w sobie czegoś, co również mogłoby się znaleźć w jej bohaterce. Akortstwo według niej w dużej mierze polegało na wyciąganiu ze swojego wnętrza odpowiednich cech, ukrytych składników osobowości i obnażaniu ich poprzez odgrywane postacie. W tym wypadku czuła jednak, że głównie będzie to odgrywanie wcześniej poznanej sceny. Udawanie, próba oddania czegoś bez wcześniejszego doświadczenia tego. Weszła na scenę, ściskając w dłoni zapieczętowaną kopertę. Przełamała znajdujący się na niej lak i sięgnęła po zwinięty w środku pergamin, aby odczytać widniejące na nim słowa. - Napotkałem je w dniu zwycięstwa i przekonałem się iż posiadają w sobie więcej niźli wiedzę śmiertelnych... - był to chyba bardziej monotonny fragment tej sceny, w której po prostu przechadzała się w pobliżu biurka w roztargnieniu, czytając na głos swoją korespondencję. Starała się mówić wyraźnie, ale być może poświęciła nieco zrozumiałość swojej wypowiedzi, by odpowiednio oddać zdenerwowanie i pośpiech, który mógł towarzyszyć żonie wyczekującej wieści od męża. - Kiedym płonął z pragnienia, by dalej je wypytać, przemieniły się w powietrze, w którym zniknęły. I gdym stał tak tym oczarowany przybyli posłańcy od króla, oddając cześć thanowi Cawdoru, którym to tytułem wcześniej pozdrowiły mnie te przedziwne siostry nim to zwróciły się do mnie słowami "Chwała temu, co królem będzie!" Ostatnie słowa wybrzmiały nieco gwałtowniej, wypowiedziane z większym ożywieniem, gdy w końcu Puchonka zatrzymała się na środku sceny, wciąż skupiając się na trzymanym w ręku kawałku pergaminu. Wszystko to, by jeszcze pospieszniej doczytać końcówkę listu. - Uznałem za słuszne, by powiadomić cię o tym, ma najdroższa partnerko w świetności byś mogła się ze mną współradować z tego, co ma nadejść. Zachowaj to w sercu, i żegnaj... - fragment ten zakończyła nieco ciszej, łagodniejszym głosem, składając w końcu papier, który ostatecznie położyła na znajdującym się za nią biurku, o które na chwilę się oparła. - Glamisu thanem zatem jesteś i Cawdoru; I będziesz kim ci przyobiecano - słowa te wybrzmiały nieco złowieszczo nim w końcu dziewczyna odwróciła się z powrotem ku publiczności, opierając się o znajdujący się za nią mebel. - Obawiam się jednak o twą naturę Zbyt wiele w niej mleka człowieczej życzliwości... - kontynuowała jakby w zamyśleniu wędrując jedną dłonią po blacie biurka. - By pójść najkrótszą drogą - tekst ten podkreśliła jeszcze przewracając palcem znajdującą się obok figurkę przedstawiającą ukoronowanego władcę. Miała uprzednio zaplanowane najdrobniejsze szczegóły sceny, którą aktualnie odgrywała tak dobrze jak tylko mogła, starając się jakoś przekonać do własnej postaci i zatracić się w niej. - Możesz być wspaniałym: nie brak ci ambicji Lecz nie ma w niej szaleństwa, które powinno jej towarzyszyć - słowa te wypowiedziała na wydechu, odrobinę lekceważąco, a przynajmniej taki był zamysł. Nie potrafiła do końca rozgryźć Lady Macbeth. Mogła jedynie zaprezentować swój wykreowany wizerunek tej postaci, który może nie do końca był konsekwentny i realistyczny. Z drugiej strony jednak była to szalona kobieta, której rozumowanie nie do końca pojmowała. - Pragniesz czegoś lecz pragniesz świętobliwie Nie zagrałbyś nieuczciwie, a jednak pragniesz niesłusznej wygranej - w końcu oderwała się od biurka, snując dalej na głos swoje rozważania, które coraz bardziej nabierały filozoficznego wydźwięku. - Obawiasz się uczynić to co konieczne, by osiągnąć to czego pożądasz I wolałbyś by ktoś uczynił to za ciebie Niż pozostawić to nieuczynionym - niektóre ze słów, które wypowiadała zdawały się brzmieć niezwykle obco w jej ustach. Nie nawykła do podobnych konstrukcji zdaniowych czy pewnych wyrazów, których normalnie raczej by nie użyła. - Spiesz do domu bym mogła wlać mego ducha W twe ucho i przekonać cię giętkością mego języka... - delikatny uśmiech wpełzł na jej wargi w momencie, gdy sięgnęła po swoją różdżkę, by wycelować nią we wcześniej przewróconą figurkę i przemienić ją prostym zaklęciem transmutacyjnym w złotą koronę. - Że nic nie powinno powstrzymywać cię od zdobycia złotej obręczy Którą zarówno los jak i czarodziejstwo chcą cię ukoronować - wzięła do rąk przetransmutowany obiekt i przez chwilę obracała go w dłoniach w wyraźnym zamyśleniu, chcąc w ten sposób odetchnąć na chwilę przed dalszym monologiem. - Kruk ochrypł już, okrakując nieszczęsne przybycie Duncana do mej fortecy... - wypowiedziała jakby w wielkiej kontemplacji nim odrzuciła rekwizyt na bok i unosząc wzrok ku górze, by przemówić donośnym głosem do jakiejś niewidzialnej siły. - Przybądźcie, duchy! Wy, które wspieracie śmiercionośne myśli! - o ile wcześniej miała problemy z wczuciem się w rolę to tak w tym momencie chciała się nieco bardziej zrehabilitować i przedstawić jak tylko mogła szaleństwo drzemiące w swojej bohaterce. - Odniewieśćcie mnie i wypełnijcie od stóp do głów najdroższą okrutnością - każde kolejne słowo brzmiało o wiele mocniej, wypowiedziane z pełną determinacją. Dzikie spojrzenie wciąż zdawało się szukać w powietrzu czegoś, co było niewidzialne dla postronnego obserwatora. - Zagęśćcie mą krew. Zamknijcie przejście i dostęp Do wyrzutów sumienia By żadna żałosna gościnność natury Nie wstrząsnęła mym zamiarem Lub zatrzymała mnie między myślą, a jej wykonaniem! - starała się włożyć całą swoją pasję w te ostatnie fragmenty swojej wypowiedzi, by pozostawić po sobie dobre wrażenie. Może i zaczęła powoli i mało interesująco, ale chciała na sam koniec pokazać na co było ją stać. - Nadejdź, nieprzenikniona nocy I okryj wszystko najcięższym dymem piekła - zniżyła swój głos, w którym pobrzmiewał złowrogi pomruk towarzyszący wypowiadanym przez nią słowom. - By nóż mój nie widział rany, którą zadaje By nawet niebo nie mogło przejrzeć osłony ciemności Aby zapłakać: „stój! stój!” - ostatnie słowa przeszły już w krzyk, po którym zapadła złowroga cisza, a wyciągnięta wcześniej przez Yuuko dłoń powróciła do jej boku. Odetchnęła głęboko i skłoniła się nisko nim zeszła ze sceny, mając nadzieję, że jednak podołała swemu zadaniu.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Etap:II Z kim prezentuję:@Larkin J. Swansea Scenka: Romulus i Julia, scena śmierci Punkty z działalności artystycznej w kuferku: 33 Wczucie się w rolę:5 (neutralnie) Gra aktorska:86 (+15 = 99) Dialogi, dykcja:48 (+ 15 = 63) Wynik ostateczny: 162
- Nie spodziewam się cudów - odpowiedziała jedynie, nie zamierzając doceniać z całą pewnością jego wkładu w to przedstawienie, jakie ich w tej chwili czekało, chociaż musiała przyznać, że poszło mu całkiem nieźle, a i nawet nieznacznie upodobnił się do postaci, jaką miał odgrywać. Nic zatem dziwnego, że sama Brandon rozpuściła włosy, które gwałtownie opadły kaskadą na jej ramiona oraz plecy. Mimo wszystko doszła do wniosku, że to jest wygląd, który bardziej odpowiada Julii budzącej się ze snu, tylko po to, by potem przebić własne serce nożem. Wiedziała, że najpierw wykazać musi się i tak Larkin, a jakaś jej część złośliwie miała nadzieję, że ten sobie zupełnie z tym nie poradzi, co z całą pewnością nie było zbyt stosowne, ale czasami nawet Victoria zachowywała się, jakby należała do zupełnie innej bajki. Jakby nie należała do osób z reguły miłych. Kiedy przyszła jej pora na odegranie swojej części sceny, musiała przyznać, że rola ani jej nie grzała, ani jej nie ziębiła, była właściwie nijaka i tego po prostu się trzymała, dochodząc do wniosku, że wpadnie w rozpacz nie jest tym, co zrobiłaby jej Julia, tak więc po prostu pozostawała zimna, nieprzystępna, jakby jej umysł znajdował się już w zupełnie innym świecie. Niewiele miała do powiedzenia, przynajmniej z takiego założenia wychodziła, choć doskonale wiedziała, że Julia musiała coś z siebie wydusić. Sięgnęła zatem po właściwe słowa, kiedy uniosła różdżkę, by ponownie przetransmutować długo w nóż o długim ostrzu, który przekręciła w palcach, zastanawiając się, czy naprawdę chciała symulować własną śmierć, ale nie pozostawało jej nic innego, jak przyłożyć ostrze w okolice serce i pchnąć je tak, by nie zrobić sobie krzywdy, tylko po to, by potem dramatycznie osunąć się na ziemię. Nie była aktorką, zdecydowanie nie, nie umiała wyrażać słowami tego, co powinna, ale jej zachowanie było z całą pewnością godne uwagi, postępowała właściwe, odgrywając to, co odegrać powinna, w obliczu śmierci pozostając tak pełną rozpaczy, że nie była w stanie dłużej utrzymać szaleńczych uczuć. Musiała przyznać, że nie poszło jej fatalnie, ale w gruncie rzeczy nie przejmowała się aż tak mocno oceną w tym zakresie. Miała być, jaka miała być, koniec bajki.
Etap:II Z kim prezentuję:@Victoria Brandon Scenka: Romulus i Julia, scena śmierci Punkty z działalności artystycznej w kuferku: 15pkt Wczucie się w rolę:1 - idealnie Gra aktorska:7 + 20 za wczucie w rolę + 5 za pkt z DA = 32 Dialogi, dykcja:12 + 5 za pkt z DA = 17 Wynik ostateczny: (49+162 od Viks = 211) ostatecznie 105,5 na osobę
Nie łudził się, że kiedykolwiek usłyszy słowo uznania z ust Brandonówny. To graniczyło z cudem, a jak wiadomo, Merlin od dawna nie żył. Sam nieznacznie uśmiechnął się, gdy dziewczyna rozpuściła włosy, nie często mając okazję do oglądania jej w takiej fryzurze. W jednej chwili poczuł pragnienie chwycenia za szkicownik i z całą pewnością zrobiłby to, gdyby nie fakt, że właśnie stawali przed Shawnem i mieli rozpocząć odgrywanie swojej roli. Prawdopodobnie świadomość, że jego natchnienie właśnie powoli umiera, zabijane przez uczestnictwo w kółku, potrafił wczuć się wręcz idealnie w rolę Romulusa. Wpatrywał się w swoją Julię, z mieszaniną miłości i bólu w spojrzeniu. Skupianie się jednak na zachowaniu wyglądu sprawiło, że nie był w stanie za bardzo grać własnej roli, a fakt, że nie pamiętał tekstu, jedynie wszystko pogorszył. Choć właściwie nie powinien się temu nikt dziwić, bo nie dość, że Larkin nie przepadał za odgrywaniem czegokolwiek, to jeszcze przyszedł na spotkanie dość spontanicznie, zabierając ze sobą Victorię, byle tylko przestała mierzyć go tym swoim lodowatym spojrzeniem pełnym pogardy, do którego zdążył przywyknąć. Nic więc dziwnego, że właściwie powtarzał jedynie jej imię. - Płyn twój skutkuje: całując — umieram - powiedział w końcu i przechylając pusty flakonik transmutowany przed odgrywaniem sceny, padł na deski sceny, spod przymkniętych powiek obserwując grę Victorii. Był pewny, że poszło im w miarę dobrze jedynie dzięki niej, czego nie zamierzał jej mówić. Ostatecznie ona z pewnością także to wiedziała. Nie musiał jej dodatkowo schlebiać.