Przez niewielkie drzwi można wyjść na marmurowe schody które prowadząc w dół ku sporego rozmiarów balkonowi. Otaczają go cztery wysokie kolumny, podtrzymując specjalnie zrobiony dach. Dzięki niemu, nawet kiedy pada można tam przesiadywać, bez obawy zmoczenia się. Posadzka jest wyłożona czarno-białymi płytkami. Te na samym środku robią wrażenie ogromnej szachownicy i rzeczywiście, jeśli tylko ktoś zdobędzie takiej wielkości figury, można tam grać. Z miejsca przy barierce (marmurowej, oczywiście) rozchodzi się widok na cały dziedziniec. Jest to świetne miejsce na obserwowanie innych, bowiem rzadko kiedy komuś przyjdzie na myśl by spojrzeć w górę. Po obu stronach znajdują się kamienne, niewielkie ławeczki.
Autor
Wiadomość
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Najbliższe otoczenie zostało już dobitnie poinformowane, że Robin robiła to, co chciała i zazwyczaj dostawała to, co sobie postanowiła bądź ubzdurała. Tylko jeden raz jej odmówił i to z wielkim trudem, a skończyło się to oczywiście czarnymi ślepiami i podniesieniem na nią głosu. Poza tym drobnym incydentem zazwyczaj jej ulegał jakby podświadomie wyczuwał jej zdolności liderskie. A może po prostu za bardzo ją lubił. Tak, to mógł być najważniejszy powód. - Ale ja nie wiem o co ci chodzi. - wzruszył ramionami nawet nie kojarząc, że mogłaby nawiązać do pierwszej - i ostatniej zgodnej decyzji co do kolejności leczenia obrażeń. Nikt się nie sprzeciwiał, dobrze zrobili, a to, że Eskil stracił przytomność to już doprawdy nieistotny szczegół. Siedzieli razem a to zatem niezawodny znak, że wykaraskali się z niebezpieczeństwa. Dobrze mieć sprawdzonego Puchona- Uzdrowiciela który w dodatku nawet nie zadawał pytań co się stało. Z drugiej strony musiał się domyślić kiedy zobaczył stan eskilowych rąk. Cóż, jakoś to przeboleje. Nie ma innego wyjścia. - On? Nic mi nie zrobił. - prychnął i odwrócił wzrok aby przypadkiem nie wyczytała z niego za dużo choć nie było to możliwe, aby miała poznać treść jego myśli. Nie przyzna się przecież, nie ma nawet takiej opcji. Nie kwapił się do wyjaśnienia swojej własnej niechęci. Jeśli chce się dowiedzieć to będzie musiała się srogo namęczyć aby to z Eskila wyciągnąć. Wystarczyły pierwsze sekundy znajomości z Hunterem, aby czuć pod skórą, że przyjaciółmi to oni nie będą. Mógł się starać przejść na neutralny grunt z tego względu, że się Robin z nim trzymała ale to i tak bardzo wysokie wymagania. Póki co wygodnie było go po prostu nie lubić i być może ze wzajemnością. Swoją zagrywkę zrozumiał dopiero po chwili i stwierdził, że dobrze zrobił. Przecież ona nie powie mu wprost. Jest uparta jak stado hipogryfów, jaką on ma moc wyciągania z niej prawdy? Znikomą. Może to nie ten etap przyjaźni by chciała być wobec niego szczera nawet w związku ze swoimi bolączkami. Sam sobie dopowiedział co się stało i nagle figurka smoka stała się niezwykle interesująca. Próbował ukryć tym samym swój wzrok, który do wesołych nie mógł należeć. Poruszyła się i chciała usiąść inaczej więc zwinął swoje długie kończyny, aby nie zawadzały. Smoczek ruszył na bój do sznurków wystających z plecaka ale tego ju Eskil nie widział. Odnosił wrażenie, że chyba umarł, a może dopiero zaczął umierać? Serce rozszalało się w jego trzewiach niczym rażone zaklęciem błyskawicy kiedy poczuł na twarzy dotyk jej palców. Tego nie było nawet w snach. Nie brał pod uwagę takiej poufałości. Miała właśnie tu mu zaprzeczać albo potwierdzić przypuszczenia a sprawiła, że zapomniał w ogóle co od niej chciał. Miała gładkie palce, ciepłe choć śmiał podejrzewać, że dużo tu daje ten uśmiech w którym nie mógł doszukać się sztuczności. W oczach tym bardziej spozierała szczerość a to… być może niepotrzebnie? rozbudziło w nim nadzieje. To ona roztaczała wokół siebie urok, nie on. Nie mógł oderwać od niej oczu, widział ją niezwykle wyraźnie i słyszał szum krwi w uszach kiedy przesunęła kciukiem po jego poliku. Jego wzrok opadł na jej idealnie zarysowane usta, a to sprawiło, że był o krok od głupiej decyzji. Poczuł na twarzy gorąc i nie był pewien czy był on związany z własną genetyką czy jednak z palpitacją serca. Ona ma chłopaka, na gacie Merlina! Postronny obserwator od razu wyczytałby z jego intensywnego spojrzenia, że coś jest na rzeczy. Zmusił się do odwrócenia wzroku by wyrwać się z tego ciepła. Sięgnął po jej dłoń która go tak hojnie rozpieszczała i niczym najdelikatniejszy skarb odłożył ją na jej kolano. Z chęcią zatrzymałby jej dłoń w swojej, ale nie było to takie proste. - To on nie boczy się, że chcesz się ze mną dalej widywać? Po tym wszystkim? - nie wypowie jego imienia skoro między nimi (a przynajmniej jemu) zrobiło się cieplej. - Nie postanowił cię trzymać z dala ode mnie? Nie wparuje tu zaraz by cię bronić i ode mnie odciągać? - ileż było w tych pytaniach goryczy! Nawet nie oczekiwał konkretnej odpowiedzi, po prostu źle mu było, że ona kogoś ma i potem mąci mu w głowie, a on się temu daje bo to jest po prostu cudowne. Zdjął z siebie czapkę i rzucił ją na smoczą figurkę. Przeczesał palcami włosy a była to ewidentnie oznaka frustracji. Nic dziwnego, że w tamten piątek pierwsze co zrobił w harpiej ewolucji to chwycił hunterowy nadgarstek. Trzymał Robin tak jakby chciał zabronić jej podejmować własne decyzje. Być może było to mocno nadinterpretowane lecz kto powiedział, że nastolatkowie (zwłaszcza zakochujący się) kierują się rozsądkiem i trzeźwością umsyłu?
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Była cholernie upartą osoba. Bez względu na to, co ktoś mógł sądzić czy powiedzieć, ona i tak robiła dokładnie to, co chciała. Uparcie dążyła do celu, po drodze sprawnie omijając wszystkie przeciwności losu. A przynajmniej próbowała ominąć znaczną większość z nich, choć nie zawsze dawała radę. Idealnym tego przykładem było choćby ich ostatnie niepowodzenie, którego nie mogła zrzucić na nich, choćby nie wiem jak próbowała. Niemniej takie niepowodzenia nie zniechęcały dziewczyny. Przeżyli i to było najważniejsze w tym wszystkim. Byli poturbowani jednak mądrzejsi o pewną dozę wiedzy. Można by sądzić, że teoria jest w stanie wiele nauczyć. No, w teorii Robin wiedziała wiele. Praktyka ich niemiło zaskoczyła. Jedna jej brew uniosła się znacznie ku górze, kiedy usłyszała kolejne jego słowa. Jakoś w nie nie dowierzała, lecz nie chciała teraz dążyć tego tematu. Dlaczego? Pewnie sama nigdy by się do tego nie przyznała ale zwyczajnie bała się tego, co mogłaby usłyszeć. Nie chciała dopuścić do siebie myśl, że Hunter miał rację. Nie mieściło się w jej głowie, aby coś podobnego mogło mieć miejsce. A ona była zaskakująco dobra w filtrowanie niepotrzebnych informacji. Nie zareagowała kiedy zaczął patrzeć w inną stronę, byle tylko nie na nią. Czyli może jednak... Nie, na pewno nie. Nie wiedziała, że swoim gestem wywoła w nim taka gamę emocji i doznań. Chciała aby po prostu skupił na niej swój wzrok i odsunął od siebie myśli odnośnie jej ręki. Stało się. Nic nie mogli na to poradzić. Po co roztrząsać temat, który nie miał prawa zaistnieć w żaden inny sposób. Sama poczuła miłe ciepło jego skóry pod palcami. Było to bardzo przyjemne doznanie. Jego policzki nie były jeszcze bardzo naznaczone zarostem, więc były miękkie w dotyku. Nie zwracała uwagi na pałętającego się małego smoka, skupiając swoją uwagę na Eskilu. Kiedy ten zaczął się w nią wpatrywać, wydawało jej się, że nieświadomie zaczął używać na niej swojego uroku. Nie była jednak taka pewna. Po prostu nie mogła oderwać od niego wzroku. Nie, nie wyczytała, że coś jest na rzeczy. Była przekonana, że to urok, któremu tym razem swobodnie się oddawała. Dlatego zdziwiła się, kiedy ujął jej dłoń i odsunął od swojej twarzy. Delikatnie zmarszczyła brwi, ale nie naciskała. Teraz bardziej niż kiedykolwiek była skłonna uwierzyć, że Hunter się myli, a ona zwyczajnie pozwoliła sobie na zbyt dużo, aż tak skracając dystans w tej relacji. Jeszcze bardziej zdziwiła się, kiedy usłyszała kolejne pytanie z jego ust. Nie musiał wypowiadać imienia, aby zrozumiała o kogo mu chodziło. Zmarszczka na jej czole pogłębiła się delikatnie. Zaplotła ręce na wysokości piersi. - A co mu do tego, co ja robię? Przecież nie jest moim chłopakiem. Nie moze za mnie decydować, z kim mam się spotkać, a z kim nie - odpowiedziała po chwili. Obserwowała jak przeczesuje dłonią włosy, jakby coś go bardzo matwiło, jednak tym razem nie zamierzała go dotykać. Chyba za dużo już sobie pozwoliła. - Eskil, o co ci chodzi? - zapytała jeszcze, naprawdę zainteresowana czy dane jej będzie usłyszeć odpowiedź na to pytanie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Najzabawniejszy jest fakt, że był przekonany o tym, że nic po nim nie widać. Przecież nie wodzi za nią wzrokiem z wywalonym jęzorem. Ot, jego serce dostaje głupawki w chwilach gdy go przytuli, dotknie czy uśmiechnie się zbyt intensywnie. Takie tam… nic poważnego, prawda? Przecież tylko ją lubi. To chemia, w dodatku jednostronna choć gdy tak na niego patrzyła to był przekonany przez chwilę, że i u niej mogłoby to być coś, co chciałby aby było. Trafił na granicę wilowatego uroku co przejawiało się co najwyżej łagodniejszymi rysami twarzy jednak nie w głowie było mu coś od niej wyciągać. Nie teraz kiedy spojrzenie jakim siebie obdarzyli oplatało go wićmi przywiązania. W taki sposób nie zachowuje się tylko koleżanka. Jak on ma to odbierać?! Ma uwierzyć w swoje małe nadzieję, że patrzy na niego inaczej, głębiej i w wyjątkowy sposób? Niestety nie mógł znaleźć w sobie niczego co mogłoby ją ku sobie zwabić w ten inny sposób. Tylko wilowatość ale zgodnie twierdzili, że przecież nie stanowi to wszystkiego a jedynie część jego osoby. Nie mógł jasno myśleć kiedy dotykała jego twarzy. Mógłby zrobić coś głupiego a takie komplikacje nie przyniosą niczego dobrego. Nie dojrzał jeszcze do tej odwagi, aby postawić uczucia na jednej szali i ryzykować. Rozjaśniła mu w głowie. Hunter nie jest jej chłopakiem?! To kto nim jest? Nie ma…? Ale jak to? Przecież widział na własne oczy… był przy tym jak go gorliwie trzymała za rękę, jak się o niego martwiła jakby nie wyobrażała sobie bez niego dalszego życia. Przecież wie co widział. Na twarzy Eskila odmalowało się szczere niedowierzanie i chyba osłupienie. - Nie jest? - miał szczerą nadzieję, że nie słychać w jego głosie ulgi. Musi wyluzować się aby nie nabrała podejrzeń, że mógłby być zazdrosny. - A on wie, że nie jest twoim chłopakiem? Mówiłaś mu? - o tak, teraz brzmiał tak jak powinien choć serce dalej biło nie tak jak wypada. Ech, nie mógł mieć nadziei! Czemu, do licha, mu ją dawała? Na dodatek wszystkiego zdradził się którymś gestem, że coś go trapi. Siedziała tak blisko, była taka wyraźna, po prostu piękna. Podniósł na nią wzrok i znowu nie mógł go od niej oderwać. Te czekoladowe tęczówki okolone czarnymi rzęsami robiły wrażenie. Zapadały głęboko w pamięć i aż prosiły się by przyjrzeć się im z bliska. Westchnął z jakimś dziwnym żalem. Powinien ochłonąć ale przy niej się nie dało. Paradoksalnie nie chciał już narzucać dystansu bo odsunięcie jej dłoni wydawało się teraz dla niego świętokradztwem. - Nic się nie stało. - standardowa eskilowa śpiewka, którą mogła przejrzeć od razu i zdawał sobie z tego sprawę. Prychnął i próbował oderwać od niej wzrok co oczywiście skończyło się fiaskiem. Ten niebieski odcień jego oczu po prostu się w niej zakotwiczył. - Po prostu nie zapomnij mu powiedzieć, że nie jesteś jego dziewczyną. Odnoszę wrażenie, że wyobraża sobie za dużo. - kto by pomyślał, że zazdrość może mieć gorzki smak. - Zachowywaliście się jak para w tamtym pokoju. - wywrócił oczyma by nie brzmiało to jak skarżenie się na niesprawiedliwość. Może i był ledwie przytomny ale jednak gdy Felinus go ogarnął to mógł wyraźniej zapamiętać ich wzajemne zachowanie. Jakże to go uwierało, niczym cierń wbity pod żebra. Chciał się od niego uwolnić ale nie mógł. - Ta, wiem, nic mi do tego, ale byłoby fajnie jakby nie patrzył na mnie wzrokiem zirytowanego chajruka kiedy obok ciebie stoję. - teraz to on skrzyżował ręce na ramionach próbując wykreować się na luzaka. - Chyba, że pozwolisz mi go wkurzyć. - uśmiechnął się gorzej niż knujący Irytek. Miałby serię paskudnych pomysłów, oczywiście z udziałem Robin, aby trochę mu podokuczać. Najlepiej byłoby dziewczynę nakłonić do współpracy za pomocą… oczywiście, że zakładu, z którego wyszedłby zwycięsko. Marzył o tym, aby zobaczyć w spojrzeniu Huntera niepohamowaną zazdrość. Niestety w chwili obecnej to Eskil od niej umierał, ale przynajmniej Robin siedziała blisko niego i się uśmiechała więc zadowoli się tą dawką szczęścia.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Dobrze się ukrywał ze swoimi odczuciami. Osoba nie w temacie raczej nie miała szans zrozumieć, że coś mogłoby być na rzeczy. Robin też tego nie zauważała. Wszystko wydawało jej się kompletnie normalnym. Miała sporo męskich znajomych więc potrafiła zachowywać się takim towarzystwie. Wiedziała, że nie powinna okazywać słabości, bo słabość jest uznawana za wadę, w szczególności kiedy wszyscy byli od niej silniejsi. Nie tylko względem fizycznym, bo to nawet głupi by stwierdził. Mężczyźni na pozór brali zdecydowanie mniej do siebie, posiadali dystans do życia, którego im pozazdrościła. Nie miała najmniejszego pojęcia, że swoim zachowaniem mogła robić mu pranie mózgu. Ot, była sobą. Szaloną dziewczyną, która robiła to, co uznawała za słuszne, nie to, co dyktowało jej społeczeństwo. Dla niej naturalnym były pewne zachowania, które dla innych ludzi pozostawały nie do opisania. Lubiła to, że czasami ciężko było przewidzieć jej reakcje. Choć gdyby miała świadomość, że niekiedy dawała komuś nadzieję, zapewne zaczęłaby postępować znacznie rozważniej. Póki co, wciąż wypierała ze wiadomości słowa, które powiedział jej ostatnio Hunter. Tak było niewątpliwie bezpieczniej. Nie musiała w ten sposób zmieniać swojego zachowania, czy nastawienia względem Eskila. Jedna jej brew uniosła się ku górze, kiedy usłyszała kolejne jego słowa. Miała ochotę parsknąć miechem, jednak powstrzymała w sobie ten odruch. Mimo to, słowa ślizgona brzmiały tak surrealistycznie, że chociaż jeden kącik jej ust uniósł się ku górze. – Z tego co pamiętam, to nigdy nie ustalaliśmy aby nim był – stwierdziła wciąż siląc się na spokój i opanowanie. Z każdym kolejnym słowem było to coraz trudniejszym zadaniem. – Wiesz co, może powinnam powiedzieć o tym każdemu chłopakowi w szkole, żeby nie było niejasności? – no teraz to już się perfidnie z niego nabijała i nawet nie zamierzała się kryć z tym faktem. Zaśmiała się głośno, aby po chwili skulić się od tego śmiechu. Twarz ukryła w otwartych dłoniach i trwała tak przez dłuższą chwilę, kiedy to jej barki poruszały się w dosyć charakterystyczny sposób. Dopiero po dłuższej chwili znów uniosła głowę do góry. W kącikach jej oczu majaczyły łzy spowodowane zbyt długim śmianiem się. Odgarnęła z twarzy blond włosy, dalej szczerząc się w uśmiechu kiedy Eskil, jak to miał w zwyczaju, od razu zaprzeczył, jakoby cokolwiek było nie w porządku. – Przecież widzę, że coś jest nie tak – odparła tylko, ale nie wchodziła w szczegóły. Skoro nie chciał mówić, to powinna to uszanować. Tyle że wtedy nie byłaby sobą, więc chociaż w tak minimalny sposób musiała jeszcze na niego naciskać. Słysząc kolejne jego słowa, czuła, że cała chęć do żartów powoli jej mija a zamiast tego ogarnia irytacja. Jak to jest, że przed chwilą dosyć dosadnie powiedziała, że Hunter ani nikt inny nie będzie decydował o tym, co może a czego nie może Robin robić, a teraz to samo próbował zrobić Eskil? No nie do końca była w stanie zrozumieć ten fenomen. – Na Merlina, to jest mój przyjaciel. Gdyby nim nie był, nie pomógł by nam wtedy. A oboje wiemy, że jego pomoc jednak była potrzebna – odpowiedziała zirytowana. Nie było to do końca czystym zagraniem, ale miała po dziurki w nosie, kiedy ktoś próbował decydować za nią, co jest dobre, a co złe. Wiedziała, jak o siebie zadbać i nie potrzebowała w tym celu porad dwóch młodszych od niej ślizgonów. I kolejna zmiana strategii w jego ustach… Powoli to on robił mętlik w jej głowie, bo przestawała rozpoznawać jego intencje. Uniosła jedną brew, nieświadomie wyzywająco wysuwając podbródek. – A niby jak byś chciał go wkurzać? – zapytała z ciekawości, choć wciąż czuła lekką irytację tym, co działo się przed sekundą. O ile zdążyła już poznać Eskila, to nie będzie niczym miłym. Ale propozycji może przecież wysłuchać. Nie oznacza to, że od razu musi na nią przystawać, prawda?
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Doskonale to przewidział, że gdyby się za bardzo wychylić ze swoimi odczuciami to skończyłoby się to nabijaniem i wybuchem śmiechu. Oczywiście widział na jej twarzy pojawiające się rozbawienie, które komentował rzecz jasna wywróceniem oczami. Cokolwiek by nie powiedział na temat Huntera to brzmiałoby to żałośnie bowiem nie potrafił oddzielić się od palącej zazdrości. Nawet jeśli nie byli razem to był jej przyjacielem, a to samo w sobie już zasługiwało na nieprzychylność. Wystarczyło by Hunt zrobił jeden odpowiedni krok i kto wie, mógłby zakochać w sobie Robin. Im dłużej o tym myślał tym bardziej psuł mu się humor. To wszystko było głupie, całe to zadurzenie się. Bez sensu. Nie niosło to nic fajnego tylko same kłopoty. Miał ochotę wyjść z siebie, wziąć siebie za fraki i potrząsnąć by się opamiętać. - Bardziej praktycznie będzie jeśli wypiszesz to sobie na czole. - burknął ale mięśnie policzków drgały od powstrzymywanego śmiechu. Może i powód radości niezbyt przypadł mu do gustu to jednak rozbawienie Robin zawsze będzie miłym dla oka widokiem oraz dźwiękiem. Ostatecznie rozchylił usta w lekkim uśmiechu ale nic poza tym! - A nie słyszałaś tego powiedzonka, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje? Chyba, że jest gejem to wtedy tak. - jeszcze wiercił jej trochę dziurę w brzuchu. - Nie pamiętam co zrobił. Mam tylko wyrywki z tamtego dnia. - wzruszył ramionami jak gdyby nie było to żadne "wow", a przecież nie porozmawiali na temat kiedy na przykład stracił świadomość i kiedy ją odzyskał. Nie poruszał sam tego tematu dopóki Robin się tym nie zainteresuje. Tak czy siak było to dosyć prywatne ale jak już wcześniej sobie to uzmysłowił Robin mogła uzyskać zdecydowanie więcej jego zaufania w znacznie krótszym czasie niż ktokolwiek inny. Ech, a to wszystko przez to, że zaczęła mu się podobać! Dalej twierdził, że to wina Cassiana, który znienacka zaczął mu opowiadać o oglądaniu się za dziewczynami (bądź chłopakami). Gdyby nie on to nawet by nie zwrócił uwagi na uderzającą urodę Robin ani na jej wyraziste i fantastyczne zalety. Najlepiej jest mu zrzucić "winę" na wszystkich byle nie szukać jej w sobie. Przy harpii to było co innego. - Zapomniałem. - wypalił uznając naprędce, że jego pomysły są do bani i lepiej nie dawać jej powodów do dalszego nabijania się. Wiedział jednak, że nie odpuści to szybko zmienił temat. - Profesor Dear mnie dziś dopadła i powiedziała, że może znaleźć sposoby na ćwiczenie głowy by harpia się tak łatwo nie wyrywała. - czy połknie haczyk? Oby! Nie kłamał przecież tylko taktownie kierował rozmową, a co. - A profesor Swann powiedział, że przy… no, wiesz, przy… - nie chciał nazywać siebie dzikim zwierzęciem! Trudno było ubrać to w dobre słowa. - ... ech, harpii to lepiej nie robić gwałtownych ruchów. Pytałem go o harpie-harpie a nie wile. Więc to zawsze coś do przodu. - powiedział jej to tylko i wyłącznie dlatego, że się tym interesowała a on niegdyś obiecał jej pomóc w zebraniu informacji na temat wilowatego pochodzenia. W innej sytuacji zostawiłby wszystko dla siebie. Sięgnął po smoczka, który postanowił podpalić kawałek jego czapki. Ugasił ją, a figurkę wcisnął do środka plecaka. Zerknął na Robin aby sprawdzić czy dalej ten temat ją ciekawi czy woli to porzucić raz na zawsze i więcej się tym nie martwić.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Pewne było jedno; kiedy naprawdę było trzeba, to Robin potrafiła zachować powagę. I w sytuacji kiedy Eskil zdecydował by się powiedzieć cokolwiek więcej, nie zabiła by go śmiechem. Nie była człowiekiem bez serca. Wiedziała, jak to jest angażować swoje uczucia w miejscu, gdzie nie powinno się tego robić, bądź gdzie nie są one odwzajemnione. Więc jak mogłaby zrobić coś podobnego względem kogokolwiek? Teraz jednak wciąż pozostawała w błogiej (?) nieświadomości tego, co telepało się pod jego kopułą. Zazdrość była w stanie zauważyć i nie zamierzała sobie szczędzić drobnych uszczypliwości w tej kwestii. Było to dla niej o tyle śmieszne, że wiedziała, jak druga strona reaguje. Widziała przecież na własne oczy, te dziwne miny, które pojawiały się na twarzy Huntera, kiedy wspominała o Eskilu. I teraz też słyszała te prychnięcia pod nosem. A wyburczane w jej kierunku słowa były po prostu urocze. Nic dziwnego, że kiedy je usłyszała, uśmiechnęła się nieco szerzej. – To ja chyba jednak pozostanę przy słownym zawiadamianiu ludzi – stwierdziła, wciąż używając lekkiego tonu jak i przez znaczną większość dzisiejszej rozmowy. Jedna jej brew uniosła się ku górze, kiedy wspomniał o przyjaźni damsko-męskiej. No tak, słyszała to powiedzenie, chociaż sama w nie kompletnie nie wierzyła. Owszem, w wielu przypadkach ta przyjaźń prędzej czy później się kończyła, ale chociażby jej relacja z Felinusem była najlepszym przykładem tego, że nie zawsze musiało tak być. – Czyli za niedługo będę sypiać z Felkiem? – ponownie zaśmiała się, bo ta perspektywa była dla niej doprawdy absurdalna i była więcej niż pewna, że dla puchona również taką by była. Wiedziała, że nie o tego chłopaka w tym momencie Eskilowi chodziło, ale nie mogła sobie odmówić, aby nie wspomnieć akurat o nim, na przekór temu, co sam pewnie myślał. – Kompletnie nic nie pamiętasz? – spytała po dłuższej chwili, kiedy się nieco uspokoiła. Dalej się uśmiechała, więc chłopak od razu mógł zauważyć, że mimo wszystko, całą tą przygodę traktowała dosyć luźno. A przynajmniej od kilkunastu minut, kiedy to już wiedziała, że kompletnie nikomu nic się nie stało. Gdyby dalej musiała się zamartwiać o chłopaka, to z pewnością nie było by jej tak do śmiechu. Westchnęła głośno i to w dosyć wymowny sposób, kiedy obwieścił, że nagle to zapomniał o całym pomyśle. Jakoś nie chciała mu w to uwierzyć. – Nagle zupełnie zapomniałeś, a jeszcze przed chwilą doskonale wiedziałeś, co to za plan? – nie zamierzała kryć swojego sceptycyzmu względem tego co mówił. Pokręciła głową z dezaprobatą, jakby chciała w ten sposób powiedzieć za kogo ty mnie masz? Wysłuchała tego, co miał do powiedzenia na temat ich opiekunki domu. Zaintrygowało ją to, bo nie wiedziała, że ta kobieta mogłaby mieć dla Eskila cokolwiek pomocnego. Już otwierała usta, żeby zapytać o więcej szczegółów, kiedy po chwili zmarszczyła brwi. Pochyliła się w jego stronę i uderzyła go z pięści w bark. – Nie odwracaj smoka ogonem. Nie ze mną te numery – ponownie nieświadomie uniosła swój podbródek do góry, patrząc mu prosto w oczy. – Eskil, ja ci już chyba udowodniłam, że możesz mi powiedzieć o wszystkim – dodała po chwili, wciąż lekko oburzona tym, jak nikczemnie próbował odwrócić jej uwagę od rozpoczętego tematu. Nie chciał mówić, a ona kompletnie nie wiedziała czemu. I chyba to irytowało ją bardziej niż fakt, że nie skończył rozpoczętego tematu.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Może i nauczył się trochę charakteru Robin ale dalej w pewnej części była wielką niewiadomą. Mają na koncie poważną rozmowę jednak przyzwyczaiła go do pogawędek zabarwionych luzem i żartem. To było proste i nieskomplikowane jak dziecięca miotła lecz gdy w grę weszły uczucia pojawiał się problem. Nie podejrzewał, że mogłoby go to spotkać. To było takie nowe, świeże, miało słodko-gorzki posmak a więc tym bardziej wolał nie spaprać relacji prawdą. Nie była teraz potrzebna… a przynajmniej tak sobie to wmawiał. Jak każdy nastolatek na świecie nie chciał odsłaniać swoich uczuć ot tak, potrzebował na to czasu. To było jednak trudne kiedy Robin patrzyła na niego tak wesoło, przytulała czy podsuwała drobną pieszczotę a on zaczynał ich wyglądać jak spragniony wody. Nieświadomie pogłębiała tlące się w nim uczucie. Czy powinien ją uprzedzić by tego nie robiła? Albo chociaż by zwracała na to uwagę? Musiał się nad tym zastanowić. Wywrócił oczami raz setny w ciągu tej rozmowy i poprawił się na podłodze do wygodniejszej pozycji. Wyobraził sobie Felka u jej boku i siłą rzeczy potrząsnął głową. - Absurdalnie do siebie nie pasujecie. Przecież on jest tak poważny jakby był ex aurorem, a ty… - zachłysnął się powietrzem kiedy wkopał się w konieczność określenia Robin pewną definicją, a i będąc przy tym pod jej czujnym wzrokiem. ... a ty to jesteś wszędzie. - nie tylko to imponujące, ale prawdziwe i uśmiech w jego oczach jasno określił co sądził o jej wszędobylskości. Ba, ciągnęło go do niej, chętnie byłby tam gdzie ją nogi poniosą. Wszystko, aby uczestniczyć w jej życiu. Skrzyżował nogi w kolanach i oparł o jedno z nich łokieć. Zastukał palcami o swoje udo i przez chwilę się zastanawiał, a przy tym patrzył na jasną twarz dziewczyny. - Do pewnego momentu pamiętam. Wiem, że złapałem Huntera za nadgarstek a potem ocknąłem się na podłodze. - skrócił całe przedsięwzięcie do jednego zdania, a co za tym idzie udowodnił, że po przemianie w harpię przez kilkanaście sekund - a może nawet i pięć minut? - po części miał nad sobą władzę. Ulotną, oczywiście, ale jednak to już coś. Nie mówił jednak o tym smutno bo nie chciał aby z jej ust znikał uśmiech. Ot, podsuwał informacje, dzielił się doświadczeniem ale nie uważał tego za coś złego. Niestety Robin nie dała się wyprowadzić w pole. Była zbyt bystra albo to on zbyt głupi aby ją wykiwać. - Oślepiasz mnie swoim blaskiem i mam zaćmienie umysłu. - zażartował zasłaniając twarz przedramionami jakby chroniąc się przed działaniem jej wpływu. Naprawdę nie chciał dzielić się swoim pomysłem bowiem okazał się beznadziejny. Nie pozwoli tego z siebie wyciągnąć pomimo świadomości, że Robin z reguły dostaje to, na co się aktualnie uweźmie. Nikt nie powiedział jednak, że odbędzie się to bez walki. Kiedy się nachyliła i znowu go buchnęła (ech, jak zacznie jej oddawać to szybko tego zaprzestanie!) zmarszczył na moment usta i pilnował, aby jego asertywność nie spadła. Podsunął jej tyle smaczków, a ona postanowiła doczepić się głupoty. Jak ją wykiwać? Wtem w jego myślach pojawił się inny pomysł. Też się nachylił, aby zaskoczyć ją odległością ich twarzy. Była to odległość zwana granicą między "kumplujemy się" a "chcę się przyjaźnić" - a więc na tyle bliska by poczuć różnicę choć wciąż daleka by zachwycić komórki nerwowe. - A ty wiesz, że możesz mi mówić wszystko? - zapytał miękko, patrząc w jej czekoladowe oczy, sprawdzając tym samym zachowanie jej tęczówek. Nigdy nie zapewniał jej, że może mu ufać, ale wydawało mu się, że jest to działanie obustronne. Zacisnął palce na materiale swoich spodni kiedy poczuł delikatne ciepło jej oddechu na skórze. Drgnął jakby miał się odsunąć ale jednak wytrwał w tym krótkim bez ruchu. - To jest obustronne. - wyciągnął rękę i jednym palcem zastukał w zakryte przedramię gdzie potencjalnie mógłby istnieć ślad po jego pazurach. Może i odwróciła jego uwagę, ale nie zaprzeczyła ich istnieniu. Tym samym dawał jej znak, że też chciał się czegoś dowiedzieć i dostał odmowę. Coś za coś! Robin była jedną z niewielu osób, która miała odwagę oraz ochotę tak długo utrzymywać z nim kontakt wzrokowy mając świadomość, że zauroczenie półwila zaczyna się właśnie od spojrzenia. Nie robił jej tego, obiecał sobie i trzymał się danego słowa z niespotykaną u siebie zawziętością.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Ona sama niejednokrotnie miała problemy ze zrozumieniem, czy chociażby odgadnięciem, co danego dnia, w danej sytuacji i chwili, będzie w stanie zrobić. Była to składowa naprawdę wielu różnych czynników, takich jak jej nastrój, dzień miesiąca czy chociażby pogoda, więc naprawdę trudno było przewidzieć jej reakcję. Zazwyczaj uśmiechała się szeroko, bo tak było najłatwiej a ponadto lubiła, kiedy ludzie dzięki niej odpowiadali z uśmiechem na ustach. Wszystko jednak mogło się zmienić, kiedy pojawiały się dodatkowe czynniki zewnętrzne, oddziałujące na nią samą. Teraz wydawało jej się, że w relacji z Eskilem, wszystko jest normalne. Łatwiej było zwyczajnie udawać, że nic się nie dzieje i dalej zachowywać się w kompletnie naturalny sposób. Bez wymuszonej uprzejmości czy krępujących sytuacji. Tak jak teraz, kiedy bezczelnie nabijała się z kolejnych jego słow. Nie myślała, że ktoś tak trafnie mógłby opisać Lowella. Niewątpliwie było w nim coś, co sprawiało, że robił wrażenie dużo poważniejszej osoby, niżby mógł być w rzeczywistości. Uniosła jedną brew, kiedy próbował w jakiś sposób opisać nią samą, bardzo ciekawa tego, na jaki pomysł wpadnie. Rzuciła mu pytające, roześmiane spojrzenie, ale w życiu by się nie przyznała, że naprawdę zaintrygowała ją jego opinia na jej własny temat. - No to może właśnie dlatego powinnam się z nim spotyka? - stwierdziła w końcu, kiedy wyjawił jej swoją opinię. Wyciągnęła jeden palec do góry. - Po pierwsze, potwierdziłabym twoją teorię, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, a po drugie - tutaj wystawiła kolejny palec do góry - to podobnież przeciwieństwa się przyciągają - i ponownie zaśmiała się głośno. Skuliła się ponownie ze śmiechu i pewnie gdyby nie to, że w ostatnim momencie podparła się łokciem o podłogę, to przetoczyła by się na plecy. Ludzie mijali ich, posyłając pytające spojrzenia w ich stronę, ale miała to w nosie. Co już człowiek nie może się głośno śmiać, bo za chwilę szlaban dostanie? Nie zamierzała dalej roztrząsać tematu jego przemiany w harpię. Nastrój zapewne by wtedy diametralnie się zmienił, a ona czuła się świetnie, mogą tak bez najmniejszego skrępowania śmiać się w jego towarzystwie. I korzystała z tego do granic możliwości. Po co więc przywoływać niekoniecznie miłe wspomnienia w tym momencie? Będą mieli jeszcze wiele okazji do rozpamiętywania tego, jak to rzucał nimi o ściany. Prychnęła pod nosem, kiedy ponownie uniknął odpowiedzi na jej pytanie. - O ta, jasne. To ty tutaj jesteś wilowaty, rzucasz uroki, mamisz swoim blaskiem i skrzysz się w słońcu jak świeżo wyprane gacie - oczywiście nie zamierzała mu odpuścić. Chciała się dowiedzieć, o co mu konkretnie chodziło, a wiedziała, że tym razem nie straszny jej wybuch harpii. Oboje mieli zbyt dobre nastroje, a poza tym, nie zamierzała go rozzłościć. Miała dosyć harpi do końca tego miesiąca. Może w następnym spróbuje ją uruchomić, tak coby nie wypaść z wprawy. Kompletnie nie spodziewała się takiej zmiany na froncie. To ona była tą, co atakowała i stosowała nieładne chwyty, bez najmniejszych skrupułów. Jak chociażby przed chwilą, kiedy go delikatnie uderzyła. Miała jeszcze wiele asów w rękawie i zamierzała je wykorzystać, bo taka już była. Uparcie dążyła do wyznaczonego sobie celu, nie zawsze zważając po drodze na elementy tak przyziemne, jak chociażby uczucia innych. Ludzie w pewnym momencie zazwyczaj dochodzili do wniosku, że "lepiej jej ustąpić to da mi spokój" , a ona z tego się cieszyła, bo oznaczało to jej zwycięstwo. Teraz jednak to Eskil stosował nieładne chwyty, kiedy tak się przysunął. Naprawdę był blisko. Wpatrywała się w jego twarz, chyba po raz pierwszy widząc ją z tak niewielkiej odległości. Nieświadomie skupiała swoje spojrzenie na każdym elemencie jego skóry, wynajdując coraz to nowe smaczki. Jak na przykład ten niewielki pieprzyk nad lewym łukiem brwiowym. - Em... Eskil... - ale przerwał jej i może to i lepiej, bo sama nie wiedziała, co powiedzieć. Słuchała jego słów, wpatrując się w jego oczy i kompletnie nie wiedząc, co zrobić. Myśli odleciały gdzieś w siną dal, pozostawiając jej mózg kompletnie pustym naczyniem. Oderwała od niego wzrok dopiero kiedy postukał palcem w jej przedramię. Zamrugała szybko, delikatnie marszcząc brwi. A więc o to mu chodziło! - Serio to dla ciebie aż tak istotne? - zapytała po dłuższej chwili, nie mając zamiaru odsunąć się od niego. Pomimo, że ta bliskość była delikatnie krępująca, to jednak wciąż pozostawała przyjemnym doświadczeniem.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie pamiętał już od czego zaczęła się ta rozmowa jednak czuł, że jeśli jeszcze trochę się pokręci wokół tematu to będzie już to aż nazbyt podejrzane. Musi odnaleźć z tego sensowne wyjście, aby nie przywodził na myśl ani zazdrość ani wścibskość. Non stop jest przekonany, że Robin jest szczera w każdym calu. Cokolwiek mu serwowała to wierzył w to niemal od razu choć powoli docierała do niego świadomość, że czasami grała mu na nosie cwanymi zagrywkami. Im bardziej na to zwracał uwagę to… nie, nie przeszkadzało mu to, a dodawało jej uroku i o ironio, jeszcze bardziej jego zmysły ciągnęły go w jej stronę. - Doooooobra, nie musisz mi się spowiadać. Teraz tak mówisz o Felku, żeby dać mi pstryczka w nos. - wywrócił oczami i splótł na moment ręce na karku kiedy ta się chichrała jakby właśnie opowiedział wyjątkowo trafny żart. Tak na dobrą sprawę nawet nie pomyślał, że mogłaby "chcieć" umawiać się z Felinusem. Podświadomie nie traktował go jako… rywala? Paskudne słowo zwłaszcza, że nie do końca się jeszcze przed sobą przyznawał, że zakochiwał się w siedzącej przed nim dziewczynie. Zbywał też temat z innego powodu - dostał tę odpowiedź, której potrzebował, a której nie wiedział, że chciał. Nie chodziła z Hunterem i traktowała go jak przyjaciela. Reszta się jakoś ułoży, co ma teraz się tym przejmować? Z rozbawieniem wsłuchiwał się w śmiech Robin. Nikt by nie uwierzył, że jeszcze z godzinę temu (?) groziła, że go ukatrupi. Nawet już o tym zapomniał, relaksował się jak nigdy dotąd przy jej wybuchach radości. To nic, że się z niego nabija. Miał tak spaczony zauroczeniem umysł, że tak bardzo mu to nie przeszkadzało. Nagle… jak nie wybuchł śmiechem to mógłby wystraszyć i zmarłego. Złapał się za brzuch i odchylił dotykając potylicą ściany, rechocząc pełną piersią. - Merlinie, powinienem się oburzyć za te świeżo wyprane gacie. - otarł łezkę z kącika oczu i próbował się opanować. Uniósł obie ręce przed siebie i poruszył złowróżbnie palcami, po prostu się zgrywając i jednocześnie wołając: - Abra-kadabra! - wywrócił oczami i rozmasował swój policzek, by nie dostać na nim zakwasów od tego śmiechu. On i urok? Doprawdy, był jednym z najgorszych półwilów świata. Może to przez to, że zazwyczaj takowi to dziewczyny, a on stał się jednym z rzadszych przypadków ośmielając się być chłopakiem. Machnął na to ręką. Wiedział, że się z nim przekomarza. - Miałem na myśli twój blask geniuszu, ale skoro się do niego nie przyznajesz to zostawmy go dla mnie. - uśmiechnął się od ucha do ucha i nawet gdy już się nachylał do tej odległości, której nigdy nie poruszał, tak jeszcze na jego twarzy widniały ślady śmiechu. Czasami ulegał jej świadomie, dla legendarnego "świętego spokoju", w niektórych przypadkach oodpuszczał walkę kiedy widział, że naprawdę jej zależy i tym samym przekładał Robin nad swoje poczucie komfortu jednak dalej wyraźnie pamiętał jak się na nią uniósł, kiedy naciskała na niego, by ćwiczył na niej wilowe hipnotyzowanie. Od tamtego dnia nie zmienił zdania i cieszył się, że się nie poddał. Czuł też ulgę, że jednak potrafi jej odmówić choć ile się nerwów przy tym najedzą to wie tylko sam Merlin. Teraz sytuacja była inna. Odmawiała mu odpowiedzi, a sama żądała, aby zdradził swój pomysł, który po pomyślunku okazał się beznadziejny. Może podświadomie chciał wytknąć jej hipokryzję, a może po prostu z tej odległości mógł się rozpieszczać jej oddechem, który docierał do jego skóry ilekroć otwierała usta, by coś powiedzieć. W jego oczach błyszczała, nabierała na nowo wyrazistości i pełniejszego koloru więc zamrugał, aby na sekundę przerwać napływającą wilowatość. Zmrużył powieki i wyglądał przy tym jakby miał problem z ostrością wzroku. Mimo wszystko spojrzenie cały czas wracało do jej oczu. Widział wyraźnie jej rozszerzające się źrenice gdy ją zaskoczył swoim zachowaniem. Odkrył, że chciał, by mu ufała. A znów nie dostał odpowiedzi na swoje pytanie. Ponownie wyślizgiwała przed tym niczym wąż, którego nosiła w godle. Wychwycił brzmienie swojego imienia w jej ustach i choć nie było ono tak przychylne jakby chciał, tak ten układ dźwięków był miły dla ucha. Wsunął palce pod jej nadgarstek i ułożył go we wnętrzu swojej dłoni. Była ciepła. - Jeśli chodzi o ciebie, to tak, to jest ważne. - wypalił zanim zdołał pomyśleć. Ach, ugryzł się w język ale zdecydowanie za późno. Poczuł na języku metaliczny smak krwi, niech to szlag. Przez chwilę w jego oczach zamajaczyła panika lecz szybko ją gasił przymusowym sztucznym wyluzowaniem. - Skoro chcesz ode mnie odpowiedzi to ty też mi je dawaj. - poprosił? Tak to brzmiało. Lubił łazić za nią i nawet nie zastanawiać się nad swoim zachowaniem lecz kiedy teraz zaczynała opowiadać o tych swoich cholernych przyjaciołach to zapragnął choć trochę się wyróżnić. Łudził się, że mógłby być kimś więcej niż "tym wilowatym" z którym fajnie robić głupie rzeczy.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie miała najmniejszego pojęcia, że jej pozornie normalne zachowanie sprawia, że chłopak jeszcze bardziej zwraca na nią swoją uwagę. Ona po prostu była sobą. Nie udawała nikogo innego, bo i nie widziała w tym najmniejszego sensu. Już i tak zbyt często ludzie byli zmuszani do podobnych działań, więc czemu miałaby ograniczać się w tak prostej znajomości, jak ta, która od samego początku opierała się na tym, że Robin od razu pokazywała, czego chce. I teraz zamierzała to kontynuować, więc ciągnięcie tematu Felinusa, jako jej potencjalnego partnera, było jak najbardziej ciekawym zagraniem. – Nawet o tym nie pomyślałam – udała oburzenie, ale uśmiech na jej ustach, jasno mówił, co faktycznie na ten temat sądziła. – Gdyby się tak nad tym zastanowić, to Felinus wydaje się być idealnym dla mnie partnerem. Muszę go zapytać, co o tym sądzi – Postarała się z całych sił na to, aby jej twarz wyglądała w taki sposób, jakby naprawdę głęboko się nad tym zastanawiała. Co prawda kompletnie nie brała tego pod uwagę, nie uwłaczając w żaden sposób Feliemu. Po prostu wiedziała, że to nigdy nie miało by racji bytu, choć w tym momencie Eskil nie mógł tego wiedzieć. Co szkodziło go jeszcze trochę powkręcać? A właściwie, to czemu to robisz? Niewinne pytanie zakiełkowało w jej głowie, ale nie przejęła się nim nazbyt. Tłumaczyła to w bardzo prosty sposób: delikatne nabijanie się z innej osoby, jeszcze nikomu nie zniszczyło życia. A przecież ona to wszystko robiła z idealnym wyczuciem, prawda? Potem znów się śmiała, kiedy i on zaczął. Naprawdę, musieli wyglądać przynajmniej dziwnie dla każdego potencjalnego przechodnia. Dwójka uczniów śmiała się w najlepsze do rozpuku, nawet nie bardzo wiedząc z czego. Bądź po prostu te żarty były tak hermetycznymi, że nawet nie próbowali ich wyjaśniać otoczeniu. Może to i lepiej? Czasami odnosiła wrażenie, że niewielu jest w stanie myśleć na takich falach, aby sygnał zgrywał się z jej własnym. O dziwo Eskil zaskakująco nieźle sobie z tym radził, skoro jeszcze nie zwiewał, gdzie pieprz rośnie za każdym razem, kiedy ją widział. – Jakbyś się obraził, to byś był głupkiem! Przecież to najlepszy z możliwych komplementów! – wydukała, kiedy w końcu śmiech odpuścił choć w niewielkim stopniu. Brzuch ją bolał, a pod powiekami znów czaiły się łzy, choć tym razem kompletnie niezwiązane ze złością czy smutkiem. - Ok… przez chwilę możemy udawać, że jesteś geniuszem – przyznała w końcu po kolejnej dłuższej chwili, w czasie której bardzo głośno rozbrzmiewał po całym korytarzu ich śmiech. No dobra, mogłaby mu przyznać ze dwa punkty za to świadome odmawianie jej niektórych rzeczy, ale oboje wiedzieli, że to była raczej kwestia czasu, kiedy i tak te punkty z powrotem by odzyskała. Doskonale wiedziała, w jaki sposób się zachowywać, aby postawić na swoim. Nie chciała jednak mimo wszystko wykorzystywać swojej ewentualnie naprawdę ogromnej przewagi nad chłopakiem. Wciąż szczerze wątpiła w to, że Hunter miał słuszność względem jego podejrzeń odnośnie zachowania Eskila. Wciąż uważała, że to głupota. Niemniej teraz, kiedy był tak blisko niej, nie była już tego wszystkiego aż tak bardzo pewna. Siedziała spokojnie, dalej przyglądając się chłopakowi z nieskrywaną uwagą. Nawet przez chwilę wydawało jej się, że ponownie rzuca na nią swój urok, ale szybko odegnała te myśli. Nie, przecież obiecał, że tego nie zrobi. Na pewno nie spróbowałby znowu, bo to jemu ostatecznie to przeszkadzało, nie jej. Nawet czuła, że jej umysł jest wolny, nie spętany przez urok półwila. Spojrzała na to, jak delikatnie ujął jej nadgarstek w swoją dłoń. Oderwała wzrok od tego widoku, by ponownie skupić go na jego oczach, kiedy wypowiedział kolejne słowa. Coś się jej tutaj nie zgadzało, ale mimo wszystko, miło było wiedzieć, że dla kogoś miało się większe znaczenie. – I to niby ja jestem ta uparta – westchnęła, przymykając na chwilę powieki. Jak miała mu teraz odmówić? Nawet człowiek ociosany z wielkiego bloku lodu nie byłby w stanie. Nie zabierając lewego nadgarstka z jego dłoni odwróciła go tak, że wnętrze jej dłoni było teraz skierowane ku górze. Powoli odsunęła rękaw, więc jego oczom ukazały się trzy ślady pazurów, ciągnące się od samego nadgarstka, aż do zgięci łokcia. Dała mu chwilę czasu, aby mógł to dokładnie obejrzeć, czując się fatalnie na myśl, że to on jest tego sprawcą. – Zadowolony? – zapytała w końcu, bez cienia dawnej wesołości w głosie. Naprawdę chciała mu oszczędzić tego widoku. Była niemal pewna, że to nie są ślady, których się pozbędzie. Ale tego jeszcze głośno nie powiedziała.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Musiał się jeszcze wiele nauczyć jeśli chodzi o Robin. Najlepiej jest zacząć od rozsądnego filtrowania przesyłanych przez nią wiadomości. Nie był jednak teraz pewien czy się z nim jeszcze droczyła czy już może próbowała być poważna. W jej oczach wciąż rozbrzmiewał śmiech, a nawet lśniące łzy i przez to trudno było mu to stwierdzić. Nie umiał tak dogłębnie czytać z twarzy a więc pozostało udawać, że to absolutnie wcale go nie rusza, bo nie chciał psuć ich ogólnej wesołości. - Ehe, jasne. To daj znać kiedy mam przyjść na ślub. - niby burknął, niby to wywrócił oczami, a jednak coś tam go to dźgnęło w okolicach żeber. Nie podobała mu się ta myśl. Nie chciał zacząć się przejmować czy aby Felinus też ma czyste odczucia względem Robin. To było głupie! Wszystko było głupie. Całe te durzenie się. Miłe w odbiorze i odczuwaniu ale ogólnie głupie, bo musiał się teraz z tym użerać. Nie brał pod uwagę możliwości powiedzenia jej o swoich uczuciach. Za dużo było do stracenia. Gdyby wiedziała co się w nim tli to czy siedziałaby na wyciągnięcie ręki? Czy nachylałaby się ku niemu ze swoim gorącym oddechem? Śmiał podejrzewać, że mogłaby narzucić dystans. Zdecydowanie wolał pozostać teraz w sferze ogólnego chichrania się z idiotycznych rzeczy, choć bardziej rozweselał go śmiech Robin aniżeli same żarty. Jej towarzystwo było fantastyczne! Mógł tak siedzieć na podłodze godzinami i z jeszcze większą zawziętością ignorować rzeczywistość. Ta chwila jest dla nich i nie obchodziło go nic poza toczącą się rozmową. Został uznany za chwilowego geniusza, co skomentował oczywiście dumnym wypięciem piersi. Całym sobą angażował się w rozmowę choć na szczęście czuł, że w jego oczach i twarzy nie ma wilowatego uroku. Wyrywało się to na na zewnątrz, towarzyszyło mu takie wrażenie objawiające się chwilowym pieczeniem pod powiekami i gorącem na twarzy lecz zawziął się, aby teraz jego genetyka nie przeszkadzała. Nie miał na to czasu. Chciał przekonać Robin, że może mu mówić wszystko, nawet te nieprzyjemne rzeczy. Zawiódł jej zaufanie już raz, skrzywdził ją nieświadomie jednak fakt pozostaje faktem. Pragnął odbudować to zaufanie i tym gorliwiej powstrzymywać się przed nieokiełznaną wściekłością. Zgodził się przecież na przyjęcie pomocy od profesor Dear i planował odezwać się do profesor Whiterun! To wszystko robił po to, aby historia się nie powtórzyła. Wszystko to widniało teraz w jego spojrzeniu. Nagle okazało się, że argumenty do niej przemówiły. Wbrew pozorom to go zaskoczyło bowiem nie podejrzewał, że ustąpi. Najwyraźniej uwierzyła w to, co próbował jej przekazać. Nie drgnął nawet o cal kiedy odsłoniła rękaw. Nie opuścił wzroku. Mimowolnie spiął mięśnie ramion i rąk, ale nie przeniósł spojrzenia od razu na jej rękę. Mina dziewczyny rozwiała jego wszelkie wątpliwości. Chyba wstrzymał oddech i zmusił się do utrzymania wzroku na jej twarzy. To palce drugiej ręki miały stać się jego spojrzeniem. Opuszkami palców dotknął podstawy jej nadgarstka i bardzo powoli przesunął je wzwyż aż napotkał pierwszą nierówność. Zapomniał oddychać, krew odpłynęła z jego twarzy, a chude palce dalej patrzyły za niego. Poznał liczbę blizn, ich wzajemną odległość, długość i szerokość, a gdy dobrnął do zgięcia przy łokciu to bezgłośnie jęknął. Na jego twarzy pojawił się taki ból i udręka jakim nie sądził, że zostanie kiedykolwiek poddany. Ciężar poczucia winy przygniótł go i odebrał mu zdolność swobodnego oddechu. Cofnął rękę, która mrowiła i paliła go niemal żywym ogniem za to, co zrobił. Zakrył twarz jedną dłonią, potrząsnął głową i obserwował jak w jego trzewiach przeplata się ogromny żal wraz ze wściekłością na harpię. Zanim jednak miał się w tym zatracić podniósł zaszklony wzrok na Robin. - Czy ty mi to kiedyś wybaczysz? - nie poznawał swojego głosu. Miał za swoje. Nie musiał widzieć blizn wszak poczuł je pod palcami, a więc rany musiały być bardzo głębokie. Jak mógł do tego dopuścić? Czy naprawdę musi być takim nieudanym półludzkim tworem?! Wypadałoby jakoś się za siebie wziąć bo inaczej znów stanie się coś złego. - P-przepraszam. - wydusił z siebie i trochę nerwowo z powrotem odwinął rękaw na jej przedramieniu, aby nie uległ pokusie ujrzenia ich na własne oczy. Wcisnął kłykcie w swoje powieki i zmusił się do ogarnięcia, aby nie robić scen ani nie zachowywać się jak skończony dureń. - Dobrze, że to wiem. - dodał, aby nie myślała, że żałował wymuszenia na niej odpowiedzi. Choć teraz jego mina przypominała wyraz twarzy człowieka płonącego na stosie tak przeczuwał, że od dzisiaj użyje całej własnej zawziętości by nigdy więcej nie dopuścić harpii to kontroli nad jego ciałem. Choćby miał wydrapać sobie oczy, to wyćwiczy to. Nigdy więcej nie chciał być sprawcą czyichś blizn. Potrzebował kilku chwil, aby się ogarnąć. Wmusił w siebie haust powietrza i powtarzał sobie, że da radę, doprowadzi się do porządku i jakoś się ułoży. Nie chciał być uznany za mięczaka więc obligował się do pracy nad sobą. Zaczął od trzymania uczuć na wodzy. Obiecał sobie, że gdy zaraz oderwie ręce od swoich oczu to będzie wyglądać spokojnie i normalnie. Musi.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Może delikatnie przesadziła z tymi wszystkimi żartami, ale nawet nie żałowała. Dla jego miny zdecydowanie warto było to wszystko zrobić, tego była pewna. Po raz kolejny niekoniecznie w oczywisty sposób, pokazała, że jej jest na wierzchu, a naprawdę lubiła to robić. I cieszyła się z faktu, że kolejny raz jej się to udało. A gdyby tylko wiedziała, co mu się rodziło w głowie... nie wiedziała, czy przez to wszystko stało by się łatwiejszym, czy nie. W chwili obecnej dalej nie potrafiła zrozumieć, jak się czuje względem jego ewentualnego zauroczenia. Nie dopuszczała tego do wiadomości. Rozmyślanie nad tym nic by nie dało. Utrudniło by wszystkim życie. Łatwiej było po prostu zachowywać się tak, jak gdyby nigdy nic. Bez żadnych dodatkowych podtekstów czy roszczeń. Lubiła Eskila. Naprawdę lubiła. I sama myśl, że mogłaby go skrzywdzić, była tak trudna do zniesienia, jak to tylko możliwe. Nic więc dziwnego, że po prostu nie chciała pokazać mu swojej ręki, niemalże w stu procentach przekonana co do tego, że po prostu wiedziała jak na to zareaguje. Będzie się obwiniał. Będzie sądził, że to wyłącznie jego wina. I oczywiście, jak zresztą również i Hunter, nawet nie weźmie pod uwagę faktu, że tak naprawdę to ona tam wszystko epicko spierdoliła. Gdyby nie jej pomysł, po pierwsze, nie byłoby całego problemu i po drugie, nikt by nie ucierpiał. A poza tym, Eskil wyraźnie wtedy zaznaczał, że nie wolno go wtedy dotykać. Co ona sobie myślała?! Dostała za swoje i tyle. Obserwowała go, kiedy odsłaniała swoje przedramię. Nie mogła wiedzieć, jak zmienił się jej wyraz twarzy, ale jego własny powiedział jej wszystko. Jak wielki błąd popełniła, że zrzuciła na niego tak ogromny ból. Dlaczego to zrobiła? Milczała, kiedy za pomocą palców sprawdzał, jak rozległe zadał jej obrażenia. Nie musiała na nie patrzeć, by doskonale wiedzieć, jak wyglądają. Jego dotyk był tak delikatny i czuły... Kompletnie na niego nie zasługiwała. Nie po tym, co mu zrobiła. NIe po tym, jak go skrzywdziła. Co tam kilka blizn względem takiego skrzywdzenia emocjonalnego... Nie mogła patrzeć, jak ból odmalowuje się na jego licu. Po prostu łamało to jej serce. Chciała jak najszybciej schować te blizny, a najlepiej odciąć swoją rękę, ale mimo wszystko nie chciała odsunąć jej od jego dotyku. Nie mogła znieść tego, jak bardzo w tym momencie się obwiniał. Czuła, jak krew odpływa z jej twarzy, zapewne pobladła. Walczyła sama ze sobą, żeby nie wyrwać się i nie uciec. Wciąż pozostawała w tym samym miejscu, kiedy cofnął rękę. Widziała jak zmienia się jego wyraz twarzy. Nie, nie, nie...- Eskil, przestań nawet tak mówić -wyszeptała od razu, kiedy zrozumiała o co ją prosił. Na Merlina, co tu wybaczać?! Przecież to nie jego wina. Kiedy zakrył swoją twarz, nie wytrzymała. Po prostu przysunęła się do niego jeszcze bliżej. Delikatnie złapała jego nadgarstki, aby odsunąć je od jego twarzy. - Eskil, spójrz na mnie - nie chciała się z nim siłować. Głos zaczynał się jej łamać, ale nie mogła się teraz rozkleić. To by było najgorsze, co mogłaby teraz zrobić. Kiedy jednak nie udało jej się odsunąć jego dłoni, po prostu pokonała ten niewielki dystans i przytuliła chłopaka bardzo mocno do siebie. Objęła jego szyję, ponownie zatapiając się w leśnym zapachu, jaki go otaczał. Jednak w tym momencie nie to było ważne. Nic nie było ważne. Ważne było tylko to, aby jej wybaczył. Że w ogóle wpadła na ten pomysł i że przez przypadek wciągnęła go do swojego życia. - To ja cię powinnam teraz przepraszać - powiedziała po chwili, wciąż tuląc się do jego ciała. Nie chciała się odsuwać. Było jej zwyczajnie dobrze, kiedy była tak blisko niego. Wbrew temu, co mógłby sądzić, nie bała się jego dotyku. Gdzieś tam, bardzo głęboko, wiedziała, że nie skrzywdził by jej. Z pewnością nie świadomie. W przypadku harpii wszystko było możliwe, ale przecież nie zamierzała odsuwać od siebie chłopaka tylko dlatego, że miał taki a nie inny gen w sobie. Był dla niej ważnym i czuła, że taki pozostanie bez względu na wszystko. O ile tylko jej to wybaczy... Jakby na potwierdzenie, że faktycznie tak myślała, odsunęła się delikatnie i ucałowała jego przysłonięty wciąż nieco dłońmi policzek. - Słyszysz? Nie przejmuj się tym - dodała jeszcze by ponownie go przytulić.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nikt nie powiedział, że podejmowane przez Eskila decyzje są mądre. Wielokrotnie robił coś, czego potem żałował. Często nie zastanawiał się nad konsekwencjami tylko brnął dalej bez zastanawiania się jak coś może wpłynąć na przyszłość. Angażował się w chwilę i wyciągał z niej to, co najlepsze, a negatywną resztę puszczał w niepamięć. Gdzieś po drodze przeoczył moment kiedy zaczęło mu zależeć. Zdecydowanie zwolnił tempo ze swoim szkolnym nieposłuszeństwem, koncentrując się oto na jednej osobie. Nie był może zbyt domyślny czy błyskotliwy ale zdawał sobie sprawę, że to się może skończyć złamanym sercem. Pomimo tej świadomości brnął dalej w tę relację i zamiast jakoś ogarnąć się i powstrzymywać przed dalszym zakochaniem to kopał pod sobą dołek. Czekać tylko aż tam wpadnie i się pozabija, a potem będzie zdziwiony, że coś się nie udało. Wydawało się, że piątkowe emocje opadły, a okazało się, że to dopiero początek. Jak każde z całej trójki (a może i czwórki) miało uporać się z tym, co widziało? Na Merlina, szesnastolatek zamienił się w dzikie zagrożenie! To się nie mogło dziać naprawdę. To istny cud, że skończyło się tylko na bliznach. Jak ma czuć się jednak człowiek, który dowiaduje się, że jest winien tych szram? Co powinien sobie teraz myśleć? Czy jest to gdzieś zapisane, by móc się temu poradzić? To oczywiste, że czuł się winien choć wbrew pozorom zdawał sobie sprawę, że pomysłodawcą była Robin. Miałby ją obwiniać? Nie dałby rady mieć do niej żalu skoro odczuwa ulgę, że poza bliznami faktycznie nic jej nie jest. Non stop udowadnia mu, że chce się z nim przyjaźnić i nie odsunie się po tym, co się wydarzyło. Zastanawiał się zatem jak to możliwe, że to się dzieje? Gdyby na jej miejscu była inna osoba, to dawno by już ją stracił. Nie potrafił wpaść na pomysł co mogło sprawić, że Robin dalej go lubiła. Choć patrzył teraz na nią to jej nie widział. Te szramy wypalały jego opuszki palców, komórki nerwowe spanikowały, a serce podeszło gdzieś tak do gardła. Wcześniej wyczytał odpowiedź z jej twarzy jednak nie był przygotowany na to, co zobaczy. Z drugiej strony, czy można się na to przygotować? W końcu dowiedziałby się prawdy, jak nie od niej to choćby od Huntera. Starał się przywołać do porządku i wyrwać spod przygniatających go emocji. Nie chciał być mięczakiem ani nie oczekiwał od Robin współczucia czy politowania. Spiął barki, zaciskał powieki i tłamsił w sobie pierwszą i najsilniejszą falę rozpaczy. Musiał poczekać aż to przeminie by łatwiej było zebrać myśli Potrząsnął głową kiedy domagała się jego spojrzenia. Nie mógł teraz podnieść wzroku bo jeszcze nie minęły te potrzebne mu chwile, by zapanować nad mimiką i wyrazem twarzy. Wolał aby go takim nie widziała, a skoro sam się o to prosił to chociaż wytrzyma w tej pozycji kilka chwil by zebrać skądziś siłę do dalszej rozmowy. Wtem otoczyło go ciepło, och, pamiętał ten ciężar i zapach, a uścisk jej rąk wywołał w nim odpowiednią reakcję. Oparł policzek o jej włosy, odrywając tym samym kłykcie od swych powiek. Oplótł ją ramionami równie mocno, jakby dzięki temu mogłoby przyjść mu łatwiej złapać oddech. Przesunął palcami po jej plecach i umieścił je gdzieś w okolicy karku, zaciskał jeszcze powieki i starał się zignorować fakt, że musiała słyszeć jego mocno dudniące serce. Nabrał powietrza do płuc, ale tym razem coś się zmieniło - zapach. Był niczym strumień ciepłej wody rozpływający się po spiętych ramionach. Nie mógł i nie chciał być na to obojętny. Miał ochotę się w tym zatracić. - Nie mów tego. - wydusił z siebie z wciąż zmienionym głosem. Nie chciał słuchać żadnych przeprosin. Głowa mu od tego pęknie, potrzebował... potrzebował... jej. Im bardziej się w niego wtulała tym łatwiej było mu wyrwać się z żalu. W końcu podniósł powieki kiedy poczuł na policzku miękkość jej ust. Przepadał raz na zawsze i wiedział, że już nie ma odwrotu. Nie odkocha się, to się nie uda. Przesunął dłonie z jej pleców, na ramiona i zatrzymał je dopiero na krańcach jej policzków. Odchylił się żeby ją zobaczyć i chciał wierzyć, że w jego oczach panuje spokój. Gdyby to było możliwe to samym spojrzeniem rozpaliłby kominek, takie było płonące i głębokie. Tym razem opuszki palców widziały co innego: gładkość skóry, niezwykle miękką fakturę i przede wszystkim naturalne piękno. Szukał czegoś w jej oczach. Sprawdzał jakich uczuć się dopuściła - wyczulony był aby dowiedzieć się czy była blisko niego z powodu litości czy po prostu potrzeby. Teraz widział wyraźnie każdą jej rzęsę, nawet najmniejsze drgnienie źrenicy, a więc nic nie mogło mu teraz umknąć. Łudził się, że zobaczy tam ciepło równe temu, które sam czuł. - Jak miałbym się nie przejmować? - i on otulił słowa szeptem choć przecież nie musiał. Na moment wstrzymał oddech gdy na próbę przesunął kciukiem po gładkiej skórze, niedaleko jej ust, było to jednak dosyć niepewne jakby nie wiedział czy ma prawo wciąż obejmować jej policzki. Miał mętlik w głowie i dzięki temu jego wilowatość siedziała cicho, choć co on mógł wiedzieć? - Co byś czuła na moim miejscu? - zapytał cicho i przeniósł wzrok na jasny pukiel włosa łaskoczący go w kłykcie. - Nie ważne czyj to był pomysł. Masz na skórze ślad moich harpich pazurów. - oznajmił szeptem a powietrze między nimi zadrgało albo mu się tylko tak wydawało. By jakoś to wszystko przetrwać, na wpół świadomie wsunął jedną dłoń pomiędzy pasma jej jasnych włosów. Już niedługo zacznie docierać do niego co wyprawia i można być przekonanym, że będzie zaskoczony. Został upojony jej zapachem i ciepłem, a więc nic dziwnego, że nie myślał zbyt trzeźwo.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Każdy człowiek popełniał błędy. Niejednokrotnie sama przekonywała się, że wszystko mogło się posypać w najmniej odpowiednim momencie, przez nawet najmniejszą głupotę. Nie była bez skazy. Podejmowała się głupich działań, w głupich momentach, bez myślenia nad tym, co przyniesie los. Powinna być ostrożniejsza, więcej myśleć, mniej działać. Robić wszystko, byle tylko swoim świadomym (bądź nie do końca) zachowaniem, krzywdzić jak najmniejsza ilość osób. Niestety, nie potrafiła tak. Pomimo świadomości tego, jak wiele błędnych decyzji w życiu podejmowała, dalej brnęła w to wszystko, kompletnie niczego nie ucząc się na własnych błędach. Jak wiele ich popełniała podczas tej samotnej wyprawy, wiedziała tylko Robin. I tylko ona miała pojęcie odnośnie tego, jak wiele osób mogłaby wtedy skrzywdzić, gdyby tylko ktokolwiek zechciał być obok niej. Ta świadomość przerażała dziewczynę. Sprawiała, że zapominała, jak się nazywa i do czego tak naprawdę w życiu zmierza. Nigdy nie mogła pogodzić się z myślą, że przez nią ktokolwiek mógłby ucierpieć. Może właśnie dlatego świadomie izolowała się od znacznej większości osób? Nie dopuszczała zbyt wielu do siebie wiedząc, że prędzej czy później stanie im się coś złego. Niewielu było takich, co wytrwało przy jej boku. Eskil pojawił się przez przypadek i tylko Merlin jeden może wiedzieć, jak bardzo Robin tego żałowała. Cholernie cieszyła się z tego, że pojawił się w jej życiu, ale jednocześnie miliona razy mocniej obawiała się dnia, w którym w końcu go skrzywdzi, bo w końcu i tak to robiła. Jak zwykle, nieświadomie, lecz przeszywając nożem na wylot. Jak i w tym konkretnym momencie, kiedy nieświadoma jego uczuć, pozwalała na to wszystko. Zachęcała do eksperymentów, które skończyły się zranieniem. Tak, to był cud, że skończyło się tylko na kilku bliznach. I każdy powinien być za to wdzięczny losowi. Jednak Robin dalej uważała, że blizny te namacalne są niczym w porównaniu do tego, co można było zrobić z ludzką psychiką. Obserwowała to. Właśnie teraz, w tym konkretnym momencie. Rozpadał się na jej oczach, a ona nie mogła zrobić n i c aby poskładać go w całość. Żal przepełniał jej serce. Gdyby tylko mogła wyrwała by je z własnego ciała, byle tylko tego nie czuć. Jednak nie była w stanie tego zrobić. Tak jak i nie mogła w żaden normalny sposób naprawić tego, co uczyniła. Może właśnie z tego powodu zdecydowała się na taki gest względem niego? Sama kilka dni temu potrzebowała zwykłej, ludzkiej czułości. Poczucia, że ktoś jest obok, gotowy pomóc i nieść ukojenie. Wtedy nie potrzebowała niczego ponad to. I o ile ona zdołała jakoś poukładać sobie to wszystko w głowie, tak wiedziała, że Eskil był od tego bardzo daleki. Obwiniał się za wszystko, co miało miejsce, a przecież to nie on powinien to właśnie robić. Chciała powiedzieć mu to wszystko. Chciała wrzeszczeć na niego, ile tylko sił w płucach, aby w końcu zrozumiał, że to ona była przyczyną wszelkich jego problemów. Nie powiedziała jednak nic. Słowa ugrzęzły w jej krtani, która niebezpiecznie skurczyła się. Gdyby nie ten uścisk, na pewno by nie podołała. A tak, poczuła się lepiej. W jego ramionach wszystko było w porządku. Mogła udawać, że nie było problemu z harpią i wilami, że nic innego nie miało miejsca. Przymknęła powieki, kiedy oparło policzek o jej włosy, czując jak się rozluźnia. Łudziła się, że to właśnie dzięki niej to się dzieje. Czuła, jak po tym delikatnym pocałunku w policzek, błądził dłońmi po jej plecach, aby ostatecznie dotrzeć do jej policzków. Nie chciała się odsuwać, ale nie oponowała, kiedy on to zrobił. Chyba po raz pierwszy mogła zauważyć, jak bardzo błękitne są jego oczy. Coś się w nich zmieniło. Zmiana ta była doskonale widoczna, jednak wciąż nie przerywała panującej wokół nich ciszy. Potrzebowała jej. Czuła się w niej dobrze. Otulał ją zapach lasu, drzew. Przymknęła powieki, kiedy to opuszkami badał strukturę jej twarzy nie zdolna do tego, aby zrobić cokolwiek więcej. Słuchała jego słów z uwagą, zaczynając rozumieć, jak on w tym wszystkim musiał się czuć. Jak zwierzę, które atakowało innych bez żadnej konkretnej przyczyny. Nie mogła tego znieść. Przecież nie był zwierzęciem! Był Eskilem, wspaniałym chłopakiem, który zasługiwał na wszystko to, co dobre! - To tylko blizna - powiedziała w końcu, ponownie otwierając oczy. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Nie wiedziała, czy właśnie dlatego, że faktycznie tak myślała, czy może przez to, co robił. Niespiesznie pochyliła się i oparła swoje czoło o jego własne. Oddychali tym samym powietrzem, choć nie zwracała na to większej uwagi. Ich zapachy mieszały się ze sobą, tworząc dziwną, acz bardzo przyjemną kompozycję. - Nie czuj tego, cokolwiek to jest. Nic mi nie jest - może tym razem jej uwierzy, bo chyba nigdy wcześniej te słowa nie były tak prawdziwe, jak właśnie w tamtym momencie, kiedy ponownie owiała całą jego twarz własnym oddechem.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Na początku ich znajomości tylko go irytowała. Była jak brzęcząca mucha, której nie można się pozbyć. Oczywiście zainteresowała go swoimi planami, jej ciekawość mu schlebiała i ostatecznie przystał na ten pomysł... co to było, wywiad? Zupełnie zapomniał, że chodziło o udzielenie kilku odpowiedzi. Bardzo gładko przeszli do eksperymentów i prób odkrycia co siedzi w Eskilu. Bardzo mu imponowało cudze zainteresowanie zwłaszcza, że sam się w to angażował i dosyć szybko zakończyło się żywieniem do niej sympatii. We wcześniejszych latach w ogóle jej nie znał. Nie obracał się w towarzystwie studentów i dopiero w tym roku poznał ich większą ilość. Cieszył się z tego bowiem non stop odnosił wrażenie, że nie pasuje do swojego rocznika. A tutaj dogadywał się z Robin i na Merlina, nigdy nie miał dość spotkań z nią. Czasem pojawia się taki moment, że człowiek potrzebuje odrobiny samotności. W tej sytuacji tak nie było, ani razu od niemalże trzech miesięcy nie chciał być sam, bo dobrze czuł się w jej towarzystwie. Jak to się stało, że zaczął angażować się emocjonalnie? Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy dopóki nie napotkał spojrzenia Huntera. Gdyby nie on to w sumie do tej pory Eskil nie zdawałby sobie sprawy co się tli w jego trzewiach. A teraz nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. To koszmar, który stawał się powoli pięknym snem. Wtuliła się w niego w taki sposób jakby chciała wymazać wszystkie krzywdy. To on powinien teraz nad nią skakać, aby mu to wybaczyła, a więc czemu to ona próbuje wesprzeć jego? To nie tak miało działać, jak zawsze Robin znajdowała swoją własną interpretację i zwykłe oczekiwania mogły szlag trafiać bowiem ta dziewczyna robiła wszystko po swojemu. A on chciał ją obejmować i przytulać odkąd pierwszy raz w sowiarni pokazała mu jakie to może być kojące. Pachniała kwiatami i choć żadnego nie potrafił zidentyfikować tak wiedział, że nie pomyli tej mieszanki zapachowej z niczym innym. On tu się spalał od środka od swoich uczuć i nie starczało mu już sił aby popatrzeć na tę sytuację z dystansu. Nie zdołał domyślić się, że ta bliskość mogła oznaczać co innego dla niej, a co innego dla niego. A mimo wszystko pozwalała mu dotykać swojej twarzy, a on to robił z niesłychaną delikatnością, która zaskoczyła i jego samego. Nie wiedział, że potrafi być łagodny dopóki nie objął jej policzków. Nie miał pojęcia ile ciepła może się w nim pojawić dopóki nie zamknęła oczu i nie rozluźniła się pod dotykiem jego palców. Krew zawrzała w jego żyłach jakby... wyczekująco? Ośmielony jej spokojem mógł pogładzić kłykciem miękki polik i nie mógł przy tym wyjść z podziwu. Przecież Robin była niepokonana, więc jakim prawem mogła mieć tak delikatną skórę? Nie słyszał jej słów, ale za to zbadał wzrokiem każde drgnienie jej ust, gdy je wypowiadała. Uśmiechnęła się lekko, a jemu zakręciło się w głowie. Zsunął palce z jej włosów a wtedy pochyliła się i chyba odruchowo przymknął oczy gdy ich czoła się ze sobą zetknęły. Przesiąkał jej słodkim oddechem, był coraz bardziej nim otumaniony i zniewolony. - Mnie uczucia nie chcą słuchać. - usłyszał siebie i nie wiedział skąd wzięły się te słowa. To naprawdę on mówił? - Ale może ciebie posłuchają. - bo serce właśnie wybiło swój najszybszy rytm, gdy się pochylił bliżej jej skóry, aby ich oddechy splotły się na jeszcze mniejszej odległości. To napięcie było jedyne w swoim rodzaju, narastało i kulminowało się w nieznośnym krótkim oczekiwaniu na ciąg dalszy. Musnął palcami jej podbródek i linię żuchwy, by chwilę później jego usta mogły nieruchomo spocząć na jej wargach. Nie zauważył kiedy zniknęła między nimi ostatnia odległość. Być może właśnie wszystko niszczył lecz uczucia już go nie słuchały, wyrywały się z jego ciała do niej. Z wciąż przymkniętymi powiekami odgarnął jej łaskoczący go pukiel włosów i poprawił ten pierwszy pocałunek; ucałował jej usta miękko i jakby pytająco, chłonąc jednocześnie jak najwięcej bowiem nie wiedział czy zaraz nie straci bliskości jej warg na rzecz głosu rozsądku. Chyba wstrzymywał oddech, a może to ona? Nie słyszał nic poza biciem serca tylko nie był pewien gdzie ono się teraz znajduje. Nie odsunął się jednak od niej nawet na pół cala, wciąż przytulony do jej warg. Tylko ona mogła to przerwać.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kto by pomyślał, że na samym początku chodziło wyłącznie o udzielenie odpowiedzi na kilka pytań? Jednak cel jej poznania się z Eskilem, zgubił się gdzieś po drodze, kiedy dziewczyna zaczęła rozumieć, że chłopak po prostu jest interesującym człowiekiem. Nie półwilem czy potencjalną harpią. Człowiekiem, z którym lubiła rozmawiać oraz w towarzystwie którego czuła się nad wyraz swobodnie. Bez względu na to, na jak głupie pomysły mogła wpaść, on wtórował jej w tym wszystkim i, co chyba najbardziej istotnym, nie odsuwał się od niej. Wiedziała, ze nie była idealna. Było jej daleko do tego. A mimo wszystko akceptował to i nie przeszkadzało mu to. Wiedziała, że potrafiła być niczym wrzód na dupie, nieustępliwa i drażniąca. Ale mimo to nie odsuwał się od niej, a wręcz przeciwnie, nawet nie zauważał, kiedy przyciągała go jeszcze bardziej. Sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, a przede wszystkim, co czuć. Odrzucała uczucia na znacznie dalszy plan, od zawsze tak robiła. Było przez to łatwiej nie zauważać, jak krzywdzi się innych wokół niej ludzi. Jednak w jego przypadku, to nie było już takie łatwe. Liczyła się z tym, co mógł czuć bądź myśleć na jej temat. Chciała aby myślał o niej w pozytywny sposób, nie jak o paskudnej osobie, która tylko krzywdzi wszystkich. Nie chciał zauważyć jej wad, czy świadomie je ignorował? Nie znajdowała odpowiedzi na to pytanie. Może zwyczajnie nie poznał jej jeszcze na tyle, aby wiedzieć, jak one się prezentują? Nie były najładniejsze. Każdy człowiek był zlepkiem pozytywnych jak i negatywnych uczynków. W jej przypadku negatywne uczynki były często zaskakująco wielką częścią niej samej. Tak jak teraz, kiedy nie odsuwała się od niego, choć zapewne powinna to uczynić. Była pewna jednego; Hunter jednak miał rację. A ona pomimo tej świadomości, nie wiedziała, co dalej robić. Podobała jej się ta bliskość. Czuła się przy nim bezpiecznie, mimo wszystkiego, co miało miejsce. Nie miała jednak najmniejszego pojęcia odnośnie tego, co czuje. Mętlik w jej głowie oscylował na granicy pojmowania przez człowieka. Jej organizm działał za nią, bez udziału mózgu. Przysuwała się do niego jeszcze bardziej. Cieszyła się z dotyku, który jej oferował. Sama delikatnie błądziła opuszkami palców w okolicy jego karku, pleców. Miejsc, które naznaczyła swoim paskudnym charakterem. Też nosił ślady, które mu zadała. Znosił to jednak zadziwiająco lepiej od niej. Jak to w ogóle możliwe. Nie chciała się odsuwać. Nie chciała przerywać tej magii, która samoistnie się wytworzyła. Otulał ją ponownie swoim oddechem tak, że aż myśli niebezpiecznie wirowały w głowie. Żadna nie chciała uformować się w konkretne stwierdzenie. Działały wbrew niej samej. Już miała otworzyć usta, aby coś powiedzieć, zareagować na jego własne słowa. Niemniej nie było jej to dane. Bariera koleżeństwa właśnie została bezkreśnie zatarta, kiedy chłopak postanowił zmniejszyć do minimum granice cielesności. Najpierw poczuła, że jego słodki oddech przysuwa się bliżej niej. Nie uchyliła swoich powiek, czekając na to, co nastąpi. Nie musiała wykazywać się wielką cierpliwością. Chłopak po prostu powoli złożył na jej ustach jeden z najsłodszych pocałunków w jej życiu. Taki niewinny, niepewny, jakby badał granice tego, co może zrobić, a czego nie powinien. Zachłysnęła się tym odczuciem, głośno wciągając powietrze do płuc. Byłoby znacznie prościej, gdyby nie było po kres wypełnione tak cudowną, jego własną wonią. Zakręciło się jej w głowie i cieszyła się, że trzymał ją mocno przy sobie. Wszyscy potrzebowali czułości. Trochę ciepła od innej osoby. Może właśnie dlatego, równie nieśmiało jak i on, pogłębiła pocałunek. Delikatnie rozchyliła swoje własne wargi, tym samym rozwierając i jego. Delektowała się tą subtelną pieszczotą. Dłonie bez udziału jej mózgu przewędrowały na jego kark, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Ciche westchnienie wydobyło się z jej ust, prosto w jego wargi. Serce waliło jej jak oszalałe, kompletnie odcinając się od jakichkolwiek myśli. Nieśmiało koniuszkiem języka obrysowała jego dolną wargę, kompletnie nie wiedząc, co robi i dlaczego. Jednak czy w tamtym momencie myśli były ważne? Ważne było to, że Eskil był blisko.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
W sumie zastanawiające jest jak potoczyłaby się ich znajomość gdyby nie był półludzką mieszanką. Być może poznaliby się dużo później i w zupełnie innych warunkach, kto wie czy zdołałby poznać ją tak, jak poznał teraz. Od tamtego dnia wydarzyło się naprawdę wiele i nie zawsze było kolorowo. Realizowali coraz to głupsze pomysły i mimo, że się na ostatnim mocno przejechali to bardziej zależało mu, aby mu wybaczyła niż na zastanawianiu się czy nie powinien przypadkiem mieć do niej żal, że go do tego namówiła. Oczywiście żałował przebytego eksperymentu ale bez tego nie dowiedzieliby się co w nim tak naprawdę siedzi. Mogli oczywiście zachować większe środki ostrożności, ale teraz już czasu nie cofną. Trzeba jakoś pogodzić się z rzeczywistością. Nie wiadomo czy blizny na przedramieniu Robin kiedyś znikną. Jeśli z nią zostaną to będzie mieć wieczną pamiątkę jego braku kontroli nad wewnętrzną harpią. Było mu z tym ciężko - bo jak miałby inaczej zareagować - ale chciał wierzyć, że to będzie bodziec by jeszcze solidniej nad sobą popracować. Gdyby tylko mógł zaradzić jej szramom…! Może i zapewniała go, że nie ma do niego pretensji ale on je miał za ich dwoje razem wziętych i pluł sobie za to w brodę. Próbował rozplątać supeł emocji i odkrył, że łatwiej mu się ze sobą siłować kiedy Robin była bliżej niż mogłaby być zwykła koleżanka ze starszego rocznika. Zapach jej skóry, faktura, temperatura… to wszystko go do niej przyciągało. Nie byłby w stanie się odsunąć. Gdy przegina to jej dobitnie to sygnalizuje ale poza tym nie chciał wyobrażać sobie dalszych lat w zamku bez knucia u jej boku. Dotychczas jakoś trzymał w ryzach swoje uczucia względem niej lecz okazał się słabeuszem kiedy obdarowała go zażyłym gestem. Owionął go jej słodki oddech i temu ulegał, bo było to kwintesencją cichych marzeń. Być może nigdy nie znajdzie się bliżej… ale gdy wyczuł na karku jej ciepłe palce to wątpliwości rozwiały się w trybie natychmiastowym. Nie mógł inaczej się zachować, drobna siateczka żyłek pod skórą jego warga pulsowała rytmicznie, kiedy na wpół świadomie układał ich usta przy sobie. Serce przestało mu na moment bić gdy wstrzymała gwałtownie oddech. Przez te kilka sekund zdążył spanikować, rozżalić się, ucieszyć i odpłynąć myślami w dziką dal jednak wciąż wytrwale czekał na jej reakcję. Nie tak to miało wyglądać, nie zamierzał wszystkiego stawiać na jednej szali, nie przygotował się do takiego scenariusza, ale już nie da się z tego wycofać. Stało się. W jego mózgu doszło do zwarcia wszystkich pozostałych przy życiu szarych komórek kiedy Robin odpowiedziała równie miękkim pocałunkiem. Oniemiał, nie wierzył w to, co czuje, ale nim miał w ogóle zauważyć, że pierwszy raz kogoś całuje to wyciągał ręce do jej ramion, a ona przysuwała się oplatając swoim ciepłem jego kark. Coś w końcu w nim zatrybiło, serce uruchomiło się na nowo i od razu wpadło w histeryczne dudnienie, a on przywarł łakomie do jej rozchylonych ust. Nie potrafił już myśleć o niczym innym jak o koniuszku jej języka na jego wardze. To mu się nawet nie śniło. Jak to możliwe, wow, to przecież nie może być prawda, to cudowne, oszaleje, padnie trupem by na nowo odżyć z zachwytem… Nie zdążył się nawet zestresować, a już przesunął dłoń na tył jej głowy i pocałował jej usta z nieco większą pewnością siebie i… czyżby z ulgą? Na początku tylko muskał jej wargi jakby chciał sprawdzić czy zaraz od niego nie ucieknie, a gdy nic na to nie wskazywało to się w nich ostatecznie zatracił. Szukał koniuszka jej języka swoim, by poznać nowy i niepowtarzalny jej smak; starał się całować ją długo i powoli ale krew w jego żyłach nie pozwalała mu zapanować nad swoim silnym pragnieniem napawania się miękkością jej warg. Poczuł na karku i plecach rozlewający się pod skórą ogień, który to przemykał do miejsc których Robin dotykała, kotłował się tam i uwrażliwiał jego zmysł dotyku. Gdzieś w podświadomości pojawiła się mała czerwona lampka. To uczucie płonięcia coś mu przypominało ale nie mógł sobie teraz tego skojarzyć wszak opadał właśnie ustami na jej dolną wargę, całując ją przy tym z cichym zachwytem. Wilowatość jednak nie mogła być tu obojętna. W Eskilu tłoczyło się zbyt wiele emocji aby miał reagować jak zwykły nastolatek. Żadne z nich nie widziało zmian zachodzących głównie na jego twarzy. Choć docierało do nich nikłe światło pochodni tak skóra jego polików wydawała się ściągać na siebie promienie z najbliżej okolicy. Rysy jego twarzy uwydatniły się, a rzęsy, brwi, usta i tęczówki nabrały wyrazistego, pełniejszego koloru. Rozczochrane po czapce włosy sprawiały, że wyglądał beztrosko i przyjemne dla oka. Policzki oczywiście ozdobił rumieniec lecz i on całkiem dobrze kontrastował z jaśniejszym kolorem skóry. Nie było na nim nawet najmniejszej skazy ani zmarszczki, wydawał się mieć cerę zbyt idealną, aż paskudnie odrażającą jeśli popatrzeć na niego krytycznie. To wszystko miało przyciągać wzrok i omamić, ale żadne z nich tego nie widziało. Eskil czuł, że coś jest nie tak ale nie był w stanie przetrwać pocałunków póki nie potrzebował złapać oddechu. Mimo tego przymusu nie odsunął się dalej niż pół cala od jej ust. Oddychał gorącym powietrzem, przysunął dłoń na jej rozpaloną szyję i nie otwierał oczu, trwał w tej ciepłej chwili. Zapierał się nogami i rękami przed powrotem do rzeczywistości. Robin rozpraszała go zachowaniem swoich rąk wszak nie przywykł do pieszczot. Nie wiedział na czym ma się skoncentrować, a więc wrócił pospiesznie do jej ust jakby obawiał się, że zaraz dziewczyna się otrząśnie i powie, że nigdy więcej nie może się to wydarzyć. Pogładził kciukiem jej szyję i znowu tknęło go wrażenie, że coś jest nie tak. Twarz mu płonęła w ten zły sposób. Zacisnął mocniej powieki, próbował to zlekceważyć ale towarzyszył temu dawny lęk. W końcu dotarła do niego ta wiadomość: wilowatość. Przysunął się bliżej Robin aby w przypadku otwarcia oczu nie zobaczyła co się z nim dzieje, Zsunął się z pocałunkiem bliżej jej żuchwy, by ich policzki mogły się ze sobą na moment zetknąć i o siebie oprzeć. - Robin. - wyszeptał ochryple i oddychał nierówno. Nie chciał mieć melodyjnego głosu! Nie teraz, nie tu. - Nie otwieraj oczu. - poprosił z lekkim napięciem w głosie i w sumie popełnił błąd wszak z reguły dana osoba robi odruchowo to, czego ktoś nie chce. Łapał oddech aby się ocucić ale był zbyt podekscytowany i stęskniony za jej ustami, a stężenie jej zapachu go zniewalało. Wiedział jednak, że musi ochłonąć bo nie chciał jej maślanych oczu ani ogłupiałego z zachwytu spojrzenia.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Gdyby ktokolwiek jeszcze kilka dni temu, powiedział jej, że to wszystko potoczy się właśnie w taki sposób, zapewne wyśmiała by tę osobę i kazała zameldować na odpowiednim oddziale w szpitalu świętego Munga. W żadnym razie nie mogła przewidzieć tego wszystkiego. Po prostu nie była w stanie. Pomimo tego, że, jak na przyszłą dziennikarkę przystało, posiadała bogate słownictwo i dosyć bujną wyobraźnię to nie było tak znamienitej osoby, która mogłaby przewidzieć coś równie podobnego. Karuzela emocjonalna, która towarzyszyła im wszystkim w przeciągu trzech ostatnich dni, była wręcz nieprawdopodobna. Takie rzeczy miały po prostu miejsce w naprawdę słabych, mugolskich filmach, nie w codziennym życiu! Najpierw sytuacje rodem z horrorów, gdzie musieli walczyć o swoje życie z rządną krwi harpią, która okazywała się być przecież ich przyjacielem (a przynajmniej jej). Kolejnym cudownym wydarzeniem było szukanie pocieszenia po tym, co przeszli a co dla żadnego z nich nie było łatwym przeżyciem. Eskil musiał przetrawić to w czasie snu, Robin musiała przemyśleć to wszystko pod wpływem alkoholu, a Hunter postanowił jej towarzyszyć. Martwiła się cholernie a potem nadszedł czas na rozmowę, której tak cholernie się obawiała. Nie wiedziała co zrobi i co powie, kiedy w końcu go spotka. Nie planowała tego, bo wiedziała, że jej plany spalą na panewce. Pozwoliła ponieść się fantazji, swoim własnym uczuciom. Robiła to, co dyktowało jej serce, odstawiając rozum na bok. Czy żałowała? Jeszcze tego nie wiedziała. Nie miała pojęcia, co przyniesie jutro, a nawet gdyby mogła się dowiedzieć, nie chciałaby być w posiadaniu takich informacji. Niewiadoma była kwintesencją życia. Można było gonić wciąż i wciąż za nowymi doznaniami, nie mając kompletnie pojęcia, co przyniesie czas. I chyba właśnie to w tym wszystkim było najpiękniejszym. Bo gdyby ktoś powiedział jej "Tego dnia Eskil cię pocałuje. Co zrobisz? Trzy, dwa, jeden..." zapewne uznałaby że to nie ma najmniejszego sensu. Założyłaby rezolutnie, że musi to odciąć w zalążku. Ukrócić, póki żadne z nich nie cierpiało. Wszystko jeszcze było w fazie niewinnego wzrostu, gdzie wyrywanie z korzeniami bolało najmniej. Co, jeśli pozwoli się temu wszystkiemu rozrosnąć? Jednak z drugiej strony... czy musiała się tym martwić właśnie w tej chwili? To był chyba jeden z najgorszych momentów na podobne rozmyślania. Nie chciała im ulegać. Czuła się tak, jakby stało się to, co powinno mieć miejsce i nie musiała nad tym kontemplować. Zresztą, nawet żadne myśli nie miały prawa zagościć teraz w jej umyśle. Miejsce wywalczył sobie jedne półwil i powoli zajmował go coraz więcej i więcej. Czuła go przy sobie, każdą komórką swojego ciała. Nerwy wyostrzały się na jego zapach, dotyk, smak. Smakowała wolno i z ogromną czułością każdą kolejną chwilę, kiedy wzajemnie badali swoje reakcje na powolne i subtelne pieszczoty. Nie wiedziała, jak ważnym to było dla niego. Nie miała pojęcia, że właśnie przepadł. Dla niej samej to zdarzenie było niezwykle istotnym. Świadomość, że czuła jego ciepło pod opuszkami palców dodatkowo rozpalała jej myśli. Nie miała go dość. Nie chciała tego przerywać. Chciała, aby poczuł się w tym pewniej, równie pewnie, jak ona się czuła. Nie wiedziała, że była pierwszą którą całował. I nawet nie miała prawda tego podejrzewać. Wywoływał w jej ciele dreszcze, sprawiał, że jej serce waliło w oszalałym rytmie. Zatracała się w tym wszystkim, poczynając sobie śmielej i śmielej z każdą sekundą. Jedną dłoń przeniosła z jego karku pomiędzy blond pasma, zaskakując samą siebie jeszcze bardziej. Nawet nie podejrzewała, że są aż tak miękkie i wspaniałe w dotyku. Ostrożnie sprawdzała jego reakcję na kolejne zetknięcia się języków. Czuła, że nie muszą się z niczym spieszyć. Cały świat mógłby stanąć na głowie, a nawet by tego nie zauważyła. Tak samo jak nie zauważała tego miejsca, ludzi przechodzących obok nich. Czuła tylko Eskila i było to zaskakująco komfortowym odkryciem. Kompletnie nieświadoma tego, jaka burza się w nim rozgrywa, zapomniała o całym świecie. Przynajmniej do momentu, kiedy ten nie odsunął się od niej na chwilę. Usta wciąż czuły na sobie jego pieszczotę, wargi rozchylały się niekontrolowanie, gdy całował jej policzki, żuchwę. Bezwiednie westchnęła, by zacisnąć dłoń na tych blond kosmykach. Słyszała w jak miękki sposób wypowiedział jej imię. Nawet nie podejrzewała, że ktoś może włożyć tyle czułości w ten zbitek liter. Wyczuła, że coś jest nie tak, choć nie wiedziała, co to dokładnie było. Nawet nie wiedziała, jakim cudem zwalczyła odruch spojrzenia na niego w tamtym momencie. Mogła się tylko domyślać, co zamierzało im przeszkodzić. -Niech to sobie pójdzie - jęknęła, w momencie ogarnięta złością. Na wszystko. Na całą szkołę, cały kraj i w ogóle cały świat. Dlaczego akurat teraz?! Powoli i zdecydowanie zbyt ociężale zaczęła się odsuwać. Chyba powinna mu ułatwić dojście do siebie, skoro jego wilowata natura zaczęła dawać o sobie znaki. Pomimo, że to było akurat ostatnie o czym w tym momencie myślała, zaczęła delikatnie wyswobadzać się z jego objęć, czując jakąś pustkę w miejscach, gdzie jego dłonie już nie badały struktury jej ciała.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Za jakiś czas, może za kilka dni albo tygodni dotrze do Eskila świadomość, że nie powinien sobie za dużo wyobrażać. Powinien pojąć to tu i teraz lecz sytuacja była na tyle utrudniona, że ilekroć w jego głowie miała zakwitnąć choćby najmniejsza myśl to czułe wargi Robin zdeptywały ją raz na zawsze. Gdy emocje opadną - a kiedyś to nastąpi, prawda? - być może zrozumie, że pocałunek nie musi iść w parze z deklaracją uczuć. Z jego strony owszem, był to ich przejaw i bardzo wygodnie było wierzyć, że Robin czuje to samo. Jeśli rzeczywistość okaże się inna to zostanie brutalnie sprowadzony na ziemię. W trakcie rozmowy z Lucasem pojawiło się coś, co zakodowało w głowie Eskila nade wszystko brak pośpiechu. Nie może wywierać na niej presji, ale póki co... ten pocałunek był tak delikatny, że się pod nim roztopił. Nie miał pojęcia, że można całować tak lekko, a jednocześnie czuć to w każdej komórce ciała. Teraz już wiedział, że miała najwspanialsze usta na świecie. To nic, że wielokrotnie układały się we wściekłe "Eskil, ty debilu" kiedy odwalał coś wyjątkowo głupiego. Ważne, że dzisiaj dźwięk jego imienia na jej wargach kojarzył się przyjemnie. Gdy ignorował swoją wilowatość zauważył po sobie pośpiech w pocałowaniu jej jeszcze chociaż kilka razy, tak na zaś, bo nie wiadomo czy kiedyś to się jeszcze powtórzy. Przystopowała go czułością i znieczuliła jego komórki nerwowe, które pod wpływem jej wilgotnych warg uspokoiły się i pozwoliły Eskilowi czerpać z tej pieszczoty jeszcze więcej przyjemności. Trzymał dłoń na jej szyi i mógłby przysiąc, że wyczuł przemykający po niej dreszcz. Była taka ciepła, pachnąca, gładka, aż chciało się ją przytulać i teraz już wiedział, że to wspomnienie będzie za nim chodzić miesiącami. Będzie miał czymś się delektować gdyby okazało się, że nie dostanie nic więcej poza dzisiejszą czułością. Minęło trochę czasu i musiał przyznać, że wilowatość za bardzo go pali. Czuł się jakby zanurzył twarz w przyjemnie gorącej wodzie, a jej kropelki spływały beztrosko po karku. Nie miał sił teraz z tym walczyć lecz musiał. Przecież oboje wiedzieli, że był kiepskim półwilem i raczej nie poradzi sobie ot tak z okiełznaniem genetyki. Westchnął przy jej policzku i nie otwierał oczu. Zachowywał się jak dzieciak, który wierzył, że jeśli zasłoni twarz to całe potencjalne zło znudzi się i samo sobie pójdzie. - Próbuję. - jęknął z żalem kiedy zaczęła się wyswobadzać spod jego rąk. Dopadła go panika - tylko nie to! Jeśli ją puści to może nigdy nie wrócić! Otworzył oczy (soczyście niebieskie, wyraziste, niemalże hipnotyzujące) bo przecież inaczej się nie dało i chwycił jej dłoń, chcąc powstrzymać ją przed narzucaniem tego okropnego zimnego dystansu. - Ej no, nie idź. - burknął z żalem i drugą ręką rozcierał swój płonący policzek. - Na gacie Merlina, jakie to głupie. - aż się zirytował, bo twarz wciąż paliła. Potrząsnął głową, wmuszał w siebie łapczywe oddechy, starał się opanować ale zbyt mocno przeważało w nim pragnienie bycia bliżej Robin. Teoretycznie zachowywała się rozsądnie, bowiem z dala od jej ciepła w końcu by się ogarnął, ale nie było go stać na to wyrzeczenie. Naprawdę bał się, że więcej ten czas nie powróci więc próbował ją zatrzymać. - Chcę żebyś była na to odporna. - oznajmił też z przejawem złości w głosie. Marszczył mocno brwi aż między nimi pojawiła się podwójna zmarszczka, ale nie wiedział jak uspokoić wilowatość. Wrzał niczym gorejący kociołek pełen wody. Kto by pomyślał, że gdy zacznie się ekscytować pocałunkami to będzie mieć kolejną przeszkodę do pokonania? Miał po dziurki w nosie swojej genetyki, przeszkadzała mu. Przyłożył podstawę dłoni między brwi i rozmasowywał je, próbując się ogarnąć. Ostatecznie poluzował palce drugiej ręki, bo nie chciał na siłę trzymać przy sobie Robin, choć nade wszystko wolał by znalazła się znów tak blisko jak wcześniej. Jak miałby jej to zakomunikować w takiej sytuacji kiedy wilowatość spozierała z niego niczym aksamitny welon, który aż prosi się o dotyk. Dopadło go zawstydzenie, które taktownie zakrywał za zaciśniętymi powiekami. Starał się pomyśleć o czymś chłodnym, na przykład o śniegu, błyszczącym, mieniącym się kolorami, taki piękny i hipnotyzujący... tak jak skóra Robin, jeśli przyjrzeć się jej z bliska. Ech, nawet myślenie o śniegu mu nie wychodzi! Próbował wyobrażać sobie, że jest gdzie indziej, ale nie dawał rady bo otaczał go coraz to oddalający się kwiatowy zapach. Jęknął i oparł potylicę z powrotem o zimny murek. Popatrzył na sufit. - A było tak fajnie.- mruknął i jakoś tak uśmiech przebijał się przez zakłopotanie, pojawiał się na jego mrowiących wargach, na których wciąż czuł smak ust Robin. - Zaraz to minie. - bardzo w to wierzył. Nie widział siebie, nie miał pojęcia czy dalej jego uroda próbuje się wydostać poza skórę i rozciągać coraz dalej, aby objąć jak najwięcej ofiar. Czuł w ramionach pustkę, której nie wiedział jak teraz wypełnić.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Robin nie miała najmniejszego pojecia odnośnie tego, co o tym wszystkim myśleć. Natłok informacji który spłynął na jej mózg był zbyt duży, aby dziewczyna była w stanie przetrawić to wszystko teraz, w tym momencie. Zadanie stawało się jeszcze trudniejsze, kiedy Eskil był tak blisko niej, a ona odkryła ze zdziwieniem, że ten fakt jej się podoba. Czuła przyjemność wynikającą z każdego, nawet niewielkiego gestu, który pomiędzy nimi się pojawiał. Naprawdę nie chciała się odsuwać. Miała wrażenie, że te pocałunki są najwspanialszymi na świecie i ochoczo się temu oddawała. Była egoistką, lubiła rzeczy miłe i przyjemne, a to co teraz robili, z pewnością do takich należało. Czuła dreszcze w każdym miejscu, które było przez niego dotknięte. Usta mrowiły niezdrowo, pragnąc jeszcze więcej pocałunków i wiedziała, że były to wyłącznie jej myśli, nie narzucone jego wolą, czy genetyką. Pomimo natłoku informacji zbierających się w jej mózgu, ten był zaskakująco wolnym od jego uroku. Coś w nim przyciągało ją do siebie i kompletnie nie miało powiązania z wilowatą stroną jego pochodzenia. On sam wywoływał to wszystko w niej i nie musiał podpierać się w tym celu żadnymi magicznymi sztuczkami. Dała sobie jeszcze kilka chwil, ich języki jeszcze raz zawirowały razem w tym obezwładniającym tańcu. Mogłaby tak bez końca, ale przecież wiedziała, że tak się nie dało. Chłopak niestety zbyt dosadnie to udowadniał. Nie wiedziała, co się z nim dzieje i nie mogła tego wiedzieć. Dużo czytała i słyszała na temat wil, jednak odczuć to wszystko było dla niej niemożliwym. Nie wiedziała więc, że ogień trawi go od środka, a on musiał uparcie walczyć z tym, by zachowała trzeźwość swojego umysłu. Gdyby tylko pozwolił wili wyjść na zewnątrz, wiedziała, że zrobiłaby wszystko o co by tylko ją poprosił. Uparcie więc nie otwierała oczu, kiedy się od niego odsuwała. Niemalże po omacku złożyła na jego ustach jeszcze ostatni pocałunek. Pragnęła ponownie go przytulić, żeby nie czuć tej pustki, która teraz ją ogarnęła. Wiedziała, jednak nie mogła tego zrobić. Słyszała żal w jego głosie i aż parsknęła śmiechem, delikatnie uchylając powieki. Miał zamknięte oczy, lecz mimo to, wyglądał po prostu cudownie. Widziała już wcześniej ten obrazek jednak wciąż nie mogła się mu nadziwić. Jak to możliwe, że stawał się tak idealnym, kiedy ten gen się uaktywniał? - Musze ci kiedyś zrobić zdjęcie, jak będziesz taką superwilą, żebyś zobaczył, jak wtedy wyglądasz - oznajmiła z pewnością w głosie. Nawet nie było sensu, żeby z tym dyskutował, bo już postanowiła i wiedziała, że to zrobi. Bez względu na to, czy będzie tego chciał, czy nie. Westchnęła słysząc kolejne jego słowa. Miała małą teorię na ten temat, ale przecież on i tak by się na to nie zgodził. - Byłoby miło, ale w tym celu musiałbyś trenować na mnie ten urok, a tego robić nie chcesz. Istnieje spora szansa, że w końcu przestał by on na mnie działać - niestety, nie wiedziała, na ile ta teoria jest prawdziwa a na ile wyssana z palca. Musieliby trenować. A wiedziała, że to się nie stanie, bo przecież zawziął się debil jeden i nie odpuszczał w tej kwestii gardy nawet o milimetr. Chyba że... mogłaby użyć nie do końca czystych chwytów, żeby go do tego planu przekonać... Patrzył w sufit, a ona wciąż wpatrywała się w niego, niedowierzając w to, co przed chwilą miało miejsce. Czuła się dziwni tak daleko od niego a i kłóciło się to z jej pomysłem na przekonanie go do swojej racji. - Patrz cały czas w sufit - poleciła mu, nie wyjaśniając, co chce zrobić. Znów powoli zredukowała dzielącą ich odległość. Dłonią przejechała po jego ręce, zaczynając w okolicy nadgarstka, a prawie że na ramieniu kończąc. Pozostawiła tam swoją dłoń. To samo uczyniła na drugiej jego ręce. Znów znalazła się blisko i gdyby tylko opuścił swoje spojrzenie choćby o centymetr, ponownie spotkałby na swojej drodze jej czekoladowe tęczówki. -Eskil - jego imię miękko wypłynęło z pomiędzy jej warg. Sama była zaskoczona tym, ile ciepła mogła w to włożyć. Opuszkami lewej dłoni powoli wędrowała dalej, od jego ramienia poprzez szyję, by delikatnie obrysować miękką skórę żuchwy. - Zaurocz mnie - dodała po chwili, bardzo cichym głosem, w którym było słychać niesamowitą pewność tego, co mówiła. Wiedziała, że prawdopodobnie zda się to na nic, jednak łudziła się, iż chłopak nie będzie aż tak asertywny, jak ostatnim razem. Robiła to dla niego i dla siebie samej, bo przecież nie zamierzała się od niego odsuwać za każdym razem, kiedy jego wilowata strona ujrzy światło dzienne.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Głupia wilowatość musiała akurat teraz przeszkodzić. Nie potrafił sobie tego wybaczyć, a przecież niezbyt miał na to wpływ skoro nigdy nie musiał borykać się z tego typu problemem. Pierwszy raz całował się z kimkolwiek, a zamiast nieśmiałego buziaka Robin pokazała mu jak łatwo i przyjemnie można przejść do namiętniejszych pocałunków. Nie mógł się zachwycić jakie to było wspaniałe. Mógłby naćpać się smakiem jej ust i języka, nie przerywać tej czynności bo po co? Co jest niby ważniejsze od całowania jej ust? W chwili obecnej absolutnie nic. Między innymi dlatego tak się zirytował na swoją wilowatość, która zmusiła do przerwania tej czystej przyjemności. Jawiło się ono niczym przykry obowiązek - uspokoić hormony, aby opanować swoje dziedzictwo i móc powrócić do całowania. Oczywiście gdyby znowu się podekscytował i zachwycił to bardzo prawdopodobne jest, że wilowatość znów dojdzie do głosu... najwyraźniej odkrył swoją piętę achillesową. To kolejny powód by zmotywować się do opanowywania swojej genetyki w bardziej sprzyjających warunkach. Robin go rozpraszała, mąciła mu w głowie, dekoncentrowała jego uwagę, nie mógł się na niczym skupić... tylko na niej. Z tego też powodu tak trudno było mu się opanować kiedy tak silnie go do niej ciągnęło. Został pozbawiony jej regularnych pocałunków, a to było nie do wytrzymania. - Miałaś nie patrzeć! - jęknął urażony i tym bardziej nie otwierał oczu skoro ona już to zrobiła. Wiedział, że nie może popatrzeć prosto w jej tęczówki bo wówczas wilowatość może ją otumanić. Myślenie o chłodnych bądź nudnych rzeczach nie pomagało się wyciszyć, hormony cały czas w nim buzowały i zdecydowanie ta odległość między nimi była zbyt mała aby miał otrzeźwieć. - Superwila albo superharpia. A gdzie super Eskil? - uniósł brwi i się trochę uśmiechnął kiedy tak rozłożył na części pierwsze swoje jestestwo. Składał się z genów stworzenia i człowieka, a jednak proszę bardzo jak dało się to podzielić. Ludzie myśleli, że wilowatość jest darem i polega tylko na hipnotyzowaniu przypadkowych osób. Czy ktoś kiedyś pomyślał, że może to być ciężarem? Szczerze w to wątpił. Tylko grono jego najbliższych osób nabrało pojęcia z czym może borykać się dorastający półwil. Kto by pomyślał, że mogą wystąpić problemy przy całowaniu... - Już o tym rozmawialiśmy. Nie zmienię zdania. - wykrzywił usta w grymasie (na tej wilowatej twarzy cały czas wyglądało to po prostu epicko jakby właśnie zszedł z okładki czasopoisma modowego). Miała rację, gdyby regularnie była temu poddawana to kto wie, może za jakiś czas mogłaby się odrobinę umysłowo na to uodpornić. To by wiele ułatwiło jednak nie chciał robić z niej chrobotka doświadczalnego. Dobitnie dał jej do zrozumienia jak bardzo żałował tamtego razu kiedy świadomie ją zaczarowywał i mu się to udało. Już wtedy musiał coś do niej czuć skoro zauroczenie się powiodło - w sumie pierwszy raz w życiu. Zmarszczył brwi i dalej gapił się w sufit, choć otwierał już usta do zadawania pytania. - To mi nie pomo... - urwał w momencie kiedy poczuł na dłoni jej palce. Dostał gęsiej skórki gdy przesunęła nimi aż do ramienia. Potem druga ręka, a serce w tym samym momencie znowu się rozhisteryzowało, gdy na nowo musiało w chorym tempie pompować tlen do jego mózgu. Wstrzymał oddech słysząc swoje imię. O Merlinie, jak ono brzmiało! Tak cudownie, niczym najdelikatniejsza melodia albo słodka czekolada rozpływająca się w ustach. Zesztywniał jakby w oczekiwaniu na najgorsze. Wilowatość rozszalała się na jego twarzy i prawdopodobnie gdyby ktoś teraz obok nich przechodził to mógłby z wrażenia się zatrzymać. Musiał zacisnąć mocno powieki by nie popatrzeć na Robin. Kusiło go, ciągnęło by złapać jej spojrzenie i sprawdzić co się z nią dzieje, dlaczego mu to robi... To nie tak miało wyglądać uspokajanie się! Przełknął głośno ślinę kiedy Robin wykorzystywała jego hormony przeciwko niemu. Przysunęła się, a on nawet nie zauważył kiedy po omacku szukał jej talii, aby ją objąć i przytrzymać przy sobie. To było okropne nie móc widzieć. A jej słowa... jej prośba... Jęknął kiedy zdał sobie sprawę co mu robi. Gorsza była świadomość, że się jej to udawało. Jego wargi zadrżały gdy poczuł nieopodal nich jej palce. Gdy pierwszy raz z nim flirtowała to też dał się jej omotać jak idiota. - Wolę... żebyś była ś-świadoma... - wydusił z siebie i oderwał głowę od zimnego murku i gdy ją wyprostował to poczuł na skórze jej gorący oddech. Uchylił powieki aby zobaczyć jej usta, które go aż wołały. Wow, czy wcześniej były tak soczyście czerwone czy dopiero teraz to zauważył?- N-nie umiem tego zatrzymać. - cała jego twarz płonęła i z wrażenia niechcący podniósł na nią wzrok. To było niecelowe, odruchowe. Momentalnie - w ciągu jednej sekundy - nabrała wyrazistości jakby ktoś potraktował go zaklęciem wyostrzającym zmysły. Czuł się jakby wypadł z gęstej mgły prosto w bardzo osłonecznione miejsce, a ona stała na samym środku tej jasności. Dopiero teraz tak naprawdę ją widział, każdy detal jej twarzy rzucał mu się w oczy. Nigdy w życiu jego wilowatość nie zaatakowała kogoś w tak szybkim tempie. Wstrzymał oddech, drżącymi palcami przesunął po jej dolnej wardze i próbował oderwać od niej wzrok, ale wtedy jej źrenice się rozszerzyły, a on tonął w brązie jej tęczówek. Czuł się zbyt silny i zbyt pewny siebie, a na usta cisnęło się milion pragnień, które chciał wypowiedzieć na głos. To było straszne oglądać jak jej wzrok się zamazuje i nabiera niezdrowego blasku. Zacisnął mocno szczękę i próbował to przerwać, wracając do jej ust z głodnym pocałunkiem, długim i znacznie cieplejszym niż poprzednie Słyszał szum swojej krwi, żyłka na skroni rytmicznie pulsowała, a on nie miał w sobie sił, aby wstać i odejść. Nie odezwał się ani słowem choć bardzo go to kusiło. Nie umiał się jej opierać, przegrywał raz za razem i mogła owijać go sobie wokół palca jak chciała. To godziło w jego dumę, ale po prostu... odmówić jej to jak wyryć sobie Diffindo prosto w plecy. Poruszył wargami na jej wargach i próbował wyszeptać "zamknij oczy", bo wtedy szybciej się z tego wyrwie. Źle robił, oj bardzo źle. Powinien jak najszybciej włożyć głowę pod strumień lodowatej wody aby się otrząsnąć a zamiast tego tylko się pogrążał bo nie umiał się oprzeć jednej dziewczynie. To było bardzo nieczyste zagranie i zapewne gdy ochłonie wkurzy się o to. Przesunął dłoń na jej szyję, na wysokość jej obojczyka i psychicznie przygotowywał się, że zaraz nie tylko się odsunie, ale też wstanie i odwróci plecami bo inaczej szlag jasny go trafi i wilowatość ich wykończy.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Coś mówiło Robin, że teoretyczne uspokojenie się półwila byłoby tylko chwilowe. Gdyby udało mu się ogarnąć, a oni mieli ochotę na więcej (a nie mogła przewidzieć, czy tak faktycznie by było), to później znów pojawiłby się dokładnie taki sam problem. I znowu. I jeszcze raz. Dlatego uznała, że jej sposób był znacznie lepszym. Nie chciała za każdym razem odsuwać się od chłopaka, kiedy tylko zacznie robić się nazbyt ładnym. Wolała zapobiegać niż przeciwdziałać. Dla niej jawiło się to jako rozsądne rozwiązanie sytuacji. I to przecież nie miała być tylko ulga dla niej, czy tylko dla niego, ale dla wszystkich z kim Eskil miałby kontakt. Mógłby (a przynajmniej Robin głęboko w to wierzyła), bardziej świadomie kontrolować samego siebie, a co za tym idzie i swój urok. Może gdyby wystarczająco mocno nad tym ćwiczyli, to za jakiś czas nie stanowiło by to w końcu zagrożenia? Zaśmiała się pod nosem, słysząc oburzenie w jego głosie, jednak dalej bezczelnie się na niego gapiła. Naprawdę fascynowały ją te wszystkie zmiany, które mogły się w nim dokonać zaledwie w przeciągu kilku sekund. Wystarczyło, żeby mocniej czegoś zapragnął i się na tym niesamowicie skupił, a mógł osiągnąć znaczną większość zamierzonych przez siebie celi. To było niesprawiedliwe; posiadał władzę nad ludźmi i nawet nie wiedział, w jaki sposób ją kontrolować. Nawet nie myślała nad tym, że ona sama posiadała jakąś władze nad Eskilem. Nie rozumiała, dlaczego tak naprawdę jej ulegał i wierzyła w to, że to po prostu jej zdolności przekonywania ludzi do swoich irracjonalnych pomysłów. Bardzo często takie posiadała i była przekonana, że są idealne i najlepsze. Jak i teraz, kiedy się do niego zbliżała. Nie, nie rozmawiali. To on mówił a ona udawała, że go słucha i się z tym zgadza. Teraz pokazywała, że wtedy jednak nie miał racji i nie zamierzała przestawać. Nie przejmowała się tamtym poprzednim razem. Wtedy kompletnie nie wiedziała, co się dzieje, co będzie się działo z nią i jej ciałem. Teraz przecież wiedziała doskonale, bo już to przeżyła. I dalej była święcie przekonana, że jest to idealny pomysł. Uśmiechała się pod nosem, kiedy reagował na jej dotyk wiedząc, że być może wygra tę partię. Była pewna swojego jak rzadko kiedy. O ile to możliwe, jego rysy stały się jeszcze piękniejsze. Widziała, że zmieniały się, jakby świadomie dopasowywały do tego, jakim ona chciałaby go ujrzeć, aby jeszcze bardziej zwabić ofiarę do niego. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, kiedy poczuła jak kładzie swoje dłonie na jej talii. Gdzieś tam, bardzo głęboko zaczęła ogarniać ją niepewność, ale starała się zdusić ją w zarodku. Powtarzała sobie, że wie, co robi. Że zdaje sobie sprawę z tego, co za chwilę nastanie. Że jest gotowa, bo przecież musiała być. Znajdowali się w takim momencie, że nie było drogi powrotnej i zdawała sobie z tego sprawę. – Ciii – zaprotestowała, kiedy wyjawił swoje myśli. Delikatnie ułożyła palec na jego wargach, żeby powstrzymać dalsze ewentualne protesty. Może jak jej się uda to, co zamierzała, to pozostanie świadomą. Nie przekonają się, jeśli nie sprawdzą. Praktyka czyni mistrza, prawda? Kiedy uchylił swoje powieki widziała, że jego tęczówki stały się wręcz nienaturalne. Poczuła w środku gdzieś ucisk przerażenia, który nie zdążył zagościć na jej twarzy. Chyba dopiero teraz zrozumiała, na co się porwała i jak głupim to było. Wpatrywała się w niego czując, że za sekundę wszystko straci na znaczeniu. Serce waliło jej jak oszalałe, zdecydowanie zbyt szybko pompując krew… Trzy… Dwa… Jeden… Ich spojrzenia spotkały się. Zdążyła tylko złapać początek jednej myśli, która wciąż pozostawała jej własną. Cała reszta nie miała znaczenia. Nic nie miało znaczenia. Tylko Eskil był ważny i każda komórka w jej ciele to mówiła. Tylko na nim mogła skupić swój wzrok. Jej mózg nie działał w racjonalny sposób. Wszędzie wokół zapanowała ciemność, a tylko on stał się najcudowniejszym i najistotniejszym punktem wokół nich. Chciała sprawić mu przyjemność. Pragnęła zrobić wszystko to, czego tylko by zechciał. Jego wzrok błąkał się po jej twarzy a ona czuła się najszczęśliwszą osobą na świecie, że mogła być oglądana przez niego w taki sposób. Jęknęła, kiedy palcem przesunął po jej wardze, marząc o tym, aby zrobić wszystko to, czego tylko zapragnie. Nic nie miało znaczenia. Siedzieli na szkolnym korytarzu, wokół wciąż pomimo naprawdę późnej godziny, niekiedy pojawiali się studenci. Jednak nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Czuła i widziała tylko Eskila. Jego wspaniałość i to, jak nieziemsko się prezentował na tle tej betonowej barierki za plecami. Kiedy przywarł do jej ust swoimi własnymi wargami czuła, jakby właśnie rozlatywała się na milion kawałków. Opętany jego czarem umysł radował się każdą sekundą. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła całować go w bardzo nieprzyzwoity sposób, ale przecież tego właśnie Eskil chciał. A ona chciała tego, czego i on pragnął! Dłońmi ponownie chwyciła jego włosy między swoje palce, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Ale tego nie robiła Robin. To robił za nią jej mózg, spętany magicznym czarem. I nawet nie zamierzała teraz się odsuwać…
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
To był zły pomysł. Bardzo zły. Oboje o tym wiedzieli więc na Merlina czemu żadne z nich nie chciało posłuchać rozsądku i przerwać to, co zaczynało sprawiać kłopot? Protestował, ale zbyt słabo bo nie potrafił jej teraz odmówić - nie w takich warunkach! Ciężko jest oczekiwać od dorastającego półwila jakiejkolwiek asertywności skoro pierwszy raz całuje się z dziewczyną, do której dodatkowo zaczął żywić miętę. Był na przegranej pozycji choć z drugiej strony wygrał coś bezcennego - wspaniałe chwile zabarwione różnego rodzaju pocałunkami, a to pozwalało pobudzić wyobraźnię i odkryć na jak wiele sposobów można całować cudze usta. To dosyć solidna szkoła, będzie się z niej cieszył jak idiota, ale najpierw... najpierw jakoś się ogarnie, aby móc na nowo wesoło powrócić do miłej czynności. Nie podejrzewał Robin o taki szalony plan, zwłaszcza nie w takim momencie. Przecież to jasne, że wykorzysta sytuację. Nie byłaby sobą gdyby nie zaczerpnęła dodatkowej korzyści i choć robiła to dla Eskila, tak teraz miał problem ze zrozumieniem, że to wszystko będzie dobre rokować na przyszłość. Nie był przygotowany "do ćwiczeń", a Robin nie zdawała sobie chyba sprawy o co go prosi. Powinna wiedzieć, przecież już raz przez to przeszła i wrzeszczała na niego z taką furią jakiej nigdy u niej nie widział. Powinna pamiętać! Czuł się wtedy podle, zbrzydł sam sobie, a teraz... ona tego chciała, a on znowuż się opierał. Westchnął słabo gdy zakryła palcem jego wargi i nawet gdyby nie ten gest to zamilkłby bowiem głos ugrzązł mu w gardle. Podniósł wzrok i to był dowód, że nie wytrenował się w swojej wytrzymałości ani trochę. Był słaby, miał wiele ćwiczeń przed sobą i niech Merlin mu świadkiem, nazajutrz skontaktuje się z profesor Dear, aby pomogła mu... ale... teraz... jest tak ciepło... tak przyjemnie... Stracił głowę i wierzył, że gdy pocałuje Robin to ona się w końcu ocknie - nic bardziej mylnego. Wydawało mu się, że widział w jej oczach iskrę paniki gdy na nią spojrzał, ale może to tylko gra świateł? Pocałunek miał być tymczasowo pożegnalny bo nie mogą tego dalej kontynuować kiedy wilowatość go zżera od środka i z zewnątrz. Nie udało się nawet i to! Pasja i zachłanność z jaką go pocałowała sprawiła, że na moment stanęło mu serce. To go przytłoczyło, taka dawka namiętności i determinacji odebrała mu cały dech w piersiach. Zdołał oddać dwa pocałunki, jakże marne w porównaniu do tych od Robin, ale właśnie wtedy kiedy na wpółświadomie wsunął palce pod materiał jej mundurka i gdy dotknął odsłoniętej skóry jej pleców... to go otrzeźwiło. Próbował się oderwać, odsunął się z cichym jękiem i pewną dozą żalu jednak Robin trzymała go dosyć mocno. Mimo wszystko zaparł się, naparł dłonią na jej obojczyk i rozplótł drugą ręką jej palce ze swoich włosów. Wstał a wyglądał przy tym jakby przez bardzo długi czas wstrzymywał oddech. Czuł się jak pijany. D-dosyć. - wydusił z siebie i czuł, że świat wiruje i nie utrzyma się na miękkich nogach. Oparł łokcie o balkon i wystawił głowę na zewnątrz, aby uderzyła go fala chłodu. Był rozpalony, jego usta były przekrwione i płonęły, po ciele przemykały przyjemne dreszcze ale teraz się od tego odcinał. Musiał, bo przecież zachłanność Robin nie była w jej stylu. Dłonie mu się trzęsły, głos z pewnością będzie drżał, ale zmiana pozycji i odległość pozwoliły mu odzyskać trochę kontroli nad sobą. - J-już w porządku? - zapytał zdławionym głosem i zerknął na dziewczynę przez ramię. Nie odważył się jeszcze do niej podchodzić. Nie ufał teraz ani sobie ani jej. - Ocknij się. - hiperwentylował się, musiał odkleić od skóry swoją koszulkę, bo taki był rozpalony. Przeczesał palcami włosy i gapił się na kręcących się poziom niżej ludzi. Nie byli świadomi tego co się odwalało na tym balkoniku, ale w sumie to dobrze. Tylko we dwoje wiedzieli, że nie było to do końca przemyślane. Kilka chwil później odniósł wrażenie, że wilowatość odpływa z jego twarzy wraz z rumieńcami. Znowu zerknął na Robin bo trochę się o nią martwił. - Masz jeszcze jakiś szalony pomysł? - zapytał i choć chciał się uśmiechnąć to jeszcze nie panował nad swoimi ustami, mięśnie wokół nich były odrętwiałe od wielu, wielu cudownych pocałunków. Powinien teraz się na nią wściekać, ale potrzebował na to chwili, aby zebrać się w sobie i dać jej do zrozumienia jakie to było niebezpieczne!
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Pewne było jedno, po całym tym dniu oboje będą mieli naprawdę wiele do przemyślenia. Zdarzyło się tak wiele kompletnie nieprzewidywalnych rzeczy, że zapewne oboje mieli cholerny mętlik w głowie. Z pewnością tak właśnie było w przypadku Robin. Wszystko toczyło się tak dziwnie. Nawet nie podejrzewała, że dzisiejszy wieczór zakończy się w taki sposób. Szykowała się na rozmowę z Eskilem, niekoniecznie na oddawanie się takim czułością! A już w ogóle to nie przewidywała ponownego spotkania z jego wilowatą częścią osobowości. I pomimo, że zrobiła to z pełną premedytacją i kompletną świadomością, pomimo, że uważała się za gotową na otulenie umysłu jego własną melodią, nie była. Przerażało ją to, czego był w stanie dokonać, ale przecież w tym momencie ten aspekt kompletnie nie miał znaczenia. Ważniejszy był on sam. Jego dotyk, czułość jaką ją obdarowywał. Jeszcze bardziej ochoczo odpowiadała na to wszystko, kompletnie nie panując nad swoim ciałem i myślami. Gdzieś tam, bardzo daleko, za kurtyną kolejnych wyobrażeń na temat ślizgona, czaiła się myśl, że to nie jest normalne. Była jednak tak zagłuszana przez wszystko inne, że praktycznie kompletnie niezauważalna. Tylko minimalne ukłucie przez ułamek sekundy dało Robin znać, że coś jest nie tak. Było jednak tak znikomym, że praktycznie niezauważalnym. Jęknęła prosto w jego usta, kiedy poczuła jego dłonie na nagich plecach i szczątkowa świadomość znów została zagłuszona. Miała ochotę zedrzeć z siebie wszystkie ubrania, bo właśnie tego Eskil teraz potrzebował! A ona pragnęła zrobić wszystko, byle tylko dać mu to, czego mu potrzeba! Próbowała jeszcze walczyć z nim, kiedy odsuwał się powoli od jej ciała. Pragnęła znów znaleźć się jak najbliżej niego. W otworzonych nagle oczach widać było pożądanie, które nie należało do niej samej. Serce waliło jej jak oszalałe, próbując wyrwać się w jego kierunku. Czy aby na pewno? Przymknęła powieki, kiedy ogarnęła ją nagła pustka. Czuł się tak, jakby nagle upadła z bardzo dużej wysokości przy zdecydowanie zbyt szybkiej prędkości. Zderzenie z rzeczywistością było nagłe i paskudne. Oddychała szybko, rozglądając się kompletnie nierozumiejącym spojrzeniem. Widziała, że Eskil stał niedaleko niej i nawet ją to cieszyło. Wynurzyła się z odmętów uroku i łapczywie łapała powietrze. Nie rozumiała co się dzieje. Było jej wstyd za to, co zrobiła, jednak uparcie milczała. Oparła się plecami o barierkę, a jej chłód wspaniały sposób chłodził również jej myśli. Przymknęła powieki i podciągnęła kolana do klatki piersiowej. Otwarte dłonie ułożyła na kamiennej posadzce, wnętrzami w kierunku podłogi. Chłód powoli ogarniał jej ciało i nawet nie wiedziała, jak bardzo tego potrzebowała. Próbowała uspokoić swój oddech i nade wszystko nie myśleć o tym, co właśnie miało miejsce. Zadanie to jednak było cholernie utrudnione. Odchyliła głowę do tyłu, nieświadomie naśladując chłopaka z przed nie tak dawna. Faktycznie, tego typu pozycja pozwalała się uspokoić i oswobodzić wciąż skołatany umysł. Kiedy zapytała, czy wszystko w porządku, nieśmiało pokiwała głową, wciąż nie rozchylając powiek. Naprawdę nie spodziewała się dzisiaj tego wszystkiego. Najpierw jeden pocałunek i tak cholernie ciekawy, a potem jeszcze to wszystko... Lecz mimo to, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Kiedy zadał jej kolejne pytanie, nieśmiało uchyliła jedną powiekę, by na niego spojrzeć. - Nie, na dzisiaj wystarczy. Ale wiesz co... - zawahała się, bo nie wiedziała nawet, w jaki sposób mogła to nazwać. Jak mu to wytłumaczyć. Teraz nawet nie była pewna tej jednej malutkiej igiełki świadomości, choć wtedy wydawała jej się tak cholernie rzeczywista. - Wydawało mi się, że tak cholernie daleko, coś poczułam. Jakby okruch własnej świadomości - wiedziała, jak dziwnie musiało to brzmieć i nawet nie znajdowała lepszego określenia. To, które aktualnie mu serwowała, musiało mu wystarczać.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Jak dobrze, że nie widział teraz jej oczu! Kiedy się odrywał to za wszelką cenę unikał jej wzroku. Nie chciał drugi raz popełniać tego błędu. Najpierw trzeba się uspokoić i uodpornić na flirt dziewczyny, a wtedy jakoś się ułoży. Będzie można zastanawiać się na trzeźwo co robić, aby wilowatość siedziała cicho i nie przeszkadzała, bo przecież oboje właśnie poczuli na skórze co by się stało, gdyby Eskil w porę się nie podniósł. Ciężko było uspokoić hormony ale im głębiej oddychał i patrzył na kręcących się na niższym poziomie ludzi tak tym łatwiej odzyskiwał rezon. Mój ty świecie! Całował się z Robin. Nie mógł w to uwierzyć, ale jej zapach i ciepło jeszcze się go trzymały. Choć zrobili przed momentem coś głupiego to zaczęła w nim królować wesołość. Usta same rozciągały się do uśmiechu, chciało się głośno cieszyć i chwalić wszem i wobec, bo oto pocałował dziewczynę, a ona odpowiedziała tym samym... wróć, odpowiedziała ze sporą nawiązką i po prostu nie mógł teraz myśleć o niczym innym. Kolejny głęboki wdech i widział już normalnie, a temperatura jego ciała nieco opadła. Zadrżał nawet z zimna kiedy dotknął lodowatego murku. To zdecydowanie pomogło się otrząsnąć i mógł w końcu odwrócić się do Robin i uśmiechnąć. I ona się otrząsnęła, ale wyglądała olśniewająco z przekrwionymi wargami i rumieńcami na policzkach.- Na dzisiaj wystarczy? - powtórzył i się roześmiał. Odbił się od murku i podszedł do niej, a każdy krok przypominał mu jakie ma miękkie nogi. Wyciągnął do niej rękę, aby pomóc jej wstać. Nie patrzył jej w oczy dłużej niż kilka sekund, aby nie kusić losu. Nic nie mógł na to poradzić, że gapił się na nią i suszył zęby, bo przecież teraz był taki szczęśliwy... Pamiętał, że powinien się na nią wściekać za to nieczyste zagranie, ale... ale po prostu nie potrafił teraz tego poczuć. - A ja widzę w twoich oczach kiedy to nie jesteś ty. To chyba dobry znak. - zmarszczył brwi i ścisnął lekko jej dłoń kiedy już przy nim stała. Sięgnął po swój plecak i zarzucił go przez ramię. Okruch świadomości w trakcie niecelowego zauroczenia? Na Merlina, nie bez powodu wolał tego unikać. Ta informacja była niczym ukłucie w okolicach żeber. - Na przyszłość... Robin... - nabrał powietrza do płuc ciesząc się, że już wytrzeźwiał. - Jeśli już obracasz moją wilowatość przeciwko nam... to nie flirtuj wtedy ze mną. - no nie mógł nic poradzić na to, że się znowu przy tym uśmiechnął. Ewidentnie mu się to podobało! Oczywiście pomińmy ten moment kiedy Robin odbiło i kiedy wyglądała tak jakby gotowa była rozebrać go nawet ze skóry. Poza tym był bardzo zadowolony. - Widzę, że nie potrzebujesz mojej zgody żebym musiał ćwiczyć. - westchnął z rezygnacją bowiem okazuje się, że jego odmowa jest do niczego. Potrafiła wywołać jego wilowatość i jeśli tylko skłoni go do kontaktu wzrokowego to od razu Eskil musi się dwoić i troić, by to przerwać. Miała na niego haczyk - tę niezaprzeczalną wiedzę jak obudzić w nim genetyczne cechy. Dodatkowo, mogła teraz wywoływać ćwiczenia kiedy tylko zechce bo przecież był na nią niezwykle podatny i pomimo świadomości jej nieczystych zagrywek opierać mógł się tylko do pewnego momentu. Poprawił rąbek jej koszulki, tam gdzie chwilę temu znajdowała się jego ręka. Nie mogą tu zostać, oj nie. Muszą sobie wszystko ułożyć w głowie i zastanowić co przyniesie jutro. - Wracajmy do dormitorium. - nie wierzył, że to mówi, ale było to potrzebne. W trakcie całej drogi powrotnej miał głupi uśmiech na ustach.
| zt x2
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Spotkanie z młodym ślizgonem było bardzo dobrym początkiem treningu jej jackalope, ale też pokazało Irvette, jak wiele pracy jeszcze ich czeka nim będą gotowi wystartować w zawodach. Biszkopt miał troszkę za dużo tłuszczyku pod futerkiem, co raczej było przeszkodą podczas jakiegokolwiek sportu. Nic więc dziwnego, że Ruda zaczęła ograniczać mu dostawy marchewek, z czego zwierzak nie był zbytnio zadowolony. Tego dnia ponownie wzięła go na ręce i postanowiła poćwiczyć. Znała na to idealne miejsce. Balkon nad dziedzińcem oferował wiele możliwości, a do tego roztaczał się z niego naprawdę interesujący widok. -No Biszkopt, dzisiaj będzie samotny trening. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. - Powiedziała, gładząc jasne futerko swojego pupila. Postawiła go na ziemi obok jednej z balustrad i położyła na górze kawałek smakołyku. -Hop, do góry. Sięgniesz sobie po nagrodę? - Zachęciła go ciekawa, czy kicaj nieco chętniej będzie dziś słuchał jej komend. Początkowo wydawało się dziewczynie, że zwierzak odwróci się i odejdzie w przeciwnym kierunku, lecz ostatecznie spojrzał tylko na nią i już wykonał odpowiedni sus, by znaleźć się na balustradzie. -Dobry Biszkopcik. Zrobimy sobie mały trening równowagi. Musisz przekicać całą balustradę szybko i po linii prostej. Widzisz, jak skręcisz to spadniesz i sobie pyszczek rozwalisz. - Ostrzegła go, choć po kryjomu rzuciła zaklęcie tarczy na obydwie strony balustrady, by zwierzak nie miał możliwości skrzywdzenia siebie. Jackalope niechętnie przystało na tę wiadomość, ale zachęcone słowami Rudej powoli i niepewnie ruszyło przed siebie. Z każdym kolejnym skokiem, Biszkopt nabierał pewności siebie i prędkości, co sprawiało, że jego bieg coraz mniej odbywał się po linii prostej. W końcu zwierzak po raz pierwszy odbił się od magicznej bariery, na co Irvette pokiwała rozbawiona głową. -Nic się nie stało. Masz, spróbuj jeszcze raz. - Pogłaskała go za uchem, a następnie naprowadziła na tor, by dać mu sygnał do startu. Jackalope znów wraz z nabieraniem prędkości coraz bardziej schodził na bok, ale tym razem jakby lekko korygował swój bieg, przez co nie zetknął się już z wyczarowaną przez ślizgonkę barierą. Zachęcała zwierzaka do kilku powtórzeń ćwiczenia, aż zobaczyła, że ten faktycznie zrobił się zmęczony. Wzięła więc go ponownie na ręce i napoiła, a następnie usiadła na pobliskiej ławeczce by zrobić mu delikatny masażyk. Wiedziała, że nawet takiemu urwisowi i grubaskowi jak Biszkopt należy się trochę przyjemności szczególnie, że już niedługo miał nastąpić jego wielki dzień. Gdy już futerko miał wymasowane i wygłaskane, postawiła pupila ponownie na ziemi i razem, spacerkiem zwrócili się w kierunku lochów.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.