Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Kolejny dzień w Hogwarcie. Jeden z wielu, pełnych życia dni, kiedy uczniowie i studenci spieszą się na zajęcia, a nauczyciele w popłochu sprawdzają pierwsze wypracowania oraz przygotowują kolejne materiały na zbliżające się wykłady. Rzecz jasna młodsza część szkoły nie przejmowała się tym tak bardzo, jak profesorowie, jednak musieli ingerować w przypadkach podobnych do tego, który właśnie miał miejsce w bibliotece. Paul Price, jako jeden z niewielu, miał chwilę przerwy i dotarł na miejsce przed innymi, by pełnić swoje obowiązki. Zastał tam Lotte Reyes i Alana Payne'a na intrygującej wymianie zdań. Czyżby się kłócili? Skądże, prowadzili tylko rozmowę o wielkim tomiszczu na trasmutację, a które oboje chcieli mieć, gdyż był to jedyny dostępny w tej chwili egzemplarz. Jak to się potoczy? Mistrz Gry zostawia was z tym małym problemem w nadziei, że nie poleje się krew, a oba domy unikną utraty punktów. Może pan profesor znajdzie jakieś pokojowe rozwiązanie. Kto wie, kto wie. Zaczyna Paul. Powodzenia!
Każdy ćwierkał o balu i to wszędzie. Kto z kim idzie, kto się w co ubierze.. Jakby nie patrzeć jest to wydarzenie roku, albo chociaż tego miesiąca.. Nie można przecież zapomnieć o balu Bożonarodzeniowym. Ale do tego jest jeszcze czas. Beti jakieś parę tygodni temu, nawet nie pomyślałaby że pójdzie na bal. Pewnie jak zawsze przesiedziałaby w swoim dormitorium lub bibliotece . I nie miałaby z tym żadnego problemu. W Wielkiej Sali na posiłkach i tak by się wszystkiego dowiedziała, nie musząc nawet o to pytać. Ale w tym roku, Benoit wybierała się na bal i to nie sama. Najwyraźniej każda potwora znajdzie swego amatora. W sumie to jakiegoś dnia będzie musiała się wybrać na zakupy. Przecież w jej garderobie sukienki się nie znajdzie. Gdy dziewczyna usiadła przy jej stoliku, nawet tego nie odczuła. Byłą za bardzo zafascynowana swoją lekturą. Nawet nie spostrzegła że w bibliotece roi się od ludzi. Wszędzie ktoś siedział i odrabiał lekcje. Co ich wszystkich tak napadło ?? Czy każdy chciał odrobić wszystko przed balem, aby potem mieć więcej wolności ?. Cóż nie ważne. Jednym z większych atutów w bibliotece, jest to że,że jest tutaj cicho. Nikt nigdy Ci nie przeszkadza, każdy robi swoje. A raczej prawię nigdy... Usłyszała słowa skierowane do siebie i uniosła wzrok z nad książki. Serio ? W Zamku jest pełno ludzi, a ona musiała usiąść obok niej.. Ona, czyli Utopia. Dziewczyna która najwyraźniej nie potrafiła, pogodzić się z "porażką". Jeśli tak to nazwać można. W sumie Lizzie nigdy nie miała konkurentki, a proszę, teraz ją ma. Ale czy można nazwać ją konkurentkom? Według niej tak. Rozejrzała się po bibliotece, tak jakby chciała uciec stamtąd i usiąść sobie sama. Ale biblioteka byłą pełna. Pech chciał ze przy jej stoliku było wolne miejsce. Westchnęła chicho. przecież do dormitorium nie ucieknie. Nie da jej tej satysfakcji. I Spojrzała się na dziewczynę i bez chwili wahania odpowiedziała na jej pytanie. -To że twój mózg czegoś nie pojmuje, nie znaczy że jest to głupie.- Posłała jej przy tym delikatny uśmiech. Nie wszystko czego się nie lubi, lub nie pojmuje, musi być głupie. Poza tym nie każdy musi mieć takie samo zdanie. Jeśli Utopia uważa ze coś jej głupie, niech zachowa to dla siebie. Nie każdy, a bynajmniej nie Eliza, ma ochotę słuchać co jej się podoba a co nie. Ona chciała tylko napisać esej, bez problemów, bez niczego. Ale jak zawsze, biednemu wiatr pod górkę.
Bale to zło w najczystszej postaci – istny pokaz piękności, przepełniony zazdrością i plotkami, bo „ktoś miał ładniejszą sukienkę, niż ja”. Obłuda i ośmieszanie się przed innymi ludźmi. A poszukiwanie partnera już zwłaszcza Utopię śmieszyło, a już zwłaszcza płaszczenie się przed kimś, kto nie zwraca uwagi na daną osobę. Kiedyś pewnie sama by się tak zachowywała, teraz miała to wszystko głęboko w poważaniu. Być może dlatego wciąż się wahała, czy w ogóle powinna się w Wielkiej Sali pokazać i być może dlatego miała zamiar wybrać się tam z własnym bratem – by nie zachowywać się jak inni. Sama nie była pewna, kiedy pojawiło się w niej tyle złości. Tęskniła za dawną sobą, ale nie potrafiła też powrócić do dawnej postaci. - Po prostu spytałam, nie musisz od razu na mnie naskakiwać – odparła, próbując skupić się na tekście z eliksirów, ale literki skakały jej przed oczami, nie chcąc zlać się w całość. Była zbyt mocno skoncentrowana na Benoit i jej książce do wróżbiarstwa. – Skoro twierdzisz, że tego nie pojmuję, to mi wyjaśnij – dodała jeszcze, prowokując ją nieco. Z drugiej strony liczyła jednak, że dowie się czegoś ciekawego na temat tajników jasnowidzenia. Nie ze wszystkiego musiała być przecież najlepsza, choć zdecydowanie by chciała. Nie twierdziła, że zmieni swoje nastawienie do wróżbitów, ale może przynajmniej Elizabeth udowodni jej, że potrafi w racjonalny sposób bronić swoich przekonań.
Czy bale to zło ? Beti nie mogła się z tym zgodzić. Sama atmosfera takiego balu musi być piękna i do tego wystrojona sala. Każdy odświętnie ubrany, uśmiechnięty. Więc, bale same w sobie nie są złe. Po prostu ludzi (zazwyczaj kobiety), je psują. Bo ta rozmawiała z tamtym a nie z tamtym. Ale co ona może wiedzieć, ten bal miał być jej pierwszym bale. Gdy Utopia wyraziła swoje zdanie, spojrzała się tylko na nią i już nic nie powiedziała. Wróciła do swojej książki i zaczęła czytać tam gdzie skończyła. Sztuka przepowiadania ze snów ukrywa się pod, dwoma nazwami. Onejromancja lub Bryzomancja. Zapisała sobie to zdanie na swoim pergaminie. Myślała ze już będzie miała spokój, a temat wróżbiarstwa został zakończony. Myliła... Uniosła swój wzrok znad pergaminu i zerknęła w stronę dziewczyny. Mogła przewidzieć że to będzie długa rozmowa. Zamknęła książkę i zwróciła się do dziewczyny. - Wróżbiarstwo jest dość rozbieganą dziedziną nauki. Wróżyć można z wielu rzeczy. Na przykład z fusów od herbaty, popiołu, ognia, mowy węży, kryształowej kuli, oczywiście z kart, gwiazd. Co już pewnie wiesz. Wróżbiarstwo jest dziedziną, przepowiadania przyszłości. Ale nie zawsze się to udaje. Te wszystkie znaki i symbole interpretowane za pomocą tych technik nie zawsze mogą być trafne. Zdarzają się pomyłki i niedogodzenia, ale jak przyznał Firenzo każdy może się pomylić, źle odczytać znaki. Jeśli kiedyś przyśni Ci się że ktoś Cie porwał, to nie znaczy że ktoś Cię porwie. W tym przypadku znaczy to że spotka ciebie miły kontakt fizyczny. Jednak wiadomo że najbardziej przewidującą przepowiednią, jest przepowiednia od-do. Jeśli chodzi o przepowiednie od-do nie każdy je potrafi. Potrafią je tylko jasnowidzący. Ja osobiście uważam, że nie wszystko da się przewidzieć. Cześć tego co będzie, zależy od nas samych. We wróżby nie trzeba wierzyć, trzeba je tylko brać pod uwagę. Oczywiście, gdyby się pogłębić w tą naukę można by przewidzieć wszystko, ale czy fajnie jest, wiedzieć wszystko ? Ja uważam że lepiej żyć w częściowej niewiedzy. Dla mnie wróżbiarstwo jest czymś fascynującym. Tak samo jak numerologia. Nawet nie wiesz jak dużo można się dowiedzieć o sobie z daty urodzenia, lub nawet z imienia i nazwiska.- Mówiła i mówiła. Może i czasem bez sensu i minęła się ze swoim celem. Nie ważne.. Wróżbiarstwo jest pogiętą nauka, której nie da się wytłumaczyć. Ją trzeba po prostu pokochać.
Podparła głowę ręką, wsłuchując się w słowa koleżanki. Nadal uważała wróżbiarstwo za brednie, ale jednak usłyszała o czymś zupełnie nowym, z czego nie zdawała sobie wcześniej sprawy i to ją zaintrygowało. – Jak się wróży z wężomowy? – zapytała. Nigdy by nie pomyślała, że gady mogły być jasnowidzami. Nienawidziła węży, zwłaszcza takich ognistych wytworzonych za pomocą magii. Aż ją ciarki przechodziły na samą myśl, ale jednak skoro coś od nich wychodziło i nie byli to Ślizgoni, to mogła nieco pogłębić swoją wiedzę. – Poza tym fusy czy karty pokazują tylko symbole, które zawsze da się przypisać do jakiegoś wydarzenia. Zastanawia mnie, czy można w jakiś sposób zobaczyć co się DOKŁADNIE wydarzy? Nie mówię tu o jasnowidzach, bo to zupełnie inna bajka, raczej o takich przeciętnych czarodziejach, którzy nie mają zbyt wiele wspólnego z intuicją wróżbity. Zabawa z symbolami niezbyt ją zadowalała, no chyba że mowa tu o hieroglifach czy runach, które opowiadały o czymś konkretnym, o życiu dawnych ludzi. Gdyby Elizabeth odpowiedziała twierdząco na jej pytanie, może nawet by spróbowała? Była pewna sprawa, której zakończenia sobie nie wyobrażała i choć wolałaby nie wiedzieć, co mogłoby się zdarzyć, jakaś niewielka część jej samej popychała ją do tego, by zyskać odpowiedzi.
Wróżenie z mowy węży ? Czy Elizabeth, naprawdę to powiedziała ? Możliwe, mogła się przejęzyczyć. Często się jej to zdarzało. Uśmiechnęła się delikatnie. -Przepraszam, możliwe że się przejęzyczyłam. Chodziło mi wróżenie z ruchów węża. Czyli Lekanomancja. Lekanomancja, jest to również przepowiadanie przyszłości z wody umieszczonej w drewnianej lub glinianej misie. Ale wracając do węży. Szczerze mówiąc nie wiem. Słyszałam tylko o tym. - Cóż Beti nie wiedziała wszystkiego, jeszcze się uczy a Lekenomanacja nie jest powszechną sztuką wróżenia. Poza tym kto będzie siedział przed wężem i go obserwował ? Na pewno nie ona. Nie lubiła tych gadów i tyle. Nie było jej głupio się przyznać do tego że czegoś nie wie, lepiej powiedzieć prawdę niż skłamać lub zacząć kręcić. Zamilknęła na chwilę. Utopia zadała jej naprawdę dobre pytanie, zawsze się nad tym sama zastanawiała teraz musiała obrać to tylko ładnie w słowa. -Moim zdaniem właśnie na tym polega wróżbiarstwo. Na dobrym odczytywaniem znaków. Czy da się dokładnie przewidzieć przyszłość.. Wiesz, nie wydaję mi się. Aczkolwiek ja w to bynajmniej nie wierzę. Można przewidzieć coś, ale nie w stu procentach. Jak już mówiłam we wróżby nie trzeba wierzyć, trzeba brać je pod uwagę. Uczyć się interpretować znaki i dobrze je przyswajać. A czy coś się sprawdzi, to już zależy od ciebie. - Niektórych zabawa z symbolami nie bawiła, to prawdą. Ale Beti strasznie to uwielbiała. Czytanie między wersami, zgłębianie tej wiedzy. A jeśli o dokładne przewidywanie przyszłości.. Cóż Lizzie nie jest w stanie tego zrobić, ale czy by chciała ? Nie.. Uwielbia wróżbiarstwo i jest to dla niej tak jakby styl życia, ale sama w stu procentach w to nie wierzyła. Dla niektórych jest to dziwne, ale ona patrzała na świat racjonalnie i nie układała sobie kart tarota co dziennie.
Pokręciła głową z politowaniem. A już liczyła na ciekawy wykład na temat jasnowidzących zdolności oślizgłych gadów. Najwyraźniej jednak zbyt wiele oczekiwała. Samo patrzenie na ruchy węży na niewiele się według niej zdawało, bo te zwierzęta były dość ograniczone, jeśli o to chodziło. - Mogę się z ciekawości zapytać, który sposób wróżenia uważasz za najbardziej trafny? Bo z tego, co mi wiadomo, najpowszechniejsze są fusy, ale zależą wyłącznie od wyobraźni wróżbity i tego, jaki obrazek mu to przypomina – gdyby zapytać kilku, pewnie każdy powiedziałby coś zupełnie innego – mówiła. – Chyba starożytni mieli najwięcej racji, kierując się gwiazdami. Były jak wskazówki od bogów. Wiedziałaś, że używali ich kiedyś jako mapy, gdy wypływali na morze? Zastanowiła się przez moment nad kolejnymi słowami Elizabeth. Jakby to głębiej przeanalizować, wróżbiarstwo wyglądało w tym przypadku o wiele lepiej i jaśniej niż się Utopii dotychczas wydawało. - Czyli twoim zdaniem wierzenie ślepo w to, co zostanie przedstawione we wróżbie jest głupie? To znaczy, jeśli dobrze rozumiem, wróżenie należy uznawać jedynie za podpowiedź w trudnych sytuacjach? Bo wtedy jak wyjaśnić to, w jaki sposób ministerstwo patrzy na wizje jasnowidzów? I fakt, że nauczyciele twierdzą, że przewidziana przyszłość staje się świętością, której należy się trzymać. To właśnie to mnie zniechęca do tej dziedziny, a twoje podejście jest całkiem ciekawe. Jeszcze tego jej brakowało, by patrzyła z uznaniem na Benoit. Ale jakby nie patrzeć, nie znała jej na tyle dobrze, by mieć o niej wyrobione prawdziwe zdanie. Nie znosiła jej wyłącznie przez tę jej przemądrzałość i fakt, że ośmieszyła ją kiedyś przed Archibaldem. I zamiast uczyć się na błędach, jak prawdziwy dzieciak obraziła się na całe życie.
No niestety, Beti nie pozjadała wszystkich rozumów i nie wiedziała wszystkiego. Choć nie można zaprzeczyć że własnie tak się czasem zachowywała. Zdarzało jej się wymądrzać, ale było to silniejsze od niej. Czasem nie potrafiła zamknąć sobie buzi na kłódkę i siedzieć cicho. Taki urok francuski. -Kiedyś za najbardziej trafny sposób wróżenia uważałam karty tarota. Ale jak wiadomo, patrzenie na świat zmienia się z wiekiem, więc teraz uważam zupełnie inaczej. Każdy potrafi postawić karty i wyczytać symbole. Ale nie wszyscy robią to prawnie. Z biegiem czasu mam wrażenie, że czytanie ze snów, czyli interpretacja snów i układ gwiazd. W tym nie da się aż tak często pomylić. Wszystko wygląd klarownie. A wracając do fusów, cóż to racja. Nie wszyscy patrzą tak samo na świat. Co jest dla ciebie białe, dla mnie może być czarne. No tak, starożytni używali gwiazd jako map. A raczej chodzi tutaj o gwiazdozbiory. A później z gwiazdozbioru powstały znaki zodiaku. - Szczerze mówiąc nigdy by nie pomyślała że tak dobrze będzie się jej rozmawiać z Utopią. Nawet nic nie wskazywała na tak przyjemną rozmowę. -Szczerze mówiąc to tak. Wierzenie w ślepo że gwiazdy Ci pomogą jest głupie. Po przecież też sama musisz się do tego przyłożyć. To jest tylko podpowiedź. Czasem mam wrażenie że wszyscy kpią sobie z tego przedmiotu. Poza tym ministerstwo, ogólnie patrzy na wszystko sceptycznie. A jak pali im się grunt pod nogami to zwracają się do jasnowidzów.- Mruknęła z przekąsem. -Ja staram się na wszystko patrzeć, trzeźwym okiem. Uwielbiam wróżbiarstwo, ale nie mogę powiedzieć że jest to nie zawodna dziedzina przepowiadania przyszłości. To tylko wskazówki, podpowiedzi. Sama musisz się postarać aby ona się spełniła. Nic nie przychodzi sobie od tak. No cóż, dziękuje.- Uśmiechnęła się nieco śmielej do dziewczyny. Czy to nie dziwne.. Wystarczy chwili rozmowy a człowiek już zmienia tok myślenia o innej osobie, i o innej dziedzinie. Beti wiedziała ze po tej rozmowie, nie będę przyjaciółkami, ale może w końcu przestaną sobie skakać do "gardeł", choć przez chwilę. Mogłaby jej tłumaczyć że zrobiła to nie świadomie, przecież nie chciała jej ośmieszyć. Ale czy warto ? Może kiedyś sama to zrozumie i przestanie chować urazę, albo i nie. To już jej sprawa.
– A nie jest przypadkiem tak, że sny są mieszaniną naszych wspomnień i myśli? Właściwie to w ten sposób można odnaleźć jakieś wskazówki… Sama się już w tym mieszam – stwierdziła nieco chaotycznie, starając się poukładać myśli. – Moja mama zawsze mówiła, że lepiej się dobrze wyspać przed podjęciem ważnych decyzji, bo wtedy budzi się z olśnieniem. Może to właśnie o to jej chodziło – dodała jeszcze, może bardziej do siebie niż do Elizabeth. Nie mówiąc już o Utopii, która ostatnimi czasy z nikim nie rozmawiała, przy okazji się z tym kimś nie kłócąc. Chodziła rozeźlona, mając ochotę posyłać zaklęcia oszałamiające w każdego, ktokolwiek się z nią tylko przywitał. Nawet Irytek dał jej święty spokój, kiedy oddała mu balonem z atramentem, trafiając prosto w przerośnięty nochal. – Jakby się nad tym zastanowić, można by porównać ministerstwo do małego dziecka. Mądrzy się, wie lepiej, krzyczy o cukierka, ale jak zgubi mamę w tłumie, to zaczyna płakać i szukać ratunku – odparła. I pomyśleć, że z wróżbiarstwa mogło przejść na politykę. Mimo wszystko chyba nie powinna obrażać główne placówki rządzącej, znajdując się w szkolnej bibliotece. – Znasz się może na eliksirach? – spytała, by na szybko zmienić temat. Musiała przecież napisać ten esej. W normalnych warunkach poprosiłaby o pomoc Cichego, ale przecież nic się nie działo tak jak powinno. Nie przyjaźnili się już, więc nie poczuwałby się w obowiązku do podpowiedzenia jej czegokolwiek, tak samo jak ona wolała go o nic nie pytać.
- Właśnie dlatego trzeba dobrze interpretować sny. Wróżbiarstwo jest ciut pokręcone i pomieszane. Trzeba się w nim dobrze odnaleźć. Uśmiechnęła się do niej . A na jej ostatnie zdanie, skinęła tylko głową. Jej mama, miała po protu rację. Lizzie nie mogła tego podważyć, więc tylko przytaknęła. - Sny to komunikaty.Tak jak listy czy maile. I podobnie jak w korespondencji, także tutaj trafiają się informacje istotne, ale i kompletnie bez znaczenia, a nawet szkodliwe śmieci. Wróżbici dzielą sny na ważne, wielkie oraz codzienne, banalne. Ale nawet te „małe” są wskazówkami. Mówią o tym, co dzieje się w naszym życiu psychicznym. . - Dodała tak od siebie i odrzuciła swoje włosy do tyłu. Po czym zapisała szybko swoje ostatnie zdania na pergaminie. Przyda jej się to do swojego eseju. -Nie mądrze jest obrażać tą instytucję, ale muszę się z tobą zgodzić. Poza tym oni i tak nie dbają o nas, tylko o swoje konta w Gringocie.- Wzruszyła delikatnie ramionami. Ministerstwo Magii, tylko patrzy gdzie zarobić i żeby im było dobrze. Najlepiej wychodziło mi zamiatanie wszystkiego pod dywan. -Eliksiry... Nie jestem z nich asem, jeśli chodzi o ważenie. Ale z teorii nawet mi idzie.- Nie lubiła się przyznawać, do rzeczy w których nie jest zbyt dobra. Ale też nie potrafiła kłamać. Eliksiry nie są jej smykałką, ale zawsze dostaje dobre oceny. Po prostu nie czuje się w nich najlepiej. Jak powszechnie wiadomo, Beti nie potrafi odmawiać ludziom pomocy...
- A wiesz coś na temat zastosowań korzenia asfodelusa? - spytała z nadzieją. - Przyda się każda informacja, skoro muszę napisać aż trzy rolki pergaminu tego wypracowania! Już miała się zagalopować i dodać, że to wszystko przez powtórkę z historii z czasów, gdy chodziła do Salem, ale się powstrzymała. Zresztą i tak pewnie sporo osób już wiedziało, że jej głupi eliksir nie pierwszy już raz miał zderzenie pierwszego stopnia z sufitem. - Nienawidzę eliksirów - jęknęła, wertując książkę z zielarstwa, by znaleźć odpowiedni rozdział. - Znam jednego specjalistę z tej dziedziny, ale... chwilowo nie ma czasu. A może by tak napisała do Ceres? Albo w akcie desperacji zacznie przepisywać tę wstrętną książkę. - Wywróżysz mi ocenę? - zapytała jeszcze. - Bo nie wiem, jak bardzo się starać. A gdyby tak skupiła się na aspekcie historycznym asfodelusa? Może poszłoby jej łatwiej. Powinna chyba napisać do ministerstwa w sprawie reformy dotyczącej ilości zadawanych prac domowych, bo poza nauką nie miała już prawie wolnego czasu. Studia dobijały ją z każdym kolejnym dniem, a to dopiero początek tej nieszczęsnej drogi.
-Korzeń Asfodelusa..- zamyśliła się na chwilkę. -Dodaje się go do wywaru żywej śmierci. Jak dodasz korzeń do nalewki z piołunu, wyjdzie wywar śmierci. Asfodelus to kwiat z rodziny liliowatych. W sumie to nie wiem czy uda Ci się napisać o samym korzeniu, aż trzy rolki pergaminu. Chyba że będziesz pisać naprawdę szeroko...- Odparła spokojnie, przecież on nie miał aż tyle zastosowań chociaż.. Zaraz znów ją olśniło. - I potrzebujesz go też do Eliksiru Wiggenowego. - Nic więcej o tym korzeniu powiedzieć nie mogła, bo w sumie nic więcej nie było do powiedzenia. Według niej, mogła tylko życzyć jej powodzenia. -No to witaj w klubie - Mruknęła cicho i zaczęła wertować swoją książkę, karta po kartce. Szukając tego, co i tak pewnie wiedziała. Przecież wróżenie ze snów to po prostu, odczytywanie prawidłowo znaków. -Jak już mówiłam, wróżby nie trzeba wierzyć, trzeba je barć pod uwagę.- Uśmiechnęła się, nawet szczerze. -Ale z chęcią ci powróżę. - Schyliła się do swojej torby i wyciągnęła karty tarota. -Tarot czy sny ? Mogę ci powróżyć z gwiazd, no ale jakoś teraz na niebie ich nie ma. Lub fusy, ale herbaty też tutaj nie ma.- Uśmiechnęła się po raz setny. Cóż, jeśli o wróżenie chodzi, to Beti zawsze była pierwsza. Z chęcią je powróży. Choc nie wiedziała czy dziewczyna mówi prawdę, czy sobie żartuje. Bądź co bądź, dobrze się jej z nią gadało. Nigdy nie powiedziała by że, ten dzień może się aż tak dobrze potoczyć. Była pod wrażeniem.
„Casey” i „wyrozumiałość” nigdy nie powinny stać obok siebie w jednym, twierdzącym zdaniu. Wiedział o tym chyba każdy, kto miał okazję obcować ze Ślizgonem chociażby przez pięć minut. Skoro ten człowiek czegoś chciał, to musiało to zostać spełnione teraz, zaraz i natychmiast, bez żadnych usprawiedliwień. Podobnych połączeń moglibyśmy wymienić jeszcze kilka, ale zostańmy przy tym konkretnym, bo odnosi się ono bezpośrednio do listu, który wysłał wcześniej tego dnia. Wracając do rzeczy, chłopak nie zamierzał zaakceptować żadnej odmowy, dlatego też nawet nie czekał na odpowiedź – skoro przyszła, w porządku, ale czy ten świstek pergaminu trafiłby do jego rąk, czy nie, i tak przyszedłby na czas, oczekując, że Voice zjawi się jakiś czas po nim. Pytanie tylko, po co siódmoklasista w ogóle zadawał sobie trud ściągania starszej koleżanki z domu do biblioteki? Taką formę rozrywki przypisywalibyśmy raczej stereotypowemu Krukonowi, nie wzorowym uczniom z Domu Węża. Na całe szczęście nikt w promieniu kilkuset metrów, raczej nie podejrzewał Arterbury’ego o jakieś niecne zamiary, bo w gruncie rzeczy to wyglądał on naprawdę niewinnie, opierając się plecami o jeden z regałów i od niechcenia wertując jakąś księgę dotyczącą, jeśli wierzyć tytułowi, eliksirów leczniczych. Oczywiście ich zbawienne działanie niewiele go obchodziło – patrzył raczej na skutki uboczne i przeróżne efekty niezastosowania się do przepisu, ale o tym nie musiał wiedzieć nikt, poza jego dzisiejszą partnerką zbrodni. Co tu dużo mówić Cassie wprawdzie nie miał jeszcze jakichś konkretnych planów na ten wieczór, ale do zbyt grzecznych to one nie należały. Voice też wprawdzie nie wtajemniczył w szczegóły, ale przecież chodzili do jednej szkoły dobrych kilka lat i jakoś nie podejrzewał, by Cheney nagle wykazała się skrajnym idiotyzmem lub naiwnością. Skoro ściągał ją akurat do biblioteki, to znaczy, że miał w tym jakiś konkretny cel, a skoro oboje upodobali sobie akurat eliksiry i akurat lubili czasami namieszać w życiu szkolnych pierdół... Dostrzeżenie pewnych zależności wcale nie było takie trudne, nieprawdaż? Skoro jednak nic nie wskazywało na to, że się dziewczyny doczeka, zabrał się za realizację tego iście złowieszczego planu w pojedynkę... no bo, co mu szkodziło?
{ z/t }
Ostatnio zmieniony przez Casey Arterbury dnia Nie Gru 06 2015, 18:58, w całości zmieniany 1 raz
Wczesnym wolnym rankiem Freya wstała i ogarnęła się by swój wolny dzień poświęcić na znalezieniu księgi o tym wisiorku, który ma zawieszony na szyi wraz z swoim innym naszyjnikiem. Lepiej taką rzecz trzymać przy sobie a nie w pokoju, z dala od widoku. Gdy powolnym krokiem dotarła do biblioteki, bo jeszcze zahaczyła o kuchnię. Odrazu udała się do regałów z tematami o jakiś przedmiotach, zdejmowała każdą książkę z półki układając w wielki stos. Zaczeła je dość dokładnie przeglądać szukając wzmiankę o kamieniu z skrzydełkami. Jak znalazła chociaż minimalną, małą sensowną treść zanotowywała na pergaminie. Które mogą okazać się bzdurą.
Ona, w przeciwieństwie do Freyi męczyła swój artefakt już dłuższy czas, ale ten wydawał się być jeszcze bardziej kapryśny niż był na początku. W dodatku działy się dziwne rzeczy. Daisy już dawno zorientowała się, że osoby ukłute igłą zaczynają jakby wariować, starała się więc tego nie robić (o ile akurat komuś nie życzyła źle, hehs). W bibliotece przesiadywała już godzinami, próbowała dostać się do działu zakazanego, na razie jednak bez większych rezultatów. Nic nie szkodziło, żeby zajrzeć tu znowu, chociaż doprawdy... nie spodziewała się, że tym razem znajdzie coś ciekawego. Czuła, że potrzebuje czegoś więcej. Czegoś materialnego. A może raczej kogoś? Tylko nie miała pojęcia do kogo mogłaby się zwrócić o pomoc. Z rozmyślań wyrwał ją widok znajomej sylwetki. Może i wizyta tutaj nie była takim złym pomysłem? Po cichu podeszła do Freyi i rzuciła się na nią (tj. przytuliła do jej pleców), zaglądając przy tym przez jej ramię, coby podpatrzeć co to tam miała. - Heeeej! - Niemalże wydarła się do jej ucha, zupełnie zapominając, że w bibliotece trzeba siedzieć cicho. - Co czytasz? Coś ciekawego? - Od razu zaczęła wściubiać nos w nie swoje sprawy, przebiegając wzrokiem po linijkach tekstu. Brzmiał... intrygująco. Czyżby...? Odkleiła się od Freyi, siadając na krześle obok i zerknęła na nią, ciekawe co jej odpowie.
Czytała i czytała, jak narazie zero poszlaków. Gdy nagle objął ją ktoś i do niej się przysiadł. Obruciła się i dostrzegła znajomą twarz, była nią Daisy. Ona co prawda też ma pokaźną wiedzę więc może i ona jej pomoże? -Heeej Zamknęła książke i wzieła tym razem inną z stosu jaki nazbierała i odrzekła. -Wiesz.. szukam coś na temat pewnego wisiorka, skądś go kojarze no ale nie mam bladego pojęcia. Przerwała czytanie spoglądając na nią, próbowała wywrzeć na nią sugestie czy ta nic nie wie. -Taki ze dwoma skrzydełkami na kamieniu, na miedzianym łańcuszku. Pokazała naszyjnik który wisi na jej szyi. -O, taki jak ten. Tylko to jest atrapą...
Freya miała całkiem ciekawą taktykę. Udawała, że wcale nie ma przedmiotu o którym właśnie mówiła. Ach... Daisy tym bardziej była pewna, że musi go mieć. Wzięła do ręki wisiorek, przez chwilę obracała go między palcami. Na pewno był bardziej poręczny niż jej igła. Nie wyczuwała, żadnej energii czy czegoś w tym stylu, ale to zapewne dlatego, że nie znała się z tym artefaktem. Coś jej światło w głowie... skrzydełka... Gdzieś w pamięci były jakieś mgliste wspomnienia, jeszcze z Salem, ze spotkań z dyrektorem i bractwem, ale nie mogła sobie przypomnieć o co chodziło. - Na pewno znalazłabyś coś w dziale ksiąg zakazanych - zasugerowała, chociaż przecież Freya nie mogła się spodziewać, że wisiorek należy do kategorii przedmiotów zakazanych. Bo gdyby już to odkryła, na pewno nie dzieliłaby się nim tam beztrosko. Daisy co prawda poruszała się trochę na oślep, ale miała przeczucie, że zmierza w dobrym kierunku. - Poszukałabym w biografiach znanych, potężnych postaci... - wpadło jej do głowy. Przecież nazwy większości artefaktów pochodziły od nazwisk osób o których słyszał chyba każdy czarodziej. - Freya... nie słyszałaś może o jakichś mocach Drakuli? Wiesz, wampir i te sprawy, ale czy on nie umiał robić czegoś, co wykraczało poza bycie wampirem? - zapytała, a właściwe zastanawiała się na głos.
Przytrzymała wisiorek za łańcuszek jakby nie ufała Daisy co do jej pomocy. Może i jej jeszcze wyrwała i zabrała, ale Freya czuła coś że ten wisiorek wiele znaczy. -Powiadasz dział ksiąg zakazanych... Faktycznie mogłaby coś znaleźć ale woli jednak przeszukać dostępne księgi a nie włamywać się jak ostatnim razem. O mały włos i by ją nakryto. Daisy podrzucając jej pomysł o zakazanym dziale w bliotece nasuneła myśl że ten wisiorek może coś w sobie kryć. Postanowiła bardziej uwarzać, następnie wstała z krzesła i przemówiła. -Skoro powiadasz biografie.. To odłoże te książki. zaczeła powoli odkładać na miejsce dodając. -Przy szukaniu wyklucze mężczyzn, oni takiego wisiorka by nie nałożyli. Zaśmiała się przysłuchując Daisy na temat Draculi i wampirach. Usiadła spowrotem i przemówiła do niej z powagą na twarzy. -Kochaniutka, z pewnością miał jakieś specjalne moce. Mogłabyć to niewidzialnośc, może hipnoza do końca pewna nie jestem. Nie czytałam o wampirologi. Znów wstała i sięgła po jakąś książke z słynnymi czarownicami i usiadła spowrotem. -Jakaś propozycja od kogo zacząć?
Po jej twarzy przebiegł wyraźny uśmiech, kiedy dostrzegła reakcję Freyi. A więc wiedziała, że ma coś cennego. Punkt dla niej, bo z takimi znaleziskami trzeba było obchodzić się ostrożnie. Już Daisy wiedziała co może wyniknąć ze zbytniej nieuwagi... Maleńkie blizny na palcach przypominały jej o tym, jak szalała na początku jej igła. - Może nie teraz, ale kiedyś koniecznie trzeba zaplanować wkradnięcie się tam - powiedziała szeptem, bardziej w celu wprowadzenia odpowiedniej atmosfery, niż żeby rzeczywiście nikt nie usłyszał. - Wiesz, może niedługo razem ze znajomymi będziemy robić nocną wycieczkę, w celu zasięgnięcia nieco nadprogramowej wiedzy. Chciałabyś się przyłączyć? Znając Freyę z tymi jej zainteresowaniami czarną magią, nadawałaby się do bractwa idealnie! - Idziemy alfabetycznie? - zaproponowała, kiedy Freya stwierdziła, że to na pewno musi być kobieta. Wyciągnęła z regału książkę, która podobno była spisem wszystkich, najbardziej znanych, magicznych postaci. Zapowiadało się obiecująco. - Annie Marquette. Kapłanka Voodoo... aktywny udział w leczeniu i opiece nad chorymi w czasie epidemii smoczej ospy... - mruczała pod nosem. - Cóż, to voodoo brzmi trochę jak czarna magia, ale leczenie już nie. Artemisia nie... Bathilda też nie... Och, może Beira McCullough? - podniosła wzrok na koleżankę. - Wynikałoby z tego, że wisiorek pozwala używać magii bezróżdżkowej. Niby to pasowało, ale z drugiej strony słyszała, że McCollough zostawiła jakieś super-magiczne księgi. Czy to możliwe, żeby miała jeszcze wisior? Na wspomnienie o potencjalnych mocach Draculi tylko pokręciła głową. Nic z tego nie pasowało do rzeczy, które działy się za sprawą jej artefaktu. Widać musiała sięgnąć do innych źródeł.
-Brzmi to całkiem interesująco, co chcecie znaleźć? Spojrzała na nią ze swoją miną [KLIK] tocząc te słowa, miała się w wolnym czasie wybrać do działu zakazanych po jakieś tematy o czarnej magii, zaklęciach i eliksirach. Powiedziała to pół szeptem żeby nikt nieupoważniony nie usłyszał. -Alfabetycznie, alfabetycznie. Powtórzyła dwa razy to samo i zaczęła przeglądać spis, zatrzymały się na kilku postaciach które pasowały ale wykluczyły je. Po długim szukaniu natrafiły na biografię Morgany Le Fay, czytała jej biografie ale jej wzrok przykuła uwaga portretu. Dostrzegła że czarownica ma wisior na szyi, inne nie miały żadnej biżuterii na szyi. Z entuzjazmem powiedziała do Daisy. -Patrz co mamy! Wskazała palcem zmieniając swoją minę na poważną z szyderczym uśmieszku [KLIK].
- Ach, tylko księgi - machnęła ręką, jakby to było nic takiego. W rzeczywistości chyba aż. W końcu książki skrywały w sobie więcej wiedzy niż niektórzy mogliby się spodziewać. - Mam wrażenie, że u nas w Salem łatwiej było zdobyć materiały związane z czarną magią. Tutaj jakby boją się, że jak jakiś uczniak przeczyta coś na jej temat, to zaraz stanie się czarnoksiężnikiem. - Uśmiechnęła się, rozbawiona takim pomysłem. Nie mieli pojęcia co czai się tuż pod ich nosem. Przeszukiwały spisy a czas mijał. Cudem chyba tylko Freya natrafiła na ilustrację. Być może gdyby nie ona, nigdy nie zorientowałyby się, że to o Morganę chodzi. - Prawie, że identyczny! - Nachyliła się nad portretem, coby lepiej mu się przyjrzeć. Autor całkiem ładnie oddał podobieństwo wisiorka. Zdecydowanie miał skrzydełka. - I co ta Morgana potrafiła robić specjalnego? - zapytała, ale zaraz sama odpowiedziała sobie na pytanie, czytając tekst na stronie obok. - Uzdrawianie, czarna magia i zamiana w ptaka... Myślisz, że wisiorek pozwala na którąś z tych rzeczy? - spytała zaintrygowana. Wydawała się zapomnieć, że przecież Freya wcześniej mówiła, że biżuteria na jej szyi jest tylko repliką. Daisy wiedziała swoje i zapomniała już nawet o udawaniu. Zresztą, po co miała to robić?
-Tylko księgi.. Powtórzyła za nią entuzjastycznie, księgi skrywały bardzo dużo. -I dobrze mówisz! Uśmiechnęła się szerokim uśmiechem do niej, widząc że Daisy jest zdeterminowana planem udania się z kimś tam do tego zakątka biblioteki zadała jej pytanie. -Macie jakiś plan? Jak natrafiły na Morganę to był cud, Daisy nawet do słowa nie dała jej dość z pytaniem więc przemilczała aż wkońcu mogła odpowiedzieć. -Hmm, pewnie tak- przestała udawać bo po co, wydawało się jej że szukają to samo, znudzona siedzeniem tu zarzuciła tekstem. - To co teraz?
Widziała po Freyi, że ona tak samo docenia księgi. Obie doskonale wiedziały, że czasem można tam znaleźć mnóstwo ciekawych rzeczy, jeśli tylko wiedziało się jak (i gdzie) szukać. Daisy spojrzała tęsknie w kierunku, gdzie gdzieś tam dalej znajdowało się wejście do działu zakazanego. - Niespecjalnie. To znaczy ja nic nie wiem... któryś z chłopaków rzucił takim pomysłem - przyznała, wzruszając ramionami. Nawet jej to odpowiadało bo znaczyło, że nie musi się o nic martwić, a znając ich, na pewno wymyślą jakiś super plan. Chociaż zawsze trzeba było się liczyć z niebezpieczeństwem złapania i zarobienia szlabanu. Kiedy w końcu przestała zalewać Freyę potokiem słów i ta miała okazję się odezwać, Daisy umilkła na dłuższą chwilę, wpatrując się w koleżankę. Właściwie, nie wiedziała "co teraz". Z jej własnych doświadczeń wynikało, że w pewnym momencie po prostu wie się co robić dalej, chociaż czasem potrafią upłynąć nawet miesiące, nim artefakt postanowi zdradzić swoją tajemnicę. - Nic nie czujesz? - zapytała cicho. - Jakiejś nie wiem... dziwnej energii? A może szeptu? Nie wibruje? - znowu zarzuciła dziewczynę pomysłami.
-Rozumiem.. - kiwneła głową na jej odpowiedź. Freya nie była pewna jak ma wyczuć energie tego wisiorka, zwróciła się do Daisy. -Nie jestem dokońca pewna jak to poczuć ale zastosuje coś.. - następnie zamkła swe oczy oczyszczając umysł, przy tym trzymając naszyjnik. Usilowała stworzyć więź pomiedzy jej energią a medalionu. Poczuła ktrótki impuls który kopnął ją w ręke niczym prąd. -Auć, jasna avada - przeklnęła otwierając swe oczy a ręke ściągając z wisiorka.
W milczeniu patrzyła co Freya robi, niespecjalnie rozumiejąc o co właściwie chodzi. Chyba każdy miał inny sposób za poznanie się ze swoim artefaktem, ona na przykład zupełnie nie wiedziała co robić i samo wychodziło. Przyjaciółka zamknęła oczy, a Daisy włożyła rękę do kieszeni szaty, w której mogła wyczuć igłę. Obracała ją w palcach przez chwilę. Już nie kuła. Wydawała się nawet słuchać i spoczywała grzecznie w kieszeni, ani myśląc gdzieś się zgubić. Dziwna była ta więź między nimi. Prawie podskoczyła, tak ją zdziwiło to odezwanie się Freyi. Natychmiast na nią sporzała. - Co się stało? Zadziałało coś? - Chciała zaraz wiedzieć. Och i powiedz w ogóle, co dokładnie teraz robiłaś? - Pomyślała, bo może i jej samej to się przyda.
-Przeklęty naszyjnik, kopnął mnie swoją energią. - rozmasowała palec i schowala naszyjnik do kieszeni trzymając za łańcuszek. Skierowała się do Daisy na jej odpowiedz. -Usiłowalam skupić się by wyczuć energię naszyjnika, ale poszło coś po nie mojej mysli. - westchnęła i następnie wstała z miejsca powoli zabierając rzeczy. Następnie ponownie zabrała głos w jej stronę. -Wychodzimy stąd?
Pokiwała w zamyśleniu głową. Cóż, osobiście uważała się chociaż trochę za znawczynie tych wszystkich czarnomagicznych rzeczy, ale jak widać jeszcze sporo musiała się nauczyć. Nie pomyślałaby, żeby spróbować ze swoim artefaktem po prostu... porozmawiać. I mentalnie poszukać w nim jakiejś energii. Dotychczas wydawało jej się, że robi dziwne rzeczy sam, a ona nie jest w stanie go kontrolować. Wymruczała pod nosem coś w stylu "też muszę spróbować", rzeczywiście chcąc to zrobić, jak tylko zostanie sama. Wydawało jej się co prawda, że Freya nikomu by nie powiedziała, ale w kwestii artefaktu ufała jedynie bractwu. A może i tak nie wszystkim... - Jasne, nie ma co tu dłużej siedzieć, pewnie nic nie znajdziemy w tych zwyczajnych książkach. - Machnęła zachęcająco w stronę drzwi i udały się do wyjścia.