Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Kolejny dzień w Hogwarcie. Jeden z wielu, pełnych życia dni, kiedy uczniowie i studenci spieszą się na zajęcia, a nauczyciele w popłochu sprawdzają pierwsze wypracowania oraz przygotowują kolejne materiały na zbliżające się wykłady. Rzecz jasna młodsza część szkoły nie przejmowała się tym tak bardzo, jak profesorowie, jednak musieli ingerować w przypadkach podobnych do tego, który właśnie miał miejsce w bibliotece. Paul Price, jako jeden z niewielu, miał chwilę przerwy i dotarł na miejsce przed innymi, by pełnić swoje obowiązki. Zastał tam Lotte Reyes i Alana Payne'a na intrygującej wymianie zdań. Czyżby się kłócili? Skądże, prowadzili tylko rozmowę o wielkim tomiszczu na trasmutację, a które oboje chcieli mieć, gdyż był to jedyny dostępny w tej chwili egzemplarz. Jak to się potoczy? Mistrz Gry zostawia was z tym małym problemem w nadziei, że nie poleje się krew, a oba domy unikną utraty punktów. Może pan profesor znajdzie jakieś pokojowe rozwiązanie. Kto wie, kto wie. Zaczyna Paul. Powodzenia!
Lilith zatrzymała się przed jednym z regałów i rozejrzała się na boki. Wokół niej nie było nikogo, a przede wszystkim… nie było drabiny! No cóż to nie było aż takie złe, przecież nikt nie powiedział, że ta książka będzie się znajdować na najwyższej półce. Na początku przeszuka półki, do których dosięga, a później jak nie znajdzie to… to przeszuka je jeszcze raz! Przecież możliwe jest, że mogła ją pominąć. Tak więc z szerokim uśmiechem wzięła się do roboty i nucąc pod nosem przeglądała każdą książkę po kolei, co jakiś czas odkładając jeden tytuł na bok chcąc zabrać go ze sobą. Po około dwudziestu minutach dziewczyna padła na ziemię zmęczona i zmarnowana. No kurde! Czemu jej tutaj nie ma. Niezadowolona podniosła głowę i rzuciła swoje spojrzenie na najwyższą półkę, a na niej dostrzega to, czego tak bardzo poszukiwała… Jakie to klasyczne… skąd wiedziałam, że tak będzie? Pomyślała i poirytowana wstała. Podwinęła rękawy szaty i bez namysłu zaczęła się wspinać po półkach. Nie była ciężka, a do tego była bardzo zwinna i taka wspinaczka to była dla niej drobnostka! Dosyć szybko dotarła do szczytu i złapała swój cel. Nagle ku jej zaskoczeniu, poczuła jak jej ciało odkleja się od półki i leci do tyłu, wraz z nią poleciało kilkadziesiąt książek. Jej żołądek się skurczył, mimowolnie zamknęła oczy i nie była w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Usłyszała jak wszystkie książki z hukiem uderzają o ziemie. Dopiero kiedy otworzyła oczy zorientowała się, że już dawno spadła… tylko czemu to było miękkie lądowanie?
Chłopak przyszedł do biblioteki tym razem ne uczyć się, ale znaleźć chwile ciszy, której ostatnio mu bardzo brakowało. Musiał napisać plan imprezy, które tak lubił a bardzo mu brakowało. Chciał się zabawić, wyluzować, poznać kogoś nowego. Nie chodziło mu o jakieś chamskie wyrywanie dup. Nie był takiego typem chłopaka. Chociaż opinie były o nim różne. On po prostu nie mógł być z kimś przy kim czuł się źle. Przy tej jedynej albo przy tym jedynym powinien czuć się dobrze, być sobą. Zazwyczaj byle musiał się starać, że w końcu mu się odechciewało chodzenia. Tego dnia nie mógł też liczyć na grę na gitarze ponieważ nie mógł być sam. Wolał już bibliotekę. Tutaj zawsze uczniowie szukali chwili spokoju. nie można było hałasować, jeść. Takie niezwykłe miejsce. Rzadko kiedy ktoś tu przychodził sam mimo, że nie można było rozmawiać, ale on zawsze był typem samotnika. Kiedy już upatrzył sobie miejsce dobre na pisanie i rozmyślanie jego wzrok przykuła dziewczyna, która się wspinała wysoko po półce. W tej wspinaczce było coś takiego, że nie mógł odwrócić wzroku. Nie mógł nawet zareagować. Tylko się patrzył z podziwem. Widać było, że jest zawzięta. Emitowała energią i czymś pozytywnym. Nie da się opisać tego słowami. Po chwili wiedział, że coś się zaraz stanie więc szybko rzucił torbę na bok i podbiegł w dobrym momencie. dobrym momencie by złamać nieznajomą, ale niestety nie mógł nic poradzić na spadające książki wraz z półką na nich. Co prawda próbował ją ochraniać, bo wiedział że te stare książki mają takie kanty, że potrafią zranić dość boleśnie. Szkoda byłoby takiej dziewczyny. Widać było, że przyszłość przed sobą ma otwartą. Co innego on. Wciąż zawodził rodzinę, bliskich, samego siebie. Kiedy już wszystko upadło sprawdził czy dziewczynie nic nie dolega. -Żyjesz?- spytał głosem pozbawionym emocji.
Prawie natychmiast dostrzegła ochraniającego ją chłopaka. - O mój boże! – krzyknęła nie zważając na miejsce, w którym się znajduje. Wygrzebała się jak najszybciej spod książek i podniosła, z lekkim trudem półkę, która uderzyła o chłopaka Kiedy już udało jej się ją postawić odetchnęła widocznie zmęczona. Cała poobijana… znowu będzie wyglądać jakby ktoś się nad nią znęcał w Hogwarcie, siniak na siniaku! Ale co ważniejsze odwróciła się do chłopaka i przyklękła przed nim, spojrzała mu głęboko w oczy i z lekkim wahaniem wydusiła z siebie słowa. - Wszystko w porządku? Nic sobie nie zrobiłeś? Boli Cię coś? – w jej głosie można było wyczuć niewyobrażalną troskę. To była jej wina, to przez nią mogło mu się coś stać, albo co najgorzej coś się stało! - Tak bardzo, bardzo, bardzo Cię przepraszam! – dodała po chwili widocznie zdenerwowana. Czasami zdarza jej się zrobić coś bez namysłu, ale nigdy przy tym nikogo nie uszkodziła, to był pierwszy raz. Musiała się upewnić, że chłopakowi nic nie jest zatem zaatakowała go milionem pytań, które wypływały z jej ust jakby wystrzeliła je z karabinu maszynowego. A nie bolą cię plecy? Nic sobie nie złamałeś? Może zaprowadzić cię do skrzydła szpitalnego? Albo zawołać kogoś? I tak dalej, i tak dalej. W końcu zauważyła, że jadaczka się jej nie zamyka, więc w momencie umilkła. Wlepiła zakłopotana spojrzenie w ziemie i dopiero teraz przypomniało jej się, że oprócz półki, na ziemię spadło pełno książek. - Ups… - wyszeptała sama do siebie i zaśmiała się zakłopotana. Powinna to szybko posprzątać, zanim ktoś przyjdzie i oboje będą mieć kłopoty. - Ale muszę przyznać, że jesteś niesamowity – nagle zapomniała o książkach, przez które się martwiła i znowu wróciła do chłopaka. Dziewczyna żyjąca we własnym świecie, sama czasami nie ogarnia co się wokół niej dzieje – bez wahania przybiegłeś mnie uratować, jak super bohater! – możliwe, że powiedziała to odrobinę za głośno. Kiedy się zorientowała zasłoniła usta chcąc się uciszyć troszkę. - Jesteś nieziemsko odważny! – skomplementowała go już pół głosem
Wirowało mu w głowie. Naprawdę. W jednej chwili idzie sobie do biblioteki mając w głowie plan imprezy. jedynej wymówki dla nastolatków, którzy lubią się obściskiwać po kontach byle gdzie i z byle z kim a tu chwilę później przyklęka przed nim śliczna dziewczyna. Widział, że jest trochę młodsza od niego. Na pewno nie z jego domu, zauważyłby. Jej rysy twarzy.. oh, niesamowite! odwrócił na chwile twarz od jej oczu żeby nie mogła nic wyczytać. Tak, czytał o tym kiedyś, że patrząc komuś prosto w oczy można dużo wyczytać. To by było nie na miejscu. Na pewno pomyślałaby sobie, że jest bardzo łatwy. jak widać, chłopak zawsze pakuje się w kłopoty. Czy to zakład, czy to serenada śpiewana na walentynki, wiersze, bójki, włamania. Zawsze on był wszystkiemu winny. Jednakże coś się zmieniło. Za każdym razem myślał "mam cholernego pecha!", a teraz? To na pewno nie był pech. Widząc przestraszoną minę dziewczyny zaczął poruszać różnymi częściami ciała. W większości z nich czuł niesamowity ból, a nawet był niemal pewnie, że leje się krew uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. - nic mi nie jest. Nawet siniaka czy zadrapania nie będzie- powiedział i wzruszył ramionami. Dobra mina do złej gry? ależ skąd. Po co martwić kogoś niepotrzebnie? Lepiej by pomógł z tą półką. Będzie dużo do układania. kiedy usłyszał wyznanie, że jest niesamowity rozejrzał się po sali. Kilka osób odwróciło do niego głowę, a nawet ktoś pozwolił sobie gwizdnąć uważając, że cisza i tak została zakłócona. A on? Z pewnością poczerwieniał. No przynajmniej zrobiło mu się gorąco na twarzy, a uszy piekły. - Odważny? Żaden ze mnie gryfon, a z resztą to nie ja się wdrapywałem na samą górę po jakąś książkę. Wiesz.. jak nie drabina to są jeszcze czary. - wiedział, że daje zły przykład. Nie powinien był mówić tego więc szybko zamknął buzię. - hm.. wiesz chociaż po którą książkę się wspinałaś?- zapytał spokojnym głosem spatrując się jej w oczy
Naprawdę się martwiła. Przecież jeżeli coś mu się naprawdę stało, to lepiej się tym zając od razu. Jednak słysząc, że nic mu nie jest odetchnęła z ulgą. - Całe szczęście – wydukała i uśmiechnęła się szeroko w jego stronę. Naprawdę poczuła się lepiej, jednak nie opuściła gardy i co jakiś czas przyglądała mu się uważnie chcąc ocenić, czy aby przypadkiem nagle coś go nie zaboli. Zwłaszcza zmartwiło ją jego początkowe zachowanie. Odwrócił od niej twarz, wyglądał jakby… no cóż, jakby zakręciło mu się w głowie. Albo nie chciał na nią patrzeć… Wszystko możliwe, ale to nie jest teraz ważne. Nie obchodziło ją czy ktoś będzie na nich patrzał. Jak już wspomniałam dziewczyna żyje w swoim własnym wyimaginowanym świecie, w którym panują zasady, które tylko ona zna i tylko ona ich przestrzega. Może właśnie dlatego nie interesuje się opinią innych. Ale wie jak powinna się zachowywać w danych miejscach i nie zapomina o zasadach ‘tego’ świata. Słysząc jego słowa zaśmiała się, a kiedy dotarł do końca zdanie spojrzała na niego oszołomiona. Wpatrywała mu się głęboko w oczy jakby dostała olśnienia i… zarumieniła się. - No tak… nie pomyślałam o tym… - wydukała zawstydzona – wiesz, czasami najbardziej oczywiste rozwiązanie przychodzi ostatnie – zaśmiała się zakłopotana. Słysząc jego kolejne pytanie uśmiechnęła się szeroko i podniosła książkę, która leżała obok nich. Grube tomisko oprawione w lekką posrebrzaną skórę, na której widniał wyryty białymi literami napis: Charakterystyka Ziół Północnych. - Chciałam dowiedzieć się trochę więcej o roślinach rosnących w środowisku zimowym, cóż za niedługo są ferie i tak pomyślałam… że może się to kiedyś przydać – wydukała odkładając książkę. - A przede wszystkim – wydukała i ponownie przeszyła chłopaka swoim zafascynowanym spojrzeniem – dziękuję za ratunek.
Interesowało ją zielarstwo? No to bardzo ambitnie. Jemu zawsze sprawiało to kłopot. Czasami aż nie mógł nić jeść i tylko siedział po nocach i dniach z książka i wkuwał wszystko po kolei. Nie był typem kujona. Tylko.. nie lubił zawodzić rodziców, przyjaciół, nauczyciele. A wychodziło na to, że zawodził wszystkich, nawet siebie samego. A jemu zostaje tylko starać się. Chociaż nie, nie myślcie że narzekał. Lubił przebywać tutaj. Mógł być sobą. Mógł odpuścić trochę dobre maniery, grzeczność, kulturę. Mógł się bawić i się śmiać. Mógł mieć dziewczynę, a rodzice i tak by się nie mogli jakoś dowiedzieć. Mógł nawet mieć chłopaka, ale nie, nie chciał się bić z chłopakiem tego chłopaka. Niby nic nie było, ale jednak te pytania.. Widział w oczach Ericka zazdrość. Chciał mu przekazać, że ma go na oku. A on? Sam nie miał pojęcia czego chciał. Po prostu chciał mieć pewność, że ktoś będzie przy nim, że nikt go nie zostawi, że nie będzie cierpiał. Jednak nie mógł mieć tej pewności. - Ferie? Wybierasz się gdzieś na ferie?- zapytał ciekawy. nawet nie próbował jakoś ukryć ciekawości. Był bardzo ciekawy dziewczyny, którą przed chwilą udało mu się poznać. - A tak w ogóle jestem Adam Henderson.- przedstawił się. Następne słowa sprawiły, że poczuł się jakby to było pożegnanie. Nie chciał się jeszcze żegnać! To było zdecydowanie za szybko, ale cóż.. nie on wybiera kiedy i z kim może gadać. Jeśli chciała to by oczywiście poszedł. Zawsze tak było. Ratował dziewczyny w opałach, a potem dawały mu kosza. Coś w rodzaju "dzięki, fajnie było. ale muszę już iść". Bywały jeszcze inne typy. Z niektórymi dziewczynami stał się najlepszym kumplem. Zawsze mogły na niego liczyć. Taki był. Nigdy nie liczyły się jego uczucia, potrzebowały go kiedy był potrzebny. Próbował to zmienić, a więc z powrotem popatrzył w jej oczy. Jeśli coś w nich wyczyta to w porządku. Czasami trzeba zaryzykować! - w porządku, zawsze do usług- szepnął cicho i z bólem kucnął by pozbierać kilka najbliższych książek, które znajdowały się pod jego nogami.
Od dziecka była zafascynowana zielarstwem, te wszystkie rośliny, niektóre tak piękne, a tak zabójczo niebezpieczne, inne odpychające, a mogące uratować życie. Można powiedzieć, że z ludźmi jest podobnie. Człowieka nie można opisywać pochopnie, bo można się oparzyć i zranić, a tego nikt nie chce. - Prawdę mówiąc, to na początku myślałam, że pojadę do domu i spędzę je z rodziną, ale… – odwróciła niepewnie wzrok i zaczęła sprzątać książki – oni nie chcą mnie oglądać w domu, więc nie będę im sprawiać tego problemu – pomyślała i gdy była pewna, że jej wyraz twarzy wrócił na wesoły ponownie przyjrzała się chłopakowi – ale postanowiłam w końcu pojechać na te szkolne ferie niespodzianka… za każdym razem mnie fascynuje to, że nie wiemy gdzie wylądujemy, dopóki tam nie wylądujemy! Teraz patrząc z perspektywy czasu, to cieszyła się, że podjęła taką, a nie inną decyzje. Na feriach może wiele się stać. Spotkać może ciekawych ludzi, dowiedzieć się wielu rzeczy, a nawet się czegoś nauczyć. A siedząc w domu pewnie czytałaby książki i tyle… Kiedy chłopak się przedstawił spojrzała mu głęboko w oczy i posłała delikatny uśmiech. - Lilith, Lilith Nox – ludzie zazwyczaj ze zdziwieniem reagowali na jej imię, chociaż nie do końca wiedziała czemu, było przecież w miarę normalne! A może to ze względu na różnicę? Lilith była demonicą, a ona demona na pewno nie przypomina. Kiedy chłopak również zaczął się ruszać zatrzymała na nim swoje zmartwione spojrzenie. - Na pewno wszystko w porządku? – wyszeptała nie odwracając od niego oczu. Zanim chłopak odpowiedział, podeszła do niego i uklękła przed nim wpatrując się mu głęboko w źrenice – Odpowiedz mi proszę szczerze, nie odwracając spojrzenia, dopiero wtedy dasz mojemu sercu trochę ukojenia.
Uh, chyba znał te uczucie. Szczerze mówiąc to czasami się aż bał wracać. Bał się rodziny chociaż to nie było normalne. Bać się rodziców? Matki, ojca, braci? Nigdy nie czuł się z tym dobrze. Lubił kiedy go otaczał tłum, lubił być w centrum zainteresowania, ale w domu nie mógł być sobą. Przykre. - W porządku. Ja też chyba pojadę, chociaż sam nie wiem czy to najlepszy pomysł. - niespodzianka? Może i tak, ale wiedział co może się na takich feriach wydarzyć. Nie miał pojęcia czy ktoś z jego bliższych znajomych się wybiera. Oby, nie chciał się zanudzić sam na śmierć, a małe wyzwania, zakłady, dowcipy by na pewno się przydały. Lilith? Zupełnie jak ten demon? Lubił dużo czytać. To było jego pasją, a kiedy go to interesowało bardzo. Do czasu kiedy mu zabroniono czytać książki, które nie niosły żadnego pożytku. Tak, bo czytanie czegoś zawsze m mieć jakiś pożytek! Zawsze robiło się coś po coś. Normalka! - Piękne imię. Podoba mi się bardzo- szepnął cicho uśmiechając się. To imię na pewno będzie mu się kojarzyło z czymś dobrym, a nie złym. Z czasami kiedy mógł się cieszyć z byle czego. Z dzieciństwa, które nie było najgorsze. Kiedy uklękła przed nim i popatrzyła mu w oczy trochę przeraził się tej bliskości. Nigdy nie bał się dziewczyn, miał mnóstwo przyjaciółek, dziewczyn ex, sióstr mimo braku pokrewieństwa. Mógł nawet powiedzieć, że znał się na dziewczynach. wiedział jak się z nimi dogadać kiedy miały gorszy dzień, kiedy miały okres, kiedy potrzebowały kogoś bliskiego. No ale wciąż popełniał błędy w stosunku do kobiet. Tak więc popatrzył jej w oczy i zaczął mówić - Moze nie wszystko jest w porządku, ale zaraz mi przejdzie. Nie ma czym się przejmować, Lilith
Uczucie samotności we własnym domu, uczucie niezrozumienia i niemożność pokazania swojej prawdziwej twarzy. Pragę, żeby mnie zaakceptował, pragnę by był ze mnie dumny, nie chcę zawieść twojego zaufania, nie chcę żebyś musiał się mnie wstydzić, ale wraz z tymi wszystkimi samolubnymi życzeniami chciałabym również być sobą. Niektóre rzeczy nie są w stanie osiągnąć wszyscy ludzie. Przez całe życie dziewczyna zastanawiała się, dlaczego jest taka jaka jest. Wychowana w rodzinie czarodziejów, od dziecka wpajano jej ślizgońskie zasady. Nawet dziś pamięta jak ojciec karcił ją za to, że odważyła się pomóc czarownicy, która nie miała czystej krwi. Jak dziś pamięta, jak ojciec wpajał jej zasady pychy i wyższości czystokrwistych czarodziejów. I jak dziś pamięta wszystkie wątpliwości, które pojawiły się wraz z pierwszym takim wykładem. Zadała tylko jedno pytanie i już nigdy więcej nie odważyła się o nic pytać. Zawieść swojego rodzica, to byłaby jej najgorsza porażka… nie to jest najgorsza porażka jaką popełniła w życiu. Jako jedyna w swojej rodzinie nie trafiła do Slytherinu i jako jedyna wyróżniała się z otoczenia. Nie ważna jak bardzo chciała przypodobać się ojcu, nie mogła tego zrobić, bo nie chciała być kłamstwem, które istnieje tylko po to by uszczęśliwić jej ojca. Możliwe że taki tok myślenia jest bardzo egoistyczny i samolubny, ale dziewczyna nie była w stanie myśleć inaczej. Można powiedzieć, że wychowała sama siebie w ten dziwnej rodzinie, sama uznała które wartości są ważniejsze od innych, sama wpoiła sobie wartości, którymi powinna się kierować. Może właśnie dlatego tak bardzo chce być dzieckiem. Bo im bardziej dziecięca staje się teraz, tym bardziej zapomina jak dojrzała potrafiła być kiedyś. Kiedy pochwalił jej imię spojrzała na niego zaskoczona. Poczuła jak jej twarz robi się czerwona i zaśmiała się zakłopotana, schyliła głowę pozwalając włosom zasłonić jej drobną buzię. Ucieszyła się w duszy. Kiedy powiedział jej prawdę poczuła ulgę, z jej ust wydobyły się słowa, które nie koniecznie były skierowane do niego. - Tak bardzo się cieszę - na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Chłopak mógł nie być w stanie go dostrzec gdyż dziewczyna odwróciła twarz w przeciwnym kierunku, jednak coś w tym uśmiechu musiało być. Nie był tak jak pozostałe uśmiechy, które dziewczyna kierowała do chłopaka bez chwili wytchnienia i w każdej możliwej chwili. Wyglądał… ten uśmiech był łagodny i taki… szczery? Nie tylko uśmiech, cały wyraz jej twarzy stał się jakiś taki nieobecny, a ona sama zajmując się ponownie książkami, starała się go skrzętnie ukryć. Jakby te uczucia, które właśnie z niej wypłynęły miały zostać zachowane głęboko w jej duszy i nigdy nie wypuszczone na światło dnia codziennego. Była otwartą dziewczyną, bardzo energiczną, ale zawsze ukrywała się za maską, z którą nie potrafiła się pogodzić i kiedy wychodziła jej prawdziwa natura przed ludźmi, czuła się… naga. W końcu jej pierwotny wyraz twarzy wrócił i odwróciła się do krukona uradowana. Podniosła wielką kopę książek i położyła je obok pozostałych. - To ja pójdę poszukać drabiny, za sekundkę wrócę – powiedziała uradowana i zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć zniknęła. Szukanie drabiny nie zajęło jej zbyt wiele czasu już po chwili przyłożyła ją do półki i wspięła się na nią jak kocica – mogę cię prosić o podawanie książek? Tak powinno być szybciej – powiedziała patrząc na niego z góry. Prawdę mówiąc tylko czasami mogła poczuć się taka… ogromna? Przez całe życie spoglądała na ludzi z dołu i trudno było jej wyobrazić sobie jakby to było, gdyby była wyższa, koniec końców i tak lubiła swoją kurduplowatą naturą. - A tak wracając do tematu, fajnie by było jakbyś też wybrał się na ferie, moglibyśmy gdzieś wyskoczyć, albo porzucać się śnieżkami! – bez skrępowania ukazywać swoją dziecinną naturę, za którą ludzie zawsze ją obrażają, albo wyśmiewają. Nie wstydziła się jej, wręcz przeciwnie, uwielbiała ją. Nagle dziewczyna doznała olśnienia wstała jak oparzona i wpatrując się z chłopaka wydukała niewyraźnie. - Ja... no... ten... znaczy... muszę lecieć... przepraszam! Ja... no... ten... zapomniałam o czymś! - powtarzając się, jąkając odłożyła książki w pośpiechu na miejsce i zaczęła się oddalać. Odwróciła się do chłopaka z szerokim uśmiech. - Spotkajmy się jeszcze! - ignorując zasady biblioteki wykrzyczała radośnie i zniknęła za zakrętem.
Drogę do biblioteki Hogwartu znała od pierwszej klasy. To tu nie raz zgubiła się między regałami, czy przewróciła przypadkiem kilka książek. Pierwszy ochrzan za zakłócanie ciszy i w końcu odrabianie lekcji w zupełnej ciszy. Biblioteka inaczej świątynia, sacrum, miejsce święte i pobłogosławione przez samych bogów. Miejsce, gdzie zaczyna się mądrość, a kończy się głupota. No dobra, już wystarczy. Przekroczyła próg pierwsza, a potem wpuściła swoją przyjaciółkę. Zdjęła kurtkę i odłożyła w przeznaczone do tego miejsce. Powiedzmy sobie szczerze było tu znacznie cieplej niż na zewnątrz, a dziewczyny pewnie długo tu zabawią znając ich szaleństwo. A najlepiej znała ich szaleństwo pani bibliotekarka. Kobieta lubiła dziewczyny. Czuła się, jakby sama je wychowała. Matka, Wielka Nauczycielka, Mentorka... Na widok swych dzieci uśmiechała się przyjaźnie i tym razem było podobnie. Kiedy C i V przekroczyły próg powitała je radośnie, dając jednocześnie sygnał palcem wskazującym, przytkniętym do ust. Oznaczało to ciszę, jednakże chyba już dawno zapomniała, że dziewczynki nie były dziewczynkami tylko nastolatkami, a może i za niedługo kobietami, matkami i żonami. Wielkie regały z książkami sięgały niemal pod sam sufit. Gdzieś w rogu siedział sobie chłopak, który pogrążył się w lekturze, a przy stoliku odrabiała lekcje studentka z drugiego roku. Dlaczego z drugiego roku? Bo ciągle powtarzała, że nie zda na trzeci. Tak mówią Ci, którzy zawsze zdają, ale najpierw chcą oszukać cały świat, że są głupi. Zarozumialcy. Crystal zrobiła głęboki wdech, a jej nozdrze wypełnił przyjemny zapach starego pergaminu. - To od czego zaczynamy? - Przeniosła wzrok na Vanile i zatrzymała go na chwilę, aby dziewczyna mogła zobaczyć ten charakterystyczny błysk w oku i cwaniacki uśmieszek, jakby wyrażający: "Przysięgam, że knuje coś niedobrego."
Przekroczyłam progi biblioteki z ulgą wymalowaną na twarzy. Pośpiesznie zamknęłam za sobą wrota by nie wpuszczać do pomieszczenia niepotrzebnego chłodu. Śladami Crystal zsunęłam z ramion płaszcz, który powiesiłam na jednym z wieszaków. Byłam przyzwyczajona do przesiadywania w owym miejscu długich godzin więc odłożenie niepotrzebnych rzeczy było nawykiem, który posiadałam wyryty w pamięci. Ciepło, które od razu otuliło bolące od zimna kości przywróciło szeroki uśmiech na twarzy. Dłonią pomachałam w stronę bibliotekarki, która zawsze sympatycznie witała dziewczyny. Lubiłam takie wyczuwalne ciepło bijące od otaczających mnie osób. Wiedziałam, że kobieta pragnęław bibliotece mieć kompletną ciszę a ona była za to świadoma tego, że było to niemal niemożliwe więc kiedy przytknęła palec do ust udałam, że nie zauważyłam tego gestu. - Zdecydowanie fantastyka. - Skinęłam głową na jeden z ogromnych, sięgających samych sufitów regałów i zaczęłam zmierzać w jego stronę. Adorowałam wspomniany gatunek literatury ponad wszystkie. Wynikało to zapewne z tego, że takie fabuły pozwalały mi przenieść się w zupełnie inny, nieodkryty wcześniej świat. Spojrzałam na Chris przez ramię by sprawdzić czy idzie za mną. Biblioteka była ogromna a zwariowaną krukonkę zgubiłam w tym miejscu nie raz. Brzmi to niezwykle głupio, ale miałam marną orientację w terenie i często nawet wychodząc z pomieszczenia, którego progi przekroczyłam chwilę wcześniej, nie byłam pewna w którą stronę powinnam iść. Zmrużyłam oczy widząc jej cwaniacki uśmiech kręcąc niedowierzająco głową, w myślach za to błagałam by nie wpadła na jeden ze swoich genialnych pomysłów.
Jeśli chodzi o fantastykę, Crystal ją uwielbiała. Zwłaszcza mugolską, ponieważ tej skonsumowała najwięcej. Vanila najwidoczniej czytała w myślach krukonce. Szła grzecznie za puchonką, czasem to rozglądając się w prawo i lewo, poszukując tytułu, który trafiłby w gust, albo wywarł chociaż odrobinę ciekawości. Niestety na nic takiego się nie zapowiadało, ale powiedzmy szczerze, dziewczyny były tu dopiero od kilku minut. Niespodziewanie White się zatrzymała i chwyciła za książkę "Cierpienia Młodego Krukona". Wpatrywała się zaciekawiona w powieść. Fakt, nie była to fantastyka. Ciekawe co ta lektura tu robiła? Może ktoś odłożył po prostu na złą półkę? - Znalazłaś coś Vanila? - Mruknęła C, jakby od niechcenia wpatrując się w trzymaną książkę. - Bo ja nie. - Odłożyła ją na miejsce i skierowała się do półek po lewej stronie. - Woda? Lubisz wodę? - Zapytała, jakby dopiero co wyrwała się z psychiatryka. Chris czasami tak miała. Była chodzącą, zaskakującą dziwnymi pytaniami niespodzianką. Normalnie kinder jajko.
Wiedziała. Wiedziała, że to gdzieś tu będzie! Już nie raz zapuszczała się do działu ksiąg zakazanych ale pierwszy raz zrobiła to wiedząc, że ktoś jest w bibliotece. Myszkowanie po nocach jednak nic jej nie dawało dlatego właśnie postanowiła dzisiaj przyjąć strategię- ludzie nie widzą tego, co jest najbardziej pod ich nosem. W ten oto sposób mimo jakiś uczennic rozmawiających ze sobą udało jej się po cichutku przemknąć. I co jeszcze zabawniejsze znalazła odpowiedź tam, gdzie kompletni jej się nie spodziewała. Lusterko, które wpadło jej w łapki. Ten przedmiot wyraźnie miał w sobie mnóstwo czarnej magii. Teraz już wiedziała do czego służy. Jednak to zdecydowanie nie zmniejszyło jej niepokoju. Wręcz przeciwnie. Odłożyła wszystko na swoje miejsce, a następnie wyszła tak, jak weszła – dyskretnie i po cichu. Miała nadzieję, że nie wzbudziła sobą żadnego zainteresowania.
(Jako, że Ed i Litka to ja, to ten post ma formę uzupełniającą fabułę, by zachować ciągłość wydarzeń i ich realistyczność!)
Jej plan był jasny i miała zamiar zrobić wszystko, by tylko doszło do jego idealnego zakończenia. Biegała po całym Hogwarcie w poszukiwaniu tej drugiej z Harpii. W głębi serca zapewniała się, że to, co chce zrobić wcale nie jest złe i jedyne co chce osiągnąć to rozwiązanie tajemniczej zagadki. Krótko mówiąc znaleźć sposób na pomoc kilku osób. W końcu po całym dniu poszukiwań udało jej się odnaleźć Harpie numer dwa. Zza roku przyglądała się jak znudzony chłopak przegląda różnego rodzaju książki. Miała wielkie szczęście, bo równie dobrze mogło go nie być w Hogwarcie… ale nie ważne! Nagle chłopak spojrzał w jej kierunku, a ona schowała się za jedną z półek i wzięła głęboki oddech. Miała wielką nadzieję, ze ten jej nie zauważył. Jej plan musi zadziałać, dla pewności wyjrzała po raz kolejny zza biblioteczki i jej oczom ukazała się pustka.
Chłopak siedział sobie spokojnie i nikomu nie przeszkadzał. Czytał w spokoju książkę mając nadzieję, że nawet jemu bratu nie przyjdzie pomysł na to, by szukać go w bibliotece. W pewnym momencie poczuł, że ktoś go obserwuje i kątem oka rozejrzał się po pomieszczeniu i zza jednym z regałów dostrzegł dobrze mu znaną, drobną dziewczynkę. Ta spanikowana schowała się ponownie z nadzieją, że ten jednak jej nie dostrzegł. Z szerokim, chytrym uśmiechem ruszył się z miejsca i okrążył regał zachodząc dziewczynę z drugiej strony. Gdy ta wyjrzała w poszukiwaniu chłopaka on stał już nad nią. Pochylił się nad jej uchem szepcząc ciche: „Bu”. Na to jedno słowo dziewczyna podskoczyła jak oparzona i odwróciła się w jego stronę zasłaniając swoje usta, by tylko nie wydobyć z nich krzyku .
Lilith wpatrywała się w niego przerażona i nie panując nad emocjami wyrzuciła z siebie swoje niezadowolenie. - Ed! Jak mogłeś! – natychmiast zasłoniła usta. Jak ona mogła palnąć taka gafę! Miała udawać, że myśli, że to jest Jay! A nie od razu przyznawać się, że wie kim jest! Och Litka jak mogłaś być taka głupia i nierozważna. Na twarzy chłopaka dostrzegła tylko zdziwienie, dlatego posłała mu szeroki uśmiech mając nadzieję, że to wystarczy jako wyjaśnienie – Pomyliłam się co? – wyszeptała niepewnie wierząc, że te dwa słowa wszystko naprawią. No i ku jej szczęściu udało się! Jednak plan nie zadziałał tak jak myślała.
Gdy tylko dziewczyna ukazała, że nie wie z kim rozmawia, w jego głowie pojawił się szatański plan, który w tym samym momencie co się pojawił, wyparował. Obiecał bratu, że ta mała będzie tylko jego zabawką i nie miał zamiaru łamać tej obietnicy. - Nie… zgadłaś – wydukał niezadowolony i odwrócił wzrok. Miał nadzieję, że będzie mieć tutaj spokój, a jednak to małe coś musiało go nawiedzić – co chcesz? – skoro od razu uznała, że on to on, to znaczy, że szukała jego, a nie brata.
Gryffonka odetchnęła z wielką ulgą i dla pewności powtórzyła cały plan w myślach. Spojrzała na niego niepewnie i zarumieniła się wyciągając z ukrycia małą paczkę czekoladek. To była idealna rzecz do przekupywania ludzi, a przede wszystkim do wyciągania z nich informacji. - No bo wiesz… Ed… ja… – zaczęła niepewnie mamrotać pod nosem. Musiała to wyrazić w jakiś sposób, ale nie za bardzo jej to wychodziło. Nie umiała kłamać, a to właśnie musiała zrobić, a do tego choć trochę umiejętnie. Zamknęła oczy wyobrażając sobie, że przed nią stoi on… i nagle spłonęła rumieńcem nie mogąc wydusić słowa. Chłopak wpatrywał się w nią widocznie zdezorientowany i lekko poirytowany. Nie miał czasu oczekiwać, aż dziewczynie uda się wydusić jakiekolwiek słowo. Lilith w tym czasie wyrzuciła z głowy tą myśl i spojrzała na chłopaka ponownie wyobrażając sobie kogoś na jego miejsce. Tym razem kogoś zupełnie innego – PODOBASZ MI SIĘ! – krzyknęła tak głośno jak tylko mogła.
Ed wpatrywał się w dziewczynę i niepewnie rozejrzał się wokoło. Chciał mieć pewność, że nikt nie zwrócił na nich szczególnie uwagi. Zwłaszcza, że znajdują się w bibliotece i ten krzyk mógł przyciągnąć choćby opiekuna tego miejsca. Kiedy już miał pewność, że nikt nie przyjdzie do nich, spojrzał na dziewczynę niepewnie. W normalnym wypadku wykorzystałby niewinność i naiwność tej dziewczynki, ale tym razem miał dwa argumenty, które mu na to pozwalały. Wpatrywał się w jej twarz i widząc to zakłopotanie, tą nieśmiałość i to przerażenie w jej oczach… nie był w stanie jej okłamać. Wyglądała jak małe dziecko, które w momencie odrzucenia będzie cierpieć przez wiele długich lat. - Wybacz… – wydukał oddając jej pudełeczko do rąk. Jego spojrzenie było nieobecne jakby to co mówił całkowicie niszczyło go.
Nie wierzyła, że udało jej się to powiedzieć. A osoba, którą sobie wyobraziła… nie ważne. Ważne, że dała radę to zrobić i zabrzmiało to w miarę szczerze. Nie słyszała żadnej odpowiedzi, dlatego spanikowana otworzyła oczy i to co zobaczyła przeraziło ją do tego stopnia, że zrobiła krok do tyłu. Z ust chłopaka nie wydobyło się żadne więcej słowo. - Ma… masz już kogoś kogo lubisz? – wyszeptała niepewnie obserwując jego mimikę, a te kilka słów posłał jej tylko niepewny uśmiech i minął ją chcąc porzucić w tym miejscu. Ona jednak nie dawała za wygraną odwróciła się i pobiegła za chłopakiem – Znam tą osobę? – zapytała. Była uparta jak osioł i nie dała za wygraną – Możesz mi przecież powiedzieć! – to co się stało potem trwało zaledwie kilka sekund.
Miał dosyć. Wszyscy i wszystko przypominało mu o tej kobiecie nawet teraz… jeszcze jedno słowo z ust tego kurdupla, a nie będzie w stanie się opanować. Nie udało mu się. Jednym silnym ruchem popchnął ją i uderzył drobnymi plecami o półkę. Sam zbliżył się niebezpiecznie uderzając prawą dłoń koło jej głowy. Musiał przyznać, że przy niej czuł się jak olbrzym. Spojrzał zimnym spojrzeniem w oczy dziewczyny próbując wyczytać z niej prawdziwe intencje. Jednak oprócz upartości i dziwnego rodzaju determinacji nie znalazł nic. Westchnął pod nosem i automatycznie jego mimika zmieniła się. - Nie mam nikogo… – nie był w stanie wydobyć z siebie więcej słów. Ale wiedział, że gryffonka nie da mu spokoju dopóki nie dostanie satysfakcjonującej odpowiedzi. Postanowił zrobić to w czym jest najlepszy czyli skłamać – dla mnie kobiety są tylko zabawką i nie obchodzą mnie ich uczucia… ciebie oszczędzam tylko dlatego, że brat mnie o to prosił – wysyczał w jej stronę, mimo iż cała mimika potwierdzała jego słowa, to w oczach można było znaleźć niesamowitą pustkę – zapytaj tą swoją przyjaciółkę Vittorię, z nią już skończyłem się bawić – mimika dziewczyny nagle się zmieniła. Co było dla niego niezłym zaskoczeniem, ale ucieszył się, że w końcu zrozumiała. Odsunął się od niej i odwrócił chcąc odejść. Jednak słowa jakie dotarły do jego uszu sprawiły, że nie mógł wykonać kolejnego kroku.
- Ty naprawdę lubisz Titi – miała pewność. Jej instynkt krzyczał. Widząc to pełne bólu spojrzenie gdy o niej wspominał. Ta samotność i rozpacz tak głęboko ukryta. Bolało ją serce kiedy wpatrywała się w jego oczy. Oprócz tego, jego reakcja na to zdanie była wszystkim czego potrzebowała. Chłopak odwrócił się i spojrzał na pannę Nox zszokowany. Nie umiał wydusić z siebie słowa, co miał uczynić? Lilith przegryzła wargę i chciała kontynuować swoją wypowiedź, gdy nagle chłopak znowu przybrał to spojrzenie. Zawarł jej budzie jednym gestem. Nie była w stanie wyciągać z niego więcej. Wpatrywała się jedynie jak chłopak znika z jej oczu.
Okoliczności ostatniego pobytu Enzo w bibliotece nie były dosyć standardowe i może właśnie dlatego niezbyt spieszyło mu się do powrotu w te strony. Nie chodziło o złe wspomnienia, oj nie, ale ten Krukon był poniekąd prawdziwie uczulony na przekopywanie się przez sterty ksiąg. Łatwiej było mu wkuwać na pamięć pożyczone notatki i kiedy już potrzebował się czegoś nauczyć, to właśnie z tej metody korzystał najczęściej, a teraz… teraz się nie dało. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której zgłaszałby się do Shenae, żebrząc u niej o jej zapiski sprzed kilku lat, a już tym bardziej nie widział siebie w towarzystwie nauczyciela, któremu miałby suszyć głowę o garstkę dodatkowych informacji. Pozostało mu tylko kręcenie się po bibliotece i godziny żmudnych oraz niewątpliwie nudnych poszukiwań. Po co? Ano od naprawdę długiego czasu po głowie chodził mu jeden pomysł, tylko do tej pory jakoś brakowało mu zacięcia do wcielenia go w życie. Cóż takiego się zmieniło, skoro postanowił jednak przekopać się przez tony ciężkich, niezrozumiałych woluminów? Ciężko to jednoznacznie stwierdzić. Może to jego postępy w życiu prywatnym ostatecznie ośmieliły go do podjęcia tego ważnego kroku? Niewykluczone, chociaż nadal ciężkie do uwierzenia. Halvorsen zapuścił się w korytarz wypełniony wysokimi regałami, aż pękającymi w szwach od ksiąg traktujących o transmutacji. Fascynowała go ta dziedzina magii, a chociaż nie tak bardzo jak opieka nad magicznymi stworzeniami, to jednak na tyle, aby był w stanie porzucić dormitoria w niedzielny poranek na rzecz szperania w tym dziale. Wybrał kilka okrutnie grubych tomiszczy, niestety dość losowo. Nie wiedział gdzie szukać, a nie miał najmniejszego zamiaru pytać o pomoc bibliotekarkę. Już i tak wystarczyły mu jej podejrzliwe spojrzenia, jakimi go obrzucała, kiedy raz po raz zabierał kilka ksiąg do stolika, a potem wracał po więcej. Może myślała, że chce jej wynieść pół biblioteki. Dopiero, kiedy zupełnie nie było go już widać zza sterty zakurzonych książek, przysiadł przy stoliku, spoglądając na nie pochmurnie. Kilka godzin udręki czas rozpocząć.
Shenae weszła do pomieszczenia poszukując pozycji, które mogłyby jej pomóc w zadaniu domowym z Eliksirami. Zaskakujące ile już książek stąd zgarnęła do domitorium, a w dalszym ciągu brakowało jej odpowiedniej wiedzy, żeby zabłysnąć na tym przedmiocie jakąś konkretną praktyczną wiedzą. Wyraźnie nie był to jej konik. Dlatego przekopywała się przez regały bardzo zmotywowana, żeby kolejny raz wynaleźć lekturę, która pomogłaby jej rozwiązać ten nieszczęsny problem. Zamiast tego, to co jej się rzuciło w oczy to czyjaś czupryna odwrócona do niej tyłem. Obserwowała chłopaka spomiędzy przerwy w regałach i aż musiała przechylić głowę na bok, żeby lepiej widzieć, poznając w tych gęstych włosach i szerokich plecach kogoś bardzo znajomego. Wyszła spomiędzy regałów z myślą: Nie, to niemożliwe. Puknij się Shenae, nie możesz go wszędzie widzieć. Ale kiedy wyszła zza działu z książkami, jej podejrzenia jedynie się potwierdziły. Chłopak był złudnie podobny do jej Halvorsena, a kiedy znalazła się za jego plecami, już miała pewność, że nie tylko był podobny, a po prostu to był Enzo. Chwilę milczała wpatrując się zza jego pleców nie tyle w książki obok niego, co w zdziwieniu w jego samego, w tym otoczeniu. Wszystko jej tu pasowało. Tylko nie on… — Enzo… hej — mruknęła w zastanowieniu, zerkając w bok, a zauważając, że bibliotekarka jest zajęta swoimi sprawami, pochyliła się nad chłopakiem, obejmując go za szyję od tyłu, składając przelotny pocałunek na jego karku. Szykowała już wredną wypowiedź, bo nie wyobrażała sobie, w jakim celu mógł się tu zjawić. Dlatego zanim jeszcze zorientowała się w sytuacji, rzuciła do niego z nieskrywanym przekąsem: — Próbujesz dokształcić się z seksu? Rozbawiona, powstrzymała się jednak od śmiechu, żeby nie nadwyrężać jego cierpliwości. Zamiast tego wyciągnęła dłoń przed siebie i wyprostowała się sięgając z ciekawości po przypadkowy tomik prawiący o skomplikowanej transfiguracji. Poczuła dziwny ścisk u dołu podbrzusza i przyjemne ciepło, mrucząc mu do ucha: — Transfiguracja, poziom dla zaawansowanych? Masz pojęcie jaki jesteś pociągający, kiedy próbujesz zdobyć ambitniejsza wiedzę? — szepnęła na moment przed tym, jak chrząknęła, przywracając się do porządku. — Pouczyć się z Tobą? Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie mu mogła zadać to pytanie. Nie mogła nie ulec tej pokusie skorzystania z okoliczności.
Utonął i całkowicie zaginął w dziesiątkach książek zaściełających stolik. Poszukiwania informacji na własną ręką zawsze były męczące, a dla niego to była już zupełna katorga, ale nie od dziś było wiadome, że jeśli Enzo miał jakieś zalety, to z pewnością można było do nich zaliczyć ogromną pracowitość. Kiedy mu na czymś zależało, potrafił włożyć w to naprawdę tytaniczny wysiłek i to było teraz bardzo widoczne. Niewiele rozumiał z tych ksiąg, ale idąc stopniowo i wspomagając się tymi prostszymi, wyjaśniającymi pojęcia i podstawowe prawa, udawało mu się je powoli odcyfrowywać. Po trzech godzinach miał już wrażenie, że zaraz eksploduje mu czaszka. Tysiące pojęć, ruchów różdżką oraz wskazówek krążyło mu pod powiekami, kiedy na kilka chwil zamknął oczy, chcąc odpocząć od nauki. Miał nieodparte wrażenie, że mniej zmęczyłby się biegając cały dzień po drzewach i zrywając skóry z upolowanych, niewielkich ssaków, a to już był wyczyn… chociaż dla Halvorsena raczej nie było porównania. Wyzwania fizyczne przy tych umysłowych zawsze wydawały mu się jedynie igraszką. Ponownie pochylił się nad grubym tomiszczem, chłonąc jego zawartość powoli, ale metodycznie. Skupienie wręcz zastygło wokół niego, tworząc bańkę chroniącą go przed dekoncentracją, kiedy to niespodziewanie przebił się przez nią znajomy głos. Nie usłyszał jej powitania, dopiero zaczynając wracać na ziemię, kiedy pocałowała go w kark. Przebiegł go nieoczekiwany, ale przyjemny dreszcz, który jego ciało podsumowało przelotnymi ciarkami. - Bardzo zabawne. - burknął, słysząc jej słowa, w istocie odrobinę oburzywszy się na nie. Prawda była taka, że trafiła w bardzo czuły punkt. Przed ich pierwszym razem, właśnie tak zdobywał wiedzę na ten temat, ale żeby się nie kompromitować, nie robił tego w szkole. Trochę opadła mu szczęka, kiedy wymruczała mu do ucha takie słowa i przełknął głośno ślinę, czując, że i jemu coś się gdzieś przewróciło czy ścisnęło. Nie chciał sobie żartować z jej dziwnego fetyszu, więc jedynie uśmiechnął się prowokacyjnie, muskając przelotnym ruchem dłoni jej biodro. - Pogadamy o tym później. - obiecał, nieprzyzwoicie szczerze, a potem, również przywrócony do rzeczywistości, zerknął przelotnie na pozostałą mu górę lodową. - Tak, tylko... Zawahał się, nie będąc pewnym czy zaraz go nie wyśmieje. - Nie wiem czy się do tego nadaje. Te księgi to prawdziwa czarna magia. - powiedział, nadal niepewien czy powinien jej tłumaczyć dlaczego wkuwa zaawansowaną transfiguracje. Chociaż może sama się domyśli? Kto ją tam wie.
Siedząc juz obok obserwowała chwilowo gasnace skupienie na jego twarżycie. Niepotrzebnie go rozproszyla. Obserwowanie go takiego, skoncentrowanego, musiała przyznać ze było całkiem przyjemne. Dlatego właśnie jego uwagę skwitował nieznacznym uśmiechem sięgając dłonią po jedna z książek. W rozbawieniu dorzuciła jeszcze: - Wiem, bo jestem bardzo zabawna. Nie rozumiem dlaczego niektórzy nie łapią mojego wyjątkowego poczucia humoru. - uśmiechnęła się do niego wrednie otwierając książkę. Nieważne jaka byłaby jego odpowiedź i tak planowała tu zostać, może dlatego lepiej, że wcale nie protestował przed jej towarzystwem. - Daj spokój, przecież to transmutacja. Wszystko w niej opiera się na tym co już znasz - rzuciła jeszcze zanim dokładnie przeczytała losowo otworżona stronę. Wtedy dopiero wyprostowala się, a potem pochyliła się nad książką z większą uwaga śledząc tekst. Wszystko wydawało jej się rzeczywiście mocno skomplikowane. Nawet ona nie miała pojęcia co czyta. W takich okolicznościach przydałby się ktoś taki jak Seth. Cokolwiek nie chciałoby się o nim powiedzieć to na pewno na transmutacji się znał. D'Angelo zmarszczyla brwi oglądając mocno skomplikowane schematy, które nic jej nie mówiły wiec w końcu odciągnęła tomik od siebie, sięgając po jakiś inny, ale wszystkie wyglądały podobnie. Niektory materiał był nawet gorszy. - Ej, to chyba nie jest poziom studiów - odkryła przeglądając juz trzecia lekturę, której treść wydawała jej się bardzo mocno zbudowana. Zamiast udawać, że coś rozumie, przesunęła sobie jego notatki, ale tam niewiele było, wyraźnie Enzo nie był przyzwyczajony do nauki. - Musisz więcej pisać. Potem pogubisz się już w tym co przeczytałeś. OK... - zastanowiła się nad tym, co dalej, podsuwajac sobie coś pergamin i trochę niższy poziom transferu racji, czytając wstęp. - To robisz jak się nudzisz?
Zignorował jej słowa, ostatkiem siły woli powstrzymując się przed wywróceniem oczami. Jeśli Enzo czegoś sobie nie wyobrażał to z pewnością była to zabawna Shenae. No tego to po prostu się nie dało osiągnąć… chyba, że w jakiś sposób zrzucała tę swoją złośliwą otoczkę. Chociaż, czarnowłosa bez tej swojej uszczypliwości nie byłaby sobą i pozbawiona jej na pewno nie przyciągnęłaby jego uwagi, a w każdym razie na pewno nie musiałby jej ust zamykać pocałunkami. Zabawne, że nie pomyślał wtedy, aby użyć jęzlepu, ale gdyby się tak mocniej nad tym zastanowić, to Enzo nie jest jednym z tych, którzy swoje dylematy rozwiązują czarami. W każdym razie po prostu zignorował jej słowa. Podparł się łokciem o blat stołu, układając policzek i fragment brody na dłoni, nieznacznie przechylając przy tym głowę i po prostu na nią popatrzył. Przyglądał się jak bierze jedną z książek, a potem próbuje rozszyfrować to, co jest w niej zawarte. Kiedy odłożyła pierwszą, nie wiedział czy ma się czuć rozbawiony czy załamany. Z jednej strony nagle poczuł się odrobinę lepiej. To, że on czegoś nie rozumiał nie było niczym dziwnym, bo z reguły nie starał się niczego zapamiętywać na siłę, jeśli go nie interesowało, ale że i Shenae wydawała się trochę zaskoczona? Dla Halvorsena była to pewna nowość i sam nie był pewien jak się zachować, zwłaszcza, że kiedy już minęła pierwsza sekunda rozbawienia czy ulgi, momentalnie poczuł się trochę gorzej. Skoro nawet ona nie wydawała się tego w lot chwytać to zdecydowanie nie przełożył sił na zamiary. Kiwnął krótko głową na jej stwierdzenie, odchylając się nieco na krześle i spoglądając w swoje marne zapiski dopiero wtedy, kiedy i ona zwróciła na nie uwagę. Skrzywił się nieznacznie. - Nie cierpię tego… - burknął, jakby to miało ją powstrzymać od zmuszenia go do pisania. Wyglądał teraz trochę jak mały chłopiec, któremu ktoś niesłusznie wlepił szlaban. Dopiero po chwili się rozchmurzył, ale tylko po to, aby nieco się zawstydzić. Przygryzł nerwowo wargę, momentalnie uciekając spojrzeniem w stronę sterty ksiąg, które wciąż czekały na jego uwagę. - Nie. To robię, kiedy mam czas. - odpowiedział, jednocześnie sugerując, że to nie jest tylko chwilowa fanaberia znudzonego Krukona. Westchnął, czując, że to jest chwila, w której musi przestać uciekać. Niechętnie odwrócił wzrok w stronę czarnowłosej, wyciągając spośród książek jedną, cieniutką, którą ciężko było zauważyć pośród opasłych, ciężkich tomiszczy. - Tylko się nie śmiej. - poprosił, odwracając książeczkę przodem do niej. Tytuł był zapisany częściowo w języku runicznym, a to wyjaśniało, dlaczego gdzieniegdzie walały się słowniki, bo w starożytnych runach Enzo był mocno przeciętny i bez czyjejś pomocy z reguły nie potrafił nic odcyfrować. W każdym razie udało mu się ustalić, że sam tytuł zapowiadał już coś związanego z animagią, ale nie udało mu się na razie dotrzeć do momentu, w którym mógłby ostatecznie potwierdzić przydatność tej lektury. Najwyraźniej uznał, że zajmie się nią w chwili zupełnego znużenia pozostałymi, ale nie przewidział jak męczące będzie dla niego zrozumienie pozostałych ksiąg. Jego głos był niepewny, jakby spodziewał się, że w istocie zaraz parsknie śmiechem, zaskoczona tym, że ktoś taki jak on ma takie aspiracje, zupełnie niepoparte umiejętnościami. - Chce zostać animagiem.
Shenae złapała jego notatki dopisując od siebie jakieś wyjaśnienia do tych rzeczy nieco prostszych, które pamiętała z zajęć, a które Enzo spisał sobie jakos chaotycznie, bez wyjaśnienia. Jakby w to zajrzał później, nie miałby pewnie pojęcia co napisał, znając jego możliwości transmutacyjne i umiejętności. Na dłuższą chwilę się w nich zgubiła, przygarniając sobie losową książkę i wypisując inne rzeczy na innym pergaminie, albo dopisując coś do poprzedniego. Lubiła w sumie taką nużącą robotę, mimo, ze większości rzeczy, które czytala nie rozumiała, potrafiła je połączyć ze sobą, wypisac, chociaż niekonkretnie wyciągnąć z niej wnioski, czy zapamiętać co czytała. Wyłapywała rzeczy, które instynktownie wydawały jej się chyba dość istotne, ale nie miała pewności, czy naprawdę tak było. Uniosła wzrok do Halvorsena trochę rozbawiona jego żałośnie cierpiętniczym wyrazem twarzy. Dla pokrzepienia obróciła swoją rękę w kierunku jego ramienia, opierając ją o przedramię chłopaka, a chwilę potem odnalazła jego dłoń, wplatając swoje palce w jego, wracając do pisania druga ręką po pergaminie. Skoro nie lubił pisać to prawa dłoń i tak nie będzie mu już chyba potrzebna. Wróciła do swojego zajęcia, łaskocząc się końcówką pióra co jakiś czas w bok szyi, kiedy zastanawiała się nad czymś, co akurat pisała. Nie pytała go po co była mu ta wiedza, zbyt mile zaskoczona tym, ze w ogóle chciał ją zdobyć, żeby go dręczyć o tą kwestię. Jeszcze by się spłoszył i wycofał, a wtedy być może wydałby jej się odrobinę mniej atrakcyjny w tym momencie. Podniosła głowę dopiero kiedy sam spróbował się do tego zebrać. Jej wzrok padł na okładkę, której tytuł przynajmniej była w stanie przeczytać: — Chcesz się uczyć animagii? — zdziwiła się, pytanie zadając prawie równo z tym, jak sam jej to powiedział. Z początku wpatrywała się w niego wzrokiem chłodnym, wyzbytym z emocji, ale złagodniał on, kiedy dostrzegło się lekki uśmiech na jej twarzy. Pochyliła się w jego stronę, odkładając pióro i przysunęła się, w przelotnym geście obejmując go za szyję — 100 punktow dla Ravenclawu — mruknęła, co było swojego rodzaju… pochwałą w jej ustach dla jego decyzji. Odsunęła się, podchodząc do kwestii bardziej entuzjastycznie niż mógłby się tego po niej spodziewać. — Pomóc Ci to przetłumaczyć? — wskazała głową na książkę, ponownie splatając z nim dłonie: — Pójdzie szybciej i być może do końca dnia bibliotekarka nie zdąży Cię zabić za ślęczenie tu do nocy.
Przyglądał się jej przez chwilę czy dwie, obserwując jak skrobie piórem po pergaminie i nie mogąc się powstrzymać przed czytaniem jej przez ramię. Jej wyjaśnienia były o wiele sensowniejsze od tych, które rozpisał sobie w pośpiechu, kiedy jeszcze jej tutaj nie było, ale tak w zasadzie to nawet się nie zdziwił. Spodziewał się, że później pewnie pożałuje potraktowania notatek po macoszemu, ale na razie był chyba zbyt zdesperowany swoją niewiedzą, aby myśleć o przyszłości. Jego ambicje względem animagii sięgały tak głęboko, że nawet ciężko byłoby je na szybko wytłumaczyć, a i tak już spędził na pobieżnym studiowaniu tego tematu kilka lat. Wcześniej nie miał tyle czasu co teraz. Wyjazd do Hogwartu w ramach Złotego Sfinksa i późniejsza rywalizacja w projekcie zupełnie wybiły mu z głowy przekopywanie się przez taką stertę nadprogramowych ksiąg. Także to, prawdopodobnie, był pierwszy raz, kiedy Shenae spotkjała Enzo w takiej sytuacji. Objawił prawdziwie Krukońskie cechy, obnażając się jej z niezdrowej fascynacji zaawansowaną transmutacją, ale sam nie był pewien czy dobrze postąpił, aż do tego momentu. Jej słowa sprawiły, że przestał śledzić spojrzeniem kamień tworzący sufit i popatrzył na nią. Wydawał się odrobinę zbity z tropu, ale już po dwóch uderzeniach serca uśmiechnął się szeroko, w wybuchu entuzjazmu korzystając z jej objęcia i całując ją niespodziewanie w usta z tak głośnym mlaskiem, że aż bibliotekarka rozejrzała się zgorszona, szukając źródła tego nieprzyzwoitego dźwięku. Mieli szczęście, że Halvorsen tak skrupulatnie obstawił się książkami. - Normalnie kocham Cię do szaleństwa. - wypalił, a potem nagle nieco się zaczerwienił, uciekając wzrokiem do ksiąg, nagle interesując się otwarciem runicznej książeczki na pierwszej stronie. - Tak, proszę. Nawet nagle zapomniał o zaproponowaniu jej spędzenia wspólnie wieczoru, skoro już będzie wolny.
Shenae naprawdę czasami nie rozumiała tym, co kierowało Enzo. Był dla niej bardzo nieprzewidywalnym człowiekiem. Zwierzył się jej z czegoś, ona przyjęła to chyba dość standardowo, trochę obie ironizując, a trochę ciesząc się razem z nim i takie podejście miał chyba do wszystkiego, tym bardziej wydawała się zdziwiona, że pchany impulsem dossał się do jej warg, całując ją z zaskoczenia. Nie dał jej nawet czasu na oddanie tego gestu, bo już zdążył się odsunąć. Wpatrywała się w niego oniemiała, z sekundy na sekundę bardziej. Odebrało jej na chwilę mowę, kiedy słowa spłynęły mu z ust, ale wstrząsnęła głową, doprowadzając się do porzadku. — Ech… no ok. — mruknęła trochę nie wiedząc jak powinna na to zareagować, bo brzmiało to trochę tak, jakby palnął coś bez sensu, bo tak się mówi i teraz tego żałował, bo zaraz odwrócił wzrok. Z nim jednak nigdy nie mogła być niczego pewna, dlatego pochyliła się nad nim, zaklęciem przestawiając jego krzesło przodem do siebie i przysunęła do niego własne, opierając się kolanami o wnętrza jego ud, bo jak typowy facet siedział pewnie w lekkim rozkroku. — Powtórz to, tylko bez wycofywania się, żebym wiedziała czy mówisz poważnie, czy tak Ci po prostu wyszło — mruknęła zgarniając od niego książkę i postukała kostka w okładkę — Wtedy Ci to przetłumaczę. No tego jeszcze nie było, żeby szantażowała faceta o wyznanie miłości w zamian za „odrobienie za niego lekcji”. Wpatrywała się w jego tęczówki oczu przez chwilę wnikliwie, świdrującym spojrzeniem i odetchnęła — Niech stracę. I tak Ci to zrobię — dorzuciła z westchnieniem, bo wywieranie presji nie miało chyba najmniejszego sensu. Wróciła do pozycji przodem do stolika, kładąc przed sobą lekturę, czytając pierwszą stronę, która wydawała się prosta w tłumaczeniu tylko przez kilkanaście wersów, dopóki nie natrafiła na bardziej skomplikowane sformułowania.
Nie spodziewał się, że zacznie nalegać i nie był przygotowany na zrobienie uniku. Kiedy obróciła go do siebie przodem, czuł już, że może nie wyjść cało z tej konfrontacji. Zupełnie przyszpiliła go do muru, ale tym razem zamiast uciekać, Enzo po prostu skamieniał. Był jednym z tych facetów, którzy na samą myśl o słownych deklaracjach miłości i przywiązania jeżyli się oraz pragnęli natychmiast wydostać się z tak niedogodnej sytuacji. Nie potrafił po prostu popatrzeć jej w oczy i w obliczu tej presji, zacząć wyrzucać z siebie, w jego pojęciu, beznadziejnie puste słowa o tym jak nie opuści jej aż do śmierci. Dla niego nie miało znaczenia to czy coś powie. Liczyły się gesty i spojrzenia. Mowa ciała zdradzała o wiele więcej niż słowa, a to upośledzenie zesłała na niego jego pasja. Zwierzęta nie mówiły. Wydawały z siebie dźwięki, to fakt, ale człowiek nie był w stanie ich zrozumieć, kierując się podczas odczytywania ich nastroju jedynie tonem tych dźwięków, ułożeniem ciała oraz pozostałymi sygnałami, jakie wysyłały w stronę intruzów czy siebie nawzajem. To, że chciał przy niej trwać i starał się sprawić jej przyjemność były dla niego wystarczającym dowodem na przywiązanie, a gdy doda się do tego jak przyspieszał mu puls, ilekroć tylko ich ciała zgrywały się ze sobą w pocałunkach czy pieszczotach to nie była tylko reakcja biologiczna. Chemia, która ich łączyła nie była czysto fizycznym wytworem hormonów dojrzewających, młodych ludzi. Nie dla niego, ale jak wiadomo, dla kobiet liczą się słowa. Tylko czy słowa w ogóle sprawdzą się w przypadku takiego dzikusa jak Enzo? - Nie tutaj. - wreszcie z siebie wydusił, bardziej zawstydzony niż kiedykolwiek wcześniej i tym samym podpisał na siebie wyrok. Teraz będzie mogła egzekwować swoje prawa jeszcze później, ale Halvorsen i tak nie wątpił w to, że tak zrobi wcześniej czy właśnie później. Porzucił te rozmyślania, koncentrując się na próbie przetłumaczenia tłumaczonego tekstu na… hiszpański. To, co skrobał na pergaminie musiało stanowić dla Shenae wielką zagadkę, ale Enzo już tak miewał, że łatwiej mu było znaleźć jakieś słowa w swoim ojczystym języku. Po dwudziestu minutach pracy, ich notatki były zapewne wymieszaniem hiszpańskiego z angielskim, bo gdzie nie potrafił poradzić sobie z ubraniem w proste słowa tego co miał na myśli, korzystał ze skrótów, które mu podsuwała, zamierzając zrobić z tym porządek później. - Przepraszam, że tak namazałem. Spróbuje to przepisać. - mruknął, kiedy już miał dosyć rozwikływania skomplikowanych pojęć. Powstrzymał Shenae od dalszego tłumaczenia, krótkim muśnięciem jej twarzy spracowaną od pisania dłonią. Niechcący umazał ją tuszem na policzku. Potem wrócił do pisania, ale tym razem przerabiał hiszpański na angielski, aby mogła mu pomóc z dojściem do tego czy dobrze wszystko zrozumiał, a kiedy dobrnął do końca, notabene zaskakująco szybko, popatrzył na nią zmęczony. - Dziękuję. Może będziemy kontynuować jutro? - podpytał ją, niepewien tego czy dalej chce mu pomagać w tej żmudnej pracy. -A dzisiaj może się trochę… zrelaksujemy?
Shenae nie chciała być jego katem. D’Angelo po prostu w naturalny sposób słysząc coś chciała wiedzieć, czy może temu ufać. Tak, oczywiście, ze potrzebowała słów. Zapewnienia, chociaż jeden raz. A w zasadzie, mogłaby je słyszeć częściej, kiedy będzie miała zły dzień, albo, kiedy sytuacja będzie temu sprzyjać. Halvorsen musiał mieć tą świadomość, ze mimo wielu cech, które sytuowały krukonkę jako troche zbyt ostrą, jak na wrażliwą dziewczynę, dalej była jednak tylko kobietą i jak każda kobieta przywiązywała pewną uwagę do rzeczy, które jemu wydawały się błahe. Skoro jednak nie chciał o tym rozmawiać, uznała, że zwyczajnie może po prostu jeszcze nie czuje tego samego, co ona, albo po prostu… nie miała pojęcia co, ale pewnie miał swoje powody. Wróciła więc trochę zasępiona do swoich-jego notatek i zajęła się tłumaczeniami, gubiąc się w nich na długo. Przynajmniej nie dekoncentrowała się już jego obecnością. Skupiła się wyłącznie na tekście, uznając, że zakopanie tematu pod siebie pozwoli jej uniknąć przykrości z jej własnych analiz, jakie pewnie by wyciągnęła. W najczarniejszym scenariuszu pewnie nawet dochodząc do wniosku, ze być może Enzo nie chce się do niczego przyznać, bo może chce z nią przegrać. Albo jeszcze inne abstrakcje przyszły by jej do głowy. W zasadzie tekst kompletnie ją pochłonął, kiedy chłopak obudził ją muśnięciem dłoni. Wcześniej zaangażowana w ciężkie rozwikływanie tego, co miała przed sobą, wraz ze słownikiem do run, teraz podniosła głowę, nadziewając się jednocześnie na jego pióro. Ślad po atramencie został na jej policzku, czego nie zauważyła, bo musnął ją w lico tylko w przelocie, cofając rękę. Zapatrzyła się w jego dalsze działania, a wiedząc jak bardzo teraz traci czas, opuściła go na chwilę, kiedy on męczył się ze swoimi notatkami, wybierając się pomiędzy półki po książkę do eliksirów, po którą tu przyszła. Wracając pochyliła się nad ramieniem Halvorsena, zabierając mu pióro, żeby poprawić kilka błędów, wynikających głównie z faktu, ze Enzo chyba rzadko przyszykowywał sensowne notatki. — Tak będzie jaśniej — wytłumaczyła kładąc podręcznik z eliksirów obok siebie, kiedy zadał jej pytanie czy już kończą. Wpatrzona w jego twarz zawahała się chwilę. Miała do wyboru znienawidzone eliksiry, które musiała kuć niesamowicie długo, żeby je chociaż zdać i Enzo. Wybór był prosty, a mimo to miała dziwne przeświadczenie, że to potem odbije się słabo na jej ocenach. Dlatego chwilę milczała, zerkając na tomik do eliksirów. — No… ok. — rzuciła w końcu, łudząc się, że zdąży nadrobić zaległości w nocy (bez odpowiedniej książki będzie to ciężkie). — A co proponujesz?
Nie wiedział czy to co poprawiła w jego notatkach jakoś znacząco wpłynie na ich czytelność. Gdyby się na tym znał, zapewne potrafiłby sam przygotować je odpowiednio i teraz pewnie byłby o wiele mądrzejszym człowiekiem… chociaż nie, na jego problemy z zapamiętywaniem nie mogło pomóc dobre notowanie. Enzo zwyczajnie potrzebował motywacji. Wystarczyło popatrzeć jak zakuwał opiekę nad magicznymi stworzeniami, kiedy okazało się, że Hechiceros będzie brało udział w Projekcie Złoty Sfinks lub jak teraz męczył tę nieszczęsną transmutację. Był chyba najbardziej upartym człowiekiem na świecie, jeśli mu na czymś lub na kimś zależało. Niestety, żeby pomóc matce potrzebował czegoś więcej niż jedynie chęci i zawziętości, ale może tym razem ominie go chowanie uczuć w pudełko do butów? Tak właśnie przechowywał pamiątki po Emelinie, bardzo lekkomyślnie składując je pod łóżkiem, a jakie zabezpieczone były najsilniejszym zaklęciem zamykającym, jakie tylko udało mu się rzucić. Nie chciałby nigdy tak właśnie „chować” swoich uczuć do Shenae. W każdym razie i tak popatrzył na nią z wdzięcznością, rozcierając palcami powieki, gdy poczuł pod nimi piasek. Usmarował się atramentem na skroni, kiedy przypadkiem musnął ją bokiem środkowego palca. Jej wahanie było zrozumiałe, ale i tak zdążyło trochę zasmucić Peruwiańczyka. Tak właściwie to zdawał sobie sprawę z tego jakie to samolubne i bezsensowne, ale nic nie potrafił poradzić na to, że coś przewróciło mu się w żołądku, kiedy tak trzymała go w napięciu. Popatrzył na nią przez chwilę, a potem uśmiechnął się w bardzo zaczepny sposób. - Zobaczysz. - jak miał nadzieję, podsycił jej ciekawość, zaklęciem zaganiając wszystkie książki do powrotu na swoje miejsca. Przez cały ten czas jaki spędzał ostatnio w bibliotece, zdążył już zapamiętać gdzie które leżą, więc w zasadzie nie musiał zostawiać po sobie nieporządku. Spakował kałamarz, pergamin z notatkami i małą, runiczną książeczkę do torby, najwyraźniej umawiając się wcześniej z bibliotekarką na kilkudniowe wypożyczenie. - Chodź. - pospieszył Shenae, najwyraźniej chcąc wreszcie opuścić zakurzoną bibliotekę. Halvorsen był chory, jeśli nie przesiadywał na zewnątrz co najmniej trzy godziny dziennie. - Jestem pewien, że przyjaciel poduczy Cię eliksirów. Rzucił na odchodne trochę złośliwie, poirytowany ostatnią zazdrością Krukonki, najwyraźniej nie mogąc już się powstrzymać.
@Giannis Nymph Nie zamierzała czytać. Ani się uczyć. Nie miała zamiaru robić cokolwiek co by było związane z nauką. Kroczyła tam by coś zjeść. Ambitnie, nie? Potrzebowała również trochę ciszy. Nic nie irytowało jej bardziej niż para rozgadanych koleżanek gdy Hope próbuje zacząć jeść. Czy tylko ją to denerwowało? Najprawdopodobniej tak. Gdy była już na miejscu, przed biblioteką schowała kanapkę i butelkę z sokiem pomarańczowym do torby. Weszła po chwili jakby nigdy nic. Ja przyszłam tu się uczyć, w mojej torbie są tylko książki. Uśmiechnęła się pod nosem. Niestety, ktoś w bibliotece był. Chłopak. Siedziała przy stole wciągnięty w lekturę. Westchnęła cicho. Usiadła naprzeciwko chłopaka, między nimi położyła torbę chwilkę tak siedziała przypatrując mu się. Wyglądał na młodszego, ale... jego wzrost temu przeczy. Naprawdę można być aż tak wysokim? Nawet siedząc wyglądał jak olbrzym! Poczuła się przytłaczająca mała. Dobra, nie przyszłaś tu użalać się nad swoim metrem siedemdziesiąt. Chrząknęła, wzięła torbę i położyła ją obok krzesła. Schyliła się, wyjęła tylko butelkę z sokiem. Odechciało się jej jeść. Postawiła butelkę przed sobą. Kurczę, z drugiej strony mogła wziąć coś do czytania. Kolejny raz westchnęła, sięgnęła po sok, odkręciła go i upiła łyk. Między piciem robiła krótkie przerwy, na myślenie o czym napisać wiersz. Gdyby tylko wzięła kartkę i coś do pisania. Sięgnęła po odkręconą butelkę, lecz zamiast ją złapać, Hope sturchnęła ją delikatnie palcami. Nie zdarzyłoby się to gdyby patrzała co robi. Ona jednak wgapiona była w książkę, którą czytał chłopak. Ciekawe co czyta...Nagle zdała sobie sprawę co zrobiła. Butelka z sokiem zachwiała się, przewróciła, a cała zawartość wylądowała na książce nieznajomego.