Pokój snów jest znanym, choć niezbyt często odwiedzanym pomieszczeniem. Wymiarami różni się nieco od klas, gdyż jest mniejszy, co tylko dodaje mu przytulności. Poza tym jednym szczegółem, ściany wyglądają jak w zwyczajnej sali lekcyjnej. Całą lewą stronę zajmuje naścienne lustro. Jego odbicie wydaje się trochę przyćmione, jakby znajdowało się za chmurami. I rzeczywiście, unoszą się tu małe obłoczki, z których wydobywają się szepty, słyszalne, jeśli osoba przebywająca w pomieszczeniu ma odpowiedni nastrój. Skupiając się na jednym z szeptów - snów, można usłyszeć, o czym opowiada.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
1 - Jeden ze szeptów wyjątkowo Cię zaintrygował; skupiwszy uwagę właśnie na nim, dowiedziałeś się o historii jednego z uczniów, który uczęszczał do Hogwartu niemalże... sto lat temu! Zyskujesz z niej wiele ciekawych informacji, w wyniku czego udaje Ci się zdobyć jeden punkt do kuferka z Historii Magii i Runy. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
2 - Niestety; sny bywają wyjątkowo kapryśne i najwidoczniej nie mają zamiaru w żaden szczególny sposób Cię zaczepić. A kiedy w końcu zaczynasz słyszeć szept płynący z jednego obłoczka okazuje się... że opowiada on TWÓJ SEN! W dodatku taki, z którego raczej nie jesteś dumny. Obyś tylko Ty się na nim skupiał!
3 - Sny potrafią być różne, a ten najwidoczniej nie należał do najszczęśliwszych. Smutna historia o nieszczęśliwie zakochanym studencie mogła Cię wzruszyć, lecz spływające po twoich policzkach krople nie były łzami! Przynajmniej nie twoimi... Ów obłoczek postanowił dość dosłownie wylać na Ciebie wszystkie swoje żale i przez trzy następne posty nie znika znad twojej głowy, znacząc Ci ubranie coraz to większymi kroplami.
4 - Jeden z obłoczków zaczepia Cię, tym samym opowiadając o dość nietypowej rzeczy, która wydarzyła się w Hogwarcie. Zaczynasz się śmiać, a co najgorsze - nie możesz tego w żaden sposób kontrolować! Wypowiedziana przez szepty historyjka najwidoczniej powoduje u Ciebie niespodziewany wybuch śmiechu, w związku z czym przez trzy następne posty będziesz wyjątkowo rozbawiony.
5 - W spokoju przechadzasz się po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy szepty rzeczywiście istnieją oraz czy mówią najprawdziwsze sny. Udaje Ci się usłyszeć jeden, potem drugi, następnie dwa naraz, trzy... Obłoczki stopniowo zaczynają Cię otaczać, a ich szepty narastają z każdą kolejną spędzoną w pokoju minutą. Jeden nawet będzie próbował wleźć Ci do ucha! Obyś przez nie nie zwariował...
6 - Spoglądając w lustro przez dłuższą chwilę, oglądany obraz wydaje Ci się wyostrzać, jakby obłoczki przerzedzały się. Zamiast nich w odbiciu dostrzegasz przebiegające po przeciwległej ścianie wydłużone cienie, które znikną, jeśli tylko spróbujesz się odwrócić. Czyżby przeleciał Cię dreszcz?
Abigail chętnie by się z nim zamieniła, chociażby na chwilkę tylko. Niekiedy siedząc w pokoju wspólnym dochodziła do wniosku, że strasznie tam nie pasuje ze swoim ponurym wyrazem twarzy i tak rzadkim uśmiechem na ustach. Jednak nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Nie mogłaby być ślizgonką. Nie tylko przez sam wygląd, który stanowczo nie pasował do wiecznie zirytowanej, naburmuszonej córki Salazara, ale przede wszystkim z charakteru, była zbyt delikatna na ten dom. Nawet jeśli ludzie mieli o niej różne, mylne wrażenia. Przede wszystkim uchodziła jednak za słodkiego puchona i to ją najbardziej denerwowało. Nie ważne jaki, nawet nie ślub w tym wszystkim był najważniejszy. Abigail nie potrzebowała gości, porcelanowej zastawy w złote zdobienia, nie potrzebowała wielkich bukietów białych lilii, ani najlepszego organisty, nie musiała mieć białej sukni, właściwie… nie potrzebowała nawet ślubu. Wystarczyłby jej tylko wymarzony mężczyzna, człowiek którego kochała całym sercem i chciała spędzić z nim resztę życia. Tak bardzo się boję, że wszystko jednak skończy się inaczej, a Abigail boi się jeszcze bardziej, bo teraz, kiedy poznała czym jest życie, w którym się kogoś kocha, chyba nie będzie potrafiła normalnie egzystować bez miłości. Bo się obwinia i ma o co. Bo to była jej wina. Bo to ona zbyt szybko zaufała Jaredowi. Bo to ona zdradziła mu wszystkie swoje sekrety, które chłopak potem wykorzystał przeciwko niej. Bo to jej wina. Mógł sobie mówić, co chce, ale ona i tak wiedziała swoje. A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nie potrafiła się do końca gniewać na Jareda, nie umiała go znienawidzić, nawet po tym co zrobił. Cudowny puchoński charakterek. -Ponieważ… ponieważ zabił go, żeby mnie obronić.-Spuściła głowę. Draco jest pierwszą osobą, która się o tym dowiaduje. Tak nago się teraz czuła. Jednak obiecała mu powiedzieć prawdę, a eliksir nadal działał, więc kłamstwo, o którym przez chwilkę pomyślała, nie wchodziło w rachubę. -Wracajmy.-Uśmiechnęła się do niego. Nie miała ochoty na zabawę, ale przecież nie może się zadręczać smutnymi myślami przez cały wieczór. W końcu mieli się dobrze bawić, bez względu na Jareda. Kiedy już siedzieli w kole, musnęła jego usta w lekkim pocałunku, ignorując grymas złości na twarzy Jareda. Niech się zajmie Corin. Próbowała jakoś nawiązać rozmowę, jednak chłopak zbywał ją milczeniem, więc po kilku nieudanych próbach zrezygnowała popadając w milczenie. -Wracaj szybko.-Mruknęła, kiedy odsadził ją na ziemię i pognał w stronę drzwi. Coś wyraźnie było nie tak i będzie musiała się dowiedzieć o co chodzi. Draco był zupełnie inny niż jeszcze chwilę wcześniej. Czymś przybity, zdenerwowany. Porozmawia z nim, jak tylko wróci. Spojrzała na Corin, kiedy ta usiadła koło niej. Potrzebowała teraz obecności przyjaciółki. -Powiedział, że musi na chwilę wyjść, ale… był jakiś taki dziwny.-W jej glosie można było wyczuć troskę. Zaniepokoiło ją zachowanie chłopaka.
Corin objęła rękami nogi i bujała się w te i na zad i w te i na zad i w te i na zad i w te i znowu. Uśmiechała się delikatnie. Cały czas miała w głowie pocałunek tego debila. Trzeba było przyznać, że charakteru nie miał za grosz. Gustu też ani troszkę. Ale był śliczny i całował niesamowicie. I na pewno tylko to sprawiało, że mimo iż go nie lubi to odczuwa do niego pociąg. Przynajmniej takie było jej mniemanie. Może miała też pewne plany wobec niego? Mianowicie hmm... Poderwać, przelecieć, przelecieć, przelecieć... Dużo razy przelecieć i olać, jak się znudzi. A chłopaki lubią, kiedy dziewczyna traktuje ich jak pana i boga, więc i to postanowiła robić ot co! Okłamuje samą siebie, prawda? Ale nie powiem jej tego, bo zabije mnie wzrokiem nawet na mnie nie patrząc (dop. pozdrawiam Lillyanne xD). - Właśnie mi się też tak wydawało. Wyszedł bezpośrednio po Jaredzie. A on był taki wściekły... Myślisz, że mogą zrobić coś głupiego? - Spytała cicho. I już miała powiedzieć coś jeszcze, kiedy nagle poczuła znajomy zapach, który dzisiaj wywołał wiele złego i złapała do ręki ulotkę. Ploteczki, cześć druga. Chciała sprawdzić, czy znów kłamliwe lub obraźliwe. Czytała powolutku. Świetnie. Finn zdradza Jimmy'ego... Z innym chłopakiem! FUJ! Czy on kurcze blaszka nie ma żadnych dziewczyn na oku? No jakiekolwiek! Wolałaby to przeczytać. I jeszcze sama została ujęta w tym wszystkim. A przecież nie są parą. Ile razy to można ludziom wmawiać? A potem... - Oszz kurdee. Abii mamy probleeeem! - Krzyknęła pokazując jej gazetkę trzymając ją parę milimetrów od jej twarzy. Jak można być tak głupim i tak nieodpowiedzialnym? I jak mogły się nie domyślić, że kiedy tylko będą mieli okazje pójdą się bić o... o Abigail. Heh. Ta to ma szczęście. Nawet nie wiesz, jaka Cornelia byłaby zazdrosna, gdyby nie powaga sytuacji.
- Czy czegoś żałuję? - zaśmiał się cicho, wpatrując się zmrużonymi oczami w dziewczynę, która zadała mu pytanie. Żałował wielu rzeczy. Tego, że kiedyś spróbował narkotyków i prawie zginął przez niego jego najlepszy kumpel. Żałował tego, że złamał serce dziewczynie, którą kiedyś darzył wielką sympatią. Żałował, że jego rodzice są cholernymi arystokratami i nienawidzą wszystkiego, co związane z mugolami. Żałował, że wcześniej nie uciekł z domu. - Żałuję. Żałuję, że zniszczyłem życie dobremu człowiekowi - odparł w końcu cicho. Nikt nie domyśli się o co chodzi. Nikt nie zna tej historii. I nikt jej nigdy nie pozna. Sięgnął po butelkę i zakręcił nią mocno. Padło na Abigail. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem, uniósł jedną brew do góry, a potem wypalił: - Gdybyś musiała zabić jedną osobę z naszego grona - kto by to był? - Głupie pytanie, wiadomo. Jego na żadne inne nie stać, zawsze będzie zachowywał się niepoważnie, jakby miał siedem, a nie siedemnaście lat. Ale czy to ważne?
Sebastian był dla niej kimś naprawdę wyjątkowym. Bała się zniszczyć to, co było między nimi, bo wiedziała, że jeśli ich znajomość przerodzi się w coś więcej, ucieknie od niego. Byle się nie zaangażować, byle nie utracić samodzielność i być w pełni wolną. Gdzieś w głębi czuła, że potem okropnie by tego żałowała, ale… nie potrafiła inaczej. Już parę razy próbowała się zmienić, trochę się ustabilizować. Ale chyba nie było jej to dane. Była masochistką. Odbierała sobie to, co dawało jej szczęście, bo tak w gruncie rzeczy było bezpieczniej. Przynajmniej wiedziała, na czym stoi. Nie musiała polegać na kimś innym, ciągle pozostawała bez kajdan. A miłość w pewien sposób by ją uwięziła. I potem, po zakończeniu pięknej historii, zaprowadziłaby ją na stryczek, gdzie skończyłaby życie. A miała ich już tylko pięć. To za mało, żeby ryzykować. Jednocześnie z każdą chwilą z nim spędzoną narastała ochota na więcej. Pewnie niedługo nie będzie chciała go wypuścić ze swoich objęć. Na jego miejscu zaczęłabym się bać. Dobrze dla niej, że jeszcze niedawno ograniczał ich kontakt. Teraz coś im to nie wychodziło, ale nie miała nic przeciwko. Chciała się z nim kochać, chciała mieć go blisko siebie, może nawet wolałaby, żeby ograniczył swoje znajomości z resztą kobiet na całym świecie. Oj tak, zazdrość. Jeszcze nierozwinięta, dopiero w zarodku. Ale była. I najprawdopodobniej czekała na najlepszy moment. Kiedy zauważyła, że chłopak traci nad sobą kontrolę, odskoczyła do tyłu, zapominając o ścianie za nią, przez co dość mocno uderzyła się w głowę. Syknęła niezadowolona, masując obolałe miejsce, ale po chwili przestała zwracać na nie uwagę. Przecież dziś był jej szczęśliwy dzień. Nie będzie się przejmować takimi bzdetami. Szczerze mówiąc, nie zdziwiła jej jego reakcja. Podejrzewała, że nic nie zrobi sobie z tego całego zamieszania. Był taki, jak i ona. Kiedy objął ją ramieniem, instynktownie wtuliła się w niego jeszcze bardziej, uśmiechając się pod nosem. Uwielbiała taką bliskość a dzisiaj nawet to, że byli w miejscu publicznym jej nie przeszkadzało. Położyła rękę na jego udzie, obserwując grę. Nie przeszkadzało jej też panujące między nimi milczenie. Ba! Było nawet przyjemne. Czekając na odpowiedź Des, rozejrzała się po pokoju zainteresowanym wzrokiem. O! Przetarła zdziwiona oczy, ale nie. Melaśka nadal była w pokoju. Co więcej, właśnie usiadła koło niej i ją przytuliła. Odwzajemniła ten gest z uśmiechem na twarzy. Tak strasznie dawno jej nie widziała! Zaczynała myśleć, że Ślizgonka mogła się stąd wynieść, nic jej nie mówiąc. Och, miała ochotę na nią nakrzyczeć i tulić w nieskończoność zarazem. - Musimy poważnie porozmawiać, Melanie. Nie może być tak, że się przede mną chowasz, wiesz? – Taak, w końcu ją puściła, ponownie opierając się o Sebastiana. Był taki wygodny! Ciągle jednak wpatrywała się w przyjaciółkę, jakby bojąc się, że ta zaraz rozpłynie się w powietrzu. Na próbę odwróciła wzrok na butelkę i zaraz wróciła nim w stronę Ślizgonki. Dobrze. Nadal siedziała koło niej. Odetchnęła z ulgą i mrugnęła do niej.
No tak, już zapomniała, jak to miło jest być tuloną, zwłaszcza przez Czarkę, jedną z tych niewielu prawie-że-bliskich osób. Na wzmiankę o poważnej rozmowie uniosła trochę zdziwiony, trochę przestraszony wzrok na przyjaciółkę. Szybko się jednak zreflektowała, przywołując na usta zaczepny uśmieszek. - Ależ z ciebie egocentryczka - mruknęła karcącym tonem. - Nie chowam się tylko przed tobą, chowam się przed całym światem. - Oj? Nie to miała powiedzieć... Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, co się właściwie stało - w końcu żyła kłamstwem, nie popełniała błędów w tej kwestii, nie przejęzyczała się, nie myliła. Biedna Melanie, eliksir prawdy odebrał jej najlepszą broń. Jeśli nie jedyną. Chcąc odwrócić uwagę od swojej wypowiedzi, dźgnęła Czarkę w brzuch czubkiem bosej stopy. Wtedy w jej ręce pojawiła się pachnąca bzami karteczka. Pierwszą plotkarską ulotkę zignorowała, nie interesowały jej wieści z Hogwartu. I tę też już miała wyrzucić, ale wzrok przyciągnęło jej własne nazwisko. I nazwisko Kostka. Machinalnie zbliżyła ulotkę do oczu, odczytując notatkę. A potem spojrzała pustym wzrokiem w przeciwległą ścianę. Bezwiednie zacisnęła przy tym dłoń w pięść, zgniatając karteczkę. Jej ręka drżała. Z wysiłku? Rozprostowała palce, a ulotka upadła na ziemię. Ręka nadal drżała. Melanie znów ją zacisnęła pięść i przycisnęła ją do podołka. Chciała wyjść. Ale jeszcze ludzie pomyśleliby, że przejęła się plotką. Uznaliby, że informacja o jej uczuciach jest prawdziwa. Więc została. Chyba jeszcze nie dotarło do niej to, co przeczytała. Oby jeszcze nie docierało tego wieczora, wśród ludzi.
Siedziała zapatrzona gdzieś w przestrzeń, kompletnie bez ruchu, jak taki kamienny posąg. Tyle rzeczy miała do przemyślenia. Wieczór i noc, które miały być super zamieniały się powoli w jakąś tanią i nieśmieszną komedię. Właściwie sam jego początek nie zwiastował niczego dobrego. Jared. Największe zło na świecie, na punkcje którego miała jakąś dziwną słabość i nie potrafiła być na niego zbyt długo zła. Dzisiaj jednak przegiął, na równi z Draconem, który najprawdopodobniej poleciał robić coś totalnie głupiego. I tak kolejne wspólne wyjście zakończyło się totalną klapą. Oparła głowę na dłoni i westchnęła głośno. Zabawnie, nie ma co. Wyrwał ją z transu głos Timothy’ego, zadającego jej pytanie. Kogo by zabiła? Hmm… pomyślmy. -Jedyna osoba, którą bym w tym momencie zabiła, szlaja się gdzieś po Hogwarcie i robi coś głupiego. Druga, zaraz po nim, robi to samo.-Odpowiedziała. Chciała powiedzieć, że Desiree, ale głupia niechęć, którą do niej czuła, jakoś wyparowała. Zakręciła butelką i wypadło na Ikuto. -Zaznaczam, że to jest jedno pytanie. Co byś zrobił, gdyby Lilly wybrała Kaoru i czy byś o nią walczył?-Podała mu butelkę i sama wróciła do rozmowy z Corin. Jej mężczyźni… mężczyzna, był teraz ważniejszy, niż jakaś tam gra. -Znając Jareda i Dracona, jak najbardziej. Widziałaś te ich spojrzenia. Coś się dzieje.-Opowiedziała równie cicho. Niepokoiła się coraz bardziej. Spojrzała obojętnie na świstek papieru, trzymany w dłoniach przez Gryfonkę. Kolejne durne ploty? Po ostatnim razie jakoś nie miała ochoty ich czytać Zaalarmowana krzykiem Corin, machającą jej przed nosem pergaminem, przeczytała pobieżnie tekst. -Corin! Musimy tam iść!-Wykrzyknęła, łapiąc przyjaciółkę za dłoń i ciągnąc w stronę wyjścia. Nie mają czasu na ubieranie się. Lecą tak jak są. Co z tego, że na dworze jest prawie zero stopni?
Ona w gruncie rzeczy też lubiła się tulić. To dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Trzeba było jednak przyznać, że bez alkoholu to uczucie poskramiała, a tu nawet się uwidoczniło. Najpierw przytuliła się do Sebastiana, teraz do Melasi, potem znowu do Sebastiana… to wręcz nieetyczne! - Och, jak możesz! Ja? Egocentryczką…? No dobrze… Może trochę… - Uśmiechnęła się do niej szeroko, po raz kolejny puszczając oczko w jej kierunku. – Hmm… jak to? Dlaczego? Właściwie mogła się domyślać. Mela była zawsze bardziej uczuciowa od niej. Pozwoliła sobie na komfort kochania. A teraz w jej wygodnym fotelu zwanym „Kostek” wypadła sprężyna, zrobiła się dziura i Bóg jeden wie, co jeszcze. Wcześniej nawet nie zauważyła tych latających karteczek, po prostu zgarnęła te, które jej przeszkadzały na bok i tyle. Ale obserwując swoją przyjaciółkę i jej reakcję na artykuł na nich zawarty, sięgnęła po tę o, jak się chwilę potem okazało, Kostku. Który się ożenił! - Ale z niego dupek. – Chciała powiedzieć coś gorszego, ale to mogłoby urazić i tak zdruzgotaną Thomason. Ponownie wyplątała się z objęć Sebastiana, dając mu przy okazji buziaka w policzek, tak żeby się nie stresował, czy coś. Chociaż z drugiej strony po co miałby to robić… no ale! Przygarnęła przyjaciółkę do siebie, ostrożnie wyciągając zgnieciony papier z jej ręki. - Spokojnie, słońce… nie był ciebie wart, skoro zrobił takie rzeczy. Napijemy się do nieprzytomności, hm? – Może i jej sposób na bezgraniczny szok nie był najlepszy, heh. Ale działał! Pozwalał na chwilę zapomnieć o problemach!
Trudno powiedzieć, że sobie pozwalała. To działo się raczej wbrew jej woli, gdyby miała w sobie tyle silnej woli, żeby to powstrzymać, nawet by się nad tym nie zastanawiała. Było prościej nikogo nie kochać, miłość wymagała od człowieka siły - a Melanie jej nie miała. Fotel "Kostek" nigdy nie był wygodny i w pełni komfortowy. Był właściwie taboretem - nie można było się oprzeć, trzeba było siedzieć cały czas wyprostowanym i pilnować się, żeby o tym nie zapomnieć. W końcu na początku byli wrogami. I chyba taki stan rzeczy miał powrócić, o ile kiedykolwiek się jeszcze zobaczą, co było wątpliwe. - Dupek? - To słowo wydało się Melanie zdecydowanie zbyt dobrze nacechowane. Miała zamiar nazwać go gorzej, ale znowu nie pozwolił jej eliksir prawdy. - Miał do tego pełne prawo. - Była tak zdezorientowana swoimi własnymi słowami, że nawet dała się Czarce do siebie przyciągnąć. - Właściwie wolałabym coś podpalić... ale może być i alkohol. - Po pijaku też można coś podpalić. W dodatku ma się usprawiedliwienie. Destrukcja - to był najlepszy sposób na wyładowanie emocji, żeby móc pozostać pozbawioną uczuć skorupą. Może właśnie tego zabrakło w ciągu ostatniego roku, że nieoczekiwanie odkryła, że jest zakochana w kimś, do kogo kiedyś podeszłaby tylko z kijem? W dodatku po całym roku od tego, jak go od siebie odrzuciła, wciąż darzyła go iracjonalnym uczuciem.
Sebastian. Biedny chłopak który sam nie wie czego chce od życia. Zagubiony między tym co powinien chcieć, a tym co chce mieć. Tkwiący w bezdennej otchłani gdzie ból innych, to lekarstwo na własne samopoczucie. Zagubiony sam w sobie. Do tej pory nie było to problemem. Ba! Taki tryb życia go ukształtował, i pozwalał czerpać z tego same korzyści. Nie przejmował się tym że niszczy innym ludziom życia, dopóki to jego nie dotknęło. Teraz miał poważny dylemat, i coś mu mówiło że jeden zły krok, i zanurzy się w błocie aż po same uszy. Tylko co zrobić by okazało to się dobrym krokiem? Analizując rzeczywistość, można dojść do wniosku ze co by chłopak nie zrobił, i tak będzie źle. Wstać od niej i uciec? Skazać siebie tym samym, na tułaczkę w głębinach oceanu samotności. Jednak to zdawało się dobrym rozwiązaniem, lecz tylko na krótką metę. Już to przecież przerabiali i co? Wystarczyło się zobaczyć by wtulić się w objęcia i pozostać w bezkresnej ciszy zapomnienia. Pozostać przy nie? Czy to możliwe? Czy Chiara zdobyła by się na ten krok? Balansują na cienkiej krawędzi, pozostał już tylko jeden krok, od wyjścia za kulisy. By zobaczyć nie oświetloną przyszłość i dowiedzieć się co im los przyniesie. Los wszystko da, nie ominie ich na pewno. Znów powrócą do romansu ze swą butelką. To nie jest tak ze widzą wszystko w ciemnych barwach. To strach ich ograniczał, nie pozwalał zobaczyć tego co zdawała się być tuż przed nimi. Strach przed utratą gruntu, i wejścia w nieznane wody. Zaryzykować wszystko i postawić na jedną kartę, całe swoje życia dla drugiej osoby. Poświęcenie dla kogoś samego siebie. Nawet nie wiem czy Sebastiana na to stać. Lecz przy tej dziewczynie jest inaczej. A przy kim miałby być szczęśliwy jeśli nie przy dziewczynie, która w pełni zaakceptuje to kim jest? Pozostaje jeszcze jedno. Ta nieodparta chęć bycia przy niej. Nie chodzi tutaj nawet o seks. Lecz o zwykłą obecność dziewczyny. By czuć jej ciepło, słyszeć bicia serca. Sama jej obecność sprawiała że chłopakowi kręciło się w głowie. I jeśli mają utonąć w otchłani zapomnienia, nierozwagi. By potem pójść na pstryczek jeśli coś się schrzani. To niech pójdą razem, lecz niech nie żałuje wcześniejszych chwil. Po co zatracać się w ciemności, i przegrywać swoje życie, lecz pozostawać ostrożnym? To bez sensu. Kiedyś i tak umrzemy, każdy na swój sposób lecz śmierć jest nieunikniona. To co nas kształtuje w chwili śmierci, to nasza przeszłość. Nasze doznanie. Więc skoro i tak kiedyś umrą, niech zrobią to razem z uśmiechem na ustach i z świadomością, że nie żałuje podjętego ryzyka. Ja jestem inny niż chłopak. Ja wieże że za kulisami nie czeka ich pstryczek, lecz coś w zupełności innego. Coś lepszego. Lecz oboje musieli by podjąć owo ryzyko, i przestać siebie oszukiwać nawzajem. Zaakceptować własne uczucia. Czy się an to zdobędą? Jesteśmy niewolnikami własnych pragnień, i tylko miłość drugiej osoby może sprawić, że pozostaniemy wolni. Miłość uwalnia lecz nie zniewala. Sebastian otworzył oczy i przysłuchał się rozmowie. Dopiero teraz spostrzegł drugą ślizgonke. Świetny zapłon! No ale nie jego wina, że tak narkotyk na niego podziałał. Uśmiechnął się do niej. I uniósł w jej kierunku szklankę, wypijając jej zawartość. Impreza jakoś straciła dla niego znaczenie, nawet się nie orientował co się dzieje. Był zajęty swoimi sprawami. W głowie miał setki pytań, i żadnej odpowiedzi. Ilekroć o tym wszystkim rozmyślał, tym bardziej był wściekły na samego siebie. Był zły za to ze ktoś zdołał dotrzeć do jego serca. Że ktoś stał się tak cholernie ważny, a on nie ma odwagi cokolwiek z tym zrobić. Rozsądek podpowiadał mu by uciekał, lecz ciało pozostawało w miejscu. Jednak to w końcu Chiara sobie poszła. Nie daleko, i obdarowując go pocałunkiem, który zdawał się być najważniejszy w jego życiu. Kiedy odeszła pociemniało mu w oczach, poczuł nagle jakiś nieznośny chłód, który potrzebuje jej ciepła. Jednak był nazbyt dumny by coś z tym zrobić. Był zbyt dumny, i za mało pijany by pokazać że mu zależy. Że zrobi wszystko, jeśli tylko dziewczyna mu zaufa. Mogą żyć smutkiem, albo przeżyć smutek. Mogą się pogrążać lecz jaki będzie skutek? Pozostaje tylko napić się, napierdolić i odpłynąć w nieznane. Gdyby chociaż wiedział co Chiara do niego czuję. Gdyby zauważył chociaż iskrę że jej też zależy, że też się waha a przede wszystkim że też pragnie tego ryzyka o którym on nie może przestać myśleć. Może wtedy przestał by się zachowywać jak dupek, może pokazałby swą lepszą stronę i wykrzyczał całemu światu jak wiele dla niego znaczy. Może wtedy.... Jednakże pozostaje tylko gdybać. Sebastian zaczął się bawić sygnetem, przysłuchując się rozmowie dziewczyn. On nie był dobry w pocieszaniu. Jedyne co mógł zrobić to sprawić by Kostek zamieszkał w Kostnicy. Jednakże chyba było lepiej nie mieszać się w to wszystko. Nie wiedział jak to jest być porzuconym. Jedyne co wiedział to, to. Co to jest tęsknota. Chociaż nie pojął w pełni znaczenia tego słowa. Dlaczego akurat teraz to wszystko go uderzyło? Przecież wcześniej było inaczej, potrafił od dziewczyny uciec. Teraz chciał być z nią teraz i na zawsze. Kochać się z nią i tylko z nią. Chciał sprawiać by uśmiechała się na co dzień. Chłopak zacisnął mocniej dłoń, ukazując na krótką chwilę swój gniew. Sprzeczne uczucia jakie w nim szalały, nie znalazły upustu. Tak bardzo nienawidził siebie za to, za to ze potrafił okazać do kogoś coś większego niż romantyczny seks. Że naprawdę mógł zaangażować się w to wszystko. Ich spotkania zabrnęły za daleko, i sam już nie wiedział co robić. Już by wolał by to Chiara odeszła, by go unikała i nie pozwalała na jakikolwiek kontakt z nim. Czuł ze sam już tego nie zrobi, nie chciał jej wypuszczać z objęć a tym bardziej pozwalać by ktoś mógł ją dotykać. Był o nią zazdrosny nie od dziś, lecz dopiero dziś zdał sobie sprawę jak bardzo. Dopiero dziś uświadomił sobie, ile ona dla niego znaczyła. To było straszne, wkurzające ale jednak prawdziwe. Sebastian kompletnie sobie z tym nie radził, i jeśli zaraz ktoś go nie uśpi, to może wybuchnąć niekontrolowanym gniewem. Gniewem na samego siebie. Ktoś kiedyś mu powiedział, że jedyne co w życiu jest ważne. To druga osoba która zawsze będzie przy tobie trwać. Wtedy pozostał wyśmiany. Lecz teraz? Czy i teraz został by wyśmiany, a może śmiech utknął by mu w gardle, zamieniając się w szloch bezradności? I kolejne pytanie bez odpowiedzi. Jak można sobie radzić i funkcjonować, skoro twoje serce samo się wyrywa do drugiej osoby. A tobie pozostaje tylko bierne przyglądanie się temu, co ona z nim zrobi. To zaszło za daleko, i nie ma szans na powrót. Można tylko pruć do przodu pod wiatr i mieć nadzieje, że to wszystko okaże się złym snem.
Kiedy Cornelia cmoknęła Lillyanne uśmiechnął się delikatnie. Schylił się do ucha dziewczyny i wyszeptał jej cicho kilka słów - „A w ogóle, to jestem zazdrosny, wiesz?”. Po czym szybko się odsunął tak, jakby miał zaraz oberwać. Później dodał kolejne swoje zdanie. Słysząc „Z chęcią”... Może nie podskoczył zadowolony, ale w jakiś sposób ucieszył się. Euforia go nie opanowała oczywiście i nie stałoby się to przez to, że zobaczył, że dziewczyna całuje pięść. Odsunął się lekko w bok jednak pozwalając jej „bardzo mocno” uderzyć jego policzek. Odwrócił się niby to niezadowolony i począł rozmasowywać sobie biedną część ciała wyglądając tak, jakby go bardzo uraziła tym, że wiecznie go bije. Nie było w tym prawdy, bo Ikuto... Tak jakby jest masochista, ale o tym nie wspomna. Butelka wycelowana została w niego ponownie. Westchnął niezadowolony słysząc pytanie. Najwyraźniej wszyscy się już nauczyli, że Ikuto jest zbyt sprytny, żeby dać się złapać na takie coś. Tym razem jednak dziewczyna powiedziała to tak, że musiał albo odpowiedzieć, albo ją pocałować. Albo wyjść, ale wtedy się do Lilly Kaoru dobierze, więc to wychodzi z gry. Co więc teraz? - Nie rozumiem, dlaczego zakładasz, że Lillyanne miałaby w ogóle dokonywać wyboru takiego, czy siakiego. Jesteśmy na różnych poziomach znajomości z nią... - Mruknął w myślach dodając sobie parę rzeczy, o których tutaj mówić nie będę, bo dotyczą jego tajnego planu. Zakręcił butelką. - Brian. Jakie zdarzenie w twoim życiu sprawiło, że jesteś aż tak religijny? - Spytał o totalną według niego głupotę. Chciał to mieć za sobą już.
Siedziałem całkiem długo w spokoju. Nikt mnie nie wylosował, aż tu nagle bach i w moich dłoniach i nie tylko moich pojawiła się gazetka z plotkami. Nie miałem zamiaru czytać tego, ani tego wywalić więc położyłem obok. Gdy tak znowu graliśmy historia się powtórzyła i znowu dostałem gazetkę z plotkami. Odłożyłem na tamtą wcześniejszą i siedziałem dalej. Cały czas zastanawiałem się jak to jest możliwe, że to mugole wymyślili te cudowne samochody a nie ci czarodzieje. I w pewnym momencie zostałem wylosowany i zadano mi pytanie dlaczego jestem takim wierzącym. Uśmiechnąłem się leciutko i odpowiedziałem. -Już ci odpowiadam. Otóż żadne zdarzenie nie wpłynęło na moją wiarę. Wierzę i już.-W ten sposób odpowiedziałem i zapewniłem sobie spokój na dłuższą chwilę. Zakręciłem butelką i wypadło na pewną ślizgonkę (Kathy Valmon). I teraz miałem problem. Nie wiedziałem jakie pytanie zadać. Przez dłuższą chwilę milczałem, ale postanowiłem zadać takie pytanie. -Czy lubisz samochody.-No niestety nic innego nie mogłem wymyślić więc takie pytanie wyszło z moich ust. Odpowiedź nie za bardzo mnie interesowała, a pytanie zadałem ponieważ musiałem.
Usłyszało mu się o imprezie organizowanej przez Cornelię czy coś w tym stylu, w każdym razie było coś w stylu JEŚLI CIĘ NIE LUBIĘ TO MASZ NIE PRZYCHODZIĆ. Cóż... Twan tam do końca nie wiedział co ona o nim myśli, ale on za dziewczyną nie przepadał, ale impreze to impreza, czemu miałby nie przyjść? Liczył, że w drzwiach nie będzie jakiegoś sprawdzacza czy coś. Niestety piżamki w białe orzełki, którą wszyscy taki kochali, na sobie nie miał, bo po przygodzie w zakazanym lesie trochę nie dawała się do chodzenia ani spania, ale za to miał kilka zapasowych, równie słodkich, przyszedł więc w uwaga uwaga: białej piżamce w złote znicze! Bo w końcu był szukającym w drużynie, tak? Przyglądnął się wszystkim siedzący, niektórych znał lepiej, innych mniej i ponieważ nie wiem kto aktualnie z kim się mizia czy coś, to powiedzmy, że Twan usiadł gdzieś tam w kółku, bo też chciał grać w butelkę! - Siema ludzie, cześć Kathy! - zawołał wesoło i oparł się o kanapę z tyłu, zerkając na Kathy, która niewiemcorobiła.
Ostatnio zmieniony przez Twan Nguyen dnia Czw Mar 29 2012, 20:47, w całości zmieniany 1 raz
Cóż, Kathy się nudziła. Załatwiła sobie jakąś wódkę i popijała patrząc znudzona na cale towarzystwo. Oczywiście to było jej szczęście. Nie zostanie już chyba więcej wylosowana, raz wystarczy. Tak jednak już miała, jeszcze nigdy nie zdarzyło się coś co by chciała. Oczywiście mówimy tutaj o losowych rzeczach, bo w życiu doskonale radziła sobie w naginaniu świata pod nią. Ot takie zboczenie egoistyczne, ale lubiła i jakoś zawsze to robiła. Nikt też jej nie powiedział, ze to źle więc nie przestawała tak robić. Pewnie miała swój mózg i zawsze mogła zacząć normalnie myśleć, ale pamiętajmy że Kathryn miała zaburzenia moralności i nie zawsze odnajdywała się w tym co dobre i złe. W każdym razie pomijając już fakt moralności i egoizmu dziewczyny piła sobie spokojnie póki butelka nie wskazała na nią. Ze zdziwienia prawie się zakrztusiła, bo już snuła plany żeby jakiegoś chłopaka stad wyciągnąć i zniknąć gdzieś na całą noc. W tym momencie do pokoju snów wszedł Twan. Kathy uśmiechnęła się szeroko widzac znajomego z którym kiedyś pływala w potoczku. Ah, to były dopiero wakacje. Słyszac jednak pytanie zadane przez Gryfona który ją wylosowal zrobila typowo głupią minę. - Ale że co? Nie uznaje mugolskich narzędzi. – powiedziała z niesmakiem. Jeszcze by tego brakowało, żeby ona się interesowała czymś co jest mugolskie. Zakręciła butelką i o dziwo wylosowała Twana! Z szerokim uśmiechem na ustach spojrzała na niego zastanawiając się nad pytaniem. - Powiedz mi czy kochasz swoją dziewczynę? Tak szczerze, namiętnie i całym sobą? Bez cienia wątpliwości? – zapytała z dziwnie pokrętnym uśmiechem na ustach.
Ach, aż podskoczył, kiedy zobaczył, że gwint butelki zatrzymał się na nimi! Wyszczerzył ząbki do Kathy która, jak się właśnie okazało, go wylosowała. W sumie, to nie do końca wiedział, na czym polega ta butelka... tyle różnych typów jej było. No ale! jakoś da sobie radę. Słysząc jej pytanie, patrzył na nią przez chwilę, zastanawiając się o co chodzi z tym dziwacznym uśmiechem. - Oczywiście, że kocham - odpowiedział potem bez zastanowienia, co było, ma się rozumieć, jak najbardziej prawdą! Może i czasem oglądał się za innymi dziewczynami, ale Muszka była jedyna i to o niej zawsze myślał. Jak dobrze pamiętał dzień, kiedy zostawiła dla niego tego mięśniaka-puchona! Uśmiechnął się cwanie do ślizgonki, ha! niech myśli, że kłamie, ciekawie będzie. Teraz Twan zakręcił butelką i padło na GRYFONKĘ LILY. Nie zapomnijmy przy tym, że Twan wciąż nie wiedział jakiego typu butelka to jest. Całowana? Ano mogła być! W sumie zadanie pytania nie przeszło mu wcale przez myśl, bo dziewczyny specjalnie nie znał, więc też nie wiedział o co mu spytać. Rownie dobrze mogły to być zadania... ale pomińmy już! W mniemaniu Twana było to całowanie i koniec kropka. Wstał, podszedł do gryfonki(nie wiem czy Lilka siedzi, ale uznajmy, że tak), ukląkł, chwycił ją za ramiona i pocałował. Nie jakoś specjalnie, no bez przesady, w końcu pan Nguyen miał dziewczynę, aczkolwiek to bycie gryfonem oznaczało, że nie mógł się niczego bać, szczególnie wypełniania zadania w zabawie, w które dobrowolnie wziął udział! Tak więc, wyszedł taki krótki cmok w usta. Twan wyszczerzył do niej ząbki i walnął się na poduszkę obok.
Ostatnio zmieniony przez Twan Nguyen dnia Nie Kwi 01 2012, 16:35, w całości zmieniany 1 raz
Niby w Pokoju Snów miała się odbić piżama party, ale panna Davis wcale nie ubrała się w piżamkę. W ogóle nie zamierzała iść na tą imprezę, w końcu zaczęła się już jakiś czas temu, ale chodząc po zamku, i nie mogąc znaleźć nic do roboty jakoś tam zawędrowała. Zastanawiała się co robi Kathryn, ostatnio się nie widziały. Na jej brata trafiła, ale na nią? Obiecała sobie, że nazajutrz napisze do niej list, bo jakoś nie przesiadywała we Wspólnym. Weszła do Pokoju Snów i jej plan z listem mógł się pójść paść, Valmont tam była! Świetnie. - Jak tam Kath? Widzę, że się butelkujesz. Czyżby gra na całowanie? - Jeżeli owszem, to nawet się jej nie dziwiła, ale żeby się zwierzać? Co prawda zawsze to jakaś zabawa. - Czuć od ciebie alko, ile wypiłaś? Masz coś dla mnie? - Uśmiechnęła się stojąc koło niej, a zarazem reszty osób ustawionych w kółku.
Kathryn też nie była ubrana w piżamke swoją bo stwierdziła że to nie ma sensu. Jej koszula do spania to była po prostu męska buzka którą kiedyś upadła jakiemuś swojemu kochankowi. Nawet nie pamiętała czyja dokładnie to była koszulka. Liczyła na to że Twan powie coś ciekawego albo ją pocałuje ale trudno najwyżej innym razem może. Kiedy znowu nie została wylosowana zajęła się aktualna przyjaciółka czyli wódka. Zaskoczyło ją jednak że Angie się pojawiła w pokoju. Od razu na twarzy blondynki pojawił się uśmiech. Na jej pytanie podniosła do połowy pustą butelkę półlitrową. - niewiele ale jak chcesz pomóc to się nie obrazę. - podała dziewczynie butelkę aby też mogła się napić. Nie będzie jej przecież skapic szczególnie że to nie było jej tylko znalezione.
Ale mimo wszystko, to w niej siedziało. Potrafiła żyć z tym uczuciem, nie dusiła pod jego wpływem. Ona tak nie potrafiła, kiedy zaczynało jej na kimś zależeć, po postu uciekała, potrzebowała tlenu, nie mogła dzielić go z drugą osobą. I to wcale nie znaczyło, że jest silna. Wręcz przeciwnie. Była jeszcze większym wymoczkiem niż Melanie. Mimo wszystko, można było na nim znaleźć chwilę odpoczynku, dać ciału odpoczynek, na chwilę przystanąć przed dalszą podróżą. To luksus mieć taki stołek u siebie. Może i był niestabilny, może i wymagał ciągłej uwagi i ogromnej cierpliwości. Ale BYŁ. Dlaczego więc tak im na sobie zależało? Skoro byli sobie na początku wrodzy? Coś chyba musiało się stać, coś musiało się zmienić! Bo… przecież… od nienawiści do miłości jest daleko… - Może i ktoś gorszy. Tak, na pewno ktoś dużo gorszy. – Nie powie, że jest skończonym narządem płciowym męskim, nie. To nie przystoi damie, heheh. – Może i miał prawo, ale rycerzem to on nie jest. Rycerz przestrzega kodeksu! Dobra, alkohol powoli szumiał jej w głowie. Nie dziwmy się jednak, wypiła go całkiem sporo! Prawie całą butelkę. - Podobno wódka dobrze się pali. Możemy spróbować. Whisky raczej ci nie dam. Płynnego złota się nie podpala. Może zorganizujemy konkurs skoków przez okno? Chociaż nie… to jednak drugie piętro… polatajmy nago po szkole… będzie zabawnie! – Uśmiechnęła się szeroko do Melaśki. No bo błagam, chyba nie będą tu siedzieć cały wieczór i narzekać na facetów! Ona na pewno nie.
Gra w butelkę toczyła się, toczyła się, toczyła się i toczyła, a ona wiedziała, że butelka się na nią obraziła i unikała jej jak ognia. Było miło i wesoło, gdy mogła wygłupiać się wraz z Ikuto, no ale bez przesady! Ile ona ma siedzieć i patrzeć jak wszyscy wokoło, albo się całują, albo zadają pytania i unikają odpowiedzi pocałunkiem! Nie wcale, pocałunki nie były dla niej najważniejszą częścią tej gry, oczywiście, że nie! Wracając. Gdy nagle butelka wylądowała na niej spojrzała wręcz zszokowana na chłopaka, który ją wykręcił. Jakiś magik na pewno! Była pewna, że zaklął butelkę, by jeszcze raz padła na gryffonkę. Szczęśliwa wyczekiwała pytania, którego nie usłyszała. Ujrzała jedynie jak chłopak wstaje i klęka przed nią. Po chwili czuła jak ściska ją za ramiona i całuje. No cóż tego się nie spodziewała, więc kiedy się odsunął wpatrywała się przed siebie trochę nieobecna. Gdy się opamiętała oblizała się i chwyciła za butelkę. Zaczęła się kręcić. Wypadło na Ikuto Tsukiyomi. Dziewczyna spojrzała na niego i zamyśliła się. Jakie ona ma mu pytanie zadać?! Nie ma zielonego pojęcia. Zamknęła oczy analizując pytania, które już były. Może skopiuje kogoś? Pierwsze co jej przyszło do głowy to było zadanie, więc to odpada. Ale jednak udało się jej coś wymyśleć. - Jaki jest twoja największa tajemnica? – spytała z szerokim uśmiechem. Nie widziała w tym nic trudnego, zwykłe pytanie, zwykła odpowiedź, którą oczekiwała w zniecierpliwieniu.
Ach, buteleczka w dłoni i od razu humorek ulegał takiej poprawie. Nie żeby wcześniej był zły, ale alkohol gwarantował tak nagłe zakrętasy nastroju, ojojoj. Ostatnio Davis za dużo wypiła, na imprezie świętego Patryka, a nikt jej nie przypilnował. Teraz powinno być lepiej. - Dzięki. - Płyn przepłynął przez jej przełyk piekąc nieco, ale było to takie przyjemne. - Widzę, że Twan też gra. Jakoś zawsze wydawał się jej on młodziutki, a wcale nie był aż taki mały za jakiego go brała. Wcześniej różnicę wieku bardziej było widać. Ostatnio gdzie by nie poszła, wszędzie był, mg! - Jest tu jeszcze ktoś ciekawy prócz ciebie? - Rozejrzała się ostentacyjnie.
Dobrze, że na Lilly nie wypadało. Cieszył się z tego powodu i to bardzo. Miał nadzieję, że nie będzie musiała odpowiadać na niezręczne pytania i przede wszystkim nie chciał, aby ktoś ją pocałował. Przecież to była jego Lillyanne. I nikt inni nie ma prawa tego robić. Tak wiem, że znowu w myślach chłopaka funkcjonuje przekonanie, że dziewczyna należy do niego choć rzeczą nie jest. Gdy butelka na nią wskazała uśmiechnął się lekko, chociaż to bardziej przypominało grymas. Ale wiedział, że raczej nie... Dlaczego ten chłopak ją pocałował? Biedak chyba nie do końca ogarniał zasady dzisiejszej gry. I przysięgam wszem i wobec, że tylko dlatego, że widział jego zmieszanie, Ikuto siedzi w tym momencie jeszcze na miejscu. Normalnie, gdyby ten to zrobił świadomie, to co najmniej by na niego warczał jeśli by go nie wyprowadził siłą przed salę. Był spokojny to fakt, ale to nie znaczy, że jeśli ktoś całuje jego dziewczynę nawet w głupiej grze, to mu się nie należą baty. Potem wykierowało na niego. I już wiedział, co będzie dalej. Oczywiste było, że nie odpowie a skorzysta z okazji, by nie tylko odkazić Lil, ale przede wszystkim móc pocałować ją w ten szczególny sposób, który niegdyś w bibliotece sprawił, że nie myślała o niczym i odwzajemniała mu pocałunki. Może była wtedy pijana, ale gdyby jej nie było bardzo przyjemnie, to by na to nie pozwoliła. Nie miał zamiaru ów całusa szybko skończyć. Zamiary nie określały jaki i jak długo ma trwać. Więc wciągnął ją w wir namiętności na dobre dwie minuty aż zaparło mu dech w piersiach. Odsunął się i pogłaskał ją czule po policzku. Idealna. Pokręcił butelką. Kathy Valmont. - Od jak dawna sypiasz z... bratem? - Spytał troszkę niepewnie. Ale przez to jej darcie się przez pół sali nie miał innych pomysłów na pytanie.
Spojrzała na Angie z klasycznym „chyba sobie jaja robisz”. Oczywiście, ze nie było tutaj nikogo ciekawszego od Kathy, to było logiczne. A trochę mniej ciekawi ludzie? Nie, chyba też nie było. No może Twan i Sebastian, ale dwie osoby tylko? Kiepsko, kiepsko. - Jak widzisz, nikogo. – powiedziała zrezygnowana. Dopiła kolejene łyki żeby już totalnie się skończyć kiedy nagle butelka wypadła na nią. Spojrzała na Krukona rozbawiona. Ktoś wreszcie musiał zadać takie pytanie, albo jej albo Sebastianowi. - Hm… od nie wiem roku? Półtora? – powiedziała zerkając na brata majac nadzieje ze pomoże jej w określeniu czasu, bo sama miała z tym problem. Zakreciła butelką i wylosowała znowu Gryfona, Briana. - W jakim wieku straciłeś dziewictwo? – oparła się o przyjaciółkę czując, ze ma dosyć alkoholu. A mimo to trzymała w łapkach butelkę i patrzyła na gryfona niezbyt ciekawa odpowiedzi.
Dominic wstał jak zwykle bardzo wcześnie. Bezsenność rules! Nie ważne. Wziął ze sobą czyste rzeczy i poszedł do łazienki. Jego noga zdawała się boleć intensywniej niż zazwyczaj. Wraz z bólem przychodziły wspomnienia. Wspomnienia o matce… I nie pomagały mu żadne proszki. Ból stawał się bardziej tępy, lecz noga nadal bolała. Czyżby wszedł w stadium, gdzie zwykłe proszki przestają pomagać? Dominic starał się jakoś rozmasować nogę, jednakże niestety nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Po krótkiej kąpieli ubrał się w czyste ubrania i wrócił do dormitorium. Poskładał rzeczy, po czym je schował no i pościelił łóżko. Przez chwilę stał tak wpatrując się w widok za oknem. Nie myślał o czymś szczególny. Naprawdę. Po krótkim namyślę wziął pióro i pergamin, po czym zaczął pisać notatkę, którą wstawi, jako „Prywatne”, Do tego... No... Tego czegoś na "W" Po co wstawiać coś, czego nikt nie zobaczy? Żeby móc do tego wrócić. Przeczytać, to za kilka miesięcy i ocenić, czy jego stan się pogarsza, czy poprawia. Sukcesem będzie, jeśli będzie się utrzymywał taki sam. Wziął kolejną tabletkę i popił ją wodą. Przez chwilę się zastanawiał, co ze sobą zrobić. Dawno nie zachlał się gdzieś w kącie. Dawno też nie dostał szlabanu i nie stracił punktów. Aż dziw! Ostatnio nawet nie zjawił się na lekcje. Tego no… Jak on miał… No tego Batmana po nieudanej masturbacji. Nie ważne. Dominic wstał i kulejąc tak wyszedł z dormitorium. Naprawdę mogliby wymyślić jakąś windę czy coś bo wchodzenie i schodzenie po tych schodach było największą męczarnią. I, to codziennie po kilkanaście razy dziennie. Koszmar. Na drugim piętrze Dominic zatrzymał się. Wszedł do pierwszego lepszego pokoju i położył się na podłodze. Przez chwilę masował tak swoją nogę, jednak, kiedy tylko zamknął oczy omamy przyszły wręcz natychmiast.
Wszystko było białe jak, gdyby zamazane. Szczegóły wydawały się nie wyraźne, jednak to , co w oddali było bardzo wyraźne. Mały Dominic patrzył na rzucającą się matkę. Nie była w stanie napić się szklanki wody, by się nie oblać. Miała ruchy niekontrolowane i jej ciało rzucało się na wszelkie strony. Głowa wykrzywiała się pod nienaturalnym kątem, a w oczach taka pustka. Jej mózg z dnia na dzień się kurczył, a choroba gwałtownie postępowała. Pewnego dnia ojciec przyszedł do pokoju Dominica i kazał się pożegnać z matką. Wytłumaczył mu, że matce zostanie podany eliksir śmierci. Została przydzielona na, to zgoda. Trzymanie matki przy życiu było jak torturowanie. Lecz Dominic nie poszedł się pożegnać. Nienawidził tej kobiety. Miał, co do tego powody. Nienawidził także jej choroby. Już w, tedy wiedział, że i on jest na, to chory. W, tedy miał dziesięć lat zaś pierwszy objaw miał miejsce dwa lata wstecz. Zawał serce i zatrzymanie akcji serca następnie udar mózgu. Chociaż, to drugie było winą skrzepnięcia krwi po zawala serca. Nie ważne. Tak czy owak, to , co widział Dominic nie było omamem. Omam przyszedł dopiero teraz. Dominic stał w jakieś białej sali. Wyglądała jak sala bankietowa, tyle że czysta cała biała. Jedyną rzeczą wyjątkową, to wielki złoto – czarny żyrandol. No i pewna kobieta wijąca się , jak, by miała padaczkę na stojąco. Dominik podszedł do niej nie pewnie. Już z daleka rozpoznał w niej swoją matkę. Stanął naprzeciw niej, jednak nie wypowiedział ani słowa. Widział jak jego matka usilnie stara się zebrać w sobie, by coś powiedzieć. - Przyszedłeś… - Taaa – Powiedział z typową dla niego samego ignorancją. - Nadal nic się nie zmieniłeś. - A powinienem? - Otarłeś się o śmierć. Sądziłam.. - Że, to mnie zmieni? Otarcie się o śmierć nie zmienia niczego. Śmierć zmienia wszystko. Jestem tutaj, więc chce coś wiedzieć. Lecz co? Nie dziwi mnie fakt, że kolejnym omamem jesteś ty. Dziwi mnie moja niewiedza. - Jesteś nieszczęśliwy. - Boli mnie noga. Nagle jego matka zaczęła się rzucać. Straciła kontrolę nad własnym ciałem. Znajdowali się w zatłoczonej sali. To był chyba szpital. Wzywali lekarzy krzyczeli, żeby ktoś jej pomógł. To bezcelowe. Jeżeli jego ojciec nie zdołał jej pomóc, to nikt tego nie uczyni. Nawet Dominic. Chłopak odwrócił się plecami do matki i poszedł na przód. Do kolejnego omamu…
Szła ciemnym i wąskim korytarzem potykając się o różne przedmioty, rzeczy. Oglądała się nerwowo za siebie dysząc ciężko. Nie mogła oddychać. Wokół było cicho, słyszała tylko przyspieszone bicie swego serca. Ból w klatce piersiowej stawał się mocniejszy. Potknęła się o coś i wylądowała na podłodze. Nie wiadomo kiedy po prostu grunt pod jej ciałem zniknął i zaczęła spadać w przepaść. Nie mogła krzyczeć, bo czuła coś w gardle. Nie wiedziała co to. Zaczęła tracić powoli przytomność. Coś trzasnęło. Oprzytomniała i dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że leży na gorącej posadzce z połamanymi żebrami. Próbowała się podnieść, ale coś spadło jej na nogi. Czyjś krzyk zmieszał się z odgłosem łamanych kości, jej kości. Jednak okazało się, że to był jej głos...
Obudziła się z krzykiem. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Znów ten koszmarny sen. Do tego kolejny raz taki realny. Cała zlana potem Przysnęło jej się w Pokoju Wspólnym i wszyscy obecni patrzeli na nią dziwnie. Zabrała więc szybko swoje rzeczy, które spakowała do torby i wyszła do Dormitorium. Wzięła ubrania na zmianę i opuściła Pokój Wspólny. Udała się do łazienki, by się odświeżyć. Chciała z kimś pogadać, albo nie. Znosiła już to wiele razy. Brak jej było rodziców i zawsze siebie obwiniała o to, ze zginęli mimo iż wiedziała, ze to nie jej wina. Oczywiście rozumiała też dlaczego Danielle tak się zachowuje. Gdyby to dla siostry się wyprowadzili to też by ją obwiniała o to, ale przenieśli się dla Sydney, nie dla Dan. Nogi same ją prowadziły. Ona nawet nie zwracała uwagi, że schodzi co raz niżej i niżej, aż w końcu znalazła się przed łazienką i gdy tylko skończyła, ubrała się to opuściła to pomieszczenie i ruszyła dalej. Skierowała swe kroki oczywiście nieświadomie w kierunku Pokoju Snów. Gdy już tylko znalazła się na miejscu otworzyła drzwi i weszła do środka. Nie chciała nikomu przeszkadzać, ale jednak to zrobiła.
Dominic teraz stał w raz ze swoim ojcem. Nie rozpoznawał miejsca, gdzie byli. To chyba był ich stary dom w Norwegii, a raczej dziedziniec. Droga do domu prowadziła aleja z lipami. Podobnież magicznymi. Zaczarowane były tak, że każda lipa odpowiadała za jedną osobę. Kiedy liście więdły osoba była chora. Kiedy lipa spadła na aleje osoba była martwa. Dominic zawsze patrzył na lipę ojca, lecz ta na jego nieszczęście zawsze była zdrowa. Zaś lipa naprzeciwko jego – jego matki- Była zwiędła. Liście już odpadały zaś lipa niebezpiecznie się przechylała ku dołowi. - Dlaczego nie pożegnałeś się z matką? – Nagle zapytał ojciec, czy też jego podświadomość, bo w końcu był, to omam. - Hmm. Zastanówmy się… Bo jej nienawidzę? – Zapytał z kpiną w głosie. Spojrzał na swego ojca, który zaczął wchodzić do domu. - Coś ci pokaże. Może w, tedy zrozumiesz. – Powiedział i przekroczył próg mieszkania. Dominic skierował za, nim swoje kroki.. Nim pojawiła się jakaś nowa wizja, czy jak to nazwać. Dominic został wybudzony. Chociaż nie bezpośrednio lub umyślnie, ale, jednak. Może, to i lepiej? Tak czy inaczej, chłopak otworzył oczy i wpatrzył się w sufit. - Nienawidzę ich… - Szepnął zmęczony. Te omamy w jakimś stopniu go męczyły. A raczej jego zdrowie psychiczne. No nieważne. Chłopak podniósł się na łokciu i przysłonił bliżej ściany, która na całe szczęście znajdowała się całkiem niedaleko. W końcu, to było małe pomieszczenie. Z kurtki wyciągnął tabletki przeciwbólowe i połknął jedną zaś wolną ręką masował się w nogę. Dopiero po chwili dostrzegł dziewczynę. - Wnoszę, że nie zabrałaś ze sobą złota w płynie? – Zapytał ironicznie i odchylił nieznacznie głowę – Na tyle na , ile pozwalała mu ściana. – Zaś mówiąc o złocie w płynie miał na myśli Whisky lub wyborną Sherry. Dominic przypatrzył się dziewczynie. Nie miał siły dzisiaj na, to. Naprawdę. Ale chyba nie miał innego wyjścia. Zresztą jak, by mógł sobie darować? - Znowu wyglądasz jak zbity pies proszący o jeszcze jednego kopniaka. Znowu trafiłaś na mnie, więc masz niezłego dziś pecha. Jakie grzechy popełniłaś? Mów jak na spowiedzi. – Mówił spokojnie i wolno. Czuł się naprawdę jakiś taki nie swój. Noga bolała go naprawdę okrutnie te śmieszne omamy też nie były najlepszą formą odpoczynku no i punkt zaczepienia. Omam skazywał na to , że czegoś nie wie. Jednak, co mu mogło umknąć w ostatnich dniach, tygodniach? - Zapisałaś się już do drużyny, czy mam, to w końcu zrobić za ciebie? – Zapytał po chwili milczenia i przymknął oczy. Może przecież rozmawiać i rozmyślać jednocześnie! Coś mu gdzieś umknęło. Tylko, co i gdzie? A może, to nie jest takie świeże jak mu się wydaje? Wspomnienie, czy też omam było z dzieciństwa. Chora matka, dom w Norwegii. Czyżby tam się coś wydarzyło, czego nie pamięta?
Ups...A jednak przeszkodziła. Nie chciała oczywiście, ale to zrobiła. Ale skąd mogła wiedzieć, ze ktoś tu jest? Przyjrzała się Dominicowi. Jakiś taki inny był dzisiaj lub tylko tak jej się wydawało. Dopiero po chwili zorientowała się, że chłopak coś do niej mówi. - Nie, niestety nie mam nic ze sobą. Chociaż mnie też by się coś przydało - odparła i usiadła obok chłopaka. Nawet nie zapytała czy mu to będzie przeszkadzało jak zostanie, ale całkiem o tym zapomniała. Cały czas mówiła. - A no przydałby się kopniak, ale taki co by wymazał mi ten koszmar z łepetyny - powiedziała ze śmiechem, ale po chwili spoważniała. - A tak na serio to znów męczy mnie ten sen, ze aż wszystko mnie boli. Obudziłam się znów cała mokra od potu, a przecież nie zawiniłam. Z siostrą układa się co raz lepiej, nikogo nie pobiłam, nie zaatakowałam i w ogóle - zakończyła by złapać oddech i znów zaczęła mówić. - A no właśnie. Nie musisz mnie zapisywać. Miałam ostatnio taki nieoficjalny trening z tym nowym nauczycielem i powiedział bym przychodziła na treningi - pokiwała głową z uśmiechem, ale zaraz uśmiech znikł z jej twarzy, gdy zobaczyła jak Lind wygląda. - Czy coś jest nie tak? Nie wyglądasz za dobrze - rzekła czekając na jakąś odpowiedź. No co? Przeraził ją trochę jego wygląd.
Ymm… Czy ta dziewczyna się kiedyś zamyka? Nie ważne. Dominic słuchał jej uważnie, ale sprawiał wrażenie jak, by właśnie zasnął. Naprawdę wyglądał jak, by spał! Kiedy skończyła gadać milczał jeszcze przez bardzo długą chwilę. - Nie prosiłem cię ani o wywiad ani o gorzkie żale. – Powiedział w końcu ignorując to , że dziewczyna chciałaby się upić. Topienie smutków w alkoholu było takie żałosne! No, ale przecież sam tak robił czyż nie? Brał butelkę złotego płynu i w samotności upijał się w trupa tak, więc sam był żałosny. Każdy jest żałosny i to właśnie czyni nas interesującymi. - Twoje sny, to irracjonalność. Zachowujesz się wbrew swojej natury i właśnie dla tego masz te koszmary. Do tego masz jakieś głupie poczucie winy. Wspominałem, że jesteś idiotką? Tak? Nie ważne. – Powiedział lekceważąco, po czym udał, że wzdycha z przejęcia i kontynuował swoją wypowiedź. - Do puki nie zaakceptujesz swojej natury i życia nie licz na poprawę. Możesz nadal zachowywać się , jak idiotka. A wspominałem, że nią jesteś? Nie ważne. Możesz również w końcu wszystko zaakceptować i czerpać z chwili. Brać garściami z życia, bo jak na razie, to bierzesz łyżeczką rozumiesz? Ludzie, to dranie i każdy jeden cię wykorzysta ja ci o tym mówię otwarcie, ale inni nie są tak mili. Znaj me miłosierdzie piękna niewiasto! – Dodał ironicznie. Cały czas masował swoją nogę zaś lewą rękę miał schowane za sobą. Tak drżała mu i to bardzo. Teraz chyba jest najwłaściwszy moment, by przytulić tabalugę i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze prawda? Z tym, że on tak nie umie. Chciałby, ale nie umie. Coś w środku się blokowało i nie dawało za wygraną. - Dusisz w sobie wszelkie negatywne uczucia i z stąd te koszmary. Możesz pójść się leczyć. Dostaniesz antydepresanty i zostaniesz lekomanem. Albo w końcu zaczniesz się mnie słuchać i zaczniesz żyć. Nie każe ci krzywdzić wszystkich dookoła. Każe ci przestać siebie samą krzywdzić. Wyniszczasz psychicznie samą siebie i uważasz, że jest wszystko dobrze. Nie akceptujesz tego, kim jesteś i szukasz osoby gorszej od siebie, czyli mnie. To jest zachowanie irracjonalne wiesz o tym? Kiedy dotrze do ciebie, że tak nie można? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że przydział domów w twoim wypadku był przypadkiem, co? – Zapytał niby, to dla pewności. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zamilkł. Dlaczego? Jej następne słowa, które bardzo długo do niego docierały w końcu rozświetlały ten ciemny tunel. Miejmy nadzieje, że to nie nadciągający pociąg! - W końcu coś ze sobą robisz. Nie schrzań tego, bo w innym wypadku przywiąże cię do miotły i nie wypuszczę puki nie wejdzie ci do tyłka. – Powiedział chyba nazbyt poważnie niż zamierzał, ale oj tam! - Nic. Tylko boli. – Powiedział spokojnie z naciskiem na „Tylko” Nawet, gdyby chciał nie umiał się wyżalić. Powiedzieć o swej śmiertelnej chorobie o tym, że jest dupkiem nie dla tego, że taki jest, a dla tego, że choroba go w takiego zamienia. Że nie miał dzieciństwa, a od dziecka jest kaleką. Że nie wie, czego nie wie i irytuje go jego niewiedza, która objawiła mu się w omamie. Że patrzył na umierającą matkę i, że nie umie zaakceptować szczęścia. I o wielu, wielu innych rzeczach. Po prostu nie umiał. Ale, to nie oznaczało, że nie chciał. Chciał być taki jak inni. Móc się wypłakać na czyimś ramieniu, by potem poprosić o papierosa. Ale jest zimnym dupkiem i nie umie, inaczej .