Dookoła zaczął robić się już lekki rozgardiasz. W międzyczasie tylko jakiś małolat zdążył do niego podejść i wyciągnąć mu piwo z ręki. Cóż, nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że przed tym wszystkim udało mu się tam napluć. Będzie miał miłą niespodziankę jak się dowie. - Daj spokój Roy, i tak naplułem do tego piwa, zawsze tak robię i jak widać w tym momencie się to opłaciło. - powiedział Benj widząc jak jego przyjaciel zaczyna go bronić. Zdążył się tylko odwrócić i lekko szturchnąć chłopaka, żeby zrozumiał, że może iść sobie w inny kąt pokoju, byleby nie znajdował się koło niego. - Cóż, nie powiem, wygląda na całkiem przyjemną panne. Co do mojej... Nie wiem kiedy będzie sposobność ją przedstawić boo.. Nie wiem czy przyjdzie. Ale mówie Ci... Już teraz myśle tylko o tym jak się z nią będę pieprzył. - wrócił do wcześniejszej rozmowy Benj. O tak, Oph mogłaby mieć cos przeciwko, żeby wyjść w środku imprezy, ale przecieżbyliby tylko pokój obok. A po wszystkim może zostałyby jakieś niedobitki imprezowiczów. - Czemu Twoja kobieta uciekła? Może ją zawołasz i pomożemy jej z tymi lamusami? - zapytał widząc, że Mercy gadała z jakimiś chłopakami.
Chłopak zaśmiał się, gdy usłyszał, że Benj postanowił napluć do piwa. I bardzo dobrze, skoro gnojek miał takie parcie na alkohol...No cóż, być może był trochę nie miły, ale...tak się nie robi. Trzeba się zachowywać, byle jak, ale jednak zachowywać, nie? -No, skoro tak mówisz... - rzucił tylko dalej rozbawiony. I właściwie czy coś w tym dziwnego, że zaczął go bronić? To było u nich całkowicie normalne, nie pierwszy i nie ostatni raz za sobą stawali, czy sprawa była przegrana, czy też nie - to nie miało znaczenia. Racja była po ich stronie, zawsze. Roy nie pozwoliłby, żeby ktokolwiek śmiał ruszyć Benjiego, a tamten prawdopodobnie zrobiłby dla niego to samo. To się nazywa przyjaźń, co!? -I jest taka. Ech..czy Ty się kiedyś zmienisz? Może zabrzmi to głupio, ale..seks to nie wszystko. Też lubię poruchać, proste, ale są w życiu rzeczy ważniejsze... - roześmiał się nie wierząc, że to właśnie on to powiedział. Przecież gdyby cofnąć się kilka lat wstecz...Cóż, ale wtedy były inne czasy, byli innymi ludźmi, łaknącymi wrażeń gówniarzami, pragnącymi zawojować cały Hogwart i zaliczyć wszystkie Panny...Inna sprawa, że dla Roy'a była to ucieczka od wszystkich problemów, a dla Benjiego raczej zabawa. W każdym razie...dogadywali się doskonale, tak wtedy, jak i teraz. Benj był jedyną, oprócz Mercy osobą, która znosiła jego bucowaty charakter... -Myślisz, że to jest dobry pomysł? Wiesz...Zwykle strasznie się wkurwia, twierdzi, że nie ma potrzeby by być zazdrosnym...Nic nie poradzę na to, że skręca mnie za każdym razem, gdy widzę, jak ktoś kręci się koło niej. Ostatniego jej przyjaciela niemalże zatłukłem gołymi rękoma...No, ale skoro nalegasz. - westchnął i pociągnął jeszcze łyk ze szklanki. Zamierzał być sympatyczny, ale jak długo ta dwójka najebańców może być grzeczna?
Przywitał się z wszystkimi, którzy dołączyli do zabawy. Niestety Christa zabrała mu jego ukochaną butelkę i udał smutnego ale po chwili uśmiechnął się. Dziewczyna zakręciła butelką i wypadało na... Brandona. Chłopak uniósł brwi zaskoczony. Czyli jednak pytanie czy wyzwanie. Oczywiście, że podejmie się wyzwania! W końcu Brandon zrobi wszystko, chociażby miał nago przebiec przez Hogsmead. - Okej, pomyślmy. Chyba wezmę wyzwanie, nie dam Ci tej satysfakcji i nie wypytasz mnie o moje preferencje seksualne. Wiem, że byś tego chciała. Dobra, nie ważne. Wybieram wyzwanie. Dawaj. - Odważnie uniósł podbródek i spojrzał na Christę wyzywająco.
Mercy siedziała przez jakiś czas w towarzystwie osób grających w butelkę. Zaśmiała się na słowa Luke'a. No w sumie, faktycznie ten facet często kręcił się w towarzystwie zajętych panienek. Każdy miał jakieś hobby, prawda? - No fakt. Jestem pewna, że tylko ze mną miałeś takiego farta, że byłam wolna. - Odpowiedziała z uśmiechem. No, nie przespali się ze sobą, ani nic takiego.. To byłoby trochę niezręczne, gdyby tak było a oni żyliby w relacji przyjacielskiej. No i proszę, Brandon wybrał wyzwanie. Mercy spojrzała na Christe wzrokiem typu "dowal mu maleńka!". Będzie wiedziała o co chodzi! Niech wymyśli coś bardzo ciekawego. - Ej, czekajcie. Idę po tych dwóch. - Powiedziała, jakimś cudem podnosząc się z podłogi i skierowała swoje kroki w kierunku Roy'a i Benjiego. Oczywiście zaszła od tyłu Roy'a i objęła go w pasie, stając na palcach, żeby była chociaż trochę wyższa. W końcu skoro nikt ją wzrostem nie obdarzył, to powinna jakoś sobie radzić. - Jeszcze ze mną nie piliście no. Chodźcie tam, będzie zabawnie. - Rzuciła, po czym stanęła pomiędzy nimi, patrząc raz na jednego, a raz na drugiego. No niech sie ruszą! Może przeszkodziła im w rozmowę, ale teraz miała to gdzieś. Chyba wolała, żeby nie rozmawiali na jej temat, gdy była gdzieś tam... Dalej, nieopodal.
Czyżby Roy w końcu zaangażował się emocjonalnie? Brzmiało to abstrakcyjnie, a słowa, które wypowiedział w jego kierunku o tym, że nie tylko o seks chodzi. Czyżby stracił swojego przyjaciela i wieloletniego skrzydłowego? Przecież dzielili razem niejedną pannę. Cóż, ostatnią pannę jaką dzielili była jego obecna miłość. Tylko on o tym nie wiedział, bo nie działo się to w tym samym czasie. Cholera, to będzie trudniejsze niż myślałem. Z zadumy jednak wyrwał go głos Mercy, która dziwnym przypadkiem znalazła się tuż obok nich. Czyżby brakowało jej rycerzy, którzy mogliby obronić jej ciało przed niechcianym dotykiem? Oh, kolejna porcja wspomnień w których całował każdy zakamarek ciała Mercy. Tak nie powinno być. Dlaczego nie domyślił się, że wcześniej była z Royem? - Przecież piliśmy, jak nikogo jeszcze nie było! - powiedział z przekąsem i sięgnął po szklankę, którą wcześniej odłożył i uzupełnił w niej ognistą. Kiwnął w stronę Roya, że może to dobry pomysł, żeby jej popilnować. Będąc już wśród grupki znajomych Mercy usiadł koło Christy. - Jak gracie w butelkę, to musisz się ze mną całować, wiesz? - rzuciłze śmiechem Benj wystawiając dłoń, żeby mu przybiła piątkę.
Tak, właśnie tak było - w końcu zaangażował się emocjonalnie, a ta kobieta nie była dla niego tylko i wyłącznie przedmiotem, obiektem do zaliczenia. Była kimś więcej, była osobą z którą chciał dzielić życie, ale, ale! To wcale nie oznaczało, że stracił przyjaciela, czy też skrzydłowego...Zawsze będzie mu pomagał tak jak to robił do tej pory. Dziewczyna może kiedyś odejść, ale brat zostanie, nie? Chociaż z drugiej strony...nie sądził, żeby Mercy odeszła. To co ich łączyło...Ta ich więź już została wystawiona na próbę i jak widać przetrwała. Skoro przetrwała coś takiego, to można śmiało stwierdzić, że jest w stanie przetrwać wszystko. Zamyślił się i z tych rozmyślań również wyrwał go dotyk, a później głos Mercy. Uśmiechnął się delikatnie i zanim ruszyli w kierunku grających w butelkę odwrócił się do niej i złożył pocałunek na jej ustach. Wcale nie widziała mu się żadna gra w butelkę, no, chyba wyrósł z takich zabaw, a właściwie nigdy mu się takie nie podobały. Niestety dwie osoby dla których tutaj był zamierzały jak widać dołączyć do tego towarzystwa i świetnie się bawić, więc co mu pozostało? Po drodze puścił Benjiemu 'oczko', a tamten doskonale powinien wiedzieć co to oznacza. Tyle lat, a rozumieli się bez słów...To znaczyło mniej więcej tyle, że idą tam głównie po to, by jej pilnować, no i żeby Benj mógł sobie coś powyrywać. Kiedyś prześcigali by się w ilości dziewczyn zdobytych na imprezie, teraz jednak...Cóż, jego braciszek został sam. Usiadł na podłodze zajmując miejsce za Mercy, żeby nie dołączać do tego całego kręgu i przysunął do siebie tak, by siedząc między jego nogami opierała swoje plecy o jego klatkę piersiową. -Takie gry chyba nie są dla mnie... - szepnął jej cicho do ucha z uśmiechem na twarzy, który towarzyszył mu od dłuższego czasu. Podniósł szklankę do ust (bo oczywiście wziął ją tam ze sobą) i ponownie się napił. Z każdą następną chwilą coraz bardziej szumiało mu w głowie, był podchmielony, i wystarczyło mu spojrzenie na przyjaciela, by wiedzieć, iż on też czuje alkohol we krwi. Może być naprawdę ciekawie.
Różne wieści chodziły po tym małym miasteczku, Hogs... Jak chodziło się po barach i klubach dla dorosłych to się wiedziało rożne rzeczy. Wiedział co się działo dookoła, więc nie umknęła jego uwadze wieść o imprezie, która miała się odbyć w jednej z kamienic. I nawet adres dostał! Tak mu się poszczęściło. Prosto po pracy wrócił do domu, żeby się szybko ogarnąć i skierować na imprezę. Oczywiście zajęło mu to więcej czasu niż mógł się spodziewać. Jakieś dwie godziny po wyjściu z domu stanął przed drzwiami. Już od wejścia było słuchać muzykę, więc to na pewno tu. Cole wszedł do sodka, bez pytania, oczywiście ze szlugiem w ustach. - Siema. - Rzucił z uśmiechem, rozglądając się po ludziach. Nie znał wielu osób, oczywiście zwrócił najpierw uwagę na dziewczyny, te które siedziały przygotowane do gry w butelkę. No i proszę, kto tam jeszcze? Brandon, no ciekawie. Oczywiście Mercy, która nie chciała dać mu dupy i strzeliła go w pysk, krzycząc na niego. Zdecydowanie, od tamtej pory ich relacje uległy pogorszeniu, a jednak... Lubił się z nią kłócić, było zabawnie. Cole podszedł do kręgu osób, które grały w butelke. Zaszedł od tyłu Brandona i położył ręce na jego ramionach. - Cześć, młody. Znowu chcesz sie upierdolić? - Rzucił do niego i spojrzał na Christy i Setha. - Jestem Cole. - Przedstawił się, zerkając na tę dwójkę co siedziała obok Brandona. No dobra, na początku nigdy nie był zbyt sympatyczny, ale... Chyba jakoś dadzą radę to przeżyć.
Zadowolona z tylu chetnych spojrzała wyczekująco na swojego przyjaciela. No Brandon odwagi, uśmiechnęła się do niego szerzej. WYZWANIE. Pięknie... Miała już powiedzieć, żeby ściągał koszulkę. Wyczarować mu rurę, strój różowego jednorożca kiedy przysiadł się koło niej Benji. Pokręciła głową ze śmiechem i przybiła mu piątkę z błyskiem w oku. -No to skoro mowa o całowaniu....- zaczęła powoli, jakby zastanawiając się jeszcze nad swoim diabelnym pomysłem. Spojrzała jeszcze prosto w oczy gospodarza. Wzięła jeszcze swoją szklankę napełniła ognistą, to samo zrobiła ze szklanką Benjego. Dała mu znak, żeby się napili. Oj przyda mu się... -Brandon całuj Benjego. Będzie okazja, żebyście się poznali bliżej.- skończyła z niezwykle poważną miną. Jednak jej oczy mówiły coś innego. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Skoro Potocky miał taką ochotę na całowanie, ona mu bardzo chętnie pomoże. Czekając na wykonanie wyzwania spojrzała na przybyłą Shirę. Pomachała jej wesoło, w końcu to ona puściła farbę na temat imprezy. Zresztą co to by było za spotkanie, gdyby nie było jej przyjaciółki. Miała nadzieję, że Benji nie będzie miał jej za złe. Zresztą on wyglądał na mężczyznę niezwykle rozrywkowego, a dodatkowa piękna kobieta w jego skromnych progach to przecież skarb.
Dlaczego kobiety zawsze musiały sprawiać problemy? Cóz, może taka właśnie była ich natura? Mimo wszystko z miłą chęcią napił się ognistej z Christą, która żywiołowo przybiła mu piątkę. Nie wiedziała jednak o nim kilku rzeczy. A jedną z nich było to, że miał wstręt do homoseksualistów. Dlaczego ona właściwie myślała, że pozwoli się dać całować przez jakiegoś faceta? W dodatku to był chyba ten sam na którego nawrzeszczał na samym początku. - Dobra, ja pasuje. - powiedział i wypił resztę zawartości szklanki. Trochę tego było, ale cóż. Na to co miało nadejść żadna ilość alkoholu nie była wystarczająca. Opróżniając zawartość szklanki podniósł się i odwrócił. - Nie ma chuja, żebym dał się całować jakiemuś facetowi. NAWET KURWA ROY NIE MOŻE DOTKNĄĆ MOJEJ KLATY. Sorry, stary. - powiedział, naciskając na ostatnie dwa słowa skierowane do Brandona i uderzył z całą siłą szklanką o ścianę. Cóż, więcej sprzatania. - Nie przejmujcie się tym szkłem, jutro je posprzatam. Roy, idziesz ze mną? - zapytał stawiając już pierwsze kroki w przeciwnym kierunku.
Wywróciła oczami, gdy stała jeszcze obok Benjiego, na szczęście nie musiała ich długo błagać i stwierdzili, że pójdą razem z nią do grona grających w butelkę. Serio się ucieszyła. Mimo, ze Roy nie był jakoś szczególnie pozytywnie do tego nastawiony, no ale... Czego się w końcu nie robi dla dziewczyny, czyż nie? Klasnęła podekscytowana w dłonie i się obróciła, ciągnąć go ze sobą za rękę. Gdy zasiedli już w kółeczku, oparła się wygodnie o klatkę piersiową @Roy Harper, obserwując towarzystwo. Gdy chłopak przemówił, odkręciła głowę, by móc go lepiej słyszeć.- Wiem skarbie, nikt Cię nie zmusi do grania. - Odmruknęła, po czym pocałowała go w policzek. Wzięła bez pytania jego szklaneczkę wypełnioną alkoholem i uśmiechnęła się do niego uroczo, upijając trochę. Nie wiedziała gdzie odstawiła swoją szklankę, więc stwierdziła, że weźmie tą Roy'a. No, przecież się na nią o to nie obrazi, a nawet jeśli to tylko uda, że jest obrażony. Wtedy ona będzie udawać, że jest jej przykro i o... Taką będą mieli zabawę. - Ej, Ciebie też boli tyłek, gdy siedzisz na podłodze? - Wypaliła, odchylając lekko głowę do tyłu by móc na niego spojrzeć. Chwile później w mieszkaniu pojawił się kolejny gość, tym razem był to Cole. No, nie mogła powiedzieć, że pałała do niego jakimś pozytywnym uczuciem, negatywnym w sumie też nie. Był jej po prostu obojętny. No i wreszcie Christa wypaliła z tym pięknym zadaniem. Mercy nie była szczególnie zaskoczona reakcją pana Potockiego. Nie wyglądał na faceta tolerującego homoseksualizm. No i proszę, szklanka się rozbiła. Pierwsze koty za płoty. Teraz tylko czekać na wyważenie drzwi i wstawienie okna. Słysząc pytanie blondyna, które skierował do jej faceta, ponownie na niego spojrzała. Tym razem obróciła się jednak przodem do niego i zacisnęła lekko dłonie na materiale jego bluzki, ot tak na wysokości bioder i przysunęła się do niego. - Idziesz z nim? - Zapytała, patrząc na niego pytająco. No, byłoby miło gdyby z nią został, ale oczywiście jak stwierdzi, że podniesie tyłek i wyjdzie razem z blondynem to się na niego nie obrazi. Przecież miała mnóstwo okazji żeby się nim nacieszyć, prawda? Przysunęła się jeszcze odrobinkę, by móc go pocałować i przygryźć delikatnie dolna wargę chłopaka. Nie trwało to zbyt długo, lecz zdecydowanie był to pocałunek po którym po prostu nie mógłby ot tak odpuścić, a raczej wolałby żeby trwał dłużej. Nie przeszkadzało by jej to, lubiła smak jego ust. Odsunęła się od niego, nie dzieliła ich zbyt duża odległość. No, jeżeli będzie chciał sobie iść to droga wolna, przecież nie będzie się z nim wykłócać przy ludziach. Chociaż nie ukrywała, że wolałaby żeby jej nie zostawiał, a jak chce iść to musi ją wziąć ze sobą!
Ostatnio zmieniony przez Mercy Chartier dnia Pią Gru 25 2015, 13:54, w całości zmieniany 1 raz
Chłopak siedział sobie spokojnie i czekał aż Christa wymyśli dla niego zadanie kiedy poczuł nagle czyjeś dłonie na ramionach. Odchylił głowę i spojrzał w górę, zobaczył Cole'a. Uśmiechnął się do niego ale póki co powstrzymał się przed jakimiś bardziej romantycznymi gestami. Byli przyjaciółmi i często chodzili za rękę, całowali się... czasami coś więcej między nimi było ale to nie było nic zobowiązującego raczej. Ot przyjaźń z małymi, pikantniejszymi dodatkami. Taki układ bardzo pasował Brandonowi. Wprawdzie chciał mieć chłopaka ale skoro nie miał go to przecież mógł trochę pobyć z Colem, który zawsze potrafił zrozumieć jego potrzeby. Aż dziwne, że się w nim nie zakochał. - Hej przystojniaku. Dołączysz się, gramy w butelkę. A co do upierdolenia to wiesz, że tylko z Tobą kochanie. - Zaśmiał się po czym spojrzał na Christę, która wymyśliła w końcu zadanie. Cóż... Brandon mógłby pocałować Benjego, czemu nie! Szkoda tylko, że ten blondas tego nie chciał ale przecież nie będzie go specjalnie namawiał. Musiał jednak jakoś swoje zadanie wykonać. - Skoro on nie chce to... - Tutaj wstał, chwycił mocno Cole'a za koszulę i przyciągnął pewnie do siebie. Bez żadnych wstępów po prostu pocałował go. Ale co to był za pełen pasji pocałunek! Był on jednak krótki. Chłopak odsunął się od Ślizgona i w strasznie seksowny sposób przesunął koniuszkiem języka po górnej wardze. - Po więcej zgłoś się po imprezie, bo coś czuję, że będę w nastroju - szepnął do swojego przyjaciela i mrugnął do niego. Następnie spojrzał na Setha i także się do niego uśmiechnął bardzo zalotnie. Przykucnął przy nim, położył dłoń na jego policzku i pocałował go po prostu. Pocałunek był jednak zdecydowanie delikatniejszy niż ten z Colem. Był tez krótszy. - Rozumiem, że jak pocałowałem dwóch chłopaków to się zaliczy jako wykonane zadanie? - Spojrzał na Christę i uśmiechnął się tajemniczo. - Moja kolej. - Powiedział i zakręcił butelką. Butelka wskazała właśnie jego ulubioną Krukonkę. - Okej, prawda czy wyzwanie? - Skrzyżował z tryumfem ramiona na piersi i spojrzał wyzywająco na Christę.
Do zabawy dołączało coraz więcej osób, nawet sam gospodarz. Jednak ten dosyć szybko wykręcił się z tego wszystkiego, wystarczyło aby Christa podała wyzwanie dla Brandona. No Seth dobrze wiedział że ludzie różnie reagują na homoseksualistów i takie wyzwania, ale żeby od razu rzucać szklankami o ścianę? Uniósł tylko brwi uzupełniając kieliszek ognistą by po chwili sprawnie go opróżnić. Rozglądał się trochę po ludziach i tak dotarło do niego, że tym razem alkohol tak szybko go nie otępia. Czuł się trzeźwy w miarę, chociaż był zdecydowanie bardziej radosny i rozluźniony niż zwykle. Zauważył jak Brandon całuje Cole'a więc uznał, że od razu po tym fakcie chłopak przejdzie do kręcenia butelką. Przyjrzał się jeszcze młodszemu Krukonowi, sposób w jaki przesunął czubkiem języka po górnej wardze był cholernie kuszący. I pomimo tego, że coś między Sethem i Quietusem było, to chłopak zapragnął posmakować ust siódmoklasisty i uznał, że dorwie go gdzieś później, jak atmosfera trochę się zmieni. Ale nie. To nie on miał dorwać Brandona - przekonał się o tym w następnej chwili, kiedy niebieskooki przystojniak przykucnął przy nim, by następnie delikatnie go pocałować. Zdziwiło go to dosyć, aczkolwiek odwzajemnił ten krótki, przyjemny pocałunek. Lekko unosząc brwi do góry i posyłając chłopakowi znaczący uśmiech wypił kolejny kieliszek ognistej. Teraz wraz z innymi czekał na wybór Christy.
W sumie zirytowało ją to odrobinę. Nie lubiła ludzi bez poczucia humoru... po prostu według niej byli drętwi. Jeżeli się na coś decydowało to po prostu trzeba było trwać w tym do końca i przyjmowac wszelkie konsekwencje, więc kiedy Benji oświadczył i to dość agresywnie, że odchodzi rzuciła mu krótkie spojrzenie... Mięczak. Potem uśmiechnęła się do Brandona. Chciała mu odpuścić w ogóle zadanie. Skoro to jego "parter" do wykonywania zadania się wycofał. Ten jednak miał inny plan. Pokręciła tylko rozbawiona głową i się odrobinę rozluźniła. Posłała jeszcze jedno spojrzenie w stronę gospodarza...a potem Roya. Miała przyjaciela na odrobinę bardziej rozrywkowego. Może po prostu to towarzystwo tak na niego działało. Rzuciła okiem na butelkę... nie tylko nie to... Eh. -Wyzwanie. Nie będę gorsza.- stwierdziła patrząc na przyjaciela wyczekująco. W tym czasie postanowiła rozruszać też resztę towarzystwa i ponalewała większości ogniską do szklanek. Miała nadzieję, że nie będzie potrzebowała więcej na odwagę, choć... pomysły Brandona bywały... oryginalne.
*/wcześniejszy wątek zostaje na czas tego zatrzymany, żeby nie mieszać niepotrzebnie\*
Spóźnianie się na lekcje było nawykiem dziewczyny, ale żeby nie przyjść o omówionej porze w miejsce niezwiązane z nauką? Panno Brown, jak tak można? Szybkim krokiem przemierzała zatłoczone, zaśnieżone ulice, niekiedy ślizgając się po powstałym lodzie. Było jej potwornie głupio za to niedopatrzenie, miała ochotę zniknąć w jakiejś większej zaspie i już nigdy nie wrócić. Z każdą minutą twarz robiła się coraz bardziej czerwona od panującego mrozu oraz narastającego uczucia zażenowania. Wreszcie znalazła miejsce, w którym znajdowała się ta cholerna kamienica, a w trakcie pokonywania kolejnych pięter układała krótką przemowę wyjaśniająca wszystko po kolei. Niestety mętlik i zdenerwowanie uniemożliwiły zamiar dziewczyny, toteż dała za wygraną swojemu roztargnieniu, stawiając na zwykłe „przepraszam”. Stanęła przed drzwiami zmarznięta, zmęczona, smutna i zakłopotana, jednak myśl o wspólnym spędzaniu czasu z ukochanym znacznie pokrzepiała zszargane nerwy. Odkąd miała przy sobie Benja, jej cała niechęć do ludzi i wspólnych wyjść zniknęła, nawet częściej odwiedzała wcześniej omijane imprezy. Na jedną z nich w tym momencie się spóźniła. Zapukała do drzwi z myślą, iż nie ominęła ją ta lepsza część zabawy, a gospodarz nie poczuł się urażony nieobecnością jednego z ważniejszych gości.
Eerie pociągnął łyk wina, dając sobie chwilę na zastanowienie. Wzruszył ramionami - Nie patrząc na Ciebie, patrząc Ci w oczy - poprawił Arsa i obrócił głowę jego kierunku. Odgarnął włosy z twarzy, po czym posłał mu przeciągłe spojrzenie, marszcząc przy tym brwi, jakby spoglądał na bardzo ciekawy, niekonwencjonalny przypadek medyczny - Nadal czuję się dziwnie, wiesz… - spauzował na chwilę, szukając słów - …to tak jak gdybym podchodził za blisko. Oczy to wbrew pozorom bardzo intymne części ciała. Bezbronne - kolejna przerwa, Eerie zaciągnął się papierosem, chwila zastanowienia - wbiłeś sobie kiedyś coś w oko? - zapytał z nieudawanym zainteresowaniem, bez cienia humoru, to było jedno z jego dziwactw, naprawdę to go ciekawiło. - Wydaje mi się, że czasami nakładam projekcje na różne osoby, wyobrażam sobie je jako kogoś, kim niekoniecznie są i pewnie dla własnej wygody, nie chcę ich demaskować - stwierdził, gasząc papierosa w popielniczce stojącej na parapecie. Wszyscy czasami do przeżycia potrzebujemy iluzji, które pomagają nam nie rozpaść się na milion kawałków. Wystarczy spojrzeć na mugoli, jak cudownie musi im się żyć w świecie, w którym nie ma wilkołaków w ciemności, a w odmętach wód nie czają się druzgotki i dzikie trytony. - Właściwie, to czemu nie - odpowiedział Westling, perspektywa zmiany otoczenia na jakiś czas wydała mu się całkiem obiecująca, nie miał żadnych planów na najbliższy czas, a tutaj wszystkie twarze z Salem tylko przypominały mu o tym, co chciał zostawić daleko w tyle - Nigdy nie byłem w Szwajcarii, jak tam jest? Śnieżnie i górzysto, tak jak na pocztówkach? - zapytał, bo tak właściwie, to Eerie nie widział zbyt wiele świata poza Stanami Zjednoczonymi, gdzie się wychował. Wielka Brytania to pierwszy kraj w Europie, który odwiedził. - Nie jestem tu by oceniać, w końcu… każdy orze, jak może - skwitował beznamiętnym tonem, ale w krótkim spojrzeniu posłanym Arsowi zdecydowanie widoczna była ironiczna iskra. Alokohol powoli przytępiał zmysły Westlinga, a ciężar, który nosił od dawna w klatce piersiowej, jakby zelżał - cudowne błogosławieństwo używek.
Ostatnio zmieniony przez Eerie Westling dnia Pią Gru 25 2015, 01:49, w całości zmieniany 1 raz
Podobno przypadki nie istnieją, a wszystko co robimy ma jakiś sens i prowadzi nas w konkretne miejsce. Może dlatego tak się wściekł i rozbił szklankę? Tuż po tych wydarzeniach nie czekając na Roya poszedł do kuchni, w której miał resztę szklanek, wziął jedną z nich i udał się do pokoju, zeby napełnić nią whisky. Następnie upijając z niej mały łyczek wyszedł na przedpokój zastanawiając się czy nie chce skorzystać w tym momencie z łazienki. Los jednak jest dobrym komikiem i w momencie w którym wyszedł do przedpokoju usłyszał, że do drzwi się ktoś dobija. Cóż, pewnie sąsiedzi. Eh, musiało paść akurat na niego. Podszedł do drzwi i ze szklanką w ręce otworzył drzwi. Na szczęście nie stała za nimi zrzędliwa sąsiadka ani narzekajacy sąsiad. Za drzwiami znajdowała się najpiękniejsza kobieta na świecie, której nie można było zastąpić. Benj szybko odłożył na bok szklankę i rzucił się na Ophelię Brown, która w ostatnim czasie zawładnęła jego życiem. Chwycił jej zaczerwienione policzki w dłonie i obdarował pocałunkiem. Wiedział, że jest pijany i pewnie ją to odepchnie, ale nie mógł się powstrzymać. - Ciesze się, że przyszłaś kochanie. - powiedział i wprowadził ją do środka. Pozwolił jej się rozebrać, powiesił zbędne ubrania i zaprowadził do pokoju gdzie już czekała na nią szklanka z Ognistą. - Wiesz, jako Pani tego domu masz okazję wszystkich wyprosić. - powiedział do niej z uśmiechem obejmując ją za talię i szczerząc się jak szczeniak na jej widok. - Albo możemy sie pobawić, a później zrobie Ci dobrze - szepnął po chwili do ucha swojej ukochanej. Oh, na trzeźwo raczej by się powstrzymał. Ale nie był trzeźwy.
Ach ten Brandon. Zawsze przychodziły mu do głowy różne, dość szalone pomysły. Cole nie miał nic przeciw temu, wręcz przeciwnie - uwielbiał je tak samo jak tego chłopaka. Relacja, którą łączyła go z Brandonem była dość skomplikowana. Był mu bardzo bliski, był jego przyjacielem z domieszką czegoś więcej. Nie, to nie była miłość, to była rozrywka, zabawa, przyjemność. Cole twardo trzymał się założenia, że hedonizm był jak najbardziej odpowiedni. W końcu nic nie uszczęśliwia człowieka bardziej niż rozkosz i przyjemność, korzystanie z życia. Cole ze swojego korzystał po całej linii. Nieraz wpadł w jakieś kłopoty, nieraz miał jakieś problemy, albo z jakimiś zazdrosnymi facetami, albo o zgrozo - z zazdrosnymi dziewczynami. Nie ma nic gorszego niż zazdrosna, irytująca kobieta. Oj, a najbardziej denerwowały go królewny pokroju jego rodzonej siostry. - Tak, ale nie będę cię tym razem odprowadzał do domu. - Odparł, kręcąc przecząco głową. Nie kochanie, nie tym razem. Chociaż w sumie, wszystko się pewnie zmieni. Odprowadził wzrokiem blondyna, który roztłukł szklankę. No, ten to miał dopiero problemy. Cole wzruszył ramionami i nim się obejrzał to.. No właśnie, Brandon go całował. Automatycznie ułożył dłoń na jego policzku, odwzajemniając ten pocałunek. Posłał mu zawadiacki uśmiech. - Uwierz mi skarbie, na pewno będziesz w nastroju. Pozwól, że tego dopilnuję. - Mruknął, po czym zabrał dłoń z policzka chłopaka i usiadł obok niego, zerknął na Mercy która namiętnie całowała swojego chłopaka i pokiwał głową, patrząc na Christę, która stwierdziła, że wybierze wyzwanie. Może będzie miała go pocałować? No, nie narzekałby na to. Był ciekawy co tym razem wymyśli ten siódmoklasista, znając jednak jego będzie to dość... Ciekawe.
Dzień jak co dzień. Poza tym, że dowiedziała się o małej imprezie w Hogsmeade. No jak nie mogła skorzystać z okazji, jeszcze wiedząc, że będzie tam kilka znajomych jej osób. Powiedzmy, tylko z naprawdę nielicznymi jednostkami zna się od A do Z, pozostali to imię, nazwisko i ewentualnie dom, do którego należy. Gdy wędrowała przez zaspy śnieżne, zorientowała się, że wręcz podąża śladem jakiejś dziewczyny kilkanaście metrów przed nią. Czyżby również cel był ten sam? Adres znała od Roy'a, ale to tylko kwestia spojrzenia na numer mieszkania. Hogsmeade miała w małym paluszku, ale jakoś nigdy nie interesowało ją kto i gdzie dokładnie pomieszkuje. Liczyła na to, ze jednak nie odejdzie z kwitkiem i coś się będzie działo. Na rozgrzanie w torbie miała swoją osobista whisky, może spodoba się prezencik gospodarzowi, którego kojarzyła jako tako. Niech wie, że Puchonka ma gest. Wyszło na to, że dziewczyna przed nią wręcz ją zaprowadziła pod drzwi. Gdy chciała już dołączyć, to otrzymała gorące powitanie od chłopaka. Słodko, bardzo. Tylko proszę mi wejścia nie blokować. -Em, przepraszam. Można jakoś wejść? - wtrąciła się, nie chciała tak nachalnie, no ale, czasem trzeba być słownym i nie owijać w bawełnę. W razie czego wykopanie na śnieg nie będzie takie złe, zacznie robić aniołki w samej bieliźnie z nudów i po wypiciu w samotności butelki alkoholu. Skorzystała z okazji, że już poszli to i zdjęła z siebie... bluzę na zamek! Tak, taka z niej wytrzymała babka. Niebieska bluza i czapka są wystarczające, a wręcz za ciepło jej było nawet. -Witam - przywitała się ze wszystkim, krótko wchodząc do salonu. Czuła sie dość.. dziwnie. Potrzebowała się napić, koniecznie.
Dość szybko znalazła się w mieszkaniu, Benj nie zwrócił uwagi na duże spóźnienie Brown, a wręcz przeciwnie – ucieszył się jak małe dziecko na widok swojej najlepszej, najukochańszej i najpiękniejszej dziewczyny (prawda?). Objął ją z całych sił i zaprosił do środka, gdzie została potraktowana niczym księżniczka. Rozejrzała się po pomieszczeniu, wiele osób postanowiło przyjść na zorganizowaną imprezę, szkoda tylko, że większości nigdy w życiu nie widziała. Potarła zmarzniętymi dłoni, ciepło dobiegające z palących się świeczek otuliły jej podrażnioną skórę, złapała za stojącą na stoliku obok szklankę z Ognistą i pociągnęła spory łyk, aby jak najszybciej rozgrzać organizm. - Nie będę, aż tak nieuprzejma. Chyba dobrze się bawią. – Skomentowała widok pijanych, rozweselonych ludzi głośno rozmawiających i pijących coraz większą ilość trunków. Sam Benj musiał już wypić sporo, bo zapach alkoholu unosił się nad nim, był przy tym bardzo wyczuwalny podczas ich długiego pocałunku. Mimo to cieszyła się, iż Potocky mógł wreszcie po intensywnym tygodniu odpocząć i rozluźnić zmęczone mięśnie. Oparła ciężar swojego ciała o najbliższą ścianę, po czym spojrzała z zadowoleniem na pijaną twarz gospodarza. - Widzę, że nie żałowałeś forsy na zaopatrzenie. – Zmarszczyła brwi widząc dużych rozmiarów śmietnik złożony z butelek i pustych opakowań, znajdujący się w rogu. Oby tylko nie kazał jej tego sprzątać. - Przepraszam, ale nie dałam rady być wcześniej, nie gniewaj się. – Kąciki ust na zbereźną propozycję mimowolnie drgnęły. Czasami kompletnie ją rozwalał swoim zachowaniem pod wpływem. Ale to dobrze, bo nie mogła narzekać na rutynę.
Benj zapomniał już o tym jak jeszcze przed chwilą wściekał się na Christę i Brandona. Wcale by się nie zdziwił jakby się okazało, że oboje są dogadani i po prostu chcieli razem ukartować ich pocałunek. Ale to wszystko znikło gdy tylko zjawiła się jego najlepsza, najukochańsza i najpiękniejsza dziewczyna. Cały świat przestał istnieć i liczyła się tylko ona. Dlaczego w ogóle ją tak bardzo kochał? Sam nie wiedział. Zawładnęła jego światem do tego stopnia, że nieistotne było teraz to, czy ktoś mu rozwali szybę albo spali fotel. Ważne, żeby Oph się przy tym dobrze bawiła i uśmiech z jej twarzy nigdy nie znikał. - Nie obchodzi mnie to, skarbie, ważne żebyś Ty się dobrze bawiła. - powiedział i przytulił opierającą się o ścianę Ophelię. Delikatnie pocałował ją w policzek i zaczął się delektować zapachem, który za każdym razem go onieśmielał. Dlaczego miał taką słabość do tej kobiety? Ciekawe czy zdawała sobie w ogóle sprawę z tego jak bardzo zdominowała jego serce. - Kocham Cię, moja piękna. - szepnął jej do ucha i pocałował jeszcze raz w policzek. Z wielką chęcią wyprosiłby wszystkich z tego mieszkania, bo praktycznie tylko mu przeszkadzali, ale wiedział, że to nie o to chodziło w dzisiejszym wieczorem. Po krótkiej chwili ciszy zaczął bawić się jej włosami i szeroko uśmiechać. - Chcesz poznać mojego najlepszego kumpla? - zapytał i spojrzał w stronę Roya.
/pisze z telefonu dlatego moge zapomniec dodac polskiego znaku/
Chłopak bardzo ucieszył się na słowa Cole´a i w zasadzie mógłby już wychodzić z imprezy. Troche zdziwiła go reakcja Setha, który nieco nieśmiało podszedł do pocałunku ale za to oddał ten pocałunek. No w końcu nie odpuści sobie pocałowania dwóch chłopaków! Nadszedł czas na Christę, ktora wybrała sobie wyzwanie. Uśmiech Brandona już mógł wskazać coś oryginalnego, dokładnie jak jego przyjaciele mogli się spodziewać. - Dobra kochana. Lepiej się przygotuj, bo... Masz zrobić striptiz, tylko do bielizny. I masz go zrobić dla... - tutaj zastanowił się chwilkę. Postanowił wykorzystać okazje i wzbudzić odpowiednie napięcie w Cole´u. - Dla Cole´a. Tutaj. Teraz. - Jego tryumfalny uśmiech widniał na jego twarzy. - DAWAJ CHRISTA! - Krzyknął aby zwrócić jak największą uwagę. Spojrzał też na Azalię, która właśnie weszła na imprezę i machnął do niej żeby się do nich dołączyła. Im większe widowisko tym lepiej!
- A jednak potrafisz – moje usta drgnęły, i choć biła ode mnie nonszalancja, przez chwilę w milczeniu wpatrywałem się w ogromne, szare oczy Amerykanina, próbując odnaleźć to, co tak bardzo obawiał się obnażyć przed światem zewnętrznym. Badałem jego enigmatyczne oblicze, przepełnione jakimś niewyjaśnionym smutkiem, który przytłaczał mnie i pociągał jednocześnie. – Nie podchodź za blisko. Omijaj tamte dzieciaki. Nie wkładaj ręki do ognia, bo się sparzysz. Nie wiem, jak ty, ale ja właśnie chcę się sparzyć, chcę doświadczyć wszystkiego, choćbym miał za to zapłacić najwyższą cenę. Życie jest krótkie – wzruszyłem ramionami. - Jeśli nie mogę się przed czymś bronić, płynę z prądem, a dwie butelki wina szybko pozwalają na zapomnienie – taki właśnie był mój Paryż, moje sacrum i profanum. Abstrakcyjne pytanie Westlinga wyrwało mnie ze sfery filozoficznych rozważań, ściągając z powrotem na ziemię. - Nie wiem, nie pamiętam – spróbowałem sięgnąć pamięcią wstecz, przeczesując tysiące wspomnień. - Może kiedyś? Jak uczyłem się grać na wiolonczeli i jeszcze nie umiałem dobrze trzymać smyczka. A może teraz to wymyśliłem? Przeszłość zaciera mi się w jeden, niejasny kształt, nigdy nie wiem, co było przed, a co po. Pamiętam jedynie wybrane rzeczy, jakby mój umysł automatycznie wybierał te... I urwałem, w momencie zdając sobie sprawę, że większość moich wspomnień, które nie zginęły w odmętach przeszłości, wiązała się z osobą Cyané. - To czasem dobre rozwiązanie. Chyba wszyscy tak robimy. Ale... prawda przynosi dziwną ulgę – podsumowałem, wlewając wino w swoje gardło; jedna strużka czerwonego płynu ściekła mi po brodzie, którą od razu przetarłem nadgarstkiem. - Szwajcaria... wstajesz rano, schodzisz na dół, a drewno skrzypi i ugina się z każdym twoim krokiem. Bierzesz kawę i przez jadalnię wychodzisz na taras, gdzie możesz usiąść i zachłysnąć się widokiem zaśnieżonych szczytów Alp i płynących u podnóża wzgórz jezior. Zobaczysz mojego ojca, idącego nakarmić hipogryfy. To miejsce ma jakąś nieopisaną magię. Ludzie przychodzą do nas, by odciąć się od świata, po czym wieczorami każdy spowiada się ze swoich grzechów, by rano obudzić się z większą chęcią do życia. Może to mistyczny krajobraz, a może tylko świadomość bycia wysłuchanym i nieskrytykowanym? Nie wiem. Zrozumiesz, kiedy poznasz moich rodziców. Dla wielu wracanie do domu na okres świąteczny brzmiało jak najgorsza kara, a ja... może nie odliczałem dni, ale podróż w rodzinne strony zwykłem traktować jako nagrodę. - To jedynie utwierdza mnie w przekonaniu o upadku cywilizacji – stwierdziłem sceptycznie, patrząc na całujących się chłopców, mowę nienawiści i dziewczynę, której ktoś kazał pozbyć się prawie wszystkich ubrań.
- Być może kiedy zaczynamy pragnąć wszystkiego, to tak naprawdę, jesteśmy niebezpiecznie blisko pragnienia niczego? - rzucił Eerie retorycznie, parafrazując cytat z książki, którą czytał dawno temu - Ciężko powiedzieć mi cokolwiek więcej, bo nie wiem czy tam jest cokolwiek więcej - zakończył, a z jego tonu można było wywnioskować, że ta myśl, wypowiedziana na głos, trochę go przygnębiła. Cisza musi być niesamowicie przygnębiająca, i to nie ta cisza na zewnątrz - w końcu znajdowali się w głośnym, przepełnionym pijanymi dzieciakami pomieszczeniu, lecz wewnątrz - bo w środku Westlinga było bardzo cicho. - Szwajcaria brzmi jak raj na ziemi. - skwitował Amerykanin bez cienia goryczy, bo choć od bardzo dawna nie doświadczył ciepła rodzinnego domu, to zazwyczaj radosne historie przywiezione z ferii świątecznych powodowały u niego ukłucie zazdrości, to jednak nie był w stanie wyzwolić żadnych negatywnych uczuć w stosunku do Arsa. Tak już jest, jedni ludzie powodują u nas nieopanowane ataki złości, gdy tylko kichną bądź kaszlną nie po naszej myśli, a innym potrafimy wybaczać bez końca i życzymy im tylko tego, co najlepsze - Jednak gdybyś poznał moje grzechy, nie spojrzałbyś na mnie drugi raz tak samo - powiedział jakby dla żartu, lecz przez jego twarz przemknął ledwo widoczny cień, mroczne wspomnienie sprzed wielu lat. - Przestań, miłość w każdym wydaniu to powód do radości - uśmiechnął się, po części drwiąco, po części szczerze - Wyglądają jakby się świetnie bawili, a to najważniejsze. Przecież wszyscy przeżywamy teraz najlepsze dni naszego życia - spauzował na chwilę, po czym dodał - przynajmniej tak nam mówią.
A więc dziewczyna wzięła wyzwanie. Spodziewał się tego co prawda, dlatego też od samego początku ciekawił go pomysł Brandona na wyzwanie dla młodszej Krukonki i kiedy usłyszał o striptizie aż uniósł brwi z wrażenia. Wypił zawartość kieliszka, by następnie w jakiś sposób zachęcić przyjaciółkę do wykonania zadania - Dalej, Christa! - zakrzyknął radośnie, aż mu oczy zabłysły. Co prawda z większym entuzjazmem podszedłby do propozycji obejrzenia męskiego ciała, jednak okazja na zobaczenie ciała Christy również była kusząca, tym bardziej że po tej ilości alkoholu jaką już w siebie zdążył wlać jakoś nie przeszkadzało mu to, że miałby patrzeć na rozbierającą się kobietę.
Impreza bez Cinny to jak Mikołaj bez brody - wszyscy wiedzą, że to wielka ściema, a jednak brną w to dalej jak jakieś posmarkana dzieciarnia. Nikt oczywiście nie ocenia jak się w tym czują, ale na pewno dobrze się nie bawią. Parę kieliszków wina, głębszych wódki czy posuniętych panienek nie zastąpi stylu, szyku i piękna. Są rzeczy, które ceni się wszędzie, zawsze... A jeśli nie to takie miejsca po prostu powinny nie istnieć. Macie coś przeciwko? Wolicie spłonąć czy utopić się w własnych rzygowinach? Coccinelle nużyły święta i nawet wyprzedaże nie były w stanie wzbudzić w niej odrobiny zainteresowania. Te wszystkie tandetne sweterki, kolczyki, skarpetki... Tylko papieru toaletowego w renifery brakowało. Niechętnie więc wyszła z domu szukając zajęcia na nadchodzące popołudnie. Pech sprawił, że postanowiła odwiedzić Benja. Zapukać do drzwi, których skrzypnięcie otworzyło puszkę Pandory. Stojąc w drzwiach przenosiła wzrok z osoby na osobę, zanim weszła do środka. Nieznane twarze poruszały się pomiędzy grupkami ludzi, jakaś parka całowała się bezwstydnie, a Benj flirtował z jakąś dziewczyną. Może nawet ją znała? Bez znaczenia, w końcu to ją mają znać, nie ona ich. Płynnymi ruchami przeciskała się wśród zgromadzonych. W gruncie rzeczy nie mała ochoty na rozmawianie o pogodzie czy bezstresowe spędzenie czasu. Nie patrzyła nawet zbytnio na to co kto ma na sobie - pewnie przeżyłaby większą traumę niż po wakacjach. Z zadowoleniem więc usiadła gdzieś z boku, by mieć chwile na rozeznanie się w sytuacji. Gospodarz i reszta gości może poczekać, pewnie i tak już ją zauważyli.
Nie wiedziała gdzie idzie. Po prostu szła przed siebie, bo przecież mogła, co nie? Tak w sumie stwierdziła, że może przecież zawitać u jakiegoś kumpla, bo kumpelek nie ma (taki forever alone, który zadaje się tylko z facetami), ale przypomniała sobie, że średnio wie, gdzie obecnie mieszkają. Joshua jest, ale adresu nie podał, taka wredota! No, a w jej głowie nie pojawiał się kolejny kandydat do tego, by go nawiedzić. Ech, starość nie radość. No i idąc tak kopiąc kamyczki, nagle usłyszała jakieś wrzaski i inne pierdoły. Znaczy się, dźwięki, które do złudzenia przypominały te należące do niezłej zabawy. Zatrzymała się i zaczęła przez chwilę nasłuchiwać. Do jej uszu doszedł znajomy głos. Uśmiechnęła się wrednie. Czemu nie? Tak, była dzisiaj naprawdę nieswoja, skoro postanowiła do kogoś wleźć bez zaproszenia chyba, że to spotkanie otwarte. Mniejsza. Weszła cicho niczym ninja (o!) i przemykając się między uchlanymi znalazła się... gdzieś. Chyba w kącie jakimś, żeby nadal być taka cichociemna. Oceniła szybko sytuację i stwierdziwszy, że źle nie jest, postanowiła coś podpieprzyć. Chciało jej się pić, więc porwała pierwszą lepszą butelkę z czymś, co wyglądało na nieszkodliwe i oczywiście pociągnęła z niego sobie. Miała takiego pecha, że okazało się to alkoholem i w pierwszym odruchu miała ochotę to wypluć, ale zapomniała już, że to połknęła. Piwo, chcąc nie chcąc, znalazło się w jej żołądku, a procenty zaczęły krążyć w jej żyłach. Po chwili tępego patrzenia się postanowiła pójść za głosem (nie)rozsądku i zaczęła po prostu pić. Zapomniała nagle, że jest w obcym mieszkaniu, z nieznanymi sobie ludźmi, nie mówiąc już, że nie jest nawet pełnoletnia i upija się w najlepsze. Może nic się nie stanie? Po chwili zaczął się jej plątać język, a jej myśli znalazły się pod płachtą alkoholowego otumanienia. Cholera, co za gówno! Piła jednak dalej, że po chwili była upita i siedziała sobie cicho w kącie, czasem czkając.