Brandon siedział sobie za to spokojnie i chyba alkohol na niego zaczął działać w bardziej usypiający sposób. Patrzył jak Christa robi striptiz, później chyba Cole gdzieś sobie poszedł. Ale miał za to Setha. Przysunął się do niego i położył głowę na jego ramieniu i patrzył na taniec Mercy. W zasadzie to nie interesowały go kobiety. Taniec Mercy był jednak bardzo hipnotyzujący. I tak sobie ona tańczyła dla nowego przybyłego i tańczyła... i tańczyła... tańczyła... zzzzzz. No tak, kto by pomyślał, że taniec może kogoś uśpić. Tak właśnie się stało, że Brandon zwyczajnie zasnął z otwartą buzią, jego głowa wylądowała na kolanach Setha a ślina cieknąca mu z kącika ust moczyła spodnie Azjaty. Ciekawe jak teraz wykona swoje zadanie kiedy tylko chłopak zwyczajnie postanowił uciąć sobie drzemkę. Nawet nie bał się, że obudzi się nago dziś z kilkoma osobami w łóżku albo będzie musiał szukać swoich ubrań po całym Hogwarcie... o ile do niego wróci. W zasadzie chyba nikt by się nie zdziwił gdyby wylądował jeszcze tej nocy w Londynie.
Nie wiedziala co zadać Sethowi. Była pewna, że ucieszyłby się gdyby miał całować Brandona, albo się przed nim rozbierać. Może tym sie zasugeruje? - Zrób Brandonowi prywatną sesyjkę. - Powiedziala po czym spojrzała na Christe, która odciągała Joshue i na.... Roy'a. Tak właściwie to dopiero teraz zdała sobie sprawę ze swojej głupoty i z tego co zrobiła. Chłopak podniósł sie z miejsca i wyszedł. Co miala teraz zrobic? Zostawić go? Iść za nim? Opcja druga była lepsza. Dziewczyna podniosła sie z miejsca i poszła za nim. Palił papierosa. Musiał sie uspokoić, no tak. Oparła sie o jakiś mebel, patrząc w podloge. Nie wiedziala co moze mu powiedziec. Przepraszam? To nic nie zmieni. Nie poprawi mu tym nastroju. - Roy... - Mruknęła cicho i nawet przez chwile odważyła się na niego spojrzeć. Lecz to była krótka chwila...
Podejrzewał, że dziewczyna pójdzie za nim. Przecież w gruncie rzeczy chyba go trochę kochała, nie? Zaciągnął się po raz kolejny wpuszczając chmurę dymu do płuc, po raz kolejny wypuścił dym i przymknął lekko oczy. Miał nadzieję, że te wszystkie negatywne emocje opuszczą jego ciało wraz z tą cholerną nikotyną, ale niestety tak to nie działało. Nie spojrzał na nią, nawet na nią nie spojrzał. Kątem oka jednak zauważył, że oparła się o coś, że spuściła głowę. No proszę. Czy właśnie zdała sobie sprawę z tego, że na jego oczach całowała sobie jakiegoś faceta, oraz pozwalała robić mu to samo? Alkohol. To wszystko wina alkoholu, tak sobie to tłumaczył. Nie zamierzał w ogóle z nią teraz o tym rozmawiać, a tym bardziej robić afery w domu swojego przyjaciela, nie chciał psuć im wszystkim zabawy, starał się być miły, spokojny, grzeczny...I chyba nawet jakoś mu to wychodziło. Po raz kolejny uniósł papierosa do ust dalej patrząc przed siebie. -Wiesz może gdzie jest Benj? Od jakiegoś czasu go nie widziałem. - spytał siląc się na uprzejmy ton, ale dalej na nią nie patrzył. No i właśnie, co miała powiedzieć? Przeprosić? To nic nie zmieni, kompletnie nic. -Pewnie znalazł sobie jakąś sympatyczną Panią. - uśmiechnął się gorzko wiedząc, że jest to więcej niż pewne. Ciągle nie patrzył na dziewczynę, jego wzrok ciągle był wbity w ścianę, czy w cokolwiek, co było przed nim, byle nie patrzeć na nią. Bardziej spostrzegawcza osoba zauważyła by jednak, że jego druga dłoń ciągle pozostawała zaciśnięta w pięść, a Mercy, która znała go chyba najlepiej na świecie na pewno między tymi uśmiechami i udawaną otoczką spokoju ujrzała gniew, czy smutek...Chociaż kurwa, w jej stanie? Nie był pewien czy zauważyła by dłoń tego mężczyzny w swoich majtkach.
Najwidoczniej doskonale ją znał, skoro myślał, że za nim pójdzie. To chyba dobrze, że aż tak się znali. On wiedział czego może się spodziewać po niej, a ona potrafiła odgadnąć po jego zachowaniu co mu dolegało. Tym razem nie było inaczej. Może faktycznie wypiła za dużo, chociaż nie... Ona serio wypiła za dużo. Może nie było jej niedobrze, ale lekko kręciło jej się w głowie. Też mogła śmiało zrzucić winę na alkohol, nie mogła pić na imprezach. Po prostu to był zły pomysł. Przez moment zrobiło jej się słabo, ot reakcja jej organizmu na stresujące sytuację. A nie ukrywała, że ta w której w tym momencie się znalazła była nie tyle stresująca co nieodpowiednia, zła, wszystko było zupełnie nie tak. Liczyła tylko na to, że nie będzie się na nią długo obrażał. Postąpiła źle, zdała sobie z tego sprawę od razu, gdy zobaczyła jak Roy wychodzi z salonu. Co miała zrobić? Pocałować? Przytulić? Zignorować? Nie wiedziała. Ciężko było jej określić co byłoby odpowiednie. Kocham Cię? Po takim czymś... Nie, też byłoby nie na miejscu. Mogła tylko liczyć na to, że chłopak faktycznie uwierzy w to, że to wszystko działo się pod wpływem procentów. Nie, tak właśnie było. W normalnym stanie nie zrobiłaby czegoś takiego. - Nie wiem gdzie. Też go nie widziałam od dobrych dwudziestu minut, nawet więcej... - Powiedziała cicho, po czym westchnęła. Na pewno znalazł sobie jakąś dziewczynę, z którą właśnie zbawiał się w jakimś kącie. Ujrzała gniew i smutek, zwróciła nawet uwagę na to, że jego pięść była zaciśnięta. Odbiła się od biurka i niepewnie do niego podeszła, po czym objęła go w pasie i mocno przytuliła... Zaczęła płakać. Cóż, alkohol. - Przepraszam, jestem taka głupia. - Załkała, zaciskając dłonie na materiale jego bluzki.
- Jak widać mam.. – wyszeptał jedynie, podając jej rzeczy. Zdaje się, zapomniałaby o spodniach. Toż to byłaby wielka tragedia. Ale ładnie. Podobało mu się to. Podobało mu się, ze jej się podobało. Że Azalia była zbyt zajęta całym wszechświatem, żeby w ogóle na to patrzeć. Że Christa patrzyła na to. Bo powinna patrzeć Sam w sumie nie wiedział z jakiego powodu. Patrzyło na to też wiele innych osób. Różnych, jak dwóch albo i może trzech panów, z których jeden postanowił zasnąć. Cóż. No, ale patrzył na niego na nią na nich także jej chłopak. Mężczyzna Mercy. Cóż. Zdarza się? Co mógł więcej powiedzieć, no? Ona chyba sama nie zaprzeczy, że było jej błogo, prawda? Wiecie jak to jest. Prawdziwi mężczyźni nie zawsze ubierają białe koszulki z ramiączkami, by móc swobodnie się pocić, mają zarost Timbera, muskuły i tak dalej. Czasem.. męskość przejawia się w tych drobnych gestach, pocałunkach, muśnięciach. Dotknięciach. Wdechach i wydechach. No, ale nie dane było mu się długo nacieszyć tym wszystkim. Jakoś tak dziwnie nagle w jego otoczeniu pojawiła się Christa. Która go gdzieś zabrała. Na fotele. To po to z nich schodził, żeby teraz ponownie na nie wrócić? Serio, czasem nie rozumiał ludzkości. Naprawdę. - Czemu Gwiazdo? – zapytał. Zdecydowanie ten problem frasował go bardziej niż cokolwiek inne. Czemu gwiazdo? Czemy był gwiazdą? Był tylko Joshem. Skromnym Joshuą, barmanem z Hogsa. Nie nadawał się na celebry tę. Patrzył na nią smutnymi oczętami, doszukując się odpowiedzi. Zapewne i tak by jej nie uzyskał, zatem. Po prostu zmienił temat. Zabrał delikatnie z jej dłoni drinka, jakiego wcześniej zrobił. Sam miał nań ochotę. – ulotnić? Wiesz, w sumie mieszkam niedaleko. Naprawdę niedaleko. Dwa piętra pod dzisiejszym gospodarzem, więc jeśli się nie boisz mieszkania samotnego mężczyzny.. Zapraszam. – rzekł, z lekkim uśmiechem. Nie chciał , by to zabrzmiało w koncu jak prowokacja. Pedofilem też nie był. :x Ani żadnym zboczeńcem. Może dlatego właśnie silił się na tak delikatny uśmiech?
Sama nie wiedziała, dlaczego tak naprawdę tak go nazwała. Jednak było to pierwsze, z czym go skojarzyło. Po przedstawieniu, które miało tutaj miejsce widziała w nim artystę, niezwykłego sztuk mistrza. Zmuszał wszystkich do patrzenia swoimi ruchami i jeszcze ta muzyka. -Nie zdradziłeś mi jeszcze swojego imienia, a przed chwilą byłam świadkiem przedstawienia.- miała nadzieję, że jej wytłumaczenie było zrozumiałe, w końcu taka była prawda. Mercy nie przedstawiła jej swojego znajomego, po prostu przysiedli się do trwającej już zabawy. Potem to co się wydarzyło miało bardzo szybkie konsekwencje. Choć i tak była w szoku, że jej przyjaciel nie miał ochoty nikomu przyłożyć, no może miał... ale się powstrzymał. Będzie musiała mu pogratulować tutrzymania nerwów na wodzy, ale to już później. Kiedy pozbędą się hektolitrów alkoholu z krwi. -Tak apropo wszystko to było niesamowite. Zmysłowe, emocjonalne... miałam wrażenie, że oglądam sztukę... naprawdę miało się wrażenie, że coś was łączy. Nie było to tylko wykonanie zadania, prawda? Jesteś artystą?- zapytała w końcu ciekawa. Stwierdziła, że zwykły śmiertelnik nie wykonałby tego w ten sposób. Miała pewność, że brała udział w pewnego rodzaju rozdzieleniu Mercy z Royem. Zaczynała mieć nie małe wyrzuty sumienia. Jej głupia głowa wymyśliła to zadanie, ale przecież... nie miała prawa sądzić, że to TAK będzie wyglądało. Westchnęła cicho, a potem spojrzała w oczy chłopaka, który zaproponował jej wyjście z imprezy. Alkohol chyba delikatnie przyspieszył jej decyzję. Na trzeźwo myślała bardziej jak typowa bardzo odpowiedzialna Krukonka, raczej nie wychodziłaby nigdzie z obcymi. A teraz? -Chętnie się stąd wyrwę. Chyba mam dość gry w butelkę, moje głupie pomysły, mogą mieć nieciekawe konsekwencje.- stwierdziła z lekkim poczuciem winy. Odłożyła swoją szklankę, gdzieś na stole, wzięła rzeczy i razem z chłopakiem wyszli.
Oczywiście, że znał ją doskonale, wiedział o niej niemalże wszystko - a przynajmniej tak mu się wydawało. Jego kobieta od zawsze była dla niego również najlepszą przyjaciółką, ich relacja...cóż, była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, mogło by się wydawać nawet, że była wręcz niezniszczalna...Chociaż nigdy nic nie wiadomo, prawda? Wiedział, że wypiła za dużo, wiedział, że on również zbyt wiele razy przechylił tego wieczoru szklankę wypełnioną ognistą cieczą, najgorsze było to, że był wściekły jak cholera, a i tak nie potrafił patrzeć na to, jak Mercy jest smutna, gdy cierpi...A teraz była chyba smutna, być może nawet rozczarowana swoją własną postawą? Nie wiem, nie siedział w jej głowie i niestety nie zawsze potrafił odczytać wszystkie jej myśli, tak, jak było właśnie w tej chwili. Ech, to fakt - wyznacznikiem bycia prawdziwym facetem nie jest zakładanie koszulek na ramiączka (chociaż polecam, bo są bardzo wygodne!), ani posiadanie zarostu. Być może jest nim między innymi umiejętność zachowania się w nowo poznanym towarzystwie, a nie wiem, czy obmacywanie kobiety na oczach siedzącego na przeciwko jej mężczyzny jest teraz modne, czy też po prostu cholernie podniecające. Roy bowiem wolał by, żeby takie rzeczy działy się na osobności, nie wtedy, gdy wszyscy patrzą. Zabawne, że podczas zwykłego striptizu ten koleś miał minę, jakby pierwszy raz w życiu dotknął kobiety. W sumie nawet przez moment zastanawiał się, czy za chwilę nie dojrzy plamy na jego spodniach... Wracając do teraźniejszości, do pokoju, w którym znajdował się tylko z Mercy, oraz ze swoim papierosem ulokowanym między palcami, którego trzymał się, jakby był tratwą ratunkową... -Może powinienem go poszukać? Chociaż...chyba lepiej nie przeszkadzać. - ponownie się uśmiechnął i po raz kolejny zaciągnął się podnosząc filter do ust. No i, ekhm...dalej na nią nie spojrzał. Znowu pogrążył się w swoich myślach, gdy ktoś przechodził obok drzwi przeniósł leniwie wzrok w tamtą stronę i tylko westchnął widząc wychodzących z mieszkania Christe oraz tego człowieka, który śmiał położyć łapy na jego ukochanej. Nie mógł uwierzyć w to co się stało, ale..cóż, jej sprawa. Oczywiście jeśli poszli tam robić to o czym pomyślał...Nie zamierzał bawić się w jakiegoś cholernego obrońcę, już nie. Nie wtedy, gdy po tylu szklankach alkoholu miał pieprzone wrażenie, że wszyscy się od niego poodwracali, nie dzisiaj. Zwyczajnie kurwa nie dziś. Z tych wszystkich myśli wyrwał go dotyk, dotyk kobiety którą mimo wszystko tak mocno dalej kochał. Poczuł łzy, łzy na swojej klatce piersiowej, następnie usłyszał jak dziewczyna zaczęła płakać...Jeśli mam być szczery oczywiście mężczyznie w tym momencie krajało się serce...Delikatnie ujął ją za podbródek podnosząc jej głowę do góry, tak, by na niego spojrzała. Pierwszy raz od początku ich 'rozmowy' zajrzał jej prosto w oczy...Przez moment milczał, próbując ubrać swoje myśli w słowa. Gdy w końcu mu się to udało przemówił: -Kocham Cię. Ale ostatni raz zrobiłaś coś takiego, zwłaszcza na moich oczach. Ostatni raz ktokolwiek położył na Tobie ręce, gwarantuje Ci, że jeśli jeszcze raz będę zmuszony do oglądania czegoś takiego..zwyczajnie zniknę. To nie będzie proste, prawdopodobnie będzie mnie to boleć do końca życia, ale zrobię to. Wiesz co najbardziej bolało? Że Tobie się to podobało. - powiedział poważnym tonem, nie odrywając spojrzenia od jej oczu. Były to...mocne słowa, nigdy w życiu nawet nie brał pod uwagi możliwości rozstania się z nią i było to ostatnią rzeczą której chciał, ale...czy ktokolwiek mógłby znieść coś takiego drugi raz? Miał nadzieję, że go zrozumie, bo swój błąd chyba zrozumiała. Zgasił papierosa w popielniczce stojącej na stole, o który się opierał. Czy tam na jakimś stoliku. A może to była komoda? Ech, nie ważne. Wolną już dłonią otarł jej łzy. -Kocham Cię. - powtórzył zdając sobie sprawę z faktu, że wygląda to wszystko jak w marnym melodramacie, a może w czymś takim się właśnie w tej chwili znalazł? Bo nie wiem jak nazwać to wszystko!
Powoli zaczynała ją irytować ta jego obojętność, serio. Robił wszystko żeby tylko na nią nie patrzeć. Ile do diabła można? Nie wytrzymałaby aż tak długo bez zerknięcia chociażby kątem oka na osobę, która była dla niej ważna. Nawet jakby się gniewała. Chociaż nie, wróć. Ona nie potrafiła się gniewać. Wszystko wybaczała i wierzyła w poprawę, nawet nie wysłuchiwała wyjaśnień. Zawsze chciała być jak najbardziej wyrozumiała i zawsze wolała sobie wszystko przemyśleć, może nawet czasami powinna od razu postawić na swoim, bez myślenia, ale... Nie potrafiła tego zrobić. Powinna się bardziej upierać. Nie robiła tego, bo po co? Przecież lepiej być pokojowym i dążyć do kompromisu. Czasem nie myślała zbyt rozsądnie, ale czy zawsze musi się tym kierować? Nie mogła być ciągle rozsądna, wystarczająco dużo straciła, kierując się tym. Lecz tym razem było inaczej. Nie pomyślała rozsądnie, gdyby pomyślała cała sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Nie miałaby teraz wyrzutów sumienia, a Royowi nie byłoby przykro. - Nie, zaczekaj aż sam wróci. - Powiedziała już nieco pewniej. Jakoś im się rozmowa kleiła, spodziewała się, że będzie gorzej. Wiadomo, Benj nie był tematem spełniającym jej marzenia. A zwłaszcza po tym, jak się okazało, że jednak go zna. Nie będzie teraz o tym myśleć, było minęło. Wreszcie na nią spojrzał. Gdy tylko delikatnie uniósł jej podbródek automatycznie spojrzała mu w oczy i tak stała i patrzyła, starając się nie zanosić płaczem. To było trudne, a zwłaszcza, że dodatkowo dopadało ją trzecie stadium alkoholowego upojenia, było to oczywiście użalanie się nad sobą. - Nie chciałam, żeby tak wyszło. Nie wiedziałam, że On jest zdolny aż do takiego czegoś. Nawet nie wiedziałam, że to mi się spodoba. A podobało mi się, bo to była sztuka... A wiesz, że mam bzika na tym punkcie. Jednakże obiecuję Ci, że nigdy więcej się to nie powtórzy. To Ciebie kocham i chcę żebyś tylko Ty mnie dotykał... Niczego innego nie potrzebuję. Nie chcę żebyś odchodził, nie poradziłabym sobie bez Ciebie. Już wystarczająco namieszałeś mi w życiu, rób to dalej, ale... Po prostu nie odchodź. - Powiedziała z powagą w głosie. Nie chciała go stracić, nie po raz drugi. Nie zniosłaby tego. Sama ta myśl napawała ją przerażeniem. Jednak... On ją kochał. Uszczęśliwiły ja te dwa słowa. Melodramat... W sumie całe życie to jeden wielki melodramat. Nigdy nie mogło być cudownie. - Też Cię kocham. - Powiedziała, przytulając się do niego. Nie odważyłaby się na nic więcej, a przynajmniej nie teraz. Jeśli będzie wiedziała, że między nimi jest wszystko dobrze... Wtedy będzie mogła pomyśleć o czymś innym. A była w pełni przekonana, że przez najbliższe kilka dni Roy jej nie odpuści.
Przecież właśnie dlatego był taki obojętny, po to, żeby ją zirytować. Chociaż właściwie sam nie wiedział dlaczego, no, ale...weź tu zrozum psychola. Ogólnie rzecz biorąc to uwierz mi, że ciężko było mu wytrzymać bez nawet głupiego zerknięcia na nią, ale jak się już na coś uparł... No i warto zauważyć, iż chłopak doskonale wiedział, że jego kobieta nie potrafiła się długo gniewać, często ulegała, chociaż nie zawsze powinna to robić...Czasami trzeba było po prostu postawić na swoim, walczyć o swoją rację, nawet, jeśli się tej racji nie miało. Przynajmniej z takiego wyłożenia wychodził Roy. -Ciesz się, że go tam nie było. Wiesz, może trudno w to uwierzyć, ale czasem bywa bardziej porywczy niż ja.. - odparł uśmiechając się lekko, no cóż..takie były fakty, w gruncie rzeczy byli do siebie bardzo podobni, podejrzewam, że Pan Potocky zwyczajnie rzucił by się na tamtego kompletnie nie bacząc na konsekwencje. Od zawsze mógł liczyć na to, że Benj skoczy za nim w ogień. I z wzajemnością oczywiście. Tak w ogóle...Nie, wcale nie. Nie kleiła im się rozmowa, zaczął ten temat tylko po to, żeby powiedzieć cokolwiek, żeby nie stać w milczeniu. Co do ich znajomości...Ja nie wiem co on zrobi jak to wszystko się wyda, to chyba będzie dla niego już za dużo jak na jeden wieczór. Chociaż...może lepiej teraz, niż później? -Nie chciałaś, żeby tak wyszło? Mogłaś to w każdej chwili przerwać. Nic nie zrobiłem. Nie ruszyłem się nawet z miejsca, tylko patrzyłem na was, patrzyłem jak obcy mężczyzna Cię rozbiera, patrzyłem jak całuje Cię po ciele, a Ty robisz to samo, obserwowałem każdy Twój cholerny ruch. Nie widziałem w tym żadnej sztuki, jak dla mnie to wyglądało tak, jakby miał Cię zaraz wziąć na tym pieprzonym dywanie. I posłuchaj sama jak to brzmi. Chciała byś patrzeć na coś takiego ze mną w roli głównej? - powiedział, a właściwie warknął. Wziął jednak po chwili kilka głębokich wdechów, nie chciał wcale się z nią kłócić, ale...Kto by coś takiego wytrzymał? No kto? -Nie odejdę, nie chcę tego robić. - dodał już o wiele spokojniej i przytulił ją do siebie, przycisnął mocno jej ciało do swojego opierając brodę o jej głowę.
Słowa ukochanego utwierdziły ją w przekonaniu, że nie powinna martwić się o taką błahostkę, jaką było kilkugodzinne spóźnienie. Wtuliła się w jego ciepłe ciało i pozwoliła, aby zapach perfum pomieszanych z alkoholem przenikały przez wrażliwe nozdrza, pobudzały wszystkie obecne zmysły i potęgowały to przyjemne uczucie, gnieżdżące się w okolicach podbrzusza. Po imprezie będzie mogła mu pokazać, jak bardzo za nim szaleje i wcale nie kryła się z ochotą na nocną przygodę z Potockim w roli głównej. Przygryzła ponętnie dolną wargę, kiedy to chłopak zalewał ją czułymi komplementami. Uwielbiała być doceniana i pielęgnowana, a Benj dawał jej wszystko, czego pragnęła. - Zawsze będę bawić się dobrze, jeśli tylko ty będziesz w pobliżu. – Odparła spokojnym tonem, wciąż wpatrując się w te cudne, pełne szczęścia oczy. Miała wrażenie, jakby otoczenie zamarło, zostało zatrzymane w czasie. A przecież domówka trwała nieustannie i dochodziło to do coraz ciekawszych wydarzeń. Nie przeszkadzali jej ludzie dookoła. Zdążyła przywyknąć do ich obecności, z czasem stała się mniej aspołeczna i zamknięta. Spokojna natura Brown zdominowała silne emocje, przez co nie czuła takiej presji podczas okazywania uczuć wśród grona obcych ludzi. Wiedziała, że impreza prędzej czy później dobiegnie końca, a wtedy dopiero zacznie się zabawa. - Też Cię kocham, pijaku. – Na twarzy Ophelii zagościł szeroki uśmiech, przeczesała palcami sklejone i spocone włosy Benja, bo faktycznie w pomieszczeniu było dość gorąco. Na wieść o najlepszym kumplu zaśmiała się melodyjnie. Który to już najlepszy kumpel, szósty? - A będzie tak samo fajny, jak Ci poprzedni? Przez chwile stali w ciszy, najwidoczniej alkohol robił swoje i Benj poczuł silną potrzebę przejścia się, odsapnięcia. Jeszcze raz pocałowała go czule w usta i przejechała palcem wzdłuż kości policzkowych. - Nie ma problemu, pójdę nieco odpocząć, cały dzień na mrozie, na pewno się rozchoruję. – Spojrzała w stronę drzwi prowadzących do sypialni. Z pewnością mała drzemka nie zaszkodziłaby, a wręcz przeciwnie, może wtedy poczułaby się lepiej. Na szczęście, hałas i muzyka dobiegająca z głośników nie byłyby w stanie obudzić śpiącej Ophelii. Jeszcze chwila pieszczot, standardowe złapanie za tyłek i została tylko ona oraz Ognista. Dopiła resztki alkoholu, ogarnęła z lekka syf, który nagromadzili goście. Po krótkim przeanalizowaniu sytuacji, stwierdziła, iż mieszkanie jest w dobrym stanie, a pozostali raczej nie narobią szkód w tak krótkim czasie. Ruszyła przez długi korytarz, mijając po drodze kolejne śmieci i kompletnie narąbanych ludzi. Obojętna na dziejący się wokół chaos zamknęła drzwi od sypialni, wcześniej wywieszając kartkę z napisem „obudź mnie, a mój facet Ci wpierdoli”. Zadowolona z dzieła opadła na pościelone łóżko, doprowadzając je do stanu z przed sprzątania. W bardzo szybkim tempie przysnęła, budząc się co pewien okres czasu, aby kontrolować sytuacje z zewnątrz. Niekiedy rozmyślała nad długą nieobecnością Benja i zastanawiała się, gdzie może teraz przebywać. Może jest mu niedobrze i siedzi w łazience.
Jeżeli miał na celu zirytowanie jej to szło mu wręcz doskonale. Był po prostu mistrzem. Chciała się odezwać i zwrócić mu o to uwagę, lecz skończyłoby się to pewnie niemiłą wymianą zdań. Ona powiedziałaby za dużo, on też i byłoby bardzo źle. Chociaż w sumie... Jak chciała go zirytować to wcale się nie odzywała, albo udzielała wymijających odpowiedzi składających się głównie z monosylab. Typowa Mercy. - Da się być bardziej porywczym od Ciebie? - Zapytała, unosząc brew. Roy był bardzo porywczy, dlatego się zdziwiła gdy powiedział, że Benj bywa gorszy od niego. Wiadomo, każdy ma wady i zalety, ale ta porywczość... Czasem była zbyt irytująca. I tak Roy miał ogromnego plusa za to, że się opanował. Nie zaczął się kłócić, nikogo nie uderzył, po prostu wyszedł żeby posiedzieć w ciszy i zapalić. Nie wiedziała jak się teraz czuł, lecz mogła się domyślić, ze okropnie. A to wszystko przez nią. I tak, miała ogromne wyrzuty sumienia. Słysząc jego warknięcie, spojrzała na niego z wyrzutem. - Tak, na pewno by mnie przeleciał na środku dywanu, wśród tylu obcych osób. Po prostu tak by mnie zerżnął, że nie mogłabym siedzieć. - Odburknęła zirytowana. Może i była pijana, ale do cholery... Nie pozwoliłaby Joshowi na takie coś. Faktycznie rozebrał ją i całował, nie powinna się zgadzać, ale po co ciągnąć ten temat? - Patrzeć jak patrzeć, to byłoby seksowne. Ale tej dziewczynie, która by Cię całowała i dotykała powyrywałabym wszystkie włosy i wyczyściła nią podłogę. - Stwierdziła. No cóż, nie byłoby zbyt przyjemnie. Wtuliła się w niego, gdy ją objął i przyciągnął do siebie. - Też nie chce. Dlatego przed nowym rokiem mam postanowienie. Koniec z alkoholem na imprezach w towarzystwie mężczyzn. A przynajmniej koniec z dużą ilością alkoholu. Co najwyżej możesz mnie pilnować. - Powiedziała wtulona. Aż była ciekawa czy da jej się przetrwać przyszły rok z małą ilością alkoholu. W sumie dla chcącego nic trudnego, więc da rade. W końcu sama tego chce.
Dobra, mniejsza. Koniec z tym denerwowaniem jej, to najważniejsze, nie? Ogólnie to być może w pewien sposób wyładowywał na niej swoją złość, co wcale nie było dobre, ale...robił to w taki sposób, że można było mu to wybaczyć. -Czasami tak. Przypominam, że się trochę zmieniłem. Między innymi dla Ciebie. - odparł. Dziewczyna w końcu była jednym z powodów dla których postanowił stać się innym, lepszym człowiekiem...Nie chciał, by musiała patrzeć na coś takiego znowu, nie chciał, by kiedykolwiek ujrzała w nim znowu potwora...Być może wydobyła z niego tą lepszą stronę, która zawsze gdzieś tam siedziała, tylko czekała, by ujrzeć światło dzienne? I muszę przyznać, że sam sobie dziwił się, że potrafił opanować się do tego stopnia, że potrafił wyjść stamtąd i zostawić ich wszystkich, że potrafił pohamować swoją dłoń... -Proszę Cię, nie mów już nic. Nie masz pojęcia jak to wyglądało z boku. - rzucił krótko kończąc temat, bo do jasnej cholery naprawdę chyba miał go dość, na samo wspomnienie czuł, jak wszystko się w nim gotuje, a przecież...zamierzał jej to wybaczyć, prawda? -Widzisz, może ja powinienem zrobić z nim to samo? - czyli on nie miał prawa robić czegoś takiego, a gdy ona to robiła była to tylko i wyłącznie sztuka? Po raz kolejny odetchnął głębiej... -To dobre postanowienie, słońce...Nie chcę Cię pilnować. Chce ufać Ci bezgranicznie, wiedzieć, że gdzie nie będziesz i z kim nie będziesz pozostaniesz mi wierna. Ufam Ci w tej chwili. I chciałbym, żeby tak pozostało, dlatego...czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? Cokolwiek..Coś, co wolałbym usłyszeć od Ciebie? - no tak, pozostała jeszcze chyba tylko taka kwestia. Musiał wiedzieć teraz, nie chciałby żeby cokolwiek wyszło od kogokolwiek innego...
Bycie w związku miało jeden minus. Seks uprawiało się z tylko jedną osobą i po pewnym czasie zaczęło to być schematyczne. No chyba, że tą partnerką była Ophelia Brown, z którą zabawa się nie kończyła. Czy wspominał o tym, że nic nie robiła sobie z tego, że pieprzy się z kimś innym? Cóż, tak przynajmniej myślał pijany Benj, który w tym momencie wychodził z założenia może wszystko. Dlatego był w toalecie i uprawiał seks z Idą, która chyba była niepełnoletnia. Ale już nie bardzo wiedział co jest prawdą, a co nie. Skupiał się tylko na tym, żeby jak najbardziej zadowolić dziewczynę. Ledwo dostrzegał to jak na wszystko reaguje dziewczyna. Wiedział o tym, że młode kobiety łatwiej zadowolić ale nie zdawał sobie sprawy, że mogą do tego stopnia odczuwać przyjemność. - Chodź skarbie. - powiedział po kilku minutach żywego seksu do dziewczyny i ją obrócił. Pierwszą zasadą jaką wyznawał było założenie, że jedna pozycja zbyt szybko się nudziła. Powoli sam czył znużenie, więc odwrócił ją tak, by w tym momencie była do niego wypięta. Złapał ją lekko za włosy i ponownie się w niej usadowił. Musiał przyznać, że była bardzo dobrą kochanką. Nie chodziło nawet o jej zachowanie tylko o sam fakt jej ciała. Czuł się w niej taki spełniony.
Przez całe dotychczasowe życie Benjowi wydawało się, że związki są dla głupich. Po co miał się wiązać z jedną kobietą skoro mógł mieć ich dziesiątki? Cóż, jak widać na każdego przychodziła pora. Ale nie myślał już o tym zbytnio. Większą część jego mózgu zajmowała myśl, że Ida ma naprawdę dobry potencjał. Jak widać lubiła stawiać na swoim i być zadziorna. Nie spodobał jej się jego pomysł? Cóż, to też można było obejść. Nie wyglądała mimo wszystko na dziewczynę, która właśnie pierwszy raz w życiu uprawiała seks. Może w takim razie wystarczająco zaopatrzyła się w informacje na ten temat? Na to by wyglądało. Benj byłby w szoku, gdyby dowiedział się, że właśnie straciła dziewictwo. Na szczęście był tak pijany, że nawet o tym nie myślał. Kolejny problem z głowy. Czując nogi wokół swojej talii Benj mimowolnie się uśmiechnął. Co z tego, że postanowiła mu się postawić. Spodobało mu się to, że chciała też mieć swoje zdanie w seksie. Po chwili pocałunku, którym obdarowała go dziewczyna w końcu odkleił się od jej ust. Z pożądaniem popatrzył na dziewczynę, która musiała być zadowolona z biegu wydarzeń. Pieprzyli się właśnie tak, jak chciała. Cóż, za chwilę będzie jego kolej. Chyba nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że na imprezie mogą sobie przypomnieć, że oboje zniknęli. Od dobrej pół godziny siedzieli w łazience i nie dawali znaku życia. Ale.. Nomen omen.. Pieprzyć to.
Czekając przez chwilę, co prawda krótką aż Mercy wymyśli dla niego wyzwanie, pijany Krukon wodził wzrokiem po suficie, ot tak, bez większego celu. Zresztą kogo obchodziło to, co właśnie robi? Harris gdzieś zniknął, natomiast Brandon... Co tu dużo mówić, w pewnej chwili Quinn poczuł jak coś ktoś na niego się wywala. Znaczy no, to Brandon zasnął i stracił hm, równowagę? Chłopak automatycznie zajął się przeczesywaniem jego włosów nie za bardzo martwiąc się o stan swoich spodni ślinionych przez śpiącego kumpla. Z letargu wyrwał go głos Mercy, rzuciła mu wyzwanie. Prywatna sesja dla Brandona. Nic trudnego! Tylko skoro prywatna, to musiała się odbyć w jakimś... Hm, mniej tłocznym miejscu, prawda? Westchnąwszy chwycił Brandona za ramiona i podniósł chłopaka do siadu. Ciągle go trzymając, żeby nie daj Merlin znowu się nie wywrócił wstał i sam mało nie zaliczył gleby, bo aż mu pociemniało przed oczami na chwilę. Kiedy w końcu mu przeszło, pociągnął młodszego chłopaka do góry i lekko poklepał go po policzkach. - Yah, słodziaku, szykuj się - rzucił, wskazując na niego głową, gdy Brandon uchylił powieki. - Wychodzimy z tego burdelu - dodał, biorąc chłopaka pod rękę i ciągnąc go do drzwi.
Wyładowywał na niej złość... Fakt, mogła mu to wybaczyć. Nie było to jednak spowodowane tym, że każdy musiał się czasem wyładować. Tym razem po prostu doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że popełniła błąd i wypiła za dużo alkoholu. Była w stanie mu to wybaczyć, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że miał całkowitą rację i nie miała argumentów, którymi mogłaby wszystko odwrócić i wyjaśnić. Na szczęście chłopak zakończył temat. W tym momencie była mu wdzięczna, cieszyła się, że to zrobił i nie kontynuował. - Nie. Nie zdziwiłabym się, jakbyś coś mu zrobił. - Odpowiedziała, odwracając wzrok. Pytanie, które usłyszała nieco zbiło ją z tropu. Czy było coś o czym powinien wiedzieć... No tak, było. A to była dość poważna sprawa. Na jej twarzy w tej chwili malowała się niepewność. Powiedzieć mu, czy lepiej milczeć ? Nie chciała mieszać między nim a Benjim, przecież... Byli przyjaciółmi. A co jeśli się przez nią pokłócą, lub skończy się to czymś gorszym? Z drugiej strony lepiej by było, gdyby dowiedział się tego od niej, niż przez przypadek miałby się dowiedzieć od osoby trzeciej. W tym wypadku od przyjaciela. Poza tym... Było jej z tym trudno. Chociaż jak miała mu to powiedzieć? "Spałam z Twoim kumplem?", to brzmiało trochę głupio. Musiała wymyślić coś innego, bardziej łagodnego. - Tak, jest taka sprawa. - Zaczęła niepewnie, patrząc na Roy'a. - Chodzi o to, że zdążyłam już poznać Benjiego, jakieś cztery miesiące temu... W dość nietypowy sposób. Nie wiedziałam na początku, że jest Twoim przyjacielem i, że się znacie. Poza tym... Byłam singielką. Nie było Cię przy mnie. Poznaliśmy się w barze, a później poszliśmy do niego. - Powiedziała, starając się brzmieć jak najbardziej spokojnie. Już była przygotowana na ponowny wybuch złości Roy'a. Gdyby wtedy wiedziała, że Benj to przyjaciel Roy'a i, że ponownie los postawi na jej drodze szatyna na pewno by tego nie robiła. Wypiliby parę głębszych i po prostu się rozeszli, a wyszło inaczej. Okazuje się, że zupełnie nie tak jak powinno. Trudno jej było o tym mówić, kolejna kłopotliwa sprawa, która właśnie wyszła na jaw.
Po ostatniej imprezie w mieszkaniu Benja wiele się zmieniło. Można powiedzieć też, że zmieniło się całkiem sporo w całym jego życiu. Przestał być rozkapryszonym dzieciakiem, który chciał posiąść jak największą ilość zabawek. Nie interesowały go już przygodne zdobycze na jedną noc. To trochę przykre, ale nawet ędąc z Ophelią zdarzało mu się wychodzić na dziewczyny. Nie miał wyrzutów sumienia, że ją zdradza. Wiedział, że to nic nie znaczy, a tylko zaspokaja swoją żądze podboju świata. Jak to mówią - co napróbował to jego. W życiu kazdego mężczyzny przychodzi jednak taki czas, kiedy trzeba podjąć decyzję - pchasz to dalej, albo odpuszczasz. Co z tego, że z Ophelią był około pół roku? W sumie żadna dziewczyna z nim tyle nie wytrzymała. Można powiedzieć, że młoda Brown była tym czego szukał Benj. Szkoda tylko, że jej jeszcze tego nie powiedział. Dlatego wystrój mieszkania dzisiejszego dnia był naprawde niezwykły. Brakowało tu chyba tylko małych różowych stworków, które śpiewałyby miłosne piosenki. Cóż, ciężko byłoby namówić gobliny, żeby się pomalowały i przebrały w śmieszne sukienki. Przecież to tak dumna rasa. Całe mieszkanie przyozdobione było tysiącem świec. Oczywiście, że Benj był banalnym romantykiem. Cóż innego chciałaby zobaczyć w taki dzień jego ukochana? To w sumie dziwne, bo udało mu się wymyślić coś całkiem spontanicznego. Zamiast obsypać podlogę płatkami róż zaczarował ją tak, że przypominała trawnik, który był obsypany owymi płatkami. Nie zabrakło także samych róż, które jakby wyrastały na skrajach podłogi, tuż przy ścianach. Jezu ciężko to opisać nie. Cała droga wiodła tylko do jednego miejsca. Nie, nie do sypialni. Do największego pokoju, jadalni, który tym razem był pusty, tylko na samym środku stała niewielka złota fontanna, a tuż koło niej Benj czekający na Ophelię.
14 lutego kojarzył się głównie z jakże uroczym świętem, w którym zakochani szaleli pod wpływem hormonów i okazywali sobie czule miłość, choć okazji do takich zabiegów mogłoby być mnóstwo w ciągu całego roku kalendarzowego. Dla Ophelii ta data nie wiązała się z pełnymi romantyzmu i mocno przesłodzonymi chwilami, oznaczała nie mniej, nie więcej dzień oraz rok, w którym przyszła na świat jako dziecko prostych mugoli, przeznaczone do nieco innych celów niż pozostali domownicy. Dziwny zbieg okoliczności, czy też celowe działanie zmiennego losu? Nigdy nie świętowała tego bzdurnego i komercyjnego święta, w sumie to żaden jej związek nie istniał w czasie tego okresu. Jedyne co, to w piątej klasie zaszalała i dała jakiejś starszej dziewczynie, przeplatającą się przez myśli Gryfonki już jakiś czas, kartkę miłosną, która oczywiście wylądowała w koszu, uprzednio zostając skomentowana niezbyt przyjaznymi epitetami. Wtedy po raz pierwszy poczuła, co to znaczy mieć złamane serce, choć nie był to długotrwały i poważny zawód miłosny. Można rzec, że dzieciom szybciej goją się rany, bo zaraz znajdzie się coś innego, co jeszcze bardziej przykuje ich uwagę. W ramach prezentu urodzinowego postanowiła sprawić sobie bilet i udać się na długo wyczekiwany spektakl w teatrze. Chciała spędzić jak najwięcej czasu z chłopakiem, lecz Benj uparcie twierdził, że ma za dużo pracy i nie może iść z nią na miasto. Nieco posmutniała udała się w miejsce docelowe, a kiedy przyjemności dobiegły końca, starała się skontaktować z nim, aby zaproponować wspólny wypad na kawę. Pierwszy raz, nic. Drugi, trzeci. To było niepokojące i dziwne. Nigdy nie miała podobnego problemu, zadecydowała o szybkim powrocie do wspólnego mieszkania. Pod koniec trasy przyśpieszyła kroku, bo ponowne połączenia dawały taki sam rezultat. Wparowała na górę tak szybko, że aż dostała zadyszki, a widok mężczyzny swojego życia, stojącego przy fontannie oraz podłogi pokrytej trawą i różami, zatkał ją totalnie. Z jednej strony była wściekła, mógłby chociaż napisać wiadomość, a nie doprowadzać do białej gorączki i uczucia niepewności. Z drugiej, ten gest naprawdę jej schlebiał, czuła się w tym momencie niczym księżniczka. W końcu burzliwe emocje dały za wygraną, a na twarzy zagościł szeroki uśmiech. - Ojej. - Tylko tyle zdołała z siebie wydusić, widok był przepiękny, choć na dobrą sprawę ciężko o znalezienie określenia pasującego do niesamowitości zaistniałej sytuacji. - Kocham Cię, wiesz?
Walentynki przez większość społeczeństwa odbierane były jako coś wspaniałego. Jako dzień w którym wszyscy ludzie przypominali sobie o tym, że miłość jest w okół nich i należałoby raz do roku okazać swojej drugiej połówce, że im na nich zależy. Problem tkwił właśnie w samym już stwierdzeniu raz w roku. Czy nie chodziło w związkach własnie o to, żeby każdy dzień był jak idealne walentynki? Czy ten romantyczny dzień nie był wyjątkowy tylko dla zakompleksionych nastolatek, które marzyły o księciu z bajki? Benj nie czuł, żeby to był jakkolwiek inny dzień. Po prostu w ludzi wstępowało Merlin wie co i zaczynali wydawać oszczędności ostatnich miesięcy na okazanie komuś miłości. Nie łatwiej było po prostu przez cały rok to robić i nie myśleć na ostatnią chwilę jak sprawić, by dzień był idealny? Ophelia była jedną z tych osób dla których warto było się poświęcić. Mimo trudnego charakteru Potocky'ego potrafiła dostrzec w nim to co dobre i nie przejmowała się powszechną opinią. Była bardzo wyrozumiała i kochana. Ponadto piękna, to też bardzo ważny czynnik. Czy dla kogoś takiego nie warto być idealnym cały rok? Czasami jednak pojedyncze dni stawały się tymi wyjątkowymi. Drobne rzeczy przestawały być nieistotne i zmieniały swój kształt tak, żeby wspominając je wywoływać uśmiech na twarzy. Skoro już był tak wyjątkowy okres to dlaczego nie wyjść krok naprzód? Dlaczego nie pokazać innym ile ten dzień powinien dla nich znaczyć? - Ja Ciebie też kocham, piękna. - powiedział gdy tylko jego ukochana pojawiła się w mieszkaniu Ophelia. Często miał takie dni podczas których dwie godziny jej nieobecności były wiecznością. Jak to możliwe? Cóż, pewnie po prostu zbyt mocno się przyzwyczaił do dziewczyny. Nie chciałby jej stracić za żadne skarby. - Jak Ci minął dzień? Tęskniłem. - dodał już po chwili gdy tylko mógł ją przytulić i pocałować.