Wyobraziła sobie dosłowny wjazd Mercy na chatę chłopaka i omal nie wybuchła śmiechem. Bardzo dobrze, że się powstrzymała, bo akurat przyjaciel Roya otworzył drzwi. Przywitała go szerokim uśmiechem. -Christa.- przywitała się niezwykle zadowolona, że już tak tragicznie długo nie musiała czekać. Uśmiechnęła się i niemal wepchnęła swoich towarzyszy do środka. Przecież nie będą gadać przez próg. Towarzystwo wydawało jej się troszkę na początku sztywne. Może dlatego, że się nie znali. Miała jednak nadzieję, że zaraz skrępowanie minie. Choć po minie Mercy i Benjego nie była taka pewna. Chyba tylko Royek był wyluzowany. W każdym razie ona nie zamierzała się tym przejmować. Rzuciła swój płaszcz, gdzieś w kącie i zabrała torbę przyjacielowi. -Już podejrzewaliśmy, że sam zabalowałeś i po imprezie.- zagadała do nowego znajomego, zerkając wymownie na odstawioną szklankę. Czyli zaczął bez nich... nie dobrze! W każdym badź razie rozpakowała przyniesiony alkohol i postanowiła się trochę porzadzić. Przywołała ruchem różdżki jeszcze trzy szklanki i nalała im ognistej. -No to może, żeby nam się dobrze gadało! No i żeby nam gołąbeczki, gdzieś na chwilę nie wyleciały.- stwierdziła podając im szklanki. Mrugnęła porozumiewawczo do Roya i wychiliła swoją porcję. Wchodziło zbyt dobrze i zbyt szybko. Czyż nie zapowiadało to udanego wieczoru? W każdym razie postanowiła się już nie rządzić w żadnym aspekcie. Wygodnie usiadła na kanapie i czekała na rozwój wydarzeń. Może jakieś ciekawe historię Benjego i Roya. Zaczęła sie zastanawiać, jak wiele o swoim kumplu nie wiedziała.
Często tak bywa, prawda? Nie planujesz się nachlać, przykładowo wychodzisz na godzinkę z domu, a wracasz nad ranem najebany jak działo - podobnie jak z tą imprezą. Nie zaplanował tego, a jednak wyszło tak, że wszyscy stali właśnie przed jego drzwiami czekając, aż Pan Potocky łaskawie im otworzy, co na szczęście nastąpiło po kilku chwilach. Uśmiechnął się, gdy ujrzał przyjaciela w drzwiach. Odpowiedział na uścisk na chwilę mocno zaciskając palce na jego dłoni. -Dobrze Cię widzieć, stary. - rzucił z uśmiechem zerkając mu prosto w twarz. Szukał jakichś zmian, w końcu trochę czasu nie widział tego jego pyska, ale nie doszukał się ich. Wyczuł od niego alkohol, co go akurat nie dziwiło. Oboje lubili sobie wypić, był wręcz pewien, że Benj nie odmówił sobie kilku głębszych przed ich przybyciem. No cóż...Mimo wszystko kochał tego kretyna jak brata, to się raczej nigdy nie zmieni. Za dużo razem przeżyli. Christa przedstawiła się sama, wyręczając go z tego obowiązku (według jakichś tam sawuar wiwrów i tych innych), zdziwiła go trochę mina jego przyjaciela, gdy przeniósł wzrok na jego kobietę, ale olał to...Może mu się spodobała? Nic dziwnego, była przepiękną dziewczyną. -No nie do końca koleżanki. Mercy - Benj, Benj - Mercy. Kiedyś Ci o niej opowiadałem, nie wiem, czy pamiętasz...W każdym razie w końcu znalazła się okazja, by was sobie przedstawić. - rzucił już wpychany przez Christine do pomieszczenia. Rozejrzał się po mieszkaniu w którym w sumie był wiele razy. Tutaj również nic się nie zmieniało...Lubił te jego cztery ściany, naprawdę dobrze się tutaj czuł no i nie ma co, trzeba mu przyznać, że nieźle się tutaj urządził. A to obrotny chłopaczyna. Zrzucił z siebie skórzaną kurtkę i zawiesił ją na wieszaku, a następnie ruszył w głąb mieszkania. -Wcale bym się nie zdziwił. - odparł, gdy Christa stwierdziła, że chłopak mógłby tak po prostu nachlać się i kompletnie o nich zapomnieć. Nie wiem jak Benj, ale Roy, gdy już przysiadał się do alkoholu...cóż, raczej nie kończył dopóki nie ujrzał dna butelki (o ile na jednej się kończyło!). Panna White postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i polała im po szklance. Obdarzył ją uśmiechem i podziękował, a następnie uniósł swoją szklankę w górę zamierzając zbić z nimi wszystkimi zdrówko. -To co...? Za dzisiejsze spotkanie? - a gdy już wszyscy przystanęli (czy też wymyślili coś lepszego czy cokolwiek) uniósł naczynie do ust wlewając do swojego gardła porcję ognistej. Od razu przyjemnie go rozgrzała, wręcz czuł, jak powoli wypalała z niego wszystkie negatywne emocje..
Nie musieli zbyt długo czekać na pojawienie się w drzwiach chłopaka. Postali chwilę, porozmawiali, pośmiali się. Chociaż nie było nudno. Szatynka przeniosła wzrok na Roy'a, później na Christe... Aż w końcu na drzwi, gdy tylko się uchyliły. Zdecydowanie nie spodziewała się akurat tego faceta. Nawet nie wiedziała, że to kumpel jej chłopaka. Aż przez moment zrobiło jej się słabo, gdy go zobaczyła w drzwiach. Cóż za niekomfortowa sytuacja! Że też akurat tym kumplem Roy'a musiał okazać się mężczyzna z którym się przespała po niewielkiej, acz na tyle dużej ilości alkoholu żeby zdobyła się na aż taką odwagę. No nieźle, na pewno ta impreza będzie ciekawa. - Tak, cześć. Mercy. Miło mi Cię poznać. -Ale to już chyba wiesz. Dodała w myślach, po czym weszła do środka zaraz za Christą, która była podekscytowana faktem, że mogą się napić. Mercy mimowolnie posłała dziewczynie miły uśmiech. Nie odezwała się do blondyna w kwestii alkoholu i rozpoczętej imprezy, Christa doskonale przedstawiła zaistniałą sytuację. Niedługo zajęło im również rozpoczęcie popijawy, gdyż na wstępie wypili po szklaneczce. - No Christa, muszę przyznać, że świetnie Ci idzie myślenie! - Powiedziała z uznaniem, śmiejąc się, po czym dała dziewczynie buziaka w policzek. Ot, to za te szklanki i pierwszy kieliszek. Stwierdziła, że nie będzie stać, więc tak po prostu usiadła na oparciu fotela, zupełnie jakby już zaznajomiła się z tym miejscem. A nie stop, przecież faktycznie była z nim zaznajomiona. - Za to, żeby się dobrze rozmawiało, za spotkanie no i oczywiście za to, żeby nie brakowało alkoholu i żeby nikt nie zgonował. - Dodała, po czym przechyliła szklaneczkę i opróżniła naczynie. Gdy już się napiła, szklaneczka ponownie znalazła się na stoliczku. A Mercy po prostu siedziała, obserwując towarzyszy. Miała już okazję pić z Christą, więc była przyzwyczajona do jej towarzystwa, po za tym... Będą mogły potańczyć, jak już się trochę napiją, będzie zabawnie.
Chłopak miał różne źródła informacji i jakoś tak dowiedział się o imprezie, która miała odbyć się w domu jednego studenta - Krukona. Wiadomo nie od dziś było, że imprezy organizowane przez Krukonów byłby najlepsze na świecie i nikt nie robił lepszych imprez niż Krukon bądź były Krukon. Dlatego też, wiedząc, że na imprezie będzie też Christa, udał się tam, zresztą tak jak zapowiedział, ukrywając pod płaszczem butelkę ognistej whiskey, której przecież nie mogło zabraknąć na porządnej imprezie. Droga od Hogwartu była ciężka, szczególnie, że musiał w tym śniegu przebrnąć sporą drogę ale w końcu z dwiema butelkami ognistej, dotarł pod drzwi mieszkania Benj'ego i ot tak wszedł. W zasadzie pewnie jego wejścia nikt nie zauważył, w końcu zapewne było trochę osób w tym mieszkaniu. A może nie? Spokojnie zdjął płaszcz, buty, i wszedł dalej gdzie zobaczył Christę. Wyciągnął w jej stronę dwie butelki ognistej. - EJ CHRISTA! Napijesz się dzisiaj? - Spytał i poruszał wymownie brwiami. Uwielbiał tą krukonkę. Traktował ją jako bardzo dobrą przyjaciółkę, którą mógł upijać za każdym razem jak szli do Hogsmead. Następnie zwrócił się w stronę Roy'a. - Ej, kojarzę Cię ze szkoły. Jesteś od Gryfonów, nie? Napijesz się? Oczywiście nie muszę pytać kogoś z Krukonów, w końcu Krukoni zawsze są chętni do picia, a przynajmniej ja. Masz jakieś kieliszki czy pijemy z gwinta? - Wyszczerzył się do wszystkich zebranych obdarzając także ucieszonym spojrzeniem Mercy, której to jednak nie znał kompletnie. Ale przecież się poznają! Po alkoholu wszyscy stają się bardzo dobrymi przyjaciółmi.
Moment w którym ujrzał Mercy w swoich drzwiach był jednym z najdziwniejszych momentów ostatnich tygodni. Wydawało mu się, że dziewczyna, któa ostatnim razem wylądowała u niego przypadkowo w łóżku raczej nie będzie chciała do tego wracać. Zwłaszcza, że noc, którą spędzili była praktycznie nieprzespana, a nad ranem oboje nie mieli siły na podniesienie różdżki. Ciężko było nawet odwrócić się na drugi bok. Dlatego ta sytuacja była tak krępująca. - Cześć, miło mi Cię poznać. - powiedział do Mercy patrząc w jej oczy. Ale ciało ma lepsze nago. Jezu, o czym Ty myślisz, idioto. Mimowolnie zamknął drzwi tuż po tym jak wszyscy weszli do środka i udał się za przybyłymi do pokoju. Z lekkim niesmakiem zauważył, że przybyli przynieśli ze sobą alkohol. Poczuł się w sumie urażony, jakby myśleli, że nie jest wystarczająco zaopatrzony. Ale w głębi duszy wiedział, że dobrym zwyczajem należało przynieść coś od siebie. Gdy w pokoju zastał już gości z napełnionymi szklankami wyciągnął rękę po swoją, trzecią już dzisiaj. - Wybaczcie, zacząłem troche wcześniej, ale nie martwcie się, dom jest dla Waszej dyspozycji. Oczywiście poza sypialnią, do niej wpuszczam tylko nielicznych. - powiedział dziwnie się śmiejąc Benj i przez ułamek sekundy spojrzał na Mercy. Miał nadzieję, że dzisiaj się nie wygadają i jego przyjaciel nie dostanie powodu do tego, żeby go pobić. Podniósł szklankę i po toaście wypił dwa łyki ze swojego naczynia. - A więc, czym się intere.. - zaczął mówić Benj ale nagle do jego mieszkania wszedł ktoś bez pytania. W sumie było mu wszystko jedno, im więcej tym lepiej. - Nie wiem kim Ty kurwa jesteś, wchodzisz do mojego mieszkania jak do burdelu. Dobrze, że masz alkohol, wszystko świetnie, ale prosze Cię, kurwa, nie przerywaj mi w przyszłości, bo zadzwonie po kolegów i wyruchają Cię tak, że na dupie nie siądziesz. A jak jesteś gejem to i tak masz przejebane! - powiedział już lekko zrobiony Benj po poprzednich dwóch łykach i mimo wszystko wyciągnął do nowoprzybyłego gościa rękę w znaku pojednania.
Info o imprezie w mieszkaniu Benjego... W sumie nie wiedział od kogo o tym wydarzeniu usłyszał, w każdym razie postanowił się tam wybrać, ostatnio siedział w dormie jak jakiś smutas, chociaż wcale takiej natury nie miał. Chciał wyjść w końcu do ludzi i teraz nadarzyła się ku temu okazja którą postanowił wykorzystać. Wziął ze sobą butelkę wina, raczej nie wypadało przyjść na imprezę z pustymi rękoma. A wino było jedynym alkoholem jaki Seth dobrze znosił i po którym nie miał kaca. Gdy w końcu dotarł do właściwej kamienicy i właściwego mieszkania zapukał grzecznie lecz dosyć głośno, jednak po chwili bezczynnego stania przed drzwiami wzruszył ramionami i postanowił wejść do środka. Od progu zauważył znajome mu osoby i Mercy, której jeszcze nie miał okazji poznać. Z butelką wina w ręku podszedł do swoich kumpli znienacka po przyjacielsku obejmując Christę ramieniem. - No siemson ludziska - uśmiechnął się, szczerząc swoje bieluśkie zęby i mrużąc oczy. - Dobrze was widzieć, zapowiada się świetna impreza - dodał spoglądając na Brandona i znacząco unosząc brew do góry. - W takim gronie to aż głupio byłoby nie wypić - zaśmiał się. Pamiętaj Quinn, tylko wino. Po ognistej kac morderca nie ma serca.
No cóż, wszystko było w jak najlepszym porządku, prawda? Być może gdyby dowiedział się co zaszło między dwójką najbliższych mu osób nie było by już tak wspaniale, no ale...na chwilę obecną żył w słodkiej niewiedzy. A na pewno wolałby nie wiedzieć o czym teraz myśli Benj, taa...Po co miał się denerwować? Wracając do tej przyjemniejszej części imprezy...Wypił szklankę, ale już po chwili była napełniona. Cholera, to dopiero magia, co? Zignorował wyskok swojego przyjaciela, ten atak na nowo przybyłego gościa, cóż...w sumie miał trochę racji, ale po jaką cholerę mu koledzy? Wystarczyło ich dwóch...Chociaż nie, nie. Nie chciał znowu wybuchnąć, ostatnim razem źle to się skończyło, poza tym...Był tutaj z Mercy, a ona nie tolerowała takich rzeczy dlatego westchnął cicho pod nosem i uśmiechnął się nieznacznie. Przywitał się z osobami, które dopiero niedawno zaszczyciły ich swoją obecnością, tego drugiego znał, zdarzyło im się kilka razy porozmawiać, z tego co pamiętał chłopak miał na imię...Seth, ta? W każdym razie był sympatycznym chłopakiem. Ciekawe tylko czy Panowie wytrzymają tempo chlania tej dwójki, bo Roy podobnie jak Benj został obdarzony dość mocną głową...I zdarzało im się naprawdę zrobić wiele głupot po pijaku, może tym razem będzie lepiej. -To...Co u Ciebie? - zapytał podchodząc bliżej do swojego przybranego brata. Ciekaw był, czy coś się zmieniło, w końcu nie rozmawiali ze sobą już trochę czasu!
Uśmiechneła się szeroko na widok nowoprzybyłych. Trochę zachowanie gospodarza ją zaskoczyło, ale przemilczała ten fakt. Alkohol. Przygarnęła do siebie Setha i Brandona. Od razu przywołała dodatkowe szkło dla nich. Pełna kulturka. Zadowolona wyszczerzyła się. -Z wami zawsze się napije!- stwierdziła pewnie patrząc na butelki przyniesione przez nich. W sumie zazwyczaj, gdy spotykała się na imprezach z Brandonem miała jedną wielką pustkę, ale przecież tego dnia nie musiało wcale tak być. Zresztą nie miała w cale planu upić się do nieprzytomnosci tylko wspomóc swój już i tak świetny humor. -Cieszę się, że tutaj jesteście!- stwierdziła cicho, także tylko oni to słyszeli. W końcu im więcej osób tym weselej!
No proszę, robił się coraz większy tłum. Coś czuła, że ten wieczór, raczej noc... Skończy się ciekawie. Najpierw przeniosła wzrok na Christe, która już jak widać wczuła się w imprezę, później na Roy'a... Który poszedł rozmawiać z Benjim. Mercy siedziała wiec nadal, popijając trunek. Spojrzała na dwóch chłopaków, którzy przybyli... Benj nie powitał ich w zbyt miły sposób, ale na pewno bardzo oryginalny. - Cześć Wam. - Rzuciła do krukonów, którzy wmaszerowali do mieszkania Benjiego, na którego w tej chwili przyniosła wzrok. Była wręcz pewna, że też było mu dziwnie. Cóż, zabawna sytuacja i to bardzo. W sumie to prócz tej trójki nie znała nikogo innego, liczyła może na to, że pojawi się jakaś osoba z którą dużo rozmawia, na przykład taki Luke. Nie miała zamiaru się upić, a przynajmniej nie na imprezie Benjiego, na innej bez problemu.
Wieczór zaczynał się inaczej niż oczekiwał. Właściwie był przekonany, że praktycznie nikt nie przyjdzie, a tu BAH! Nagle pięć osób w domu, a zapowiadało się, że to nie będzie koniec. Cóż. Może jeszcze jego ukochana Oph wpadnie? Byłoby fajnie. Mógłby wtedy rozładować swoje napięcie, które się w nim obudziło jak zobaczył Christe. Chyba tak jej było na imię, prawda? - No cóż, trochę się pozmieniało. Jestem teraz z taką jedną dziewczyną, może się zjawi. Mówię Ci.. Świetna jest. Podobno jestem jej pierwszym, ale wyprawia takie cuda w łóżku, że masakra. - powiedział szczerze podchmielony Benj, który nie miał już problemu z wygadaniem się kumplowi. - A jak ta Twoja, dobra jest? - zapytał po chwili znając odpowiedź. Cóż, Roy nie wiedział, że jakiś czas temu ją zaliczył. Może to dobrze?
Naprawdę, pomińmy fakt, że było raczej późno i żaden uczeń Hogwartu nie powinien wymykać się ze szkoły. Pieprzyć to, że gdyby ktoś go teraz przyłapał, Książe Slytherinu miałby nieźle przerąbane. Nikt mu życia układać nie będzie, o nie! Miałem ochotę na szklaneczkę ognistej, to będę mieć szklaneczkę ognistej. Dziś miał zbyt dobry humor, aby siedzieć jak pod kloszem w dormitorium, i tak właśnie, opatulony w płaszcz sunął ulicami Hogsmenade. Niestety właśnie ulicami, bo z ulubionej knajpki został drastycznie wyproszony, gdy zechciał kupić swoją ukochaną ognistą. Ah, żeby tak go wyrzucać...jego! Niee, nie ma tak łatwo. Będę mieć moją szklaneczkę ognistej, kurwa jego mać. Przystanął gdzieś pod jedną z kamienic, opierając się o ścianę i miętosząc papierosa w dłoni. Bawił się nim niecierpliwie, obmyślając zarówno zemstę na barmance, jak i plan zdobycia alkoholu i dobrych kompanów do picia. Odpalił papierosa. Za głośno, żeby mógł spokojnie myśleć. Najwyraźniej jakiś mieszkaniec dobrze się bawił, kiedy on, biedny, tak cierpiał tu na dworze. Zaciągnął się i...cholera jasna, coś mu prawie wyrzarło płuca. Na przemian kaszląc i siarczyście przeklinając cisnął fajkę w ziemię. Nietknięta strona z tytoniem, nadpalony filtr. Zapłaci mu za to śmieć organizujących imprezę teraz, kiedy on próbował myśleć, rozproszył go i zepsuł ostatniego papierosa, oj zapłaci. O schody kamienicy zadudniły ciężkie buty. Chłopak wbiegł na górę, szarpnął za klamkę, otworzył drzwi i zaraz je zamknął. Spodziewał się grona wesołych staruszków, czy czegoś w tym rodzaju. Niekoniecznie jakiś normalnych ludzi. Przygładził płaszcz i ponownie wszedł do mieszkania. Pokręcił się parę razy w tą i w tamtą, sam nie do końca wiedząc, co tu robi. Ale, cóż, tu był alkohol. Oparł się o oparcie fotela, na którym siedział jakiś blondynek;(tak Benj, its ju) zgrabnie wyjął piwo z jego ręki, całkowicie ignorując całą, zapewnie dziwną sytuację, w jakiej się tu znalazł. Pan, który uraczył go piwem prowadził też nawet interesującą konwersację, więc chcąc nie chcąc Leo przysłuchiwał się w milczeniu jakby oczekując że jego podejście i odebranie trunku zostanie odebrane za najnormalniejszą rzecz w świecie.
Całą drogę na trasie Hogwart-Hogsmeade przebyłem z Eerie w milczeniu, wypalając kilka skręconych wcześniej papierosów. Dawno nie widziałem nocą wioski, ani tym bardziej nie byłem na żadnej prywatce, i choć pomyślałem wpierw o towarzystwie sióstr Mystlefarrow (chodziły słuchy, że połowa Krukonów się wybierała), dość szybko uświadomiłem sobie, że zdążyły już uciec na przerwę świąteczną do Irlandii. Nie udało mi się też przekonać Cyané, by mi potowarzyszyła, choć podejrzewałem, że jej kobieca decyzja odmowy nie była ostateczną. Zanim razem z Salemczykiem przekroczyłem próg mieszkania Potockyego, wydałem ostatnie oszczędności na wino, zupełnie nie przywiązując wagi do tego, że do końca roku został jeszcze tydzień. Paryż był szkołą życia, która nauczyła mnie przetrwania. Nie musiałem spędzić w mieszkaniu dużo czasu, by pożałować swojej decyzji, z drugiej strony i tak miałem marnować swój czas, a miejsce nie miało większego znaczenia. Przywitałem się z Benjim, skinąłem Quinnowi, mimowolnie uśmiechając się, że nie byłem tu jedynym koneserem wina, by na koniec ze zdziwieniem zarejestrować obecność Mercy, której nie znałem zbyt dobrze, była jednak wystarczająco blisko spokrewniona z Cyané, byśmy się znali. Ostatecznie postanowiłem wyalienować się od całego towarzystwa (jak to zwykle miałem w zwyczaju podczas podobnych imprez), znajdując swój kąt na parapecie, by w towarzystwie Westlinga móc oddawać się mojej ulubionej rozrywce obserwowania ludzi, okraszonej lampką dobrego wina. - Ilu z nich będzie dzisiaj patrzeć sobie w oczy, by później unikać swojego spojrzenia? - zadaję retoryczne pytanie mojemu towarzyszowi, odpalając kolejnego papierosa. - Co robisz w święta? - dodaję po chwili, opierając tył głowy o zimną szybę.
No tak, Roy również nie spodziewał się, że tak to wszystko będzie wyglądać. Właściwie myślał, że spędzą wieczór we czwórkę, no może myślał, że wpadną jeszcze ze dwie, trzy osoby...ale w tej chwili mieli tutaj prawdziwe tłumy. No cóż, to dobrze, wcale mu to nie przeszkadzało. Miał tylko nadzieję, że nie wyjdzie z tego wszystkiego jakaś awantura, ale jak zauważyłem wyżej - gdy Potocky i Harper siadali do alkoholu, cóż...Bywało różnie, naprawdę różnie. -Nie wierzę! Znalazła się taka, która Cię okiełznała? Chciałbym ją poznać.. - roześmiał się wesoło i poklepał go po ramieniu. Jego szklanka ponownie została opróżniona i w magiczny sposób (za pomocą jego dłoni) znowu się napełniła. Pociągnął kolejnego porządnego łyka zastanawiając się nad odpowiedzią na jego pytanie. -Najlepsza. - skwitował krótko nie zamierzając zagłębiać się w szczegóły..Po chwili dodał jednak: -Kocham ją. Tak całkiem poważnie, to nie jest jedna z tych lasek, które zaliczaliśmy na potęgę za małolata. To coś więcej. - rzucił uśmiechając się lekko też już delikatnie podchmielony, nie można było powiedzieć, że był pijany, ale czuł alkohol we krwi. Po chwili podszedł jakiś chłoptaś, którego chyba kiedyś widział w Hogwarcie i bez pardonu wyciągnął piwo z ręki Benj'iego. -Kolego, następny raz wyciągnij mu coś z ręki, a upierdole Ci łapy przy samej dupie. - rzucił całkiem poważnie przyglądając mu się. Tak, to właśnie był ten moment, gdy tamten powinien zabrać swoje 'zdobyczne' piwo i oddalić się stąd jak najdalej, najlepiej znaleźć sobie inne towarzystwo. -W ogóle ile Ty masz lat? 15? - dodał jeszcze po chwili, ale kątem oka zerknął na Mercy, nie chcąc, by to widziała, ani, żeby usłyszała. Miał się uspokoić, nie? No i starał się jak mógł, ale przecież nie pozwoli, by ktoś traktował w taki sposób jego przyjaciela. /sorka Leonardo ; p
Christi dała mu znać o tej imprezie, kiedy tylko o tym usłyszał wiedział, że musi się pojawić. W końcu impreza była jednoznaczna z obecnością jakichś dziewczyn. Co prawda średnio znał gospodarza, tylko z widzenia, ale co tam, wziął ze sobą jakiś alkohol i po prostu wszedł na impreze razem z innymi. Przywitał się ze wszystkimi, uśmiechnął się do Christi, już chciał do niej podejść kiedy zobaczył kogoś innego - Mercy, jak zwykle wyglądała świetnie. Puścił jej oko i podszedł do niej. Poznali się gdzieś na początku wakacji. Była starsza, ale Luke nie wyglądał tak młodo więc kiedy zaczął z nią rozmawiać, szybko złapali dobry kontakt, flirtowali bez przerwy i przeżyli fajny, ale krótki wakacyjny romans. Było miło i zakończyli to przyjaźnią, wiadomo na tym etapie każdy miał inne priorytety więc nie przywiązywali się w żaden sposób. Zresztą wiadomo, to był Luke. Jeszcze nie zdarzyło mu się specjalnie przywiązać. Ostatnio spotkali się w sierpniu, więc naprawdę ucieszył się na jej widok, mieli okazje trochę pogadać. Nie spodziewał się jej tu, a to było miłe zaskoczenie. - No hej - uśmiechnął się. - Nie wiedziałem, że cię tu spotkam.
Mieliście kiedyś ten dziwny moment depersonalizacji? Gdy fizycznie znajdujecie się tu i teraz, ale wasz umysł odleciał gdzieś bardzo daleko; obserwujecie wtedy siebie z oddali, z innego miejsca, może nawet z innego wymiaru, a rzeczywistość wydaje się jakby snem, który przyśnił się wam bardzo dawno temu. Po chwili wracacie, ale nadal przez chwilę nosicie w sobie piętno tego surrealistycznego zdarzenia, które pozostawiło was z tym nieopisanym poczuciem samotności, którego doświadczamy tylko w tłumie. Mrugające, świąteczne świecidełka, wielokolorowe girlandy i inne najróżniejsze ozdoby świąteczne porozwieszane w wielu miejscach w zamku tylko potęgowały ten efekt, a zapach świeżo-ściętych, olbrzymich świerków stojących na każdym piętrze niczym kościelne kadzidło, początkowo odświeżający i rozbudzający zmysły, z czasem drażnił, a wręcz nawet dusił, więc Eerie odetchnął głęboko, gdy znalazł się w końcu na dziedzińcu. Widok Arsa przywrócił go całkowicie do rzeczywistości, a widmo, którego go nawiedziło, odesłał w niepamięć. Razem ruszyli w drogę do Hogsmeade. Świeży śnieg skrzypiał pod ich stopami, a Westling pozwolił swoim myślom płynąć swobodnie, co jakiś czas zadzierając głowę do góry i obserwując, jak małe dziecko, spadające z nieba płatki śniegu. Gdy przyszedł czas na wybór alkoholu, Eerie również zdecydował się na wino. Wydało mu się, że w obecności Deisingera tak właśnie powinien zrobić. Kiedy przekroczyli próg mieszkania, Ars przywitał się z kilkoma osobami, a Westling stał z boku biernie, nie wiedząc jak się zachować. Niby znał ich wszystkich z widzenia, jednak nie łączyło ich nic szczególnego, ten dziwny rodzaj znajomych nieznajomych. Usadowiwszy się na parapecie obok towarzysza, otworzył swoje wino i pociągnął łyk z butelki. - Patrzenie komuś w oczy powoduje u mnie dziwny dyskomfort - zaczął powoli, podłapując temat i również odpalając papierosa - zawsze boję się, że zobaczę w nich za dużo. - przerwał na chwilę, jak to miał w zwyczaju i odpłynął myślami w tylko sobie znanym kierunku. Kolejne pytanie znowu go przywołało - Nic, zostaję w Hogwarcie, a ty? - do domu na pewno nie wracał, przez kilka ostatnich lat spędzał święta u przyjaciół - Roberta bądź Eve, na zmianę, lecz od czasu pożaru w Salem, cóż, byli martwi.
Oczywiście pomimo tonu przywitania przez gospodarza domu, chłopak nadal pozytywnie się uśmiechał. W każdym razie chciał już wziąć jakiś namiar na tych kumpli, których obiecał mu Benj ale to chyba będzie musiał zrobić nieco później bo porwała go już Christa - Kochana, ja się nie dziwię. Z mojej obecności zawsze powinnaś się cieszyć. - Uśmiechnął się do przyjaciółki a następnie przeniósł wzrok na Setha. Nie gustował w azjatyckiej urodzie, zdecydowanie bardziej preferował latynosów ale przecież nie będzie wybrzydzał a Seth należał przecież do tych przystojnych chłopaków. Całe szczęście, że będzie miał kim nacieszyć swoje oczy! Szkoda tylko, że nie było tutaj Erica, albo Cole'a. Chociaż chyba wolałby bardziej Cole'a, bo był nastawiony trochę tak na całowanie... może coś więcej. Cholera, odkąd zerwał ze swoim byłym to nie miał się z kim całować, za wyjątkiem Cole'a, z nim zawsze mógł. Ale z nim byli tylko przyjaciółmi, nic więcej, Brandonowi to odpowiadało. - Dobrze, że ostatnio uratowałem nas od gniewu Crarine'a jak mnie w siebie zmieniłeś. Wiem, że innym dużo punktów poodejmował. Ale może nie gadajmy o szkole. - Nalał sobie w między czasie do szklanki trochę ognistej. No, może nie trochę. Mało brakowało aby tą ognistą wylał ale od razu upił z łyk żeby żadna kropelka nie spadła na podłogę. - Stwierdziłem, że muszę wyjść trochę do ludzi, bo tak na dobrą sprawę ostatnio zawaliłem znajomości przez naukę. No i miałem ochotę na ognistą a nie chciałem pić sam. Swoją drogą dasz radę dziś sama iść do zamku czy będę znów musiał udać zaklęcia Christa? - Wyszczerzył się do przyjaciółki i zachichotał jak taki złośliwy chochlik. Chciał coś jeszcze powiedzieć do Setha ale póki co powstrzymał się, jeszcze oboje nie byli na tyle pijani.
Ucieszył się niezmiernie gdy Christa przywołała dla nich naczynia i znalazł wśród nich kieliszek na swoje wino. Głupio byłoby mu pić ten trunek ze szklanki jak to Brandon zrobił z ognistą, w końcu wino to wino i należało zachować jakąś przyzwoitość. Za pomocą Uteraperio sprawnie poradził sobie z korkiem tkwiącym w szyjce butelki, chociaż w sumie w mieszkaniu czarodzieja półkrwi pewnie gdzieś tam leżał jakiś korkociąg. Ale z drugiej strony, po jaką cholerę męczyć się z tym dziadostwem? W każdym razie. Nalał sobie swojego ulubionego, czerwonego wina i zanim się obejrzał jego kieliszek już był pusty, a on sam czuł przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. - Jakbym kupił to samonotujące pióro zapewne poszłoby nam sprawniej - mruknął w odpowiedzi do Brandona, przewracając nieznacznie oczami. - Ale wiesz co, jednak myślę że zielony do mnie nie pasuje. Ognista. Znowu mówią o ognistej. W kwestii tego trunku wolał pozostać swego rodzaju obserwatorem, poza tym... Jeśli Brandon i Christa przesadzą, to wtedy jako najlepiej ogarniający w miarę bezpiecznie postara się dostarczyć siebie i swoich Krukońskich przyjaciół z powrotem do zamku. Bez pośpiechu wychylił drugi kieliszek wina, zdecydowanie zaczynał się coraz bardziej rozluźniać.
Zapewne nie tylko ona była zdziwiona obecnością aż tylu osób. Z tego co Roy mówił to miało być tylko wyjście do kumpla. No tak, miało być. Z minuty na minutę przybywało coraz więcej osób, liczyła, że będzie ich o wiele mniej. Najpierw wpadł Seth i Brandon, których nie znała... No a za nimi więcej osób. Odwróciła głowę w stronę drzwi, gdy usłyszała hałas. Wpadł jakiś blondyn, zabierając gospodarzowi browara. Uniosła ze zdziwieniem brew, coraz ciekawsi ludzie się tu zbierali. Zastanawiała się o czym mogą rozmawiać Roy i Benj. A jeśli właśnie rozmawiali o tym, że dziewczyna Roy'a przespała się z jego kumplem? Miała nadzieję, że nie, a Benj nie wyglądał na głupiego, przecież by ich nie wkopał. W końcu spiny był niepotrzebne. Miała akurat wstać i ruszyć w ich kierunku. Akurat w tym momencie zauważyła, że Roy się zirytował. Miała tylko nadzieję, że nie na blondyna. No, miała wstać, ale przysiadł się do niej Luke. - No cześć. - Powiedziała z entuzjazmem, patrząc na niego. Wreszcie znalazła się osoba z którą mogła normalnie porozmawiać i przestać myśleć. Naprawdę, to była miła niespodzianka. - To samo mogę powiedzieć o Tobie. Serio, jestem zaskoczona. Poza tym, chociaż mam z kim pogadać. Nikogo tu nie znam oprócz tej pani... - Powiedziała wskazując głową na Christę. - I tych dwóch Panów, co tam rozmawiają. Roy'a i Benjiego. Ten ciemny to mój chłopak, więc nie zdziw się jak zmierzy Cię chłodnym spojrzeniem, jest strasznym zazdrośnikiem. - Dodała, zerkając w ich kierunku i wywróciła oczami. - A Ty wpadłeś tu przez przypadek, czy może coś Cię tu sprowadziło? - Zapytała z uśmiechem. Naprawdę, jeśli Roy będzie miał jakiś problem, to szatynka nie omieszka się z nim pokłócić. W sumie... Najczęściej kłócili się właśnie o to.[/b]
Ostatnio zmieniony przez Mercy Chartier dnia Czw Gru 24 2015, 12:19, w całości zmieniany 1 raz
Roześmiała się na uwagę Brandona. No przecież to nie była jej winą, że miała słabą głowę. Może po prostu za słabo ćwiczyła... Nie, to chyba ni to. Ostatnimi czasy dość często zdarzało jej się spędzać czas na doskonaleniu tej umiejętności. Gdyby jej rodzinka się o tym dowiedziała, chyba by ją wydziedziczyli... Nikt się chyba tego po niej nie spodziewał. Nie przejmowała się tym. -Mam nadzieję, że dzisiaj to ja będę musiała pomagać Ci wracać do zamku.- stwierdziła pewnie patrząc z wyzwaniem w oczach na kumpla. Potem odwróciła się do Setha z kieliszkiem. Wyciągnęła z jego rąk lampkę wina, odstawiła ją na bok. Dolała sobie i chłopakom ognistej. -Jednego musisz się z nami napić. Za dobrą zabawę! - od razu uprzedziła jego prostesty. Nie chciała już się posuwać do typowego powiedzenia "ZE MNĄ SIĘ NIE NAPIJESZ" i dała mu szansę na podjęcie odpowiedniej decyzji. Przecież jeden kieliszek to nic złego. Zerknęła w stronę przybywających. Pomachała do Luka z uśmiechem, już myślała że do nich dołączy kiedy ten skierował się do Mercy. Ciekawe skąd się znali... to zamierzała odkryć później. -Myślę, że powoli każdy łapie TEN stan wesołości i może zaproponować grę w butelkę?- zapytała Krukonów siedzących obok niej. W sumie nie była gospodarzem tej imprezy i nie chciała wyskakiwać z takimi pomysłami sama. Właśnie dlatego zdecydowała się sięgnąć rady swoich towarzyszy.
- To się zobaczy kochana ale na to bym nie liczył. Ja mam mocną głowę. Ej, zapomniałem o czekoladowych żabach! Cholera. - Co jak co ale czekoladowe żaby były nieodłączną częścią Brandona i były one jego ulubionymi słodyczami. W drugiej kolejności uwielbiał karmelowe fasolki. Usiadł sobie na podłodze, nie chciał siadać na żadnym fotelu czy pufie. Zdecydowanie wolał podłogę i upił kolejny łyk ze szklanki. Trochę dziwnie się spojrzał jak zobaczył, że Seth pije wino. Wino? Na takiej imprezie? No w zasadzie uchlać się też nie powinni bo co to by była za zabawa ale podstawą alkoholową imprezy, według Brandona, powinna być ognista. - Ja na Historii Magii zdobyłem od Sfinksa pióro Scamandra i udało mi się zapisać. Swoją drogą to pióro jest zajebiste! - Wyszczerzył się do wszystkich, czyli Christy i Setha, bo tylko oni mogli zobaczyć jego szeroki uśmiech. Bardzo szybko ognista z jego szklanki zniknęła a w jego głowie zaczęło tak przyjemnie szumieć. - Butelka? Jestem za! Rozbieramy się, całujemy czy może robimy wyzwania? - Złapał mocniej swoją butelkę whiskey i spojrzał z błyskiem w oku na Setha i Christę.
Trochę zdezorientowany był faktem, że przyjaciółka pozbawiła go kieliszka gdy tylko skończył pić drugą lampkę. Zauważył wcześniej co prawda wzrok Brandona, ale jakoś zbytnio nie dbał o to co kto pomyśli - chciał pić wino, więc pił wino. Ale wszystko co dobre musi się skończyć, dlatego też dzierżył już w dłoni kieliszek z ognistą. Miał zacząć protestować i już rozchylił usta żeby przemówić, kiedy to panienka White go sprytnie ubiegła, na co tylko westchnął głębiej. No tak. Taka sytuacja musiała nastąpić, jak nie teraz to później. Krukon nie miał co prawda ochoty na ognistą, ale nie miał też ochoty na strzelanie fochów i kłótnie z przyjaciółmi, dlatego też wywracając tylko oczami duszkiem wychylił zawartość trzymanego w dłoni szkła. Skrzywił się i wzdrygnął przy tym lekko, po czym również rozsiadł się na podłodze. - Historia Magii, żebym ja jeszcze miał tam po drodze - rzucił przeciągłym tonem wzruszając tymi chudymi ramionami, czując jak powoli zaczyna mu szumieć w głowie. Butelka. Dawno grał w butelkę i uznał, że przyjemnie byłoby to powtórzyć. Wziął pierwszą lepszą otwartą butelkę ognistej by napełnić swój kieliszek i znów poczuć w przełyku te przyjemne płomienie. - Ei, Brandon, skoro masz ochotę pooglądać striptiz, to mogłeś już wcześniej powiedzieć - uśmiechnął się zawadiacko, posyłając młodszemu dosyć jednoznaczne spojrzenie i przy okazji lekko podwijając do góry rąbek koszulki. - No, ale skoro mamy się rozbierać dopiero przy butelce... - przeciągnął się śmiejąc się radośnie i mrużąc oczy.
Wiedziała, że Seth się skusi. Może nie znała go jakoś super długo, ale zdążyła go trochę poznać. Okazał się naprawdę świetnym chłopakiem. Może na pierwszy rzut oka nie widać jego poczucia humoru, ale kiedy tylko się z nim widziała poprawiał jej humor. Uwielbiała to. -Bardzo chętnie sobie na was popatrzę.- tutaj wylądowała na podłodze obok nich. Prawą ręką sięgnęła w stronę Brandona, lewą Setha i dźgnęła obu w bok. Wiedziała już o co im chodzi, więc tylko pokręciłą głową. -Ludzie, gramy w butelkę na pytania i wyzwania.- zarządziła, w końcu najlepiej połączyć to wszystko. Będą w stanie poznać wszystkie swoje tajemnice. Zmusić się do niemożliwego i całowania wszystkich po kolei. Miałą nadzieję, że wszystkim przypadnie zabawa do gustu. Zrobili miejsce dla chętnych, w końcu jak ktoś nie chciał mógł dalej rozmawiać w kącie ze znajomymi. Oni, jednak mieli chęć na coś innego. -Zacznę jako pierwsza!- stwierdziła zabierając Krukonowi butelkę. Wychyliła ją jeszcze wypijając resztki z gwinta. Zakręciła.... Na kogo wypadnie na tego bęc - Brandon. Spojrzała na niego wymownie. Musiał się zdecydować. Pytanie czy wyzwanie.
Zjawiła się pod mieszkaniem Benjego. Zza drzwi słyszała już hałas spowodowany przez tłum ludzi. Uniosła lekko brwi, zastanawiając się ile tam może być osób. Podejrzewała, że dużo zważywszy na fakt, że jej samej o imprezie powiedziała Christa, która dowiedziała się od... no, w każdym razie takie łańcuszki ciągną się w nieskończoność, więc pewnie 3/4 gości nie zostało zaproszonych przez samego gospodarza. Christa nie musiała jej długo namawiać, Shira nie chciała przepuścić takiej okazji, zwłaszcza, że ostatnimi czasy nie dało się wyjrzeć zza książek na dłuższy czas. Trzymając w ręku butelkę kremowego piwa (dla niej) i ognistej whisky (dla gospodarza lub osoby, która pierwsza jej owy trunek zabierze) nacisnęła klamkę i weszła do mieszkania. Jej oczom ukazał się widok iście imprezowy. Sporo ludzi, hałas, butelki po alkoholu na wpół już opróżnione, a niektóre zupełnie puste. Szukała wzrokiem gospodarza i kogoś bardziej znajomego. Krzyknęła jakieś powitanie, ale pewnie i tak ledwo kto ją usłyszał. - Luke! - zawołała ze zdziwieniem, podchodząc do przyjaciela. - Nie wiedziałam, że Cię tu spotkam! - powiedziała, przenosząc wzrok na dziewczynę obok niego. Uśmiechnęła się szeroko. - Cześć, Mercy! Jak leci? - zapytała, ale kątem oka spostrzegła Christę, której pomachała energicznie. Zwróciła się znowu do dwójki znajomych. - Chodźcie, widzę, że grają w butelkę! - zawołała i skierowała się w tamtą stronę. Usiadła na podłodze obok Christy. - Dopiero zaczynacie? - spojrzała na nich z zainteresowaniem.
Poczekała jeszcze przez chwilę na odpowiedź chłopaka z którym rozmawiała, oczywiście, że był to @Luke Williams, a gdy już odpowiedział dziewczyna podniosła się z fotela. Akurat zauważyła, ze zaczęło się coś dziać! Wymyślili grę w butelkę, cudownie. Nie chciała przeszkadzać Royowi w rozmowie, dlatego po prostu pociągnęła Luke'a, zmuszając go aby się podniósł. - Chodź! Pogramy, będzie zabawnie! - Zawołała wesoło i no proszę! Wpadła na Shire. Mocno ją przytuliła. - Cześć kochana! Wszystko oczywiście w porządku. A u Ciebie? - Zapytała po czym wcisnęła się gdzieś tam obok Shiry i usiadła po turecku, obserwując kręcącą się butelkę. Oczywiście, że dotarło do niej zdanie ze striptizem. - O dobra, możecie się rozbierać. Sądzę, że każdy będzie zadowolony. - Powiedziała z uśmiechem i spojrzała na Christe, która jako pierwsza zakręciła butelką. Aż była ciekawa, czy jej kochany chłopak dołączy do tej zabawy, czy też stwierdzi, że nie będzie w to grał. No cóż, zobaczymy! W razie czego Benj go namówi! A Mercy mu pomoże, oczywiście. Poza tym, byli tu żeby się bawić, prawda? - Dawaj Brandon! Wybieraj! - Powiedziała, po czym machnięciem różdżki przywołała do siebie szklankę napełnioną ognistą.
Luke uśmiechał się do Mercy. Rozejrzał się... kogo on tu właściwie znał? - Właściwie Christie dała mi znać o tej imprezie. Nawet nie znam gospodarza szczerze mówiąc - przyznał rozbawiony. - Ale zapowiada się całkiem fajnie, więc czemu miałbym nie wpaść. No i nie spodziewałem się że spotkam tu aż tak fajne towarzystwo - stwierdził i jakby na potwierdzenie tych słów weszła Shira. Uśmiechnął się szeroko na jej widok i uścisnął ją, kiedy do nich podeszła, poczochrał ją po włosach, no po prostu nie mógłby nie popsuć jej fryzury, nie byłby sobą. Christie i Shira to były jego przyjaciółki, naprawdę bliskie, zawsze przy nich czuwał i jakby co był gotów się nimi zaopiekować. - Hej mała. A co do tego chłopaka - spojrzał jeszcze na Mercy. - Spokojnie, nie straszni mi zazdrośni faceci. Podrywanie zazdrosnych dziewczyn to moje hobby - puścił jej oko. Od razu spodobał mu się pomysł gry w butelkę, więc dołączył razem z dziewczynami. - Pomysł z rozbieraniem popieram w pełni - stwierdził Luke bez wahania. Sporo dziewczyn się tu zakręciło, wiec czemu by nie?
Na słowa Eeriego (to się w ogóle odmienia?) mimowolnie przekręciłem głowę w jego stronę, jakby czekając, aż Salemczyk podniesie na mnie swój wzrok. Ten jednak wolał wodzić spojrzeniem po całym pokoju, jakby pod wpływem presji celowo poszukiwał bliżej nieokreślonych punktów. - Czujesz dyskomfort patrząc na mnie? - sprowokowałem go w końcu. - Czym byłoby dla ciebie za dużo, o którym wolałbyś nie wiedzieć? - nie pytałem o siebie. Pytałem, bo lubiłem wiedzieć. Dla mnie nie istniała sfera tabu, nie istniały bariery, których bałem się przekraczać. W końcu zdążyłem już odbić się od dna, chociaż wcale nie oznaczało to wędrówki na szczyt. Sięgałem po to, co chciałem. Nawet, jeśli okazywało się brzydkie, nieprzyjemne, ciężkie. Całe życie było właśnie takie. Gorzkie. Pewnie dlatego nie rozstawałem się ze smakiem wina. Zabijał wszystkie inne. - Jutro pewnie wybiorę się do mojego domu rodzinnego. Może wolałbyś spędzić wolny czas u mnie, w Szwajcarii? Jeśli nikogo ze sobą nie przyprowadzę, moi rodzice pomyślą, że tracę skuteczność. Dom pewnie i tak będzie pełen ludzi, których po raz pierwszy zobaczę na oczy – mówiłem tak, jakbym opowiadał o tym, co zjadłem na śniadanie, między zdaniami zaciągając się papierosem. Oderwałem wzrok od mojego eterycznego towarzysza, przez chwilę w milczeniu przyglądając się pozostałym, którzy kręcili się po pokoju. Słysząc rozmowy, prawie zadławiłem się winem. - Zawsze wydawało mi się, że grają w to niewyżyci trzynastolatkowie, potrzebujący pretekstu do tego, by przekroczyć jakąś strefę tabu – nie ukrywałem ani swojego zdziwienia, ani tym bardziej rozbawienia, choć może Eerie uważał inaczej? Nie zwykłem jednak szczędzić własnej opinii, bez względu na towarzystwo.