Miejsce, jakiego w Hogsmaede nie było! Tylko tutaj, dostaniesz dobrą kawę - najlepszą w mieście - posmakujesz nowych, pysznych alkoholi, porozmawiasz, poczytasz gazetę, książkę, spotkasz ze znajomymi! Przybywaj! Hogs Cafe jest bowiem czynne całą dobę!
Ostatnio zmieniony przez Joshua Mistaen dnia Wto 8 Gru 2015 - 21:45, w całości zmieniany 1 raz
Wlepiała wzrok w blat stołu, myślami błądząc gdzieś w dniu wczorajszym, kiedy nagle wylądował na nim kubek z kawą podany przez Joshuę. - Dziękuje. - Rzuciła, posyłając mu przy tym ciepły uśmiech. Od razu chwyciła ciepły napój i upiła porządnego łyka. - O mamo.. - Szepnęła przymykając na chwilę oczy. - Naprawdę robisz dobrą kawę. - Wyciągnęła ku niemu dłoń i pogładziła go delikatnie po policzku. - Od dzisiaj, serwujesz mi codziennie kawę! - Dodała, przygryzając dolną wargę jednocześnie, posyłając mu znaczące spojrzenie. Odetchnęła z ulgą kiedy mężczyzna w końcu zgodził się jej wszystko opowiedzieć - w końcu nie chciała być dręczona cały dzień, przez własne myśli. Chociaż, właściwie nie powinna się tak denerwować.. Przecież i tak by jej powiedział, prawda? Po prostu się z nią droczył. O tak, to wychodziło mu najlepiej.. I najwidoczniej w pewien sposób musiało mu się to podobać, skoro robił to tak często. Podparła głowę na jednej ręce i utkwiwszy w nim swój wzrok, zaczęła uważnie słuchać tego co mówi. Na początku lekko się zarumieniła a żeby to ukryć pociągnęła kolejny łyk kawy. Aż tak pijana? No w sumie.. Nie bez przyczyny pękała jej głowa. Póki co, nie było źle, żadnych dzikich tańców, krzyków.. Uff Naprawdę jej ulżyło. Co do wyznań.. No tak. Nie zdziwiło jej to kompletnie, była to pierwsza rzecz o której pomyślała. Ale cóż.. Nic nie poradzi na to, że tak wiele do niego czuje. Uśmiechnęła się. Naprawdę była z nim szczęśliwa. Nie mogła sobie wyobrazić, żeby ktoś dbał o nią lepiej niż on - a robił to cholernie dobrze. Poza tym, kto miałby do niej tyle cierpliwości? Kto dałby jej tyle zrozumienia co on? I właśnie to było najpiękniejsze, że pomimo uczucia jakie ich łączyło - była jeszcze przyjaźń, coś na czym powinien się opierać każdy związek. Nagle parsknęła śmiechem. - Spacer? Śpiewanie? - Uniosła jedną brew, wodząc badawczo po jego twarzy. - Rozumiem, że Tobie również udzielił się mój stan? - Zachichotała cicho, kręcąc delikatnie głową. Szkoda, że tego nie pamiętała! Musieli wyglądać razem, całkiem.. zabawnie. Jednak nie chciała mu przerywać, to też zamilkła ponownie przybierając wcześniejszą pozę. Z każdym kolejnym słowem, robiło jej się coraz cieplej, aż w końcu ukryła twarz w dłoniach by za chwilę ją odkryć. - Oh wybacz mi to naganne zachowanie.. - W jej głosie słychać było ironię. - Obiecuję poprawę oraz to, że następnym razem od razu zaproszę Cię do wanny. - Przyłożyła dłoń do klatki piersiowej, po czym zrobiła lekki ukłon w stronę ukochanego. Podniosła się i z kamiennym wyrazem twarzy obserwował jego reakcje, nie trwało to jednak długo, gdyż mężczyzna niemal natychmiast nachylił się do niej, odwzajemniła pocałunek, przygryzając przy tym, delikatnie lecz stanowczo, jego dolną wargę.- Cieszę się, że nie nabroiłam, naprawę, spodziewałam się czegoś gorszego.. A tu proszę, mogę robić za wzór do naśladowania! No może bez tych paru zaśnięć.. - Machnęła ostentacyjnie ręką. Wzięła od niego ciastko i obserwując jak próbuje swojego dzieła, ugryzła kawałek. Na jego twarzy pojawił się dziwny grymas? Nie zbyt dokładny, ale dla Amy widoczny. Pewnie czegoś mu brakowało w tej kawie. - Perfekcjonista. - Rzuciła, biorąc do ust kolejny kawałek ciastka. - Poza tym oddaj mi to, to moja kawa i mnie pasuje. - Dodała zabierając mu z ręki kubek. - Zajmij się swoim alkoholem. - Wyszczerzyła się złośliwe. Cóż, małe to, to i wredne czasami. Usiadła w swojej ulubionej pozycji, czyli po turecku. Jakoś tak jej było najwygodniej, szczególnie że zaraz miała rozpocząć mały monolog. - Pamiętam za to z kim wczoraj byłam. - Spojrzała na niego, najwyraźniej zadowolona z tego małego sukcesu. - Poszłam z Morticią do Trzech Mioteł. To miał być taki babski wieczór.. I był do póki nie zjawił się Ambroge. To najwyraźniej chłopak Morti, jeśli można tak powiedzieć.. - Przerwała na chwilę przyglądając mu się uważniej. - Ich relacja jest dosyć skomplikowana. O to chyba trafniejsza nazwa tego, co ich łączy. - Westchnęła cicho, po czym wzięła kolejny łyk kawy. - Powygłupialiśmy się tam trochę, wypiliśmy.. bo jak sam wiesz, nie bez powodu wyglądałam wczoraj jak wyglądałam. - Tym razem posłała mu znaczące spojrzenie. W tym też momencie przypomniało jej się o co miała go prosić, chwilę się wahała, w końcu jednak postanowiła zadać to pytanie. - Wiesz mam do Ciebie prośbę.. Może trochę głupią no ale.. - Mimowolnie zaczęła miętolić nogawkę spodni. - Bardzo podobają mi się Twoje zdjęcia.. Są naprawdę zachwycające.. I chciałam się zapytać, czy mógłbyś udzielić mi kilku lekcji? Chciałabym spróbować swoich sił, a może z czasem, byłabym równie dobra, co Ty. - Uśmiechnęła się do niego delikatnie, czekając na odpowiedź.
Naprawdę robię?! - odparł z przekąsem. Nieco przy tym zadzierając nos. – Co to przepraszam znaczy, naprawdę?! I czemu mówisz tak, jakby to była pierwsza kawa, jaką kiedykolwiek w życiu Ci podałem..?! Czyżbyś wątpiła w moje zdolności?! – rzucił niby to obrażony, a niby nie. Szybko jednak się rozchmurzył, posyłając dziewczęciu serdeczny i miły uśmiech. OCZYWIŚCIE NADAL BYŁ OBRAŻONY. To prawie tak, jakby mu powiedziała, po tym wszystkim że jednak dobrze całuje. Phi! Phi! I jeszcze więcej phi! No, ale okej. W końcu trza było opowiedzieć tej biednej, zbłąkanej duszyczce o tym, co wcoraj robiła, jak już przyszła do niego taka pijaniutka szczęściem oczywiście, bo gdzież tam można byłoby mówić o upojeniu alkoholowym? No, szanujmy się, tak?! Przytaknął jedynie, kiedy zapytała go o spacer, natomiast na dość kąśliwą uwagę dotyczącą swojego stanu, chłopak tylko wymownie się uśmiechnął. Popatrzył gdzieś w dal i zapewnił ją, iż nie tylko ona była wtedy w stanie nieważkości. Bo i fakt nieco Joshu wczoraj pochlał. Myślał nawet, że sporo. Potem zobaczył Amy w jej cudownym, błogosławionym, jak go sama określiła, stanie. No i.. Dwoje pijanych zakochanych ludzików, przemierzających świat. Więcej do szczęścia nie było im potrzebne, naprawdę. – Nie no.. – odparł, roześmiany widząc i słysząc jej przysięgi. – Po prostu.. no weź mnie tam od razu! Chociaż w sumie, wiesz, co…? – zamyślił się nieco. – Nie. To nie było takie złe. Biorąc pod uwagę, to co potem się działo.. Znaczy wiesz. Mówiłaś dość interesujące rzeczy.. Na przykład o tym, jak bardzo mnie kochasz. Za co mnie kochasz. Czemu tak bardzo uwielbiasz się ze mną kochać, no i jak się czujesz, gdy stoisz przede mną nago.. nie ukrywam. To było dość.. ciekawe? - doprecyzował ostatecznie temat ich rozmów. Nie chciał bowiem niczego przed nią ukrywać. To byłoby mocno nie na miejscu. A widząc jej reakcje, jedynie przytulił ją mocno do siebie. – Skarbie.. Nie przejmuj się tym. I tak Cię kocham.. – rzekł , całując czule. Następnie wysłuchał jej przeprosin, całej historii z wczoraj i prośby. Skwitował wszystko uśmiechem i kolejnym zapewnieniem, że to zrobi. Bo przecież, rozmawiali już o tym wczoraj..
Ostatnio zmieniony przez Joshua Mistaen dnia Sro 9 Gru 2015 - 0:02, w całości zmieniany 1 raz
Astoria swoim zwyczajem szukając mieszkania chodziła wszędzie gdzie tylko mogła. Była już chyba wszędzie jednak bez powodzenia. Nie chciała mieszkać w Hogwarcie mieszkała tam przeszło siedem lat szkolnych i czasem miała wielką ochotę na to by się stamtąd wyniesc. Nie wiedziała czym to dokładnie było spowodowane ale zapewne tym że znała już mury tej szkoły totalnie na pamięć a jak wiadomo po pewnym czasie te same widoki mogą już przytłaczać. Weszła więc do ostatniego miejsca jakie miała na liście do odwiedzenia i podeszła do stolika. Usiadła mając nadzieję że ktoś do niej podejdzie a ona będzie miala okazję dowiedzieć się czy jest ktoś kto chciałby wynająć choć pokój by mogła sobie w końcu spokojnie zamieszkać poza murami szkoly. Nie chciała też wracać do rodziców. Była już pełnoletnia i chciała by ją za taką uważano. Zresztą przecież nikt nie chciałby mieszkać z rodzicami po uzyskaniu pełnoletności. Siedziała więc tak spokojnie czekając na jakieś szczęśliwe rozwiązanie.
Puchonka długo myślała o spotkaniu z Anthony'm, ale co wymyśliła? Zupełnie nic. Anthony stał się jeszcze bardziej oschły niż był. Co z nim jest nie tak ? Może potrzebuje jakieś pomocy? No ale co z tego, jak on pewnie nie będzie potrzebował pomocy od niej. Wróciła dość szybko do zamku, nie chciała mu przeszkadzać, a w takiej atmosferze nie miała ochoty z nim spędzać czasu, będzie chciał to jej napisze. Zresztą ona od niego niczego nie oczekiwała on od niej pewnie też. Chyba, że tak, ale ona się o tym pewnie nigdy nie dowie. Zamknął się w swoim domu i siedzi jak jakiś chory na zakaźną chorobę. Nie rozumiała tego i chyba nigdy nie zrozumie. Dlaczego chciał się odizolować od reszty społeczeństwa. Owszem Adrienne również miała takie dni, ale dni a nie miesiące. Bez przesady. Nie miała zamiaru się teraz pierwsza do niego odzywać, będzie chciał znał adres i sowę może wysłać, a ona bardzo chętnie mu odpisze, ale czy dojdzie do kolejnego spotkania tego nie wiedziała. Najpewniej czula się w Hogwarcie. Bardzo lubiła tę szkołę, Beauxbatons również było bardzo przyzwoitą szkołą, ale szczerze powiedziawszy bardziej przywiązała się do Hogwartu i była zadowolona, że było jej dane się tutaj przenieść. Chciała się spotkać z Sunny, ostatnio rozmawiały na ten temat w pokoju wspólnym, ale do żadnych konkretów nie doszło. Cole, chłopak którego znała już od jakiegoś czasu coraz to bardziej jej imponował, można powiedzieć, że nastąpiła w jej życiu pewna zmiana i zauroczyła się w nim. Kolejny ślizgon ? Ale cieszyła się, ponieważ nie myślała już tyle o panu Anthony'm. Miała nadzieję, że ten nie zacznie wszystkiego od początku i nie zamąci jej w głowie, bo nie miała więcej ochoty na takie zabawy. Rozmyślając nad tym wszystkim dotarła tutaj, Hogsmeade, siedzenie w zamku o tej porze dnia na pewno nie było dobrym rozwiązaniem, ona nie miała zamiaru siedzieć i się nudzić. Potrzebowała rozmowy z kimkolwiek, a pokój wspólny czy pusta klasa na pewno nie będzie miejscem gdzie będzie mogła zamienić z kimkolwiek choć jedno słowo. Postanowiła wejść do Hogs Cafe, szczerze powiedziawszy była tutaj tylko raz, zasiadła przy wolnym stoliku i czekała? Ale na kogo? Przecież chyba z nikim nie była umówiona, tak jej się przynajmniej wydawało, albo i była a całkowicie o tym zapomniała? To też było bardzo możliwe w jej wykonaniu.
Miał zamiar spędzić wieczór w domu, ale jak to się mówi - praca wzywa. Gdy tylko dostał cynk o Jul, od razu się zaśmiał. No proszę, chciała go wynająć na wieczór. Nie ma problemu, może być nawet zabawnie. No proszę, spotkał już tą dziewczynę w klubie ze striptizem, lecz nie spodziewał się, że będzie chciała go wynająć na posiadówkę. Ona to zawsze miała mnóstwo pomysłów. Zastanawiał się, kto jeszcze może tam być. Może Adrienne? W sumie byłoby całkiem fajnie, gdyby ją tam spotkał. Przecież bardzo lubił tę uroczą puchonkę, ona jego też. Po prostu był tego pewien. Przez jakiś czas zastanawiał się co na siebie włożyć. Ostatecznie założył jakąś koszulę, przetarte spodnie i glany. Na dworze było ciemno i zimno, akurat nie zmarznie w tym ubiorze. Oczywiście użył swoich perfum i dopiero później wyszedł. Zastanowił się nad adresem, gdzie tak właściwie miał się udać? A no tak, do Hog's Cafe. Jakieś pół godziny po wyjściu z domu był już pod barem, otworzył drzwi i wszedł do środka. Pierwszą osobą, którą dostrzegł była oczywiście puchonka. Szatyn zamknął za sobą drzwi, po czym skierował swoje kroki w jej stronę. Podszedł do niej i dał jej buziaka w policzek. - Cześć kochanie, tylko we dwoje bawimy się na tej imprezie? - Zapytał, rozglądając się i unosząc brew z zaciekawieniem. No to zapowiada się niezła imprezy, coś czuł, że to będzie niezapomniany wieczór. - O której ma być reszta? - Zapytał, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem. Oj, mała Adrien, taka urocza. Ta sama, którą tak bardzo lubił spotykać na korytarzu i rozbierać ją wzrokiem. Co miał poradzić? Lubił takie dziewczyny, nie miał na to wpływu. Poza tym, zawsze działał impulsywnie co dość często go gubiło, na szczęście Adrien to nie przeszkadzało. Przyłapywał ją dość często na flirtowaniu.
Wraz z Juliette I Williamem opuscili obserwatorium by udac sie do Hogs Cafe gdzie mieli sie troche zrelaksowac. W miedzy czasie Sunny udalo sie wyslac sowe do Angelusa - starszego brata Juliette. Musiala mu napisac gdzie ida. Ostatnio jak wyszly na impreze Juliette troche ponioslo I nie wracala 2 dni do domu. Wlasciwie wtedy nawet Sunny nie wiedziala gdzie ta slodka blondyneczka zniknela. Jej brat distal szalu I o maly wlos jej nie zabil gdy wrocila. Sunny starala sie to jak zwykle zalagodzic, ale kto by ja tam sluchal. Jej tez sie oberwalo za to ze ja w ogole zabrala, ale jakos to przezyla. Zreszta krzyki Angela juz na nia nie dzialaly. W koncu razem mieszkali wiec musiala sie do tego przyzwyczaic. No bo jak ona mialaby zyc z nimi w tym domu I sluchac wrzaskow blondynka, ktore by ja wkurzaly? Musiala cos z tym zrobic I po czasie sie przyzwyczaila. Carla trojka wedrowala druzka prowadzaca do celu gdzie mieli zaczac zabawe. Kiedy w koncu sie tam znalezli Sunny z daleka ujrzala Adrienne I Cole'a. Podeszla do ich stolika I usciskala ich mocno. -Czesc! Ale fajnie was widziec. Jak sie macie? Widze, ze znow flirtujecie..-mowila uradowana. Ostatnie zdanie jednak wypowiedziala mruzac oczy. Nie mogla tego zniesc no! Co ona mogla na to poradzic. Jej przyjaciele flirtujacy ughhh! Westchnela na sama mysl o tym. Jednak szybko to od siebie odgonila I usiadla na krzesle. William siadaj.-powiedziala zerkajac na puchona z szerokim usmiechem. Juliette juz zajela swoje miejsce I zaczela paplac jak nakrecona. W sumie czemu ona sie dziwila. Przeciez znala ja I to za dobrze.
Rozmawiali sobie z Amy dość długo, spokojnie i przyjemnie, ruch nawet osłabł, w zasadzie nikogo nie było, kiedy to nagle ponownie do przybytku zaczęli zwalać się ludzie. Pierwszą osobą była @Astoria Alicia Malfoy. Widząc ją, Jezus od razu popędził za bar, przepraszając ukochaną i w sumie zapraszając ją za sobą, by zajęła tam miejsce. Coś się składało na to, że chyba raczej nieprędko wyjdzie z za niego. Znaczy okej. Póki co było kameralnie, ale noc była jeszcze młoda. Zatem. Poza tym, jaka noc. Ledwie wieczór się zaczął, była wszak dopiero dziewiąta. Gdzie tam do nocy. A gdzie do poranka. Może coś się jeszcze zadzieje, kto wie. Tymczasem. – Cześć, witam! Co dla Ciebie? – zapytał dziewczę, uśmiechając się przy tym serdecznie. Tak, jak to miał w zwyczaju. W międzyczasie, oczekując na złożenie zamówienia, zajął się przyrządzaniem czegoś dziwnego za barem. Miał ochotę na jakiegoś dobrego drinka. Coś musiał wykminić. A to miało być coś dobrego. I energetycznego, tak by pobudzić ukochaną Gryfonkę do życia. Tylko co takiego? Hmm.. Nim jeszcze w ogóle odebrał zamówienie od nowo przybyłej dziewczyny, do przybytku wkroczyło kolejne kilka osób. Jakaś blond piękność, za nią chłopak i kolejna dziewczyna. Coś się działo. Kojarzył kogoś? Chyba nie. W międzyczasie nadal przyrządzał te swoje drinki. Miał świetny pomysł. Miał taki pyszny likier kawowy i genialny miodowy. Szybko więc przyrządził na nich zacne shociki, które następnie umieścił na barze. – Halo! Koło wzajemnej adoracji! – tutaj zwrócił się do trójki stojącej przy stoliku i żwawo o czymś rozmawiających, w składzie @Adrienne Lorrain, @Cole Harris oraz @Sunny O. Saltzman. - Zapraszam do baru! – z uśmiechem, zaprezentował im kieliszki, jednocześnie stawiając po dwa przez Astorią i Amy. To będzie dobra sobota. To musiała być dobra sobota. Nie było opcji, żeby to nie była dobra sobota. Oj nie. Ale póki co! – Cóż moi państwo! Na zdrowie i oby wam posmakowało! Z pozdrowieniami od firmy! – rzekł, po czym przyłożył, nieco wzniesiony kieliszek do ust, by uraczyć się alkoholem. Nawet mu wyszło. I było całkiem smaczne. Szczerze mówiąc, miał obawy, że będzie smakowało ciut gorzej. A tymczasem nie było tak źle. Było nawet bardzo dobrze!
Astoria spojrzała na właściciela baru i uśmiechnęła się. - Zależy jeszcze co mogłabym wziąć ponieważ jestem tu po raz pierwszy i tak właściwie nie chciałam pić lecz aczkolwiek szukam mieszkania.- powiedziała tak naprawdę przechodząc od razu do rzeczy. Jeśli o to chodziło potrafiła być szczera. Zatem i w tym momencie powiedziała szybko i prosto z mostu po co tu przybywa. Spojrzała za siebie i zauważyła kilkoro nowych wchodzących ludzi. Cóż nikogo nie znała. Więc bardzo się tym nie przejęła. Zresztą po co? Nie zna nie jej sprawa co tu robią. Nieważne że jeden z nich był przystojny ważne że wcale go nie znała. Jednak nadal nie zdejmowała wzroku ze ślizgona. Cóż... Popatrzeć zawsze można.
Jules szła oczywiście z ukochaną przyjaciółką pod rączkę a Willa prawie ciągnęła za sobą. Uhm... tak coś powolnie się mu szło. Ona nie lubiła powolnego chodzenia. Gdy już wraz z Sun i Willem weszli do tegoż oto przybytku zwanego nadal Hogs Caffe pierwsze co rzuciło jej się w oczy to Cole i Adrienne. No tak znów flirty. Wszędzie flirty masakra. Jules nadal jednak udawała że jest strasznie zajęta Williamem. Sun kazała mu usiąść więc i Jules usiadła naprzeciw niego. - Opowiedz mi coś o sobie Will co? Bo ja tak szczerze nic o Tobie nie wiem praktycznie prawda?- Zrobiła to bo chciała jakoś przez trochę nie zwracać uwagi na flirt Cole'a z Adrienne. W końcu nie była zazdrosna. Jednak nie lubiła przeszkadzać we flirtach innym. Uśmiechała sie do Williama. - Czym się interesujesz? Usiadła praktycznie naprzeciw niego więc mogła patrzeć na niego swymi pięknymi oczyma. A dzięki temu nie odwracała swojej uwagi niczym innym. Lubiła podczas rozmów patrzeć w oczy.
William Blake wraz z Sunny oraz Juliette opuścił obserwatorium by w następnej kolejności pojawić się w Hogs Cafe, w którym jeszcze tak naprawdę nie udało mu się postawić stopy. Był bardzo ciekawy jak tam jest w środku i ogólnie, co to jest za miejscówa i czy da się tam jakoś przeżyć. Na razie wydawało się być tutaj w miarę w porządku, choć przypominało to troszeczkę jakieś podrzędne bary. Ale skoro już obiecał, że pójdzie z dziewczynami na jakieś party to słowa musiał dotrzymać. Ciekawe czy potem będzie żałował, czy też wręcz przeciwnie. W życiu by nie powiedział jednak, że będzie to troszkę większa impreza niż tylko na trzy osoby. No ale nie on to wszystko organizował, więc co się będzie tutaj w jakikolwiek sposób wypowiadał w tym temacie. - Ja? Mówisz do mnie? – zareagował, wybudzony nagle jakby ze snu przez Juliette. Rzeczywiście ona coś go zapytała. W ogóle miał wrażenie, że ona od początku znajomości próbuje go kokietować. - Moją pasją są zaklęcia. No i czasami quidditch, choć nie gram. I nie mam takiego zamiaru. Poza tym lubię odkrywać tajemnice. Może nawet bym chciał odkryć tajemnice czarnej magii? – odpowiedział pannie Scorpion na jej pytanie. Wiedział, czuł i nawet chciał, żeby wspomnienie o czarnej magii wywołało pewną dyskusję. Lubił podejmować trudne tematy, choć czasami były one ciężkie do ogarnięcia. - A może Ty powiesz coś o sobie, Juliette? – odwrócił tym razem kota ogonem. A właściwie można by to sparafrazować mówiąc „odwrócił czarodziejkę różdżką”. - W ogóle to widzę, że imprezka na większą skalę się szykuje. – stwierdził William.
Chodzenie na te wszystkie lekcje było nudne, serio. Dlatego też wyjście poza mury Hogwartu było czymś normalnym dla każdego czarodzieja. Tak w dniu dzisiejszym było z Shae, której w chuj się nudziło, a że nie miała jak zagospodarować sobie czasu to postanowiła ruszyć tyłek i wyjść się przewietrzyć. Lubiła spędzanie czasu w samotności, z tym że ostatnio miała tak zasrane dni spotkaniami - bardziej spontanicznymi czy nie, że wyjście w samotności było ciężkie. Osobami jakie zapewniały jej rozrywkę były miniony, a jak nie one to faceci który napatoczyli się gdzieś przy okazji i postanowili zawracać księżniczce tyłek. Naturalny stan rzeczy. Ogólnie rzecz biorąc to zawsze było spoko. Nawet gnębienie gówniar które pozwalają sobie na zbyt wiele było rozrywką, a teraz? Co tu się tak właściwie odpieprzyło, że Oakley nadzwyczajnie w świecie się nudzi i nie ma najmniejszej ochoty robić nawet tego? I tak rozmyślała, przez następną godzinę czy dwie zanim w końcu postanowiła gdzieś pójść. W jakimś bliżej nieokreślonym kierunku, tylko po to żeby po prostu pójść. Obrała sobie za cel Hogsmeade, bo tam się przeważnie dosyć sporo działo. Przebrała się , żeby nie łazić w szkolnym mundurku, włosy pozostawiła luźno opuszczone na ramiona, tak jak były. Usta lekko zarysowała czerwoną szminką, następnie zarzucając wcześniej jakąś kurtkę na ramiona wyszła z domu i pokonując zawiłe korytarze opuściła mury Hogwartu. Nim się obejrzała, postawiła stopy na chodniku przed Hogs Cafe. Bóg wie co ją tu przywiało, ale skoro już tu była to warto skorzystać i wejść do środka knajpy. Powoli weszła do budynku i rozejrzała się po sali. Jakoś specjalnie nie wykryła znajomych twarzy, chyba w sumie tym lepiej. Chyba, że była po prostu ślepa, albo nie chciała ich widzieć, taka możliwość też jest. W każdym razie! Pokonując krótką drogę podeszła do baru i usiadła gdzieś zdejmując kurtkę.
Nie było dane długo nacieszyć się samotnością i pomyśleć nad swoim życiem, bo zaraz w Hog's Cafe pojawił się Cole. Czy byli umówieni? Chyba nie. Adrienne o tym przynajmniej nic nie wiedziała. Nikt się z nią nie umawiał ostatni prócz Anthony, ale gdzieś miała uchotę tutaj przyjść. Natrafiła na jakąś imprezę ? Oj byłoby super, prawda? Cole zaczynał jej się coraz to bardziej podobać? Czy Adrienne miała co do niego jakieś plany? Na razie wolała sobie nic nie obiecywać. Ona miała zawsze jakieś skomplikowane relacje z tymi ślizgonami więc co do tego postanowiła poczekać zwłaszcza na jakiekolwiek ruchy ślizgona niżeli jej własnych. - Cześć Cole. O jakiej reszcie mówisz? Ja się tutaj nikogo szczególnego nie spodziewam... - mruknęła do niego. Naprawdę nic nie wiedziała o ich spotkaniu, może było to jakoś tak rozegrane, że Adrienne miała się tutaj pojawić? Chyba że faktycznie miała bardzo słabą pamięć i Sunny z Juliette mówiły jej coś na ten temat, a ona najzwyczajniej w świecie zapomniała. Możliwe? Jak najbardziej. No i długo sama z Cole'm nie posiedziała, bo zaraz wpadła Sunny z resztą ekipy. - Jakie romansujecie? Sunny czy ja o czymś nie powinnam wiedzieć? Co wy mnie śledzicie czy coś? Skąd wyźcie się tutaj wzięli? - zapytała. Może faktycznie zbieg okoliczności, przecież to też występuję, prawda? I mówią, że to jest bardzo częste zjawisko. Joshue kojarzyła z Hogwartu był od niej starszy, ale jednak pamiętała go, puchonka miała naprawdę dobrą pamięć wzrokową, więc nie było mowy, ażeby go nie znała przynajmniej z widzenia. Podziwiała go, otworzył własną restaurację? Czy tylko tutaj pracował? Była tym zaciekawiona, ale czy reszta będzie o tym wiedzieć? - Hej... - mruknęła do Williama chociaż jego najsłabiej z nich wszystkich zna, mimo iż również należał do pucholandu jednak nie mieli okazji jakoś bliżej się poznać. - Sunny mogę wiedzieć co się tutaj dzieje? - zapytała spokojnie swojej przyjaciółki, no chciała wiedzieć czy aby tutaj nikomu nie przeszkadza, bo jak będą chcieli to ona opuści to pomieszczenie i pójdzie sobie do innego.
Kolejny z dni zapowiadał się inaczej niż zwykle. Nie będzie musiał błąkać się bez celu i zastanawiać się co robi Oph. Nie będzie bez sensu palił papierosów i zastanawiał się czy akurat dziś jest dobry dzień na napicie się whisky. Zazwyczaj też zastanawiał się czy pójdzie na zajęcia. Ostatnio nic mu się nie chciało. Żył w lekkim letargu, ale jakoś nie przeszkadzało mu to zbytnio. Ale akurat dzisiaj miał plany. Można było powiedzieć, że całkiem poważne plany. W końcu dla Benja praca to była nowość. Pewne zobowiązanie, które było jednym z pierwszych kroków do dorosłości. Pomijał fakt posiadania mieszkania w Hogsmeade. To nie było na poważnie. Ciągle tam robił syf i impreza goniła imprezę. Co z tego, ze samotne imprezy? Przecież tak się można było bardzo fajnie bawić. Hogs Cafe w którym został jakiś czas temu zatrudniony było fajnym miejscem. Mógł w końcu połączyć swoje zainteresowanie do picia alkoholu z pracą. Oczywiście jak nikt nie widział. W ostatnim czasie został barmanem w wiosce Hogsmeade. Wydawało mu się, że to pierwszorzędna praca, która dostarczy mu samej rozrywki. Niestety zdarzały się dni, kiedy tej rozrywki nie było w ogóle. Ale dzisiaj czuł, że będzie dobry dzień. Od samego początku się na to zapowiadało. W końcu wstał z uśmiechem na ustach i planem na siebie. To było.. dziwne. Hogs Cafe akurat było już odwiedzone przez kilka osób gdy wszedł do środka. Niechętnie rozejrzał się po sali, ale uznał, że to żaden problem. W końcu zawsze jest sposób na poprawę humoru. Szybko przeszedł na zaplecze i przebrał się w ciemną koszule z którą nie rozstawał się w czasie pracy. Można powiedzieć, że to był taki jego symbol, którego starał się nie opuszczać. Po krótkiej chwili wyszedł stamtąd i udał się do baru. Lokale zza drugiej strony baru wyglądały zupełnie inaczej. - Cześć Joshua, jak tam zmiana? - zapytał i podszedł do jednej półek z sokami i nalał sobie pół szklanki jakiegoś specjału, którego nawet nie sprawdzał. Upił dwa łyki i rozejrzał się po sali czekając, aż ktoś w końcu do niego podejdzie, żeby złożyć zamówienie.
Ostatnio zmieniony przez Benj Potocky dnia Pon 14 Gru 2015 - 23:25, w całości zmieniany 1 raz
Westchnęła cicho słysząc, że już wczoraj rozmawiali na ten temat. Okej, koniec. Koniec rozmowy o tym co działo się dnia poprzedniego. W tym też momencie do lokalu weszła jakaś dziewczyna. Joshua popędził za bar, więc Amy leniwie powlokła się za nim, sadowiąc się wreszcie przy barze obok @Astoria Alicia Malfoy . Kiedy nieznajoma w końcu się odezwała a jej ukochany postawił przed nimi dwa szoty, Gryfonka uśmiechnęła się pod nosem i lekko pokręciła głową. - Cóż wygląda na to, że jednak się napijesz. - Rzuciła posyłając jej łobuzerski uśmiech. Chwyciła kieliszek, nim jednak zdążyła spróbować tej mieszanki do baru weszli następni ludzie. Odwróciła się, żeby sprawdzić kto to i... uśmiech od razu zszedł z jej twarzy. Tutaj, w Hogs, stał nie kto inny jak @Cole Harris . Chyba był ostatnią osobą którą chciała teraz widzieć. - Ktoś tam na górze wyraźnie robi mi na złość... - Jęknęła sama do siebie, tak cicho że raczej nikt nie był w stanie tego usłyszeć. Oni dwoje w jednym barze? To nie mogło się dobrze skończyć. W końcu jej wzrok napotkał jego, jednak nie dała mu szansy na jakiekolwiek słowo odwracając się z powrotem w stronę baru, po czym sprawnie opróżniła swój kieliszek. - Zmieniłam zdanie, możesz nalać mi coś mocniejszego. - Rzuciła w stronę Joshuy. Wstręt do alkoholu zniknął niemal błyskawicznie. Ba! Coś czuła, że będzie on wręcz niezbędny... Niezbędny, żeby przeżyć najbliższe godziny w towarzystwie swojej ex miłości.
Ostatnio zmieniony przez Amalyn Vantarri dnia Wto 15 Gru 2015 - 0:49, w całości zmieniany 1 raz
Na początku William myślał, że Sunny i Juliette ciągną go na małe popicie w trójkę, ale potem szybko okazało się, że chyba była planowana grubsza akcja. W pierwszej chwili miał ochotę stamtąd po prostu wyjść i olać całe to towarzystwo, ale ostatecznie nogi odmówiły mu posłuszeństwa. A może po prostu zżerała go taka ciekawość, że jednak wolał zostać? W każdym razie nie odzywał się, bo nie ogarniał kto należy do tego całego zmówionego towarzystwa, kto ma tu własne interesy, a kto jest przypadkiem w Hogs Cafe. Póki się w tym temacie nie zorientuje to jego uzewnętrznianie emocji oraz aktywne uczestnictwo w popijawie jest wysoce niewskazane. Z drugiej jednak strony jakaś magiczna siła, jakby mało było magii w tym dzielnym Puchonie, kazała mu zrobić coś, co rozruszałoby to całe tałatajstwo. Poszedł więc zamówić kilka piw do stolika, przy którym siedzieli, choć szczerze powiedziawszy piwo to nie alkohol. No ale procenty trzeba zwiększać, a nie zmniejszać, więc dobrze się stało, że tak zaczął, a nie od wódki i potem alkohol o mniejsze zawartości procentów. Cała ekipa podeszła do baru. - Sześć piw poproszę. A potem butelkę jakiejś dobrej wódki. – zwrócił się do barmana, którym był Benj Potocky, oczywiście uiszczając mu odpowiednią opłatę pieniężną. Na pierwszy rzut oka dziwny koleś, ale nigdy z nim nie rozmawiał, więc nie chciał oceniać go po pierwszym wrażeniu. - Trzymajcie. – dał im po dwa piwa i był ciekaw reakcji. - A może jakiś toast? – zapytał się swoich towarzyszek. - Ktoś jeszcze pije z nami? – krzyknął na całe Hogs Cafe.
Ostatnio zmieniony przez William Blake dnia Pon 14 Gru 2015 - 23:52, w całości zmieniany 4 razy
Pustka. Ten stan od paru dni wciąż ją wypełniał. I nie było to winą zmiennej, szarawej pogody, ani coraz prędzej zbliżających się OWUTEMÓW. To coś powstało nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak, lecz nie chciało jej opuścić. Znowu w tej wielkiej szkole pogubiła znajomych, przyjaciół, chłopaka... To uczucie jednak zaczęło męczyć młodą Lunę, więc z własnej woli postanowiła udać się do Hogsmeade. Wiele osób polecało jej bar "Hogs Café". Postanowiła tam zajrzeć. Tylko z ciekawości... Chyba. Jednak coś tam w środku przekonywało ją, aby weszła. Z duszą na ramieniu popchnęła drzwi. Tłumek osób ją onieśmielił, więc usiadła w jak najdalszym kącie.
Ostatnio zmieniony przez Lunabelle Warris dnia Wto 15 Gru 2015 - 18:21, w całości zmieniany 1 raz
Kojarzyla Joshue z widzenia, ale nigdy z nim nie rozmawiala. Nawet nie wiedziala, ze to jego knajpka. Ngle @Juliette Scorpion i @Cole Harris wstali od stolu i mowiac cos w stylu "Musimy wyjsc porozmawiac."wyszli na zewnatrz. Bylo to zaskakujace, ale kto ich tam wie o co chodzilo. Nieco zdziwiona wstala od stolika i udala sie wraz z Adrienne i Williamem do baru. Usiedli na wysokich krzeslach. Sunny uwarznie obserwowala poczynania wlasciciela knajpki, ktory robil im drinki. Kiedy skonczyl uniosla kieliszek wraz z reszta siedzacych przy barze. -Oby Twoj interes coraz bardziej sie rozwijal. -powiedziala z delikatnym usmiechem na twarzy. Przysunela kieliszek do ust i umoczyla w alkoholu rozowe usteczka. To co przyrządzil Joshua bylo calkiem smaczne, musiala to przyznac. -Calkiem niezle. -dodala po krotkiej chwili i puscila do niego perskie oczko. @Joshua Mistaen przystojny, uroczy i robil swietne drinki. Czego wiecej potrzeba kobiecie procz takiwgo mężczyzny? Ta, ktora skradla jego serce byla ogromna szczesciara. Slyszac slowa @Adrienne Lorrain puchonka zwrocila sie w jej strone. -Aduś skarbie nic sie nie dzieje. Nie mozemy sie razem napic?-spytala z usmiechem na twarzy delikatnie unoszac brew ku gorze. O co jej chodzilo? Przeciez Adrienne byla jej przyjaciółka i dobrze wiedziala o tym, ze Sunny lubila sobie wyskoczyc na jakies piwo czy drinka. Wiec dlaczego pytala co sie tu dzieje? Sunny tego kompletnie nie rozumiala. Juliette i Cole nadal nie wrcali wiec Sunny postanowila o nich nie wspominac ani nawet nie myslec. No bo niby przyszli tu razem i powinni razem wyjsc, a Cole i Julia mieli jeszcze przed nimi jakies sekrety..to juz w ogole bylo nie do pomyslenia. No, ale co ona miala do gadania? Przeciez to tylko Sunny..tylko Sunny. Po chwili oczy brunetki zwrocily sie w strone @William Blake. Poslala mu delikatny usmiech po czym odgarnela kasztanowy kosmyk wlosowz policzka i wetknela go za ucho. -A wiec Will, dobrze sie bawisz? Moze brakuje Ci paplaniny i kokietowania Julki? -spytala rozbawiona chichoczac cichutko. Na prawde zachowanie Juliette co do Williama bylo bardzo zabawne. Gdy ten zamowil alkohol usmiechnela sie szeroko i rozejrz po knajpce. A noz moze znaj sie ktos chetny do pia.
Czemu ostatnio tak często wychodziła z domu? Była zmęczona. Zmęczona słuchaniem przeprosin, zmęczona wybaczaniem. Zmęczona myśleniem o cudzych problemach i ignorowaniem własnych. Wszystkich trzymała na dystans, zwłaszcza Leosia, w związku z czym miała lekkie wyrzuty sumienia, ale wierzyła, że tak będzie lepiej. Nie chciała znów się sparzyć. Po tak długiej rozłące bała się zbytnio do niego zbliżyć, bo za każdym poprzednim razem to wszystko psuło. Teraz wolała poświęcić chwilę temu, co kłębiło się w jej głowie, a kłębiły się zwłaszcza wątpliwości... Wciąż pamiętała, jak Benj przywoływał jej wspomnienia, jak mu zaufała. Czemu właściwie coś między nimi nie zagrało? Chyba po prostu czuła to przywiązanie do Leosia. Nie umiała o nim zapomnieć. Po co tu przyszła? Myśli pchnęły ją w prawo, gdy szła ulicą, bo chyba bardzo chciały skupić się dziś na pewnym Krukonie. Gdy już zdjęła płaszcz i wygładziła materiał jasnoniebieskiej sukienki, zajęła miejsce przy barze, bo w końcu nic nie dzieje się przypadkiem. - Zaproponuj mi coś, Potocky, tylko może nie seks - i nie, nie kręciła przy tym kosmykiem jasnych włosów ani nie poprawiała ramiączka od stanika. Była kompletnie obojętna. To wszystko było jej obojętne.
Jedyną osobą, której nie spodziewałby się, że go odwiedzi była jego była lub niedoszła koleżanka o imieniu i nazwisku Voice Cheney. W sumie mieli trochę przyjemnych wspomnień. Trochę nagości i wspólnych pocałunków. Ale co z tego, skoro to była przeszłość? Nie myślał teraz o niej w tych samych kategoriach. Dlaczego? Pewnie dlatego, że był trzeźwy. Cóz, wszystko wtedy inaczej wygląda. Poza tym w sumie nawet jak pił to o niej nie myślał. Trochę czasu w końcu już minęło. Jej widok nie poruszył go w dużym stopniu. Może lekko uśmiechnął się w myślach na wspólne wspomnienia, ale nie było to nic specjalnego. - Już miałem nadzieję, że mnie stąd wyrwiesz. Mimo tego, że w pracy jestem od dosłownie kilku chwil. Przypadek? - zapytał śmiejac się z tego jak to możliwe, że akurat gdy on zaczynał zmianę, ona akurat wtedy weszła do lokalu. Los bywa chytry i nieprzewidywalny. I w pewien sposób zabawny. Rozejrzał się dookoła i uznał, że nawet nie pamięta co Voice tak naprawdę lubi. Cóż, pewnie standardowo ognistą. - Prosze Cię bardzo, jak się szybko nawalisz to wszystko idzie na mój koszt. - dopowiedział nalewając do szklanki z lodem potrójną ilość whisky. Cóż, stać go na to było, więc czemu nie miał okazać gestu? Najwyżej skończy się tak, ze zacznie mu biedolić jak jej to nie jest źle.
Los to najlepszy komediopisarz i często to udowadnia, na przykład znów stawiając Benja na drodze Voice, albo Voice na drodze Benja, co w efekcie końcowym i tak nie ma znaczenia. Jak to jest, że wszędzie widzisz swoich byłych? W sumie jeśli nie byłych, to przyszłych i nie, nie chłopaków; znacznie prędzej kochanków, którzy już nie mieścili się w obszarze zainteresowania panny Cheney. Ona wolała czegoś na poważnie. Czegoś, co będzie trwałe, jak na przykład kiedyś jej przyjaźń z Benjem, która musiała się zakończyć, zanim zdążyła na dobre przerodzić się w coś, czego nie chcieli. Nie chcieli ograniczeń. Słyszała, że znalazł dziewczynę, i że była ładna. Czy to jakoś wpłynęło na jej życie? Absolutnie nie. Słyszała też, że dostał pracę, ale nie wiedziała, że tu, co w sumie też nie wpłynęło na jej życie, ale teoretycznie jeszcze mogło. - Przypadek - bo gdyby nie, to wskazywałoby to na przeznaczenie, a Voice, Benj i przeznaczenie... Fajny materiał na film. Tani film. Tani film klasy B. Podobno nawet takie mają jakąś wartość. - W takim razie już jestem nawalona - uśmiechnęła się lekko. Spokojnie mogłaby zapłacić każdą cenę, ale skoro składał propozycję... Dżentelmenom się nie odmawia. Widział tu gdzieś ktoś dżentelmena?
Niektórzy mówią, że nieważne ilu przeżyliśmy w życiu zmartwień i bólu. Nie liczy się też to ile szczęścia dają nam proste czynności. Bagatelizują też osiągnięcia i sukcesy. Bo wszystko sprowadza się do jednego. Każdy dokonany czyn, każdy popełniony błąd i każda chwila rozterki prowadzi nas w określone miejsce. Ludzie wierzący w przeznaczenie zdają sobie sprawę, że mimo tego co nas spotyka, wszystko jest zaplanowane tak, by na samym końcu dotrzeć w określone miejsce w określonym czasie. I nieważne jak się zachowasz po drodze. Podświadomość wie, że te wszystkie rzeczy składają się w jedną całość gdy tylko znajdziesz się w tym momencie. Voice była jednym z momentów w jego życiu, który miło wspominał. Była też złym wspomnieniem. Można ją było opisać jako osobę, która wywołała w Benju każde z uczuć. Złość, radość, szczęście, gniew, pożądanie i miłość. Wykorzystała wszystko co możliwe i dała mu wszystko co mogła. Dała mu pamięć o sobie. Wiele razy śmiali się razem, wiele razy kłócili się ze sobą. Wszystko po to, by na sam koniec określić to jako grę na zero. Skończyli bez złości, bez winy. Wycisnęli z siebie tyle ile mogli i musieli rozdzielić swoje drogi. Nieważne dokąd prowadziły. Jak widać nie było im nigdy pisane stworzenie czegokolwiek większego. - Może zabrzmię głupio, ale nie wierze w przypadki, wiesz? - zaśmiał się cicho. Broń Merlinie, nie żywił jakiejkolwiek nadziei. Przecież był szczęśliwy. Ale czuł, że to coś znaczy. Może po prostu powinien przemyśleć kilka rzeczy. Może los dawał mu szansę na zmianę. Gdybać można było bardzo długo. Liczyło się tylko to, jak wykorzysta prezent. - Zawsze jak jesteś nawalona masz ochotę na seks. A to już wykluczyliśmy. Co dzisiaj mi sprezentujesz w stanie upojenia, kochana? - zapytał uśmiechnięty Benj i patrząc czy Josh na niego nie patrzy nalał sobie trochę whisky do szklanki i zbił szkło z naczyniem Voice. - Zdrowie. - powiedział i przechylił zawartość do gardła.
Pomimo głośnego pytania na cały bar nikt nie był na tyle odważny żeby odpowiedzieć Williamowi, przysiąść się do niego i wypić z jakiejkolwiek okazji. A Blake nie chciał pić sam, gdyż samotne picie prowadzi do alkoholizmu. Dlatego tak ważne jest żeby mieć jakąś osobę towarzyszącą, kompana do picia, żeby samemu w tym trudnym okresie, jakim jest spożywanie napoju wysokoprocentowego. Na razie miał tylko swoje dwie towarzyszki, a właściwie jedną przy sobie, czyli Sunny. Apropo tej Puchonki… Wyrwała go z jakiegoś snu czy zamyślenia. - Wiesz, na razie to piję, to co mam się bawić? – zaśmiał się. - Nie, nie brakuje mi jej. – odpowiedział stanowczo spoglądając w podłogę. I mówił to całkowicie szczerze, mimo że mina na to nie wskazywała jednoznacznie. - Jej zachowanie było bardzo dziwne. Jeśli jej wpadłem w oko to niech w inny sposób się za to zabierze, bo trochę to niewskazane, to co robiła. – wzruszył ramionami i upił łyk piwa. Miało dobry smak, choć nie było jakoś specjalnie dobrze uwarzone. W każdym razie takie miał wrażenie… - Więc jakbyś mogła na przyszły raz ogarnąć swoją przyjaciółkę to byłbym wdzięczny. – i uniósł kufel piwa do góry w geście, którym chciał pokazać, że pije za nią tost. Następnie upił kilka łyków i odstawił kufel piwa na swoje miejsce. Spojrzał w kierunku Juliette. - Ona tak zawsze? – zapytał Sunny odnośnie jej koleżanki. - A jaka Ty jesteś, co? – zapytał nagle. - Opowiedz mi coś o sobie. - patrzył się w tym momencie na Puchonkę.
Wywrocila teatralnie oczyma I westchnela cichutko. William by bardzo mila osobka. -Will prosze Cie..nie mow tak o niej. To moja przyjaciolka. Ona po prostu tak sie droczyla z Toba. Nie zlosc sie na nia.-powiedziala spokojnie z cichutkim westchnieniem. Mowila prawde, Julia po prostu sie droczyla. Nie miala zamiaru posowac sie dalej. -Nie posunie sie dalej. Daj jej druga szanse.-dodala po krotkiej chwili. Wziela piwo, ktore zamowil William. Upila malutki lyczek piwa I spojrzala na swojego towarzysza. Miala nadzieje, ze Will zmieni zdanie na temat Juliette. Nadzieje mogla miec.. westchnela cichutko slyszac jego kolejne slowa. -Jaka ja jestem? Na pewno nie jestem zla. -odpowiedziala spokojnie I zagryzla delikatnie zabkami dolna warge. -Nie wiem co mam Ci powiedziec. Na ogol jestem mila, spokojna I opanowana. -dodala po krotkiej chwili. Nie bardzo wiedziala co ma mu o sobie opowiedziec. Musial by ja lepiej poznac.
William tylko pokręcił głową, bo nie zgadzał się wcale z tym, co mówiła Sunny na temat swojej przyjaciółki. Zachowanie Juliette nie bardzo mu się podobało, ale nie chciał o tym głośno mówić żeby nikogo nie urazić. Ale czasami jest coś silniejszego od niego, co nie pozwala mu, aby to, co go gryzie siedziało gdzieś tam w środku i się kumulowało. Lepiej czasami uzewnętrznić swoje uczucia, aby było chociaż trochę lżej. - To wszystko zależy od niej. – powiedział wzruszając ramionami, a upijając łyk piwa myślami gdzieś w dal odpłynął. Zastanawiał się gdzie też może się podziewać jego ukochana dziewczyna – Luna Warris. Gdyby zobaczyła jak Juliette skacze z tyłkiem koło niego to nie byłaby zbyt przyjemna sytuacja. Ten związek mógłby zakończyć się tak szybko jak też szybko się rozpoczął i czar miłości by po prostu prysnął. - Ach tak? – otrząsnął się z rozmyślań. - To dobrze. Dobrze wiedzieć, że mam do czynienia z pozytywną postacią w tej szkole. Im więcej takich osób by było, tym lepiej dla świata. – znów uniósł kufel piwa w geście toastu. - Żeby nie było.. to nie była ironia. – szybko dodał żeby Sunny czasami źle nie zrozumiała jego ostatniej wypowiedzi. Nie chciał mieć jej za wroga, nawet pomimo jej uprzedzeń, że jest miłą, spokojną i opanowaną dziewczyną. - To całkiem dobre miejsce na popijawę. Nieprawdaż? – kręcił bez emocji kuflem przy barze uważając jednocześnie by nie rozlać trunku czy stłuc kufla. - Szkoda, że jak skończę szkołę to już tutaj raczej nie zajrzę. – westchnął. - Swoją drogą, wiesz, że ja rzadko piję? – spojrzał na Sunny.
Siedziała znudzona, wpatrując się w najnowszy numer "Proroka Codziennego". Myślała, że będzie tu ktoś, kogo zna, że w końcu otworzy do kogoś usta, zagada... A tu nic. Cisza i spokój. Już miała wychodzić, kiedy rzuciła jej się w oczy, znajoma, ciemna czupryna. Z walącym sercem, krok po kroku, zbliżała się do stolika. A co, jeśli robi coś nie tak? Może powinna po prostu wyjść? Nie! Wdech, wydech. To wystarczy. Przy okazji policzyła do dziesięciu. Serce wciąż jej waliło. Odchrząknęła. - Hej, mogę się dosiąść? - uśmiechnęła się blado, a jej twarz była na zmianę blada i czerwona. Nerwy.
Wysluchala Williams z uwaga I westchnela cichutko. Wiedziala, ze chlopak byl uprzedzony do Juliette przez jej zachowanie. Bolalo ja to troszeczke, w koncu chodzilo o jej przyjaciolke. Moze po prostu powinni zmienic temat. W koncu byli w barze. Powinni porozmawiac o czyms normalnym. -Sluchaj, moze po prostu skonczmy ten temat. -powiedziala spokojnie. Ponownie westchnela cichutko I spojrzala na Williama. Kiedy powiedzial o tym, ze gdyby w szkole bylo wiecej milych ludzi bylo by lepiej. Zasmiala sie cichutko. -Gdyby wszyscy byli mili bylo by nudno.-stwierdzila usmiechajac sie delikatnie. No bo co by sie moglo dziac w szkole, w ktorej wszyscy byli by dla siebie mili I uprzejmi? Westchnela cichutko I upila maly lyk piwa. -Bardzo tu przyjemnie. Moze bede tu czesciej wpadac. -odpowiedziala I usmiechnela sie do niego. -Oj Will, dlaczego tak mowisz? Moze zacznij pic wiecej.-zmruzyla delikatnie powieki mowiac te slow a. Nagle podeszla do nich jakas dziewczyna. Sunny spojrzala na nia I usmiechnela sie delikatnie. -Czesc. Siadaj.-odpowiedziala jej nie przestajac sie usmiechac.