Miejsce, jakiego w Hogsmaede nie było! Tylko tutaj, dostaniesz dobrą kawę - najlepszą w mieście - posmakujesz nowych, pysznych alkoholi, porozmawiasz, poczytasz gazetę, książkę, spotkasz ze znajomymi! Przybywaj! Hogs Cafe jest bowiem czynne całą dobę!
Ostatnio zmieniony przez Joshua Mistaen dnia 8/12/2015, 21:45, w całości zmieniany 1 raz
/Wybaczcie za opóźnienie, ale kilka spraw mnie wczoraj i dziś przytuliło za mocno. :orly:
Chyba nikt nie lubi kolekcjonować sobie wrogów, choć wolę nie wypowiadać się za każdego, różni ludzie mają różne preferencje, przynajmniej sam Jake na chwilę obecną raczej nie starał się gromadzić wokół siebie nieprzyjaciół, wydaje się to być takie oczywiste, że skoro kogoś nie lubimy, to nie chcemy, aby występował w naszej rzeczywistości, a więc trudno z własnej woli zapraszać do siebie takie osoby. Nie utożsamiał Li z postacią, która ewentualnie za jakiś czas mogłaby stać się jego najgorszym rywalem, w innym wypadku prawdopodobnie nawet nie chciałby do niej zagadać, chociaż... Zauroczenia zwykle są niewinne, prawda? A tam, głupoty. Zdecydowanie nie powinien zbyt wiele czasu poświęcać na myślenie, bo - jak zresztą widać - im dalej w las, tym więcej drzew, o niebo lepiej egzystować w takim swoim, małym ciemnogrodzie, w którym nie ma potrzeby nadmiernego używania mózgu przy planowaniu przyszłości, lepiej postawić na spontan! W końcu wszystko zależy od losu, jeśli pisana jest im sroga kłótnia, w rezultacie której przestaną ze sobą rozmawiać, to i tak prędzej czy później nadejdzie i raczej nie będzie przed tym żadnej ucieczki. - Zate... - mruknął zadowolony z faktu, iż spędzą trochę czasu razem, zdala od spojrzeń osób trzecich, może gdzieś w parkowym zaciszu, jednak słowa nie dokończył, bowiem myśl przewodnia przerwana została niesamowitym, choćby w odniesieniu do lokalu, wejściem. Jake nieco rozbawiony tym widokiem szeroko się uśmiechnął, przecież nie zawsze ma się okazję do obserwowania tego typu zjawisk, pomijając klasy lekcyjne, gdzie do ów widoku można przywyknąć. Przez chwilę tak się zamyślił, że nawet nie dostrzegł, w którym momencie nieznajomy jegomość podszedł do dwójki i bardzo serdecznie przywitał się z Li. W sensie, że od kiedy miała obowiązywać ich umowa? Nie chcąc pozostać gołosłownym, nie zwrócił większej uwagi na drobną pieszczotę, jaka zaistniała między obojgiem. Ot, chyba odnalazła się nam zguba - pomyślał i z lekko opóźnionym zapłonem, zaraz po przedstawieniu przez Li, wystawił prawą dłoń w kierunku Alexisa. - Jake, miło Cię poznać. - odparł, przyjaźnie uśmiechając się w stronę spóźnialskiego. Na uśmiech silić się nie musiał, wszak należał do grona życzliwych osób, stąd też wydawać by się mogło, iż był on jak najbardziej szczery. - Wiecie, Wy byliście umówieni, ja występuje tutaj gościnnie. - zaśmiał się, reagując w ten sposób na znaczące spojrzenie Li, które ewidentnie oczekiwało jakiegoś odzewu. Trochę byłoby mu głupio, gdyby Alexis zdecydował się opuścić lokal, poniekąd Jake wtrącił się im spotkanie, które zresztą być może mieli w planach od dawna, zatem w pewien sposób skradłby im odrobinę wolnego czasu. Chłopak w gruncie rzeczy z Puchonką pomówił o wszystkim, co leżało mu na sercu, a więc ze spokojnym sumieniem mógłby wyjść z kawiarni, potem oczywiście wysyłając jej sowę z jakimś zaproszeniem gdzieś. - A może właśnie zainicjował możliwość drugiego spotkania w niedługim czasie? - powiedział żartobliwie, siląc się przy tym na najbardziej dyplomatyczną odpowiedź, jaka w tym momencie wpadła mu do łba.
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
/ Nic się nie stało! C; Ja też dopiero wzięłam się za pisanie późnym wieczorem, bo wcześniej leń okropny mnie dopadł i o. :lol2:
Jeśli Jake jest równie ważną osobą dla Li, naprawdę nie chciałby wdawać się z nim w jakieś bezsensowne sprzeczki. Wolał być w pozytywnych stosunkach z jej znajomymi, bo dziwnie by się z tym czuł, gdyby był z kimkolwiek na wojennej ścieżce. I jeśliby coś faktycznie poczuł do Li, a ona wybrałaby kogoś innego, na przykład właśnie Prescott'a.. szczególnie gdyby mu bardziej na niej zależało, pozwoliłby jej odejść. W takim ustawieniu przede wszystkim chodziłoby o jej szczęście, nawet jeśli wówczas sam czułby wewnętrzne katusze i ból, bo tak to poniekąd działa. Uczucia wyższe to serio poważne sprawy, i często wręcz kłopotliwe.. czasem ciężko je ogarnąć i jakoś okiełznać, bo bywają kapryśne. Poza tym wciąż miał Comę i tu również pojawia się problem.. Jak zacznie być rozdarty między jednym a drugim, to dopiero będzie przewalone! A małymi kroczkami wszystko do tego zmierza.. Wiadomo, że raczej by nie poszedł dalej, bo byłoby to głupie - nie po to się tak trudził, by odpuścić po długiej walce z natrętnymi ludźmi po drodze. Poza tym zależało mu, by dotrzeć jakoś na miejsce, pomimo tego olbrzymiego spóźnienia.. zresztą nie potrafiłby tak całkowicie olać kogoś tak dla niego ważnego. Najwyżej zostałby odesłany z kwitkiem, ale przynajmniej się pokazał, nie? A to zawsze coś. Jednak ku jemu uldze tak się nie stało. Nie został odtrącony, ani nic z tych rzeczy. Nieważne, że zdążyła w tym czasie znaleźć sobie innego towarzysza do rozmów.. a może to i lepiej, że tak się stało koniec końców..? Gdyby nie Jake, mogłaby się wcześniej ulotnić i już w ogóle byłoby przekichane, a tak.. można uznać, iż ją przetrzymał, a on wkroczył do akcji w ostatniej chwili, ale się udało! Tak czy siak.. Blackwood rzeczywiście by sobie odpuścił, gdyby tego właśnie sobie Li zażyczyła. Aczkolwiek nic na ten temat nie powiedziała, więc nie wpadłoby mu kompletnie do głowy, że wolałaby zostać ze swym znajomym sam na sam. W innym wypadku chyba dałaby mu to jasno do zrozumienia, prawda..? Niby sam fakt, że spędzała już czas z kimś innym powinien być wystarczającą sugestią, ale nie dla niego.. on woli usłyszeć coś wprost. A tak zwyczajnie uznaje, że istnieje jakiś cień szansy na powodzenie. On tak łatwo się nie poddaje, stąd takie a nie inne podejście z jego strony. Sam z tego wszystkiego zachichotał, bo trzeba przyznać, iż sytuacja w jakiej się znaleźli prezentowała się dość.. komicznie. Nie widział więc powodu, by być dla tego chłopaka wrednym, skoro on sam był wobec niego w porządku. Dopiero gdyby zaczął na niego fukać, wówczas nie pozostawałby mu dłużnym, i odwdzięczył pięknym za nadobne. Lecz jeśli ktoś jest dla niego miły, on również taki jest. Naturalnie uścisnął jego dłoń bez żadnych zgryźliwości, wyginając usta w przyjemnym dla oka uśmiechu. - Alexis. Mnie również. - przyznał szczerze, będąc totalnie rozluźnionym. I wcale nie czuł się przy nim w żaden sposób zagrożony.. Ogólnie rzecz biorąc lubił poznawać nowych ludzi, bo przecież jak się postara, potrafi być bardzo towarzyski! Może jeszcze się okaże, że wyjdzie z tego jakaś przyjaźń, żeby było śmieszniej..? Kto wie! Niczego nie da się wykluczyć. - Domyślam się.. ale widocznie los nie ukarał mnie aż tak i pozwolił mi cię tu zastać.. Jakoś ci to wynagrodzę, obiecuję.. - pomimo trochę nerwowej atmosfery, starał się obrać wszystko w żart, albo chociaż brzmieć na tyle kojąco, by każdy z nich mógł poczuć się lżej. Przysiadł się bez wahania na krzesełku obok nich, i choć wcześniej miał ochotę na kawę, to w tym momencie takie piwo kremowe zdaje się być znacznie lepszą opcją. Zdecydowanie. - Poniekąd tak.. ale to ja nawaliłem i nie zdziwiłbym się, gdybym został w jakiś sposób ukarany. Miałeś prawo, że tak powiem przejąć pałeczkę. - ciągnął, starając się utrzymać ten żartobliwy ton, lecz nie miał pojęcia, czy mu to w ogóle wyszło. Gdyby mu ktoś kazał, owszem, opuściłby lokal, niemniej oboje chętnie go ostatecznie przyjęli.. nie widział w tym najmniejszego sensu, dlatego Jake nie będzie musiał czuć się głupio! Roześmiał się, usłyszawszy kolejne słowa Li. - Niekoniecznie. Ewentualnie powstanie z tego jakiś trójkąt! - sam nie miał pojęcia, co go skłoniło, by tak palnąć, ale tak jakoś mu się nasunęło na język, czego jednocześnie nie mówił przecież na serio - taki tam żarcik, którego miał nadzieję nie odbiorą źle. Na dokładkę było mu bardzo wesoło, co tylko mocniej go nakręcało i takie skutki. To, czy chłopaki znajdą tematy do rozmów - zobaczymy. W istocie różnie się to może potoczyć! - Chcecie coś zamówić? Ja stawiam! - zagaił przyjaznym dla ucha głosem z tą swoją charakterystyczną chrypką, chcąc rozpocząć rekompensatę za swoją dzisiejszą wtopę. Poza tym sporo kasy miał, to nie widział przeciwwskazań, żeby kupić jakiś napój zarówno sobie, jak Li i Jake'owi.
Oby dwoje byliśmy szczęśliwi że nieco czasu spędzimy razem, ale niestety, Alex pokrzyżował im plany. Jedynie miałam nadzieję, że chłopaki jakoś nie przypadną sobie do gustu. Nie miałam zamiaru być wtedy między młotem a kowadłem, lepiej żeby się nie znali i już. A jak zaczną się spotykać, polubieją się, a nie daj Boże zaprzyjaźniona to deski i gwoździe i róbcie mi trumne. Naprawdę tego sobie nie wyobrażałam w najgorszych snach. Na pewno będę się starała robić tak, ażeby nie mieli ze sobą kontaktu, a nawet żeby nieco się nie polubili. Tak będzie lepiej dla wszystkich, a dla mnie z pewnością najwygodniej. Właśnie na takie zachowanie liczyła ze strony Jake'a jak i Alexa. Żeby nie wpadli sobie do gardeł z niewiadomych przyczyn. Oby tylko Jake nie zaczął mówić mi jakieś słodkich słówek w jego obecności. Ale... Czy Alexa to wzruszy? Przecież nie mają sobie nic do zarzucenia, a ja nic mu nie obiecywałam, więc co? Hulaj dusza. A najwyżej później jakoś będę się zastanawiać jak to ładnie rozegrać. Może poszuka kogoś kto ma jakieś doświadczenie w takich sprawach, ale kto? Nikogo takiego nie znała... Jej przyjaciółki raczej nie lgają do chłopców, a zwłascza do kilku będę musiała sama sobie jakoś poradzić. Bywały gorsze rzeczy, tak? A najwyżej przecież miałam różdżkę to też jakaś ewentualność. Owszem Jake wtrącił się w to całe spotkanie, ale gdyby nie on Alexis mógłby szukać wiatru w polu. Na pewno by mnie tutaj już nie było. Sama nie zamierzałam siedzieć i czekać jak głupia. Poza tym ja nie lubiłam spóźnialskich. Co prawda nie miałam w zamiarze na kogoś się przez to gniewać, ale jednak nie lubiłam takiego zachowania. Ale to właśnie Alex. Na niego za bardzo nie potrafiłam się gniewać, gdyby zrobił to ktoś ze zwykłych znajomych czy nawet przyjaciół mogłabym się nieco wkurzyć, ale na niego się zwyczajnie nie da. - Przestań gadać głupoty Jake... - mruknęłam do niego nieco z zażenowaniem. Kto pierwszy ten lepszy, tak? Alex może teraz jedynie żałować, bo to on miał siedzieć na miejscu Jake'a i umawiać się ze mną na romantyczny spacer, a że Jake miał na tyle szczęścia iż znalazł się tutaj całkowicie przypadkiem to już zasługa tylko i wyłącznie jego samego. - Jake, nigdzie nie idziesz. Chce jeszcze z Tobą wypić piwo kremowe czy jakie tutaj podają... - chciałam go jak najdłużej przytrzymać przy sobie. Kto wie gdzie on pójdzie i do kogo i kiedy w najbliższym czasie będzie mógł się ze mną spotkać. Poza tym przecież obiecywał, że zostanie z nią tak? Przejąć pałeczkę? Cholera... Jak to brzmi. Ehh.. Miałam nadzieję, że to wszystko zakońzy się jako zwykłe towarzyskie spotkanie przy kremowym piwie. Bałam się, w środku się okropnie bałam, że jeden czy drugi coś głupiego zrobi, albo powie... Mówić to jeszcze jeszcze, bo jednak są przyjaciółmi i mogli sobie słów, zwłaszcza miłych słów powiedzieć, tak? Gorzej było z czynami. Ale znając chłopaków to raczej nie wyjdzie z tego jakiś ambarans, poza tym najwyżej ich rozdzielę. - Pewnie Alex... - mruknęłam do niego przekrzywiając na niego głowę z lekkim grymasem. To powiedział kawał... To miało być śmieszne, czy nie? Szczerze powiedziawszy najlepiej by właśnie tak było. Wtedy miałabym ich dwóch od razu. Ale byłoby ciekawie... Ja sama i dwóch facetów. Przeniosłam z powrotem wzrok na Alexa, kiedy zaproponował, że stawia coś do picia. Całe szczęście, bo miałam ochotę na odrobinkę procentów. Jak nigdy, przyszłam tutaj to jednak tak nie było, a teraz? Teraz mogłabym wypić sama całą butelkę. - Pewnie Alex, piwo kremowe dla mnie czy coś z odrobinką procentów. - powiedziałam do niego i wypuściłam powietrze z ust. Sama nie wiedziałam jak odpowiednio prowadzić tę rozmowę, ażeby wszystko było w doskonałym porządku. Na pewno nie mogłam zostawić ich samych, bo jeszcze wpadną na jakiś genialny pomysł, a ja musiałam być z tym na bieżąco, musiałam ich kontrolować, ażebym sama na tym nie ucierpiała. Będzie to na pewno trudne spotkanie dla mnie, ale jak wyjdę to z pewnością odetchnę pełną piersią.
Z mocno bijącym sercem weszła do Hogs Cafe. Tak dawno nie widziała Des. Co miała jej powiedzieć? O czym rozmawiać? I co najważniejsze, czy powinna o spotkaniu powiedzieć Maxowi... O liście wiedział. Nie mogła ukrywać tego przed nim. Niby to z kim się spotyka powinno być jej indywidualną sprawą, ale tutaj chodziło o dziewczynę w której był zakochany. Czuł coś do niej. Milion myśli, a zero odpowiedzi. Z małą ekscytacją usiadła przy jednym stoliku, bliżej okna, i wypatrywała dziewczyny przez nie. Z zamówieniem postanowiła się wstrzymać do jej przybycia. Niby wiedziała co pije i co powinna zamówić, jednak nie miała pojęcia ile czasu będzie tutaj na nią czekała. Może w ogóle się nie pojawi , a list okaże się kiepskim dowcipem jakiegoś gryfona. Delikatnie obrywała płatki kwiatów z wazonu. Już spory stosik leżał na obrusie w czerwone maki. Dość dziwny widok. Zazwyczaj wszyscy zachwycają się takimi detalami, a ona z premedytacją je niszczyła. Miała nadzieję, że właściciel lokalu tego nie zauważy.
Nie było jej, ile? Kilka miesięcy? Sprawy rodzinne, się tłumaczyła. Ktoś tam zmarł, kimś tam trzeba było się zająć i tak chwilę jej zajął wyjazd do Cambridge. Miała tam być tylko dwa tygodnie i nikogo nie mogła za to winić. Co prawda to prawda, list mogła napisać. Czasu nie było, kolejna wymówka. Nie można jej jednak zarzucić, że zapomniała o Oriane. Każdego dnia o niej myślała i za nią tęskniła. Naprawdę ją kocha, jak siostrę. Podobnie z Maxem, chociaż była pewna, że on już zapomniał. Nie winiła go. Sama nigdy nie myślała o tym związku, jak o dłuższej przygodzie. Już dawno Destiny nie zależało tak na kimś, ale była przygotowana na takie zakończenie. Oczywiście to wszystko przez nią, ale nie zamierzała płakać. Na pewno nie będzie się wtrącać w jego życie. Jak go spotka to może pomacha na przywitanie, ale nic więcej. Co innego, jeśli on będzie chciał odnowić relację. Stanęła przed kawiarnią i wzięła głęboki oddech. Nawet nie wiedziała, czym się tak stresuje. Przecież to Ori! Otworzyła drzwi i rozejrzała się po pomieszczeniu. Tak naprawdę nigdy tu nie była, ale znała Josha i nie pierwszy raz robiłby jej kawę. Musiała przyznać, świetnie urządził to miejsce. Po dłuższej chwili zobaczyła Oriane, odrywającą płatki kwiatu. Zaśmiała się cicho i szybkim krokiem podeszła do stolika przy oknie. - Oriane!- powiedziała za głośno.-Tak strasznie tęskniłam!- przytuliła ją najmocniej jak potrafiła i usiadła po przeciwnej stronie stolika.-Opowiadaj! Dużo się wydarzyło? Jakieś nowe romanse? I o co chodziło z samotnym piciem? Na pewno wszystko dobrze?- zasypała ją pytaniami, nie dając jej dojść do głosu.
Pewnie dalej siedziałaby zamyślona patrząc przez okno i obserwując przechodzących ludzi zajętych własnymi sprawi. Pewnie dalej by tak było, gdyby nie znajomy głos który wyrwał ją z tego zamyślenia. Od razu po jego usłyszeniu poderwała się z miejsca i nim zrobiła jakikolwiek krok w stronę Des ona już trzymała ją w ramionach przytulając mocno. Nie zastanawiając się długo objęła ją i wtuliła się. Znajomy zapach dziewczyny odgonił całą niepewność którą czuła. Jednak nie mogły stać tak przez cały czas. Chciały w końcu pogadać, a nie przytulać i cześć. Usiadły na swoich miejscach i nim Oriane zdążyła otworzyć usta przyjaciółka zasypała ją pytaniami. Cała Des. Uśmiechnęła się do niej ciepło. - Jak zawsze, głodna informacji. - pokręciła głową pamiętając ich wcześniejsze rozmowy. - Może najpierw ty mi opowiedz co się działo u Ciebie. Czemu zniknęłaś bez słowa? - może nie powinna o to pytać teraz, ale nie mogła już wytrzymać. Chciała znać powód jej nieobecności właśnie teraz. - Nie napisałaś nawet listu. Martwiłam się o Ciebie. Każdy list który wysłałam Shadow przyniosła mi z powrotem. - ze smutkiem w oczach wpatrywała się w dziewczynę.
Destiny sama nie znała dokładnej przyczyny swojej nie obecności. Rodzina to rodzina i czasem trzeba dla nich trochę poświęcić. Ten wyjazd wydawał jej się wyjątkowo tajemniczy. Przez całą podróż jej brat słowem się nie odezwał, a reszta rodzeństwa zajmowała się sobą i o nic nie pytała. Jednak ciekawość zżerała ją od środka. Kai nie ujawnił żadnych szczegółów aż do przyjazdu do Cambridge. Okazało się, że to nic wielkiego. -Dziadek zmarł, więc na pogrzeb wypadało przyjechać- powiedziała krótko.- Nigdy nie byliśmy zżyciy. Tak naprawdę w ogóle byśmy się nie widywali, gdyby nie w święta- stwierdziła.-Co tu mówić? Babka Sharewood słynie z tego, że ma różne specyficzne zachcianki- Des nigdy jej nie lubiła. Zawsze coś sobie ubzdurała, albo coś jej nie pasowało.- Tym razem zażyczyła sobie, aby jej wnuki się nią zajęły. Kai myślał, że to tylko na jakiś czas. Jak my wszyscy z resztą!- powiedziała już zdenerwowana.- Kiedy się już spakowaliśmy, żeby wracać do Londynu, okazało się, że mamy z nią siedzieć aż do śmierci. Wiesz, "jej ostatnie chwile chce spędzić z rodziną" i te sprawy- zaśmiała się sarkastycznie.- Oczywiście nie życzyłam jej śmierci, ale naprawdę? Z tą kobietą było coś nie tak! Musieliśmy latać w okół niej jak jacyś służący! Wiesz, nas jest siódemka, ona jedna, a i tak nie było czasu odetchnąć- zrobiła przerwę, aby nabrać powietrza.- Wracając. Babcia Sharewood oficjalnie zmarła w zeszłym tygodniu i nareszcie byliśmy wolni!- zakończyła. Spojrzała na Oriane i nie mogła uwierzyć, że nareszcie ją widzi.-Naprawdę chciałam napisać. Parę razy nawet próbowałam! Jednak moja sówka odmawiała posłuszeństwa i dalej nie wiem czemu. Kiedy już wróciłam do Londynu, normalnie latała- zastanowiła się jeszcze raz nad przyczyną zachowania sowy, ale na nic nowego nie wpadła. -Dość już o mnie!- powiedziała podekscytowana.- Opowiadaj co się działo!
Słuchała każdego jej słowa mając szczerą nadzieję, że jej nieobecność nie była spowodowana czymś poważnym. Śmierć dziadka jednak zaliczała się do bardziej poważnych spraw niż mogła przypuszczać. Tym bardziej jak usłyszała o jej babci. Nie mogła sobie wyobrazić gorszej osoby. A, przepraszam! Była takowa - jej ojciec. Jednak nie sądziła aby był zdolny trzymać ją i jej brata w taki sposób przy sobie. Pewnie nawet nie chciałby ich widywać. Kręcąc głową i z irytacją, na jej kolejna słowa odnośnie zachcianek babci, stukała palcami w blat stołu. Co za podła kobieta. - Wredne babsko. Jak ona mogła was zmusić do czegoś takiego? To jest... Brak mi słów na jej zachowanie. - pokręciła głową po raz kolejny mając nadzieję, że może dzięki temu wpadnie jej do głowy jakiś pomysł czemu tak postępowała ta kobieta i czemu sówka Des nie chciała latać. Było to niespotykane zjawisko. Słysząc jednak jej chęć usłyszenia obecnego życia Rii w zamku przestała zastanawiać się nad tym. Spojrzała na przyjaciółkę i lekko spochmurniała. Nie widziała od czego ma zacząć swoją opowieść. Westchnęła ciężko i zaczęła powoli mówić. - Ojciec świruje w związku z moją osobą. Koniecznie chce abym wyszła za mąż i to za naszego Profesora od wróżbiarstwa. teraz jest on na jakimś zwolnieniu czy coś, ale nie mam zamiaru słuchać ojca. Mam inne plany. Zakochałam się. - na samo wspomnienie osoby bliskiej jej sercu uśmiechnęła się. - Tylko proszę, nie oceniaj mnie. Nie planowałam tego. - spojrzała na przyjaciółkę mając nadzieję, że ona zrozumie jej położenie. - To było jak grom z jasnego nieba. Wpadliśmy na siebie w parku. Trochę porozmawialiśmy, a na sam koniec go pocałowałam. Później widywałam go na zajęciach i.... - zarumieniła się lekko. - To nasz Profesor od Opieki nad magicznymi stworzeniami. - wypowiedziawszy ostatnie słowo zamilkła czekając na słowa przyjaciólki. Jednak zaraz po tym przypomniała sobie kolejną sytuację i od razu zaczęła mówić. - W dodatku, zaraz po powrocie z ferii zastałam w swoim mieszkaniu Kraya. - prychnęła i zaczęła znów stukać paznokciami w blat z irytacji która w niej się zagotowała - Masz pojęcie jak byłam zdziwiona? W dodatku próbował mnie uspokoić w dziwny sposób. - machnęła ręką dając do zrozumienia, że skończyła mówić o koledze z domu. - Lepiej ty mi powiedz czy wracasz do szkoły. Max z pewnością się ucieszy. Wiesz, że został gajowym? - miała nadzieję, że to skutecznie zaciekawi jej przyjaciółkę i nie będzie zadawała zbędnych pytań odnoście Conall'a.
Szczerze nie znosiła swojej babci i nie ważne jak źle to brzmi, cieszyła się, że w końcu jej nie ma. Może jest teraz w lepszym świecie? Chociaż tam też pewnie coś jej nie będzie odpowiadało. Teraz, jak wspomina pobyt w rodzinnym mieście, chce jej się śmiać. Zmarnowała tyle czasu na kobietę, której nigdy nie miała ochoty oglądać. Trzeba było przyznać, że babcia była najgorsza ze wszystkich Sharewoodów. - Stop. O twoim ojcu i wybieraniu męża wiem, ale myślałam, że to będzie jakiś student- zdziwiła się. Kiedy przyjaciółka zaczęła mówić o małżeństwie, od razu pomyślała o Lucasie, z którym Oriane była w poważnym związku, kiedy się ostatnio widziały. Była wręcz pewna, że to o nim mówi towarzyszka. Nie sadziła, że aż tyle się zmieniło.- Po drugie, nie zamierzam cię oceniać i powinnaś to doskonale wiedzieć. Co najwyżej zaśmieje się z ciebie, ale to tylko chwilkę i nic więcej! Po trzecie... Profesor? A co się stało z Lucasem? Kiedy zerwałaś zaręczyny? Z tego co pamietam mieliście problemy, ale koniec końców było dobrze. Myślałam, że to ten jedyny!- Nie mogła uwierzyć, co się właśnie działo. Czuła się kompletnie zagubiona.- Oriane Leonie Carstairs, proszę mi wszystko opowiedzieć, od mojego wyjazdu, aż po dzień dzisiejszy, ponieważ nic nie rozumiem!- zdenerwowała się. -Do szkoły wracam, to napewno. Starałam się nadrabiać ile mogłam, ale wiesz jak to jest ze mną. Potrzebuję, żeby ktoś mi tłumaczył, a nie zakuwać z książek. Teoretycznie nawet nie zaczęłam tego roku, ale nie zamierzam odpuścić, bo tak mało nam brakuje, żeby w końcu skończyć te studia.- odetchnęła. Studia studiami, ale co dalej? Znakomite pytanie, lecz Destiny nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Kompletnie nie wiedziała co ze sobą zrobić.- Myślałaś co chcesz robić po studiach? Wiesz, muszę się gdzieś zatrudnić, a nie mam pojęcia gdzie. Jeszcze muszę znaleźć mieszkanie, chociaż myślałam o domku w Dolinie Godryka. Podobno są wyjątkowo tanie...- Zamyśliła się. Nie miała pomysłu na życie, nigdzie nie widziała siebie za te 7 lat. Kiedy usłyszała o Maxie, od razu się pobudziła. Nic o nim nie słyszała od bardzo długiego czasu i była tak samo szczęśliwa, jak i przerażona, aby go zobaczyć. Co jak znalazł sobie inną? Jest taki cudowny, że każda by go chciała!- Myślisz? Boję się, że zupełnie stracimy kontakt, tak jakbyśmy już tego nie zrobili. Ori, cała się trzęsę, jak tylko myślę o spotkaniu z nim. Proszę, wytłumacz mi co się dzieje- nie mogła uwierzyć, że na kimś jej naprawdę zależy (oprócz Oriane oczywiście). Nie dopuszczała do siebie tej myśli.- Gajowym? Tak, to rzeczywiście coś dla niego- zaśmiała się. Jego praca w Hogwarcie, oznaczała, że nie będą się praktycznie widywać, kiedy Des już skończy szkołę, co jej nie pasowało.
Też sądziła, że ojciec wybierze jej jakiegoś studenta. Pewnie młodszego i zapalonego do nauki jak i naginania zasad w "słusznej" sprawie. Nie podejrzewałaby go nigdy o taki numer jaki jej zrobiła. Ciekawa była w dalszym ciągu czy jej matka o wszystkim wie. Nie sądziła aby ona się na to zgodziła, jednak ojciec potrafił być bardzo przekonujący więc może... Rozmasowując skronie spojrzała na przyjaciółkę. - Też miałam taką nadzieję. Masz pojęcie jakim szokiem było dla mnie dowiedzenie się o Christianie? Tym bardziej, że był to nasz nauczyciel od astronomii. Na wszystkie sposoby zniechęcałam go do siebie i wymigiwałam od zostawania sam na sam. Nie chciałam aby uczniowie zaczęli mówić na mój temat, a nauczyciele krzywo patrzeć. Jeszcze tego byłoby mi trzeba. - zaśmiała się, chodź bardziej można było powiedzieć, że parsknęła krzywiąc do tego usta. Może i Wise nie był brzydki jednak nie czuła do niego zupełnie nic. Kolejna słowa przyjaciółki zbiły ją z tropu. Chwila! Jakie zaręczyny? Lucas? Czy ona również postanowiła wziąć udział w tej chorej grze stworzonej przez Kraya? To zdecydowanie nie było śmieszne w tej chwili. Wręcz nazwałaby to przerażającym. - Co? - zdezorientowana nie wiedziała co miałaby więcej powiedzieć. Nic nie rozumiała z wypowiedzianych przez nią słów. - Jakie zaręczyny? Destiny, ja nie byłam nigdy zaręczona. Skąd Ci się to wzięło? Czy Kray wraz z tobą postanowił zagrać mi na nerwach? To nie jest śmieszne. - zdenerwowanie które czuła wewnątrz zostało przelane na słowa, które wypowiadała. - Parę dni temu byłam u Maxa i on powiedział, że Kray jest jedynie moim kolegą i abym nie przejmowała się listami które mi wysyła, a raczej wysyłał. - mówiła szybko i nieskładnie, a widząc dezorientację na twarzy dziewczyny machnęła jedynie ręką. - Długa historia. Wyjrzała na chwilę przez okno. Przez moment przemknęło jej nawet przez głowę czy mijani ludzie mieli podobne problemy? Czy może żyli jednak w spokoju. - Jeśli tylko chcesz mogę Ci pomóc z eliksirami, zaklęciami, obroną i transmutacją. Z resztą sama nie najlepiej sobie radzę więc nawet nie proponuję Ci z tego pomocy. - mrugnęła do niej łapiąc za jej dłoń spoczywającą spokojnie na stoliku. Teraz w pełni mogła poczuć, że przyjaciółka była tutaj. - Myślałam aby uczyć astronomii lub eliksirów w szkole. Jednak teraz nie jestem co do tego przekonana. Może będę warzyć eliksiry na zamówienie... A ty? Wiesz już co chcesz robić? - z zaciekawieniem spojrzała w jej oczy. - Raczej nie jestem najlepszą osobą którą powinnaś o to pytać. Nie mamy ze sobą tak dobrego kontaktu jak kiedyś. Wiesz, on pracuje ja mam naukę i pracę. - wzruszyła ramionami puszczając jej dłoń.
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
I tak chyba Jake nie odpisze, to sobie pozwolę jakoś zakończyć tę gierkę o. Nie lubię mieć nic urwanego :/
Alex idąc tu nie zamierzał krzyżować komukolwiek planów... Ot, był umówiony z Li, dlatego też nie chciał jej zawieść, nawet jeśli był niesamowicie już spóźniony. To, że w międzyczasie pojawił się jej inny znajomy to już inna sprawa. W każdym razie czasu nie cofną. Nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem i tyle! Zresztą sam Blackwood nie miał najmniejszej ochoty wdawać się w jakiekolwiek konflikty. Tym bardziej że to on nawalił, to niby czemu miałby mieć jakieś pretensje? Byłoby to bezsensowne i głupie. Poza tym i tak był z kimś związany, to niby czemu miałby się wpieprzać komuś w wyższe relacje? Może i lepiej by było, gdyby jego kumpela związała się właśnie z Jake'm, nieważne że sam nie miał pojęcia, czemu Iridion ostatnio jakby się od niego oddalał. Jednak nie chciał w to głębiej wnikać. Musiał to jakoś małymi kroczkami rozwiązać. A nie jego wina, że coś tam zaczął czuć do Li, choć sam nie potrafił tego konkretnie i jednoznacznie określić. Kiedyś będzie musiał to sprecyzować, to nie podlega wątpliwościom... Najwyżej w razie potrzeby zostawiłby tę dwójkę samych, bo gdyby ten zaczął jej słodzić, on by prawdopodobnie nic sobie z tego ostatecznie nie zrobił. Tak czy inaczej dobrze mu się z nim zaczęło gadać, więc chyba aż takiej tragedii nie będzie koniec końców. Alexisowi nigdy nie zdarzało się spóźniać, gdyż sam tego nie lubił, ale dzisiaj go otoczyły po drodze te fanki od siedmiu boleści, nie chcąc go puścić, cóż poradzić... Zdarza się, nie? Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Próby ciemnowłosej, by zatrzymać tu jej towarzysza były według niego niezwykle urocze. Sam ogółem nie chciał, by przez niego miał opuścić ten lokal, ponieważ on był tu pierwszy, prawda? Prędzej on się stąd zwinie, jeśli tego sobie zażyczą. Nie chciał być piątym kołem u wozu. Aczkolwiek jak widać żadne z nich nie musiało stąd wychodzić, a rozmowa zaczynała być coraz luźniejsza. Przynajmniej w odczuciu Alexisa. W związku z tym Li nie musiała się niczym zamartwiać na zapas, gdyż zarówno on jak i Jake nie wszczęli żadnej bójki między sobą, wręcz przeciwnie, byli wobec siebie przyjaźnie nastawieni. Także nie będzie koniecznym ich rozdzielać, to na pewno nie! I tak, jak najbardziej to co palnął o tym trójkącie, miało być zabawne, bo zdecydowanie nie miał tu niczego złego na myśli! Choć trzeba przyznać, iż taka ewentualność przeszła mu na serio przez myśl, ale by się do tego za nic w świecie nie przyznał. Wolał, by ów kawał pozostał w żartobliwym tonie, o. W zasadzie i takie związki istnieją, mimo że rzadko, ale się zdarzają. Lecz sam nie był pewien, czy chciałby się w takie coś pakować, toteż natychmiast odrzucił ową wizję w najdalszy zakątek umysłu. - Jasne, nie ma sprawy. - odpowiedział krótko, zwięźle i na temat. Spytał jeszcze kolegę, czy chce to samo, a gdy ten pokiwał potwierdzająco głową, uniósł rękę ku górze, aby przywołać do ich stolika kelnera. Zamówił wszystkim po kremowym piwie i od razu zapłacił, coby mieć to szybciej z głowy i nie bawić się potem w szukanie portfela i innych takich. Cóż, całe spotkanie przebiegło spokojnie, Blackwood poznał kogoś nowego i całkiem nieźle się z nim dogadał, jakaś nić porozumienia między nimi powstała i być może w przyszłości będą częściej się gdzieś razem umawiać. Tak, bezapelacyjnie Li mogła odetchnąć pełną piersią kiedy już wszyscy rozeszli się w swoje strony i odpowiednio się ze sobą pożegnali.
[z/t]
Dennis Rader
Wiek : 38
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 172,7
C. szczególne : Pierścień z rubinem; różdżka z wygrawerowaną głową smoka na końcu rączki
Nie wiem co skłoniło mnie do powrotu na stare śmieci, ale nagle w jednej chwili zjawiłem się na dobrze mi znanej uliczce w Hogsmeade i nogi same zaczęły wędrować do mojej ulubionej kawiarni za czasów Hogwartu. Nie byłem w tym miasteczku prywatnie bardzo długi czas, pewnie ostatni z pięć lat temu. Pojawiałem się oczywiście, raz na jakiś czas, ale to tylko w związku z pracą, którą wykonywałem, gdy były jakieś nieścisłości, problemy, takie idealne dla aurora jego typu – czyli tego co nie wychyla się, a prędzej analizuje sytuację po fakcie. Mógłbym przyrównać moją pracę do działań detektywów FBI, ale to już inna rozmowa. Nie pojawiałem się za często w tej wiosce, bo jakoś przebywanie z mugolami było dla mnie luźniejsze zdecydowanie. Tutaj wszystko wydawało mi się udziwnione i nie takie jakie powinno być. Kawiarnia, do której się kierowałem nigdy jeszcze nie była przeludniona, a przynajmniej ja się z tym nie spotkałem. Była tam cisza, spokój, możliwość wypicia naprawdę dobrej kawy bez nieustannych krzyków i śmiechów innych ludzi. Można by powiedzieć, że była to kawiarnia dla studentów, choć oni z niej nie korzystali – ceny były naprawdę przystępne dla każdego. Usiadłem w pierwszym, napotkanym wzrokiem, stoliku i od razu zamówiłem czarną kawę i wyciągnąłem gazetę z kieszeni. Normalnie bym sprawdził wiadomości w telefonie, aczkolwiek byłem w Hogsmeade, tutaj mój sprzęt prędzej by zaczął tańczyć tango z miłymi paniami z naprzeciwka niż poprawnie działał. Gazety z ruchomymi zdjęciami, mimo wszystko, wydawały mi się już przeżytkiem. Potrzebowaliśmy, jako czarodzieje, wynalazcy, który stworzyłby nowy model telefonu, który działałby na magię, nie wariowałby w miejscach, w których jest ona skondensowana, takie jak Hogwart czy Hogsmeade. Tak właśnie uważałem. Nie spodziewałem się spotykać z kimkolwiek, była niedziela i większość ludzi odpoczywa w swoich domach z rodziną. Jako że sam nie miałem nikogo bliskiego, pozostawała mi samotność, którą szczególnie ukochałem.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
April wróciła z Sahary kilka dni szybciej niż uczniowie. Musiała dogadać jeszcze kilka spraw z dyrekcją, ustalić położenie gabinetu i inne takie nauczycielskie pierdółki. Gdyby wiedziała, że zawód nauczyciela jest taki ciężki i wymaga tak wielkiej papierologii to by się porządnie zastanowiła, zanim w ogóle by uderzyła w ten kierunek. Z racji wolnego dnia, mając już dość tego całego zamczyska wybrała się do Hogsmeade. Uwielbiała to miasteczko jeszcze za czasów, kiedy sama była uczennicą, ponadto musiała zrobić małe zakupy, a i pogoda była na tyle ładna, że zawładnęła nią chęć wyjścia na spacer. Dreptała powoli, mając w planach odwiedzenie jedynie kilku sklepów, ale zapach ciasta, który wydobył się z jednej z kawiarenek skłonił ją do dłuższej przerwy. Weszła do lokalu i rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym nie było zbyt wielu ludzi. Zamówiła sobie jakąś dziwną kawę przy barze, zawierającą zapewne o wiele więcej mleka i cukru w sobie, niż samego espresso, po czym wypatrzyła sobie stolik przy oknie. Skupiona podążała do zaklepanej miejscówki, bo z jej byciem łamagą mogło się to skończyć z kawą na podłodze, po czym kiedy w końcu usiadła zauważyła w drugim rogu lokalu swojego dawnego znajomego. Kompletnie nie patrząc na innych ludzi podbiegła do niego szybciutko. - Dennis! - powiedziała, kiedy już była na tyle blisko, żeby nie zgorszyć ludzi siedzących dookoła swoim krzykiem, po czym rzuciła mu się na szyję z przytulaskiem. Co z tego, że nie byli nigdy jakoś blisko, co z tego, że nie widziała ziomka kilka lat. Znali się? Znali. Kiedyś się nawet lubili? Owszem. Dlaczego więc miała się bawić w jakieś podchody i "o cześć, jak miło się znowu spotkać". Kiedy w końcu odsunęła się od mężczyzny, uśmiechnęła się szeroko i tym razem wykorzystała różdżkę, aby przelewitować swoje zamówienie na stolik, przy którym siedział jej dawny kolega. - Co ty tutaj robisz? - Zaszczebiotała i bez pytania dosiadła się do Radera.
Dennis Rader
Wiek : 38
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 172,7
C. szczególne : Pierścień z rubinem; różdżka z wygrawerowaną głową smoka na końcu rączki
Słysząc krzyk na tyle głośny, żeby zwrócić uwagę moją i całego lokalu, odwróciłem się i popatrzyłem na rudowłosą kobietę, która ruszyła z uśmiechem w jego stronę. Zbliżała się, ja zaś starałem się dokładnie sobie przypomnieć nasze ostatnie spotkanie. Pamiętałem ją, lecz jak przez mgłę, to były dawne czasy. Już miałem po prostu rzucić zwykłe „Cześć”, kiedy nagle zostałem przytulony, co sprawiło, że prawie wszystkie mięśnie zdrętwiały od dotyku obcej osoby. Rzadko się zdarza, żebym chociażby komuś podał rękę na powitanie, co dopiero wyrazić tak czuły gest oznaczający pewne przywiązanie i oczywistą nić sympatii. Gdy się oderwali od siebie, spróbowałem rzucić jakimś uśmiechem, choć to co wyszło to pewnie prędzej przypominało jakiś krzywy grymas, który miał być czymś, czym zdecydowanie nie jest. - Cześć, April. – Przywitałem się i patrzyłem na nią jeszcze tak kilka sekund, nie wiedząc co miałbym zrobić. Zupełnie nie pomyślałem o zaproszeniu jej do stolika, na szczęście zrobiła to i bez mojego pozwolenia. Jej zamówiona kawa powoli sunęła w powietrzu do naszego stolika, ja zaś dostałem pytanie, które miałem ochotę zadać jej, lecz jakoś tak mnie zacięło w środku. - Póki co? Piję kawę. Czytam gazetę. Czy coś jeszcze? A tak, rozmawiam. A ty? Nigdy wcześniej cię tu nie spotkałem, choć też rzadko tu bywam. Bardzo. – Mówiłem dość sztywno, nie wiedząc co powiedzieć, żeby nie zetrzeć uśmiechu z twarzy April. Był bardzo przyjemny w oglądaniu. Gdybym miał zdjęcie jej uśmiechu, pewnie powiesiłbym sobie nad biurkiem, żeby widzieć jakąś alternatywę dla wiecznie zamyślonych urzędników Ministerstwa Magii. - Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie w świecie? – Postanowiłem rozpocząć rozmowę tematem, który pojawił mi się wtedy w głowie. Ciekawiło mnie jak się rozwinęła po skończeniu studiów, gdzie poszła i co zaczęła robić w swoim życiu. Mieli dużo tematów do rozmów, choć więcej to April będzie opowiadać o swoim, niż ja o własnym. Nie uważałem, żeby w przeciągu ostatnich lat stało się coś ciekawego na tyle, żeby jej się pochwalić. Oczywiście wykluczam tematy związane z moją pracą – nie chciałem opowiadać jej o różnych mordercach czy samozwańczych następcach Czarnego Pana, którzy raz na kilka lat się pojawiają i próbują siać zamęt. - Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli zapalę? – Zapytałem, wyciągając fajkę i tytoń. W lokalu można było palić, nikt z tym zresztą w świecie z magią nie ma problemu – wystarczy zaklęcie, które samo eliminuje zapach dymu papierosowego, przez co nikt go nie czuł poza naszym stolikiem.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Deszcz nie przeszkadzał mu w realizacji planu. Nadeszła środa, popołudnie, za moment wybije godzina osiemnasta, a on jest tutaj umówiony. Nie był pewien co ma czuć w związku z dzisiejszym spotkaniem Skylera. Co innego widywać się z nim na zajęciach, gdzie mogą wymienić raptem parę słów, a co innego sam na sam, jeśli można tak nazwać rozmowę w Hogs Cafe. Nie bez powodu wybrał akurat tę lokalizację. Obecność innych osób, nawet w tle, motywowała go do większej pracy nad własnym spokojem. Miał ze sobą ostatnią fiolkę eliksiru wyciszającego nerwy i wolałby nie zużywać jej pochopnie. Zapasy się skończyły, a szef spóźniał się z wypłatą. Z góry założył, że rozmowa ze Skylerem może wzbudzić w nim zdenerwowanie, a przecież powinien przyznać się w końcu sam przed sobą, że on po prostu wywoływał emocje, które spychał na samo dno swojej duszy. Miał świadomość iż potrzebował solidnego remontu swoich myśli i serca, jednak niechętnie obserwował zmiany jakie w nim zachodziły. Znów zaczął... tęsknić, co go płoszyło, choć póki nie dawał się zjeść nostalgii to jako tako funkcjonował. Od kilkunastu minut siedział już w ciepłym wnętrzu Hogs Cafe, w oddalonym i zacienionym kącie, o który poprosił. Ciemną barwą ubrania niemal zlewał się z tłem, przecinanym ciemnym błękitem jego oczu. Opierał przedramiona o stolik, a między palcami tworzył skromne origami, raz po raz przerywając, aby rozejrzeć się po knajpce. Gwar rozmów był całkiem miłym tłem. Czuł spokój i energię do przeprowadzenia tej rozmowy, a wiedział, że wypoczęcie zawdzięczał działaniu białej magii, na którą natknął się dzisiaj rano w Hogsmeade. Nie tylko zniknęły jego cienie pod oczami, ale i blizna na przedramieniu z czym się jeszcze nie pogodził. Będzie musiał na nowo ją stworzyć, jednak do tego potrzebował asysty. Kogoś, kto byłby w stanie dopuścić, aby miał się przy nim groźnie okaleczyć i w porę podać mu eliksir leczniczy. Wątpił, aby Skyler na to przyzwolił, a więc jedyną opcją pozostawał Fairwyn. Podchodził do tego z podejrzaną naturalnością, jakby podcinanie sobie żył było codziennością. Cóż poradzi, że zniknęła blizna będąca dowodem jego nieudanego samobójstwa? Mogła zostać na miejscu, ale skoro magia zabrała to trzeba jej utrzeć nosa. Starał się nie myśleć zbyt intensywnie na tematy, które miał dzisiaj poruszyć. Celem jest jak najdłuższe zachowanie spokoju, a czyż nie najlepszym rozwiązaniem byłoby wyłączenie emocji? Uniósł palce do brody i rozmasował ją w geście zamyślenia. To całkiem fajny pomysł, jednak gdy przypomniał sobie listy Rileya, który go za to opieprzał to jedynie westchnął. Zaczerpnął powietrza, a gdy je cicho wypuszczał stłumił swoją odczuwalność emocjonalną do zadowalającego poziomu, oczywiście ku uciesze wewnętrznej paskudy. Już zwietrzyła możliwości i podsuwała pomysły podsunięcia do sąsiedniego stolika niebieskiego ognia, podsłuchania rozmowy czy chociażby poszukania sobie kogoś słabego, który mógłby docelowo służyć za wymarzony worek treningowy... Podniósł głowę usłyszawszy, że ktoś wchodzi. Na jego usta wpełzł leniwy uśmiech, choć nie miał szans dotrzeć do oczu. Widząc podchodzącego Skylera odprowadzał go wzrokiem, a gdy zbliżył się, gestem dłoni wskazał miejsce naprzeciw. - Dobrze cię widzieć. Wspaniale. - dziwna emocja wylewała się spomiędzy tych słów. Szczera radość, jednak jednocześnie taka... zimna. - Siadaj, śmiało. - wyciągnął ku niemu dłoń, by ją naprawdę mocno uścisnąć. - A już myślałem, że będę musiał cię osobiście szukać. - a zrobiłby to. Pofatygowałby się do jego piekarni i go tutaj przywlókł, gdyby jednak nie chciał przyjść. Nastawił się na tę rozmowę, przygotował psychicznie, a więc nie ma zmiłuj, nie ma szans na ucieczkę. Teraz już nie.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Listopad nie był dla niego zbyt łaskawy, a przynajmniej nie był zbyt swobodny. Mimowolnie unikał Jerrego, bojąc się rozmowy o Gallagherze, zostawiając mu zdecydowanie częściej jedzenie, niż robił to wcześniej, jakby chciał tym powiedzieć “jestem przydatny, nie wyrzucaj mnie”. Coraz częściej zdarzało mu się opuszczać lekcje, żeby nie wpaść tam na Ślizgona, spędzając ten czas na samotnej nauce lub próbowaniu nowych przepisów. Gdyby nie jego obowiązki prefekta, prawdopodobnie nie byłoby go w Hogwarcie prawie wcale przez ostatni tydzień. Od czasu listu Finna zdążył przemyśleć propozycję spotkania na dziesięć różnych sposobów, kurczowo trzymając się myśli, że na pewno potoczy się pozytywnie. Zgodnie z zaleceniem babci aby zawsze iść za ciosem, dogadał się z Dunbarem, żeby mieć na dzisiejszy wieczór wolne mieszkanie. Nie żeby liczył na coś konkretnego ALE na wszelki wypadek wysprzątał dokładnie każde pomieszczenie i zrobił solidną porcję Ravioli, dokupując też kilka butelek piwa. No może jednak trochę na coś liczył, ale kompletnie zadowoliłby się chociaż posiedzeniem obok siebie w nieco bardziej prywatnych warunkach. Jeżeli znało się go chociaż odrobinę lepiej, nie dało się nie zauważyć, że ewidentnie myśli o dzisiejszym spotkaniu jak o randce. Wcisnął się w swoją najlepszą koszulę, a nie miał ich zbyt wiele, co więcej wyprasował ją dokładnie zaklęciem, na co zazwyczaj nie tracił czasu i nawet włosy wyglądały jakby zrobił z nimi coś więcej, niż szybkie poranne przeczesanie je palcami. Dopiero gdy nadszedł czas teleportacji do kafejki, zaczął odczuwać stres. Usiadł na łóżku i w zamyśleniu analizował treść wymienionych z Puchonem listów, niemal automatycznie głaszcząc Uzzego, żeby odnaleźć w sobie pewność siebie, którą przecież normalnie w takich sytuacjach aż tryskał. Gdy w końcu znalazł się pod umówionym miejscem zdawał się nawet nie zauważyć deszczu, dzięki czemu nie przejął się tym, że jego starannie ułożona fryzura została kompletnie zniszczona przez wodę. Wszedł do środka, uśmiechając się lekko, gdy udało mu się odnaleźć wzrokiem Finna, jednak jego pozytywne prognozy co do dzisiejszego spotkania zostały brutalnie ściągnięte w dół przez jego oficjalne powitanie. Uścisnął mu dłoń, nie mogąc powstrzymać się, aby nie wykorzystać tej krótkiej chwili, więc dodatkowo wykonał kciukiem subtelny ruch, aby pogłaskać w ten sposób dłoń blondyna. - Dobrze wyglądasz - zauważył, przesuwając wzrok po jego twarzy i sylwetce, jednocześnie siadając na wskazane przez Garda krzesło. - Bałeś się, że Cię wystawię? - zapytał nie mogąc ukryć lekkiego uśmiechu, szczerze zdziwiony tym stwierdzeniem, a jednocześnie mile połechtany, że chłopakowi faktycznie musiało chociaż trochę zależeć na tym spotkaniu. Czy ta prośba, o której pisał w liście, była naprawdę aż tak poważna? Rozejrzał się dookoła na tyle, na ile pozwalała mu jego pozycja, aby nie wyglądać przy tym natrętnie, po czym przeniósł uważny wzrok na błękitne spojrzenie Finna. - Czemu tutaj? - zapytał, pochylając się nieco do przodu. Nie potrafił zrozumieć czemu nie mogli spotkać się na jego mieszkaniu. Co się wydarzyło między ich spotkaniem “przy remoncie”, że nie chciał z nim być sam na sam? Chyba nie myślał, że rzuci się na niego jak wygłodniałe zwierzę, skoro nie ma już Matta do… rozładowania napięcia.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Ich dzisiejsza postawa jedynie dowodziła jak się od siebie skrajnie różnią. Całymi dniami zastanawiał się które z jego zachowań mogłoby być dziwne i odbiegające od normy, silił się na normalność i przystępność, a gdy przychodzi co do czego to profilaktycznie się "wyłącza". Ostatnio przywalił mu w zęby i wyrządziłby mu znacznie większą krzywdę gdyby nie zbieg okoliczności. Tutejsze miejsce miało zapewnić zachowanie pozorów. Obaj byli na miejscu, każdy z własnymi odczuciami i myślami, a więc mogli na moment zapomnieć o bożym świecie i skoncentrować się na porządnej rozmowie. Wiele emocji się kłębiło w jego wnętrzu, jednak nie przeszkadzały mu, skoro je wyciszył. Z niemalże wyczuwalną gwałtownością przeniósł wzrok na ich krótko złączone dłonie, na których nadprogramowy gest nie uszedł jego uwadze. Miał ochotę zmiażdżyć mu palce w odwecie, a jednak miłe ciepło na skórze przegnało ochotę, zamykając paszczę łakomego potwora, którego to hodował sobie od wielu wielu lat. Usiadłszy, umościł się wygodnie z powrotem na krześle, ponownie opierając przedramiona o stolik. Otoczył go świeży zapach dziury ozonowej zmieszany z nutą czegoś słodkiego, czego źródła nie był w stanie jeszcze zlokalizować. Skyler przyniósł ze sobą powiew świeżości i sympatyczny uśmiech, na którym mimowolnie zawiesił wzrok. Przyłapał się, że spogląda na jego usta, gdy postanowił go skomplementować. Zmarszczył czoło przypominając sobie treści ich listów, które to zbyt łatwo i szybko mu posyłał. Podświadomie łaknął kontaktu, a po fakcie zauważał, że się nieopatrznie otworzył przed drugą osobą. Skinął głową, przyjmując dwa pozytywne słowa, choć jego prezencja, poza wyspaniem, nie różniła się niczym szczególnym od dnia codziennego. - Biała magia płata mi figle, wypoczęła moje ciało. - wyjaśnił krótko, a w jego głosie zabrzmiała pretensja. - Bałem? Skąd. - uśmiechnął się hojnie, bo aż dwoma kącikami ust, jednak wciąż to nie było to. Odchylił się nieznacznie, kładąc jeden łokieć na oparciu krzesła. - Musiałbym cię szukać i cię tu osobiście przyprowadzić, a nie uśmiecha mi się spacerowanie w taką pogodę. - wbił w niego przenikliwe spojrzenie, aby wybadać o czym myślał. Ostatnio zauważył u siebie wzrost zirytowania wobec jego konszachtów z Gallagherem. Po prostu nie miał ochoty na to patrzeć, aż różdżka w kieszeni chciała klątwy w nich wówczas rzucać, byleby przerwali się do siebie maślić. Wiedza to jedna, spostrzeganie rzeczywistości to drugie. Dobrze, że ostatnio spuścili z tonu. Czyżby już się pozbył tej ślizgońskiej przybłędy? A niemal go polubił w wakacje, a tu proszę. - A czemu nie? - rozłożył ręce na boki i rozejrzał się bezczelnie po ludziach. - A tak mówiąc szczerze, to obecność tych osób to takie... zabezpieczenie, by nie dać się ponieść emocjom, skoro mamy sobie rozmawiać. - pewną zaletą wybudzonej wewnętrznej paskudy była okrutna szczerość. Zazwyczaj i tak stronił od kłamstwa, jeśli nie było ono absolutnie konieczne, jednak zaczął się po prostu odsłaniać. Popatrzył na swoją dłoń, pocierał gładko opuszki palców, jakby wcierał w skórę niedawno otrzymane ciepło. To tylko kropla w morzu potrzeb. Nie był pewien czy czuć na Skylera zirytowanie czy chore zaintrygowanie. Uniósł wolną dłoń i wezwał gestem kelnera, składając zamówienie na gorzką kawę rozpuszczalną. - Myślałem sobie trochę na twój temat. - przeszedł bezpośrednio do słownego ataku, gdy tylko kelner sobie poszedł. - A to zrodziło kilka pytań, na które muszę znać odpowiedź. Zacznijmy od formalności. - ponownie nachylił tułów w kierunku stolika, a tym samym bliżej mieszanki zapachów uciekających z jego ciała. - Co Gabrielle mówiła ci na mój temat? - z racji, że nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać z kuzynką, musiał wyciągnąć informacje ze Skylera. Tylko jedna osoba na świecie mogła podejrzewać co się z nim ostatnio działo, a to konieczny wstęp przed kluczowym pytaniem. Musi uzyskać pewność, że to Gabrielle puściła parę z ust mimo, że jej niczego nie potwierdził. Jeśli najpierw zbierze wywiad co Skyler o nim wie, łatwiej będzie przejść do sedna. Zmrużył powieki, a jego oczach przemknął zimny błysk, gdy wspomniał o kuzynce, która ostatnio wyjątkowo zalazła mu za skórę.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przyglądał mu się zachłannie, dostrzegając zmianę w jego zachowaniu, a przynajmniej odsłonięcie się z nieco innej strony. Zupełnie jakby chłopak obrócił się o zaledwie kilka stopni, przez co wciąż widział w nim Finna, jednak jednocześnie było w tym coś dla niego nowego. To jego zdecydowanie wywoływało w nim na zmianę bunt, jakby musiał walczyć o pozycję samca alfa, na zmianę z niekontrolowaną uległością, przez odczucie jakby jego własna pewność siebie uciekała przy jego stanowczości. Najwidoczniej jego naturalna elastyczność dostawała sprzeczne sygnały, przez co nie potrafił ustać w jednej pozycji. Pozostaje więc nadrabiać miną pewność siebie. - Z taką przynętą nie musisz mnie tropić. Jak widzisz sam przyszedłem - skomentował z lekkim rozbawieniem, wodząc wzrokiem za własnym kciukiem, przesuwającym się po krawędzi stołu. Znów pomyślał o sobie w kategorii zwierzyny, zastanawiając się, kiedy to się stało, że Finn z jego zdobyczy stał się myśliwym. Uniósł wzrok, doszukując się w oczach Finna tej zmiany. Zdecydowanie musi reagować, zanim ten obedrze z niego skórę, ale jak to zrobić, nie zatapiając w nim własnych kłów? - Mam wrażenie, że myślimy teraz o innych emocjach - mruknął średnio z tego zadowolony, poprawiając sobie humor przejeżdżając pożądliwym wzrokiem po jego ustach, żuchwie, szyi, kończąc tę podróż dopiero tam, gdzie stolik przysłonił mu dalszy widok. Odwrócił głowę w bok, przypominając sobie słowa Elaine o fizyczności. - Ale najwidoczniej obaj musimy się opanować. - dodał, starając się nie myśleć jak źle świadczy o nim fakt, że ma z tym taki problem. Nie miał prawa tak na niego patrzeć, nie miał prawa myśleć o nim w tych kategoriach i zapewne dostałby w zęby ponownie, gdyby tylko Finn mógł zobaczyć urywek jego myśli. Sięgnął dłonią na kark, aby rozmasować go powolnym ruchem, jednak już po chwili opuścił rękę, przenosząc uprzejmy wzrok na kelnera. Miał do takich osób dużo cierpliwości i życzliwości, wiedząc jak nieprzyjemna potrafi być to praca, więc uśmiechnął się do niego jednym z tych wyuczonych uśmiechów i zamówił ciemną kawę, planując ją sobie mocno dosłodzić przed wypiciem. Uniósł brwi przenosząc wzrok na Finna. Normalnie ucieszyłby się pewnie z takiego stwierdzenia, jednak ton jego głosu nie zapowiadał, żeby z tego myślenia wyciągnął jakieś pozytywne wnioski. Zwilżył nerwowo usta i odchylił się nieco w tył, słysząc jego pytanie. Gdyby ktoś mu powiedział, że sam odsunie się od Finna, gdy ten się pochyli w jego stronę, prawdopodobnie posłałby mu pobłażliwy wzrok, a jednak, nie potrafił nie wycofać się pod wpływem tego słownego ataku. Już po chwili próbował to nadrobić, zakryć tę chwilę słabości, więc pochylił się do przodu, patrząc mu wyzywająco pewnie w oczy, a gdy już otwierał usta, aby powiedzieć “nie pamiętam dokładnie, dawno nie rozmawialiśmy, a ja byłem zajęty pracą”, nagle słowa ugrzęzły mu w gardle, a on zdezorientowany opuścił wzrok. Czy właśnie takich kłamstw miał unikać? Czy to było dobre kłamstwo, chroniące Gabrielle przed gniewem kuzyna? Czy w ogóle słusznie domyślał się, że pyta o to przez jego kłamstwo o Vinim? Przecież mógł to być tylko zbieg okoliczności, że o nią pyta, może chodzi mu o coś innego. Z drugiej strony, Gabrielle mogła powiedzieć Finnowi, że mu o tym wspomniała i wtedy, jeżeli teraz skłamie, to może całkowicie stracić swoje szanse u Garda. - Chyba powinienem zacząć od tego, że Cię okłamałem - mruknął niechętnie, zasłaniając oczy dłonią, a w myślach posyłając piękną wiązankę przekleństw do swojej głupoty. Co on właściwie robi? Jedną z podstawowych zasad kłamcy było nie przyznawanie się do błędu, tylko brnięcie do przodu, mimo stania po pachy w gnojówce. Żołądek ścisnął mu się z mieszanki wstydu i lęku. Spróbuje ten jeden raz być szczery. Najwyżej tego pożałuje i będzie miał nauczkę, że Elaine się myliła i najgorsza prawda jest dużo gorsza od kłamstwa. Może uda się to jakoś naprawić. - Wcale nie widziałem Cię z… - urwał nie chcąc wypowiadać jego imienia, tylko po części ze względu na Finna. - Nawet nie zauważyłem, że jesteście... blisko - dokończył, przesuwając dłonią w dół po twarzy, aby ukryć grymas niezadowolenia, trzymając ją przez chwilę na ustach, po czym ścisnął ją na ramieniu drugiej ręki. - Gdy rozmawialiśmy… w sensie Ty i ja, na moście, pamiętasz tę rozmowę? - zaczął bezpiecznie, powoli wypowiadając słowa, chcąc wytłumaczyć dlaczego i ile powiedziała mu Puchonka. -Brzmiałeś wtedy, jakbyś kogoś stracił i gdy już rozmawiałem z Gabrielle… nie mogłem powstrzymać ciekawości i ją o to zapytałem - zrobił przerwę, po czym kontynuował ciszej, prawie szeptem, jakby zdradzał własny wstydliwy sekret. - Powiedziała, że masz złamane serce, że brakuje Ci kawałka duszy. - Wziął głęboki oddech, w końcu podnosząc wzrok na blondyna - Podała mi tylko swoje przypuszczenie. Myślę… że chciała dać mi do zrozumienia, że mogę mieć szansę. W sensie, wiesz… Że nie chodzi o żadną dziewczynę - zawahał się na chwilę czy powinien mówić dalej i czy to co powie, usprawiedliwi w pewnym sensie Gabrielle. - Pytała jakie mam wobec Ciebie zamiary. Z troski.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
- Jaką przynętą? - nie był pewien co chłopak miał na myśli, jednak odczuł ulgę, że wszystko szło póki co po jego myśli. Ukrywał przed samym sobą fakt, że cieszył się, iż doprowadził do tego spotkania. W końcu sam Schuester, bez obecności innych wymagających standardowej atencji. Ułoży swoje myśli, jeśli tylko dowie się od Skylera czegoś więcej. Rozwijanie wątpliwości to jest to. Bez nich będzie w stanie określić jak bardzo mógłby pokazać swoje własne deficyty. Odnosił wrażenie, że rodzi się w nim dziwna zaborczość. Nagle zapragnął mieć obok siebie kogoś, kto mógłby zastąpić działanie eliksiru spokoju i nasennego, a przy tym być ciepłym, miękkim i pociągającym. Skyler nabrał kolorów w jego oczach, kiedy to pojawił się ponownie na horyzoncie, gotowy próbować się nie tylko z nim zaprzyjaźnić ale też zbliżyć. Znieruchomiał pod intensywnym i jakże śmiałym spojrzeniem chłopaka. Być może miewał czasem trudność z odczytaniem niektórej mimiki, jednak ten wzrok był mu dobrze znany. Uderzyła go fala gorąca, będąca pierwszym krokiem do zniszczenia jego planów podejścia do rozmowy z dystansu. Przymrużył powieki i przyglądał mu się z podejrzliwością i niepewnym zaintrygowaniem. Zaiste, mówili o innych emocjach, jednak wypowiedź Skylera skutecznie odebrała mu na moment zdolność mowy. Potwierdzał treść swych listów. Podczas poprzedniego spotkania zachowywał wymagany dystans, a to spojrzenie było bardzo wymowne i nieprzystojne w miejscu publicznym. Przymknął na sekundę oczy, uderzony świadomością jak bardzo mu się to spodobało. Próbował odciąć się od własnej fizyczności, aby nie dać się jej zdekoncentrować. Non stop dbał o to, by się nie przyglądać mu pod kątem magnetycznego przyciągania. Opanowanie. Był w tym całkiem niezły… ale przecież miał ostatnio problem z tą umiejętnością. Zanotował sobie w pamięci rodzaj formalnego uśmiechu jaki znalazł na jego twarzy. Ciekawa obserwacja. Zastanowił się czemu ten uciekł wzrokiem, gdy padł temat Gabrielle. Miał świadomość, że Skyler musiał kłamać tamtego pamiętnego dnia w jego mieszkaniu. Mimo, że nie wierzył w to kłamstwo to miał w sercu obawę, że jednak w istocie mógł być widziany z Marlowem w jednoznacznej sytuacji. Nie pamiętał tych momentów, wypierał je z myśli, a jednak Skyler zasiał w nim lęk iż świat usłyszy, że pokochał faceta. Patrząc z perspektywy czasu już oswoił się z tą świadomością. Być może jego matka nigdy tego nie zaakceptuje, ale też nie planował się ponownie pakować w miłość. Sęk w tym, że nie brał pod uwagę hipogryfiego uporu Skylera. Zacisnął zęby, a jednak zachował spokój, gdy przyznawał się do kłamstwa. Docenił, że pominął wymawianie Tego Imienia, na którego brzmienie tracił rozsądek. Przyglądał się mu natarczywie, zastanawiając się po co mu to było. Czy były jeszcze jakieś kłamstwa? Czy kłamstwem było pytanie o szansę i obietnica cierpliwości? Dowiedziawszy się, że Gabrielle puściła parę z ust czuł, jakby trafił go piorun. Też to podejrzewał, jednak uzyskanie tak wielu potwierdzeń ścisnęło jego serce i mimikę w bolesnym skurczu. Krew odpłynęła mu z twarzy jeszcze w chwili, gdy Skyler dalej dopowiadał, wyjaśniał czym motywował swoją ciekawość. Nie miał mu tego za złe. W jego żyłach rozpętało się piekło na myśl, iż jego jedyna kuzynka stworzyła plotkę. Owszem, bezbłędnie wyciągnęła wnioski, wszak znała go całkiem dobrze jednak wspominanie o jego złamanym sercu komukolwiek było straszne. Powinna najpierw z nim to skonsultować. Chociażby nawiązać do tego tematu, powiedzieć, że wie o jego złamanym sercu. Nic jej nie mówił, bo nie umiał, bał się, potrzebował przy tym pomocy. A i tak rozpowiedziała. Nie miał pewności komu jeszcze o tym powiedziała. Jeśli dotrze to do Bloodwortha, to jego rodzice dowiedzą się o jego… zmianie orientacji jeszcze przed świętami bożonarodzeniowymi. Dodajmy do tego, iż jego matka martwiła się, że nie ma dziewczyny i marzyła, aby znaleźć mu w razie czego czystokrwistą żonę (na co się nie godził i póki co to szanowała…) to naprawdę czuł się przygwożdżony do ziemi. Ból, smutek i gniew przeplatały się ze sobą niwecząc plan zachowania zimnego spokoju. Zgiął kark, pochylił głowę aż dotknął obojczyka brodą. Zakrył oczy, a palce drugiej ręki zacisnął w pięść. Jego ramiona unosiły się i opadały, gdy wtłaczał w siebie świszczące powietrze. Nie chciał słyszeć, że w jakimkolwiek sposób okazywała troskę. Kolejny raz go zraniła, a to go rozrywało od środka na strzępy. Co się dzieje z tą dziewczyną? Co się dzieje z nim samym, skoro nie potrafił otworzyć się przed własną kuzynką? - Nie miała prawa rozsiewać plotek. - wydusił z siebie schrypniętym głosem między jednym a drugim wymuszonym oddechem. Uzmysłowił sobie jak Gabrielle dobrze go zna (pomijając świadomość, że ma w sobie gnijącego potwora). - Powinna najpierw mnie zapytać. - szepnął, podnosząc w końcu udręczony wzrok na Skylera. - Krew mnie zalewa na samą myśl, a niech mnie avada trzaśnie, jeśli rozpowiada to dalej. - wykrzywił się czując za mostkiem podduszający ciężar, polewany złością, rozczarowaniem i bólem. - Czy ja naprawdę wyglądam na takiego, co rozszarpie na strzępy po zadaniu mi wprost pytania? - zapytał, patrząc na chłopaka intensywnie, aby udzielił mu odpowiedzi. Miałby problem z przyznaniem się do swych uczuć i faktu, że potrafił kochać faceta. Być może kosztowałoby go wiele sił, aby potwierdzić, iż w istocie ma złamane serce, kochał kogoś nad życie a teraz nie może się pozbierać. Owszem, byłoby to trudne. Ale kiedyś padłaby odpowiedź. - Po cholerę skłamałeś? - zignorował kelnera jak i parujące kubki kaw. Nic sobie nie robił z jego zdziwionego wzroku i zapytania czy wszystko w porządku. Nie odrywał wzroku od Skylera. Potrzebował wiedzieć więcej. - Chciałeś, abym się zdradził? - zastanawiał się czy odnalazł odpowiedź na pytanie, które mu zadał. Wbił paznokcie we wnętrze swych dłoni, znacząc je mocno ich śladem.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Ugryzł się w policzek, żeby nie uśmiechnąć się słysząc to “jaką przynętę?”. Było w tym tyle… nieświadomości, że zwyczajnie go to rozbroiło. Czy naprawdę nie zdawał sobie sprawy jak to brzmiało? Muszą pogadać, ma prośbę i to jeszcze w klimatycznej kawiarni. Przynęta rozstawiona, a on bez oporów dał się zwabić i złapać. Zabawne wydawało mu się to, że chociaż to on miał starać się o niego, to sam Finn aranżował ich spotkania. Sprawiało mu to pewną satysfakcję, ale też dawało możliwość pokazania, że jest gotowy pojawić się na jego zawołanie. Takie wrażenie chciał właśnie sprawić - wystarczy, że Finn zagwiżdże, a Sky pojawi się obok. Nie każdy mógłby schować własną dumę do kieszeni i spojrzeć na to w ten sposób, ale wolał kojarzyć się z osobą, na której obecność zawsze można liczyć, niż z osobą, która nie potrafi się dla kogoś poświęcić przez własną dumę. Nie widział jego reakcji, zakrywając twarz dłonią, czego pożałował, gdy tylko ponownie spojrzał na Finna. Znów pomyślał o sobie, o swojej wygodzie, nie myśląc o tym, że ta chwila nie jest trudna tylko dla niego, a wręcz musi być dużo trudniejsza dla Szweda. Powinien był przyglądać się jego mimice, napiętym mięśniom i dobrać dzięki temu odpowiedniejsze słowa. Zupełnie jakby kłamał, tylko… bez kłamstw. Zamilkł widząc jak zaciska palce w pięść i otworzył nawet usta, gdy dostrzegł jak gwałtownie zaciąga się powietrzem. Chciał mu powiedzieć, że plotki nie są aż takim strasznym problemem, ale zamiast tego zacisnął usta, uświadamiając sobie, że dla Finna mogą być. On nie był pierwszym lepszym studentem. Miał własną dumę, jego rodzina miała reputację, a on ewidentnie dbał o wizerunek. Ktoś taki jak Sky nie miał prawa mówić mu, że to przesadzona reakcja na jedną plotkę. Był nikim. Zdusił w sobie jęknięcie, gdy ten podniósł na niego wzrok. Czuł poniekąd ulgę, że jak na razie nie złościł się na niego, jednak wiedział, że popełnił błąd. Zrobił to jeszcze w październiku, będąc w jego mieszkaniu, a teraz… sam jeszcze nie wiedział czy próbując go naprawić nie popełnił kolejnego. Czy właśnie nie poświęcił relacji z Gabrielle żeby podjąć ryzyko, wierząc że dzięki temu zyska w oczach Finna? Czuł jak oddech mu się spłyca, więc próbował odsunąć od siebie myśl, że przez swoje zachowanie straci kolejną osobę, jedną ręką sprawdzając czy paczka papierosów dalej jest w jego kieszeni. Uspokajała go sama świadomość, że ma je przy sobie i chociaż obiecał sobie, że rzuci palenie, to od Halloween palił coraz więcej. Czuł, że powoli odzyskuje grunt pod nogami, nie mógł teraz tracić głowy. Nie przy Finnie. Odruchowo chciał skłamać, zapewnić go, że Gabrielle powiedziała mu to wszystko w kompletnej tajemnicy, ale… przecież tak nie było. Mógł się tylko domyślać, że powiedziała mu wiedząc, że nie przekaże tego dalej, a jednak… wygadał się przed tym, do kogo ta tajemnica należała w pierwszej kolejności. Nie miał prawa zapewniać go, że nikt inny się o tym nie dowiedział. - Finn, to nie tak… Czasami jest… To po prostu nie zawsze jest takie proste, żeby zapytać wprost - odpowiedział mu, pochylając się do przodu, aby móc odpowiedzieć dość cichym głosem. - Zwłaszcza z kobietami. Pamiętasz jak nie mogłem wprost zapytać się Celest co jest nie tak? Bo ona też nie powiedziała po prostu o co jej chodzi - kontynuował szybko, że złapać się jakiejkolwiek pomocy i chociaż częściowo usprawiedliwić Gabrielle. - Skoro się przed nią ukrywałeś, to postanowiła Cię szukać, zamiast zawołać - dodał, mając nadzieję, że ma to jakikolwiek sens poza jego głową. Jak dla niego dziewczyna po prostu dostosowała się do zasad, które podyktował jej kuzyn, ale zgubiła się gdzieś w tym wszystkim po drodze. Wyciągnął dłoń w jego stronę, jednak w tej samej chwili do ich stolika podszedł kelner, a Finn chyba przypomniał sobie, że Gabrielle nie była jedyną, która zrobiła coś złego, więc postanowił cofnąć rękę do siebie. Uśmiechnął się przepraszająco do kelnera, nie potrafiąc zrobić tego odpowiednio przekonująco, a jednak chcąc żeby jak najszybciej już sobie stąd poszedł. - Po prostu popełniłem błąd - odpowiedział automatycznie, jednak słysząc jego przypuszczenie spiął mięśnie, patrząc na niego ze zmartwieniem. W jego ustach brzmiało to tak dramatycznie, podstępnie i podle, ale… czy faktycznie tak właśnie się nie zachował? Mógł chociaż poprzestać na pierwszym komentarzu, a mimo to brnął, prowokując go kłamstwem, specjalnie dobierając słowa tak, żeby go zranić. - Finn, ja… Chciałem to od Ciebie usłyszeć. Ciągle kręciły się wokół Ciebie jakieś dziewczyny, na zaręczyny też zabrałeś... i jeszcze to o Twojej matce - próbował pozbierać ten bełkot w jakąś spójną wypowiedź, ale wciąż nie odpowiedział mu szczerze na jego pytanie, zamiast tego marszcząc brwi i biorąc powolny wdech. Zacisnął wargi, próbując wybrać inne słowa, jednak ciągle te same próbowały wydostać się z jego ust: - Po prostu się wkurwiłem i popełniłem błąd - przyznał w końcu, zaciskając dłoń na stoliku, żeby skierować złość na coś innego, aby nie wybrzmiała w jego głosie. - Nazwałeś podrywanie Ciebie desperacją, a jak myślisz, co próbowałem wtedy zrobić? - wycedził, siląc się na półuśmiech ze wzrokiem uparcie wbitym w jego błękitne oczy. - Jak myślisz, co tutaj robię? - dodał powoli, stanowczo wypowiadając każde słowo, aby wyraźnie nakreślić co dla niego oznaczało to dzisiejsze spotkanie.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Wychodzi na to, że miał klapki na oczach. Nie brał pod uwagę, że to spotkanie mogło zostać odebrane jako randka. W ogóle nie myślał o jakichkolwiek spotkaniach w kategorii wzmacniania tego typu relacji między dwoma osobami. Nie wiedział co ma myśleć o Skylerze. Jakoś tak nie potrafił uciąć z nim kontaktu, by mieć "święty spokój" z jakimkolwiek podrywem (co było dla niego czymś nowym, bowiem przy Marlowie było to po prostu od razu rozkochiwanie), a jednak nie robił tego, bowiem zwyczajnie nie chciał. Notorycznie odcinał się od wścibstwa ludzi, a Schuester nie dał się ot tak spłoszyć czy odstraszyć. To niejako dowodziło, że nie przeszkadzają mu pewne dziwactwa jakimi się charakteryzował. Nie znał ich wszystkich. Przecież nie powiesz mu, że planujesz otworzyć sobie żyły tylko i wyłącznie dlatego, aby odzyskać skradzioną bliznę na skórze. Jak zawsze wewnętrzna paskuda wiedziała gdzie ugryźć i miała rację. - Później, na osobności rozmówię się z Gabrielle. Dziękuję, że mi powiedziałeś. Musiałem to z ciebie wyciągnąć, wybacz. To dla mnie ważne. - odezwał się, gdy zapanował w końcu nad głosem. Mięśnie wciąż miał boleśnie spięte, non stop pilnował się, aby nie wtłoczyć w swoje słowa jadu skierowanego na kuzynkę. Musi najpierw się opanować, wtłoczyć do krwi eliksir spokoju i na chłodno przemyśleć do jakiego stopnia ma prawo być wściekły na Puchonkę. Była też rozstrojona emocjami, a więc mogła równie dobrze nie zadwać sobie sprawy jaki wrażliwy temat poruszała. Zacisnął mocno powieki, gdy wewnętrzna paskuda warknęła ostrzegawczo, niezbyt pocieszona, że ośmielał się niejako wyjaśnić sobie motywy Gabrielle. Jakaś część niego - ewidentnie ta gorsza - chciała delektować się złością. Po raz trzeci obserwował wyciągającą się w jego kierunku dłoń, która ponownie nie dotarła tam, gdzie chciała. Wołał ją niemo i próbował odnaleźć w sobie tyle spokoju, by samemu po nią sięgnąć. Nie wiedział czemu mu to potrzebne i co mogłoby mu to zaoferować. Zaczynał podświadomie doceniać obecność drugiej osoby. Znacznie lżej było mu na duszy, gdy odkrył, że może niejako zaufać Rileyowi. A przebywanie obok Skylera oznaczało odciąganie uwagi od złych myśli mimo, że facet potrafił wzbudzić nie lada emocje. - Nie zabiorę na bankiet czystokrwistych faceta. Zeżarliby mnie ze smakiem. - wyjaśnił z pewną dozą zniecierpliwienia w głosie. Machnął ręką na wzmiankę o kręcących się wokół niego dziewczynach. To było nieistotne ponieważ nie przykładał uwagi do pogłębiania z nimi relacji. Nie pociągały go, a tłumaczył to sobie tym, że po prostu się zepsuł przez Marlowa. A jednak Skyler nieświadomie postanowił udowodnić mu, że jak najbardziej wszystko z jego fizycznością jest w porządku. Słuchał go, a jego mimika nabierała jakiejś zaciętości. Wylewała się z niego podejrzliwość, jakby nie był pewien czy Skyler w istocie ma tak... normalne zamiary wobec niego. - Wtedy też? - uniósł obie brwi i przypomniał sobie w istocie drobne komentarze, słowa, niby wesołe i beztroskie nawiązania do pogłębiania relacji i dopiero teraz przypisał to porządnie do przyziemnego podrywania. Dziwnie się z tym czuł, a tym bardziej, że Skyler odebrał te spotkanie w podobny sposób. - Na Merlina, Sky. Walnąłem cię, marzę o rozszarpaniu na strzępy swojego ex, a ty chcesz mnie podrywać? - pytanie nieco retoryczne, wyrwane przypadkowo z jego myśli i przemianowane w słyszalny głos. Nagle zaczął się podnosić. Ot, znienacka. Nachylił się nad stolikiem do Puchona tak blisko, by wyraźnie widzieć wszystkie jego rzęsy. Niemal przewrócił kubek z parującą kawą. - Ta, miałem faceta. Zadowolony? - zapytał sucho, a gdy zdał sobie sprawę z bliskości jego ciała i wypływającego z jego skóry ciepła wyprostował się nim ten mógł cokolwiek w tym kierunku zrobić. Miał nadzieję, że aura tajemnicy jest wystarczająco wyczuwalna, a jeśli nie to z pewnością lada moment bardzo wyraźnie zaznaczy, aby Skyler zachował informację dla siebie. - Muszę rozchodzić złość, bo mnie szlag trafi. Eliksiry mi się kończą. Chodź. - zakomunikował samodzielne podjęcie decyzji. Przywołał do siebie czarną szatę i rzucił na stolik kilka galeonów mimo, że nawet nie skosztował łyka kawy. Chłodne powietrze dobrze mu zrobi. Poza tym była to poniekąd ucieczka przed własną niepewnością. Lubił Skylera, poznał ciepło jego ciała przez co zaczął do tego tęsknić, ale czy byłby w stanie się w nim zakochać? Czy jego serce dałoby radę znów ożyć po tym, co się odwaliło w jego pierwszym związku? Odnosił wrażenie, że zaczynał się tego trochę bać.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Mimowolnie wyprostował się, unosząc głowę lekko do góry, słysząc to jego formalne zakończenie sprawy. To było takie… oficjalne, że aż miał ochotę zrobić w odwecie coś luźnego, żeby ściągnąć go nieco w dół do siebie, może nawet nie na swój poziom, ale trochę bliżej. Nie potrafił go jeszcze zrozumieć, ale tak bardzo chciał zacząć rozumieć cokolwiek. Zwrócił na niego uwagę w chwili słabości, a teraz zupełnie nie mógł dostrzec tego zagubionego Puchona, którym był na początku semestru. Sam ze zdziwieniem odkrył, że w obu wersjach pociąga go równie mocno, przez co musiał na chwilę przymknąć powieki, chcąc zawrócić myśli, które pędziły w stronę wciąż zamkniętej drogi. Zamiast tego skupił się na tym, że koniecznie będzie musiał porozmawiać z Gabrielle i zapewnić jej swoje wsparcie, jeżeli w ogóle będzie chciała na niego patrzeć. Skupiony na Finnie i Mattcie nie pomyślał wcześniej o tym, że dziewczyna wyraźnie dała mu do zrozumienia, że z jej sercem nie jest ostatnio za dobrze, a on zupełnie się nią nie zajął. Przybity tym odkryciem zacisnął powieki jeszcze bardziej, otwierając je dopiero słysząc kolejne słowa chłopaka. Nawet nie chciał tego komentować. Gówno wiedział o tych bankietach, etykietach, zasranych aranżowanych zaręczynach i im więcej o tym słyszał, tym bardziej cieszył się ze swojej skundlonej krwi. Powinien kiedyś pokazać Finnowi bajkę Zakochany kundel, żeby załapał urok wolności i uświadomić sobie, że nie musi tkwić w sztywnych ramach swojego pochodzenia. Chociaż pewnie nie załapie, że jest Lady, skutecznie (!) podrywaną przez kundla. Nie potrafił ukryć gorzkiego rozbawienia, więc uśmiechnął się przejeżdżając językiem po tylnych zębach, jednocześnie obiema dłońmi odgarniając włosy w tył. A wydawało mu się, że dał mu to tak jasno do zrozumienia. Zabraniał mi flirtować. Niech nie pieprzy, że nic nie widział. Przecież go do kurwy nędzy pytałem wprost. - Prosisz mnie o przysługę, dajesz mi nadzieję, wysyłasz do mnie listy i zapraszasz mnie do kawiarni - wyliczył, podświadomie prostując się i wypinając klate do przodu. - Nie udawaj teraz zdziwionego, Gard. Pozwalasz mi na to - mruknął zniecierpliwiony, wbijając w niego intensywne spojrzenie. Zdecydowanie odzyskał swoją pewność siebie, tylko po to, aby stracić ją chwilę później, gdy chłopak tak niespodziewanie się do niego zbliżył. Wstrzymał oddech, odruchowo zwilżając usta i… w tym momencie uświadomił sobie, że Finn wcale nie sięga do jego warg, zamiast tego wypowiadając słowa, których sens dotarł do niego dopiero wtedy, gdy Szwed zdążył już się odsunąć. Bądź cierpliwy, bądź cierpliwy, bądź cierpliwy, powtarzał sobie w myślach jak mantrę, nawet nie zauważając kiedy automatycznie wstał od stolika za Puchonem, zupełnie zapominając o tym, że nie zdążył nawet posłodzić swojej kawy. Złożył w piramidkę kilka galeonów, jak zawsze zostawiając jakiś napiwek, po czym pospiesznie wciągając swój płaszcz podążył ślepo za Gardem. Nie obchodziło go nawet gdzie pójdą, myślami będąc wciąż wokół słów wypowiedzianych tak blisko niego. Musi robić to świadomie
/zt x2
Elizaveta Konstantinova
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164
C. szczególne : Albinoska -> białe włosy, brwi i rzęsy, bardzo jasna cera z różowymi akcentami
Ostatnimi czasy aż ciężko było jej uwierzyć, jak często była zaangażowana w „coś”. A tu ubieranie dziedzińca, innym razem zakup zwierzaków, znajomi naprawdę zachęcali ją do wyjścia z introwertycznej skorupki. Tym razem tą osobą była @Nancy A. Williams, choć, będąc całkowicie szczerą ze sobą, Elizia musiała przyznać, że to był ich wspólny pomysł. Te kilka tygodni były wręcz po brzegi wypełnione zajęciami, pracami domowymi i innymi aktywnościami, których nie dało się uniknąć. Plus do tego nadrabianie zaległości, bo w trybie pracy, gdy wszystko robi się na raz, trzeba wybierać priorytety i niektóre zagadnienia pozostawały daleko w tyle. Jednak wreszcie dziewczynom udało się odkopać z natłoku zaległości i mogły nadrobić nie tylko przedmioty, ale i stracony czas. Bardzo dawno nie rozmawiały i to było aż dziwne, biorąc pod uwagę jak często razem z Chrisi spędzały czas. Co prawda sama Gryfonka, jakby nie patrzeć odpowiedzialna za ich znajomość, zjawić się nie mogła, to jednak nie przeszkodziło wyjściu na ciasto we dwójkę. Gdyby Elizia miała się nad tym zastanowić, chyba właśnie dzięki temu brzmiało to na tak cudowny pomysł. Słodkie ciasto, spróbowanie, podobno dobrej, kawy i nadrobienie straconego czasu. Kiedy się na to zgodziła, nie przemyślała, że przecież wiąże się to z wyjściem do ludzi innych niż Nancy. Na tym etapie jednak nie było wyjścia, a dziewczyna bardzo chciała się spotkać z Puchonką. Włożyła jedną ze swoich wygodnych, wiktoriańskich sukienek i cieplutki, biały płaszcz. Wyglądała, jakby chciała się wtopić w śnieg, choć pewnie jakby mogła, to właśnie to by zrobiła. Nie czuła się dobrze mając wrażenie, że wzrok przechodzących ludzi kieruje się na nią. Dobrze, że miała przy sobie Vivaldiego, jak zawsze przy takiej porze skrytego w torbie, którą chroniły zaklęcia by kot nie zmarzł. Mała albinoska poczuła, że wszystko z powrotem jest dobrze i na swoim miejscu, gdy przed okno Hogs Cafe zobaczyła siedzącą przy nim Nancy. Pomachała do niej i przyspieszyła kroku, by jak najszybciej znaleźć się w środku. Gdy tylko doszła do stolika, uśmiechnęła się lekko. - Cześć! – przywitała się z nią wesoła, ostatecznie ciesząc się, że tutaj przyszła i to nawet bardzo. – Mam nadzieję, że się nie spóźniłam. Zamawiałaś już coś?
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
U Nancy sprawy miały się zupełnie odwrotnie niż u @Elizaveta Konstantinova. Wpadła ostatnio w zimowy tryb siedzenia w dormitorium pod kocem i nie pojawiała się nigdzie poza zajęciami. Zresztą miała wrażenie, że wszyscy wpadli w szał lekcyjny i nie mieli czasu na nic innego. Dlatego bardzo się ucieszyła, że udało im się umówić na wspólne wyjście. Brakowało jej ostatnio czasu spędzanego z przyjaciółmi, tak bez konkretnego powodu, po prostu dla przyjemności i luźnej rozmowy. Tym bardziej po ciężkim minionym tygodniu. Nic jej ostatnio nie wychodziło i jak wybuchający kociołek nie był w jej wykonaniu niczym nowym, to to, że nieomal spadła z miotły na zajęciach quidditcha bardzo ją zmartwiło. Myśl, że w końcu będzie mogła zająć umysł czymś innym bardzo podnosiła ją na duchu, a to że będzie mogła porozmawiać z długo niewidzianą przyjaciółką dodatkowo sprawiało, że nie mogła się doczekać spotkania. Już w drodze do Hogsmeade układała w głowie listę tematów o które będzie chciała zapytać. Niestety nie była ostatnio na bieżąco z tym co było słychać u Elizi, a bardzo tego nie lubiła. Przyszła na miejsce pierwsza, w długim czarnym płaszczu i omotana w ogromny szalik. Otwierając drzwi otuliła ją przyjemna fala ciepła i nieziemski zapach ciasta z cynamonem. Uśmiechnęła się wdychając boski aromat i rozejrzała za wolnym stolikiem zdejmując płaszcz. Wybrała miejsce tuż przy oknie, by obserwować zza szyby padający śnieg. Musiała przyznać, że oglądany z ciepłego pomieszczenia miał nawet swój urok. Prawie przeoczyła zbliżającą się białą postać. Gdyby Eliza stała nieruchomo to wtopiłaby się w tło perfekcyjnie. - Cześć! - Przywitała się radośnie i wstała by wyściskać przyjaciółkę, kiedy ta weszła już do środka. Tak się stęskniła, że nawet resztki śniegu jej nie przeszkadzały. - Nie, też dopiero przyszłam i nic nie zamawiałam. Hej Vivaldi, co tam u ciebie? Ciepło? - Nachyliła się zaglądając do kota. Uwielbiała tego sierściucha. - W taką pogodę, też bym chciała siedzieć w takiej torbie. Opadła na fotel i zajrzała w kartę próbując zlokalizować co też może tak pięknie pachnieć.
Elizaveta Konstantinova
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164
C. szczególne : Albinoska -> białe włosy, brwi i rzęsy, bardzo jasna cera z różowymi akcentami
Nawet sama po sobie nie spodziewała się, jak bardzo stęskniła się za tak ciepłym powitaniem. Choć w pierwszej chwili, zresztą jak zawsze gdy ktoś ją przytulał, była lekko zaskoczona – po sekundzie oddała uścisk, wtulając się z wielkim zacieszem. Vivaldi też się przywitał, wyszedł z torby i, ignorując wszelkie zasady przestrzeni osobistej, wszedł Nancy na kolana, by przyjacielsko miauknąć jej prosto w twarz. - Vivi… – zachichotała Eliza i poklepała na jeden z wolnych foteli przy stoliku, które kot chętnie zajął. – Każdy potrzebuje w taką pogodę torby – westchnęła, zdejmując z siebie ośnieżony płaszczyk, naprawdę cieszyła się, że była już w ciepłym pomieszczeniu. – Zobaczmy, co tutaj mają – uśmiechnęła się, chwytając za jedną z kartek menu. A mieli pyszności wiele i wybór był wręcz zbyt trudny dla takiego maniaka słodkości, jakim była mała albinosa. Najchętniej zjadłaby wszystko, gdyby tylko była w stanie to pomieścić. Bo czyż ciasto cynamonowe nie brzmiało wspaniale? Placek dyniowy? Albo klasyczna szarlotka z porcją lodów waniliowych! No i oczywiście wiele wariacji na temat czekoladowych ciast, w tym kusząco wyglądające brownie. Niestety nie było opcji, by wziąć po malutkim kawałku z każdego z nich, pozostawało więc wybrać jedno. - Podobno mają dobrą kawę – rzuciła, próbując i swoje myśli odciągnąć na chwilę od ciast, może jakby wybrała smak napoju, słodkości do niego same by się dopasowały. Faktycznie, kawę było wybrać znacznie łatwiej, kiedy tylko zobaczyła, że do cappuccino dodawali syrop karmelowy, wszystko stało się jasne. A do karmelu pasowała czekolada, może i nie była zbyt odkrywcza, wybierając coś tak klasycznego jak brownie, ale wiedziała, że na pewno będzie jej smakować, w końcu kochała czekoladę. - Wiesz już, co zamawiasz? – zapytała, w jej przypadku wystarczyło już tylko poczekać na kelnera, więc chciała się upewnić, że i przyjaciółka była gotowa do zamawiania.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Zaśmiała się kiedy kot wskoczył jej na kolana. Podrapała go za uszkiem zanim kociak przeskoczył na fotel obok. Niesamowite jakie to było grzeczne stworzonko. Nancy troszkę zazdrościła Elizi takiego puchatego przyjaciela, który mógłby jej wszędzie towarzyszyć. - Najchętniej zamówiłabym wszystko... Zdecydowanie mają za duży wybór. Skoro polecasz kawę to zacznijmy od kawy w takim razie. - Stwierdziła zaglądając do karty. Im więcej możliwości tym trudniej się zdecydować. Zlokalizowała kawę, prawdopodobnie odpowiedzialną za cynamonowy zapach - piernikowe latte. Wychodzi na to, że zima jednak ma kilka plusów. Latem niestety trudno znaleźć podobne specjały. Teraz przyszła kolej na trudniejszą decyzję. Jak wybrać jedno ciasto spośród tylu słodkości? Mogła jednak sprawdzić kartę zanim Elizia przyszła, teraz koleżanka musiała na nią czekać. Ale tak trudno było się zdecydować! Przygryzła lekko wargę analizując na co ma największą ochotę. Trwało to dłuższą chwilę, aż w końcu do ich stolika podszedł kelner, co oznaczało koniec czasu na decyzję. - Wezmę latte piernikowe i placek dyniowy. Chyba, że może brownie? O nie, już wiem, tarta malinowa z bezą! - Placek dyniowy istotnie brzmiał jak marzenie, brownie byłoby przepyszne pod każdą postacią, ale kiedy Nans zauważyła niżej tartę malinową z bezą, ślinianki zdecydowały za nią. Zamknęła kartę, żeby już nic więcej jej nie podkusiło do kolejnej zmiany zdania. Poczekała aż chłopak zapisze również zamówienie Elizi i odejdzie by w końcu móc skupić całą swoją uwagę na przyjaciółce. - Opowiadaj! Co u Ciebie? Jak początek roku? Mam wrażenie, że wieki się nie widziałyśmy... - Westchnęła wyraźnie zmartwiona tym faktem, ale zaraz uśmiechnęła się spokojnie. Ile się nie widziały, nie miało żadnego znaczenia, ważne że obie w końcu znalazły czas. Dla Nans nic nie było ważniejsze niż przyjaciele i rodzina i bardzo starała się dbać o wszystkie relacje. Niestety ostatnio w szkole, w całym tym natłoku obowiązków ciężko było znaleźć jej chwilę dla bliskich.