Miejsce, jakiego w Hogsmaede nie było! Tylko tutaj, dostaniesz dobrą kawę - najlepszą w mieście - posmakujesz nowych, pysznych alkoholi, porozmawiasz, poczytasz gazetę, książkę, spotkasz ze znajomymi! Przybywaj! Hogs Cafe jest bowiem czynne całą dobę!
Ostatnio zmieniony przez Joshua Mistaen dnia Wto Gru 08 2015, 21:45, w całości zmieniany 1 raz
Podróż bardzo szybka i sprawna. Nie miała co narzekać, bycie czarodziejem jest bardzo wygodną sprawą. Od tak podróżować sobie pomiędzy domem rodzinnym a Londynem, dlaczego nie robi tego częściej? Równie dobrze, mogłaby wpadać na rodzinne obiadki raz w tygodniu. Tak idealnie, nie za często ani za rzadko. Żeby rodzice nie tęsknili za bardzo. Gdy ten miesiąc spędziła w Norwegii czuła się trochę jak gość i do tego bardzo rozpieszczany. Dawno nie czuła takiej troski ze strony drugiej osoby, tutaj oczywiście miała na myśli mamę. Nie było momentu by narzekała na nadmiar tej opiekuńczości. W końcu kto nie zna się lepiej niż matka z córką? Znaczy wszystko to tylko teoria, w praktyce różnie bywa. W tym przypadku wszystko wydawało się być naprawdę książkowe. Po powrocie do Londynu poczuła się jak nowo narodzona, całkiem inaczej niż wcześniej, niż gdy przybyła do Wielkiej Brytanii po raz pierwszy. Podjęła dobrą decyzję uwalniając się na jakiś czas od tego całego mętliku i zamieszania jaki po części sama sobie zafundowała. Po przemyśleniach pierwszą osoba, do której zapragnęła napisać był @Joshua Mistaen i to nie bez powodu. Gdyby wysłała list zdała sobie sprawę, że nie tak ujęła słowa jak chciała, ale trudno. Umówili się na spotkanie no i tak stawiła się w Hogsmeade. Jak nigdy, kilkanaście razy sprawdzała czy wygląda dobrze. Natomiast Hogs Cafe było już zamknięte, tylko czy mogła wejść od tak? Oczywiście jeśli drzwi były otwarte to tak postąpi, nie omieszkała sprawdzić czy będzie miała taką możliwość. Jak nigdy dotąd czuła niesamowitą ulgę i spokój, nie pamięta kiedy ostatnim razem doświadczała takich uczuć, stanów emocjonalnych. Była radosna i promieniała tym na odległość, oby tylko nie musiała się spotkać z kolejnym rozczarowaniem. Cofnij. Wszystko będzie dobrze, zdecydowanie lepsza opcja nastawienia.
Pogorzelisko. Tak jednym słowem można opisać to co zostało z Hogs po ostatniej nocy. Ostatnich dwóch nocach. Wszystko było rozpierdolone. Krzesła miały połamane nogi i pozbawione zostały oparcia, drzwi wstawione zostały w zawiasy na przysłowiowe słowo honoru, szyby w oknach zostały pozaklejane jakimiś dziwnymi materiałami. Słowem totalny rozpierdol. No, ale grunt że impreza była niezła! I to nawet bardzo niezła, zatem… Joshua wyciągnął z tej zabawy tylko jedną lekcje – podczas kolejnej wizyty gości ze Skandynawii lepiej by był osobiście w lokalu. „Nordycka Brać” jakoś lepiej i chętniej słuchała swoich, niż jakiś brytyjskich wyspiarzy. Mimo wszystko, straty nie były tak wielkie. A wszystko dzięki magii. Doprawdy sama myśl o tym, ile Mistaen musiałby zapłacić za naprawę zniszczeń, albo wymianę poszczególnych elementów przyprawiała go o deszcze. A tu mógł sam zająć się wszystkim! Wystarczyła mu różdżka i odpowiednie zaklęcia, którymi wspomógł go ojciec, aby z całym tym bałaganem można było jakoś sobie poradzić. Może dlatego właśnie zrobił sobie wolny dzień i postanowił nie tyrać jak głupi od samego rana? Zapewne, bo kwestia ogromnego kaca nie pozwalającego nawet wstać była tu drugorzędna. I tak o to późnym popołudniem chłopak odwiedził swój przybytek, orientując się dokładniej co tu zaszło i jak sobie z tym wszystkim mógłby poradzić. Szczerze mówiąc nie zajęłoby mu to zbyt dużo czasu, ale wiecie jak to jest. Tu kawa, tam kawa. Nigdzie mu się w końcu nie spieszyło, więc dość często robił sobie przerwy. To zapalił, to napił się kawy, to walnął klina, albo po prostu odpoczywał, bowiem nie był dziś w najlepszej kondycji. Cóż, zawsze mogło być gorzej i nawet bywało. Wystarczy sięgnąć pamięcią do tych cudownych czasów, kiedy brał na potęgę. Tak, radość była wielka. Niestety krótkotrwała, a po wszystkim… witał go okropny stan. Dziś jednak było inaczej! A na domiar dobrego Azalia miała go odwiedzić! A… trzeba powiedzieć, że oboje nie widzieli się od dłuższego czasu. I od dłuższego czasu nie rozmawiali. W dodatku jej list.. Był dość enigmatyczny. Ułożyła sobie w głowie kilka spraw? Bardzo dobrze, ale dlaczego nie miałoby mu to przypaść do gustu? Ech.. biedna mała Puchonka, chyba nie do końca jeszcze zdała sobie sprawę, iż nie tylko ona miała mnóstwo czasu na rozmaite refleksje. Właśnie skończył sprzątać i zabierał się za papierosa, gdy usłyszał ciche trzaśnięcie drzwi. Pewnie gdyby nie ta absolutna cisza nie zauważyłby jej przyjścia od razu, a tak wychwycił je niemal od razu. Momentalnie zwrócił się w stronę dziewczęcia, po czym wyleciał jak z procy, by ją przytulić na powitanie. Niestety. Coś nie wyszło. I w efekcie Jezus jedynie chwycił Azalię w talii po czym bardzo namiętnie pocałował. I bardzo długo, jakby nie znosząc sprzeciwu. Nie mogła mu się wyrwać, nawet gdyby chciała. To on decydował jak długi intensywny będzie ten pocałunek. A że akurat nigdzie mu się nie spieszyło… W tym samym niemal czasie jego dłonie błądziły po jej ciele, ściskając jej talię, policzki, ramiona… Aż w końcu chłopak oderwał się od niej. Popatrzył bardzo głęboko w oczy i cicho wypowiedział te magiczne słowo. - Tęskniłem.
Przez pierwsze dwie sekundy, gdy już ujrzała Joshue nie wiedziała co zrobić. Uśmiechnąć się, powiedzieć cześć, czy cokolwiek innego co można by nazwać powitaniem. Nie myślała jak to zrobić po tak długim czasie nieobecności i zerowym kontakcie. Bo jednak Azalia postanowiła się odciąć od wszystkich, jedynymi osobami, z którymi zamieniała słowa to byli jej rodzice. Ewentualnie graniany musiały wysłuchiwać jej monologów, gdy czasem ją wzięło dziwne rozmyślania i zwierzania się przy pięknej pogodzie oraz atmosferze pozytywnie wpływającej na człowieka. Nawet ktoś o typowym sercu z kamienia w końcu wymięknie w takim miejscu. Myślała, że nastanie bardzo niezręczny moment, ale myliła się. Kuzyn wyleciał jak z procy w jej stronę, objął mocno i ucałował. Od kiedy to każde ich spotkanie zaczyna się właśnie w taki sposób? Powinna się tego chyba spodziewać. Bardziej niż o tym odpłynęła w myśli o nim samym. Był tak blisko. Tęskniła za nim, za jego dotykiem oraz smakiem ust. Miała ochotę go nie wypuszczać, przez chwilę nie przeszło jej przez myśl by to przerwać. Ten pocałunek głęboki i namiętny, jedyny w swoim rodzaju. Ujęła dłońmi jego policzki sama tylko bardziej napierała, aż sam to przerwał. Czuła to, że jej oczy aż błyszczą z tego szczęścia jakie w nią napłynęło. Przymrużyła oczy uśmiechając się, nie odrywają spojrzenia od Joshuy -Ja również, dopiero jak mnie nie było sobie to uświadomiłam - odpowiedziała spokojnym głosem. Delikatnie głaskała palcem jego policzek. Nie denerwowała się, wiedziała, że kuzyn będzie jej sprzyjał. Chociaż nigdy nie miała tej pewności, wyjątkowo nie obawiała się tego spotkania. Przede wszystkim w końcu mają okazję na rozmowę w cztery oczy, bez nikogo kto by się pałętał obok. -Przepraszam, że tak zniknęłam. Musiałam, ale teraz już mam wszystko poukładane. Teraz chyba mogę powiedzieć, że to co Ci napisałam jest jakby... nieaktualne. Bałam się, że mnie odrzucisz, chociaż wchodząc tutaj czułam się świetnie jak nigdy dotąd. Głupie czyż nie? - musiała zacząć od tego. Inaczej się nie dało, chciała by ten kamień z jej serca spadł już na dobre. Przesunęła dłonie w dół, na jego pierś, potem na plecy i przytuliła się do niego mocno. Tak tęskniła z jego zapachem, mogłaby tek trwać przez dłuższą chwilę, jeśli zdefiniować ją jako taką bardzo długą.
Ale nad czym się tutaj zastanawiać? Czyżby było między nimi aż tak źle, że już przy powitaniu musieli rozważać różne opcje…? Najwidoczniej tak. Szkoda, że Joshua gdzieś przegapił ten moment, w którym się to zaczęło, ale cóż niespecjalnie się tym przejął. Tylko cholera jasna. Najważniejsze, że tu była, a cała reszta… cóż, delikatnie mówiąc grała drugie skrzypce. Tęsknił za nią, kurwa on naprawdę za nią tęsknił. A ta mówi mu tylko tyle, że wie i że sobie to uświadomiła? Dzięki Azalia, miło z twojej strony. Tak się składa, że niektórzy nie potrafili normalnie funkcjonować i mało nie wrócili do poprzednich nałogów, ale spoko. Grunt, że wróciła. Że znowu byli razem. Choć.. nie. oni nigdy tak naprawdę nie byli razem. Może dziś miało się to zmienić, kto wie…? Kto wie…? Tymczasem Jezus słuchał uważnie jej słów. W porządku, więc tego potrzebowała. To naprawdę dobre. - I jak? Jest lepiej? Wszystko sobie wyjaśniłaś? I czy wszystko jest już jasne w kwestii odrzucenia? Spytał nagle, po dłuższej chwili błogiego milczenia, którym oboje się napawali. Coś cudownego. Mieć ją znowu w ramionach, móc pocałować. Tęsknił za tym. On naprawdę za tym tęsknił. Tymczasem.. Tymczasem nie bardzo mógł się powstrzymać. Znowu ją pocałował. Objął w pasie. Podniósł i usadowił na jednym ze stolików. On naprawdę nie miał już siły dłużej czekać. Więcej czekać. Chciał ją tutaj i teraz. Dla siebie. I pragnął być dla niej całym sobą. Możliwie każdym fragmentem swojego nagiego ciała dotykać jej równie nagiego ciała. To chyba jednak musiało jeszcze poczekać, prawda? Wszak nie będą się kochać tutaj. O ile w ogóle będą się kochać.. - Wiesz Azalko…? – wyszeptał ciężko do jej ucha, pociągając jego płatek i przechodząc na szyję. – Bardzo za Tobą tęskniłem. Nie było dnia, w którym bym o Tobie nie myślał. W którym bym nie tęsknił za twoim dotykiem, ciałem, głosem.. Smakiem. W ostatnim czasie często wspominałem to, do czego doszło między nami tamtych wakacji. I już naprawdę wiem. Że nie chciałbym tego powtarzać. Tej ciszy między nami, wszystkich niezręcznych sytuacji. – znowu ją pocwałował. Długo i namiętnie. W końcu zakończył ów pocałunek, zabierając z niej swoje ręce, które przez cały czas owego złączenia błądziły po jej ciele, wchodząc pod bluzkę, czy niknąc we włosach, albo nieśmiało nurkując między udami. Ostatecznie znalazły się na kolanach kuzynki. - Kocham Cię. I chcę tylko Ciebie. Tylko i wyłącznie Ciebie, rozumiesz? Nie interesuje mnie, co powiedzą ludzie. Czy coś powiedzą. Nie interesuje mnie nawet fakt, że jesteśmy rodziną. Liczy się tylko jedno, moja miłość do Ciebie. Chce być z Tobą, spędzać wolny czas. Chce się z Tobą zestarzeć, pójść na bal końcowo roczny, wyjechać na wakacje, ferie. Chcę zwiedzać z Tobą świat, robić Ci co rano kawę, dawać Ci przyjemność, przytulać i całować. Chciałbym mieć z Tobą dzieci, śmiać się z twoich dowcipów, nawet tych nie śmiesznych. Chciałbym z Tobą zamieszkać. I kochać się z Tobą każdej nocy i dnia i kiedy tylko będziemy mieli na to ochotę. W parku, w Hogwarcie, w domu, w kawiarni, w Hogs, na ulicy… Gdzie tylko będziemy mieli na to ochotę. Ponownie ją pocałował. Potem tylko… popatrzył na nią rozpłomienionym pożądaniem i miłością wzrokiem. Ale w tamtej chwili najbardziej liczyła się jej odpowiedź.
Ktoś nie potrafił normalnie funkcjonować? Dość samolubne myślenie, no chyba nie bez powodu Azalia postanowiła wyjechać na jakiś czas. Właśnie przez to wszystko, teraz czuje się inną osobą. Zostawiła wszelkie niesnaski i wątpliwości za sobą, bo teraz już wie czego pragnie tak naprawdę. Szkoda tylko, że właśnie tak późno to do niej dotarło, kiedy jej psychika była na skraju wycieńczenia. Jednak to już nie ważne, są tu i teraz. Razem, czy w końcu będą mogli powiedzieć, że tak naprawdę razem? Bo gdy odrzuciła wszelkie zbędne myśli, to skupiała się już tylko na nim. Co innego to może oznaczać jak nie tęsknotę i to cholerną. Chciała odpowiedzieć na to pytanie, dość trudne to wyznania, ale nie tym razem. Była pewna swego, zresztą o tym chyba mogła się przekonać na własnej skórze w tym momencie. Ponownie doświadczyła tego wspaniałego pocałunku, gdy straciła grunt pod nogami objęła go w okół szyi, wplotła palce we włosy trzymając go jak najbliżej. Niczego innego nie pragnęła tak bardzo na świecie jak jego, najmniejszy dotyk potrafił wywołać przyjemne ciarki, A teraz? Niemal odpływała. -Jest lepiej, znacznie lepiej i już nie boję - w końcu miała tę sekundę na szybką odpowiedź, prosto do jego ucha. Mruknęła nieświadomie gdy doświadczyła podobnej czynności. Jakim cudem tak długo mogła sobie to uświadamiać. Żałowała, ale teraz mogą doświadczać wszystkie dwa razy mocniej. Sama chciała mu to zapewnić. Tak jakby nigdy więcej nie mieli to powtórzyć. -Te wszystkie sytuacje mieszały mi w głowie, nie wiedziałam co robić gdy widziałam Cie w towarzystwie innej. Może sama chciałam wzbudzać w Tobie zazdrość, nie wiem. W końcu sama nie byłam lepsza. O tamtych wakacji rozmyślałam, a co by było gdyby? - wzajemnie mogli się obwiniać o to wszystko, ale to już chyba nie będzie warte. Skoro teraz już są przekonaniu co do siebie i swoich pragnień. Każdy dotyk kuzyna wysyłał ją w tamte wspomnienia, czy mogła przyznać, że to był chyba najpiękniejszy moment w jej życiu? Słuchała go uważnie, wpatrzona jak w obrazek, jak najpiękniejszy klejnot jaki w życiu widziała i miała świadomość, że jest tylko jej. Czy on powiedział, że ją kocha? Z wrażenia przełknęła ślinę i rozchyliła wargi. Mieć wszystkich daleko, być ze sobą, mieć rodzinę, podróżować po świecie to wszystko jest w ich zasięgu. Serce jej zabiło -Kocham Cię Joshua i chcę zrobić z Tobą to wszystko, i jeszcze więcej - tylko tyle z siebie wydobyła, bo już więcej chyba nie musiała. Uśmiechnęła się do niego i nie mogąc się powstrzymać pocałowała go namiętnie, błądziła dłońmi po jego ciele, aż dotarła do końca jego koszulki. Nie, nie potrafiła się wstrzymać, skoro już tutaj są, mogą liczyć na samotność, czyli tego co tak naprawdę potrzebowali. Niech zaczną już teraz.
Właściwie nie wiedział gdzie idzie. Miał zamiar jedynie się przejść jednak deszcz pokrzyżował jego plany. Deszcz. Ugh. Szedł pospiesznie chodnikiem mijając obojętnie przechodniów. Czemu akurat wtedy gdy wychodzi musi zacząć padać? To się nazywa mieć pecha. W głębi czuł lekki niepokój. Pogoda odzwierciedlała dokładnie tamten dzień. Musi szybko gdzieś się schować. Przeczeka ulewę. Zatrzymał się. Hogs cafe. Może być. Wszedł do środka. Od razu odetchnął z ulgą. Ciepło i sucho. Usiadł przy najbliższym stoliku, z uśmiechem obserwował ludzi za szybą. Westchnął cicho. Ciekawe ile jeszcze będzie padać. Wydawać się może, że to śmieszne. Kto się boi deszczu? Ourell. Nie dosłownie, deszcz go nie przeraża, bardziej lęka się jego widoku. Czuje wtedy, że... że stanie się coś złego? Próbował przezwyciężyć swój nietypowy lęk, ale... to nie takie proste. Naprawdę. Rozejrzał się po wnętrzu kawiarenki. Przytulnie. Cóż, będzie tu musiał zostać, przez jakiś czas. Rozsiadł się wygodniej na krześle i skupił się na obserwowaniu kropli deszczu spływających po szybie.
Jak ona już się nie mogła doczekać tych ferii. I można powiedzieć, że dlatego chciała spotkać się z Alexisem. Ciekawiło ją czy i on jedzie na te ferie. Nie chciała go zostawiać samego, ale on też miał własne życie i przecież nie będzie z nią spędzał ogrom czasu. A ona nie miała zamiaru rezygnować z ferii, które są raz na rok. Jeżeli miałaby zostać to musiałaby wrócić do rodzinnego domu czego nie chciała robić. On zresztą doskonale wiedział dlaczego. Zima nie dawała za wygraną, nadal dość mroziło. Li co prawda bardziej jest uodporniona na takie temperatury zważywszy na to, że jest animagiem. Jednak i tak ubierała się stosownie do pogody, ażeby nie wzbudzić wszelakich podejrzeń. Ostatnio mało się przemieniała. Rozmawiała ze swoim wujkiem i doradził jej, żeby nie robiła tego często. Owszem, kochała to robić, ale musiała go posłuchać i nieco usłuchnąć. Nie chciała przecież, ażeby ją ktokolwiek na tym złapał, a już Alice widziała. Miała nadzieję, że ta nikomu nie powie. Nie chciałaby żadnych nieprzyjemności z tego powodu. Gdyby tylko Ministerstwo wiedziało mogłaby mieć spore problemy. Umówiła się z przyjacielem, ażeby obgadać temat ferii. Hogs Cafe w Hogsmeade wydawało się najlepszym miejscem. Lubiła tutaj przychodzić na dobrą kawę, a przecież o to właśnie chodziło. Na alkohol dzisiejszego dnia nie miała w ogóle ochoty. Zasiadła za pierwszym lepszym stolikiem niecierpliwie się rozglądając. O tak, stęskniła się za nim. Co prawda był grubo starszy od niej, ale co z tego? Czy wiek dla niej ma jakiekolwiek znaczenie nawet jeżeli chodzi o przyjaźń czy też związek? Kompletnie nie.
Jake'a nieczęsto można było dostrzec w miejscach publicznych, osobiście także nie przepadał za swoim widokiem w takowej przestrzeni, co z pozoru mogło wydawać się nieco dziwne, albowiem na co dzień nie zachowywał się w sposób sugerujący jego aspołeczność, stara się być towarzyski i wesoły i póki co wychodzi mu to całkiem nieźle. Wycieczka do Hogsmeade zmotywowana została przez chęć powgapiania się w sklepowe wystawy, co śmiało uznać można za swego rodzaju upodobanie Puchona, czasem miewał różne dziwne skłonności, wszak świetnie one odmóżdżały, a i niejednokrotnie mogły wpaść w oko iście ciekawe przedmioty. Chłopak absolutnie nie był w stanie odpędzić się od kupowania głupot wszelakiej maści, ba - nawet się na to nie silił, przecież nigdy nie wiadomo, co i w jakiej sytuacji może okazać się najpotrzebniejsze, dlatego warto mieć wszystko, co w chociażby najmniejszym stopniu wydaje się być niezbędne, zawsze jest jakaś szansa na przydatność każdego przedmiotu. Przechadzał się uliczkami, co rusz zatrzymując się przy sklepowych ekspozycjach, bacznie je przy tym obserwując, aż w pewnym momencie wewnątrz jednego z lokali dostrzegł znajomą twarzyczkę. Momentalnie wręcz przypomniał sobie imię samotnie przesiadującej dziewczyny i nie chcąc długo zwlekać, wszedł do środka, starając się przy tym pozostać dla Li w miarę możliwości niezauważonym. Zaszedł Puchonkę od tyłu, ledwo powstrzymując się przy tym od śmiechu, a następnie obiema dłońmi zasłonił jej brązowe oczka, równocześnie delikatnie nachylając się do prawego ucha panny. - Zgadnij kto to. - wyszeptał, a na jego twarzy wymalował się przyjazny uśmiech, ewidentnie oczekujący na reakcję. Zwykle nie witał tak znajomych, w końcu nie każdy życzył sobie takich powitań, ale tym razem wyjątkowo nie mógł się od tego odpędzić.
Szczerze powiedziawszy spodziewałam się tutaj całkowicie kogoś innego. Kurde, a co będzie jeżeli Alex przyjdzie w trakcie rozmowy z Jake? Ale co. Przecież ja nic złego nie robię, tak? Ja tylko z nim rozmawiać. Można powiedzieć, że Alex się trochę spóźnia. Rzadko kiedy tak się działo, ale dzisiaj naprawdę się spóźnia. Miałam jednak na szczęście trochę czasu i postanowiłam zostać, poczekać na niego. Być może się pojawi. W głowie miałam całkowitą pustkę. Jechać na ferie, nie jechać, a może jechać... W koło takie pytanie krążyły mi po głowie. Nagle poczułam dłonie, ale dość zimne dłonie na mojej twarzy. Głos wydawał się być mi znajomy, ale miała mały konfikt. Może trochę cicho to powiedział, albo po prostu nie mogłam poznać. Postanowiłam strzelić, może mi się uda. Mogłaby to być niezła klapa, jakbym nie poznała głosu puchona. - Jake... Dobrze wiesz, że ja Cię poznam na odległość... - powiedziałam do niego i uśmiechnęłam się lekko odwracając się w jego kierunku z nadzieją, że to faktycznie on. Udało mi. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. No bo niby skąd mogłabym wiedzieć, że to on akurat się tutaj napatoczy. Byłam umówiona z kimś zupełnie innym i to najprędzej jego imię powinien usłyszeć z moich ust. Nieco się rozejrzałam po lokalu. Jego nadal nie było, teraz to wolałabym ażeby w ogóle się nie pojawiał. - Siadaj, co robisz w Hogsmeade? - zapytałam z czystej ciekawości. Ja często tutaj przychodziłam, ale jak miałam coś do załatwienia, a tak żeby z nudów chyba, że ktoś mnie wyciągnie na piwo kremowe czy na inne słodkości.
Ani przez chwilę nie zastanowił się nad tym, iż Li zapewne miała powód, dla którego siedziała sama przy stoliku, właściwie to przywitanie się z nią uznał za logiczną konieczność, zwłaszcza po ich ostatnim spotkaniu, dlatego też bez większego namysłu postanowił od razu wejść do wnętrza lokalu, aby zainicjować chociażby najkrótszy dialog, w trakcie którego oboje mogliby umówić się na pełnoprawne spotkanie. Tak więc można wyjść z założenia, że był w pełni przygotowany na ewentualny taktyczny odwrót w razie przybycia towarzysza bądź też towarzyszki Puchonki. Na zewnątrz temperatura nie rozpieszczała, a zatem lodowate dłonie Jake'a nie powinny być żadnym ewenementem, zwłaszcza o tej porze roku, choć fakt - mógł nieco bardziej przemyśleć swoją postawę, zamiast tak po prostu wyskakiwać na dziewczynę z zimnymi łapkami. Wysoce prawdopodobne, że mógłby się ciut nadąsać, ale tylko w przypadku pomylenia go z reprezentantką płci pięknej, jednak i to zapewne ostatecznie obróciłby w żart. - Miło Cię widzieć. - odparł z uśmiechem na twarzy, równocześnie zajmując miejsce naprzeciw rozmówczyni. Wiadomość o tym, iż Li rozpoznałaby go nawet z daleka, wprawiła chłopaka w niebagatelne zakłopotanie, wszak z jednej strony powinno być to uczucie w miarę przyjemne, z drugiej natomiast niespecjalnie starał się rzucać w oczy, szczególnie, że sam nie uważał się za osobę posiadającą jakikolwiek charakterystyczny element, któremu to zawdzięczałby rozpoznawalność. - Szukam szczęścia na sklepowych ekspozycjach. - wyrzekł z uśmiechem. - A Ty? Czekasz na kogoś? - zapytał z niemałym zainteresowaniem, chcąc się upewnić, że nie przeszkadza.
Jake... To taka nieco dziwna relacja. Sama nie wiedziałam jak mogłabym ją nazwać. Znaliśmy się? No niby tak. Ale w jakim stylu? Przecież ja go pocałowałam i takim o to sposobem przedstawiłam mu się. Chora zabawa w prawdę czy wyzwanie. Często grałyśmy z dziewczynami w pokoju wspólnym, ale nawet wtedy nie widziałam, że jakiś chłopak na horyzoncie wygrzewa się przy kominku. A dziewczyny tak. Gdy tylko padło na mnie od razu na wyzwanie dały mi pocałować tego chłopaka. No fajnie. Mógł sobie o mnie wiele rzeczy wtedy pomyśleć, ale oczywiście przeprosiłam go później, ale on jedynie się zaśmiał i nie miał nic naprzeciwko temu. Dlatego odczułam niesamowitą ulgę. Nie lubiłam mieć wrogów, a zwłaszcza w swoim domu. Uśmiechnęłam się na przywitanie chłopaka. Był naprawdę miły, przystojny i w ogóle. Ale cóż, przecież to tylko ja, on się za mną nie będzie oglądać, ani za mną ganiać. Byłoby to dla mnie wielkie zaskoczenie. Ale nie miałam zamiaru robić sobie jakichkolwiek nadziei, teraz to traktowała go jak znajomego i tyle, można z zalążkiem na przyjaciela. A to, że mi się podobał? To co... Kogo to obchodzi. - Potencjalnie tak, ale jak widać chyba na daremnie... - mruknęłam do niego i wzruszyłam ramionami. Alex był dla mnie ważną osobą, dlatego chciałam się z nim widzieć, ale cóż. Skoro nie przyszedł to trudno. Ale na pewno dostanie mu się potem po uszach. Pewnie wypadło mu coś ważnego i tyle, a później najwyżej wyślę mu list. - A Ty często tak chodzisz po Hogsmeade w poszukiwaniu szczęścia czy akurat miałam dzisiaj takowe szczęście? - zapytałam szczerząc się do niego.
Relacja obojga była skomplikowana i z tym nie sposób było się nie zgodzić. Od biedy można by nazwać ich znajomymi, ale w takim towarzystwie ludzie chyba zbyt często nie wymieniają się pocałunkami, nawet tymi będącymi konsekwencją różnej maści zabaw. Okoliczności wzajemnego poznania się na podłożu innym, aniżeli z widzenia, były nawet ciekawe. Zasadniczo Jake mógł wtedy spławić Li, uznając tą grę za infantylną, jednakże na całe szczęście nie był typem wyniosłego gbura, więc w rezultacie bez większego problemu przystał na prośbę Puchonki, w końcu nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby z jego powodu przegrała zakład. Ostatecznie nie dość, że okazało się całkiem przyjemnie, to jeszcze od tamtej pory nie mógł przestać o dziewczynie myśleć, wciąż zajmowała główną przestrzeń w umyśle chłopaka i chyba nie miała zamiaru się stamtąd ruszać. - W związku z tym Super-Jake przybywa na ratunek. - oznajmił wesoło, chcąc w ten sposób chociaż odrobinkę rozweselić swą najwyraźniej zobojętniałą kompankę. Skoro się z kimś umówiła, a ta osoba jeszcze nie dotarła na miejsce, to możliwości były dwie. 1) Przybędzie lada moment; 2) Nie zaszczyci nas swoją obecnością. Mistrz dedukcji. Nie zamierzał się tym jakoś specjalnie przejmować, za cel wyznaczył sobie zagaić dziewczynę do czasu, aż sama uzna, że powinna opuścić lokal lub też spóźnialski wreszcie przybędzie na miejsce. - O tej porze roku wyjątkowo, najwidoczniej coś mnie do Ciebie przyciągnęło. - wyrzekł, a następnie uśmiechnął się szeroko. Troszkę skłamał, ale w dobrej intencji! To chyba zalicza się jako usprawiedliwienie, co? - Wiesz, ostatnio bez przerwy myślę o naszym poprzednim spotkaniu. - zagadał nieco ciszej, co w zasadzie nie było nijak uzasadnione. Chciał w ten sposób poruszyć temat tego, co działo się ostatnio i zaobserwować, jak Li będzie na niego reagowała.
Również myślałam o nim, o nas. Ale nie miałam wszelakich myśli, że mogłoby pójść coś w tym kierunku. Owszem, może bym i chciała, ale to nie tylko ja muszę chcieć, ale i on. Nie chciałam się w żaden sposób narzucać, niekiedy nawet omijałam go szerokim łukiem, ażeby tylko do niego nie zagadać. Ale on jest jak magnez. Nawet w Hogsmeade przyszedł do mnie jakby dokładnie wiedział gdzie ja będę. Oczywiście mogłabym myśleć, że mnie śledzi, bądź kogoś do tego wynajął. Ale nie podejrzewałam o to Jake'a. Chyba był normalym czarodziejem, przynajmniej takiego go znam. Pewnie bym już stąd wyszła jakiś czas temu, ale pojawił się Jake. Szczerze powiedziawszy nawet bardziej się z tego ucieszyłam niżeli ze spotkaniem z Alex. Miałam mętlik w głowie. Alex też był dla mnie ważny, na pewno nie obojętny. Ale czy odpowiedni dla mnie? Niekiedy miałam mały dylemat, ale co... Życie ma się tylko jedno, tak? A jak zostanę panną na stare lata? Przecież chciałam mieć dzieci, ażeby same uczyły się również w Hogwarcie. A sama sobie ich chyba nie zrobie... - Super-Jake powiadasz... - mruknęłam. Oczywiście, że mnie rozweselił, dlaczego nie... Jake był typem takiego człowieka, można powiedzieć, że taka rola była mu pisana, a ja zawsze śmiałam się z jego żartów, nie dlatego, żeby mu się przypodobać tylko one były naprawdę śmieszne. Wzruszyłam ramionami, no na to nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Byłam nieco zaskoczona. Rzeczywiście to było dobre usprawiedliwienie. - Znaczy... O naszym poprzednim spotkaniu... Co masz na myśli..? - poczułam się zakłopotana, jak ja nie lubię takich rozmów... Cholera chyba się do tego całkowicie nie nadaje. Jednakże nie spuszczałam wzroku z puchona.
Czasem miewał wrażenie, że dziewczyna na jego widok nagle rozpływała się w tłumie, zupełnie jakby próbowała go unikać. Nie wiedział czym mogłoby to być spowodowane i raczej nie miał zamiaru oto dopytywać. Li, przynajmniej na razie, mogła spać spokojnie, bowiem stalkowanie, śledzenie i wysyłanie za kimś detektywów póki co nie znajdowało się w spektrum zainteresowań Jake'a, przez co mógł sprawiać wrażenie zupełnie normalnej osoby. Natknięcie się na Puchonkę było zwykłym przypadkiem, choć nie mógł zaprzeczyć, że zdecydowanie szczęśliwym. Prawodpodobnie sam Jake również byłby aktualnie zajęty drogą powrotną do Hogwartu, gdyby nie to, że napotkał Li i postanowił nie przepuścić takiej okazji do rozmowy. Jeszcze o tym nie wiedziała, ale od dłuszego czasu wodził za nią wzrokiem, zresztą nie tylko za nią, strasznie kochliwy z niego Puchon. - Mogę być też Kapitanem Prescottem, opiekunem wszystkich samotnych Puchonek. Tylko jest jeden warunek; muszą mieć śliczne, brązowe oczka. - odparł z uśmiechem szerokim na tyle, że powoli zaczynał suszyć ząbki. Z żartów Jake'a śmiał się nawet sam Jake. Niewiele było osób, które faktycznie śmiałyby się z dowcipów tegoż chłopaka, niektórzy robili to ze zwykłej litości. Grunt, że był w stanie rozbawić samego siebie, a później z samym sobą śmiać się z samego siebie (?). Nic poza tym nie miało większego znaczenia. - Wiem, że to co teraz powiem zabrzmi tanio i banalnie, ale wciąż przechodzą mnie pozytywne dreszcze, kiedy tylko przypominam sobie smak Twych ust. - wyrzekł stanowczo, raczej nie miał w zwyczaju motać się w słowach, nawet podczas trudnych tematów, zawsze mówił to, co chciał i przychodziło mu to ze swego rodzaju łatwością.
Byłam ostatnio bardzo zagubiona. Myślami wodziłam po trzech mężczyznach. Marcel, Alex, oraz sam Jake. Cholera. Teraz się wszyscy nagle znaleźli, a gdzie oni byli wcześniej? Lepiej późno niż wcale, prawda? Jake podobał mi się na tyle, że mogłabym pójść za niego w ogień. Miał coś w sobie co mnie osobiście się bardzo podobało i ciągnęło do niego. Nikogo na pewno nie będę trzymała przy sobie na siłę, bo to nie o to chodziło. Miłość? Czy coś do niego czułam? Chyba to za szybkie myśli. Byłam zauroczona to na pewno, ale chyba tylko to. Doskonale wiedziałam, że lata za innymi dziewczynami, ale to właśnie powoduje, że jeszcze bardziej ją pociągał, że to tylko ja mogę go mieć dla siebie. Może kiedyś się to zmieni? Może kiedyś powiedzą sobie więcej niż teraz? Muszą mieć śliczne, brązowe oczka. Widać było po nim, że jest romantykiem, a ja takich chłopców bardzo lubiłam. Byłam naiwna i takie gadanie dla mnie to jak woda dla spragnionego. - Jake... - mruknęłam jedynie, jednak nie mogłam oderwać od niego wzroku. Miałam zamiar jeszcze coś powiedzieć gdy to Jake zabrał głos pierwszy i może to dobrze? W takich rozmowach czułam się niezręcznie i mogłabym palnąć jakąś głupotę przez którą mogłabym później żałować. - Wiesz to była jedynie gra... Nie chciałam być gorsza od innych. Jeżeli zrobiłam to wbrew Tobie to przepraszam. - powiedziałam. Było mi wtedy naprawdę głupio. Może gdybym go wcześniej znała i nasza relacja byłaby co najmniej pozytywna mogłaby to zrobić bez żadnych wyrzutów sumienia. - Ale jeżeli chodzi o mnie to ja też o tym myślałam, myślę i podejrzewam, że szybko nie przestane... - mruknęłam głośno wypuszczając powietrze z ust. Miało to być zwyczajne, przypadkowe spotkanie, a powoli staje się z tego randka na której już bardzo dawno nie byłam. Modliłam się jedynie w duchu, ażeby teraz nie wpadł do pubu Alex bo chyba bym się zapadła pod ziemię.
Najwyraźniej Li miała niebywałe wręcz szczęście do spraw sercowych, sami zainteresowani natomiast godne pozazdroszczenia wyczucie czasu. W gruncie rzeczy Jake nie potrafił jednoznacznie sklasyfikować swojej relacji z Puchonką, bez dwóch zdań był nią oczarowany, jednak nie nazwałby tego bezgraniczną miłością, raczej czymś w centrum, po środku. Tego rodzaju sytuacje nigdy nie należały do najłatwiejszych, wszak za każdym razem kończyły się podejmowaniem decyzji, dotyczących tego, którą ze stron ostatecznie wybrać. Jakkolwiek by to nie wyglądało, Jake nie utożsamiał się z jakimś alfonsem czy też babiarzem. Najzwyczajniej w świecie ma zbyt dobre serduszko, przez co odmawianie było dla niego niemałym kłopotem, a do tego jest strasznie uległy, czego zgubnym rezultatem między innymi było posiadanie kilku sympatii jednocześnie. - W żadnym wypadku nie wbrew, ale czekaj... Jedynie gra? - odparł z lekkim zaskoczeniem. Czyżby złudnie sądził, że dziewczyna odwzajemni jego uczucia? Choć początkowo nie chciał dać po sobie tego poznać, to po krótkiej chwili posępnie począł otulać wzrokiem blat stolika, przy którym oboje siedzieli, tracąc tym samym wcześniejszy, niczym nieprzerwany kontakt wzrokowy z rozmówczynią. - Myślałaś nad tym jakimiś konkretnymi kategoriami? - zapytał, a jego usta znów soczyście uśmiechnęły się od ucha do ucha. Totalnie przy tym zdurniał, przed chwilą była to tylko gra, a teraz okazuje się, że jednak niekoniecznie? Jake dostrzegł niezdecydowanie przejawiające się w zachowaniu Li, tym samym zachowując ostatki nadziei, która to przed momentem w pewnym stopniu ponownie do niego powróciła.
Więc można powiedzieć, że jechaliśmy na tym samym wózku. Ja również nie mogłam się zdecydować jaka łączy nas relacja i co tak naprawdę do niego czuję. Zapewne nie było to tylko lubienie. Gdy kogoś się lubi to nie wali serce jak tylko ten ktoś pojawi się na horyzoncie, tak? Ja rzadko miałam takie uczucia, dlatego byłam pewna, że coś do niego czuje. Przecież nie musieliśmy się nie wiadomo jak kochać, tak? Mogli małymi cegiełkami zbudować ten ich wspólny związek, przynajmniej nadzieję taką miałam. No właśnie być może dlatego wiele razy go omijałam i szłam dalej. Nie musiałam patrzeć, że nie tylko ja jestem w jego życiu obecna. Ale Jake coś w sobie miał, że mnie to naprawdę nie przeszkadzało. Chciałam spróbować, a przecież nie wyjdzie to zostaną przyjaciółmi. Nie chciałam przez ich flirt stracić go na zawsze. Jednakże wierzyłam, że tak nie będzie. Cholera... Przesadziłam. Mówiłam, że nie potrafię rozmawiać o takich sprawach. Kurde... Spojrzałam na niego, nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Czułam, że Jake może po prostu pójść sobie we własnym kierunku i zostawić mnie samą. Jednakże nie zdążyłam w żaden sposób nie uratować, bo moje kolejne słowa nieco uspokoiły sytuacje. - Wiesz Jake... Nie jesteś mi obojętny. Spróbować być z Tobą byłoby dla mnie spełnieniem jednego z marzeń... - mruknęłam. Dlaczego to powiedziałam? To nie powinna być brożka Jake'a? No nic, teraz to ja spuściłam wzrok na blat stołu niecierpliwie stukając nogą o posadzkę.
Bez cienia wątpliwości oboje płynęli w tej samej łajbie, teraz pozostawało mieć jedynie nadzieję, że nikt nie zacznie nią zbyt mocno trząść, bo mogłoby się to nie najlepiej skończyć, szczególnie przy braku umiejętności pływackich, a interpretacja tej metafory, choć może z pozoru zawiła, jest banalnie prosta. Oboje darzyli się uczuciem, którego nie byli w stanie sprecyzować, dodatkowo sam Jake nie był całkowicie przekonany odnośnie do własnych oczekiwań względem Li i niewykluczone, że ona także miewała takowe odczucia, gdyby z kolei któreś z nich się wyłamało, wspólnie poszliby na dno, z którego nie tak łatwo, o ile w ogóle, byłoby wypłynąć. Z pewną ostrożnością, ale jednak, określał tę sytuację mianem impasu, podświadomie tłumacząc sobie, iż żadne to nadużycie, choć w praktyce ździebko nim było. Jake niejednokrotnie zawieszał wzrok na swych obiektach zainteresowań, mimowolnie wpatrując się w nie czasem nawet przez kilka długich minut, przy czym niespecjalnie starał się z tym ukrywać, a więc spokojnie można przyznać, że posiadał w sobie jakąś z cech typowego, maniakalnego prześladowcy, jednakże co do tego spokoju miałbym pewne wątpliwości. Przynajmniej nie planował żadnej maści napadów na swe sympatie, aż takim nadgorliwcem nie zamierzał być. - Również nie jesteś dla mnie obojętna. - odparł z uśmiechem. - Tylko nie mam pewności czy byłbym w stanie zaoferować Ci wszystko, czego oczekujesz. - dodał powoli, biorąc po tym głęboki oddech. Jak to się działo, że z jednej strony zabiegał o dziewczynę, a z drugiej nie mógł zadeklarować się dla niej całym sobą? Mimo wszystko, wyznanie Li ewidentnie poprawiło mu humor. Obie dłonie, które wcześniej trzymał na blacie, zaciśnięte przy torsie, powoli przesuwały się w stronę Puchonki.
Ja sama miałam niekiedy wielkie zamieszanie w swoim sercu. Nie potrafiłam wybrać, nie potrafiłam ocenić kogo tak naprawdę kocham, a kto mi się jedynie podoba. Jake na pewno należał do jednych z tych osób, więc to jednak dobrze, nie? Jeżeli go nie kochałam, to chociaż mi się podobał. Dobre i to. Sama nie oczekiwałam od puchona Bóg wie czego. Związek to sztuka kompromisu, ale czy dobry kompromis ma tutaj znaczenie, jeżeli się kogoś nie kocha? No nic. Byłam gotowa na takie eksperymenty, a przecież nie musieli od razu się żenić, tak? Mnie do tego było bardzo daleko, na razie chciałam spróbować jak to będzie, a może jako przyjaciele potrafiliśmy się dogadać, a w związku będzie całkowicie inaczej? Jake jest cudownym chłopakiem, ale wiele raz to później się zmienia. W gre wchodzi zazdrość czy inne takie aspekty. Ja tam nigdy nie patrzyłam na chłopaków którzy mi się podobali. Raczej wręcz odwrotnie, starałam się uciekać wzrokiem od obiektu zainteresowań. No cóż... Może to było nieco dziwne, ale jak ktoś dobrze zna mnie to jednak stwierdzi, że to cała ja i wcale to do dziwnych rzeczy nie należy. - To wiesz... Raczej się ode mnie tego nie dowiesz... - mruknęłam. Nie chciałam mu mówić i wyjaśniać jak ma być, jak ja to wszystko widzę. Chciałam ażeby to wszystko rozwijało się z czasem, nie że nakreślą sobie odpowiednią relacją i będą się jej trzymać. To nie w moim stylu. Całkowicie zapomniałam w jakim celu ja tutaj przyszłam, byłam zapatrzona jak głupia w puchonie i przyglądałam mu się raz przekrzywiając głowę w prawo raz w lewo. Zauważyłam wtedy, że to puchon robi te pierwszy kroki i wyciągał dłoń w moją stronę, dlatego bez zbędnych ceregieli objęłam swoimi dłońmi jego dłonie. - To może Ty powiedz mi czego oczekujesz... Ode mnie. - spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Byłam bardzo ciekawa jego słów. Szczerze powiedziawszy to wolałam go słuchać jakie ma plany z nią na przyszłość niżeli sama się pogrążać.
Jake nieraz błędnie interpretował swoje uczucia względem innych, omyłkowo zrównując przy tym zauroczenie oraz miłość, na czym zresztą niejednokrotnie się przejechał. Chłopak przez wzgląd na swój stan wewnętrzny nie był w stanie zagwarantować Li spraw, które uznać można za podstawowe dla związku, jak między innymi wierność, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Absolutnie nie nadawał się do szablonowych relacji na tle miłosnym, gdzie chadzało się wesoło pod rączkę i fałszywie zacieszało twarz, jakoby rzekomo wszystko było porządku. Los ucharakteryzował go w sposób takowy, że zwykł sprawy stawiać konkretnie i nie owijać w bawełnę, bowiem z reguły, choć nie zawsze, w rezultacie kończyło się to wręcz koszmarnie. Puchon nade wszystko ceni sobie niezależność, w imię której gotów byłby nawet na odtrącenie najdroższej swemu sercu osoby, a w razie konieczności - również rodziny, jednakże o ewentualne pokusy ograniczenia od strony krewnych się nie zamartwiał, boć odznaczali się oni podobnym nastawieniem do świata, co raczej niczym niezwykłym być nie powinno. Na rzecz utrzymania swej swobody wolał stronić od standardowych związków, znacznie bardziej przychylnym wzrokiem spoglądając przy tym w stronę wolnej relacji, dzięki której darzyć głębszą sympatią mógł nie tylko jedną, konkretną osobę, a więcej. Można sądzić, iż jeszcze dostatecznie nie dorósł do tego, aby zagwarantować lojalność jednostce. Kiedy dłonie obojga napotkały się w objęciu, wtedy Jake począł delikatnie otulać rączki dziewczyny, niczym podczas gry w łapki, aczkolwiek nad wyraz powoli. - Tak... - mruknął zmieszany. - Uważam, że nie wierność jest wyznacznikiem miłości, dopóki dwoje ludzi darzy się uczuciem, inni są nieistotni. Wierności obiecać nie mogę, ale również jej nie oczekuję. - powiedział ze spokojem, bez mrugnięcia wpatrując się w oczy Li. Sporo ryzykował, wszak zawsze mogła strzelić go w głupi łeb i wyjść, pomimo to za sprawę nadrzędną uznał szczerość. I to szczerość właśnie osadził, jako fundament dobrego związku.
Dobra, dobra. A czy ja będę potrafiła dochować wierności? Przecież miałam jeszcze Alexa, oraz Marcela. Marcel co prawda zniknął, ale pewnie się kiedyś pojawi i co? Obejde tak obok niego obojętnie? To nie miało prawa bytu już nie wspomnę o Alexie, bo on mi się śnił po nocach, a przecież to on wypisywał mi listy, co prawda nie miłosne i nie mówił jeszcze mi takich słów jak Jake, ale jednak coś w tym kierunku się działo. Czy on samego początku musieliśmy się wielbić? Związki wymagają poświęceń, a to na pewno będzie poświęcenie z jednej jak i z drugiej strony. Zobaczą jak to będzie, a jeżeli będzie wszystko ok, każdy będzie zadowolony z drugiej osoby to dlaczego mieliby dalej nie być ze sobą na można powiedzieć innych warunkach? Może to przetrwać, a może nie. Ale doskonale wiedziałam na co się piszę. Na pewno nie będzie mu robiła scen zazdrości, chyba, że Jake znajdzie się w intymnej relacji z drugą osobą, a ja będę o tym wiedziała bądź też była naocznym świadkiem. Oj jeżeli chodzi o niezależność to tutaj byli dobrymi sprzymierzeńcami. Ja również byłam niezależna nikogo nigdy nie prosiłam o pomoc. Wolałam radzić sobie sama. Zachowanie Jake'a było bardzo romantyczne, sam się chwalił, że jest romantykiem, jednakże czy mu w to wierzyłam? Teraz mogłam się sama o tym przekonać. Patrzyłam na grę jaką tworzą ich dłonie i lekko się uśmiechałam do samej siebie. Owszem, Jake sporo ryzykował, jednakże ja musiałam pamiętać o tym, że również nie mogłam mu obiecać wierności. Byłam uległa jeżeli chodzi o Alexa. Przy nim traciłam zmysły, ale też nie mogłam omijać takiej okazji do bycia z Jake, skoro Alex odejdzie. Był ode mnie starszy i może wolał kobiety, które mają nieco pojęcie o dorosłym życiu. Ja, wiele osób mówiło, że wyglądam i zachowuję się jak dziecko, ale właśnie o to we mnie chodzi, może to właśnie wiele osobom odpowiada w tym obecnemu tutaj puchonowi. - Szczerze... To nieco mnie zaskoczyłeś, ale cieszę się, że jesteś ze mną szczery. - powiedziałam do niego, ale miał rację, nie jedna rzuciłaby w niego zaklęciem, ażeby nie wstał przez jakiś czas, ale nie ja. - Rozumiem Cię... - mruknęłam i jeszcze mocniej przycisnęłam dłonie puchona dając mu tym samym oznakę, że może dalej wszystko kontynuować.
Nigdy przedtem nie spotkał się z uczuciem zazdrości, nie wiedział, jak będzie na nie reagował, czy zdoła tak po prostu patrzeć, słuchać o podbojach miłosnych Li, kiedy będą tworzyć ten swój pół-związek. Z drugiej natomiast strony nie chciał wychodzić na skrajnego egoistę, przecież sam nie byłby w stanie dochować wierności, a zatem nie chciał ograniczać swej brązowookiej ulubienicy. Zanim doszło do tej rozmowy, przez głowę Jake'a przewijało się mnóstwo myśli dotyczących przyszłości; warto ryzykować i rzucać się na tak głęboką wodę? Co jeśli oboje jedynie zranią siebie nawzajem, a ostatecznie i tak z relacji nie wyjdzie nic korzystnego? Na całe szczęście, lub też i nieszczęście, Jake nie jest typem osoby, która szczególnie zastanawiałaby się nad swym dalszym losem. Liczyło się tu i teraz, ostatecznie nawet swego rodzaju klęska może okazać się dobrą lekcją, zawsze mogą też zostać przyjaciółmi. Nie określałbym tego wielbieniem, ale tak - Jake darzył Li nadzwyczaj silną sympatią, której poziom rósł z minuty na minutę w trakcie bieżącego dialogu. O ile początkowo mógł mieć pewne wątpliwości co do tego czy przypadną sobie do gustu, wszak niewiele mieli okazji, aby pomówić, o tyle teraz jest praktycznie pewien, że sposób bycia Puchonki jak najbardziej mu odpowiada. Nie całkiem był przekonany odnośnie do tego, jak zachowa się w sytuacji 'nakrycia' swej pół-partnerki w intymnej scenerii, nigdy wcześniej nie uświadczył czegoś podobnego, a więc nie do końca potrafił sprecyzować, jakie emocje towarzyszyłyby takowemu incydentowi. Możliwe, iż ewentualną zazdrość postanowiłby przemilczeć, jednakże czy byłaby to dobra decyzja? Przecież nawet zazdrość może być, nieco specyficznym, ale jednak, sposobem na przedstawienie swych uczuć względem drugiej osoby. Ten jegomość jest absolutnym miłośnikiem wszelakiej maści macanek, oczywiście pomijając miejsca, które pominięte zostać powinny, bowiem to zupełnie inna sprawa, inne okoliczności. Gra w łapki niestety musiała zakończyć się wraz z pchnięciem rozmowy do przodu; objął swymi dłońmi dłonie Li, delikatnie muskając je jedynie opuszkami kciuków. - Szczerość. Tego mi brakowało. - uśmiechnął się. - Jestem zdania, iż powinniśmy informować się o wszystkim. W sensie... Nie chodzi o sprawy przyziemne, jak przykładowo defekacja. - zaśmiał się, aczkolwiek po krótkiej chwili ponownie uspokoił. Ten żart chyba był niesmaczny. - Mam na myśli sprawy namiętne. - dodał z powagą, choć nie równą wcześniejszej, ździebko rozkojarzył się swym żartem i choć miał ochotę wybuchnąć śmiechem, nie robił tego z szacunku dla rozmówcy oraz wzniosłości atmosfery. Był również niesamowicie wdzięczny dziewczynie za zrozumienie i za to, że nie postanowiła od razu wyjść. Coraz bardziej zanurzał się w jej ujmującym spojrzeniu.
Właśnie. Nie chciałam również zranić samego puchona. Przyjaźń byłaby dobra w tym rozwiązaniu, ale jednak coś mnie do niego ciągnęło w ten inny sposób. Przyjaźń, być może kiedyś, jak się to nie uda. Kto wie czy będą w stanie sporządzić doskonały związek. Sama o takim marzyłam, ale jednak los przeplata różne figle i może w naszym przypadku zrobi sobie z nas żarty. Jednakże chciałam zaryzykować. Nie traktowałam tego jak zabawę, ale sprawdzenie samej siebie. Może nie wyjdzie, a wtedy normalnie się ze sobą rozejdą i będą żyć dalej w zgodzie, bo jeżeli oby dwoje stwierdzimy, że coś jest nie tak to z jakiej racji ktoś miałby do siebie pretensje? Chciałam, zawsze chciałam doskonałego związku, ale trzeba się uczyć i dorosnąć do takiego związku, a skąd mogłam wiedzieć czy jestem już gotowa? Musiałam sprawdzić samą siebie. Obawiałam się nieco, że bardzo się zaangażuję, a po obserwacjach puchona mogłam stwierdzić, że rozmawia z wieloma dziewczynami i to może być dla mnie bardzo trudne. Jake był romantykiem, a że bardzo go lubiłam to chciałam spędzić z nim swój wolny czas. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie będzie na moje każde zawołanie, chyba że pozytywnie się zdziwię. Jednakże miałam nadzieję, że on nie będzie robił głupich rzeczy, jak śledzenie czy przypatrywanie się z kim wychodzę i z kim rozmawiam. W tej sytuacji mógłby się rozczarować, bo jednak nie miałam zamiaru kończyć z Alexem czy też Marcelem. Marcel jednak odchodził na dalszy plan. Można powiedzieć, że nic między sobą nie ustalali, a nawet nie flirtowali, więc można uznać, że nie mieli do siebie żadnych partnerskich praw. Na pewno będzie to dla nich fajna lekcja. Bo tak jak myśli Jake, można obejść obojętnie obok jakichś dziwnych sytuacji, ale czy wtedy druga osoba nie będzie miała za złe, że się tym nie zainteresował? Może nauczą się ze sobą żyć w miarę swoich możliwości, a kto wie może w późniejszym czasie zrozumieją, że są dla siebie naprawdę ważni i można spróbować stworzyć coś poważnego. A przecież oby dwoje nie byli już na tyle młodymi czarodziejami, że mogliby chodzić i tu i tu. Studia się skończą i będzie trzeba myśleć o założeniu rodziny, a ja na pewno chciałabym mieć własne dzieci i kochającą rodzinę. - Oczywiście... Sama też sobie tego nie wyobrażam, żeby mogłoby być inaczej. Wiesz, ja nie mam zamiaru Ci czegokolwiek zabraniać. Każdy ma swój rozum i wie czego chce. Ja na ten moment chce Ciebie Jake, a co będzie dalej... Czas pokażę. Może kiedyś będziemy się z tego śmiać, a może staniemy się najgorszymi wrogami co oczywiście chciałabym jakoś ominąć, ale różnie jest... - mruknęłam do niego i uśmiechnęłam się. Całe te zdanie wypowiadałam patrząc na romantyczny taniec ich dłoni. Chciałam być sam na sam z nim, przynajmniej teraz. To miejsce z pewnością nie było zbyt romantyczne, ażeby pokazać swoje uczucia w tym momencie. Czy byłam gotowa na rozwinięcie tego wątku, owszem. Chciałam go mieć tylko dla siebie, chociaż teraz. Przecież chyba po takich wyznaniach nie powie jej, że ma ważne sprawy do załatwienia. A szczerze powiedziawszy chciałam wyjść stąd, ażeby nie skończył się ten piękny sen wtargnięciem Alexa do pubu, bo mogłoby być różnie. Co prawda nie wyobrażałam sobie bójki między nimi, ale jednak wymiana ostrych słów mogłaby mieć miejsce zwłaszcza z moją skromną osobą. - Może masz ochotę na spacer... Jakiś... - mruknęłam. A czego oczekiwałam od niego? Zwykłego pocałunku, bo naprawdę zdołałam się stęsknić za jego gorącymi ustami. Sama na myśl przygryzłam wargę.
Przyjaźń, ewentualnie zdrowa relacja, byleby pominąć uczucie zawiści względem siebie nawzajem. Jake nie potrafił wyobrazić sobie rzeczywistości, w której mijałby Li bez słowa na korytarzu, w dodatku wymieniając z nią przepełnione wrogością spojrzenia. W razie potrzeby zapewne starałby się doprowadzić ich kontakt do jako-takiego porządku, aby byli w stanie normalnie ze sobą pomówić, wymienić zwyczajne 'cześć', kiedy gdzieś na siebie wpadną, a nawet spędzić wspólnie trochę czasu, jednakże już na innej stopie znajomości. Puchon ma świadomość tego, iż dziewczyna prędzej czy później będzie oczekiwała od niego znormalizowania stosunków i przejścia na etap zwykłego związku, do czego raczej nie było mu spieszno, bowiem stanowiło to dla niego spore ograniczenie. Możliwe, że w ogóle nie stworzą relacji utartej na schematach, tj. doskonałej, chociaż obecnie nie ma co prorokować, wszystko zależy od tego, jak obojgu się ułoży, przecież nie wiemy co przyniesie nam kolejny dzień, tydzień, miesiąc. Skoro sam oczekiwał swobody w działaniu, to bardzo prawdopodobnym jest, nawet pewnym, iż nie będzie maniakalnie obserwować swej towarzyszki na każdym kroku i najzwyczajniej w świecie po prostu jej zaufa, w końcu to miało być podstawą ich związku - zaufanie, a Jake starał się dotrzymywać złożonych obietnic, dlatego też nie składał tych bez pokrycia. Swój wolny czas, oczywiście w miarę możliwości, będzie poświęcał na spotkania z Li, jednakże wszystko w granicach zdrowego rozsądku; jeżeli nie będzie miał ochoty na wyjście - nie wyjdzie, przedtem rzecz jasna informując o tym dziewczynę, po której zresztą spodziewał się tego samego, wszakże nie ma potrzeby, aby spotykali się na siłę, z czegoś takiego nie wyjdzie nic pozytywnego, tylko się zanudzą. Jake to lekkoduch, a więc nie powinno dziwić, iż póki co nawet nie myślał o kończeniu studiów, zakładaniu rodziny i tym podobnych, dla niego jest to bardzo odległa przyszłość, o której aktualnie nawet nie chciał słuchać. W chwili obecnej totalnie nie widział siebie w roli męża i ojca, bowiem niesie ona za sobą zbyt dużą odpowiedzialność, a ta w zestawieniu z Jake'em nijak się nie łączy. - Śmiać możemy się nawet teraz. - odparł z uśmiechem na twarzy. - Miło, że rozumiemy się nawzajem. - dodał z równie szerokim wyszczerzem. Był naprawdę zadowolony z tego, iż dziewczyna poniekąd podziela jego spojrzenie na sprawy, choć początkowo odniósł wrażenie, że spodziewała się czegoś zupełnie innego, aniżeli tego, co finalnie urosło w efekcie rozmowy. - Jasne, gdzie chciałabyś iść? - zapytał, w trakcie rozmowy zdążył całkowicie zapomnieć o tym, iż Li była tutaj z kimś umówiona, chociaż chyba i tak niewiele straci, minęło sporo czasu, a po jej towarzyszu ni widu, ni słychu.
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
/ To jakoś po Alice! I wiem, miałam dać tu posta wcześniej.. ale tak życie.exe dało mi mocno po dupie. :-O W związku z tym najwyżej Alex dostanie zjeby, zostanie zlany, whateva. Albo będzie jakaś jatka... to już od was zależy, ale stwierdziłam, dobra w końcu się ogarniam na forach ogółem, to wbiję, chyba mi nic nie szkodzi, a może więcej się zadzieje... trochę dram nikomu nie zaszkodzi, prawda? :'D. Stylóweczka
Po tym co się ostatnio wydarzyło Alexis był.. nieźle kołowaty. Nie miał najmniejszej ochoty nad tym deliberować; musiał skupić się na zupełnie czym innym, bo to go cholernie dobijało.. słabo mu się robiło, aż go wykręcało wręcz w środku na samą myśl, że mógł zdradzić tamtej felernej nocy swego ukochanego.. Tak naprawdę to nie wiadomo jak to było w rzeczywistości, bowiem był tak nawalony, że w pewnym momencie urwał mu się film, co w efekcie zakończyło się sporymi lukami w pamięci. Trzeba będzie to jakoś wyjaśnić, ale.. wszystko powolutku. Na razie nie chciał sobie zakrzątać tym głowy, ani tym bardziej mówić o tym Comie. Musiał znać wszelkie szczegóły, bo jeśli palnąłby jakąś głupotę, a potem okazałoby się, że to nie była prawda, nie wybaczyłby sobie tego do końca życia.. Tak czy siak nie zamierzał skupiać się na negatywach, toteż postanowił po prostu pospacerować ze swoim kotem na łonie natury, bowiem takie eskapady zawsze dobrze na niego wpływały. Po powrocie do domu, wciąż nie zastał w środku Iridiona. Niemniej długo znów tam nie zabawił, ponieważ za to czekał na niego list od Li. Umówili się w tej samej kawiarni co zwykle w Hogsmeade. Od razu zgodził się na to, by się spotkać, bo i tak nie miał nic lepszego do roboty, a poza tym stwierdził, że rozmowa z kimś tak dla niego ważnym dobrze mu zrobi. Przynajmniej z takiego założenia wychodził. Nie czekając ani chwili dłużej, zostawił kotu jedzenie i wodę w miskach, po czym wybył z chaty. Może i Alexis bywa zawalony różnymi obowiązkami, jednak gdy już się z kimś umawiał zawsze był na czas. Co zatem się stało, że Blackwood wciąż się nie pojawiał, przez co dziewczyna popadła aż w wątpliwości, czy w ogóle dotrze na miejsce? Mógł się w zasadzie od razu teleportować i nie byłoby problemu.. ale jemu zachciało się pójść tam z buta.. Głównie dlatego, że zdawało mu się, iż ma na tyle dużo czasu, by sobie na to pozwolić. I to był właśnie błąd.. niestety po drodze trafił na jakichś natrętnych paparazzich, którzy chcieli zadać mu kilka pytań odnośnie jego zespołu i takich tam. Mógł ich jakoś zbyć, co potrafił czynić rzecz jasna.. ale tego dnia byli wyjątkowo upierdliwi i ciężko było się od nich w jakikolwiek sposób wyrwać. Chcąc nie chcąc udzielił im kilku odpowiedzi, aby na koniec rzec niemal błagalnym tonem, iż musi kończyć, ponieważ bardzo mu się gdzieś spieszy. Najgorsze jest to, że nawet jak już udało mu się uwolnić od tych cholernych dziennikarzy, to na domiar złego wpadł na tłum psychofanek, które się na niego wręcz rzuciły.. Zdecydowanie nie mógł im pozwolić na to, by go dorwały, bo cholera wie, co takim chodzi po głowie i do czego mogą być zdolne.. zaczął więc gnać tak szybko jak potrafił, co na szczęście ciężkie nie było ze względu na jego spory wzrost i długie, chude nogi, które nie raz i nie dwa uratowały mu tyłek przed katastrofą. Boże jak on nienawidził się cackać z tymi pojebanymi ludźmi.. Teoretycznie mógłby użyć magii, cokolwiek. Ale nie chciał też przeginać w drugą stronę, bo przecież mógłby sobie czymś takim narobić jakichś problemów, tudzież nie daj boże skandalów. Jednak ostatecznie zgubił wszelkie złowrogie stworzenia i mógł odetchnąć z ulgą i wreszcie udać do obranego sobie wcześniej celu. Aczkolwiek to wszystko zajęło mu potwornie długo.. Tak, świetnie, niech los mu jeszcze bardziej dowali.. Spojrzał nerwowo na zegarek. Był spóźniony. I to cholernie spóźniony. Tak, to mu się nigdy nie zdarzało. Nie powiem, wkurwił się niemiłosiernie, że przez jakichś kretynów Li może stwierdzić, iż ją wystawił, albo cokolwiek innego.. Wtem odniósł dziwne wrażenie, że przez to wszystko zjebał sprawę tak bardzo, że bardziej się nie da.. lecz postanowił zaryzykować, a nuż tam nadal będzie! Najwyżej się na niego wydrze, choć jeśli jej wyjaśni co się stało.. może się ostatecznie nad nim zlituje..? Dobrze by było! Normalnie począł pędzić niczym struś pędziwiatr, i gdy ujrzał odpowiedni szyld, pchnął drzwi mocno do środka, które otworzyły się praktycznie z hukiem. Alex począł łapczywie wdychać powietrze do płuc, bo z tego całego biegu dostał lekkiej zadyszki. Nie ma to jak wejście smoka, prawda..? To mógł być tylko Alexis Blackwood! Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu chcąc zlokalizować sylwetkę Li.. nie trwało to długo i przy okazji zauważył obok niej jakiegoś nieznanego mu chłopaka. Oczywiście nie miał jej za złe, że może chciała z nim gdzieś pójść, bo na to wyglądało. Nie będzie się gniewał, gdyż to on nawalił.. nie ze swojej winy, ale wciąż! Podszedł niepewnie do dziewczyny ze speszoną miną. No było mu z tym źle, serio! - Hej Li, wybacz, że dopiero teraz jestem.. ale wpadłem po drodze na pewne przeszkody.. właściwie bałem się przez chwilę, że w ogóle mi się nie uda tu dotelepać.. - wyjaśnił od razu pokrótce lekko sapiąc, no ale chociaż ją złapał! Nie był pewien, czy tak wypada, ale przywitał się z nią, po prostu całując delikatnie w policzek, po czym odsunął się w to samo miejsce. Byłoby mu dziwnie, gdyby tego nie zrobił, dlatego nie dbał o to, czy jej obecny towarzysz będzie miał o to wąty. Szczerze mówiąc zwisało mu to i powiewało. - Ale jeśli w czymś przeszkodziłem i zmieniłaś plany.. zrozumiem, nie będę robił kłopotu. - dodał na koniec spokojnym i niezwykle opanowanym głosem, wzruszając ze zrezygnowaniem ramionami. Obrzucać obelgami również nikogo nie zamierzał. Alexis należy do ugodowych ludzi i nie wszczynałby bójek z kimś, kogo pierwszy raz widzi na oczy i kto możliwie coś czuje do Li. Zwłaszcza, że póki co on traktował ją bardziej jako przyjaciółkę, więc do głowy by mu nie przyszło by użyć przemocy na jakichś jej znajomych! No cóż.. teraz od niej zależało jak się to potoczy i którego z nich wybierze. A jeśli będą chcieli zostać sami nie wtryni im się bezsensownie w paradę. Wpierdolić mu nie wpierdoli, bo on nie z takich, chyba, że serio ktoś go wytrąciłby mocno z równowagi, ale musi mieć ku temu konkretny powód i tyle. Owszem, będzie mu smutno, jeśli z ich spotkania nici, ale cóż.. zdarza się i tak i nic się na to nie poradzi. Bardziej dobijał go fakt, że jakiś pech się go ostatnio trzymał, ale widocznie kiedyś i jemu musiały się trafić gorsze dni. W każdym razie zaakceptuje wybór Li, niezależnie od tego, jaki on by nie był.
Nigdy, ale to przenigdy nie chciałabym mieć wroga w Jake'u. Był dla mnie bardzo ważną osobą i choćby im nie wyszło to jednak chciałabym mieć go za przyjacielela. Przyjaźn czasami jest o wiele bardziej ważniejsza i szlachetniejsza niżeli miłość. W miłości same złe rzeczy się dzieją, zdrady itp. A w przyjaźni? Mówią sobie praktycznie wszystko i mogą porozmawiać na kazdy temat i przede wszystkich doradzić. Oczywiście ja nie jestem od tego, bo sama nie potrafię wyrazić swojej opini na swój temat, a tym bardziej, jeżeli jest ona negatywna. Mało to razy zaryzykowała, a potem miała przez to same kłopoty. Owszem. Jeżeli będzie to fajnie wyglądało z pewnością będę chciała coś na poważnie z nim, ale na pewno będzie musiał minąć spory okres czasu i ja sama będę musiała poczuć, że Jake jest dla niej tym jedynym, a i ja muszę to widzieć w jego zachowaniu, a jeżeli ona jedyna nie będzie to tego zwyczajnie nie zobaczy. Więc nic takowego powinno się nie wydarzyć, ale kto to wie. Nie chciałam kolejny raz cierpieć, więc na razie się nie angażowałam na tyle, żeby wylewać łzy w poduszkę. Wolałam sobie darować i trzymać to wszystko na jakimś dystansie. Chciałam się cieszyć każdą chwilą, dlatego nie przejmowałam się tym jak będzie za jakiś czas. To się okażę. Może i mnie coś odwali, a to Jake będzie czuł się źle potraktowany. Różnie to może być. Może za bardzo oby dwoje chcą coś stworzyć, a tak naprawdę niczego nie ma prócz zwykłego zauroczenia. Ale przekonają się sami, tak? Uśmiechnęłam się jedynie na stwierdzenie chłopaka, że się rozumieją. Może się rozumieją, może nie. To był dość dziwny temat do rozmów, bo jednak para inaczej ze sobą rozmawia, ale czy oni są już parą? Chciałam się przekonać, dlatego ucieszyłam się kiedy Jake chciał nadal z nią iść na ten spacer. - W Hogsmeade jest wiele pięknych miejsc... - mruknęłam do niego i o mało się nie zadowiłam powietrzem gdy za oknem ujrzałam Alexa. Może nie wejdzie? Modliłam się w duchu, że przejdzie i pójdzie dalej. Był grubo spóźniony więc może zmierzał w innym kierunku, jednak nie. Po chwili był już obok niej całując ją w policzek. Próbowałam zachowywać się normalnie. Poza tym z Alexem nie obiecywali sobie niczego więc czego się obawiała? Jedynie tego, że może sobie w głowie sam przyswoi, że nie ma o co walczyć, a ona nie chciała go stracić nawet w takim kontrakcie. A przecież nie muszą skakać z Jake nad nim i mówić, że są parą, bo tak naprawdę oby dwoje nie wiedzieli na czym stoją. Jedynie pomiziali się opuszkami palców, mało tak przyjaciół robi? Szczerze powiedziawszy najlepiej bym wyszła i schowała się za drzewem, ale nie mogłam. Musiałam zachować zimną krew. Byłam nieco zła na Alexa, bo jednak powinien sobie darować widząc, że byłam z kimś innym. Może poczuł się zazdrosny, albo w jakiś sposób zagrożony? Nieco mi to schlebiało szczerze powiedziawszy. - Cześć Alex - mruknęłam do niego na przywitanie. Nie wiedziałam co mam robić. Właśnie wychodziłam z Jake na spacer, a teraz co? Nie wypada przecież Alexa zostawiać samego, tak? - Alex, Jake. - przedstawiłam chłopaków. Przecież musiałam tak zrobić, bo jednak tak wypadało. - Właściwie to właśnie wychodziliśmy... - mruknęłam do niego i nieco się zniesmaczyłam. Przeniosłam wzrok na Jake. Tak jakbym oczekiwała od niego jakieś pomocy, zeby cokolwiek wykombinował. Ale co on biedny mógł poradzić w tej sytuacji. - To właśnie na tego kolegę czekam tutaj od jakiegoś czasu, dobrze, że Jake przechodził bo już byś mnie tutaj nie spotkał mój drogi. - pierwsze słowa wypowiedziałam do Jake'a i wtedy wzrok był skierowany na jej "partnerze", jednakże późniejsze do Alexa. Wysunęłam krzesło, ażeby ten zasiadł. Może napiją się po piwie kremowym i już? Teraz miałam cholerny dylemat którego zostawić, a którego wybrać do dalszych rozmów, jednakże to Alex się spóźnił i to on powinien ucierpieć. Ale może sytuacja całkowicie się odmieni i któryś po prostu będzie musiał iść i już. Założyłam nogę na nogę. - Jake zepsuł nam taką romantyczną chwilę, prawda? - spojrzałam na niego z uśmiechem. Jeżeli chodzi o puchona to mógł to uznać za zwykłe zapytanie, ale jeżeli o Alexa to za zwyczajny żart. Bo tak chciałam, żeby odebrał to za żart. Nie chciałabym stracić, ani tego ani tego, ale z pewnością to ja będę teraz przewódczynią tych rozmów, bo o czym chłopaki mieli rozmawiać? Chyba, że pozytywnie się zdziwie. A co jeżeli oni zostaną przyjaciółmi, albo nie daj Boże się już znają? Albo są rodziną? Cholera, czekałam na ciąg dalszy...