Owego kolejnego, pochmurnego poranka, Valentin nie śpiesząc się, opuścił ciemne lochy. Co prawda nie chciał, bowiem nie lubił tak wcześnie rano jeść, jednakże musiał się napić, kawa była czymś co o tej porze było dla niego konieczne. Nie chciało mu się przepychać znów przez kuchnię pełną skrzatów, więc postanowił, że wypije ją po prostu w Wielkiej Sali. Nieco niewyspany, aczkolwiek jak zwykle w przemyślanie dobranych ubraniach, wszedł do owego pomieszczenia na parterze. Miał na sobie koszulę w biało szkarłatne pasy, a i oczywiście nie zapomniał jednego ze swych archaicznych zegarków, zwisających z kieszeni. Nie rozglądając się po sali skierował się do jakiegoś wolnego miejsca przy stole Slytherinu. Leniwie sięgnął po dzbanek z kawą, aby nalać nieco napoju do kubka. W myślach nieprzerwanie narzekał, że znów siedział po nocy, co za tym idzie, te parę marnych godzin snu na pewno nie były wystarczające. Spojrzał na czarny napój w kubku, mając nadzieje, że nieco go rozbudzi do życia, po czym wypił parę jego łyków.
Tak jak przypuszczała rozmowa nie wypada najlepiej. - Raczej nie - odpowiedziała spokojnie. - Mia... de Pourbaix. Czy warto było przedstawiać się w całości? Tak i co jeszcze? W jakim jest domu, adres zamieszkania, szersze dane osobowe? Z resztą zapewne nigdy nie będą dobrymi koleżankami. Dziewczyna nerwowo zagryzała dolną wargę. - Jakoś specjalnie nie przykładałam uwagi do stroju, ale dzięki - odpowiedziała. - Widziałyście może kogoś, kto miał może przypinkę w kształcie miotły? - zapytała z nadzieją. W zasadzie dlaczego ciągle ją miała?
-Emm...nie - Jej odpowiedź była równie głupia jak pytanie chłopaka. Przejechała palcami po ławce i zerknęła na magiczne sklepienie. Po chwilki zerknęła w stronę Puchona. Nic nie powiedziała tylko tak siedziała wpatrując się nieco bezczelnie w Rogera. Musiała przyznać, że chłopak jest dość przystojny.
Gdyby znała Francuski, lub Rosyjski. Och Effie, czemuż ty tak uparcie nie wzięłaś się choć do nauki Francuskiego! Jakby to był Holenderski, to jeszcze mniej więcej by sobie z treścią poradziła, ale tamte dwa... no nijak je umiała! - Chyba poszukam Angielskiej wersji jednak - przyznała, tym samym dając do zrozumienia, że do tamtych wersji będzie potrzebować jeszcze tłumacza. Eff, cóż, rzeczywiście nie przepadała za mugolami, a przede wszystkim za takimi co kierowali statkami, które potem się rozbijały... Nim zagalopowała się w myślach i dotarła do tematu zakazanych kochanków, spojrzała na Cherrie, przypominając sobie, że właśnie zadała jej pytanie o Louisa. - Tak, tak poznałam go jakiś czas temu. Właściwie to całkiem niedawno. Wspominał mi właśnie, że ma siostrę bliźniaczkę, jesteście strasznie podobni - przyznała przyglądając się dziewczynie. Wyglądała zupełnie jak żeński wersja jej brata. Zupełnie jak Alex i Alexis, Ci też byli tak do siebie podobni! Zaraz przeniosła wzrok na jakąś rudowłosą Ślizgonkę, która do nich podeszła. Prawdę powiedziawszy, nie miała pojęcia kim owa dziewczyna jest. - Dzięki - odpowiedziała spoglądając przez chwilę na jej strój. - Nie, od razu zobaczyłam kogoś z moim znakiem, więc później już się nie rozglądałam po przypinkach innych. - Wyjaśniła poprawiając kapelusz na głowie.
Miał zamiar powiedzieć "Jesteś urocza i piękna ale na prawdę muszę już iść." - Clau, powinienem już iść. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - Przez chwilę patrzył w piękne oczy dziewczyny i nie wiedział co zrobić, jednak szybko się pozbierał i pożegnawszy się wyszedł z sali.
Cherrie spojrzała na nią jakoś łagodniejszym okiem, gdy poznała jej nazwisko. Francuzka! I chyba gdzieś je jednak słyszała. W żaden sposób zaś nie była w stanie połączyć go z konkretną osobą. To zabawne. Rzuciła tylko uwagę, która sugerowała, że jeszcze do tej pory się nie poznały. Tymczasem nie w pełni zdając sobie tego sprawę, wzbudziła w dziewczynie uczucie niepokoju i irytacji. Mogła zaobserwować jedynie oczywiste oznaki nerwowego zachowania, takie jak zagryzanie wargi. Na pytanie o przypinkę, wzruszyła ramionami. -Nie, nie widziałam, nie bawiłam się w to całe losowanie, więc nie zwracam na nie uwagi. - przyznała dość obojętnie. -Ahm, i tak przy okazji, Cherrie Lefevreux. - iha, gdyby podeszła wcześniej, nie musiałaby się przedstawiać po raz kolejny. Na uwagę Effie, zareagowała uśmiechem. -Myślę, że nie zajmie Ci to dużo czasu, to w świecie angielskich mugoli bardzo popularna bajka. W sumie, może sama sobie załatwię angielski egezmplarz. Jak jakiś ustrzelę, to będę o Tobie pamiętać. - obiecała. I jej uśmiech znów się poszerzył. Louis o niej wspomniał! Myślał o niej będąc w towarzystwie wili, więc uff, nie miała powodów do obaw. To znaczy nie, żeby mu nie ufała i wcześniej się obawiała, nienie, to nie miało tutaj miejsca. -Wiem. Nawet bardzo. Nie tylko z wyglądu. - przyznała. Zawsze ją to zdumiewało. Nie znała osoby, która różniła się od niej bardziej, niż Louis. Nie znała także nikogo kto byłby tak do niej podobny. Fascynujące.
- Jasne - mruknęła kiwając głową. Nic innego nie przychodziło jej na myśl. A więc Mia jest już na spalonej pozycji. Kolejna nieudana próba, coś za dużo ich ostatnio. W dodatku Ślizgonka poczuła się nagle senna. Chyba jeszcze nie czas na lulu, chociaż dziewczynie wydawało się, iż Wielka Sala nieco schudła, a uczestnicy imprezy gdzieś wybyli.
Powiedziała coś w stylu "Dobranoc" i dopiła kolorowego drinka. Uceszyła się, że poznała takiego...fajnego chłopaka. Podniosła się zakładając kocie uczy na głowę i ruszyła do wyjścia z sali. Nic ją teraz tu nie trzyma.
Stanął w miejscu, gdy zobaczył, że dziewczyny rozmawiają, z daleka nie mógł ocenić czy rozmowa im się klei, czy nie, jednak wyglądało na to, że coś tam się do siebie odzywały. Uśmiechnął się sam do siebie i ruszył w ich kierunku. Chłopak był wielce z siebie zadowolony, wszak znalazł więcej alkoholu, niż się spodziewał. Zatrzymał się tuż obok Mii. Wyglądał dziwnie z rękami schowanymi pod peleryną z prześcieradła, właściwie jakby się uprzeć można by było powiedzieć, że przebrał się za Bukę z głową Edwarda nożycorękiego. Przez moment stał patrząc to na ślizgonkę, to na krukonkę, to na drugą ślizgonkę, jakby był niewidzialny i chciał podsłuchać o czym rozmawiają, zaraz jednak wyszczerzył się w uśmiechu i odezwał. - Ta... bardzo fajnie się tu tak stoi, ale może sobie siądziemy, napijemy się czegoś, czy coś? - zapytał i rozejrzał się po sali. Zaraz odezwał się ponownie. - Właściwie bym zapalił - mruknął do siebie, po czym zwrócił się do dziewcząt - zgadniecie za co jestem przebrany?
Ślizgonka odetchnęła z ulgą i jednocześnie była wściekła, gdy zobaczyła zbliżającego się w ich stronę Marvola. Zbyt długo trwała ta jego wędrówka. Więc kiedy chłopak podszedł do niej rzucała mu co chwilę ostrzegawcze spojrzenia. Gdzieś tam jednak się uśmiechnęła, gdyż wyglądał komicznie. Ruda postanowiła dać głos dziewczynom kiwając tylko głową w odpowiednich momentach.
Z siostrą Louisa okazało się, że dogadywała się równie dobrze co i z nim. Czyżby poza wyglądem rzeczywiście i ich charakter się dość pokrywał? - Byłoby świetnie, bo rzeczywiście chętnie bym ją przejrzała - posłała Cherrie uśmiech, choć może do tego czasu uda się jej samej jakoś ją dorwać. Spojrzała na chłopaka, który ponownie pojawił się w sali. Nie miała pojęcia za co jest przebrany, więc ani się nie odzywała. Cokolwiek to było, wyglądało nietypowo. - Też bym zapaliła, ma ktoś z was może fajki? - Zapytała spoglądając po Ślizgonach i Krukonce, akurat ona papierosów nie wzięła ze sobą, w ogóle rzeczy targane ze sobą ograniczyła tylko do różdżki. Właściwie nie miała nic przeciwko zajęciu jakiegoś miejsca, bo wcale się jej tak stać nie chciało. Zaraz więc usiadła na wolnym krześle, przy stoliku tuż obok nich.
-Pewnie. - uznała, siadając. Jednakże, ktokolwiek proponował picie w jej obecności, nie miał najzieleńszego pojęcia, w co się wpakował. Jej mamusia była tak udana, żew mrozy od dziecka poiła ją i brata alkoholem. W końcu, choćby wódka była tańsza, niż surowce na opał, czyż nie? Jej odporność na alkohol była zadziwiająca. Spojrzała na Effie. -Nie mam, palę tylko gdy ktoś mnie częstuję. Mam coś lepszego. - uznała, skrupulatnie szukając czegoś w torebce. W międzyczasie rozejrzała się kilka razy, i upewniła się, że w pobliżu nie ma żadnego nauczyciela.
Jego uwadze nie umknęły spojrzenia Mii, więc Marvolo kilka razy zerknął w jej kierunku, jakby chciał powiedzieć "nie bij", jednak nie odezwał się do niej, a tylko uśmiechnął i mrugnął jednym okiem. Gdy Effie zapytała o papierosy przez chwilę stał w miejscu wpatrując się w sufit, za cholerę nie mógł sobie przypomnieć, czy ma je w kieszeni, czy nie ma, a ręce przecież miał zajęte. Niewiele myśląc skierował się do najbliższego stolika i ułożył na nim trzy butelki, po czym nakrył je prześcieradłem. Wreszcie mógł sięgnąć do kieszeni, to też uczynił, jednak nic nie znalazł, westchnął ciężko i zerknął po dziewczynach. - Nie wziąłem... mam tylko to - mruknął spoglądając na butelki.
Mia zaczęła się klepać. Szlugi... Czy wzięłam szlugi?, zadawała sobie te pytanie. Raczej nie było na to szans. Wyostrzył jej się słuch, gdy Cherrie wspomniała o czymś lepszym. Ślizgonka podejrzewała o co jej chodzi, jednak taka ilość alkoholu miałaby się zmarnować?
Cherrie spojrzała na chłopaka, unosząc brwi. Już nawet nie pytała jak się nazywa, gdyż chciała sobie oszczędzić po raz trzeci formułki przedstawiającej, i tak pewnie jakoś z rozmowy wychwyci jego imię, podobnie jak on jej. A jak nie to może kiedy indziej to nadrobią. Może. Bo obecnie spojrzała tylko z politowaniem na te butelki. Co to było? -Daruj, ale wygląda dość nędznie. - odparła miłosiernie. O, znalazła! Jeszcze raz się rozejrzała i wyciągnęła piersiówkę. Chwyciła ją w dłoń w jakiś dziwny sposób, conajmniej tak jak gdyby była bezcennym artefaktem, ostrożnie odkręciła zakrętkę i podniosła zawleczkę. Cóż, w otoczeniu rozniósł się bardzo intensywny zapach, którego nijak nie dało się sklasyfikować, poza tym, że było w nim między innymi coś ziołowego. Bez większych skrupółow przytknęła ją do ust i pociągnęła zdrowy łyk odchylając głowę. Nawet się nie skrzywiła, mimo tego, że był to "napój".. prawdziwie solidny. -Chce ktoś prawdziwego alkoholu? - spytała. Czy powinna coś nadmienić o ryzyku uszkodzenia szczęki w wyniku permamentnego wykręcenia się po wypiciu tego cudeńka?
Zerknął na mię, jednak zaraz wzrok przeniósł na Cherrie. Oczywiście, jak zwykle zapomniał się przedstawić, ale cóż się dziwić, zapominał o tym bardzo często. Kiedy krukonka skwitowała jego zdobycze jako nędzne skrzywił się urażony, niczym mały chłopiec, któremu koleżanka powiedziała, że jego ulubiona zabawka to śmieć. Początkowo odwrócił się w innym kierunku i nawet nie spoglądał na dziewczynę, ale kiedy wyjęła piersiówkę skierował na nią swój wzrok. Do jego nozdrzy uderzył dziwnie znajomy ziołowy zapach, jednak była to jeszcze jakaś inna woń. Zmarszczył nos i zmrużył oczy patrząc na krukonkę. - A co to? - zapytał, już przez myśl mu przemknęło, że będzie raczej trudno ją upić, skoro nosi przy sobie piersiówkę. Zastanawiając się nad tym przyszło mu nawet do głowy, że on upije się pierwszy, jednak na to pozwolić nie chciał.
Z uniesionymi brwiami spojrzała na Cherrie, zastanawiając się cóż takiego lepszego ma ze sobą. Swoją drogą wygodny zwyczaj, palić tylko gdy częstują, aczkolwiek Eff za bardzo lubiła palenie, aby ograniczyć się jedynie do papierosów od częstujących. Wzrok jednak zaraz przeniosła na stół, bowiem Ślizgon właśnie oświadczył, że też nie ma papierosów (wszyscy nagle postanowili liczyć na częstujących?!), natomiast ma "to". Jak się okazało chodziło o trzy butelki z alkoholem. No, całkiem nieźle się to prezentowało, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio w szkole nie brała udziału za wiele w tego typu imprezach. W zeszłym roku jakoś o wiele więcej tego było. Postanowiła, że nie będzie liczyć, na swoich kompanów i wstała z miejsca. Przeszła się po sali, a po chwili wróciła z kilkoma papierosami. Jak widać, nie wszyscy faceci w tej sali ich zapomnieli. Usiadła więc ponownie na miejscu i odpaliła krótkim "Incendio" jedną z fajek. Spojrzała na Cherrie, kiedy ta wspomniała o prawdziwym alkoholu. Sama nie wiedziała co o tym myśleć. Na Merlina, Effka była tylko drobną wilą! Nie zamierzała się tu upić i zasnąć pod stołem, czy dokonać czegoś jeszcze barwniejszego, co naturalnie, nigdy się jej nie przytrafiło. Choć, łyk nie zaszkodzi, prawda? - Co się kryje pod nazwą "prawdziwy alkohol"? - Zapytała po czym zaciągnęła się swoim papierosem.
Była zdumiona widząc jak Effie bez problemu zorganizowała parę papierosów. Cóż... W zasadzie nie powinno ją to dziwić, lecz nasunęły jej się pewne złośliwości pod adresem panny Fontaine. Nie ufała też tej drugiej i na razie nie miała zamiaru tknąć tego syfu, który znajduje się w piersiówce. Mogło być tak dosłownie wszystko, czyli coś, po czym na pewno straci się świadomość, a to ona ma się kimś bawić, a nie ktoś nią.
-To istotnie, bardzo dobre pytanie. - przyznała enigmatycznie, uśmiechając się do wili. -To dwa rodzaje absyntu-piołunówek, ale lekko przysłodzone, czysta mojej roboty, trochę rumu.. Pieszczotliwie nazywana "śmiercią w płynie" przez wszystkich posiadaczy słabej głowy. Wobec niej chyba każda głowa prócz mojej jest słaba, ale igrzyska są otwarte, każdy może spróbować swoich sił. - uznała spoglądając na chłopaka. Właśnie dlatego trzy butelki wydały jej się nędzne. To znaczy, były dwie wersje. Mogła wierzyć w jego dobre i miłosierne intencje i w to, że postanowił się integrować z nią i dziewczyną z czołówki najpiękniejszych person w szkole (zwłaszcza z dziewczyną z czołówki). Mogła także przypuszczać, że chciał je napruć, wykroczywszy w swych działaniach poza wszelkie granice przyzwoitości i dobrego smaku - bo kto na ledwo cztery osoby przynosi cztery butelki alkoholu uznawanego powszechnie za "mocny"? Postanowiła obie te kwestie ułożyć na tej samej płaszczyźnie prawdopodobieństwa. Ale na wszelki wypadek kontrolować stan upojenia alkoholowego koleżanki. Sama nie wiedziała, czy to z sympatii, jaką z niezrozumiałych przyczyn obdarzyła swoją nową znajomą, czy też z otwartej wojny, którą prowadziła z nauczycielką, od czasu gdy została przyłapana na "czynie niecnym". Picie na szkolnej imprezie chyba również się do takich czynów zaliczało.
Przez chwilę patrzył na Effie, w sumie się nie dziwił, że tak szybko udało jej się załatwić kilka papierosów, była przecież bardzo urodziwa. Właściwie zastanawiał się nawet nad tym, czy nie poprosić jej o jednego szluga, zaniechał jednak ten pomysł i ponownie wzrok wbił w Cherrie. - Śmierć w płynie... - powtórzył i przysunął sobie krzesło, po czym zasiadł przy stoliku i zaraz oparł łokcie na blacie. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w piersiówkę. - Nie mam słabej głowy... - mruknął, a na jego twarzy malowała się pełna powagi mina, co w sumie nie pasowało do owego chłopaka i wyglądało dość dziwnie, przez co aż zabawnie - wręcz przeciwnie - dodał mierząc spojrzeniem Cherrie. Był ciekaw czy na prawdę z niej taka twarda zawodniczka, czy tylko blefuje. - Spróbuję - powiedział w końcu, nadal z tym poważnym wyrazem twarzy.
Prawda jest taka, że byle alkohol był dla niej jak substancja neutralna, i choć teraz nie piła go tak często, jak wówczas, gdy mieszkała w Rosji - żeby coś poczuć, musiała mieszać trunki o naprawdę dużej procentowej zawartości alkoholu. Mieszanie alkoholu z reguły dla wielu kończyło się mało przyjemnymi konsekwencjami. Wobec tego, niezależnie od pierwotnych zamiarów chłopaka, uchyliła mu czoła. Jakkolwiek nie zareaguje, i niezależnie od tego czy kierowała nim odwaga czy głupota, za sam fakt podjęcia wyzwania należał się mu szacunek. Przechyliła się, podając mu piersiówkę. Hm. W sumie piołunówki same w sobie należały do najmocniejszych alkoholi na świecie. A co dopiero te będące składnikami wódkoabsyntorumociągdalszynatąpi-czegoś. Ale co tam.
Nie zamierzała tego cudu za pić, choć tak cholernie ja kusiło. Jednakże uznała, że nie będzie testować mieszanki, tak na prawdę z tego specyfiku interesował ją tylko absynt. Jednak wolała napić się go osobno. Pozostałą Ślizgonka przez większość czasu milczała, była albo osobą, która wolała się trzymać na boku, albo też typem jednej z tych naburmuszonych co jakże górnolotnie, przez zazdrość i tego typu sprawy, wszystko się im nie podobało. Któż to wie? Z resztą z czasem się to pewnie rozjaśni, a w owej chwili mało Effy to obchodziło. Ponieważ tamci postanowili testować wynalazek Cherrie, ona sięgnęła po jedną z butelek od chłopaka. - Poczęstuję się - oświadczyła, w jego kierunku, z resztą on obecnie i tak był zajęty rozważaniem kwestii wypicia tajemniczej mieszanki. Tak więc Eff nalała sobie nieco Ognistej, do szklanki w której uprzednio miała poncz.
Cassandrę nie interesowało to, jak się bawi mąż, z kim się bawi i ile ludzi się tam aktualnie znajduje. Była niebywale wkurzona. Gdyby nie fakt, że to właśnie owy Kapitan Phersu niszczy jej piękność, na pewno nie zrobiłaby tego. Pukała i waliła w chatkę gajowego, zanosząc się setką przekleństw i wyzwisk na samą siebie. "Jakże ona mogła być tak głupia!" Nie znosiła, gdy nie odpowiadał lub też, jak też uważała pani Phersu, udawał, że go nie ma. Nawet nie wiedziała, iż pierwsza kłótnia małżeńska, o zgrozo małżeńska, nadejdzie tak szybko! Do Wielkiej Sali uważając na osoby tańczące, pijące, wijące się i nie wiadomo co jeszcze robiące, wleciała czarna sowa o żółtych oczach. Przysiadła dokładnie na ramieniu Pana Phersu, wypuszczając z dzióbka kopertę, czerwoną kopertę. Gdy papier dotknął tylko ciała mężczyzny, uformował dzióbek. - Czy Ty sobie ze mnie kpisz?! Nie wiedziałam, że jesteś do tego zdolny! Na litość boską, tytuł Kapitana zobowiązuje! Jak mogłeś się w ogóle tak zachować?! Zawiodłam się na Tobie! Nie wiem jak to zrobisz, zdematerializujesz się, pojawisz w podskokach lub przyjedziesz na gąsienicy, ale masz być pod Wielkim Dębem za dwadzieścia minut. I ANI SEKUNDY PÓŹNIEJ! Po wykonaniu zadania, karta podarła się, ginąc gdzieś na podłodze, zdeptana przez tańczących.
Skinął Effie głową. - Pij ile chcesz... - mruknął. A co do mieszanki, zapewne kierował się tym drugim, a właściwie to myślał tylko o tym, że nie może się okazać, iż ma słabszą głowę od kobiety, no cóż... Nie wiedział, że tamta jest z Rosji i alkohol pija niczym wodę. Odgarnął do tyłu włosy, podwinął rękawy bluzki i wyciągnął dłoń po piersiówkę. Sam zapach sprawiał, że kręciło się w głowie, a co dopiero stanie się po wypiciu takiej mieszanki. Chłopak przez chwilę wpatrywał się to w piersiówkę, to w jej właścicielkę, ale zaraz "raz kozie śmierć" - pomyślał i przyłożył do ust piersiówkę, po czym przechylił ją i pociągnął dwa łyki. Szybko odstawił trunek na stół. Smak mieszanki wykrzywił mu mordę, zmrużył oczy i zacisnął palce jednej dłoni na blacie stołu, jednak udało mu się przełknąć alkohol. Niemiłosiernie palił w gardle, przełyku, a potem żołądku. Marvolo bał się, że zaraz puści pawia, jednak wytrzymał, chociaż przez dłuższą chwilę milczał, a po plecach przeszły mu nieprzyjemne ciarki. Wysiedzi, czy zaraz spadnie z krzesła lądując pod stołem?
Wpadł na salę spóźniony absurdalnie wiele czasu. Jednak patrząc na to z punktu widzenia każdego ucznia, który zdążył już chociaż trochę poznać Wilka... Było to czymś najzwyczajniejszym w świecie. Wilkie = brak poczucia czasu, a co za tym idzie punktualności. Musiał jednak starannie wyszykować fryzurę i ubrać swój strój - niedorzecznie pozbawiony typowej dlań ekscentryki. Co jak co, ale po Wilku można było spodziewać się czegoś więcej. Włożył biały smukły garnitur, ozdobiony ciągłymi, czarnymi liniami, które sunęły się od ramion, aż po zaszywki marynarki. Guziki rozmieszczono w miejscach typowych dla detektywa rodem lat 20. Kostium ogólnie promieniował tajemnicą. Czarne, lśniące spodnie i lakierki... kapelusz, który ujarzmiał jego poskręcane loczki. To wszystko dodawało mu niesamowitego uroku. Aby dopełnić to niesamowite przebranie, przyozdobił twarz w zimny, cwaniacki uśmiech. Usiadł gdzieś z boku, przyglądając się każdemu z osobna, chociaż z nikim się nie przywitał. Och, ależ wspaniała zabawa! Zapewne długo tak nie wytrzyma, ale znajomi winni chyba przeżyć szok. Siedzi SAM, z BOKU i w dodatku SPOKOJNIE! Na jego marynarce błysnął słabo znak, służący do rozpoznania jego partnerki; przypinka w kształcie ducha.
Cherrie obserwowała go z nieukrywanym zainteresowaniem. Prawdę mówiąc, jego przygotowania, choć mogłyby się wydawać zabawne - niespecjalnie ją rozbawiły. Rozumiała konieczność poczynienia fizycznopsychicznych przygotowań! Z chłodną kalkulacją, przypominającą zachowanie precyzyjnego naukowca - obserwowała kolejne etapy działań chłopaka, a także jego odruchy bezwarunkowe. Ale siedział. Napięcie w niej wzrosło, i już zaczynała unosić brwi, gdy ostatecznie jednak opadł i trafił gdzieś pod stół. Westchnęła ciężko, wzruszając ramionami. Chwyciła piersiówkę, bezproblemowo upiła z niej jeden łyk, zakręciła ją i schowała do torebki. Zwróciła się do swojej "bajkowej koleżanki", przyglądając się jej przez chwilę. -Nie wiem jak Ty, aczkolwiek mimo, iż jest mi go szkoda, to obawiam się, że nie mam ochoty go stamtąd podnosić. A przynajmniej nie na pierwszym etapie "umierania". - rzuciła lekko. To, że piła nieprzyzwoite napoje w konfiguracji nieprzyzwoitej nawet dla mężczyzn, nie oznaczało, że miała siłę mocowania się z bezwładnym ciałem. -Zresztą, to i tak bezcelowe, w końcu sam się obudzi. - objaśniła.
Kiedy tak tańczyli, Brooklyn o mały włos nie zgubiła uszu, tych doczepianych oczywiście. Zabawa na dobre się rozkręciła, więc tańczyli i na zmianę wbiegali na scenę, żeby grać. Ogólnie po tym całym wywijaniu się na parkiecie zaczynały boleć ją nogi, tak też przy niektórych wolniejszych utworach, grała siedząc na stołku. Grali, znów odpoczywali, tańczyli, wracali na scenę. Dosłownie nie mieli nawet chwili, żeby odsapnąć. Może to było i trochę męczące, ale i tak Brooklyn podobał się taki natłok sytuacji. Przynajmniej wieczór mogła zaliczyć do udanych, bo jej partner (i to jaki partner!) się pojawił i naprawdę dobrze się z nim bawiła. Veronique skończyła śpiewać, co Toxic oczywiście zwieńczyła gromkimi brawami. Przy okazji zauważyła, że ze sceny widać tyyyyylu znajomych. A raczej tylu poznała wśród tłumu (do wszystkich oczywiście posyłała olśniewający uśmiech, przez co drgały jej dorysowane wąsiki). Nie mogąc się powstrzymać pomachała do Wilka, który niedawno wszedł do sali. Swoją drogą, nie tak łatwo było go rozpoznać w tak tajemniczym przebraniu! Ale Brook to Brook i każdego pozna, o.