Owego kolejnego, pochmurnego poranka, Valentin nie śpiesząc się, opuścił ciemne lochy. Co prawda nie chciał, bowiem nie lubił tak wcześnie rano jeść, jednakże musiał się napić, kawa była czymś co o tej porze było dla niego konieczne. Nie chciało mu się przepychać znów przez kuchnię pełną skrzatów, więc postanowił, że wypije ją po prostu w Wielkiej Sali. Nieco niewyspany, aczkolwiek jak zwykle w przemyślanie dobranych ubraniach, wszedł do owego pomieszczenia na parterze. Miał na sobie koszulę w biało szkarłatne pasy, a i oczywiście nie zapomniał jednego ze swych archaicznych zegarków, zwisających z kieszeni. Nie rozglądając się po sali skierował się do jakiegoś wolnego miejsca przy stole Slytherinu. Leniwie sięgnął po dzbanek z kawą, aby nalać nieco napoju do kubka. W myślach nieprzerwanie narzekał, że znów siedział po nocy, co za tym idzie, te parę marnych godzin snu na pewno nie były wystarczające. Spojrzał na czarny napój w kubku, mając nadzieje, że nieco go rozbudzi do życia, po czym wypił parę jego łyków.
- Tommy. Znam go. - Uśmiechnęła się. - Niezły jest. - Powiedziała nieznacznie, po czym wzięła kolejnego łyka, nadal nie mogąc dokończyć napoju. - Hmm... Nie wiem. Ale można go o to zapytać. - Dodała gdy zauważyła, że chłopak idzie w ich stronę.
Ostatnio zmieniony przez Melanie Coldwater dnia Sob Paź 09 2010, 22:50, w całości zmieniany 1 raz
Dziewczyna była zaskoczony tym, jak Samael cudownie tańczył! Spodziewała się potknięć lub nadepnięć na jej nogi, jednak wszystko było... perfekcyjnie. Uśmiechnęła się sama do siebie. Widocznie nie doceniłam tego chłopaka. Ślizgonka idealnie dotrzymywała mu kroku ani razu się nie potknęła, ani razu się nie zawahała. Walc był jej ulubionym tańcem, spośród towarzyskich, swojego czasu wyćwiczyła do perfekcji, teraz jednak bała się, że może popełnić jakiś błąd. Jak na razie wszystko szło idealnie.
- Och, dziękuję! - odparła cicho, mile połechtana słowami Krukonki. Nareszcie ktoś ją zauważył! Widziała ją w salonie wspólnym. Nie znała jej. - Ingrith Fayre - poprawiła ją machinalnie. Mogła przedstawić wszystkie pięć imion, ale te dwa wystarczały w zupełności. - Ty również...? - spojrzała na nią pytająco.
-Wybacz mi, Ingrith Fayre! Nazywam się Sverre Haakon. Jestem zaszczcona mogąc cię poznać! - dygnęła jej. Hmm.. To fajniejsza zabawa, niż przypuszczała, ze będzie! -Słyszałam przypadkiem twą rozmowę z... paniczem Samaelem? Nie rozumiem, dlaczego był dla ciebie aż tak ostry! - jej ton wypełnił się bezbrzeżnym oburzeniem. - To nie wypada. Doprawdy, skąd w nim tyle rozgorycznia? Mów, mów Ingrith Fayre. Sierra lubi wiedzieć wszystko o wszystkich. A potem używać to przeciwko nim.
Och, tak. Dziś Samael był jak Kopciuszek, chociaż to niekoniecznie trafne porównanie, biorąc pod uwagę jego płeć. Ale zachowanie, tej nocy i tego wieczoru było zupełnie inne od zwykłego. Co najdziwniejsze... nie czuł się z tym tak źle. Prowadził więc dalej walca, ciesząc się, że Catherine nie burzy ciszy, która była idealnym dopełnieniem tańca pełnego gracji, wdzięku z jej strony i chłodnego wymierzenia każdego kroku, które kryło w sobie nutę ciepła z jego strony. Jednak nic nie trwa wiecznie. Piosenka zakończyła się, wraz z tym ich taniec. Skłonił się przed nią, puste spojrzenie przeszyło na wskroś. - Dziękuję.
- Yhy... Powiedział zagapiony na jakaś inną dziewczynę do Effie. Chwilę potem jak poszła wrócił Tom. - Pamiętaj kto tutaj kogo uczył. Powiedział kumplowi z uśmiechem. - Masz tupet zarywać do dwóch dziewczyn na raz ziomek. Piąteczka. Strzelił piąteczkę z kumplem. - Dobry miałeś traf, w przeciwieństwie do mnie. Odpowiedział wypijając duszkiem cały kubek ponczu. - Musze zdobyć większą ilość tych cudownych słodkości powodujących wysypkę. Muszę zacząć handel jak najszybciej. Mówił chcąc uniknąć tematu jak to bardzo podobała mu się imprezka i taniec. Zażenowany ze swojej postawy siedział z pustym kubkiem w rękach myśląc że pogada z kumplem jakoś normalnie.
Podszedł do Eleny. Nawet nie wiedział czemu. - Siemka. Masz może jakąś parę czy coś? - Zapytał uśmiechając się. Wydała mu się dziwnie znajoma, a zarazem była dziewczyną o niespotykanej urodzie. - Ładnie wyglądasz. - Powiedział znowu się uśmiechając i siadając przy stoliku.
Była zaskoczona tym, ze jakiś chłopak do niej podszedł. -Yy... dzięki...- powiedziała naprawdę uprzejmie, co ją samą zaskoczylo i nawet się do niego uśmiechnęła. -Nie... Na nikogo jeszcze nie trafiłam. A ty?- spytała chłopaka.
- Jestem Bell Rodwick - uśmiechnęła się do dziewczyny. Że też jej nie kojarzyła! Krukonka musiała stwierdzić, że wśród hogwarckich murów wcale nie była taka sławna jak jej się wydawało. Mówi się trudno... - Miło cię poznać, Eleno! Naprawdę miło, będzie mogła potem powiedzieć, że rozmawiała z ową dziewczyną i przeżyła w przeciwieństwie do sarny. Ha, co za wyczyn. Spojrzała niezadowolona na Gryfona który się przypałętał. A to co za jeden? Wcale go nie kojarzyła.
No tak, Shakur olał ją i Angie ale podszedł do Eleny. Strzeliłaby focha ale to nie w jej stylu, więc znów podjęła nieudaną próbę dopicia ponczu do końca. Czekając na reakcje Davis, poprawiła pośpiesznie włosy. - Ja się chyba będę niedługo zwijać. Nie mam pary więc nie mam co robić. - Uśmiechnęła się.
Dziewczyna uśmiechnęła się. To był jeden z najpiękniejszych tańców w jej życiu, co gorsza, z nikim się jeszcze tak nie czuła. I to ją właśnie przeraziło. Ukłoniła się lekko i powiedziała. - Będę musiała już iść Samaelu, ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy! Wyślę ci sowę.- powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy, chociaż tak naprawdę była trochę spanikowana. Chciała jak najszybciej wyjść z wielkiej sali, ale stanowczo nie chciała tego, aby Samael pomyślał, że dzieje się to z jego winy. Wręcz przeciwnie, chodziło tu tylko i wyłącznie o nią. Cath stanęła na palcach - mimo, że miała na sobie szpliki, trochę jej brakowało do Samaela - i pocałowała go w policzek, w podziękowaniu za wspaniale spędzony wieczór, po czym przejechała swoimi palcami, po jego zimnej i bladej ręce. Uniosła trochę swoją czerwoną suknię i szybkim krokiem wyszła z sali.
Ingrith Fayre niemal klasnęła w dłonie. Jakże ślicznie dygnęła! I mówiła bardzo ładnie. To może być początek nowej, wspaniałej znajomości. - Ależ tak, Sverre, masz całkowitą rację. Panicz Yehl potrafi być naprawdę bezczelny! - rzekła, w głosie udzieliło się to samo oburzenie. Jak dobrze, że podzielano jej opinię i trzymano jej stronę! - Ale, doprawdy nie wiem, dlaczego tak jest! On zawsze mnie nie lubił, nie mnie jedyną zresztą - machnęła dłonią, zamkniętą w postaci mglistej, eterycznej energii. Spojrzała na Sverre; niegdyś czekoladowe, dziś poczerniałe oczy przeszyły ją badawczo. - Dlaczego nie tańczysz, moja droga? Czyżby i tobie nie odpowiadało to zgrzytliwe wycie? - wskazała w kierunku zespołu.
Panna Fontaine uciekła od Puchońskiego towarzystwa i zniknęła gdzieś między innymi. Z mieszkańcami pewnych domów, po prostu wiedziała, że się nie dogada. Chyba nie potrafiła. Przez parę piosenek jakie grał zespół, świetnie się bawiła tańcząc w najlepsze, w końcu, zmęczona tym, zwinnie wywinęła się z tłumu, trafiając gdzieś na bok sali. Szybkim ruchem ręki poprawiła jakoś, rozwalone włosy i ruszyła przed siebie. Dochodząc do fontanny z ponczem, przypomniała sobie, że przecież cały czas nosi kokardkę. Szybko ją odpięła, zostawiając gdzieś obok szklanek. Ze swoim napojem ruszyła do wolnego stolika. Usiadła, zakładając nogę na nogę i spoglądając na charyzmatyczny zespół, popijała napój.
Gdy zobaczyła nagły zwrot kroków Shakura, myślała, że umrze ze śmiechu. Dobrze, że nic nie pila, bo zaczęła się naprawdę głośno śmiać. Chwyciła się za brzuch, ale szybko się podniosła by poprawić dekolt. - Dwa Gryfki. - Zaironizowała dalej dławiąc się śmiechem. - Parę zawsze można znaleźć, jak widzisz moja też się zgubiła. No chyba, że wbiję do Wspólnego i kogoś uwiodę. - Rozmarzyła się. Nawet David zniknął! - Tyyy, może Dav i Emma poszli gdzieś sam na sam? - Zasugerowała.
Ostatnio zmieniony przez Angie Davis dnia Sob Paź 09 2010, 23:09, w całości zmieniany 1 raz
Chciał za nią rzucić, że to bezsensowne, bo nie odczyta żadnego listu, chyba że posiadła zdolność pisania Braillem. Otrzymawszy całus w policzek, stał kilka chwil jak wmurowany w ziemię. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zniknęła, przestrzeń przed nim wypełniła się nagle pustką, zapach perfum powoli zanikał wśród innych. Z trudem przecisnął się przez tańczących ludzi i zasiadł przy pierwszym lepszym stoliku. Zostawił gdzieś swoją laskę. Mógłby ją, co prawda, przywołać, ale w locie zapewne zwaliłaby z nóg co najmniej kilka osób, uderzając je w głowy. A dziś nie miał na to ochoty, nie w tej chwili. Laski i ponczu, panie i panowie, Samael dobitnie odczuł swoje człowieczeństwo związane z takimi trywialnymi potrzebami.
- Nie ma za co. - Odpowiedział szybko. - Ja też nie mam pary. Ale teraz chyba już ją znalazłem. - Zażartował Shakur. - Dziwi mnie to, że taka piękna dziewczyna jak ty, siedzi sama przy stoliku. Chyba to nie zabrzmiało tak jak w mugolskich filmach? - Zapytał śmiejąc się. - Bo mówię to jak najbardziej szczerze. - Puścił Gryfonce oko.
- Taaak, to doskonały pomysł - powiedział rozpromieniony i jakby wyrwany z transu. Co mógł poradzić na to, że zapatrzył się na te wszystkie pary i wsłuchiwał się w rytm muzyki? A co do alkoholu, to musiał się zgodzić. Przecież gdyby wymagała tego sytuacja, to poszedłby po niego do samego Vegas. - Mhmm, Murrey`a -przytaknął. - W każdym razie pewnie lepiej, niż im - powiedział nieco kpiąco. Skoro miał się nie przejmować, to niech tak będzie. Znów dostrzegł ten cudowny uśmiech, ale tym razem jego reakcje nie były tak emocjonalne. Uff, może w końcu choć trochę przywyknął do jej uroku. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, jaką głupotę palnął. Przecież on nigdy nie tańczył! No, przynajmniej nie po trzeźwemu. Ale skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć i B. - Chodźmy zatem - powiedział z uroczym błyskiem w oku i iście ujmującym uśmiechem, chwytając ją za rękę i prowadząc na sam środek parkietu. W końcu wszyscy muszą zobaczyć tą piękność w tańcu. Zapomniał o tym, że nie umiał tańczyć i muzyka była tak bardzo szybka. Wczuł się w rytm i prowadził Alexis w tańcu, niczym zawodowiec. Niechcący muskał dłonią jej talię, biodra, włosy. Czuł cudowny zapach, ilekroć była bliżej. Same te gesty, przy bliskości ciał przez zaledwie cienki materiał jego koszuli i jej sukienki był czymś cudownym. Jeśli tym jej nie przekonał, to doprawdy już lepiej nie umiał.
- Niewykluczone. Ale ja i tak za nim nie przepadam. - Wyznała szczerz. Prawda byłą taka, że David ją irytował. - A co? Jesteś zazdrosna? - Zapytała i przyjacielsko szturchnęła ją łokciem. Wreszcie udało jej się dopić poncz, więc wesoło odłożyła szklankę na stolik.
Ostatnio zmieniony przez Melanie Coldwater dnia Sob Paź 09 2010, 23:15, w całości zmieniany 1 raz
Kiedy Ruby zakończyła taniec z niewidzialnym partnerem uśmiechnęła się lekko i ukłoniła, po czym podeszła do fontanny z ponczem. Przepychała się przez chwilę, a potem usiadła znów na krześle, które wcześniej postawiła pod sceną. Powrócila do wąchania ponczu. Przyglądała się wszystkim i całkowicie wyłączyła się na muzykę, bo od dawna już ją męczyła. Teraz czuła tylko dragania. Bal nie był w sumie ciekawy. Miała nadzieję na cos lepszego.
Sver obserwowała niewidomego. Oj, był tak nieporadny bez swojej partnerki! Chyba mu się spodobała, stał jak wmurowany, wachałą się, wylgądał trochę, jakby szargały nim emocje... Och, jakie to smutne. No, nie do końca. Z resztą, co za idiotka, zostawiła go na środku sali, pomiędzy ludźmi bez laski? -Nawet nie tyle - odpowiedziałą ze smutkiem. -Partnerem na dzisiejszy bal okazała się być kobieta. - pokręciłą głową z dezaprobatą. -Choć muzyka, rzeczywiście, mogłaby być lepsza. Przyzwyczaiłam się do szwedzkich zespołów, nie są aż tak fanaberyczne jak ten tutaj - pomachała rąbkiem niebieskiej sukienki. Widziała, że spodobała się Ingrith Fayre. I to było dla niej cudne. Lubiła owjać sobie innych wokół palca i być adorowana. To doprawy cudne uczucie!
Z jej ust wyrwał się donośny śmiech. Na prawdę, była nastawiona na coś o wiele wiele gorszego. I z nów musiała podziękować Bogu, za partnera. Ach ta przeklęta niesprawiedliwość losu. Jak zdążyła zauważyć nie wiele par bawiło się tak dobrze jak ona. I nie tylko dlatego, iż podobało jej się imię William. Mogła na chwilę uciec myślami od całego szarego świata. Raz czy dwa zerknęła w stronę Jaya i jego przygłupiej towarzyszki, ale teraz wolała po prostu genialnie się bawić. - William, myślałam, że żartujesz z tym tańcem - powiedziała z zaskoczeniem. Jeszcze chyba nigdy nie tańczyła z kimś tak dobrym. Ona, jako pół wila taniec i grację miała we krwi. Ale krukon musiał uczyć się latami. - Nie kłamałeś, mówiąc, że włosi genialnie tańczą - zauważyła. - Ile lat trenowałeś? Bo nie wierzę, że to bierze się samo z siebie.
Tak naprawdę, zauważyła to, że Melanie nie przepada za Davidem już jakiś czas temu, ale postanowiła udawać, że w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy. Lubiła takie gierki, chyba zdążyli to zauważyć. - No coś ty? Serio? Dlaczego? - Zapytała udając zdziwienie. - Taaak, bardzo zazdrosna Rawr. - Podniosła rękę, udając, że chce ją podrapać. - Wiesz, może czasem, ale tylu fajnych chłopaków na sali, ze nie ma co, heh. - Rozglądnęła się za alkoholem. Nie wierzyła, że może to być impreza bez tego trunku!
Kiedy Alexs się śmiała, William musiał jeszcze bardziej uważać, by przez dekoncentrację nie podeptać nóg Ślizgonce. - Uff, ale widzę, że to dobre rozczarowanie! - powiedział zanosząc się śmiechem. Kto by pomyślał? Przecież William był beznadziejny w tańcu! Ale cóż, może kiedy całkowicie podda się rytmowi i w dodatku z ośmielającą partnerką, to wszystko jest możliwe. - Mówiłem, że właśnie tak pokaże Ci, jak gorący potrafimy być - powiedział, uśmiechając się do dziewczyny. - I widzę, że nie poszło mi najgorzej - dodał, a gdy już skończyli tańczyć pocałował ją w wierzch delikatnej dłoni, dziękując za taniec. Przecież Joyce`owe maniery obowiązywały zawsze i wszędzie. - Przestań no, bo zarumienię się jeszcze bardziej - poprosił dziewczynę, już martwiąc się, żeby nie wyglądać jak burak. I tak było już mu całkiem ciepło po tańcu w takim tłumie. Oczywiście nie był czerwony, a jedynie na gładkich policzkach pojawiły się rumieńce. - Tak naprawdę, to w ogóle nie trenowałem. Wiesz, jeszcze do niedawna nie wszedłbym na parkiet na trzeźwo - przyznał, biorąc ją za rękę i prowadząc w stronę stołu. - Zdaje mi się, że to ty mnie tak ośmieliłaś - powiedział ze swoim nieodłącznym włoskim akcentem.
Parsknęła śmiechem, kto jak kto ale ona potrafiła ją rozbawić. - Co ty tak się rozglądasz? - Zapytała automatycznie, chociaż mogła się tego spokojnie domyśleć. - Yyy.. Zaraz wracam. Ten poncz źle podziałał mi na pęcherz. - Zaśmiała się i wyszła z sali, wracając po dłuższej chwili.
- A co nie wolno? - Zrobiła cwaniacką minę, ale zaraz dodała resztę. - Alkoholu szukam i jakoś nie widzę. Żałosne. Impreza bez alkoholu? Jak tak dalej pójdzie to skoczę do lochów po swoje zapasy... - Zamyśliła się na chwilę, ale Mel jej przerwała. Oznajmiła, że wybiera się do łazienki, tak więc, Davis ucieszyła się na te słowa. Łazienka była dalej niż lochy, przynajmniej tak się jej wydawało. Gdy tylko Coldwater zniknęła za drzwiami i to powolnym krokiem, ona puściła się biegiem jak głupia, w kierunku dolnych pokładów Hogwartu. Musiała przyznać, że bieg na szpilkach, nie należał do prostych. Przy Williamie prawie by się wywróciła, ale chwyciła się go i pobiegła dalej. Miała nadzieję, że się nie wygłupiła, w końcu on był taki fajny... Po jakimś czasie wróciła na górę, ale jednak Melanie była szybsza. Pomachała jej siatką przed oczami uśmiechając się lubieżnie. - Zgadnij co tu mam? - Cmoknęła uroczo. - Alkooohol. Idziemy w róg, zobaczymy kto się dołączy do naszej mini imprezki. Ha!
Dygnęła, w podziękowaniu za taniec. Było fajnie, bardzo fajnie. Jendal - Na pewno ja. Któż by inny miał na ludzi taki zbawienny wpływ. - powiedziała nieskromnie, a jej wzrok na sekundę powędrował gdzieś daleko. I nie, wcale nie w stronę Jaydona. Poklepała Williama po policzku. - Nie rumień się, bo będziesz wyglądał jak dziewczyna - powiedziała i skierowała się w stronę fontanny z ponczem. - Zaschło mi w gardle, idę się napić - poinformowała. Alexis zdecydowanie nie należała do osób posiadających jakąkolwiek kondycje. Ten taniec, całkowicie ją wyczerpał, musiała chwilę posiedzieć.