Owego kolejnego, pochmurnego poranka, Valentin nie śpiesząc się, opuścił ciemne lochy. Co prawda nie chciał, bowiem nie lubił tak wcześnie rano jeść, jednakże musiał się napić, kawa była czymś co o tej porze było dla niego konieczne. Nie chciało mu się przepychać znów przez kuchnię pełną skrzatów, więc postanowił, że wypije ją po prostu w Wielkiej Sali. Nieco niewyspany, aczkolwiek jak zwykle w przemyślanie dobranych ubraniach, wszedł do owego pomieszczenia na parterze. Miał na sobie koszulę w biało szkarłatne pasy, a i oczywiście nie zapomniał jednego ze swych archaicznych zegarków, zwisających z kieszeni. Nie rozglądając się po sali skierował się do jakiegoś wolnego miejsca przy stole Slytherinu. Leniwie sięgnął po dzbanek z kawą, aby nalać nieco napoju do kubka. W myślach nieprzerwanie narzekał, że znów siedział po nocy, co za tym idzie, te parę marnych godzin snu na pewno nie były wystarczające. Spojrzał na czarny napój w kubku, mając nadzieje, że nieco go rozbudzi do życia, po czym wypił parę jego łyków.
- Dzięki. -Pewnie normalnie wystawiła by język, na którym widniał kolczyk, ale się powstrzymała. Wzięła od niego szklaneczkę czekając na odpowiedź, jak ma na imię. David tańczył z Emmą. Davis wywróciła oczami. Lepszej partnerki nie mógł sobie znaleźć, żałosne. Mimo, że miała nic jej nie gadać, nagle nabrała na to ochoty. Pewnie jeszcze zdąży. Spojrzała na znajomych Tommy'ego. Może ją pozna?
- Witam - mruknął. Głos pozbawiony został nagle pewności, którą zyskał dzięki towarzystwu Jacqueline i kilku kieliszkom ponczu. Wygładził nerwowo przydymioną półbiel eleganckiej szaty, poprawił wysoki kołnierz z czymś na rodzaj trykotu. Płowe włosy były przygładzone, biała laska w dłoniach dopełniała wyglądu staroangielskiego dżentelmena. - Miło słyszeć w końcu głos mej wybranki z broszką w kształcie róży. Jestem Samael Yehl - skłonił się lekko.
Mia należy do osób, które całymi dniami mogłyby leżeć na kanapie i nie robić kompletnie nic, lecz czasami potrafi być wulkanem energii. Jednak na ile jeszcze starczą jej zasoby? Dziewczyna ma nadzieje, że na długo. Mia samowolnie się okręciła dookoła i znów kiwała. Mimo zainteresowania osobą Twana nie umknęło jej przybycie Daisy. Ta kobie to dopiero ma charakter! Mia ponownie się zaśmiała. - Lepiej nie zbliżajmy się przez jakiś czas do stolików - powiedziała do Gryfona. Zastanawiała się czy zacząć paplać czy nie mówić nic i dalej tańczyć? Ale o czym Mia mogłaby gadać, jak nie o sobie, a tego pewnie chłopak nie chciałby słuchać.
Spojrzał na idącego Tommy'iego doszedł do wniosku że ten gość to ma farta. - No siema. Odpowiedział przyjacielowi. - Ten gość ma jakiegoś niesłychanego farta... Pomyślał kolejny raz zanurzając szklankę w napoju i upijając spory łyk. - Przedstawisz nas sobie? Powiedział do Tommy'iego chcąc poznać jego partnerkę.
Tańczył z Bell, po czym odezwał się. - Całkiem przyjemny bal. Po chwili okręcił ją lekko dzięki czemu znalazła się bliżej niego. - Nie uważasz? Zakończył pytanie, po czym zrobił Bell przechył do tyłu.
Rudowłosa zmierzyła nieco gniewnym wzrokiem towarzysza. A zegarek masz? - Jacqueline - stwierdziła sucho, wygładzając sukienkę. Potem zdjęła z nadgarstka chustkę i rzuciła na jakieś krzesło. Od razu lepiej. Miała nadzieję, że Jared nie będzie frajerem i przynajmniej przyjemna rozmowa uratuje to spotkanie od klęski.
-Nie chcesz tańczyć? To po co ja tu przychodziłem? David nienawidził osób które przychodzą na dyskotekę i nie tańczą. Marnują tylko czas. A może lepiej znaleźć inną parę. Jeżeli dziewczyna się nie ruszy to napewno to zrobi.
- Przepraszam za spóźnienie, miałam parę spraw do załatwienia, jednak widzę, że i tak nie za dużo osób się tu pojawiło. - powiedziała szczerze. Samael prezentował się bardzo ładnie, ubrany był w stylu, który stanowczo odpowiadał Cath, ona zaś miała założoną na siebie czerwoną jak krew suknię, z głębokim wcięciem na plecach i czarne szpilki. Wszystko pasowało to jej niezbyt mocnego makijażu i niedużej kopertówki, którą trzymała cały czas przy sobie. - Jestem Catherine Thomas. - powiedziała dziewczyna, a kąciki jej ust lekko się uniosły. - Oczywiście możesz mi mówić Cath.
Westchnęła, obserwując tańczących. No, przynajmniej sobie nóg nie powykręcam! Nie jest źle, siedzę tu sobie sama i gapię się na... zorientowała się, że perfidnie obserwuje Jaydona, tańczącego z Gryfonką. Odwróciła wzrok, który zaraz wbiła w ścianę. Ale ta nie była odpowiednim obiektem obserwacji! Zmusiła się do powstrzymania dziwnego, piekącego uczucia. Zazdrosna Audrey? Ciekawe, rzadko się zdarzało. Przerzuciła spojrzenie na kolorowe lampiony, udając, że bardzo ją fascynują. Może ktokolwiek podejdzie? No bez przesady, nie wyglądała dzisiaj najgorzej! Westchnęła mimowolnie. Świetna zabawa, nie ma co! Znudziło jej się wgapianie w światełka. Uznała, że ciekawiej będzie poobserwować, kto kogo wylosował.
- Tak, właściwie tak - odparła bez większego zastanowienia. Nie mogła powiedzieć, że bal jej się nie podobał. Właściwie to nie wydarzyło się jeszcze nic takiego, co mogłoby spowodować u niej powstanie takiej opinii. Nie zbłaźniła się, nie zrobiła sobie nic, nie oblała się. No i trafiła na możliwego partnera, co też było ważne. Jak na razie nie zamierzała spisać tego wieczoru na straty. - A Tobie? - dodała. Oczywiście, nie mogła nie zauważyć obecności uzdrowicielki Daisy, która, gdzie tylko się pojawiała, robiła zamieszanie. Nie przejmowała się jednak nią. Było tu tyle ludzi, że nie powinna zauważyć Gab, która uciekła jej niedawno spod nosa. Jej żadna operacja nie była potrzebna, co Daisy próbowała wmówić.
- On jeszcze sam mi się nie przedstawił, więc wiesz. - Zaśmiała się. Może po prostu nawet o tym nie wiedział. W końcu był w parze z samą Davis! Szukającą Slytherinu! - Angie jestem. - Upiła trochę ponczu, patrząc to na jednego, to na drugiego. - A wy? - Widocznie tak miało być. Musiała przejąć inicjatywę. - Wiesz, trochę się spóźniłam, tak robią gwiazdy. - Uniosła delikatnie spojrzenie. Miała nadzieję, że nie zabrzmiało to tak, jakby się przechwalała.
Ostatnio zmieniony przez Angie Davis dnia Sob Paź 09 2010, 20:48, w całości zmieniany 1 raz
Podskakując, z nudów, bo przecież nie poprosi jakiegoś pierwszoroczniaka do tańca, przemierzała Wielką Salę. Ach, te zapachy! Schrupała by to wszystkich przystojniaczków! A trzeba przyznać, że było ich sporo! Niemal każdy (właściwie to prawie na pewno każdy), którego mijała, został nazywany „moją kiełbaską”. Och, bo czy to określenie w ustach Daisy nie brzmiało niczym melodia, pomimo jej głosu, który nie nadawał się do śpiewu? Po dłuższej chwili, nie widząc sensu w chodzeniu, opadła, obijając sobie pośladki o zimną podłogę. Pozostało czekać. O, nie, wychowywana była w przeświadczeniu, że to mężczyzna musi poprosić do tańca. Tak więc czekała. Nie uwierzycie, jak to się ona ucieszyła, kiedy ktoś się nią zainteresował! I to taki przystojniak! Skądś go kojarzyła, ale nigdy nie miała pamięci do imion czy dat. W czym to człowiekowi przeszkadza? Ważne, ze nikt nie podważy jej autorytetu w Mungu. Nawet ta jakaś szalona rodzinka jej pacjentki. Poderwała się z podłogi, otrzepując swe jędrne pośladki z brudu. - Ależ oczywiście, oczywiście! Z takim przystojniakiem ja mogę wszystko! Złapała mężczyznę za rękę, ciągnąć bliżej sceny z zespołem. Muzyka… kochała ją! Po drodze parokrotnie nadepnęła Morpha na nogę, ale, nie przejęta tym, ciągnęła go dalej.
Zauważył Aud i spostrzegł, ze ma złotą broszkę. Cóż teraz będzie musiała poczekać bo w tym momencie jest oddany Bell. Pewnie Audrey nie wie jeszcze kto jest jej partnerem. Będzie to dla niej niespodzianka.
- A tak, wiem. - Powiedziała Ruby znów unosząc rubinowe oczy i patrząc na chłopaka. - Ale to wszytsko wina Ruby. - Powiedziała z wyrzutem i pogardą. Czasem rozmawiała ze sobą, kiedy nie było z nią tak źle, jak źle mogłoby być. Czyli bardzo rzadko. Ale taki oto przypadek wystąpił tego wieczora i albinoska przekomarzała się z samą sobą. Dopiła poncz, a teraz musiała zwlec się z krzesła i podążyć w kierunku fontanny, by zdobyć jeszcze kieliszek. - Pff. Nie chce mi się wstawać. - Jęknęła i zanurzyła białą głowę między kolanami, które pokrywała czarna suknia. Jej głowa nie napotkała niczego twardego w stylu stołu, co miała nadzieję spotkać, więc znów podniosła się do pionu i ze zrezygnowaniem wpatrywała się przed siebie, co skutkowało tym, że jej wzrok znów spoczął na ślizgonie.
- No tak... zapomniałem sie przedstawić. Ja jestem Tommy, a to Simon. - powiedziałem widząc, że dziewczyna zdecydowanie przejęła inicjatywę. Nie przeszkadzało mi to. Upiłem troszkę ponczu, po czym zostawiłem go na fontnnie . Konkretnie na miesjcu na którym można było usiąść. Sczerze troszkę zabrzmiało to tak jakby się ona przechwalała, ale nie przeszkadzało mi to. Po mniejszej bo mniejszej chwili zapytałem: - Zatańczymy?
- Przepraszam za spóźnienie - powiedział. Szczerze, oczywiście. Sam też nie lubił czekać i właśnie pluł sobie w brodę, za to, że tak się spóźnił. Rozejrzał się. Dostrzegł Audrey, która nie miała dobrego nastroju. Czyżby ominęło ją losowanie? A może uciekała od pary? Pomachał do Gabrielle, którą wyłapał spojrzeniem. I oczywiście Daisy, jakżeby inaczej! - Chcesz zatańczyć, czy wolisz posiedzieć? - zapytał, podając jej dłoń i kłaniając się lekko.
Odetchnął z ulgą, gdy minęło już trochę czasu, a on dalej nie poznał swojej partnerki. Może jednak owa dziewczyna zmieniła zdanie i tym samym okazało się, że Nathan ma prawdziwe szczęście? Ledwie stracił ochotę na bal, a tu już nie musiał z nikim się przechadzać po sali... czy tym bardziej tańczyć. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie do góry. Kto powiedział, że samemu nie można się bawić lepiej niż z kimś? Musi się napić za jakiś czas.
Trochę ją zatkało. Nie wiedziała co odpowiedzieć. - Po prostu nie chcę się narzucać, nie chciałam żebyś tak to odebrał - powiedziała nieco zaskoczonym głosem. Rzeczywiście nie chciała go obrazić, poczuła się trochę głupio, teraz zdała sobie sprawę, że naprawdę głupio to zabrzmiało.
-To tańczysz? Ja mogę pochodzić po Hogwarcie albo znaleźć chętną do tańca pełno dziewczyn czeka na swojego wybranego. Wypił jeszcze jedną szklankę czekolady. Nie wiedział czy iść do kogoś innego czy nie.
Skinął głową, stuknął lekko białą laską o posadzkę i oparł ją o stół. Wciąż jednak trzymał się zadziwiająco prosto i dostojnie. - Zatem, Cath, może masz ochotę zatańczyć? - wydusił z siebie. Tak naprawdę, miał nadzieję, że dziewczyna odmówi w obawie o własne nogi. Ta muzyka zupełnie mu nie odpowiadała, krzykliwa, chaotyczna, bezsensowna. Chyba, że zagrają jakiś wolniejszy kawałek. Mało kto o tym wiedział, ale Samael umiał tańczyć walca. Ha.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Lorelei wybrała się na rocznicę bardzo ładnie. Przecież trzeba było zrobić wrażenie! Zdecydowała się na fiolet, który wyglądał oszałamiająco z jej czarnymi włosami. Delikatna sukienka odkrywała zgrabne nogi, szczupłe ramionka oraz podkreślała krągłości, które oczywiście miała. Do tego długi łańcuszek, z czarnymi koralikami jako zawieszka, masa srebrnych, okrągłych bransoletek oraz buty na obcasie. Weszła na salę bez uśmiechu, obserwując pary z takimi samymi rzeczami. Tam niebieska chusta, tu srebrna broszka. A Lorelei nie miała takiego, czym wyróżniała się z tłumu. Rozejrzała się, szukając jakiegoś wolnego mężczyzny.
- Całkiem przyjemny - powtórzyła, posyłając Gryfonowi krótki uśmiech. Odchyliła się do tyłu, przez krótką chwilę widziała sylwetki osób tańczących tuż za nimi, jednak nie potrafiła ich rozpoznać. Tańczyli jeszcze chwilę, aż piosenka się skończyła. - Może pójdziemy czegoś się napić? - zaproponowała, mając nadzieję, że chłopak przystanie na jej propozycję. Jak nie, to pójdzie sama, a co.
- Obiecuję, że będę świetnym partnerem. - Zapewniła ją śmiejąc się radośnie. - Umiem świetnie tańczyć. Chwyciła dłoń dziewczyny i pociągnęła ją za sobą wprost do wielkiej sali, gdzie impreza już zdążyła się rozkręcić. Większość nadal wybierała bezpieczne rozmowy na bokach pomieszczenia, choć zdarzało się kilka odważnych par, które królowały na parkiecie, wyginając się w rytm muzyki. - Ładnie wyglądasz. - Skomentowała przyglądając się Rose. Nigdy nie widziała jeszcze aby dziewczyna miała na stopach inne buty niż sportowe. Może była to wina faktu, że nie widziały się zbyt często.
-Nie jest źle -odparł-Na początku zamierzałem zostać w dormitorium z książką lub gitarą , ale byłem ciekawy jak wyjdzie im to losowanie .Nie przepadam za dużymi imprezami.-przyznał się. Pogoda musiała być teraz wspaniała .Przynajmniej dla Gabriela ,zawsze lubił wieczorne spacery .Czuł się wtedy bardzo spokojny , mógł wsłuchiwać się w wiatr i nie musiał niczym przejmować. Samotność stała się jego najlepszym przyjacielem gdy uciekł od ojca .Nocował wtedy gdzie popadnie i nie miał kiedy zastanawiać się nad przyszłością .Co prawda miał kilkoro przyjaciół ale to były wyjątki zwykle wszystkich odtrącał ...
No, no. Bilans imprezy rozpoczęty. Już dwie nowo poznane osoby w ciągu pół godziny. Całkiem nieźle. - Pewnie, zatańczmy. - Odparła gładko Tommy'emu i mrugnęła do Simona. Może w ten sposób zaskarbi sobie kolejny taniec? - Z której jesteś klasy? - Zapytała, gdy odłożyła poncz i szła głębiej ku środkowi, by zatańczyć. Ludzie na parkiecie bawili się, jednak były też osoby, które siedziały z boku sali i były dosyć sceptycznie nastawione na dalsze trwanie balu. Zobaczyła swojego kuzyna z boku, który szeroko się uśmiechał. Wiedziała, że jemu takie samotne posiedzenia bardzo się podobają. To było zabawne.
Ach, ta Daisy! Fascynująca kobieta. Z rozrzewnieniem pomyślał o swoich stopach, które już nigdy nie będą takie same. Chyba będzie musiał wybrać się do Skrzydła Szpitalnego... Ale jak-ona-tańczyła! Ach! Miód! Cała jej gracja, swoboda i wdzięk ruchów ujawniły się właśnie. Morpheus był zaszczycony, że może tańczyć z tak niesamowitą istotą. - Jesteś wspaniała! - powiedział z podziwem w głosie. Pary uciekały w popłochu, gdy Morpheus i Daisy oddawali się bez reszty przepięknemu tańcowi.